Jadzia - Barbara Kromin - ebook

Jadzia ebook

Barbara Kromin

0,0
16,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Książka jest  opowieścią o jednej rodzinie żyjącej  na pograniczu zaborów austriackiego i pruskiego. Przełom XIX i XX wieku to walka o zachowanie polskości.

O losach ludzi decyduje  miejsce  i czas urodzenia.  Sto lat temu w sierpniu 1914 roku młody Jan Łaszczok z oddziałem dziedzickim wyruszał do Legionów Polskich. Po latach musiał wyruszyć na następną wojnę.

Autorka jest wnuczką Jana Łaszczoka córką Jadzi. Jej córka nosi imię Ewa, imię swojej prababki, żona Jana.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 127

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



BarbaraKromin
Jadzia
Przedmowa

BARBARA KROMIN

JADZIA

KRAKÓW 2014`

Jadzia

Miejsce urodzenia i etap historii w którym Jadzia przyszła na świat, miały wielki wpływ na jej życie i na sposób postrzegania przez nią rzeczywistości. Urodziła się 12 września 1924 roku w Kochłowicach na Górnym Śląsku. Była jednym z trojga dzieci Ewy i Jana Łaszczoków. Tadek był starszy od niej o trzy lata, o osiem lat od niej młodsza była Kazia. Ich dzieciństwo przypadło na okres międzywojenny. Rodzice krzewili polskość na popowstaniowym Górnym Śląsku. Swoje dzieci wychowywali w duchu patriotycznym. W  tamtych czasach mieli niełatwe zadanie.

Ewa i Jan pochodzili z pogranicza austriacko - pruskiego. Znali problemy polskiej ludności w obu graniczących tam ze sobą zaborach, austriackim, w rejonie Bielska i pruskim na Górnym Śląsku.

W zaborze austriackim panowała większa swoboda, dająca możliwości działalności narodowej. Już w trakcie nauki w seminarium nauczycielskim, Jan organizował pierwsze drużyny harcerskie. Brał czynny udział w działaniach i wydarzeniach, które doprowadziły do odzyskania przez Polskę niepodległości. Był aktywnym członkiem Sokolich Drużyn Polowych. Podczas Pierwszej Wojny Światowej był legionistą. Brał też udział w Pierwszym Powstaniu Śląskim.

Jadzia znała te wydarzenia jedynie z opowiadań rodziców. W jej dzieciństwie, ojciec był już kierownikiem szkoły w Kochłowicach. Mama również była nauczycielką. Pracowała w innej niż ojciec szkole, dla zasady. Pracowała, wychowywała troje dzieci i prowadziła dom. Dobrze im się powodziło. Zajmowali pięciopokojowe mieszkanie w śląskiej kamienicy. Zatrudniali dwie służące i opiekunkę do dzieci. Dom był zasobny, otwarty dla gości. Ewa i Jan cieszyli się poważaniem lokalnej społeczności. W ich domu bywali nauczyciele, duchowni i wojskowi.

Dzieci w tym domu żyły otoczone troskliwą opieką i miłością rodziców. Dawano im dużą swobodę. Jadzia i  Tadek, pełni energii, którą odziedziczyli po rodzicach, poznawali świat. Swoją inwencję twórczą wykazywali w różnych działaniach. Kiedy byli mali, zaskoczyli przedsiębiorczością swojego ojca. Wydawało im się, że deski drewnianej podłogi w kuchni są źle przybite. Zużyli mnóstwo gwoździ poprawiając cudze błędy. Nie uzgadniali tej pracy z rodzicami, oczekiwali, że rodzice docenią ich trud. Gdy więc Jan wszedł pewnego dnia do kuchni, zobaczył na podłodze las metalowych łebków sterczących gwoździ, swoje zapracowane dzieci i pomagające im w pracy dwa domowe jamniki. Może ktoś inny ukarałby dzieci za zniszczenia, ale Jan był zachwycony. Miał pogodne usposobienie i  wielkie poczucie humoru. Podobało mu się, że jego dzieci są na swój sposób twórcze. Potrafił z nimi rozmawiać i tłumaczyć co robią źle. Oczywiście ten spokój poparty był jego dobrą sytuacją finansową. Nie postrzegał poczynionych zniszczeń w kategoriach straty.

