Kto się boi gender? - Agnieszka Graff, Elżbieta Korolczuk - ebook + książka

Kto się boi gender? ebook

Graff Agnieszka, Elżbieta Korolczuk

4,6

Opis

Gender jest dziś w samym centrum konfliktu politycznego, którego stawkę stanowi przyszłość demokracji. Rosnące wpływy środowisk ultrakonserwatywnych wyprowadziły kobiety i osoby LGBTQ+ na ulice. Agnieszka Graff i Elżbieta Korolczuk analizują wzrost znaczenia ruchów antygenderowych oraz ich powiązania z populistyczną prawicą. Przyglądając się masowym mobilizacjom feministycznym w Polsce i na świecie, autorki dowodzą, że skuteczną odpowiedzią ruchów progresywnych na wojnę z gender jest feminizm populistyczny – intersekcjonalny, oddolny, wchodzący w sojusze z innymi grupami marginalizowanymi.

Obowiązkowa lektura dla wszystkich osób, które chcą zrozumieć, jak skutecznie stawić opór prawicowej hegemonii.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 505

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (8 ocen)
5
3
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Podziękowania

Serdecznie dziękujemy licznym osobom i instytucjom, które umożliwiły wydanie tej książki zarówno w oryginale, który ukazał się w języku angielskim nakładem wydawnictwa Routledge, jak i w polskim przekładzie. Jesteśmy wdzięczne naszym redaktorkom w Routledge, dzięki którym możliwe było zachowanie praw do polskiej edycji. Chcemy podziękować Wydawnictwu Krytyki Politycznej za entuzjastyczne przyjęcie tego projektu, a szczególnie Michałowi Sutowskiemu za świetny przekład oraz naszym redaktorkom Justynie Pelaskiej i Aleksandrze Żdan za opiekę nad książką.

Podziękowania należą się Uniwersytetowi Warszawskiemu, którego program IDUB ułatwił sfinansowanie publikacji w wersji angielskiej. Jesteśmy również wdzięczne naszym koleżankom i kolegom z Ośrodka Studiów Amerykańskich, a zwłaszcza jego dyrektorowi Grzegorzowi Kościowi za wsparcie i zachęty do pracy. Po stronie szwedzkiej książkę tę wsparł Komitet ds. Publikacji Uniwersytetu Södertörn, na którym wykłada Elżbieta Korolczuk, finansując polskie tłumaczenie. Wydanie książki umożliwił też Uniwersytet w Lund, będący gospodarzem programu Civil Society Elites? Comparing elite composition, reproduction, integration and contestation in European civil societies – głównego źródła finansowania naszych badań. Sponsorem programu jest fundusz Riksbanken Jubileumsfond (numer grantu M17 0188:1) i tej instytucji również należą się wyrazy wdzięczności. Szczególnie zaś dziękujemy Håkanowi Johanssonowi, który jako kierownik projektu nieustannie wspierał nasze wysiłki intelektualnie oraz organizacyjnie.

Istotny wkład w powstanie tej książki miały również instytucje, które inicjowały międzynarodową współpracę badaczek i badaczy zainteresowanych ruchem antygenderowym. Wśród nich warto wymienić Fundację im. Heinricha Bölla, Fundację im. Friedricha Eberta, Polskie Towarzystwo Genderowe oraz organizację AtGender. W naszej pracy wspomagała nas wciąż rosnąca społeczność akademicka oraz aktywistyczna działająca na rzecz równości płci i demokracji seksualnej; jesteśmy głęboko wdzięczne za to, że możemy być jej częścią. Nasze podziękowania kierujemy w stronę badaczek i badaczy uczestniczących przez ostatnie siedem lat w konferencjach i debatach na temat kampanii antygenderowych. Ich publikacje były dla nas ważnym źródłem inspiracji i wiedzy, a niektóre z tych osób także czytały i komentowały teksty naszego autorstwa. Osoby, którym należy się nasza wdzięczność, to m.in. Katharina Bluhm, Sara Bracke, Maria Bucur, Katheryn M. Detwiler, Gabriele Dietze, Sara Garbagnioli, Weronika Grzebalska, Jenny Gunnarsson Payne, Isabel Heinemann, Sara Kalm, Eszter Kováts, Roman Kuhar, Teresa Kulawik, Anne Meuwisse, David Paternotte, Andrea Petö, Julia Roth, Ann Snitow (której niestety już z nami nie ma), Alexandra Minna Stern, Susana Danuta Walters oraz Mieke Verloo. Za wszelkie błędy czy niedociągnięcia odpowiadamy, rzecz jasna, wyłącznie my osobiście.

Wreszcie, jesteśmy wdzięczne naszym rodzinom, w tym osobom ludzkim – Dariuszowi Bekieszy, Magdalenie Staroszczyk i Stanisławowi Osserowi – i futrzastym – Burzy, Pinii, Muffce oraz Sałatce. Wasze wsparcie było nieocenione.

Niektóre z rodziałów tej książki czerpią z publikowanych wcześniej artykułów i rozdziałów innych książek, każdorazowo jednak gruntownie uzupełnionych i przeredagowanych. Doceniamy gotowość wydawców tych publikacji do udzielenia zgody na umieszczenie ich w książce. Do wykorzystanych źrodeł należą:

Graff Agnieszka, Elżbieta Korolczuk, Worse than Communism and Nazism Put Together’: War on Gender in Poland, [w:]Anti-Gender Campaigns in Europe: Mobilizing against Equality, red. Roman Kuhar, David Paternotte, Rowman and Littlefield, London–New York 2017, s. 175–193.

Korolczuk Elżbieta, Agnieszka Graff, Gender as ‘Ebola from Brussels’: The Anticolonial Frame and the Rise of Illiberal Populism, „Signs: Journal of Women in Culture and Society” 2018, 43 (4), s. 797–821.

Korolczuk Elżbieta, Explaining Mass Protests against Abortion Ban in Poland: The Power of Connective Action, „Zoon Politicon” 2016 (7), s. 91–113.

Graff, Agnieszka, Angry Women: Poland’s Black Protests as Feminist Populism, [w:]Right-wing Populism and Gender. European Perspectives and Beyond, red. Gabriele Dietze, Julia Roth, Transcript Verlag, Bielefeld 2020, s. 261–284.

Wprowadzenie

Demonizacja pojęcia „gender” a kryzys demokracji

Kilka lat później – wiosną 2021 roku, gdy kończymy pisać tę książkę – ataki na feministki, liberalnych zwolenników polityki równouprawnienia płci oraz mniejszości LGBTQ+ doprowadziły do ulicznych zamieszek i bezpośredniej przemocy. W lipcu 2019 roku białostocki Marsz Równości został zaatakowany przez cztery tysiące neonazistów, pseudokibiców i przedstawicieli środowisk katolickich, cieszących się pełnym poparciem lokalnego Kościoła katolickiego oraz polityków Prawa i Sprawiedliwości. Choć przedstawiciele partii rządzącej dystansowali się od aktów przemocy, twierdząc, że ich sprawcy to zwykli chuligani, bezpośrednią zachętę do tych ataków dał sam Jarosław Kaczyński. W kwietniu 2019 roku ogłosił bowiem publicznie, że „Ruch LGBT i gender zagrażają naszej tożsamości, zagrażają naszemu narodowi, zagrażają polskiemu państwu”[1]. Kiedy w marcu 2020 roku zaczęła się pandemia COVID-19, jeden z polskich biskupów porównał wirusa do „ideologii gender” i dodał, że nie ma pewności, które z nich zagraża narodowi polskiemu bardziej[2]. Twierdzenie, że pandemia jest karą za homoseksualizm wyrażali też inni księża, idąc w ślady amerykańskich ultrakonserwatystów głoszących podobne opinie na temat AIDS jeszcze w latach osiemdziesiątych. Wiosna i lato 2020 roku przyniosły w Polsce czas prawdziwego pandemonium upolitycznionej homofobii: całą kampanię prezydencką zdominowała tematyka „ideologii LGBT” jako zagrożenia dla narodu i chrześcijaństwa, a niedługo potem Ministerstwo Sprawiedliwości oficjalnie zapowiedziało plany wypowiedzenia przez Polskę ratyfikacji Konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej (tzw. konwencji stambulskiej), czyli międzynarodowego porozumienia służącego zwalczaniu przemocy wobec kobiet. Z kolei w sierpniu 2020 roku Polska znów zagościła w światowych mediach jako kraj, w którym policja stosuje przemoc wobec działaczy na rzecz praw LGBTQ+, a tęczowa flaga stała się emblematem oporu przeciwko władzy prawicowych populistów. Wreszcie, jesienią 2020 roku nadeszła ogromna, druga już fala masowych protestów w reakcji na kolejny atak na prawa reprodukcyjne: orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego uznające przepis tzw. ustawy aborcyjnej z 1993 roku zezwalający na aborcję w przypadku ciężkich uszkodzeń płodu za niekonstytucyjny. Trzydziestego października, w samym środku pandemii koronawirusa, niemal pół miliona ludzi, przede wszystkim z młodego pokolenia, wyszło na ulice ponad sześciuset polskich miast i wsi. Była to największa mobilizacja społeczna od czasów powstania Solidarności. Choć bezpośrednim impulsem do demonstracji był wyrok dotyczący aborcji, rzeczywistą ich stawkę prezentowały tysiące prowizorycznych transparentów i masowe skandowanie, wyrażające wolę, aby rządzące Prawo i Sprawiedliwość „wypierdalało”. Po raz pierwszy w historii Polski celem masowych protestów stał się Kościół katolicki: młode kobiety wchodziły do lokalnych świątyń, by wyrazić oburzenie postawą kleru i domagać się rozdziału Kościoła od państwa. Wszystkie te wydarzenia pokazały, że gender, religia i polityka są dziś nierozerwalnie splątane, a konflikt wokół pojęcia „gender” to nie „temat zastępczy”, jak lubią powtarzać liberalni komentatorzy, ale walka o przyszłość demokracji.

Czy ten wzrost natężenia upolitycznionej mizoginii i homofobii to zjawisko specyficznie polskie? Dlaczego termin „gender” stał się tak ważny i kontrowersyjny właśnie w ostatnich latach? I jaka jest tak naprawdę relacja między ruchami antygenderowymi a prawicowymi populistami? W niniejszej publikacji stawiamy sobie za cel wyjaśnienie rosnącej widoczności i siły antygenderowych ruchów, dyskursów i kampanii. Chcemy też zaproponować ramę teoretyczną, która pozwoli na lepsze zrozumienie, na czym polega współpraca między różnymi aktorami na antygenderowej scenie a prawicowym populizmem w Polsce i poza nią.

Przez całe dekady liberalny feminizm działał w oparciu o przesłankę ciągłego i nieuchronnego postępu: dyskurs praw człowieka był konsekwentnie poszerzany, również o kwestię praw kobiet, liberalna demokracja rozprzestrzeniała się po świecie, a badania nad gender stawały się coraz bardziej wyrafinowane, inkluzywne i samoświadome. Wiele kobiet w Europie Środkowo-Wschodniej podzielało ten optymizm ze szczególnym entuzjazmem: równość płci miała być częścią procesu, który w regionie nazywano „demokratyzacją”. Tymczasem nastąpił nieoczekiwany zwrot akcji – postęp okazał się kruchy. Na całym świecie ludzi zaangażowanych w działania na rzecz równości płci, pluralizmu i demokracji zaczęło ogarniać poczucie zagrożenia, a wręcz nadchodzącej klęski. Prawo do aborcji i edukacja seksualna, małżeństwa jednopłciowe i międzynarodowe traktaty dotyczące przemocy ze względu na płeć – wszystko to stało się obiektem ataków ze strony globalnego ruchu przeciwko „gender”. Ruchu, który wciąż rośnie w siłę przez poszerzanie swoich wpływów i konsolidację.

