Król ptaków - Ewelina Misiak - ebook + audiobook

Król ptaków ebook i audiobook

Ewelina Misiak

2,8

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Samanta to pewna siebie, uzdolniona i osiągająca sukcesy studentka ostatniego roku ekonometrii. Pomimo że zwraca uwagę kolegów w pracy i na uczelni, unika związków z mężczyznami. Czy plotki o jej romansie z przyjaciółką okażą się prawdziwe? Szybko kończące się znajomości z bogatymi i przystojnymi biznesmenami zdają się potwierdzać przypuszczenia o jej odmienności. Punktem zwrotnym okazuje się pojawienie się Gabriela – tajemniczego i małomównego hodowcy gołębi, który skrywa niejeden sekret.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 215

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 5 godz. 37 min

Lektor: Barbara Liberek
Oceny
2,8 (4 oceny)
0
1
1
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Rozdział 1

Samanta była dzisiaj jak zawsze w biegu. Nawet siedząc na wykładzie ze statystyki, drugą połową swojej mądrej głowy planowała, jak zaskoczyć kolegów i przełożonych najlepszymi rozwiązaniami dla bieżącego projektu. Dopiero miesiąc wcześniej zaczęła płatne praktyki studenckie w jednej z bardziej znanych korporacji w mieście, a już dała się poznać jako twarda zawodniczka. Najmłodsza z całej grupy projektowej i jedyna dziewczyna nie dawała tak łatwo za wygraną. Ich najnowszym zadaniem było zoptymalizowanie łańcucha dostaw w oparciu o archiwalne dane statystyczne przedsiębiorstwa. Aktualnie trwający wykład tylko rozbudził w Sam nowe pomysły na zaskoczenie zespołu. Wykład dobiegał końca. Samanta pędziła już do pracy.

W pośpiechu wybiegła na parking uczelni. Wrzuciła torbę na tyły swojej trzyletniej toyoty. Dobiegała czternasta, więc ruch na ulicach Warszawy nie był na szczęście zbyt duży. Pogoda była piękna, czuć było rozpoczynającą się już wiosnę. W kilka minut udało jej się dojechać pod budynek biurowca, w którym siedzibę miała jej firma. Wsiadła do przeszklonej windy. Była tam sama. Przejrzała się w lustrze. Blada twarz o sympatycznym wyraźnie kontrastowała z ciemnymi, krótko ściętymi włosami. Duże szaroniebieskie oczy zdradzały energię i bystrość. Niebieska, prawie męska koszula i spodnie z kantem wskazywały na osobę stateczną i poukładaną.

Dojechała na ostatnie piętro. Zaraz po otwarciu drzwi szerokim uśmiechem powitała ją recepcjonistka. Samanta pewnym krokiem weszła do sali konferencyjnej. Prawie wszyscy już siedzieli. Zajęła miejsce u szczytu stołu, które wciąż było wolne, ponieważ pozostali zapewne bali się tam usiąść, żeby nie zwracać na siebie uwagi. Po chwili do pomieszczenia wszedł manager projektu i zaczął się meeting. Samanta czuła na sobie nieprzychylny wzrok kolegów. Starała się skoncentrować na swoich celach, więc nie robiło to na niej wielkiego wrażenia. Parokrotnie zabierała głos, co spotkało się z aprobatą jej przełożonego. Przyszedł czas, gdy każda osoba z zespołu miała okazję pokazać swoją prezentację w PowerPoint na dużym rzutniku w sali. Później zaczęły się dyskusje o liczbach i danych archiwalnych. Każdy chętny podchodził do tablicy i przekonywał o słuszności swoich wyliczeń. Sam poświęciła na dobre przygotowanie pół ostatniej nocy i miała w głowie ułożony cały plan.

Po półtorej godziny zaciętych dyskusji i prezentacji, w których szczególnie aktywnych było kilka osób z zespołu, zaakceptowano większość pomysłów Sam i kilka jednego chłopaka, stażysty z innej uczelni. Grupa zazdrośnie spojrzała na Samantę, niektórzy przewrócili oczami. Manager wyraził uznanie dla jej szczegółowych wyliczeń i nowatorskiego podejścia do tematu. Poczuła w sobie to samozadowolenie, które bardzo lubiła i które dodawało jej energii do dalszego działania. Spakowała swoje notatki i jako jedna z pierwszych planowała wyjść z sali. Kiedy wychodziła z windy na parking, dogonił ją Damian, drugi najlepszy członek zespołu podczas dzisiejszej prezentacji.

– Sam, podobało mi się to, co dzisiaj pokazałaś. Na jakiej ty uczelni studiujesz?

Samanta przystanęła z zaskoczenia i trochę też ze strachu. Nie miała zbyt wielu przyjaciół i raczej nieczęsto rozmawiała z nieznajomymi.

– Na SGH. A ty? – odpowiedziała prawie z niechęcią.

– Na politechnice. Musisz być chyba najlepsza na roku?

– Nie zostaję w tyle. Mam swój plan i staram się go realizować.

– Właśnie to widzę. W sumie to wszyscy widzą… Hm… Tajemnicza jesteś. Z nikim nie rozmawiasz, nikt nic o tobie nie wie. Może chciałabyś wyjść dzisiaj wieczorem na kolację do włoskiej knajpy?

Samanta poczuła się autentycznie wystraszona. Nigdy się z nikim nie umawiała. I szczerze mówiąc, spojrzawszy na Damiana, wcale nie miała zamiaru zmieniać swoich zwyczajów.

Chłopak zauważył jej dezaprobatę i postanowił uratować sytuację.

– To znaczy ja i moja dziewczyna, Zuza, idziemy tam dzisiaj wieczorem. Oboje chcielibyśmy cię lepiej poznać, dlatego byłbym bardzo szczęśliwy, gdybyś przyszła. Ja zapraszam. Zuza studiuje w ASP i zna cię z moich opowieści. Będziemy o dwudziestej w Reducie przy stacji metra Arsenał.

Samanta nie bardzo miała ochotę wychodzić na miasto z kolegami z pracy. Tak naprawdę to z nikim nie lubiła wychodzić. Wolała ten czas przeznaczyć na naukę, pracę, sprzedaż antyków na aukcjach internetowych czy też ostatecznie na czytanie. Pogoda była jednak piękna, ona była raczej na bieżąco z obowiązkami, a prócz tego na dźwięk nazwy restauracji coś jej się przypomniało. Właścicielem Reduty był jej serdeczny przyjaciel Andrzej. Pisała z nim kilka dni temu, wiedziała, że akurat wrócił ze Stanów. Lubiła go bardzo, był jej autorytetem, ponieważ dzięki ciężkiej pracy i poświęceniu doszedł do dużych pieniędzy. Uwielbiała z nim rozmawiać, słuchać jego rad i historii z życia. Poznali się kilka miesięcy temu, kiedy Samanta w ramach zajęć z uczelni grała w tenisa. Andrzej na tych samych kortach trenował ze swoją córką Sarą, z której miał nadzieję zrobić profesjonalną tenisistkę.

Damian cały czas bacznie się jej przyglądał. Widać było, że w napięciu oczekiwał na jej odpowiedź.

– Okej, będę tam dzisiaj o dwudziestej. Mają świetne jedzenie, a ja lubię czasem zjeść na mieście.

Damianowi wyraźnie ulżyło. W jego oczach widać było radość.

– Okej. To do zobaczenia później!

Samanta wsiadła do samochodu i włączyła muzykę. Było późne popołudnie, a ruch w stronę Wilanowa już dość intensywny. Prawie nie zauważyła, jak długo stała w korkach, bo analizowała wszystko, co stało się tego dnia, zaczynając od wykładów i ćwiczeń na uczelni, a kończąc na prezentacji w pracy i zaproszeniu na kolację do restauracji prowadzonej przez jej dobrego znajomego.

Zastanawiała się też nad kilkoma przedmiotami, które wystawiła na aukcjach w kategorii antyków i które zostały sprzedane za całkiem ładne sumki. Artur, kolega z czasów licealnych, zaraził ją pasją do staroci. Razem jeździli na południe Polski, do Czech i Niemiec, pokazywał jej, co warto kupić niemal za bezcen, żeby po drobnej renowacji i odświeżeniu wystawić na aukcji. Jeszcze zanim udało jej się znaleźć dobrą pracę, zyski ze sprzedaży internetowej pozwalały się jej utrzymać w Warszawie na zupełnie przyzwoitym poziomie. Prawdę mówiąc, przy odrobinie szczęścia w jeden miesiąc udawało się jej zarobić więcej niż jej matce przez rok na etacie wykładowcy na uczelni.

Sztuka i historia to dziedziny, które nigdy nie były dla Samanty obojętne. Miała zawsze najlepsze oceny z matematyki, a oprócz tego już od najmłodszych lat wyróżniała się talentem artystycznym. Naukę historii traktowała natomiast jako rozrywkę, z przejęciem studiowała dawne dzieje. Razem z Arturem byli w kółku historycznym, razem też startowali w olimpiadach i nawet udało im się obojgu dojść do finału.