Innym razem Jadzia huśtała się na oszklonych drzwiczkach stojącej w salonie szafy z porcelaną. Jej wyobraźnia nie podpowiadała jeszcze, czym taka zabawa grozi. W pewnym momencie szafa przechyliła się pod jej ciężarem, wysypując całą zawartość na przerażoną dziewczynkę. Rozległ się krzyk Jadzi, a tuż za nim w domu rozległ się brzęk dużej ilości tłukącego się szkła i porcelany. Ewa, przybiegła pełna trwogi, czy córce nic się nie stało. Przytuliła i uspokoiła swoje dziecko. Porcelanę straciła, ale przecież nie porcelana dla niej była najważniejsza.

Jadzia dostarczała domownikom wielu atrakcji. Wciąż jej się coś przytrafiało. W czasie pokazów straży pożarnej w Kochłowicach huśtała się z kolegą na ruchomym schodku wozu strażackiego. W pewnym momencie jej kolega zeskoczył z drugiego końca huśtawki, a ona zjechała po metalowym schodku rozrywając udo o jego kant, aż do kości. Trzeba było nogę szyć, a blizna pozostała na całe życie.

Jadzia i Tadek, jak większość dzieci, spędzali dużo czasu z rówieśnikami na podwórku. Najmłodsza Kazia była jeszcze zbyt mała, żeby towarzyszyć starszemu rodzeństwu. A oni krążyli też po okolicy. Mieli wielu przyjaciół w familokach.

Familoki budowano dla rodzin górniczych. To bardzo charakterystyczne dla Górnego Śląska budownictwo. Familoki budowane były z cegły i nie tynkowane. Ich mieszkańcy malowali futryny okien, zewnętrzne parapety i  inne elementy zewnętrznej elewacji na jaskrawy kolor czerwony lub zielony. Małe mieszkania, w których żyły duże rodziny górnicze składały się z kuchni i pokoju, czasami też spiżarni, nazywanej komórką. Życie codzienne koncentrowało się tam w kuchni. Pokój pełnił funkcje sypialni oraz pomieszczenia reprezentacyjnego. W familokach warunki były surowe. Budynki miały wspólne ubikacje dla mieszkańców jednej klatki schodowej, zlokalizowane na półpiętrze, wewnątrz budynku, czasem też na podwórzu.

Jadzia i Tadek poprzez kolegów poznawali życie rodzin górniczych. Górny Śląsk to środowisko mocno związane z ciężką pracą i wypadkami w kopalni. Wypadki śmiertelne nie były też wtedy rzadkością. Często więc byli świadkami uroczystych pogrzebów górniczych.

W rodzinach górniczych dzieci wychowywano surowo, za przewinienia stosowano kary cielesne. Rodzice Jadzi, nauczyciele, nie uznawali takich metod wychowawczych. Zdecydowanie na błędy swoich dzieci reagowali inaczej.

Często organizowano wycieczki i pikniki. Latem wszyscy jechali odpocząć do Koniakowa, gdzie mieszkał młody góral Paweł Haratyk, przyjaciel Jana z okresu wojny światowej. Koniaków leży niedaleko Wisły, za Istebną. Jest nietypowo usytuowaną wsią. Zabudowania wzniesiono nie w dolinie, lecz wysoko na grzbiecie, w pobliżu charakterystycznego szczytu, zwanego Ochodzita. Jest to góra zupełnie łysa, porośnięta długą, suchą i śliską trawą. Ulubioną zabawą dzieci było tam zawsze zjeżdżanie na siedzeniach ze szczytu po trawie, w dół. Starsi w tym czasie pomagali w pracach polowych.

Kiedy w grudniu 1931 roku odbywał się pierwszy po przyłączeniu Śląska do Polski spis ludności, Kochłowice podzielone były na trzy okręgi podlegające starszym komisarzom spisowym w osobach kierowników szkół. Jednym z nich był Jan Łaszczok kierownik szkoły numer 2.

Jan był człowiekiem pełnym życia, zainteresowanym światem i życzliwym ludziom. W rodzinie zachowała się pamiątka, świadcząca o poczuciu humoru Jana i przyjaznych stosunkach w jego otoczeniu. Jeden z nauczycieli, zdolny malarsko, namalował obraz olejny przedstawiający innego nauczyciela, znanego ze skłonności do napojów alkoholowych. Namalował go odzianego w zakonny habit, z zaczerwienionym nosem i z obliczem wyrażającym może zawstydzenie, a może zbyt błogi nastrój. Obraz oprawiony w piękną ramę wręczyli obaj Janowi, swojemu przełożonemu.

Rodzina Łaszczoków żyła spokojnie i szczęśliwie. Dzieci kształciły się, zdobywały niezbędne umiejętności. Jadzia i Tadek uczyli się gry na skrzypcach. Tadek uczęszczał do Zakładów Technicznych w Katowicach. Jadzia, po ukończeniu w 1937 roku szkoły powszechnej, była uczennicą drugiej klasy w Gimnazjum Krawieckim imienia Towarzystwa Polek w Katowicach. Żyła marzeniami o studiach w Paryżu. Rodzice spoglądali na te plany bardzo przychylnie. Plany te mieściły się w zakresie ich możliwości.

Kazia, najmłodsza w rodzinie, urodzona w Katowicach 31 marca 1932 roku, nie miała jeszcze żadnych planów. Była malutka, była królewną swojego tatusia.

Miała swój domek dla lalek. To było jej szczęśliwe dzieciństwo.

Tatuś Jan ubierał koronę, a Kazia mówiła:

- Klulu, klulu kup mi buty.

Król odpowiadał:

- Kupię ci królewno.

To był szczęśliwy czas. Czasu nie da się zatrzymać. Kończył się rok 1938, ich ostatni wspólny rok. Dzieci Jana i Ewy przez całe swoje dalsze życie wspominały kochających rodziców i bardzo szczęśliwe dzieciństwo.

.

Młodość Jana

Jan Łaszczok urodził się 22 grudnia 1892 roku w Starym Bielsku, jako trzeci syn Anny i Jerzego.

Jerzy Łaszczok /1857-1929/ i jego żona Anna Smolarz /1864-1936/ pochodzili z Bielska. Jerzy urodzony w Starym Bielsku /Mazańcowicach/ był robotnikiem i rolnikiem. Anna pochodziła z rodziny włościańskiej. Mieszkali kilkanaście lat w dzielnicy, która nazywała się Kitrys. Okolica była dość luźno zamieszkała. Starszy brat Jana, Franciszek, z dużym przejęciem opowiadał jakie to było miejsce. Samotny dom był przepięknie położony, z malowniczym widokiem na Górny Śląsk. Około 1890 roku rodzina przeniosła się do Dziedzic. Anna otrzymała tam w posagu parcelę budowlaną i środki na budowę domu.

Czechowice i Dziedzice do połowy XIX w. były niewielkimi wsiami granicznymi na północno-wschodnim krańcu Księstwa Cieszyńskiego. Jedyne źródło utrzymania mieszkańców stanowiło rolnictwo. Później rozwój tych miejscowości był ściśle związany z biegnącymi tędy liniami kolejowymi. W 1855 roku Dziedzice otrzymały pierwsze połączenie kolejowe z Boguminem oraz pobliskim Bielskiem, w ramach Kolei Północnej. W kolejnym roku linię tę przedłużono do Oświęcimia, a w następnych latach do Krakowa i Lwowa.

Kiedy w 1867 roku zbudowano kolejną linię, do leżącej ówcześnie w Prusach Pszczyny, Dziedzice stały się jednym z największych i najważniejszych węzłów kolejowych na północy Austro-Węgier. W 1889 roku ułożono drugą linię torów na trasie Bogumin-Dziedzice, aby usprawnić transport. Przy tej właśnie linii kolejowej zaczęły powstawać pierwsze duże zakłady przemysłowe: fabryka podkładów kolejowych (1890), rafineria nafty "Schodnica" (1896), fabryka przetwórstwa metalowego "Cynkownia" (1896), Kopalnia Węgla Kamiennego "Silesia" (wiercenia rozpoczęto w 1900 r.), rafineria nafty "Vacuum Oil Company" (1905), zakład przetworów żywicznych, przetwórnia ryb morskich, fabryka brykietów węglowych, kilka cegielni i inne. Następował gwałtowny rozwój Dziedzic. Gwałtownie zwiększała się też liczba mieszkańców.

Mimo tego, że dom Łaszczoków powstał w Dziedzicach, pozostało w nich jeszcze coś z włościaństwa. Dzierżawili ziemię niedaleko domu i uprawiali na niej nawet żyto. Pole służyło zaspokajaniu własnych potrzeb. W lecie młócenie w stodole budziło dzieci. Łaszczokowie mieli krowę i prosiaka. Mieli też sad owocowy. Były tam jabłonie, grusze, śliwy oraz wiśnie. Tak więc wiedli żywot prawie wiejski.

Anna i Jerzy wychowali dziewięcioro dzieci: Józefa, Franciszka, Jana, Wiktora, Wiktorię, Franciszkę, Antoniego, Augusta i Janinę. Dzieciom nadawali męskie i żeńskie imiona parami: Franciszek i Franciszka, Wiktor i Wiktoria, Jan i Janina. Równoważnego żeńskiego imienia zabrakło Józefowi, Antoniemu i Augustowi. Nie było więcej córek. Józef, najstarszy syn, urodził się, kiedy Anna miała 20 lat. Najmłodsza Janina urodziła się 26 lat później, w 1910 roku. Dla Anny rodzenie i wychowywanie przez tyle lat dziewięciorga dzieci, z pewnością nie było łatwym zadaniem. Jednak w ówczesnych czasach na Śląsku taka rodzina niczym się nie wyróżniała. W pracach domowych, już jako dziecko pomagała matce Wiktoria, najstarsza z pośród trzech córek.

Anna była osobą bardzo spokojną. Chodziła w śląskim stroju, na który składały się: letnik czyli spódnica, a nad nią żywotek, usztywniony gorset z aksamitu czarnego, bordowego lub wiśniowego. Żuła tytoń – machorkę, ale robiła to dyskretnie, nie rzucając się z tym w oczy. To była jej słabość.

Brata Anny, Smolarza określano jako kułaka. Wiktoria opowiadała, w jaki sposób wuj organizował sadzenie ziemniaków. Zwoływał całą rodzinę, między innymi Annę i Wiktorię, poza tym dodatkowo kilkadziesiąt kobiet. Z przodu ustawiał najsilniejsze i najszybsze, które nadawały tempo. Pozostałe musiały za nimi nadążyć. Smolarz był wielkim gospodarzem w Dziedzicach a jednocześnie, w imieniu współwłaścicieli, szefem nadzoru cegielni. Cegielnia znajdowała się naprzeciwko domu Anny, więc gdy przychodził do cegielni wpadał i do niej z wizytą.

Jerzy Łaszczok był jednym z założycieli Towarzystwa Straży Ogniowej w Dziedzicach. Założyli je mieszkańcy Dziedzic i okolic.

„25 września 1892 roku władze zatwierdziły istnienie jednostki. Straże pożarne Śląska Cieszyńskiego podlegały wówczas władzom austriackimw Opawie, obecnie Czechy.  Od początku działalności inicjator założenia straży w Dziedzicach, druh Jan Machalica, toczył spór z władzami austriackimi w Opawie oraz komendanturami bielskiej i cieszyńskiej straży ogniowej o komendy w języku polskim. Spór ten wygrał. W zatwierdzonym przez władze statusie zapisano, że regulaminowe komendy będą wydawane w języku polskim. Mimo tego, że władze zatwierdziły istnienie jednostki, nie otrzymywała ona pomocy finansowej gdyż władzom nie podobało  się  demonstrowanie polskości, którą okazywano na każdym kroku swojej działalności, czy to kulturalno-oświatowej, czy bojowej.

W różnych źródłach można odnaleźć dowody na „przywiązanie” do  polskości. Granicą zaboru pruskiego była rzeka Wisła. W kartach historycznych można przeczytać o wyprawach na „pruską stronę” do gaszenia zabudowań Franciszka Żmiji i drewnianego Kościółka w Goczałkowicach. Każdorazowy wyjazd do akcji był swoistą demonstracją polskości i braterstwa Polaków z obu stron Wisły. W 1893 roku straż zakupiła ręczną sikawkę czterokołową do zaprzęgu konnego. Przez pewien okres sikawka przechowywana była w prywatnych pomieszczeniach. W 1895 roku wybudowano niewielką drewnianą  remizę, w której przechowywano  sprzęt pożarowy.

Rok wcześniej Delegacja OSP Dziedzice gościła na wystawie sprzętu pożarniczego we Lwowie. Straż prężnie działała. W 1905 roku w jej ramach założona zastała orkiestra smyczkowa.. [1]

Jerzy stworzył polski dom, po polsku wychował wszystkie swoje dzieci. Jego zadanie nie było łatwe, bo choć w Dziedzicach była szkoła polska, to większa od niej była szkoła niemiecka.

Ambicją Jerzego było wykształcenie synów. Aby kształcić Franka i Janka, Jerzy zadłużył się. Dług z każdym rokiem narastał. Próbowali z synami robić jakiś interes. Otworzyli restauracyjkę w jednym z mieszkań swojego domu. Franek i Janek pomagali rodzicom w prowadzeniu interesów. Nie dało to jednak efektów, wpędziło ich w jeszcze większe długi. Po latach Franek opowiadał jak z bratem oszukiwali na wódce. Kiedy kieliszek był nieprzeźroczysty, na dół kapali świeczkę, żeby zmniejszyć objętość. Interes i tak nie wyszedł. Po kilku latach dom musieli sprzedać. Kupił go Żyd Rosenthal, a Łaszczok zastrzegł sobie prawo mieszkania tam do końca życia. Dopiął jednak swego, dzieci zgodnie z zamierzeniem wykształcił.

Najstarszy syn, urodzony w 1884 roku, Józef, został marynarzem, pływał w austriackiej flocie.

Franek, dwa lata młodszy od Józefa, był bardzo inteligentnym młodym mężczyzną. Kształcił się w Austrii. Potem odbywał kursy dla elektryków w Berlinie, podwyższając jeszcze swoje kwalifikacje. Dzięki temu został głównym elektrykiem powstałej w 1905 roku rafinerii nafty Vacuum Oil Company - Schodnica.

Trzeci syn, Jan, po szkole powszechnej w Dziedzicach, ukończył trzyklasową szkołę wydziałową w Białej. W Austrii, do której należały wówczas Dziedzice, Bielsko i Biała wydziałowymi nazywano trzy wyższe klasy siedmioklasowej szkoły elementarnej. Kto skończył trzy klasy szkoły wydziałowej mógł już być urzędnikiem. Jan kontynuował naukę w seminarium nauczycielskim męskim w Białej. Tam brał udział w organizowaniu pierwszych drużyn harcerskich, działał w „Sokole”.

Wzrastała aktywność kulturalna i polityczna mieszkańców Dziedzic. Powstało kilka domów kultury, w których działały Macierz Szkolna Księstwa Cieszyńskiego, Sokół, "Siła", Związek Strzelecki, Związek Legionistów Polskich. Działało kilka chórów, kilka amatorskich scen teatralnych, kina i liczne kluby sportowe. Czechowice i Dziedzice znalazły się w gronie przodujących gmin w ówczesnym województwie śląskim. Dziedzice stały się bardzo silnym ośrodkiem polskiej myśli narodowej na skalę całego Śląska Cieszyńskiego. Rozrost gospodarczy i ludnościowy ośrodka czechowickiego i dziedzickiego wspomagał też Kościół rzymskokatolicki. Wyrazem tego było założenie przez Towarzystwo Jezusowe (jezuitów) Domu Rekolekcyjnego /1905/ z myślą o potrzebach środowiska robotniczego, nie tylko miejscowego, ale i całego Śląska Cieszyńskiego i Górnego Śląska. [2]

Działalność Polskiego Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” zataczała coraz większe kręgi. Było towarzystwem gimnastycznym, organizacją wychowania fizycznego i sportu, której członkowie przyczyniali się do popularyzacji gimnastyki w społeczeństwie polskim. Przyczynili się do powstania Związku Harcerstwa Polskiego, a ich okrzyk „czuwaj” pozostał na stałe jako harcerskie pozdrowienie. Celem twórców „Sokoła” było podtrzymanie i rozwijanie świadomości narodowej. Odbywało się to poprzez szerzenie wśród członków oświaty narodowej i budzenie ducha obywatelskiego. Działalność „Sokoła” miała atrakcyjną formę polegającą na pielęgnowaniu gimnastyki, rozbudzaniu ducha towarzyskiego przez urządzanie popisów publicznych, zabaw i wycieczek. „Sokół” miał swój strój, który przypominał mundur. Strój składał się z czapki – krakuski z piórem, żakietu kroju wojskowego spiętego pasem, spodni o zwężonych nogawkach wpuszczonych w wysoko sznurowane buty. Strój uzupełniała peleryna noszona na lewym ramieniu.

Franciszek był aktywnym członkiem Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” jeszcze za czasów austriackich i później w Polsce. Wciągnął tam też swoich braci, głównie Augusta i Wiktora.

Jan ukończył studia w seminarium nauczycielskim egzaminem dojrzałości w czerwcu 1913 roku. Od 15 października 1913 roku pełnił funkcję nauczyciela tymczasowego w Zabrzegu w powiecie bielskim.

[1] Wikipedia

[2] Wikipedia

Wplątani w historię
Ochotnicy

W sierpniu 1914 roku wybuchła I wojna światowa. 25 sierpnia, z Placu Wolności w Dziedzicach, spod restauracji Jana Stryczka wyruszył do Legionów Polskich, oddział złożony z czterdziestu ochotników z dziedzickiej Polowej Drużyny Sokolej, pod komendą Adolfa Janika. Udawali się do punktu zbornego Legionów w Cieszynie. Wśród nich byli liczący wtedy dwadzieścia dwa lata Jan Łaszczok, oraz jego dziewiętnastoletni brat, Wiktor. Nie wszyscy ochotnicy stali się legionistami. Wiktor musiał wrócić do domu.

Z czterdziestu ochotników w Legionach Polskich pozostało dwudziestu jeden. Weszli w skład oddziału cieszyńskiego Legionów Polskich, organizowanego przez majora Przepilińskiego.[3]Ochotników przydzielono w Mszanie Dolnej do Trzeciego Pułku Piechoty, pierwszego batalionu, drugiej kompanii Legionów Polskich. Tak rozpoczęli swój szlak bojowy.

Ten