Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
23 osoby interesują się tą książką
Ta książka to fascynująca podróż w czasie, która pokazuje, że starożytność jest nam bliższa, niż mogłoby się wydawać.
Mezopotamia – kolebka cywilizacji. To tutaj powstały pierwsze miasta i system pisma, tu zrodziło się rolnictwo, medycyna, astronomia i mity, które ukształtowały kulturę całego świata. Ale znaczenie tej starożytnej cywilizacji to coś więcej niż wynalazki – to ludzie, którzy jako pierwsi zapragnęli, by ich historie nie zostały zapomniane.
Historyczka Moudhy Al-Rashid zabiera nas w podróż przez życie codzienne starożytnych mieszkańców Mezopotamii. Od cegły, będącej podstawą mezopotamskiej architektury, poprzez tabliczki szkolne odsłaniające ponadczasowe troski uczniów, aż po kamienny obelisk świadczący o ogromnych przepaściach społeczno-ekonomicznych.
Dawni mieszkańcy Mezopotamii chcieli zostawić po sobie ślad – dziś, po tysiącach lat, ich historie ożywają, ukazując nam bogactwo najstarszych dziejów ludzkości.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 424
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału: Between Two Rivers: Ancient Mesopotamia and the Birth of History
Copyright © Moudhy Al-Rashid 2024 Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2025 Copyright © for the Polish translation Fabian Tryl, 2025
Redaktorka inicjująca: Paulina Surniak
Redaktorzy prowadzący: Oliwia Łuksza, Bogumił Twardowski
Marketing i promocja: Dominika Dańczak
Redakcja: Anna Gądek
Korekta: Małgorzata Tarnowska, Magdalena Owczarzak
Projekt typograficzny i łamanie: Stanisław Tuchołka | panbook.pl
Projekt okładki oryginalnej: Holly Ovenden
Adaptacja okładki i strony tytułowe: Magda Bloch
Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.
ISBN 978-83-68610-53-6
Wydawnictwo Poznańskie Sp. z o.o. ul. Fredry 8, 61-701 Poznań tel. 61 853-99-10redakcja@wydawnictwopoznanskie.plwww.wydawnictwopoznanskie.pl
Konwersja do formatu ePub 3: eLitera s.c.
ana labbī libbīya
Dla moich małych lwiątek
Nad rozległymi ruinami miasta Ur wznosi się olbrzymia, niemal trzydziestometrowa piramida schodkowa. Samo miasto pierwotnie zlokalizowane było u ujścia rzeki Eufrat płynącej przez rozległe pustynne rejony dzisiejszego południowego Iraku. Jednak tysiące lat temu rzeka wielokrotnie zmieniała swoje koryto i ostatecznie zmusiła mieszkańców Ur do opuszczenia wyschniętego obszaru. Pośród ruin starożytnego miasta, w cieniu piramidy, znajdują się liczące ponad dwa tysiące lat pozostałości niewielkiego pałacu zbudowanego dla księżniczki. Przez tysiące lat większa część Ur pozostawała pogrzebana głęboko pod ziemią i dopiero po pracochłonnych, starannych wykopaliskach miasto zaczęło zdradzać swoje liczne starożytne sekrety.
W latach dwudziestych XX wieku archeolodzy zaczęli stopniowo odsłaniać pałac księżniczki, gdzie odkryli pozornie zwyczajną komnatę, mocno nadgryzioną zębem czasu, ale za to z nienaruszoną ceglaną podłogą. Pokrywały ją grube warstwy kurzu i starożytnych śmieci. Odkrywcy początkowo wątpili, czy znajdą jakiekolwiek ślady po jej pierwotnych mieszkańcach. Jednak w ciągu kilku kolejnych dni udało im się uprzątnąć wystarczająco dużo gruzu, aby odsłonić niezwykłą kolekcję zabytków. Ku ich zdziwieniu praktycznie każdy znaleziony przez nich przedmiot pochodził z innej epoki dziejów Ur – tylko część można było datować na czasy, gdy wzniesiono pałac. Nasuwało się pytanie: dlaczego ten pozornie przypadkowy zbiór przedmiotów, które dzieliły setki lat, znalazł się w jednym pomieszczeniu? Odkrywcy stanęli w obliczu prawdziwej zagadki archeologicznej.
