Jesteś źrenicą Boga - Bp Artur Ważny - ebook

Jesteś źrenicą Boga ebook

Bp Artur Ważny

4,7

Opis

Książka jest zbiorem konferencji kerygmatycznych, jakie biskup Artur Ważny wygłosił podczas festiwalu „Strefa Chwały” w Starym Sączu w lipcu 2021 roku. Ideą tego festiwalu jest połączenie rekolekcji uwielbieniowych z wakacyjnym wypoczynkiem. Dlatego język, jakiego używa biskup Artur, charakteryzuje się prostotą, wieloma odwołaniami do sytuacji z życia codziennego, przystępną składnią i swobodnym stylem.

Jesteś źrenicą Boga to pierwsza pozycja z serii, która w zamierzeniu wydawnictwa Biblos ma złożyć się na kompletną – na tyle, na ile to możliwe – edycję wypowiedzi duszpasterskich biskupa Artura Ważnego.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 108

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (3 oceny)
2
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

 

 

 

 

© by Wydawnictwo BIBLOS, Tarnów 2022

 

 

Nihil obstat

Tarnów, dnia 03.06.2022 r.

ks. dr hab. Marek Kluz, prof. UPJPII

 

Imprimatur

OW-2.2/20/22, Tarnów, dnia 06.06.2022 r.

Wikariusz generalny

† Stanisław Salaterski

 

 

Redakcja: Monika Łabędź-Łakoma

Korekta: Monika Łabędź-Łakoma, Jonasz Zając

Skład: Łukasz Sady

Ornamenty na s. 11, 39, 79, 111: Mateusz Kowal

Projekt okładki: ks. Bartosz Chęciek

Ilustracja na okładce: iStock.com/Cannasue

Obraz olejny na okładce: Maciej Sroka

 

 

Druk: Poligrafia Wydawnictwa Biblos

 

 

ISBN 978-83-7793-878-2

 

 

 

 

 

Plac Katedralny 6, 33-100 Tarnów

14 621 27 77

 

[email protected]

www.biblos.pl

@wydawnictwobiblos

 

Od redakcji

Biskup Artur Ważny od lat jest kapłanem od spraw trudnych w diecezji tarnowskiej. Najpierw jako duszpasterz akademicki jeździł regularnie na Przystanek Woodstock w ramach akcji Przystanek Jezus, gdzie pomagał młodym ludziom uporządkować swoje, nieraz bardzo pogmatwane, życie i wrócić na łono Kościoła. Później został dyrektorem wydziału ds. nowej ewangelizacji, diecezjalnym egzorcystą i ojcem duchownym kapłanów, co wymagało od niego szukania zgoła innych sposobów dotarcia do serc i umysłów ludzkich. Jest jednym ze współzałożycieli wspólnoty małżeństw niepłodnych w Krakowie, a w Tarnowie duszpasterstwa związków niesakramentalnych. Ostatnio współorganizuje rekolekcje dla kobiet, które dokonały aborcji. Jak widać, nie boi się poważnych wyzwań i stara się być wszędzie tam, gdzie człowiek najbardziej potrzebuje duchowej pomocy.

Książka, którą trzymasz, drogi Czytelniku, w rękach, jest zbiorem konferencji, jakie biskup Artur Ważny wygłosił podczas festiwalu Strefa Chwały w Starym Sączu w lipcu 2021 roku. Ideą tego festiwalu jest połączenie rekolekcji uwielbieniowych z wakacyjnym wypoczynkiem. To po prostu spotkanie ludzi (całych rodzin), którzy chcą budować swoje życie na Bogu. Dlatego język, jakiego używa biskup Artur, charakteryzuje się prostotą, wieloma odwołaniami do sytuacji z życia codziennego, przystępną składnią i swobodnym stylem.

Jesteś źrenicą Boga to pierwsza pozycja z serii, która w zamierzeniu wydawnictwa Biblos ma złożyć się na kompletną – na tyle, na ile to możliwe – edycję wypowiedzi duszpasterskich biskupa Artura Ważnego. Zależy nam na upowszechnianiu słowa Kościoła, które z założenia otwarte jest na podjęcie dialogu ze współczesną kulturą. W ten między innymi sposób rozumiemy wypełnianie naszej misji diecezjalnej.

 

Bożeźrenice

 

 

Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego w 1999 roku papież przyjechał właśnie tutaj, do Starego Sącza? Pamiętam tę pielgrzymkę i to, co się wtedy wydarzyło. Byliśmy w drodze z Tarnowa do Starego Sącza. Trzysta pięćdziesiąt młodych osób szło piechotą przez trzy dni na spotkanie z Janem Pawłem II. I wtedy podano informację, że papież może nie przyjechać, bo jest chory. Następnego dnia rano widzę pewną studentkę, która idzie boso. Pytam ją: „Dlaczego idziesz boso?”. A ona mówi: „Dlatego, żeby przyjechał”. Wyobrażacie sobie trzydzieści kilometrów iść boso, aby papież przyjechał? Oczywiście, tego w racjonalny sposób nie da się wytłumaczyć. To może zrozumieć tylko serce. I o tym chcę mówić, bo serce ma swoje prawa. I o tych prawach serca chcę mówić, chcę krzyczeć, bo w tym jest kerygmat. To jest to, co jest pierwsze.

Papież Franciszek napisał, że nie ma nic lepszego, ważniejszego, pierwszego niż kerygmat i trzeba go zawsze głosić, w każdej próbie odnowy Kościoła, na każdym jej etapie. Myślę, że aktualnie przeżywamy tak trudny czas, że tym bardziej jeszcze mocniej musimy głosić kerygmat. Czyli to, co pierwsze. Czasami zdarza się tak w moim życiu – może tak też jest w waszym – że rano nie chce mi się wstać. Macie tak? Muszę się wam przyznać, że kiedy ostatnio wróciliśmy po całej nocy jazdy samochodem, to rano nie chciało mi się wstać na modlitwę i wyobraźcie sobie, że przez pięć minut byłem niewierzący. Dokładnie tak! Przez pięć minut byłem niewierzący, ponieważ mówiłem: Panie Boże, poczekaj, bo ja muszę sobie jeszcze trochę poleżeć. To jest właśnie ten moment, kiedy tak bardzo potrzebujemy tego, co pierwsze – czyli wiedzieć, że ON, Jezus, jest na pierwszym miejscu. Nie ja. To, co najważniejsze, jest pierwsze.

Chciałbym zacząć od Elifaza z Temanu – człowieka, który był jednym z trzech przyjaciół Hioba. To 42 rozdział Księgi Hioba. Tam przeczytacie takie słowa, które dla mnie są bardzo ważne (zwłaszcza od kiedy zostałem kilka miesięcy temu biskupem), mówiąc w przenośni – prześladują mnie. Dlaczego? Posłuchajcie zatem, co mówi Pan Bóg do Elifaza i do jego przyjaciół przez niego:

„Zapłonąłem gniewem na ciebie i na dwóch przyjaciół twoich, bo nie mówiliście o Mnie prawdy, jak sługa mój, Hiob. (…) Mój sługa, Hiob, będzie się za was modlił. Ze względu na niego nic złego wam nie zrobię, choć nie mówiliście prawdy o Mnie, jak mój sługa Hiob” (Hi 42,7-8).

To byli ludzie, którzy świetnie znali teologię i tłumaczyli Hiobowi, dlaczego cierpi. Poprawnie tłumaczyli. A Bóg przyszedł i powiedział: Nie mówicie o Mnie prawdy. „Nie mówicie o Mnie prawdy”. Te słowa są dla mnie bardzo ważne. Zwłaszcza teraz, gdy zostałem biskupem. Zatem mam do was prośbę, abyście się za mnie modlili, żebym zawsze mówił prawdę o Bogu.

Ktoś powiedział, że Pan Bóg mógłby nam wytoczyć proces o zniesławienie. Tak źle o Nim myślimy, takie dziwne rzeczy o Nim mówimy. Na przykład, idę cmentarzem i widzę napis na grobie: „Bóg tak chciał”. Spoczywa tu dwudziestoletni chłopak, który jechał motocyklem sto pięćdziesiąt kilometrów na godzinę w terenie zabudowanym i się zabił. Proszę wybaczyć, ale Bóg tak nie chciał. I ważne, żebyśmy o tym wiedzieli, że często myślimy i mówimy o Bogu straszne kłamstwa. Dlatego właśnie potrzebujemy kerygmatu. Potrzebujemy tego, co pierwsze, co najważniejsze. I o tym chciałbym mówić dzisiaj: podstawowa, pierwsza, cudowna prawda jest o tym, że jesteś źrenicą Jego oka. Każdy z nas. Słyszycie to? Jesteś źrenicą Jego oka, czyli On ciebie tak kocha, że jesteś w centrum. Jesteś na najważniejszym miejscu.

Przypomina mi się jeszcze jeden przykład: Kiedyś, będąc w Ziemi Świętej, na lotnisku w Tel Awiwie zauważyłem, że jacyś ludzie rozdawali ulotki. Było na nich coś napisane, jednak nie wiedziałem co. Domyśliłem się, że była to ulotka religijna. I tu ciekawa rzecz – w miejscu przeznaczonym na imię Pana Boga była plama, puste miejsce. Przewodnik wytłumaczył nam, że było tam dopisane: „Chcemy wam powiedzieć o tym, co robimy jako organizacja religijna, ale ponieważ nie wiemy, do kogo dotrze ta ulotka, to nie chcemy pisać imienia Boga, żeby nie zostało ono sprofanowane”. Dlatego nie napisali imienia Boga. Zobaczcie teraz na tetragram.