Ojciec Artura miał w Wałbrzychu firmę zajmującą się renowacją i sprzedażą antyków. Samanta odwiedziła jego rodzinny dom w czasie wakacji poprzedzających maturę. To wtedy złapała bakcyla. Razem jeździli po bliższych i dalszych okolicach, odwiedzali mniej i bardziej znane lokalne rynki w poszukiwaniu tego, co sprzedawcom wydawało się zbędne, a przynajmniej mało wartościowe, a co wprawne oko znawcy pozwalało wycenić na sporą sumkę. Artur i jego ojciec to typ bardzo dobrze wyszkolonego specjalisty, który w górze śmieci potrafi wychwycić perełki. Niestety, po ukończeniu liceum Artur ze względu na chorobę ojca został zmuszony do powrotu do Wałbrzycha. Jego brat kilka lat wcześniej wyjechał do pracy w Szwajcarii w dużym koncernie farmaceutycznym, a Artur czuł się w obowiązku pomóc rodzicom.

Przyjaźń Samanty i chłopaka rozwijała się teraz głównie podczas długich nocnych rozmów telefonicznych i wymianie maili z dołączonymi do nich zdjęciami przedmiotów. Dziewczyna słyszała, że całkiem dobrze radził sobie po przejęciu fachu po ojcu. Na razie nie zaczął studiów, ale wciąż powtarzał, że może w następnym roku złoży papiery.

Pogrążona w rozmyślaniach Samanta niemal nie zauważyła, kiedy zaczęły się nowe bloki Miasteczka Wilanów. Nacisnęła pilot i wjechała na parking podziemny. Był niemal pełny, większość mieszkańców już wróciła do domów. Jej samochód był jednym z wielu w szeregu aut, niczym się nie wyróżniał od innych należących do młodej, przebojowej klasy średniej zamieszkującej Miasteczko.

Wsiadła do windy i dojechała na trzecie piętro. Przekręciła klucz w drzwiach. Weszła do wynajmowanego przez siebie mieszkania i poczuła ulgę zwierzęcia, które wreszcie trafiło do swojej kryjówki. Uwielbiała swoje studia, pracę, miasto, parki, ale nigdzie nie czuła się tak dobrze jak w swoim mieszkaniu. W liceum nie mogła się doczekać matury i końca roku, żeby tylko mieć powód do wyprowadzki z rodzinnego domu.

Dorywcze prace przy ubezpieczeniach i sprzedaż rozmaitych rzeczy przez Internet pozwoliły jej zdobyć w miarę przyzwoitą niezależność finansową, dzięki której nie musiała prosić rodziców o pieniądze. Zresztą była typem osoby, która nie lubiła być na czyjejś łasce. Raczej nieufna, już od podstawówki była ostrożna w kontaktach z innymi i w miarę upływu czasu szybko się nauczyła, że ufać można tylko sobie. Dlatego też marzyła o jak najszybszym wynajęciu własnego mieszkania, a rozpoczęcie studiów było do tego idealnym powodem.

Rodzice mieszkali w Łodzi, ale ona, tak jak jej starsza siostra Joanna, zdecydowała się na uczelnię i pracę w Warszawie. Aśka była przebojową, dobrze zarabiającą dziennikarką jednej z bardziej znanych gazet, a wcześniej też jedną z najlepszych studentek Uniwersytetu Warszawskiego. Pod względem charakteru była zupełnym przeciwieństwem Samanty – dusza towarzystwa, zawsze rozgadana i popularna wśród kolegów. W szkole wolała polski, siostra też była z tego dobra, ale preferowała matmę i abstrakcyjny świat liczb. Rodzice mieszkali teraz na tyle blisko, że można ich było odwiedzać nawet w każdy weekend, ale jednocześnie na tyle daleko, żeby Sam mogła cieszyć się wyczekiwanym świętym spokojem.

Zostawiła lekką kurtkę na wieszaku w przedpokoju. Weszła do nowoczesnej, jasnej kuchni i nalała sobie gazowanej wody z lodówki. Bąbelki i chłód wody przyjemnie gasiły pragnienie. Słońce wciąż świeciło przez nieosłonięte okno, chociaż dochodziła już dziewiętnasta. Samanta sprawdziła zawartość lodówki. Było w niej wystarczająco dużo produktów na jutrzejsze śniadanie i lunch, który planowała spakować rano w pudełko. Kuchnia była idealnie czysta, utrzymana w kolorach bieli mebli i szarości kamienia.

Sam przeszła przez salon, w którym stało biurko, kilka kwiatów, regał z książkami, sofa, stół z krzesłami i kilka szafek. Prócz tego w jedynm rogu, blisko wyjścia na taras, stał regał z bibelotami i starociami na sprzedaż, poza tym sporo pudełek, paczek, folii bąbelkowej i innych rzeczy służących do pakowania i wysyłki. Była to jedyna część salonu, która sprawiała wrażenie nieładu i niemal bałaganu w zestawieniu ze sterylnością i idealnym porządkiem pozostałej części.

W sypialni znajdującej się za salonem stała szafa służąca za garderobę. Samanta otworzyła ją i zaczęła szybko szukać czegoś na wieczorne spotkanie. Miała sporo sukienek na mniejsze i większe wyjścia, sporo spodni i koszul na co dzień do pracy i na uczelnię, mnóstwo T-shirtów, sweterków i bluzek, w tym wiele jeszcze z metkami. Sukienki i spódnice nosiła bardzo rzadko, najczęściej zakładała bluzkę albo koszulę i spodnie.

Na dzisiejszy wieczór zdecydowała się na czarną koszulę ze wstawkami z koronki i te same granatowe spodnie, które nosiła w ciągu dnia. Czasu nie było zbyt wiele, przeczesała krótkie włosy i zmieniła kolczyki na większe, wieczorowe. Kiedyś czytała poradnik, w którym pisano, że dobra biżuteria, czyste buty i dobre gatunkowo ubrania to podstawa stylu. To, co przeczytała, wywarło na decyzje dotyczące jej ubioru duży wpływ. Zawsze dbała o to, żeby wyglądać co najmniej porządnie, czyli czysto i stosownie do okazji. Makijażu nie nosiła niemal wcale. Lubiła swoją twarz taką prawdziwą i naturalną, strojenie się i marnowanie czasu przed lustrem nie leżało w jej naturze.

Spojrzała w duże lustro w przedpokoju. Przerzuciła najpotrzebniejsze rzeczy, jak portfel i chusteczki, do mniejszej torebki niż ta, którą nosiła na co dzień, i wyszła z domu. W drodze do Śródmieścia widziała już wielu ludzi, którzy tak jak ona jechali na wieczorne spotkania w restauracjach i klubach. Na miejsce dotarła niemal o czasie. Na szczęście miejsc parkingowych przed restauracją Reduta nie brakowało.

Weszła do środka. Nie było tam zbyt wielu ludzi. Wieczór był piękny, czuć było przyjemnie rozgrzane po całym dniu powietrze niosące zapach świeżych liści i rozkwitłych kwiatów. Większość gości siedziała już na tyłach restauracji, gdzie znajdował się wspaniały ogród. Drewniane, celowo poprzecierane stoły były porozstawiane pomiędzy donicami z kwiatami i dekoracjami nadającymi temu miejscu typowo włoski klimat. Do Samanty szybko zaczęła machać jakaś para. Rozpoznała w niej Damiana i kogoś, kto pewnie był jego dziewczyną.

– Cześć, Samanta, dobrze cię widzieć. Świetnie wyglądasz.

Damian zmierzył Samantę od stóp do głów łakomym spojrzeniem. Nie wywołało to raczej jej zadowolenia, jako że nie uważała nigdy swojego wyglądu za na tyle ważny, żeby stawiać go w centrum uwagi. Jeszcze mniej zadowolona wydała się partnerka Damiana, piękna, eteryczna blondynka z długimi włosami i dużymi, niebieskimi oczami, które sprawiały wrażenie zawsze rozmarzonych. Ze sceptycznym entuzjazmem spojrzała na gościa.

Sam podała jej rękę i ich spojrzenia spotkały się. Samancie od pierwszego wejrzenia coś się spodobało w Zuzie. Miała te oczy, które ona już znała. Takie niewinne, a przy tym takie mądre. Takie same oczy miała jej nauczycielka plastyki w liceum, z którą wspólnie malowały obrazy. Samanta dobrze pamiętała przyjaźń z nauczycielką. Miała na imię Aneta i dobiegała ledwie trzydziestki. Miała w sobie autentyczną pasję do tego, co robiła, i to coś, co nazywa się artystyczną duszą. Pokazała Samancie świat inny niż logiczne ciągi cyfr i równania. Świat, którego ona wcześniej nie znała, a za którym w skrytości swojego serca bardzo tęskniła.

Spędzały ze sobą wiele czasu. Nigdy nie zapomni dwóch tygodni w czasie wakacji, które spędziły razem na warsztatach w plenerze. Samanta nie mogła zapomnieć głębokich rozmów o sztuce i życiu w ogóle, które wtedy prowadziły. Miały takie porozumienie, którego ona nie ma nawet z siostrą. Rozumiały się prawie bez słów. Prócz tego było w tej przyjaźni między nauczycielką a uczennicą coś jeszcze. Coś ponad tymi wszystkimi rozmowami, ponad rzeźbą, malarstwem, zapachem farby i terpentyny. Coś, co zaczęło się pewnego dnia, kiedy razem pojechały do muzeum sztuki i Aneta, pokazując jakiś obraz, przypadkiem chwyciła jej rękę. Potem Samanta już nie chciała, żeby ona tę rękę puściła. To coś przybrało na sile w czasie artystycznych spotkań pozalekcyjncyh spędzanych głównie na malowaniu w różnych technikach, a osiągnęło apogeum podczas wakacyjnego wyjazdu w plener. To było coś na kształt porozumienia połączonego z jakimś dziwnym napięciem.

Przyjaźń trwała do klasy maturalnej Samanty. W wakacje poprzedzające ostatni rok nauki niedługo po obozie Aneta wyszła za mąż, a na początku roku szkolnego była już w ciąży. Przed świętami wielkanocnymi zdecydowała się przerwać pracę. Później było małe dziecko i mąż w domu, co oznaczało dla obu mniejsze szanse na kontynuowanie znajomości. Po maturze Sam wyjechała z rodzinnego miasta, co było dla nich początkiem końca.

W tym momencie Sam uznała to za ciekawy zbieg okoliczności. Porównanie jej dawnej nauczycielki i Zuzy, która, notabene, studiowała w akademii sztuki. To nie mógł być przypadek. Samanta uśmiechnęła się w duchu. Podała jej rękę na powitanie i nie wiadomo do końca, za sprawą której strony gest grzecznościowy trwał znacznie dłużej niż zwyczajowo. Samanta poczuła, że robi jej się cieplej.

Zajęli miejsca. Rozpromieniony Damian podał jej kartę. Zaczęła przeglądać listę dań. Jej uwagę przykuło kilka pozycji. W sumie wszyscy byli już gotowi złożyć zamówienie, gdy od strony wejścia dla kelnerów pojawił się właściciel restauracji. Samanta żywo podniosła się z krzesła. Bardzo lubiła Andrzeja i cieszyła się, że ma szansę go spotkać po jego powrocie ze Stanów.

– Cześć, Sam! Wieki całe cię nie widziałem!

– Jędrek, jam ran twoich niegodna całować! Jak dobrze cię widzieć!

Samanta podała mu rękę, którą on chwycił, po czym padli sobie w objęcia. Andrzej był facetem koło pięćdziesiątki, wciąż bardzo przystojnym i energicznym, biła od niego pewność siebie i pozytywna energia.

Samanta przedstawiła Andrzeja Damianowi i Zuzannie. Widać było, że koledzy są pod wrażeniem jej znajomości z właścicielem znanej stołecznej knajpy. Damian wciąż jej się przypatrywał.

– Widzę, że macie całkiem miły wieczór. Czy to jakaś specjalna okazja? – zapytał zadziornie Andrzej.

– Nie, to tylko koleżeński wypad na miasto. Od niedawna pracuję z Samantą w tej samej firmie i skorzystaliśmy właśnie dzisiaj z okazji, żeby się lepiej poznać – odpowiedział Damian.

– Panie Andrzeju, czy można pana prosić na momencik? – rozległ się zdenerwowany głos jednej z kelnerek. Wyglądało na to, że jest jakiś problem w kuchni.

– Bardzo was przepraszam, ale sami widzicie, że muszę już lecieć. Miło było was poznać. Postaram się przyjść do was później. Aaa, zapomniałbym, macie butelkę wina na koszt firmy. Udanego wieczoru!

Andrzej szybko pobiegł w kierunku kuchni, puściwszy wcześniej oczko do Samanty.

Wieczór był nadal ciepły. Kelnerzy krążyli po ogrodzie, nosząc talerze pełne pięknie pachnących potraw. Wszyscy zrobili się głodni. Samanta pierwsza zaczęła studiować zawartość karty i wkładki zawierające specjalności dnia. Damian i Zuza poszli za jej przykładem. Do stolika podeszła kelnerka.

– Coś do picia dla państwa?

– Wodę gazowaną poproszę – powiedziała Samanta.

– Dla mnie piwo – dodał Damian.

– A ja poproszę mojito – powiedziała Zuza.

– Dać jeszcze państwu czas na złożenie zamówienia?

– Tak, jeszcze momencik – powiedział Damian, wyraźnie zainteresowany zawartością karty.

Kelnerka odeszła. Damian wyglądał, jakby sobie o czymś nagle przypomniał, i wyjął telefon. Nerwowo zaczął coś przeglądać, drapiąc się przy tym po głowie. Jego ruchy zdradzały zdenerwowanie. Zuza spojrzała mu przez ramię na wyświetlacz telefonu i przewróciła z dezaprobatą oczami. Samanta uśmiechnęła się do niej.

Przy stoliku pojawił się kelner. Podał Zuzie szklankę zielonego mojito, w którym pływały kostki lodu i z którego wystawała świeża mięta, po czym postawił przed Damianem kufel zimnego piwa. Przyniósł też buteleczkę wody gazowanej, którą przelał do szklanki stojącej przed Samantą. Damian upił trochę piwa, po czym powtórnie spojrzał na telefon. Zaklął cicho pod nosem.

– Przepraszam was na moment. Wyjdę na chwilę do łazienki.

