Jeśli zostaniesz - Denise Hunter - ebook

Jeśli zostaniesz ebook

Denise Hunter

3,9

Opis

Dla Sophie Lawson dzień ślubu młodszej siostry oznaczałby samą radość, gdyby nie jej były chłopak, który wystąpi w roli świadka.

Po odejściu ojca przewlekła choroba mamy wymogła na Sophie przejęcie opieki nad bratem bliźniakiem Sethem oraz młodszą siostrą Jenną. Dziewczyna odkłada na bok marzenia o własnej księgarni w Piper’s Cove, uroczym nadmorskim miasteczku, i skupia się na zapewnieniu rodzeństwu wykształcenia.

Gdy wreszcie Seth dostaje dobrą pracę, a Jenna ma poślubić swojego ukochanego, wszystko wskazuje na to, że Sophie nareszcie powróci do realizacji planów. Jednak wesele oznacza konfrontację z Aidenem Maddoxem, który porzucił ją przed laty w dramatycznych okolicznościach.

W noc po przyjęciu nadciąga huragan i Aiden jest zmuszony do zatrzymania się u Sophie. W dodatku ona ma coraz mniej czasu na przygotowanie otwarcia księgarni. Czy nie wydarzyło się już zbyt wiele, by mogli dać sobie drugą szansę?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 346

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (55 ocen)
23
15
9
6
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ajakuszewicz

Nie polecam

Nie da się pobrać..
10
marita1888

Nie oderwiesz się od lektury

miła , na wyciszenie
00
Marcela1000

Nie oderwiesz się od lektury

Wspaniale,ciepłe, wciągająca! polecam z całego serca
00
Feliximiska

Nie oderwiesz się od lektury

pierwsza książka tej autorki .Bardzo wciągają ksiazka ,super historia .
00

Popularność




Ty­tuł ory­gi­nału:
Bo­ok­shop by the Sea
Au­tor:
De­nise Hun­ter
Tłu­ma­cze­nie z ję­zyka an­giel­skiego:
Ali­cja Ma­linka
Re­dak­cja:
Bry­gida Grze­sik
Ko­rekta:
Na­ta­lia Chro­bak-Le­cho­szest
Skład:
Anna Bro­dziak
Opra­co­wa­nie gra­ficzne:
Ali­cja Ma­linka
Anna Bro­dziak
Pro­jekt okładki: Tho­mas Nel­son, Har­per­Col­lins Chri­stian Pu­bli­shing Inc.
Zdję­cie ro­weru: bel­cho­nock (Olga Yastrem­ska) / De­po­sit­pho­tos Inc.
Wek­tory: ve­xtok / Fre­epik.com
ISBN 978-83-66977-32-7
© 2021 by De­nise Hun­ter by Tho­mas Nel­son, Har­per­Col­lins Chri­stian Pu­bli­shing Inc.
© 2021 for the Po­lish edi­tion by Dre­ams Wy­daw­nic­two
Dre­ams Wy­daw­nic­two Li­dia Miś-No­wak
ul. Unii Lu­bel­skiej 6A, 35-016 Rze­szów
www.dre­am­swy­daw­nic­two.pl
Rze­szów 2022, wy­da­nie I
Druk: Wy­daw­nic­two Arka
www.ar­ka­druk.pl
Wszyst­kie cy­taty z Pi­sma Świę­tego po­dano za Bi­blią pau­li­stów.
Wszel­kie prawa za­strze­żone. Żadna część tej pu­bli­ka­cji nie może być re­pro­du­ko­wana,
prze­cho­wy­wana jako źró­dło da­nych, prze­ka­zy­wana w ja­kiej­kol­wiek me­cha­nicz­nej,
elek­tro­nicz­nej lub in­nej for­mie za­pisu bez pi­sem­nej zgody wy­dawcy.

Roz­dział pierw­szy

Je­de­na­ście mie­sięcy nie wy­star­czyło, żeby przy­go­to­wać So­phie Law­son na ten wi­dok. Aiden Mad­dox wszedł w progi re­stau­ra­cji Dock Ho­use jak do sie­bie. W sali pod­niósł się gwar. Je­den po dru­gim druż­bo­wie chwy­tali go za rękę i przy­cią­gali do sie­bie, by zde­rzyć się ra­mio­nami.

Sie­dem mi­nut spóź­nie­nia.

Aiden uści­snął sio­strę So­phie i po­ca­ło­wał ją w po­li­czek. Jenna wy­da­wała się przy nim taka ma­leńka. Przy­szła panna młoda od­po­wie­działa na to po­wi­ta­nie z wy­raź­nym en­tu­zja­zmem, co dla zra­nio­nego serca So­phie było jak ukłu­cie zdrady.

Mi­nęło już sie­dem lat, od­kąd ostatni raz wi­działa swo­jego by­łego chło­paka, a po­nie­waż te­raz był czymś za­jęty, po­zwo­liła so­bie do­kład­niej mu się przyj­rzeć. Miał dżinsy i nie­bie­ską spor­tową kurtkę, która – da­łoby się to za­uwa­żyć na­wet z dru­giego końca po­koju – ide­al­nie pod­kre­ślała błę­kit jego oczu. Roz­ma­wiał wła­śnie z Gran­tem, swoim naj­lep­szym przy­ja­cie­lem i przy­szłym mę­żem Jenny, a jego usta ukła­dały się w ten sam pół­u­śmie­szek, który w prze­szło­ści przy­spie­szał bi­cie jej serca. W pew­nej chwili Aiden od­rzu­cił głowę do tyłu, śmie­jąc się na cały głos.

Wy­glą­dał tak samo jak kie­dyś, może był bar­dziej mę­ski niż chło­pięcy. Ra­miona miał szer­sze, a na jego twa­rzy wid­niał cień dwu­dnio­wego za­ro­stu. Górna warga na­dal de­li­kat­nie ukła­dała się po­środku na kształt serca. So­phie nie mu­siała na­wet śle­dzić go na por­ta­lach spo­łecz­no­ścio­wych, by go so­bie wy­obra­zić.

Aiden na­po­tkał jej wzrok i So­phie od­ru­chowo za­ci­snęła palce na opar­ciu krze­sła, za któ­rym stała. Chciała tylko rzu­cić na niego okiem, a zu­peł­nie się za­pa­trzyła. Szybko od­wró­ciła głowę i w od­ru­chu ucieczki usia­dła na krze­śle.

Sze­roko otwarte drzwi fran­cu­skie pro­wa­dziły na ta­ras, gdzie go­ście we­selni mieli wkrótce za­siąść do ko­la­cji. So­phie po­czuła mu­śnię­cie ma­jo­wej bryzy. Nad po­ły­sku­jącą wodą za­toki kładł się zmierzch, za­bar­wia­jąc na ró­żowo całą ma­rinę i za­cu­mo­wane ło­dzie. Fale lekko ude­rzały o pale, a gdzieś w po­bliżu roz­legł się me­ta­liczny dźwięk ta­kie­lunku jachtu.

Dziew­czyna po­pra­wiła wi­nietki z na­zwi­skami, które już wcze­śniej po­ło­żyła przy na­kry­ciach na dłu­gim pro­sto­kąt­nym stole. Dla sie­bie prze­zna­czyła miej­sce po pra­wej stro­nie panny mło­dej, Grant miał usiąść po le­wej, a obok niego Aiden, co sta­no­wiło bez­pieczną od­le­głość trzech krze­seł. Bez­po­śred­nio przy niej miał sie­dzieć oj­ciec, ale na to nie mo­gła już nic po­ra­dzić. Mu­siała wy­brać dla niego miej­sce z dala od Se­tha, jej brata bliź­niaka, i od te­ścio­wej.

So­phie rzu­ciła okiem na ze­ga­rek. Oj­ciec miał już dzie­sięć mi­nut spóź­nie­nia, więc wy­słała mu SMS. Mu­siała do­pil­no­wać, by dzi­siej­szy wie­czór prze­biegał bez za­kłó­ceń, co ozna­czało kon­tro­lo­wa­nie po­czy­nań ojca oraz trzy­ma­nie dziadka Granta z dala od trun­ków. Sta­rała się nie zwra­cać uwagi na ir­ra­cjo­nal­nie przy­spie­szone bi­cie swo­jego serca. W tej chwili na­le­żało się sku­pić na bie­żą­cych za­da­niach i po­zy­tyw­nych aspek­tach przy­ję­cia we­sel­nego, mi­go­czą­cych pło­my­kach świec, bia­łych lamp­kach, mu­zyce jaz­zo­wej pły­ną­cej z gło­śni­ków oraz sma­ko­wi­tych za­pa­chach gril­lo­wa­nego steka i świe­żego czosnku.

W ciągu trwa­ją­cych je­de­na­ście mie­sięcy za­rę­czyn Jenny i Grant po ty­siąc­kroć zmie­niali zda­nie w kwe­stii menu i tyle samo razy wy­ma­gali od So­phie kon­tak­to­wa­nia się z re­stau­ra­cją tej spra­wie. Ale to mieli już za sobą. Wszystko było go­towe na per­fek­cyjną próbną ko­la­cję.

So­phie się­gnęła po świeczkę i po­czuła, że jej ra­miona po­kryły się gę­sią skórką. Po­wie­trze na­gle stało się zbyt gę­ste, by mo­gła nor­mal­nie od­dy­chać. Nie mu­siała się na­wet od­wra­cać, wie­działa do­sko­nale, że Aiden sta­nął tuż za nią.

– Cześć, So­phie.

Brzmie­nie jej imie­nia w ustach chło­paka spra­wiło, że coś we­wnątrz niej za­ci­snęło się mocno i bo­le­śnie. Gniew – to wła­śnie po­czuła. Spoj­rzała pro­sto w oczy Aidena, który wpa­try­wał się w nią z czu­ło­ścią. Z czu­ło­ścią! Tak jakby miał do tego prawo! Przy­naj­mniej nie pró­bo­wał jej przy­tu­lać, jak in­nych go­ści, i z całą pew­no­ścią zda­wał so­bie sprawę, że nie by­łoby to mile wi­dziane.

– Aiden – za­częła, krzy­żu­jąc ra­miona. – Wi­dzę, że udało ci się do­trzeć.

– Od­li­cza­łaś mi­nuty?

– Ktoś musi pil­no­wać har­mo­no­gramu. Twoje miej­sce jest tam, obok Granta. Wkrótce po­da­dzą ko­la­cję. – Od­wró­ciła się na pię­cie.

– Po­cze­kaj, So­phie, nie mia­łem oka­zji po­wie­dzieć ci… Tak mi przy­kro z po­wodu two­jej mamy. To była wspa­niała ko­bieta, czu­łem się przy niej pra­wie tak, jak­bym miał matkę.

Słowa Aidena po­ru­szyły w niej to czułe miej­sce, które za­wsze było wraż­liwe na krzywdę chłopca wy­cho­wu­ją­cego się bez mamy.

Nie współ­czuj mu!

– Dzię­kuję.

– Wspa­niale się nią opie­ko­wa­łaś, a ona była z cie­bie taka dumna.

– Tak, no cóż… – So­phie prze­stą­piła z nogi na nogę, sku­biąc ma­te­riał swo­jej let­niej su­kienki.

– Twój tata musi być zdru­zgo­tany.

Dziew­czyna za­mru­gała. Oj­ciec był ostat­nią osobą, którą można by było o to po­są­dzać. Czy Aiden nie sły­szał, co się stało? Jak Grant mógł o tym nie wspo­mnieć?

Aiden zwró­cił się w stronę wnę­trza re­stau­ra­cji.

– Trudno uwie­rzyć, że mała Jenna wy­cho­dzi za mąż. Wy­daje się, jakby jesz­cze wczo­raj bła­gała nas o pod­wie­zie­nie do kina na randkę.

– No cóż, ma dwa­dzie­ścia dwa lata i zna­la­zła swoją drugą po­łówkę. Grant się nią za­opie­kuje.

Na­wet je­śli Aiden wy­czuł ką­śliwy ton jej ko­men­ta­rza, to zi­gno­ro­wał go.

– Są do­braną parą – od­parł. – Sły­sza­łem, że Seth ukoń­czył Uni­wer­sy­tet Sta­nowy Ap­pa­la­chian.

– Tak, z ty­tu­łem ma­gi­stra, i wła­śnie zo­stał za­trud­niony jako kie­row­nik pro­jektu w fir­mie kon­sul­tin­go­wej – do­dała So­phie, roz­glą­da­jąc się w po­szu­ki­wa­niu moż­li­wej drogi ucieczki. Nie­stety wszy­scy go­ście na­dal byli w środku.

– A ty, So­phie? Jak ci się wie­dzie?

Na­prawdę nie miała za­miaru zwie­rzać mu się ze swo­ich ma­rzeń, ale uprzej­mość na­ka­zała jej od­po­wie­dzieć, choćby zdaw­kowo.

– Prze­pro­wa­dzam się do Pi­per’s Cove. Za­mie­rzam otwo­rzyć księ­gar­nię.

Ką­cik ust Aidena po­wę­dro­wał w górę.

– Wow, księ­gar­nia! Brzmi świet­nie.

W od­po­wie­dzi tylko się uśmiech­nęła. Wy­pa­dało te­raz za­py­tać o jego ży­cie i pracę, ale nie po­tra­fiła się do tego zmu­sić.

– Po­win­nam już wra­cać… – za­częła.

– A tak poza tym wy­glą­dasz zja­wi­skowo. – Prze­rwał, sku­pia­jąc na niej spoj­rze­nie. – Za­wsze taka by­łaś, ale te­raz je­steś jesz­cze pięk­niej­sza.

So­phie na­tych­miast przy­wo­łała się do po­rządku, od­pie­ra­jąc siłę uroku Aidena. To były tylko słowa, a po­wie­dzieć można wszystko. Poza tym za kogo się uwa­żał, żeby przy­cho­dzić tu i mó­wić jej ta­kie rze­czy?

Po­myśl o Jen­nie, bądź uprzejma.

– Ty też się do­brze pre­zen­tu­jesz – wy­ce­dziła.

Oczy chło­paka za­lśniły w zna­jomy spo­sób, jakby za­tań­czyły w nich srebrne plamki.

– Trudno to było z sie­bie wy­du­sić?

– Tylko tro­szeczkę.

Za­śmiał się, a So­phie spoj­rzała na ze­ga­rek. Nie mo­gli już dłu­żej cze­kać na ojca.

– Po­win­nam już iść i ze­brać wszyst­kich go­ści, ina­czej się spóź­nimy.

– My­śla­łem, że tę im­prezę or­ga­ni­zują Fo­ste­ro­wie, ro­dzice pana mło­dego, i w ogóle…

Ro­dzice Granta za­pła­cili za wy­na­jem re­stau­ra­cji, a wła­ści­wie za całe przy­ję­cie we­selne, po­nie­waż konto ban­kowe Law­so­nów było w kiep­skiej kon­dy­cji. Jed­nak wszel­kie sprawy or­ga­ni­za­cyjne po­zo­sta­wiono So­phie, ona zaś była szczę­śliwa, mo­gąc od­wró­cić uwagę od nie­daw­nej śmierci mamy.

– Ja po pro­stu po­ma­gam…

U ich boku wy­ro­sła bab­cia May, wsparta na cho­dziku ozdo­bio­nym sta­ro­modną trąbką ro­we­rową. Prze­rze­dzone białe włosy miała sta­ran­nie za­cze­sane, a bluzka w moc­nym od­cie­niu zie­leni pod­kre­ślała jej brzo­skwi­niową cerę.

– Do­bry wie­czór, bab­ciu… – So­phie po­chy­liła się ku sta­ruszce i za­nu­rzyła w za­pa­chu Cin­na­bar od Es­tée Lau­der. – Wy­glą­dasz pięk­nie.

– Wy­glą­dam jak stara, wy­su­szona śliwka, ale czego się można spo­dzie­wać, ma­jąc sie­dem­dziesiąt sześć lat. Na­to­miast ty, ko­cha­nie, wy­glą­dasz uro­czo – pod­su­mo­wała, po czym z gry­ma­sem od­wró­ciła się do Aidena. – Jak wi­dzę, szybko zna­la­złeś spo­sób na dotar­cie do celu.

Aiden za­mru­gał.

– Hm… Miło cię wi­dzieć, bab­ciu May.

– Dla cie­bie „pani Ale­xan­der”.

So­phie od­kaszl­nęła.

– Czy mia­łaś już oka­zję po­znać pana Edwarda Drury’ego, dziadka Granta? – zwró­ciła się do babci.

– To ten, który stoi przy ba­rze i pije shoty whi­sky?

So­phie się skrzy­wiła. Znowu to samo.

– Są­dzę, że po­win­ni­ście się po­znać. Po­trafi być na­prawdę miły, a Grant uważa, że mo­że­cie zna­leźć wspólny ję­zyk.