 

Źródło: Tetragram, wikipiedia.pl

Ciekawa rzecz, papież Benedykt XVI w 2008 roku poprosił Kongregację ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, żeby wydała taki dokument, żeby tetragramu nie używać w księgach liturgicznych w różnych tłumaczeniach. Wszystko po to, aby uszanować tradycję biblijną, gdzie to imię Boga jest niewypowiadane. W celu poznawczym, formacyjnym możemy go jednak użyć. Dlaczego zatem dzisiaj chcę wam pokazać imię Boga JHWH? Odpowiedź jest prosta, a zarazem zaskakująca: tam są Boże oczy, którymi my jesteśmy. Tutaj są Boże oczy. Ja w tetragramie widzę Boże oczy i widzę nas – mężczyznę i kobietę. W Księdze Zachariasza czytamy: „Bóg mówi: kto was dotyka, dotyka źrenicy mego oka” (por. Za 2,12). Jestem źrenicą Bożego oka! Jestem stworzony na Jego obraz i podobieństwo! Dobrze teraz uważajcie. Dwie litery alfabetu hebrajskiego – alef i szin – stanowią temat zarówno słowa „mężczyzna”, jak i słowa „niewiasta”: kolejno isz i isza. To, co jest charakterystyczne, a zarazem różnicujące dla słowa „mężczyzna” (isz), dodane do wspólnego tematu (alef i szin), to litera jot, którą widzimy na początku imienia Pana Boga JHWH (czytamy od prawej strony). To, co jest charakterystyczne, a zarazem różnicujące dla słowa „niewiasta” (isza), dodane do wspólnego tematu (alef i szin), to litera he, którą widzimy jako drugą w zapisie imienia Boga JHWH. Tak więc pierwsza litera w tetragramie, w zapisie imienia Boga JHWH, symbolizuje jakby mężczyznę. Natomiast druga litera w tetragramie symbolizuje jakby niewiastę (czwarta litera w tetragramie również jest literą he, ale odnosi się do innej sytuacji). To są źrenice Boga, którymi jesteśmy!

Papież Benedykt XVI w adhortacji Verbum Domini mówi, że warto czytać całe Pismo Święte oczami rabinów, oczami Starego Testamentu. Posłuchajmy więc – rabini mówią tak: jeśli mężczyzna i kobieta razem się ze sobą łączą, tak jak ich w zamyśle swoim Bóg stworzył – isz i isza – stanowią jedność. Mają wspólny temat – alef i szin – oraz dodatkowo dochodzą te dwie litery, które ich rozróżniają, czyli jot właściwe mężczyźnie i he właściwe kobiecie. Znaczy to, że jeśli mężczyzna łączy się z kobietą według Bożego zamysłu w jedno ciało, to między nimi jest zapisana połowa imienia Boga – JH… Stają się zatem obrazem Boga. Małżeństwo jako jedność jest obrazem Boga, który jest Trójcą.

Bóg zatem to wszystko przygotował. Dlatego jeśli mężczyzna z kobietą łączą się według zamysłu Bożego, to On jest w tym małżeństwie obecny. Między małżonkami obecny jest Bóg, niejako połowa Jego imienia. Są oni obrazem Boga. Jeśli natomiast – jak to niestety bywa dzisiaj – próbuje się tworzyć bardzo różne konfiguracje połączeń, albo jak w małżeństwie czasem jest tak, że żona ma pretensje do męża o to, że jest mężczyzną, a nie kobietą, i czasami mąż ma pretensje do żony, że jest właśnie kobietą, a nie mężczyzną, to wtedy próbują eliminować tę swoją różnorodność. Niekiedy nie akceptujemy swojej różnorodności męsko-żeńskiej w małżeństwie, czyli odrzucamy jot i odrzucamy he. Chcemy, żeby był tylko wspólny temat, a różnice płciowe eliminujemy. Wówczas – jak mówią rabini – pozostaje tylko temat składający się ze wspomnianych już liter alef i szin, które czyta się esz. Co znaczy esz po hebrajsku? Esz znaczy „ogień”. Rabini mówią: wtedy w małżeństwie jest „piekło”. Piekło, czyli miejsce, gdzie nie ma Boga. Nie ma obecności Boga. To jest w samym tym zapisie, w tetragramie. Już w samym zapisie imienia Boga JHWH widzimy, że Bóg nas stworzył na swoje podobieństwo i na swój obraz. To jest cudowna prawda.

Teraz kolejna prawda, którą odkryłem przed laty. Tu was zaskoczę, bo odkryłem ją, oglądając mecz mistrzostw Europy w piłce nożnej. Chcę nawiązać do technologii 3D. Dzisiaj nie jest już tak popularna jak kiedyś, gdy oglądałem mecz. Patrzę, a na ekranie telewizora są dwa obrazy tego samego boiska piłkarskiego. Obraz na ekranie jest jakby przepołowiony, a raczej dwa podobne obrazy boiska obok siebie. Kolega daje mi okulary i mówi: „Weź, nałóż”. Zakładam więc okulary i widzę trójwymiarowy obraz stadionu piłkarskiego. Eureka! Z dwóch obrazów dwuwymiarowych zrobił się jeden trójwymiarowy. Od razu pomyślałem o Księdze Rodzaju i o stworzeniu przez Pana Boga człowieka – mężczyzny i niewiasty. „Mężczyzną i niewiastą stworzył ich” (por. Rdz 1,27). Mam na ekranie jakby dwa podobne obrazy, mężczyznę i kobietę. Oczywiście patrzymy okularami wiary na te obrazy i one odsyłają nas do Boga, który jest Trójcą. Jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga. Małżeństwo mężczyzny i kobiety – małżeńska jedność – według zamysłu Bożego ma nas odsyłać do Boga, który jest Trójcą, do Jego planu miłości wobec nas.

Dlaczego dzisiaj w kulturze, w sztuce, w przekazie medialnym i społecznym, nawet naukowym, a raczej ideologicznym, tak bardzo atakowane są małżeństwo, rodzina, seksualność? Otóż rzeczywistość małżeństwa według Bożego zamysłu ma nas odsyłać do samego Boga, ponieważ – jak powiedział św. Jan Paweł II – małżeństwo jest kluczem interpretacyjnym nie tylko do Biblii, ale do całej historii zbawienia, a nawet do całej rzeczywistości. Przez znak małżeństwa mężczyzny i kobiety Bóg chce nam opowiedzieć o celu i sensie naszego istnienia i powołania. Ale to historia na osobną opowieść. Zachęcam tutaj do odkrycia i zgłębiania „teologii ciała” św. Jana Pawła II.

Święty Paweł napisze w Liście do Efezjan: „Załóżcie pełną zbroję Bożą” (Ef 6,11). I pierwsze słowa, jakie mówi, wyszczególniając elementy tej duchowej zbroi, to: „przepaszcie wasze biodra prawdą” (por. Ef 6,14). Ostrzega nas niejako, że pierwszą sferą naszego życia, która będzie narażona na atak kłamstwa i manipulacji, jest nasza seksualność, którą symbolizują biodra. Kłamstwo najpierw będzie chciało uderzyć w „biodra”, zafałszowując czy nawet redefiniując ludzką płciowość. Nasza seksualność zbliża nas do Boga, ma nas do Boga odsyłać. Jesteśmy Jego oczami. To jest cudowne, że Bóg tak to zapisał, żebyśmy o tym nie zapomnieli. „Kto was dotyka, dotyka źrenicy mego oka”. Poznając Boga, poznajemy siebie; poznając siebie, poznajemy Pana Boga.

Opowiada się anegdotę o rozpoczęciu pewnej letniej olimpiady w XX wieku. Przywódca kraju, który organizował owe igrzyska sportowe, podobno wyszedł na mównicę, by je otworzyć oficjalną formułą. Podano mu kartkę i miał tylko przeczytać to, co było tam napisane. Zaczął więc czytać: „o… o… o…”. Podbiegł do niego jego sekretarz i mówi: „Tego się nie czyta, to są kółka olimpijskie”.

Chrześcijaństwo to swego rodzaju duchowe zawody sportowe, które można oznaczyć pewnym znakiem rozpoznawczym, swoistymi kółkami olimpijskimi. Pięć „o” to symboliczne pięć wyrazów: 1. Obecność, 2. Osoba, 3. Oblicze, 4. Obrzęd, 5. Obyczaj.

Dzisiaj niektórzy ludzie mówią, że nie ma Boga. A chrześcijaństwo mówi, że Bóg jest – jest OBECNOŚĆ. Dzisiaj niektórzy mówią, że Bóg może i jest, ale nie jest osobą, tylko jest energią. A jednak Bóg jest OSOBĄ. Czasami ktoś mówi, że można na przykład rozmawiać z jakimiś bytami, które są energią kosmiczną. Czy można z energią rozmawiać? Czy można iść do gniazdka i rozmawiać z prądem elektrycznym, rozmawiać z energią? Raczej nie – to z osobą można rozmawiać. Powiem wam coś więcej. Chrześcijaństwo mówi, że ta Osoba ma OBLICZE, ma twarz; że Syn Boży stał się człowiekiem, ma ciało, można popatrzeć w Jego oczy. Bogu można popatrzeć w oczy w Chrystusie. Ale skoro Go spotykam, to między tymi, którzy się kochają, jest pewien OBRZĘD, pewien rytuał; są pewne zwyczaje, które służyć mają temu, żeby ta miłość trwała, żeby się nie zerwała. Dla nas to jest liturgia, to są sakramenty, to jest dotykanie Jezusa, to jest bliskość z Nim. Potem pojawia się w konsekwencji OBYCZAJ, czyli moralność. Tak żyję, żeby się podobać temu, kogo kocham. Tak jak On sobie życzy, jak Jemu jest to miłe. Wtedy jest obyczaj, Dekalog, to, co mamy robić na zewnątrz, co widać.

Takie jest więc chrześcijaństwo, taki jest nasz Bóg, który nas zaprasza do udziału w duchowej olimpiadzie. Jak mówi św. Paweł: „W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem” (2 Tm 4,7). Nasze życie jest uczestnictwem w olimpiadzie, w zawodach sportowych – i one mają swoje reguły, swoje zasady, swoje przepisy. Ważne zatem jest to, żeby je odkryć. I Bóg od samego początku pozwala nam je odkrywać i zaprasza do zaangażowania: „Walcz w dobrych zawodach o wiarę, zdobywaj życie wieczne: do niego zostałeś powołany” (1 Tm 6,12).

W Księdze Rodzaju czytamy: Bereszit bara Elohim. Rabini tłumaczą bereszit bara jako „na początku zrodził Bóg”. Przez długi okres czasu było to tak właśnie tłumaczone, czyli „zrodził”. Nie tyle stworzył, ile zrodził. A więc mamy rodzaj męski, Elohim – Boga – i to, co jest wpisane w kobiecość, czyli fakt rodzenia życia. Mamy ojcostwo oraz macierzyństwo. Już na samym początku. Bóg nam pokazuje, że w Nim jest pełnia życia i miłości. Właśnie ojcowskiej i macierzyńskiej.

Więcej, spójrzmy na obraz stwarzania świata w Księdze Rodzaju. Czytamy tam, że Bóg powiedział i stało się, i zobaczył, że było dobre. Pojawia się słowo „POWIEDZIAŁ”, czyli stworzył słowem, i pojawia się „widział”, czyli SPOJRZENIE. Spojrzenie też stwarza. Słowo stwarza i spojrzenie również. Jeśli mój pięcioletni siostrzeniec chce coś zrobić i chce, żeby go tato pochwalił, to tylko patrzy, czy tato to widzi. Albo jeszcze woła: „tato!”. Co to oznacza? Tato musi zobaczyć i wypowiedzieć aprobatę. Tato go w ten sposób stwarza. Temu chłopcu coś się udało zrobić i chce się pochwalić. Tato widzi i mówi: Okej, idziesz dalej. On go stwarza. Oczy stwarzają i słowo stwarza.

Zwróćcie uwagę, że są różne stereotypy na temat tego, co jest męskie, a co żeńskie, ale ja cały czas chciałbym odwoływać się do tego, co biblijne. Tak więc biblijnym atrybutem tego, co męskie, jest SŁOWO, a biblijnym atrybutem tego, co żeńskie, jest SPOJRZENIE. Bóg nam o tym mówi. Mówi, że jest Ojcem wiernym, Jego miłość jest wierna i stała. Bardzo potrzebujemy Jego słowa, które nas stwarza, które rozdziela, ustala granice; które jest jak skała, które podnosi. To jest słowo Ojca. Bóg zachowuje się również jak kochająca matka. Potrzebujemy Jego spojrzenia, które nas akceptuje, przyjmuje bez warunków, wyraża podziw i uznanie, wzrusza się na nasz widok i raduje.

Mamy różne doświadczenia związane z ojcem i to jest nasz problem, ponieważ przenosimy je na Boga. Skoro słyszymy, że jest Tatą, że jest Ojcem, to bardzo szybko, automatycznie przenosimy na Boga doświadczenia relacji z naszym ziemskim ojcem, które często są trudne. TymczasemBóg nie jest jak ojciec, Bóg jest Ojcem. To różnica. „Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym Ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie” (Mt 23,9). Bóg jest Ojcem. To nasi ojcowie mają być jak On, a nie On ma być jak nasi ojcowie. Musimy więc wielką pracę wykonać w naszych umysłach i sercach, żeby to przemienić.

Nieraz rozmawiałem z młodymi ludźmi. Przez dziesięć lat byłem duszpasterzem akademickim i słuchałem ich opowieści o ojcach, których albo nie było, albo nie interesowali się swoimi dziećmi. O ojcach, którzy odeszli, bo powiedzieli, że nie będą z mamą, ale też nie będą z dziećmi. Jak zaufać Bogu, który jest Ojcem, bo może w jakimś momencie odejdzie, tak jak nasz ziemski ojciec zawiódł, odszedł? To jest problem, żeby przyjąć Boga, który jest Tatą. Tyle że Jego słowo jest wierne, stałe, konsekwentne, bezpieczne. Tak zapewnia prorok Izajasz: „Bo góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi od ciebie (…), mówi Pan” (Iz 54,10).

Nieco zaś wcześniej słyszymy u tego samego proroka Izajasza: „Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie” (Iz 49,15). W Tarnowie oraz w wielu innych miastach w Polsce są okna życia. Więc czasem jest tak, że niewiasta może zapomnieć. Z różnych powodów – nie chcemy oceniać. Bóg natomiast mówi: Ja cię nie zapomnę. To spojrzenie mamy jest tak bardzo potrzebne i doświadczenie jej miłości, które Bóg nam chce dać. Ale czasami mama zawodzi. Czasami mama tej swojej miłości totalnej, za darmo, czułej, wrażliwej, bezinteresownej nie przekazuje swojemu dziecku. A miłość mamy właśnie taka jest. Taka powinna być.

Widzę, że jest tu sporo mam. Wy rozumiecie. Właśnie kiedy nosisz dziecko pod sercem, to jest to piękny obraz Boga, który kocha za darmo, który kocha bezinteresownie. Mama tak właśnie kocha. To dziecko jeszcze nic nie robi, jeszcze nic jej nie daje, jeszcze się nie uśmiecha, jeszcze nie posprząta, jakby może chciała, a mama już je kocha. Jeśli tego nie doświadczam, nie widzę u mojej mamy, to jest to problem. Niestety czasami jest też tak, że mama totalnie zawłaszcza dziecko, że ta jej miłość jest zaborcza.

Kiedyś w znajomej rodzinie urodziło się małe dziecko. Jego starszy, czteroletni braciszek pyta się zazdrośnie mamy: „A kiedy mnie włonisz?”. Tak sobie wymyślił. Słyszał o łonie, że w łonie jest braciszek, i on też bardzo chciał być „włoniony”, żeby być tak bliziutko mamy. Niektóre mamy mają taką tendencję, żeby „włonić” dziecko, nawet takiego trzydziestoletniego syna. Więc czasami jest też taki problem z mamami, że nas nieumiejętnie kochają. A jednak Pan Bóg zaryzykował, że właśnie w taki sposób chce nam objawiać siebie i swoją miłość.

Papież Benedykt tak napisał w encyklice o miłości: „Źródłem radości chrześcijańskiej jest pewność, że Bóg nas kocha. Kocha nas osobiście nasz Stworzyciel. Ten, który dzierży w swoich rękach cały świat” (Deus caritas est, 39). Czujecie to? Ten, który stworzył cały świat i trzyma w swoich rękach cały świat, zna cię po imieniu. Nie ma z tym problemu, żeby twoje imię wypowiedzieć.

Niedawno jeden z moich uczniów po wielu latach został zakonnikiem. Będąc na jego prymicjach, podszedłem do stołu, przy którym siedziała grupa młodych ludzi. Były tam dwie dziewczyny, które kiedyś uczyłem, a którym obecnie z Kościołem było nie po drodze. Podszedłem do nich i mówię po imieniu do jednej, i się przytulam; i mówię po imieniu do drugiej, i się przytulam. A potem ten młody zakonnik mówi mi, że gdy siedział z nimi przy stole po tym powitaniu, to one o niczym innym nie myślały, tylko o tym, że ksiądz pamięta ich imiona prawie po trzydziestu latach.

Ten, który stwarza cały świat, trzyma w rękach cały świat – jak pisze papież Benedykt – osobiście cię zna. Twoje imię zna. Pewnie bywa też tak, że jeśli jesteś w jakiejś udręce, cierpieniu, samotności czy smutku, to zaczynasz myśleć: nikt o tym nie wie. To nieprawda, bo On właśnie doskonale o tym wie. Czasem myślimy, że właśnie nas zostawił i nie chce dla nas tego, co najlepsze. Tymczasem On nas traktuje jak dzieci i chce zawsze tego, co najlepsze. Ile razy widziałem w sklepie, jak mama bierze jakiś produkt z półki i sprawdza: termin ważności, skład, czy nie ma tam konserwantów i sztucznych barwników. Wszystko po to, aby kupić swojemu dziecku najlepszy towar, bo nie chce mu zaszkodzić.

Pan Bóg zawsze daje nam to, co najlepsze. To, co się z Jego strony dzieje w naszym życiu, nigdy nie jest po to, żeby nas skrzywdzić. Słowo Boże o tym mówi, że On się o nas troszczy, że On o nas dba. „Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, to o ileż bardziej Ojciec wasz, który jest w niebie, da to, co dobre, tym, którzy Go proszą” (Mt 7,11).

Trzeba wyrzucić z głowy kłamstwo o Bogu, że On chce źle dla nas – swoich dzieci. Żaden ojciec i matka, normalni, zdrowi, nie chcą czegoś złego dla swojego dziecka. Nasz Bóg też tego nie chce dla ciebie. Niczego złego nie chce dla ciebie. Nie jest autorem zła w twoim życiu.

Czasem myślimy, że pierwsze przykazanie to jest „kochać Boga”. I to nawet jako ksiądz myślałem przez jakiś czas, że to jest pierwsze – kochaj Boga. Tymczasem pierwsze jest „przyjmij miłość”. Jak mam kochać, kiedy nie mam miłości? Z czego mam kochać? Jak ktoś nie doświadczył miłości, to jej nie da. My nie jesteśmy źródłem miłości. Bóg pierwszy nas umiłował. To On daje nam miłość. Jestem jak gąbka – czym nasiąknę, to później daję. Sam z siebie jestem pusty, suchy, nie dam miłości, więc mam przyjąć Jego miłość.

W Starym Testamencie czytamy: „Słuchaj, Izraelu (…). Będziesz miłował” (por. Pwt 6,4). SŁUCHAJ. Bóg chce do ciebie mówić, czyli chce ci dawać miłość. Jego słowa nie są niczym innym jak miłością. „Izrael” to jest ktoś walczący z Bogiem. To też jest niesamowite. Ja z Nim ciągle walczę, a On mnie nieustannie kocha, On mi daje miłość. On lubi takich, którzy są krnąbrni, którzy są tacy soczyści, którzy mówią Mu prawdę. Stają przed Nim i mówią Mu wszystko, co czują. Nie udają przed Nim. Buntują się czasem, nie zgadzają, walczą. Nie są hipokrytami, czyli nie żyją w masce, ale właśnie stają przed Nim prawdziwie. On wtedy mówi: Słuchaj, kocham cię. Kocham cię wciąż, ale posłuchaj.

Przypomina mi się historia z mojego rodzinnego domu. Kiedyś mój tato chciał wyjąć mi haczyk, który wbił mi się w palec, gdy przygotowywaliśmy się, by iść łowić ryby. Do dziś to pamiętam, jak go wyciągnął. Najpierw wziął mnie w ramiona, przytulił, a dopiero potem nastąpiła straszna operacja wyciągnięcia tego haczyka. Zatem najpierw jest przytulenie, najpierw jest miłość. „Słuchaj”, czyli przyjmij miłość. Ja wiedziałem, że to jest miłość, że to, co zrobi mój tato, nie będzie w związku z tym, że chce mnie skrzywdzić, ale w związku z tym, że mnie kocha.

SŁUCHAJ. On jest pierwszy w miłości. To nie my umiłowaliśmy Boga, tylko On pierwszy nas umiłował. „My miłujemy Boga, ponieważ Bóg sam pierwszy nas umiłował” (1 J 4,19). Najpierw jest dar, a potem jest przykazanie. Najpierw otrzymuję dar miłości, a potem słyszę: „Ten trwa w mojej miłości, kto zachowuje moje przykazania” (por. J 15,10). Jeśli chcę w tej miłości trwać, to zachowuję przykazania. Tak jak Jezus zachowuje przykazania Ojca i trwa w Jego miłości. Ale najpierw otrzymujemy miłość. To jest dar. Ja przyjmuję miłość, a potem jest to przykazanie. Mam odpowiedzieć: „kocham”. I wtedy to działa. Inaczej to byłoby okrutne. Jak mogę kochać, kiedy nie otrzymałem miłości? Nie jestem źródłem miłości. Tylko Bóg jest źródłem miłości.

Znam takie małżeństwo, które ma dwoje niepełnosprawnych dzieci, już ponad trzydziestoletnich. Razem z mężem kochają te dzieci jeszcze bardziej niż zdrowe. Może ktoś z was tak ma, że ma chore dziecko i widzi, ile uwagi musi temu dziecku poświęcić. Widzi, ile więcej czasu, zainteresowania, kreatywności musi mu dać, żeby móc je kochać, utrzymać przy życiu, zapewnić bezpieczny rozwój. Bóg szczególnie kocha tych, którzy się źle mają. Szczególnie umiłował grzeszników. „Gdzie jednak wzmógł się grzech, jeszcze obficiej rozlała się łaska” (Rz 5,20). Czasem widziałem, jak moja mała siostrzenica się wywracała, wpadała w błoto i taka cała pobrudzona i zakrwawiona biegła do swojej mamy. I co robiła mama, mimo że była pięknie ubrana? Przytulała ją. Aż mnie ciarki przechodziły. Taka czysta sukienka, a ta mała się wtulała w mamę. Nie liczy się brud, nie liczy się to, że sukienka będzie zakrwawiona, tylko to, że ta dziewczynka, moja córeczka cierpi i potrzebuje pomocy.

Bóg tych, którzy źle się mają, jeszcze bardziej kocha. On przychodzi do mnie i patrzy na mnie jak na dziecko, chociaż jestem pobrudzony. Potem się zajmuje tym brudem i tą krwią, ale najpierw mnie przytula, bo wie, że ja potrzebuję tej bliskości. On daje swoją łaskę tam, gdzie jest grzech. Jeszcze większą. Papież Jan Paweł II, święty papież, w encyklice o Odkupicielu tak pisze: „Człowiek nie może żyć bez miłości. Pozostaje dla siebie istotą niezrozumiałą. Jego życie jest pozbawione sensu. Jeśli nie objawi mu się Miłość, jeśli nie spotka się z Miłością, jeśli jej nie dotknie i nie uczyni w jakiś sposób swoją, jeśli nie znajdzie w niej żywego uczestnictwa”, nie potrafi żyć (Redemptor hominis, 10). Tak patrzymy na to, co się dzieje wokół, i widzimy, jak bardzo świat krzyczy o miłość. Świat nie zna Boga, bo nie zna Bożej miłości i dlatego tak bardzo krzyczy. Świat nie umie żyć i nie znajduje sensu. Tak wielu źle mówi o miłości, tak wielu nie rozumie miłości.

Podobno w chińskim języku są cztery różne intonacje. Jedno słowo może być wypowiedziane w różnych intonacjach i co innego znaczyć. Chociażby taka sylaba ma. W zależności od tego, jak ją powiemy, może znaczyć co innego. Ma może znaczyć „mama”, może znaczyć „koń”, może znaczyć „konopie” i może znaczyć „przekleństwo”. Podobnie różnie możemy myśleć i mówić o miłości. Możemy mówić te same słowa, a mogą znaczyć co innego.

Niestety podobnie możemy tak o miłości myśleć i mówić, a w konsekwencji kochać, że to będzie przekleństwo. Nie rozumiemy miłości bez Boga. Źle mówimy o miłości. Nie znamy tej Bożej melodii i tak fałszujemy, że się nie da grać, że się nie da żyć. Tak bardzo potrzebujemy usłyszeć ten prawdziwy głos Bożej miłości, doświadczyć Bożej miłości, żeby choć trochę prawdziwie umieć o niej myśleć, mówić i nią żyć.

Pamiętam, jak w mojej pierwszej parafii w Limanowej chodziłem przez park do szkoły, w której uczyłem dzieci do pierwszej komunii. Przechodząc przez ten park, mijałem piaskownicę. I do dziś pamiętam małe dziecko, które robiło tam babki z piasku i potem lizało palec. Zatrzymałem się i pytam: „Jak smakuje palec?”. A ten mały, taki skonsternowany, patrzy się na mnie i tak po chwili mówi: „Siam śplóbuj”. Sam spróbuj. Chodzi o to, że nie mogę doświadczyć miłości – to znaczy: nie mogę nic powiedzieć o miłości mądrego – jeśli jej nie doświadczę. A jeśli jej źle doświadczę, to będę mówił nieprawdziwe rzeczy. W takich tonacjach, które nie mają wiele do powiedzenia o miłości.

I ostatnia rzecz, którą chcę powiedzieć, dotyczy tajemnicy Trójcy Świętej. Kiedyś jechałem z moim tatą całą noc samochodem. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach, żeby nie zasnąć. I w pewnym momencie zapytałem:

– Tato, a co by to było, gdyby Ojciec, Bóg Ojciec, pokłócił się z Synem Bożym?

– Ee, głupoty gadasz. Gdyby Bóg Ojciec pokłócił się z Synem Bożym, nie byłoby Ducha Świętego.

Nie byłoby Ducha Świętego… Co mówi słowo Boże? „Ojciec sam was miłuje” (J 16,27). Jezus mówi: „Ja was umiłowałem”(J 13,34). Czyli każdy z osobna nas miłuje. Ojciec nas miłuje i Syn nas miłuje. Czytamy też, że Ojciec umiłował Syna i Syn umiłował Ojca. A Jezus mówi: „Chcę, aby miłość, którą Ty Mnie umiłowałeś, w nich była, i Ja w nich” (por. J 17,26). O co chodzi? O to, że dobrze, kiedy tato mnie kocha, dobrze, kiedy mama mnie kocha, ale najlepiej, kiedy jeszcze kochają siebie nawzajem, a potem mnie razem jako rodzice. To jest ta wyjątkowa miłość, której tak bardzo potrzebujemy wszyscy.

Rozmawiałem z dwudziestoczteroletnią dziewczyną, która mówi: „Moi rodzice się rozwodzą. Ich wspólna miłość nie jest już dla mnie. Co z tego, że tato mnie kocha – to dobrze, mama mnie kocha osobno – to dobrze, ale nie mam ich wspólnej miłości. Tak bardzo potrzebuję ich miłości”. I to jest jeden z poważniejszych problemów dzisiaj. Pamiętacie tę akcję billboardową w Polsce „Mamo, tato, kochajcie się”? Cudowny billboard! Mamo, tato, kochajcie się! – to znaczy o wiele więcej niż przesłanie, które później pojawiło się w kontrze. Też piękne: „Mamo, tato, kochajcie mnie”. I to jest dobre, ale to za mało. To nie wystarczy. Bóg chce o wiele więcej dla nas. Nie tylko: mamo, kochaj mnie, i tato, kochaj mnie, ale kochajcie się, bo to jest ten rodzaj miłości, która sprawia, że pełnia miłości jest w naszym życiu. To wszystko dlatego, że jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga. Jesteśmy źrenicą Jego oka.

Mam teraz taką prośbę, żebyśmy na koniec naszego dzisiejszego wieczoru pomodlili się o doświadczenie Bożej miłości. O doświadczenie miłości Boga, który nas kocha jako Tato, i Boga, który nas kocha jako Mama, i Boga, który nas kocha w Duchu Świętym, „ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego” (Rz 5,5). To jest ta miłość Ojca i Syna, którą też otrzymujemy. Wspólna ich miłość wzajemna. Jesteśmy wykąpani w miłości Boga. Jesteśmy źrenicą Jego oka i tak jak źrenica potrzebuje nawilżania, tak Bóg cały czas chce nas zanurzać w swojej miłości. To jest pierwsza, podstawowa prawda duchowa, prawda serca. Więc zapraszam was do modlitwy.