Jak zostać księżniczką - Julia London - ebook

Jak zostać księżniczką ebook

Julia London

3,0

Opis

Hollis prowadzi odziedziczoną po mężu gazetę. Nudne pismo o finansach przekształciła w poczytny magazyn, pełen najświeższych ploteczek i praktycznych porad. Po trzech latach odczuwa znużenie błahymi tematami, pragnie pisać o poważnych sprawach. Nadarza się ku temu świetna okazja, bo w Anglii toczą się rokowania pokojowe dwóch europejskich państw i odbywają liczne przyjęcia dyplomatyczne. Na jednym z nich uwagę Hollis zwraca mężczyzna, który zamiast się bawić, bacznie obserwuje otoczenie. Gdy zdradza jej powód takiego zachowania, Hollis proponuje mu pomoc w jego tajnej misji. Liczy na ekscytującą przygodę u boku interesującego mężczyzny, tymczasem konsekwencje tej decyzji przejdą jej najśmielsze oczekiwania.  

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 350

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (2 oceny)
0
1
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
malgablock

Z braku laku…

beznadziejne tłumaczenie. bardzo trudno się to czyta.
00

Popularność




Julia London

Jak zostać księżniczką

Tłumaczenie: Hanna Dalewska

HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2022

Tytuł oryginału: A Princess by Christmas

Pierwsze wydanie: HQN Books, 2020

Redaktor serii: Grażyna Ordęga

Opracowanie redakcyjne: Grażyna Ordęga

© 2020 by Dinah Dinwiddie

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2021

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Powieść Historyczna są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa

ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-9124-8

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Londyn, Anglia

1847

W zeszłym tygodniu do londyńskiego portu zawinęły trzy statki, na których powiewały zielono-niebieskie bandery Alucji. Statkami tymi przypłynęli delegaci, którzy będą uczestniczyć w pokojowych układach z Weslorią. Z tymi układami, którym patronuje Jej Królewska Mość królowa Wiktoria, wiąże się wielkie nadzieje. Wszyscy przecież pragną, by te dwa ościenne kraje doszły wreszcie do porozumienia.

Jej Królewska Mość powita zagranicznych dygnitarzy w Pałacu Świętego Jakuba, po czym rozpoczną się rokowania. Zawarcie pokoju między dwoma rywalizującymi ze sobą narodami to szczytny cel, czy jednak uda się go osiągnąć? Czy uda się naprawić rodzinne waśnie? Trudno powiedzieć, tym bardziej że słychać pogłoski o nikczemnych knowaniach. Będziemy przekazywać naszym drogim Czytelniczkom na bieżąco, jak się sprawy mają.

Drogie Panie, sezon zimowy zbliża się wielkimi krokami, warto więc pomyśleć o nowych strojach dla naszych mężów i synów, i wybrać się do w pracowni krawieckiej Taylor i Syn przy ulicy Savile Row.

Korespondentka Honeycutt’s Gazette

Wdowa Hollis Honeycutt nie mogła się już doczekać, kiedy wreszcie pozwolą jej przekroczyć bramę Pałacu Świętego Jakuba. Stała tu jak ten kołek w płocie, a wszędzie wokół tłoczyli się dżentelmeni i owiewali ją męskimi zapachami, czyli wonią tabaki i cytrusów. Takiej kobiecie jak ona, już nie najmłodszej, ale z temperamentem, której tak bardzo brak zmarłego męża, może i powinno sprawiać to przyjemność, a jednak jakoś nie przypadło jej do gustu. Bo ci dżentelmeni byli strasznie rozgadani i przekrzykiwali się w różnych językach, a także tłoczyli się ponad wszelka miarę. Co chwila któryś z nich ją popychał, a potem, niby skruszony, wykrzykiwał:

– Och! Pardon!

Była bardzo zła, że aby napić się herbaty z siostrą, musi swoje odstać w tej przeklętej kolejce. Owszem, jej siostra, Eliza Tricklebank, która kiedyś mieszkała w Londynie przy placu Bedforda, a więc w miejscu, gdzie na pewno nie mieszkają tylko ci najznamienitsi, obecnie była księżną i przyszłą królową Alucji, a także gościem królowej Wiktorii. Ale to wcale nie znaczyło, że przestała być jej siostrą. Dlatego Hollis, warując przed tą bramą, czuła się jak żebraczka. Do tego wciąż była zniesmaczona wczorajszym spotkaniem, zresztą już nie pierwszym, z odpychającym i zadzierającym nosa panem Shorehamem z Biblioteki Londyńskiej.

Donovan, jej służący, z którym była już tak zżyta, że mówili sobie po imieniu, stał obok niej, z jawną niechęcią spoglądając na dżentelmenów z kolejki, która bardzo powoli posuwała się do przodu. Donovan był jedynym mężczyzną w życiu Hollis, który z niezmąconym spokojem znosił jej paplanie. Chociaż może nie jedynym, bo podobną cnotą obdarzony był również jej ojciec. A także lord Beckett Hawke, z którym łączyła ją bliska znajomość, z tym że Beck po prostu jej nie słuchał. Co innego Donovan, który słuchał jej uważnie, po czym przekazywał, co o tym wszystkim myśli. Nierzadko też zabierał głos, gdy nikt go o to nie prosił. Jak choćby teraz:

– Pozwolę sobie zauważyć, że dziś jesteś pełna determinacji. Chociaż akurat tobie zdarza się to często.

