KTOKOLWIEK - Wołek Jan - ebook

KTOKOLWIEK ebook

Wołek Jan

0,0
38,25 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Mam nadzieję nie dożyć takiego poziomu błogostanu, by przeszło mi przez usta ‒ „jestem poetą!”. Pomijając to wybłyszczone od nadużywania „poetą się bywa”, owo „poeta” raczej zastrzegłbym dla literackich matuzalemów, którzy oblani miodem spiżu już tylko tkwią na wyżynach, a jeśli raczą wydać słowo, to nosi ono znamiona boskości, zanim jeszcze wybrzmi. Jest wielki i już!

Wolę tych mniejszych, niezależnych od namaszczenia przez historię, leksykony, krytyków i nauczycielki od polskiego (lub innego).

Tego wybranego przez każdego z czytelników jako swojego spowiednika, alter ego, któremu winien wdzięczność za pokrewieństwo dusz.

Ja piszę wiersze i piosenki. Po swojemu. Bez tego całego intelektualnego „prężenia firan”. Mniej z mózgu, bardziej z serca. Mniej z biurka, bardziej z ulicy.

Poezja jest dla mnie stanem permanentnego napięcia. Permanentnej gotowości. Stanem czujnego rozglądania  się wokół. Odsączoną, wyżętą prozą. Potem tylko dodać wody i już mamy. Ale nie tą udręczoną, wyszarpniętą torturami odpowiedzią na pytanie, „co poeta miał na myśli”. Każdy dolewa swoją wodę. Współtworzy. Zatem Ty, który czytasz to, co napisałem, jesteś także odpowiedzialny za ten wiersz. Napisaliśmy go razem.

Jan Wołek

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 38

Rok wydania: 2025

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Ktokolwiek

Ktokolwiek

Ja jestem ktokolwiek

Pierwszy lepszy z brzegu

Nie staram się być pierwszy

Staram się być lepszy.

Na półeczce historii

Wśród podobnych bibelotów

Porastam miałkim kurzem

Ani mi się spieszy

Ani mi się dłuży

O wolności nie myślę

Nie czuję jej braku

Tak bywa zazwyczaj

Gdy się coś posiada

Na świat przyszedłem na tarczy

I na tarczy zejdę

Nim mnie zniosą z areny

Biorę udział w bitwie

Nie wygram jej, nie przegram

Lecz ma być chwalebna

Mam żonę, mam dziecko

Cały mój dobytek

Nie cierpię za miliony

Ani one za mnie

Chcę by nad mym grobem

Nikt nie westchnął z ulgą

Ja jestem ktokolwiek

Pierwszy lepszy z brzegu.

Tajski masaż

Żółta staruszka

Z wyspy Samed

Zanurza palce

W zmarszczki mojej twarzy

Jak w żywe rany.

Chce czas oszukać

Rozgrzeszyć winy

Obrócić dramat

W cichutki płacz dziecka.

I będzie czoło

Jak obrus z magla.

Lecz w ukośnikach

Jej czarnych oczu

Czytam zwątpienie

Gdyby się dało

To, co się nie da.

Więc w modlitewnym

Sklejeniu dłoni

Ze wzrokiem w ziemi

W dziwnym języku

Bardzo przeprasza:

Widzisz kochasiu

Ja nie dam rady

Zbyt dużo cierpień

Za ciężkie grzechy

Zmarszczki zbyt głębokie

Na te stare palce

Musisz poczekać

Do następnej stacji

Gdy czaszka goła

Już się nic nie marszczy

A teraz zapłać

Następny proszę!

* (Rocznica powstania w Getcie Warszawskim)

*

(Rocznica powstania w Getcie Warszawskim)

Dziś jest dziś. Świeci słońce

Z okna widzę powidoki kamienic

Których nie ma.

Okopowa 29. Tam mieszkała

Gela Seksztajn.

78 lat temu napisała:

„Jestem już spokojna. Muszę zginąć”

Tu mieszkam od mojego „zawsze”

Nowolipki, Nowotki, Dzika

(Tramwaj Muranów Leszno 42)

Urodziłem się w getcie

8 kilometrów kwadratowych łez

8 kilometrów kwadratowych krwi.

Starzy Warszawiacy wzdrygają się:

„Mieszkasz na trupach”

Nie. Mieszkam z cieniami

Szanujemy się. Milczymy do siebie znacząco.

Dziś jest dziś.

Idę po chleb, spotykam znajomych

Stawiam stopy na cieniach tych,

Których bóg się zagapił.

Jest od nich gęsto

Układają się warstwami

Jak zwoje Tory, strony Biblii

Lub najzwyklejsze liście.

Chłonę pamięć z tych cieni

Odrasta we mnie człowiek.

Dziś jest dziś. Świeci słońce.

W gardle łza wielka jak globus.

„Jestem spokojna. Muszę zginąć”

Drepczę po cieniach

Nie pozwalam sobie na chwilę wytchnienia.

Ciągle gotowy na strzał zza rogu.

Gdy potykałem się, jako dziecko

Ojciec nie współczuł.

Teraz rozumiem, co miał na myśli mówiąc:

Patrz pod nogi!

Cudzysłów

To co ważne, zamknięte jest w cudzysłów

Skompresowane, zgęszczone

W klatce, w celi czterech przecinków.

Do tego co ważne, nie masz klucza.

Może to otworzyć jedynie wytrych intuicji

Spowolnienie mózgu w półśnie

Czytanie przez październikową mgłę

Przymknięte oczy, cedzenie przez zęby.

To co w cudzysłowie

Zamknięte w kulkę wiersza

Wypranego w kieszeni spodni

Zgniecioną na kamień kartkę papieru

W dziecinnej grze „kamień papier nożyce”

* (Teraz widzę wyraźnie…)

*

Teraz widzę wyraźnie

Jak smutnieją ludzie

Na chudych nogach

Słania się nadzieja

Coraz wyższe czoła

IQ coraz niższe

Żołądki pełne

I puste kościoły

Bóg stracił nieodwracalnie

Panowanie nad kierownicą

Cofnęli mu prawo jazdy

Bo nadużył w Kanie.

* (Jesteś nieznaną melodią…)

*

Jesteś nieznaną melodią

Piękną i obcą

Chciałbym się ciebie nauczyć na pamięć

Ale nie ma cię w żadnym zapisie nutowym.

Nie da się ciebie zagwizdać.

Nie da się ciebie zanucić.

Czasem można cię usłyszeć,

Ale za cenę pękniętego serca.

1 września

Krzykliwi w białych koszulach

W źle związanych krawatach

W rocznicę wybuchu Wielkiej Światowej

Idą do szkoły przekrzykując się, potrącając

Licytując w wakacyjnych wspomnieniach.

Dzieciaki.

A teraz się przyznaj!

Nie lubisz ich za tę głośność

Tę ruchliwość i wulgarność

A najbardziej nie lubisz ich za to

Że przed nimi wszystko to

Co już dawno za tobą

Przed nimi horyzont

A przed tobą ściana

I tyle nadziei, co w kolejnym

Kuponie loterii, nawet jeśli wygranym

To nie zdążysz wydać.

Nic jednak nie wkurwia cię bardziej

Jak to, że kurzą papierochy

A tobie zabronił lekarz!

* (Nie daj się zaczadzić…)

*

Nie daj się zaczadzić

Słodkim dymem lojalności

Uśmiechami lepkimi jak napalm.

Przyjaźniami z szablonu.

Nie umawiałeś się

Na wysoką cenę zdrady

Więc nie dawaj zaliczek.

Nie daj się okadzić

A jeśli, to zostaw miejsce na zderzak

Na strefę zgniotu

A wyjdziesz z wypadku cało.

Wówczas będziesz mógł ze spokojem

Po pięknie odegranej scence

Odczytać w okrągłych oczach „przyjaciół”

Więc to nie było to?

Przepis

Ona nie może być cicha i nienachalna

Wyprzedzająca twoje oczekiwania

Małomówna i w zasadzie

Zakłopotana obowiązkiem

Składania wizyt i rewizyt

Wysyłania życzeń i codziennych telefonów

Trzymania do chrztu

Tak by nie upuścić

Tak trwała, że nie potrzebująca

Potwierdzeń w słowach

A jeśli to w czynach

Konkretnych, pewnych, precyzyjnych

I bezwarunkowych.

Ona musi być głośna i manifestacyjna

W niegasnącym uśmiechu

Jak guma od majtek

Obśliniona pocałunkami

Posiniaczona poklepywaniem

Porządnie podlana piwskiem

Potwierdzona odbytą wspólnie

Służbą wojskową, lub chociaż

Wspólnym przeżyciem

Kilku meczów piłki nożnej

Lub wyjazdów do Egiptu

Udokumentowana niezliczonymi

Radosnymi selfie

Z kciukiem do góry.

I to jest obowiązujący przepis na przyjaźń.

* (A najbardziej lubię…)

*

A najbardziej lubię słuchać sam siebie

Jestem wówczas najdowcipniejszy

I wzbudzam sobą

Najwyższe zainteresowanie

Mam dla siebie kołderkę cierpliwości

Obcy jest mi ton polemiczny

I w pełni zgadzam się z przedmówcą.

Gdy mówię do innych

Jestem przeraźliwie dbały

O formę, logikę, zwięzłość i temat

Ten we mnie nudzi się wówczas

I ziewa z obraźliwą ostentacją

Widoczną na zewnątrz

Co wzbudza niechęć słuchaczy.

Więc odchodzę w najbliższą samotność

Posłuchać samego siebie.

* (Zazwyczaj głosimy…)

*

Zazwyczaj głosimy własną wielkość

Pastwiąc się nad małością innych

Pochylamy się nad nimi z niesmakiem

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Opracowanie graficzne i typograficzne: Maciej Sadowski Na okładce i w książce wykorzystano rysunki autorstwa Jana Wołka Korekta Elwira Wyszyńska

Wydanie I elektroniczne

Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer

Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela jest zabronione.

Spółdzielnia Wydawnicza „Czytelnik” ul. Wiejska 12a, 00-490 Warszawawww.czytelnik.pl tel.: 22 583 14 07, e-mail: [email protected]

Partnerem wydania jest Stowarzyszenie Autorów ZAiKS

© Copyright by Jan Wołek, 2025 © Copyright for this edition by Spółdzielnia Wydawnicza „Czytelnik”, Warszawa 2025

ISBN 978-83-07-03668-7