Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Oparta na faktach debiutancka powieść ks. Jana Sochonia o sile miłości.
W tej opowieści patrzymy na świat oczami Franciszki, młodej i pięknej kobiety, której losy, splecione z losami bliskich, rozgrywają się na tle tragedii II wojny światowej. Gehenna Józefa, męża Franciszki i jej siostry Eugenii, miłość Franciszki do Daniela Richtera rozbłyskająca podczas niemieckiej okupacji Wasilkowa, tęsknota za nieskażoną przez zło i grzech egzystencją, poświęcenie w imię drugiego człowieka i Ojczyzny, wreszcie siła wiary w troskliwe wejrzenie Opatrzności – wszystko to tka kobierzec uniwersalnych sensów, domagających się czytelniczej interpretacji.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 336
Rok wydania: 2023
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Teologia Polityczna istnieje i rozwija się dzięki wsparciu życzliwych osób, którym składamy serdeczne podziękowania.
Honorowymi darczyńcami powieści ks. Jana Sochonia „Jedenaste przykazanie” zostali:
an Rafał Kania oraz dwóch darczyńców, którzy pragnęli zachować anonimowość.
Książka ukazała się dzięki finansowemu wsparciu naszych darczyńców. Bez ich hojności działalność środowiska Teologii Politycznej nie byłaby możliwa.
Współwydawcami tego tomu zostali:
Marek Adamowicz, Mariusz Antosiewicz, Michał Appelt, ks. Przemysław Artemiuk, Wieczesław Augustyniak, Tomasz Babnis, Rajmund Bacewicz, Emilia i Tomasz Badurkowie, Magdalena Bajer, Erwin Bakalarz, Renata Bakuła, Michał Balcerzak, Anita Balcerzak-Michalska, Igor Banaszczyk, Beata Mrozowska-Bartkiewicz i Jarosław Bartkiewicz, Robert Basałaj, Anna Baterowicz, Konrad Bączek, Aleksandra Bečka, Tomasz Berent, Damian Białek, Jan Bielaszewski, Ryszard Bojke, Ewa Bokiniec, prof. Włodzimierz Bolecki, Alexandre Bondarev Jan Bondyra, Nikodem Bończa, Jerzy Borkowski, ks. Jerzy Borowiec, Adam Boykow, Krzysztof Bożym, Jerzy Bracisiewicz, Patryk Brzozowski, Mariusz Buchaniewicz, Agata Buchholtz, Marta Burek, Andrzej Cehak, Renata i Jacek Chacińscy, Ewa Chalimoniuk, Sergiusz Chądzyński, Feliks Chiczewski, Anna Chomętowska-Kontkiewicz, Bogumiła Cichońska, Patrycja i Piotr Cichy, Wojciech Ciećwierz, Eugeniusz Ciepliński, Róża i Jerzy Cieślińscy, Jarosław Cymerman, Małgorzata Czajkowska, Witold Czapp, Natalia Czekalska, Dawid Czekała-Karpiński, Monika i Marek Czekańscy, Adam Czepielik, Robert Czernisz, Jakub Czugała, Dorota i Piot Dardzińscy, Wojciech Darkiewicz, Urszula i Dariusz Dąbrowscy, Dariusz Deka, prof. Dobrochna Dembińska-Siury, Dariusz Derda, Grażyna Dłubała, Łukasz Doktór, Danuta i Krzysztof Domareccy, Dominika i Krzysztof Drysiowie, Bogusław Dubiela, prof. Antoni Dudek, Waldemar