Gdzie ożywają legendy - Lucy Gordon - ebook

Gdzie ożywają legendy ebook

Lucy Gordon

4,0

Opis

Lysandros Demetriou, przystojny magnat przemysłu stoczniowego, jest obiektem pożądania wielu kobiet. Choć z wieloma się spotyka, z żadną nie wchodzi w głębsze relacje. Tragiczne przeżycia z przeszłości nie pozwalają mu otworzyć serca na miłość. Jednak gdy na przyjęciu weselnym przyjaciela spotyka Petrę, dziewczynę piękną, bystrą i z poczuciem humoru, wyczuwa w niej bratnią duszę. Zaczyna jej ufać, lecz wówczas los stawia ich przed ciężką próbą...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 154

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (34 oceny)
17
6
5
6
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł: oryginału: The Greek Tycoon’s Achilles Heel

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2010

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

Korekta: Lilianna Mieszczańska

© 2010 by Lucy Gordon

© for the Polish edition by Arlekin – Wydawnictwo Harlequin Enterprises sp. z o.o., Warszawa 2012

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Enterprises U B.V.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych lub umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Znak firmowy Wydawnictwa Harlequin i znak serii Harlequin Światowe Życie są zastrzeżone.

Arlekin – Wydawnictwo Harlequin Enterprises sp. z o.o.

00-975 Warszawa, ul. Starościńska IB lokal 24-25

Skład i łamanie: COMPTEXT®, Warszawa

ISBN 978-83-238-761-4

ŚWIATOWE ŻYCIE – 365

Konwersja do formatu EPUB: Virtualo Sp. z o.o.virtualo.eu

PROLOG

Światła „Las Vegas Strip” lśniły jasno pod rozgwieżdżonym niebem. Hotele, kasyna i restauracje tętniły życiem, ale „Palace Athena” zdecydowanie się pośród nich wyróżniał. Od jego otwarcia minęło zaledwie sześć miesięcy, w ciągu których zyskał sławę niekwestionowanego króla lokali. Ukoronowaniem jego chwały był dzisiejszy ślub słynnej aktorki, Estelle Radnor, która tu właśnie postanowiła urządzić przyjęcie weselne. Właściciel „Palace” nie wziął od aktorki żadnych pieniędzy, a ona bez oporów skorzystała z jego propozycji. Podczas przyjęcia zostało zrobionych mnóstwo zdjęć, które były dla niego najlepszą reklamą. Właściciel westchnął z zadowoleniem, po czym zwrócił się do młodego mężczyzny, który stał obok niego, z sardonicznym uśmiechem przyglądając się całemu przedstawieniu.

– Achillesie, mój przyjacielu…

– Mówiłem ci już, żebyś mnie tak nie nazywał.

– Ale twoje imię przyniosło mi szczęście. Twoja rada, jak uczynić to miejsce bardziej greckim…

– I tak z niej nie skorzystałeś.

– Najważniejsze, że moi klienci są przekonani, że to miejsce jest na wskroś greckie.

– Oczywiście, liczy się ogólne wrażenie – mruknął mężczyzna.

– Jesteś dziś jakiś nieswój. Chodzi o ten ślub? Zazdrościsz im?

Achilles spojrzał na niego ostro.

– Nie opowiadaj bzdur! Po prostu jestem znudzony, to wszystko.

– Coś poszło nie tak?

Lekkie wzruszenie ramion.

– Straciłem milion. Zanim skończy się ta noc, zapewne stracę drugi. I co z tego?

– Chodź, przyłącz się do nas. To ci poprawi nastrój.

– Nie zostałem zaproszony.

– Myślisz, że nie wpuszczą na przyjęcie syna najbogatszego człowieka w Grecji?

– Nie będę próbował się o tym przekonać. Daj mi spokój i wracaj do swoich gości.

Odwrócił się i odszedł. Dwie pary oczu z uwagą go odprowadziły. Jedna należała do mężczyzny, z którym przed chwilą rozmawiał, druga do młodej dziewczyny, gościa panny młodej. Niezauważona przez nikogo przemknęła pod ścianą i weszła do windy, żeby wjechać na pięćdziesiąte drugie piętro, skąd mogłaby obserwować Las Vegas. Tu, na samej górze, zarówno ściany, jaki dach były zrobione z grubego szkła, dzięki czemu można było bezpiecznie oglądać panoramę miasta.

Podziwiała wspaniały widok, kiedy jakiś hałas zwrócił jej uwagę. Obejrzała się i dostrzegła mężczyznę, którego widziała na dole. Niezauważona schowała się do cienia i z ukrycia zaczęła mu się przyglądać. Stanął nieopodal i zaczął się przyglądać rozciągającemu się poniżej miastu.

W pomieszczeniu, w którym się znajdowali, panował półmrok. Twarz mężczyzny była lekko podświetlona dochodzącą z dołu łuną i sprawiała wrażenie bardzo młodej, wręcz chłopięcej. Nawet w tym oświetleniu dało się jednak dostrzec, że coś go gnębi.

W pewnej chwili mężczyzna wyciągnął rękę i nacisnął kod na umieszczonej na ścianie tablicy. Szklane okno bezszelestnie się otworzyło i do wnętrza wtargnęło upalne powietrze. Petra mimowolnie wzięła głęboki wdech. Mężczyzna obrócił się w jej stronę.

– Co ty tu robisz? Szpiegujesz mnie?

– Ależ skąd. Proszę, niech pan się cofnie do środka – powiedziała drżącym głosem. – Proszę tego nie robić.

Nieznajomy postąpił krok w jej stronę.

– Czego mam nie robić? Chciałem tylko zaczerpnąć świeżego powietrza.

– Ale to niebezpieczne. Mógłby pan wypaść z tego okna.

– Wiem, co robię. Zmykaj na dół i zostaw mnie samego.

– Nic z tego – odparła zdecydowanie. – Mam takie samo prawo tu przebywać jak pan. Ładnie tu, prawda?

– Co?

Dziewczyna w jednej chwili przeszła obok niego i podeszła do otwartego okna. Mężczyzna odruchowo chwycił ją wpół.

– Czyś ty kompletnie zwariowała?! – krzyknął.

– Chcesz zginąć?

– A pan?

– Wchodź do środka.

Pociągnął ją dalej od okna i dopiero w tym momencie dostrzegł jej twarz.

– Czy my się nie widzieliśmy na dole?

– Tak. Byłam w Komnacie Zeusa – powiedziała, uśmiechając się mimowolnie. – Bardzo trafna nazwa jak na kasyno.

– Nie mów mi, że wiesz, kim był Zeus?

– To król wszystkich bogów. Spogląda na świat z góry Olimp, która jest jego siedzibą i z której sprawuje rządy. Przypuszczam, że tak właśnie czują się gracze, którzy zasiadają do stołu. Ci idioci, którzy od niego wstają, mają znacznie gorsze samopoczucie. Dużo pan przegrał?

– Milion czy coś koło tego. Ale co taka młoda osoba jak ty robi w kasynie? Nie masz więcej niż piętnaście lat.

– Mam siedemnaście i jestem gościem na weselu.

– Ach, rozumiem. Widziałem, jak pozowałaś z panną młodą do zdjęcia. Jesteś druhną?

– Czy ja wyglądam na druhnę?

– Cóż…

– Nie lubię pozować do zdjęć, a już na pewno nie na takich imprezach.

Przyjrzał jej się dokładniej i dostrzegł, że nie była umalowana, miała prostą fryzurę i najwyraźniej nie robiła nic, by się wydawać bardziej atrakcyjną, niż była w rzeczywistości.

– Jak masz na imię?

– Petra. A pan Achilles, tak?

– Nazywam się Lysandros Demetriou. Moja matka chciała mi dać na imię Achilles, ale ojciec uznał, że to nazbyt sentymentalne. W rezultacie ochrzcili mnie Lysandros, ale nazywają Achillesem.

– Ten mężczyzna na dole tak się właśnie do ciebie zwrócił.

– Dla niego ważne jest, że jestem Grekiem, ponieważ zależy mu, żeby to miejsce było na wskroś greckie.

– Oni wszyscy są stuknięci – roześmiała się.

Spojrzeli na siebie z uwagą. Lysandros był bez wątpienia przystojnym mężczyzną, na którego twarzy rysował się wyraz zdecydowania. Było w nim coś mrocznego, coś, co ją niepokoiło, a czego nie potrafiła nazwać. W przeciwieństwie do innych młodych ludzi ten mężczyzna izolował się od reszty świata, traktując wszystkich jak potencjalnych wrogów.

– Stocznie Demetriou? – spytała.

– Dokładnie.

– Najpotężniejsza firma w Grecji – oznajmiła, jakby recytowała wyuczoną lekcję. – To, co do nich nie należy, nie jest warte posiadania. To, czego nie mają dziś, posiądą jutro. Jeśli ktoś nadepnie im na odcisk, przyczają się w ciemności i dopadną go w odpowiedniej chwili.

– Coś w tym rodzaju.

– A może po prostu zesłać na nich furie? – spytała, mając na myśli trzy boginie zemsty, które bezlitośnie karały wszystkich, którzy dopuścili się jakichś przestępstw.

– Musisz być taka melodramatyczna?

– Kiedy jestem w takim miejscu jak to, nie mogę się powstrzymać. Dlaczego nie jesteś w Atenach, żeby roznieść swoich wrogów w pył?

– Poradzą tam sobie beze mnie.

– Aha, zaczynamy się dąsać.

– Co?

– Pamiętasz, jak skończył Achilles? Przez chwilę miałam wrażenie, że chciałeś pójść w jego ślady.

– Mówiłem ci, że nie zamierzałem skoczyć z tego okna. Choć szczerze mówiąc, to i tak bez znaczenia. Przyjmę wszystko, co przyniesie los.

– Czy ona naprawdę była dla ciebie taka okrutna? – spytała miękko Petra.

Choć nie widziała jego oczu, wyraz jego twarzy powiedział jej, że weszła na zakazany teren. Natychmiast przestań! – upomniała się w duchu. Uciekaj, zanim będzie za późno.

A jednak nie zamierzała się poddać.

– Ona? – spytał głosem, w którym dało się słyszeć ostrzegawczą nutę.

Delikatnie położyła dłoń na jego ramieniu.

– Przepraszam, nie powinnam była o to pytać.

Podszedł do otwartego okna i zapatrzył się przed siebie. Ostrożnie podążyła za nim.

– Ufałem jej – powiedział zduszonym głosem.

– Czasami trzeba komuś zaufać.

– Nie. Nikt nie jest tak dobry, za jakiego się uważa. Prędzej czy później prawda o każdym z nas wychodzi na jaw. Lepiej nie mieć żadnych złudzeń i być silnym.

– To, co mówisz, jest okropne. Nie wyobrażam sobie, żeby nikogo nie kochać, nigdy nie być naprawdę szczęśliwym.

– Nigdy nie być nieszczęśliwym.

– Nigdy nie być naprawdę żywym. To byłoby powolne umieranie. Nie widzisz tego? Owszem, być może uniknąłbyś cierpienia, ale jednocześnie pozbawiłbyś się tego wszystkiego, dla czego naprawdę warto żyć.

– Nieprawda. Jest jeszcze siła. To, o czym mówisz, jest dowodem słabości człowieka. Można się bez tego obyć.

– Nie zgadzam się. Jeśli się poddasz takiemu myśleniu, zrujnujesz sobie życie.

– A co ty możesz o tym wiedzieć? – spytał, nie kryjąc złości. – Jesteś jeszcze dzieckiem. Czy kiedykolwiek miałaś ochotę zniszczyć wszystko, co cię otacza, łącznie z samą sobą?

– A co byś zyskał, niszcząc samego siebie?

– Co bym zyskał? Nie stałbym się taki, jaki jestem.

Wiedziała, co ma na myśli. Choć był młody, bez wątpienia stał na krawędzi i niewiele brakowało, a przekroczyłby granicę.

Zrobiło jej się go żal. Choć jakaś jej część chciała uciekać od niego jak najdalej, pozostała pragnęła przy nim pozostać i uratować go przed samym sobą.

W pewnej chwili Lysandros zrobił coś zupełnie niespodziewanego. Oparł głowę o jej ramię, podniósł ją, po czym ponownie oparł i zaczął powtarzać ten ruch, jakby uderzał głową w mur. Instynktownie objęła go ramionami, przyłożyła dłoń do jego głowy i przycisnęła, żeby ją unieruchomić. Jego rozpacz była niemal namacalna. Poczucie, że jest mu potrzebna, było dla niej zupełnie nowym doświadczeniem i przepełniło ją radością.

W tej chwili tylko ona mogła mu pomóc. Zacieśniła uścisk, oferując wszystko, co miała do zaoferowania. Nie protestował. Tkwił z głową opartą na jej ramieniu, jakby nagle uszły z niego wszystkie siły. Kiedy odsunęła głowę, żeby zobaczyć jego twarz, dostrzegła na niej jedynie smutek i rezygnację. Był teraz zdecydowanie spokojniejszy i bardziej wyciszony. Uśmiechnął się do niej słabo, odczuwając potrzebę chronienia jej tak, jak ona chroniła jego. Może jednak na tym świecie jest jeszcze jakieś dobro? Dostrzegł je w tej dziewczynie, która była zbyt niewinna, aby zrozumieć, na jakie narażała się niebezpieczeństwo, będąc tu z nim. Skąd wiedziała, czy nie jest tak zepsuty i zły jak inni?

Nie dziś. Nie pozwoli na to.

Wbił numer kodu i szklane okno powoli się zamknęło.

– Chodźmy – powiedział, ruszając w stronę windy.

– Idź spać i nie otwieraj nikomu drzwi.

– A ty co będziesz robił?

– Ja? Zamierzam stracić jeszcze trochę pieniędzy, a potem pójdę pomyśleć.

Ostatnie słowa powiedział zupełnie mimowolnie.

– Dobranoc, Achillesie.

– Dobranoc.

To, co zrobił później, również nie było zamierzone. Wiedziony nagłym impulsem pochylił się i lekko pocałował ją w usta.

– Idź już. I nie zapomnij zamknąć drzwi.

Skinęła głową i weszła do hotelowego pokoju. Po chwili usłyszał dźwięk przekręcanego w zamku klucza.

Wrócił do kasyna, nastawiony na to, że wciąż będzie przegrywał, ale tym razem szczęście uśmiechnęło się do niego. Po godzinie odzyskał wszystko, co do tej pory przegrał, a po dwóch godzinach miał dwa razy więcej. A więc to jej zasługa. Rzuciła na niego czar i odmieniła fortunę. Miał nadzieję, że jemu również udało się coś dla niej zrobić. Zapewne nigdy się tego nie dowie. Nigdy się już nie spotkają.

Mylił się. Ich drogi ponownie się skrzyżowały.

Tyle tylko, że piętnaście lat później.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Willa Demetriou została wzniesiona na przedmieściach Aten na olbrzymiej, jak na tę metropolię, działce. Swoim ogromem mogła się równać jedynie z Partenonem widocznym z Akropolu nawet z tej odległości. Ostatnio jednak miała nowego rywala – dom wzniesiony przez Homera Lukasa, jedynego człowieka w Grecji, który był w stanie rzucić wyzwanie nie tylko rodzinie Demetriou, ale również starożytnym bogom. Homer był wszakże zakochany, co wiele tłumaczyło. Chciał zaimponować swojej pannie młodej i zrobiłby wszystko, aby osiągnąć ten cel.

Tego wiosennego poranka Lysandros Demetriou stał na progu swego domu z ponurą miną, zły, że musi tracić czas na ślub, podczas gdy miał tak wiele do zrobienia. Słysząc za sobą jakiś dźwięk, obejrzał się. Właśnie przyjechał Stavros, stary przyjaciel jego ojca, który mieszkał poza miastem.

– Jadę na ślub – oznajmił na powitanie. – Wpadłem sprawdzić, czy nie potrzebujesz szofera.

– Chętnie skorzystam – odparł chłodno Lysandros. – Jeśli przyjadę wcześniej, będę także mógł wcześniej wyjść.

– Widzę, że nie przepadasz za ślubami – roześmiał się Stavros.

– To nie jest ślub, tylko widowisko. Homer Lukas wybrał sobie na żonę gwiazdę filmową i chce się nią pochwalić przed całym światem. Mam nadzieję, że Estelle Radnor zrobi z niego głupca. Nie mam pojęcia, po co postanowili wziąć ślub w Atenach. Nie mogła się zadowolić czymś takim jak „Las Vegas Strip”, jak poprzednio?

– Nazwisko Lukasa za bardzo się kojarzy z greckim przemysłem stoczniowym – wyjaśnił Stavros.

– Podobnie zresztą jak twoje.

Obie firmy od zawsze najbardziej się liczyły na greckim, a może nawet światowym rynku. Od zawsze też ze sobą rywalizowały, przestrzegając wszakże zasad fair play.

– Może naprawdę się kochają – stwierdził z nutką sceptycyzmu w głosie Stavros.

– Nie żartuj. Ile razy ta kobieta wychodziła za mąż? Sześć? Siedem?

– To ty powinieneś wiedzieć. Byłeś chyba zaproszony na jeden z tych ślubów.

– Nie, po prostu mieszkałem wtedy w Las Vegas, w tym samym hotelu. Przyglądałem się całej szopce z dystansu. Następnego dnia wyjechałem.

– Pamiętam. Twój ojciec był dość zaskoczony. Postanowiłeś wtedy zniknąć ze sceny na parę lat. A potem pojawiłeś się jak gdyby nigdy nic i oznajmiłeś, że jesteś gotowy do pracy. Przypominam sobie, że ojciec miał pewne obawy, czy będziesz w stanie podołać wszystkiemu po tym… – przerwał, zaniepokojony wyrazem, jaki pojawił się na twarzy Lysandrosa.

– Wystarczy – powiedział cicho. – To już przeszłość i nie ma co do tego wracać.

– Potem okazało się, że jego obawy były nieuzasadnione. Po powrocie byłeś innym człowiekiem. Tygrysem, który szedł do przodu jak burza. Był z ciebie bardzo dumny.

– Miejmy nadzieję, że Homer Lukas myśli podobnie.

– Może powinieneś się go bać? Jego groźby brzmią całkiem poważnie. Po tym, jak przez ciebie stracił miliony, jest naprawdę wściekły. Uważa, że ukradłeś mu te pieniądze.

– Niczego nikomu nie ukradłem. Po prostu zaproponowałem klientowi lepszą ofertę.

– Tyle tylko, że zrobiłeś to w ostatniej chwili, tuż przed podpisaniem przez nich ostatecznej umowy. Miał już długopis w ręku, kiedy zadzwoniłeś.

– Nie zrobiłem niczego złego, a w każdym razie niczego gorszego niż to, co robiłem do tej pory.

– No nie wiem. Ten człowiek odłożył długopis, wyszedł i wsiadł prosto do twojego samochodu, który stał na zewnątrz. Plotka głosi, że Homer obiecał bogom z Olimpu niezłą ofiarę, jeśli odpowiednio cię ukarzą.

– Nie wiem, czy go słuchali, bo jak dotąd nic złego mi się nie przydarzyło. Mówią, że przeklął nawet moje zaproszenie na swój ślub.

– Naprawdę nikogo ze sobą nie bierzesz?

Lysandros nie odpowiedział. Chodził na wiele ślubów, ale nigdy z kobietą. Wyobrażał sobie, jakie wywołałoby to spekulacje, gdyby zabrał jakąś na podobną imprezę.

– W takim razie, zbierajmy się.

– Chyba jednak dojadę później.

– Ale przecież miałeś jechać ze mną…

– Tak, ale właśnie sobie przypomniałem, że muszę jeszcze zrobić coś pilnego. Do zobaczenia później.

To była zdecydowana odprawa i Stavros nie zamierzał się sprzeczać.

Lysandros stał w oknie, patrząc za odjeżdżającym samochodem. Potem wrócił do pokoju i spróbował zebrać myśli. Ta rozmowa wytrąciła go z równowagi i chciał jak najszybciej o niej zapomnieć. Na szczęście w tej chwili zadzwonił do niego z portu w Pireusie jego współpracownik, żeby mu oznajmić, że mają problemy ze związkami. Lysandros powiedział mu, co ma robić, i obiecał zjawić się następnego dnia.

Dziś będzie gościem honorowym na ślubie Homera Lukasa. Uściśnie mu prawicę, sprawiając tym samym zawód zgromadzonej gawiedzi, która zapewne wolałaby, żeby skoczyli sobie do gardeł.

Przypomniał sobie radę, jaką przed laty dał mu ojciec: „Nigdy, ale to nigdy nie pozwól, żeby się dowiedzieli, co naprawdę myślisz”. Dobrze zapamiętał tę lekcję i dlatego dziś uśmiech nie zniknie z jego twarzy.

Nie wiedzieć czemu, przypomniał sobie tamten ślub i dziewczynę, którą spotkał na dachu. Była zupełnie zwyczajna, ale miała w sobie dużo uroku i niewinności, której tak brakowało innym kobietom. A kiedy objęła go i mocno przytuliła… Potrząsnął głową, nie pozwalając, aby zawładnęły nim myśli, które czyniły go słabym.

Pomyślał, że być może została zaproszona także na dzisiejszy ślub, ale chyba wolałby jej nie spotkać. Zapewne jest żoną jakiegoś nudziarza i ma całą gromadą dzieci.

Kiedy zajechali na miejsce, wysiadł z samochodu, a szofer odprowadził jego limuzynę na parking. Rozejrzał się i musiał przyznać, że Homer nie pożałował pieniędzy. Dom był wierną repliką świątyni Ateny, a przed wejściem stał jej ogromny posąg. Rzeźba miała twarz Estelle Radnor.

