Gra o najwyższą stawkę - Caitlin Crews - ebook

Gra o najwyższą stawkę ebook

Caitlin Crews

3,0

Opis

Annika Schuyler nie znosi aroganckiego Ranieriego Furlana, a on też patrzy na nią z niechęcią. Oboje czują się postawieni pod ścianą, gdy z testamentu ojca Anniki dowiadują się, że jeśli się nie pobiorą, to Annika straci prawo do rodzinnego majątku, a Ranieri – stanowisko prezesa w nowojorskiej firmie Schuylerów. Annika widzi dla siebie tylko jeden ratunek: musi zrobić coś, żeby Ranieri nie chciał się z nią ożenić. Osaczenie go będzie świetnym sposobem, by zapragnął uciec. Zaczyna więc wpadać do niego na ważne spotkania biznesowe, znosić do jego domu kiczowate bibeloty i atakować go swoją rzekomą namiętnością. Jej poczynania odnoszą jednak wręcz odwrotny skutek…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 141

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (2 oceny)
0
0
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Caitlin Crews

Gra o najwyższą stawkę

Tłumaczenie:

Dorota Viwegier-Jóźwiak

Rozdział pierwszy

Annika Schuyler sięgnęła spojrzeniem na drugi koniec wypolerowanego stołu konferencyjnego.

– To niemożliwe – stwierdziła z przekonaniem.

– Pani ojciec wyraził swoją wolę bardzo precyzyjnie – odpowiedział szef kancelarii prawniczej, Stanley Jakiśtam, siedzący po przeciwnej stronie stołu w grupie kilku innych prawników. Wyróżniał się spośród nich miną, która wyrażała współczucie, jakby ten nagły zwrot wydarzeń dotknął go osobiście.

Sądząc po minach reszty zgromadzonych, on i Annika byli jedynymi osobami na sali, które doznały mniejszego lub większego szoku.

– Być może wyraził swoją wolę precyzyjnie, ale czy zgodnie z prawem? – zdołała zasugerować.

Annika próbowała zachować spokój, jednak panika pomieszana z desperacją zdążyła już chwycić ją za gardło. Pozostali przedstawiciele renomowanej kancelarii mającej swoją siedzibę pięćdziesiąt pięter nad ulicami Nowego Jorku wyglądali na bardzo opanowanych. Tak właśnie chciała zaprezentować się dzisiaj, ponieważ czuła, że odczytanie testamentu jej zmarłego ojca nie będzie łatwym przeżyciem. Nie miało znaczenia, że Bennett Schuyler IV pozostawał nieprzytomny na długo przed swoją śmiercią, która nastąpiła z początkiem miesiąca. Przedtem przez cały czas czuło się jego obecność, a teraz nagle go zabrakło.

Przeczuwała, że dzisiejsze spotkanie będzie bolesne. I rzeczywiście takie było, ale Annika nie mogła pozbyć się myśli, że wśród tych wszystkich dopiętych na ostatni guzik prawników ona jedna wygląda jak siedem nieszczęść. Widziała swoje odbicie w lustrzanym blacie stołu i nie mogła się z nim pogodzić.

Myślała, że spokojnie dotrze na umówioną godzinę, idąc spacerkiem z Upper East Side na środkowy Manhattan. Niestety nie doceniła tego, jak niewygodne potrafią być pantofle na wysokim obcasie.

Sytuacja błyskawicznie wymknęła się spod kontroli, w efekcie czego jej włosy były teraz potargane. Nie zdołała ich wygładzić, jadąc windą na górę. Do sali, zamiast długim, miarowym krokiem, weszła, kuśtykając. Na dodatek szczerze wątpiła, czy dezodorant sprostał trudom dzisiejszego dnia: wyjątkowemu jak na wrzesień upałowi, stresowi związanemu z ujawnieniem testamentu ojca i wreszcie – jemu we własnej osobie.