Dudek, Róża i Marcin Dziekiewiczowie, Mirosław Dzień, Piotr Dziewicki, Bogdan Dziobkowski, prof. Jacek Ebertowski, Danuta i Krzysztof Ebnerowie, Jadwiga i Marcin Emilewiczowie, Bartosz Fabijaniak, Andrzej Fedirko, prof. Barbara Fedyszak-Radziejowska, Małgorzata Fengler, Katarzyna Górska-Fingas i Bartosz Fingas, Anna i Andrzej Fister-Stoga, Małgorzata Flis, Zbigniew Furgał, Marcin Gackowski, Radosław Gadzinowski, Dariusz Gajzler, Andrzej Gargaś, prof. Magdalena i prof. Dariusz Gawinowie, Janusz Gawlina, prof. Maria Gintowt-Jankowicz, Adam Gniazdowski, Paweł Gniazdowski, Renata i Wojtek Godkowie, Witold Gorecki, Justyna Gorgoń, Bożena Gorska, Arkadiusz Gosławski, Dominik Goślicki, Roman Graczyk, Piotr Grauer, Jaromir Greń, Michał Gronkiewicz, Krzysztof Gruca, Jolanta Domańska-Gruszka i Mirosław Gruszka, bp prof. Jacek Grzybowski, Artur Grzywiński, Alicja i Krzysztof Gurajowie, Maciej Gurbała, Artur Gut, Magdalena i Maciej Hajdulowie, Dorota Heck, Krzysztof Heimann, Michał Homenda, Tomasz Horubała, Wojciech Iwanecki, Andrzej Iwaniuk, Jolanta Iwańczuk, Marta Jachimiak, Jadwiga Jakubas-Przewłocka, Jacek Jakubiak, Peter Jakubowski, Janina Jankowska, Adam Jankowski, Tomasz Janoś, Zbigniew Jasiołek, Beata Jastrzębska-Gawron, Urszula i Jacek Jelińscy, Michał Jeżewski, Roman Jędrzejczyk, Piotr Jóźwiak, Katarzyna Jóźwik, Ludwik Jurek, Izabela i Marek Jurkowie, Beata Juszczyk, Jakub Kaczmarski, Mateusz Kaczmarski, Wojciech Kaczor, Aleksandra Kaiper-Miszułowicz, Jan Kaja, Maria Kalas, Rafał Kania, Piotr Kapela, Elżbieta i Zbigniew Kaproniowie, ks. Mariusz Karbowski, Anna i Dariusz Kardasiowie, Ewa i Dariusz Karłowiczowie, Zofia Karłowicz, Karolina Kasperska, Adrian Kędzierski, Anna Kępa, Katarzyna Kępa, Malwina Kęsicka, Wanda Kierys, prof. Jarosław Kilian, Marek Kiliszek, Gerard Kilroy, Andrzej Klamut, Jerzy Knopik, Marta Hozer-Koćmiel i Marek Koćmiel, Róża i Jerzy Kogutowie, Ryszard Kolczyński, Tomasz Kołakowski, Maria Kołek, Grzegorz Kołodziej, Marek Kołosowski, Waldemar Kopciuch, Jakub Koper, Tomasz Kornaś, Krzysztof Kotowski, Krzysztof Kotrasiński, Krystyna Kościańska-Socha, Krzysztof Kowalczewski, Agnieszka Kowalczyk, Katarzyna Kowalczyk, Grzegorz Kowalski, Krystian Kowalewski, Justyna i Paweł Kowalowie, Grażyna i Piotr Kowalscy, Maciej Kozakiewicz, Andrzej Kozicki, Joanna Kozioł, Wojciech Koziorowski, Ewa Kozłowska, Konrad Kozłowski, Grażyna i Jarosław Krepowie, Milena Krok, Janusz Król, Tomasz Król, ks. prof. Janusz Królikowski, Dawid Krupa, Aneta Krupka, Leszek Krzemiński, Maciej Kubicki, Krzysztof Kuczkowski, Marek Kunecki, Andrzej Kuraś, Agnieszka Kuryś, Anna Kwiatkowska, Rafał Langda, Wojciech Langer, Andrzej Laskowski, Monica Georgii-Lassak