8,54 zł
Lew Nikołajewicz Tołstoj. Лев Николаевич Толстой. Gracz. Zapiski kelnera. Записки маркёра. Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i rosyjskiej. Nowela obyczajowa rosyjskiego mistrza pióra. Fragmenty: „Było to między drugą a trzecią. Grało wielu panów: książę pan z wielkim wąsem, mały oficer huzarów, aktor Oliver; było moc ludzi. Książę grał z panem z wielkim wąsem. Obchodzę bilard i liczę: dziesięć i czterdzieści osiem, dwanaście i czterdzieści osiem. Jest to moim zawodem. Nie wzięło się nic do ust i nie spało od dwóch nocy - a wciąż liczy się punkty i wyjmuje bile z wklęsłości. Wtem spostrzegam: do sali wszedł nowy gość, rozglądnął się i usiadł na kanapie. Dobrze. Myślę sobie: kto to może być? To znaczy: do jakiej należy sorty? Ubrany jest przyzwoicie. Ma nowiusieńkie ubranie: spodnie w kratki, modny krótki surducik, kamizelkę pluszową; nosi złoty łańcuszek, a na nim moc wisiorków. Wygląd ma też bardzo przyzwoity: jest wysoki, smukły, włosy ma z przodu modnie ufryzowane - słowem, przystojny młodzik. (…) Gdy partner księcia poszedł, zwrócił się książę do obcego pana: - Czy nie chciałby pan ze mną zagrać? - Z przyjemnością - odparł obcy pan....
Так часу в третьем было дело. Играли господа: гость большой (так его наши прозвали), князь был (что с ним все ездит), усатый барин тоже был, гусар маленький, Оливер, что в актерах был, Пан были. Народу было порядочно. Гость большой с князем играли. Только вот я себе с машинкой круг бильярда похаживаю, считаю: девять и сорок восемь, двенадцать и сорок восемь. Известно, наше дело маркёрское: у тебя еще во рту куска не было, и не спал-то ты две ночи, а все знай покрикивай да шары вынимай. Считаю себе, смотрю: новый барин какой-то в дверь вошел, посмотрел, да и сел на диванчик. Хорошо. «Кто, мол, это такой будет? из каких то есть»,– думаю про себя. – Не на щепки,– говорит,– играют, а на деньги. Уж этот пуще всех меня донимает. Ну, хорошо. Только князь и говорит новому барину-то, как большой ушел: – Не угодно ли,– говорит,– со мной сыграть? – С удовольствием, – говорит.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 47
Lew Nikołajewicz Tołstoj Лев Николаевич Толстой
Gracz. Zapiski kelnera Записки маркёра
tekst - текст: polski/русский
przekład anonimowy
Armoryka Sandomierz
Projekt okładki: Juliusz Susak
Jean Béraud (1849–1935), Le Billard (1618-1620),
(licencja public domain), źródło: http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Jean_Béraud_Le_Billard.jpg (This file has been identified as being free of known restrictions under copyright law, including all related and neighboring rights).
Tekst na podstawie edycji: polskiej: Lew Tołstoj, Gracz. Z zapisków kelnera, Bibljoteka Dzieł Wyborowych, Warszawa 1926, rosyjskiej: Лев Николаевич Толстой, Рассказы, «Современник», том XLIX, № 1, с. 9—26, Санкт-Петербург 1855,
Copyright © 2014 by Wydawnictwo „Armoryka”
Wydawnictwo ARMORYKA
ul. Krucza 16
27-600 Sandomierz
tel +48 15 833 21 41
e-mail:[email protected]
http://www.armoryka.pl/
Było to między drugą a trzecią. Grało wielu panów: książę pan z wielkim wąsem, mały oficer huzarów, aktor Oliver; było moc ludzi.
Książę grał z panem z wielkim wąsem. Obchodzę bilard i liczę: dziesięć i czterdzieści osiem, dwanaście i czterdzieści osiem. Jest to moim zawodem. Nie wzięło się nic do ust i nie spało od dwóch nocy – a wciąż liczy się punkty i wyjmuje bile z wklęsłości.
Wtem spostrzegam: do sali wszedł nowy gość, rozglądnął się i usiadł na kanapie. Dobrze.
Myślę sobie: kto to może być? To znaczy: do jakiej należy sorty?
Ubrany jest przyzwoicie. Ma nowiusieńkie ubranie: spodnie w kratki, modny krótki surducik, kamizelkę pluszową; nosi złoty łańcuszek, a na nim moc wisiorków.
Wygląd ma też bardzo przyzwoity: jest wysoki, smukły, włosy ma z przodu modnie ufryzowane – słowem, przystojny młodzik.
Zawód nasz, jak wiadomo, ma to do siebie, że poznaje się różnych ludzi. Najwytworniejszych i dranciwych. Gdy się więc jest kelnerem, trzeba się stosować do każdego z gości z osobna. Oczywiście, jeśli się nie jest głupim.
Przypatruję się temu panu i widzę: siedzi cicho, nie zna nikogo i ma zupełnie nowe ubranie; myślę sobie: jest to albo cudzoziemiec, Anglik, albo podróżujący hrabia. Obok niego siedział aktor Oliver; ustąpił mu nieco miejsca na kanapie.
Partja skończyła się; pan z wielkim wąsem przegrał. Krzyknął do mnie:
– Wciąż cyganisz! – Mówi: – Nie liczysz porządzie, wciąż się oglądasz na wszystkie strony.
Cisnął kij bilardowy w kąt i poszedł. Tak, oho, co za ptaszek! Wieczorem gra z księciem, każda partja o 50 rubli srebrnych, a teraz przegrał flaszkę wina i irytuje się. Taki podlec! Kiedy indziej gra z księciem do drugiej, a gdy żaden z nich nie chowa po grze pieniędzy do portfelu, wiem, że ani jeden, ani drugi nie ma przy sobie kopiejki; ale mimo to udają wielkich panów.
Ale jeśli kelner ziewnie lub bili porządnie nie ułoży – człowiek przecież nie jest z kamienia – odrazu się irytują! Mówią: gramy o pieniądze, a nie o guziki.
Ci ludzie zatruwają mi życie.
Gdy partner księcia poszedł, zwrócił się książę do obcego pana:
– Czy nie chciałby pan ze mną zagrać?
– Z przyjemnością – odparł obcy pan.
Póki siedział, miał srogi wygląd; przypominał człowieka, którym straszy się dzieci. Gdy jednak powstał i przystąpił do bilardu, odrazu poznać można było, że czuje się dość niepewnie. Czy nowe ubranie było niewygodne, czy też krępowało go to, że wszyscy nań patrzą – pewność jego znikła. Począł kij nacierać kredą i z rąk mu kreda wypadła. Ilekroć zrobił karambola, rozglądał się dokoła i rumienił. Nie tak grał książę; ten miał ruchy pewne: natarł kredą kij; posypał sobie rękę proszkiem, zsunął w górę rękaw i grał z całem namaszczeniem.
Grali dwie lub trzy partje, nie przypominam sobie więcej; potem książę odłożył kij i rzekł:
– Pozwoli pan, że zapytam, jak się pan nazywa?
– Niechludow – odparł obcy pan.
– Pański ojciec był generałem?
– Tak.
Poczęli mówić po francusku; nie rozumiałem. Zapewne mówili o swych rodzinach.
– Au revoir – rzekł książę – bardzo się cieszę, że pana poznałem”.
Umył sobie ręce i opuścił salę bilardową, udając się do sali jadalnej. Obcy pan pozostał; stał obok bilardu i uderzał kijem o bile.
W naszym zawodzie istnieje, jak wiadomo, zasada: z obcymi im ordynarniej, tem lepiej. Zabrałem bile i odłożyłem je. Zarumienił się i rzekł:
– Czy można jeszcze grać?
– Naturalnie – rzekłem – poto stoi tu bilard, by na nim grano. – I nie patrząc wcale na niego, wziąłem kij i postawiłem go w kąt.
– Czy chcesz ze mną zagrać?
– Naturalnie – odpowiedziałem.
Ustawiłem bile.
– Czy zagramy o podłażenie?
– Co to znaczy – zapytał – grać o podłażenie?
– To tak – rzekłem – jeśli pan przegra, zapłaci pan pół rubla jeśli ja przegram, będę musiał wleść pod bilard i drugą stroną się wydostać.
Począł się śmiać i rzekł:
– A więc zaczynajmy.
– Dobrze – powiadam. – Ile punktów mam zrobić mniej, niż pan?
– Czy grasz gorzej ode mnie?
– Oczywiście – powiadam – u nas z panem mogłoby się zmierzyć tylko niewielu graczy.
Poczęliśmy grać. Był rzeczywiście przekonany, że jest doskonałym graczem. Pozwoliłem mu wygrać pierwszą partję. Przelazłem pod bilardem; stękałem przy tem. Wtedy aktor Oliver i młody huzar podskoczyli ze swych miejsc i zawołali:
– Brawo! Jeszcze jedna partja! Jeszcze nie starł całego prochu pod bilardem!
Przegrałem i