Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kiedy próby zapewnienia absolutnego bezpieczeństwa dzieci przez sterylne wychowanie pozbawiają ich życia smaku i radości, Malina i Jagoda, dwie dzielne dziewczynki, biorą sprawy w swoje ręce i przeprogramowują świat na lepsze. "Kosmos i malina" to bajka edukacyjna, z której dzieci nauczą się, że warto myśleć poza schematami, a wiara we własne kompetencje i poczucie sprawczości dziewcząt może zmienić nasz świat.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 48
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Publikacja powstała w ramach programu edukacyjnego programu edukacyjnego prowadzonego przezFundację Zaczytani.org i firmę Huawei
Wspólnie wspieramy 4, 5 i 10 Cel Zrównoważonego Rozwoju:
„Kosmos i malina” to bajka przeznaczona dla dzieci w wieku 9-12 lat, której celem jest budowanie pewności siebie dziewczynek oraz inspirowanie ich do rozwoju i podejmowania ról przywódczych w branży technologicznej..
Oprócz samej bajki, publikacja zawiera również treści merytoryczne przeznaczone dla rodziców i nauczycieli, które ułatwiają pracę z tekstem oraz podpowiadają, jak w praktyczny sposób rozmawiać z dziećmi o równości płci oraz w jaki sposób budować u dziewczynek poczucie sprawczości i wiary w swoje umiejętności czy kompetencje w dziedzinach ścisłych.
–Autorki bajki: Zofia Karaszewska i Sylwia Stano
–Ilustracje do bajki: Adam Fatyga
–Opracowanie merytoryczne materiałów bajkoterapeutycznych: Paulina Godek
–Opracowanie części eksperckiej: Iwona Chmura-Rutkowska
–Koordynacja merytoryczna: Agnieszka Machnicka oraz Michał Jakub Stępień
Spis treści
Bajka edukacyjna
Bajkoterapia
Bajkoterapia - co to jest?
Proces bajkoterapii
Bajkoterapia – pytania i odpowiedzi
Scenariusz zajęć indywidualnych
Scenariusz zajęć grupowych
Artykuł ekspercki
Była sobie raz dziewczynka, która miała bardzo troskliwych rodziców. Kochali ją ponad wszystko. Kupowali pluszowe chmurki przeróżnych kształtów, lalki z sukienkami przeszywanymi złotą nicią oraz kwiatowe filiżanki, żeby mogła podawać ulubionym maskotkom herbatę. Miała zabawki, gry, książki, ale z nikim nie mogła się bawić! Rodzice nie pozwalali jej wychodzić z domu, ponieważ bali się, że coś się dziewczynce stanie.
Nie dawali jej też do jedzenia nic poza owsianką, ryżem i białą czekoladą. Wierzono bowiem powszechnie w kraju, w którym mieszkali, że tylko jasne lub bezbarwne jedzenie jest dla dzieci zdrowe. Kolorowe owoce? Czerwone wiśnie i maliny? Pomarańczowe marchewki?
A nade wszystko pietruszka, koperek i szpinak?! Wszystko, co kolorowe i dzikie, zwłaszcza zielone, mogło okazać się bardzo niebezpieczne. Nie od dziś wiadomo, że muchomor dlatego jest trujący, że jest tak soczyście czerwony, a gorsze od niego jest tylko czerwone jabłuszko, którym macocha otruła Królewnę Śnieżkę. Dzikość w miasteczku i las wokół były ogromnym zagrożeniem, o którym codziennie dzieci uczyły się w szkole. Ich kraj zaś chciał być za wszelką cenę bezpieczny, o co dbał Urząd Ochrony i Bezpieczeństwa Dzieci.
Im mniej było jednak dzikości w dzieciach i na ich talerzach, tym dziksze i bardziej kwiatowe stawały się imiona, którymi je nazywano. Wyobraźnia dzieci też kwitła, spragniona kolorów. Miała więc Róża w pokoju stosy bloków rysunkowych, szkolny wyświetlacz, którym uwielbiała się bawić, książki oraz sztalugi, na których malowała jasne chmury i świetliste promienie słońca. I choć nie wolno jej było nikogo zapraszać do wspólnej zabawy, a kontakt z dziećmi miała tylko w szkole, głowa buzowała jej od szalonych pomysłów, bo w bajkach dziewczynki nie zawsze lubią być grzeczne.
Róża nosiła jasne sukienki, ale po kryjomu doszywała w nich pod podszewką kieszenie, w których chowała mleczne landrynki, kable i przenośne baterie. Ponieważ była niezwykle bystra, łamała zasady po swojemu – dużo czytała o mózgu i neuronach, a potem w nocy i w snach puszczała wodze fantazji. Kodowała wtedy w głowie nowy świat, który podobał jej się znacznie bardziej. Na przenośnym szkolnym wyświetlaczu tworzyła potem mapę pełną łaciatych gór i dzieci biegających po czekoladowych łąkach.
Były to miejsca pełne fantastycznych kwiatów i wielobarwnych, smakowitych potraw. Niestety, dania serwowane przez Kucharza Mdłowaniliowego, choć były bardzo pożywne i pełne składników odżywczych, miały konsystencję papki z grudkami. Różę często bolał po nich brzuch. Zagryzała posiłki białymi landrynkami, ale to nie pomagało. Dlatego w myślach coraz częściej projektowała świat, w którym śmietankowe torty latały na niebie zamiast chmurek, a w oknach nie wisiały firanki, tylko wata cukrowa. Czasami wysyłała swoje fantazje na wyświetlaczu do Hiacynta i Narcyzy, ale oni coraz niechętniej dodawali coś od siebie.
– Nie wysyłaj tylu głupot – powiedziała jej któregoś dnia Narcyza.
– Musimy skupić się na tym, co ważne – dodał Hiacynt. – Na lekcjach.
Powoli nic nie miało już smaku, nawet zabawa.
Po drugiej stronie miasteczka mieszkała bardzo podobna do Róży, choć zupełnie inna dziewczynka, której na imię było Jagoda. I choć rodzice również bardzo ją kochali, zachorowali, więc wychowaniem dziewczynki musiała zająć się babcia.
Babcia miała malinowe włosy i ku strapieniu wnuczki nic sobie nie robiła z własnego bezpieczeństwa ani bezpieczeństwa dzieci w ogóle. Chodziła boso po lesie, ćwiczyła jogę na trawie, zbierała dzikie zioła i podawała szpinak z mniszkiem lekarskim! Na mieście mówiono, że przyjaźni się z mieszkającymi w gąszczu tygrysami, a wieczorem zaplata wierzbom warkocze i wysiewa kwiaty – fantastyczne, kolorowe kosmosy – w szczelinach chodników miasta. Babcia miała różne tajemnicze zajęcia, najwięcej czasu jednak spędzała na swoich badaniach.
Co ciekawe, babcia Jagody była dzięki tym badaniom słynna na całym świecie, ale w miasteczku wszyscy o tym zapomnieli! Miała już wiele, wiele lat, ale jeździła jeszcze czasem na międzynarodowe konferencje albo prowadziła wykłady online dla lekarzy z całego świata, po których bardzo długo musiała odpowiadać na przeróżne pytania w wielu obcych językach. Namawiała też Jagodę do eksperymentów, własnych doświadczeń i poszukiwania tego, co sprawia jej prawdziwą radość.
– Nie przejmuj się, że nie wypada – mówiła. – Za moich czasów nie wypadało dziewczynkom kodować ani stawać w szranki z największymi geniuszami świata.
Czasy się zmieniły i teraz dzieciom nie wypadało jeść czereśni prosto z drzewa ani parzyć mięty, choć jej listki były tak rozkosznie mięciutkie i pachnące. Zielony był kolorem najbardziej niebezpiecznym i z tego względu w szkole najzacieklej eliminowanym. Babcia jednak miała w domu laboratorium, w którym nie tylko badała wszystko, co zielone, ale również mieszała, oglądała pod mikroskopem, a potem przelewała mikstury do buteleczek i pisała na nich różne nazwy, które niewiele jednak Jagodzie mówiły.
Dziewczynka po cichu zgadzała się z babcią, że kolory były ciekawsze niż ich brak, dlatego codziennie eksperymentowała z dwiema innymi skarpetkami na stopach. Lubiła też czasem ściągać skarpety, nawet te kolorowe, i biegać na bosaka po poduszkach mchów, a wczesną jesienią szurać w kolorowych liściach, co oczywiście nie było proste, bo wszystkie liście w mieście od razu grabiono lub wydmuchiwano za siedem gór i lasów. Tak samo zresztą jak owoce, które pojawiały się na drzewach. Jagoda za namową babci chowała czasem jabłka, gruszki i śliwki w dziuplach, żeby nikt ich nie odkrył, ale kiedy wracała, najczęściej po owocach nie było już śladu. W szkole jednak nie mówiła o babci ani o nich, ani o owocowych przepisach, które coraz bardziej lubiła wymyślać. Chciała być taka jak inne dzieci.
