Kresy. Ars moriendi - Anna Smółka, Agnieszka Rybak - ebook

Kresy. Ars moriendi ebook

Anna Smółka, Agnieszka Rybak

4,3

Opis

Reporterska opowieść o finis Poloniae na Kresach. Autorki odkrywają zapomniane postacie – rodzonego brata pierwszego polskiego prezydenta Gabriela Narutowicza, który opowiedział się za niepodległą Litwą, i zdarzenia – zmianę polskich granic wschodnich w 1951 roku. Tropią zagadkę śmierci rodziny Skirmuntów na Polesiu i znikania szczątków bohaterów z Cmentarza Orląt Lwowskich w latach 70. XX wieku. Śledzą dzieje polskiej rodziny z Berdyczowa podczas „operacji polskiej NKWD”. I tragiczny koniec kresowego Drzymały, który uparł się zostać w swoim domu na Wileńszczyźnie po II wojnie światowej. Autorki dotarły do nieznanych dokumentów. Odwiedziły każde z opisywanych miejsc.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 741

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (12 ocen)
5
6
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
KSLIZU

Dobrze spędzony czas

Bardzo dobra
00

Popularność




Opieka redakcyjna: MACIEJ ZARYCH
Redakcja: WOJCIECH ADAMSKI
Korekta: JACEK BŁACH, KAMIL BOGUSIEWICZ, EWA KOCHANOWICZ
Opracowanie graficzne wersji papierowej: MAREK PAWŁOWSKI
Projekt okładki i stron tytułowych: ŁUKASZ ZBIERANOWSKI | Fajne Chłopaki
Redaktor techniczny: ROBERT GĘBUŚ
Copyright © Agnieszka Rybak, Anna Smółka-Gnauck, 2019 Copyright © for this edition by Wydawnictwo Literackie, 2020 Published by arrangement with Beata Stasińska Literary Agency
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-08-07170-0
Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kraków tel. (+48 12) 619 27 70 fax. (+48 12) 430 00 96 bezpłatna linia telefoniczna: 800 42 10 40 e-mail: [email protected] Księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl
Konwersja: eLitera s.c.
.

W krótkiej notatce z 1 stycznia 1933 roku najważniejsze jest słowo „brat”. Anonimowy autor z Polskiej Agencji Telegraficznej sprytnie ustawił je w tytule jako pierwsze. W ciągu kilku następnych dni informację o „bracie” za agencją prasową zacytowały gazety w całej Polsce: Brat Prezydenta Narutowicza popełnił samobójstwo – „Donoszą z Kowna, że brat Pierwszego Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej, śp. Gabriela Narutowicza, Stanisław Narutowicz, popełnił samobójstwo”[1]. Gazety podały, że świętej pamięci zmarły odegrał wybitną rolę w życiu niepodległej Litwy. W 1918 roku podpisał akt niepodległościowy, był członkiem Taryby, zaczątków litewskiego sejmu – Litewskiej Rady Państwowej. Pozbawił się życia z niewyjaśnionych powodów, w swoim mieszkaniu, bezpośrednio po powrocie od lekarza. Litewski „Žemaičių prietelius” w tekście Ligos auka (Ofiara choroby) dorzucił kilka szczegółów związanych z tajemniczym zgonem. Stanisław 31 grudnia 1932 roku poczuł się źle i kazał się zawieźć do lekarza. W czasie podróży stale poganiał woźnicę, parę razy wystrzelił z pistoletu. W Kownie zatrzymał się w służbowym mieszkaniu żony w Gimnazjum Polskim imienia Adama Mickiewicza. Służąca sprowadziła lekarza, ten przepisał środki uspokajające. Nie udało się ich jednak wykupić, bo apteki były już zamknięte[2]. Samobójca pozostawił testament, w którym wyraża gorące życzenie, aby Litwa jak najprędzej porozumiała się z Polską.

