35,90 zł
Na początku 1945 roku, wobec zbliżania się Armii Czerwonej, dwa położone blisko siebie miasta nad Bałtykiem, będące w niemieckich rękach Gdańsk i Gdynia, zostały spięte fortyfikacjami rejonu umocnionego. Jego głównym zadaniem było zatrzymanie sowieckiego uderzenia lądowego w obszarze ujścia Wisły, która była przedostatnią dużą przeszkodą wodną blokującą dostęp do serca Trzeciej Rzeszy. Oba nadbałtyckie porty miały zarazem utrzymać newralgiczne drogi komunikacji morskiej z odciętymi już rejonami Prus Wschodnich i Kurlandii. Tu rozlokowano jednostki niemieckiej 2. Armii, które broniły się przed naporem sowieckiego 2. Frontu Białoruskiego. Bezpośrednie natarcia sowieckie na Gdańsk i Gdynię zaczęły się w drugiej dekadzie marca 1945 roku. Władze sowieckie ogłosiły zdobycie Gdyni 28 marca, a Gdańska - dwa dni później. Część sił niemieckich zdołała się ewakuować na Hel.
Tomasz Gliniecki, opierając się na dostępnej dziś dokumentacji walk z obu stron, a także licznych wspomnieniach uczestników i prasie z epoki, odsłania często nieznane kulisy natarcia Armii Czerwonej i obrony niemieckiego Wehrmachtu. Ukazuje je na szerszym tle sowieckiej operacji wschodniopomorskiej nad środkowym Bałtykiem.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Przed wojną obszary przyległe do Gdańska i Gdyni, dwóch sąsiednich miast i portów, podzielone były między trzy organizmy państwowe. Wolne Miasto Gdańsk, wydzielone z powodu nierozstrzygniętych sporów Polski i Niemiec, oficjalnie znajdowało się pod kontrolą komisarzy Ligi Narodów. Część polskiego Pomorza, z wybudowaną olbrzymim nakładem sił i środków Gdynią, zajmowała wybrzeże morskie nieco dalej na północ, natomiast sąsiadujące od wschodu tereny powiślańskie zostały ulokowane w granicach niemieckich Prus Wschodnich, jednak wraz z nimi odcięte były od centralnych ziem III Rzeszy.
Dla miejscowych Polaków wybuch drugiej wojny światowej we wrześniu 1939 roku i wygrana kampania niemieckiego Wehrmachtu zmieniły ten obraz z dotychczas złego na fatalny. Gdańsk już w pierwszych tygodniach wojny entuzjastycznie powitał Adolfa Hitlera, niemieckiego przywódcę. Większość mieszkańców zaakceptowała oficjalne włączenie Wolnego Miasta do Niemiec. Błyskawicznie i bezproblemowo przeistoczono je w na wskroś narodowosocjalistyczny Danzig. Przekreślono miejscową odrębność, jaką dawały przejawy międzynarodowego statusu prawnego i liberalne prawa samorządowe. Do nowo utworzonego okręgu administracyjnego Rzeszy, nazwanego niebawem Gdańsk-Prusy Zachodnie, wcielono też niedawny „korytarz polski”, jak nazywali Niemcy podbitą część Pomorza. Obok znacznych obszarów zlikwidowanego województwa pomorskiego do Prus Zachodnich dołączono wtedy także mały kawałek Działdowszczyzny. Zdobytą Gdynię przemianowano z nordycka na „port Gotów” – Gotenhafen. Wielu jej dotychczasowych polskich mieszkańców siłą przesiedlono w odległe rejony, najczęściej do utworzonego na gruzach centralnej części Rzeczypospolitej tzw. Generalnego Gubernatorstwa. Pospiesznie odtworzona przez Niemców dzielnica zachodniopruska skupiła tereny od Bydgoszczy i Torunia na południu, przez Chojnice na zachodzie, po prawobrzeżne ziemie powiślańskie, z Malborkiem i Elblągiem na wschodnim krańcu. Mieszkały tam ponad dwa miliony ludzi, z których jedynie część uznawała się za Niemców.
Centralnym punktem i stolicą nowego, nadmorskiego regionu Niemiec został Gdańsk. Był najludniejszy, a obok zwyczajowego pełnienia funkcji centrum urzędowego podtrzymał też swój wcześniejszy prym w handlu morskim, przeładunkach portowych, a także przemyśle stoczniowym. Zabrana Polakom Gdynia przestała być dla Gdańska konkurencją. Stała się natomiast podstawową bazą niemieckiej marynarki wojennej we wschodniej części Bałtyku. W tandemie oba te miasta, ich porty i stocznie, skutecznie realizowały szeroki wachlarz zadań związanych z potrzebami gospodarki wojennej Rzeszy. Tu budowano i remontowano okręty wojenne różnych typów i klas, szkolono kadry Kriegsmarine. W końcowym okresie wojny w Gdańsku produkowano najnowsze okręty podwodne typu XXI, o zasięgu oceanicznym, mogące ponownie zdezorganizować konwoje atlantyckie z USA do Europy. W dodatku, z powodu znacznej odległości od baz lotnictwa alianckiego, tutejsze porty i stocznie były mniej narażone na destrukcyjne ataki bombowe na niemieckie centra przemysłowe.
Przypomnijmy też, że ten sporny przed wojną Gdańsk i jego okolice były dla Niemców oficjalnym powodem do rozpoczęcia z Polakami konfliktu, który przeistoczył się w globalną zawieruchę. Od pierwszych chwil tej wojny, symbolizowanych strzałami z pancernika Schleswig-Holstein, na obrzeżach Gdańska przez tydzień walczono o składnicę tranzytową Westerplatte, nadając tej obronie rangę symbolu. Za broń chwyciła też załoga tutejszej Poczty Polskiej, która po wzięciu do niewoli została bezprawnie osądzona, po czym bestialsko zamordowana. Walki o Gdynię i Kępę Oksywską trwały do 18 września. W kilka miesięcy członkowie regionalnego Selbstschutzu, niemieckiej organizacji paramilitarnej, zgładzili tysiące swoich polskich sąsiadów, głównie miejscową inteligencję. Dziś ocenia się, że „zbrodnia pomorska” przyniosła śmierć nie mniej niż trzydziestu tysięcy Polaków. Od pierwszych dni wojny rozpoczął też funkcjonowanie na obrzeżach regionu niemiecki obóz w Stutthofie. Najpierw pełnił funkcję prewencyjną, potem koncentracyjną, w końcu także miejsca zagłady. Ze stu dwudziestu tysięcy osadzonych w nim do końca wojny ludzi połowa poniosła śmierć. Najczęściej ginęli Żydzi i Polacy. Pozostałą polskojęzyczną ludność regionu, jeśli nie została wysiedlona, sterroryzowano i często przymuszano do przyjęcia niemieckiej listy narodowościowej. Znalazło się na niej prawie milion osób. Bez wskazania tych faktów dalsza opowieść byłaby niepełna.