W tym samym czasie populistyczna prawica nie tylko przejęła władzę w Polsce, na Węgrzech, w Stanach Zjednoczonych, Turcji czy Brazylii, ale także zdobyła serca milionów ludzi w krajach o silnych tradycjach demokratycznych i relatywnie słabym wpływie religii na życie publiczne, jak Niemcy, Wielka Brytania, Francja czy Szwecja. Partie takie jak hiszpański Vox czy włoska Lega nie tylko uczyniły ze sprzeciwu wobec równości płci ważną część swych przekazów wyborczych, ale też organizowały na wielką skalę kampanie wymierzone w prawa kobiet i osób transpłciowych, często mówiąc jednym głosem z ultrakonserwatywnymi organizacjami w rodzaju CitizenGo.

Krótko mówiąc, miliony ludzi w Europie i na innych kontynentach zostały w ostatnich latach skutecznie zmobilizowane przeciwko „ideologii gender”, w imię czegoś, co nazwano „wartościami rodzinnymi”. Zgłębiamy to zjawisko, jego korzenie historyczne, wymiar kulturowy i polityczny, a także jego dalekosiężne konsekwencje dla współczesnego świata. W naszej książce wychodzimy poza kontekst Polski i omawiamy podobne zjawiska w innych miejscach świata. Przyglądamy się również współpracy międzynarodowej różnych aktorów w ramach ruchu antygenderowego i w polityce. Pokazujemy, że polskie kampanie antygenderowe są częścią szerszych tendencji: odrodzenia prawicowego ekstremizmu i religijnego fundamentalizmu oraz skoordynowanego na poziomie transnarodowym wysiłku na rzecz podważenia liberalnych wartości przy użyciu demokratycznych środków.

Gender a populizm

Według naszej koncepcji obecne tarcia wokół gender to część szerszego konfliktu, którego prawdziwą stawką jest przyszłość demokracji. Konflikt między siłami ultrakonserwatystów i progresywistów w kwestii równości płci – czyli z jednej strony obrona „demokracji seksualnej”[3] traktowanej jako niezbywalna część demokracji jako takiej, a z drugiej ataki na ten projekt jako groźny dla zwykłych ludzi i cywilizacji – to coś więcej niż jeden z wielu toczących się współcześnie sporów politycznych. Postaramy się pokazać, że jest to konflikt kluczowy, jeden z najważniejszych elementów dynamiki politycznej, którą badacze określają mianem „momentu populistycznego” czy „populistycznego Zeitgeistu”[4]. Bułgarski politolog Iwan Krastew interpretuje moment populistyczny jako czas gwałtownego resentymentu wymierzonego w elity, irracjonalności oraz narastających tendencji antydemokratycznych i przestrzega przed jego niebezpieczeństwami. Jak pisze:

cechą definicyjną populizmu jest pogląd, jakoby społeczeństwo dzieliło się na dwie homogeniczne i antagonistyczne zarazem grupy: „prawdziwy lud” oraz „skorumpowaną elitę”. Prowadzi to do tezy, że skoro polityka jest ekspresją powszechnej woli ludu, to zmiana polityczna jest możliwa jedynie dzięki radykalnej wymianie elity[5].

Jakkolwiek podzielamy obawy co do możliwych skutków takich tendencji, nasze rozumienie tego zjawiska bliższe jest myśleniu belgijskiej filozofki Chantal Mouffe, która postrzega moment populistyczny jako „nową koniunkturę”, w której neoliberalną hegemonię podważają rozmaite ruchy antyestablishmentowe zarówno z prawej, jak i z lewej strony[6]. Kluczowym aspektem tej dynamiki jest wyrażane przez wiele różnych ruchów i partii przekonanie – a zarazem obietnica – że oddają one na powrót głos „ludowi”, aby tchnąć w demokrację nowe życie. Konkurencja między tymi siłami polega na wykuwaniu i mobilizowaniu poparcia dla odmiennych definicji „ludu” i jego interesów: wykluczających w populizmie prawicowym, a pluralistycznych w przypadku populizmu lewicowego. Jak tłumaczy sama Mouffe:

O „momencie populistycznym” możemy mówić, gdy pod naciskiem przemian politycznych lub społeczno-ekonomicznych dominująca hegemonia ulega destabilizacji wskutek zwielokrotnionych niezaspokojonych żądań. […] W następstwie […] pojawia się okazja do skonstruowania nowego podmiotu zbiorowego działania – ludu – zdolnego przebudować porządek społeczny uznany za niesprawiedliwy[7].

„Gender” znajduje się w samym centrum tych politycznych konfiguracji. Stawiamy tezę, że analiza konfliktów wokół kwestii równości płci i seksualności jest niezbędna nie tylko do właściwego uchwycenia logiki, jaka stoi za obecnym kryzysem demokracji i za globalnym wzrostem siły populistycznej prawicy, lecz także do znalezienia perspektyw dla postępowej opozycji. Dobra wiadomość dla feministek jest taka, że nie da się już myśleć poważnie o demokracji i polityce, ignorując jednocześnie kwestie płci. Dotyczy to zarówno nowej prawicy populistycznej, jak i wszystkich tych po stronie liberalnej i lewicowej, którzy chcieliby skutecznie przeciwstawić się zjawisku demontażu demokracji. Zła natomiast wiadomość byłaby taka, że wysiłki prawicy na rzecz przedefiniowania ram sporu okazały się nad wyraz udane. Udało im się przechwycić słowo „gender”, zmienić jego definicję, zdemonizować je i obrzydzić. Z samej równości płci uczyniono coś w rodzaju wroga ludu. Celem niniejszej publikacji jest wyjaśnienie, jak do tego doszło i namysł nad tym, co z tych tendencji wynika dla ruchów na rzecz równości. W kolejnych rozdziałach poddajemy analizie nie tylko ultrakonserwatywne kampanie antygenderowe, ale także masową mobilizację feministyczną, która pojawiła się w odpowiedzi na „wojnę z gender”.

Przez kilka lat śledziłyśmy kampanie wymierzone w „gender”, względnie w „ideologię gender”, jakie rozprzestrzeniały się po całym świecie od początku pierwszej dekady XXI wieku[8]. Warto przy tym podkreślić, że sprzeciw wobec pojęcia „gender” i polityk nakierowanych na równość płci nie jest niczym nowym: ze względu na skupienie wokół praw reprodukcyjnych mobilizację antygenderową interpretowano często jako przedłużenie oporu przeciwko feminizmowi i kolejny etap wojen kulturowych, zainicjowanych w Stanach Zjednoczonych w latach siedemdziesiątych. Trend ten opisywano w kategoriach globalnego zderzenia wrażliwości pronowoczesnych i antynowoczesnych, ewentualnie jako ruch sprzeciwu wobec zdobyczy drugiej fali feminizmu[9]. Sami antygenderyści chętnie używają pojęcia „wojny kulturowej”, przedstawiając siebie jako ruch pokojowy, broniący się przed inwazją, ostrzegający świat przed rzekomą przemocą ze strony „genderystów”. Dobrym przykładem tego ujęcia sprawy są teksty niemieckiej prawicowej socjolożki Gabriele Kuby, która w swoich książkach i wywiadach chętnie używa pojęć wywołujących skojarzenia militarne, takich jak „broń”, „bitwa”, „starcie” czy „zagrożenie”. Kuby wzywa do oporu wobec „dwustuletniej wojny kulturowej mającej na celu zrobienie z ludzi indywidualistów, podatnych na manipulację i kontrolę”[10]. Taka wzmożona moralnie, wojownicza retoryka nie powinna jednak przesłaniać nam faktycznych celów walki z „gender”. Do spółki z prawicowymi populistami środowiska ultrakonserwatywne zmierzają bowiem do hurtowej wymiany elit w sferach polityki, kultury, edukacji i transnarodowych instytucji. Ustawiając się w roli obrońców „ludu”, zamierzają zakończyć trwającą na Zachodzie od dziesięcioleci dominację ideologiczną i polityczną postępowego liberalizmu.

Kluczowym tematem wojen kulturowych od początku była polityka reprodukcyjna, co świetnie ilustruje historia konserwatywnego oporu wobec polityk ludnościowych Organizacji Narodów Zjednoczonych[11]. Korzenie obecnej fali globalnego aktywizmu ultrakonserwatystów – z jej charakterystycznym skupieniem na słowie „gender” – wyrastają ze sprzeciwu Watykanu wobec polityki równouprawnienia płci propagowanej na poziomie transnarodowym po Światowej Konferencji w sprawie Kobiet w Pekinie w 1995 roku. Był to moment dla światowego antyfeminizmu przełomowy – to właśnie wtedy wiele dotąd luźno współpracujących środowisk i organizacji zawiązało koalicję wokół „tradycyjnych wartości rodzinnych”. Stopniowo ewoluowała ona w stronę czegoś, co amerykański politolog Clifford Bob nazwał „siecią baptist-burqa”[12], a więc ekumenicznego sojuszu organizacji i instytucji religijnych współpracujących transnarodowo na rzecz wspólnych celów politycznych. W lokalnych kontekstach cele te bywały rozmaite: obejmowały na przykład obronę konserwatywnych chrześcijan ściganych prawem za edukację domową swych dzieci w Niemczech, zapewnienie wsparcia prawnego i ideologicznego dla ustaw delegalizujących aborcję w Nikaragui czy sprzeciw wobec praw homoseksualistów w Ugandzie[13].

W ostatniej dekadzie kampanie te stały się dużo bardziej wyrafinowane, zmieniły się także sojusze między różnymi aktorami. Z gry w dużej mierze wypadli muzułmanie. Po części stało się tak za sprawą czynników ekonomicznych i politycznych, takich jak narastanie islamofobii po 11 września 2001 roku czy tak zwany kryzys uchodźczy 2015 roku. Ponieważ wśród populistycznej prawicy rozpowszechniły się wówczas silnie antymuzułmańskie nastroje, sojusz baptist-burqa na poziomie transnarodowym w zasadzie się rozpadł, przez co fundamentalistyczne grupy muzułmańskie i islamistyczne przestały być częścią globalnego ruchu antygenderowego. Mimo to część konserwatywnych muzułmanów i chrześcijan nadal współpracuje lokalnie, jak w czasie sporów o edukację seksualną w angielskim Birmingham[14], a także globalnie na poziomie instytucji transnarodowych, przykładowo w Organizacji Narodów Zjednoczonych (ONZ). Według raportu organizacji Catholics for Human Rights

[b]udowanie koalicji w ONZ przez Stolicę Apostolską w ostatnich dwudziestu latach pokazało, że bardzo różnorodne grupy, obejmujące konserwatywne rządy państw muzułmańskich (np. Egiptu i Arabii Saudyjskiej) czy nurty religijne, jak mormonizm i chrześcijaństwo ewangelikalne, jednoczy wspólne pragnienie pozbawienia kobiet kontroli nad ich ciałami i płodnością, a osób niekonformistycznych płciowo i LGBT – ochrony prawnej i wolności od przemocy i dyskryminacji[15].