Każde wykopaliska archeologiczne zaczynają się na powierzchni. W miejscu, w którym nie prowadzono wcześniej prac, widoczne jest często wyraźne wzniesienie przypominające rozdęty do granic możliwości brzuch brzemiennej kobiety. Czasami jedynymi wskazówkami sugerującymi, że pod warstwami piasku i ziemi coś się ukrywa, są potłuczone cegły, roztrzaskane ceramiczne szczątki i fragmenty bitumenu. Ślady te dowodzą jednak, że owo wzniesienie, zwane po arabsku tell, nie jest typowym geologicznym tworem. To nie jest zwykłe wzgórze ani nic podobnego – pod ową niepozorną masą ziemi kryją się pozostałości historii, które pogrzebał czas.
Wiele lat temu, w trakcie kolacji, pewien prawnik, którego dopiero co poznałam, zapytał mnie, dlaczego aby coś znaleźć, archeolog musi kopać. Pytanie to nieco mnie dotknęło, bo przecież archeologia wcale nie jest łatwym zajęciem. Dlaczego budynki nie wznoszą się na powierzchni? Dlaczego znaleziska znajdują się tak głęboko i tak trudno się do nich dostać? Na każde pytanie zadane w tej rozmowie, która szybko zaczęła przypominać przesłuchanie, niezmiennie padała ta sama szczera odpowiedź: winni są temu ludzie. Gdziekolwiek są ludzie, zostawiają po sobie całe warstwy nagromadzonych przez nich śmieci. Zbudowany z błota dom wznoszony jest na fundamentach starego domu, który popadł w ruinę. Należące do jego mieszkańców zniszczone przedmioty zostają pogrzebane pod nowym budynkiem lub z czasem woda przenosi je na ulicę, która z kolei także jest podnoszona o kilka centymetrów ponad poziom swojej poprzedniczki. Dzieje się tak raz za razem, co prowadzi do utrwalenia w jednym miejscu śladów po ludziach, którzy zamieszkiwali kolejne warstwy osadnicze. W przypadku Ur ślady cywilizacji sięgają niemal dwudziestu metrów pod powierzchnię gruntu.
Archeolodzy wręcz uwielbiają takie śmieci. Za pięć tysięcy lat archeolog przeszukujący mój kosz na śmieci znalazłby między innymi charakterystyczne opakowania Amazona, górę pojemników po jogurtach i puste pudełka po psich przysmakach. Na tej podstawie mógłby dojść do wniosku, że mam mniej lub bardziej udomowionego psa, nie mam nietolerancji laktozy oraz jestem wyznawczynią bóstwa zwanego „Amazon”, które ikonograficznie wyobrażano pod postacią bezimiennego uśmiechu zakończonego na jednym krańcu strzałką (lub jak twierdzi komik Jimmy Fallon, stylizowanym penisem). Z tego, co wyrzucili ludzie, można dowiedzieć się naprawdę wiele o ich kulturze, a warstwy, które po sobie pozostawiają, to właśnie powód, dla którego musimy kopać.
Niektóre zabytki wznoszą się jednak na tyle wysoko, że pozostają odporne na gromadzące się na nich szczątki zostawione przez ludzi, którzy już dawno odeszli z tego świata. W przypadku Ur dominująca nad jego centrum piramida schodkowa – ziggurat – nigdy nie zniknęła całkowicie pod ziemią, jak to się stało z większością miasta. Jeszcze tysiące lat po tym, jak położono jej pierwsze cegły, budowla nadal stała, podczas gdy u jej stóp znajdowały się dużo mniej okazałe budynki. Powstały w jej cieniu pałac księżniczki zbudowany został za życia jego właścicielki, w VI wieku p.n.e., kiedy Ur było kwitnącym miastem w regionie znanym jako Mezopotamia. Ta ostatnia nazwa pochodzi od greckiego słowa oznaczającego „między rzekami”, ponieważ obszar ten był położony pomiędzy rwącym Tygrysem i leniwym Eufratem. W języku arabskim nazwa regionu brzmi bilad bein al-nahrein – „kraina między dwiema rzekami” – i również nawiązuje do Tygrysu i Eufratu, podkreślając znaczenie tych życiodajnych źródeł wody dla wielu starożytnych cywilizacji, które powstawały i upadały tutaj przez tysiąclecia.
