Kwiatki św. Jana Pawła II - Janusz Poniewierski - ebook + książka

Kwiatki św. Jana Pawła II ebook

Janusz Poniewierski

4,3

Opis

Święty Jan Paweł II z bliska

Ta minibiografia - lekka, miejscami humorystyczna - pokazuje św. Jana Pawła II, jakiego kochaliśmy: dowcipnego, mądrego i bliskiego ludziom. Z zamieszczonych w niej anegdot wyłania się obraz Wielkiego Papieża, a jednocześnie człowieka bardzo skromnego. Wciąż za Nim tęsknimy.

Karol Wojtyła dyscyplinował księży w szczególny sposób. Kiedyś wezwał do siebie młodego prezbitera, który poważnie narozrabiał. Rozmawiali w cztery oczy: kardynał nie owijał w bawełnę, mówił wprost, co myśli o postępku księdza. A potem zaprosił go do kaplicy, żeby się razem pomodlić. Po długiej chwili - pisze George Weigel - kardynał Wojtyła "spojrzał na młodego człowieka, którego dopiero co był skarcił, i zapytał: «Czy zechciałby ksiądz wysłuchać mojej spowiedzi?»".

Jeden z gwardzistów Gwardii Szwajcarskiej, pełniący służbę przed apartamentem papieskim w wigilię Bożego Narodzenia, zeznał w trakcie procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II, że w tę noc mijało go wielu duchownych idących do Ojca Świętego ze świątecznym pozdrowieniem, ale jedynym, który złożył mu życzenia bożonarodzeniowe, był papież.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 98

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (3 oceny)
2
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
JakubKolacz

Nie oderwiesz się od lektury

A jednak ciekawe ...
00

Popularność




Okładka

Karta tytułowa

Wstęp

Pomysłodawcą Kwiatków jest Jan Turnau. To on namówił mnie do pracy nad tym wyborem i wymyślił tytuł, przypominając przy okazji książeczkę Henri Fesqueta o Janie XXIII: Kwiatki dobrego papieża Jana. A ja – przyznaję – nie do końca byłem do tego pomysłu przekonany, widząc na rynku księgarskim coraz to nowe zbiory anegdot o papieżu Wojtyle. Bo, nie wiedzieć czemu, wyobrażałem sobie tę książkę jako wybór papieskich żartów. A nadmiar dowcipów przestaje śmieszyć.

Wreszcie jednak zrozumiałem, o co powinno chodzić: o fioretti, zupełnie inne „kwiatki”, które od czasów świętego Franciszka funkcjonują jako w pewnym sensie nowy gatunek literacki. Są one – pisał w przedmowie do Kwiatków świętego Franciszka Leopold Staff – „pociechą i nadzieją. Uczą wiary w miłość i dobroć serca ludzkiego”. Fioretti to „opowieści z duszą”. Ich prawdziwe bogactwo polega na tym, że uchylają drzwi do tajemnicy człowieka, o którym mówią.

Tak właśnie starałem się ułożyć i zredagować tę książkę: nie jako zbiór anegdot, ale opowieść o świętości. Dlatego znalazły się tutaj również historie wcale nie śmieszne – lecz takie, które mogą wzruszyć, zachwycić, stać się źródłem zadumy czy nawet początkiem modlitwy. Oczywiście, są także żarty, jest świadectwo ogromnego dystansu Karola Wojtyły/Jana Pawła II do samego siebie i do funkcji, którą pełnił. Mówi o tym owa opowieść (prawdziwa czy zmyślona? – tego nie da się już chyba ustalić), w której papież zwrócił się do przyjaciela z Polski: „Poczekaj na mnie, muszę trochę popapieżyć”. Mówi o tym również spotkanie w Wadowicach w roku 1999 – twarz szczęśliwego człowieka wspominającego kremówki, i to machnięcie ręką, kiedy jeden z księży przerwał papieżowi serdeczny dialog z ludźmi, by kontynuować celebrę. I rozmowa w Jad wa-Szem z Żydami, dawnymi mieszkańcami Wadowic. Oni „traktowali go zwyczajnie, tak jak się traktuje kolegę spotkanego po sześćdziesięciu latach – wspominał biskup Tadeusz Pieronek. – To go bardzo wzruszyło. Było widać, że potrzeba mu relacji z ludźmi, dla których nie jest totemem”.

Kwiatki Jana Pawła II opowiadają o „zwyczajnym” człowieku, który jest otwarty na Boga i to właśnie czyni go „niezwyczajnym”. „Czuję się mały w rękach wielkiego Boga” – napisał kiedyś Jan Paweł II w liście do ojca Leona Knabita. Oto tajemnica tego papieża. Bo jak powiada Ewangelia (co przy okazji przeglądania „kwiatków” przypomniał mi – nieco ją parafrazując – Jan Turnau): kto zgubi wielkość swą, ten ją odnajdzie.

Janusz Poniewierski

PS Opublikowane w 2002 roku Kwiatki Jana Pawła II okazały się sukcesem wydawniczym. Książeczkę traktowano jednak często – wbrew moim intencjom – jako antologię papieskiego humoru. Pragnę zatem raz jeszcze wyraźnie zaznaczyć, że nie o dowcip w niej przede wszystkim chodzi, ale o świętość, opowiedzianą inaczej, niż czynią to zwykle hagiografie. A jeśli jest w niej uśmiech, to dlatego że smutny święty to żaden święty.

Od pierwszego wydania tej książki minęło kilkanaście lat – w międzyczasie przeżyliśmy śmierć jej bohatera, jego beatyfikację i kanonizację. Dziś, A.D. 2017, oddaję w ręce Czytelników nową – zmienioną i uzupełnioną – wersję Kwiatków z nadzieją, że może także i dzięki niej papież Wojtyła nie zamieni się w gipsową figurę na ołtarzu, ale pozostanie człowiekiem z krwi i kości. Kimś naprawdę nam bliskim.

„Usiłują zrozumieć mnie od zewnątrz.

Ale mnie można zrozumieć tylko od wewnątrz”

Jan Paweł II

Źródła: G. Weigel, Świadek nadziei; por. ks. S. Oder, S. Gaeta, Dlaczego święty

ŚWIECKI

Karol Wojtyła przyszedł na świat 18 maja 1920 roku w Wadowicach. Już wkrótce w jego życiu pojawiło się doświadczenie śmierci. Kiedy Karol miał dziewięć lat, osierociła go matka; kilka lat później (w roku 1932) umarł także jego jedyny brat – Edmund, lekarz, który próbując ratować życie pacjentki, zaraził się od niej szkarlatyną. Doktora Edmunda Wojtyłę żegnano jak bohatera, który „poświęcił swoje młode życie cierpiącej ludzkości”.

Tak więc – opowiadał Jan Paweł II francuskiemu pisarzowi André Frossardowi – stosunkowo szybko stałem się częściowym sierotą i „jedynakiem”. Moje lata chłopięce i młodzieńcze łączą się przede wszystkim z postacią ojca, którego życie duchowe po stracie żony i starszego syna niezwykle się pogłębiło. Patrzyłem z bliska na jego życie, widziałem, jak umiał od siebie wymagać, widziałem, jak klękał do modlitwy. To było najważniejsze w tych latach, które tak wiele znaczą w okresie dojrzewania młodego człowieka. Ojciec, który umiał sam od siebie wymagać, w pewnym sensie nie musiał już wymagać od syna.

Źródła: Kalendarium życia Karola Wojtyły; A. Frossard, „Nie lękajcie się!”

Ojciec, były wojskowy, wprowadzał syna we wszystko, co najważniejsze: miłość do Ojczyzny, szacunek dla drugiego człowieka, poważne traktowanie swoich zobowiązań i – przede wszystkim – w świat wiary.

Papież w rozmowie z Frossardem: W wieku dziesięciu, dwunastu lat byłem ministrantem, ale muszę wyznać, że niezbyt gorliwym. (…) Ojciec, spostrzegłszy moje niezdyscyplinowanie, powiedział pewnego dnia: „Nie jesteś dobrym ministrantem. Nie modlisz się dosyć do Ducha Świętego. (…)”. I pokazał mi jakąś modlitwę1. Nie zapomniałem jej. Była to ważna lekcja duchowa, trwalsza i silniejsza niż wszystkie, jakie mogłem wyciągnąć w następstwie lektur czy nauczania, które odebrałem. Z jakim przekonaniem on do mnie mówił! Jeszcze dziś słyszę jego głos.

Źródło: A. Frossard, Portret Jana Pawła II

1 „Duchu Święty, proszę Cię: – o dar mądrości do lepszego poznawania Ciebie i Twoich doskonałości Bożych; – o dar rozumu do lepszego zrozumienia ducha tajemnic wiary świętej; – o dar umiejętności, abym w życiu kierował się zasadami tejże wiary; – o dar rady, abym we wszystkim u Ciebie szukał rady i u Ciebie ją zawsze znajdował; – o dar męstwa, aby żadna bojaźń ani względy ziemskie nie mogły mnie od Ciebie oderwać; – o dar pobożności, abym zawsze służył Twojemu Majestatowi z synowską miłością; – o dar bojaźni Bożej, abym lękał się grzechu, który Ciebie, Boże, obraża”.

Jan Paweł II nazwie kiedyś te lekcje, których udzielał mu ojciec, „pierwszym domowym seminarium”. To one go ukierunkowały, nauczyły poważnego podejścia do życia.

W latach trzydziestych XX wieku wypadki samochodowe, zwłaszcza w małych miastach, zdarzały się niezwykle rzadko i − kiedy już do nich doszło – wywoływały ogromne zainteresowanie.

Kiedyś taki wypadek wydarzył się przed budynkiem szkoły w Wadowicach, a jego ofiarą padł woźny – wspominał jeden ze szkolnych kolegów Wojtyły. – Wybiegliśmy z klasy. (…) Niestety, woźny zginął na miejscu. Pierwszy raz w życiu widziałem zabitego człowieka. Byłem wstrząśnięty. Po jakimś czasie usłyszeliśmy dzwony w kościele. Po chwili pojawił się ksiądz i − ubrany na biało, w stroju ministranta – Karol. Gdy my z kolegami przybiegliśmy zobaczyć, co się stało, on w tym czasie pobiegł po księdza.

Źródła: Jan Paweł II, Dar i Tajemnica; rozmowa z Jerzym Klugerem, w: K. Tadej, Świadkowie świętości

Przed wojną w 10-tysięcznych Wadowicach mieszkało ok. dwóch tysięcy Żydów. „Wielu z nich – napisze po latach Jan Paweł II w liście do swojego żydowskiego przyjaciela Jerzego Klugera – było naszymi kolegami w szkole podstawowej, a później w wadowickim gimnazjum”...

Kiedy ogłoszono wyniki egzaminu wstępnego do gimnazjum, Jurek Kluger, dowiedziawszy się, że zarówno on, jak i jego koledzy pomyślnie zdali ów egzamin, postanowił podzielić się dobrą nowiną z przyjacielem. Po długich poszukiwaniach znalazł go wreszcie w kościele. Lolek Wojtyła służył do mszy.

– Lolek, Lolek, zostałeś przyjęty! – głośny szept Klugera rozległ się w całym kościele.

Spojrzenie kolegi uciszyło go. Postanowił zatem poczekać.

Kiedy msza święta dobiegła końca, minęła go jakaś kobieta.

– Co ty tu robisz? Czy ty nie jesteś synem prezesa gminy żydowskiej? – spytała i poszła dalej, nie czekając na odpowiedź. I dobrze, bo Jurek nie bardzo wiedział, co jej powiedzieć.

Po chwili pojawił się Wojtyła.

– Czego chciała od ciebie ta kobieta? – zapytał.

– Nie wiem. Pewnie zdziwiła się, widząc Żyda w kościele.

Reakcja Karola była natychmiastowa:

– Czemu miałaby się dziwić? Przecież wszyscy jesteśmy dziećmi jednego Boga!

Źródło: G.F. Svidercoschi, List do przyjaciela Żyda (książka napisana na podstawie wspomnień Jerzego Klugera)

Karol był zapalonym sportowcem. Lubił szczególnie piłkę nożną – najchętniej grywał na bramce.

Ponieważ w klasie było kilku Żydów, chłopcy dzielili się na dwie drużyny: „katolicką” i „żydowską”. W bramce z jednej strony stał Lolek Wojtyła, z drugiej – Poldek Goldberger, syn dentysty, wielki jak szafa. Często jednak – nawet gdy ściągano graczy z innych klas – nie udawało się zebrać wystarczającej liczby Żydów, żeby stworzyć z nich drużynę. W takie dni Lolek bronił bramki… żydowskiej, zwłaszcza jeśli nie było na boisku Goldbergera.

Źródła: G.F. Svidercoschi, List do przyjaciela Żyda; D. O’Brien, Papież nieznany

W przedwojennej Polsce antysemickie nastroje i zachowania nie należały do rzadkości. Nawet w szkole w Wadowicach, w klasie Karola Wojtyły, gdzie było kilku Żydów – wspomina jeden z kolegów – „dokuczano im czasami”. Ale Wojtyła nie brał w tym nigdy udziału: „Karol, który prezesował Sodalicji Mariańskiej, zawsze stawał w ich obronie”.

Mówi Regina (Ginka) Beer2, Żydówka, sąsiadka rodziny Wojtyłów, koleżanka Karola z amatorskiego teatru: Była tylko jedna taka rodzina, która nigdy nie okazała śladu wrogości rasowej wobec nas: Lolek i jego tata. Kiedy miałam wyjechać z Polski do Palestyny, ponieważ nieszczęście groziło Żydom, poszłam się pożeg­nać z Lolkiem i jego ojcem. Pan Wojtyła był bardzo przejęty moim wyjazdem. Kiedy zapytał, dlaczego opuszczam Polskę, wyjaśniłam mu. Zaczął powtarzać: „Nie wszyscy Polacy są antysemitami. Wiesz, że ja nie jestem!”. Powiedziałam mu szczerze, że niewielu jest takich Polaków jak on. Był bardzo przygnębiony. A Lolek chyba jeszcze bardziej niż jego ojciec. Powiedziałam mu „do widzenia” tak miło, jak tylko potrafiłam, lecz on był tak poruszony, że nie mógł znaleźć ani jednego słowa, by mi odpowiedzieć. Tak więc podałam rękę jego ojcu na pożegnanie i wyszłam.

Źródła: relacja Reginy Beer, w: D. O’Brien, Papież nieznany; relacja Jana Wolczko, w: J.I. Korzeniowski, Anegdoty i ciekawostki z życia Jana Pawła II

2 W marcu 2000 roku, w artykule pt. Wadowiccy ziomkowie Lolka, opublikowanym w „Gazecie Wyborczej” przy okazji wizyty Jana Pawła II w Izraelu, Mikołaj Lizut opisał przyjaźń młodego Karola Wojtyły z Ginką Beer. Czytamy tam m.in.: „Piętnaście lat temu [w 1985 roku] Lolek i Ginka odnaleźli się. Papież zaprosił ją do Watykanu, wypytywał o całą jej rodzinę, oboje płakali ze wzruszenia”.

Początkowo Karol Wojtyła wcale nie myślał o tym, żeby zostać księdzem. Wydawało mu się, że ma zupełnie inne powołanie – nade wszystko pociągała go literatura i teatr. Chciał być aktorem. Takim, o jakim mawiał Juliusz Osterwa: „Aktor to nie jest błazen, to działacz pełniący swoje posłannictwo”.

Pamiętam jego pierwsze spotkanie z księciem metropolitą Adamem Stefanem Sapiehą – wspominał ksiądz Edward Zacher, katecheta Karola Wojtyły. – Było to w maju 1938 roku. Metropolita przyjechał do Wadowic na wizytację. Parę dni wcześniej zawołałem Karola i powiedziałem do niego: „Lolek, przygotujesz sobie mowę powitalną, bo przyjeżdża nasz metropolita”. Doskonale pamiętam, że napisał pięknie, a jeszcze ładniej powiedział.

Gdy ceremonia się skończyła, metropolita chwycił mnie za rękę i spytał:

– A on co, księdzem będzie?

– Niestety nie! – odparłem.

– Szkoda, szkoda! Ale dlaczego? – dopytywał się arcypasterz.

– Bo się zakochał w polonistyce. I już nawet wiersze pisze. Chce być aktorem.

– Szkoda, wielka szkoda! – raz jeszcze powtórzył Sapieha.

Źródła: relacja ks. Edwarda Zachera, w: ks. K. Pielatowski, Uśmiech Jana Pawła II; por. Jan Paweł II, Dar i Tajemnica

Świadkowie z tamtych lat powtarzają, że Karol był dobrym kolegą. I choć sam nie uznawał podpowiadania ani odpisywania od innych, bywał tolerancyjny, gdy to właśnie od niego próbowano ściągać.

Kiedy nadszedł dzień egzaminu maturalnego, Kluger siadł tuż za Wojtyłą, choć doskonale wiedział, że Karol nie ma zwyczaju podpowiadać ani podawać ściąg. Dlaczego więc zajął to właśnie miejsce?! Bo miał intuicję.

To był egzamin z łaciny: należało przetłumaczyć na język polski odę Horacego. A Jurek tego nie potrafił. Gryzł obsadkę, patrzył w sufit, a czas mijał. Wreszcie – tak, to była ostatnia deska ratunku – zaczął rozpaczliwie wpatrywać się w plecy przyjaciela, niemo błagając go o pomoc. I nagle... Karol powoli przesunął się na bok, odsłaniając kartkę ze swoim tłumaczeniem.

Gdy później Jerzy Kluger dziękował przyjacielowi, ten tylko uśmiechnął się przekornie.

Źródła: G.F. Svidercoschi, List do przyjaciela Żyda; D. O’Brien, Papież nieznany; relacja Antoniego Bohdanowicza, Wspomnienia kolegi z klasy, w: Młodzieńcze lata Karola Wojtyły. Wspomnienia

Karol Wojtyła był przystojnym młodym człowiekiem, w dodatku poważnie patrzącym w przyszłość. Niejedna kobieta marzyłaby o takim kandydacie na męża…

On sam traktował dziewczęta po przyjacielsku, z prostotą, bez cienia dwuznaczności. Jego francuski biograf, Bernard Lecomte, pisze, że wtedy, w Wadowicach, szczególnie bliskie relacje łączą go między innymi z „Kazimierą Żakówną, uroczą brunetką, do której wzdycha wielu licealistów, i Reginą Beer. (…) Ale najczęściej spotyka się z Haliną Królikiewicz. Ładna, z charakterem. Jakżeby nie miało to wywoływać komentarzy wśród ich rówieśników?”.

Zapytana bezpośrednio przez autora Halina Królikiewicz-Kwiatkowska zdecydowanie zaprzeczy, jakoby łączyło ją z Wojtyłą coś więcej niż przyjaźń. Zaś papież w rozmowie z Frossardem powie: „Więcej w tej dziedzinie [ludzkiej miłości] doznałem Łaski, niż musiałem stoczyć walki. Pewnego dnia stało się dla mnie rzeczą wewnętrznie oczywistą, że życie moje nie spełni się w tej miłości, której piękno skądinąd zawsze głęboko odczuwałem”.

Źródła: B. Lecomte, Pasterz; A. Frossard, „Nie lękajcie się!”

Jaki był Karol Wojtyła? – zastanawia się Halina Królikiewicz-Kwiatkowska. – Na pewno inny od swoich kolegów, odrębny. Ale co to znaczy? Trudno wytłumaczyć te cechy. Wesoły, bardzo koleżeński, pierwszy niosący pociechę w nieszczęściu, w chorobie, uprawiający sporty; zasadniczość była mu zupełnie obca. A przecież czuło się zawsze, że ma – w jakiś sposób niedostępny – swój świat myśli, że jest głęboko religijny, że umie najwięcej z nas wszystkich, że czyta trudne filozoficzne książki, które nas znudziłyby już po kilku stronach, że uczy się i nie traci na próżno ani chwili. I pisze: poematy, wiersze, dramaty filozoficzne dla nas zawiłe, a kiedy rozmawia, to uważnie słucha swego interlokutora, ale zawsze, nawet i dziś, w jego oczach błyskają iskierki ni to humoru, ni jakiejś ironijki czy też wyrozumiałości dla każdego, bo nigdy nie potępiał, nie pouczał, ale rozumiał. Dziennikarze często zadają pytanie, jakie miał wady. Nie wiem. Nie znam. Do gimnazjum biegł za trzy minuty ósma rano z pobliskiego rynku, obok którego mieszkał, i wpadał w ostatniej chwili do klasy z wielką, rozwichrzoną gęstwą włosów, które nigdy nie chciały go słuchać 3.

Źródło: H. Królikiewicz-Kwiatkowska, Wzrastanie, w: Młodzieńcze lata...

3 Fryzura Karola była przedmiotem żartów jeszcze na studiach. Wśród wierszyków pisanych przez studentów polonistyki znalazł się i taki: ,,Młodym rybom brak podniebień / Czy Wojtyła ma już grzebień?”.

Jesienią 1938 roku Karol Wojtyła zapisał się na I rok polonistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Ostatnią ławę w głównej sali wykładowej – pisze Tadeusz Kwiatkowski, kolega Karola ze studiów – zajęło dobrane towarzystwo adeptów literatury pięknej, które naturalnie trochę nonszalancko traktowało długie perory profesorów starających się zachęcić nas do nauki. Wojtyła siedział o wiele bliżej katedry i nie zajmował się żartami i różnymi dwuwierszami, które układaliśmy na poczekaniu „ku pokrzepieniu serc”. Fraszki i epitafia dotyczyły profesorów i kolegów, i oczywiście Wojtyły.

Oto przykłady tej twórczości: „Damy słuchaczowi rząd i konia, kto zrozumie wykłady Pigonia”, „Starszy asystent Kazimierz Wyka wykłada na poziomie «Płomyka»” (…).

Wierszyki to niezbyt wyszukane, ale bawiły nas w czasie wykładów, które wydawały nam się nudne i niepotrzebne – kontynuuje Kwiatkowski. – Kiedy Karol dostawał taką karteczkę, wzruszał ramionami i spozierał na nas z politowaniem. A my pękaliśmy ze śmiechu, gdy koledzy podsuwali mu coraz to nowe płody naszej twórczości wykładowej: „Poznajcie Lolka Wojtyłę, wnet poruszy ziemi bryłę”.

Źródło: T. Kwiatkowski, Karol, w: Młodzieńcze lata…

Opowiada Juliusz Kydryński, najbliższy przyjaciel z czasów studenckich: Karol był dyskutantem wyrozumiałym, nigdy nie usiłował narzucić swego zdania. Wiedzieliśmy oczywiście, że jest głęboko wierzącym i praktykującym katolikiem, lecz taką postawę (do tego ze skłonnościami do bigoterii) manifestował raczej Ż., poza tym żyjący dość swobodnie. Karol nie manifestował niczego; ale też żył w swojej dyscyplinie wewnętrznej, bardzo surowej, lecz dyskretnej, nie obnoszonej na zewnątrz.

Wydaje się, że Karola trudno było w sposób złośliwy zgorszyć, sprowokować, oburzyć. Zdawał się – już wtedy – rozumieć i wybaczać wszystko. Karol zachowywał się tak samo wobec wszystkich: nie czynił nigdy różnic między kolegami z powodu ich takich czy innych przekonań i poglądów. Brzydził się może tylko zdecydowanymi bojówkarzami – no, ale z tymi się nie kolegował.

Źródło: J. Kydryński, Pomazaniec z Krakowa, w: Młodzieńcze lata...

Na uniwersytecie, wśród studentów, panowała wówczas atmosfera nieprzychylna Żydom.

Mówi Zofia Żarnecka, koleżanka ze studiów: Pamiętam, że Karol Wojtyła bardzo często towarzyszył Ance Weber i pełnił wobec niej szczególną rolę. Mianowicie – tak to odbierałam wówczas, a i teraz również – ochraniał ją, Żydówkę, przed ewentualną agresją „wszechpolaków”. Jego stosunek do młodzieży wszechpolskiej był negatywny, z czym się nie krył.

Nie uważam, aby czymkolwiek specjalnie wyróżniał się wśród studentów, poza odważnym – jak na owe czasy – sprawowaniem opieki nad koleżanką Żydówką. W kręgu moich najbliższych kolegów cieszył się sympatią i uznaniem. Skromny, spokojny, zawsze bardzo ubogo ubrany, robił wrażenie wiejskiego chłopaka, towarzysko niewyrobionego, ale z charakterem, wyraźnie „odbijał” od ekspansywnych i pewnych siebie kolegów.

Źródło: relacja Zofii Żarneckiej, w: Kalendarium...

1 września 1939 roku wybuchła wojna. Uniwersytet został zamknięty. Karol Wojtyła, żeby zdobyć kartki żywnościowe dla siebie i ojca i uchronić się przed wywózką na roboty do Rzeszy, poszedł do pracy: do fabryki sody Solvay. Na początek trafił do kamieniołomu – rozbijał bloki wapienne, pracował też przy kolejce wąskotorowej.

W kamieniołomach robotnicy umówili się, żeby nie pomagać koledze w podnoszeniu przewróconego wagonika, bo ten – męcząc się z tym sam – przedłużał czas odpoczynku kolegów, a przez to i Niemcy mieli mniej wykonanej pracy für Sieg, „dla zwycięstwa”. Wszyscy robotnicy temu się podporządkowywali – jedynie akademik Wojtyła nie mógł znieść widoku długiego męczenia się kolegi z podniesieniem tego wagonika i zawsze mu pomagał. Widząc to, robotnicy mówili między sobą: „Ten Wojtyła będzie z pewnością księdzem, skoro ma takie miłosierdzie dla bliźnich”.

Źródło: relacja Mariana Piwowarczyka, w: Kalendarium...

Wkrótce Karol został pomocnikiem strzałowego – specjalisty od zakładania ładunków wybuchowych i wysadzania skał.