Jestem po rozwodzie i co dalej - ks. Artur Cieślik - ebook

Jestem po rozwodzie i co dalej ebook

ks. Artur Cieślik

4,1

Opis

Statystyki są zatrważające – co czwarte małżeństwo w Polsce się rozpada. Dla wielu ogromnym problemem jest brak możliwości uczestniczenia w życiu Kościoła i parafii. Czują się samotni, potępieni i nie wiedzą, do kogo udać się po pomoc. - Czy rozwiedzeni mogą uczestniczyć we mszy świętej? - Kiedy mogą przyjmować komunię świętą? - Czy rozwodnik może być świadkiem chrztu? - Kiedy można starać się o unieważnienie małżeństwa? „Jeśli choć jeden duszpasterz zapragnie bardziej pochylić się nad życiem małżeńskich rozbitków, to już będzie coś. Mam nadzieję, że takich osób znajdzie się o wiele więcej. Z tą nadzieją chcę oddać w ręce Czytelnika książkę, której celem jest właśnie przywracanie nadziei tym, którzy zagubili ją w obliczu małżeńskich niepowodzeń”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 109

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (8 ocen)
4
1
3
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Ks. Andrzej Cieślik

Jestem po rozwodziei co dalej...

Wydawnictwo SALWATOR Kraków

Wstęp

W 2008 roku, według danych Głównego Urzędu Statystycznego, rozwiodło się w Polsce 65,5 tysiąca małżeństw1. W rekordowym pod tym względem roku 2006 było ich aż 71,9 tysiąca. Biorąc pod uwagę, że w 2008 roku zawarto 257,7 tysiąca małżeństw, można wyliczyć, że na każde cztery zawarte małżeństwa przypadał mniej więcej jeden rozwód. Z podanej liczby rozwodów wynika, że 130 tysięcy osób w ciągu jednego roku przeżyło coś, co psychologowie zgodnie określają jako jedno z najtragiczniejszych wydarzeń w życiu człowieka. Gdyby założyć, że każde z tych małżeństw miało dwoje dzieci (a nie 1,3 jak wskazuje obecny współczynnik dzietności w Polsce), to do owych 130 tysięcy małżonków należałoby dodać 130 tysięcy dzieci, które w nie mniejszym, a często większym niż rodzice stopniu odczuwają psychologiczne skutki rozwodu. Mamy więc do czynienia z grupą osób będących odpowiednikiem ćwierćmilionowego miasta. I tak każdego roku.

Dlaczego ludzie się rozwodzą? Tu też statystyki dostarczają zaskakujących danych. Najczęstszą przyczyną rozwodów nie są, jak by się mogło wydawać, zdrada, alkoholizm, problemy finansowe czy przemoc, lecz… niezgodność charakterów, którą jako powód podaje prawie jedna trzecia wszystkich rozwodzących się par małżeńskich.

Większość tych małżeństw to katolicy, którzy ślubowali sobie przed Bogiem miłość, wierność i uczciwość małżeńską „w zdrowiu i w chorobie, w dobrej i złej doli, aż do końca życia”, a formułę przysięgi małżeńskiej kończyli słowami „i że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy jedyny, i wszyscy święci”. Wytrzymali kilka, czasem kilkanaście lat. Potem coś zaczęło się psuć, wreszcie nastąpił całkowity rozkład. Mają świadomość, że ich sakramentalne małżeństwo trwa nadal. Wiedzą, że zgodnie z nauczaniem Kościoła, które przyjęli – przynajmniej deklaratywnie – zawierając małżeństwo, nie mogą zawrzeć powtórnego związku, jeśli pierwszy był zawarty ważnie, a współmałżonek żyje. Dla jednych nie ma to większego znaczenia. Dość szybko zawierają nowy, cywilny związek lub łączą się z drugą osobą w sposób nieformalny. Inni przez długie lata przeżywają ogromne dylematy, są nieufni, a kiedy kogoś poznają, targają nimi moralne i religijne wątpliwości. Są wreszcie i tacy, którzy, mając na uwadze wierność złożonej przysiędze, postanawiają pozostać samotni, co wiąże się z możliwością, choćby tylko teoretyczną, odbudowania sakramentalnego małżeństwa.

Przez siedemnaście lat posługi kapłańskiej, dziesięć lat duszpasterzowania małżeństwom niesakramentalnym, wreszcie siedem lat pracy w Diecezjalnym Centrum Służby Rodzinie i Życiu w Sosnowcu poznałem dość dobrze każdą z tych kategorii osób. Ci, którzy przychodzili porozmawiać z księdzem (czasem oprócz tego z psychologiem, pedagogiem czy prawnikiem), mieli jeden wspólny cel: chcieli się jakoś odnaleźć w Kościele w swojej nowej sytuacji. Wielu z nich, przekonanych o znikomej lub wręcz żadnej winie ponoszonej za rozpad sakramentalnego małżeństwa, miało do Kościoła żal, że nie dopuszcza ich do pełni życia sakramentalnego lub dopuszcza pod takimi warunkami, które wydają im się niemożliwe do spełnienia. Inni, pogodzeni niejako z losem, szukali możliwości odnalezienia się w Kościele mimo aktualnych ograniczeń. Jeszcze inni, nie wiedząc, jakie rozwiązanie wybiorą na przyszłość, pytali o moralne i religijne konsekwencje wyboru różnych dróg życiowych. Wielu odchodziło pokrzepionych. Nikomu z nich nie musiałem powiedzieć, że Kościół nie ma dla niego żadnej propozycji. Czułem, że jako chrześcijanie nie mogą pozostać bez duszpasterskiej pomocy. Kościół mnie po raz kolejny nie zawiódł. Studiując jego nauczanie, zwłaszcza to, co napisał Jan Paweł II, mogłem każdemu z przychodzących „eksmałżonków” zaproponować drogę, która konsekwentnie realizowana doprowadzi go nie tylko do zbawienia, ale także do pełnej jedności z Kościołem i do sakramentalnego życia.

Najłatwiej byłoby napisać tę książkę, posługując się samymi świadectwami. Jest to przede wszystkim ciekawe, bo przecież każdego z nas interesują ludzkie losy, zwłaszcza ­jeśli są skomplikowane i pełne życiowych wiraży. Świadczyć o tym może popularność wielu seriali. Poza tym świadectwo jest bardzo wygodną formą dla autora, bo nie ponosi on odpowiedzialności za to, co mówi świadek. Można więc wybrać świadectwa bardzo radykalne, często pełne żalu i goryczy lub nawet ironii czy sarkazmu i powiedzieć: „Ja tego nie napisałem, tak po prostu wygląda życie, a teraz zestawcie to sobie z nauczaniem Kościoła i sami osądźcie”. Czytałem takie książki. Dlatego postanowiłem zrobić inaczej. Podzielę się z Czytelnikiem własną refleksją wynikającą z wielu lat doświadczenia w pracy duszpasterskiej z osobami po rozpadzie małżeństwa. Oczywiście pojawią się także przykłady z życia konkretnych małżonków, ale one będą stanowiły jedynie uzupełnienie lub ilustrację. Będzie to jednak refleksja bardziej życiowa niż teologiczna. Teologii i nauczania Kościoła postaram się zawrzeć tyle, ile potrzeba, by zrozumieć jego stanowisko wobec rozwiedzionych i ocenić różnorodność dróg, które Kościół proponuje osobom po rozwodzie.

Rozdział I

Co Bóg złączył…

Dla wielu ludzi żyjących na początku XXI wieku stanowisko Kościoła głoszącego konsekwentnie zasadę nierozerwalności małżeństwa wydaje się anachroniczne i podyktowane ciasnym rozumieniem doktryny. Ludzie ci w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie o istotę małżeństwa na ogół nigdy nie sięgnęli do Biblii, za to posługują się obserwacją rzeczywistości wokół siebie: zarówno tej realnej, jak i tej wirtualnej, z gazet lub telewizyjnego ekranu. A tam małżeństwo przeżywające ze sobą całe życie w wierności i miłości urasta już do roli bohaterów, jeśli nie męczenników, a więc kogoś godnego podziwu, ale zdarzającego się niezmiernie rzadko. Tymczasem Biblia wskazuje, że takie właśnie małżeństwo – jedno, nierozerwalne, do końca życia, zostało wpisane w samą naturę człowieka. Dlatego rozwód, będący gwałtem zadanym tej naturze, wiąże się prawie zawsze z ogromnym bólem osób, które go przeżywają.

Na początku Bóg stworzył mężczyznę i kobietę. Biblijny obraz mówi o stworzeniu Ewy z żebra Adama. Pod żebrem znajduje się serce. To tam, w sercu mężczyzny, Bóg poszukiwał wzorca kobiety. Kiedy Adam obudził się ze snu, jaki zesłał mu Stwórca, i zobaczył efekt Bożej pracy, wykrzyknął zachwycony: „Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mojego ciała” (Rdz 2, 23)2. Pasowali do siebie jak przysłowiowe dwie połówki jabłka, dlatego Bóg dał ich sobie nawzajem, aby zaludniali ziemię i czynili ją sobie poddaną. Monogamiczne, nierozerwalne małżeństwo, otwarte na dar życia, stanowiło pierwotny ideał wpisany w ludzką naturę. Jednak wkrótce na drodze małżonków pojawił się grzech. Polegał on przede wszystkim na braku zaufania do Boga. Mimo doznawanego szczęścia małżonkowie nie mogli się pogodzić z faktem, że nawet w raju istnieje choćby jeden zakaz. Zapragnęli poznać dobro i zło. Zło zresztą pojawiło się samo, przybierając postać węża. „Bóg wie, że jeśli spożyjecie owoc z tego drzewa, poznacie dobro i zło i staniecie się równi Bogu”. Poznali dobro i zło. Nie stali się równi Bogu. Bo tylko On, znając w pełni dobro i zło, potrafi wybierać zawsze dobro. Odtąd w historii ludzkości, a więc i małżeństwa, pojawia się grzech. A grzech prowadzi do zburzenia harmonii, także między małżonkami. Adam, zamiast po męsku wziąć winę na siebie, oskarża swą żonę: „Kobieta, którą przy mnie postawiłeś, dała mi owoc i zjadłem”. Odtąd życie małżeńskie nie jest już takie proste. Ona musi rodzić dzieci w bólu, on w trudzie ma zdobywać pożywienie i zapewniać bezpieczeństwo w świecie, który po pojawieniu się grzechu przestaje już być przyjazny. Pojawia się egoizm, chęć dominacji. Przychodzi to, co Jezus nazwie później zatwardziałością serca. Zdarza się, że małżeństwa się rozpadają. Widząc tę zatwardziałość serca, Mojżesz, z Bożego polecenia prawodawca Izraela, pozwala na oddalenie małżonki po napisaniu jej wcześniej listu rozwodowego. Faryzeusze i znawcy Pisma, przychodząc do Jezusa, są przekonani, że uzna on ten właśnie zapis Mojżeszowego prawa. Jednak odpowiedź Jezusa ich zaskakuje:

Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych pozwolił wam Mojżesz oddalać wasze żony; lecz od początku tak nie było. A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę – chyba w wypadku nierządu – a bierze inną, popełnia cudzołóstwo. I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo (Mt 19, 8-9).

Jezus nie odwołuje się więc do prawodawstwa Mojżeszowego, lecz do początku, do tego, co Bóg wpisał przy stworzeniu w naturę mężczyzny i kobiety. Zdaje się mówić: „Zobaczcie, kim oni są, do czego zostali powołani”. Bóg stworzył ich jako obraz siebie samego! Jezus objawił nam Boga będącego wspólnotą Osób: Ojca, Syna i Ducha Świętego. I właśnie w małżeństwie – wspólnocie osób połączonych nierozerwalnie miłością – znajdujemy odbicie Bożej istoty. Bóg chce, aby mężczyzna i kobieta byli obrazem tej miłości, jaką kochają się Osoby Boże. Prorocy często używają obrazu miłości małżeńskiej, by oddać to, co czuje Bóg w stosunku do swojego narodu.

Nie lękaj się, bo już się nie zawstydzisz, nie wstydź się, bo już nie doznasz pohańbienia. Raczej zapomnisz o wstydzie twej młodości. I nie wspomnisz już hańby twego wdowieństwa. Bo małżonkiem twoim jest twój Stworzyciel, któremu na imię – Pan Zastępów; Odkupicielem twoim – Święty Izraela, nazywają Go Bogiem całej ziemi. Zaiste, jak niewiastę porzuconą i zgnębioną na duchu, wezwał cię Pan. I jakby do porzuconej żony młodości mówi twój Bóg: Na krótką chwilę porzuciłem ciebie, ale z ogromną miłością cię przygarnę. W przystępie gniewu ukryłem przed tobą na krótko swe oblicze, ale w miłości wieczystej nad tobą się ulitowałem, mówi Pan, twój Odkupiciel (Iz 54, 4-8).

W Nowym Testamencie ten obraz nabiera jeszcze głębszego sensu. Dla chrześcijan małżeństwo staje się sakramentem, czyli znakiem ustanowionym przez Boga, by przyjść z konkretną pomocą człowiekowi. Mamy więc dwa ważne aspekty: znak i pomoc. Znak czego? Święty Paweł pisze:

Bądźcie sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej! Żony niechaj będą poddane swym mężom, jak Panu, bo mąż jest głową żony, jak i Chrystus – Głową Kościoła: On – Zbawca Ciała. Lecz jak Kościół poddany jest Chrystusowi, tak i żony mężom – we wszystkim. Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy obmyciem wodą, któremu towarzyszy słowo, aby osobiście stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, nie mający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany. Mężowie powinni miłować swoje żony, tak jak własne ciało. Kto miłuje swoją żonę, siebie samego miłuje. Przecież nigdy nikt nie odnosił się z nienawiścią do własnego ciała, lecz [każdy] je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus – Kościół, bo jesteśmy członkami Jego Ciała. Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, a połączy się z żoną swoją, i będą dwoje jednym ciałem. Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła (Ef 5, 21-32).

Miłość małżeńska ma być odbiciem tej miłości, jaką Chrystus kocha Kościół. Największym objawieniem tej miłości jest oddanie życia na krzyżu. Kochać na wzór Chrystusa, to znaczy być gotowym do oddania życia za drugą osobę. I to bez względu na to, jak ta osoba się zachowuje. Jezus nie oddał przecież życia tylko za tych, którzy byli Jego wiernymi wyznawcami, lecz także za tych, którzy Go zdradzili, za największych grzeszników. Nie każdy oczywiście oddaje życie jako męczennik. W większości małżeństw to oddawanie jest rozłożone na lata. Wyraża się w poskramianiu egoizmu i chęci dominacji za wszelką cenę, oznacza czasem rezygnowanie z własnych ambicji dla dobra drugiej osoby, poszukiwanie dialogu i kompromisu, przebaczenie. Czasem przybiera formę długoletniej opieki w chorobie lub cierpliwego oczekiwania na powrót. Może być trudne i równocześnie piękne. Piękne, bo miłość prawdziwa ma w sobie zawsze coś fascynującego. Trudne, bo niełatwo jest kochać na wzór Jezusa, obumierając często w samym sobie.

Stąd drugi aspekt sakramentu – pomoc. Bóg ustanawia sakrament małżeństwa, by wspierać męża i żonę w budowaniu wspólnoty. Skoro tak, ktoś zapyta, to skąd biorą się te dziesiątki tysięcy rozwodów, także wśród małżeństw sakramentalnych? Jest takie powiedzenie, że Bóg daje biedakom orzechy, ale ich nie rozłupuje. Łaska sakramentu domaga się współpracy, zaangażowania ludzkiej wolności. Nie ma zbyt wielu badań, pokazujących zależność trwałości małżeństwa od wiary małżonków, ale te, które zostały przeprowadzone, mówią jedno: Jeśli wiara ogranicza się tylko do samego faktu wybrania formy sakramentalnej małżeństwa, ma na przebieg małżeństwa niewielki wpływ. Jeśli wyraża się w jakichś formach jej praktykowania, wpływ jest znaczniejszy. Jeśli jest to wiara osobista, poparta zaangażowaniem i wspólną modlitwą małżonków, to rozwodzą się oni kilkadziesiąt razy rzadziej niż ci, którzy opierają małżeństwo tylko na ludzkich możliwościach.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

Rozdział II

Rozbitkowie i ich dzieci

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział III

Nowa przystań i co dalej

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział IV

Drogi powrotu

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział V

Dla duszpasterzy i nie tylko

Dostępne w wersji pełnej

Zakończenie

Dostępne w wersji pełnej

Przypisy

1 Już w trakcie pisania książki dowiedziałem się, że 2009 rok znów pobił smutny rekord co do liczby rozwodów, która sięgnęła niemal 72 tysięcy.

2 Cytaty biblijne wg: Biblia Tysiąclecia, wyd. 5, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań–Warszawa 1999.

RedakcjaMarta Stęplewska

KorektaZofia Smęda

Projekt okładkiArtur Falkowski

Redakcja techniczna i przygotowanie do dru­kuAnna Olek

Opracowanie i przygotowanie plikuWydawnictwo Salwator

Imprimi potest ks. Piotr Filas SDS, prowincjał

© 2011 Wydawnictwo SALWATOR© 2018 eBook Wydawnictwo SALWATOR

ISBN 978-83-7580-443-0

Wydawnictwo SALWATOR ul. św. Jacka 16, 30-364 Kraków tel. 12 260-60-80, e-mail: [email protected]