– Owszem, może czasem jestem uparta jak osioł, ale dziś mam do tego wszelkie prawo!

Donovan zaśmiał się i w tym momencie kolejka znów przesunęła się kawałek do przodu. Hollis też, a kiedy spojrzała w bok, zauważyła jakiegoś wysokiego dżentelmena, który wcale nie gadał jak najęty, tylko milczał i stał w tym tłumie jakby na uboczu. Miał ciemne i jak na obecną modę za długie włosy, za to w ramionach był o wiele szerszy niż pozostali dżentelmeni. Chociaż może i nie, wcale nie szerszy, tylko surdut w ramionach był porządnie wywatowany. Natomiast głowę miał dziwnie przekrzywioną i sprawiał wrażenie, jakby czuł się tu zagubiony. Ale nic dziwnego, skoro kolejka gości zaproszonych na herbatę u królowej była koszmarnie długa, a strażnicy pałacowi nie bardzo sobie z tym wszystkim radzili. Po co więc spraszać na herbatę aż taki tłum? Być może po to, by podkreślić znaczenie rozmów pokojowych między Alucją a Weslorią, które miały rozpocząć się w poniedziałek. Więc zaproszono wszystkich reprezentantów obu królestw, by razem posiedzieli przy herbatce w przyjacielskiej atmosferze, dzięki czemu złagodnieją i szybciej dojdą do porozumienia.

Zauważyła, że czarnowłosy dżentelmen o szerokich barach zrobił krok w jedną stronę, potem w drugą, jakby nie mógł się zdecydować. I raptem znikł jej z oczu. Spojrzała więc znów przed siebie, a kolejka posuwała się do przodu i po jakimś czasie doszli wreszcie do wartowni. Donovan podał jednemu ze strażników jej zaproszenie, strażnik odebrał i wszedł do wartowni, a do bramy podchodziło trzech dżentelmenów. Szli bardzo zdecydowanie, nie popatrując na boki, więc Donovan chwycił Hollis pod ramię i odciągnął na bok.

– A co im tak śpieszno… – mruknęła, poprawiając kapelusz, który nieco się zsunął. – Czyżby bali się, że herbata wystygnie?

– Albo że zabraknie ciasteczek – dodał złośliwie Donovan. – Pójdę dowiedzieć się, dlaczego strażnik nie wraca.

Wszedł do wartowni, a do bramy znów podchodziła kolejna grupa dżentelmenów, którzy mogli już wejść do środka. Również szli szybkim krokiem, więc Hollis przezornie usunęła się na bok, ale podczas tego manewru potknęła się o krawężnik i prawie wpadła na ścianę. Na szczęście zapobiegły temu silne ręce, które pochwyciły ją za łokcie i pomogły odzyskać równowagę.

– Och! – Spojrzała w górę, by zobaczyć, kto wybawił ją z opresji, i okazało się, że to ten ciemnowłosy i zagubiony dżentelmen, którego zauważyła już wcześniej.

Z tym że już nie był zagubiony, tylko zaniepokojony, bo przemknął po niej spojrzeniem, sprawdzając, czy dama nie doznała żadnego uszczerbku. A oczy miał duże i jasnobrązowe, natomiast skórę o wiele ciemniejszą niż Brytyjczycy, czyli na pewno był obcokrajowcem. Ponownie omiótł ją wzrokiem i nie czekając na słowa podziękowanie, skinął głową i podszedł do wartowni. Widziała, jak wręczał zaproszenie strażnikowi, który rzucił na nie okiem i oddał mu je, mógł więc już wejść, ale stał niczym wmurowany i rozglądał się wokół. Po chwili wsunął zaproszenie do kieszeni i ruszył z miejsca, ale nie do bramy pałacu, tylko w stronę przeciwną.

W tym momencie pojawił się Donovan i oznajmił:

– Możesz już wejść.

Podprowadził do bramy i pokazał zaproszenie strażnikowi, a on wskazał drzwi, do których trzeba będzie zapukać.

– Raptem połowie Londynu zachciało się napić herbatki – mruknęła Hollis, znaleźli się na zatłoczonym dziedzińcu. – I to sami dżentelmeni! A Beck, kiedy zaprosiłam go kiedyś na herbatę, prychnął i powiedział, że to dobre dla babć i plotkarek.

– Ale to jest herbata u królowej, a nieczęsto dostaje się zaproszenie od Jej Królewskiej Mości!

Podeszli do wskazanych przez strażnika drzwi, a gdy Donovan zapukał, w progu pojawił się jakiś mężczyzna, który odebrał zaproszenie, rzucił na nie okiem i powitał uprzejmie Hollis.