i Franz Lassak, Adam Lausch-Hołubowicz, Maria Lechowicz, Piotr Legutko, prof. Ryszard Legutko, Jan Lencznarowicz, Aleksander Litwinowicz, Grzegorz Lizurej, Adam Loba, Stanisław Lose, Patryk Lubryczyński, Mariola i Jarosław Łaguna, Jacek Łangowski, Wiesław Łatała, Jolanta Łubczonek, Ignacy Łukasiewicz, Małgorzata Łukasiewicz-Traczyńska, Konrad Łyś, Tomasz i Niamh Machurowie, Agnieszka Madej, Anna Madej, Dariusz Makać, Weronika Makowska, Marcin Makówka, Julia Malinowska, Janusz Malinowski, Piotr Malinowski, Hanna Małecka, Szymon Małecki, Anna Małyszko, Maciej Manikowski, Agata Marcinkowska, Maria i Mikołaj Marczakowie, Sebastian Marecki, Seweryn Marek, Justyna Marekwica, Joanna Żak-Markiewicz i Zbigniew Markiewicz, Piotr Marszałek, Aleksandra i Ignacy Masny, Dorota Matusiak, Michał Mazur, Jakub Mellem, Marcin Melzacki, Joanna Franciszka Metzger, Piotr Michna, Paweł Mikołajczyk, Anna Mikos, Barbara Milewska, Tomasz Miłek, Przemysław Miłkowski, Grażyna i Stanisław Mozolowie, Zofia Nachiło-Morbiato, Jan Napiórkowski, ks. Krzysztof Niedałtowski, Dawid Niedbała, Tomasz Nitychoruk, prof. Agnieszka Nogal, Marzena Stanisława Nosowska, Maria i Grzegorz Nowakowie, Tomasz Ociepka, Jerzy Oirajter, Patryk Oiryś, Luiza i Radosław Oklesińscy, Paweł Olbryś, Róża i Eugeniusz Olczakowie, Wojciech Olejniczak, Marina i Maciej Olejnikowie, Zenon Olewicz, Magdalena Osmolska, Marek Ostafiński, Joanna i Jakub Paciorkowie, Dorota Paluch, Barbara Pankiewicz, ks. prof. Tadeusz Panuś, Jan Papaj, Ewa i Jarosław Paradowscy, Witold Parecki, Mirosław Partyka, Bartłomiej Pawłowski, Waldemar Pawłowski, Robert Pelewicz, Ewa Perskawiec, Wojciech Piasecki, Barbara Piechowska, Bartosz Piekarski, Agnieszka Pielorz, Filip Piestrzeniewicz, Daniel Pilaszek, Magdalena Pinkalska, Krzysztof Piotrowski, Magdalena Piwnicka, Olga Płaszczewska, Paweł Płatek, Anna Polkowska, ks. Rajmund Ponczek, Antoni Poniński, Marek Popławski, Grzegorz Postek, Marta Prochowska-Gabzdyl, Jarosław Przybysławski, Paweł Przychodzeń, Maciej Radecki, Bartłomiej Radziejewski, Elżbieta i Grzegorz Ratajczakowie, Paulina i Adrian Recowie, Piotr Remiszewski, Wiesław Reszkowski, Izabela i Mariusz Rezowie, Sławomir Rogowski, prof. Zofia Rosińska-Zielińska, Krystyna Rożek-Lesiak, Bogusław Rudel, Izabela i Piotr Rudniccy, Lucyna Rusak, Renata Rusak, Wanda Rutkowska, Ewa Rychlewska, Magda Rykowska, Sabina i Maciej Rzepeccy Dorota i Grzegorz Rzeźnikowie, Paweł Sadłowski, Monika i Jerzy Saganowie, Grzegorz Sakowicz, Maria Salij, Tadeusz Salij, Małgorzata Samojedny, ks. Robert Samsel, Roman Sawka, Maria Sekuła, Grzegorz Serafin, Henryk Seweryniak, Monika i Robert Sidorczuk, Bogusława Sieroszewska, Danuta Prył-Silska i Jacek Silski, Jacek Siński, Monika Skoczylas-Sroka, Krzysztof Skowron, Bogusław Skręta, Przemysław Skręta, Luke Slade, Michał Słaby, Anna Słota-Cichocka, Małgorzata Sochańska, Grażyna Halkiewicz-Sojak i Sławomir Sojak, Jacek Soliński, Liliana Sonik, Jerzy Sorokowski, Sławomir Stachowicz, Małgorzata Stadnik, Jacek Staniaszek, Danuta Stasik, ks. Jacek Stawik, Piotr Stawiński, Tomasz Stawiszynski, prof. Zbigniew Stawrowski, Bożenna i Krzysztof Stefankowie, Anna i Marek Sterniczukowie, Andrzej Stępień, Mirosława Stryjek, Barbara Suchorowska-Włodarczyk, Jolanta Sudoł, Urszula i Wojciech Swakoniowie, Marcin Sychowski, Robert Szalewicz-Szalegiejew, Tadeusz Szawiel, Konrad Szczebiot, Damian Szczerbaty, Anita i Michał Szczurowscy, Anna Szeliga, Natalia i Emil Szerszeniowie, Magdalena Szewczyk, Krzysztof Szewior, Tomasz Szkatuła, Piotr Szlagowski, Tomasz Szocik, Tomasz Szopa, Bogumiła Szponar, prof. Marek Szulakiewicz, Justyna i Jacek Szwandrokowie, Jan Szwechowicz, Agnieszka Szymczyk, Arkadiusz Szyszkowski, Cezariusz Ścisiński, Ryszard Ślaski, Maria i Mateusz Środoniowie, ks. Marek Świgoński, Anna Talarowska, Robert Tarnacki, Kamilla Thiel-Ornass, prof. Ewa Thompson, Graham Thompson, Beata Tim, Jacek Todys, o. Roman Tomanek OMI, Czesław Tomaszek, Agnieszka Tomaszewska–Żmuda, Wojciech Tomczyk, Maciek Tomecki, ks. Piotr Towarek, Agata i Wojciech Trebniowie, Teresa i Katarzyna Trochimczuk, Grzegorz Truszkowski, Marian Turzański, Piotr Turzyński, Adam Tychowski, Justyna Typa-Rogoża, Agnieszka Uklańska, Jolanta Ulatowska, Marek Urbanowski, Urszula i Andrzej Wacławczykowie, Ewa Wadzińska, Wojciech Walczyk, Aleksander Waldon, Jan Waldon, Elżbieta i Jan Walewscy, Joanna Wardak, Karolina i Daniel Wardzińscy, Piotr Warych, Ryszard Wawryniewicz, Robert Wawrzeń, Dariusz Wegnerski, Katarzyna Węgrzyn, Wojciech Widłak, Jolanta Wiech, Krzysztof Wielecki, Beata Wielkopolan, Monika Wierzba, Ewa i Rafał Wierzchosławscy, Łukasz Wieszczeczyński, Maria Wilczek, Anna Wilińska, Elżbieta i Bogdan Wiśniewscy, Paweł Wiśniewski, Michał Witaszek, Lucjan Włodarczyk, Dawid Wojcieszek, Iwona i Wojciech Wojtczakowie, Maria i Wojciech Woszczyńscy, Krzysztof Woźniak, Patricia i Michał Woźniakowie, Monika Madej-Wójcik i Mariusz Wójcik, Adam Wylęgała, Alicja Wysocka, Monika Wyszomirska-Łapczyńska, Andrew Zachoszcz, Ewa Zając, prof. Krzysztof Zanussi, Grzegorz Zarzeczny, Dyzma Zawadzki, Czesława Zawrotniak, Iwona Ząbkowicz, Dorota i Tomasz Zdziebkowscy, Jan Zdzienicki, prof. Michał Zembrzuski, Dariusz Zgutka, Marta Zielińska, Kamil Ziemian, Łukasz Ziółkowski, Piotr Znojek, Wanda Zwinogrodzka, Izabella i Witold Żórańscy oraz 18 darczyńców, którzy pragnęli zachować anonimowość.
Prolog
Mam na imię Franciszka. Przyszłam na świat w maleńkiej wiosce Sochonie na Podlasiu, w rodzinie o rolniczych korzeniach, jako że źródłosłów nazwiska Sochoń nawiązuje do sochy – drewnianego narzędzia do orania ziemi. W naszym domu zachowała się też pamięć o niejakim kawalerze Sochon de Flotte, urodzonym 13 lipca 1434 roku. Był podróżnikiem i żeglarzem, panem na Montmaur. Nie wiadomo, czy miał on z nami coś wspólnego, ale wydarzenia i postacie historyczne, choćby niepewne, pozostają tak samo ważne jak otrzymana od Boga inteligencja. Jestem przy tym zwykłą kobietą, którą Stwórca obdarzył niezwykłą łaską. O tym, w jaki sposób korzystałam z tej płynącej prosto z nieba życzliwości, jest ta moja opowieść, niekiedy może nazbyt szczera.
Przez ten czas zdobyłam pewne praktyczne doświadczenie i wiedzę, gdyż wsłuchiwałam się we wspomnienia, szkoda że niezbyt częste, swego męża Józefa i wyznania własnego syna, który zaraz po ukończeniu studiów polonistycznych odkrył powołanie do służby kapłańskiej, a zakonna postawa Teofili wiele zmieniła w moim rozumieniu rzeczywistości.
Z Józefem byłam szczęśliwa, choć ta miłość wymagała ode mnie wiele wysiłku. Jej rytm został niespodzianie zaburzony podczas wojny, kiedy z nagła zakochałam się w niemieckim oficerze Danielu. Coś tajemniczego mnie z nim połączyło, jakieś bliżej nieznane przykazanie, nienarzucone z zewnątrz, lecz kierujące nami od środka. Jednym sercem pokochałam dwóch mężczyzn, rozumiejąc, że popełniam grzeszne świętokradztwo.
Ale nie umiałam i chyba nie chciałam wyrzec się żadnego z tych doznań. Były bowiem poza jakąkolwiek kontrolą, niezależne od nas jako niepojęty dar, owoc spotkań, marzeń, splotów przeżyć oraz ustawicznych spojrzeń Niewidzialnego, którego obrazem jesteśmy dosłownie wszyscy w doczesnych krajobrazach.
Cokolwiek więc byście wy, Czytelnicy, powiedzieli o tej gawędzie, nie lekceważcie sprawy najważniejszej: uczy ona, że osnową daru, jakim jest życie, pozostaje miłość, także do własnej Ojczyzny, oraz przynależne tej miłości cierpienie, zabarwione nadzieją zbawienia wysłużonego na wzgórzu Golgoty przez Chrystusa. Tam właśnie ma początek i koniec wszystko, co przeżyłam, idąc przez burzliwą, często zdradliwą codzienność.
Czytając, zobaczycie, jak w wielu przypadkach odmienne linie istnienia zazębiają się ze sobą w rytm krwi pulsującej w naszych ciałach pomyślanych przez Najwyższego w najdrobniejszych szczegółach już w tajemnicy Stworzenia. Na chwałę Nieba i na chwałę Ziemi.
Mądrej lektury.
Pamięci mojego Wuja,
starszego strzelca Władysława Sochonia,
który zginął pod Monte Cassino
12 maja 1944 roku
Każde życie jest życiem do kogoś
skierowanym i o tyle – tylko o tyle –
jest życiem sensownym, jeśli nawet
sam sens życia spowija całkowity mrok.
Imre Kertész, Dziennik galernika,tłum. Elżbieta Cegielska, Warszawa 2006
Telefon
Ostry dźwięk telefonu wyrwał mnie z sennej ciszy. Nie wiedziałam, co się dzieje. Za oknem drżały listki starej jabłoni. Z pokrytej cynową blachą wieży pobliskiego kościoła dobiegało zdławione bicie dzwonu.
– Proszę pani – dotarło do mnie, kiedy podniosłam słuchawkę. – Nie możemy doręczyć telegramu pod wskazany adres. Nikt już tam nie mieszka.
– Jakże to – odrzekłam – mój syn widział się ze swoim bratem ledwie pół roku temu. To jakaś pomyłka albo niedopatrzenie.
Zniechęcona poszłam do stołowego pokoju. Józef leżał w otoczeniu żałobnych kwiatów. Twarz miał owiniętą bandażem, usta zaciśnięte, ręce związane różańcem; tuż przy jego sercu zobaczyłam obrazek z wizerunkiem miłosiernego Jezusa. Ściany odbijały migotliwy blask świec ustawionych na dwóch wysokich lichtarzach, przechodnie za oknem nie zatrzymywali się, chociaż czarne chorągwie przymocowane do płotu zachęcały do wejścia i uszanowania zmarłego.
Widziałam dzieci biegające w niszy podwórza, podnoszące ręce z uciechy, przekrzykujące się z piskiem zwinnych jaskółek. Silny wiatr uderzał o framugi okien, co oznaczało, że życie ma swoje prawa, których nie wypadało ignorować.
Usiadłam przy brzegu trumny niczym sternik, wiedząc, że nie znajduję się na żadnym statku, i zapytałam:
– Kiedy przyjdzie ksiądz z posługą?
– Organista mówił, że około trzynastej – odpowiedział mój przedostatni syn Janek.
– To dobrze.
Potrzebowałam czasu, by pokonać gnieżdżący się w sercu ból. Z tej racji usiłowałam powrócić do dawnych lat, pełnych bieganiny wśród krzaków bzów i łóz opasujących Sochonie wzdłuż i wszerz. Wtedy w namiocie zbudowanym z podniszczonych koców odczułam po raz pierwszy smak nieznanej radości. Wpatrując się w swoje młode ciało, ze zdziwieniem rozpoznałam, że jest w nim jakaś siła, której nie będę mogła się oprzeć, a świat, który mnie wtedy otaczał, wydawał się przejrzysty, łatwy do poznania. Toteż nie straciłam skrytej pod skórą wiary w sens niewiadomej przyszłości.
– Nie jesteśmy w stanie dostarczyć wiadomości. Zenon Sochoń nie mieszka przy ulicy Gdyńskiej od dłuższego czasu – usłyszałam ponownie.
Odłożyłam słuchawkę i natychmiast poprosiłam Janka, żeby zadzwonił do Krzysztofa, przyjaciela z Gdańska, który mógłby pojechać na Gdyńską i sprawdzić, co tam się stało. Przy okazji zauważyłam, że niezbyt widoczne z daleka plamki krwi pokrywały twarz mojego męża, a drobiny potu pozostawiły na niej zagadkowe kreski. Zebrałam je w kubeczek dłoni i pokropiłam jego zwłoki.
Pomyślałam o Zenonie, który za młodych lat niespodzianie wyjechał z Wasilkowa. Porzucił ukochany motocykl i wspomnienia z wojska, marząc o karierze partyjnego dygnitarza. Józef nie odezwał się ani słowem. Powiedział tylko, że nie pozwoli, żeby jego własny syn wydarł z rodzinnego domu duszę, oddając się w niewolę komunistów i złowrogich haseł.
Od tamtej pory obaj zacięli się w sobie. Zenon osiadł na stałe w Gdańsku, zatrudnił się w stoczni jako dyspozytor; wierzył w lewicową praworządność, łaknął uznania i władzy. Za wszelką cenę. Te plany ostatecznie spełzły na niczym, skurczone definitywnie do spółdzielczego mieszkania z niewielką kuchnią, wersalką i kredensem zarzuconym szklanymi figurkami Matki Bożej rodem z wiejskiego odpustu.
Dlaczego znalazły się w jego pokoju, skoro z rzadka przekraczał próg parafialnego kościoła, będącego – jak określił – w przewlekłej budowie? „Wiara niszczy sprawiedliwość” – mawiał w przebłyskach wesołości po zwinnym wychyleniu kolejnego kieliszka wódki.
Miał własne sposoby godzenia się z aktualną rzeczywistością. Polegały one na przyjmowaniu urzędowych przepisów jako gestów dobrej woli ze strony tych, którzy wstępowali na trybunę pierwszomajową, mając w tle wiwatujące tłumy, falę transparentów i gimnastyczne układy choreograficzne.
Nigdy nie dopuszczał do głosu przypuszczenia, że socjalizm mógłby prowadzić choćby do cienia nieuczciwości. A nawet gdyby tak się zdarzyło, widział w tym zrządzenie tak zwanej dziejowej konieczności.
W dniach wolnych od pracy odwiedzał nielicznych znajomych, z którymi tańczył wokół stołu przykrytego kolorową ceratą, pił aż do zatracenia, a wieczorami szukał pociechy w portowych barach, dając wszem wobec do zrozumienia, że faktycznie zaufał czerwonej ideologii sączącej się z plakatów porozwieszanych w najbardziej urokliwych uliczkach miasta. Nie założył rodziny, nie klęczał przed ołtarzem, nie szybował do szpitala z pękiem goździków, niesiony krzykiem nowo narodzonej córeczki. Nad to wszystko wyniósł lojalność wobec akceptowanych przez siebie zapatrywań, ufność w moc robotniczych ideałów.
– Ale dosyć tych myśli o Zenku – powiedziałam do samej siebie, zauważywszy, że sąsiedzi wreszcie przyszli, by złożyć wyrazy współczucia. Przyjmowałam je z udawaną uprzejmością. Jakbym spała. Głowę przechylałam to w lewo, to w prawo, nogi krzyżowałam ze światłem wydobywającym się ze szczeliny w suficie. Ze spokojem podeszłam do telefonu, który znowu zadzwonił.
– Pani Franciszko – ułowiłam uchem głos kolegi Janka – Zenon nie żyje. Zmarł w dosyć niejasnych okolicznościach.
– Jak to zmarł? Gdzie, kiedy? – zapytałam z trwogą.
– Musicie się sami zorientować, warto przyjechać do Gdańska.
Nazajutrz byłam już z Jankiem na miejscu. Błądziliśmy wśród blokowisk Żabianki, niczym traperzy poszukujący śladów zwierzyny, aż wreszcie weszliśmy do rdzawego mrówkowca cokolwiek zaniepokojeni panującą dookoła ciszą. Sąsiadka Zenka zdradziła, że kiedyś, zauważywszy uchylone drzwi jego mieszkania, weszła do środka. Siedział, a właściwie leżał w fotelu, z przechyloną do tyłu głową. Oczy miał przesłonięte poświatą, usta otwarte, jakby pokryte bezbarwną maścią. Obok niego na stole piętrzyły się sterty najróżniejszych papierów i niedopałki papierosów. Na ten widok Helena wybiegła z krzykiem na korytarz. Nikt nie słyszał jej nawoływań.
Meble, sprzęty, przedmioty niewiadomego pochodzenia, niegdyś ożywiające mieszkanie zmarłego, ktoś zniósł do piwnicy i pozostawił w nieładzie. Zdjęcia, ubrania, narzędzia, urzędowe i prywatne listy. Nie mogliśmy się rozeznać ani w imionach, ani w nazwiskach widniejących na płaskich kopertach.
Po co grzebaliśmy w tych pozostałościach po kimś, kto wydawał się niemal obcy? Więzy rodzinne niczego nie mogły już uratować. Stałam pośrodku zgasłego życia i myślałam o tym, co się stanie, kiedy moje oczy ściemnieją jak oczy Józefa, ciało przybierze gromniczną barwę, a stopy znieruchomieją. Czy jest coś, co zostanie po mnie na trwałe? Półprzytomnie uniosłam głowę, kiedy w drzwiach składziku mignął niebieski mundur. Zrozumieliśmy, że należy jechać na komendę.
A tam wszystko było za wielkie i niestosowne: hebanowe biurka, przywiezione zapewne z niemieckich rezydencji, drzwi zdobne w mosiężne kraty, ciężkie okna pamiętające przedwojenny zbytek, kaflowe piece przyozdobione kolorowymi malowidłami, wreszcie lampy o wydłużonych szyjkach, świecące od rana. Usiedliśmy znękani na przystawionych naprędce krzesłach, przyglądając się milicjantowi, który bezmyślnie rysował na rogach gazety jakieś linie, po czym je zamazywał.
– Szukaliśmy was po całej Polsce, lecz nie udało się. Nie wiedzieliśmy – oznajmił, wyciągając z szuflady biurka plik dokumentów – że nieżyjący miał rodzinę. Widywaliśmy go zawsze w pojedynkę, no, może z kolegami w knajpie lub w biurze zakładowej komórki partyjnej. Niewiele o nim zdołaliśmy się dowiedzieć, choć o innych pracownikach posiadaliśmy najbardziej intymne dane. Towarzysz Zenon, to rzadkość w naszej branży, zdobył sporą niezależność, której zazdrośnie strzegł.
Milicjant zamknął oczy, chcąc przedłużyć sens tego, co powiedział, i dosyć szorstko stwierdził: – Musi pani podpisać to oświadczenie:
Pod wskazanym adresem zmarły zamieszkiwał samotnie. Podczas prowadzonych czynności nie zdołano ustalić ani bliższych, ani dalszych krewnych Zenona Sochonia. W związku z powyższym proszę o rozważenie możliwości wszczęcia z urzędu postępowania o zabezpieczenie spadku po zmarłym. Do wiadomości Administracji Spółdzielni Mieszkaniowej Osiedle Młodych.
Z oczekiwaną ulgą pokwitowałam podsunięte oświadczenie. Niezbyt wyraźną odbitkę schowałam od razu do kieszeni. Wychodząc, nie oglądaliśmy się za siebie, nie podnosiliśmy oczu, zasłuchani w niespokojne bicie własnych serc. Wokół wirowały płatki mokrego śniegu, prześwietlone przedpołudniową jaskrawością. Jakaś niemłoda już kobieta zatrzymała się przy nas i zapytała:
– Może państwu pomóc? – i machinalnie podała memu synowi rękę. – Ach, przepraszam szanownego księdza, nie zauważyłam koloratki.
– To drobiazg, nic godnego przeprosin – zareagował.
Poszliśmy w stronę stacji kolejki. Nim odnaleźliśmy wolne miejsca w przedziale, raz jeszcze przyjrzałam się kartce, którą w pośpiechu podpisałam. Słowa niczego nie tłumaczyły, a nawet poszerzały nieodgadnione. Zgniotłam świstek w dłoni i wsunęłam pod połę okrycia, będąc stanowczo przekonana, że widzę twarz Zenona zarysowaną na szybie pędzącego pociągu. Przez kilkadziesiąt minut siedziałam skulona, aż w końcu posłyszałam: „Stacja końcowa, proszę wysiadać”.
Wyszliśmy z przedziału z nieznośnym szumem w skroniach. Zamówiliśmy taksówkę i po trzydziestu minutach znaleźliśmy się przy cmentarzu. Kierowca nie potrafił wyszukać właściwego wejścia, więc sami musieliśmy je odnaleźć. Groby przypominały szarobrunatną mozaikę. Jedno, co mogliśmy zrobić, to zdać się na rodzinną intuicję. Wiał niezbyt silny wiatr. Zza drzew wynurzały się cienie, oplatając nasze głowy niczym całun. Bagnisty piach twardniał pod stopami. Oddychaliśmy coraz ciężej i wolniej – bardzo, i to bardzo zmęczeni.
W końcu dotarliśmy na obrzeża tego miasta wiecznego spoczynku. Tabliczka przybita do drewnianego krzyża niewiele wyjaśniała. Byliśmy sami, domyślając się, że to miejscowy grabarz położył na grobie Zenka kwiaty, zmarznięte teraz, bez życia. Dłuższą chwilę staliśmy w milczeniu, kiedy nagle nastąpił głośny wybuch; rozległy się czyjeś krzyki i nawoływania, po czym nastała głucha cisza.
– Co się dzieje? – zapytałam.
– Nie wiem, mamo.
„Wieczny odpoczynek racz mu dać, Panie...” – wyszeptaliśmy w zamyśleniu, do szczętu zdezorientowani i przygnębieni.