Jeszcze kilka zdań wstępu należy poświęcić uczestnikom starcia. Na początku wojny Związek Sowiecki i III Rzesza Niemiecka związane były sojuszem. Ich widzenie części Europy jako odrębnych stref wpływów przyniosło realne zmiany na mapach, w tym kolejny podział Polski. Układ ten przetrwał do połowy 1941 roku. Wówczas Hitler zaatakował państwo Stalina, uzasadniając to koniecznością uderzenia wyprzedzającego. Od tego czasu Sowieci zmienili sojusze, a oba kraje rozpoczęły zmagania na wyniszczenie wroga. Po początkowych dotkliwych porażkach Armia Czerwona skutecznie powstrzymała niemiecki Wehrmacht i przeszła do kontrofensywy. W 1944 roku doszła do granic ziem niemieckich i przeniosła starcia na teren przeciwnika. Niemcy cofali się, ale wciąż żyli nadzieją zatrzymania Sowietów na kolejnych rubieżach. Jedną z nich była linia Wisły.
Zderzenie armii dwóch totalitarnych państw w niewielkim dla całości wschodniego teatru zmagań, ale geopolitycznie unikatowym skupisku nadbałtyckich miast portowych, musiało przynieść ze sobą starcia zbrojne o niepowtarzalnym charakterze. Z pewnością były one pochodną myśli wojskowej i taktyki obu stron konfliktu, wskazującej zalecane sposoby ataku i obrony specyficznych miejsc o zwartej zabudowie i dużej liczbie ludności. Uderzając na ówczesne północne tereny Rzeszy Niemieckiej, wojska sowieckie musiały zakładać, że toczyć będą zacięte bitwy o opanowanie miast, portów i dużych obszarów przemysłowych, które nieprzyjaciel zamienił w ufortyfikowane węzły obrony. Podczas przygotowywania większych miejscowości do nadchodzących walk, oprócz przekształcania masywnych budynków w punkty zdatne do stawiania w nich długotrwałego oporu, obrońcy rozstawiali swoje siły z możliwością wycofywania ich w głąb zagęszczającej się zabudowy. Do ich rozmieszczenia wykorzystywali też specyficzny układ bronionego terenu, np. parki, skwery czy cmentarze. Naturalne rubieże tworzyły kanały i rzeki, które przepływały przez miasta, a sukcesy i porażki stron warunkowało utrzymanie przecinających je mostów lub kładek.
Także i w planowaniu obrony obu największych miast położonych na terenie Pomorza Gdańskiego wyodrębniano dwie główne strefy oporu, znacznie różniące się od siebie. Pierwsza, stanowiąca niejako „nowe miasto”, obejmowała przedmieścia, dzielnice willowe i osady fabryczne. W tej strefie Wehrmacht z reguły koncentrował do dwóch trzecich wszystkich sił piechoty, artylerii, czołgów, dział samobieżnych i jednostek inżynieryjnych. Tutaj, na najważniejszych obszarach, wznoszono nowe konstrukcje obronne i używano starych fortów, jeśli takie wciąż istniały. Siły broniące w tej strefie starały się zmusić nacierających do rozmieszczenia jak największej liczby żołnierzy na podejściach do miasta i narzucenia im jak najdłuższej walki na jego obrzeżach. Ten sposób powodował postępujące osłabienie sił, wykrwawienie personelu i szybko rosnące straty w sprzęcie.
Drugą strefę obrony stanowiło centrum miasta. Ta część była najgęściej zabudowana wielokondygnacyjnymi, murowanymi budynkami, zwykle tworzącymi zwarte kwartały. Tam obrońcy z czasem wycofywali główne siły swego garnizonu. Dla wojsk broniących się w pierwszej strefie z góry już przewidywano obszary i punkty oporu do obsadzenia w drugiej. Dlatego w miarę zbliżania się atakujących do śródmieścia nasilał się opór, a także rosła intensywność walk.
Sowieckie wojska nie były jednak bierne i własnymi metodami ataku przeciwstawiały się niemieckiej taktyce obrony miast i terenów zurbanizowanych. Najczęściej ofensywa na miasta była prowadzona jednocześnie w kilku kierunkach, zbiegających się w centrum. Umożliwiało to uderzającym formacjom rozbicie monolitu obrony na części, odizolowanie poszczególnych obszarów miasta i stopniowe, nieraz wykonywane dom po domu i w walce wręcz, likwidowanie nieprzyjacielskich załóg lub zmuszanie ich do kapitulacji.
Niektóre z sowieckich armii walczących w marcu o Gdańsk i Gdynię nie miały dotąd większych doświadczeń, jeśli chodzi o zdobywanie miast. Najlepiej radziły sobie te jednostki, które zdążyły tej zimy sprawdzić swe siły w bojach o Elbląg czy Grudziądz. Tam miały do czynienia z murowaną zabudową, mostami na rzekach, kompleksami przemysłowymi. Inni musieli sobie radzić, przywołując wspomnienia z wcześniejszych walk o Stalingrad, wyszukując weteranów tych bojów i polecając, by opowiedzieli młodszym żołnierzom o ich specyfice.
Główną rolę w walkach ulicznych miały odgrywać oddziały i grupy szturmowe. Grupy takie powinny być wykorzystywane do atakowania i niszczenia nieprzyjacielskich załóg broniących pojedynczych domów lub całych ich zespołów. Natomiast oddziały szturmowe miały rozwiązywać problem eliminowania większych punktów i węzłów oporu, z reguły zlokalizowanych w kwartałach centrów zdobywanych miast. W niektórych przypadkach powierzano im prowadzenie ataku wzdłuż głównych ulic miasta ku centrum w celu głębokiego przebicia się przez obronę wroga i szybkiego rozczłonkowania jego sił.
Skład grup szturmowych przeznaczonych do prowadzenia działań bojowych w mieście zależał od dostępności sił i środków, charakteru budynków i ich wyposażenia inżynieryjnego oraz sił wroga broniących obiektu. W większości przypadków do ich tworzenia kierowano od plutonu do kompanii piechoty. Wzmacniano je sekcjami saperów, operatorów plecakowych miotaczy ognia oraz chemików. Przydzielano im jeden, czasem dwa czołgi lub działa samobieżne oraz dwa do czterech dział o kalibrze od 76 do 152 mm. Dla lepszej współpracy grupa szturmowa była dzielona na podgrupy. Pierwsza dokonywała ataku. Obejmowała strzelców, miotaczy ognia, chemików, saperów i czołgistów. Druga zabezpieczała atak ogniem wsparcia. W jej skład wchodzili artylerzyści, a także obsługa cekaemów, rusznic przeciwpancernych oraz moździerzy. Trzecia to niewielki zespół dowodzenia. Gromadził łącznościowców, sygnalistów, gońców i rezerwę dowódcy.
Oddziały szturmowe były jednostką bojową większą i silniejszą od grup. Tworzono je z batalionu piechoty ze wsparciem plutonu saperów, plutonu miotaczy ognia, plutonu obrony chemicznej, kompanii czołgów lub artylerii samobieżnej, od trzech do czterech baterii artyleryjskich i moździerzy o kalibrze do 203 mm włącznie. Taki oddział był dzielony na trzy lub cztery specjalistyczne grupy: zaporową, ogniową i rezerwową.
Podczas działań w mieście szturm na poszczególne obiekty obronne prowadzony był różnymi metodami. Najczęściej jednak natarcie poprzedzano częściowym zniszczeniem zdobywanego budynku. Robiono to ogniem artylerii prowadzonym na wprost, pociskami zdobycznych pancerfaustów lub ładunkami wybuchowymi zakładanymi przez saperów.
Obszar ofensywnej operacji wschodniopomorskiej – jak dowództwo Armii Czerwonej oficjalnie sklasyfikowało walki stoczone z Niemcami w 1945 roku w środkowej części południowego wybrzeża Morza Bałtyckiego – obejmował region sięgający od Gdańska po Szczecin. Przez atakujących był on nazywany Pomorzem Wschodnim. Według obrońców natomiast starcia toczyły się w dwóch ówczesnych dzielnicach Rzeszy – Prusach Zachodnich i na Pomorzu. Dziś cały ten obszar znajduje się w granicach państwa polskiego, a oba regiony – Pomorze Gdańskie i Pomorze Zachodnie – w przybliżeniu odpowiadają obszarom, na które pod koniec wojny uderzały dwa sowieckie zgrupowania frontowe. Dla tej publikacji najważniejszy będzie teren Gdańska, Gdyni i ich okolic, gdzie stoczono bitwy miejskie.
Wyjaśnijmy dokładniej, iż teren szeroko ujętej operacji wschodniopomorskiej określony został geograficznie na północy wybrzeżem morskim od ujścia Wisły do Cieśniny Dziwnowskiej. Na wschodzie biegł wzdłuż Wisły do Bydgoszczy, a na południu wodami Kanału Bydgoskiego oraz Noteci i Warty, aż po Kostrzyn nad Odrą. Zachodni jego skraj wyznaczała Odra. Powierzchnię tak określonego regionu zajmowała pagórkowata równina w jednej trzeciej porośnięta lasami. W nadbałtyckiej części wyróżniały się dwa obszary: Wyżyna Kaszubska, rozciągająca się od Gdańska i Gdyni na zachód po rzekę Słupię, a także Wyżyna Pomorska, położona na południowy zachód od Słupi aż po Odrę. Najwyższym punktem była góra Wieżyca o wysokości trzystu trzydziestu jeden metrów nad poziomem morza. Na terenie tak ujętego obszaru operacyjnego występowała spora liczba rzek, z których największymi były: Wisła, Odra, Warta, Słupia, Wieprza, Parsęta i Rega. W południowo-zachodniej części znajdowało się dwieście pięćdziesiąt jezior.
Sowieccy sztabowcy zaznaczali, że tak dookreślane przez nich Pomorze Wschodnie miało dobrze rozwiniętą sieć komunikacyjną. Linie kolejowe były tam ułożone gęsto i przeważnie dwutorowe. Nawierzchnie licznych szos były pokryte żwirem, asfaltem lub betonem. Ulice w miastach – zwykle wyłożone brukiem. Przez region przebiegał też odcinek autostrady łączącej Berlin z Królewcem, z odgałęzieniem poprowadzonym na Szczecin. Średnia gęstość dróg bitych wynosiła ponad trzydzieści kilometrów na sto kilometrów kwadratowych powierzchni, a kolei – ponad dziesięć kilometrów. Szerokie zastosowanie znajdowały w regionie rzeczne i morskie szlaki komunikacyjne. Wisła, Odra, Kanał Bydgoski i Warta były żeglowne przez prawie cały rok. U ujścia Odry i Wisły funkcjonowały duże porty morskie. Wszystkie miasta i przeważającą większość wsi podłączono do sieci telegraficznej i telefonicznej, a znaczną część kabli telekomunikacyjnych ułożono pod ziemią. Na terytorium nadmorskim panował klimat umiarkowany. Na przełomie zimy i wiosny, a zatem w okresie toczonych tu w 1945 roku walk, pogoda była przeważnie pochmurna, z licznymi opadami deszczu i mgłami. Spodziewać się można było wiosennych roztopów i spływu kry na rzekach. Temperatura powietrza w lutym wynosiła średnio od zera do trzech, a w marcu od siedmiu do dziesięciu stopni Celsjusza1.
Według podsumowań Armii Czerwonej operacja wschodniopomorska realizowana była od lutego do końca marca lub nawet do początków kwietnia 1945 roku. Przyjmijmy, że działania ofensywne wojsk sowieckich na szeroko ujętym Pomorzu Wschodnim można podzielić na kilka etapów.
Za pierwszy uznajmy dwa tygodnie, od 10 do 23 lutego. Wówczas oddziały 2. Frontu Białoruskiego zaatakowały wojskami swego centrum i lewego skrzydła w kierunku północno-zachodnim. Dotarły niedaleko, do linii Gniew–Skórcz–Czersk–Chojnice–Debrzno. Do boju w tej operacji ruszyły także oddziały prawego skrzydła 1. Frontu Białoruskiego, ale ze względu na ich walki na kierunku zachodnim i parcie w stronę Szczecina będą tu znacznie rzadziej przywoływane.
Za drugi etap uznano czas od 24 lutego do 5 marca. Oddziały 2. Frontu przystąpiły do walk na lewym skrzydle z użyciem nowych sił – 19. Armii i 3. Korpusu Pancernego Gwardii. Te oddziały ruszyły do ofensywy w kierunku Koszalina. Pod koniec etapu dotarły do morza na odcinku jezioro Jamno–Kołobrzeg, dokonując rozdzielenia sił niemieckich na Pomorzu.
Trzeci etap operacji wskazany został na okres między 6 a 13 marca. Wojska sowieckie spychały rozcięte już zgrupowanie wroga, które wycofywało się jedną armią na wschód, a drugą na zachód. Wówczas oddziały 2. Frontu, kierując swe lewe skrzydło w kierunku wschodnim i północno-wschodnim, pod koniec etapu dotarły do brzegów Zatoki Puckiej i zewnętrznego pasa fortyfikacji rejonu obronnego Gdynia–Gdańsk.
Etap czwarty trwał od 14 do 31 marca, a czasem, jako datę jego zakończenia, podaje się nawet 5 kwietnia. Wówczas oddziały 2. Frontu toczyły walki w rejonie Gdańska i Gdyni. W wyniku bitew o miasta Armia Czerwona rozcięła i pokonała zgrupowania Wehrmachtu broniące portów, opanowała brzegi Zatoki Gdańskiej i zablokowała siły nieprzyjaciela zepchnięte na Mierzeję Helską, do ujścia Wisły oraz pod Oksywie. Ten ostatni przyczółek zlikwidowany został na początku kwietnia. Dwa pozostałe przetrwały do kapitulacji Niemiec w maju.
W podsumowaniach obie strony wydzielały też niekiedy ostatni, kilkudniowy okres walk ulicznych, skutkujący opanowaniem centralnych dzielnic Gdyni i Gdańska. Dla walk o oba miasta akurat ten czas był kluczowy, zatem końcowe dni, od 26 do 30 marca, celowo zostaną tu opisane znacznie szerzej2.
Gdańsko-gdyński rejon umocniony traktowany był jako jednolity obszar obronny miast. Składał się z dwóch obwodów – zewnętrznego i wewnętrznego – dogodnie poprowadzonych przy obu aglomeracjach. Najsilniejsza obrona została przygotowana na podejściach do Gdańska od stron wschodniej i południowej, ponieważ początkowo z tych kierunków Niemcy oczekiwali uderzenia Sowietów na miasto. Natomiast w rejonie Gdyni wykorzystano przedwojenne polskie umocnienia, przygotowane do obrony od północy i zachodu, ale najtrudniejsza do zdobycia była strona południowa. Ze względu na jej warunki terenowe, z niedostępnymi wzgórzami i gęstymi lasami, kanalizowała ruch wojsk na nielicznych drogach, łatwych do zablokowania. Centralny odcinek rejonu wzmocniono łącznikiem fortyfikacyjnym utworzonym kilkanaście kilometrów przed Sopotem.
Obszar obronny miasta Gdańska składał się z dwóch stref fortyfikacji, mających umocnienia przygotowane do zajęcia przez niemieckie wojsko. Składały się na nie: okopy, rowy łącznikowe, stanowiska strzeleckie, otwarte platformy dla dział piechoty i karabinów maszynowych, a także rozmaite schrony i kryjówki. Pierwsza linia obrony miała głębokość od trzech do pięciu kilometrów. Jej granica przebiegała wzdłuż miejscowości Rudniki–Orunia–Pruszcz Gdański–Kolbudy Dolne–Żukowo–Jelitkowo. Oparta była na pięciu pasach głębokich okopów. Druga linia była posadowiona w odległości pięciu–siedmiu kilometrów od skraju zabudowań miejskich i na obu krańcach opierała się na brzegu zatoki. Składała się z kilku pozycji bojowych. Najważniejsza z nich, która biegła wzdłuż linii Bąkowo–wzgórze 160–Oliwa, miała dwie, a w niektórych miejscach cztery linie transzei o łącznej głębokości obrony wynoszącej do dwóch i pół kilometra. Druga pozycja nietypowo przebiegała wzdłuż linii brzegowej morza, na zachód od Letnicy i Brzeźna. Ta była utworzona z dwóch linii okopów połączonych z systemem silnych punktów oporu. Miała służyć jako pozycja przeciwdesantowa w przypadku ataku z morza w okolicach Westerplatte i Nowego Portu. Trzecia pozycja została ulokowana bezpośrednio na obrzeżach miasta, z wykorzystaniem usytuowanych tam masywnych zabudowań. Na wybranych odcinkach dodatkowo wykopano rowy przeciwczołgowe i postawiono przegrody z drutu kolczastego. Oprócz tego z północy na południe odchodziły od rzeki Raduni pozycje wspomagające i odcinające3.
Całościowego minowania pasa obronnego w tym rejonie nie przeprowadzono. Większe pola minowe zostały ułożone na wybranych odcinkach. Z reguły przy mostach i przesmykach drogowych zastawiano pułapki minerskie. Nie zawsze używano do tego klasycznych min, lecz często pocisków artyleryjskich, bomb lotniczych o wadze do pół tony, a nawet torped morskich. Dowodziło to znacznego niedoboru specjalistycznych materiałów wybuchowych i powodowało potrzebę saperskich improwizacji, realizowanych za pomocą zasobów dostępnych na miejscu, w magazynach różnych rodzajów wojsk. Niemieckie wojska inżynieryjne przygotowały też wiele barykad przeciwpancernych na drogach i leśnych zawałów z drzew.
Wewnętrzny obwód obronny Gdańska także składał się z dwóch linii oporu, chroniących miasto przede wszystkim od południa. Pierwsza szła od obrzeży Gdańska, przez Orunię, Chełm i południową część Emaus, po Ujeścisko. Umocnienia składały się tam z dwóch, maksymalnie czterech linii transzei o pełnym profilu. Na jednym kilometrze frontu nasycenie stanowiskami ogniowymi wynosiło około dwudziestu dla broni strzeleckiej piechoty i do czternastu dla broni maszynowej. Druga linia oporu, oddalona o cztery do pięciu kilometrów od miasta, w okolicach Łostowic i Zakoniczyna, składała się z przerywanych transzei.
Obszar obronny miasta Gdyni także składał się z dwóch linii obrony. Przygotowując fortyfikacje, Niemcy wykorzystali wcześniej zbudowane tu przez Polaków długoterminowe konstrukcje obronne. Wyposażyli stanowiska artyleryjskie i ulokowali punkty obserwacyjne oraz wzmocnili je systemem okopów, transzei i zapór. Pozwoliło to dość szybko opasać Gdynię pierścieniem obronnym o promieniu kilkunastu kilometrów.
Pierwsza linia oporu pod Gdynią, której czołowa krawędź biegła wzdłuż linii Sopot–Chwaszczyno–Koleczkowo–Reda–Rewa, składała się z dwóch pozycji z pięcioma rzędami okopów o łącznej głębokości pasa obronnego od trzech do pięciu kilometrów. Druga linia została ustawiona w odległości pięciu–siedmiu kilometrów od miasta, z czołową krawędzią idącą linią Kolibki–Janowo. Ta miała trzy rzędy okopów oraz na każdym kilometrze cztery do pięciu stałych konstrukcji, zarówno schronów żelbetowych, jak i drewniano-ziemnych.
Centrum Gdyni było również przygotowane do obrony i prowadzenia walk ulicznych. Na wypadek przymusowego wycofania się z miasta na północ utworzono dodatkową strefę obronną na Kępie Oksywskiej. Linia oporu na tym trudno dostępnym obszarze, który z czasem uzyskał status niemieckiej twierdzy, przebiegała wzniesieniami na linii Oksywie–Obłuże–Kazimierz.
Aby skutecznie połączyć miejskie obszary obronne Gdańska i Gdyni w jeden organizm, zbudowano też pozycje obronne na linii Żukowo–Koleczkowo, z dużym punktem oporu ulokowanym na wzgórzu 221. Ta pozycja miała trzy okopy o pełnym profilu. W odległości do pięciu kilometrów od tego pasa zbudowano kolejne transzeje – dwie na linii Rębiechowo–Chwaszczyno, a jedną na rubieży Barniewice–Wysoka. Wzdłuż tej ostatniej ułożone zostało rozległe pole minowe.
Do skutecznej obrony przeciwpancernej w rejonie Gdańska i Gdyni wykopane były rowy przeciwpancerne, ustawione drewniane zapory, barykady i bloki żelbetowe. Szczególnie zachodnia część Gdańska była broniona przez rów przeciwczołgowy, wykopany w okolicach Emaus i Suchanina. W pobliżu tych licznych przeszkód przeciwpancernych ulokowano pojedyncze schronienia dla niszczycieli czołgów, najczęściej uzbrojonych w pancerfausty. Znajdujące się wewnątrz pierścieni obronnych miasta zostały przygotowane do walk ulicznych. Na głównych traktach zbudowano barykady i przegrody przeciwczołgowe, na placach i skwerach naszykowano okopy i kryjówki z dobrym widokiem przedpola i polem ostrzału. W budynkach położonych przy głównych arteriach założono miny z opóźnionym działaniem. Wszystkie większe obiekty przysposobiono do prowadzenia walk jako punkty oporu, które mogły być obsadzone załogami z bronią strzelecką. W ich ścianach wybito otwory strzelnicze, drzwi i okna obłożono workami z piaskiem. Transzejami i korytarzami piwnicznymi połączono poszczególne obiekty oraz całe kwartały miejskie4.
Gerhard Cartellieri, niemiecki nadburmistrz Gdyni, uważał, że Niemcy byli dobrze przygotowani do długotrwałej obrony w zwartej zabudowie miasta:
„Gdy pierścień wokół Gdyni zamknął się, rozpoczęto przygotowywania do walki o samo miasto. Wewnątrz, na przelotowych ulicach wzniesiono zapory przeciwpancerne. Wykopano rowy przy wjazdach, zbudowano stanowiska dla broni maszynowej. Bramy domów barykadowano workami z piaskiem, pozostawiając tylko wejścia, przez które mogła się przecisnąć jedna osoba. W murach wybijano otwory strzelnicze. Utworzono szesnaście wybranych węzłów oporu w położonych korzystnie blokach lub grupach domów. Były to sześciopiętrowe budynki przy ulicy Partyzantów5, Zarząd Miejski i Urząd Budowlany, obiekt zarządu powiatowego z przyległym terenem, kawiarnia Wiedeńska, dworzec kolejowy, budynek sądu, kawiarnia Berlińska itd. Trzonem obrony była Kamienna Góra, panująca nad całym miastem”6.
Oficjalna propaganda też przedstawiała gotowość miejscowych Niemców do walki o miasta. W prasie i radiu akcentowano wspólnotę narodową oraz potrzebę wsparcia armii w trudnym okresie. Jednak rotmistrz Friedrich von Wilpert, oficer ordynansowy z gdańskiej komendantury Wehrmachtu, we wspomnieniach stwierdził, że już na przełomie lat 1944 i 1945 stało się jasne, iż dostępnymi siłami nie da się zatrzymać postępów Armii Czerwonej. Niemiecka 2. Armia, którą wyznaczono do obrony dzielnicy Gdańsk-Prusy Zachodnie, nie miała już większych perspektyw na uzyskanie wsparcia z zachodu. Rosjanie stopniowo rozmieszczali naprzeciwko niej swoje armie, także siły pancerne. Jednak ani ich siła, ani liczebność nie dawały podstaw do twierdzeń tak dalekich jak teza Wilperta, że było tych armii dziesięć i że były potężne. Rotmistrz widział jeszcze szanse na ochronę rejonu Gdańska przez jakiś czas, gdyby najwyższe dowództwo niemieckie od początku zdecydowało się zabrać 2. Armię z powrotem na wybrzeże i ustawić ją tam w pozycji jeża, z możliwością zaopatrzenia drogą morską. Uważał, że wtedy wojska z Prus Wschodnich i Kurlandii mogłyby zostać sprowadzone do Gdańska, a Sowietom nie byłoby łatwo pokonać ich na tej pozycji obronnej u ujścia Wisły. Jednak dowództwo zdecydowało inaczej. Oficer uznał, że 2. Armia została wtedy rozciągnięta jak guma. Miała ona uniemożliwić siłom rosyjskim nacierającym na Berlin skierowanie ich prawego skrzydła na północ, w stronę Prus Zachodnich i Pomorza Zachodniego. Według Wilperta było to zadanie nie do wykonania, ponieważ Rosjanie mogli w każdym miejscu przebić się przez cienkie linie niemieckie i rozdzielić tę armię. I stało się to natychmiast po rozpoczęciu ofensywy, w połowie stycznia7.
Heinz Voellner, inny niemiecki oficer, w swojej próbie szerszego opisania walk o Prusy Zachodnie też uznał, że należałoby zacząć relację od wskazania pozycji wyjściowej do późniejszego odcięcia i zdobycia Gdańska. Jego zdaniem była nią wielka operacja styczniowa Armii Czerwonej. Wojska kilku sowieckich zgrupowań frontowych ruszyły wówczas do potężnego, skoordynowanego ataku, obejmującego swą szerokością znaczną część Europy, od Węgier po wybrzeża Bałtyku. Wojska 2. Frontu Białoruskiego pod wodzą marszałka Konstantego Rokossowskiego przystąpiły do ataku 14 stycznia 1945 roku. Ruszyły ze swoich dwóch przyczółków, utworzonych w widłach Wisły i Narwi. Szybko przełamały opór stojących tam na rubieżach obronnych wojsk 2. Armii niemieckiej, dowodzonych przez generała pułkownika Waltera Weissa. Po dziesięciu dniach natarcia sowieckie czołówki pancerne osiągnęły linię Wisły, opanowując szeroki pas między Bydgoszczą a Zalewem Wiślanym. Pod koniec miesiąca w rękach niemieckich pozostawały już tylko przyczółki Elbląg, Malbork, Grudziądz i Toruń. Znajdowały się one w tej części Prus Zachodnich, która oddzielona była od ziem wschodniopruskich klinem sięgającym do wybrzeża. Z opanowanej wtedy linii Nogatu do Gdańska było już mniej niż pięćdziesiąt kilometrów8.
Do stycznia 1945 roku wojska 1. Frontu Białoruskiego, dowodzone przez marszałka Gieorgija Żukowa, zajmowały przyczółki nad Wisłą, na południe od Warszawy. Od momentu rozpoczęcia ofensywy, w ciągu czternastu dni, potężną falą pancerną dotarły na zachodzie do Odry w okolice Frankfurtu, a na północy przekroczyły Noteć. Ich dalsze przedzieranie się w głąb Pomorza zostało na początku lutego powstrzymane przez Niemców na linii tzw. falochronu, obejmującego miasta Schwedt, Choszczno, Wałcz, Debrzno i Świecie. W tych okolicach w połowie miesiąca Niemcy podjęli próbę silnego kontrataku o strategicznym znaczeniu. Jednak impet operacji „Sonnenwende” bardzo szybko wygasł. W tym czasie w rękach niemieckich znajdowały się ziemie leżące na zachód od Gdańska, na południu dawny obszar polskiego Pomorza, sięgający prawie do linii Debrzno–Świecie, a na wschodzie wąski przesmyk prowadzący przez Mierzeję Wiślaną do Królewca. Na wschód od Wisły trzymały się tylko pojedyncze przedmościa pilnujące przepraw.
