Jak mówić, gdy dzieci nie słuchają. Marudzenie, kłótnie, histeria, bunt i inne wyzwania dzieciństwa - Joanne Faber, Julie King - ebook + audiobook

Jak mówić, gdy dzieci nie słuchają. Marudzenie, kłótnie, histeria, bunt i inne wyzwania dzieciństwa ebook i audiobook

Joanne Faber, Julie King

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

10 osób interesuje się tą książką

Opis

W znanej i niezwykle cenionej przez rodziców serii książek, ukazuje się kolejny tom poświęcony komunikacji z dziećmi. W teorii wszystko jest jasne, tylko praktyka często rozmija się z teorią. Autorki poradnika–po kilkudziesięciu latach współpracy z rodzicami, nauczycielami, pedagogami – przedstawiają w książce niezbędne narzędzia, jak poradzić sobie z nieuniknionymi konfliktami pomiędzy dorosłymi i dziećmi. Część pierwsza książki to jak zwykle praktyczne (również rysunkowe) wskazówki, jak zachowywać się w sytuacjach konfliktowych dorosłych z dziećmi, i to począwszy od przedszkolaków, a na nastolatkach skończywszy. Każdy rozdział kończy się praktycznymi ćwiczeniami. W części drugiej autorki poruszają trudne tematy dotyczące komunikacji międzypokoleniowej, o których poruszenie prosili czytelnicy. Prezentują historie z życia wzięte i na ich podstawie próbują znaleźć odpowiedzi na pytania dotyczące najtrudniejszych wyzwań, jakie postawiły przed dorosłymi dzieci.

Książka bardzo pomocna dla każdego dorosłego, który ma kontakt z dziećmi.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 359

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 5 min

Lektor: Agnieszka Postrzygacz

Oceny
4,3 (16 ocen)
11
0
4
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Rita200

Całkiem niezła

znowu przerwy w nagraniu Kilkanaście nawet po minucie. Nie da się tego słuchać..
00

Popularność




Ty­tuł ory­gi­na­łuHOW TO TALK WHEN KIDS WON’T LI­STENWhi­ning, Fi­gh­ting, Melt­downs, De­fian­ce, and Other Chal­len­ges of Chil­dho­od
Co­py­ri­ght © 2021 by Jo­an­na Fa­ber and Ju­lie King First Scrib­ner tra­de pa­per­back edi­tion Au­gust 2021 Co­py­ri­ght © 2022 for the Po­lish trans­la­tion by Me­dia Ro­dzi­na Sp. z o.o.
Pro­jekt gra­ficz­ny okład­ki Ra­do­sław Stęp­niak
Wszyst­kie pra­wa za­strze­żo­ne. Prze­druk lub ko­pio­wa­nie ca­ło­ści albo frag­men­tów ksi­ążki – z wy­jąt­kiem cy­ta­tów w ar­ty­ku­łach i prze­glądach kry­tycz­nych – mo­żli­we jest tyl­ko na pod­sta­wie pi­sem­nej zgo­dy wy­daw­cy.
Me­dia Ro­dzi­na po­pie­ra ści­słą ochro­nę praw au­tor­skich. Pra­wo au­tor­skie po­bu­dza ró­żno­rod­no­ść, na­pędza kre­atyw­no­ść, pro­mu­je wol­no­ść sło­wa, przy­czy­nia się do two­rze­nia ży­wej kul­tu­ry. Dzi­ęku­je­my, że prze­strze­gasz praw au­tor­skich, a więc nie ko­piu­jesz, nie ska­nu­jesz i nie udo­stęp­niasz ksi­ążek pu­blicz­nie. Dzi­ęku­je­my za to, że wspie­rasz au­to­rów i po­zwa­lasz wy­daw­com na­dal pu­bli­ko­wać ksi­ążki.
ISBN 978-83-8265-347-2
Me­dia Ro­dzi­na Sp. z o.o. ul. Pa­sie­ka 24, 61-657 Po­znań tel. 61 827 08 50wy­daw­nic­two@me­dia­ro­dzi­na.pl
Kon­wer­sja: eLi­te­ra s.c.

Gdy nie mia­łam jesz­cze dzie­ci,

nie wie­dzia­łam, że mo­żna

zruj­no­wać ko­muś dzień,

pro­sząc o wło­że­nie spodni.

ANO­NI­MO­WE

WSTĘP

Wi­taj­cie w na­szej ksi­ążce, dro­dzy Czy­tel­ni­cy. Oto krót­ki prze­wod­nik po jej te­ry­to­rium. Część pierw­sza to ilu­stro­wa­ny prze­gląd pod­sta­wo­wych na­rzędzi, któ­re będą Wam po­trzeb­ne, aby prze­trwać z dzie­ćmi, po­cząw­szy od przed­szko­la­ków, a sko­ńczyw­szy na na­sto­lat­kach. Pod ko­niec ka­żde­go roz­dzia­łu za­mie­ści­ły­śmy ćwi­cze­nia, aby ka­żdy ro­dzic mógł prze­ćwi­czyć swo­je umie­jęt­no­ści, je­śli tyl­ko ma na to ocho­tę. W części dru­giej znaj­dzie­cie po­pu­lar­ne te­ma­ty, o któ­rych po­ru­sze­nie pro­si­li nas czy­tel­ni­cy. Przed­sta­wia­my tu rów­nież hi­sto­rie z ży­cia wzi­ęte, któ­re na­de­sła­li nam ro­dzi­ce i na­uczy­cie­le, oraz od­po­wia­da­my na py­ta­nia do­ty­czące naj­trud­niej­szych wy­zwań, ja­kie po­sta­wi­ły przed nimi dzie­ci.

Jak zwy­kle z nie­cier­pli­wo­ścią cze­ka­my na Wa­sze opi­nie. Za­pra­sza­my do dzie­le­nia się swo­imi opo­wie­ścia­mi i py­ta­nia­mi po­przez [email protected] albo na­szą stro­nę in­ter­ne­to­wą how-to-talk.com. Może pod­su­ni­ęty przez Was te­mat tra­fi do na­szej ko­lej­nej ksi­ążki!

W nie­któ­rych przy­pad­kach zmie­ni­ły­śmy imio­na oraz inne szcze­gó­ły po­zwa­la­jące na iden­ty­fi­ka­cję osób (cho­ciaż cza­sa­mi, na ży­cze­nie za­in­te­re­so­wa­nych, uży­wa­my praw­dzi­wych imion). Sta­ra­ły­śmy się, aby za­stęp­cze imio­na pa­so­wa­ły do kul­tu­ro­wej i et­nicz­nej to­żsa­mo­ści osób prze­ka­zu­jących hi­sto­rie[1*].

Część pierw­sza

Pod­sta­wo­we na­rzędzia ko­mu­ni­ka­cji

Je­śli ktoś kie­dy­kol­wiek za­sta­na­wiał się, jak prze­trwać z dzie­ćmi, to praw­do­po­dob­nie na­tknął się na do­bre rady typu: trze­ba być uprzej­mym, ale sta­now­czym, kon­se­kwent­nym, ale ela­stycz­nym, wspie­rać, lecz nie trzy­mać pod klo­szem oraz usta­lić wy­ra­źne gra­ni­ce. I ko­niecz­nie za­pew­niać o bez­wa­run­ko­wej mi­ło­ści, wczu­wać się w uczu­cia dru­giej stro­ny, oka­zy­wać em­pa­tię, a prze­strze­ga­jąc tych za­sad, jesz­cze za­cho­wać spo­kój!

Czy mo­żna się nie zgo­dzić z tą zdro­wo­roz­sąd­ko­wą wie­dzą? To wszyst­ko da się prze­cież zro­bić. Zwłasz­cza za­nim w two­im ży­ciu po­ja­wią się dzie­ci!

Oczy­wi­ście ci, któ­rzy sko­czy­li już na głębo­ką wodę i co­dzien­nie sty­ka­ją się z dzie­cia­ka­mi z krwi i ko­ści, bar­dzo szyb­ko do­cho­dzą do wnio­sku, że teo­ria ca­łko­wi­cie roz­mi­ja się z prak­ty­ką. Gdy twój dwu­la­tek wy­dzie­ra się jak opęta­ny, bo do­stał pi­cie w nie­wła­ści­wym kub­ku; two­ja pi­ęcio­lat­ka wpa­da w eks­tre­mal­ną hi­ste­rię, bo ma na­ry­so­wać przed­miot, któ­re­go na­zwa za­czy­na się na „p” (i nie zga­dza się, żeby to była po pro­stu pi­łka); two­ja dwu­na­sto­lat­ka, któ­ra wła­śnie od­kry­ła modę, oska­rża cię, że je­steś je­dy­ną mat­ką na ca­łym świe­cie, któ­ra nie chce ku­pić dziec­ku su­per­dro­gich mar­ko­wych te­ni­só­wek; twój szes­na­sto­la­tek (świe­żo upie­czo­ny kie­row­ca) igno­ru­je fakt, że za­bra­niasz je­ździć sa­mo­cho­dem przy złej po­go­dzie, i wy­ru­sza au­tem na im­pre­zę po­mi­mo śnie­ży­cy... to na­tych­miast tra­fiasz w śro­dek za­żar­tej bi­twy i w ogó­le nie czu­jesz em­pa­tii ani mi­ło­ści.

I co mam te­raz zro­bić?

Je­śli to py­ta­nie kie­dy­kol­wiek po­ja­wi­ło się w two­jej gło­wie, do­brze, że tu je­steś! Od kil­ku­dzie­si­ęciu lat uczy­my ro­dzi­ców, na­uczy­cie­li, pe­da­go­gów i in­nych do­ro­słych, któ­rzy miesz­ka­ją lub pra­cu­ją z dzie­ćmi, w jaki spo­sób po­ra­dzić so­bie z na­praw­dę trud­ny­mi sy­tu­acja­mi – z tymi wszyst­ki­mi mo­men­ta­mi, kie­dy mamy ocho­tę rwać wło­sy z gło­wy – nie tra­cąc jed­no­cze­śnie z oczu szer­szej per­spek­ty­wy. (No do­bra, może cza­sa­mi ją tra­ci­my, ale tyl­ko chwi­lo­wo!). W tej ksi­ążce znaj­dziesz nie­zbęd­ne na­rzędzia, żeby po­ra­dzić so­bie z nie­unik­nio­ny­mi kon­flik­ta­mi mi­ędzy do­ro­sły­mi a dzie­ćmi.

1

Jak po­ra­dzić so­bie z uczu­cia­mi

Dla­cze­go nie mogą po pro­stu być szczęśli­wi?

Kie­dy my­ślisz o ży­ciu z dzie­ćmi – gdy jesz­cze ich nie masz – to za­zwy­czaj wy­obra­żasz so­bie tyl­ko do­bre chwi­le.

Pew­nie już do­sko­na­le wiesz, że rze­czy­wi­sto­ść z dzie­ćmi moc­no od­bie­ga od wy­obra­żeń.

Gdy mamy do czy­nie­nia z kon­flik­tem czy nie­szczęściem, pra­gnie­my wró­cić do nie­zmąco­ne­go świa­ta z na­szych wy­obra­żeń. I cho­ciaż z do­bry­mi in­ten­cja­mi po­dej­mu­je­my bo­ha­ter­skie pró­by, by ja­koś po­móc i roz­wi­ązać pro­blem, to zda­rza się, że tyl­ko po­gar­sza­my spra­wę.

Dla­cze­go tak się dzie­je, że kie­dy sta­ra­my się uspo­ko­ić dzie­ci, to cza­sa­mi de­ner­wu­ją się jesz­cze bar­dziej? Prze­cież chce­my je tyl­ko wy­ci­szyć. Na­uczyć, że mo­żna omi­nąć tę drob­ną prze­szko­dę na dro­dze ży­cia, za­miast ła­do­wać się po­jaz­dem do rowu. Będzie okej! Jed­nak dzie­ci sły­szą inny prze­kaz: „Nie mo­żesz do­stać tego, cze­go chcesz. I wca­le mnie to nie ob­cho­dzi, bo two­je uczu­cia nie są ta­kie wa­żne, żeby się nimi przej­mo­wać”. W ten spo­sób dziec­ko ma po­dwój­ny stres – nie tyl­ko jest roz­cza­ro­wa­ne, że sko­ńczy­ły się ba­to­ni­ki, ale na do­da­tek czu­je się osa­mot­nio­ne, gdy so­bie uświa­da­mia, że jego smu­tek ni­ko­go nie ob­cho­dzi.

To praw­da, że w ran­kin­gu do­ro­słe­go brak sma­ko­ły­ka w pu­de­łku nie jest by­naj­mniej glo­bal­ną ka­ta­stro­fą. Ale dla dzie­cia­ka to roz­cza­ro­wa­nie jest tak samo fru­stru­jące jak wie­le drob­nych nie­szczęść, któ­re my, do­ro­śli, prze­ży­wa­my ka­żde­go dnia. Iry­tu­jąca ko­le­żan­ka z pra­cy wci­ąż bie­rze two­je dłu­go­pi­sy i nie od­kła­da ich na miej­sce? Prze­stań na­rze­kać. Przy­ja­ciel opo­wie­dział wszyst­kim sąsia­dom o two­ich kło­po­tach ze zdro­wiem? Nie prze­sa­dzaj. Nie bądź prze­wra­żli­wio­ny. Me­cha­nik wy­ka­so­wał cię za na­pra­wie­nie skrzy­ni bie­gów, któ­ra ty­dzień pó­źniej zno­wu się ze­psu­ła, i nie chce ci od­dać pie­ni­ędzy? Hej, ta­kie jest ży­cie. Nie war­to się tym tak przej­mo­wać.

Nie zło­ść się na nas. Pró­bu­je­my ci tyl­ko po­móc, wy­ja­śnia­jąc, dla­cze­go nie na­le­ży źle się czuć w ta­kich sy­tu­acjach.

A prze­cież mo­żna się wku­rzyć, kie­dy na­sze roz­cza­ro­wa­nia, cho­ciaż nie­wie­le zna­czące w ska­li świa­ta, są przez ko­goś po­mniej­sza­ne. Gdy ten ktoś pró­bu­je nas uspo­ko­ić, lek­ce­wa­żąc na­sze kło­po­ty, czu­je­my się jesz­cze go­rzej. Co wi­ęcej, świe­ża fala gnie­wu może na­wet ude­rzyć w oso­bę, któ­ra sta­ra się po­móc. Dzie­ci są pod tym względem ta­kie same.

Zda­rza się, że na­wet wy­szko­le­ni spe­cja­li­ści po­gar­sza­ją nie­chcący sy­tu­ację, wzma­ga­jąc żal dziec­ka:

Roz­pacz­li­wie pra­gnie­my, by dzie­ci spoj­rza­ły na pro­blem z dy­stan­su. Nie mogą roz­pa­dać się na ka­wa­łki z po­wo­du ka­żde­go dro­bia­zgu. Mu­szą na­uczyć się od­ró­żniać, co jest wa­żne, a co nie. I mamy im w tym po­móc, praw­da? Ale to nie jest wła­ści­wy mo­ment na na­ukę. Je­śli od­czu­wasz przy­gnębie­nie, bo ktoś ci ukra­dł nowe buty z szat­ni, to nie chcesz, żeby przy­ja­ció­łka mó­wi­ła ci, że po­win­naś być wdzi­ęcz­na za to, że w ogó­le masz sto­py. A je­że­li am­pu­tu­ją ci sto­pę z po­wo­du gan­gre­ny, to nie ży­czysz so­bie, aby ktoś przy­cho­dził dzień po ope­ra­cji i mó­wił ci, że masz szczęście, bo nie­któ­rzy lu­dzie stra­ci­li nogi. Taka per­spek­ty­wa może oka­zać się po­moc­na za ja­kiś czas, w przy­szło­ści, ale tu i te­raz lep­sze by­ło­by oka­za­nie odro­bi­ny wspó­łczu­cia niż po­ucza­jąca prze­mo­wa.

Często go­dzi­my się in­te­lek­tu­al­nie na to, że nie po­win­ni­śmy za­ga­dy­wać czy­je­goś nie­szczęścia w mo­men­cie jego naj­wi­ęk­sze­go na­si­le­nia. Mimo to na­dal mamy nie­od­par­tą ocho­tę, by po­mniej­szać lub od­rzu­cać ne­ga­tyw­ne emo­cje in­nych, za­rów­no dla do­bra dzie­ci, jak i dla wła­sne­go kom­for­tu. Kie­dy dzie­ci wy­le­wa­ją na nas swo­je żale, od­ru­cho­wo chce­my je prze­ko­nać, że nie jest tak źle. Od­po­wia­da­ją z jesz­cze wi­ęk­szym ża­lem, któ­ry ma nas prze­ko­nać, że na­praw­dę jest aż tak źle. Re­agu­je­my na to fru­stra­cją i za­nim się obej­rzy­my, na­kręca się co­raz wi­ęk­sza spi­ra­la iry­ta­cji, któ­ra wci­ąga wszyst­kich za­in­te­re­so­wa­nych. Im bar­dziej sta­ra­my się uga­sić pło­mie­nie, tym wi­ęk­szy wy­bu­cha ogień. Przy­po­mi­na to do­le­wa­nie do nie­go oli­wy.

CO RO­BIĆ?

No do­brze. W ta­kim ra­zie czło­wiek nie jest w ogó­le po­moc­ny, je­śli się sta­ra, żeby dziec­ko spoj­rza­ło na pro­blem z ja­śniej­szej stro­ny, albo mówi mu, że po­win­no prze­stać ma­ru­dzić, bo jego kło­po­ty nie są ta­kie po­wa­żne. To co ma zro­bić? Usi­ąść na ka­na­pie i za­ło­żyć słu­chaw­ki? Czy do­słow­nie NIC nie mo­że­my zro­bić ani po­wie­dzieć, żeby nie po­gor­szyć spra­wy?

To świet­ne py­ta­nie! Po­ni­żej przed­sta­wia­my ze­staw na­rzędzi, któ­re mo­żna za­sto­so­wać, kie­dy dziec­ko prze­ży­wa emo­cjo­nal­ny stres.

Na­rzędzie nr 1. Za­ak­cep­tuj uczu­cia sło­wa­mi

Za­miast mó­wić, że dziec­ko jest głu­pie, nie­grzecz­ne, źle się za­cho­wu­je albo prze­sa­dza, za­daj so­bie py­ta­nie, co czu­je? Czy jest sfru­stro­wa­ne, roz­cza­ro­wa­ne, złe, po­iry­to­wa­ne, smut­ne, zmar­twio­ne, prze­ra­żo­ne?

Ro­zu­miesz?

To te­raz po­każ dziec­ku, że ro­zu­miesz.

Po­szu­kaj ta­kich słów, ja­kie wy­po­wia­dasz ca­łko­wi­cie szcze­rze do przy­ja­cie­la, któ­re­mu praw­dzi­wie wspó­łczu­jesz. To prze­ra­ża­jące. Rety, ale roz­cza­ro­wa­nie! Co za fru­stru­jąca sy­tu­acja! Sły­szę, że ........... (brat/na­uczy­ciel/ko­le­ga) na­praw­dę cię iry­tu­je.

Na­rzędzie nr 2. Za­ak­cep­tuj uczu­cia na pi­śmie

Sło­wo pi­sa­ne ma wy­jąt­ko­wą moc. Dziec­ko czu­je wte­dy, że jest po­wa­żnie trak­to­wa­ne. Na­wet je­śli nie umie jesz­cze czy­tać, jest za­chwy­co­ne, gdy ktoś spi­sze jego my­śli, a na­stęp­nie je od­czy­ta. Mo­żna to zro­bić w for­mie li­sty, na przy­kład ży­czeń, za­ku­pów, zmar­twień czy za­ża­leń.

Na­rzędzie nr 3. Za­ak­cep­tuj uczu­cia za po­mo­cą sztu­ki

Gdy w grę wcho­dzą sil­ne emo­cje, sztu­ka bywa po­tężnym na­rzędziem. I nie trze­ba być ar­ty­stą, żeby je za­sto­so­wać. Wy­star­czy na­szki­co­wać lu­dzi kre­ska­mi! Dzie­ci na ogół szyb­ko za­ła­pu­ją, o co cho­dzi, i chęt­nie po­ka­zu­ją swój smu­tek lub zło­ść za po­mo­cą ołów­ka, kre­dy czy kre­dek. A je­śli nie ma nic pod ręką, to na­wet z płat­ków śnia­da­nio­wych da się zro­bić smut­ną bu­zię, żeby dziec­ko wie­dzia­ło, że ro­zu­miesz, co czu­je.

Na­rzędzie nr 4. Za­mień pra­gnie­nia dziec­ka w fan­ta­zję

Kie­dy dziec­ko chce cze­goś, cze­go nie może mieć, mamy po­ku­sę, żeby nie­ustan­nie tłu­ma­czyć, dla­cze­go nie może tego do­stać. „Już ci mó­wi­łam, skar­bie, że nie mo­że­my iść te­raz na ba­sen, bo dzi­siaj jest za­mkni­ęty. Nie ma sen­su pła­kać”. Ta­kie ćwi­cze­nia z lo­gi­ki ra­czej nie prze­ko­na­ją mło­de­go czło­wie­ka, żeby po­go­dził się z rze­czy­wi­sto­ścią. Szyb­ciej po­czu­je się po­cie­szo­ny, je­śli po­wiesz: „Och, szko­da, że ba­sen nie jest otwar­ty całą noc. Mo­gli­by­śmy po­pły­wać przy świe­tle ksi­ęży­ca!”.

Po­wstrzy­maj ocho­tę, żeby skon­fron­to­wać dziec­ko z zim­ną, bru­tal­ną rze­czy­wi­sto­ścią, i puść le­piej wo­dze fan­ta­zji. Po­wiedz, że faj­nie by­ło­by mieć ma­gicz­ną ró­żdżkę, żeby wy­cza­ro­wać wan­nę pe­łną lo­dów, lub ro­bo­ty, któ­re po­sprząta­ły­by za nas, albo że ma­rzysz o ta­kim ze­ga­rze, któ­ry za­trzy­ma­łby w miej­scu czas, żeby mieć jesz­cze wie­le go­dzin na za­ba­wę.

Na­rzędzie nr 5. Za­ak­cep­tuj uczu­cia z (pra­wie) mil­czącą uwa­gą

Cza­sa­mi wy­star­czy krót­ko wy­ra­zić wspó­łczu­cie. Opa­nuj chęć po­ucza­nia, za­da­wa­nia py­tań czy udzie­la­nia rad. Za­miast tego po pro­stu słu­chaj, wtrąca­jąc: och, mhm, ach, aha!

Tak, ale...

Cza­sa­mi od razu wia­do­mo, co musi czuć dziec­ko. Wy­obraź so­bie, że ciast­ko wy­pa­da mu z ręki, leży po­kru­szo­ne na podło­dze, a czuj­ny pies na­tych­miast po­chła­nia sma­ko­łyk. W do­dat­ku to było ostat­nie ciast­ko. Pu­de­łko jest pu­ste! Po prze­czy­ta­niu roz­dzia­łu o ak­cep­to­wa­niu uczuć spie­szy­my z emo­cjo­nal­ną po­mo­cą. Opie­ra­my się po­ku­sie, by wark­nąć: „No cóż, dziec­ko, jak upu­ścisz ciast­ko, to się po­kru­szy. Dziw­ne, że jesz­cze to do cie­bie nie do­ta­rło”. Za­miast tego wy­gła­sza­my pe­łną wspó­łczu­cia ty­ra­dę: „O rety, tak bar­dzo chcia­łeś zje­ść to ciast­ko. Nie chcia­łeś, żeby Spe­edy je po­ża­rł. Był taki szyb­ki! Jak­by wie­dział, że te­raz albo ni­g­dy. Szko­da, że nie mam ma­gicz­nej ró­żdżki, żeby od razu wy­cza­ro­wać pu­de­łko cia­stek! I co te­raz zro­bi­my? Po­mo­żesz mi do­pi­sać sło­wo CIAST­KA do li­sty za­ku­pów na ta­bli­cy? Na­pisz wiel­ki­mi li­te­ra­mi, żeby było wi­dać z dru­gie­go ko­ńca po­ko­ju”.

Hej, to był po­ziom ligi mi­strzow­skiej. Uda­ło się za­po­biec cia­stecz­ko­we­mu kry­zy­so­wi. A przy oka­zji two­je dziec­ko po­ćwi­czy mo­to­ry­kę małą i na­uczy się pi­sać ko­lej­ny wy­raz.

Cza­sa­mi jed­nak okre­śle­nie uczuć nie jest ta­kie pro­ste. Nie prze­czu­wa­my nad­ci­ąga­jącej zło­ści czy smut­ku. Wy­da­je nam się, że pro­wa­dzi­my miłą, roz­sąd­ną po­ga­węd­kę, a już po chwi­li znaj­du­je­my się w sa­mym cen­trum burz­li­we­go dra­ma­tu. Jak to się, do li­cha, sta­ło?

Nie­oczy­wi­ste wy­ra­ża­nie uczuć

1. Po­zor­nie dziec­ko tyl­ko za­da­je py­ta­nie

„Dla­cze­go nie od­dasz tego ma­lu­cha?”.

„Czy mu­szę wkła­dać spodnie?”.

„Jak mam zro­bić to za­da­nie?”.

Bez­po­śred­nie py­ta­nie wy­ma­ga bez­po­śred­niej od­po­wie­dzi... praw­da?

„Po­nie­waż na­le­ży do na­szej ro­dzi­ny!”.

„Już ci mó­wi­łam, że jest dwa­dzie­ścia stop­ni mro­zu!”.

„Za­cznij od na­pi­sa­nia pla­nu”.

Ja­ki­mś cu­dem te od­po­wie­dzi wpra­wia­ją dziec­ko w wi­ęk­szą iry­ta­cję. I cho­ciaż na­sza po­cie­cha ra­czej nie wie, co to są „py­ta­nia re­to­rycz­ne”, to wła­śnie je sta­wia. W ta­kiej sy­tu­acji naj­le­piej roz­po­cząć roz­mo­wę od za­ak­cep­to­wa­nia uczuć ukry­tych w py­ta­niu.

„Ma­lu­chy wy­ma­ga­ją dużo uwa­gi! Cza­sa­mi ża­łu­jesz, że nie je­steś je­dy­na­kiem”.

„Och, też bym wo­la­ła, żeby było cie­plej! Na pew­no w szor­tach jest ci wy­god­niej”.

„Zda­je się, że to za­da­nie cię przy­tła­cza. Skła­da się z tylu części, że nie wia­do­mo, od cze­go za­cząć”.

Cza­sa­mi za­ak­cep­to­wa­nie uczuć ukry­tych w py­ta­niu wy­star­czy, żeby unik­nąć kon­flik­tu i po­móc dziec­ku po­go­dzić się z roz­cza­ro­wa­niem albo po­ko­nać nie­po­kój. Ale może też nie wy­star­czyć. I dla­te­go na­pi­sa­ły­śmy roz­dział dru­gi i trze­ci o za­chęca­niu do wspó­łpra­cy oraz roz­wi­ązy­wa­niu pro­ble­mów. Nie prze­ska­kuj da­lej. Pa­mi­ętaj, że wszyst­ko za­czy­na się wła­śnie tu­taj! Po­trze­bu­je­my do­brej woli, żeby za­że­gnać kon­flikt bez wal­ki, a ak­cep­to­wa­nie uczuć bu­du­je do tego od­po­wied­ni kli­mat.

2. Kie­dy wy­da­je się, że dziec­ko pro­si o radę

Od­bie­ra­my to jako do­sko­na­łą oka­zję do po­dzie­le­nia się ci­ężko zdo­by­tym do­świad­cze­niem.

Dla­cze­go wy­pa­dł z po­ko­ju jak bu­rza i trza­snął drzwia­mi?

Po­wstrzy­maj po­ku­sę, by na­tych­miast udzie­lić rady. Weź pod uwa­gę, że dziec­ko wy­ra­ża w ten spo­sób ja­kieś uczu­cie, któ­re naj­roz­sąd­niej będzie po pro­stu za­ak­cep­to­wać. Co to za uczu­cie? Zrób­my małe do­cho­dze­nie, oka­zu­jąc dziec­ku sza­cu­nek.

Pod­czas tej roz­mo­wy mat­ka[2*] pod­su­nęła sy­no­wi pew­ną su­ge­stię. Oka­zu­je się, że je­śli po­świ­ęcisz spo­ro cza­su na ak­cep­to­wa­nie uczuć, two­je dziec­ko będzie skłon­ne przy­jąć radę, o ile jest ona wy­ra­żo­na z sza­cun­kiem. Trze­ba tra­fić we wła­ści­wy mo­ment! Gdy­by­śmy za­częli roz­mo­wę od stwier­dze­nia: „Może po pro­stu spró­bu­jesz?”, mo­gli­by­śmy wy­wo­łać sprzecz­kę albo na­wet awan­tu­rę. Dzie­ci mu­szą czuć, że je ro­zu­mie­my. Do­pie­ro wte­dy są skłon­ne po­my­śleć o roz­wi­ąza­niu.

3. Kie­dy dziec­ko dra­ma­ty­zu­je

„Ale z nie­go bek­sa. Za­wsze pła­cze, jak nie po­sta­wi na swo­im”.

„Nie­na­wi­dzę mo­je­go na­uczy­cie­la!”.

„Ni­g­dy mi nie po­zwa­lasz na nic faj­ne­go!”.

In­stynkt pod­po­wia­da nam, żeby zmie­nić kurs i spro­wa­dzić dziec­ko do rze­czy­wi­sto­ści.

„Mu­sisz mieć wi­ęcej cier­pli­wo­ści do bra­ta. Jak by­łeś mały, też się tak za­cho­wy­wa­łeś”.

„Prze­cież to nie­praw­da. Wiesz, ja­kie to szczęście, że go masz”.

„Nie bądź śmiesz­na. To tyl­ko jed­na im­pre­za. Będzie jesz­cze wie­le in­nych”.

Ta­kie re­ak­cje nie tyl­ko dzie­ci nie uspo­ka­ja­ją, ale jesz­cze pod­sy­ca­ją ich gniew. Po­świ­ęćmy chwi­lę na za­ak­cep­to­wa­nie uczuć, któ­re kry­ją się za tymi dra­ma­tycz­ny­mi wy­po­wie­dzia­mi. Oto kil­ka go­tow­ców na do­bry po­czątek. Po­zwo­lą ob­ni­żyć tem­pe­ra­tu­rę roz­mo­wy i prze­jść do bar­dziej cy­wi­li­zo­wa­nej dys­ku­sji:

„Nie za­wsze jest ła­two mieć młod­sze­go bra­ta. Lubi za­bie­rać two­je rze­czy i krzy­czy, kie­dy się zde­ner­wu­je”.

„Wy­gląda na to, że twój na­uczy­ciel zro­bił dzi­siaj coś, co na­praw­dę cię zi­ry­to­wa­ło!”.

„Ta im­pre­za jest chy­ba dla cie­bie bar­dzo wa­żna. Szko­da, że nie mo­żna być w dwóch miej­scach jed­no­cze­śnie”.

Nie ka­żda sy­tu­acja wy­ma­ga za­ak­cep­to­wa­nia uczuć!

Od­no­szę wra­że­nie, że ab­so­lut­nie wszyst­ko wi­ąże się z ja­ki­mś uczu­ciem. To może czło­wie­ka wy­ko­ńczyć! Jak mamy prze­trwać dzień?

Tra­fio­ne w punkt! Wie­my, że gdy w grę wcho­dzą sil­ne emo­cje, często uda­je się unik­nąć kon­flik­tu i oszczędzić ener­gię, je­śli naj­pierw od­wo­ła­my się do uczuć. Ale jest też mnó­stwo sy­tu­acji, kie­dy wy­star­czy po pro­stu po­zwo­lić ży­ciu pły­nąć bez emo­cjo­nal­nych dra­ma­tów.

Kie­dy dziec­ko za­da­je py­ta­nie, na któ­re do­ma­ga się od­po­wie­dzi:

Nie mu­sisz od­po­wia­dać: „Chy­ba je­steś zde­ner­wo­wa­na, bo nie wiesz, jak pra­wi­dło­wo prze­czy­tać te dziw­ne zna­ki”. Wy­star­czy od­po­wie­dzieć: „Dość”.

Kie­dy uczeń pyta:

Nie mu­sisz do­szu­ki­wać się pod­tek­stu: „Hm, sztucz­ne świa­tło może czło­wie­ka zmęczyć, zwłasz­cza ja­rze­nio­we”.

Wy­star­czy od­po­wie­dzieć: „Tak!”.

Kie­dy dziec­ko się za­sta­na­wia:

Nie mu­sisz si­ęgać do jego uczuć: „O rety, co za prze­ra­ża­jąca myśl”.

Po pro­stu udziel in­for­ma­cji: „Nie. Tyl­ko w zoo”. A je­śli ty­gry­sy kręcą się w oko­li­cy: „No tak! Je­śli ja­kie­goś spo­tkasz, za­cho­waj spo­kój i po­wo­li się wy­co­faj”.

Wie­lu uczest­ni­ków na­szych warsz­ta­tów przy­zna­wa­ło, że w za­ak­cep­to­wa­niu uczuć dzie­ci po­ma­ga im wy­obra­że­nie so­bie, co po­wie­dzie­li­by do­ro­słej przy­ja­ció­łce lub przy­ja­cie­lo­wi. W roz­mo­wie z ró­wie­śni­ka­mi ła­twiej jest oka­zać em­pa­tię bez za­prze­cza­nia uczu­ciom, wy­py­ty­wa­nia, ka­zań czy rad. Ale na­wet w ta­kich sy­tu­acjach in­stynkt cza­sa­mi nas za­wo­dzi.

Opo­wie­ść Jo­an­ny

Ja­kiś czas temu za­dzwo­ni­ła do mnie przy­ja­ció­łka, któ­ra mia­ła się pod­dać pew­ne­mu ba­da­niu me­dycz­ne­mu.

– Naj­gor­sze, że cały czas się mar­twię, że to będzie rak – po­wie­dzia­ła.

In­stynkt pod­po­wia­dał mi, żeby na­tych­miast roz­pro­szyć jej lęk, i już mia­łam na ko­ńcu języ­ka: No coś ty! Na­wet o tym nie myśl! Za­pa­dła nie­zręcz­na ci­sza, pod­czas któ­rej pró­bo­wa­łam po­zbie­rać my­śli. W ko­ńcu zdo­ła­łam wy­krztu­sić:

– Trud­no jest dźwi­gać cały czas taki ci­ężar.

I wte­dy moja przy­ja­ció­łka wy­bu­chła:

– TAK! I wiesz, co lu­dzie mó­wią? Że­bym na­wet o tym nie my­śla­ła! Prze­cież to śmiesz­ne! Jak mo­gła­bym o tym nie my­śleć?

Zgo­dzi­łam się, że to tak samo nie­do­rzecz­ne, jak uda­wa­nie, że w po­ko­ju wca­le nie ma ró­żo­we­go sło­nia. Obie chwi­lę się po­śmia­ły­śmy. Nie przy­zna­łam się, że nie­wie­le bra­ko­wa­ło, a wy­po­wie­dzia­ła­bym iden­tycz­ne sło­wa jak ci „śmiesz­ni” lu­dzie.

Ak­cep­tu­jąc ne­ga­tyw­ne uczu­cia oso­by, któ­ra prze­ży­wa stres, da­je­my jej pe­wien dar. Świa­do­mo­ść, że przy­naj­mniej jed­na oso­ba na świe­cie ro­zu­mie, przez co prze­cho­dzi. Nie jest sama.

Ak­cep­to­wa­nie uczuć to znacz­nie wi­ęcej niż tyl­ko sztucz­ka czy tech­ni­ka. To na­rzędzie, któ­re może od­mie­nić re­la­cję. Nie gwa­ran­tu­je, że na­sze dzie­ci będą wy­pro­wa­dzać psa, myć zęby czy kła­ść się spać o wła­ści­wej po­rze, ale stwa­rza kli­mat do­brej woli, w któ­rym wszyst­kie inne rze­czy sta­ją się ła­twiej­sze i przy­jem­niej­sze. Sta­no­wi ta­kże fun­da­ment, na któ­rym dzie­ci mogą bu­do­wać umie­jęt­no­ść trosz­cze­nia się o in­nych lu­dzi oraz ak­cep­to­wa­nia ich uczuć.

Nie mu­sisz nam wie­rzyć na sło­wo. Wy­bit­ny ba­dacz w dzie­dzi­nie psy­cho­lo­gii dzie­ci­ęcej John Got­t­man opu­bli­ko­wał stu­dium[1] po­rów­naw­cze ro­dzi­ców o ró­żnych sty­lach ko­mu­ni­ka­cji, któ­rych ob­ser­wo­wał przez kil­ka lat. Z ba­da­nia wy­ni­ka­ło, że dzie­ci, któ­rych uczu­cia były iden­ty­fi­ko­wa­ne i ak­cep­to­wa­ne, od­no­si­ły z tego do­dat­ko­we ko­rzy­ści, i to nie­za­le­żnie od swo­je­go IQ oraz po­cho­dze­nia spo­łecz­ne­go ro­dzi­ców czy ich po­zio­mu wy­kszta­łce­nia. Po­tra­fi­ły dłu­żej sku­pić uwa­gę, mia­ły lep­sze wy­ni­ki na te­stach, mniej kło­po­tów z za­cho­wa­niem, le­piej po­ro­zu­mie­wa­ły się z na­uczy­cie­la­mi, ro­dzi­ca­mi i ró­wie­śni­ka­mi. Były ta­kże bar­dziej od­por­ne na cho­ro­by za­ka­źne, a w ich mo­czu od­no­to­wa­no ni­ższy po­ziom hor­mo­nów stre­su. Je­śli więc chce­my, żeby dzie­ci mia­ły lep­sze wy­ni­ki ba­da­nia mo­czu (kto by nie chciał?), po­sta­raj­my się ak­cep­to­wać ich uczu­cia!

Za­pra­sza­my do za­ku­pu pe­łnej wer­sji ksi­ążki

Przy­pi­sy

Część pierw­sza

Roz­dział 1

[1] Ca­ro­le Ho­oven, John Mor­de­chai Got­t­man, Lynn Fa­in­sil­ber Katz, Pa­ren­tal Meta-emo­tion struc­tu­re pre­dicts fa­mi­ly and child out­co­mes, „Co­gni­tion and Emo­tion“, 1995, rozdz. 9, s. 229–264.
[1*] Nie­któ­re li­sty od ro­dzi­ców przed­sta­wio­ne w ksi­ążce są kom­pi­la­cją py­tań za­da­nych przez wi­ęcej niż jed­ne­go czy­tel­ni­ka.
[2*] W tej roz­mo­wie mat­ką była Jo­an­na, a jej syn tre­no­wał w ko­ńcu bie­gi prze­ła­jo­we przez całe czte­ry lata li­ceum. Oka­za­ło się, że star­sze dzie­cia­ki nie były tak prze­ra­ża­jące, jak się wy­da­wa­ło.