Tym, co zmieniło się w ciągu ostatniej dekady w większości krajów Zachodu, jest również status społeczny i prawny nowych modeli życia rodzinnego. Zmiana ta obejmuje legalizację małżeństw jednopłciowych i rosnącą akceptację dla rodzin homoseksualnych, jak również nowe trendy w obszarze technologii reprodukcyjnych, takie jak zapłodnienie in vitro czy surogacja. Wszystkie te zjawiska są traktowane przez środowiska konserwatywne jako zagrożenie dla „naturalnego porządku rzeczy” i część globalnego planu rozbicia „tradycyjnej” rodziny heteroseksualnej. Antygenderowi publicyści traktują interwencję biomedyczną w ludzkie ciało jako przedłużenie maltuzjanizmu i eugeniki, które uważają z kolei za fundament współczesnych polityk płci na poziomie międzynarodowym[16]. Ultrakonserwatyści definiują te zjawiska w kategoriach upadku cywilizacji chrześcijańskiej: równość płci jest przedstawiana jako droga do degeneracji i schyłku demograficznego, przy czym ten ostatni wątek przybiera czasem otwarcie rasistowski charakter. Spadające wskaźniki dzietności w Europie zestawia się bowiem z dynamicznym przyrostem naturalnym wśród mniejszości etnicznych, a także napływem imigrantów i uchodźców z krajów muzułmańskich, które to procesy mają rzekomo prowadzić do ostatecznego zmierzchu Zachodu[17].

Mobilizacja antygenderowa przejawia się w różnych formach i kształtach, w zależności od lokalnej dynamiki kulturowej i politycznej. W niektórych przypadkach, jak na przykład we Francji, obejmuje mocny sprzeciw wobec zapłodnienia pozaustrojowego, co jest odzwierciedleniem ideologicznego konfliktu o granice między kulturą i naturą. Gdzie indziej, jak w Polsce czy w Rosji, kampanie przeciwko „gender” skupiają się na demonizowaniu nienormatywnych konfiguracji płciowych i rodzinnych, podczas gdy w Hiszpanii głównym celem ataków jest ustawodawstwo służące zwalczaniu przemocy domowej, opisywane przez ruch antygenderowy jako zamach na rodzinę. Zawsze jednak kampanie przeciwko gender dotyczą polityki reprodukcji, pokrewieństwa i hierarchii władzy między płciami. Jedną ze ścieżek łączących tak odmienne tematy jest męskość: prawdziwą stawką ma być status społeczny mężczyzn, a zwłaszcza rola ojca w rodzinie[18]. Niemiecka politolożka Birgit Sauer przekonująco pokazuje, że prawicowy populizm można interpretować jako maskulinistyczną politykę tożsamości – wysiłki na rzecz przywrócenia władzy mężczyzn, rzekomo sprowadzonych do roli podporządkowanej przez dobrze wykształcone kobiety i migrantów. Jak pisze:

w tym dyskursie wytyczania granic, wykluczania i „wyobcowywania” [othering], prawicowy populizm sprzyja samoafirmacji męskości, oferując zarazem punkty odniesienia, które służyć mają ustanowieniu na nowo tradycyjnych układów płciowych i tym samym unieważnieniu polityk równości płci. Prawicowe odwołanie do „prostego człowieka z ulicy” jest częścią maskulinistycznej polityki tożsamości, która niesie obietnicę, że charyzmatyczny przywódca wzmocni poczucie męskości podporządkowanych[19].

Ten konflikt nie dotyczy wyłącznie praw mężczyzn jako grupy, ale również tego, w jaki sposób sama demokracja związana jest z płcią. Amerykańska socjolożka Myra Marx Ferree twierdzi, że obecna fala maskulinizmu jest reakcją na zwrot dokonujący się w ramach liberalnej demokracji[20]. Polega on mianowicie na przejściu od rozumienia demokracji jako „braterstwa” w kierunku paradygmatu prawdziwie inkluzywnego, nazywanego przez nią modelem partnerstwa, w którym mężczyźni i kobiety są równi tak w rodzinie, jak i w polityce. To właśnie ten model jest gwałtownie kontestowany, a rozmaite ruchy konserwatywne przychodzą temu ancien régime na odsiecz.

Tym, co odróżnia współczesne kampanie przeciwko „gender” od wcześniejszych form konserwatywnej reakcji, jest nie tylko skupienie na samym pojęciu „gender”, ale także ich bliskie związki z prawicowym populizmem. Jak pokażemy w tej książce, współczesny dyskurs antygenderowy ma strukturę dyskursu populistycznego w tym sensie, że nieustannie przeciwstawia lud, który przedstawia jako ze swej natury konserwatywny w sprawach płci, skorumpowanym, niemoralnym elitom, oskarżanym o szerzenie „ideologii gender”. Antygenderowi gracze ustawiają samych siebie w roli sojuszników i reprezentantów ludu, bojowników o sprawiedliwość i obrońców zwykłego człowieka przed korporacyjną chciwością globalnego kapitału. Wśród swych wrogów wymieniają nie tylko instytucje międzynarodowe w rodzaju ONZ czy Światowej Organizacji Zdrowia, ale także ikoniczne postaci globalnego kapitalizmu, takie jak George Soros czy Bill Gates, koncerny farmaceutyczne sprzedające środki antykoncepcyjne, a także establishment medyczny oferujący aborcję i zapłodnienie in vitro.

Nie przypadkiem prawicowe partie populistyczne w wielu miejscach świata połączyły siły z ultrakonserwatywnymi aktorami religijnymi. Politycy przyjmują retorykę antygenderową właśnie po to, by wzmocnić wśród opinii publicznej swój wizerunek obrońców zwykłego człowieka przed zdeprawowanymi elitami. Zjawisko to nazywamy oportunistyczną synergią – to dynamika obejmująca sojusze polityczne, powinowactwa ideologiczne i więzi organizacyjne umożliwiające współpracę populistycznych partii politycznych i ruchów ultrakonserwatywnych, a w efekcie wymianę, na wielką skalę, elit w ciałach rządzących, na uczelniach, w instytucjach kultury i w społeczeństwie obywatelskim. Odwołując się do argumentów o moralnym zagrożeniu ze strony „genderystów”, populiści kreują się na obrońców ludu, zdrowego rozsądku i wolności słowa. Z kolei ultrakonserwatywne organizacje dostarczają narzędzi retorycznych oraz kadr, których prawicowi populiści potrzebują do przejmowania kontroli nad społeczeństwem: jednostek, które przenikają do kluczowych instytucji, takich jak Sąd Najwyższy, ministerstwa, a także do innych ciał kontrolujących społeczeństwo obywatelskie, kulturę i media[21]. Argumenty o demoralizacji dzieci i rozpadzie rodziny pomagają podsycać w społeczeństwie niepewność i lęk, a opisanie coraz wyraźniejszych różnic w stylach życia i poglądach w kategorii odwiecznej walki dobra ze złem pozwala przedstawić ataki na osoby dyskryminowane jako akty odwagi czy wręcz bohaterstwa.

Demonizowanie pojęcia „gender” służy kilku celom równocześnie: napędza polaryzację, podsyca lęki, pozwala budować sojusze, a także delegitymizować przeciwników politycznych, liberalnych komentatorów oraz liderów społeczeństwa obywatelskiego jako członków skorumpowanych elit. W niektórych kontekstach dyskurs ten ma charakter przede wszystkim moralny i religijny, w innych zaś – jak w Szwecji – opiera się na tezie, jakoby teoria gender była nienaukowa i przeczyła regułom krytycznego myślenia. Sojusz populistycznej prawicy i ruchów antygenderowych jest wycinkiem i częścią szerszego projektu wymiany elit we wszystkich sferach życia politycznego i społecznego.

Więzi między tymi grupami, jakkolwiek korzystne dla obydwu stron, nie są bynajmniej stabilne ani nie prowadzą do tych samych skutków w różnych kontekstach. Prawicowi populiści wyraźnie wzmacniają swe ultrakonserwatywne afiliacje w trakcie kampanii wyborczych. I w drugą stronę, ultrakonserwatyści zyskują widoczność i polityczne wpływy wówczas, gdy prawicowe partie populistyczne dochodzą do władzy. O ile prawicowi populiści sami z siebie nie muszą być koniecznie konserwatywni w sprawach płci (co dobrze pokazują przykłady ze Skandynawii), o tyle zdają się jednak korzystać na wyolbrzymianiu zagrożenia ze strony „gender”, które uruchomili ich ultrakonserwatywni sojusznicy. Polska to spektakularny przykład tego, jak oportunistyczna synergia działa na korzyść obydwu stron: w kampanię PiS w 2015 i 2019 roku włączyły się nie tylko Kościół katolicki, ale i organizacje konserwatywne, przykładowo inicjatorzy masowego ruchu Ratujmy Maluchy!, którzy przekonywali, że tylko prawica zadba o przyszłość dzieci i ochroni rodzinę. Innymi słowy, aktywizm antygenderowy pomógł populistom dojść do władzy, a kiedy już Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory, środowiska antygenderowe, takie jak Ordo Iuris, uzyskały szeroki dostęp do pieniędzy, instytucji politycznych i samych procesów decyzyjnych.

Metody i sposób pozycjonowania

Tezy prezentowane w tej publikacji są efektem naszego zaangażowania jako badaczek feministycznych i działaczek pracujących na przecięciu akademii i społeczeństwa obywatelskiego w Polsce i w Szwecji. Nasze wnioski nabrały kształtu między innymi dzięki uczestnictwu w debatach zorganizowanych w ramach projektów badawczych, jakie pojawiły się w odpowiedzi na kampanie antygenderowe w kontekście europejskim. Uczestniczyłyśmy w wydarzeniach organizowanych w ramach kilku międzynarodowych grup, w tym sieci Anti-Gender Crusades in Europe: Mobilizations against Equality, zainicjowanych przez biuro Fundacji im. Friedricha Eberta w Budapeszcie, a także Anti-Gender Movements on the Rise zainicjowanych i koordynowanych przez berlińską Fundację im. Heinricha Bölla. Jako aktywistki byłyśmy afiliowane przy różnych inicjatywach, ciałach zbiorowych i organizacjach, z których część stała się celem kampanii przeciwko gender[22]. Od wybuchu „wojny z gender” w Polsce około 2012 roku[23] wzięłyśmy udział w licznych debatach publicznych i konfrontacjach na temat „ideologii gender” w polskich mediach i instytucjach publicznych, a z czasem doszłyśmy do wniosku, że jesteśmy świadkami skoordynowanych wysiłków na rzecz delegitymizacji badań nad gender, a w końcu także polityk i projektów nastawionych na równouprawnienie płci. Zdarzało się i tak, że przedmiot naszych analiz stawał się częścią naszego doświadczenia: kiedy uczestniczyłyśmy jako obserwatorki w warszawskiej demonstracji przeciwko edukacji seksualnej w szkołach we wrześniu 2015 roku, albo kiedy skrajnie prawicowi aktywiści odpalili granat dymny w czasie publicznej dyskusji o gender z naszym udziałem, od czego rozpoczęłyśmy naszą opowieść. Krótko mówiąc, same należymy do grupy osób, które antygenderyści nazywają „ideologami gender”. Naszym celem nie jest jednak demaskacja i wyszydzenie, lecz zrozumienie zjawiska[24]. Pragnąc uchwycić wewnętrzną logikę światopoglądu naszych przeciwników i źródła ich popularności, zgłębiamy antygenderyzm jako ideologię i wrażliwość moralną – głęboko sprzeczną z naszą, ale wcale nie mniej przez to wartą badawczej uwagi. Czasami cytujemy dłuższe wypowiedzi antygenderystów, aby dać im szansę przemówienia własnym głosem.

Nasza praca bazuje na dwóch rodzajach źródeł. Na pierwszy składa się antygenderowa literatura: oficjalne oświadczenia kolejnych papieży i biskupów oraz wywiady z nimi, listy pasterskie, artykuły i oświadczenia publikowane na stronach internetowych określonych środowisk i organizacji, doniesienia medialne, jak również wywiady z niektórymi przedstawicielami ruchu antygenderowego[25]. Prześledziłyśmy również specyficzny gatunek książek antygenderowych, w tym wielu napisanych przez kobiety, próbując zrozumieć ideologiczne założenia tego nurtu. Przeprowadziłyśmy analizy książek i artykułów najważniejszych autorytetów w europejskim nurcie antygenderyzmu, w tym autorstwa wspomnianej już Gabriele Kuby oraz francuskiej dziennikarki Marguerite Peeters[26], jak również ich polskich odpowiedników w rodzaju księdza Dariusza Oko[27] i Marzeny Nykiel[28], a także tomy materiałów zebranych, takich jak Dyktatura gender[29]. Prześledziłyśmy również wywiady i publiczne wypowiedzi kluczowych przedstawicieli światowego antygenderyzmu, relacje prasowe z antygenderowych wydarzeń oraz różne materiały publikowane na stronach internetowych konkretnych ruchów i organizacji w Polsce (Instytut Kultury Prawnej Ordo Iuris, Fundacja Mamy i Taty, ZatrzymajGender!) oraz działających globalnie (Światowy Kongres Rodzin, Agenda Europe, CitizenGo, Tradition, Family and Property). Śledziłyśmy polskie inicjatywy w sieci, takie jak www.stopgender.pl, a także platformy międzynarodowe, w rodzaju www.lifesitenews.com. Wreszcie, same wzięłyśmy udział w antygenderowych wiecach w roku 2015 i przestudiowałyśmy doniesienia medialne i badania na temat podobnych przykładów mobilizacji w innych krajach, w tym fale reakcji antyfeministycznej i sprzeciw wobec „ideologii LGBT” w putinowskiej Rosji, w Ukrainie i w Gruzji; demonstracje przeciw równości małżeńskiej we Francji (La Manif PourTous – LMPT – Demonstracja dla Wszystkich), narastanie przemocy antygejowskiej i takiegoż ustawodawstwa w innych regionach, w tym w kilku krajach afrykańskich (Ustawa przeciw Homoseksualizmowi w Ugandzie z 2014 roku), rolę kontrowersji wokół równouprawnienia płci w kontekście protestów przeciw wizycie Judith Butler w Brazylii w 2017 roku. Wreszcie, w marcu 2019 roku, Elżbieta Korolczuk wzięła udział w Światowym Kongresie Rodzin we włoskiej Weronie, a także w równoległym kontrwydarzeniu feministycznym pod hasłem „Werona, miasto wolności!”.

Interesują nas nie tylko ideologiczne ramy łączące te zjawiska, lecz także ich dynamika emocjonalna i afektywny repertuar prowadzonych działań. Choć nasza analiza skupia się przede wszystkim na przypadku Polski, staramy się zrekonstruować kluczowe cechy antygenderyzmu jako ideologii i strategii mobilizacji społecznej, która wykracza daleko poza nasz lokalny kontekst. Wreszcie, odwołujemy się do wydarzeń, których doświadczyłyśmy bezpośrednio, jako obserwatorki uczestniczące w licznych demonstracjach i debatach publicznych. Wspominamy o wydarzeniach roku 2020, jednak najpóźniejsza z kampanii szczegółowo opisanych w książce została rozpoczęta przez Prawo i Sprawiedliwość latem 2019 roku. Na tym etapie nasze źródła obejmują wypowiedzi polityków i duchownych, którzy wskrzesili antygenderową retorykę w ramach zmasowanego ataku na coś, co odtąd nazywano „ideologią LGBT”, jak również teksty i obrazy wykorzystywane przez ruch LGBT i jego sojuszników w odpowiedzi na tę kampanię. Do naszych źródeł należą także istniejące badania ruchów antygenderowych w Europie i USA, w tym zarówno analizy akademickie, jak i opracowania i raporty różnych instytucji, do których odnosimy się w całej książce[30].

Drugi zestaw wykorzystanych przez nas danych dotyczy drugiej strony konfliktu, zawiera mianowicie dokumentację i opracowania naukowe masowej mobilizacji przeciwko zakazowi aborcji w Polsce w latach 2016–2017 (tzw. Czarny Protest czy Ogólnopolski Strajk Kobiet) oraz kolejną falę protestów w 2020 roku. Nasza własna analiza opiera się na relacjach medialnych z protestów kobiet, jak również na tekstach i materiałach wytwarzanych przez same aktywistki, takich jak przemówienia, eseje, wywiady, wpisy na profilach konkretnych grup na Facebooku. Te ostatnie zawierają też strony mediów społecznościowych, blogi, strony internetowe istniejących lub powstających organizacji, takich jak strony grup Dziewuchy Dziewuchom czy Ogólnopolski Strajk Kobiet, które tworzą razem szerokie spektrum gęsto powiązanych społeczności wirtualnych. Prześledziłyśmy również doniesienia medialne na temat podobnych aktów mobilizacji w innych krajach (w tym w Argentynie, Brazylii, Chorwacji, Włoszech, Hiszpanii i Korei Południowej). Na nasze dane złożyły się także notatki sporządzone w czasie obserwacji uczestniczących podczas protestów, zarówno na żywo, jak i online, oraz wywiady przeprowadzone z aktywistkami. Od końca marca 2016 roku, kiedy ogłoszono plany zmiany prawa aborcyjnego, brałyśmy również udział w licznych debatach publicznych i wydarzeniach dotyczących praw reprodukcyjnych, organizowanych przez grupy aktywistyczne, instytucje publiczne i polskie media. Wreszcie, w książce wchodzimy w dialog z wynikami powstałych już badań na temat protestów, zarówno akademickich, jak i aktywistycznych[31].

W toku wydarzeń opisywanych w tej książce wielokrotnie przechodziłyśmy z roli obserwatorek (jak w przypadku demonstracji antygenderowych) w rolę uczestniczek (w trakcie protestów feministycznych, Marszów Równości a nawet Światowego Kongresu Rodzin w Weronie). Jako badaczki feministyczne i zarazem aktywistki pomagałyśmy też organizować część protestów przeciw zakazowi aborcji i uczestniczyłyśmy w nich jako zaproszone mówczynie, jak w czasie wiecu przed polskim Sejmem 3 kwietnia 2016 roku. Doświadczałyśmy dokładnie tego samego, co pozostałe uczestniczki, sporządzałyśmy szczegółowe notatki, robiłyśmy zdjęcia i zbierałyśmy materiały, np. ulotki. Jako aktywistki feministyczne byłyśmy też świadome wewnętrznej dynamiki sporów w ramach grup inicjujących czarne protesty. O ile część badaczek dąży do uzyskania pozycji niezaangażowanego obserwatora, aby zapewnić swej pracy „obiektywność” i „dystans” wobec badanego przedmiotu, o tyle my podzielamy zdanie Normana K. Denzina oraz Yvonny S. Lincoln, którzy twierdzą, że „nie istnieją obiektywne obserwacje, a jedynie obserwacje usytuowane społecznie w światach obserwatora i obserwowanego – oraz pomiędzy nimi”[32]. To dlatego właśnie, aby lepiej zrozumieć dynamikę interesujących nas wydarzeń, stosujemy cały szereg wzajemnie powiązanych metod interpretacyjnych.

Cele i zawartość książki

To nie jest książka o feminizmie i antyfeminizmie. Ma ona raczej wykazać znaczenie konfliktów wokół kwestii płci dla szerszych sporów politycznych. Piszemy dla tych wszystkich, którzy chcą zrozumieć obecną falę prawicowego populizmu i nie wystarczają im odpowiedzi dostarczane dotąd przez nauki polityczne i socjologię. Jesteśmy przekonane, że w coraz obszerniejszej literaturze na temat populizmu brakuje świadomości centralnego charakteru problematyki płci dla nowej kultury politycznej.

Mamy również nadzieję dotrzeć do publiczności feministycznej: aktywistek i badaczek zainteresowanych prawami kobiet i studiami nad gender, które frapują i zapewne też niepokoją skala oraz natężenie sprzeciwu wobec równości płciowej i seksualnej. Naszym zamiarem jest wykroczenie poza paradygmat reakcji, tak zwanego backlashu, czyli cofki[33], który od trzydziestu lat ustawia ramy sporów na ten temat. Zapraszamy was do przemyślenia tego, jak antyfeminizm karmi się szerszymi zjawiskami politycznymi i sam się do nich przyczynia. Nasza analiza ruchu antygenderowego osadzona jest również w ważnych debatach ostatnich lat na temat związków między feminizmem a neoliberalizmem[34]: stawiamy tezę, że sprzeciw wobec gender jako pojęcia i politycznej praktyki stał się ważnym elementem konserwatywnego oporu wobec neoliberalizmu. Feministki często na własną zgubę ignorują to zjawisko, mylnie zakładając, że lewica posiada monopol na krytykę współczesnej formy kapitalizmu, oraz że konserwatyzm obyczajowy nieuchronnie idzie w parze z poparciem dla wolnego rynku. Ta książka pokazuje, że w obecnych sporach wokół gender to założenie jest nieuzasadnione.

Mobilizacja antygenderowa dąży do ustanowienia dyskursywnej i politycznej hegemonii programu ultrakonserwatywnego pod przykrywką obrony uciskanej większości przeciw skorumpowanej elicie – to kluczowa teza pierwszej części książki. Ostatni rozdział omawia oddolną, masową mobilizację feministyczną, która pojawiła się w odpowiedzi na ten trend – w tym polskie czarne protesty i ruch Ogólnopolski Strajk Kobiet, ruch Ni Una Menos w Argentynie, Marsz Kobiet w USA czy irlandzką kampanię „Usunąć ósmą poprawkę” [Repeal the 8th]. Twierdzimy, że obecna fala ruchów kobiecych może być traktowana jako lewicowa reakcja populistyczna na populizm prawicowy[35]. Innymi słowy, współczesne konflikty wokół gender, a zwłaszcza wokół praw reprodukcyjnych i seksualnych, można właściwie zrozumieć wyłącznie, jeśli uwzględnimy zwrot populistyczny w polityce.