Zuza nie wyglądała na zadowoloną. Widać było, że wie, że dzieje się coś niedobrego. Samanta spojrzała na nią ze współczuciem.

Do stolika ponownie podeszła kelnerka.

– Czy mogę już przyjąć zamówienie?

– Oczywiście – zaczęła Samanta. – Poproszę zielone tagliatelle z pancettą i kurkami, a jako przystawkę bruschettę.

Damian wrócił w samą porę i dosiadł się do Zuzy. Był cały czerwony ze złości i widać było, że coś mocno go zdenerwowało. Próbował jednak ukryć to pod płaszczykiem dobrych manier. Poprawił swoją markową marynarkę i rzucił wymuszony uśmiech Samancie. Szybko spojrzał w kartę.

– Carpaccio wołowe jako przystawkę i solę ze szpinakiem jako danie główne poproszę.

– A dla mnie też będzie carpaccio, tylko z łososia, oraz cielęcina z kurkami – dokończyła zamówienie Zuza.

Ubrana w czarno-biały uniform kelnerka zanotowała zamówienia, po czym wróciła do kuchni. W restauracyjnym ogrodzie panował radosny gwar ciepłego wieczoru. Pomimo środka tygodnia większość stolików była zajęta. Samanta niestety z natury nie była zbyt rozmowna, Damian wyraźnie silił się na dobry humor, a Zuza wyglądała na mocno zaniepokojoną.

Pierwszy zaczął rozmowę Damian.

– Widzę, że dobrze trafiłem z wyborem knajpy. Nie wiedziałem, że znasz tylu ludzi w mieście, Sam.

– Nawet lepiej niż dobrze. Bardzo lubię włoskie jedzenie. – Uśmiechnęła się. – Nie znam zbyt wielu ludzi. Andrzeja poznałam na tenisie, którego zaliczałam w ramach zajęć. Akurat trenował tam ze swoją córką.

Damian spojrzał na nią zainteresowany. Samanta zapatrzyła się na Zuzę, która była wyraźnie nie w sosie i czytała coś na telefonie.

Kelnerka podeszła i podała przystawki. Przed każdym gościem wylądował talerz z włoskimi specjałami.

Samanta dopiero wtedy przypomniała sobie, że nie jadła dzisiaj nic prócz śniadania. Nie czekając na innych, spróbowała swojej bruschetty. Posiekane pomidory z czosnkiem i oliwa na chrupiącej grzance tworzyły smaczne połączenie. Damian szybko i nerwowo zaczął jeść swoje carpaccio. Zuza jadła łososia z oczami wlepionymi w talerz. Widać było, że coraz mniej podoba jej się ten wieczór.

– Długo się znacie z Andrzejem? – zaczął ponownie rozmowę Damian.

– Poznaliśmy się w październiku zeszłego roku, kiedy zaczęłam zajęcia z tenisa.

– Dalej grasz?

– Coraz rzadziej. Zajęcia trwały do końca semestru. Teraz tylko od czasu do czasu umawiam się z Andrzejem i jego córką na popołudnie na korcie. Głównie w soboty albo niedziele.

– Ja trochę grałem z ojcem w dzieciństwie. Teraz już też coraz rzadziej.

Damian ponownie spojrzał na telefon. W jego twarzy widać było tłumiony gniew.

Samancie przypomniał się jej ojciec. Nie miała z nim dobrych kontaktów, niestety. Kiedyś w dzieciństwie też uczył ją grać w tenisa. Tamten czas nie był jednak bajkowy. Jej ojciec miał problemy z osobowością, łatwo wpadał w gniew. Wciąż pamiętała awantury i tę niepewność, kiedy wracała do domu. Rodzice rozwiedli się, kiedy miała dziewięć lat. Na szczęście się rozwiedli.

Wszyscy skończyli już przystawki. Zuza wciąż posępnie grzebała w swoim telefonie. Kelnerka zabrała talerze. Widać, że smakowało, bo były puste.

Było po dwudziestej pierwszej. Część gości brała już rachunki i restauracyjny ogród się opróżniał. Samanta też myślała o jak najszybszym powrocie do domu. Czekało na nią jeszcze sporo pracy. Na szczęście szybko pojawiła się kelnerka z daniami głównymi. Potrawy wyglądały smakowicie. Wszyscy zaczęli jeść. Zuza spoglądała ukradkiem na Samantę. Ta uśmiechnęła się do niej.

– Może chciałabyś spróbować mojego makaronu? – powiedziała Sam.

– A chętnie, bo wygląda wybornie. Możesz też skosztować mojej cielęciny.

Sam zsunęła część pasty na talerz Zuzy i nałożyła sobie trochę jej mięsa z grzybami. Kelnerka ponownie podeszła do stolika.

– Wszystko państwu smakuje? – zapytała.

– Tak, bardzo dobre, dziękujemy – odpowiedział szybko Damian.

– Coś jeszcze podać?

– Nie, dziękujemy – odparł za wszystkich.

Skupili się na swoich talerzach. Damian i Zuza wyjęli telefony. On coś czytał, ona pisała. Samanta uważnie przyglądała się smutnym oczom dziewczyny.

Skończyli prawie w pośpiechu.

– Jakiś deser? – zapytała Samanta.

– Nam już chyba wystarczy – odpowiedział Damian, nie czekając nawet, aż Zuza się odezwie.

Samanta miała jeszcze ochotę na coś słodkiego, ale też się cieszyła, że szybciej uda jej się wrócić do domu.

– To może poprosimy już rachunek?

Damian wyglądał na ukontentowanego szybkim zakończeniem wieczoru.

Ponownie pojawiła się kelnerka. Zebrała talerze.

– Poprosimy rachunek – powiedziała Samanta.

– Już przynoszę.

Po chwili kwitek razem z garścią cukierków leżał już na ich stoliku. Samanta wzięła go szybko do ręki.

– Samanta, czuj się zaproszona. Ja zapłacę.

Damian zdecydowanym ruchem wyciągnął rękę po rachunek. Kwota wynosiła prawie trzysta złotych. Samanta bez zastanowienia podała mu papierek, po czym wyjęła z portfela dwieście złotych i położyła na miseczce z cukierkami.

– Samanta, powiedziałem, że zapłacę.

– To może następnym razem. Przepraszam, wyjdę na chwilę do toalety – powiedziała i podniosła się z krzesła.

Po jej powrocie sprawy rachunku były już załatwione. Wszyscy byli gotowi do wyjścia. Minęli stoliki gości wciąż zajętych jedzeniem i głośną rozmową. Słychać było śmiechy, a w powietrzu unosił się zapach kawy.

Wieczór wciąż był ciepły, dlatego przed restauracją spacerowało sporo osób. Wśród nich krążyli uliczni sprzedawcy róż z wazonami.

– Może kwiatek dla dziewczyny? – zagadnął młody chłopak, będący zapewne studentem dorabiającym do kieszonkowego.

Damian udał, że nie słyszy. Jego auto było zaparkowane na płatnym parkingu dwie ulice dalej.

– Damian, mam pościerane nogi i nie mogę chodzić w tych nowych butach. Mógłbyś przyprowadzić auto, a my tutaj poczekamy? – poprosiła Zuzka.

– Okej, zaraz będę – odparł z ironią w głosie i przewrócił oczami chłopak.

Oddalił się szybkim krokiem. Samanta podeszła do sprzedawcy róż. Wyciągnęła swoją firmową wizytówkę i razem z kwiatkiem podała ją Zuzie.

– To dla ciebie.

– Dzięki. To miłe. – Zuza rzuciła okiem na wizytówkę, po czym schowała ją do torebki wieczorowej.

Nadjechał Damian. Zuza otworzyła drzwi jego auta i pomachała Samancie na pożegnanie. Damian skinął tylko głową, jako że nie był tego wieczoru w najlepszym nastroju.

Samanta wsiadła do swojego auta. Włączyła muzykę. Z głośników leciało Muddy Waters śpiewane przez LP. Myślała nad tym, co zdarzyło się tego wieczoru.

W domu rozpięła koszulę i usiadła do komputera. W mieszkaniu było aż nazbyt ciepło. Wyszła na taras. Wielu mieszkańców Miasteczka Wilanów wciąż spacerowało, okna i drzwi tarasowe były pootwierane. Samanta nawet nie zwróciła uwagi, że stała tam bez stanika w rozpiętej koszuli odsłaniającej znaczną część jej prawie płaskiej klatki piersiowej. Otworzyła stronę z aukcjami i swoje notatki ze sprzedaży. Jej telefon zawibrował. Poczuła podekscytowanie. Zuza napisała na WhatsAppie:

„Cześć, Samanta. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam ;)”.

Dziewczyna odpisała szybko:

„Ty nigdy nie przeszkadzasz. Miło było Cię poznać”.

„Przepraszam, że nie byłam zbyt rozmowna, ale cóż… Problemy z Damianem… :(”.

„Widziałam, że coś było nie tak. Wyglądałaś na mocno podenerwowaną, a Damian na wkurzonego. Tego nie dało się ukryć”.

„Hmmm. Damian interesuje się piłką nożną i obstawia wyniki meczów. Niestety, dzisiaj znów mu nie poszło. Zajmuje się tym od liceum. Kilka razy udało mu się nawet wygrać większe pieniądze. Od tego czasu mówi, że doskonali strategię, czyta o zawodnikach i że wkrótce wygra naprawdę duże pieniądze, które chce zainwestować we własny biznes”.

„I jak mu idzie?”

„Ostatnio dość słabo… Mówił, że potrzebuje obstawiać wyższymi stawkami, żeby wygrać rozsądne sumy. Co gorsza, zaczął pożyczać na ten cel pieniądze od swojego brata i ojca”.

„Ups. Nie brzmi to dobrze”.

„A wygląda jeszcze gorzej. Szalał z wściekłości, jak wróciliśmy do domu. Walił pięściami o ścianę i klął na czym świat stoi”.

„Dużo stracił?”

„Nie wiem dokładnie. Powiedział, że odegra się przy następnym meczu. W zeszłym roku pojechaliśmy na wakacje na Dominikanę za pieniądze, które wygrał, i udało mu się kupić samochód. Po tym, jak wygrał te pieniądze, zupełnie zwariował na punkcie obstawiania i zaczął snuć plany, jak wygrywać coraz więcej”.

„Brzmi ciekawie”.

„Napiszę później, Sam, bo właśnie przyszedł kolega Damiana”.

„Ok, czekam”.

Samanta pierwszy raz od dawna poczuła w sobie przypływ energii. Zuza bardzo przypominała jej nauczycielkę sprzed lat i to w jednym momencie przywołało setki barwnych wspomnień. Obecne życie Sam było poukładane, pracowite, logiczne, a przy tym także bardzo nudne. Już od dawna nie doświadczyła niczego, co mogłoby dodać jej skrzydeł. Wstawała wcześnie rano, a kładła się spać późno. Chodziła na wykłady, pracowała, uczyła się, czytała, przygotowywała prezentacje, pakowała paczki do wysyłki. Dzień podobny do dnia. Cieszyło ją, gdy wszystko szło po jej myśli. Realizowała swój plan. A jednak czegoś w tym wszystkim brakowało.

Brakowało spontaniczności, czystej radości życia, swobody, czerpania satysfacji z odkrywania i przeżywania czegoś nowego w towarzystwie drugiego człowieka. To wszystko dawała jej kiedyś znajomość z Anetą. Właśnie teraz uświadomiła sobie, jak bardzo jej tego brakuje. Jak bardzo chciałaby, żeby życie znów ją czymś zaskoczyło. Jej dni miały napięty harmonogram. Dokładnie wiedziała, dokąd powinna dotrzeć o danej godzinie i jak dużo czasu może tam spędzić. Nawet idąc na zakupy, patrzyła na zegarek. Żyła w pośpiechu, tracąc radość życia. Zuza jawiła jej się jako szansa, żeby ponownie ją poczuć.

Starając się stłumić w sobie fale radości, wróciła do sprawdzania aukcji antyków. Wypełniała kolejne linijki w swoim notatniku. Miała dobrą rękę do tego, bo sprzedaż szła znakomicie. Pakowanie i przygotowywanie do wysyłki zajęło jej czas niemal do północy.

Opuściła w mieszkaniu wszystkie rolety. Pozapalała lampy i wzięła prysznic. Chłodna woda świetnie orzeźwiała po gorącym dniu. Usiadła w fotelu i zaczęła czytać jakiś romans. Samanta lubiła czytać przed snem książki, które pozwalały jej się odprężyć. Nigdy nie miała chłopaka, ale lubiła sobie wyobrażać, jak to będzie wyglądać, jak już go spotka. Rodzice i dziadkowie ciągle dopytywali, kiedy wreszcie sobie kogoś znajdzie. Zawsze tłumaczyła, że ponieważ studiuje i pracuje, nie ma teraz na to czasu. W rzeczywistości wiedziała, że problemem jest tylko to, że jeszcze nie spotkała tej właściwej osoby.

Pogrążyła się w marzeniach. Czasami jej przyszły chłopak zyskiwał twarz jakiegoś znanego aktora lub piosenkarza. Innym razem Samanta przyglądała się zakochanym parom na mieście i zastanawiała się, kiedy ona spotka kogoś, kto do szaleństwa zawróci jej w głowie. Chciała, żeby był ambitny, wykształcony i ją rozumiał. Taka bratnia dusza. Wyobrażała go sobie jako wysokiego i szczupłego blondyna, choć czasami podobali jej się też szatyni i bruneci. Pamięta, jak miała problem, żeby zaprosić kogoś na studniówkę. Jej dobrzy kumple przyszli z dziewczynami, a ona z nikim się nie spotykała. Dobrze, że z opresji wybawił ją kuzyn.

Samanta miała teraz dwadzieścia cztery lata i bardzo chciała się zakochać. Pogrążona w marzeniach poczuła się bardzo senna. Odłożyła książkę i pogasiła światła. Zabrała do łóżka swoją ulubioną przytulankę i momentalnie zasnęła.