Jedenaście minut - Paulo Coelho - ebook + audiobook + książka

Jedenaście minut ebook i audiobook

Paulo Coelho

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

„Najsilniejsza jest taka miłość, która nie walczy ze swoją słabością”.

Maria, młoda dziewczyna z brazylijskiej prowincji, wyrusza w daleką podróż. Jednak świat jest inny, niż sobie wyobrażała. Gorzkie doświadczenia sprawiają, że zostaje prostytutką. Decyduje się na życie bez miłości i wpada w pułapkę, z której wybawić ją może jedynie miłość… Jedenaście minut to współczesna baśń dla dorosłych, przypowieść o seksie i miłości, a także o przeznaczeniu, które sprawia, że kręte ścieżki naszego losu mogą nieoczekiwanie poprowadzić nas ku szczęściu, choć dawno przestaliśmy w nie wierzyć.

Jedenaście minut to zarazem głębokie studium o naszej seksualności, o jej sacrum i profanum, o jednej z najważniejszych i zarazem najbardziej zakłamanych sfer naszego życia. To powieść, która nie pozwala na obojętność i budzi nadzieję, że spotkanie z drugim człowiekiem może być najważniejszym doświadczeniem naszego życia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 237

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 42 min

Lektor: Anna Zawiślak
Oceny
4,3 (194 oceny)
111
52
19
11
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
alicja436

Dobrze spędzony czas

miły powrót po latach
00
Domicyb

Nie oderwiesz się od lektury

Jak zawsze wiele prostych prawd można odnaleźć. Intymność i bliskość opisana bez zbędnej hipokryzji. Podobała mi się
00
Pinaczyta

Dobrze spędzony czas

Polecam!
00
dulcecossio

Nie oderwiesz się od lektury

Ciekawa książka, pozwala poznać inna perspektywę.
00
wind-up_bird

Z braku laku…

Jak macie więcej niż 15 lat to nie polecam :p
00

Popularność




O Autorze

Paulo Coelho

Uro­dził się 24 sierp­nia 1947 roku w Rio de Jane­iro. Zanim został pisa­rzem, two­rzył tek­sty pio­se­nek, pra­co­wał jako pro­du­cent muzyczny i dzien­ni­karz. Waż­nym źró­dłem inspi­ra­cji jest dla Paula jego wła­sne życie. Świa­tową sławę przy­niósł mu Alche­mik, który uka­zał się po jego pierw­szej powie­ści Piel­grzym. Alche­mik był jed­nym z naj­waż­niej­szych wyda­rzeń wydaw­ni­czych XX wieku, sprze­dał się w 150 milio­nach egzem­pla­rzy i został opu­bli­ko­wany w 88 języ­kach, co czyni Paula Coelho naj­czę­ściej tłu­ma­czo­nym auto­rem z języka por­tu­gal­skiego na świe­cie i jed­nym z naj­po­pu­lar­niej­szych pisa­rzy współ­cze­snych. W Pol­sce jego książki osią­gnęły nakład 5 milio­nów egzem­pla­rzy.

Alche­mik, Piel­grzym, Brida, Pod­ręcz­nik wojow­nika świa­tła, Wero­nika posta­na­wia umrzeć, Jede­na­ście minut, Zahir, Cza­row­nica z Por­to­bello, Zwy­cięzca jest sam, Alef, Zdrada, Szpieg, Hipis i inne jego tytuły sprze­dały się w ponad 320 milio­nach egzem­pla­rzy na całym świe­cie.

Jest człon­kiem Bra­zy­lij­skiej Aka­de­mii Lite­ra­tury i otrzy­mał Order Legii Hono­ro­wej w ran­dze kawa­lera. W 2007 roku został mia­no­wany Posłań­cem Pokoju ONZ.

Dwu­dzie­stego dzie­wią­tego maja 2002 roku, kilka godzin przed ukoń­cze­niem tej powie­ści, poje­cha­łem do Lour­des we Fran­cji, by zaczerp­nąć tro­chę wody z cudow­nego źró­dła. Byłem już na placu przed bazy­liką, gdy pewien star­szy pan zwró­cił się do mnie: „Czy pan wie, że jest podobny do Paula Coelho?”. Odpo­wie­dzia­łem mu, że jestem Pau­lem Coelho. Wtedy uści­snął mnie ser­decz­nie, przed­sta­wił mi swoją żonę i wnuczkę, po czym wyznał, że moje książki są dla niego bar­dzo ważne. „Pozwa­lają marzyć” – pod­su­mo­wał. Bar­dzo czę­sto sły­sza­łem to zda­nie z ust moich czy­tel­ni­ków i zawsze spra­wiało mi wielką przy­jem­ność. Jed­nakże w tam­tej chwili odczu­łem żywe zanie­po­ko­je­nie – wie­dzia­łem, że Jede­na­ście minut poru­sza temat deli­katny, kło­po­tliwy, szo­ku­jący. Pod­sze­dłem do źró­dła, zaczerp­ną­łem tro­chę cudow­nej wody, po czym zapy­ta­łem tego pana, gdzie mieszka (na pół­nocy Fran­cji, w pobliżu bel­gij­skiej gra­nicy), i zapi­sa­łem jego nazwi­sko.

Tę książkę dedy­kuję Panu, Mau­rice Gra­ve­li­nes. Moją powin­no­ścią wobec Pana, Pań­skiej żony, wnuczki i wobec samego sie­bie jest mówić o tym, co dla mnie ważne, a nie o tym, co wszy­scy chcie­liby usły­szeć. Nie­które książki roz­bu­dzają nasze marze­nia, inne przy­wo­łują nas do rze­czy­wi­sto­ści, lecz każda winna odzwier­cie­dlać to, co dla pisa­rza naj­istot­niej­sze: uczci­wość pisa­nia.

O Maryjo bez grze­chu poczęta,módl się za nami, któ­rzy się do Cie­bie ucie­kamy. Amen

A oto kobieta, która pro­wa­dziła w mie­ście życie grzeszne,dowie­dziaw­szy się, że [Jezus] jest gościem w domu fary­ze­usza,przy­nio­sła fla­ko­nik ala­ba­strowy olejku i sta­nąw­szy z tyłuu nóg Jego, pła­cząc zaczęła łzami oble­wać Jego nogii wło­sami swej głowy je wycie­rać.Potem cało­wała Jego stopy i namasz­czała je olej­kiem.Widząc to fary­ze­usz, który Go zapro­sił, mówił sam do sie­bie:„Gdyby On był pro­ro­kiem, wie­działby, co za jednai jaka jest ta kobieta, która się Go dotyka, że jest grzesz­nicą”.Na to Jezus rzekł do niego: „Szy­mo­nie, mam ci coś powie­dzieć”.On rzekł: „Powiedz, Nauczy­cielu”.„Pewien wie­rzy­ciel miał dwóch dłuż­ni­ków.Jeden winien był mu pięć­set dena­rów, a drugi pięć­dzie­siąt.Gdy nie mieli z czego oddać, daro­wał oby­dwom.Który więc z nich będzie go bar­dziej miło­wał?”.Szy­mon odpo­wie­dział: „Sądzę, że ten, któ­remu wię­cej daro­wał”.On mu rzekł: „Słusz­nie osą­dzi­łeś”.Potem zwró­cił się do kobiety i rzekł Szy­mo­nowi:„Widzisz tę kobietę? Wsze­dłem do twego domu,a nie poda­łeś Mi wody do nóg; ona zaś łzami oblała Mi stopyi swymi wło­sami je otarła. Nie dałeś Mi poca­łunku,a ona, odkąd wsze­dłem, nie prze­staje cało­wać nóg moich.Głowy nie nama­ści­łeś Mi oliwą; ona zaś olej­kiemnama­ściła moje nogi. Dla­tego powia­dam ci:Odpusz­czone są jej liczne grze­chy, ponie­waż bar­dzo umi­ło­wała. A ten, komu mało się odpusz­cza, mało miłuje”.

Łukasz 7: 37-47

Jestem pierw­szą i ostat­nią,Czczoną i nie­na­wi­dzoną,Jestem świętą i ladacz­nicą.Mał­żonką i dzie­wicą.Jestem matką i córką.Ramie­niem mojej matki jestem,Bez­płodną, lecz moje potom­stwo jest nie­po­li­czone.Zamężną i panną jestem,Jestem tą, która daje dzień i któraNi­gdy nie wydała potom­stwa.Pocie­sze­niem w bólach poro­do­wych jestem.Jestem mężem i żoną.Mąż mój do życia mnie powo­łał.Matką swego ojca jestem,Męża swego sio­strą, on zaś synem moim odrzu­co­nym.Cześć mi odda­waj­cie,Gdyż ja jestem gor­szącą i wspa­niałą!

Hymn na cześć Izydy, III lub IV wiek n.e. odna­le­ziony w Nag Hamadi [tłum. Elż­bieta Jan­czur]

Jedenaście minut

Była sobie raz pro­sty­tutka Maria.

Chwi­leczkę. „Była sobie raz…” to naj­lep­szy spo­sób, by roz­po­cząć bajkę dla dzieci, a o pro­sty­tut­kach roz­ma­wia się tylko mię­dzy doro­słymi. Jak można roz­po­czy­nać książkę od takiej oczy­wi­stej sprzecz­no­ści? No ale skoro w każ­dym momen­cie naszego życia jedną nogą tkwimy w świe­cie baśni, a drugą w otchłani pie­kieł, zacho­wajmy ten począ­tek.

Była sobie raz pro­sty­tutka Maria.

Nikt nie rodzi się pro­sty­tutką. Jako dziecko była uoso­bie­niem nie­win­no­ści, a dora­sta­jąc marzyła, że spo­tka męż­czy­znę swo­jego życia (boga­tego, pięk­nego, inte­li­gent­nego), wyj­dzie za niego za mąż (w bia­łej sukni z welo­nem), będzie mieć z nim dwoje dzieci (które staną się sławne), zamieszka w pięk­nym domu (z wido­kiem na morze). Jej ojciec był komi­wo­ja­że­rem, a matka kraw­cową. W rodzin­nym mia­steczku w bra­zy­lij­skim Nor­de­ste było tylko jedno kino, jedna restau­ra­cja i jeden oddział banku. A jed­nak Maria z utę­sk­nie­niem wycze­ki­wała dnia, w któ­rym książę z bajki pojawi się tu nagle, by ją ocza­ro­wać i zabrać ze sobą na pod­bój świata.

Ale ponie­waż książę z bajki się nie poja­wiał, nie pozo­sta­wało jej nic innego, jak marzyć. Po raz pierw­szy zako­chała się, kiedy miała jede­na­ście lat. Zoba­czyła tego chłopca w dro­dze na roz­po­czę­cie roku szkol­nego. Oka­zało się, że mieszka w sąsiedz­twie i cho­dzi do tej samej szkoły. Nie zamie­nili ze sobą ani słowa, ale Maria spo­strze­gła, że naj­bar­dziej lubi te chwile w ciągu dnia, kiedy słońce praży naj­moc­niej, a ona spra­gniona i zady­szana z tru­dem dotrzy­muje kroku żwawo idą­cemu chłopcu.

Trwało to przez wiele mie­sięcy. Maria, która nie prze­pa­dała za nauką i całe dnie spę­dzała przed tele­wi­zo­rem, zapra­gnęła nagle, by czas pły­nął jak naj­szyb­ciej. Nie mogła docze­kać się poranka, wyj­ścia do szkoły i w prze­ci­wień­stwie do swych rówie­śni­czek uznała week­endy za śmier­tel­nie nudne. Jed­nak dzie­ciom czas pły­nie o wiele wol­niej niż doro­słym. Maria cier­piała, a dni dłu­żyły się jej nie­mi­ło­sier­nie, bo mogła dzie­lić z uko­cha­nym tylko dzie­sięć minut, tysiące innych zaś spę­dzała na roz­my­śla­niach o nim i wyobra­ża­niu sobie, jak by to było cudow­nie, gdyby mogli ze sobą poroz­ma­wiać.

Aż pew­nego ranka chło­pak pod­szedł do niej i popro­sił, by poży­czyła mu ołó­wek. Maria wzru­szyła ramio­nami i nie ode­zwała się ani sło­wem. Udała, że jest zagnie­wana zaczepką, i przy­śpie­szyła kroku. Tak naprawdę kiedy zoba­czyła, jak uko­chany kie­ruje się w jej stronę, była prze­ra­żona. Bała się, że wszystko wyj­dzie na jaw. To, że go skry­cie kocha, że czeka na niego, że marzy, by wziąć go za rękę, minąć szkolną bramę i pójść z nim w świat, tam gdzie, jak mówiono, znaj­dują się wiel­kie mia­sta, boha­te­ro­wie powie­ści, arty­ści, samo­chody, liczne sale kinowe i mnó­stwo rze­czy do odkry­cia.

Na lek­cjach przez cały dzień była roz­ko­ja­rzona. Zło­ściła się na swoje nie­do­rzeczne zacho­wa­nie, ale i cie­szyła, że chło­piec rów­nież ją zauwa­żył. Gdy pod­szedł bli­sko, dostrze­gła pióro wysta­jące z jego kie­szeni. Ołó­wek był więc tylko pre­tek­stem, by zacząć roz­mowę. Tęsk­niła za tym chłop­cem. Tej nocy – i pod­czas następ­nych – zaczęła ukła­dać sobie w duchu odpo­wie­dzi, jakich mogłaby mu udzie­lić. Gorącz­kowo poszu­ki­wała takiej, która sta­łaby się począt­kiem ich wiel­kiej miło­ści.

Ale on już ni­gdy wię­cej się do niej nie ode­zwał. Na­dal widy­wali się w dro­dze do szkoły. Maria nie­raz szła kilka kro­ków przed nim, trzy­ma­jąc ołó­wek w pra­wej ręce, a nie­kiedy za nim, by móc się mu przy­glą­dać z czu­ło­ścią. Lecz pozo­sta­wało jej jedy­nie kochać i cier­pieć w mil­cze­niu aż do końca roku szkol­nego.

Pod­czas waka­cji, które wyda­wały się nie mieć końca, obu­dziła się pew­nego ranka z udami popla­mio­nymi krwią i wpa­dła w roz­pacz. Pomy­ślała, że umiera. Posta­no­wiła zosta­wić chłopcu list poże­gnalny, w któ­rym wyzna­łaby mu swoją wielką miłość, a następ­nie zapu­ścić się na pust­ko­wie i wydać na pastwę wil­ko­łaka czy bez­gło­wej mulicy, dzi­kich bestii, które budziły postrach wśród oko­licz­nych wie­śnia­ków. Rodzice nie opła­ki­wa­liby jej śmierci. Ubo­dzy nie tracą wiary pomimo tra­ge­dii, któ­rych nie szczę­dzi im los. Uzna­liby, że została porwana przez zamożną, bez­dzietną rodzinę i że powróci pew­nego dnia w aure­oli sławy i bogac­twa. Nato­miast obec­nej (i dozgon­nej) miło­ści jej życia nie uda­łoby się o niej zapo­mnieć. Chło­pak każ­dego dnia wyrzu­całby sobie, że już ni­gdy wię­cej się do niej nie ode­zwał.

Nie napi­sała jed­nak listu, gdyż matka weszła do pokoju, zoba­czyła pokrwa­wioną pościel, uśmiech­nęła się i powie­działa: „Teraz już jesteś panną, moja mała”.

Maria była cie­kawa, jaki zwią­zek ma krew, która wycie­kała spo­mię­dzy jej nóg, z byciem panną, lecz matka nie umiała jej tego wyja­śnić. Zapew­niła tylko, że to cał­kiem nor­malne i że odtąd będzie musiała nosić pod­pa­skę nie więk­szą niż poduszka dla lalki przez cztery albo pięć dni w mie­siącu. Maria zapy­tała, czy męż­czyźni uży­wają rurki, aby krew nie popla­miła im spodni, lecz usły­szała, że to się przy­da­rza tylko kobie­tom.

Żaliła się Bogu, ale w końcu pogo­dziła się z mie­siącz­kami. Nie pogo­dziła się jed­nak z nie­obec­no­ścią chłopca i wciąż wyrzu­cała sobie wła­sną głu­potę, przez którą szczę­ście umknęło jej sprzed nosa. W przed­dzień roz­po­czę­cia roku szkol­nego weszła do jedy­nego w jej mie­ście kościoła i przy­rze­kła świę­temu Anto­niemu, że pierw­sza ode­zwie się do chłopca.

Następ­nego dnia wyszy­ko­wała się pięk­nie, wło­żyła nową sukienkę, którą matka uszyła spe­cjal­nie na tę oka­zję, i wyszła, dzię­ku­jąc Bogu, że waka­cje wresz­cie dobie­gły końca. Ale chło­piec się nie poja­wił. Minął kolejny tydzień pełen obaw, zanim Maria usły­szała, że wyje­chał z mia­sta.

„Wyje­chał gdzieś daleko” – poin­for­mo­wał ją któ­ryś z kole­gów.

W ten spo­sób Maria dowie­działa się, że można coś utra­cić na zawsze. Dowie­działa się rów­nież, że ist­nieje miej­sce zwane „daleko”, że świat jest ogromny, a jej mia­sto małe i że ludzie naj­bar­dziej godni uwagi zawsze w końcu z niego wyjeż­dżają. Ona też chciała wyje­chać, ale była na to jesz­cze za młoda. Patrząc na zaku­rzone ulice rodzin­nego mia­sta przy­rze­kła sobie, że pew­nego dnia wyru­szy w ślad za chłop­cem. Przez dzie­więć kolej­nych piąt­ków, zgod­nie z miej­scową tra­dy­cją, przy­stę­po­wała do komu­nii i modliła się żar­li­wie do Matki Boskiej, by pew­nego dnia pomo­gła jej się stąd wyrwać.

Przez jakiś czas była przy­gnę­biona, bo nie mogła natra­fić na ślad chłopca. Nikt nie wie­dział, dokąd wypro­wa­dzili się jego rodzice. W końcu uznała, że świat jest zbyt wielki, miłość nie­bez­pieczna, a Matka Boska zbyt wysoko w nie­bie, aby wsłu­chi­wać się w prośby dzieci.

Zapra­szamy do zakupu peł­nej wer­sji książki

Od Autora

Jak chyba wszyst­kim – w tym aku­rat przy­padku uogól­niam bez waha­nia – zajęło mi tro­chę czasu odna­le­zie­nie uświę­co­nego sensu sek­su­al­no­ści. Moja mło­dość przy­pa­dła na czasy skraj­nej swo­body sek­su­al­nej, odkryć i wybry­ków, po któ­rych nastą­pił okres asce­ty­zmu i pokuty – trzeba było zapła­cić cenę za lata roz­pu­sty.

W cza­sie tej dekady swa­woli, przy­pa­da­ją­cej na lata sie­dem­dzie­siąte, Irving Wal­lace wydał powieść o cen­zu­rze w Sta­nach Zjed­no­czo­nych. Opi­sał w niej machi­na­cje wymiaru spra­wie­dli­wo­ści mające dopro­wa­dzić do zakazu publi­ka­cji książki na temat seksu zaty­tu­ło­wa­nej Sie­dem minut.

W powie­ści Wal­lace’a ręko­pis książki sta­nowi jedy­nie pre­tekst do dywa­ga­cji na temat cen­zury, motyw seksu jako takiego poja­wia się rzadko. Czę­sto zada­wa­łem sobie pyta­nie, jak mogłoby wyglą­dać to dzieło. A gdy­bym pod­jął się jego napi­sa­nia?

Tak się jed­nak składa, że w swej powie­ści Wal­lace czę­sto przy­ta­cza ten fik­cyjny ręko­pis, co spra­wiło, że wyko­na­nie tego zada­nia stało się nie­moż­liwe. W pamięci zacho­wa­łem tylko tytuł (nota­bene uwa­żam, że Wal­lace bar­dzo ogra­ni­czył ten czas, co pozwo­li­łem sobie nieco zmie­nić) oraz pogląd, że o sek­sie należy mówić poważ­nie – co zresztą zro­biło już wielu pisa­rzy.

W 1997 roku, wkrótce po spo­tka­niu z czy­tel­ni­kami w Man­tui, w recep­cji hotelu, w któ­rym się zatrzy­ma­łem, ktoś zosta­wił dla mnie ręko­pis książki. Zazwy­czaj nie czy­tuję ręko­pisów, ale ten prze­czy­ta­łem jed­nym tchem. Była to histo­ria bra­zy­lij­skiej pro­sty­tutki, jej pery­pe­tie, kło­poty z pra­wem. W 2000 roku, będąc prze­jaz­dem w Zury­chu, skon­tak­to­wa­łem się tele­fo­nicz­nie z tą kobietą, która przy­brała pseu­do­nim Sonia. Powie­dzia­łem jej, że tekst mi się spodo­bał, i pora­dzi­łem, by wysłała go do mojego bra­zy­lij­skiego wydawcy, który jed­nak nie zde­cy­do­wał się go opu­bli­ko­wać. Sonia przy­je­chała do Zury­chu i zapro­siła nas – mojego przy­ja­ciela, repor­terkę z dzien­nika „Blick”, która wła­śnie prze­pro­wa­dzała ze mną wywiad, i mnie – na Lang­strasse w tam­tej­szej dziel­nicy „czer­wo­nych latarni”. Nie mia­łem poję­cia, że Sonia uprze­dziła swoje kole­żanki o naszej wizy­cie, i ku mojemu wiel­kiemu zasko­cze­niu przy­szło mi pod­pi­sy­wać tam moje książki w wielu języ­kach.

Już wtedy pod­ją­łem decy­zję pisa­nia o sek­sie, ale nie mia­łem jesz­cze ani fabuły, ani głów­nego boha­tera. Myśla­łem o histo­rii ukie­run­ko­wa­nej na poszu­ki­wa­nie świę­to­ści, lecz to spo­tka­nie na Lang­strasse olśniło mnie: aby pisać o uświę­co­nym wymia­rze seksu, trzeba naj­pierw zro­zu­mieć, dla­czego jest tak czę­sto bez­czesz­czony.

Zapy­tany przez dzien­ni­ka­rza szwaj­car­skiego pisma „L’Illustré”, opo­wie­dzia­łem mu aneg­dotę o zaim­pro­wi­zo­wa­nym pod­pi­sy­wa­niu ksią­żek na Lang­strasse, co zaowo­co­wało wiel­kim repor­ta­żem na ten temat. Po opu­bli­ko­wa­niu tego repor­tażu pew­nego popo­łu­dnia w genew­skiej księ­garni, gdzie roz­da­wa­łem auto­grafy, poja­wiło się wiele pro­sty­tu­tek z moimi książ­kami do pod­pisu. Jedna z nich szcze­gól­nie przy­kuła moją uwagę i wraz z moją agentką i przy­ja­ciółką, Mônicą Antu­nes, zapro­si­li­śmy ją na kawę, która prze­ro­dziła się w kola­cję i w kolejne spo­tka­nia przez następne dni. Tak zro­dziła się myśl prze­wod­nia Jede­na­stu minut.

Chciał­bym podzię­ko­wać Annie von Planta, mojej szwaj­car­skiej wydaw­czyni, za nie­zmier­nie ważne infor­ma­cje doty­czące sytu­acji praw­nej pro­sty­tu­tek w jej kraju, jak rów­nież nastę­pu­ją­cym kobie­tom z Zury­chu (są to oczy­wi­ście ich pseu­do­nimy): Soni, którą już zna­łem z Man­tui (może pew­nego dnia kogoś zain­te­re­suje jej książka!), Mar­cie, Ante­no­rze i Isa­belli, oraz z Genewy (rów­nież pseu­do­nimy): Amy, Lucii, Andrei, Vanes­sie, Patrick, The­re­sie i Annie Chri­sti­nie.

Dzię­kuję także Anto­nelli Zara, która pozwo­liła mi wyko­rzy­stać frag­menty swej książki Nauka o namięt­no­ści, by wzbo­ga­cić nie­które par­tie pamięt­nika Marii.

Wresz­cie dzię­kuję Marii (pseu­do­nim), która mieszka dziś w Lozan­nie, jest mężatką, ma dwie córki. To ona podzie­liła się ze mną i Mônicą swoją histo­rią, będącą kanwą tej książki.

Paulo Coelho