– Witam, pani Honeycutt. Jestem Bellingham, młodszy kamerdyner. Pozwoli pani, że ją poprowadzę. Wracam tu za chwilę.

– Dziękuję – odparła Hollis.

Młodszy kamerdyner wycofał się, a Donovan wyjął z kieszonki zegarek.

– O której przyjechać po ciebie? Może za godzinę?

– Dziękuję, ale nie ma takiej potrzeby. Eliza na pewno się postara, by odwieziono mnie do domu.

Donovan schował zegarek do kieszonki i odezwał się przyciszonym głosem:

– Pięknie dziś wyglądasz i bardzo dobrze, bo masz okazję rozejrzeć się za przyszłym mężem. Na pewno zjawiło się tu mnóstwo bogatych dżentelmenów.

– Och, przestań… A ty gdzieś się wybierasz dziś wieczorem, Donovanie?

Uśmiechnął się, a Hollis nie mogła oderwać od niego oczu. Był niezwykle przystojny, a kiedy się uśmiechnął, stawał się zniewalający.

– Lepiej nie pytaj! – rzucił żartobliwie. – A jak tam z tobą? Bardzo zdenerwowana?

– Ja? Ależ skąd!

– W takim razie już znikam. Życzę ci, żebyś miło spędziła czas z siostrą i siostrzenicą. A potem opowiesz mi, co tu się działo.

Mrugnął wesoło, skłonił się i odszedł, a kiedy podchodził do bramy, Hollis po raz kolejny zauważyła smagłego i ciemnowłosego dżentelmen, który już nie sprawiał wrażenia, jakby czuł się tu niepewnie. Wręcz przeciwnie, szedł tak szybko, że poły płaszcza powiewały.

W otwartych drzwiach pojawił się znów młodszy kamerdyner.

– Pani Honeycutt?

– Tak, tak, już idę! – powiedziała skwapliwie, przekraczając próg.

ROZDZIAŁ DRUGI

Cały Londyn z niecierpliwością czeka, kiedy znów zobaczy księżną Tannymeade z domu Tricklebank, która wraz z małżonkiem i nowo narodzoną córeczką, dziedziczką alucjańskiego tronu, niedawno zjechała do Londynu. Księżniczka Cecelia jest podobno uroczym cherubinkiem, po matce o zielonych oczach i ciemnowłosa jak ojciec, i już zaczęły się spekulacje, kto byłby odpowiednim kandydatem na jej męża. W klubie White’a najwięcej dżentelmenów stawia na dwuletniego syna pewnego angielskiego ministra.

Dziwne, że te spekulacje na temat malutkiej księżniczki budzą aż tak wielkie zainteresowanie, kiedy słychać też pogłoski o kłopotach w kręgach królewskich, a niewątpliwie to właśnie powinno zaprzątać uwagę.

Drogie Panie, nie zapominajcie, że sztywna krynolina zagraża Waszemu życiu. Bądźcie bardzo ostrożne, gdy stoicie na klifie. Silny wiatr jest bezlitosny, może zepchnąć ze skały i nieszczęsna istota, w suknie rozdętej jak balon, sfrunie w dół i zniknie pod wodą. A to przydarzyło się pani March z Scarborough.

Korespondentka Honeycutt’s Gazette

Po raz drugi już Hollis była wprowadzana do Pałacu Świętego Jakuba jak ktoś z rodziny królewskiej, ale nie była tym zachwycona. Na pewno czułaby się o wiele lepiej, gdyby wchodziła do swojego saloniku, żeby posiedzieć przy kominku. Ale jak trzeba, to trzeba. Szła więc posłusznie za Bellinghamem najpierw po schodach, na piętro, potem długim szerokim korytarzem, gdzie na ścianach wisiały portrety, pod ścianami stały konsole z marmurowym blatem, a z okien roztaczał się wspaniały widok na Park Świętego Jakuba. Następnie skręcili w bok i weszli w kolejny, też długi korytarz, gdzie wisiało jeszcze więcej portretów, a okna zasłonięte były aksamitnymi kotarami. Przeszli kawałek i Bellingham zapukał dwa razy w drzwi, które ktoś otworzył, a kamerdyner skłonił się i zaanonsował:

– Pani Hollis Honeycutt.

Na co rozległ się radosny okrzyk Elizy:

– Hollis!

Szybko weszła do środka i od razu zobaczyła rozpromienioną Elizę, która podążała ku niej przez tłum gości, a oni skwapliwie odsuwali się na bok, robiąc jej przejście. Szła bardzo szybko. Hollis ledwo zdążyła podać kamerdynerowi kapelusz i pozbyć się salopy, a Eliza już chwytała ją w objęcia.

– Spóźniłaś się, moja droga! Już się bałam, że w ogóle dziś cię nie zobaczę!

– Przepraszam, Elizo, ale musiałam coś przedtem zrobić.

– Dobrze, dobrze, nie gniewam się. – Uśmiechnęła się i zrobiła krok w tył, by przyjrzeć jasnoniebieskiej kreacji siostry. – Piękna suknia – pochwaliła.

– Ale taka obcisła… – zajęczała Hollis.

– Nie narzekaj. Kobieta powinna być w pasie cienka jak osa. Tak przynajmniej twierdzą, ale nie ukrywam, wcale tym się nie przejmuję.

– Bo ty zawsze wyglądasz pięknie, droga siostro.

Taka była prawda. Eliza zawsze wyglądała jak królowa, jakby nie była córką sędziego, tylko przyszła na świat w królewskiej rodzinie i los królowej był jej sądzony. Teraz trochę przytyła, ale nic dziwnego, skoro została matką, no i w oczach siostry zawsze wyglądała pięknie. I żyła jak w bajce. Miała cudownego i przystojnego męża, który ją uwielbiał, miała też córeczkę, słodkiego cherubinka. Mieszkała w pałacu pełnym służby, miała mnóstwo biżuterii oraz piękne suknie. I pewnego dnia rzeczywiście zasiądzie na tronie.

– Proszę wybaczyć, ale bardzo chciałbym przywitać się z szanowną panią!

To oczywiście był Beck, czyli lord Beckett Hawke, starszy brat Caroline, z którą Elizę i Hollis łączyła serdeczna przyjaźń, a on dla Hollis też był jak starszy brat. Zawsze ją wspierał, z tym że potrafił też się wymądrzać jak mało kto. Ale ona tym się nie przejmowała, bo przecież właśnie tacy są starsi bracia.

Niedawno zmarł jego leciwy wuj, a Beck, jako jedyny jego krewny, odziedziczył po nim tytuł i dobra niedaleko Londynu. A teraz siedział wygodnie na obitym czerwonym aksamitem krześle i przechyliwszy głowę nieco na bok, spoglądał na Hollis bacznie, trochę jak dziadek na swoje wnuczęta.

– Wyglądasz pięknie, Hollis. Usiądź tu koło mnie i opowiadaj, co u ciebie. Nie widzieliśmy się przecież kawał czasu.

– A co ty mówisz, Beck! Przecież trzy dni temu byłam u ciebie na obiedzie. I powiedz mi, dlaczego tak się rozsiadłeś, jakbyś szykował się do odbierania czynszu od swoich dzierżawców!

– A dlaczego nie? Czyżby gościom, którzy zawitają do tego pałacu, nie wolno było przysiąść?

– Nie zawsze…

W tym momencie tuż za nimi ktoś wykrzyknął radośnie:

– Hollis! Kochana moja!

Przez tłum gości przebijała się siostra Becka, Caroline, czyli lady Chartier, żona Leopolda, brata księcia Sebastiana. Szła uśmiechnięta, rozkładając ręce, a tuż za nią podążał małżonek. Po krótkiej chwili zatrzymała się przed Hollis, wzięła ją za ręce i cmoknęła w policzek, a książę Leopold jedną z dłoni Hollis wysunął z palców żony, pocałował i powiedział żartobliwie:

– Już się bałem, że gdzieś się zawieruszyłaś, Hollis. Na szczęście jesteś, i jak zawsze piękna.

– Dziękuję! – Hollis zgodnie z etykietą złożyła przed nim dworski ukłon. – A Wasza Wysokość jak zwykle bardzo miły i pogodny, czyli wiejskie życie naprawdę mu służy.

Hollis często bywała w rodzinnej posiadłości Hawke’ów w Sussex, koło wioski Bibury, gdzie Caroline i Leopold ukryli się przed światem po tym, jak mówiono w Londynie o niebywałym skandalu. Nikt nie wierzył, że wytrzymają na wsi dłużej niż jeden dzień, ale okazało się, że nie tylko wytrzymują, ale są bardzo zadowoleni.

Caroline cofnęła się o krok, by lepiej przyjrzeć się sukni Hollis.

– Pięknie wyglądasz. Wiedziałam, że tak będzie, bo umiem dobrać kolor, prawda?

Ta jasnoniebieska i ozdobiona koronką suknia była jej dziełem. Rok temu Caroline odkryła, że umie obmyślić nową suknię jak nikt i teraz damy z całego Londynu chciały mieć kreacje właśnie od Caroline.

– Suknia jest śliczna… – szepnęła Hollis. – Ale taka obcisła.

– Trudno… – zaczęła Caroline, ale nie dokończyła, ponieważ zagłuszyła ją Eliza.

– Hollis! Popatrz tam! Mój aniołek już tu jest!

Hollis spojrzała w tamtą stronę i zobaczyła, że z tyłu, za Elizą, wśród tłumu dżentelmenów, pojawił się jeszcze jeden dżentelmen, który górował nad wszystkimi. Był to mąż Elizy, czyli Sebastian, książę Tannymeade, przyszły król Alucji. Kroczył dumnie, tuląc w ramionach malutką istotkę.

– Ojej! – zaniepokoiła się Caroline. – Czy takiego maluszka nie powinna nieść niania?

– Może i tak – przyznała Eliza – ale on uwielbia ją nosić. W ogóle jest naszym maleństwem zauroczony.

– Jak my wszyscy… – bąknęła Hollis, nie odrywając oczu od słodkiej siedmiomiesięcznej księżniczki Cecelii, która sprawiała wrażenie, jakby jeszcze przed chwilą spała głębokim snem, bo ciemne włoski miała rozwichrzone, a na jednym z pucołowatych policzków był rumieniec, czyli musiała spać na boczku. Spojrzała na wszystkich czujnie i wtuliła się główką w ramię ojca.

– Witaj, Hollis! – Rozpromieniony książę Sebastian pocałował ją w policzek. – Może chciałabyś potrzymać swoją siostrzenicę?

– O niczym innym nie marzę. – Ostrożnie odebrała od ojca jego latorośl.

Mała księżniczka nie opierała się, ale spoglądała na Hollis już nadzwyczaj czujnie. I była śliczna. Główkę miała obsypaną ciemnymi loczkami, oczy jasnozielone i słodkie, czerwone usteczka. Taki słodki dzidziuś, które chce się wciąż przytulać.

– Po prostu cudo – powiedziała rozczulona Hollis, przyciskając maleństwo do serca. – Kocham ją, i to bardzo. Bardziej już nie można.

– Ona jest prześliczna i przesłodka – powiedziała również rozczulona Caroline.

– A tak! – oświadczyła dumna mama, głaszcząc córeczkę po pleckach. – Nie chcę być zarozumiała, ale powiem szczerze, że ładniejszego dziecka to ja nigdy jeszcze nie widziałam.

Beck, który jednak podniósł na nogi, podszedł do nich, by też rzucić okiem na maleństwo.

– Wujku, a może wujek chce ją wziąć na ręce? – spytała z uśmiechem Caroline.

– O nie! Po pierwsze wcale nie jestem jej wujkiem, a po drugie kiedyś już ją wziąłem na ręce i obśliniła mi całe ramię. I mimo że po tym godnym pożałowania incydencie nadal byłbym skłonny wziąć ją na ręce, widzę przecież, że zakochani w swoim dzidziusiu rodzice nadzwyczaj niechętnie wypuszczają je ze swoich objęć.

I rzeczywiście, bo kiedy tylko malutka Cecelia zaczęła się wiercić, Eliza odebrała ją od Caroline.

– Elizo – zagadnął książę – chyba powinniśmy już zasiąść do stołu.

Dał ręką znak, kogoś przywołując, i natychmiast podeszła do nich ubrana na szaro młoda kobieta, czyli niania. Dygnęła, a Eliza zaczęła protestować.

– Ale ja jej tu tak nie zostawię!

– Przecież będzie pod dobrą opieką – zapewnił mąż.

– Wierzę ci, ale nie chcę rozstawać z nią ani na chwilę, kiedy wciąż mówią o tych zamieszkach.

Sebastian, czyli Bas, wyraźnie sposępniał i zerknął na szwagierkę, czyli na Hollis, jakby szukał u niej wsparcia, ale szybko spojrzała w bok. Bo co powinna teraz zrobić? Udawać, że o niczym nie wie? Przecież doskonale słyszała, o czym rozmawiało dwóch dżentelmenów przed Biblioteką Londyńską, gdy wybrała się tam, by porozmawiać z panem Shorehamem. Gdy podchodziła do drzwi, usłyszała, że ktoś mówi o Weslorii. Byli to dwaj dżentelmeni, którzy stali na chodniku parę kroków dalej i dość głośno rozprawiali. Jeden z nich powiedział, że słyszał pogłoski o zamieszkach w Weslorii.

– Czyżby zapowiadał się zamach stanu? – spytał ten drugi.

– Całkiem możliwe. Gospodarka Weslorii jest w rozsypce, czemu nie należy się dziwić, skoro od lat tam się nie gospodaruje, tylko spekuluje. Premier twierdzi, że jeśli król Maksim nie zdoła obronić się tak skutecznie jak wtedy, w St. Edys, to niebawem dojdzie tam do rebelii… – Wtem dostrzegł Hollis, przerwał swój wywód i spytał: – Może pani w czymś pomóc? Zabłądziła pani?

Coś tam bąknęła i weszła do biblioteki, a potem powiedziała Elizie o tym, co przypadkiem usłyszała, natomiast siostra przekazała to Sebastianowi i Leopoldowi, którzy uznali, że Hollis musiała się przesłyszeć.

– Nie przejmuj się, Elizo, tym, co ludzie gadają o Weslorii. Na pewno nie ma w tym choćby odrobiny prawdy – powiedział Leopold.

– Ależ wszystko jest możliwe! – odparła Eliza. – Przecież tam, w Weslorii, już coś takiego się wydarzyło. Porwali najstarszego syna króla Maksima i zamordowali go, kiedy rebelia im się nie powiodła.

Sebastian i Leopold spojrzeli teraz na Hollis oskarżycielko, jednak wcale nie była przekonana, że nie powinna mówić o tym siostrze. W Bibliotece Londyńskiej bywała dość często i sporo naczytała się i o Alucji, i o Weslorii, w tym o ich krwawej przeszłości, ale chciała wiedzieć jak najwięcej, skoro jej rodzona siostra pewnego dnia zostanie królową Alucji. Boże, miej Elizę w swej opiece! Bo i owszem, zdobyła bardzo wysoką pozycję towarzyską, ale też trzeba być świadomym, że życie tych ukoronowanych, choć cieszą się wieloma przywilejami, raczej nie jest usłane różami. Między Alucją a Weslorią nigdy nie było dobrze. I to prawda, że pierworodny syn króla Maksima, jego następca, został porwany, gdy miał zaledwie dziewięć miesięcy. Buntownicy wykradli go z kołyski, by szantażem zmusić króla do abdykacji. Buntownicy zostali zabici, ale dziecka nigdy nie odnaleziono i królowa zmarła z rozpaczy. Jednak nikt nie był do końca pewny, kto stał za tą rebelią. Niektórzy sugerowali, że mogli w tym brać udział Alucjanie, a to zwiększało napięcie między oboma krajami. Nie brakowało jednak i takich, którzy twierdzili, że był to ktoś z najbliższego otoczenia króla. Hollis skłonna była uwierzyć, że stoi za tym Felix Oberon, przyrodni brat Karola, króla Alucji, czyli wuj Sebastiana i Leopolda. Został skazany na banicję przed wieloma laty, ponieważ brał udział w spisku mającym na celu detronizację króla Karola, a przed dwoma laty był inicjatorem kolejnego spisku, który z kolei miał na celu porwanie księcia Sebastiana. Zdaniem Hollis taki człowiek był zdolny do porwania biednego, małego królewicza.

Hollis z tego, co wyczytała w bibliotece, dużo przekazała Elizie, uznając, że przyszła królowa Alucji powinna wiedzieć jak najwięcej. Chociażby o dziedziczeniu tronu. Król Weslorii kilka lat po śmierci pierwszej żony ożenił się powtórnie, a kiedy jego druga żona, królowa Agnes, urodziła swoje pierwsze dziecko, księżniczkę Justine, wesloriański parlament zmienił zasady dziedziczenia tronu. Zgodnie z nimi tronu już nie dziedziczyli tylko potomkowie płci męskiej, a więc gdyby para królewska nie miała potomka płci męskiej, tron odziedziczy księżniczka Justine. Zdaniem Hollis, Eliza powinna o tym wiedzieć, ponieważ może się okazać, że podobną zasadę warto wprowadzić również w Alucji.

– Elizo, przecież Cecelia jest tu bezpieczna – nalegał książę. – W tym pałacu jest mnóstwo strażników i nawet mysz się nie prześlizgnie. Nianiek też nie brakuje, poza tym Cecelia powinna teraz zjeść kolację.

Odebrał dziecko od matki, z tym że oczywiście odczekał, aż Eliza skończy całować córeczkę w pucołowaty policzek. A pocałowała chyba z pięć razy, dopóki dziewczynka jej nie odepchnęła. Książę też pocałował córeczkę, przekazał ją w ręce niani i kazał jej wyjść. A gdy niania wyszła, Eliza niemal z rozpaczą spojrzała na Hollis, podeszła do niej i wzięła ją pod rękę.

– Głowa do góry, Elizo. Wszystko będzie dobrze.

Jednak Eliza jej nie uwierzyła, a Hollis też nie była w tym momencie oazą spokoju.

– Idźmy już – zarządził Sebastian i wszyscy zaczęli ustawiać w kolejkę przed zamkniętymi drzwiami do sali recepcyjnej. Na początku książę i księżna Tannymeade, za nimi książę Leopold z Caroline. Ustawili się wszyscy obecni w tej sali, czyli kolejka była gigantyczna.

Beck stanął obok Hollis, która nie mogła się powstrzymać od drobnej uwagi:

– Nigdy nie widziałam, żeby aż tylu ludzi miało razem wypić herbatę.

– Przecież to wszystko jest na pokaz – odparł Beck. – Że niby pełna dobrych chęci Brytania chce pomóc biednym i zbłąkany Alucjanom i Weslorianom dojść do porozumienia.

– Tak, oczywiście… Eliza mówiła mi, że bardzo się denerwuje, ponieważ po raz pierwszy spotka się z królem Weslorii i jego rodziną. Król Maksim chyba też jest zdenerwowany traktatem z Alucją. Przecież wiadomo, że Alucjanie gospodarują o wiele lepiej niż Weslorianie, że głowy mają nie od parady…

– Och, przestań, Hollis. Zawsze jesteś taka miła i interesująca, a dziś po prostu przynudzasz.

– Przynudzam? Przecież ty zwykle chcesz wiedzieć, co w trawie piszczy.

– Owszem, ale teraz interesuje mnie tylko to, jak długo trzeba będzie wytrwać przy tej herbatce.

Weszli do sali, a ponieważ nie zaliczali się do najznamienitszych gości, stanęli z boku razem z dżentelmenami z Alucji, którzy przybyli tu, by podczas negocjacji służyć swoją wiedzą i doświadczeniem. Byli wśród nich ministrowie, juryści i ludzie nauki. Hollis i Beck znaleźli się tu tylko dlatego, że byli spokrewnieni z członkami rodziny królewskiej. Hollis ucieszyła się, że jest właśnie tutaj, bo zyskała sposobność, coś podpatrzeć i coś ciekawego usłyszeć, o czym będzie można napisać w gazecie. Damom już nie wystarczały najświeższe plotki i porady dotyczące najnowszej mody, więc uznała, że należy zająć się czymś poważniejszym i już zaczęła pisać artykuł o możliwym zawarciu pokoju między Alucją a Weslorią. O Alucji wiedziała sporo, o Weslorii znacznie mniej, a podczas herbaty u królowej będzie sposobność zasięgnąć języka o tym i owym albo nawet zawrzeć znajomość z kimś z Weslorii. Miała nadzieję, że nikt jej w tym nie przeszkodzi. Eliza będzie bardzo zajęta wypełnianiem książęcych obowiązków, a Caroline, jak to ona, będzie brylować, brylować i jeszcze raz brylować.

Do sali weszła królowa Wiktoria, więc wszyscy skłonili się nisko przed władczynią z pewnością niewyróżniającą się słusznym wzrostem. Królowa obeszła salę, witając drogich gości w Pałacu Świętego Jakuba i dopytując się, jak się miewają i czy w Londynie mieszka się im wygodnie. Wyraziła też nadzieję, a zrobiła to głośno i stanowczo, że rokowania powiodą się z pożytkiem dla obu stron.

Hollis nie została przedstawiona Jej Królewskiej Mości. Wciąż ją też popychano, musiała więc przesuwać się coraz dalej i w rezultacie znalazła się pod ścianą wśród osób, które nie zasługiwały na to, by zostać przedstawionym Jej Królewskiej Mości. Caroline, żona księcia Leopolda, naturalnie była tego warta. Także Beck, co tak bardzo zaskoczyło Hollis, że kiedy na moment znalazł się tuż obok niej, nie mogła powstrzymać się od kąśliwej uwagi:

– O proszę! Jednak udało ci się stanąć przed obliczem władczyni.

– Oczywiście. Przecież wiesz, że jestem zdolny do wszystkiego – odparł z uśmiechem, poprawiając fular. – Zaraz zapytam się królowej, czy podadzą również whisky.

– Chyba żartujesz, Beck. To tylko popołudniowa herbata.

Beck już nie odpowiedział, tylko gdzieś pomaszerował, a Hollis, stanąwszy przy oknie, zaczęła popatrywać tu i tam, by czymś się zająć. I po chwili dostrzegła kogoś, kto już wcześniej zwrócił jej uwagę. Przecież to ten dżentelmen, który wydawał jej się taki zagubiony, a potem, przed bramą, przytrzymał ją, żeby nie grzmotnęła w ścianę. Stanęła na palcach, wyciągając szyję, żeby lepiej dojrzeć. Tak, to na pewno on. Teraz był bez płaszcza, który rzeczywiście nie był wywatowany, bo ramiona dżentelmena nadal były szerokie. W ogóle taki mocarz z niego. Czyżby jakiś robotnik? Może i tak. Oczyma wyobraźni ujrzała, jak ten wyjątkowo krzepki mężczyzna rozłupuje młotem kamienie.

Potrząsnęła głowa. Co też jej do tej głowy przyszło! Kamieniarz? Na herbatce u królowej? Ależ wymyśliła.

Ubrany był tak, jak zwykli ubierać się dżentelmeni i w Alucji, i w Weslorii, czyli miał na sobie długi frak z wąskimi klapami i bogato haftowaną kamizelkę. Długie włosy starannie zaczesał za uszy, tylko jeden niesforny czarny lok zwisał nad czołem.

Stał wyprostowany z rękoma założonymi za plecy, tylko głowę lekko pochylił. Skąd on może być? Z Alucji, czy z Weslorii? Z Weslorii chyba nie, bo nie widać na jego ręku niczego zielonego, a Weslorianie, by podkreślić swoją narodowość, zwykle mieli na sobie coś w tym kolorze. Albo wąską opaskę na ręku, albo kamyk w biżuterii, albo ufarbowane na zielono mankiety koszuli, a królowa Agnes ma sobie ciemnozieloną suknię. Ta barwa była dla Weslorian znakiem rozpoznawczym, tak jak szkocka krata dla Szkotów. I stoi tam sam, nie ruszając się z miejsca, co jest dość dziwne, bo wszyscy dookoła, ożywieni i uśmiechnięci, starają się skorzystać ze sposobności i poszerzyć krąg znajomych. A temu dżentelmenowi chyba wcale na tym nie zależy.

Nagle drgnęła, bo ktoś tuż za nią niemal zawołał:

– Hollis! Popatrz tam!

– Caro! Ale mnie przestraszyłaś.

– Wybacz! Ale spójrz tam! Szybko! Pamiętasz, jak ci o niej mówiłam? Ona tu jest! – Caroline ruchem głowy wskazała na rudowłosą i pulchną młodą damę. – Ta ruda! Widzisz ją? Po prostu jest stworzona do rodzenia dzieci.

– Och, przestań, Caro. Mówisz o niej jak o klaczy. Chodzi o tę młodą damę w jasnożółtej sukni?

– Tak, tak. Właśnie o nią.

– Kto to jest?

– Lady Blythe Northcote, córka hrabiego Kendala. Mówiłam ci już kiedyś o niej.

– Nie przypominam sobie. A o hrabim Kendalu nigdy nie słyszałam.

– Nic dziwnego, bo hrabia to odludek i rzadko przyjeżdża do Londynu. Natomiast jego córka w tym sezonie zadebiutowała na salonach i trzeba przyznać, że miała bardzo udany debiut. Mówiłam ci o niej, kiedy przyjechałaś do nas na weekend. Powiedziałam ci wtedy, że poznałam pannę, która byłaby idealną żoną dla Becka.

– Wybacz, ale nie pamiętam, że mi to mówiłaś. Tak czy inaczej wyjaśnij mi, dlaczego właśnie ta właśnie młoda dama miałaby być idealną żoną dla Becka?

– Bo, powtarzam, stworzona do rodzenia dzieci, a Beck stanowczo powinien się już ożenić i mieć dziedzica.

– Ach tak? Powiem szczerze. Naprawdę chcesz, żeby miał spadkobierców? Przecież jeśli nie będzie ich miał, ty dziedziczysz po nim wszystko.

– Wcale o tym nie marzę. Moim zdaniem Beck powinien się ożenić już wiele lat temu, a zanosi się na to, że zostanie starym kawalerem. Fatalne rozwiązanie, bo powinien mieć przy sobie kogoś bliskiego, być z tą osobą zawsze na dobre i na złe.

Caroline zaczęła wymieniać kolejne powody, dlaczego jej brat powinien wreszcie stanąć przed ołtarzem, ale Hollis słuchała jednym uchem, przemykając spojrzeniem po całej sali, by odszukać wzrokiem intrygujące dżentelmena.

Po chwili Caroline wreszcie skończyła swoją wyliczankę.

– O! Leopold kiwa na mnie, więc muszę już do niego wracać. Hollis, pamiętaj, nie podpytuj gości królowej, bo Eliza będzie zła. – Ruszyła w stronę małżonka.

A Hollis mruknęła a pod nosem:

– Bez obaw. Nikogo nie będę podpytywać.

Oczywiście, że nie. Dlaczego wciąż musi tłumaczyć, że nie chodzi o jakieś głupie podpytywanie, tylko o wyjaśnienie pewnych kwestii, by pracując nad artykułem, miała pewność, że nie napisze się jakichś bzdur. A nigdy nie wiadomo, gdzie raptem człowiek dowie się czegoś ciekawego, dlatego zawsze miała ze sobą ołówek i kilka kartek.

Po raz kolejny przemknęła spojrzeniem po sali. I nic. Czyżby wyszedł, zanim podano herbatę? Może chciał pospacerować po pałacu, ale przecież tu nie wolno chodzić samemu…

Nagle zadrżała. Przecież w tym wielkim, starym pałacu z dala od rodziców jest gdzieś maleńka Cecelia… Serce zabiło jej szybciej, ale szybko powiedziała sobie, że nie wolno wpadać w histerię. W pałacu jest cała rzesza strażników, służących i mnóstwo innych ludzi, a więc na pewno nic złego się nie stanie. A tak w ogóle to jest dziś strasznie przewrażliwiona… i co najmniej dziwna. Wypatruje oczy za nieznajomym mężczyzną, który stroni od innych, a ona już zaczyna podejrzewać, że coś się za tym kryje. Musi wziąć się w garść.

Lokaje zaczęli zapraszać gości i kiedy Hollis już miała podejść do jednego z sześciu ustawionych w tej sali stołów, nagle zauważyła tego kogoś, za kim wypatrywała oczy. Nieznajomy mężczyzna stał koło drzwi, nadal był sam i wyraźnie wpatrywał się w kogoś. Chyba w króla Maksima.

Ona też się wpatrywała, ale w niego, i była coraz bardziej zaintrygowana. Kto to może być? Dlaczego wciąż jest sam?

Hm… a może wypadałoby podejść i podziękować, że uchronił ją przed upadkiem?

Nim w jej głowie zgasła ta myśl, Hollis już ruszyła do drzwi.

ROZDZIAŁ TRZECI

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

OKŁADKA
KARTA TYTUŁOWA
KARTA REDAKCYJNA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI