Listy - Św. Katarzyna ze Sieny - ebook

Opis

W Listach św. Katarzyny ze Sieny czytelnik znajdzie nie tylko ślad jej dynamicznej działalności, ale również wszystkie najważniejsze tematy doktryny mistycznej. Liczne fragmenty są bezpośrednim opowiadaniem o tym wszystkim, co ujrzała i przeżyła w mistycznym zjednoczeniu z Bogiem. Są to próby opisu rzeczywistości, której nigdy dokładnie i do końca człowiek nie potrafi przekazać. Mistyk poznaje prawdy znane każdemu chrześcijaninowi z Objawienia – jak to pięknie wyraził Bergson – zostawia na nich ognisty ślad. Życie duchowe Katarzyny jest ustawiczną ekstazą, ciągłym wznoszeniem, któremu towarzyszą niezwykłe łaski mistyczne, bolesne udręki oraz momenty wielkiego ukojenia i radości.

Jest wielka różnica między tym, kto miłuje prawdę, a tym, kto jej nienawidzi. Człowiek pogrążony w ciemnościach grzechu śmiertelnego nienawidzi prawdy; nienawidzi on także wszystkiego, co Bóg kocha, a miłuje to co Bóg nienawidzi. Tak więc podczas gdy Bóg nienawidzi grzechu, nieuporządkowanej rozkoszy i przyjemności światowych, człowiek je kocha, karmiąc się nędzą tego świata, a na każdym urzędzie zachowuje się niemoralnie. Jeżeli zatem taki człowiek zajmuje urząd, z racji którego ma rozdzielać coś i pomagać bliźnim, to służy im tylko wtedy, gdy widzi, że będzie miał z tego jakąś korzyść, a cały czas myśli o sobie i miłuje tylko siebie.

(z listu do Lorenzo del Pino, doktora praw w Bolonii)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 687

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




© Copyright for this edition by Wydawnictwo W drodze 1988, 2016

© Copyright for the Polish translation by Wydawnictwo W drodze, 1988

Redaktor

Lidia Kozłowska

Redakcja techniczna

Justyna Nowaczyk

Projekt okładki i stron tytułowych

Krzysztof Lorczyk OP

ISBN 978-83-7906-097-9

Wydawnictwo Polskiej Prowincji Dominikanów W drodze sp. z o.o.

Wydanie II poprawione, 2016

ul. Kościuszki 99, 61-716 Poznań

tel. 61 852 39 62, faks 61 850 17 82

www.wdrodze.pl [email protected]

Wstęp

OD POSTACI ŚWIĘTYCH BIJE WIELKI BLASK. Blask ten, symbolizowany przez aureolę, jest odbiciem światłości samego Boga, a zatem pozwala nam ujrzeć wyraźniej i zrozumieć lepiej Jego tajemnice. Święci przybliżają nam Boga, z którym są ściśle zjednoczeni, oświetlają drogę tym wszystkim, którzy do Niego dążą „według wiary, a nie dzięki widzeniu” (2 Kor 5,7). Święci widzą Boga, doświadczają Jego obecności i pojmują Go lepiej niż uczeni teologowie i filozofowie. Ich „wiedza” o Bogu pochodzi z bezpośredniego z Nim obcowania, jest przekazem tego, co ujrzeli w świetle Bożej obecności. Święty Jan od Krzyża nazywa Boga światłem swych oczu. Mistyczna wiedza jest jednak trudniejsza do przekazania niż wiedza teologiczna. Dlatego też w życiu i myśli każdego świętego, a tym bardziej każdego mistyka, istnieje sfera cienia, sfera tego, co jest niewyrażalne słowem, gdyż dotyczy przeżycia najściślejszej unii z Bogiem Niewidzialnym. Owa sfera cienia, padającego od Tajemnicy, istnieje nawet u świętych tak prostych (na pozór) i ekspresywnych, jak św. Katarzyna ze Sieny. Wydaje się bowiem, że opowiedziała wszystko, czego doświadczyła w bezpośrednim kontakcie z Bogiem, że biografowie opisali wszystkie jej czyny. Mimo to jednak wiele jest w jej życiu zjawisk dla nas niepojętych, sytuacji niewytłumaczalnych, decyzji zaskakujących i myśli trudnych. Przypatrując się jej życiu i czytając jej teksty, musimy stale pamiętać, że chociaż żyła ona w określonej epoce, dokładnie opracowanej przez historyków, chociaż odwiedzała znane nam miasta i modliła się w znanych nam kościołach, to jednak nie może być opisana (a zatem zrozumiana) tylko poprzez wydarzenia, miejsca czy idee umieszczone w określonym czasie i konkretnej przestrzeni. Katarzyna Sieneńska, jak każdy święty, przynależy do porządku przyrodzonego, ale zarazem doświadcza tego, co nadprzyrodzone; żyje i działa w czasie, ale jest totalnie ukierunkowana ku temu, co wieczne. Lektura tekstów mistyczki daje nam możliwość uczestniczenia w owym doświadczaniu Boga i przeczuwaniu wieczności.

Niniejszy szkic jest tylko wstępem do pięknych i ubogacających słów Katarzyny Sieneńskiej i ogranicza się do pobieżnego zarysowania jej życia i myśli. Wiele dodatkowych szczegółów i objaśnień znajdzie czytelnik w przypisach.

I.ŻYCIE

Rodzinny dom i miasto

Katarzyna Benincasa urodziła się 25 marca 1347 roku w Sienie jako dwudziesta trzecia spośród dwadzieściorga pięciorga dzieci farbiarza wełny, Jakuba, i jego żony, Lapy. Jej siostra bliźniaczka zmarła tuż po urodzeniu. Rodzina Benincasów mieszkała w dzielnicy Fontebranda i należała do średniozamożnych rzemieślników, którzy ciężką pracą, energią i przedsiębiorczością zdobywali coraz większy dobrobyt i prestiż polityczny. Koniunktura polityczna sprzyjała aktywności obywateli republiki sieneńskiej, która w XIV wieku przeżywała swój złoty wiek, charakteryzujący się rozwojem ekonomicznym, wzrostem potęgi politycznej oraz rozkwitem kultury, owocującej przede wszystkim wybitnymi dziełami sztuki.

Wszyscy członkowie rodziny św. Katarzyny byli bardzo pobożni i zżyci ze sobą; ona sama dała temu najlepsze świadectwo w listach do matki, rodzeństwa, bratowych oraz ich dzieci, troszcząc się o zdrowie swoich krewnych, pomyślność w interesach, a przede wszystkim – o życie w wierze. We wczesnym dzieciństwie ton życiu rodzinnemu nadawał ojciec; spokojny, pracowity, hojny dla ubogich, a przy tym bardzo wyrozumiały dla Katarzyny, „trudnego dziecka”, jakbyśmy dzisiaj powiedzieli. Natomiast matka, energiczna, gadatliwa i apodyktyczna Lapa, długo nie mogła się pogodzić z „innością” córki, która nasłuchała się od niej niemało surowych upomnień i głośnych lamentów. Dopiero po latach owdowiała Lapa złagodniała i zrozumiała wiele, stając się towarzyszką swej córki, należała do jej duchowej rodziny, której członkowie nazywali ją po prostu babcią.

W tym mieszczańskim środowisku czternastowiecznej Sieny wyrasta i działa przez długie lata jedna z największych mistyczek Kościoła katolickiego. Od najwcześniejszego dzieciństwa snuje się przez jej życie wątek tajemniczej interwencji Boga, której pewne znaki możemy opisać za biografami. Oto, gdy Katarzyna ma sześć lat, ukazuje się jej Chrystus w szatach pontyfikalnych, ukoronowany tiarą, w otoczeniu świętych: Piotra, Pawła oraz Jana Ewangelisty. Zdziwieni badacze, usiłujący wytłumaczyć ten fakt, nie znaleźli dotąd żadnego odniesienia ikonograficznego do owego widzenia, a jednak jest ono zupełnie zrozumiałe w świetle późniejszej działalności Sienenki dla dobra Kościoła i „Chrystusa na ziemi”. W rok po wspomnianym widzeniu córka Jakuba i Lapy, wdrażających swe dzieci w codzienną pracę i przyszłe życie rodzinne, składa samemu Bogu ślub dziewictwa. Widać wyraźnie, że drogi siedmioletniej Katarzyny Benincasy nie są drogami zwykłej dziewczyny z Fontebrandy, że działa ona pod wpływem wewnętrznego głosu, który jest głosem samego Boga. Ślub dziewictwa przysporzył Katarzynie wielu kłopotów w domu i stał się ogromnym strapieniem dla prostodusznej Lapy, która z wielką wprawą i przejęciem aranżowała małżeństwa swych licznych dzieci. Gdy dorastająca Katarzyna, po chwilowym wahaniu, uporczywie odrzuca konkretne już propozycje małżeńskie, zdesperowana matka wpada w złość. Chcąc ukarać córkę i zmusić ją do uległości, odbiera jej osobny pokój, gdzie dotąd Katarzyna samotnie się modliła i rozmyślała, a nakłada na nią wszystkie obowiązki specjalnie zwolnionej służącej. Katarzyna, pewna swego wyboru, spokojnie znosi wymówki, pokornie sprząta niemały dom, nosi wodę, gotuje posiłki dla rodziny i czeladników, wyobrażając sobie – jak potem opowie spowiednikowi – że pracuje w nazaretańskim domu Świętej Rodziny. Wtedy też odkrywa możliwość skupienia się i kontemplacji pośród gwaru i ruchu, odkrywa „wewnętrzną celę”, która stanie się dla niej swoistą formą życia monastycznego w świecie. Z tą właśnie „celą” powędruje potem przez Włochy i Francję, nie tracąc nigdy intymnego kontaktu z Bogiem i nie przestając Go kontemplować.

W okresie „pokuty” nałożonej jej przez matkę odkrycie owej „celi wewnętrznej” pozwoliło Katarzynie umocnić się w swym powołaniu i wypracować model życia duchowego łączący kontemplację z aktywnością „w świecie”. Służba młodej Katarzyny skończyła się w pewnym momencie dzięki ojcu, wrażliwemu obserwatorowi jej żarliwej modlitwy, który przywraca córce własny pokój i zwalnia ją od ciężkiej pracy. Uparta Lapa nie rezygnuje jeszcze z pozyskania córki dla swych matrymonialnych planów. Chociaż Katarzyna wyraża pragnienie wstąpienia do tercjarek dominikańskich, matce udaje się ją namówić na wyjazd do uzdrowiskowej miejscowości pod Sieną, Bagni di Vignoni, gdzie udawano się dla kuracji oraz – jak to zwykle bywa „u wód” – dla zawierania znajomości. Córka Lapy nawet wśród rozbawionej sieneńskiej młodzieży myśli jednak tylko o modlitwie i o pokucie. Dokonuje drastycznego aktu umartwienia, który musiał wstrząsnąć do głębi Lapą i zmienić jej nastawienie do planów córki – oto Katarzyna staje pod strumieniem wrzącej solanki, a ból spowodowany okropnym oparzeniem ofiaruje za dusze w czyśćcu.

Po powrocie do Sieny zachorowała na ospę, co w sposób nieprzewidziany przyśpieszyło realizację marzenia Katarzyny o wstąpieniu do tercjarek. Przełożona dominikanek wezwana do łoża ciężko chorej dziewczyny, na widok jej oszpeconej twarzy i pod wpływem nalegań matki, przyjmuje szesnastoletnią Katarzynę do wspólnoty pobożnych starszych pań. Tercjarki, zwane Siostrami Miłosierdzia św. Dominika lub mantellatkami (od mantello – płaszcz), nie mieszkały razem, lecz wspólnie prowadziły działalność charytatywną w mieście i codziennie uczestniczyły w nabożeństwach w kościele dominikanów. Dla Katarzyny ta forma życia była właściwie jedyną możliwą dla niej wówczas realizacją powołania i ślubu bez zrywania więzów z rodziną. Odtąd przybrana w białą tunikę i czarny płaszcz rozpoczyna swą służbę Bogu i biednym. Jednak to, co rodzina i mieszkańcy Sieny mogli zaobserwować, jest tylko małą cząstką ówczesnego życia Katarzyny, wypełnionego przede wszystkim samotnym rozmyślaniem, całonocnymi modlitwami i surowymi umartwieniami, które towarzyszyły jej mozolnemu dochodzeniu do coraz większej jedności z Bogiem. To duchowe dojrzewanie Katarzyny osiąga punkt szczytowy w karnawałową noc (1366 lub 1367 roku), kiedy to do młodej tercjarki przychodzi Chrystus i nakłada na jej palec ślubną obrączkę. Mistyczne zaślubiny w życiu świętych są zawsze ukoronowaniem wielkiego trudu duchowego, wielką łaską daną tylko niewielu. Święta Katarzyna nie opisała dokładnie swej drogi do zjednoczenia z Boskim Oblubieńcem, doznała tej łaski w samotności i nie miała się z kim podzielić doznaną radością. Jednak skutki zaślubin nie pozostały ukryte, gdyż moc, jaką przez nie uzyskała, stała się widoczna dla zaskoczonych Sieneńczyków oraz mieszkańców sąsiednich miast. Umocniona jednością z Chrystusem i „zainspirowana” Jego wewnętrznie usłyszanymi pouczeniami, Katarzyna porzuca samotność i (jakże pozorną!) bezczynność, i wychodzi najpierw na ulice Sieny, a potem na drogi Półwyspu Apenińskiego. Wkrótce jej ruchliwa, szczupła postać staje się jedną z najbardziej znanych postaci w kipiącej życiem Sienie. Wychodzi z domu nie tylko po to, by wysłuchać mszy świętej, ale także by opiekować się chorymi w domach, zanieść jedzenie biedakom i staruszkom, pielęgnować chorych w miejskim szpitalu della Scala oraz trędowatych w leprozorium św. Łazarza, położonym za murami miasta. Lapa zaczyna znowu trochę narzekać, bojąc się przywleczenia trądu do domu, ale spokojny Jakub pozwala córce dysponować wszystkim, co było w domu. Do dziś w piwnicy domu Benincasów można obejrzeć „beczkę św. Katarzyny”, z której często czerpała ona wino dla swych biedaków, a mimo to nigdy nie zabrakło tego niezbędnego dla Włochów napoju przed nowym winobraniem. Katarzynie zaś nigdy nie brakowało miłości i cierpliwości, którą nazwie potem matką cnót.

„La bella brigata”

Miłość Boga i bliźniego, jaką płonęła Katarzyna, opromieniała ją takim urokiem, że fascynowała ona i przyciągała wielu ludzi różnych stanów i zawodów; gromadzili się wokół niej i słuchali jej porad zatwardziali grzesznicy, sceptyczni duchowni i rozbawieni młodzieńcy. Blask bijący od córki farbiarza oświecał ludziom drogi ich powrotu do Boga albo po prostu wydobywał z mroku piękno obcowania człowieka z Bogiem. Tak oto dzięki urokowi osobistemu, a przede wszystkim dzięki „urokowi” świętości, Katarzyna gromadzi wokół siebie grupę ludzi nazywaną bella brigata albo caterinati; wspólnotę przypominającą współczesne ruchy, a może raczej tzw. wspólnoty podstawowe w dzisiejszym Kościele. Członkowie „pięknej brygady” wywodzili się z różnych środowisk i miast, a niektórzy zanim poznali Katarzynę (a nawet i potem), nie grzeszyli gorliwością religijną i nieskazitelną moralnością. Był wśród nich dominikanin, spowiednik Katarzyny i biograf, Rajmund z Kapui, uczony augustianin, Anglik, Wilhelm Fleet, subtelny i niespokojny poeta, Neri di Landoccio, malarz Andrzej Vanni (autor portretu świętej), owdowiała mieszczka Alessa Saracini i nawet zrzędliwa Lapa. Wielu z nich towarzyszyło Katarzynie w jej podróżach i pertraktacjach; czasem wędrowało z nią aż czterdzieści osób. Wszyscy nazywali Katarzynę la dolce Mamma, co wymownie świadczy o jej „kobiecym geniuszu”, jak powiedziałby św. Jan Paweł II, o jej czułości, delikatności i macierzyńskim autorytecie. Zachowane listy Sienenki do jej uczniów i przyjaciół są najlepszą charakterystyką atmosfery panującej w owej zadziwiającej wspólnocie. Święta mistyczka jest pełna zrozumienia i miłości dla każdego, troszczy się o zdrowie czy sprawy rodzinne, a przede wszystkim o doskonalenie się w cnotach chrześcijańskich. Współczuje cierpiącym i pociesza zasmuconych, ale też z właściwą sobie gwałtownością gani wady i krytykuje błędy. Najważniejszą sprawą, która jednoczy w działaniu i modlitwie całą „rodzinę” Katarzyny, jest dobro Kościoła lokalnego i powszechnego. Wszyscy bowiem modlili się i trudzili dla dobra Kościoła i „słodkiego Chrystusa na ziemi”. Natomiast po śmierci Sienenki czynili to samo w różnej formie i w różnych miejscach (np. Rajmund z Kapui, jako generał zakonu dominikanów przeprowadził jego reformę), wierni zarówno własnym przekonaniom, jak i ostatniej woli ich dolce Mamma.

Wzmożona aktywność oraz zaangażowanie w sprawy wielu ludzi nie przeszkadzają Katarzynie w nieustannym bezpośrednim kontakcie z Bogiem i nie osłabiają intensywności jej modlitwy. Pośród wyczerpującej opieki nad chorymi oraz innych prozaicznych zajęć i rozmów z ludźmi nie przestaje rozmawiać z Chrystusem, prosząc Go czasem o pomoc w niesieniu ciężkich tobołków, a czasem o wytłumaczenie istoty Jego bytu. W roku 1370 doznaje nowych łask i wizji mistycznych, dzięki czemu poznaje Boże prawdy przez widzenie i słuchanie swego Niebiańskiego Oblubieńca. W czasie jednej z wizji Chrystus wyjmuje z piersi Katarzyny serce i daje jej w zamian swoje. Po owej wymianie serc wola Chrystusa staje się wolą Jego Olubienicy, która odtąd z wielką łatwością może czynić to, i tylko to, czego chce Bóg.

Wyjście za rogatki miasta

Na początku lat siedemdziesiątych następuje ogromna zmiana w życiu Katarzyny, poszerza się teren działania i przedmiot jej zainteresowań. Nie poprzestaje już na pielęgnacji chorych i wychodzi daleko poza leprozorium sieneńskie, leżące tuż za murami miasta. Fakt ten zbiega się – a właściwie ściśle się łączy – z intensyfikacją przeżyć mistycznych Katarzyny oraz zaostrzeniem się konfliktów politycznych na Półwyspie Apenińskim. Córka sieneńskiego farbiarza wchodzi z wielką pewnością siebie w gmatwaninę czternastowiecznej polityki włoskiej i europejskiej, której wytrawni dyplomaci nie potrafili uładzić, a historycy dokładnie opisać w grubych tomach. Wchodzi z naturalnością i zdecydowaniem wynikającym z głębokiego przekonania, że chce tego Bóg (powtarza często z naciskiem: io voglio, ja chcę, a nie jest to wyraz zadufania w sobie, lecz pewności w odczytaniu woli Bożej) oraz że miłość (caritas) może zmienić oblicze tego świata. Działalność Katarzyny nie jest działalnością polityka czy duszpasterza, lecz misją świętej mistyczki, która inspirację czerpie z kontemplacji, a pomoc otrzymuje od samego Boga. Głównym celem „działalności politycznej” Benincasy nie jest sukces polityczny, zaszczyty czy sława, lecz dobro Kościoła i bliźniego. Apelując o pokój, przedstawia wszystkie korzyści polityczne z niego wynikające, ale przypomina także władcom, że pokój sprzyja moralnemu doskonaleniu się, a zatem – zbawieniu ich samych oraz ich podwładnych, za dusze których są odpowiedzialni. Katarzyna przypomina królom, papieżom i uczonym najprostsze prawdy, które święci widzą najlepiej; przypomina o obowiązku miłowania i uszanowania godności każdego człowieka, konieczności obrony dobra Kościoła i dążenia do świętości, nawet pośród politycznych konfliktów i ekonomicznego kryzysu.

Wszystko, co głosiła Katarzyna, nie było wyuczoną mądrością ani wystudiowanym programem. Nigdy nie uczęszczała do żadnej szkoły, a nawet nie uczyła się pisać i czytać; biografowie opowiadają, że w osiemnastym roku życia nauczyła się trochę czytać, a dopiero na trzy lata przed śmiercią napisała własnoręcznie (cynobrem, dodajmy gwoli kronikarskiej dokładności) kilka linijek listu i modlitwę do Trójcy Świętej. Sieneńska mistyczka była wątłą kobietą, całe życie cierpiała na bóle żołądka, pościła i umartwiała się surowo, a w ostatnich miesiącach życia nie mogła przełknąć nawet kropli wody. Mimo to promieniała energią, radością i mocą, przemierzała na osiołku lub pieszo rozpalone niebezpieczne drogi Toskanii, Lacjum i południowej Francji. Nie można tego wszystkiego zrozumieć ani wytłumaczyć, jeśli się nie uzna, że siłą Katarzyny było jej zjednoczenie z Bogiem, a szkołą jej mądrości – rozmowa z Nim.

Na wiosnę 1374 roku wyrusza po raz pierwszy poza Sienę i udaje się do Florencji. Poznaje tam wielu wybitnych polityków i skromnych rzemieślników, z którymi do końca życia będzie ją łączyć przyjaźń i wspólne działanie. Przyjacielem Katarzyny zostaje m.in. wybitny polityk, Mikołaj Soderini, popierający potem jej misję w Awinionie i we Florencji, gdzie w czasie tumultu udzielił jej schronienia we własnym domu. Zaprzyjaźnieni z Katarzyną są też krawiec Franciszek di Pipino i jego żona Agnieszka (po Rajmundzie z Kapui otrzymali oni od świętej największą liczbę listów). W czasie tego pierwszego pobytu Sienenki we Florencji ma miejsce jeszcze jedno, bardzo ważne spotkanie, decydujące dla jej formacji duchowej i działalności publicznej. Otóż przełożeni dominikańscy wyznaczają na stałego spowiednika Katarzyny Rajmunda z Kapui, wykształconego teologa o wielkim wyrobieniu wewnętrznym i niezwykłej dobroci1. Od 1374 roku towarzyszy on świętej we wszystkich podróżach, pomaga w trudnych misjach politycznych i akcjach apostolskich. Ich wzajemne relacje nie mają nic ze schematu: uczony spowiednik – pokorna penitentka. Katarzyna mówi, że Rajmund został jej dany przez słodką Maryję, nazywa go ojcem swej duszy lub umiłowanym synem, radzi się go i okazuje posłuszeństwo, ale też – gani surowo i rozkazuje apodyktycznie (por. pełen werwy List CCCXLIV). Rajmund z kolei z wielką pokorą oraz delikatnością służy i wspiera swą niezwykłą penitentkę, usuwając się zazwyczaj w cień. Natomiast po śmierci Katarzyny starał się przekazać Kościołowi jak najwięcej wiadomości o niej, dążył do tego, by opisać cały blask jej świętości, bez subiektywnej przesady czy egzaltacji. Spisany przez niego życiorys, Legenda maior, pozostaje do dziś najbardziej obiektywnym i całościowym portretem św. Katarzyny. Trzeba też dodać, że był człowiekiem wielkich cnót i pobożności, po śmierci (1399 rok) otoczony kultem, co Kościół uznał, nadając mu tytuł błogosławionego w 1899 roku.

Na początku lata 1374 roku Katarzyna wraca do Sieny ze swym nowym spowiednikiem i od razu rzuca się w wir porzuconej na krótko działalności charytatywnej. Zostaje do tego niejako zmuszona przez potrzebę chwili, gdyż jej rodzinne miasto nawiedziła jedna z owych strasznych epidemii dżumy, jakie często siały strach i śmierć w średniowiecznej Europie. We Włoszech jeszcze żywa była pamięć „czarnej śmierci”, która wyludniła miasta i wsie w rok po urodzeniu Katarzyny Benincasy, a została uwieczniona na zawsze w pamięci Europejczyków przez mistrzowski opis Boccaccia we wstępie do Dekameronu. Epidemie dżumy zwiększały poczucie niepewności jutra, dręczące stale średniowiecznego człowieka, a zrodzone przez częste nieurodzaje, chaotyczne konflikty zbrojne i permanentny kryzys ekonomiczny, z którego Europa zaczęła wychodzić dopiero pod koniec XIV wieku, czyli po śmierci Sienenki. Katarzyna dobrze zna lęki swoich współczesnych i powtarzając często: „Pamiętaj, że musisz umrzeć, a sam nie wiesz kiedy”, nie uprawia pustej retoryki, lecz trafia w samo sedno wrażliwości i uczuć swoich adresatów. W czasie szalejącej epidemii Katarzyna pielęgnuje chorych i wyprasza u Boga liczne uzdrowienia (m.in. samego Rajmunda). Dopiero późną jesienią, gdy atak dżumy osłabł, opuszcza Sienę i znajduje nieco fizycznego odpoczynku i duchowego ukojenia w klasztorze w Montepulciano2.

Medytacja i modlitwa wśród toskańskich wzgórz owianych spokojem ciepłej, włoskiej jesieni jest ostatnim wyciszonym akcentem w życiu św. Katarzyny, które odtąd będzie się toczyć w ruchliwych miastach, na niebezpiecznych drogach, w otoczeniu licznych penitentów, wielbicieli czy przyjaciół, a przede wszystkim – wśród niepokojów, cierpień i dramatycznych napięć.

Święte przejście

Wiosną 1375 roku na zaproszenie Piotra Gambacortiego, członka rządu republiki pizańskiej, Katarzyna udaje się do Pizy, gdzie styka się po raz pierwszy z problemem krucjaty. Dla podkreślenia oraz ilustracji wspomnianego już ścisłego związku i wzajemnej zależności między działalnością publiczną a życiem wewnętrznym sieneńskiej mistyczki, trzeba odnotować wydarzenie, jakie miało miejsce w pizańskim kościele św. Krystyny: 1 kwietnia w czasie mistycznej ekstazy Katarzyna otrzymuje stygmaty, które na jej usilną prośbę pozostają niewidzialne dla otoczenia, a jedynie boleśnie odczuwalne przez świętą.

W nadmorskim mieście, jakim była Piza, dominikańska tercjarka po raz pierwszy usłyszała (prawdopodobnie z ust przebywającego tam posła króla Cypru i Jerozolimy) o losach Ziemi Świętej i o projekcie odebrania jej niewiernym przez wyprawę krzyżową, nazywaną w średniowieczu „świętym przejściem”. Katarzyna zaangażowała się w ten projekt z typowym dla niej zapałem i determinacją. Apel o podjęcie wyprawy stał się jednym ze stałych tematów jej listów adresowanych do królów, książąt, kondotierów i papieży. Sieneńska mistyczka chciała porwać chrześcijan do walki o odzyskanie Grobu Chrystusa, ale idea świętego przejścia nie znalazła odzewu ani w dalekiej Europie, zdominowanej przez konflikt angielsko-francuski (wojna stuletnia), ani też w bliskich Katarzynie republikach włoskich. W ciągu XIV wieku jedynie papieże podejmowali usilne próby zorganizowania oddziałów krzyżowców, lecz były to wysiłki bezowocne i osamotnione. Papież Klemens V w 1309 roku zgromadził nawet w Marsylii dwadzieścia pięć galer, które wyruszyły w stronę Palestyny, ale po zajęciu wyspy Rodos zawróciły z drogi. Także Urban V usiłował zorganizować wojsko chrześcijan pod wrażeniem zajęcia Gallipoli, na południu Półwyspu Apenińskiego, przez Turków oraz pod wpływem dramatycznej prośby o pomoc króla Cypru i Jerozolimy, Piotra. Król Piotr przewędrował niemal całą Europę, dotarł nawet do Krakowa, gdzie wziął udział w słynnej uczcie u Wierzynka w 1363 roku, ale nie uzyskał jednak nic poza ogólnikowymi obietnicami. Jedynie papież Urban V wziął sobie do serca zagrożenie tureckie; w czasie swego krótkiego pobytu w Rzymie, w 1369 roku przyjął na audiencji bizantyńskiego cesarza Jana V Paleologa, któremu obiecał moralne poparcie i pomoc militarną w walce z Turkami. Jednak wszystkie projekty papieży spotykały się z powszechną obojętnością europejskich polityków, toteż skoncentrowali się oni na mediacji pokojowej między Francją a Anglią, upatrując w tym sporze główną przeszkodę w podjęciu „świętego przejścia”. Grzegorz XI doprowadził do rozejmu, w Bruges w 1375 roku, ale nie trwał on długo i wojna stuletnia angażowała Europę zachodnią do połowy następnego wieku. Większość władców europejskich nie interesowała się polityczną sytuacją chrześcijańskiego Królestwa Jerozolimy, a motywacja religijna nie przekonywała ich na tyle, by podjęli niemały wysiłek odebrania muzułmanom zbrojną ręką Ziemi Świętej. Dopiero na przełomie wieków XIV i XV realna groźba inwazji tureckiej na Europę ożywiła ideę świętego przejścia, ale ograniczono się do udzielenia pomocy (niewielkiej w rzeczywistości) państwom Europy Środkowej wstrzymującym napór muzułmański. Ostatnim heroldem sprawy krucjaty był św. Jan Kapistran, kaznodzieja przemierzający całą Europę, który swymi apelami i modlitwami przyczynił się znacznie do zwycięstwa chrześcijan i wypędzenia Turków z Belgradu w 1456 roku. Smutną ilustracją osamotnienia i słabości papieży są przygotowania do krucjaty Piusa II, zakończone zupełnym fiaskiem i jego śmiercią w Ankonie w 1464 roku.

Katarzyna Sieneńska nie rozważała szczegółowo uwarunkowań politycznych ani realnych możliwości militarnych, chociaż jako praktyczna kobieta zdawała sobie sprawę ze wszystkich trudności natury politycznej i ekonomicznej. Niemniej najważniejszą sprawą było dla niej odebranie miejsc świętych z rąk niewiernych. Uważała przeto święte przejście za podstawowy, najpilniejszy obowiązek wszystkich chrześcijan, który należało spełnić mimo wszystko. Poza tym Katarzyna była przekonana, iż wyprawa zjednoczy chrześcijan i położy kres bratobójczym walkom na Półwyspie Apenińskim i na północ od Alp.

Święta mistyczka dostrzega zatem nie tylko korzyści religijne, ale i polityczne, i obydwu argumentów używa w listach do władców. Tym ostatnim przedstawia udział w krucjacie czy też jej finansowanie jako swoistą spłatę długu Kościołowi, udzielającemu łask i poparcia królom (nie zapominajmy, iż ceremonia koronacji była traktowana wówczas niemal jak sakrament). Natarczywe apele Katarzyny o podjęcie świętego przejścia pozostały wołaniem na pustyni obojętności, wołaniem zagłuszanym często szczękiem broni. Obojętność czy wręcz sprzeciw nie gasił żarliwego przekonania świętej o słuszności sprawy. Chociaż nie została wysłuchana, pozostaje faktem, iż przypomniała chrześcijanom o ich odpowiedzialności za sanktuaria związane z życiem i śmiercią Chrystusa. Bez gorących apelów Katarzyny Europa może zapomniałaby o tych miejscach, które przynależą do jej ethosu, bo tam zaczęła się historia chrześcijaństwa.

Wojna Ośmiu Świętych

W momencie gdy Katarzyna Sieneńska rozpoczyna swą agitację na rzecz krucjaty, w centrum zainteresowania polityków włoskich leży zaostrzający się konflikt między papiestwem a republikami środkowych Włoch. Genezą konfliktu jest protest przeciwko zdeprawowanym i okrutnym legatom papieskim, zarządzającym ziemiami Państwa Kościelnego. Narastające napięcie przeradza się w formalną wojnę, gdy gubernator papieski zabrania eksportu zboża do dotkniętej nieurodzajem i wyniszczonej epidemią zarazy republiki florenckiej. W lipcu 1375 roku Florencja zawiązuje ligę antypapieską. Na czele rządu republiki toskańskiej staje grupa polityków przyjmująca ironiczną i bluźnierczą nazwę Otto Santi (Ośmiu Świętych). Znajdują oni od razu sprzymierzeńca w księciu Mediolanu, Bernabò Viscontim, który od dawna miał w swym programie politycznym zabór ziem Państwa Kościelnego leżących na południe od jego państwa. Papież wysyła na półwysep dodatkowe wojska pod dowództwem kardynała Roberta z Genewy (przyszłego antypapieża Klemensa VII), ale jego bezwzględność podsyca tylko zastarzałe nastroje antypapieskie i konsoliduje antypapieską koalicję. W tej trudnej i skomplikowanej sytuacji młoda tercjarka ze Sieny podejmuje akcję mającą na celu utrzymanie po stronie papieża neutralnych dotąd republik i doprowadzenie do zawarcia pokoju między walczącymi stronami. Przez cały 1375 rok Katarzyna krąży między Pizą i Lukką (by powstrzymać je od przystąpienia do wojny Ośmiu Świętych) a Florencją (by namówić ją do podjęcia rokowań pokojowych). Jednocześnie wysyła listy do Awinionu, do papieża, w których prosi go o łagodne traktowanie buntowników. We wszystkich listach z tego okresu rozlega się, jak refren, rozpaczliwe wołanie: pokoju, pokoju, pokoju! Jednak żadna ze stron nie słucha apelu udręczonej Katarzyny. Wobec wyraźnej przewagi militarnej sprzymierzeńców Florencji papież sięga po swą najsilniejszą broń – 31 marca 1376 roku rzuca interdykt na Florencję. Zabrania odprawiania jakichkolwiek ceremonii religijnych w mieście nad Arnem, a wszystkim państwom europejskim zakazuje przeprowadzania transakcji handlowych z obywatelami republiki florenckiej i zezwala na konfiskatę ich dóbr. Ekonomiczne reperkusje papieskiej klątwy najbardziej chyba przemówiły do rzeczowych Florentyńczyków, którzy podejmują dziwną acz sprytną decyzję – udzielają św. Katarzynie wszelkich pełnomocnictw na prowadzenie w ich imieniu pertraktacji z papieżem. Decyzja ta wyda się mniej dziwna, gdy uświadomimy sobie niezwykle krytyczną sytuację Ośmiu Świętych oraz wielką popularność sieneńskiej mantellatki w samej Florencji i w całej Toskanii. Florentyńczycy wysłali już uprzednio swych posłów do Awinionu, ale ich misja skończyła się fiaskiem i przyśpieszyła tylko ogłoszenie interdyktu. Teraz w imieniu republiki florenckiej, rządzonej przez wybitnych mężów stanu i zamieszkałej przez wielu wybitnych humanistów, idzie do Awinionu wątła, rozmodlona tercjarka, zaledwie rozróżniająca litery.

Niewola awiniońska

Papieże przebywali w Awinionie od blisko czterdziestu lat. Po zakupieniu przylegających do miasta terenów, rozbudowie pałaców i zorganizowaniu kurii, nad Rodanem załatwiano wszystkie sprawy Kościoła. Tam właśnie w 1363 roku udało się poselstwo polskie z prośbą o zgodę papieża na założenie uniwersytetu w Krakowie3. Tam też 18 czerwca 1376 roku przybywa Katarzyna Benincasa z dwudziestoma trzema uczniami i przyjaciółmi (m.in. był z nią Stefan Maconi, Neri di Landoccio, Alessa Saracini i bratowa, Lisa), poprzedzona przez Rajmunda z Kapui, który przygotował wizytę tej niezwykłej grupy na wytwornym dworze papieskim. W dwa dni potem Sienenka zostaje przyjęta przez Grzegorza XI na prywatnej audiencji, tłumacząc mu w swym dialekcie (Rajmund tłumaczył jej słowa na łacinę) z wielką werwą i prostotą ważność dwóch spraw, które natychmiast powinien załatwić: pokoju z Florencją oraz powrotu do Rzymu. Zgodnie z przekazanymi jej sugestiami florenckich polityków oraz własnym przekonaniem, wyrażonym już przedtem w listach, Katarzyna gorąco namawia papieża do zastosowania łagodnej perswazji i okazania ojcowskiej wyrozumiałości zbuntowanym republikom. Pośrednio zatem krytykuje militarną represję i klątwę kościelną, zaostrzające – jej zdaniem – konflikt.

Sprawa powrotu papieży do Rzymu od dawna leżała Katarzynie na sercu i święta nie zapominała o niej nawet w okresie najostrzejszych walk. Co więcej, uważała, że powrót papieża do Italii ułatwi zawarcie pokoju, a zatem powinien nastąpić jak najszybciej. A był to niewątpliwie problem ważniejszy niż wojna Ośmiu Świętych czy pogodzenie skłóconych państewek Półwyspu Apenińskiego (skłóconych przed osiedleniem się papieży we Francji i rozbitych przez następne pięć wieków), gdyż dotyczył całej wspólnoty chrześcijańskiej odciętej od swego naturalnego centrum – Grobu św. Piotra. Pobyt papieży nad Rodanem oraz wiążąca się z tym zależność od królów Francji pomniejszał ich autorytet moralny i uniemożliwiał odgrywanie właściwej im w średniowieczu roli czynnika ponadnarodowego, uniwersalnego. Zmniejszał się zatem autorytet Kościoła, jako instytucji przekraczającej partykularne interesy polityczne ówczesnego świata.

Święta Katarzyna ze Sieny nie była pierwszą osobą, która widziała ujemne skutki „niewoli awiniońskiej” głowy Kościoła. Miała licznych i znakomitych poprzedników, żeby wymienić tylko Petrarkę czy św. Brygidę Szwedzką. Z osobą i działaniem tej ostatniej wiąże się wyjazd Urbana V z Awinionu w 1367 roku oraz jego powrót do Rzymu w rok później. Niestety, papież zdezorientowany rozgrywkami politycznymi włoskich państewek i rodzin rzymskich, przerażony wrogą mu atmosferą w zrujnowanym Rzymie i okolicach grabionych przez bandy żołdaków, zmęczony chaotyczną tułaczką po środkowych Włoszech, wrócił w 1370 roku do Francji. Jego następca, Grzegorz XI, nie porzucił jednak zamiaru przeniesienia siedziby papiestwa do Rzymu i apele Katarzyny Sieneńskej przyjął zapewne bardzo przychylnie. Nie oznaczało to jeszcze podjęcia decyzji przez tego delikatnego, wytwornego i uczonego, ale bardzo niezdecydowanego papieża. Sieneńska tercjarka pojmuje w lot sytuację i przez cały okres swego pobytu w Awinionie wzywa do realizacji projektu wyjazdu. Bombarduje papieża listami, w których wręcz popędza go do wyjazdu, stara się wymusić na nim decyzję. Używa przy tym wszystkich możliwych argumentów, jakie jej podsuwa medytacja, obserwacja sytuacji oraz kobiecy zmysł praktyczny (pomysł „świątobliwego oszustwa” jest tego znakomitym przykładem, por. List CCXXXI).

Gdy Katarzyna przebywa w Awinionie, Florentyńczycy wycofują udzielone jej pełnomocnictwa i decydują się na militarną konfrontację. Napełnia to Benincasę wielkim rozgoryczeniem, ale nie gasi jej zapału w staraniach o pokój i powrót papieża do Rzymu. Już na początku września dane jej było ujrzeć urzeczywistnianie się wielkiego pragnienia jej samej i wielu innych chrześcijan – oto papież opuścił pałac awinioński i odpłynął Rodanem w dół w stronę Marsylii. Stamtąd, po długiej i trudnej podróży morskiej, dopłynął do Genui, pierwszego postoju na ziemi włoskiej. Tymczasem Katarzyna Benincasa, zaopatrzona na drogę przez papieża w sto florenów, wraca do Włoch drogą lądową i dociera też do Genui, gdzie znajduje gościnę w domu arystokratki, zawsze jej życzliwej Orietty Scotty. Schorowani i zmęczeni towarzysze podróży Katarzyny odpoczywają, podczas gdy ona sama rozsyła listy, w których niezmordowanie zachęca członków ligi antypapieskiej do wznowienia pertraktacji pokojowych, a innych swych adresatów – do modlitwy o pokój i szczęśliwy powrót papieża do Rzymu. Między 18 a 29 października dochodzi do niezwykłego spotkania z Ojcem Świętym, który nocą przychodzi do domu Orietty, by szukać porady w swych wątpliwościach i kłopotach (większość kardynałów chciała natychmiast wracać). Nie znamy treści ich rozmowy, ale możemy się domyślić, że św. Katarzyna powtórzyła papieżowi swe argumenty, przytoczone w listach, na rzecz kontynuowania podróży. Wkrótce po tym spotkaniu Grzegorz XI wyruszył dalej, wędrując pośród niespokojnych i zniszczonych miast i wsi, często wrogich mu czy tylko obojętnych. W końcu, 17 stycznia 1377 roku, przy dźwięku dzwonów, blasku pochodni i okrzyków radości Rzymian papież wchodzi uroczyście na „swoje miejsce”, jak to nazwie mistyczka, czyli do bazyliki św. Piotra na Watykanie.

Katarzyna nie towarzyszy papieżowi, lecz ze swoją „rodziną” z Genui wraca do Sieny. Nie przestaje śledzić rozwoju wydarzeń we Włoszech i troszczyć się o dobro Kościoła, czego wyrazem są listy z tego okresu. Tematem listów i przedmiotem działania Sienenki jest teraz krucjata, pokój we Włoszech i reforma Kościoła.

„Pożeranie dusz”

Po powrocie z Awinionu Katarzyna Benincasa razem z całą bella brigata spędza kilka miesięcy w rodzinnych stronach, poświęcając się głównie kontemplacji i działalności apostolskiej. Zewnętrznym przejawem tej ostatniej jest fundacja klasztoru Santa Maria degli Angeli w zamku Belcaro, podarowanym Katarzynie przez nawróconego przez nią bogatego Sieneńczyka, oraz misja w dolinie Orcii. Tam, jesienią 1377 roku, zajmuje się godzeniem dwóch zwalczających się rodzin, ale rozmach i zapał, z jakim to czyni, sprawia, że zaczyna ona przyciągać nie tylko zainteresowane rodziny, ale całą okoliczną ludność. Wtedy to objawia się w całej wyrazistości charyzmat apostolski Katarzyny, jej niezwykły talent pozyskiwania sobie ludzi oraz żarliwe pragnienie przyprowadzenia do Boga każdego grzesznika. Pragnienie, które jest naturalną konsekwencją ścisłej jedności z Bogiem; talent, który jest odblaskiem żarliwej miłości Boga i bliźniego. Wszystkie swoje uczucia i pragnienia Katarzyna ujmuje w szokującym, ale jakże wymownym i trafnym określeniu: „pożeranie dusz”. Wyraża ono jej ogromne, niemal fizycznie odczuwalne pragnienie zbawienia wszystkich ludzi, czyli pochłonięcia ich przez ogień przemieniającej Miłości Bożej. Święta tercjarka mówi często do Rajmunda z Kapui: „Dusza twoja jest moim pokarmem”, co znaczy, że żyła ona pragnieniem jego zbawienia. Bliscy jej przyjaciele i uczniowie przejęli owo pragnienie, a nawet terminologię, bo Tomasz della Fonte w czasie misji w dolinie Orcii powie żartobliwie, iż wieczorem bolał go żołądek od wcielonych diabłów, które „połykał” w czasie całodziennego słuchania spowiedzi. Rzeczywiście, jesienią 1377 roku przybywały do Katarzyny ogromne tłumy, a wśród nich było wielu takich, którzy długie lata żyli w owym okrutnym i niespokojnym świecie bez spowiedzi. Papież udzielił Rajmundowi i towarzyszącym mu księżom specjalnych plenipotencji, a spowiednik świętej przyzna potem, że nigdy nie był tak zmęczony, jak w czasie tej misji. Obok ożywienia religijnego nie brakowało też intryg, pomówień i rozgrywek politycznych, ale Katarzyna zawsze promienieje radością i siłą, co podtrzymuje innych na duchu. W pewnym momencie Rajmund zostaje wezwany do Rzymu, lecz cała bella brigata zostaje w dolinie Orcii, nie ustając w działaniu i modlitwie. Święta Katarzyna żyje w wielkim napięciu wszystkich swoich duchowych mocy, jej doświadczenia mistyczne są tak intensywne, że – jak to sama opowie w korespondencji do Rajmunda (List CCLXXII) – Bóg udziela jej umiejętności pisania, by mogła przelać na papier obfitość łask, dzieląc się z innymi tym, co czuła i widziała.

Udręczone pragnienie pokoju

Nagłe wezwanie Rajmunda do Rzymu w trakcie „misji ludowej” w Val d’Orcii jest sygnałem pogarszającej się sytuacji w Kościele i we Włoszech oraz zapowiedzią czekających Katarzynę nowych zadań. Wkrótce potem, na początku 1378 roku Grzegorz XI prosi Sienenkę o podjęcie w jego imieniu negocjacji pokojowych z Florencją zagmatwaną od trzech lat w absurdalną wojnę z papieżem, a teraz pogrążoną w chaosie intryg i sporów różnych frakcji politycznych. Katarzyna udaje się do miasta nad Arnem, gdzie zostaje serdecznie przyjęta przez przyjaciół. Mikołaj Soderini oddaje nawet do dyspozycji świętej jeden ze swych domów. Jednak nastrój we wzburzonym mieście nie sprzyja misji pokojowej natchnionej tercjarki; większość polityków jest nieprzejednanie antypapieska, a zaognione konflikty społeczne doprowadzają do rozruchów ulicznych zwanych tumultem Ciompich. Dochodzi do tego, że św. Katarzyna zostaje napadnięta przez podburzony tłum i cudem tylko unika śmierci. Sprawa pokoju nie była jednak zupełnie przegrana. Mimo śmierci Grzegorza XI w marcu 1378 roku oraz opozycji niektórych polityków florenckich, dochodzi do podpisania traktatu pokojowego z nowym papieżem, Urbanem VI. Wreszcie 18 lipca Katarzyna mogła ujrzeć gałązkę oliwną zawieszoną na Palazzo Vecchio, florenckim ratuszu. Dopiero po tej uroczystości wraca do Sieny.

Wtedy zaś wzywa do siebie trzech swoich najlepszych sekretarzy: Stefana Maconiego, Neriego di Pagliaresi i Barduccia Canigianiego, by przez dwa miesiące dyktować im swe jedyne dzieło mistyczne, noszące tytuł: Dialog o Bożejopatrzności, czyli księga Boskiej nauki. Księga ta zredagowana i usystematyzowana przez sekretarzy jest syntezą mistycznych doświadczeń św. Katarzyny ze Sieny, zapisanych w formie rozmowy z Chrystusem. Gdy Benincasa była jeszcze pogrążona w twórczej ekstazie, w Kościele zaszły wydarzenia, które pochłonąć miały resztę sił tej wątłej kobiety, niecofającej się nigdy przed żadnym trudem czy niebezpieczeństwem, jeśli zagrożone było dobro miłej Oblubienicy Chrystusowej.

Dźwiganie łodzi Kościoła

We wrześniu 1378 roku francuscy kardynałowie zwołują do Fondi konklawe, na którym wybierają nowego papieża, kardynała Roberta z Genewy, przybierającego imię Klemensa VII. To konklawe w małym włoskim miasteczku zapoczątkowało smutny okres w dziejach Kościoła, zwany wielką schizmą zachodnią, okres dramatycznych sporów, zagorzałych animozji i skandalicznych konfliktów, które aż do początku XV wieku burzyły jedność i spokój wspólnoty chrześcijańskiej w całej Europie. Ostatnie dwa lata życia św. Katarzyny wypełniają: żarliwa modlitwa, gorące apele i konkretne inicjatywy, mające na celu powstrzymanie pogłębiającego się rozłamu, czyli ratowanie jedności Kościoła.

W listopadzie 1378 roku, na wyraźne życzenie papieża Urbana VI, sieneńska tercjarka przybywa do Rzymu, by w Stolicy Piotrowej bronić „prawdy papieża Urbana”, przeciwko „człowiekowi Antychrysta”, czyli antypapieżowi Klemensowi. Benincasa nie jest naiwną wielbicielką papieża Prignana, dostrzega i gani jego przesadną surowość, a często prosi go o zapanowanie nad porywczym charakterem. Nie jest wobec niego bezkrytyczna, zdaje sobie doskonale sprawę z jego ludzkich wad i słabości, ale widzi w nim przede wszystkim kapłana, następcę św. Piotra i namiestnika Chrystusa, któremu każdy chrześcijanin winien jest posłuszeństwo. Katarzyna nie pisze traktatów w obronie papieża, nie zagłębia się w skomplikowane analizy prawnicze – jak to czyniło wielu uczonych przez kilkadziesiąt lat – lecz przypomina ewangeliczną naukę o Piotrze opoce, o jego władzy otrzymanej od Chrystusa. Profetyczna wizja Kościoła pozwala jej odróżnić drugorzędne szczegóły od tego, co stanowi istotę Kościoła, jako wspólnoty wierzących, których najważniejszym celem jest wieczne zbawienie. Dlatego drugorzędną sprawą są struktury i tworzący je ludzie, uwarunkowani swoją epoką i własną niedoskonałością. Trzeba powiedzieć, że święta mistyczka nie przechodzi wcale obojętnie obok tych drugorzędnych spraw, ale zabiega o to, aby nie przeszkodziły one ludziom wierzącym w ich dążeniu do świętości, do wiecznego zbawienia. O tych staraniach świadczy najlepiej oryginalny projekt utworzenia przy papieżu Urbanie grupy doradczej, złożonej ze świątobliwych ludzi o wielkim autorytecie moralnym, wolnych od żądzy kariery kościelnej i zacietrzewienia politycznego.

Opowiedzenie się św. Katarzyny za papieżem Urbanem nie zostało uwarunkowane subiektywnym upodobaniem, polityczną koniunkturą czy sugestią kogoś wpływowego. Nie waha się ona ani chwili, działa z wielką pewnością siebie, kierując się jedynie „wiedzą” zdobytą w mistycznej rozmowie z Chrystusem oraz bezbłędnym „zmysłem wiary”; działa zatem na sposób właściwy tylko świętym. Dlatego nie tworzy żadnej nowej teorii, lecz broni jedności Kościoła, jako instytucji ustanowionej przez samego Chrystusa, jako wspólnoty ponadczasowej, zapewniającej człowiekowi życie wieczne. Dlatego też nie waha się wzywać do męczeństwa za Kościół, do przelewania krwi, która by posłużyła do przygotowania zaprawy murarskiej, która by umocniła popękane mury Kościoła. Trudno nie przypomnieć tutaj wizji św. Franciszka, podpierającego walący się budynek kościoła.

W jesieni 1378 roku i przez cały następny rok Katarzyna wysyła z Rzymu bardzo dużo listów, adresowanych do królów, kardynałów, kondotierów i mnichów w Italii oraz innych krajach, zaklinając ich, by uczynili wszystko dla zlikwidowania schizmy. Tak oto w okresie zamętu, intryg i wątpliwości rozlega się śmiały, mocny głos młodej kobiety, tak bardzo pewnej słuszności sprawy, że gotowa jest oddać za nią swe życie. Zadziwiająca jest jej niespożyta energia i trafność argumentacji. Godny przypomnienia jest drobny na pozór szczegół z listu do króla Francji: niezdecydowanemu władcy sugeruje, by zasięgnął rady profesorów Sorbony. W okresie zachwiania się klasycznych autorytetów średniowiecza: cesarstwa i papiestwa nieuczona mantellatka dostrzega rolę uniwersytetów, a byłby to szczegół niewart przypomnienia, gdyby w najbliższych dziesięcioleciach po śmierci Katarzyny właśnie z uniwersytetów nie wyszedł konstruktywny program zlikwidowania schizmy4.

Sieneńska mistyczka planuje też akcję dyplomatyczną, mającą na celu pozyskanie papieżowi Urbanowi jak najwięcej zwolenników; za jej sugestią Rajmund z Kapui zostaje wysłany do króla Francji, a ona sama, wraz z córką Brygidy Szwedzkiej, Katarzyną, chce jechać z poselstwem do najpotężniejszej na Półwyspie Apenińskim sojuszniczki antypapieża, Joanny Neapolitańskiej. Jednak większość projektów Benincasy nie zostaje zrealizowana (m.in. poselstwo do Neapolu), inne kończą się fiaskiem (zawrócenie z drogi Rajmunda), a podział chrześcijańskiej Europy na dwie obediencje się utrwala5. W Rzymie wybuchają rozruchy i w pewnym momencie, gdy wzburzony tłum wdziera się do Watykanu, zagrożone zostaje nawet życie papieża. Żołnierze bretońscy pozostający na żołdzie antypapieża Klemensa zajmują Zamek Świętego Anioła i Urban VI musi się schronić na Zatybrzu. Dopiero na wiosnę 1379 roku następuje wyraźna poprawa sytuacji papieża, jego wojska pokonują oddziały Klemensa VII, które opuszczają Rzym, a papież w dziękczynnej procesji wraca do bazyliki św. Piotra. Zwycięstwo oddziałów wiernych papieżowi rzymskiemu i jego powrót na Watykan to ostatnie radosne wydarzenia w życiu Kościoła, jakie dane było ujrzeć św. Katarzynie. Chociaż bowiem spokój zapanował w samym Rzymie, Kościół nie odzyskał ani jedności, ani pokoju.

Trzy ostatnie miesiące życia Katarzyny Sieneńskiej, od niedzieli Siedemdziesiątnicy aż do śmierci, są okresem jej autentycznego, choć bezkrwawego, męczeństwa, okresem wielkiego cierpienia przyjętego i złożonego w ofierze za Kościół. Wyniszczona chorobą i udręczona tragicznym podziałem Kościoła, porusza się jedynie siłą woli i tylko na wyraźny rozkaz Chrystusa przebywa codziennie dość długą drogę od swego domu przy bazylice Santa Maria sopra Minerva (dzisiejsza ulica św. Klary) przez Most Świętego Anioła na drugą stronę Tybru, do bazyliki św. Piotra. Tam zostaje aż do zachodu słońca, modląc się, trudząc się, jak sama mówi, w „łodzi świętego Kościoła”. Kościół jest dla niej tak realną, niemal dotykalną rzeczywistością, że pewnego dnia odczuje wyraźnie na swych barkach wielki ciężar Łodzi Piotrowej. Owo trudzenie się, modlitwa i cierpienie jest daną jej formą ofiary za Kościół, upragnionym przez nią męczeństwem. Jest to zarazem ostatni akt mistycznej służby Katarzyny, rozpoczętej dziecinną wizją na schodach kościoła dominikanów w Sienie. Wielka mistyczka pozostała całe życie wierna Chrystusowi w tiarze, którego wtedy ujrzała, całe życie służyła bowiem „Chrystusowi na ziemi” i „miłej Oblubienicy Chrystusowej”. Tuż przed śmiercią powiedziała uczniom: „Życie swe oddałam i złożyłam w ofierze w Kościele i za Kościół, co jest dla mnie szczególną łaską”.

Wyniszczona chorobą, strawiona ogniem miłości do Boga i Kościoła trzydziestotrzyletnia Katarzyna Benincasa umiera w Rzymie 29 kwietnia 1380 roku. Uczniowie przez kilka dni utrzymywali w tajemnicy ten fakt, gdyż sława świętości ich dolce Mamma była tak rozpowszechniona w Rzymie, że obawiali się „ataku” na jej relikwie. Dopiero po kilku dniach pochowali ją w pobliskiej bazylice Santa Maria sopra Minerva. Po długiej dyspucie z władcami Sieny musieli oddać rodzinnemu miastu mistyczki jej głowę i palec, przechowywane do dziś w kościele św. Dominika. Katarzyna została „oficjalnie” uznana za świętą przez papieża Piusa II w 1461 roku. Należy do najbardziej „utytułowanych” świętych; Pius IX w 1866 roku ogłosił ją współpatronką Rzymu, a Pius XII w 1939 roku patronką Włoch, obok św. Franciszka z Asyżu. W 1970 roku Paweł VI nadał jej oraz św. Teresie z Ávili tytuł doktora Kościoła. Ostatni tytuł – to współpatronka Europy, o czym będzie mowa poniżej.

Najważniejsze jednak nie są tytuły, lecz dziedzictwo świętej, czyli świadectwo życia i wiary promieniejące niegasnącym blaskiem.

II. MISTYCZNA NAUKA

W niniejszym tomie listów św. Katarzyny ze Sieny czytelnik znajdzie wszystkie najważniejsze tematy jej doktryny mistycznej. Liczne fragmenty listów są bezpośrednim, czasem pośpiesznym i chaotycznym, opowiadaniem o tym wszystkim, co Katarzyna ujrzała i przeżyła w mistycznym zjednoczeniu z Bogiem. Słowa te są próbą opisu jej obcowania z Bogiem, a zatem tej rzeczywistości, której nikt nigdy dokładnie opisać nie potrafi. Katarzyna Benincasa, jak każdy mistyk, posługuje się głównie obrazem i symbolem, gdyż lepiej niż pojęcia abstrakcyjne oddają one treść i charakter mistycznego przeżycia, które jest doświadczaniem, oglądaniem, dotykaniem, a nie rozumową spekulacją. Mistyk doświadcza obecności Boga, widzi Jego olśniewającą jasność, „dotyka” Transcendencji, a zatem przeżywa to, czego słowo nie może wyrazić. Poznanie Boga u mistyka nie ma charakteru dyskursu teologicznego. Mistyk poznaje przez wiarę, którą św. Katarzyna nazywa „źrenicą oka intelektu”, oraz przez miłość. Poznanie mistyka kieruje się tam, gdzie prowadzi go jego żarliwa miłość. Mistyk poznaje prawdy znane każdemu chrześcijaninowi z objawienia, ale ponieważ ogląda je w blasku obecności Boga, z którym jest ściśle zjednoczony, potrafi je przybliżyć i wyjaśnić lepiej i prościej niż uczeni egzegeci. Mistyk kroczy utartymi drogami dogmatów, ale – jak to pięknie określił Henri Bergson – zostawia na nich ognisty ślad.

Trudno jest opisać ognisty ślad odciśnięty przez Katarzynę Sieneńską na drogach chrześcijańskiej doktryny, tym bardziej że nie zostawiła ona systematycznego wykładu swej mistyki, nie należała do żadnej istniejącej już szkoły życia wewnętrznego ani nie zapoczątkowała nowej. Jej życie duchowe jest nieustanną ekstazą, ustawicznym wznoszeniem się ku Bogu, któremu towarzyszą niezwykłe łaski mistyczne (zaślubiny, stygmaty), fizyczne cierpienia i duchowe udręki oraz momenty wielkiego ukojenia i radości. Chociaż przekazała tylko niewielką część tej nieogarnionej rzeczywistości, to jednak możemy dostrzec jej bogactwo. Nauka świętej mistyczki dotarła do nas bądź to w formie zapisu dyktowanego przez nią tekstu (Listy i Dialog), bądź też w formie notatek sekretarzy, którzy (jak to sami powiedzieli) „zebrali z ust” Katarzyny słowa wypowiedziane w ekstazie mistycznej (Modlitwy i niektóre epizody w biografiach).

Katarzyna Benincasa była kobietą impulsywną, wrażliwą i niewykształconą, zatem także jej relacja o doświadczaniu największych Tajemnic Bożych jest prosta i bezpośrednia, nieobciążona teologicznymi czy filozoficznymi dociekaniami. Bogactwo i piękno jej doktryny można odkryć tylko w bezpośrednim kontakcie z jej tekstami. W niniejszym wstępie do lektury listów wybrałam kilka punktów, moim zdaniem najbardziej istotnych dla zrozumienia charakteru i oryginalności nauczania tej wielkiej mistyczki.

Bóg-i-Człowiek

Wszystkie myśli i przeżycia Katarzyny Sieneńskiej, jak każdego mistyka, koncentrują się na Bogu; zjednoczenie z Nim jest jej największym pragnieniem, a osobisty, bezpośredni kontakt z Nim – inspiracją nauczania i działania. Dla owej ruchliwej, energicznej tercjarki bycie z Bogiem jest sprawą najważniejszą i pierwotną wobec jakiegokolwiek działania, które jest owocem kontaktu z Bogiem, realizacją Jego woli.

W doświadczeniu mistycznym poznaje Boga oraz jego relację z człowiekiem. Ową relację określa i utrwala dwojakie poznanie: poznanie Boga i samego siebie, czyli poznanie wszechmocy Bożej Miłości oraz ludzkiej słabości, co skutkuje umiłowaniem Boga i pokornym uznaniem własnej niedoskonałości. Poznanie to nie prowadzi zatem do powiększania zasobu wiedzy, ale do niekończącego się za życia wzrastania miłości. Katarzyna często wraca do słów Chrystusa usłyszanych w czasie mistycznej wizji: „Ja jestem Tym, Który Jest, a ty jesteś tą, która nie-jest”. Słowa te nie oznaczają wcale negacji wartości i wolności osoby ludzkiej, lecz przypominają o zależności człowieka od Boga. Owa zależność, mocno eksponowana przez Katarzynę, nie polega na zniewoleniu i poniżeniu człowieka, ponieważ konstytuuje ją wzajemna miłość, która stwarza zawsze przestrzeń dla wolności osoby ludzkiej. Człowiek zawdzięcza swoje istnienie Bogu, został przez Niego wydobyty z nicości tylko i wyłącznie z miłości. Ten, który nie-jest, istnieje dzięki Temu, Który Jest. Człowiek tak bardzo zależny od Boga jest zarazem suwerennym bytem i jest niezależny od wszystkiego, co nie jest Bogiem. O tożsamości osoby ludzkiej, o jej wielkiej godności i pięknie stanowi stwórczy akt Bożej miłości, powołujący do życia człowieka z nicości i nadający mu podobieństwo do Stwórcy. Bóg w Trójcy Jedyny wyrył swój obraz również na ludzkiej naturze, nadając jej potrójną władzę – przedstawianą przez Sienenkę jako trzy bramy prowadzące do miasta duszy – pamięć, rozum i wolę. Pamięć zachowuje działanie Bożej dobroci i miłości, rozum poznaje Boga, a wola rozbudza w człowieku chęć miłowania Boga nade wszystko. Z woli Stwórcy człowiek jest wolny; dzięki swej wolności mógł podjąć decyzję buntu przeciwko Bogu. Wskutek tego buntu ludzie popadli w niewolę grzechu, ale miłość, jaką Bóg wiecznie pała do swego stworzenia, zmusiła Go do wykupienia ludzi z niewoli. Okupem zaś była Krew Syna Bożego. „Zesłanie” Odkupiciela jest wyrazem tej samej płomiennej miłości, jaka kierowała Bogiem w akcie stwarzania. Hölderlin wyrazi tę myśl czternastowiecznej mistyczki tymi oto słowami: „Ojciec zesłał zapalczywie to, co miał najukochańszego / płonąc tym z nieba na zawsze” (wiersz Przynoszący pojednanie, wyróżnienia – L.G.).

Odkupienie jest niejako powtórnym stworzeniem, gdyż wyraża tę samą miłość Stwórcy i przywraca człowiekowi jego pierwotne piękno oraz podobieństwo do Boga. Miłość Boga do upadłego rodu ludzkiego była tak ogromna, że zmusiła Boga-i-Człowieka (wyrażenie Katarzyny) do pokornego znoszenia obelg i tortur, a potem – do straszliwego konania na Krzyżu. Sienenka ze swoistym realizmem mówi, że wbite przez oprawców gwoździe nie były w stanie utrzymać Chrystusa na Krzyżu, tak jak łotrów, lecz że przygwoździła Go miłość do zniewolonych przez grzech potomków Adama. Chrystus odkupił wszystkich i na zawsze stał się pośrednikiem między ziemią a niebem. Katarzyna wyraża tę prawdę obrazowo, przyrównując Chrystusa do mostu przerzuconego nad rwącym potokiem światowych pokus i namiętności, mostu prowadzącego z ziemi do nieba. Człowiek może zawsze wejść na ten most, by uniknąć śmierci w wirach grzechu, by „suchą nogą” dojść do Boga. Nawet jeżeli upadnie, może się chwycić przęseł i wyjść z powrotem na most.

Etapy dochodzenia człowieka do Boga są etapami duchowego dojrzewania człowieka i doskonalenia się jego miłości. Objaśniając te etapy, Sienenka posługuje się najbliższym jej duchowości obrazem Chrystusa wiszącego na Krzyżu. Pierwszym etapem są stopy Ukrzyżowanego; człowiek kocha miłością interesowną, przekupną, ale skoro przyszedł pod Krzyż, to znaczy, że szuka Boga. Na drugim etapie człowiek dochodzi do przebitego boku Chrystusa i oczyszcza się w Jego krwi, dzięki czemu zaczyna miłować Boga jak przyjaciel. Jest to moment, gdy Bóg jeszcze milczy, a wielkie ciemności ogarniają intelekt człowieka idącego w kierunku żaru Bożej Miłości, jaki bije z otwartego boku Chrystusa. Każdy grzesznik, który pójdzie w stronę ciepła Bożej Miłości, może się w końcu schronić w otwartym boku Ukrzyżowanego i obmyć w Jego krwi. W wizjach św. Katarzyny bok Chrystusa jest bramą nieba, przez którą wchodzą bądź pojedynczy grzesznicy, bądź cała ludzkość. Ostateczne zjednoczenie i spotkanie z Bogiem twarzą w twarz następuje na trzecim etapie, gdy człowiek dosięga ust Chrystusa Ukrzyżowanego, gdy kocha Boga wierną, synowską miłością. Wtedy człowiek doznaje wielkiego ukojenia; choć śmiertelny, karmi się pokarmem nieśmiertelnych, gdyż obcuje z Bogiem i przemienia się całkowicie dzięki najściślejszej unii z Tym, Który Jest. Wtedy też spełnia się największe pragnienie ludzkiego serca, „aby to, co śmiertelne, wchłonięte zostało przez życie” (2 Kor 5,4). Opis unii mistycznej przemieniającej człowieka zawarty w pismach św. Katarzyny ze Sieny stanowi jeden z najbardziej sugestywnych i najgłębszych opisów, jakie przekazała nam mistyka katolicka. Trudne przechodzenie człowieka od postawy interesownego egoisty do postawy posłusznego i miłującego syna jest w gruncie rzeczy drogą człowieka do świętości, polegającej na zjednoczeniu z Bogiem przez miłość. Doskonałość człowieka mierzy się doskonałością jego miłości. Miłość decyduje o tożsamości osoby ludzkiej od momentu stworzenia, dlatego też jest fundamentalną wartością duchowego życia. Człowiek nie może żyć bez miłości, mówi św. Katarzyna; aby żyć godnie, aby dobrze poznawać, musi kochać. Człowieka charakteryzuje najtrafniej to, co kocha i jak kocha. Dlatego to Sienenka w każdym prawie liście zachęca do miłowania Boga i bliźniego, a nie przemijających jak wiatr bogactw i zaszczytów światowych. Miłość człowieka będzie mocna i czysta, jeśli nie wypuści on nigdy z ręki obosiecznego miecza miłości do cnót i nienawiści do wad. Mieczem owym można łatwo zabić grzech, który jest zdradą Boga i wyrzeczeniem się godności stworzenia Bożego, grzech bowiem zaciera w człowieku obraz i podobieństwo Boże. Grzech jest rezygnacją z powołania człowieka do jedności z Bogiem i do miłości. Jednak nawet największy grzesznik zachowuje pod warstwą nieczystości i błota podobieństwo do Stwórcy, który ciągle miłuje zbuntowanego człowieka i czeka na jego powrót. Toteż św. Katarzyna bezlitośnie „chłosta” grzeszników, ale jednocześnie przypomina im o czułości Boga Miłosiernego i traktuje ich z szacunkiem należnym każdemu stworzeniu. Jest głęboko przekonana, że grzech nie usprawiedliwia nienawiści i pogardy do człowieka (aby to zrozumieć, trzeba koniecznie przeczytać list do nierządnicy – por. List CCLXXVI). Grzesznik może zawsze odzyskać pierwotne piękno i czystość, zmywając z siebie błoto grzechów krwią Chrystusa przelaną z ogniem miłości. Miłość przemienia, a krew oczyszcza, toteż Katarzyna ze swoistą prostotą i mocą powtarza często, że nie może być miłości bez krwi ani krwi bez miłości. Krew Chrystusa przelana na Krzyżu naznaczyła jedyną drogę człowieka do zbawienia.

Krew i ogień

Święta Katarzyna przypomina ewangeliczną prawdę o miłości Boga do człowieka, która wyraziła się najpierw w akcie stworzenia, a potem – gdy ludzkość popadła w niewolę grzechu – w akcie zbawienia, kiedy to Syn Boży przelał swą krew, która stała się okupem za niewolników. Krew ma tak wielką moc, że wyzwala i oczyszcza każdego grzesznika po wszystkie czasy.

Krew Chrystusa przelana z ogromnym ogniem miłości stanowi centrum rozmyślań i nauczania Sienenki. Bardzo trafnie przeto Papini nazwał jej doktrynę teologia purpurea. W doświadczeniu mistycznym Katarzyny „strumień” Chrystusowej krwi, która wypłynęła z Jego boku, jest nie tylko sugestywnym symbolem czy literacką figurą, lecz realnym, najważniejszym momentem w dramacie odkupienia. Współczesnego czytelnika, tym bardziej czytelnika polskiego nienawykłego do włoskiej egzaltacji i skłonności do ekstrawersji, może razić uporczywe przypominanie Katarzyny o słodkiej (często mówi: najsłodszej, dolcissima) krwi Chrystusa, którą się upaja, obmywa, w której się zanurza i zatraca. Trzeba jednak uświadomić sobie, że za tymi słowami kryje się wyostrzone widzenie przebogatej i bolesnej rzeczywistości zbawczej, której nasza nordycka pobożność nigdy tak szczegółowo nie przemedytowała i tak dosłownie nie wyraziła. Może jedynie Gorzkieżale są pokrewnym Katarzynie rozważaniem odkupieńczej męki Syna Bożego. Naturalistyczny opis cierpień Chrystusa, jaki znajdziemy u włoskiej mistyczki, nie jest podyktowany kronikarską rzetelnością, lecz świadomością wielkości Jego ofiary, wyrażającej w niezwykle przekonywający sposób płomienną miłość wszechmocnego Boga do słabego człowieka. Krew Chrystusa jest zewnętrznym, materialnym znakiem ognia Bożej miłości i strumienia łask. Katarzyna mówi, iż krew pokrywa nas szatą łaski. Krew jest namacalnym dowodem Bożej pomocy, ponieważ człowiek może przywdziać kolczugę krwi i walczyć w niej ze swymi trzema głównymi wrogami: światem, ciałem i szatanem. Krew obmywa go z grzechów, wydobywając spod warstwy brudu odciśnięty w nim obraz Boga. Wówczas człowiek wraca do pierwotnej jedności ze swoim Stwórcą, opisanej przez Katarzynę jako niewymowne szczęście i ukojenie. Na wyrażenie tego stanu możemy się posłużyć biblijnym obrazem i powiedzieć, że człowiek oczyszczony i przemieniony przez krew Chrystusa może przechadzać się z Bogiem po ogrodzie odzyskanego raju.

Tak mocno wyeksponowany przez Sienenkę kult krwi Chrystusowej jest nie tylko cechą charakterystyczną jej duchowości, ale stałym elementem pobożności całej wspólnoty Kościoła, niemniej byli nań zawsze szczególnie wyczuleni mistycy. Wystarczy przytoczyć słowa dwudziestowiecznej mistyczki, francuskiej karmelitanki, św. Elżbiety od Trójcy Świętej (1890–1906), która mówiła po spowiedzi: „Czuję, że jestem cała czerwona od krwi naszego Pana”.

Dla Katarzyny Sieneńskiej każda spowiedź jest chrztem krwi i ognia; grzesznik zostaje obmyty krwią i rozpalony miłością. Od kiedy Chrystus umarł na krzyżu za wszystkich ludzi, nikt nie może wrócić do Stwórcy inaczej jak przez obmycie się w przelanej za niego krwi, nie może odzyskać stanu łaski inaczej jak tylko przez obmycie się we Krwi Syna Bożego. Krew zaspokaja najgłębsze ludzkie pragnienie połączenia się z Bogiem. Zatem powtarzana często przez Katarzynę zachęta do zanurzania się w krwi Chrystusowej, do upajania się nią jest po prostu zachętą do zatracenia się w samym Bogu i rozkoszowania się przebywaniem z Nim. Krew Chrystusa posiada tak wielką moc, gdyż została przelana z miłości. Od kiedy Krzyż Chrystusowy został wbity w ziemię i w historię ludzkości, nie może być ognia miłości bez krwi ani krwi bez miłości. Tym skrótem myślowym Sienenka wyraża całą dynamikę ofiarnej miłości Boga, która przyzywa człowieka i wymaga od niego odpowiedzi. Bóg nie zostawia człowieka samego z jego pragnieniem miłości, lecz – skoro stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo, a sam jest miłością – uczynił człowieka zdolnym do dawania i do przyjmowania miłości. „Ja jestem ogniem, a wy iskrami” – powiedział Chrystus do św. Katarzyny. W każdym człowieku tli się zatem iskra wyrzucona z wielkiego ognia Bożej miłości, w każdym człowieku żarzy się ogień miłości, nawet jeżeli jest przysypany popiołem grzechów czy obojętności. Miłość ludzka – czyli iskra Bożej miłości – jest w stanie przemienić pojedynczych ludzi i cały świat. Katarzyna powiedziała swoim uczniom: „Jeżeli będziecie tym, czym powinniście być, rozpalicie ogień w całej Italii” (List CCCLXVIII). Słowa te, wyrażające wiarę w ogromną moc miłości, zostały właściwie skierowane do każdego chrześcijanina każdej epoki, za którego Syn Boży przelał swą krew z wielką, płomienną miłością.

Krew Chrystusa jest cennym darem, który ubogaca, ale i zobowiązuje. Każdy chrześcijanin ma dostęp do owego bezcennego skarbu, może się zanurzać i oczyszczać we krwi, ale powinien także – niejako w podzięce – przelać własną krew, jeżeli zajdzie taka potrzeba, w obronie Chrystusowej wiary i Kościoła. Człowiek wykupiony krwią Syna Bożego nie jest już bowiem męczennikiem (świadkiem, w dosłownym znaczeniu słowa martyr) szatana, lecz męczennikiem (świadkiem) Boga. Święta Katarzyna pojmuje męczeństwo w dwojaki sposób: mówi o męczennikach, którzy przelali krew, ale mówi też o bezkrwawym męczeństwie, czyli o męczeństwie udręczonego, bolesnego pragnienia zbawienia ludzi i dobra Kościoła. Sieneńska mistyczka prosiła o łaskę przelania krwi za Kościół, ale zostało jej dane męczeństwo bezkrwawe, które Hans Urs von Balthasar nazwał białym męczeństwem. Współczesny Katarzynie Jan Tauler nazwał je męczeństwem miłości; „Niektórzy – napisał – giną śmiercią męczeńską od miecza, inni zaś doświadczają męczeństwa miłości, które ich koronuje od wewnątrz, w ich najbardziej intymnej głębi”. Męczeństwo miłości Katarzyny Sieneńskiej było heroicznym dawaniem świadectwa prawdzie, ofiarowaniem Kościołowi trudu, cierpień i ustawicznej modlitwy, czyli – całego życia.

Cierpienie i radość

Męka i śmierć Chrystusa ukazała człowiekowi bezgraniczną miłość Boga oraz zwycięską moc cierpienia. Katarzyna mówi, iż Chrystus wstąpił na krzyż jak na katedrę, by nauczać nas prawd odkupienia i przeżywania cierpienia. Nie uwolnił On ani siebie, ani innych od cierpienia, lecz je niejako nobilitował, pokazał jego owocność. Chrystus nie usunął ludzkiego cierpienia obecnego stale w czasie, ale zniszczył śmierć trwającą wiecznie. Męka Chrystusa – jak wszystkie wydarzenia Jego życia – jest nauką i wzorem dla każdego chrześcijanina. Dlatego też wzorem dla chrześcijanina nie może być tylko Chrystus nauczający, Chrystus uzdrawiający i wskrzeszający zmarłych, lecz także Chrystus ubiczowany, niosący krzyż wśród obelg tłumów oraz Chrystus konający na krzyżu. Chrześcijanin musi naśladować Chrystusa, musi kroczyć śladami Ukrzyżowanego, aby dojść do zjednoczenia z Ojcem Przedwiecznym. Nie może zatem odrzucać cierpienia, unikać upokorzenia i prześladowań, lecz musi je przyjąć i przeżyć na wzór ukrzyżowanego Zbawiciela. Cierpienie, nieodłączny element ludzkiego życia dzięki Chrystusowi może być współuczestnictwem, dopełnianiem Jego zbawczej męki, może prowadzić do oczyszczenia i uświęcenia. Można by powiedzieć po prostu, że według św. Katarzyny cierpienie jest niezbędnie potrzebne do zbawienia; pod warunkiem oczywiście, że jest przeżyte w łączności z umęczonym Chrystusem. Nie oznacza to, iż każe ona szukać cierpienia czy masochistycznie je powiększać, ale radzi, by obecne w życiu każdego człowieka cierpienie traktować jako dar, jako narzędzie naśladowania Chrystusa i zjednoczenia się z Nim najściślej, jak tylko można w doczesnym życiu. Siostra Faustyna powie, iż aniołowie gdyby mogli, zazdrościliby nam Eucharystii i cierpienia, wyrażając lakonicznie tę samą chrześcijańską wizję cierpienia, którą św. Katarzyna ze Sieny opisała ze swoistą pasją i radykalizmem. Jej przeświadczenie o konieczności „radosnej” akceptacji cierpień dla osiągnięcia zbawienia nie wynika z jej osobistej surowości, lecz z radykalizmu Ewangelii, w której czytamy słowa Chrystusa: „Kto chce iść za mną, niech weźmie krzyż swój” (Mk 8,34). Człowiek idący za Chrystusem zawsze traktuje cierpienie jako dopełnienie cierpień samego Chrystusa, jako wierne kroczenie Jego śladami, na czym polega istota świętości. Tak pojęte cierpienie nie sprowadza się do niezależnego od woli człowieka fizycznego bólu czy nieszczęśliwego wypadku. Świadomie przyjęte cierpienie staje się szkołą naśladowania Chrystusa, możliwością zatracenia egoistycznych ograniczeń trzymających człowieka przy ziemi. W cierpieniu, przeżytym w jedności z Chrystusem, człowiek określa się jako istota przekraczająca swą materialną formę i ograniczony czas swego życia na ziemi. Tę prawdę tak bliską św. Katarzynie, a tak istotną dla chrześcijańskiej koncepcji człowieka, przypomniał św. Jan Paweł II w liście apostolskim Salvifici doloris. Zacytujmy jedno tylko zdanie, które doskonale syntetyzuje poglądy czternastowiecznej mistyczki: „Cierpienie zdaje się przynależeć do transcendencji człowieka: jest jednym z tych punktów, w których człowiek zostaje niejako »skazany« na to, ażeby przerastał samego siebie – i zostaje do tego w tajemniczy sposób wezwany” (2).

Katarzyna Sieneńska nie ignoruje ludzkiego cierpienia, w listach często wyraża współczucie swoim ciepiącym przyjaciołom i rodzinie, pociesza wdowy i ofiary okrutnych wojen, ale jednocześnie wzywa ich do chrześcijańskiego przeżycia cierpienia, czyli do ścisłego zjednoczenia się z umęczonym niewinnie Synem Bożym. Zjednoczenie z Chrystusem przez cierpienie umacnia chrześcijanina, dla którego krzyż jest łożem, gdzie może spocząć, i stołem, przy którym może się pożywić. Dla sieneńskiej tercjarki słowa te stanowią opis jej własnych doświadczeń, jej mistycznych przeżyć, bowiem – jak to powiedziała – cierpienia były jej pokarmem, łzy napojem, a pot balsamem. Człowiek cierpiący w łączności z Chrystusem ma potem udział w Jego chwale, cieszy się Jego wiekuistą obecnością. Dlatego Katarzyna nie waha się nazwać żołnierzy ginących za Kościół „nowymi męczennikami”, przyjętymi przez Boga do Jego królestwa. Dlatego też skazańca Mikołaja Tulda, prowadzi na ścięcie, jak na zaślubiny z Nieskalanym Barankiem. Czytając jej teksty na ten temat, trzeba stale pamiętać, że nie formułuje ona dyskusyjnej hipotezy, lecz przemawia z absolutną pewnością, jaką natchnął ją sam Chrystus w mistycznej unii. Nie zajmuje się dociekaniami nad wyjaśnieniem sensu i przyczyną zła czy cierpienia na świecie, nie proponuje sztucznych rozwiązań, jakie często dawali średniowieczni teologowie, a nawet mistycy. Przykładem tych ostatnich jest Mistrz Eckhart, który zaproponował oddzielenie cierpienia od człowieka sprawiedliwego, gdyż nie mógł pogodzić tych dwóch rzeczywistości. Tymczasem św. Katarzyna mówi po prostu, iż Bóg zsyła cierpienia, obelgi czy upokorzenia po to, by ułatwić człowiekowi doskonalenie się w pokorze, cierpliwości i miłości, by pomóc mu upodobnić się do Chrystusa. Zatem cierpienie dla każdego człowieka, także dla człowieka sprawiedliwego, nie jest karą, lecz znakiem wybrania, narzędziem uświęcenia.

Cierpienie ludzkie nabiera swej zwycięskiej mocy, oczyszcza i uświęca dzięki „mocy ognia żarliwej i bezgranicznej miłości Bożej” (por. ListCCCLXXI). Miłość Boża nie tylko pomaga wytrwać w cierpieniu, ale także – zwyciężyć strach przed śmiercią, gdyż napełnia radością z przyszłego zmartwychwstania. W cierpieniu przeżytym z wiarą jest zawsze obecna radość. „Jeżeli wytrwacie w świętej wierze, nigdy w sercu waszym nie zawita smutek” – mówi Sienenka. Wiara bowiem rozprasza mrok każdego smutku, łagodzi gorycz każdej klęski. Święta Katarzyna przeżyła wiele upokorzeń, usłyszała wiele ostrych krytyk, zniosła wiele cierpień fizycznych i „udręczonych pragnień”. Zawsze jednak zachowała promienny, po ludzku niewytłumaczalny, optymizm, który bierze się ze zjednoczenia z Chrystusem Ukrzyżowanym. Była spokojna i radosna, traktując swe cierpienia i niepowodzenia jako kolce przykrywające ledwie dostrzegalny maleńki pączek, który zakwitnie kiedyś wonną różą łask.

Cierpienie może przemienić nie tylko człowieka nim dotkniętego, lecz także innych ludzi, gdyż – tak jak modlitwa – może być złożone Bogu w ofierze za bliźnich lub za cały Kościół. Jest to bardzo istotna cecha Chrystusowego cierpienia, o której Katarzyna stale przypominała i która nie może być przez nikogo zapomniana. Cierpienie ofiarowane za Kościół jest owocną służbą Kościołowi. Sieneńska mistyczka nazywa służbą dla Kościoła swoją ostatnią chorobę i udrękę spowodowaną schizmą. Trzeba to stwierdzenie bardzo mocno podkreślić i głęboko przemyśleć, by właściwie zrozumieć działalność tej wielkiej mistyczki. Często w opinii biografów, a nawet w podręcznikach historii Kościoła, powtarza się zdanie, jakoby działalność publiczna Katarzyny była najważniejszą rzeczą w jej życiu. Tymczasem ta energiczna, ruchliwa tercjarka, która w służbie Kościołowi i ludziom przeszła wiele kilometrów, podjęła wiele pertraktacji, nawoływała i brała udział w wielu konkretnych przedsięwzięciach, pod koniec życia tylko modlitwę i cierpienie nazywa trudem dla Kościoła. Zawsze najważniejsze dla niej było wewnętrzne doskonalenie się, umożliwiające zbliżanie się do Boga, a nie zewnętrzna działalność, nawet jeśli przynosiła ona czasem ludzkie uznanie.

Kościół

Kościół jest dla Katarzyny Sieneńskiej naturalną przestrzenią życia i działania, rodzinną wspólnotą, do której jest bardziej przywiązana niż do własnego miasta i o którą troszczy się więcej niż o rozbitą i niespokojną Italię. Kościół jest dla niej przede wszystkim skarbcem, w którym przechowuje się drogocenną krew Chrystusa. Kościół rozdaje „Chleb życia i daje pić Krew”, dzięki czemu każdy człowiek – złoczyńca czy tyran – może zakosztować Boga. Katarzyna nawołuje do częstej spowiedzi i komunii świętej zarówno zakonników, jak też władców i rzemieślników, co dla ówczesnych chrześcijan stanowiło wielkie novum, ale dla sieneńskiej tercjarki było naturalną konsekwencją jej poczucia ogromnej wartości krwi Chrystusowej.

Istotą Kościoła jest miłość. Katarzyna mówi lakonicznie, iż Kościół jest Miłością, czyli – jest Chrystusem. Identyfikacja Kościoła z Chrystusem tłumaczy wszystkie wymagania stawiane przez Katarzynę chrześcijanom, którzy służąc Kościołowi w jego czasowej, historycznie uwarunkowanej formie, służą samemu Chrystusowi. Dla sieneńskiej mistyczki oczywisty jest fakt, że Kościół, skarbiec krwi i sakramentów, nawet jeżeli jest wstrząsany sporami lub osłabiony przez nieudolnych i skorumpowanych pasterzy, jest jedynym miejscem, gdzie człowiek może osiągnąć zbawienie. Katarzyna oddziela ustanowioną przez Chrystusa misję Kościoła oraz urząd kapłański od konkretnych, niedoskonałych ludzi. Papież jest dla niej zawsze Głową Kościoła, namiestnikiem Chrystusa dzierżącym klucze do skarbca Krwi. Uważa, iż zawsze należy mu się szacunek i posłuszeństwo, chociaż doskonale widzi i nie waha się krytykować słabości współczesnych jej papieży. Sienenka rzuca rozżarzone węgle na głowy zdemoralizowanych prałatów i żądnych kariery kardynałów, nazywa ich zgniłymi roślinami w ogrodzie Kościoła i wcielonymi diabłami, ale stale powtarza, że przez ludzkie braki nie ubywa wcale „owocu krwi” i Kościół nie przestaje pełnić swej zbawczej misji. Poczucie wielkiej godności papieskiej i kapłańskiej każe jej nazywać papieża słodkim Chrystusem na ziemi, a kapłanów drugimi Chrystusami (altri Cristi) wezwanymi do wskrzeszania do życia łaski ludzi umarłych z powodu grzechów. Dlatego to wszelki bunt przeciwko papieżowi uważa za bunt przeciwko samemu Chrystusowi, a prześladowanie księży – prześladowaniem samego Chrystusa.

Katarzyna Benincasa ma bardzo szeroką, bliską dzisiejszemu chrześcijaninowi wizję Kościoła jako wspólnoty wszystkich wierzących. Każdy członek tej wspólnoty ma prawo czerpać ze skarbca Kościoła, ale też każdy jest zań odpowiedzialny i zobowiązany do jego obrony. Podstawą wspólnoty Kościoła jest miłość Boga i bliźniego oraz troska o duchową doskonałość każdego wiernego. Prymat miłości i spraw duchowych każe Sienence przypominać papieżowi, suwerenowi Państwa Kościelnego, iż jest władcą nie tylko miast, ale przede wszystkim dusz, natomiast władcom świeckim – nakazywać dbałość nie tylko o dobrobyt i bezpieczeństwo poddanych, ale także o ich zbawienie. Katarzyna jest przekonana o wielkiej roli uczonych teologów i świątobliwych zakonników w życiu Kościoła, niemniej swoich świeckich przyjaciół, bez względu na ich zawód i pozycję społeczną, nawołuje nieustannie do ofiarnej służby Kościołowi i uświadamia im ich wielką odpowiedzialność za losy Kościoła lokalnego i powszechnego.

Katarzyna nazywa Kościół Oblubienicą Chrystusa, a jej członków dzieli na dwie grupy: duchownych, tworzących „mistyczne ciało świętego Kościoła”, oraz wszystkich pozostałych wiernych, tworzących „ciało powszechnej religii chrześcijańskiej”. Kryterium podziału są funkcje spełniane przez członków kościelnej wspólnoty, ale trzeba od razu dodać, że – jak sama mistyczka pokazała w swej działalności apostolskiej– nie wiąże się to z podziałem odpowiedzialności za Kościół. Wszyscy wierni są jednakowo odpowiedzialni za Kościół, współtworzą historię Kościoła. Wzajemną zależność i ścisłą jedność wszystkich członków Kościoła tłumaczy Katarzyna z pomocą bliskiego jej oku obrazu winnicy. Otóż Kościół powszechny jest winnicą rozpostartą na polach całego świata chrześcijańskiego. Ta rozległa winnica składa się z wielu małych winnic, w których poszczególni chrześcijanie pracują nad własnym zbawieniem. Jeżeli zatem w jednej winnicy rozmnożą się chwasty, to wiatr łatwo przeniesie ich nasiona do sąsiedniej winnicy, a jeżeli przyjdzie susza czy grad, to nie uchronią się przed nimi winogrona w żadnej pojedynczej winnicy. Dlatego też każdy chrześcijanin – nawet pustelnik – nie może się zadowolić tym, że winnica jego duszy zieleni się i przynosi obfite zbiory, lecz musi się troszczyć o sąsiednią winnicę swego bliźniego, a także o winnicę całego Kościoła, musi ich bronić przed złodziejami, pomagać w nawadnianiu i wyrywaniu chwastów. Tylko współodpowiedzialność i wzajemna troska gwarantuje rozkwit i spokój pojedynczej winnicy oraz winnicy całego Kościoła. Odpowiedzialność i troska dyktuje przede wszystkim wierność i posłuszeństwo. Katarzyna kładzie wielki nacisk na posłuszeństwo głowie Kościoła, co jest w pewnym sensie potrzebą chwili. Nie można jednak zapominać o tym, że dla tej wielkiej mistyczki posłuszeństwo i służba Kościołowi oraz jego głowie jest formą posłuszeństwa i służby samemu Chrystusowi, który bez względu na ludzką niewierność i bunt nie przestaje w Kościele i tylko w Kościele rozdawać swej krwi, nie przestaje zbawiać. Toteż wydaje się oczywiste, że największą ofiarą, jaką – według św. Katarzyny – człowiek może złożyć Bogu, jest oddanie swego życia za Kościół. Kościół osłabiony sporami i podziałami, Kościół przeżywający kryzys nie powinien być mniej miłowany, gdyż bardziej niż w okresie spokoju i harmonijnego rozwoju potrzebuje odważnego świadectwa, męczeństwa. Katarzyna doskonale zrozumiała, i tego nas uczy, że Kościół w momencie kryzysu bardzo potrzebuje świadków prawdy gotowych porzucić wygodę i spokój, znieść obelgi i pośmiewisko, a nawet – oddać życie w służbie Oblubienicy Chrystusowej.

Sieneńska mistyczka wiele lat trudziła się, cierpiała i modliła za Kościół, doświadczając boleśnie, jak trudno jest służyć Kościołowi w niespokojnych czasach. Doświadczyła wielu upokorzeń i poniosła wiele klęsk, ale do końca była przeświadczona, że jej działanie stanowi owocną służbę i potrzebne świadectwo. Nawet klęska i niepowodzenie świadka służy bowiem wzrastaniu Kościoła, umacnia go bardziej niż jałowe dyskusje i protesty pozbawione ognia żarliwej miłości.

Dwa miasta

Katarzyna Benincasa działając w świecie, angażowała się również w wydarzenia polityczne, uprawiając właściwą świętym „politykę”, to znaczy politykę inspirowaną ewangelicznym przesłaniem i nieprzemijającymi wartościami, tworzącymi chrześcijański ethos. Ofiarna służba bliźniemu, Kościołowi i miastu jest dla niej naturalną konsekwencją kontemplacji i modlitwy. Zatem najważniejsze jest dla niej być (essere), a dopiero po nim przychodzi działanie (fare). Natomiast owo „być” formuje się w kontemplacji, modlitwie i cierpieniu, a jego najważniejszym celem, ku któremu ustawicznie zmierza, jest jedność z Bogiem. Trzeba o tym pamiętać, oceniając wszelkie działania energicznej mistyczki, która nie była pustelniczką. Angażując się w politykę, nie przestawała być mistyczką; nie czyniła tego według jakiegokolwiek programu, działała w sposób wolny od politycznych sympatii czy partykularnych interesów. Przymuszona miłością do ludzi, realizowała chrześcijańską regułę nakazującą miłowanie „nie słowem i językiem, ale czynem i prawdą” (por. 1 J 3,18). Kierując się tą regułą, a nie wyrachowaniem czy chęcią sukcesu, niewątpliwie wpłynęła na współczesne jej wydarzenia polityczne. Absolutnie wolna od politycznych ambicji, córka farbiarza wełny miała odwagę (a możemy dodać, że miała prawo) oceniać polityków. Wielu z nich uznawało jej autorytet, prosząc ją o pomoc i słuchając jej rad. Pouczała władców królestw, księstw czy miast, jak zachować wolność osobistą, służąc innym. Czyniła to, posługując się obrazem dwóch miast, nad którymi polityk sprawował władzę: miasta duszy i miasta lub państwa. Podczas gdy miasto duszy człowiek otrzymał na własność na całe życie, to miasto lub państwo zostało mu jedynie „wypożyczone” albo dożywotnio (jak królom), albo na jakiś okres ustalony prawodawstwem. Katarzyna niestrudzenie przypominała o prymacie troski o miasto duszy, przekonana, że „lepiej stracić życie ciała niż życie duszy”. Władca powinien dbać nie tylko o własną duszę, ale także o dusze swoich podwładnych. „Powinniście się troszczyć bardziej o utratę dusz niż miast” – napomina francuskiego kardynała. Państwo czy miasto nie stanowi „prywatnej” własności rządzących. Dlatego zarówno królowie dużych państw, jak i władcy małych republik miejskich (a takich we współczesnej Katarzynie Italii było najwięcej) powinni się zachowywać jak mądrzy dzierżawcy, a przede wszystkim rządzić dobrze miastem swej duszy. Gwarancją dobrych rządów w państwie (regimento della città) jest rozumne panowanie nad samym sobą (signoria di sè). Kto nie potrafi rządzić miastem duszy, nie potrafi być dobrym władcą miasta, księstwa czy nawet królestwa. Dobry władca winien odznaczać się cnotami i umiejętnością pokonywania własnych słabości i nie być kurczowo (niewolniczo, powie Katarzyna) przywiązany do przywilejów związanych ze sprawowaną funkcją. Panujący nad sobą władca „jest panem całego świata”, a jednocześnie służy wszystkim. Dba o dobro wspólne w swoim państwie, a także o dobro Kościoła lokalnego i powszechnego, co było naturalną rzeczą w epoce św. Katarzyny, gdy granice Europy pokrywały się z granicami Kościoła. Dlatego też mistyczka radziła politykom, by prosili Boga o wsparcie, ale surowo ganiła tych, którzy z Bogiem na ustach gnębią poddanych i niesprawiedliwie osądzają politycznych przeciwników.