– Je­śli uważa, że po­trze­buję męż­czy­zny, to ma nie po ko­lei w gło­wie – skwi­to­wała, po czym po­słała Aide­nowi spoj­rze­nie spo­nad oku­la­rów. – Nie masz cza­sem ja­kie­goś skoku z sa­mo­lotu, na który je­steś już spóź­niony?

– Bab­ciu… – So­phie ujęła ko­bietę pod ło­kieć. – Może mo­gła­byś mi po­móc ze­brać go­ści? Je­ste­śmy już spóź­nieni.

Kiedy ru­szyły ra­zem przez re­stau­ra­cję, dziew­czyna czuła na ple­cach spoj­rze­nie Aidena. Na po­licz­kach czuła go­rąco, a nogi były jak chy­bo­tliwe szczu­dła. Są­dziła, że jest przy­go­to­wana na to spo­tka­nie… Ale prze­żyje ten week­end. To tylko próbna ko­la­cja i ju­trzej­szy ślub, i przy­ję­cie we­selne. Dwa dni. A po­tem mo­gła li­czyć, że Aiden Mad­dox znik­nie z jej ży­cia, bo w tym aku­rat nie miał so­bie rów­nych.

Aiden wpa­try­wał się w od­cho­dzącą So­phie. Na­dal trzy­mała się po kró­lew­sku – pro­ste ra­miona, szyja ba­let­nicy, wy­smu­kła syl­wetka, pełne gra­cji ru­chy. Brą­zowe włosy, gład­kie i lśniące jak je­dwab, nie były już dłu­gie do pasa, się­gały te­raz ra­mion. Gdyby prze­cze­sał je pal­cami, z pew­no­ścią by­łyby mięk­kie. Gdyby tylko miał szansę.

Od­wró­cił wzrok. Okej, to ja­sne, że na­dal go po­cią­gała, co w za­sa­dzie nie było żadną nie­spo­dzianką. Ale nie są­dził, że bę­dzie taka zdy­stan­so­wana. Może nie byli naj­lep­szymi przy­ja­ciółmi, jed­nak li­czył na miłą roz­mowę… może z nutką tę­sk­noty? Naj­wy­raź­niej nie wziął pod uwagę faktu, że jej uraza do niego prze­trwała te wszyst­kie lata. Nie mógł po­wie­dzieć, że nie ża­łuje swo­jego wy­jazdu. Jego firma od­nio­sła suk­ces, ale nie po­tra­fił się po­go­dzić z roz­pa­dem ich związku.

Kilka mi­nut póź­niej go­ście we­selni za­częli wy­cho­dzić na ta­ras. Pa­no­wała uro­czy­sta at­mos­fera. Wszy­scy zaj­mo­wali swoje miej­sca. So­phie była zbyt da­leko, by mo­gli kon­ty­nu­ować roz­mowę, nie wi­dział jej na­wet wy­raź­nie, ale pew­nie taki był za­mysł.

Kiedy wszy­scy usie­dli, pan Fo­ster po­wi­tał ze­bra­nych, po czym udzie­lił mło­dej pa­rze wzru­sza­ją­cego bło­go­sła­wień­stwa. Po­tem po­dano sa­łatkę, a Aiden włą­czył się do roz­mowy z druhną i drużbą sie­dzą­cymi na­prze­ciwko, ale my­śli o So­phie po­wra­cały do niego bez końca.

Po nie­dłu­giej chwili kel­ne­rzy ze­brali pu­ste ta­le­rze i za­stą­pili je da­niem głów­nym. Do uszu Aidena do­biegł śmiech So­phie i chło­pak nie był już w sta­nie sku­pić się na wspa­niale pach­ną­cym steku. Od za­wsze uwiel­biał jej śmiech, spon­ta­niczny i me­lo­dyjny. Po­pa­trzył w prawo, lecz Grant na­dal za­sła­niał mu wi­dok. Wbił wi­de­lec w mięso. Co w niego dzi­siaj wstą­piło? Od kiedy ją uj­rzał, czuł ból w sercu. Przez te wszyst­kie lata my­ślał o niej wiele razy, to oczy­wi­ste – była jego pierw­szą mi­ło­ścią. Cza­sami tę­sk­nił za ich ci­chymi roz­mo­wami na huś­tawce na we­ran­dzie jej domu, za czu­łym ser­cem So­phie i po­świę­ce­niem, z ja­kim od­da­wała się każ­dej spra­wie. Bra­ko­wało mu prze­ko­ma­rza­nia się z nią o to wszystko. Nie po­znał ni­gdy ni­kogo, na kim można było po­le­gać w rów­nym stop­niu, zwłasz­cza wśród na­sto­lat­ków. A prze­cież nie mo­gła być inna.

Jak na za­wo­ła­nie na ta­ra­sie po­ja­wił się jej oj­ciec. Choć Craig Law­son miał na so­bie nie­na­ganny gar­ni­tur, a jego ciem­no­rude włosy były ele­gancko ucze­sane, co mo­głoby świad­czyć o do­ce­nie­niu po­wagi uro­czy­sto­ści, jego spóź­nie­nie mó­wiło co in­nego.

– Ta­tu­siu, przy­je­cha­łeś! – Roz­pro­mie­niona Jenna ze­rwała się z krze­sła i ob­jęła ojca.

Aiden za­uwa­żył, że Seth ze­sztyw­niał, a po­tem się­gnął po drinka. Skąd ta re­ak­cja? Ja­kiś kon­flikt po­mię­dzy oj­cem a sy­nem? So­phie uści­snęła tatę i za­pro­siła go, by za­jął miej­sce obok niej. Jed­nak wy­da­wała się spięta, a jej uśmiech wy­mu­szony. Czy w efek­cie śmierci Rose stało się tu­taj coś złego? Cza­sami taka strata zbliża do sie­bie człon­ków ro­dziny, ale bywa, że oka­zuje się próbą nie do po­ko­na­nia.

Grant z całą pew­no­ścią wie­dział, co tu się wy­da­rzyło. Tylko że nie mógł mu tego po­wie­dzieć, bo kiedy wy­znał, że wkrótce weź­mie ślub z Jenną, Aiden sam po­pro­sił go, by nie prze­ka­zy­wał mu żad­nych wia­do­mo­ści na te­mat So­phie. Zna­czyła dla niego zbyt wiele, by był w sta­nie żyć, oglą­da­jąc się za sie­bie. Naj­le­piej było po pro­stu iść do przodu – a może tak tylko so­bie wma­wiał…

– Wszystko wska­zuje na to, że po­goda utrzyma nam się do ju­tra – po­wie­dział je­den z druż­bów i Aiden po­dzię­ko­wał mu w my­ślach za od­wró­ce­nie uwagi.

– Grant, na twój wielki dzień za­po­wia­dają błę­kitne niebo i słońce.

– Pa­dać ma do­piero w nie­dzielę – kon­ty­nu­ował drużba.

– To zna­czy, że bez­pro­ble­mowo wró­cimy do swo­ich do­mów – ode­zwał się Seth.

Widmo tro­pi­kal­nej bu­rzy zmie­rza­ją­cej w ich kie­runku wpro­wa­dziło w ostat­nim ty­go­dniu nieco za­mętu. Ner­wowo ob­ser­wo­wali jej roz­wój po­nad wo­dami Mo­rza Ka­ra­ib­skiego i kie­ro­wa­nie się na pół­noc. Poza Aide­nem oraz jed­nym z ko­le­gów Granta z col­lege’u wszy­scy go­ście przy­byli z Ra­le­igh i pla­no­wali wy­jazd bez­po­śred­nio po przy­ję­ciu, w so­botę wie­czo­rem. Aiden miał za­re­zer­wo­wany późny lot do Char­le­ston.

Pu­ste ta­le­rze zni­kały, w ich miej­sce po­ja­wiały się pełne, a roz­mowy przy stole to­czyły się wartko. Słońce za­cho­dziło, a w ci­chej wo­dzie za­toki od­bi­jały się świa­tełka sznu­rów le­do­wych lam­pek.

Pan Fo­ster pod­niósł się, uj­mu­jąc w palce szyjkę kie­liszka.

– Chciał­bym wznieść to­ast za mo­jego syna i jego przy­szłą żonę – za­czął, po czym skom­ple­men­to­wał młodą parę i rzu­cił kilka żar­ci­ków. W pew­nym mo­men­cie zwil­got­niały mu oczy. – Grant, je­stem pe­wien, że za­pew­nisz swo­jej wy­brance ży­cie pełne mi­ło­ści i wza­jem­nego sza­cunku, na które za­słu­guje. Jenna… Ko­cha­nie, wi­tam cię w na­szej ro­dzi­nie.

– Do­brze mówi!

Kiedy gwar ucichł, oj­ciec Jenny wstał i od­kaszl­nął.

– Nie wiem, czy zdo­łam te­raz za­brać głos…

Roz­le­gły się śmie­chy, jed­nak Seth sie­dział jak ska­mie­niały. Aiden wręcz na­ma­cal­nie czuł na­ra­sta­jące na­pię­cie.

– Trudno mi uwie­rzyć, że moja có­reczka wkrótce włoży na pa­lec obrączkę – po­wie­dział, po czym ob­ró­cił się do Jenny. – Skar­bie, masz zdol­ność zjed­ny­wa­nia sobie każ­dego, kogo po­zna­jesz, i wi­dzę, że zna­la­złaś męż­czy­znę, który uszczę­śli­wia cie­bie. Ży­czę wam wielu lat w ra­do­ści!

– Wła­śnie tak!

Po­przez gwar dał się sły­szeć głos Se­tha, wzno­szą­cego swój kie­li­szek:

– Zdro­wie na­szego ko­cha­nego, sta­rego taty… I oby te dwa go­łąbki skoń­czyły le­piej, niż…

So­pie ze­rwała się na równe nogi.

– Za Jennę i Granta, i za ich szczę­ście, które dziś świę­tu­jemy! Hm, wy­daje mi się, że to, co czuje moja sio­stra, do­brze pod­su­mują słowa króla Sa­lo­mona: „Zna­la­złam tego, któ­rego ko­cha serce moje”1. Tak się cie­szę wa­szym szczę­ściem… Za was oboje!

Go­ście za­jęli się szam­pa­nem. Po chwili po­dano ser­nik i wszy­scy pod­jęli prze­rwane kon­wer­sa­cje. Aiden ro­zej­rzał się po twa­rzach ze­bra­nych. Ile jesz­cze po­ża­rów zmu­szona bę­dzie uga­sić So­phie do końca tego week­endu?

Roz­dział drugi

Miejmy to już za sobą.

So­phie uca­ło­wała ku­dłatą, brą­zową główkę Pippy i uło­żyła ją w głów­nej sy­pialni domu na plaży pań­stwa Fo­ste­rów. York był dla swo­jej pani ist­nym anioł­kiem, ale jego prze­szłość – tak wnio­sko­wała So­phie – spra­wiała, że do ob­cych pod­cho­dził z re­zerwą. Jenna wy­bła­gała pie­ska na swoją osiem­nastkę, jed­nak wkrótce wszel­kie obo­wiązki z nim zwią­zane spa­dły na star­szą sio­strę, zaś Jenna nie miała nic prze­ciwko temu, że Pippa po­lu­biła nową opie­kunkę bar­dziej od niej.

Dziew­czyna ro­zej­rzała się po po­koju, upew­nia­jąc się, że nie ma tam ni­czego, co pie­sek mógłby znisz­czyć lub co by mu za­gra­żało. Go­ścin­ność ro­dziny Granta za­pew­niła jej lo­kum w domu przy plaży na naj­bliż­sze trzy ty­go­dnie, w cza­sie gdy ona sama miała się za­jąć re­mon­tem bu­dynku Księ­garni nad Oce­anem. Po­tem miała za­miesz­kać na pię­trze nad skle­pem.

Wszystko, co przy­wio­zła ze sobą, zo­stało już roz­pa­ko­wane i po­ukła­dane, reszta cze­kała w ma­ga­zy­nie. Miała za sobą kilka wy­pa­dów do Ra­le­igh, a te­raz cie­szyła się, że jest już w Pi­per’s Cove i może przy­stą­pić do re­ali­za­cji swo­jego ma­rze­nia. W tej chwili jed­nak były waż­niej­sze sprawy – po pierw­sze: próba ślubu. Li­sta rze­czy do zro­bie­nia w ciągu naj­bliż­szych dwóch dni była długa i wy­czer­pu­jąca emo­cjo­nal­nie, ale So­phie nie mo­gła się do­cze­kać, aż w my­ślach od­ha­czy wszyst­kie punkty.

Pippa wpa­try­wała się w nią smut­nymi brą­zo­wymi oczami, a jej je­dwa­bi­sty czarny ogo­nek smęt­nie zwi­sał. Dziew­czyna pod­su­nęła yor­kowi ulu­bioną pisz­czącą za­bawkę.

– Wiem, wiem, ma­luszku… To tylko chwi­lowe roz­wią­za­nie. Bądź do­brym pie­skiem i po­baw się kró­licz­kiem.

So­phie za­mknęła drzwi za sobą, po czym ru­szyła przez za­tło­czony sa­lon. Droga na ze­wnątrz po­wio­dła ją obok fo­tela, w któ­rym Aiden roz­ma­wiał z Daną, jedną z dru­hen. So­phie ci­cho wy­mknęła się przez prze­suwne szklane drzwi. Nad­szedł czas na przed­sta­wie­nie.

Nad opu­sto­szałą plażą uno­siła się cie­pła, słona bryza. Ju­tro będą tu stały w rów­nych rzę­dach białe krze­sła, a po­środku, przy sa­mym brzegu mo­rza, oł­tarz przy­brany udra­po­wa­nym szy­fo­nem i pną­czami wi­ste­rii.

Miała tyle wspo­mnień zwią­za­nych z tym nad­mor­skim mia­stecz­kiem… Więk­szość po­cho­dziła ze szczę­śli­wych lat, gdy mama nie cho­ro­wała, a oj­ciec był przy nich. Przy­jeż­dżali tu każ­dego lata i za­trzy­my­wali się w wy­na­ję­tych dom­kach. Ra­zem z ro­dzeń­stwem spę­dzała całe po­po­łu­dnia, ba­wiąc się nad brze­giem mo­rza pod bacz­nym okiem ro­dzi­ców ukry­tych pod pla­żo­wym pa­ra­so­lem, z dnia na dzień po­kry­wa­jąc się co­raz ciem­niej­szą opa­le­ni­zną. Wie­czo­rami prze­mie­rzali dep­tak na ro­we­rach. Każ­dej nocy So­phie kła­dła się do łóżka z książką, zmę­czona słoń­cem i szczę­śliwa. Za­pewne i Jenna wspo­mi­nała ten czas z roz­rzew­nie­niem, skoro wy­brała Pi­per’s Cove na miej­sce swo­ich za­ślu­bin.

So­phie do­łą­czyła do sio­stry opar­tej o ba­lu­stradę i ob­jęła ją ra­mie­niem.

– Wszystko w po­rządku, ko­cha­nie?

Jenna ob­ró­ciła się ku niej, jej oczy mie­niły się od łez.

– Nie wie­rzę, że już ju­tro wyjdę za mąż, Soph. Grant jest speł­nie­niem mo­ich ma­rzeń.

So­phie po­czuła, że opada z niej na­pię­cie i też zbiera jej się na płacz.

– Tak bar­dzo się cie­szę… Grant jest do­brym czło­wie­kiem.

– To prawda. – Jenna otarła oczy. – A ja już roz­ma­za­łam ma­ki­jaż.

– Wy­glą­dasz pięk­nie, a Grant jest szczę­ścia­rzem – od­parła So­phie, pod­su­wa­jąc jej chu­s­teczkę.

– Dzięki… Czy tata trzyma się z da­leka od Se­tha?

– Tym nie za­wra­caj so­bie głowy! Roz­wiążę wszel­kie ewen­tu­alne pro­blemy, acz­kol­wiek je­stem pewna, że będą się sta­rali za­cho­wy­wać po­praw­nie.

Ma­jąc w pa­mięci spon­ta­niczny to­ast brata, nie do końca wie­rzyła wła­snym sło­wom. Przy­tu­liła Jennę moc­niej i wska­zała na zni­ża­jące się słońce.

– Po­win­ny­śmy za­czy­nać, za­nim zrobi się ciemno.

Szybko przej­rzały plan ce­re­mo­nii.

– No do­brze – za­częła Jenna. – Kiedy ro­dzice usiądą, har­fi­sta za­in­to­nuje A Tho­usand Years. Po­tem Dana i Erik po­dejdą do oł­ta­rza, a za nimi…

– Cze­kaj. My-my­śla­łam, że chcesz, aby druż­bo­wie cze­kali przy oł­ta­rzu ra­zem z Gran­tem. Druhny miały do nich do­łą­czyć.

– Nie, nie wspo­mnia­łam ci? Zmie­ni­li­śmy to kilka ty­go­dni temu. Dana i Sara oba­wiały się iść same po nie­sta­bil­nym pia­sku. Za­ży­czyły so­bie mę­skich ra­mion, na któ­rych mo­głyby się wes­przeć.

Wy­obraź­nia od razu pod­su­nęła So­phie ob­raz sple­cio­nych rąk, swo­jej i Aidena, sie­bie bli­sko przy jego boku…

Od­dy­chaj głę­boko.

– Och, ja­sne, oczy­wi­ście. Co tylko so­bie za­ży­czysz, skar­bie.

Wró­ciły do oma­wia­nia po­zo­sta­łych usta­leń i do­pra­co­wały drobne szcze­góły.

– W po­rządku – po­wie­działa w końcu Jenna. – My­ślę, że wszystko już mamy do­grane.

– Pójdę po go­ści – od­parła So­phie.

Pięt­na­ście mi­nut póź­niej pa­stor Dave i Grant stali przy brzegu mo­rza w pro­mie­niach za­cho­dzą­cego słońca. Go­ście ze­brali się na ta­ra­sie i ob­ser­wo­wali próbę zaj­mo­wa­nia miejsc przez ro­dzinę Fo­ste­rów.

So­phie do­stała sy­gnał od swo­jej bliź­nia­czej in­tu­icji i ro­zej­rzała się w po­szu­ki­wa­niu brata. Oczy­wi­ście… Po dru­giej stro­nie ta­rasu stał oj­ciec, blo­ku­jąc sy­nowi drogę. Seth z za­ci­śnię­tymi szczę­kami wpa­try­wał się w wodę.

Cho­lera, tato! To nie czas i miej­sce. So­phie po­de­szła do nich i po­ło­żyła dłoń na ra­mie­niu ojca.

– Chodź, tato, po­trze­bu­jemy cię z Jenną, wkrótce twoja ko­lej.

Brat po­słał jej spoj­rze­nie pełne wdzięcz­no­ści. Był prze­ciwny za­pra­sza­niu ojca na ślub, jed­nak to panna młoda miała de­cy­du­jący głos. Obie­cał za­cho­wy­wać się grzecz­nie, ale za­zna­czył, że je­śli oj­ciec bę­dzie na­ci­skał na roz­mowę, sprawy mogą szybko pójść w złym kie­runku. A do tego nie można było do­pu­ścić.

– W po­rządku – ode­zwała się So­phie, ton wy­żej niż trwa­jące wo­kół roz­mowy. – Mo­żemy za­czy­nać. Po­pro­szę te­raz wszyst­kich o za­ję­cie miejsc.

Go­ście usta­wili się we wła­ści­wej kon­fi­gu­ra­cji. So­phie zrzu­ciła san­dałki. Ko­biety miały pod­czas ślubu no­sić na sto­pach de­li­katne ko­ron­kowe ozdoby, łą­czące drugi pa­lec z kostką, jed­nak dzi­siaj wszy­scy byli boso.

Aiden wy­rósł na­gle przy jej boku i z pół­u­śmiesz­kiem pod­su­nął jej ra­mię.

– Jak wi­dzę na­dal czu­wasz nad wszyst­kim?

So­phie po­czuła na­ra­sta­jące obu­rze­nie. Wspo­mnie­nie ich ostat­niej kłótni sie­dem lat temu było na­dal żywe, a Aiden zbyt nie­doj­rzały, by zro­zu­mieć po­wagę cią­żą­cych na niej obo­wiąz­ków.

– Prze­cież je­stem świad­kową.

– Nie chcia­łem, żeby to za­brzmiało…

– Moi dro­dzy, za­czy­namy! – So­phie do­tknęła smart­fona, a z gło­śnika po­pły­nęły pierw­sze tony A Tho­usand Years. Ko­lejne pary prze­cho­dziły obok, kie­ru­jąc się w stronę oł­ta­rza, aż wresz­cie przy­szła ko­lej na nich. So­phie nie­chęt­nie przy­jęła ra­mię Aidena, pró­bu­jąc so­bie wy­obra­zić, że nie ma czu­cia w tej czę­ści ciała i nie za­uważa cie­pła męż­czy­zny ani pły­ną­cego od niego sub­tel­nego drzew­nego za­pa­chu. Tym­cza­sem Aiden szedł wpa­trzony przed sie­bie.

– So­phie, je­śli cho­dzi o to, co po­wie­dzia­łem… Nie mia­łem za­miaru cię ob­ra­zić.

– A tak to brzmiało – od­parła, ukła­da­jąc usta w sztuczny uśmiech.

– Po­słu­chaj, może po­win­ni­śmy za­cząć wszystko od po­czątku?

– To zna­czy od tego, za­nim tu przy­je­cha­łeś czy za­nim mnie zo­sta­wi­łeś?

Co się z nią działo? Miała prze­cież ła­go­dzić kon­flikty, a nie sama je za­ogniać. Co prawda pod­niósł jej ci­śnie­nie, ale ich spory nie współ­grały ze spo­kojną mu­zyką i świą­teczną at­mos­ferą ce­re­mo­nii.

Aiden wes­tchnął.

– Okej, w ta­kim ra­zie może po­wi­nie­nem za­cząć od prze­pro­sin?

– To nie bę­dzie ko­nieczne, po pro­stu przez to prze­brnijmy.

Tak brzmiało jej motto w ciągu ostat­nich sied­miu lat. Wli­cza­jąc w to na­głe ze­rwa­nie, znik­nię­cie ojca, a w końcu długą cho­robę i śmierć matki osiem mie­sięcy temu. Ale te­raz mamy już z nimi nie było. Seth sta­nął na wła­sne nogi, Jenna miała wyjść za mąż, a So­phie była wresz­cie – wresz­cie! – o krok od prze­ję­cia kon­troli nad wła­snym ży­ciem i nic, a na pewno nie po­wrót Aidena Mad­doxa, nie mo­gło tego ze­psuć.

– Chcia­łem po pro­stu po­wie­dzieć, że za­dba­łaś o swoją ro­dzinę i po­win­naś być z sie­bie dumna.

– Nie po­trze­buję two­ich po­chwał.

Za­śmiał się za­wa­diacko.

– A czego ode mnie po­trze­bu­jesz, So­phie?

– Ni­czego! – Dla­czego ta droga tak się cią­gnęła? So­phie spoj­rzała za sie­bie, spraw­dza­jąc, czy oj­ciec i Jenna są go­towi. – Mo­żemy iść tro­chę szyb­ciej?

– Chcesz się mnie po­zbyć?

Przy­gry­zła ję­zyk. Oba­wiała się tej kon­fron­ta­cji już w chwili, gdy Grant i Jenna ogło­sili za­rę­czyny. Choć Aiden prze­pro­wa­dził się do Char­le­ston za­raz po ukoń­cze­niu stu­diów, po­zo­stał w bli­skim kon­tak­cie ze swoim przy­ja­cie­lem.

Szkoda, że nie ze swoją dziew­czyną. Po pro­stu po­zbył się jej ze swo­jego ży­cia. So­phie spró­bo­wała się otrzą­snąć. Mi­nęło tyle czasu, a sy­tu­acja mię­dzy nimi na­dal była pa­towa. Nie utrzy­mała dy­stansu, czuła na­wet wło­ski na jego przed­ra­mie­niu ła­sko­czące jej nad­gar­stek. Za­ci­snęła palce w pięść, by nie do­ty­kać Aidena choćby mi­mo­cho­dem, jed­nak zna­jomy za­pach do­pro­wa­dzał ją do sza­leń­stwa. My­ślami zna­la­zła się znów na balu ma­tu­ral­nym, po­tem na ganku jej domu, gdzie roz­ma­wiali go­dzi­nami, na tyl­nym sie­dze­niu jego pick-upa, gdzie ob­da­rzali się czu­ło­ściami.

– So­phie, po­słu­chaj mnie… – Jego ak­sa­mitny głos wy­wo­łał u niej gę­sią skórkę. – Na­prawdę przy­kro mi, że od­sze­dłem w taki spo­sób, nie za­słu­ży­łaś na ta­kie po­trak­to­wa­nie. Ale prze­cież pró­bo­wa­łem za­dzwo­nić…

– To nie jest do­bry mo­ment.

W rze­czy sa­mej, trzy mie­siące po ze­rwa­niu wy­ko­nał do niej te­le­fon i na­grał się na po­czcie gło­so­wej, bła­ga­jąc ją, żeby od­dzwo­niła. Co prawda nie po­wie­dział tego wprost, ale brzmiało, jakby ża­ło­wał swo­jej de­cy­zji. Jed­nak wtedy była już za­jęta spra­wami swo­jej ro­dziny, poza tym nie wy­obra­żała so­bie związku na od­le­głość, w do­datku z kimś, komu roz­sta­nie przy­szło tak ła­two.

Aiden zer­k­nął w jej stronę.

– Nie by­łem wtedy go­towy na tak…

– Nie te­raz…!

– …po­ważny zwią­zek. Mia­łem osiem­na­ście lat i całą masę pla­nów. Nie wie­dzia­łem, kim tak na­prawdę je­stem, by­łem zbyt młody, żeby…

– Aiden. Czy mo­żemy wró­cić do tego póź­niej?

– To zna­czy kiedy?

– Nie wiem. – Po pró­bie pa­no­wie mieli stąd od­je­chać, a pa­nie za­trzy­my­wały się w domu przy plaży. – Po przy­ję­ciu, ju­tro wie­czo­rem – do­dała.

– Będę mu­siał wyjść dość wcze­śnie, mam sa­mo­lot.

– W ta­kim ra­zie pod­czas we­sela, ale do­piero po to­a­stach. – Obo­wiązki świad­ko­wej zajmą moje my­śli do tego czasu.

– Do­brze, za­re­zer­wuj je­den ta­niec dla mnie, wtedy po­roz­ma­wiamy.

W końcu do­tarli do celu.

– W po­rządku – po­wie­działa i pu­ściła ra­mię Aidena, usta­wia­jąc się po le­wej stro­nie oł­ta­rza.

Zdała so­bie sprawę, że wła­śnie obie­cała wspólny ta­niec męż­czyź­nie, który zła­mał jej serce. Przy­brała na twarz wy­ćwi­czony uśmiech.

De­nise Hun­ter jest au­torką po­nad trzy­dzie­stu ksią­żek, prze­kła­da­nych na wiele ję­zy­ków i osią­ga­ją­cych sta­tus be­st­sel­le­rów, mię­dzy in­nymi Gru­dnio­wej panny mło­dej i The Conve­nient Groom, które do­cze­kały się ad­ap­ta­cji fil­mo­wych na ka­nale Hal­l­mark. Jest lau­re­atką Holt Me­dal­lion Award, Reader’s Cho­ice Award, Ca­rol Award, Fo­re­word Book of the Year Award i fi­na­listką RITA. Kiedy nie aran­żuje ży­cia mi­ło­snego na kar­tach po­wie­ści, lubi po­dró­żo­wać ze swoją ro­dziną, pić do­brą kawę i grać na per­ku­sji. Dom De­nise i jej męża znaj­duje się w sta­nie In­diana, a ich dzieci wy­fru­nęły już z gniazda.

De­ni­se­Hun­ter­Bo­oks.com

Fa­ce­book: au­thor­de­ni­se­hun­ter

Twit­ter: @De­ni­se­AHun­ter

In­sta­gram: @de­ni­se­ahun­ter

1 PnP 3,4.