W jesienny niedzielny poranek 2015 roku jedziemy na Litwę śladami Narutowiczów, by zrozumieć ich rodzinną historię – losy dwóch rodzonych braci, z których jeden uważał się za Polaka, a drugi za Litwina. Litewski historyk, profesor Stasys Vaitekūnas, jedyny biograf Stanisława, twierdzi, że Narutowiczowie siedzieli na Żmudzi od zawsze, więc zgodnie z definicją lokalnej społeczności byli Litwinami. Ale Walerian Meysztowicz z Pojościa – ułan, dyplomata, wykładowca Uniwersytetu Stefana Batorego – wspomina: „Litwinami byliśmy wszyscy. W pałacach, dworach i chatach; nikomu nie przeszkadzało być Polakiem. Przynależność do dwóch narodów stanowiących jedną Rzeczpospolitą była powszechnie przyjęta. Nie znano zasady «wyłączności narodowej». Nie zabraniano Litwinowi być Polakiem ani Polakowi Litwinem. Języki, choć przemieszane, nie dzieliły ludzi [...]. Porządek nabożeństw (w kościele parafialnym w Poniewieżu) był ustalony od prawieka tak, aby śpiewy i kazania, litewskie i polskie, szły razem, jedne drugim nie przeszkadzając: śpiewy były polskie, a kazania litewskie lub odwrotnie, śpiewy litewskie z polskim kazaniem, jednej niedzieli podczas wotywy rano, następnej podczas sumy. [...] I uważaliśmy tę dwujęzyczność za przywilej, za bogactwo, którego nie mieli koroniarze”[3]. Stanisław Cat-Mackiewicz, ów Żubr Kresowy, pisze, że od XVI wieku Litwinem czuł się już każdy mieszkaniec Wielkiego Księstwa niezależnie od języka, którym się posługiwał. „W wieku XVII można już więc uważać Wielkie Księstwo Litewskie za dokładnie spolonizowane”[4] – podsumowuje.

„Ilustrowany Kurier Codzienny”, informacja o śmierci Stanisława Narutowicza, 6 stycznia 1933 rok.

W opowieści Vaitekūnasa jest rodzina Narutis czy Naruć, która zajmuje siedzibę w Brewikach, w powiecie olsiadzkim, szesnaście kilometrów na wschód od Telszy. Autor snuje przypuszczenia o skandynawskim pochodzeniu nazwy Brewiki. Alfredas Bumblauskas, historyk z Wydziału Historycznego Uniwersytetu w Wilnie, pisze: „Świadkowie jeszcze pamiętają, że ich nazywano po prostu Narotaa”[5].

Gdy w Olsiadach, liczącym niespełna tysiąc mieszkańców miasteczku, pytamy o drogę do Brewik, przekonujemy się, że Bumblauskas miał rację. Starsza kobieta na dźwięk nazwiska Narutowicz, gestykulując, wyjaśnia łamaną polszczyzno-ruszczyzną: „Narutis, no Narutis ja znała”. Ręką wskazuje miejsce, gdzie asfalt zamienia się w wąską wyboistą żwirówkę i prowadzi hen w pole. Po mniej więcej trzech kilometrach jazdy przez pola widać szpaler starych drzew, wśród nich drewniany parterowy dwór. Na nim od frontu flagi Litwy i Żmudzi. Gedyminas Šilinas, potężny Żmudzin z siwą brodą i włosami związanymi w kitkę, zaprasza do środka, choć nie spodziewał się gości. „Gdyby ten dom nie należał do Narutowiczów, tobym go nie kupił” – wyjaśnia, gdy siedzimy już przy naparze z syberyjskich ziół i żmudzińskiej nalewce. Šilinas przyjechał tu z Kłajpedy i Stanisław Narutowicz wciągnął go w swój świat. Ciemne wnętrze salonu to niemal prywatne muzeum. Meble stylizowane „na epokę”. W jednym kącie zegar, w drugim żółty piec kaflowy z kominem. Dwuskrzydłowe, przeszklone białe drzwi ze złotą kulą zamiast klamki mogą jeszcze pamiętać dawnych właścicieli. Ściany pełne książek: literatura o Narutowiczach – reprinty pootwierane na tytułowych stronach, jak na jakiejś ekspozycji. Przy wejściu oparte o szafkę tablice z wystawy poświęconej Narutowiczom, którą zorganizowano w miejskim muzeum.

