Homo Politicus Sapiens. Biologiczne aspekty politycznej gry - Marek Migalski, Marek Kaczmarzyk - ebook

Homo Politicus Sapiens. Biologiczne aspekty politycznej gry ebook

Marek Migalski, Marek Kaczmarzyk

4,3

Opis

Każdy, kto chce zrozumieć współczesny świat, procesy polityczne, które nim rządzą, a także samego siebie, swoje emocje i polityczne decyzje, powinien sięgnąć po tę książkę. Marek Migalski, politolog, pisarz i były polityk, oraz Marek Kaczmarzyk, neurodydaktyk, biolog i memetyk, w fascynujący sposób tłumaczą to, jak uprawianie polityki diametralnie zmieniło się pod wpływem odkryć nauk biologicznych ostatnich kilku dekad. Autorzy w przystępny sposób pokazują, dlaczego jesteśmy „grupolubni”, jak rządzą nami emocje, po co nam „wrogowie”, czym są memy i jak wpływają na nasze myślenie, jak media społecznościowe zmieniły politykę, dlaczego lubimy jakieś partie/ media/polityków, a innych nienawidzimy, co powoduje, że mamy takie, a nie inne poglądy. Przedstawiają powody, dla których zwyciężają na świecie populiści, także wskazują na sposoby ich pokonywania. A wszystko to robią bez nadęcia i odstraszania specyficznym językiem. Rzeczy skomplikowane tłumaczą w przyjazny dla Czytelnika sposób.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 205

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (15 ocen)
10
1
2
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
terwac

Nie oderwiesz się od lektury

Wciąga i wiele tłumaczy w odniesieniu do ludzkich zachowań. Bardzo polecam.
00

Popularność




Homo Politicus Sapiens
Copyright © 2020 by Marek Migalski, Marek Kaczmarzyk (under exclusive license to Wydawnictwo Sonia Draga) Copyright © 2020 for the Polish edition by Wydawnictwo Sonia Draga
Grafika na okładce: Henryk Sawka
Wykonanie okładki: Monika Drobnik-Słocińska / monikaimarcin.com
Redakcja językowa i indeks: Wojciech Górnaś / Redaktornia.com
Korekta: Elżbieta Górnaś / Redaktornia.com, Marta Chmarzyńska
ISBN: 978-83-66512-07-8
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione i wiąże się z sankcjami karnymi.
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórców i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.
Szanujmy cudzą własność i prawo!Polska Izba Książki
Więcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.pl
WYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o.o. ul. Fitelberga 1, 40-588 Katowice tel. 32 782 64 77, fax 32 253 77 28 e-mail: info@soniadraga.plwww.soniadraga.plwww.postfactum.plwww.facebook.com/PostFactumSoniaDragawww.facebook.com/WydawnictwoSoniaDraga
E-wydanie 2020
Konwersja:eLitera s.c.

WSTĘP

OD KILKUDZIESIĘCIU LAT na Zachodzie trwa rewolucja. Rewolucja w naukach biologicznych. Specjaliści z zakresu neurobiologii, kognitywistyki czy prymatologii dokonują odkryć, które w zasadniczy sposób zmieniają nasze postrzeganie ludzi oraz otaczającego nas świata – także świata społecznego. Dzięki coraz bardziej zaawansowanej technologii, jak na przykład funkcjonalny rezonans magnetyczny (fMRI), badają pracę poszczególnych części naszego mózgu i tym sposobem docierają do mechanizmów wpływających na nasze zachowania i postawy. W powstających jak grzyby po deszczu laboratoriach i instytutach badawczych coraz precyzyjniej opisuje się człowieka, jego historię, biologię, emocje nim targające, procesy myślowe.

Polska nauka także bierze udział w tej rewolucji – część badań jest prowadzona w naszym kraju, a polscy naukowcy są albo włączani do międzynarodowych grantów, albo po prostu wyjeżdżają za granicę i tam prowadzą prace badawcze. Nieliczne są jednak w Polsce opracowania łączące neuronauki z politologią. Niniejsza książka ma na celu wypełnienie tej luki.

Obaj jesteśmy wieloletnimi pracownikami Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Jeden z nas pracuje na Wydziale Nauk Przyrodniczych, drugi na Wydziale Nauk Społecznych. Połączyła nas misja zastosowania narzędzi stworzonych przez neuronauki do badania procesów politycznych. Postanowiliśmy przybliżyć polskiemu czytelnikowi konsekwencje, jakie dla uprawiania i opisywania polityki niesie rewolucja w naukach biologicznych.

Jesteśmy przekonani, że implikacje osiągnięć nauk biologicznych są poważne i mogą znacząco zmienić zarówno samą politykę, jak i jej uprawianie oraz dyskurs na jej temat. Tego, co przyniosły w ciągu ostatnich dekad nauki biologiczne, z neurobiologią na czele, nie da się przecenić w procesie lepszego poznawania człowieka i jego społecznych zachowań – w tym także zachowań politycznych. I mowa tu nie tylko o zachowaniach wyborców, ale także o aktywności i sposobach zachowania klasy politycznej oraz mediów i innych graczy na scenie społecznej. Tym przemianom jest poświęcone niniejsze studium.

Zdajemy sobie sprawę z tego, że materia, którą się zajmujemy, nie należy do najłatwiejszych. Dlatego też staramy się pisać o tych sprawach tak prosto, jak to tylko możliwe. Tak właśnie widzimy swoją rolę – o rzeczach trudnych pisać jak najprościej. Mamy nadzieję, że mimo to w książce zachowane zostały walory dyskursu uniwersyteckiego i upraszczając pewne zagadnienia, nie uchybiliśmy jednocześnie prawdzie. Ułatwieniu w odbiorze ma także służyć minisłowniczek umieszczony na końcu – prosimy o zapoznanie się z nim na początku lektury albo o zaglądanie do niego w jej trakcie.

Praca została podzielona na sześć części. W rozdziale pierwszym (Emo-polityka) skupiamy się na emocjach oraz ich roli w procesach politycznych, także w procesach wyborczych. Wyjaśniamy, dlaczego jesteśmy raczej organizmami kierującymi się sferą emocji, a nie ratio, i jakie są tego skutki dla aktywności liderów politycznych oraz – co ważniejsze – wyborców.

Rozdział drugi (Grupolubność) traktuje o ludzkim zamiłowaniu do bycia częścią grupy. Przedstawiciele naszego gatunku chcą przynależeć do większych całości – lubimy to; by zyskać akceptację innych, potrafimy poświęcić wiele z własnego życia, o życiu innych nie wspominając. Ma to swoje polityczne implikacje i o nich także piszemy.

W rozdziale trzecim (My versus oni) wskazujemy na janusowe oblicze opisywanego powyżej fenomenu naszej „grupolubności” – na skłonność do dzielenia świata na „swoich” i „obcych”, „bliskich” i „dalekich”. Nasz altruizm, który czyni z nas część grupy, pozwala na kooperację, poświęcenie dla niej, sąsiaduje bowiem także z wrogością wobec tych, których zidentyfikujemy (lub ktoś zidentyfikuje za nas) jako „obcych”. To współistnienie w nas obu skłonności prowadzi nas jakże często do piekła konfliktów i wojen.

Rozdział czwarty (Infosapiens) opowiada o dystrybucji informacji i o języku jako fenomenach, które uczyniły z nas ludzi i które wyznaczają granice naszej aktywności i zdolności poznawania świata. Polityka od zawsze bazowała na języku oraz informacji, dlatego tak ważne jest to, czego dowiedzieliśmy się o nich w ciągu ostatnich lat dzięki rewolucji w naukach biologicznych.

W rozdziale piątym (Polityka empatii) poddajemy analizie bardzo sympatyczną cechę naszego (i nie tylko naszego) gatunku: empatię. Pokazujemy, skąd się u nas wzięła, jaki ma na nas wpływ i jak kształtuje życie społeczne, ze szczególnym uwzględnieniem życia politycznego.

Wreszcie w ostatnim rozdziale, szóstym (Memokracja), skupiamy się na memetyce oraz na tym, co jej odkrycia mówią nam o świecie, w którym duża część naszych aktywności odbywa się w internecie. Wyjaśniamy popularność fake newsów, postprawdy i... Donalda Trumpa.

Na koniec staramy się podsumować nasze rozważania i przedstawić pewne ogólne wnioski.

Mamy nadzieję, że lektura tego, niedługiego przecież, dziełka wyjdzie czytelnikom na zdrowie, że lepiej zrozumieją człowieka, politykę i procesy społeczne, ale także siebie samych i swoich bliskich. Książka ma charakter rozprawy naukowej, może służyć jako podręcznik akademicki, ale bardzo nam zależało, by odgrywała rolę pozycji popularnonaukowej. By swoim tytułem, treścią i formą nie odstraszała przeciętnego polskiego inteligenta. Naszą ambicją jest bowiem przyczynienie się do tego, by rewolucja biologiczna, z którą mamy do czynienia od kilkudziesięciu lat, przynosiła ludzkim społecznościom korzyści – także w poznawaniu samych siebie. To zaś oznacza, że jej rezultaty powinny być wyjaśniane przedstawicielom naszego gatunku, oczywiście tym, którzy tego chcą i którzy – by to osiągnąć – zadają sobie trud czytania książek. Oby decyzja tych spośród nich, którzy sięgnęli po nasze opracowanie, nie okazała się zła. W takiej właśnie nadziei zapraszamy do lektury.

EMO-POLITYKA

DWA SPOSOBY WIDZENIA świata – racjonalny i emocjonalny – są w tradycji europejskiej postrzegane jako oczywiste alternatywy. Na otaczającą nas rzeczywistość możemy patrzeć, szukając w niej porządku i praw, które następnie stosujemy do planowania i przewidywania przyszłych zdarzeń, albo możemy poddać się biegowi wydarzeń, niesieni na falach wzbierających w nas emocji, bezwolni i odczłowieczeni.

U podstaw takiego myślenia leży kartezjański dualizm, przekonanie, że to, czym jesteśmy, dzieli się na ciało i niezależnego ducha, samodzielny ośrodek naszej aktywności psychicznej, swoistego świadomego operatora organicznej maszynerii naszych ciał. Według dualistycznej koncepcji to właśnie duch jest prawdziwym człowiekiem. Zajmuje swoje miejsce w mózgu i dzięki zmysłom obserwuje świat na skomplikowanym, wielozmysłowym „ekranie”. Na podstawie danych pochodzących z tej projekcji podejmuje decyzje i wydaje komendy. Sam w sobie duch jest wolny od ograniczeń naszej biologii. To bardzo wygodny model. Niezależny obserwator i jego logiczne wybory są optymalne i tylko od warunków, w jakich pracuje cała reszta, zależy, w jakim stopniu lęki, podniecenie seksualne, preferencje kulinarne i cała reszta „bioszumu” pozwolą mu na zarządzanie we właściwy dla niego racjonalny sposób.

Nasz operator jest właścicielem biologicznego pojazdu, który powstał specjalnie dla niego zgodnie z precyzyjnym planem zawartym w DNA. On sam jednak nie jest integralną częścią tego programu. Pozostaje użytkownikiem spersonalizowanej biologicznej maszyny.

Jest on także właścicielem zdolności językowych. To operator włada słowami i ich logicznym układem niosącym właściwe zbiory znaczeń. W taki właśnie sposób opisuje świat sobie i innym, zamkniętym w podobnych wehikułach operatorom. Mówi im na przykład: widzę świat dzięki moim oczom, posiadam też nogi, serce, wątrobę i oczywiście mam mózg.

Nauki biologiczne zaprzeczyły takiemu obrazowi. Dowiodły, że my, ludzie, nie mamy mózgów, my jesteśmy mózgami. Pozornie niewielka różnica w obu sformułowaniach tak naprawdę zmienia wszystko. Dzięki temu znika pozorny dualizm i chociaż niekoniecznie znika „duch w maszynie”, to jednak staje się on jedną z jej funkcji[1].

W takich warunkach nasze pytanie: „Rozum czy emocje?” staje się pytaniem niewłaściwie zadanym, a dla racjonalnego i emocjonalnego podłoża naszych działań musimy szukać nowego uzasadnienia.

Sytuacja ta nieco przypomina pytanie od wieków nurtujące rodziców, wychowawców i pedagogów. Przyjęta przez nich rola polegająca na kształtowaniu kompetencji młodych ludzi w nieunikniony sposób prowadzi do dylematu: geny czy wychowanie? Co jest dominującym zbiorem czynników wpływających na ostateczne możliwości człowieka? Czy te czynniki tkwią w genotypie, czy w środowisku? Badania wskazują jednoznacznie, że nie sposób określić granic znaczenia obu grup czynników. Od samego początku istnienia organizmu informacja zawarta w jego genach jest realizowana w określonych warunkach środowiska zewnętrznego (i dzięki nim), a one wpływają z kolei na sposób ekspresji genów. Można jedynie stawiać pytanie, w jakim stopniu, w danym przypadku i w określonym czasie znaczenie mają oba rodzaje czynników.

Wszystko wskazuje na to, że nauki biologiczne, w tym przede wszystkim te z zakresu neuronauk, proponują obecnie podobną odpowiedź na pytanie o granice racjonalnego postrzegania świata. Nasze wybory, sądy o świecie, przekonania i gusty, a także wynikające z nich zachowania, mają u podstaw bardzo złożone, wielowymiarowe aktywności ośrodkowego układu nerwowego.

Świadome ja nie jest izolowanym bytem, powstaje jako efekt skomplikowanej aktywności mózgu, a ten z kolei jest maszynerią przystosowaną do prawidłowych, adekwatnych reakcji na problemy otoczenia.

Nie wiemy dokładnie, w jaki sposób nasz mózg tworzy umysł, ale neuronauki zbliżają się stopniowo do wyjaśnienia tego fenomenu. Nasze wrażenie niezależności jest tak silne, że prowadzi w stronę jeszcze jednego nieporozumienia, które staje się podstawą marzeń o całkowicie racjonalnym obrazie świata. Najwyraźniej widać je, kiedy staramy się postawić granice pomiędzy tym, co obiektywnie istniejące w fizycznej przestrzeni, a tym, co mentalne. Obserwacja, pomiar, procedury badawcze wydają się gwarancją jednoznacznego, a więc i racjonalnego opisu rzeczywistości. Rzecz w tym, że – jak pisze Chris Frith, jeden z pionierów zastosowań technik obrazowania mózgu w badaniach aktywności umysłowej:

[...] związek naszego mózgu z fizycznym światem przedmiotów nie jest bardziej bezpośredni niż jego związek z umysłowym światem pojęć i idei. Ukrywając przed samym sobą wszystkie nieświadome operacje, mózg tworzy iluzję, że mamy bezpośredni kontakt z przedmiotami w fizycznym świecie. Jednocześnie tworzy kolejne złudzenie, że nasz świat umysłowy jest czymś odrębnym i prywatnym. Za sprawą tych dwóch złudzeń doświadczamy samych siebie jako niezależnych sprawców działających w świecie[2].

Poszczególne cechy świata zewnętrznego mają swoje reprezentacje w mózgu, to fakt. Oznacza to, że obserwując na przykład przedmioty w kolorze zielonym, nasze mózgi uaktywniają określone zespoły neuronów. Ich aktywność jest reprezentacją zieleni. Będzie ona w określony sposób wpływać na aktualny stan naszego mózgu i ten właśnie stan będzie naszym prywatnym, świadomym spostrzeżeniem zieleni. Stan taki nie zachodzi w mózgu jako izolowany proces, mają na niego wpływ setki innych procesów zachodzących na różnych piętrach tej bardzo złożonej struktury. Suma reprezentacji osadzona w aktualnym stanie samego narządu będzie dla człowieka świadomym modelem obserwowanej zieleni – zielenią w umyśle.

Nie istnieje zbiór izolowanych aktów, spośród których niezależny obserwator może wybierać. Aktualny stan świadomości jest funkcją systemu złożonego z takich właśnie aktów.

Przeważająca część procesów zachodzących w mózgach zwierząt (a więc i ludzi oczywiście) ma swoje źródło nie w informacji docierającej do nas z zewnątrz, tylko w wewnętrznej aktywności poszczególnych struktur. Już na podstawie porównania dwóch grup systemów – tych umożliwiających odbiór informacji z naszych zmysłów i tych, które zapewniają komunikację wewnętrzną – widać druzgocącą przewagę tych drugich. Na jedno włókno nerwowe biegnące z receptorów do ośrodkowego układu nerwowego przypada dziesięć milionów włókien łączących poszczególne obszary wewnątrz mózgu. Może to znaczyć, że wytwarzana przez mózg pozornie niezależna i obiektywna wizja zewnętrznego świata jest modelem, zbiorem lokalnych zależności pomiędzy neuronalnymi reprezentacjami określonych cech środowiska, poddanych interpretacji przez system, którego bieżący stan wewnętrzny decyduje o jakości tego modelu[3].

Racjonalne postrzeganie rzeczywistości jest w zasadzie jedną z wielu możliwości interpretacyjnych, jedną z wielu odpowiedzi naszych mózgów na problemy stawiane przez środowisko. Nigdy nie jest jednak całkowicie niezależne od pozostałych rozwiązań równoległych. Reakcje racjonalne i emocjonalne (w tym decyzje podejmowane przez ludzi) są zależnymi od siebie, biegnącymi równolegle stanami tej samej struktury. O rozdzieleniu ich po prostu nie może być mowy. Próby dokonania tego można porównać do prób oddzielenia pomarańczy i jej zapachu i potraktowania tego drugiego jako nadrzędnej jakości branej pod uwagę w czasie spożywania owocowego deseru. Podobnie jak samochód w kolorze czerwonym nie może być postrzegany jedynie jako czerwień samochodu, tak racjonalny umysł nie istnieje bez emocjonalnej reszty. Uśmiechy niezależne od kotów są możliwe jedynie w Krainie Czarów i w świecie fizyki kwantowej oczywiście.

Jedną z najbardziej podstawowych potrzeb człowieka (i innych zwierząt) jest poczucie bezpieczeństwa. Jego brak wywołuje niepokój i wiele reakcji, których uogólniony efekt można określić mianem stresu. Brak poczucia bezpieczeństwa jest więc stresorem. Najwyższy poziom w hierarchii stanów, do jakich zdolne są nasze mózgi, zajmuje świadomość. To dosyć świeże osiągnięcie procesu ewolucji, które pozwala na znaczne rozszerzenie zdolności przystosowawczych naszego gatunku (i w ograniczonym stopniu zapewne także innych zwierząt). Sam fenomen świadomości wciąż wymyka się jednoznacznemu opisowi i choć napisano na jej temat wiele książek, jednoznaczna definicja jest poza naszym zasięgiem[4]. Bez wątpienia świadomość zapewnia nam możliwość reagowania na duże zbiory bodźców, które dodatkowo możemy kumulować, przetwarzać i reagować na ich sumy ze znacznym nawet odroczeniem. Możemy wspominać, planować i dostrzegać regularności. To właśnie ta ostatnia umiejętność naszych mózgów nieźle nadaje się do zapewniania poczucia bezpieczeństwa.

Racjonalne postrzeganie świata odwołuje się do kompetencji związanych z rozpoznawaniem związków przyczynowo-skutkowych, regularnych wzorców, powtarzających się zdarzeń. Analiza zbioru danych przetwarzanych w danej chwili przez nasze mózgi pozwala ustalić regularności, które następnie służą do określania cech modelu zewnętrznego świata i przewidywania zachodzących w nim zmian. Dzięki temu możemy planować reakcje na przyszłe zmiany w środowisku. To z kolei zapewnia poczucie bezpieczeństwa. Racjonalizm to wiara w poprawność rozpoznanych reguł.

Warto jednak podkreślić, że sam proces ustalania reguł nie jest niezależny od innych stanów systemu, w którym zachodzi. Jest też oczywiście podporządkowany wcześniejszym doświadczeniom, a biorąc pod uwagę przewagę aktywności wewnętrznej mózgu nad zewnętrznymi źródłami informacji, można założyć, że te wcześniejsze stany będą miały decydujące znaczenie. Poza tym poczucie bezpieczeństwa i przyjemność, które czerpiemy z ustalania reguł, wraz z motywacją i poczuciem sprawstwa, to emocje, a ich wpływ na sposób poszukiwania reguł będzie zapewne wysoki.

Z poszukiwaniem reguł wiąże się jeszcze jedno ograniczenie. Bez względu na to, jak bardzo sprawny w przetwarzaniu informacji jest system, zawsze będzie miał problem z większą ilością danych. W nieskończonym strumieniu informacji nie sposób zauważyć jakiekolwiek wzory i regularności. A świat, jaki znamy, jest właśnie takim strumieniem danych. Nasze poczucie bezpieczeństwa zależne od ustalonych regularności wymaga ograniczenia strumienia do takiej ilości informacji, którą system będzie zdolny przetworzyć w danej jednostce czasu. Stąd zapewne znana neurobiologom zasada selekcji informacji na różnych piętrach jej przesyłania[5].

Najlepiej poznanym szlakiem percepcyjnym jest ten dotyczący wrażeń wzrokowych. Ogół struktur receptywnych oraz ośrodków w mózgu zaangażowanych w widzenie nazywa się czasem „mózgiem wzrokowym”. Składa się on z różnych podsystemów, poczynając od komórek siatkówki, poprzez jądra wzgórza, wzgórki czworacze górne, leżące w śródmózgowiu, aż po pierwszorzędową korę wzrokową płatów potylicznych obu półkul mózgu. Na każdym poziomie przetwarzania informacja podlega selekcji. Systemy decydują, jaka część informacji zostanie uznana za kluczową w procesie tworzenia ostatecznego modelu świata (w tym przypadku: subiektywnego obrazu). Większość informacji zostaje uznana za szum i odrzucona. Nie jest to jednak proces przypadkowy. Poszczególne części szlaku wzrokowego mają połączenia z wyższymi piętrami systemu, w tym z korą mózgu, i to sygnały zwrotne (projekcje zwrotne) z tych, wyżej leżących części decydują o selekcji[6]. Innymi słowy: mózg sam sobie mówi, co należy uznać za istotne. Wydaje się, że jedynym sensownym podłożem takiej selekcji są wcześniejsze doświadczenia systemu. Mózg wzrokowy tworzy więc sobie obraz świata głównie na podstawie znanych mu wcześniejszych jego obrazów. Biorąc pod uwagę liczbę połączeń w wyższych partiach oraz to, że włókien projekcji zwrotnych (biegnących od wyższych poziomów w kierunku niższych, a więc tych służących modyfikacjom sygnału) jest znacznie więcej niż włókien szlaków wstępujących (przebiegających „w górę”), dochodzimy do wniosku, że przeszłość ma w tym procesie większe znaczenie niż teraźniejszość. Dzięki tej selekcji strumień danych zostaje ograniczony do bezpiecznego poziomu, co w tym przypadku oznacza pakiet możliwy do przetworzenia w dostępnym czasie.

Wszystkie te procesy nie mają nic wspólnego z naszą świadomością, ale w jakimś stopniu przypominają jej działanie. Nasza porządkująca świat świadomość także ma ograniczoną wydajność i także potrzebuje ochrony przed nadmiarem informacji. Procesem odpowiedzialnym za to jest swoisty bufor przechowujący i na bieżąco przetwarzający informacje. Jego pojemność jest niewielka, klasyczne badania mówią o 7 +/– 2 obiektach, które możemy jednocześnie przetwarzać[7]. Mowa tu o pamięci roboczej (working memory) określanej kiedyś jako pamięć krótkotrwała, choć na obecnym etapie badań znacznie lepiej pasującym do niej terminem jest „pamięć operacyjna”. Wartości bitowe tego, co może znajdować się w danym czasie w pamięci roboczej, oscylują w granicach trzydziestu bitów[8]. To bardzo mało, istotnie. Wygląda jednak na to, że mniej więcej tyle właśnie mamy. Oznacza to, że w jakimś stopniu świadoma analiza informacji dotyczy ułamka wszystkich, których przetwarzanie odbywa się w danej chwili. Tyle tylko, że na stan struktury, która jest podłożem owego przetwarzania, mogą mieć wpływ także informacje analizowane poza udziałem świadomości. Nie da się oddzielić podłoża od świadomej powierzchni.

Regularności zapewniają poczucie bezpieczeństwa, a nasze możliwości bieżącego przetwarzania są bardzo ograniczone. Jeśli więc pomyślimy o źródłach naszej wiedzy na temat świata i o społecznym charakterze naszego gatunku, automatycznie pojawia się drugi człowiek. Nasza ewolucyjna przeszłość zapewniła nam tak duże możliwości głównie dlatego, że dobór naturalny zachodził w warunkach ścisłych związków z innymi ludźmi. Drugi człowiek jest dla nas najbardziej interesującym i wiarygodnym źródłem informacji o świecie. Jeśli komunikaty pochodzące z tego źródła będą wskazywały na wydajny sposób porządkowania świata, zostaną uznane za bardzo wartościowe, ponieważ wyręczają w tym nasz mózg. Nasza wrażliwość na twierdzenia innych zyskuje z tej perspektywy głębszy sens. Pojawia się powód silnej presji selekcyjnej na sprawność przekazu informacji i jednoczesny wzrost wielkości i złożoności systemu pozwalającego na ich wykorzystanie.

Korzystanie z efektów analizy informacji pochodzących od innych ludzi okazało się pomocne w trakcie ewolucji naszego gatunku. Robimy to więc chętnie i często. Ludzie, którzy mają dobry pomysł na życie, są w cenie. Sam proponowany przez kogoś pomysł wcale zresztą nie musi być dobry. Wystarczy, że człowiek, który go proponuje, przekona nas do niego. Mamy skłonność do pozwalania, by ktoś inny wyręczał nas w myśleniu.

Co to jednak oznacza? Propozycja złożona przez lidera, przyjęta przez kilku związanych z nim ludzi, staje się bardzo atrakcyjna dla reszty. Istnieją wbudowane w nasze mózgi mechanizmy ułatwiające takie protezowanie samodzielnej analizy. Mogą one nie najlepiej świadczyć o naszej samodzielności intelektualnej, były jednak przystosowawczo korzystne dla naszych przodków.

Atrakcyjność proponowanych rozwiązań nie zależy wyłącznie od ich poprawności. W takim przypadku ludzie byliby znacznie bardziej skłonni do niedowierzania innym. Jak już pisaliśmy, poczucie bezpieczeństwa to głównie emocje. Odwołanie się do głębszych poziomów przetwarzania będzie więc skuteczniejsze niż mozolne wskazywanie na praktyczne czy logiczne efekty wdrażania proponowanych pomysłów.

W przypadku odwołania się do emocji, które reprezentują podświadome poziomy przetwarzania, wykonanie zadania jest nie tylko szybsze i łatwiejsze, ale także angażuje większe obszary systemu.

Nasze emocje są wynikiem reakcji systemu na docierające bodźce. Racjonalny poziom świadomego funkcjonowania nie jest i nie może być od nich niezależny. Wiele badań wskazuje na to, że źródła naszych wyborów leżą głęboko i nawet wtedy, kiedy dokonujemy tych wyborów świadomie, nie są one zależne jedynie od tych obszarów naszych mózgów, które stanowią materialne podłoże świadomości.

Warto w tym miejscu zadać sobie jeszcze jedno pytanie. Jeśli propozycja rozwiązania problemu stawianego przez otoczenie ma być atrakcyjna dzięki odwołaniu się do emocjonalnego podłoża, to jakich emocji dotyczy to wsparcie? Czy skuteczne jest wywoływanie euforii, czy strachu, a może jeszcze innych emocji?

Z ewolucyjnej perspektywy nasze mózgi przetrwały, ponieważ były sprawne w reakcjach na zagrożenia. Żyjemy dzisiaj w najbardziej bezpiecznym ze światów, jakie człowiek miał do dyspozycji, jednak jako gatunek musieliśmy zazwyczaj stawiać czoło środowisku, w którym czyhało mnóstwo niebezpieczeństw. Nic dziwnego, że reagujemy sprawniej na nagłe zwroty akcji, nowości, to, co nas zaskakuje, i oczywiście to, co stanowi potencjalne zagrożenie. To takie właśnie informacje przykuwają naszą uwagę. Widać to wyraźnie po zawartości serwisów informacyjnych. Media zajmują się sprzedażą informacji. Jak każdy sprzedawca, starają się oferować taki towar, który klienci chętniej kupią. Media są więc pełne wydarzeń tragicznych, zapowiedzi niebezpieczeństw i relacji z przebiegających właśnie na świecie katastrof.

To, co złe w świecie, nie daje jednak poczucia bezpieczeństwa. Dają je natomiast rozwiązania i wyjaśnienia. Najskuteczniejszym sposobem zapewnienia sobie zainteresowania innych będzie więc zwrócenie uwagi na poważny kryzys i propozycja jego zażegnania. Takie zestawienie powinno najlepiej odpowiadać potrzebom ludzkich mózgów. Osoba, która zna sposób na rozwiązanie kryzysu, nieistotne, czy jest on prawdziwy, czy urojony, będzie uważana za nieodzowną, a to z kolei zapewni jej ochronę całej zbiorowości.

W naszym wyjątkowo silnie społecznym gatunku taka informacja oznacza możliwość wpływania na innych, ponieważ ich uwaga – skupiona na jednostce posiadającej tę informację – sama w sobie stanowi dla niej nagrodę. Ludzie, dzięki osiągnięciom kultury, nie muszą już tak bezwarunkowo walczyć o byt. Zaczęła się walka o zachwyt.

Ktoś, kto nie rozumie albo nie docenia biologicznego podłoża ludzkich reakcji, nie będzie nigdy dobrym liderem, wychowawcą czy politykiem. W tym ostatnim przypadku musimy dodatkowo brać poprawkę na skalę struktur społecznych we współczesnym świecie. Nasze relacje społeczne ewoluowały jak każda inna cecha. Środowiskiem, które je kształtowało, były niewielkie grupy koczowników. Składały się z osób dobrze znających się nawzajem, a reguły życia społecznego były spójne i zapewne mocno zrytualizowane. Obecnie funkcjonujemy w ogromnych społeczeństwach, które składają się w większości z ludzi nam obcych. Nasze precyzyjne mechanizmy oceny ich stanów emocjonalnych, które świetnie nam się sprawdzały w małych populacjach, zupełnie sobie nie radzą z nadmiarem bodźców. Zarządzanie emocjami takich zbiorowości jest praktycznie niemożliwe, emocji bowiem nie można ukonkretnić, ponieważ nie poddają się opisowi, nie budzą zaufania. I chociaż stanowią fundament każdego naszego działania, każdego wyboru i każdej decyzji, wolimy myśleć o sobie jako o istotach, które mogą się od wpływu emocji uniezależnić i swoje modele światów oprzeć na dostrzeżonych przez siebie i innych związkach przyczynowo-skutkowych. Czasem udaje nam się nawet przez jakiś czas utrzymać przekonanie, że jest to możliwe i bezpieczne wyjście. Niestety, nie dostrzegając siły i znaczenia własnych emocji, stajemy się wtedy łatwym celem dla tych, którzy potrafią je docenić.

Ustalenia nauk biologicznych w znacznej mierze zmieniły nasze postrzeganie polityki jako takiej, a także zachowań wyborców oraz działań polityków. Umożliwiły nowe odczytanie tych działań i zachowań oraz redefiniowanie, a przynajmniej korektę, naszych dotychczasowych ustaleń na ten temat. Wiedza ta powoli dociera do przedstawicieli nauk społecznych i sprawia, że modyfikują oni swoje poglądy na politykę i zachowania wyborcze, a także na obraz wyborcy i uczestnika życia publicznego. Jak pisze Francis Fukuyama, jeden z najbardziej chyba znanych politologów na świecie:

Ludzie są także z natury istotami tworzącymi normy i do tych norm się dostosowującymi. Tworzą dla siebie samych zasady, które regulują interakcje społeczne i umożliwiają kolektywne działanie grup. Chociaż te zasady można racjonalnie zaprojektować lub wynegocjować, przestrzeganie ich nie jest zazwyczaj zachowaniem opartym na argumentach rozumowych, ale na emocjach, takich jak duma, poczucie winy, gniew i wstyd[9].

W podobnym stylu pisze najsłynniejszy i najbardziej wpływowy dziś przedstawiciel nauk społecznych, izraelski historyk, Yuval Noah Harari:

[...] behawioralni ekonomiści i ewolucyjni psychologowie dowiedli, że większość podejmowanych przez ludzi decyzji opiera się na reakcjach emocjonalnych i skrótach heurystycznych, nie zaś na racjonalnej analizie, a choć nasze emocje i heurystyki nadawały się być może do tego, by radzić sobie z wymogami życia w epoce kamienia, to jednak w epoce krzemu są żałośnie niewystarczające[10].

Dziś, gdy dzięki naukom biologicznym widzimy, jak wielką rolę odgrywają emocje w naszym życiu społecznym, nie sposób już akceptować wcześniejszych naszych mniemań na temat rządzących nim reguł. Na przykład bardzo trudno byłoby nadal upierać się przy postrzeganiu wyborcy jako racjonalnej jednostki, rozumowo analizującej programy poszczególnych partii politycznych, a potem – na podstawie owej analizy – podejmującej decyzje wyborcze. Teoria racjonalnego wyboru, zapożyczona z nauk ekonomicznych i tak długo nam towarzysząca w dziele badania zachowań wyborczych, musi odejść do lamusa, w bardzo małym stopniu bowiem odzwierciedla prawdziwe procesy poznawcze w umyśle człowieka. Trudno obecnie utrzymać wiarę w to, że wyborca naprawdę dokonuje analizy danych, programów wyborczych, oczekiwanych dla siebie korzyści z zagłosowania na tę czy inną partię, a dopiero następnie podejmuje decyzję, na kogo odda głos. Dziś już wiemy, że tego typu procesy decyzyjne dokonują się na innych poziomach i rządzą się innymi regułami. Jak pisze Drew Westen: „Mózg polityczny jest mózgiem emocjonalnym, a nie beznamiętną maszyną liczącą, która obiektywnie analizuje fakty, liczby i programy polityczne, by podjąć racjonalną decyzję”[11]. Co więcej, wiemy także, iż świadome działanie naszego mózgu jest najczęściej wtórne wobec wcześniej podjętych emocjonalnych decyzji – najpierw bowiem odczuwamy, a potem dopiero racjonalizujemy nasze instynktowne wybory. Jak pisze Steven Pinker:

Ludzie miewają natychmiastowe, instynktowne odczucia, na których opierają się ich silne przekonania moralne. Dopiero potem rozpaczliwie szukają uzasadnienia dla owych przekonań, mających niewiele wspólnego z sądami moralnymi, które można by wyjaśnić innym w kategoriach ich wpływu na szczęście i cierpienie. Wywodzą się one z neurobiologicznej i ewolucyjnej konstrukcji narządów, które nazywamy emocjami moralnymi[12].

Polityk, który rozumie ten mechanizm, ma przewagę nad konkurentami. Bo może odwołać się bezpośrednio do emocji wyborców i liczyć na to, że ich decyzje – zaraz po „instynktownym” podjęciu – zostaną zracjonalizowane i uzasadnione na poziomie już nie emocji, ale przemyślanych argumentów.

Elektorat żąda od swych reprezentantów uporządkowania świata. Każdemu z nas wydaje się on chaosem, ciągłą, niezrozumiałą falą bezsensownych, a czasem nawet groźnych wydarzeń. W zalewie informacji, faktów, tragedii i innych zdarzeń szukamy jakiegoś elementu porządkującego, wyjaśniającego. Emocje podpowiadają nam, że świat na zewnątrz jest niebezpieczny i niezrozumiały, dlatego właśnie nasz umysł stara się selekcjonować dopływające do niego artefakty, memy, bity informacji i w jakiś sposób je uporządkować. Odbywa się to nawet na poziomie przed- i podświadomym, ponieważ do naszego umysłu dopływają jedynie niektóre z bodźców zarejestrowanych przez zmysły. Zatem już na etapie wstępnej rejestracji świata zewnętrznego nasz mózg „porządkuje” dopływające spostrzeżenia. Część „zbędnych” informacji zostaje zablokowana już na wstępnym etapie przez wyspecjalizowane do tego obszary naszego mózgu. Dzieje się tak w wyniku procesu ewolucji, który przez miliony lat pozbywał się zbędnych umiejętności, a wyostrzał te konieczne. Porządkowanie świata zewnętrznego należało na pewno do tych ostatnich.

Dlatego