Na tym obszarze wojska poturbowanej, ale nierozgromionej 2. Armii niemieckiej broniły terenu między Wisłą a linią Słupsk–Debrzno. Warunki naturalne sprzyjały obronie. Wschodnią granicę terenu stanowiły Żuławy – leżący w dużej części poniżej poziomu morza obszar ujścia Wisły, z licznymi ciekami, zbiornikami i rowami melioracyjnymi. Depresyjne tereny można było szybko zatopić poprzez przerwanie wałów, co też później uczyniono rękoma niemieckich saperów. Nad dolnym odcinkiem Wisły, z jej stromymi brzegami, leżały miasta: Tczew, Gniew, Nowe i Świecie. Na południu, między Świeciem a Chojnicami, rozciągały się Bory Tucholskie. Był to dość duży obszar leśny, który mógł poważnie utrudniać atak pancerny. Spore szanse na skuteczny opór zapewniało również znajdujące się na zachód od brzegów zatoki Pojezierze Kaszubskie. Charakteryzowało się licznymi jeziorami, ułożonymi najczęściej z północy na południe, wieloma przesmykami, lasami i dolinami trudnymi do przebycia.
Po utraceniu połączenia lądowego ze Szczecinem do obsługi zaopatrzenia w Gdańsku i Gdyni pozostawały już tylko porty morskie. Na szczęście dla obrońców niemiecka marynarka wciąż dominowała na Morzu Bałtyckim. Cztery główne linie kolejowe rozchodziły się z tych portów w formie wachlarza w głąb obszaru obrony, uzupełniając się i łącząc przez liczne odgałęzienia. Sieć kolejowa odgrywała ważną rolę z uwagi na wykorzystanie jej przez wojsko, bo brakowało paliw do silników spalinowych ciężarówek i wozów bojowych. Również sieć drogowa dostosowana była do obsługi bazy zaopatrzeniowej Gdańsk–Gdynia, prowadząc ku portom. Należy przyznać, że całość uwarunkowań terenowych stanowiła sprzyjającą sytuację wyjściową do prowadzenia obrony w obu głównych miastach.
Jeśli chodzi o walki w regionie, to militarnie Niemcy nie mieli się czym pochwalić. Już od końca stycznia do dyspozycji obrony nad Wisłą mieli jedynie dywizje 2. Armii. Po kilkunastu dniach sowieckiej ofensywy były już mocno nadwyrężone, a ich personel topniał. Oddziały były nie tylko wyczerpane walkami, lecz także zrezygnowane i rozgoryczone. Nie dysponowały już prawie wcale bronią ciężką. Podobnie źle było ze wsparciem przez wojska lotnicze. Wprawdzie później z Kurlandii i z Zachodu zostały przerzucone niemal kompletne dywizje do wsparcia kulejącego frontu, ale i one szybko utraciły swą początkową świeżość. Mająca kluczowe znaczenie możliwość przemieszczania się wojsk niemieckich była bardzo mocno ograniczona wspomnianym już brakiem paliwa. Sowieci mieli miażdżącą przewagę w liczbie ludzi i ilości materiałów o strategicznym znaczeniu. Mogli stale zmieniać punkty ciężkości natarcia, obchodzić miejscowy opór, poszerzać punkty przebicia poprzez przerzucanie sił wsparcia. I potrafili te atuty wykorzystać.
Do paraliżu kolejnych elementów niemieckiego systemu obronnego doszło także z powodu niekontrolowanego ruchu cywilnych uciekinierów z zagrożonego walkami obszaru. Najczęściej zbyt późno przeprowadzana ewakuacja miejscowej ludności i zwykła panika powodowały całkowite zablokowanie dróg przyfrontowych i w znacznym stopniu utrudniały transport niemieckich oddziałów. Nierzadko z tego właśnie względu ważne linie obrony nie mogły we właściwym czasie zostać obsadzone przez wycofujące się jednostki. Do bezładnej ucieczki ruszyli przede wszystkim mieszkańcy Prus Wschodnich. Nad Wisłą doszło wtedy do spiętrzenia ruchu uchodźczego. Najpierw przy strategicznie ważnych mostach, potem na szlakach z Mierzei Wiślanej i w końcu na trasach wiodących do miast portowych. Stało się tak mimo przygotowania szczegółowego planu ewakuacyjnego regionu gdańskiego, noszącego kryptonim „Eva”9.
Swoje doświadczenia z ewakuacji ludności dzielnicy Gdańsk-Prusy Zachodnie spisał Fritz Riemann, jeden z niemieckich urzędników. Twierdził on, że problem pojawił się po rozbiciu środkowego odcinka frontu wschodniego, już w połowie 1944 roku. Kiedy armie sowieckie dotarły w pobliże wschodnich granic regionu, udało się przekonać do działania Alberta Forstera, przywódcę partyjnego okręgu gdańskiego. Gauleiter przyjął argument, że należałoby zaplanować działania, które zapewniłyby bezpieczną ucieczkę miejscowej ludności w przypadku postępów ofensywy wroga. Oczywiście przygotowania trzeba było prowadzić w ścisłej tajemnicy, by nie wzbudzać niepokojów. Riemann przyznawał, że w przeciwieństwie do innych szefów regionów, którzy traktowali takie pomysły jako defetyzm i odrzucali je, Forster wyraził zgodę na przygotowania, jednak z zastrzeżeniem, że prace będą dotyczyły jedynie terenów położonych na prawo od Wisły. Choć urzędnik rozumiał, jak absurdalne z militarnego punktu widzenia było założenie, że nieprzyjacielskie natarcie może oszczędzić tereny leżące po lewej stronie rzeki, wiedział zarazem, że oficjalnie wierzono, iż na tej rubieży Sowieci zostaną zatrzymani, ponieważ obrona na linii dużej rzeki utrzyma się w każdych warunkach. Riemann dopowiadał, że być może istniało też inne wyjaśnienie tej decyzji. Namiestnik Rzeszy mógł sądzić, iż trzyma klucz do regionu, sprawując kontrolę nad przeprawami przez Wisłę. Były one bowiem podstawą nie tylko sprawnej ewakuacji cywilów ze wschodnich powiatów, ale przede wszystkim przyszłych rozstrzygnięć militarnych:
„Przygotowanie uporządkowanego przejścia przez szeroką rzekę było rzeczywiście naszym najtrudniejszym zadaniem. Oczywiście, mieliśmy i mogliśmy zajmować się tylko transportem ludności wiejskiej, ponieważ w naczelnym urzędzie przyjęto, że mieszkańców miasta można przewieźć koleją. Ludność wiejska miała natomiast przemieszczać się wozami, zabierając ze sobą bydło, po ściśle wyznaczonych drogach, idąc do określonych przepraw przez Wisłę, przypisanych poszczególnym powiatom.
[…] Przewidziano, że po drugiej stronie Wisły uciekające grupy będą umieszczane w konkretnych powiatach. Praca nad kolejnym transferem, z powiatów zachodnich, nie była dozwolona. Musieliśmy być usatysfakcjonowani tym, co osiągnęliśmy. I tak było, zakładając, że na podstawie doświadczeń, które uzyskaliśmy, bez szerokiej rzeki za nami kontynuowanie wędrówki na zachód byłoby łatwiejsze. Jeśli udało się to później, mimo zimowej aury i wielkich trudności, to tylko dlatego, że nieprzyjaciel na długi czas pozostawił północne Pomorze w spokoju, a nie dlatego, że Prusy Wschodnie ruszyły w drogę dopiero wtedy, gdy Prusy Zachodnie przeszły”10.
Riemann twierdził wprost, że największym problemem byli uciekinierzy z obszarów wschodniopruskich, ponieważ tam nie podjęto zorganizowanych działań ewakuacyjnych. Do tego kolumny wozów konnych, nadchodzące ze wschodu, już pod koniec stycznia straciły możliwość dotarcia nad Wisłę drogą lądową. Armia Czerwona odcięła szlaki drogowe i kolejowe, a trasy uciekinierów przez kolejne dwa miesiące wiodły po lodach zamarzniętego Zalewu Wiślanego. Tych, którzy cało przedostali się na drugą stronę, kierowano do portów w Piławie, Gdańsku lub Gdyni, skąd zabierano ich statkami na zachód, do centralnych Niemiec lub Danii. Pod koniec stycznia ewakuowano też część mieszkańców zagrożonych powiatów Prus Zachodnich:
„Wbrew wszelkim przeciwnościom, 26 stycznia, po odcięciu Elbląga i krótkim utworzeniu rosyjskiego przyczółka pod Lasowicami na Żuławach, teren po tej stronie Nogatu został nagle oczyszczony rozkazem wojskowym. Nogat stał się granicą walk na sześć tygodni. W obu powiatach gdańskich wprowadzono zakaz ucieczki, ponieważ miały one zaopatrywać gdańską twierdzę. I tak na początku lutego męska populacja z Żuław Wielkich została wysłana z powrotem do młócenia plonów.
[…] Ludność miejska z Gdańska zdołała uciec na Mierzeję. Wyjechali aż do kapitulacji, wraz ze wszystkimi ludźmi z okolicznych wsi i uciekinierami z Prus Wschodnich, którzy pozostali w czasie walk stłoczeni na małym obszarze, i którzy nie byli w stanie z powodzeniem iść dalej przez Pomorze. Część ludności regionu została przewieziona na zachód statkami z Helu, dzięki marynarce wojennej. Ale ilu uchodźców, zamiast dotrzeć do portu, na który liczyli, znalazło nagły koniec w wodach Bałtyku, prawdopodobnie nigdy nie zostanie wyjaśnione!11”.
Rotmistrz Wilpert od stycznia obserwował wzmożony ruch cywilów w mieście i porcie. Z przygnębieniem patrzył, jak na rozmaite sposoby uciekinierzy zmierzają ku zachodowi. Nie bez obaw i on rozstawał się z najbliższą rodziną:
„Gdy front zbliżył się do delty Wisły i Nogatu od wschodu, większość tamtejszych miast została ewakuowana, a w przenikliwie mroźne dni wędrowcy rozpoczęli wędrówkę na zachód zasypanymi śniegiem drogami. Część wypraw z Prus Wschodnich już wcześniej wyruszyła, ale nie dotarły daleko. Wędrówki z okolic Nowego Stawu i Nowego Dworu Gdańskiego dotarły jedynie do obszaru Przywidza i pozostawały tam przez tygodnie, dopóki nacierający rosyjscy dowódcy czołgów nie zmusili ich do ucieczki do Gdańska i, jeśli to możliwe, dotarcia statkiem na zachód. W rezultacie sytuacja żywnościowa w rejonie Gdańska gwałtownie się pogorszyła. Nigdy nie udało się wiarygodnie ustalić, ile osób przebywało w tym czasie w Gdańsku. Spis ludności odbył się 17 marca, ale oczywiście został przeprowadzony niedokładnie. Gauleiter Forster szacował wówczas populację przyczółka Gdańsk-Gdynia od sześciuset tysięcy do około miliona ludzi. Ponieważ nie było możliwe włączenie żyznych terenów rolniczych Żuław Wiślanych i Nizin Gdańskich do strefy obronnej, zaopatrzenie na terenie samej twierdzy nie było oczywiście wystarczające, aby wytrzymać wielomiesięczne oblężenie – nawet gdyby militarnie było to możliwe. Na początku marca w samym Gdańsku było około szesnastu tysięcy rannych, na całym terenie twierdzy około dwudziestu tysięcy. Codziennie przybywało około tysiąca rannych z Prus Wschodnich i Kurlandii oraz około ośmiuset z Prus Zachodnich. Część z nich była codziennie wywożona drogą morską wraz z cywilnymi uchodźcami, ale przybyłych było znacznie więcej niż ewakuowanych”12.
Z Gdańska i Gdyni odpływali statkami nie tylko ranni żołnierze i ewakuowani cywile, lecz także cenni dla gospodarki specjaliści z różnych dziedzin, słuchacze szkół wojskowych i personel pomocniczy armii. Swoje miejsce znaleźli także zasłużeni funkcjonariusze partii, policji i SS. Rodzina von Wilperta trafiła na pokład jednostki, którą ewakuowano nauczycieli gdańskiej Wyższej Szkoły Technicznej oraz kobiety i dzieci niemieckich urzędników:
„Nigdy nie zapomnę wrażenia, jakie odniosłem pod koniec stycznia, kiedy przywiozłem żonę i najmłodszą córkę na pokład statku »Deutschland«, pełnego uchodźców oczekujących na rozkaz wypłynięcia. Rozkaz ten, oczekiwany na 30 stycznia, został opóźniony, ponieważ »Wilhelm Gustloff«, który dzień wcześniej opuścił Gdynię, padł ofiarą sowieckiego okrętu podwodnego. Uchodźcy, będący na pokładzie »Deutschlandu« i dwóch innych statków tej samej wielkości, nic o tym nie wiedzieli. Poinformowano tylko kierownictwo wojskowe.
Lodowaty wiatr, sypiący śniegiem, gwizdał nad wyspą Ostrów w gdańskim porcie i nad Przeróbką, gdzie cumowały statki z uchodźcami. Zapadł wieczór. W kilometrowej kolejce do Przeróbki stali zmęczeni, zdesperowani ludzie, głównie kobiety i dzieci, którzy nie mogli iść dalej, siadali na śniegu na walizkach lub plecakach i czekali na jakąś pomoc. Inni ciągnęli za sobą rzeczy przechowywane w workach na linkach, niczym podręczne sanki. Tragedia była tym bardziej szokująca, że od czasu do czasu słychać było tylko ciche kwilenie dzieci, a poza tym tylko gwizdał i wył lodowaty wiatr”13.
Statek „Deutschland” dotarł wtedy do Kilonii bez przeszkód. W kolejnych miesiącach transportowano nim nie tylko uciekających Niemców, lecz także jeńców wojennych i więźniów obozów koncentracyjnych. Łącznie przewiózł około siedemdziesięciu tysięcy osób. Zatonął na początku maja wskutek brytyjskiego ataku lotniczego. Jednak na pokładzie wspomnianego „Wilhelma Gustloffa”, zatopionego przez sowiecką łódź podwodną S-13, zginęło w styczniu ponad sześć tysięcy osób – żołnierzy, rannych i cywilów. Dziesiątego lutego, dowodzony przez kapitana trzeciej rangi Aleksandra Marineskę, okręt zatopił kolejny niemiecki statek ewakuacyjny. „Generał von Steuben” poszedł na dno z ponad czterema tysiącami ludzi14.
Szeroko zakrojona operacja dowozu zaopatrzenia morskiego do celowo utrzymywanych przez Niemców przyczółków nadbałtyckich wchodziła wtedy w decydujący okres. Od jesieni poprzedniego roku wodą dostarczano zapasy do zgrupowania odciętego w Kurlandii. Od stycznia podobną drogę transportu przyjęto do wspierania jednostek odciętych na terenach Prus Wschodnich. W końcu w lutym przerwane zostały też drogi lądowe prowadzące z centralnej części Rzeszy do portów Gdańska i Gdyni. Wszelkie obowiązki transportowe na tych trasach, włącznie z przewozem poczty, przejęła niemiecka marynarka wojenna i podległe jej jednostki cywilne. W rejsach powrotnych z odciętych portów wywożono głównie ludzi. Osobliwym wyjątkiem w próbach ratowania rodaków przed najeźdźcą było ewakuowanie drogą morską części wielonarodowego grona więźniów obozu koncentracyjnego Stutthof. Podobnie jak w przypadku zarządzonej w styczniu ewakuacji pieszej z obozu, około połowy skierowanych do transportu na barkach nie przeżyło z powodu braku żywności, trudów drogi i okrucieństwa SS-manów15.
W ostatnich miesiącach wojny Albert Forster, gauleiter Gdańska i regionalny komisarz obrony Rzeszy, nie miał już kontaktu z ważniejszymi osobistościami w Berlinie. Na rozmowę telefoniczną, przeprowadzoną 24 stycznia, zgodził się tylko Joseph Goebbels. Niemiecki minister propagandy zapisał wówczas w pamiętniku, jak wtargnięcie sowieckich czołówek na skraj Prus Zachodnich zrelacjonował mu lokalny namiestnik partyjny z Gdańska:
„Nieprzyjacielskie czołgi wdarły się do Elbląga, jeszcze wprawdzie bez piechoty, więc jest nadzieja na rozprawienie się z nimi. Sytuacja nad Wisłą jest krytyczna. […] Forster bardzo skarży się na to, że drogi zapchane są kolumnami wozów, a więc odwody, które trzeba ściągnąć, nie mogą posuwać się do przodu. Ludność i żołnierzy wyraźnie ogarnia strach przed czołgami. Przez to jeszcze bardziej pogłębia się nerwowość. Forster wierzy, że będzie mógł ochronić Gdańsk i utrzymać linię Wisły”16.
O kwestiach wojskowych Forster próbował porozmawiać bezpośrednio z Hitlerem, ale nie dopuszczono go dalej niż do jednego z asystujących wodzowi generałów. Z konieczności jemu więc przedstawił alarmistyczny pomysł, by pilnie przerzucić do Gdańska berlińskie bataliony pospolitego ruszenia. Ta informacja szybko dotarła do Heinricha Himmlera, dopiero co postawionego na czele nowej grupy armii niemieckich wojsk, mającej właśnie na terenach nadwiślańskich zatrzymać rozwijającą się ofensywę wroga. Wściekły Himmler natychmiast wysłał do Forstera szyfrogram przywołujący gauleitera do porządku:
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1.Kratkij obzor bojewych diejstwij wojsk 2 BiełF, 01 II 1945 – 31 III 1945, Centralne Archiwum Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej (CAMO), f. 46, op. 2394, d. 1526, (Краткий обзор боевых действий войск 2 БелФ). [wróć]
2. N. Swietliszin, Wostoczno-Pomieranskaja opieracija, „Wojennoistoriczieskij żurnał” 1965, nr 2, s. 124–128 (Н. Светлишин, Восточно-Померанская операция, „Военно-исторический журнал” 1965, № 2). [wróć]
3.Kratkij obzor…, s. 26. [wróć]
4.Schiema oboronitielnych soorużienij protiwnika…, CAMO, f. 46, op. 2394, d. 1613 (Схема оборонительных сооружений противника…). [wróć]
5. Nazwa współczesna. Podobnie w całej publikacji. [wróć]
6. G. Cartellieri, Gotenhafen-Stadt, Burgemeister Gerhard Cartellieri, [w:] Die Grosse Not, red. H.J. von Vilckens, Sarsted 1957, s. 138–147. [wróć]
7. F. von Wilpert, Die Entwicklung der militärischen Lage in der „Festung Danzig”, das Verhältnis von Partei und Wehrmacht sowie die Situation der flüchtendendeutschen Bevölkerung, [w:] Dokumentation der Vertreibung der Deutschen aus Ost-Mitteleuropa, Bd I/1, Bonn 1954, s. 281–285. [wróć]
8. H. Voellner, Die letzten Tage der Schlacht um Danzig, Lübeck 1983 (także w czasopiśmie „Unser Danzig”, 1983, nr 6, jak też: idem, Die Schlacht um Danzig 1945, 1986, nr 5). [wróć]
9.Założenia „Planu Eva”, 4 IX 1944, Archiwum Państwowe w Gdańsku (APG), Akta NSDAP Gau Danzig-Westpreussen, zespół nr 1. [wróć]
10. F. Riemann, Die Vorbereitung der Räumungsaktion Westpreußen und die Fluchtbewegung im Danziger Raum, [w:] Dokumentation der Vertreibung der Deutschen aus Ost-Mitteleuropa…, red. A. Distelkamp et al., Bd. I/1, Bonn 1954, s. 33–34. [wróć]
11.Ibidem, s. 35. [wróć]
12. F. von Wilpert, op. cit., s. 281. [wróć]
13.Ibidem, s. 282–283. [wróć]
14. H. Schön, Tragedia Gustloffa, tłum. J. Zepp, M. Zepp, Zakrzewo 2006. [wróć]
15. M. Orski, Ostatnie dni obozu koncentracyjnego Stutthof, Gdańsk 1995. [wróć]
16. J. Goebbels, Dzienniki, t. III, tłum. E. Król, Warszawa 2021, s. 544–545. [wróć]