Ranieri Furlan stał odwrócony do wszystkich plecami, z dłońmi splecionymi z tyłu, i spoglądał na miasto u swoich stóp opromienione poświatą zachodzącego słońca. Wyglądał przy tym, rzecz jasna, jak wyjęty z żurnala mody.

Wysoki, z szerokimi barkami, typowy samiec alfa, wzbudzał zachwyt u kobiet i był idolem dla mniej przebojowych mężczyzn.

Zdaniem Anniki nie było nikogo bardziej irytującego od niego. Miała nadzieję, że dziś nareszcie się od niego odetnie, tymczasem…

O, Boże! Nie była w stanie nawet o tym myśleć.

– Pani ojciec nie żąda określonego zachowania – tłumaczył dalej Stanley albo może Stuart? – To byłoby rzeczywiście wątpliwe z prawnego punktu widzenia. Może pani stąd dzisiaj wyjść, nie przejmując się życzeniami ojca w odniesieniu do niewielkiego ułamka jego majątku, ponieważ cała reszta przechodzi na panią. Warunkami są obwarowane tylko dwa składników majątku. Są też przewidziane sankcje, które nastąpią, jeśli określone cele nie zostaną osiągnięte. Jeśli w ciągu trzech miesięcy od daty odczytania testamentu kancelaria stwierdzi, że nie wyszła pani za mąż, Schuyler House zostanie przekazany miastu. Jeśli w ciągu tych samych trzech miesięcy pan Furlan nie ożeni się, utraci stanowisko prezesa Schuyler Corporation. Jeśli nie będą państwo pozostawać ze sobą w związku małżeńskim, przewidziane są dalsze kary. Pani nie będzie mogła pracować w Schuyler House, a pan Furlan otrzyma oficjalną naganę.

Annika naprawdę miała nadzieję, że to tylko lekka histeria, ale kiedy wyobraziła sobie rozmiary czarnej dziury, w którą wepchnął ją ojciec, wiedziała, że nie przesadza. Zażądał, żeby wyszła za mąż, w przeciwnym razie odbierze jej Schuyler House – muzeum, założone w domu dziadków Anniki, pochodzącym z drugiej połowy dziewiętnastego wieku. Było to urocze miejsce, pełne osobliwości, dzieł sztuki i antyków. Annika kochała je od czasów, gdy była dzieckiem. Ukończyła historię sztuki w Wellesley College po to, by poświęcić życie zawodowe rodzinnemu dziedzictwu zgromadzonemu w domu Schuylerów, który znajdował się w dzielnicy Upper East Side.

Była też ostatnią z rodu Schuylerów. Nie założyła własnej rodziny, dlatego muzeum z licznymi portretami przodków, rodzinnymi skarbami i przedmiotami należącymi do jej krewnych, sprawiało, że czuła się odrobinę mniej samotna.

Wracając myślami do teraźniejszości, odczuła całą grozę sytuacji, w jakiej się znalazła. Czekała ją kara pieniężna, jeśli nie zaręczy się w ciągu dwudziestu czterech godzin od momentu odczytania testamentu. Kolejna, jeśli nie zaręczy się z Ranierim. Jeszcze jedna, jeśli po tygodniu nie będzie mieszkać z Ranierim albo innym mężczyzną, z którym się zaręczy. Nie tylko musiała wyjść za mąż w ciągu miesiąca, ale nałożono na nią znaczące kary finansowe z pozostawionych jej przez ojca pieniędzy, jeśli nie będzie pozostawać w związku małżeńskim przez co najmniej rok. Jeśli zaś spełni jedno lub wszystkie postawione jej wymagania, ale będzie winna niepowodzenia któregokolwiek z nich – czy to poprzez zerwanie zaręczyn, wniesienie pozwu rozwodowego czy odmowę zawarcia ślubu – straci Schuyler House. Wobec tych wszystkich sankcji marnym pocieszeniem było to, że dla Ranieriego lub innego szaleńca, którego udałoby się zmusić do oświadczyn w ciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin, co było o tyle nieprawdopodobne, że Annika nie spotykała się z nikim od wieków, był przewidziany odrębny pakiet kar pieniężnych potrącanych z jego wynagrodzenia. Kary te, gdyby Ranieri nie zgodził się poprosić ją o rękę, były nastawione na pozbawienie go przyszłych benefitów. A więc żadnych premii, żadnych udziałów i żadnych prezentów.

Wielkie dzięki, tato, pomyślała Annika ponuro.

– Czy to jest dla pani zrozumiałe? – zapytał Stephen czy jak mu tam było. Tym razem jego miły wyraz twarzy nie podziałał na nią krzepiąco.

– Zrozumiałam wszystko już za pierwszym razem – zapewniła, próbując się uśmiechnąć, co wypadło dość blado. – Po prostu do dziś myślałam, że ojciec mnie kochał.

Słowa te zabrzmiały, jakby była smutna, podczas gdy w rzeczywistości Annika z trudem trzymała w ryzach swój temperament.

Serio, tato, co chciałeś tym wszystkim osiągnąć?

Annika nie patrzyła nawet na Ranieriego, ale jakimś cudem wiedziała, że to był moment, w którym zdecydował się zaakcentować swoją obecność. Stanął tyłem do okna i omiótł spojrzeniem stół konferencyjny oraz uczestników spotkania. Annika z pewnością nie była jedyną osobą, która wzdrygnęła się w zetknięciu z dzikością, którą przywdziewał z taką samą łatwością jak swój garnitur, idealnie dopasowany do barczystej sylwetki.

Ranieri Furlan wywodził się ze starego rodu zamieszkującego północne Włochy. Miał charakterystyczne dla tego regionu ciemne włosy, bursztynowe oczy i słuszny wzrost. Tutaj odstawał od wszystkich pozostałych ludzi, tam zapewne zniknąłby niezauważony w tłumie. Odwiedziła Mediolan raz czy dwa razy i lubiła myśleć, że gdyby spacerowali razem wokół tamtejszej katedry, zgubiłaby go w ciżbie tubylców.

Niestety, wiedziała, że to po prostu nie była prawda. Zjeździła całe północne Włochy i ani razu nie spotkała mężczyzny, który emanowałby taką energią, męską siłą i urodą jak Ranieri. Jakimś cudem udawało mu się elektryzować otoczenie swoją obecnością, a przy tym udawać obojętność. Nie miała pojęcia, jak to robił.

Do Schuyler Corporation Ranieri trafił po zrobieniu licencjatu z ekonomii w Londynie i dyplomu na Harvardzie. Annika chodziła do szkoły średniej, kiedy Ranieri całkowicie oczarował jej ojca, który już wtedy szukał swojego następcy na stanowisku prezesa. Ranieri nie tylko był zmotywowany i skoncentrowany na karierze, jak wszyscy, którzy ubiegali się o prezesurę, chciał także utrzymać rodzinną atmosferę w firmie. Od samego początku wierzył, że rodzinna firma, która z czasem rozwinęła się w potężną korporację, to unikalna wartość, która zapewniała wyjątkowe pozycjonowanie na rynku wśród mnóstwa firm pozbawionych duszy oraz indywidualnego charakteru.

Posługiwał się tym samym językiem co Bennett i tak samo jak on myślał.

Nastoletnia Annika nie była zachwycona intruzem, który mieszał się do rodzinnych spraw, ale ojciec nie dał jej prawa głosu. Po jakimś czasie nawet ona musiała jednak przyznać, że pod rządami Ranieriego Schuyler Corporation przeżywała swoje najlepsze czasy. Zapewnił spółce coraz większe dochody każdego roku, odkąd rozpoczął pracę. Nie zwalniał ani na chwilę, a przy tym udawało mu się zachować wartości, w które tak mocno wierzył ojciec.

Zdawała sobie sprawę, że prasa ekonomiczna rozpływała się w zachwytach nad Ranierim. Ale gazety konkurowały tutaj z każdą wolną kobietą na Manhattanie, a może i w całym Nowym Jorku, której miękły kolana na samo wspomnienie jego imienia. Annika przez wiele lat pełniła funkcję gospodyni w domu ojca, po tym, jak zmarła jej matka. Wielokrotnie towarzyszyła też Ranieriemu podczas różnorakich przyjęć i wydarzeń, gdzie mogła obserwować z bliska jego oddziaływanie na przeciętną elegantkę z Manhattanu.

Materiału z tych obserwacji miała tyle, że mogłaby się z niego doktoryzować.

Bez wątpienia był przystojny, ale w Nowym Jorku było sporo przystojnych mężczyzn. Ranieri wyróżniał się jednak, mając w sobie to coś.

Prawie czarne włosy nosił bardzo krótko przycięte, jakby chciał zahipnotyzować spojrzeniem swoich bursztynowych oczu dowolną grupę ludzi, z jaką przyszło mu się zetknąć. Doskonale wiedział, jak mocno działał na ludzi i bezwzględnie to wykorzystywał. Wydatny, prosty nos i zmysłowe usta wystarczały, by zawrócić w głowie dowolnej kobiecie. Rzadko się uśmiechał, a jeszcze rzadziej śmiał. Chyba że był to krótki śmiech mający na celu onieśmielenie przeciwnika. Nigdy nie wdawał się w rozmowę, która mogłaby zostać uznana za pogaduszki. Był konkretny i po osiągnięciu celu przechodził do realizacji następnego.

A jednak potrafił być czarujący, kiedy miał na to ochotę. W charakterystyczny dla siebie wytworny sposób, koncentrując całą swoją uwagę na nieświadomej niczego ofierze i zmuszając ją do uległości.

W mieście roziskrzonym brokatem i przepychem Ranieri był niczym lśniące ostrze brzytwy, które mimo że wypolerowane na błysk, mogło wyrządzić krzywdę.

Nie wyglądał na całkowicie ucywilizowanego, i chyba o to właśnie chodziło.

Dziś rzucało się to w oczy bardziej niż zazwyczaj.

To było trudne pięć lat. Wypadek samochodowy ojca tamtej zimy zszokował wszystkich, ale najbardziej dotknięci nim byli właśnie Annika i Ranieri. Początkowo wszyscy myśleli, że Bennett Schuyler szybko wróci do zdrowia. Wydawał polecenia z łóżka szpitalnego i wszyscy dostosowali się do nowej rutyny. Nikt nie przypuszczał, że w tydzień po wypadku słynny prezes Schuyler Corporation zapadnie w śpiączkę, by przez następne lata być zawieszonym pomiędzy życiem i śmiercią.

Annika była pewna, że doraźna kuratela Ranieriego, przy której uparł się ojciec, ustanie po jego śmierci, a Ranieri nie będzie się więcej mieszał do jej życia. Przynajmniej zdążyła ukończyć college w czasie, gdy miał miejsce wypadek. Nie była więc aż tak nieporadna, by wymagać stałej opieki Ranieriego. Jego kuratela sprowadzała się w zasadzie do kontrolowania finansów. Wziął też na siebie rolę dyrektora muzeum, o co nikt go nie prosił.

Nie wiesz, czego życzyłby sobie ojciec, jeśli chodzi o muzeum, wykłócała się z nim przez lata.

Ty też nie, odpowiadał Ranieri ze zwykłym sobie uporem.

Annika była absolutnie pewna, że po ujawnieniu testamentu uwolni się wreszcie od tego człowieka. Rzeczywistość okazała się jednak inna.

Ranieri wodził teraz wzrokiem po sali, w której zapadła pełna oczekiwania cisza.

– Proszę nas zostawić samych. – Nie musiał nawet podnosić głosu. Dźwięczny baryton przesycony akcentem brytyjskim i naleciałościami włoskiego, należał do tych, które przyjmowano bez dyskusji.

Prawnicy pozbierali swoje papiery i wynieśli się, zanim do Anniki zdążył dotrzeć sens wydanego polecenia. Zostali sami.

Wyraz twarzy Ranieriego był jej znany. Często obrzucał ją chłodnym spojrzeniem, jakby nie do końca wierzył, że stworzenie, na które patrzył, jest rzeczywiście córką Bennetta Schuylera, znanego w świecie z drygu do interesów i elegancji. Cech, których jego córka najwyraźniej nie odziedziczyła.

Czuła, że zaraz znowu do tego nawiąże. Tylko tego brakowało.

– Wyglądasz fatalnie – powiedział ponurym tonem i oczywiście miał rację, tylko dlaczego musiał jej o tym powiedzieć? – Tak postanowiłaś uczcić pamięć ojca?

– Ojciec kochał mnie taką, jaka jestem – powiedziała buńczucznie. Często starała się brzmieć równie bezpardonowo jak on, ale nigdy jej to nie wychodziło. Miała zbyt śpiewny głos. Nieznośny świergot. Tak kiedyś określił jej styl mówienia. – Nigdy by ode mnie nie żądał spełniania nierealistycznych oczekiwań.

– Jak to nierealistycznych? – przerwał jej jak zwykle. Był gorszy od lodowatego wiatru hulającego zimą po ulicach Nowego Jorku. – Idąc tutaj, spotkałem mnóstwo kobiet i każda z nich najwyraźniej posiadła umiejętność uczesania rano włosów.

Annika zerknęła na swoje odbicie w lustrzanym blacie.

– Uczesałam włosy. Po prostu nie zdążyłam ich uczesać ponownie, tuż przed wejściem na salę. Miałam to zrobić, ale po drodze miałam drobny problem z butami i przyszłam prawie spóźniona. Pomyślałam, że mógłbyś dostać apopleksji, gdybym rzeczywiście się spóźniła, więc jeśli chcesz kogoś winić za stan moich włosów, wiń siebie!

– Przecież i tak się spóźniłaś.

Annika machnęła ręką.

– Pięć minut się nie liczy.

– Raczej dziesięć.

– Tyle czasu czeka się na windę w takich budynkach! – Wzruszyła ramionami. – Wszystko jedno zresztą. Naprawdę nie sądzę, by moje włosy były w tej chwili największym problemem.

Istotnie, mogła wymienić znacznie poważniejsze problemy, a pierwszym z nich była głęboka i niczym nieuzasadniona niechęć, jaką Ranieri okazywał jej od samego początku.

Dawniej myślała, że może to jej wymysł. Poznała go, mając szesnaście lat. Wielokrotnie miała okazję go obserwować i zwykle był uprzejmy dla wszystkich, poza nią.

Owszem, można to było zrzucić na karb dziwaczności. Annice zawsze przychodziło z trudem to, nad czym jej rówieśnicy nawet się nie zastanawiali. W co się ubrać, jak się zachowywać, by sprawiać wrażenie o dziesięć lat starszych. Być może matka pomogłaby jej dojść do ładu z tymi wszystkim problemami, niestety zmarła, gdy Annika była mała. Czasami myślała, że pamięta nie tyle matkę, co jej wyobrażenie będące echem opowieści osób, które ją znały.

Być może z tego powodu Annika uważała za sukces, jeśli udało jej się założyć sukienkę na prawą stronę.

Świetnie zorganizowany Ranieri zawsze patrzył na nią, jakby była nastoletnią wersją trąby powietrznej i miała zdolność ścinania budynków aż do fundamentów, gdyby tylko ją spuścić z oka.

Z upływem lat niechęć Ranieriego tylko się pogłębiła. Wiele razy dawał jej do zrozumienia, że przynosi wstyd swojemu nazwisku. Podczas gdy on i ojciec starali się budować renomę nazwiska, Annika wszędzie i we wszystko wprowadzała chaos. Zawsze była nie dość dobra, nieodpowiednio ubrana, roztargniona, niezdarna i, ogólnie rzecz biorąc, specyficzna.

Zanim pojawił się Ranieri, Annika uważała, że taki po prostu był jej urok osobisty. Ojciec często powtarzał, że mama też była żywiołową i nieokiełznaną osobą. W jego ustach nie brzmiało to jak nagana.

Annika nie była też przyzwyczajona do otwarcie wyrażanej antypatii. Może nie wszyscy, których poznała, ją uwielbiali, ale przynajmniej nie mówili, że jej nie lubią. Nie należała do osób, które wzbudzały silne uczucia w innych. Pogodziła się z tym.

Jedynie Ranieri dał jej do zrozumienia nie tylko, że jej nie lubi, ale że wręcz uważa ją za odpychającą pod każdym względem. Dobra wiadomość była taka, że od dawna się tym nie przejmowała.

– Chcę dostać Schuyler House. Ty, jak rozumiem, nadal zamierzasz być prezesem? – powiedziała, posyłając w jego stronę uprzejmy uśmiech. Wszystko inne uznałby za słabość. Nie mogła sobie na to pozwolić. – To jak? Bierzemy ten ślub? – spytała.

Patrzył na nią, jakby zaproponowała coś zupełnie niestosownego.

– Ślub? – powtórzył.

Ponieważ pomysł już zaświtał w jej głowie, postanowiła pociągnąć go dalej.

– To idealne rozwiązanie – stwierdziła beztrosko.

Ranieri nadal stał u szczytu stołu, więc postanowiła rozsiąść się wygodniej, by nie wyglądać przy nim uczennica wezwana na dywanik do gabinetu dyrektora.

– Nie jestem pewna, dlaczego ojciec postanowił w ostatnich dniach życia zabawić się w swatkę, ale wiem, że możemy spełnić jego wolę, bez zbytniego komplikowania sobie życia. Weźmiemy ślub, a reszta załatwi się sama. Zamieszkanie pod wspólnym dachem nie będzie problemem. Wiem, że masz swój apartament. Jest też nasza kamienica rodzinna. Są wystarczająco duże, by każde z nas mogło prowadzić w nich własne życie. Po roku się rozstaniemy i każde z nas dostanie to, czego pragnie.

Spojrzała znów w dół i zobaczyła swój zwycięski uśmiech.

Ranieri nawet nie drgnął. Wyglądał jak jeden z głazów w Stonehenge, tyle że w oczach Anniki był zdecydowanie mniejszą atrakcją.

– A jak ten twój plan będzie wyglądał dla kogoś z zewnątrz? – zapytał.

Patrzyła na niego, nie do końca rozumiejąc, co chce przez to powiedzieć.

– Co za różnica? – spytała, wzruszając ramionami.

Usta Ranieriego zacisnęły się w wąską kreskę.

– Dla ciebie pewnie żadna – stwierdził kpiąco. – Co zupełnie mnie nie dziwi, ale ja muszę dbać o swoją reputację, Anniko. Nie mogę gnać na oślep przez życie, nie zważając na nikogo ani na nic. Moje działania będą miały wpływ na Schuyler Corporation.

Umilkł na chwilę, jakby spodziewając się jej reakcji. Ta jednak nie nastąpiła. Annika czekała na litanię wyrzutów, która w takiej chwili zwykle się pojawiała.

– Już sam fakt, że jestem zmuszony do podobnych wygibasów, żeby zabezpieczyć stanowisko, na które dawno temu zasłużyłem, jest obelgą. – Patrzył na nią, jakby to ona była temu wszystkiemu winna. – Już sobie wyobrażam, jakim będę pośmiewiskiem. Nie wiem, czy po czymś takim ktokolwiek będzie mnie traktował serio.

– Przecież nie musimy nikomu mówić, że ślub jest warunkiem postawionym przez ojca. Zresztą i tak nie dbam o to, co ludzie o mnie myślą – powiedziała.

– Widzę właśnie – rzucił zgryźliwie.

Annika była przyzwyczajona do jego docinków, ale ten sprawił, że odrobinę zapiekły ją uszy. Wiedziała też, że jeśli zareaguje, Ranieri znowu będzie mówił, że jest taka emocjonalna.

– Co zresztą rodzi kolejne problemy – dodał. Wydawał się czerpać przyjemność z okazywania Annice swojej wyższości na każdym kroku. – Co prawda można by uwierzyć, że to ty chciałaś za mnie wyjść.

– Chyba tylko zupełnie mnie nie znając – odparła z dumą.

Zignorował ją jak zwykle.

– Każdy uwierzy, że od lat wzdychasz do mnie potajemnie – kontynuował, nie zważając na oburzenie Anniki. W normalnych warunkach pewnie zerwałaby się z fotela i zrobiła awanturę, ale wystarczyło kolejne lodowate spojrzenie, by przygwoździć ją do miejsca. – Obawiam się jednak, że nikt, absolutnie nikt nie uwierzy, że ja mógłbym cię wybrać za żonę.

Wybuchnął śmiechem, jakby myśl była zabawna.

Annika już otworzyła usta, by poradzić mu, żeby w takim razie wziął nogi za pas i uciekał gdzie pieprz rośnie, ale powstrzymała się. Przypomniała sobie bowiem, co ją czeka, jeśli nie wypełni woli ojca.

– Nie bądź śmieszny – powiedziała zamiast tego. – Owszem, twoje dotychczasowe partnerki to przeważnie modelki, ale nikt nie będzie zaskoczony, że ostatecznie wybrałeś normalną kobietę. Mężczyźni tacy jak ty notorycznie żenią się z szarymi myszkami. To wasz sposób dania otoczeniu do zrozumienia, że traktujecie małżeństwo poważnie. To uświęcony tradycją rytuał przemiany dla bezdennie próżnych mężczyzn twojego pokroju.

– Daj spokój, Anniko. Wróć do rzeczywistości. Nie chodzi o to, że jesteś zbyt zwyczajna, a raczej o to, jaki ja jestem. – Potrząsnął głową, jakby nie dowierzał, że musi jej to w ogóle tłumaczyć. – Jestem człowiekiem o wyrafinowanych gustach. Kto przy zdrowych zmysłach nabierze się na to, że dobrowolnie chciałbym się związać z kobietą, która tak niewiele uwagi przywiązuje do swojego wyglądu?

Dłuższą chwilę zajęło jej zrozumienie, że prawdziwą obelgą nie było to, że mówił te wszystkie rzeczy, ale że nie uważał ich za obraźliwe. Dla niego to były fakty, nie opinie.

Annika zorientowała się, że wpatruje się w niego z otwartymi ustami. Zwykle uniósłby brew i zapytał, czy się zacięła, ale dziś nawet nie zauważył jej miny.

– Cała ta historia będzie dęta – mówił dalej, nie zważając na Annikę. – Jeśli nie chcemy, by świat pomyślał, że poślubiłem cię z litości albo upadłem na głowę, musimy wymyślić bardziej wiarygodny powód tego ożenku.

Wiele kosztowało ją, by nie stracić cierpliwości i siedzieć tam dalej z kamienną miną, zamiast kazać mu iść do diabla.

– Upadek na głowę zawsze da się zaaranżować – rzuciła nieostrożnie.

Rozdział drugi

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Tytuł oryginału: Willed to Wed Him

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills &amp Limited, 2022

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

© 2022 by Caitlin Crews

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2024

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN: 978-83-8342-383-8

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek