Honor Harrington. Misja Honor - David Weber - ebook

Honor Harrington. Misja Honor ebook

David Weber

4,8

Opis

Kolejny tom serii o losach Honor Harrington.

Gwiezdne Królestwo Manticore i Republika Haven od lat toczą zażarta wojnę. Po obu stronach dojrzewa już przekonanie, że najwyższy czas ją zakończyć. Zwłaszcza, że w powietrzu wisi nowy konflikt między Królestwem Manticore a Ligą Solarną. Aby uniknąć zgubnej wojny na dwa fronty, Honor Harrington opracowała odważną strategię – wymagająca czasu, ale gwarantującą sukces. Krótkowzroczni politycy opóźniają precyzyjny plan Honor, a dzięki zwłoce Równaniu udaje się przeprowadzić uprzedzający atak. Jego skutki radykalnie zmieniają układ sił, a nowa strategiczna sytuacja wymaga wyjątkowych rozwiązań. Honor zna już smak porażki i teraz powraca po ostateczne zwycięstwo.

Fani serii z radością powitają Honor ponownie w akcji! - „Publishers Weekly”

Czytelnicy mogą być pewni, że zostaną uHonorowani jeszcze wielokrotnie i za każdym razem będą mieli z tego mnóstwo staysfakcji. - „Booklist”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 679

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,8 (46 ocen)
36
9
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




David Weber

HONOR HARRINGTON

Misja Honor

Przełożył Jarosław Kotarski

Dom Wydawniczy REBIS

Tytuł oryginału: Mission of Honor Copyright © 2010 by David Weber All rights reserved Copyright © for the Polish e-book edition by REBIS Publishing House Ltd., Poznań 2015, 2020 Informacja o zabezpieczeniach W celu ochrony autorskich praw majątkowych przed prawnie niedozwolonym utrwalaniem, zwielokrotnianiem i rozpowszechnianiem każdy egzemplarz książki został cyfrowo zabezpieczony. Usuwanie lub zmiana zabezpieczeń stanowi naruszenie prawa. Redaktor: Anna Poniedziałek Opracowanie graficzne serii i projekt okładki: Jacek Pietrzyński Ilustracja na okładce: David Mattingly Wydanie II e-book (opracowane na podstawie wydania książkowego: Misja Honor, wyd. I, dodruk, Poznań 2015) ISBN 978-83-8062-913-4Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o. ul. Żmigrodzka 41/49, 60-171 Poznań tel.: 61 867 81 40, 61 867 47 08 e-mail: [email protected] Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer

GRU­DZIEŃ 1921 ROKU PO DIA­SPO­RZE

„Żeby zro­zu­mieć poli­tykę zagra­niczną Ligi Solar­nej, musie­li­by­śmy być oby­wa­te­lami Ligi… a nic nie jest tego warte!”

Kró­lowa Elż­bieta III

ROZ­DZIAŁ I

Gdyby ktoś, na przy­kład wydawca słow­ni­ków, potrze­bo­wał obrazka ilu­stru­ją­cego poję­cie „sie­dział jak spa­ra­li­żo­wany”, Inno­kien­tij Arse­no­wicz Koło­kol­cow w tym momen­cie nada­wałby się wręcz ide­al­nie. Prawdę mówiąc, nie wia­domo było nawet, czy wga­piony w ekran kom­pu­tera stały pod­se­kre­tarz spraw zagra­nicz­nych Ligi Solar­nej w ogóle oddy­cha. Czę­ściowo było to wyni­kiem szoku, ale głów­nie nie­do­wie­rza­nia, choć to okre­śle­nie było zde­cy­do­wa­nie zbyt słabe dla odda­nia tego, co czuł.

Sie­dział tak ponad 20 sekund, co zanie­po­ko­jona Astrid Wang spraw­dziła na chro­no­me­trze. Potem ze świ­stem wypu­ścił powie­trze, otrzą­snął się i ode­tchnął głę­boko.

I spoj­rzał na nią.

– To potwier­dzone? – spy­tał.

– To ory­gi­nalna wia­do­mość przy­słana z Man­ti­core – zapew­niła go. – Pan mini­ster skie­ro­wał chipa wraz z for­malną notą pro­sto do nas, gdy tylko się z nimi zapo­znał.

– Nie o to mi cho­dziło. Pyta­łem, czy mamy jakieś nie­za­leżne potwier­dze­nie.

Mimo ponad­dwu­dzie­sto­let­niego stażu w biu­ro­kra­cji solar­nej i dobrej zna­jo­mo­ści „przy­ka­zań biurwy” Wang wytrzesz­czyła oczy. A jede­na­ste przy­ka­za­nie gło­siło: „Ni­gdy nie zawsty­dzaj szefa sło­wem, czy­nem czy miną” i sta­no­wiło pod­stawę zatrud­nie­nia w zawo­dzie.

– Panie pod­se­kre­ta­rzu, to się wyda­rzyło w sys­te­mie New Tuscany – powie­działa ostroż­nie. – A do nas nie dotarło jesz­cze potwier­dze­nie pierw­szego incy­dentu, który według Kró­le­stwa Man­ti­core miał tam miej­sce, więc…

Koło­kol­cow skrzy­wił się i prze­rwał jej gestem, zły na samego sie­bie. Oczy­wi­ście, że potwier­dze­nie nie dotarło, bo na to potrzebny był jesz­cze z mie­siąc stan­dar­dowy, i to zakła­da­jąc, że Joseph Byng zacho­wał się zgod­nie z pro­ce­du­rami. Natu­ral­nie cho­dziło o potwier­dze­nie pierw­szego incy­dentu. Powód był pro­sty: Kró­le­stwo Man­ti­core znaj­do­wało się w poło­wie naj­krót­szej trasy pro­wa­dzą­cej z Gro­mady Tal­bott do Ligi Solar­nej i na Zie­mię infor­ma­cja z Man­ti­core mogła dotrzeć w ciągu trzech tygo­dni stan­dar­dowych, pod­czas gdy raport wysłany kurie­rem z New Tuscany bez wyko­rzy­sta­nia tej cho­ler­nej Man­ti­core Worm­hole Junc­tion osią­gał cel po dwóch mie­siącach. A gdyby tak jak naka­zy­wały prze­pisy, został wysłany do regio­nal­nego dowódz­twa Biura Bez­pie­czeń­stwa Gra­nicz­nego miesz­czą­cego się w sys­te­mie Mey­ers i stam­tąd jed­nostką kurier­ską na Zie­mię, ten okres wydłu­żyłby się do ponad 11 tygo­dni stan­dar­dowych.

A zakła­da­jąc, że infor­ma­cje z Kró­le­stwa Man­ti­core nie były wymy­słem, Byng musiał wysłać swój raport do Mey­ers. Gdyby bowiem wysłał go myślący choćby w pod­sta­wo­wym zakre­sie admi­rał, igno­ru­jąc prze­pisy, naj­krót­szą drogą przez Mesę, Koło­kol­cow dostałby go osiem dni temu.

Poczuł nagle dziwną a nacho­dzącą go nie­zwy­kle rzadko chęć, by wyrwać ekran z biurka i cisnąć nim o ścianę, klnąc przy tym peł­nym gło­sem. Wie­dział jed­nakże, że poza chwi­lową satys­fak­cją, jaką dałoby mu patrze­nie na roz­la­tu­jące się szczątki urzą­dze­nia, zacho­wa­nie takie przy­nio­słoby mu o wiele wię­cej strat niż korzy­ści. Mimo iż wyglą­dał na czter­dzie­sto­latka, liczył sobie 85 wio­sen stan­dar­do­wych, z któ­rych 70 prze­żył jako biu­ro­krata wspi­na­jący się po szcze­blach kariery, aż do obec­nego sta­no­wi­ska. Nauczył się w tym cza­sie wszyst­kich „przy­ka­zań biurwy”. A dwu­na­ste przy­ka­za­nie brzmiało: „Ni­gdy nie trać nad sobą pano­wa­nia przy pod­wład­nych”.

Dla­tego też zdo­łał się nawet uśmiech­nąć, przy­zna­jąc:

– To było głu­pie pyta­nie, Astrid. Chyba nie jestem aż tak odporny na nie­spo­dzianki, jak sądzi­łem.

– Chyba nie. – Też się uśmiech­nęła, ale widać było, że na­dal jest zasko­czona zarówno samą wia­do­mo­ścią, jak i jego reak­cją. – Myślę, że nikt nie oka­załby się odporny w tych warun­kach.

– Może i nie, ale to będzie nas drogo kosz­to­wało – oce­nił zupeł­nie nie­po­trzeb­nie.

Naj­wy­raź­niej jesz­cze nie odzy­skał rów­no­wagi psy­chicz­nej.

– Złap Wodo­sław­ską, Abruz­ziego, MacArt­neya, Quar­ter­main i Rajam­peta – pole­cił. – Chcę ich widzieć za godzinę w sali kon­fe­ren­cyj­nej numer jeden.

– Admi­rał Rajam­pet jest na spo­tka­niu z przed­sta­wi­cie­lami pro­ku­ra­tury i…

– Nie obcho­dzi mnie, z kim i gdzie się spo­tyka – prze­rwał jej Koło­kol­cow. – Powiedz mu, gdzie ma się zja­wić i o któ­rej.

– Dobrze, panie pod­se­kre­ta­rzu. Mam mu podać powód tego pośpie­chu?

– Nie. – Koło­kol­cow uśmiech­nął się. – Nie chcę usły­szeć od niego żad­nego przy­go­to­wa­nego dupo­chronu. Chcę zoba­czyć jego natu­ralną reak­cję. Ta sprawa jest dla nas zbyt ważna.

– No więc o co cho­dzi? – spy­tał ostro admi­rał floty Rajam­pet Kau­shal Rajani, prze­kra­cza­jąc próg sali kon­fe­ren­cyj­nej.

Przy­był ostatni, co z pew­nym tru­dem, ale udało się Koło­kol­co­wowi zor­ga­ni­zo­wać.

Rajam­pet był niski, żyla­sty, pra­wie siwy i miał pooraną zmarszcz­kami twarz. Mimo iż liczył sobie 123 lata stan­dar­dowe, posia­dał w pełni sprawny umysł i nie­złą kon­dy­cję fizyczną, co sta­no­wiło spore osią­gnię­cie, bo pod­dano go pro­lon­gowi pierw­szej gene­ra­cji. Miał zresztą nie­sa­mo­wite szczę­ście, bo gdyby był o cztery mie­siące star­szy, nie zała­pałby się na kura­cję, gdy stała się dostępna.

Od 19 roku życia był ofi­ce­rem Mary­narki Ligi, ale od ponad połowy stan­dar­do­wego wieku nie dowo­dził żad­nym związ­kiem tak­tycz­nym. Szczy­cił się tym, że nie trawi dur­niów, z któ­rych według niego w przy­tła­cza­ją­cej więk­szo­ści składa się nie­stety rasa ludzka. Była to w sumie jedyna sprawa, w któ­rej Koło­kol­cow zga­dzał się z nim w zupeł­no­ści. Rajam­pet był też ważną osobą w biu­ro­kra­cji Ligi, choć nie osią­gnął naj­wyż­szego szcze­bla. Znał wszyst­kie sekrety floty i wszyst­kich jej wyż­szych dowód­ców, wie­dział też, kto i ile zaro­bił dzięki kon­trak­tom dla floty. W końcu to on kon­tro­lo­wał wszyst­kie kurki, któ­rymi pie­nią­dze pły­nęły do Mary­narki Ligi.

– Wygląda na to, że mamy pewien pro­blem – odpo­wie­dział mu Koło­kol­cow, wska­zu­jąc wolny fotel przy stole.

– Lepiej, żeby nie był mały – burk­nął obwie­szony meda­lami Rajam­pet.

– Pro­szę? – spy­tał uprzej­mie Koło­kol­cow, jakby nie dosły­szał.

– Musia­łem prze­rwać spo­tka­nie z przed­sta­wi­cie­lami pro­ku­ra­tury gene­ral­nej, bo dopiero teraz porząd­ku­jemy ten cały baj­zel z Tech­no­dyne. A obie­ca­łem Aga­cie i Omo­supe, że do końca tygo­dnia przed­sta­wię im reko­men­da­cję w spra­wie restruk­tu­ry­za­cji. Zor­ga­ni­zo­wa­nie tego spo­tka­nia trwało wieki, trudno więc, żebym był zachwy­cony, że w poło­wie zosta­łem z niego wycią­gnięty.

– Rozu­miem twoje podej­ście, nie­stety pro­blem poja­wił się nagle, a trzeba się nim zająć natych­miast – poin­for­mo­wał go chłodno Koło­kol­cow. – I jeśli się nie mylę, ma on bli­ski zwią­zek z tym, przez co Tech­no­dyne ma kło­poty.

– Co?! – Rajam­pet pra­wie pod­sko­czył w fotelu. – O czym ty mówisz?

Mimo iry­ta­cji Koło­kol­cow pra­wie rozu­miał zdez­o­rien­to­wa­nie gościa. Reper­ku­sje bitwy o Monicę dopiero prze­bi­jały się przez łań­cuch dowo­dze­nia floty, a cyrk publicz­nych pro­ce­sów wła­śnie się roz­krę­cał, ale sama walka miała miej­sce ponad dzie­sięć stan­dar­do­wych mie­sięcy temu, a co waż­niej­sze, Mary­narka Ligi nie brała w niej udziału. Nato­miast dla Tech­no­dyne Indu­stries kon­se­kwen­cje były bar­dzo poważne, a od ponad czte­rech wie­ków była ona jed­nym z głów­nych dostaw­ców floty. Dla­tego Rajam­pet jako dowódca tejże floty miał jak naj­lo­gicz­niej­sze powody, by pró­bo­wać rato­wać, co się tylko dało, po kata­stro­fie, jaką było śledz­two i pierw­sze pro­cesy. I nie ule­gało wąt­pli­wo­ści, że na tym wła­śnie się sku­pił w ciągu ostat­nich kil­ku­na­stu tygo­dni.

– Mówię o Gro­ma­dzie Tal­bott – uści­ślił cier­pli­wie Koło­kol­cow. – A dokład­niej o incy­den­cie mię­dzy twoim pupil­kiem Byn­giem a Kró­lew­ską Mary­narką.

– A co, przy­szło potwier­dze­nie? – spy­tał nagle uprzej­mym i ostroż­nym tonem Rajam­pet: naj­wy­raź­niej instynkt samo­za­cho­waw­czy sta­rego biu­ro­kraty zadzia­łał.

– Wygląda na to, że Kró­le­stwo rze­czy­wi­ście wku­rzyło się tak, jak suge­ro­wała to jego nota – wyja­śnił Koło­kol­cow, igno­ru­jąc pyta­nie.

– I?

– I nie żar­to­wali w spra­wie wysła­nia admi­rał Gold Peak do New Tuscany w celu zba­da­nia sprawy.

– Tak? – spy­tała Wodo­sław­ska zamiast Rajam­peta.

Stała pod­se­kre­tarz skarbu miała 60 lat stan­dar­do­wych i nale­żała do pod­da­nych pro­lon­gowi trze­ciej gene­ra­cji. Miała ciem­no­rude włosy i atrak­cyjną figurę, a obecne sta­no­wi­sko zawdzię­czała kom­pro­mi­sowi zawar­temu przez resztę obec­nych sto­sun­kowo nie­dawno, bo led­wie ponad 10 lat stan­dar­do­wych temu. Wie­działa, że każdy z nich wolałby widzieć na jej miej­scu kogoś innego, ale nie doszli do poro­zu­mie­nia, wybrali więc ją. Poświę­ciła te lata na umac­nia­nie swo­jej pozy­cji i robiła to tak sku­tecz­nie, że nie była już młod­szym człon­kiem na okre­sie prób­nym, lecz jedną z pię­ciu osób rzą­dzą­cych Ligą jako fak­tyczni sze­fo­wie mini­sterstw han­dlu, infor­ma­cji, skarbu, spraw wewnętrz­nych i spraw zagra­nicz­nych.

Jako jedyna z nich znaj­do­wała się poza Sys­te­mem Sło­necz­nym, gdy na Zie­mię dotarła pierw­sza nota Kró­le­stwa Man­ti­core, toteż nie miała wpływu na reak­cję na nią, co mogła w każ­dej chwili wyko­rzy­stać.

I sądząc po minie, miała taki zamiar, jeśli uzna to za korzystne.

– Ponad mie­siąc stan­dar­dowy temu, dokład­nie 17 listo­pada, admi­rał Gold Peak przy­była do sys­temu New Tuscany – poin­for­mo­wał zebra­nych Koło­kol­cow. – I zastała tam admi­rała Bynga.

– O kurwa! – jęk­nął stały pod­se­kre­tarz spraw wewnętrz­nych Nathan MacArt­ney. – Tylko nie mów, że Byng ją też ostrze­lał bez powodu!

– Jeśli tak, to wyłącz­nie dla­tego, że został spro­wo­ko­wany! – zape­rzył się Rajam­pet.

– Nie pod­nie­caj się, Rajani – prych­nął stały pod­se­kre­tarz edu­ka­cji i infor­ma­cji Mala­chai Abruzzi. – Ja bym się tak nie ciskał na twoim miej­scu, bo z pierw­szego mate­riału, jaki nam przy­słało Kró­le­stwo Man­ti­core, jed­no­znacz­nie wynika, że żaden z ich okrę­tów nie zro­bił niczego, co uza­sad­nia­łoby otwar­cie ognia. Byng po pro­stu zabił kil­ku­set ludzi i znisz­czył te okręty bez powodu, nie­roz­sąd­nie byłoby więc zakła­dać, że nie zro­bił tego powtór­nie, tylko tym razem na więk­szą skalę.

– Chcia­łem ci tylko przy­po­mnieć, że nikogo z nas tam nie było, a potwier­dze­nia wyda­rzeń dotąd nie mamy – Rajam­pet wręcz się roz­in­dy­czył. – To, co dosta­li­śmy, może być sfał­szo­wane w cało­ści lub czę­ściowo, co wydaje się tym praw­do­po­dob­niej­sze, że według moich ana­li­ty­ków dane są zadzi­wia­ją­cej wręcz jako­ści.

Abruzzi popa­trzył na niego z poli­to­wa­niem i poki­wał głową, choć widać było, że z tru­dem powstrzy­muje się od ostrego komen­ta­rza.

Więk­szość człon­ków Ligi Solar­nej miała wła­sne sys­temy edu­ka­cyjne, a to ozna­czało, że Mini­ster­stwo Edu­ka­cji i Infor­ma­cji zaj­mo­wało się od wie­ków tylko tym dru­gim. Abruzzi był sze­fem pro­pa­gandy Ligi, toteż do jego obo­wiąz­ków nale­żało zna­le­zie­nie jakie­goś wyja­śnie­nia postępku Bynga. Pra­co­wał nad tym od chwili otrzy­ma­nia noty z Kró­le­stwa, ale bez spe­cjal­nych suk­ce­sów, czemu trudno było się dzi­wić, gdyż miał do dys­po­zy­cji fakty o zde­cy­do­wa­nie jed­no­znacz­nej wymo­wie. Gdy dowo­dzący 17 krą­żow­ni­kami linio­wymi otwiera ogień do trzech nisz­czy­cieli, nie mają­cych nawet włą­czo­nych napę­dów, i nisz­czy je pierw­szą salwą, trudno jest prze­ko­nać kogo­kol­wiek, że postą­pił słusz­nie. Nawet oby­wa­teli Ligi Solar­nej. Co się zaś tyczyło danych, to nikt przy zdro­wych zmy­słach nie podej­rze­wał, że mogły zostać sfał­szo­wane, bo wia­domo było, że na Zie­mię dotrą w końcu zapisy sen­so­rów okrę­tów solar­nych. Rajam­pet mógł sobie bre­dzić publicz­nie, co zechce, ale powi­nien mieć dość roz­sądku i przy­zwo­ito­ści, by przy­naj­mniej w tym gro­nie nie opo­wia­dać bzdur i nie zaciem­niać sprawy pro­pa­gandą.

– Nie będę tego komen­to­wał, bo nie warto – oce­nił Abruzzi. – Powiem ci tylko tyle: powi­nie­neś się cie­szyć, że Kró­le­stwo nie poin­for­mo­wało prasy… jesz­cze. Bo mimo że od paru tygo­dni pró­bu­jemy, w żaden spo­sób nie udaje nam się zro­bić z Kró­lew­skiej Mary­narki napast­ni­ków i wybie­lić Bynga. A to zna­czy, że gdy wieść dotrze do mediów, znaj­dziemy się w bar­dzo, ale to bar­dzo trud­nym poło­że­niu. I naj­praw­do­po­dob­niej będziemy zmu­szeni prze­pro­sić i wypła­cić odszko­do­wa­nie za postę­pek tego kre­tyna.

– Nie, do kurwy nędzy! – wark­nął Rajam­pet na tyle roz­wście­czony, że zapo­mniał o ostroż­no­ści. – Nie możemy pozwo­lić na taki pre­ce­dens! Jeśli każda zasrana flota z zadu­pia uzna, że Mary­narka Ligi nie jest nie­omylna, to na Pogra­ni­czu i Obrzeżu dopiero zaczną się pro­blemy! A jeśli Byng został zmu­szony do walki ponow­nie, musimy jesz­cze ostroż­niej pod­cho­dzić do całej sytu­acji, bo to two­rzy jesz­cze groź­niej­szy pre­ce­dens!

– Oba­wiam się, że w tej aku­rat kwe­stii masz cał­ko­witą rację – oce­nił lodo­wato Koło­kol­cow. – I nie­stety oba­wiam się, że Nathan dobrze oce­nił sytu­ację, tylko że tym razem Kró­le­stwo nie zacho­wało się rów­nie dys­kret­nie wobec mediów.

– O co do cięż­kiej cho­lery cho­dzi?! – Rajam­pe­towi złość nie prze­szła. – Wykrztuś to w końcu!

– Pro­szę bar­dzo. Około dzie­więć­dzie­się­ciu minut temu otrzy­ma­li­śmy drugą notę od Kró­le­stwa Man­ti­core. Oka­zuje się, że nasza decy­zja co do reak­cji na tę pierw­szą nie była ani tak roz­sądna, ani tak opty­malna, jak myśle­li­śmy. Teraz jest już za późno na wysy­ła­nie odpo­wie­dzi, bo nie sądzę, by fakt, że wysła­li­śmy odpo­wiedź na pierw­szą notę w dzień po otrzy­ma­niu dru­giej, Kró­lowa czy jej pre­mier uznali za zabawne. A powód przy­sła­nia dru­giej noty jest taki, że gdy admi­rał Gold Peak przy­była do sys­temu New Tuscany i zastała tam Bynga, zażą­dała od niego dokład­nie tego, o czym wła­dze Kró­le­stwa uprze­dziły nas w pierw­szej nocie. Kon­kret­nie kazała mu zosta­wić tylko szkie­le­towe załogi, by jej załogi pry­zowe mogły zabez­pie­czyć kom­pu­tery, bazy danych i wszyst­kie zapisy tak­tyczne doty­czące incy­dentu. Załogi pry­zowe pozo­staną na pokła­dach, dopóki śledz­two nie wykaże, co się stało i kto jest za to odpo­wie­dzialny, zgod­nie z mię­dzy­na­ro­do­wym pra­wem. I to nie była zagrywka pro­pa­gan­dowa.

– Nie wie­rzę… – wychry­piał Rajam­pet, ciem­nie­jąc na twa­rzy z furii. – Nie wie­rzę, że ktoś mógł być tak głupi, by wysu­nąć podobne żąda­nia! Nawet oni! Prze­cież ta cała Gold Peak nie mogła uznać, że ujdzie jej to pła­zem?! Jeśli Byng roz­wa­lił jej okręty w drobny pył, to jedyną odpo­wie­dzialną za to osobą jest ona sama i…

– Bądź spo­kojny: Byng nie roz­wa­lił w pył, jak to ład­nie ują­łeś, nawet jed­nego jej okrętu – prze­rwał mu z zimną satys­fak­cją Koło­kol­cow. – Mimo że miała tylko sześć krą­żow­ni­ków linio­wych prze­ciwko jego sie­dem­na­stu, to ona, jak to powie­dzia­łeś, „roz­wa­liła w drobny pył” jego okręt fla­gowy.

Rajam­pet zamarł z otwar­tymi ustami, wyba­łu­sza­jąc na niego oczy.

– O kurwa! – wes­tchnęła cicho Omo­supe Quar­ter­main.

Nie cier­piała Gwiezd­nego Kró­le­stwa pra­wie rów­nie ser­decz­nie jak Rajam­pet. On nie mógł znieść, że Royal Man­ti­co­ran Navy nie uznaje supre­ma­cji Mary­narki Ligi, jej nie podo­bało się, że dzięki Man­ti­core Worm­hole Junc­tion frach­towce z Kró­le­stwa zdo­mi­no­wały prze­wozy na obsza­rze Ligi Solar­nej. A to z kolei zna­czyło, że naj­le­piej z nich wszyst­kich zda­wała sobie sprawę, jakie straty dla gospo­darki Ligi Solar­nej spo­wo­duje ich wyco­fa­nie czy zamknię­cie worm­hola dla stat­ków z Ligi, jeśli Kró­le­stwo się na to zde­cy­duje.

– Ile okrę­tów Gold Peak stra­ciła? – spy­tała zre­zy­gno­wa­nym tonem, naj­wy­raź­niej gotowa osza­co­wać wyso­kość odszko­do­wa­nia.

– Ani jed­nego, nie musisz się mar­twić – uspo­koił ją Koło­kol­cow.

– Co?! – Rajam­pet odzy­skał głos. – Prze­cież to idio­tyzm! Żaden ofi­cer solarny nie pozwo­liłby, żeby coś takiego uszło…

– Zanim zro­bisz z sie­bie kom­plet­nego dur­nia, pro­po­nuję, żebyś prze­czy­tał raport pani admi­rał Sig­bee, która prze­jęła dowo­dze­nie po śmierci Bynga – prze­rwał mu z satys­fak­cją Koło­kol­cow. – Kró­le­stwo Man­ti­core było tak uprzejme, że dostar­czyło go nam wraz z notą dyplo­ma­tyczną. I zanim się zbłaź­nisz, nasi spece uznali, że wia­do­mość nie została otwarta i prze­czy­tana, zanim tra­fiła do nas.

Tym razem Rajam­pet wyjąt­kowo posłu­chał dobrej rady i nie ode­zwał się sło­wem. Gapił się jedy­nie wście­kle na Koło­kol­cowa, który spo­koj­nie kon­ty­nu­ował:

– Zgod­nie z rapor­tem admi­rał Sig­bee fla­go­wiec Bynga Jean Bart został tra­fiony przez jedną salwę rakiet wystrze­lo­nych ze znacz­nie więk­szej odle­gło­ści, niż wynosi mak­sy­malny zasięg naszych rakiet. I uległ cał­ko­wi­temu znisz­cze­niu wraz z całą załogą. W tych warun­kach i po zapew­nie­niu ze strony admi­rał Gold Peak, że znisz­czy w ten spo­sób wszyst­kie pozo­stałe okręty, jeśli jej żąda­nia nie zostaną speł­nione, admi­rał Sig­bee uznała, że nie ma innego wyj­ścia, i wyko­nała je. Tak na mar­gi­ne­sie, admi­rał Gold Peak jest, jak się oka­zuje, kuzynką Kró­lo­wej Elż­biety i piątą osobą w kolejce do tronu.

Rajam­pet otwo­rzył usta, ale nie zdo­łał wydo­być z nich żad­nego dźwięku.

Koło­kol­cow popa­trzył na niego, poki­wał głową i dodał:

– Tak jest, Rajani. Mówiąc krótko i po pro­stu: Sig­bee pod­dała swoje okręty.

Rajam­pet zamknął z trza­skiem usta.

Teraz Koło­kol­co­wowi z mie­sza­niną prze­ra­że­nia i nie­do­wie­rza­nia przy­glą­dali się wszy­scy obecni. Spra­wiło mu to pewną satys­fak­cję, ale wie­dział, że to jedyna przy­jem­ność, na jaką mógł liczyć do końca dnia.

Teo­re­tycz­nie utrata jakichś 20 okrę­tów nie sta­no­wiła dla Mary­narki Ligi żad­nego pro­blemu, bo była ona naj­więk­szą flotą w galak­tyce. Wli­cza­jąc okręty pozo­sta­jące w rezer­wie, miała na sta­nie pra­wie 11 tysięcy super­dre­ad­no­ugh­tów, nie mówiąc o znacz­nie więk­szej licz­bie innych, mniej­szych okrę­tów. Ani tysią­cach jed­no­stek nale­żą­cych do roz­ma­itych flot sys­te­mo­wych, a nie­które z nich były cał­kiem liczne i nowo­cze­sne. Wobec takich sił znisz­cze­nie poje­dyn­czego krą­żow­nika linio­wego było mniej odczu­walne niż uką­sze­nie komara. Pro­por­cjo­nal­nie rzecz bio­rąc, zarówno pod wzglę­dem masy, jak i zabi­tych była to mniej­sza strata niż dla Royal Man­ti­co­ran Navy znisz­cze­nie przez Bynga 3 nisz­czy­cieli.

Ale był to też pierw­szy od stu­leci solarny okręt znisz­czony w walce.

A ni­gdy w dzie­jach Mary­narki Ligi żaden jej admi­rał nie pod­dał się wraz ze wszyst­kimi okrę­tami.

Aż do teraz.

I to wła­śnie zanie­po­ko­iło ich wszyst­kich.

A raczej nie zanie­po­ko­iło, a prze­stra­szyło.

Pod­stawę ist­nie­nia Ligi Solar­nej sta­no­wiło bowiem powszechne prze­ko­na­nie o wszech­mocy i nie­zwy­cię­żo­no­ści Mary­narki Ligi. Celem ist­nie­nia Ligi było utrzy­ma­nie mię­dzy­pla­ne­tar­nego porządku oraz dobro­bytu i nie­za­leż­no­ści two­rzą­cych ją sys­te­mów człon­kow­skich. Bywały sytu­acje, i to czę­ściej niż mogłoby się wyda­wać w obec­nych cza­sach, gdy poprzed­nicy Rajam­peta wal­czyli zacie­kle o prze­trwa­nie tych zasad i celów Ligi Solar­nej, choć tak naprawdę żaden z prze­ciw­ni­ków nie miał szans na dłuż­szą metę zagro­zić jej ist­nie­niu. Wszy­scy zaś jego poprzed­nicy podob­nie jak i on sam zacie­kle wal­czyli o pie­nią­dze dla Mary­narki Ligi. Natu­ral­nie ni­gdy nie dosta­wali tyle, ile chcieli, ale pra­wie tyle, ile potrze­bo­wali. I mimo iż realne zagro­że­nie bytu Ligi Solar­nej nie poja­wiło się od kil­ku­set lat, nikt ni­gdy poważ­nie nie roz­wa­żał dra­stycz­nego zmniej­sze­nia wydat­ków na flotę.

Czę­ściowo dla­tego, że wszy­scy mieli świa­do­mość, iż nie­za­leż­nie od tego, jak wielka sta­łaby się Flota Gra­niczna, ni­gdy nie będzie dość silna, by peł­nić w sąsiedz­twie gra­nic rolę poli­cjanta i sil­no­rę­kiego, jaką prze­zna­czyła jej Liga Solarna. Znacz­nie sen­sow­niej byłoby zre­du­ko­wać Bat­tle Fleet, tyle że ta miała olbrzymi pre­stiż i była tak głę­boko wro­śnięta w sys­tem biu­ro­kra­tyczny Ligi, że nikt nie chciał jej ruszać. Poza tym miała masę poplecz­ni­ków w prze­my­śle, co było zro­zu­miałe, jeśli wzięło się pod uwagę, jak lukra­tywny był kon­trakt na budowę jed­nego tylko super­dre­ad­no­ughta. Wszystko to powo­do­wało, że nawet gdyby w Lidze Solar­nej zna­lazł się jakimś cudem refor­ma­tor finan­sów, przy pró­bie cię­cia budżetu floty nie zna­lazłby sojusz­ni­ków. Flota bowiem była zbyt ważna dla całej gospo­darki, a jej ist­nie­nie przy­no­siło zbyt wiele indy­wi­du­al­nych korzy­ści, by wpły­wowi ludzie zgo­dzili się z nich zre­zy­gno­wać. Nie wspo­mi­na­jąc już o tym, że przy­po­mi­na­nie wszyst­kim wokół o jej potę­dze i nie­zwy­cię­żo­no­ści sta­no­wiło pod­stawę sku­tecz­no­ści dzia­ła­nia całej Ligi Solar­nej, a Biura Bez­pie­czeń­stwa Gra­nicz­nego w szcze­gól­no­ści.

Wyszło też na jaw coś jesz­cze, być może nawet gor­szego. Koło­kol­cow nie znał się na tych spra­wach, ale z raportu Sig­bee jasno wyni­kało, że była zszo­ko­wana sku­tecz­nym zasię­giem i cel­no­ścią rakiet Kró­lew­skiej Mary­narki. Nie zasko­czona, ale zszo­ko­wana.

– Pod­dała się – powtó­rzył stały pod­se­kre­tarz spraw wewnętrz­nych Nathan MacArt­ney.

Powie­dział to wolno i wyraź­nie, jakby upew­nia­jąc się, że dobrze zro­zu­miał.

Koło­kol­cowa zasko­czyło tempo, w jakim MacArt­ney doszedł do sie­bie – w końcu Biuro Bez­pie­czeń­stwa Gra­nicz­nego pod­le­gało jego mini­ster­stwu, toteż wyłą­czyw­szy Rajam­peta, jego układy naj­bar­dziej ucier­pią i to on będzie miał naj­więk­sze pro­blemy, gdy reszta galak­tyki zacznie spraw­dzać, czy rze­czy­wi­ście Mary­narka Ligi jest nie­zwy­cię­żona.

– Pod­dała się – potwier­dził Koło­kol­cow. – A załogi pry­zowe Kró­lew­skiej Mary­narki prze­jęły jej okręty z nie­usz­ko­dzo­nymi kom­pu­te­rami i nie­na­ru­szo­nymi bazami danych oraz ban­kami pamięci. W chwili pisa­nia raportu nie miała poję­cia, co RMN zamie­rza zro­bić z jej okrę­tami.

– O kurwa! – powtó­rzyła Quar­ter­main.

– Nie znisz­czyła nawet baz danych? – spy­tał z nie­do­wie­rza­niem MacArt­ney.

– Bio­rąc pod uwagę, że Gold Peak wła­śnie tra­fiła jeden z jej okrę­tów z odle­gło­ści uzna­wa­nej przez nas za nie­moż­liwą, uwa­żam, że słusz­nie przy­jęła, iż dotrzyma słowa i w przy­padku uszko­dze­nia sys­te­mów kom­pu­te­ro­wych znisz­czy pozo­stałe – oce­nił spo­koj­nie Koło­kol­cow.

– Ale jeśli dostali kom­pletne bazy danych, to w taj­nych bazach… – MacArt­ney nie dokoń­czył, roz­glą­da­jąc się nieco bez­rad­nie.

Koło­kol­cow uśmiech­nął się kwa­śno.

– To dys­po­nują całą masą taj­nych infor­ma­cji – dokoń­czył. – A co gor­sza, to nie były okręty Floty Gra­nicz­nej.

MacArt­ney wyglą­dał tak, jakby wła­śnie dostał solidny cios w żołą­dek. Bar­dziej od Koło­kol­cowa był świa­dom, jak reszta galak­tyki może zare­ago­wać na opu­bli­ko­wa­nie pew­nych ofi­cjal­nych, choć wysoce utaj­nio­nych pla­nów reak­cji na pewne zagro­że­nia, znaj­du­ją­cych się na wszelki wypa­dek w bazach danych okrę­tów Floty Gra­nicz­nej.

Zapa­dła naprawdę długa chwila cięż­kiej ciszy.

Prze­rwało ją dopiero pyta­nie Wodo­sław­skiej:

– A co zawiera ta druga nota?

– Infor­ma­cje, że dane z naszych kom­pu­te­rów cał­ko­wi­cie potwier­dzają te, które już nam wysłali, i to, że mają kopie roz­kazu otwar­cia ognia wyda­nego przez Bynga. Dołą­czyli kopię roz­mów mię­dzy nim a Gold Peak z pod­kre­śle­niem, że ostrze­gała go wie­lo­krot­nie nie tylko o tym, że otwo­rzy ogień, jeśli jej nie posłu­cha, ale także, że ma moż­li­wość tra­fie­nia jego okrę­tów spoza sku­tecz­nego zasięgu jego rakiet i znisz­cze­nia ich. Oraz potwier­dze­nie auten­tycz­no­ści tych nagrań przez Sig­bee. Mówiąc pro­ściej, napi­sali, że mają potwier­dze­nie swo­jej wer­sji tego, co stało się z ich trzema nisz­czy­cie­lami, oraz że winny ich losu admi­rał zgi­nął wraz z całą załogą, bo odrzu­cał ich żąda­nia. Pod­kre­ślili też, gdy­by­śmy to prze­oczyli, że zgod­nie z mię­dzyplanetarnym pra­wem to, co Byng zro­bił w sys­te­mie New Tuscany z ich nisz­czy­cie­lami, jest uzna­wane za akt wojny. Pod­kre­ślili też, że w tych warun­kach admi­rał Gold Peak wyka­zała godne podziwu opa­no­wa­nie, bo mimo trzy­krot­nego odrzu­ce­nia przez Bynga oka­zji do roz­wią­za­nia pro­blemu bez roz­lewu krwi znisz­czyła tylko jeden jego okręt, mając je wszyst­kie na swo­jej łasce.

– Wypo­wie­dzieli wojnę Lidze Solar­nej? – spy­tał Abruzzi, naj­wy­raź­niej nie mogąc uwie­rzyć w to, co usły­szał.

Była to szcze­gólna iro­nia losu, jeśli przy­po­mnieć sobie jego buń­czuczne zapew­nie­nia sprzed ponad mie­siąca, iż ta cała kon­fron­ta­cja ma cha­rak­ter „kosme­tyczny”, a jej praw­dzi­wym celem jest pod­nie­sie­nie morale po bitwie o Man­ti­core.

– Nie, nie wypo­wie­dzieli nam wojny – wyja­śnił Koło­kol­cow gło­śno i wyraź­nie. – Co wię­cej, sta­ran­nie tego uni­kali… na razie. Nato­miast jasno oznaj­mili, iż stan wojny de facto ist­nieje mię­dzy naszymi pań­stwami, a wywo­łał go nasz fla­gowy ofi­cer swoim postę­po­wa­niem. Rów­nie jasno dali jed­nak do zro­zu­mie­nia, że nie odrzu­cają moż­li­wo­ści dyplo­ma­tycz­nego roz­wią­za­nia całego pro­blemu.

– Dyplo­ma­tycz­nego roz­wią­za­nia?! – eks­plo­do­wał Rajam­pet.

I wal­nął pię­ścią w stół, aż echo odbiło się od ścian.

– Pier­do­lić ich i ich dyplo­ma­tyczne roz­wią­za­nia! – ryk­nął. – Znisz­czyli solarny okręt i zabili per­so­nel Mary­narki Ligi! Gówno mnie obcho­dzi, czy chcą wojny, czy nie, ale już tę wojnę mają!

– A nie wydaje ci się przy­pad­kiem, że dobrze byłoby naj­pierw prze­czy­tać to, co napi­sała Sig­bee, i prze­ana­li­zo­wać dane dołą­czone przez Kró­le­stwo? – spy­tał rze­czowo MacArt­ney.

Zapy­tany spoj­rzał na niego bykiem, na co dostał rów­nie miłe spoj­rze­nie.

– Nie sły­sza­łeś, co Inno­kien­tij powie­dział? – dodał MacArt­ney. – Jean Bart został znisz­czony jedną salwą rakiet o nie­po­rów­na­nie więk­szym zasięgu i cel­no­ści niż nasze! Jeśli ich rakiety są o tyle lep­sze, to…

– To gówno zna­czy! – prze­rwał mu Rajam­pet. – Ten okrę­cik to był obsrany krą­żow­nik liniowy, i to z Floty Gra­nicz­nej na doda­tek! Te jed­nostki nie mają obrony anty­ra­kie­to­wej okrę­tów linio­wych, a żaden krą­żow­nik nie wytrzyma takiej liczby tra­fień co okręt liniowy. Nie obcho­dzi mnie, jak wymyślne rakiety mają, bo nie­moż­liwe jest, by zdo­łali powstrzy­mać trzy­sta czy czte­ry­sta super­dre­ad­no­ugh­tów Bat­tle Fleet! Zwłasz­cza po stra­tach, jakie ponie­śli w tej całej woj­nie o Man­ti­core!

– Może przy­znał­bym ci rację, gdyby nie pewien dro­biazg: wszyst­kie infor­ma­cje o tej bitwie, jakimi dys­po­nu­jemy, mówią, że Mary­narka Repu­bliki stra­ciła mię­dzy trzy­sta a czte­ry­sta super­dre­ad­no­ugh­tów – odpa­lił MacArt­ney.

– I co z tego? – wark­nął Rajam­pet. – Co nas obcho­dzi, że jakieś dwie bandy pry­mi­ty­wów tłuką się mię­dzy sobą.

MacArt­ney przyj­rzał mu się niczym wyjąt­kowo tępemu i na doda­tek roz­pusz­czo­nemu gów­nia­rzowi.

Koło­kol­cow nie dzi­wił mu się ani tro­chę, ale uznał, że dopro­wa­dze­nie do zło­śli­wej pyskówki, która się wła­śnie roz­krę­cała, nie jest pożą­dane, dla­tego nim MacArt­ney zdą­żył się ode­zwać, spy­tał spo­koj­nie:

– Czy przy­pad­kiem nasze okręty liniowe i krą­żow­niki liniowe nie mają rakiet o tym samym zasięgu, Rajani?

Zapy­tany spoj­rzał na niego nie­życz­li­wie, ale kiw­nął pota­ku­jąco głową.

– W takim razie sądzę, że logiczne jest zało­że­nie, że ich okręty liniowe dys­po­nują rakie­tami o co naj­mniej takim zasięgu jak ich krą­żow­niki liniowe, a to zna­czy, że mają taką samą prze­wagę w tej kwe­stii – kon­ty­nu­ował Koło­kol­cow. – A skoro Repu­blika Haven wal­czy z Kró­le­stwem tak coś około dwu­dzie­stu lat stan­dar­do­wych i na­dal ist­nieje, zna­czy to, że ma rakiety o podob­nym zasięgu, ina­czej dawno już musia­łaby ska­pi­tu­lo­wać. Stra­ciła w tej bitwie trzy­sta–czte­ry­sta okrę­tów linio­wych mimo posia­da­nia broni o zbli­żo­nych para­me­trach i podob­nie sku­tecz­nej obro­nie anty­ra­kie­to­wej. Jakim cudem przy­szło ci więc do głowy, że Kró­lew­ska Mary­narka nie pokona naszych pię­ciu­set super­dre­ad­no­ugh­tów, które nawet nie będą w sta­nie ostrze­lać jej okrę­tów?!

– No to wyślemy tysiąc! Albo dwa, jeśli będzie trzeba! Mamy w linii ponad dwa tysiące super­dre­ad­no­ugh­tów, kolej­nych trzy­sta w stocz­niach na okre­so­wych prze­glą­dach i ponad osiem tysięcy w rezer­wie. Może Kró­le­stwo i sko­pało dupę Haven, ale przy oka­zji samo ponio­sło poważne straty. Z tych infor­ma­cji, o któ­rych wspo­mnie­li­ście, wynika, że nie zostało im wię­cej niż sto okrę­tów linio­wych. A jakiego zasięgu nie mia­łyby ich rakiety, potrzeba setki tra­fień, by znisz­czyć super­dre­ad­no­ughta. Przy obro­nie anty­ra­kie­to­wej i wabi­kach pię­ciu­set czy sze­ściu­set naszych okrę­tów linio­wych, by wygrać, będą potrze­bo­wali o wiele wię­cej wyrzutni, niż mogą mieć.

– Twier­dzisz więc, że nie zdo­łają uni­ce­stwić zbyt wielu naszych okrę­tów? – spy­tała Wodo­sław­ska, nie kry­jąc scep­ty­cy­zmu.

– Tego nie powie­dzia­łem. – Rajam­pet naj­wy­raź­niej pra­wie odzy­skał samo­kon­trolę. – Mogą zadać nam duże straty, ale nie będą w sta­nie nas powstrzy­mać. Nato­miast nie ulega wąt­pli­wo­ści, że obe­rwiemy bar­dziej, niż Mary­narka Ligi obe­rwała kie­dy­kol­wiek. I jest to zupeł­nie bez zna­cze­nia.

Wodo­sław­ska unio­sła pyta­jąco brwi.

A Rajam­pet roze­śmiał się.

Paskud­nie.

– Zna­cze­nie ma tylko to, że jakaś zasrana flota z dziury zabi­tej dechami ośmie­liła się ostrze­lać Mary­narkę Ligi i znisz­czyć jej okręt, a inne zdo­być. Na to nie możemy pozwo­lić i cena nie gra roli. Musimy poka­zać, że nikomu nie wolno grać w kulki z Mary­narką Ligi. Bo jeśli nie zro­bimy tego tu i teraz, nie wia­domo, kto jesz­cze nagle doj­dzie do wnio­sku, że może sobie wysto­so­wy­wać ulti­ma­tum wobec nas! I ty, Nathan, powi­nie­neś to rozu­mieć naj­le­piej!

– No dobra, mogę się zgo­dzić, że Flota Gra­niczna nie może być wszę­dzie tam, gdzie być powinna, w odpo­wied­niej sile – przy­znał nie­chęt­nie MacArt­ney. – Jej siły główne skon­cen­tro­wane są w węzłach o zna­cze­niu stra­te­gicz­nym, takich jak sto­lice sek­to­rów czy bazy floty. W więk­szo­ści wypad­ków na sygnał o zagro­że­niu wysyła się poje­dyn­czy okręt, rza­dziej kilka, ponie­waż nie można pozwo­lić sobie na osła­bie­nie obsady takiego węzła. Rajani myśli o tym, że ponie­waż siły mamy bar­dzo roz­cią­gnięte i ni­gdzie nie są one wystar­cza­jące, Flota Gra­niczna czę­sto odnosi suk­cesy nie dzięki prze­wa­dze ognio­wej, ale dla­tego, że wszy­scy wie­dzą, iż jeśli znisz­czą jeden czy kilka okrę­tów, reszta floty zjawi się i znisz­czy ich. To może potrwać, ale jest pewne i nie­unik­nione.

– Wła­śnie! – Rajam­pet przy­tak­nął ener­gicz­nie. – To jest naj­waż­niej­sze. Nic mnie nie obcho­dzi, czy Kró­le­stwo ma rację, czy nie i czy jego flota działa zgod­nie z mię­dzy­pla­ne­tar­nym pra­wem, czy nie. Musimy uczy­nić z niego przy­kład dla wszyst­kich i na długo, jeśli nie chcemy wkrótce mieć pro­ble­mów z podob­nymi, choć o wiele słab­szymi pań­stew­kami wzdłuż całych gra­nic, które dojdą do wnio­sku, że już nie muszą się oba­wiać Ligi Solar­nej.

– Zaraz. – Abruzzi nagle jakby ock­nął się z osłu­pie­nia. – Wspo­mnia­łeś coś o mediach, Inno­kien­tij?

– Wspo­mnia­łem, bo Kró­le­stwo poin­for­mo­wało nas, że ofi­cjalną wer­sję obu incy­den­tów wyśle do mediów tego samego dnia, w któ­rym wysyła do nas drugą notę. Dokład­nie sześć godzin po tran­zy­cie kuriera, sądzę więc, że wkrótce wia­do­mo­ści dotrą i do nas.

– Podali to do publicz­nej wia­do­mo­ści?! – Abruzzi był bar­dziej zasko­czony niż po infor­ma­cji o znisz­cze­niu fla­gowca Bynga.

– Tak nam powie­dzieli i ja im wie­rzę. – Koło­kol­cow wzru­szył ramio­nami. – Prawdę mówiąc, nie bar­dzo mieli wybór. Sie­dzieli na pierw­szym incy­den­cie ponad mie­siąc, a z New Tuscany do Man­ti­core jest około trzech tygo­dni drogi. Jakieś pogło­ski o dru­gim incy­den­cie musiały szybko prze­do­stać się do mediów, bo to zbyt duża rzecz, by można ją było zupeł­nie wyci­szyć. W tych oko­licz­no­ściach uznali, że nie zdo­łają długo utrzy­mać prawdy w tajem­nicy, lepiej więc wyjdą na szyb­kim jej opu­bli­ko­wa­niu. Zwłasz­cza że w ten spo­sób to ich wer­sja jako pierw­sza dotrze do naszej wia­do­mo­ści.

– W takim razie skur­wiele wpę­dzili nas w sytu­ację bez wyj­ścia – oce­nił Rajam­pet. – Skoro roz­gło­sili to na całą galak­tykę, nie mamy żad­nego wyboru w kwe­stii spo­sobu reak­cji.

– Prze­stań się gorącz­ko­wać! – wark­nął Abruzzi.

Rajam­pet posłał mu wście­kłe spoj­rze­nie.

Abruzzi zre­wan­żo­wał się tym samym i dopiero po chwili dodał:

– Nie mamy poję­cia, jak to roze­grali, i dopóki nie będziemy mieli oka­zji spraw­dzić, jak to wszystko przed­sta­wili, nie możemy ogło­sić żad­nej wer­sji wyda­rzeń. A nad tym, jak to przed­sta­wimy, musimy zasta­no­wić się naprawdę bar­dzo dobrze i wyka­zać dużą ostroż­ność.

– Dla­czego? – prych­nął Rajam­pet.

– Bo prawda jest taka, że twój admi­rał idiota postą­pił źle i wła­ści­wie spro­wo­ko­wał wojnę bez powodu. Nie gap się tak na mnie, bo wra­że­nia nie zro­bisz! Naj­wyż­szy czas prze­stać sobie w tym gro­nie opo­wia­dać pier­doły! Jeśli nasza opi­nia publiczna zde­cy­duje, że postą­pi­li­śmy niewła­ści­wie, a Kró­le­stwo dobrze, cyrk, z jakim teraz masz do czy­nie­nia w związku z Tech­no­dyne, będziesz wspo­mi­nał jako nie­winną bitwę na poduszki!

– Mówi się trudno – odparł rze­czowo Rajam­pet.

– Zdaje się zapo­mnia­łeś, że kon­sty­tu­cja daje każ­demu człon­kowi rządu prawo weta w spra­wach doty­czą­cych poli­tyki zagra­nicz­nej, nie­praw­daż? – spy­tał uprzej­mie Abruzzi. – Nie wydaje ci się, że jeśli skoń­czymy, potrze­bu­jąc ofi­cjal­nego wypo­wie­dze­nia wojny, to dobrze byłoby, żeby nikt, nawet Beowulf, z niego nie sko­rzy­stał?

– Nie potrze­bu­jemy żad­nego gów­nia­nego wypo­wie­dze­nia wojny! To ewi­dentny przy­kład samo­obrony, a arty­kuł 7 jed­no­znacz­nie daje flo­cie prawo do reago­wa­nia na atak z nie­zbędną siłą – odpa­lił Rajam­pet.

Koło­kol­cow już chciał zapro­te­sto­wać, ale zmie­nił zda­nie. Rajam­pet miał rację, przy­naj­mniej histo­rycz­nie rzecz bio­rąc. Para­graf 3 arty­kułu 6 kon­sty­tu­cji został bowiem spe­cjal­nie tak sfor­mu­ło­wany, by Mary­narka Ligi w sytu­acjach kry­zy­so­wych mogła szybko reago­wać, bez cze­ka­nia mie­sią­cami na spraw­dzone raporty i decy­zje poli­tyczne o wypo­wie­dze­niu wojny. Tyle tylko, że nie było to zezwo­le­nie na każde dzia­ła­nie, a furtka na wypa­dek zaist­nie­nia lokal­nego kry­zysu. Do uzy­ska­nia dodat­ko­wych fun­du­szy w związku choćby z mobi­li­za­cją znaj­du­ją­cych się w rezer­wie okrę­tów nie­zbędna była ofi­cjalna auto­ry­za­cja, którą musiało poprze­dzić for­malne wypo­wie­dze­nie wojny. Tu mogły się zacząć schody i do kry­zysu mili­tar­nego dojść kon­sty­tu­cyjny. Wszystko będzie zale­żało od tego, czy Rajam­petowi uda się poko­nać Kró­le­stwo Man­ti­core szybko i wyłącz­nie przy uży­ciu sił będą­cych w linii. Jeśli tak, sprawa się roz­myje i prze­sta­nie być groźna, jak wiele kry­zy­sów w dłu­gich dzie­jach Ligi Solar­nej. Ale jeśli nie zdoła tego zro­bić i nastąpi seria krwa­wych pora­żek, nawet osta­teczne zwy­cię­stwo nie zapo­bie­gnie trzę­sie­niu ziemi na nie­spo­ty­kaną skalę. Koło­kol­cow zasta­na­wiał się, ilu z obec­nych zdaje sobie sprawę, że może ono znisz­czyć całe biu­ro­kra­tyczne księ­stwo umoż­li­wia­jące ist­nie­nie Ligi Solar­nej…

Po zacho­wa­niu sądząc, Abruzzi był tego świa­dom. Wodo­sław­ska praw­do­po­dob­nie też, choć nie był pewien. Rajam­pe­towi to przez myśl nie prze­szło, a co do pozo­sta­łej dwójki, nie był w sta­nie nic powie­dzieć.

– Zga­dzam się z tobą, jeśli cho­dzi o histo­ryczną inter­pre­ta­cję arty­kułu 7 – powie­dział w końcu Koło­kol­cow. – Ale na wszelki wypa­dek skon­tak­tuj się z Bran­gwen, nim zro­bisz cokol­wiek, i upew­nij się, że w tej spra­wie nikt z jej pod­wład­nych nie będzie miał odmien­nego zda­nia.

– Oczy­wi­ście, że się z nią skon­tak­tuję – zapew­nił Rajam­pet spo­koj­niej. – Ale w mię­dzy­cza­sie mogę pod­jąć sto­sowne, czy­sto mili­tarne środki ostroż­no­ści. A jak wia­domo, naj­lep­szą formą obrony jest atak.

– Może i jest, ale są wyjątki od tej reguły – osa­dził go Abruzzi. – Mogę się nawet zgo­dzić, że łatwiej jest po fak­cie prze­pro­sić, niż przed fak­tem dostać pozwo­le­nie na dzia­ła­nie, ale chciał­bym przy­po­mnieć, że ta sytu­acja mocno się różni od „zwy­cza­jo­wej”. Jeśli więc zamie­rzasz sprze­dać to Zgro­ma­dze­niu tak, by nikt nie zaczął żądać docho­dzeń, prze­słu­chań i podob­nych bzdur, musimy sta­ran­nie przy­go­to­wać do tego grunt. Nie­któ­rzy jego człon­ko­wie naprawdę uwa­żają, że to oni powinni rzą­dzić, będą więc pró­bo­wali wyko­rzy­stać tę sytu­ację. Jak długo nie poprze ich opi­nia publiczna, nic nie zro­bią, bo iner­cja sys­temu zadziała prze­ciwko nim, ale żeby tego popar­cia nie mieli, musimy prze­ko­nać wszyst­kich, że to my mamy słusz­ność w tej kon­fron­ta­cji.

– A jak chcesz to osią­gnąć po wystę­pach mojego admi­rała idioty? – spy­tał lodo­wato Rajam­pet.

– Możesz się nie zgry­wać, bo za prawdę i tak cię nie prze­pro­szę – wark­nął Abruzzi i dodał spo­koj­niej: – Był idiotą i nic tego nie zmieni, a sami sie­bie lepiej nie oszu­kujmy.

– Jak więc chcesz prze­ko­nać ludzi, że postą­pi­li­śmy słusz­nie, nisz­cząc Kró­le­stwo? – spy­tał już pra­wie nor­mal­nym tonem Rajam­pet.

– Kła­miąc jak najęty. – Abruzzi wzru­szył ramio­nami. – Nie pierw­szy zresztą raz. Pro­blem w tym, że kłam­stwo to musi być od początku spójne i jak naj­bar­dziej zbli­żone do prawdy. W końcu to zwy­cięzcy piszą histo­rię, ale zwy­cięz­cami póki co nie jeste­śmy. Dla­tego muszę naj­pierw poznać wer­sję Kró­le­stwa. A to zna­czy, że nie możemy przed­się­wziąć żad­nych kro­ków mili­tar­nych, póki nie przy­go­tuję gruntu.

– To przy­go­tuj go szybko – pora­dził Rajam­pet. – Bo w końcu i tak moje super­dre­ad­no­ughty będą musiały wszystko zała­twić.

Nim Abruzzi zdą­żył coś powie­dzieć, wtrą­ciła się Quar­ter­main:

– Może nie dajmy się ponieść entu­zja­zmowi, dobrze? Dla­czego auto­ma­tycz­nie zakła­damy, że reak­cja musi być zbrojna?! Sam powie­dzia­łeś, Inno­kien­tij, że Kró­le­stwo nie wyklu­czyło moż­li­wo­ści roz­wią­za­nia dyplo­ma­tycz­nego. Co prawda, jak sądzę, cho­dziło o prze­pro­siny i odszko­do­wa­nie z naszej strony, ale co nam szko­dzi odwró­cić całą sytu­ację? W Kró­le­stwie też potra­fią liczyć, muszą więc zda­wać sobie sprawę, że nie­za­leż­nie od prze­wagi jako­ścio­wej nie są w sta­nie zrów­no­wa­żyć naszej prze­wagi ilo­ścio­wej. Powiemy, że jeste­śmy obu­rzeni bez­czel­no­ścią i nie­uza­sad­nioną eska­la­cją, i to jesz­cze nim otrzy­mali naszą odpo­wiedź, i w związku z tym uwa­żamy, że to Kró­le­stwo jest odpo­wie­dzialne za dal­szy roz­lew krwi w sys­te­mie New Tuscany. I że żądamy w związku z tym prze­pro­sin i odszko­do­wa­nia pod groźbą wypo­wie­dze­nia wojny i znisz­cze­nia tego całego ich Gwiezd­nego Impe­rium. Jak myśli­cie, jaka będzie reak­cja?

– Cho­dzi ci o to, że jeśli wymu­simy wystar­cza­jącą daninę za pozwo­le­nie, by dalej ist­nieli, to tym samym znie­chę­cimy wszyst­kich pozo­sta­łych do prób wykrę­ce­nia podob­nego numeru? – upew­nił się Abruzzi.

– Wła­śnie.

– Nie jestem pewna… – Wodo­sław­ska potrzą­snęła głową. – Z tonu noty i z tego, jak dotąd postę­pują wła­dze Kró­le­stwa czy tego tam Impe­rium Man­ti­core, wno­szę raczej, że zary­zy­kują. Posu­nę­liby się tak daleko, gdyby nie pla­no­wali iść na całość?

– Łatwo jest być odważ­nym, dopóki prze­ciw­nik nie wyce­luje w cie­bie pul­sera – odparł zaska­ku­jąco spo­koj­nie Rajam­pet. – Przy­znaję, że nie podoba mi się to roz­wią­za­nie, ale to nie zna­czy, że nie powin­ni­śmy go spró­bo­wać jako pierw­szego. Jeśli prze­pro­szą, poświęcą tę Gold Peak i zapłacą satys­fak­cjo­nu­jące odszko­do­wa­nie, to będziemy mogli łaska­wie zre­zy­gno­wać z roz­pie­prze­nia tego ich całego Gwiezd­nego Impe­rium. A jeśli okażą się zbyt głupi, by to zro­bić, wyślemy tyle okrę­tów, ile trzeba, by znisz­czyć to pań­stewko sku­tecz­nie i szybko.

Nie ule­gało wąt­pli­wo­ści, że takiego wła­śnie zakoń­cze­nia się spo­dzie­wał, i Koło­kol­cow w duchu przy­zna­wał mu rację. Wodo­sław­ska naj­wy­raź­niej także, bo powie­działa:

– Sądzę, że wpierw powin­ni­śmy doko­nać ana­lizy ryzyka i poten­cjal­nych korzy­ści. Omo­supe, sprawdź prze­wi­dy­wane kon­se­kwen­cje zamknię­cia dla naszych stat­ków Man­ti­core Worm­hole Junc­tion i wyco­fa­nia się wszyst­kich jed­no­stek zare­je­stro­wa­nych w Kró­le­stwie z Ligi Solar­nej. Nie wąt­pię, że to nas mocno ude­rzy po kie­szeni, i nawet bez spraw­dza­nia jestem pewna, że nasze rynki finan­sowe bar­dzo poważ­nie ucier­pią. Zwłasz­cza jeśli Kró­le­stwo dołoży sta­rań, by jak naj­bar­dziej zaszko­dzić mię­dzy­pla­ne­tar­nym trans­ak­cjom. A ma spore moż­li­wo­ści.

– No to będziemy mieć krót­ko­trwałą zapaść eko­no­miczną. – Rajam­pet wzru­szył ramio­nami. – Podobne już się zda­rzały, i to bez niczy­jej pomocy. I ni­gdy nie oka­zały się poważ­nym pro­ble­mem. Ta, przy­znaję, może być gor­sza, ale i tak ją prze­trwamy. I nie należy zapo­mi­nać, że kiedy to całe zamie­sza­nie się skoń­czy, Man­ti­core Worm­hole Junc­tion będzie nale­żeć do nas, a Kró­le­stwa czy Impe­rium Man­ti­core już nie będzie. To powinno przy­nieść nie­zły grosz, nawet w porów­na­niu z naszym pro­duk­tem pań­stwo­wym brutto. Powinno wystar­czyć na pokry­cie kosz­tów wojny, a potem rok w rok będzie na drobne wydatki.

– I prze­sta­niemy mieć pro­blemy w Gro­ma­dzie Tal­bott i oko­li­cach – dodał z namy­słem MacArt­ney.

– Weź­cie może na wstrzy­ma­nie, dobrze. – To było pole­ce­nie, nie pyta­nie, toteż wszy­scy spoj­rzeli ze zdzi­wie­niem na Koło­kol­cowa. – Decy­zji na pewno nie podej­miemy tu i teraz. Tak postą­pi­li­śmy poprzed­nim razem i nie oka­zało się to zbyt roz­sądne, nie­praw­daż? Po pierw­sze, Mala­chai ma rację: też chcę naj­pierw zoba­czyć, jak to przed­stawi druga strona. Po dru­gie, chcę, żeby­śmy przed pod­ję­ciem decy­zji zasta­no­wili się nad kon­se­kwen­cjami. Muszę dostać symu­la­cje wszyst­kich moż­li­wych wer­sji roz­woju wyda­rzeń, zwłasz­cza w aspek­cie mili­tar­nym. A także reali­styczną ocenę tego, jak długo ta wojna potrwa. I to taką, która będzie oparta na naj­bar­dziej pesy­mi­stycz­nych zało­że­niach doty­czą­cych nas, a opty­mi­stycz­nych doty­czą­cych Kró­lew­skiej Mary­narki. Wolę nad­miar ostroż­no­ści od hur­ra­op­ty­mi­zmu, rozu­miesz, Rajani? I choć pobieżne pro­gnozy doty­czące tego, ile nas będzie eko­no­micz­nie i finan­sowo kosz­to­wała taka wojna na pełną skalę i do samego końca.

W pomiesz­cze­niu zapa­no­wała cisza. Poza z lekka nabz­dy­czo­nym Rajam­pe­tem wszy­scy zga­dzali się z tym, co Koło­kol­cow powie­dział.

Ciszę prze­rwał po kil­ku­na­stu sekun­dach Nathan MacArt­ney:

– Chwi­lowo jestem skłonny pod­pi­sać się pod Rajam­pe­tem, ale uwa­żam za konieczne zapo­zna­nie się z ana­li­zami przed pod­ję­ciem jakiej­kol­wiek decy­zji. Poza tym nie musimy się spie­szyć, bo w sek­to­rze pozo­stało nie­wiele nowych okrę­tów, a jestem pewien, że Ver­ro­chio nie wyśle ani jed­nego z tych, które jesz­cze ma. Nie sądzę też, by Kró­lew­ska Mary­narka szu­kała oka­zji do wywo­ła­nia kolej­nego incy­dentu.

– W to także wąt­pię – zgo­dził się Koło­kol­cow. – Ale odpo­wiedź na tę notę musimy napi­sać i wysłać szybko. Powinna się w niej zna­leźć infor­ma­cja, że nie jeste­śmy zado­wo­leni z ich postę­po­wa­nia, ale będziemy kie­ro­wać się roz­sąd­kiem, nie emo­cjami, i ode­zwiemy się, gdy tylko prze­stu­diu­jemy dostępne infor­ma­cje. To ostat­nie także powin­ni­śmy zro­bić szyb­ciej niż poprzed­nim razem. Jeśli nikt nie ma nic prze­ciwko temu, powiem mojemu mini­strowi, że rano dosta­nie sta­now­czą, ale spo­kojną w tonie notę.

– Rób, jak uwa­żasz – burk­nął Rajam­pet z dziw­nym bły­skiem w oczach. – Uwa­żam, że i tak skoń­czy się na strze­la­ni­nie, ale nie mam nic prze­ciwko temu, by naj­pierw spró­bo­wać jej unik­nąć.

– I nie wyślesz bez uzgod­nie­nia z nami żad­nych nowych sił do sek­tora Madras? – Koło­kol­cow nawet nie pró­bo­wał ukryć podejrz­li­wo­ści.

– Nie pla­nuję wysłać tam żad­nych posił­ków, ale to nie zna­czy, że będę tu sie­dział bez­czyn­nie. Spraw­dzę, co możemy szybko zebrać i rzu­cić do walki, jeśliby do niej doszło, i zacznę akty­wo­wać jed­nostki z rezerwy, ale dopóki nie uzgod­nimy dal­szych posu­nięć, zosta­wię układ sił w Gro­ma­dzie Tal­bott i oko­li­cach taki, jaki jest. I tak zresztą nie­wiele mógł­bym zro­bić, bio­rąc pod uwagę, jak długo się tam leci.

Koło­kol­cow miał dziwne wra­że­nie, iż nie usły­szał całej prawdy, ale ponie­waż nie miał moż­li­wo­ści tego spraw­dzić, kiw­nął tylko głową i spoj­rzał na chro­no­metr.

– Dobrze; każę wam wysłać kopie noty i raportu Sig­bee plus wszyst­kie załącz­niki tech­niczne, tak byście dostali je nie póź­niej niż o dru­giej.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki