Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
,,Lacrimosa trip" Pawła Kusiaka wydana przez wydawnictwo KONTENT to fizyczna, jak i psychiczna podróż podmiotu w to, co wymagające, trudne, związane z perspektywą czekającego każdą i każdego końca tripu. Dotyczy tematyki ważnej społecznie, tzn. pojęć traumy, utraty i pracy żałoby oraz pewnej nieprzewidywalności ich przebiegu. Dotyka także niepewności życia w popandemijnym świecie, który nie daje czasu, by poradzić sobie z minionymi doświadczeniami, ponieważ umieszcza podmiot w konieczności radzenia sobie z nowymi traumami takimi, jak chociażby wojna w Ukrainie. Istotnym elementem ,,Lacrimosy" jest więc także problem radzenia sobie podmiotu z indywidualnymi konsekwencjami funkcjonowania świecie wypełnionym traumą, utratą i żałobą. Problemy poruszane w książce są ze sobą konfrontowane poprzez artystyczną obróbkę, ale co ważne opierają się również na badaniach z zakresu współczesnej filozofii, antropologii, ekonomii i pokrewnych nauk społecznych. ,,Lacrimosa trip" proponuje więc zbudowanie podmiotowości alternatywnych dla prezentowanych w ramach głównych dziś dykcji poetyckich. Ze względu na przetwarzanie istotnych elementów literackich zarówno poezji romantycznej, jak i współczesnej ,,Lacrimosa trip" będzie ciekawą propozycją dla czytelniczek i czytelników o różnym poziomie zaawansowania w lekturze poezji współczesnej. Każda grupa czytelnicza, niezależnie od poziomu zaawansowana lekturowego, będzie mogła odnaleźć znane sobie nawiązania literackie, jak i znaleźć warte zgłębienia nowe, nieznane im jeszcze tropy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 18
Rok wydania: 2024
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.
Szanujmy cudzą własność i prawo!Polska Izba Książki
Więcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.pl
Paweł Kusiak
Lacrimosa trip
[…] Patrzećciemności. Ubyć […]
Konrad Góra, Nie
Odmieniam swoje życie.
Peter Gizzi, Oko wiersza(przeł. Kacper Bartczak)
muszę sobie krew skserować – mówi matka. te cieniew przedpokoju wczesne wieczoryprzedpołudnia w domu spokojnego gnicia.
na dzień przyszły nastawcie kalendarz.idzie by tamtych zginęło więcej by każdą wielką płytę obrócić na tamtą stronę. powiem o raju
gdzie poezja wychodzi na ulicę:poniósłbym wam śmierć jak zimną kawę i ciepłe piwo. wychodząc zamykam. teraz
patrzcie na mnie jakby ktoś mi umarł.powiedz o poezji jak o słońcu.jeszcze budzi nas lurajeszcze kołysze nami szczyna. tak tłumaczę się z języka skaleczeń.
nowinę wam ogłaszam wiersz alfa zmylił tropukład ojców na ciemnym niebie. wylana krew daje się policzyć
jak kwadry i frazy. podziel się swoim bólem w którym ślepy pacierz świtanie.rzuć to palenie pamiętajjesteś na widoku.wiersz alfa zmylił trop tekst
opatrznościowy. nie doceniasz zdrowia póki się nie streści. podziel się swoim bólem posiłkiem ostatnim przykazaniem które jest ażeby było
medium rozgwieżdżone. uwaga praca na wysokościach.niech się powie żywiciel.
który namaszczasz ja namierzam.nie ma imienia jest przezwisko tren i kołysankabo zakładają się nawzajem.
ja trzymam ja niosę kołysankę co rządzi się przypadłością.jestem wdzięczny wyję ten tren.
było lato lub wczesna jesieńale czułem zimę – zima paliła się w rękach.na niebie mars ściemniał tren albo śledztwo.
wzięła mnie żałoba. śpiewpierwszego ptaka a jeszcze noc. najmniej znamy się nocą
która wieje złem. wiersz jest zrobiony z krzywdy – w tym moja pociechastąd moja kołysanka. wiersz
spóźnia się – w tym jego poręka.
zerwana banderola sprawa czysta jak święta panienka przed końcem objawienia. łuny jak zrzucone ubrania. na alejach jesteśmy zgubieni jesteśmy razem:
trumienny krawieci pochwycony w miarę. – dom pana opuścił – mówi drugia pierwszy do ust mu się wdziera:to spacerniak ten kraj
te same zakonnice co ubiegłym razem.niech nas oplotą maryjne węże jak chciały gdy strzelistość twoja prowadziła do zdjęcia miar – pierwszego
pytania: – jakbyś teraz napisał taki wiersz? – może wieniecbrudnej pościeli nie sonetów.
chciałem powiedzieć że lęk przed dziełem powiedzieć pogorzelcy i powodzianiestało się: pomazańcy.
świętą jest narracja. wołam więc do ciebie lub choćby do pyłu zawieszonego
w tobie. całonocne młyny ich stan fatyczny: coś się jadzi w pisowni. obawa
przebiera kruszce. o żywą granicę stąd zielone światła po pokojach i ogień rozległy
jak kategorie porno. od dzwonu do syreny przez zodiaki i to śródmieście z czarnej płyty
dark wave wmurowuje się w nasjak wspomnienie węgielne jak oślepienie jupiterem.
i rozmawiamy jakby tusze kroićcieknie tani browar nie krew. choroba głęboko schowanaw mózgu jak rodzinaw za ciepłej łazience – tam brak okien.
choroba głęboko jak sięgapiwnica i cichnie metro. gdy rośnieblackout cielą się krowya jedna widzi gwiazdy a druga depta groby – wszystko łączy lont.
jaki dom ze mnie wyjdzie na horyzoncie sparaliżowanym
od pasa w górę? jeden karmi gruzdrugi już popielec. byle spełnić
rzeczy które ich są. przy rozbitym moście stoi podobieństwo moje
i rozmawiamy. może jestem nagi. mości się zima
nie jej zostawiać miasta. powiedz – ile granic cię uszczerbia gdy lecąodpryski jakby tusze kroić?
zapada choroba od nocy – pisałbym i taki hymn ukręcił zamiast sznura i konopi:
pod czarną rzeką czarna ziemianad czarną rzeką czarne niebo gdy noc biała dzień zrabowany.
w ósmy dzień wojny
w święto pracyjaka pewność żałobnika że żałobę dobrze uprawia?teraz ciało już niczyjedołącza do pochodu. święto pracy twarde pornosatelita i serwer w miłosnym spazmie.moje oczy: jedno jadalne drugie nie. wybierz właściwie. święto pracy śmiech światła – nie bierzcie z niego niech mści się ubiegłe. święto pracywezbrane rzeki i rzeźnie.droga w orgazmy białe i czarne tworząc i tracąc łączność z ciałem. święto pracy litania dawcy tekstu tkanek literaturyona rozumie siebie – srebrne dzwony stupor dla sprawy. dodaję złowróżbnie swoje skry. niech czekają – pochód kondukt trip uderzy. święto pracy ojce naszektóre z nami nie idziecie oto wejście na terytorium pieśni. przy drzwiach zamkniętych zrządzam: wyważać. żal z wami.
byłem w arkadii – widziałem czaszki.jeśli zechcę was skląć –
bluzgiem pierwszym:
koniec zaczyna się zbyt głośnym szczęściem;ostatni wiersz brzmi nie wiem – polecamuwadze oddaję ku zmianie; żałoba narodowa i smutaobywatelska to wpłata i wypłata gotówki dwa miejsca jednego adresu jednej kapliczki dwa mamrotania; dorobionym kluczem otwiera się skórę; wdziera się deweloper jak gwałciciel;
bluzgiem drugim:
piastowskie targi i kleparze od blach i łubianek od dumań nad kwieciem i gotówwracających z umarłych koncertów; mleko ścieka z piersi do plamy benzyny; poezja spaczeń podła poezja: że żalem pokładam złoża; kolęda nucona w połowie wakacji – usłyszeć zmarłego śpiew o powietrzu i rozchwianych zniczach;
bluzgiem trzecim:
ręce wiedzą o sobie lecz nie znają swoich imion: lewica i prawica szczenię o skórze asfaltowej szczenię o betonowej skórze pojemna ziemianka i głęboka studnia;w ślepej kuchni pora roku i doby zawsze ta sama:umierał jak katolika jezus zmieniał mu wodę w ciemnego kozla;
bluzgiem czwartym:
znajduje cię odpowiedź nad grobem pustym na przyszłe lata; wiatr opuszcza ptakiaby chłodzić pijaństwa i wszystkie rzymy naćpane jak marzenie ssące miesiąc wraz z gwiazdami;bardziej szlam niźli duch spawany sarkofag zamiast urny pasującej do dłoni;zmarli mówili skupujcie żywych;pozdrawiam słowami niech będzie podpalony.
boisz się nocnych choć wiozą z czułością?uwodzi ta rzeź. w publicznym moim oku coś cieknie z kraja. jeśli nie jesteś jużchlebem żałobnym czarnym bzem w falach wódki powiedz pijanym: noce w których nie byłem manifestacje które mną przeszłytobie oddaję. zabalsamuj języki prowincji odgryzione w pocałunkach i mandorle nimbyaureole wraz z racami by zgasłyjuż bez nagości. coś cieknie mi z kraju.w schizowym dorobku różany popiół.
(…) nieś się nowino po skupach gruzu:pierwsi zgasili światło ostatnim.piękni jesteśmy i młodzi (...)
zaślepmy kirem oknaby w całunie kochać się do czarnoziemu.nie będzie zmarły w drodze – co na to twoi żywi?
chcę mieć w gardle tripy zórz.nic w pogodzie nie zapowiada pożarnych kruszców.
(…)
oko kosmosu jest zamknięte. wiem która gwiazda światłością wiekuistą. wszystko mi krewne w czym płynie krew. gromady zza czarnej folii oko kosmosu jest zamknięte.
(…)
siać impuls. siniec zakwitana tchu. czy buntuje? (…)
iść na zwid – piękno tego nie tknie.świtem posprzątamypiękno które nie tknie.
twoje piwnice są bunkramirozrzutne – rozrzucone – nadliczbowe.
zimno biorę za szczegół.
w zamierzchłej gimbazie chciałem być państwem ościennym
ustanawiać syndykat na grobach.
wyobraź sobie w tym mrozie jest nóżw tym nożu jest świat. dobieram muzykę –
to nie koniec dotkliwych spraw.
kto opłaci pracę żałoby?tańczy ogień płonie szkło –
zaśpiewam. uznam – otwieram lunar.
z zamierzchłej gimbazy polska pierwszej świeżości
droga w pas ziemi czyjejś.
poznając nie byłem u siebie. mogłem więcej. so – larum?
w liczeniu starości nikt was nie pokona. to moja wina którego nurt powiązał a nie rozbroił. kreślicie orbity jak matki złej rady ojcowie pod niebieskim pręgierzem.jest z nami oburęczny wiatr
szczęk puszek wydaje się żalem teraz.jest szrama otwarta między namijak neutralny krajz sutkami zamiast źrenic. żałobnicy przeszli i przyszli łączcie się. rzuca się coś na tory nadodrza z mostu
na wildze jak na głęboki olej. że życie wraca między żebra do krztuszenia refrenów? to moja wina którego nurt błogosławił pomiędzy przyjaciółmi.skrawam spowiedźkołysanki i trenybracia i siostry.
wiersz utylizuje przeciwnika. mrozy marca od mrozów listopada różni łuna znaczona jak banknot.
sylabizuj zatem:marzeclistopadłuna banknot. poezja grobów
poezja wynajętych mieszkańpoezja dzwonnica.
wisła jest jak całowana stułaa to most zakochanych. co przerazi bardziej niż pełne światło?
przestawiam ci: to policja tajna poezja czarna żołądkowa.
w domu gniewu towarowym w domu prochowym zwiastowanie: ciemno. klucze zdane a fatum bardziej pojemne.
język: przyłożony do bólu.język: jak duch gaszone wapno. w błędzie spotkamy się i zakochamy.
stalową wojną pytam cię:jak wycenić batożenie różami i surowiec co płacze jak dziecko na śmierć matki?
ustaw dziennik: poezja składnicapoezja skład dzwonów.
z trojga oczu mam tylko ostatnie.tłumaczę sobie mówiąc wam.
pusta noc na robocie. gdzie było sercejest popielnica. paląc wioski z miastami
widziałem: ciągnęli psa za samochodem prowadzili trumnę koloru mety. wszystko
jedne drzwi klepsydraz wapnem. w dole lud się grzeje. pogaszę
wszystko nad duszą jego.młoda polska – powiesz – wstała od stołu
chwiejna jak światło nad pogrzebemdonośna jak domofon w mieszkaniu po zmarłym.
wymierają klatki schodowewymierają sienie w domach krytych azbestem.
kruszeją wargi proroka. bardziej oni – powiesz – demonów niż matek.
ręka cofa się od nagłej a nieprzewidzianej pracy do czarnowidztwa
dróg do kościołów więzień i klubów.
na awersie powiek cielne widmona rewersie powiek ścieka denaturat –
niech nas żywi. niech się źli póki się żywimy.
w osiemnasty dzień wojny
1.
wszystko co jest wiersztemat zastępczy
2.
szczękościsk zawiązki wiosnyopłakanie środków. smutek jest z tobąnie będzie walutą.
3.
już perły przed konwoje czy obłóczyćjeszcze ulicę ciałem za ciałem?
4.
z wielkim bólemzawiadamiam: trzeba rzucić cieńi szukać nowego.
5.
dziełem nocy o zmianie czasuwraz z terminem przydatności obłędui kometami które przez nas przechodzą
6.
mocą przez to nadanąz ust palaczy obosieczna kołysankadla dzieciątka lenin.
7.
porzućmy swoje narodzinystójmy w awangardzie na żalnym gigu.
o skurwiałym imperium nie będzie w wierszu słowa.
węgiel i pokruszone szkło. podwórze w gromnicznym słońcu. na noc pieczywo tanieje:zaszło dniem. lekoopornościązaszedłem ja. rozchodź to.rozchodźcie się pracą – niechaj im świeci.
o skurwiałym imperium nie będzie w wierszu słowa.
nie mąć luster rzeźne dziecko. tu jasne budownictwodla trudnionych na czarno. ktoś płaczepod ścianą nośną a ktoś przez ramię woła:młoty młoty. jak spity przezywam ogień bluzgam mu i czuć z ust żywe srebro smalec zapach ziemi. z przesiedleń wracają do swoich spraw ale padła jabłoń i nic już nie upadnie. próchno niechaj im świeci.
o skurwiałym imperium nie będzie w wierszu słowa.
żywię do was chrzest. grzebię dla was kodpod trenem pod kołysanką. pieśń kończy śpiewaka.przychodzą nadzy na wybrzeże zabudowań. z dni ustawnych wyniesione tylko bochnyi wiedza: z żarliwości nikt sam się nie wywoła. tutaj tramwajem przebiega ostatni skurcz. tutaj pętla i szczenięta podane przez pręty bramy. obok dółwykopany w psie. mleczne światło i to mięsne niechaj im świeci.
o skurwiałym imperium nie będzie w wierszu słowa.
jak lśni ten lament co łapie gałąź w leśnej ciszyjak lśni powietrze okrutne.miejsce podniesione do granicy: ojcowiznawchodzi w matecznik. tak idą do cywila.na przestrzał – to z języka większości. pod niebempełnym piorunów jak żyworodny wąż innych wężybzy czarne i białe w ostatnim widoku. gromnicedla tego języka – niechaj im świeci.
o skurwiałym imperium nie będzie w wierszu słowa.
doba o piersiach miodnej i trupiejo sutkach palącym i oziębłym niechaj im świeci.
„nawet drzewo jessego spaliliśmy gdy zabrakło węgla i nasze krzewy malinnawet mamidła i portrety trumienne jak zodiaki” (…)
„poszło dymić najdoskonalsze zdjęcie kosmosu dla oka i gusło na niebiesiech” (…) „prędszy ogień od ucieczki a jaskółki
wrócą.” (…) „a jak zatli pragnienie a wody nie będzie wypijemy chrzcielniczą i szpik wyssiemy z kropideł nawet siódme poty dobrodzieja.”
2.12.2022
co to jest scena z wybitą przestrzeniąco ognisko zgaszone już o zmierzchu?
pamięć.śląsk.
szliśmy kładąc gwiazdy na betonie.w opuszczone urodziny
tak szło kłamstwo:która to dłoń co miała nie pęknąć
na gardle lub sercu?spokój.
choć za zimno jeszcze na węże. choć ziębi się skóra.
pokarm jest zwrotny. gram pobudkę dzielnica pije klina. oto dzień za dusznyna błąd i czarną ikonę
– smar co gładzi
skórę dla ciebie. a oto miejscecięcia i podłożenia mi żalu.w plener. w plenerze łatwiej spracować
– lub pamiętać.
pamiętać i płacić skrzywdzenie. wyjdź z domu ja ze spazmu wyjdędom i schowanie spazmem
– bez światła
gardłowanie spazmem. głód i pragnienie tłumaczą eony.
– wyjdźcie.
posłowie na sejm muzycy na scenęuczniowie na szkołę ciepłownie na świt
– podnieście rękę.
jaki będzie lukspo ile staną noże?
w tobie trwają mówiącyw tobie metabolizuje się
smuta aż mnie usuniez organizmu z domu wyprowadzii krzykną poprzez pokoje
że okna wiecznie ciemne inne zawsze jasnelecz które wybrać żeby skoczyć?
czy macie już dla mnie odpowiedź która skrzy na spoczynek?
niełatwo pokochać i zostać po słowiew stolicy poezji polskiej niezdolnej do terroru.
poczuwszy duchotę ocknął się pośrodku nocy. przekracza dom w trzech długich krokach buduje się tak teraznoce miłości i zmiany.palne w niepalne jasne w niejasne swoje w nieswojesalony w darkroomy.
(gdybyśmy mieli drona dałoby się zobaczyć jak światło zapasowe żegna światło spalone albo zapałka gaśnie nie trafiwszy w knotjak oczy rozłupują ziemię powietrze aż do drona – gdybyśmy mieli.)
widziałem jak piorun płoszy sowy i myślałem że daleko mówią o mnie.
wzruszenie paliłoby im dziąsła wielkim płomieniem jak od łąki w suszy lub trawionego cukru.
idąc piętrami czułem że chłódlodówek przenika z mieszkań na klatkęjakby chciało się pozszywać krew z kością pustkę z próżnią
jakby próbować pomyśleć listopad bez chryzantemy mennicę bez zodiaku.
ubrany w żałobę wczorajszą i na zaś obiecałem: będę cię kołysał i odprowadzał. dopasowałem błysk do grzmotu.
kordon pękł. jedziemy we dwoje.
jaszczurka odrzuca ogondziwiłem się za gówniarza.
robotnik odrzuca narzędziadziwiłem się za gówniarza.
bank odrzuca umowę dziwiłem się za gówniarza.
kraków odrzuca warszawędziwiłem się za gówniarza.
znicz odrzuca płomieńdziwiłem się za gówniarza.
kordon pękł. stańmy do apelu.
gromadą wchłaniamy rynek a głos spikera unosi się nad tłumami.
czy da się wydestylować alkohol z syrenradiowozów ambulansów wozów gaśniczychczy da się z radiowozu przestępstwo z ambulansu chorobę z wozu gaśniczego pożar?
każdy wiersz przypomina tren i unoszą się duchy nad kwasami żołądka.
każdy wiersz przypomina kołysankęi w oknie życie w drzwiach – śmierć.
nie kupuje się przecież chleba przez serce darknetu bywa się szpikiem w otwartym tekście
bywa kebab w godzinę duchów. mówią: oni poeci od śmierci. pod kosmosem nad wisłą
mylimy żałobę ze złością pępowinę wokół szyi z zamiarem bezpośrednim.
rzezią założycielską spada gwiazda umyta i czysta. kręgosłup jest torem przelotu komety. pod nieobecność płomienia niech wystarczy iskra między ręką a klamką.
rzezią bliższą ciału przepieka się razowy poranek. jest stos modlitwy gdyż pacierz dano dzieciom. pod nieobecność miłości niech starczy że nie doczekasz.
nie wyjdziesz na jaźńmoja różo rzezi z kości i prądu.zakwitniesz tygwiazdą neuronową.
grudzień 2022
formuje się formułuje oś ujścia. leżą róże żarzą się.
czujesz to? zbiórka pod kamienicą zimową.
psychopraca na wszystkich piętrach. na wzgórzu mózgu
skład widmowy. w tym miejscu cię potrzeba. w jasnej śpiączce
przystępuję do zapowiedzi. świetlnej spalarni lamenty:
pracownik ja tłuczeń różnic kruszec.
w tym miejscu cię potrzeba. żywienie przed konanie. baza
katechezy: donosi awers na rewers urbi et orbi.
w tobie coś wampirycznie chowane. wierszopadowy w tle nieustający:
bije pieśnią w sarkofag. powiadam wam grę wieniec
wiję politycznie nawiedzony. w tym miejscu
cię potrzeba. prorok tego wiersza miał wers i zapalnik. czarno-białe
montownie w pełni i w księżycu powrotnicy zimy.
w tym miejscu cię potrzeba do pary – spracowania.
wiatr pod wątrobowym niebem. z daleka. rozkaz:ośpiewać miasto rozśpiewać ich.
odbieram transmisję od ust. na linii czeka matka jej nocny kaszel.dniówka będzie jak dzieckow zwapniałym łożysku.
wejść w pokoje witać głośno w mieście którego wszystkie drogi są rodne. w tym świetle nie potrafię określićczy mówię o sobie
czy o niej. miałem krajać zimno. nie wracać. pamięta matkajak za płodu kopałem ją od środka. wyrywam się. lgnę
od przebudzenia. kolory niebaprzetłumacz mi. chcę by pękło mi serce budowane w marszu.
zamknięciem ostatniego zdania mogłyby byćpuste wózki pośród nocy.
w trzydziesty drugi dzień wojny
szumiała noc i gniłonierozwinięte jeszcze kwiecie bzu.szumiała noc i gniłonierozwinięte jeszcze dziecię psa.
do słuchu dołączył wzrok i węch.ręką powtarzałem koliste gesty. drugiej
dałem spać w pięści.zgasiłem światło w ostatnim sklepie. w słuchu wzroku i węchu
jest coś co nie ocala.jest w rękach pochwycenie rąk.
mełłem senność pieniężyłem śnienie.mełłeś senność pieniężyłeś śnienie?
tak. komuś innemunosić. ładzić
dom narracyjny. dom fikcją owiany
jakby naraz całe wifi zamarzło i spadłojakby było flagą koloru czystego niebaktórą okryto trumnę o zgubionej zawartości.
szlocha nawet klimatyzacja. a
ty – jak szaleniec?
zaczęło się liczenie na wieczną pamiątkę.idzie dorobek rodzinny na nogach z rzekamikrzepliwej krwi z rękami które siniaczą
jakby księżyc poruszał morzem. ale nie patrzęza śmiercią – ja tu życie tłuste wypluwam do odrazy. mgławico
nieródko kłęb się nad namiw noce opisywania seksu i płci słowami hioba.
i niech nikt nie sypnie a który nie zaśnie – nie powiemaż runie nam świt od skrętów do gardeł w butelkach pszenicznego odbiją się zodiaki.
ścichło. w górze sercasezon odżyć? wymyślam siebiejako wyjście z mieszkań podwórek sklepówz zaduchów. strajk idzie nad rzekę siedzieć w noc i spławiać ciała.
jak kusi wieża jak reklama? żyliśmy w patrzeniu. paliły się łzy jak łąki wymieniał ogień i marły świeże pisklęta.
wyobraź sobie – wydajesz tylko dźwięk. zapytam go: jak twój majdan jak topielcy i współlokatorzy? a ciebie: co dziś sobie zrobimy? sprawiedliwe jest
zwoływanie godzin. mówię ciale bardziej sobie: nie przestawaj straszyć.
1.
niewypowiedziane wciąż przebiega ciałojak praca otula tekst jak trumna trawi. zapis z oczu z rąk gość w zapis: lacrimosa trip. kto do mnie przyjdzie
2.
będzie obietnicą naprawą także. napiszą że złość i żałoba były im łóżkiem i pościelą że mieszkanie rozświetlone jakby marzyło o płomieniach. w pamięci
3.
gdzie szukam pomocy jeden błysk jak sutek jeden obnażony na zdjęciu wystający z trumny gwóźdź:surowiec bez wyjścia. surowiec rozlany w salach podżegań. w domu pogrzebu myśleć
4.
to soczewica sypie się przez palce nie włosy to surowa mąka w chlebie nie śmiech z ziemią klinują się tuż przed wargami. rozstrzelać drukziemi ognia i pracy. rozstrzelać druk.
5.
przed oczami duchoty.spracować żałobę. niech nas ocali?spracować żałobę niech się oszczeni?
w tramwaju złapało mi uniwersyteckie wifi – jak żałobęzłapał seks. pod pracą nieba
spieszyłem się aby język ślizgał się po czym nie powinien. myślałem że przyjdzie
nam zdejmować mundury i flagizakrywać się nimiod pasa do dołu. w krtani
ustronnej gdzie komety i grypsy szeptane do ranażadnych tłumaczeń:
z popielnika na chłopców iskiereczka mruga
z popielnika na chłopców cold wave łzawi chodź stopił się cold wave – –
Paweł Kusiak (ur. 1998) – poeta, redaktor. Debiutował książką poetycką Grypsy proroków (papierwdole 2022). Publikował w wielu pismach literackich i kilku antologiach, organizował i prowadził warsztaty poetyckie. Został laureatem projektu Połów 2019 (Biuro Literackie) oraz Nagrody Krakowa Miasta Literatury UNESCO w 2024. Był tłumaczony na hiszpański oraz ukraiński. Pochodzi z Krosna, mieszka w krakowskim Podgórzu.
Copyright © PAWEŁ KUSIAKCopyright © KONTENTAll Rights Reserved
Redaktorka prowadząca: Weronika JaneczkoRedakcja: Joanna OparekKorekta: Łukasz KrajSkład ebooka: Zuzanna StrehlProjekt okładki: Marcin ŚwiątkowskiZdjęcie autora: Mikołaj Walkowicz
Na okładce wykorzystano fragment obrazu Sąd ostateczny Hansa Memlinga. Dzieło w domenie publicznej.
W motcie do wierszy Pościelę ci łóżko najdroższym drutem kolczastym, Ekloga nieżniwna, Tanatokosmetolodzy będę mieli utarg zacytowano fragmenty powieści Serhija Żadana pt. Internat w tłumaczeniu Michała Petryka.
Wydanie pierwszeKraków 2024
KONTENTREGON 36829091000000ul. Berka Joselewicza 9/1231-051 Krakó[email protected]
Projekt zrealizowany przy wsparciu finansowym Nagrody Krakowa Miasta Literatury UNESCO, realizowanej przez Krakowskie Biuro Festiwalowe ze środków Gminy Miejskiej Kraków.
Projekt zrealizowano przy udziale finansowym Miasta Kraków.
ISBN: 978-83-971646-6-6
Copyright © for the cover Marcin Świątkowski
Okładka
Klauzula
Strona tytułowa
Motto
Wychodzenie z historii
Zróbcie mu krzywdę
Tumult
Maryjne węże
Ciało rezygnuje z węgla
Pościelę ci łóżko najdroższym drutem kolczastym
Pierwszy maj i listopad
Tygodniami
Wyładowania astronomiczne
Requiem dla (…)
Elegia o katabazie za pieniądze
Imiona piękne jak dialektyka
Widział, że były zasobne
Ekloga nieżniwna
Zdobywanie wymiaru
Syntagma
Proponuję linię narracji
Pamięci Romana Kostrzewskiego
W ustach jest język a za nim urna
Krakowska noc
Narrator
Nad Polską zawisło widmo zabitego prezydenta
Psychodrama
Ustawa z dnia
Mój tanatosie, rozwijaj się
Czasownia
Tanatokosmetolodzy będą mieli utarg
Po drugiej zmianie
Buch dziejów
Wyleczę twoją tanatofobię
Narracja synów
Pięć wierszy dla szczeniąt
Odjęte z debiutu
O autorze
Matronaty medialne
Strona redakcyjna
Cover