Korzenie

Drzewo genealogiczne sporządzono odręcznie starannym pismem. Szczyt piramidki sięga przed rok 1700. Na rysunku nie widać tego, co zachowało się w przekazach. Podobno protoplasta rodu, Stanisław, pradziadek Stanisława i Gabriela, człowiek z inicjatywą i uparty, poślubił Annę Kossakowską dzięki podstępowi – wykradł ją z klasztoru w Telszach. Wszystko to musiało się dziać niedługo po 1812 roku, o którym Mickiewicz pisał: „O roku ów! kto ciebie widział w naszym kraju! / Ciebie lud zowie dotąd rokiem urodzaju. / A żołnierz rokiem wojny”. Wkrótce bowiem po odwrocie armii napoleońskiej znaczna część szlachty litewskiej, zarażona ideami wolności, zdecydowała się na zniesienie poddaństwa. Narutowiczowie uczynili to po osiedeniu się w Brewikach. W Auksztocie i na Żmudzi żyło wówczas wielu Polaków. Jerzy Żenkiewicz wymienia ponad tysiąc nazwisk polskiej szlachty. Tylko w okolicy Telsz mieszkali Andrzejewscy, Abramowiczowie, Bociarscy, Jankowscy. W Brewikach około 1819 roku Narutowiczom urodził się Jan. Dopiero o nim wiemy coś więcej. W spisie szlachty powiatu trockiego guberni kowieńskiej figuruje jego herb, co oznacza, że był właścicielem ziemskim. Trzykrotnie się żenił, z pierwszego związku miał Kazimierza i Annę. Naprawdę tajemnicze jest jego trzecie małżeństwo. Wiktoria Szczepowska – dobrze wykształcona, wychowana w środowisku arystokracji – wniosła mu znaczny posag i poprawiła sytuację materialną dworu. Do tego była młodsza od Jana o czternaście lat. Dlaczego wydano ją za zwykłego szlachcica, i to dużo starszego? Ludwik Krzywicki, znajomy Narutowiczów, w swoich wspomnieniach sugeruje, że rozwiązania tej zagadki należy szukać w odległym od Brewików o jakieś pięćdziesiąt kilometrów Renowie. Jego właścicielowi, baronowi Antoniemu Roenne, przypisuje bowiem ojcostwo Wiktorii. Nieślubną córkę baron miał „podarować” Janowi za to, że Narutowicz przyjął na siebie „winę” barona za udział w powstaniu styczniowym[6]. Jan poszedł do powstania jako jeden z pierwszych na Żmudzi, walczył pod komendą księdza Antoniego Mackiewicza, założyciela pierwszego powstańczego oddziału na Litwie, bohatera schwytanego i powieszonego dla postrachu w Kownie. Przypuszczenia Krzywickiego nie zgadzają się z informacją, którą o Janie Narutowiczu podaje Tadeusz Hołówko. Ten polityk, publicysta i biograf Gabriela Narutowicza pisze, że z racji podeszłego wieku Jan nie brał czynnego udziału w powstaniu. Należał natomiast do organizacji cywilnej, udzielał wydatnej pomocy okolicznym oddziałom, za co został aresztowany. Do powstania przystąpił natomiast syn Jana, Kazimierz. Jako szesnastoletni chłopak, uczeń szóstej klasy gimnazjum w Szawlach, prosto z wakacji uciekł z kolegami do partii Staniewicza. Odział powstańczy szybko rozbito, a Kazimierz został lekko rany w nogę. Po niedługim czasie wrócił więc do szkoły.

Drewniany dwór Narutowiczów w Brewikach, 2016 rok.

Jeśli naprawdę baron był ojcem Narutowiczowej, to przy odrobinie szczęścia mogła liczyć na potężne wsparcie materialne. Przekonujemy się o tym, oglądając muzeum w Renowie. Pałac po kapitalnym remoncie wygląda tak, jak został namalowany między 1875 a 1876 rokiem przez Napoleona Ordę: biały, klasycystyczny, parterowy, z kolumnowym portykiem i dwukondygnacjowymi skrzydłami oraz wielkim tarasem wychodzącym na kaskadowy ogród. Baron Antoni z braćmi został uwieczniony na wiszącej w pałacu fotografii. Wyraźnie już starszy, o surowym spojrzeniu, z gładko ogoloną twarzą i zakolami, niedbale wspiera się o balustradę. Rozchylony frak obnaża krągłość brzucha. W tle widać park – ten sam, po którym dziś przechadzają się goście muzeum. Szukając śladów dawnej potęgi rodu, za rzeką, przy ścieżce rwącej w górę, napotkamy różowy kamień polny z inskrypcją Roenne, taką jak na ręcznikach, porcelanie czy drogich pościelach. Nawet głaz nie mógł tu być niczyj. Wszystko w promieniu wielu kilometrów należało do rodziny.

Pewne jest, że Wiktoria miała z Janem dwóch synów. Stanisław urodził się w 1862 roku w Telszach, zapewne w czasie, gdy Jan wydzierżawił Brewiki, bo został sędzią powiatowym. Gabriel przyszedł na świat trzy lata później, już w rodzinnym majątku. Hołówko pisze, że między starszymi a młodszymi dziećmi Jana różnica dochodziła do dwudziestu lat. Wkrótce po narodzinach Gabriela Jan zaczyna poważnie chorować. Nieszczędzący złośliwości Krzywicki sugeruje paraliż postępowy, czyli kiłę układu nerwowego, która daje objawy psychiczne. I tu w historii rodziny Narutowiczów pojawia się kolejna tajemnica. Wiktoria z synami opuszcza chorego męża, by zamieszkać w pałacu w Renowie. Krzywicki widzi w tym dowód braku uczucia między małżonkami. Dodaje, że zachowanie Wiktorii tłumaczono brakiem woli, życiową niezaradnością, w co trudno mu było uwierzyć, bo Wiktorię znał. W Brewikach z ojcem zostaje córka z pierwszego małżeństwa, czternastoletnia wówczas Anna. Jednak najwyraźniej zadanie opieki nad chorym ją przerasta. Jan trafia do szpitala. W obłędzie wyskakuje przez okno z pierwszego piętra i umiera. Od narodzin Gabriela do śmierci Jana mija rok, podczas którego wszystkie relacje w rodzinie się zmieniają. Annę zabiera do siebie przebywający wówczas w Rosji brat Kazimierz. W Renowie tymczasem Wiktoria Narutowicz czyta Antoniemu Roenne (czy także i synom?) dzieła autorów oświecenia, w których idee wierzą. W pałacu zachował się imponujący, wykończony białym drewnem pokój biblioteczny. Przypomina współczesny dwupoziomowy apartament, z tą różnicą, że ściany obudowane są regałami. Strome, kręte, ażurowe schody wiodą nie do sypialni, ale na antresole pełne książek. Tak wygląda świątynia rozumu. Wiktoria, „sztywna i zawsze jakby wykrochmalona”, pasuje do tego zimnego wnętrza. Zapewne wpływ matki i jej zaufanie do autorów oświeceniowych zaważyło na tym, że Gabriel był człowiekiem niewierzącym. „W jednym pan Gabriel był jak skała twardy: w swoich poglądach bezwyznaniowych. Syna ani córki nie chrzcił”[7] – podkreśla Krzywicki z uznaniem. „Był zdecydowanym wrogiem klerykalizmu i oficjalnych dogmatów kościelnych”[8] – przyznaje Hołówko. W jego opowieści – spisanej na początku lat dwudziestych, tuż po tragicznej śmierci Gabriela – rodzina Narutowiczów wygląda zupełnie inaczej: to patriotyczny dom, żyjący mitem powstania styczniowego. Matka – troskliwa, rozumna, kochająca – opowiada synom, jak ojciec, niemal męczennik, dowoził powstańcom żywność. „Synowie odpłacali Matce ogromną miłością”[9] – pisze Hołówko. Niewątpliwie chłopcy, jak wiele dzieci z rodzin powstańców, dorastali w kulcie zrywu narodowego i w atmosferze żałoby po klęsce. Bronisław Piłsudski, brat Marszałka, wspominał, że po latach jeszcze brzmiały mu w uszach słowa psalmu Zygmunta Krasińskiego, którym matka, Maria z Billewiczów Piłsudska, kończyła wieczorne czytanie: „Będzie Polska w imię Pana”. Józef Piłsudski dzieciństwo w Zułowie wspominał jako sielskie, anielskie, z jednym wszakże zgrzytem, który zasępiał czoło ojca i wyciskał łzy z oczu matki, czyli wspomnieniem powstania 1863 roku. Podobnie było u Narutowiczów. Vaitekūnas pisze: „Bracia wychowywali się w otoczeniu, w którym WKL, wspólne powstania Polaków i Litwinów były nie tylko pięknymi opowiastkami, lecz faktami z życia ich rodzin. Z pokolenia na pokolenie opowiadano o uczestnictwie Narutowiczów (Naruciów) w różnych walkach o wolność. Może stąd obaj bracia obrali typową dla ówczesnej młodzieży drogę wolności i sprzeciwu wobec władz carskich. Tą drogą szli nie biedacy z miast i wsi, lecz dzieci z klasy średniej i bogatszej, natchnieni duchem rewolucji francuskiej «wolności, równości i braterstwa»”[10]. Ogromna była w tym rola najstarszego brata, Kazimierza, który często Stanisławowi (czy Gabrielowi także?) zastępował ojca.

Pierwszy z lewej, właściciel Renowa, baron Antoni Roenne, domniemany dziadek Stanisława i Gabriela, początek XX wieku.

Pałac w Renowie, 2016 rok.

W Renowie Wiktoria przebywała z synami prawie osiem lat. Bracia rozwijali talenty językowe, matka uczyła ich francuskiego, wynajęty przez barona nauczyciel ćwiczył niemiecki. Ale największy wpływ na chłopców wywarł Wawrzyniec Iwiński, czy raczej Laurynas Ivinskis, potomek drobnej szlachty z Użwentów, znany naukowiec i przyrodnik, żyjący litewskością. Zarabiał na utrzymanie, ucząc. Pracował u Ogińskich w szkole agronomicznej w Retowie, u Karpiów w Johaniszkielach. W Puzyniszkach koło Poniewieża udzielał lekcji Gabrielė Petkevičaitė, później przewodniczącej Kongresu Kobiet Litewskich, jednej z pierwszych parlamentarzystek na Litwie. Dlaczego baron Roenne zatrudnił właśnie jego? Musiał wiedzieć, że nauczyciel będzie lituanizował chłopców, i najwyraźniej mu to nie przeszkadzało.

Ivinskis przebywał w Renowie w latach 1869–1872. To właśnie wtedy, tuż po powstaniu styczniowym, ostatniej wspólnej walce Litwinów i Polaków, wileński generał-gubernator Michaił Murawjow, „Wieszatiel”, wpadł na szatański pomysł, by chłopski litewski lud zrusyfikować. Specjalnym dekretem zakazał drukowania tekstów litewskich łacińską czcionką i na jej miejsce wprowadził cyrylicę. Miał to być pierwszy krok do zrusyfikowania języka litewskiego.

To skonsolidowało Litwinów w buncie. Z jednej strony ślą prośby o zniesienie zakazu, z drugiej zaczynają działać: sprowadzają książki drukowane po litewsku w sąsiednich Prusach. Ivinskis jest kurierem, oprócz tego znanym wydawcą kalendarzy litewskich, w których prowadzi dodatek literacki, propagując twórczość pisarzy Litwinów. To on zaszczepi Stanisławowi miłość do folkloru żmudzkiego.

Gdy dzieci podrosły, matka wywiozła je do Lipawy (hist. nazwa Libawa). Małe, wówczas trzydziestotysięczne niemieckie miasteczko portowe w Kurlandii dzięki wpływowi baronów bałtyckich cieszyło się dużą samodzielnością. Nad Bałtykiem i Jeziorem Lipawskim wpływy rosyjskie wyraźnie ustępują germańskim. Protestancki kościół Świętej Anny stał tu już trzysta lat, podczas gdy cerkiew w carskiej dzielnicy Karosta dopiero się buduje. Rosja inwestuje w ten rejon. W 1876 roku doprowadza kolej, co pozwoli lepiej rozwinąć się portowi. Ale pociągami jeżdżą także ci, którzy w Lipawie szukają schronienia przed rusyfikacją. Tu powstają szkoły średnie z językiem wykładowym niemieckim. Przyjeżdżają więc z dziećmi Skirmuntowie, Rechniewscy, Narbuttowie. I pewna grupa powstańców, którym car w swej łaskawości pozwolił się tu osiedlić. Wiktorii Lipawę doradza Błażej Nowicki, ojciec chrzestny Gabriela. Miejscowe gimnazjum słynie z nauczania przedmiotów klasycznych, języków i przyrody. Narutowiczowa ma jednak kłopoty finansowe, Brewiki są zadłużone. Vaitekūnas twierdzi, że pomaga jej wtedy hrabia Michał Ogiński z Pługian. Namawia ją do ratowania posiadłości, a wierzycieli przekonuje, że wartość dworu jest o wiele niższa niż dług, w związku z czym zgadzają się na częściowe umorzenie. Wiktoria po spłacie należności staje się jedyną właścicielką Brewik. Podnajmuje je, by mieszkać w Lipawie. Zatrzymują się tam w domu brata Jana Narutowicza na ulicy Kąpielowej. Zdaniem Krzywickiego wszystko przebiega jeszcze prościej: baron Antoni Roenne kupuje im domek w Lipawie, do tego wyposaża ich w gotówkę.

Tak czy inaczej, aklimatyzacja w nowym miejscu przebiega bez problemów. Stanisław szybko zaprzyjaźnia się z Tadeuszem Rechniewskim, Gabriel z jego o rok starszym bratem Stanisławem. W domu Rechniewskich w Lipawie w latach siedemdziesiątych XIX wieku koncentruje się życie miejscowych Polaków. Gospodarz – z zawodu adwokat, który przeniósł się tu z Petersburga – urządza przyjęcia, tak zwane soboty, i przedstawienia amatorskie. Organizuje bibliotekę polską. Korzystają z niej obaj Narutowiczowie. To jednak tylko niewinne kółko samokształceniowe. Większy wpływ na obu braci wywrą przyjaciele. Bracia są jeszcze razem. Mają ze sobą stały, choć nie wiadomo, czy dobry, kontakt. Obaj są bardzo nerwowi. Ale coraz wyraźniej widać, że różnią się zainteresowaniami i temperamentem. Stanisław „z pozoru wyglądał na energiczniejszego niż Gabriel, któremu w Lipawie rozkazywał jak chłopakowi na posyłce”[11] – pisze Krzywicki. Nic w tym jednak dziwnego. Stanisław jest o prawie trzy lata starszy, w młodym wieku to duża różnica.

Od lewej: Stanisław, Kazimierz, Gabriel, bracia Narutowiczowie, lata 80. XIX wieku.

Starszy Narutowicz nie ma sprecyzowanych zainteresowań. Gabriel kształci się jakby trochę „obok” szkoły. Gimnazjum, jako się rzekło, kładzie nacisk na przedmioty klasyczne i przyrodę. Gabriel interesuje się przedmiotami ścisłymi. Pewnie dlatego jest średnim uczniem. Pasja poznawcza łączy go ze Stanisławem Rechniewskim. Mają po trzynaście, czternaście lat, gdy zakładają w domu Rechniewskiego laboratorium. I to jest dopiero zabawa! Pewnego dnia dwaj młodociani pirotechnicy doprowadzają do wybuchu i omal nie wysadzają pomieszczenia w powietrze. „Zdolności Narutowicza i zainteresowania jego naukami ścisłemi rozwinęły się samorzutnie”[12] – wspomina po latach Rechniewski, skromnie pomijając swój wkład.

Stanisław także dobrze się w tym czasie bawi, lecz inaczej. Wraz z kolegą Mieczysławem Dowojną-Sylwestrowiczem[13] biorą na cel nauczyciela, Edmunda Weckenstedta, który, chociaż nie zna języka litewskiego, z pasją bada litewski folklor. Ma ambicję wydać o nim rozprawę naukową. Stanisław i Mieczysław proponują nauczycielowi pomoc. Podrzucają to pieśń ludową, to opowiadanie, to porzekadło. I można sobie wyobrazić, że pękają ze śmiechu, bo wszystko zmyślają na poczekaniu. Fałszerstwo wyjdzie na jaw dopiero po latach, kiedy Weckenstedt opublikuje Die Mythen, Sagen und Legenden der Schamaiten (Mity, opowiadania i legendy Żmudzinów), a Jan Karłowicz[14] przeczyta pracę i złapie się za głowę.

Wakacje Narutowiczowie spędzają w Brewikach. „Najpiękniejszym miejscem na świecie był dla niego powiat telszewski, najszęśliwszym zakątkiem jego rodzinne Brewiki”[15] – pisała o Gabrielu Józefa Kodisowa. Gabriel (czy Stanisław także?) przez część lata gości u ojca chrzestnego, Błażeja Nowickiego. Przez całe życie najlepszy odpoczynek zapewniają mu włóczenie się z fuzją i jazda konna. Hołówko informuje, że gdy Gabriel podrósł, matka scedowała na niego faktyczną opiekę nad majątkiem. Chłopi darzą go sympatią, bo świetnie mówi po litewsku i manifestuje poglądy rewolucyjne.

Stanisław pod wpływem Tadeusza Rechniewskiego także płonie rewolucyjnym gniewem, czyta pismo „Narodnaja Wola” i pisemka rosyjskich rewolucjonistów. Ci zaś marzą o tym, by cara wysadzić w powietrze. Na studia starszy Narutowicz wybiera się do Petersburga, by zgłębiać prawo – prawdopodobnie ze względu na Rechniewskiego, który chce iść w ślady ojca, adwokata mającego w Petersburgu renomowaną kancelarię.

Gabriel kończy gimnazjum później, z powodu tajemniczego zatargu w siódmej klasie. Zostaje wtedy wydalony „na tle jakiejś swawoli”[16]. Wszyscy świadkowie tego wydarzenia solidarnie milczą. Pozwolono mu wrócić, lecz musiał powtarzać rok. Od tego momentu – gdy Stanisław ma dwadzieścia lat, a Gabriel siedemnaście – drogi braci Narutowiczów się rozchodzą.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Źródła ilustracji

s. 82  – Małopolska Biblioteka Cyfrowa.

s. 86, 89 (pałac) – fot. Agnieszka Rybak.

s. 89 (górne zdjęcie) – www.muziejusalka.lt.

s. 92  – Gabrjel Narutowicz – pierwszy prezydent Rzeczypospolitej. Księga pamiątkowa, Warszawa 1925.

Przypisy

Pożegnanie z Pogonią

[1]Brat pierwszego prezydenta Rzeczpospolitej Stanisław Narutowicz popełnił samobójstwo, „Nowy Czas”, 2 I 1933, s. 1; Samobójstwa brata ś.p. G. Narutowicza, „Gazeta Bydgoska”, 3 I 1933, s. 3.
[2]Ligos auka, „Žemaičių prietelius” 1933, nr 1, s. 5.
[3] W. Meysztowicz, Poszło z dymem, Londyn 1973, s. 5.
[4] S. Cat-Mackiewicz, Dom Radziwiłłów, Warszawa 1990, s. 26.
[5] A. Bumblauskas, Historia Litwy: koncepcje historyków a dominujące wizje przeszłości, w: Dialog kultur pamięci w regionie ULB, red. A. Nikžentaitis i M. Kopczyński, Warszawa 2014, s. 80.
[6] Chodziło o kary, jakie posypały się za udział w powstaniu: zesłania i konfiskaty majątków. Miały one nie tylko doraźny wymiar propagandowy, tj. zastraszanie, ale także szerszy cel – zmianę struktury własności na ziemiach podporządkowanych Rosji.
[7] L. Krzywicki, Wspomnienia, t. 3, Warszawa 1959, s. 237
[8] T. Hołówko, Prezydent Gabrjel Narutowicz (życie i działalność), przedm. A. Śliwiński, Warszawa 1924, s. 25.
[9] Tamże, s. 9.
[10] S. Vaitekūnas, Stanislovas Narutavičius, Wilno 2012, s. 427. Przytaczane w niniejszym rozdziale fragmenty tej książki przetłumaczył Krzysztof Kolankowski.
[11] L. Krzywicki, Wspomnienia, s. 239.
[12] S. Rechniewski, Z czasów gimnazjalnych i studenckich, w: Gabrjel Narutowicz. Pierwszy prezydent Rzeczypospolitej. Księga pamiątkowa, Warszawa 1925, s. 17.
[13] Mieczysław Dowojna-Sylwestrowicz – arystokrata, urodzony w latach czterdziestych XIX wieku w Żewliszkach, dziennikarz, poeta, publicysta, kolekcjoner litewskiego folkloru, kolporter prasy litewskiej, poeta, zafascynowany litewskim folklorem, który podania żmudzkie spolszczył; drukował po polsku ilustrowane pismo literackie dla Litwinów „Litwa”.
[14] Jan Karłowicz – etnograf, muzykolog, językoznawca, folklorysta, członek Akademii Umiejętności.
[15] J. Kodisowa, Ze wspomnień osobistych, w: Gabrjel Narutowicz. Pierwszy prezydent Rzeczypospolitej. Księga pamiątkowa, Warszawa 1925, s. 38. Autorka – Józefa z Krzyżanowskich Kodisowa, doktor filozofii i psycholog, feministka – prowadziła szeroką działalność oświatową; przyjaciółka i szwagierka Gabriela Narutowicza.
[16] T. Hołówko, Prezydent Gabrjel Narutowicz..., s. 14.