Choć sam pałac datowany jest na VI wiek p.n.e., kolekcja przedmiotów znalezionych w jednej z jego komnat pochodzi z zupełnie różnych epok. Archeolodzy znaleźli między innymi wykonany z ciemnego kamienia niewielki obelisk datowany na około 1400 rok p.n.e. – niemal tysiąc lat przed powstaniem pałacu. Wyryto na nim wyobrażenia przedstawiające różne bóstwa, symbole i mityczne potwory. Widniał na nim również zapis dowodzący prawa własności nieruchomości, należącej do dawno zmarłego mężczyzny – coś w rodzaju ilustrowanego kamiennego aktu własności. W innym miejscu pomieszczenia znajdował się jeszcze starszy przedmiot – gliniany stożek pokryty znakami pisma klinowego, systemu zapisu stosowanego w całej starożytnej Mezopotamii. Inskrypcja, sporządzona około 1900 roku p.n.e., upamiętnia prace budowlane prowadzone przez mężczyznę o imieniu Kudur-Mabuk, który remont swojego domu dedykuje bogom. Z tego samego okresu pochodziło również kilka glinianych tabliczek z charakterystycznym, wykonanym ręką małego dziecka dość niechlujnym napisem – typowe ćwiczenia szkolne, tyle że odciśnięte w glinie. Kontynuując pracę, odkrywcy znaleźli również fragment posągu króla, o którym wiadomo, że rządził około 2100 roku p.n.e., a także okrągłą granitową głowicę broni zwanej buławą, która najwyraźniej powstała przed glinianym stożkiem i posągiem. Jak to się stało, że przedmioty, których twórcy żyli tysiące lat przed powstaniem pałacu, trafiły właśnie tutaj? Jak doszło do tego, że tak różne zabytki znalazły się pod jednym dachem?1
To tak, jakby ktoś odnalazł rzeźbę greckiego boga Zeusa obok brązowych monet islamskich wybitych przez kalifa w VII wieku, a wszystko to w zamku zbudowanym przez krzyżowców w Jordanii, lub też odkrył rzymski sztylet w otoczeniu celtyckich monet w ruinach średniowiecznego klasztoru w Anglii. Jak wyjaśniłam ciekawskiemu adwokatowi, stanowiska archeologiczne przypominają różnokolorowe wielowarstwowe ciasto, przy czym każda barwna warstwa reprezentuje inny okres – najmłodsza znajduje się na górze, a najstarsza na dole. Gdyby te przedmioty pozostały nietknięte, pozostawione w warstwie właściwej dla swojego okresu, zostałyby pogrzebane pod zwałami gruzu znacznie głębszymi niż nienaruszona podłoga owej niewielkiej komnaty pałacowej, stanowiąca inną warstwę ciasta. A jednak były tutaj, nie na swoim miejscu i w nie swoim czasie, i przypominały raczej patchwork niż tęczę. Zespół archeologów prowadzących wykopaliska w latach dwudziestych XX wieku był mocno zdezorientowany: co to mogło oznaczać?
Niektóre wyjaśnienia wywołują mniej sensacyjne nagłówki prasowe niż inne. Przecież archeologia jest nauką mało precyzyjną, a niektóre znalezione pośród gruzów starsze przedmioty mogły po prostu znaleźć się tam w wyniku jakiegoś przypadkowego zdarzenia. Mogła to sprawić pęknięta płyta podłogowa znajdująca się dokładnie w takim miejscu, aby odsłonić coś pochodzącego z wcześniejszej epoki, ukrytego głębiej pod spodem. Mogła też zawalić się ściana wykonana z materiałów pochodzących z odzysku. Albo też komnata była specjalnie przygotowanym magazynem, w którym gromadzono i przechowywano artefakty znalezione w fundamentach budynku lub jego otoczeniu. Bądź co bądź w VI wieku p.n.e. mieszkańcy starożytnej Mezopotamii mieli już za sobą tysiąclecia historii, którą mogli się interesować.
Starożytna Mezopotamia i jej miasta, takie jak Ur, nie były domem jednej cywilizacji, lecz różnych starożytnych społeczności i kultur. Wśród ludów, które tysiące lat temu zamieszkiwały obszar wokół Tygrysu i Eufratu, znajdowali się Sumerowie, Babilończycy oraz Asyryjczycy, a cały ten region jest gęsto pokryty śladami po dawnych cywilizacjach. Kiedy wzniesiono pałac księżniczki, w tej długiej historii regionu Ur zajmowało niewątpliwie poczesne miejsce. Miasto, które było stale zamieszkane przez prawie trzy i pół tysiąca lat, zajmuje powierzchnię co najmniej 120 hektarów (295 akrów), czyli ponad dwukrotnie więcej niż Watykan, ale w szczytowym okresie mogło zajmować nawet 500 hektarów (1250 akrów), czyli około półtora raza więcej niż Central Park w Nowym Jorku2. Było to ważne centrum kulturalne, a także kluczowy port na obszarze dzisiejszej Zatoki Perskiej – w czasach, gdy linia brzegowa sięgała znacznie dalej w głąb lądu niż obecnie.
W latach dwudziestych XX wieku archeolodzy zdawali sobie oczywiście sprawę z tej długiej historii i prawdopodobnie mieli ją na uwadze, gdy w końcu wśród gruzów znaleźli wskazówkę, która pomogła im zrozumieć tajemniczą kolekcję. Odpowiedź, jakiej poszukiwali, zapewniła im przypominająca mały, mieszczący się na dłoni cylinder owalna bryła gliny pokryta pismem klinowym. Byli przekonani, że znaleźli pierwszą na świecie muzealną tabliczkę informacyjną i co za tym idzie, pierwsze na świecie muzeum.
Niedawno ktoś zapytał mnie, dlaczego ludzie dzisiaj powinni interesować się starożytną Mezopotamią, a wtedy mój mózg zrobił to, co zwykle, gdy tłoczy się w nim zbyt wiele myśli naraz. Po prostu się zablokował. Dlaczego powinniśmy przejmować się regionem, który dał nam jedne z pierwszych na świecie wynalazków, takie jak pismo i koło?
Przez tysiące lat cywilizacje starożytnej Mezopotamii posługiwały się najstarszym znanym na świecie systemem zapisu – pismem klinowym, którego nazwa w języku angielskim (cuneiform) wywodzi się od łacińskiego słowa cuneus oznaczającego „klin”, co nawiązuje do klinowatego kształtu jego znaków. Dzięki temu pierwszemu pismu wiemy naprawdę wiele o ludziach, którzy żyli i umarli w tej części świata. Jego powstanie stanowi też punkt zwrotny w historii całej ludzkości. Oczywiście jeszcze zanim w starożytnej Mezopotamii zaczęto utrwalać fragmenty życia ludzi za pomocą pisma klinowego, jej mieszkańcy pozostawiali po sobie wiele rzeczy, które pozwalają nam poznać ich życie i wartości. Począwszy od najmniejszych kamiennych narzędzi i fragmentów ceramiki, aż po megality, które mogły kiedyś stanowić pierwsze na świecie świątynie – wszystko to wiele nam mówi o mieszkańcach tej odległej przeszłości. Jednak pismo nadaje zupełnie nowy wymiar temu, czego możemy się o nich dowiedzieć, pozwalając im opowiedzieć o sobie ich własnymi słowami. Stanowi to początek historii pisanej, przejście od tego, co czasami nazywano „prehistorią”, odnosząc się do epok poprzedzających pismo, do początku „historii”, czyli momentu, w którym wiele rzeczy zaczyna być utrwalane na piśmie.
Dla wielu pismo klinowe wiąże się z narodzinami tak rozumianej „historii”. Osobiście uważam, że historią jest wszystko, co wydarzyło się przed nami, nieważne, czy zostało to zapisane, czy nie. Niemniej jednak pismo klinowe oznacza początek historii w jednym ważnym aspekcie. Był to wynalazek, który pozwolił mieszkańcom starożytnej Mezopotamii zapisywać własną przeszłość, ubierać w słowa zbiorową pamięć ludzi, miejsc i wydarzeń. Zaczęli sporządzać listy swoich królów, w tym władców z tak odległej przeszłości, że przetrwali już tylko w legendach, i upamiętniali toczone przez nich wojny. W postaci niepozornych rachunków pozostawili po sobie pierwsze zarysy historii gospodarczej, ale także z pełną samoświadomością sporządzali sprawozdania ze swoich czynów dla potomnych. Pismo dało początek zapisowi ich przeszłości, która obejmuje nawet epoki tak odległe w czasie, że nie przetrwało po nich żadne wspomnienie – pradawną przeszłość zamieszkaną przez bóstwa i wcześniejszą rasę ludzi – prawdziwie mezopotamską „prehistorię” życia między dwiema rzekami. W tym sensie początki pisma klinowego oznaczają również narodziny historii.
Dzięki pismu klinowemu przetrwały do naszych czasów informacje dotyczące niemal wszystkich aspektów życia w starożytnej Mezopotamii. W jego znakach utrwalono historyczne punkty zwrotne, takie jak najwcześniejsza znana korespondencja dyplomatyczna (w tym listy słynnego nastoletniego faraona Tutanchamona) oraz śmierć Aleksandra Wielkiego. Obok tych kluczowych momentów historycznych pojawiają się również ślady życia codziennego, takie jak elementy zaawansowanej matematyki, próby unikania płacenia podatków, zeznania skłóconej pary, obecność położnej przy narodzinach chłopca czy też pełen wzlotów i upadków horoskop dziecka urodzonego w kwietniu 263 roku p.n.e.3 Możemy też przeczytać list księżniczki do swojej bratowej, w którym prosi ją o odrobienie pracy domowej; podręcznik astronomii, w którym zapisano obserwacje zaćmień Księżyca, czy też cylinder z lapis lazuli, na którym uwieczniono imię sumeryjskiej królowej; a także niezliczone rachunki za piwo. Ta losowa lista źródeł to zaledwie ułamek samego wierzchołka sporej góry lodowej. Aż trudno uwierzyć, jak wiele możemy się dowiedzieć o mieszkańcach starożytnej Mezopotamii.
Z opowieści i fragmentów życia codziennego pozostawionych w glinie wiemy, że ci żyjący w starożytności ludzie niczym nie różnili się od nas. Piękna babilońska kołysanka ukazuje nam rodziców, którzy desperacko usiłują pocieszyć płaczące dziecko:
O maleńki, który mieszkałeś w ciemności,
teraz przyszedłeś i zobaczyłeś słońce.
Czemu płaczesz? Czego się obawiasz?
Co zakłóciło twój spokój?4
Na początku 2021 roku ja i moja córka zachorowałyśmy na covid. Doskonale pamiętam, jak w środku nocy trzymałam ją na rękach. Obie miałyśmy wysoką gorączkę. Miała wówczas zaledwie osiemnaście miesięcy, a ja, siedząc w jej ciemnym pokoju, cichutko i w kółko śpiewałam „Twinkle, Twinkle, Little Star”. Była cudownym dzieckiem, którego nigdy się nie spodziewałam, więc nawet ciemne, spędzone w gorączce noce takie jak ta, gdy czułam jej gorący policzek na ramieniu i jej delikatny oddech na szyi, wydawały się wspaniałym darem. Ta kołysanka przypomina mi, że od bardzo dawna staramy się uspokoić śpiewem niemogące zasnąć maluchy i niemowlęta.
Kawałek połamanej glinianej tabliczki zawiera fragment opowieści o babilońskich uczniach, którzy mniej więcej w tym samym czasie, gdy w Ur zbudowano pałac księżniczki, zdawali egzamin w szkole. Wyobrażam sobie, jak wiercą się na drewnianych ławkach z tabliczkami z wilgotnej gliny i trzcinowymi rysikami w dłoniach. Nawet tysiące lat później łatwo wyobrazić sobie towarzyszący im stres. „Nie bójcie się nieustannie, nie pozwólcie, aby zaciskało się wam gardło” – radził im nauczyciel. „Twoje usta nie powinny być pełne skarg, twoja uwaga nie powinna być skierowana w stronę drzwi”5. Chwile takie jak te na zawsze pozostaną w małych klinach wyciśniętych w glinie, które historycy łączą w całość, aby pozwolić przemówić mieszkańcom starożytnej Mezopotamii. Przeszłość może dotyczyć obcego kraju, ale takie momenty są nam bliskie i nie wydają się należeć do całkowicie obcych nam ludzi.
Teksty klinowe przypominają mi, że jeśli potrafię znaleźć coś wspólnego z kimś, kto żył ponad dwa tysiące lat temu, to z pewnością łączy mnie coś z niemal każdą osobą żyjącą współcześnie. Pismo klinowe upamiętnia wszystkie wielkie i małe rzeczy, które składają się na nasze wspólne człowieczeństwo. Jesteśmy przecież czymś więcej niż sumą tego, co nas różni.
Najwcześniejsze znane tabliczki z pismem klinowym pochodzą z miasta Uruk, położonego niedaleko Ur, i powstały około 3350 roku p.n.e. Mniej więcej w tym samym czasie prawdopodobnie wzniesiono Stonehenge, a dopiero siedem wieków później zbudowano Wielką Piramidę w Gizie. Na drugim końcu linii czasu znajduje się najmłodsza znana nam tabliczka klinowa zawierająca astronomiczny almanach z lat 79–80 n.e., również znaleziona w Uruk. Ten rozległy szmat czasu daje nam również poczucie ogromnej skali historii, z którą mamy do czynienia, gdy zajmujemy się Mezopotamią. Trwałość gliny spowodowała, że tysiące takich tabliczek, pokrytych drobnymi czworościanami, z których składa się pismo klinowe, przetrwało tysiąclecia dzielące ich starożytnych twórców od współczesnych czytelników. Jednak ci współcześni czytelnicy muszą włożyć wiele wysiłku, aby zrozumieć owe zapisane opowieści. Historię starożytnej Mezopotamii jesteśmy zmuszeni odtwarzać, korzystając ze zniszczonych fragmentów tekstów rozrzuconych po wielu muzeach i kolekcjach. Niestety, jeśli nawet te potrzaskane kawałki gliny pasują do siebie i tworzą spójną historię, wciąż pozostają duże luki, a pod niezbadanymi wzniesieniami współczesnego Iraku i Syrii nadal ukrywa się niezliczona liczba tabliczek. Porównać to można do układania puzzli z milionów elementów, kiedy brakuje części, a do tego nie ma obrazka, na którym można by się wzorować.
Większość z owych tabliczek, niezależnie od tego, czy są uszkodzone, czy nie, swobodnie mieści się w dłoni – choć niektóre są wielkości kciuka, a inne laptopa. Jeśli przyjrzysz się im uważnie – naprawdę uważnie – możesz zobaczyć równoległe rowki wykonane zaostrzonym trzcinowym rysikiem wciśniętym w glinę, co pozwalało uzyskać odciśnięty znak dowolnego klina. Chociaż czasami porównuje się je do odcisków stóp kurczaka, uważam, że geometria pisma jest piękna, a niezliczone historie, które nam opowiada o ludziach żyjących i umierających nad brzegami Tygrysu i Eufratu tysiące lat temu, są jeszcze piękniejsze.
Z pismem klinowym zetknęłam się po raz pierwszy jeszcze jako nieśmiała nastolatka na lekcji historii w szkole podstawowej w Arabii Saudyjskiej, a nieco ponad dekadę później przypadek zrządził, że pismo to powróciło do mojego życia. Był to czas, kiedy starałam się dostać na studia prawnicze, gdy z czystej ciekawości wzięłam udział w zorganizowanym w Londynie tygodniowym kursie poświęconym starożytnym księgom. I tak wraz z młodszym bratem musieliśmy się zatrzymać w tym mieście w drodze powrotnej na Bliski Wschód ze wschodniego wybrzeża Ameryki, gdzie oboje wówczas mieszkaliśmy. Jednak zamiast jednego dnia ostatecznie postanowiliśmy zatrzymać się w Londynie na tydzień, więc jak każda normalna dwudziestolatka spontanicznie zapisałam się na intensywny kurs zatytułowany „Księga w świecie starożytnym”. Nie spodziewałam się, że odmieni to moje życie.
Pierwszego dnia kursu energiczny mężczyzna w fioletowym sztruksowym garniturze z opadającą na pierś białą brodą oprowadził nas po dwóch salach British Museum. Nazywał się Irving Finkel i niepokojąco mocno uderzał opuszkami palców w jedną ze szklanych gablot, wskazując na glinianą tabliczkę wielkości dłoni. Na małej bryłce wysuszonej gliny znajdował się rysunek, który wyglądał jak okrąg z wieloma wystającymi z niego trójkątami, przerywany tu i ówdzie krótkimi liniami małych trójkątnych znaczków.
Finkel opowiedział nam, w jaki sposób zdołał praktycznie ukończyć ową glinianą układankę i połączył ze sobą rozbite części tabliczki. Dzięki temu odtworzył starożytną mapę widzianych z lotu ptaka Babilonii i Asyrii, imperiów powstałych nad brzegami rzeki Tygrys i Eufrat, które były otoczone morzem (koło), a także ośmioma mitycznymi regionami (trójkąty). Jak nieco później sobie uświadomiłam, mapa ta opowiadała długą i nieprzerwaną historię, która zaczęła się dzięki jej twórcy w starożytnej Mezopotamii i znalazła nowe życie tysiące lat później. Zawdzięczała to Hormuzdowi Rassamowi, urodzonemu w Mosulu archeologowi, który odnalazł ją w 1881 roku. A teraz historia mapy ostatecznie splotła się z losami stojącego przede mną brodatego brytyjskiego kustosza muzeum, który pomógł połączyć jej fragmenty w jedną całość. Jej historia i historia Babilonu są opowiadane na nowo przy każdej kolejnej próbie interpretacji schematycznej mapy starożytnego miasta (a interpretacji tych było naprawdę wiele)6. W rzeczy samej, każdy oglądany przez nas tego dnia przedmiot opowiadał podobną historię, którą można było prześledzić od jego narodzin w starożytnym świecie do momentu, kiedy trafił do muzeum, czy to za granicą, czy bliżej jego miejsca powstania.