Zastanawiał się, jak długo przetrwa to małżeństwo. Cóż, wkrótce się o tym przekonają.

– Wyglądasz naprawdę wspaniale!

Petra Radnor roześmiała się wdzięcznie, słysząc komplement Nikatora Lukasa.

– Dzięki, bracie.

– Nie nazywaj mnie tak, nie jestem twoim bratem.

– Już za kilka godzin nim zostaniesz. Kiedy twój ojciec poślubi moją matkę, będziemy rodzeństwem.

– Ale tylko przyrodnim. Nie łączą nas więzy krwi i jeśli zechcę, będę się za tobą uganiał.

– Będziesz bratem, którego zawsze chciałam mieć. Moim braciszkiem.

– Żadnym braciszkiem! Jestem od ciebie starszy.

To była prawda. Nikator miał trzydzieści dziewięć lat, podczas gdy ona trzydzieści dwa. Jednak w tym mężczyźnie było coś, co sprawiało, że wszyscy traktowali go jak chłopca. Zapewne ta cecha zostanie mu do końca życia. Petra lubiła go, choć drażniły ją jego mroczne nastroje, które od czasu do czasu go ogarniały. Na szczęście zazwyczaj mijały równie szybko, jak się pojawiły. On ze swej strony podziwiał ją jako kobietę i był jej wielkim wielbicielem. Choć Petrę trudno byłoby nazwać pięknością, była niezwykle atrakcyjną dziewczyną, choć zupełnie różną od tych, które ceniono w środowisku jej matki. Miała żywą osobowość i niezwykłe poczucie humoru.

Spojrzała teraz na Debrę, która tego wieczoru miała być partnerką Nikatora.

– Pięknie razem wyglądacie – stwierdziła. – Wszyscy mężczyźni ci jej zazdroszczą.

– Wolałbym być z tobą – westchnął.

– Och, przestań już! Estelle zadała sobie dużo trudu, żeby namówić Debrę na to, by ci towarzyszyła.

– To prawda, to wspaniała dziewczyna. Przynajmniej Demetriou nie będzie mógł się do niej dobrać.

– Demetriou? Masz na myśli Lysandrosa Demetriou? Tego Lysandrosa?

– Nie musisz tak tego podkreślać, jakby był nie wiadomo kim. – Nikator nie krył niezadowolenia.

– A nie jest?

– Nie mówmy o nim. I tak na pewno przyjdzie z jakąś kobietą.

– Słyszałam co nieco o jego reputacji.

– Niewiele jest w tym przesady, ale jedno mu trzeba przyznać: nigdy nie afiszuje się ze swymi zdobyczami publicznie. A miałby się czym pochwalić. Połowa kobiet, które tu dziś będą, przeszła przez jego łóżko.

– Ty chyba naprawdę go nienawidzisz…

– Przed laty był związany z dziewczyną z mojej rodziny i źle ją potraktował.

– Co takiego zrobił?

– Nie znam szczegółów, ale wiem, że nie zachował się ładnie.

– W takim razie może to ona postąpiła nie fair? A on jedynie zareagował na jej zachowanie?

– Dlaczego tak myślisz? – Spojrzał na nią z uwagą.

– Sama nie wiem – odparła zmieszana. Naszły ją jakieś mgliste wspomnienia z przeszłości, ale nie było to nic konkretnego.

– Wyjechała stąd, a potem dowiedzieliśmy się, że zmarła. Strzeż się go. Kiedy się dowie, że należysz do naszej rodziny, będzie próbował cię uwieść tylko po to, aby nam pokazać, że jest do tego zdolny.

– Uwieść? Co ty sobie wyobrażasz? Że jestem jakąś bezradną dziewczynką? Możesz mi wierzyć, że po tylu latach obracania się w środowisku filmowym potrafię o siebie zadbać. Co więcej, sama potrafię kogoś uwieść.

– W takim razie…

– Koniec tej rozmowy. Idź poszukać Debry.

Sprawdziła, czy aparat fotograficzny ma naładowane baterie i spojrzała w lustro, zastanawiając się, co ma włożyć. Uznała, że najstosowniejsza będzie prosta czarna sukienka, która nie przyćmi panny młodej. Dzisiejszy wieczór należał do Estelle i nic nie powinno tego zmienić.