Rozdział pierwszy zawiera teoretyczne fundamenty całej książki. Prezentujemy w nim kluczowe kategorie całego studium: „gender” oraz „ideologię gender”, populizm, neoliberalizm oraz afekt, i wyjaśniamy, jak one ze sobą współgrają. Omawiamy sposób, w jaki pojęcie „gender” używane jest w antygenderowym dyskursie i dlaczego stało się tak istotne dla współpracy między ruchami ultrakonserwatywnymi i prawicowymi populistami. Mierzymy się również z poglądem, że obecna fala antyfeminizmu to rezultat prawicowej symbiozy między neoliberalizmem a konserwatyzmem. Jeden z głównych argumentów naszej publikacji głosi bowiem, że antygenderyzm przyciąga masowe poparcie ze względu na swą strukturę i legitymizację jako konserwatywna odpowiedź na ekscesy neoliberalizmu.

W rozdziale drugim omawiamy intelektualne źródła antygenderyzmu i tworzymy mapę transnarodowego ruchu antygenderowego. Omawiamy kluczową rolę Watykanu w formułowaniu tez używanych w kampaniach antygenderowych i późniejsze przekształcenie ruchu religijnego w polityczny, podkreślając znaczenie podziału Wschód–Zachód dla jego geografii politycznej. Następnie wyjaśniamy, w jaki sposób ultrakonserwatywni gracze w swych kampaniach nadają moralne ramy kryzysowi społeczno-gospodarczemu i jakie elementy antygenderowej retoryki pozwalają im mobilizować duże grupy obywateli, w tym rodziców małych dzieci.

W rozdziale trzecim przedstawiona została historia polskich kampanii antygenderowych. Opowieść ta stanowi punkt wyjścia do próby wyjaśnienia, w jaki sposób pierwsze ataki na gender łączą się z dojściem do władzy populistycznej prawicy, ale też z jej późniejszymi atakami na prawa reprodukcyjne i osoby LGBTQ+. Analizujemy trzy fazy tych kampanii, pokazując, jak zmieniały się w czasie ich centralne wątki i cele, a także jak ewoluowały strategie oporu wobec nich. W rozdziale tym dokonujemy przeglądu użyć i nadużyć pojęcia „gender” w debacie publicznej oraz zastanawiamy się, jak te retoryczne strategie wpływają na poglądy ludzi na poszczególne sprawy, oraz które grupy społeczne okazały się najbardziej na te argumenty podatne. Poruszamy też kwestię różnic między Polską i niektórymi krajami Europy Zachodniej: o ile w tych drugich odwołania do równości płci prawicowi gracze wykorzystywali na sposób „femonacjonalistyczny”, demonizując uchodźców jako „barbarzyńców” zagrażających rzekomo „naszym” wyzwolonym seksualnie kobietom, o tyle w Polsce dużo wyraźniej słyszalna była retoryka etnonacjonalistyczna („nasze” kobiety potrzebują obrony przed ekscesami zachodniego feminizmu). Zależy nam tu przede wszystkim na uchwyceniu dynamiki współpracy pomiędzy prawicowymi populistami a ultrakonserwatystami, którą nazywamy oportunistyczną synergią: punktujemy ich wspólne tropy dyskursywne oraz zbieżne (choć bynajmniej nie identyczne) interesy i cele.

W rozdziale czwartym przyglądamy się bliżej antygenderyzmowi jako konstruktowi ideologicznemu i dyskursowi, który (inaczej niż wielu badaczy) uważamy za wewnętrznie spójny, w znacznym stopniu oparty na strukturze teorii spiskowej. Przywołujemy kluczowe tezy o rzekomo tragicznej historii Zachodu, który sam siebie doprowadził do katastrofy. Skupiamy się na podobieństwie między antygenderyzmem a prawicowym populizmem, a konkretnie na sposobie, w jaki tworzy on podział między „nieskalanym ludem” i „skorumpowanymi elitami”. Badamy szczegółowo pewne istotne zawłaszczenie retoryczne obecne w samym sercu dyskursu antygenderowego, a mianowicie konserwatywny wariant retoryki antykolonialnej, rozpowszechniony szczególnie szeroko w Europie Wschodniej i na globalnym Południu. To właśnie wykorzystanie ram antykolonialnych pozwala twórcom dyskursu antygenderowego płynnie łączyć ultrakonserwatyzm z krytyką neoliberalizmu: demonizuje on bowiem zarówno globalne, jak i lokalne elity, oskarżając je o „ideologiczną kolonizację”. Feminizm można dzięki temu prezentować jako integralną część neoliberalizmu, „tradycyjna rodzina” zaś staje się ostatnim szańcem oporu, źródłem nadziei i rezerwuarem społecznej solidarności. Pokazujemy też, w jaki sposób zastosowanie ramy antykolonialnej pozwoliło populistycznej prawicy podkopać lewicowy monopol na głoszenie krytyki kapitalizmu. Antykolonializm okazuje się populistycznym metadyskursem, który przekracza różne partykularyzmy oraz konflikty i kładzie nacisk na potrzebę obrony zwykłych ludzi – biednych, wykorzystywanych i bezradnych – przed siecią skorumpowanych globalnych elit. W ten sposób antygenderyzm staje się nowym językiem mobilizacji przeciw neoliberalizmowi , co niesie znaczące konsekwencje dla lewicy.

Rozdział piąty poświęcony został kulturowemu imaginarium antygenderyzmu. Interesują nas zwłaszcza sposoby, z wykorzystaniem których nurt ten odwołuje się do emocji rodziców. Analizujemy wizerunki skrzywdzonych i przestraszonych dzieci, bierzemy na warsztat historie, które ów ruch opowiada o tożsamości, o pożądaniu, o rodzinie i o źródłach szczęścia osobistego. Badamy przypadki rodzicielskiej mobilizacji przeciwko „gender” oraz obecne w nich obrazy i argumenty, by pokazać, w jaki sposób uruchamiane są emocje. Pokazujemy również, jak wyobrażenia te wiążą się z rzeczywistością materialną i polityką społeczną. W samym centrum antygenderyzmu jest obraz dziecka w niebezpieczeństwie, „genderyzm” ma powodować jego samotność i nieszczęście. Antygenderowe środowiska i sieci mobilizują rodziców małych dzieci poprzez kampanie przeciw ich rzekomej „seksualizacji”, powodowanej jakoby przez edukację seksualną. Mężczyznom obiecuje się przywrócenie rodzicielskiej władzy, do kobiet ma trafić ukazanie „gender” i feminizmu jako zaprzeczenia macierzyństwa i źródła katastrofy demograficznej. Antygenderyzm skleja zatem „gender” z tymi aspektami współczesnego kapitalizmu, które są najbardziej niepokojące dla osób aspirujących do klasy średniej, zwłaszcza dla rodziców: kryzysem opieki, niepewnością położenia materialnego i rosnącymi nierównościami.

W rozdziale szóstym i ostatnim przenosimy naszą uwagę na feministyczne próby przeciwdziałania atakom na równość płciową i seksualną. Skupiamy się głównie na masowym ruchu sprzeciwu z lat 2016–2018 wobec całkowitego zakazu aborcji zaproponowanego przez Instytut Ordo Iuris – organizacji de facto przewodzącej ruchowi antygenderowemu w regionie. Rozdział ten wyjaśnia, w jaki sposób w Polsce pojawił się i z czasem rozwinął masowy opór, skutecznie udaremniając przez kilka lat plan dalszego ograniczania praw reprodukcyjnych kobiet. Czarne protesty i Ogólnopolski Strajk Kobiet rozumiemy zatem jako ruch odpowiadający na triumfy prawicowego populizmu. Podczas gdy Prawo i Sprawiedliwość twierdzi, jakoby reprezentowało większość społeczeństwa, uciskaną rzekomo przez liberalne elity (w tym „genderystów” i feministki), w rzeczywistości partia ta propaguje silnie wykluczającą i wąską definicję „narodu”. I właśnie ten konstrukt polityczny został zakwestionowany przez masową mobilizację polskich kobiet, które konstytuują nowy podmiot polityczny: gniewne kobiety stawiające opór patriarchatowi, przemocy państwa i niesprawiedliwości społecznej. Obecna na protestach retoryka słusznego gniewu, oporu wobec okrucieństwa, braku szacunku i niesprawiedliwości podkreślała wysoki poziom emocji składających się na nowego typu solidarność afektywną między dotąd niezaangażowanymi kobietami. Podobne formy feministycznej mobilizacji miały miejsce w Argentynie, Hiszpanii, Irlandii i Stanach Zjednoczonych. Proponujemy tym samym, aby intepretować te zjawiska jako część szerszego trendu kobiecego przywództwa w oporze przeciwko prawicowemu populizmowi. Ta nowa, feministyczna artykulacja „ludu” – feminizm populistyczny – jest inkluzywna i pluralistyczna, rzuca tym samym wyzwanie etnonacjonalistycznemu i patriarchalnemu imaginarium głoszonemu przez prawicę[36].

Na koniec, we wnioskach przypominamy najważniejsze rozpoznania poczynione w niniejszej publikacji i naszą zasadniczą koncepcję: oportunistyczną synergię, jaka zachodzi między kampaniami antygenderowymi a prawicowym populizmem. Omawiamy też, jak sytuacja w Europie Środkowej i Wschodniej różni się od kontekstu amerykańskiego, w którym neoliberalizm jest głęboko spleciony z ideologią neokonserwatywną, i wskazujemy na konsekwencje tych zjawisk dla ruchów feministycznych.

Rozdział 1

Gender, antygender i prawicowy populizm

Mobilizacja przeciwko równości płci i mniejszościom seksualnym jest częścią szerszego konfliktu kulturowego wokół nowoczesności: „gender” to rozciągliwa kategoria służąca za ekran do projekcji zbiorowych lęków związanych ze zmianą, utratą narodowej tożsamości czy hegemonią kulturową Zachodu. Najważniejsze źródła obaw wielu ludzi w różnych częściach globu to rozbuchany indywidualizm współczesnej kultury, erozja wspólnoty i rosnąca niestabilność w życiu codziennym. Przeciwnicy „ideologii gender” zrzucają te wszystkie zjawiska na karb wpływów feminizmu i rewolucji seksualnej. Czy to manipulacja? Tak i nie. Bo nawet jeśli przywódcy antygenderystów często odwołują się do wspólnoty, rodziny i macierzyństwa jedynie taktycznie, przykładowo w celu mobilizacji środowisk rodzicielskich, to przecież wielu ludzi zaangażowanych w ten ruch naprawdę traktuje te wartości ze śmiertelną powagą, jako zasadnicze składniki swojego światopoglądu. Różnej maści konserwatyści traktują tradycyjnie pojętą rodzinę jako ostatni bastion w obronie przed ekspansją nowoczesności, jako wartość wymagającą ochrony i ocalenia przed tsunami kulturowych zmian[1]. Ruch antygenderowy dokłada do tego patos, manichejską wizję świata i poczucie, że nie zostało już wiele czasu. Przykładem takiej retoryki może być mowa Jacopo Coghego, wiceprzewodniczącego włoskiej organizacji Pro-Vita e Famiglia, wygłoszona na Światowym Kongresie Rodzin w Weronie w 2019 roku. Coghe obwieścił wówczas, że walka, w którą zaangażowany jest cały ruch, toczy się przeciw:

ideologiom śmierci, które niszczą człowieka i ludzką rzeczywistość. Jeśli matką nie jest już ta, która rodzi, a ojcem ten, kto zapładnia, dzieci można kupować, o płci rozstrzyga się wedle uznania, a każde pragnienie staje się prawem, to znaczy tyle, że stawką jest już nie tylko nowy model społeczeństwa, lecz nowy paradygmat człowieczeństwa[2].

Chcemy zrozumieć, w jaki sposób takie narzędzia retoryczne nawiązują do rzeczywiście istniejących lęków i przekonań podzielanych przez wielu ludzi. Co właściwie sprawia, że ten apokaliptyczny obraz zacierających się różnic i nadciągającej katastrofy pozwala wyprowadzać na ulice dziesiątki tysięcy ludzi? Co czyni tę religijną i antynowoczesną zarazem wizję tak użyteczną dla prawicowych partii populistycznych?

W tym rozdziale rozwijamy teoretyczne ramy naszej analizy, kreśląc mapę kluczowych kategorii i wyjaśniając, jak się one do siebie mają. Po pierwsze, rozważamy znaczenie terminu „gender”, w jakim stosuje się go w dyskursie antygenderowym, i tłumaczymy, dlaczego akurat to konkretne pojęcie okazało się tak użyteczne jako hasło wzywające do boju w szerszym konflikcie kulturowym wokół nowoczesności. Następnie prezentujemy przegląd istniejących konceptualizacji populizmu, skupiając się na tym, co je łączy, a mianowicie na przeciwstawieniu niewinnego, wiodącego zwyczajne życie ludu oraz potężnych, skorumpowanych i przebiegłych elit. Proponujemy tu, aby definiować populizm jako pewien dynamiczny proces – przedstawiamy, w jaki sposób różni aktorzy pozycjonują się w ramach populistycznej struktury i jak używa się rozmaitych ideologii do nasycenia tej ramy treścią. Potem robimy przegląd literatury badawczej na temat roli afektów i emocji w polityce – to rama teoretyczna, która będzie miała zasadnicze znaczenie dla naszej analizy w rozdziałach piątym i szóstym. Wreszcie, stawiamy pod znakiem zapytania założenie, wspólne wielu feministycznym debatom o antyfeminizmie, jakoby między neoliberalizmem a konserwatyzmem na prawicy zachodziła nieunikniona symbioza. Istnieje bowiem cały szereg faktów dowodzących, że może być też wprost przeciwnie: prawicowo-populistyczny szowinizm opiekuńczy determinuje hojną politykę społeczną, wprowadzaną już w życie w wielu krajach. Co jednak ważniejsze, pogląd, że szeroko rozumiana prawica jest zawsze prorynkowa, przesłania nam sposób, w jaki prawicowi populiści faktycznie pozyskują dziś masowe poparcie. Mobilizują oni mianowicie resentyment wobec neoliberalizmu jako paradygmatu ekonomicznego, a zarazem projektu kulturowego opartego na ekonomizacji życia oraz indywidualizmie.

Gender, antygenderyzm i antygenderowa mobilizacja

Zastanówmy się najpierw, w jaki sposób dyskurs antygenderowy posługuje się terminem „gender”. Niektóre badaczki twierdzą, że to „puste znaczące”, a zatem giętki i pojemny synonim indywidualizmu, aborcji, nienormatywnej seksualności czy zatarcia granic płciowych[3]. Inne jednak kwestionują takie podejście, jak niemiecka politolożka Anja Hennig, która wskazuje na spójność ideologiczną różnych nurtów antygenderyzmu, nazwaną przez nią genderofobią. Hennig wskazuje, że:

religijni i polityczni przeciwnicy reform uwzględniających genderową wrażliwość odrzucają „gender” jako kategorię społeczną, gdyż zderza się ona z ich naturalistycznym i hierarchicznym rozumieniem relacji płciowych oraz antypluralistyczną koncepcją społeczeństwa lub narodu jako bytu homogenicznego[4].

Konserwatyści sprzeciwiają się „gender” na trzech poziomach: samego pojęcia, ideologii/teorii oraz praktyki społecznej i projektu politycznego[5]. We współczesnych dyskursach ultrakonserwatywnych „gender” wpleciony jest w głęboko pesymistyczną wizję najnowszej historii: reprezentuje zło społeczne i kulturowe niesione przez rewolucję seksualną, a w tym kontekście termin ten obejmuje nowoczesny feminizm i walki o prawa mniejszości seksualnych.

„Gender” to faktycznie „puste znaczące” w znaczeniu, jakie nadał temu pojęciu Ernesto Laclau[6], a to dlatego, że stało się ono zawołaniem bojowym – znakiem, który pozwala ludziom na zbiorową identyfikację poprzez połączenie kwestii dotyczących rodziny, pokrewieństwa, seksualności i narodu w ramach jednego łańcucha ekwiwalencji. Tym samym „gender” to prawicowe imię dla tego, co lewica nazywa emancypacją seksualną, modernizacją i równością, oczywiście z tym zastrzeżeniem, że konserwatyści wynikającą z nich wolność traktują jako formę zniewolenia. W ich wariancie opowieści lata sześćdziesiąte doprowadziły do rozmycia „naturalnego porządku”. „Gender” to zatem samo epicentrum tej zmiany tektonicznej, tak jak ją widzą ultrakonserwatyści. Uosabia rozmycie się fundamentalnych, nadanych przez Boga różnic, które sprawiają, że społeczeństwo funkcjonuje właściwie: różnic między mężczyznami a kobietami.

Można łatwo zestawić listę składowych „ideologii gender” i zadumać się nad ich różnorodnością: rozwody, małżeństwa jednopłciowe, społeczne przyzwolenie na „rozwiązłość”, czyli aktywność seksualną poza monogamicznym małżeństwem, aborcja, zmierzch tradycyjnej rodziny. A jednak to namnożenie zła nie powinno nas zwieść i umocnić w błędnym przekonaniu, jakoby pojęcie to było puste w sensie dosłownym. Wprost przeciwnie: „gender” to ogólna zasada, która czyni możliwym osunięcie się w chaos, to rozmycie granic i przeciwieństwo „naturalnego porządku”.

Zidentyfikowałyśmy trzy elementy, które tworzą jądro antygenderyzmu jako perspektywy ideologicznej.

Pierwszy to zestaw przekonań na temat natury człowieka, „prawa naturalnego” i ludzkiej godności, które są zbieżne z dogmatyką chrześcijańską i radykalnie przeciwstawne społecznemu konstruktywizmowi. Chociaż sam fundament jest tu teologiczny, to wiele uwagi poświęca się dostarczeniu naukowej podstawy dla antygenderowych poglądów na różnice płciowe (neuropsychologia, płeć mózgu itd.) oraz argumentacji, że studia nad gender to naukowy humbug. Przedstawiciele ruchu antygenderowego twierdzą, że bronią zdrowego rozsądku przeciwko „samobójczym maniom Unii Europejskiej”, jak to określił Nicholas Bay, jeden z przywódców Frontu Narodowego w swej mowie na Światowym Kongresie Rodzin w Weronie w 2019 roku.

Drugi element to głęboko pesymistyczna i konsekwentnie antynowoczesna narracja na temat intelektualnej, kulturowej i społecznej historii Zachodu. Zachód miał według niej ulec degeneracji pod wpływem idei Karola Marksa, Fryderyka Engelsa, Zygmunta Freuda, szkoły frankfurckiej, feminizmu i postmodernizmu. Konkretni myśliciele i aktywiści (zwłaszcza Margaret Sanger, Margaret Mead oraz Alfred Kinsey) są prezentowani jako degeneraci i półkryminaliści winni niezliczonych szalbierstw. W przemówieniu wygłoszonym we wrześniu 2014 roku w Moskwie, na Międzynarodowym Forum Dużych Rodzin i Przyszłości Ludzkości, Gabriele Kuby, jedna z intelektualnych przywódczyń tego ruchu, ostrzegała, że genderyzm jest:

napędzany przez marksistowskich filozofów, zwłaszcza szkołę frankfurcką z Niemiec. Według jej założeń, seksualność miała zostać wyzwolona od restrykcyjnej moralności – nawet od tabu kazirodztwa. Seks pomiędzy dziećmi, jak również seks z dziećmi miał być dozwolony, aby stworzyć „społeczeństwo bez opresji”[7].

Dostrzega się również silne powiązanie między ruchami roku 1968, tak zwaną ideologią gender oraz maltuzjanizmem. Kluczowa idea antygenderyzmu głosi, zgodnie ze słowami samej Kuby, że „deregulacja norm seksualnych prowadzi do zniszczenia kultury”[8]. Kraje postsocjalistyczne i globalne Południe mają być jednak na swój sposób odporne na tę kulturową zmianę. Dziś, jak twierdzą antygenderyści, to właśnie one mogą uratować Zachód przed duchowym i demograficznym samobójstwem, broniąc tego, co prezentuje się jako oryginalne i uniwersalne wartości Zachodu, określane mianem wartości chrześcijańskich lub po prostu cywilizacją chrześcijańską.

Trzecim elementem antygenderyzmu byłaby alarmistyczna i spiskowa wizja współczesnego podziału władzy na świecie: oto neomarksistowscy globaliści mieli przejąć świat za pomocą szantażu i manipulacji maskowanych szlachetnymi słowami o zdrowiu publicznym i prawach człowieka[9]. Jak to ujął Ignatio Arsuaga, założyciel organizacji HazteOir oraz CitizenGo w swej werońskiej mowie w 2019 roku, do wrogów rodziny zaliczają się „Gramscianiści, lewacy, marksiści kulturowi, radykalne feministki [oraz] totalitaryści LGBT, którzy chcą kontrolować naszych synów i nasze córki i którzy chcą, żebyśmy zamknęli usta”. Te mroczne globalne siły, finansowane rzekomo przez korporacje transnarodowe w rodzaju Amazona i Google’a, opisywane są jako nowe formy kolonializmu, którego najbardziej narażonym na atak celem są rozwijające się kraje Afryki. Europie Wschodniej w tej upłciowionej geografii politycznej przypisane zostało specjalne miejsce, a mianowicie tej części świata, która pozostała w dużej mierze nietknięta przez rewolucję seksualną – jest wciąż zdrowa i może uzdrowić gnijący za sprawą „ideologii gender” Zachód.

Zainteresowanie badaczy kampaniami antygenderowymi sięga jeszcze 2014 roku; literatura przedmiotu jest już dość obszerna i różnorodna, zarówno pod względem podejść teoretycznych, jak i stawianych pytań badawczych. Niektóre opracowania podkreślały społeczny zasięg zjawiska, używając pojęć w rodzaju „mobilizacji antygenderowej”[10] czy „kampanii antygenderowych”[11]. Od samego początku wiele badaczek, zwłaszcza tych ulokowanych w Europie Środkowej i Wschodniej, postrzegało antygenderyzm przede wszystkim jako strategię polityczną, sposób przeciwstawienia się „regulacjom i polityce z obszaru zdrowia seksualnego i praw reprodukcyjnych w Unii Europejskiej”[12], a także jako „symboliczny klej” przyciągający różnych aktorów politycznych na prawicy[13].

Antygenderyzm bywał też traktowany jako nurt religijny w ramach Kościoła rzymskokatolickiego[14]. Z drugiej strony niektórzy badacze bagatelizowali aspekt religijny, traktując opór wobec gender jako przede wszystkim transnarodowy ruch reakcji na feminizm[15] lub też – w przypadku Europy Środkowej i Wschodniej – jako oddolną reakcję na niedemokratyczne sposoby wprowadzania równości płci[16]. Wiele studiów skupiało się na kampaniach prowadzonych w poszczególnych krajach[17]. Koncentracja na konkretnych celach kampanii przeciwko gender w różnych kontekstach przyniosła w efekcie cały korpus badań ukazujących antygenderyzm jako „antyfeminizm”[18], jako atak na gender studies i edukację publiczną[19], lub też jako próby powstrzymania wprowadzenia równości małżeńskiej i praw LGBTQ+[20]. Są również i tacy, którzy proponują śledzić ten trend jako formę myślenia spiskowego[21] lub też interpretować go jako nowy antysemityzm[22]. Wreszcie, badaczki w różnych krajach tropiły złożone powiązania między kampaniami przeciwko gender a wzrostem siły prawicy[23], coraz szerzej też przyjmuje się tezę, że antygenderyzm można tak naprawdę interpretować jako neokonserwatywną odpowiedź na neoliberalną globalizację[24]. Jak zauważyły Weronika Grzebalska, Eszter Kováts i Andrea Pető w swoim artykule opublikowanym na łamach anglojęzycznego wydania „Krytyki Politycznej”, „gender” stał się symbolicznym klejem wiążącym bardzo różnych nieraz aktorów politycznych i różne programy:

„ideologia gender” zaczęła oznaczać porażkę demokratycznej reprezentacji, a sprzeciw wobec niej stał się instrumentem odrzucenia różnych aspektów współczesnego porządku społeczno-ekonomicznego, od nadania priorytetu polityce tożsamości ponad sprawami materialnymi i osłabiania u ludzi poczucia bezpieczeństwa socjalnego, kulturowego i politycznego przez alienację elit społecznych i politycznych aż po wpływy instytucji transnarodowych i gospodarki globalnej na państwa narodowe[25].

W niniejszej publikacji pozostajemy w dialogu z tym rosnącym korpusem badań i staramy się rzucić więcej światła na relację pomiędzy kampaniami antygenderowymi a prawicowym populizmem, oba te trendy interpretując jako reakcję na kryzys modelu neoliberalnego. Skupiamy się przede wszystkim na czymś, co nazwałyśmy oportunistyczną synergią między tymi dwiema tendencjami, na ramie antykolonialnej, jak również na afektywnym aspekcie mobilizacji przeciwko gender. Konflikt wokół gender ma dwa wymiary, które definiujemy jako z jednej strony antygenderyzm, czyli idee, narracje i wyobrażenia, z drugiej zaś jako ruch społeczny, względnie kampanie antygenderowe. Zachowanie w pamięci tego rozróżnienia jest istotne dla zrozumienia źródeł społecznej mobilizacji, jak również elementów wspólnych mobilizacjom tego rodzaju w zależności od kontekstu oraz różnic między nimi.

Antygenderyzm to nie forma ignorancji, lecz ideologia, światopogląd i pewien kanon wiedzy, a jego zwolennicy pragną się legitymizować w ramach akademii i transnarodowych instytucji. Zestaw idei, które nazywamy antygenderyzmem charakteryzuje wewnętrzna spójność i zarazem imponująca elastyczność, przy czym kluczowe jest dostrzeżenie obydwu tych cech równocześnie. Pewne elementy pozostają stałe: zasadnicza teza, że w „ideologii gender” chodzi o rozbicie naturalnych różnic; przekonanie, że jest to zagrożenie dla dzieci, rodziny i reprodukcji; nacisk na to, że narzucają ją globalne elity. To wspólne jądro pozwala na współpracę między środowiskami ultrakonserwatywnymi i prawicowymi partiami populistycznymi i nadaje pewną spójność ideologiczną skądinąd różniącym się od siebie przedsięwzięciom politycznym[26]. Antygenderyzm jest też jednak uderzająco plastyczny i zróżnicowany. Niektóre jego warianty to po prostu teorie spiskowe[27], w których znajdziemy byłych tajnych współpracowników komunistycznych służb, krwiożerczych kapitalistów, a nawet iluminatów; inne odżegnują się od takich twierdzeń, trzymają się raczej mglistych ogólników na temat sił stojących za „rozmywaniem tradycyjnych wartości”. Bardziej problematyczne i potencjalnie niezgodne z prawem elementy dyskursu antygenderowego, takie jak antysemityzm czy otwarta homofobia, pojawiają się często, ale nie są jego stałymi ani powszechnymi składnikami. Mobilizacja przeciwko gender ma swe korzenie w staraniach Watykanu o powstrzymanie polityki ludnościowej ONZ[28], ale niektóre z ważnych celów Stolicy Apostolskiej, jak zakaz aborcji, nie są bynajmniej głoszone otwarcie zawsze i w każdym kontekście. Zgadzamy się w tym miejscu z socjologiem Davidem Paternottem, że nowa fala tego sprzeciwu niesie ze sobą „nowe dyskursy i formy organizacji, a także próby wyjścia znanych już konserwatywnych graczy poza ich tradycyjne otoczenie i nawiązania kontaktu z szerszą publicznością”[29].

Realnie prowadzone kampanie przeciwko gender – czyli antygenderowa mobilizacja – nie polegają na prostym wcielaniu w życie kluczowych elementów ideologii antygenderowej. W różnych miejscach kampanie te były dopasowane do lokalnego kontekstu: w Polsce głównym celem jest całkowity zakaz aborcji, w Niemczech skupiono się na kwestii zmiany treści edukacji seksualnej w szkołach, w Szwecji na pierwszym planie znalazło się dyskredytowanie studiów nad gender na uczelniach, podczas gdy we Francji chodziło o opór wobec planów wprowadzenia równości małżeńskiej. Na poziomie międzynarodowym ultrakonserwatywni gracze sprzeciwiają się ratyfikacji konwencji stambulskiej w poszczególnych krajach, używaniu pojęcia „gender” w dokumentach ONZ i demonizują standardy Światowej Organizacji Zdrowia (World Health Organization – WHO) dotyczące edukacji seksualnej. Konflikt wokół pojęcia „gender” jako terminu wyznaczającego nowe standardy ochrony kobiet i mniejszości przed dyskryminacją rozgrywa się od lat dziewięćdziesiątych, m.in. w instytucjach międzynarodowych, jak ONZ czy Unia Europejska, ale dziś angażuje też ludzi oddolnie, jak pokazują tysiące zatroskanych rodziców wychodzących na ulice Paryża czy Warszawy[30]. Przyglądając się poszczególnym kampaniom i zaangażowanym w nie graczom, nie możemy jednak tracić z oczu pojęcia „gender” jako wspólnej kategorii używanej przez wszystkie te siły. Dla prawicy „gender” oznacza chaos nowoczesnego życia, zagrożenie o charakterze ostatecznym. Pojęcie to zawiera w sobie rozmaite lęki i frustracje związane z nowoczesnością i stąd też wypływa jego użyteczność dla różnych aktorów. Prawicowe partie populistyczne korzystają z ideologii antygenderowej wybiórczo oraz instrumentalnie, aby nadać konfliktowi politycznemu moralny wymiar i zdemonizować przeciwników. W wielu częściach świata wprowadzenie pojęcia „gender” do publicznej debaty w ostatnich latach doprowadziło do nadania sporom politycznym znamion konfliktu dobra ze złem. Kampanie antygenderowe swój sukces zawdzięczają nie tylko zręcznej mobilizacji emocji społecznych, ale także uprawomocnieniu powszechnych przesądów czy fobii, które przedstawiane są jako przejaw zdrowego rozsądku i wiedzy zwykłego człowieka.

Czym jest prawicowy populizm? Koncepcje, definicje, spory

Nasza analiza nawiązuje do współczesnej debaty o populizmie i ją uzupełnia[31]. Konceptualizacje tego zjawiska podążają ścieżkami dwóch odrębnych tradycji, chociaż oba obozy zgadzają się, że antyelitaryzm jest cechą wyróżniającą populizmu oraz że podział na elitę i lud jest dla partii populistycznych sprawą kluczową. Jedna tradycja myślowa definiuje populizm raczej jako szczególną formę niż treść polityki, podkreślając, że to przede wszystkim logika wymierzonej w hegemonię artykulacji: oparta na politycznym podziale między elitami a ludem[32]. Zdaniem Ernesto Laclaua „[p]opulizm, mówiąc krótko, jest sposobem konstruowania tego, co polityczne”[33]. „Lud” osiąga w tej koncepcji jedność nie za sprawą podpisania się pod jakąś spójną ideologią, lecz raczej przez opozycję wobec wspólnego wroga i zbiorową identyfikację z czymś, co Laclau nazywa „pustymi znaczącymi” (zestawem ideałów i pojęć zakorzenionych w języku). W ramach tej tradycji badacze zazwyczaj traktują populizm jako korektę demokracji przedstawicielskiej i częściej skupiają się na populizmie lewicowym niż na jego prawicowym wariancie. Może to tłumaczyć, dlaczego konceptualizacja Laclaua nie jest szeroko stosowana w Europie, gdzie debaty skupiają się głównie na zagrożeniu, jakie populizm stwarza dla demokracji liberalnej[34]. Teoria Laclaua jest jednak wyjątkowo użyteczna przy wyjaśnianiu tego, jak wykuwają się polityczne tożsamości, gdyż podkreśla on, że „lud” nie oznacza żadnej istniejącej a priori grupy wyborców, lecz jest konstruktem wyłaniającym się w procesie politycznym. Jego definicja populizmu bywa jednak krytykowana jako nazbyt szeroka, prowadząca wręcz do zrównania populizmu z polityką w ogóle, względnie do wątpliwego wniosku, że każda radykalnie opozycyjna polityka musi być populistyczna z natury[35].

Druga, dziś chyba najbardziej wpływowa konceptualizacja populizmu, podchodzi do tego zjawiska od strony idei; definiuje bowiem populizm jako „ideologię o cienkim rdzeniu” dzielącą społeczeństwo na dwa antagonistyczne obozy – czysty lud i skorumpowaną elitę –podłączającą się do innych ideologii, takich jak nacjonalizm[36]. Definicja ta kładzie nacisk na treść populizmu, który – choć to zależy od kontekstu – opiera się zazwyczaj na określonym pojmowaniu przynależności, rasy, wspólnoty i porządku społecznego. Badacze pracujący w tym nurcie skupiają się zazwyczaj na populizmie prawicowym, zgadzając się co do tego, że to z zasady antyelitarystyczne i antypluralistyczne stanowisko polityczne, wrogie indywidualizmowi i prawom mniejszości, postrzeganym z kolei jako kluczowe cechy demokracji liberalnej[37]. Jak pisze Ruth Wodak:

prawicowy populizm odnosi się nie tylko do form retoryki, ale także do jej specyficznych treści: partie tego rodzaju z powodzeniem wywołują strach i – wobec różnych zagrożeń, prawdziwych lub wyimaginowanych – wskazują kozły ofiarne obwiniane za sprowadzanie niebezpieczeństwa bądź wprost szkodzenie społeczeństwu w Europie i poza nią[38].

Prawicowy populizm opiera się zatem na demonizacji wrogów poprzez sianie strachu i wskazywanie kozłów ofiarnych, które łączy z równoczesną idealizacją „ludu”[39]. W odróżnieniu od lewicowego populizmu, który – w tradycji laclauowskiej – interpretuje się jako niezbędną w warunkach kryzysu demokracji korektę, jego prawicową wersję „charakteryzują nacechowane emocjonalnie wezwania polityczne do zaradzenia kryzysom poprzez neonacjonalizm i maskulinizm. Wykluczanie, wykreślanie granic, ksenofobia, seksizm, rasizm, fantazmatyczne odwołania do złotych wieków [oraz] pogarda dla norm liberalnej demokracji”[40]. Konceptualizację tę również podważano, przykładowo z tego punktu widzenia, że trudno jest empirycznie rozróżnić ideologię prawicowego populizmu o cienkim rdzeniu od towarzyszących jej ideologii o rdzeniu grubym, takich jak konserwatyzm czy rasizm. Jak twierdzą Jonathan Dean i Bice Maiguashca, politolodzy, podejście to sprawia problemy zarówno konceptualne, jak i metodologiczne, gdyż „aby skwantyfikować i zmierzyć głębokość i zasięg populizmu, badacze woleli skupić wzrok nie na ideologii, lecz na treści dyskursu «mowy politycznej» lidera, którą dużo łatwiej prześledzić, zakodować i skwantyfikować”[41].

W odpowiedzi na to, co widzą jako luki i wewnętrzne sprzeczności we współczesnych badaniach nad populizmem, autorzy ci wzywają do odnowy i reorientacji pola badawczego. Proponują przyjęcie w studiach nad populizmem podejścia indukcyjnego, które uznaje specyfikę kontekstową tego trendu i które wychodzi od badań w terenie, zamiast brać za punkt wyjścia mocne założenia teoretyczne. To strategia, która i nam wydawała się użyteczna w naszych badaniach, jako że skupiamy się na tym, co przedstawiciele prawicowych partii populistycznych i ruchów ultrakonserwatywnych faktycznie mówią i robią[42]. Teorie populizmu posłużyły nam jednak jako ramy konceptualne dla rozumienia tego, co znalazłyśmy w terenie i – w przeciwieństwie do Deana i Maiguashci[43] – nie uważamy konceptualizacji Muddego i Laclaua za wzajemnie się wykluczające. Pomagają one raczej w analizie różnych manifestacji zjawiska określanego jako populizm: ta pierwsza podkreśla jego wymiar ideologiczny, druga zaś kładzie nacisk na strukturę populistycznej logiki. Na użytek naszych celów ani nie ograniczamy rozumienia populizmu do czystej formy, ani też nie widzimy go wyłącznie jako spójnego projektu ideologicznego. Zamiast tego analizujemy populizm jako „serię zbiorowych implementacji, które mobilizując różne ideologie, dyskursy i formy retoryczne, nie pozwalają się do nich sprowadzić”[44]. Innymi słowy, interpretujemy populizm jako dynamiczny proces i śledzimy, w jaki sposób różni aktorzy pozycjonują się w ramach struktury populistycznej – polaryzującej społeczeństwo poprzez przeciwstawienie elit i ludu jako dwóch spójnych, moralnie przeciwstawnych obozów – oraz jak zaprzęga się różne ideologie (na przykład antygenderyzm) do wypełnienia tych ram.

Z naszej perspektywy najbardziej rozczarowujące w całym nurcie badań inspirowanych zarówno przez Muddego, jak i przez Laclaua jest to, jak mało uwagi poświęca się w nich kwestii płci. W wielu krajach – a Polska z pewnością do nich należy – patriarchalne normy płci oraz ideologie to integralna część wykluczającego, nacjonalistycznego światopoglądu głoszonego przez partie populistyczne, nawet jeśli manifestują się w różny, choć zawsze pogardliwy sposób, w zależności od czasu i kontekstu. Współczesne badaczki są coraz bardziej świadome tego faktu, a pionierskie studia na ten temat zaczęły się już ukazywać[45]. Większość badań nad zachowaniami wyborczymi wskazuje na przykład na istotny rozdźwięk między płciami, gdy chodzi o poparcie dla prawicowych populistów[46], jakkolwiek dostępne są też analizy sugerujące, że w niektórych krajach różnica ta może się zmniejszać[47]. Jeśli chodzi o samą treść polityki populistycznej, to badania nie przynoszą jednoznacznych wniosków. Porównanie czterech krajów przeprowadzone przez Muddego i Kaltwassera[48] pokazuje na przykład, że specyficzne cele i upłciowione dyskursy zarówno lewicowych, jak i prawicowych partii populistycznych nie mają ze sobą wiele wspólnego, zależą bowiem głównie od kontekstu krajowego i tego, w jaki sposób skonstruowane są w nich hegemoniczne normy oraz ideały płci. Nowsze analizy podkreślają jednak skłonność niektórych prawicowych partii populistycznych, w Czechach, Niemczech, na Węgrzech czy we Francji, do korzystania z silnie konserwatywnej retoryki w sprawach płci[49]. Badaczka z Uniwersytetu Bielefeld Julia Roth wylicza aż pięć „wzorców upłciowienia” właściwych dla prawicowego populizmu: podkreślanie płciowego kontekstu różnych skandali dotyczących etnicznych Innych; przywłaszczenie kwestii polityki praw kobiet (femonacjonalizm); przywracanie godności białym mężczyznom; sojusze radykałów religijnych wobec globalnego feminizmu (gender jako ideologiczna kolonizacja), a także upłciowienie różnic społecznych (etnoseksizm)[50]. O ile jednak ta systematyzacja łączy różne wzorce dyskursywne w jedną wspólną logikę, o tyle nie wyjaśnia ona dynamiki społecznej i politycznej, która czyni te wzorce tak skutecznymi. Tym, czego wciąż brakuje, jest zatem solidna konceptualizacja relacji między populizmem a gender, która pozwoliłaby nam zrozumieć rosnącą falę społeczno-konserwatywnego populizmu prawicowego na świecie. Nasza książka jest próbą zbudowania fundamentów dla takiego właśnie przedsięwzięcia.

Badacze studiujący akty mobilizacji przeciwko gender przestrzegają przed sklejaniem w jedno ruchów antygenderowych oraz prawicowego populizmu i postulują używanie takiej ramy analitycznej, która rozróżniałaby te dwa zjawiska[51]. Choć zgadzamy się, że są to dwa odrębne zjawiska, to upieramy się jednocześnie, że to właśnie połączenie między nimi jest potężnym czynnikiem w dzisiejszych konfliktach politycznych na świecie. Proponujemy zatem konceptualizację tej relacji jako oportunistycznej synergii: dynamicznej, opartej na silnych afektach, wzajemnie korzystnej współpracy między fundamentalistami religijnymi a prawicowymi partiami populistycznymi. Choć jednak zachodzi między nimi wyraźne ideowe powinowactwo, ich światopoglądowe inspiracje oraz interesy polityczne niekoniecznie są tożsame. Prawicowi populiści czerpią z antygenderowej retoryki, aby zwiększyć własną legitymację moralną w oczach tradycjonalistycznych wyborców i uczynić sam konflikt między elitami a ludem kwestią moralną. Z kolei ultrakonserwatywne organizacje chcą otworzyć dla siebie strukturę politycznych możliwości: traktują partie prawicowe jako wpływowych sojuszników, dzięki którym mogą wprowadzać zmiany prawne, zyskiwać dostęp do funduszy i uczestniczyć w procesie tworzenia polityk publicznych. Obie te siły łączą się w staraniach o wymianę elit we wszystkich dziedzinach życia politycznego, społecznego i kulturalnego. Celem jest zastąpienie liberalnych aktorów i instytucji podmiotami, które odpowiadać będą jedynie przed partią rządzącą i Kościołem. Sednem tego uwiądu demokracji [de-democratization] jest przekształcanie autonomicznych niegdyś ciał tak, by kontrolowała je nieduża grupa ludzi, owa nowa elita. Ideologia często odgrywa przy tym jedynie instrumentalną rolę.

Populistycznej prawicy głównego nurtu dyskurs antygenderowy oferuje zatem coś bardzo cennego – ramę, wewnątrz której może nadać moralny wymiar podziałowi społeczeństwa na niewinny, żyjący zwykłym życiem lud i skorumpowane elity. Przedstawiciele ruchów antygenderowych lubią też utożsamiać się z ofiarami różnych form globalnego, gospodarczego i kulturowego wyzysku, a jednocześnie z siłami oporu przeciwko nim[52]. W rezultacie przeciwnicy „gender” widzą siebie samych jako ofiary i bohaterów równocześnie, jako obrońców kolonizowanych narodów świata, których sposób życia, autentyczne kultury lokalne i systemy wartości są zagrożone przez globalizację. Wśród rzekomych kolonizatorów znajdziemy nie tylko feministki, liberalne organizacje pozarządowe oraz ciała międzynarodowe w rodzaju ONZ czy Unii Europejskiej, ale także potęgę globalnych rynków napędzaną tym, co papież Franciszek określił jako „bałwochwalstwo pieniądza”. I to właśnie ten pogląd populistów, że gender jest formą „kolonializmu”, uważamy za sedno ideologii antygenderowej i ważne źródło sukcesu tego ruchu[53].

W tym miejscu można by postawić pytanie, czy gracze polityczni zaangażowani w kampanie antygenderowe są tak naprawdę „skrajną prawicą”, „radykalnymi populistami”, czy może po prostu „prawicowymi populistami”. W badaniach na temat tendencji nieliberalnych we współczesnym świecie znajdziemy różne subtelne rozróżnienia na prawicę, ekstremistyczną prawicę, populistyczną skrajną prawicę i wreszcie prawicę populistyczną (względnie: prawicowy populizm)[54]. My skupiamy się na szeroko zdefiniowanej prawicy populistycznej, gdyż to właśnie pojęcie najlepiej opisuje zjawisko przez nas badane[55]. Najkrócej rzecz ujmując, zmowa między radykalną prawicą a ruchami antygenderowymi faktycznie istnieje, a my dostarczamy na to sporo dowodów (zwłaszcza kiedy przyglądamy się poszczególnym organizacjom antygenderowym w rodzaju Światowego Kongresu Rodzin). Naszym podstawowym celem jest jednak pokazanie, w jaki sposób partie populistycznej prawicy głównego nurtu używają antygenderowej retoryki, która dostarcza im mechanizmów polaryzacji społecznej, a czasem też pomaga zdobyć władzę.

Na czym polega różnica między prawicą populistyczną a partiami skrajnej czy radykalnej prawicy? Badacze Manuela Caiani, Donatella della Porta i Claudius Wagemann zauważają, że „pojęcie skrajnej (lub radykalnej) prawicy ma wiele aspektów, ale wspólnym dla nich jądrem ideologicznym są hierarchia i porządek; gospodarka skupiona wokół państwa; wreszcie znaczenie autorytetu”, przy czym dwa elementy w socjologicznym pojęciu skrajnej prawicy są uznawane za kluczowe: „ideologie nierówności (takie jak rasizm, totalitaryzm czy etniczny szowinizm), a także akceptacja przemocy wobec jakiejkolwiek grupy zdefiniowanej jako Inna”[56]