Wśród licznych artefaktów, które widziałam tamtego letniego poranka – i które później ponownie odwiedziłam – był także wysoki na około trzydzieści centymetrów gliniany cylinder w całości pokryty starannym pismem klinowym. Wciśnięty do ciasnej gabloty przedmiot dokumentuje odbudowę piramidy schodkowej w Ur przez króla Nabonida, ostatniego niezależnego króla Babilonii. Był to również ojciec księżniczki mieszkającej w pałacu, w którym w latach dwudziestych XX wieku odkryto tajemniczą kolekcję wymieszanych ze sobą artefaktów. Kiedy tamtego dnia po raz pierwszy zobaczyłam ów gliniany cylinder, niemal pięć tysięcy kilometrów od miejsca, w którym powstał, nie wiedziałam jeszcze, że pewnego dnia spróbuję opowiedzieć historię owych przedmiotów z pałacu księżniczki w Ur i z ich pomocą przedstawić dzieje starożytnej Mezopotamii. Jednak po zaledwie kilku godzinach wiedziałam, że zakochałam się w piśmie klinowym, i byłam gotowa rzucić studia prawnicze, aby do końca życia czytać gliniane tabliczki.
Oprócz pierwszego znanego systemu zapisu w starożytnej Mezopotamii powstały też pierwsze na świecie miasta, pierwsze zapiski historyczne, najwcześniej rozwinęło się na dużą skalę rolnictwo, a także pojawiło się wiele innych osiągnięć, które zrewolucjonizowały społeczeństwa na całym świecie. Odnalezione w pałacu księżniczki przedmioty dają nam wyjątkowy wgląd w ten niezwykle ważny dla historii ludzkości region. Każdy z elementów owej tajemniczej kolekcji odsłania jakiś aspekt życia społecznego i kultury, od pierwszych wojen po prawa kobiet, od podstaw ówczesnego języka po fundamenty nauki będące elementem komunikacji z bogami. W kolejnych rozdziałach szczegółowo przyjrzę się poszczególnym zabytkom z kolekcji i zarazem postaram się ukazać jakiś konkretny aspekt historii regionu. Każdy z tych artefaktów pochodzi z innej epoki, ale przybliża losy starożytnej Mezopotamii oraz sposób, w jaki jej mieszkańcy postrzegali swoją historię, pozwalając nam zastanowić się nad tym, jak my rozumiemy naszą.
Idea muzeum i jego miejsce w historii Ur zasługują na chwilę refleksji – dlatego też rozdział 1 ukazuje nam jego starożytny kontekst i próby współczesnej interpretacji. Niewielki gliniany cylinder, czy też „gliniany bęben”, który archeolodzy uznali za pierwszą na świecie, datowaną na VII wiek p.n.e., muzealną tabliczkę informacyjną, w rzeczywistości opisuje inny obiekt: cegłę mułową datowaną na 2100 rok p.n.e. i pochodzącą z czasów króla Amar-Suena. „Tabliczka” ta zawiera kopię niezwykle starej inskrypcji – starożytnej nawet dla twórcy glinianego cylindra – która została wyryta na cegle, chociaż samej cegły w kolekcji brakowało. W rozdziale 2, analizując ową domniemaną tabliczkę muzealną i zapisany na niej dawno wymarły język, poznamy pismo klinowe jako system zapisu informacji, języki, do których zapisywania używane było pismo klinowe, a także początki historii pisanej. W rozdziale 3 na przykładzie cegły Amar-Suena (obecnie zaginionej) zagłębimy się w zagadnienia związane z architekturą miast Mezopotamii – faktyczne elementy innowacji społecznych i politycznych oraz symboliczną siłę skromnej cegły. W rozdziale 4 zajmiemy się fragmentami posągu starożytnego władcy przywodzącymi na myśl pytania o naturę przywództwa, zarówno prawdziwego, jak i legendarnego. Z kolei rozsiane po całym pałacu tabliczki szkolne pozwalają nam przyjrzeć się zasadom edukacji, ale także trudnościom, z jakimi mierzyli się uczniowie, co postaram się ukazać w rozdziale 5. Z kolei w rozdziale 6, na przykładzie niepozornego glinianego stożka, zbadamy, w jaki sposób ludzie komunikowali się z siłami boskimi i w jaki sposób otrzymywali wiadomości od bogów – tocząc nieustanny dialog pozwalający budować wiedzę i kłaść podwaliny nauki. Wykonany z kamienia obelisk, któremu przyjrzymy się w rozdziale 7, pozwoli nam dostrzec, że tak naprawdę nic się nie zmieniło, jeśli chodzi o złożoną zależność ekonomiczną między ludźmi, własnością i zyskiem. Dzięki niemu staniemy się świadkami historii opowiedzianej przez obie strony spektrum społeczno-ekonomicznego, od królewskiego przyjaciela, który otrzymuje ziemię od króla, po matkę zmuszoną do walki o wolność swoich sprzedanych do niewoli dzieci. Z kolei w rozdziale 8 poznamy historię prostej granitowej głowicy buławy, która mogła być starsza od wszystkiego, co znaleziono w pałacu księżniczki, i która opowie o przemocy, wojnie i śmierci, a także o tym, w jaki sposób ludzie upamiętniali konflikty i nadawali im sens.
Na koniec, w rozdziale 9, zapoznamy się z samą księżniczką, kobietą o imieniu Ennigaldi-Nanna, właścicielką pałacu, w którym znaleziono te przedmioty. Była córką króla Nabonida i ostatnią z długiej linii arcykapłanek, których rolą było służenie babilońskiemu bogu księżyca, Sînowi. Ennigaldi-Nanna była zapewne znaczącą postacią życia świeckiego i religijnego Ur. W tym rozdziale odkryjemy także, co księżniczka może nam powiedzieć na temat życia zwykłych, ciężko pracujących kobiet w starożytnej Mezopotamii, ale także co inne kobiety mogą nam powiedzieć o niej samej. Czy jest możliwe, że Ennigaldi-Nanna, będąc księżniczką i kapłanką, mogła jednocześnie pełnić funkcję swego rodzaju kustoszki owego muzeum starożytnych zabytków? Czego możemy się od niej nauczyć na temat natury samej historii, tego, w jaki sposób i dlaczego ją tworzymy, a także tego, w jaki sposób ona i jej przodkowie mogli ją wykorzystywać?
Kiedy ogląda się, a nawet trzyma w rękach oryginalny przedmiot z dawnych czasów, można poczuć coś wyjątkowego. Kiedy sama pierwszy raz dotknęłam glinianej tabliczki z pismem klinowym, miałam wrażenie, jakbym trzymała za rękę starożytnego skrybę, który ściskał w dłoniach mokrą niegdyś glinę, by odcisnąć na niej całe mrowie klinowych znaków – następnie spoczęła ona w ziemi, gdzie tkwiła przez tysiąclecia, zanim zostały wykopana, oczyszczona i zbadana. Tak jak współcześnie ludzie cenią więź z dawno zmarłą osobą i jej odległą epoką, tak też podobne uczucia towarzyszyły mieszkańcom starożytnej Mezopotamii. Ktokolwiek zebrał te jakże różne zabytki z tak różnych epok, zapewne czuł szacunek dla ich wieku, ale także dla nich samych. Czy istnieje lepszy sposób na nawiązanie kontaktu z przeszłością i jej mieszkańcami niż próba zrozumienia, w jaki sposób oni sami nawiązywali kontakt ze swoją własną przeszłością? Na kolejnych stronach tej książki przyjrzymy się nie tylko historii, ale także historii historii starożytnej Mezopotamii.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
1 C. Leonard Woolley, 1929, Ur of the Chaldees, s. 202–204. ↩
2 Emily Hammer, 2019, The City and Landscape of Ur, s. 173. ↩
3 Horoskop małego chłopca zaczyna się od dość ponurych wizji: mowa jest tam o życiu pełnym problemów finansowych i przyszłej rozwiązłej żonie, „którą ludzie będą uwodzić w jego obecności”, zapewnia jednak, że gdy chłopiec osiągnie wiek trzydziestu sześciu lat, sprawy mają przybrać lepszy obrót. Zob. Abraham Sachs, 1952, Babylonian Horoscopes, s. 57–58. ↩
4 To dość luźne, ale za to urocze tłumaczenie pochodzi z: Anonim, Two Babylonian Lullabies, Slightly Alive Translations (blog), 3 grudnia 2015, https: //mostlydeadlanguages.tumblr.com/post/134484418018/two-babylonian-lullabies-bm-122691-and-oect-11. Więcej bardziej dosłownych tłumaczeń oraz analiza ich języka i kontekstu zob. Walter Farber, 1990, Magic at the Cradle, s. 140. ↩
5 Jeremiah Peterson, 2015, Examenstext A, Cuneiform Digital Library Initiative (CDLI). ↩
6 Więcej informacji na temat współczesnej interpretacji mapy zob. Paul Delnero, 2018, A Land with No Borders. ↩
