Forget me not - Ludka Skrzydlewska - ebook + książka

Forget me not ebook

Skrzydlewska Ludka

5,0
54,90 zł

-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.

67 osób interesuje się tą książką

Opis

To miała być przygoda na jedną noc...

Dwudziestopięcioletnia Astra Flanagan, zdolna programistka, wiedzie poukładane, satysfakcjonujące życie. Ma pracę, którą lubi, tego samego partnera od lat i paczkę znajomych z firmy, z którymi spędza wolny czas. Idylla kończy się niespodziewanie w momencie, gdy przyłapuje swojego narzeczonego Patricka z inną kobietą. Szybko się okazuje, że zdrada to dopiero początek przykrości, jakie mają spotkać Astrę. Niewierny Patrick bowiem postanawia do reszty uprzykrzyć dziewczynie życie i pozbawia ją mieszkania, pracy i wsparcia kolegów.

Załamana Astra ląduje w małym barze w centrum miasta. W pewnym momencie do topiącej żale w drinku dziewczyny dosiada się nieznajomy przystojniak. On też wydaje się smutny. Nie przedstawiają się sobie, ale zaczynają rozmawiać, pojawia się między nimi chemia. Wieczór kończą w pokoju hotelowym, z którego Astra ucieka z samego rana. Szybko się przekonuje, że noc, którą spędziła z obcym facetem, ma poważne konsekwencje. Thane Lennox, anonimowy mężczyzna z baru, staje ponownie na drodze Astry, by nieźle namieszać zarówno w jej życiu prywatnym, jak i w karierze. A w dodatku jej nie pamięta...

Książka dla czytelników powyżej osiemnastego roku życia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 559

Oceny
5,0 (4 oceny)
4
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
basiabozydar

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacyjna ❤️
00



Ludka Skrzydlewska

Forget Me Not

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lubfragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.

Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.

Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.

Redaktor prowadzący: Justyna Wydra

Projekt okładki: Justyna Knapik

Zdjęcie na okładce wykorzystano za zgodą Shutterstock.

Helion S.A.

ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice

tel. 32 230 98 63

e-mail: [email protected]

WWW: editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)

Drogi Czytelniku!

Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres

https://editio.pl/user/opinie/forget_ebook

Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.

ISBN: 978-83-289-2839-8

Copyright © Helion S.A. 2025

Kup w wersji papierowejPoleć książkę na Facebook.comOceń książkę
Księgarnia internetowaLubię to! » Nasza społeczność

Dla marchewki rosołowej, pietruszki rosołowej, makaronu z rosołu i matki kwoki.

Gdyby nie Wy, ten rosół nie byłby tak smaczny.

Rozdział pierwszy

Czy może być coś gorszego od zastania swojego narzeczonego w łóżku z recepcjonistką z tej samej firmy, w której oboje pracujemy?

Cóż, kiedy parę dni temu spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, żeby się wyprowadzić – bo mieszkanie należy do Patricka, nie do mnie – byłam pewna, że nie. Teraz nie jestem już taka przekonana.

– Jeszcze raz to samo? – pyta barman zatroskanym tonem. – Wyglądasz, jakbyś tego potrzebowała.

– Pewnie – mamroczę, po czym podsuwam mu szklankę.

Apatycznie obserwuję, jak wymienia ją na czystą i zręcznie przygotowuje dla mnie kolejną porcję ginu z tonikiem. Wczoraj skończyłam brać antybiotyk na zapalenie gardła, które męczyło mnie od tygodni, iwreszcie mogę odreagować ostatni beznadziejny tydzień przy drinku.

Szkoda tylko, że robię to sama. Ciekawe, gdzie się podziewa moja najgorsza przyjaciółka pod słońcem i chwilowa współlokatorka.

Zerkam w komórkę, ale nie zauważam żadnej wiadomości od Cove. Znając ją, pewnie jeszcze nawet nie wyszła z domu. Ta dziewczyna spóźni się na własny pogrzeb.

Wzdycham, ponownie wpatrując się w szklankę z drinkiem. Nawet nie byłam specjalnie zraniona, kiedy zobaczyłam Patricka z Daisy w pozycji horyzontalnej. Od jakiegoś czasu nie układało się między nami, namawiałam go nawet na terapię, bo nie należę do ludzi, którzy łatwo odpuszczają, ale on powtarzał, że nie będzie z siebie robił baby i chodził do terapeuty rozmawiać o uczuciach.

Tak, to cytat.

Więc… nie byłam zraniona, ale na pewno byłam wściekła. Włożyłam w tę relację mnóstwo czasu i wysiłku, straciłam dla Patricka moje najlepsze lata. Tamtego dnia zabrałam trochę ubrań na zmianę, pojechałam do Cove, gdzie przez dwa dni angstowałam, ile tylko wlezie, wziąwszy w tym celu urlop w pracy, a po powrocie do biura okazało się, że Patrick rozpowiedział wszystkim, że to on ze mną zerwał, bo byłam toksyczna i go zdradziłam.

Co. Za. Pierdolony. Gnój.

Moim głównym problemem jest to, że pracuję w branży, w której dominują faceci. Oboje z Patrickiem jesteśmy programistami, a w naszym zespole jestem jedyną kobietą. To ja załatwiłam mu u nas pracę, ale to on zakumplował się z większością chłopaków z teamu. A teraz wszystkich nastawił przeciwko mnie, przez co chociażby dzisiaj znalazłam na biurku cudowną niespodziankę w postaci kilku wydrukowanych na służbowej drukarce grafik z odpowiednio obrazowymi podpisami.

Chociaż gotowałam się ze złości, obfotografowałam wszystko, zanim to posprzątałam. Moi byli koledzy z zespołu, którzy się temu przyglądali, wyglądali w tamtej chwili na lekko zaniepokojonych.

I słusznie. Nie dam sobą pomiatać, nawet jeśli wiem, że próby prostowania czegokolwiek w tym momencie nie mają już sensu. Zostałam zdyskredytowana, zanim w ogóle zdążyłam przedstawić swoją wersję tej historii.

Nagle rozdzwania się moja komórka. Kiedy widzę, że to Cove, krzywię się, bo już wiem, co za chwilę usłyszę.

– Przepraszam cię strasznie – odzywa się, gdy tylko odbieram. – Moje dziecko zwymiotowało na podłogę w salonie i nie mogę go zostawić samego, bo coś może mu być. Po prostu wróć do domu i upijemy się tutaj, dobra?

Jezu. Dziecko Cove to tak naprawdę dwuletni pies rasy mieszanej, którego kilka miesięcy temu przygarnęła ze schroniska. Kocham go jak własnego, a mimo to nigdy nie nazwałabym w ten sposób, ale niech jej będzie.

– Dobra – wzdycham. – Dopiję tylko drinka i spadam.

– Najpierw mi powiedz, jak poszła rozmowa z twoim team leaderem – odpowiada Cove.

Poruszam się niespokojnie na barowym stołku. Z jednej strony wolałabym o tym nie rozmawiać, na chwilę zapomnieć o pracy i beznadziejnej atmosferze, jaka tam teraz panuje. Z drugiej jednak potrzebuję się komuś wygadać, a nie ma nikogo bardziej odpowiedniego niż Cove, żeby to zrobić. Ona zawsze staje po mojej stronie.

Co przypomina mi, że nadal nie powiedziałam o rozstaniu rodzicom. Na samą myśl o tym robi mi się niedobrze.

– Pokazałam mu zdjęcia – wyjaśniam, nawiązując do fotek, jakie rano zrobiłam mojemu biurku. Cove zdążyła je zobaczyć podczas przerwy lunchowej. – Powiedziałam, że jeśli nie przeniesie mnie do innego zespołu, złożę skargę o mobbing do działu compliance.

– To nie ty powinnaś odchodzić z zespołu – protestuje oburzona Cove. – Nie zrobiłaś niczego złego!

– Ty to wiesz i ja to wiem, ale oni nie – odpowiadam, siląc się na spokój, bo mam ochotę po prostu się rozpłakać. – Gdyby którykolwiek z tych facetów mnie lubił, zapytałby o moją stronę historii przed dojściem do wniosku, że jestem wszystkiemu winna. Żaden z nich tego nie zrobił, bo tak naprawdę zawsze byli po stronie Patricka, niezależnie od tego, co by nie odwalił. Nie chcę przebywać w takim środowisku ani chwili dłużej. Pozostałe zespoły mają w składzie przynajmniej jedną albo dwie kobiety i chcę trafić do któregoś z nich.

– A co na to twój team leader?

– Boi się, że złożę skargę – prycham. – Obiecał, że poszuka dla mnie miejsca w innym zespole, ale to może potrwać. Jeśli się nie zgodzi, znajdę inną pracę, ale sądzę, że zrobi, co w jego mocy, żeby się mnie pozbyć. Sam widzi, że przeze mnie w teamie ma kwas.

– Nie przez ciebie – protestuje z oburzeniem Cove. – I to nie ty powinnaś odchodzić!

– Wiem, Cove – cedzę przez zęby. – Ale jest, jak jest.

Jak się okazuje, przy rozstaniu nawet na równorzędnym stanowisku to kobieta może oberwać, podczas gdy facet wychodzi z całej sprawy bez szwanku.

Nienawidzę go. Szybko przeszły mi resztki jakiegokolwiek uczucia, jakie kiedyś żywiłam względem Patricka. To manipulujący gnojek, który wolał mnie oczernić w oczach naszych znajomych, niż przyznać się do własnych błędów. W dodatku wczoraj, gdy chciałam wrócić do niego po resztę swoich rzeczy, odkryłam, że wymienił zamki w drzwiach i nie mogę nawet się tam dostać. Ciekawe, czy w ogóle je odzyskam.

Jezu, jak ja go w tej chwili nienawidzę. Właściwie to żałuję, że naprawdę go z kimś nie zdradziłam. Wtedy przynajmniej słusznie by mi się obrywało.

To nie tak, że nie miałam okazji. Jasne, że miałam. Po prostu nie jestem tego typu dziewczyną. Kiedy noszę na palcu pierścionek – którym, swoją drogą, rzuciłam w niego, gdy jeszcze z gołą dupą próbował się wygramolić z łóżka – jestem niedostępna dla innych facetów, i tyle. Nieważne, jak usilnie by mnie podrywali.

– Pamiętaj, że jesteś zajebistą laską, Astra – rzuca stanowczo do słuchawki Cove. – Nie daj sobie wmówić jakiemuś dupkowi, że jest inaczej!

Nie zamierzam. To jego wina, że mnie zdradził, nie moja. Ze mną jest wszystko w porządku.

Nawet jeśli po wszystkim Patrick wykrzyczał mi, że go kontrolowałam, cały czas krytykowałam i mu umniejszałam. Oczywiście, był taki biedny i straumatyzowany, że aż musiał zdradzić. Właśnie tak to działa.

Dupek.

– Nie dam. – Uśmiecham się z trudem. – Dzięki, Cove.

– A żeby tego dopilnować – dodaje moja przyjaciółka tonem, którym od razu mi sugeruje, że knuje coś niedobrego – umówiłam cię na jutro do mojego fryzjera. Zobaczysz, wyczaruje ci coś pięknego na głowie, przez co od razu przestaniesz myśleć o tym zdradliwym gnojku.

Parskam śmiechem.

– Niby w jaki sposób ma mi w tym pomóc nowa fryzura?

– Jak to w jaki? – dziwi się Cove. – Inni faceci zobaczą cię w nowym świetle i zaczną podrywać. Znajdziesz sobie kogoś innego i natychmiast zapomnisz o Patricku.

Nie sądzę, żebym właśnie tego teraz potrzebowała, ale nie zamierzam jej tego mówić. Może wizyta u fryzjera to rzeczywiście niegłupi pomysł. Już dawno chciałam zrobić coś z moimi kasztanowymi włosami, które obecnie sięgają mi aż za talię. Poza tym Patrickowi podobały się takie długie i między innymi z tego powodu od dawna ich nie obcinałam. Czas na zmiany.

– W porządku, dzięki, Cove. Jesteś naprawdę dobrą przyjaciółką – mówię, starając się nie rozkleić. – Dopiję tylko drinka i wrócę do domu. Pozdrów ode mnie Furdinanda i życz mu szybkiego powrotu do zdrowia.

Owszem, moja przyjaciółka nazwała swojego psa Furdinand. Ja jej to odradzałam, ale wiedziała lepiej.

Kończymy rozmowę, a ja wracam do mojego drinka. Siedzę w niewielkim, ale dosyć zatłoczonym barze w centrum miasta, i wcale nie mam ochoty jeszcze stąd wychodzić. Po dniu pełnym nieprzyjaznych spojrzeń i dwuznacznych uwag moich współpracowników cieszę się tym, że chwilowo jestem całkowicie anonimowa i nikt mnie nie rozpoznaje.

A drink jest całkiem smaczny.

Poza tym na dworze trwa skwarny, letni dzień, a w barze chodzi klimatyzacja i jest całkiem znośnie, czego nie mogę powiedzieć o mieszkaniu Cove. Jest tam ciasno i wiecznie gorąco, bo obecnie działa jej jedynie wiatrak pod sufitem, który nie daje żadnej ulgi. Jak mógłby, skoro jedyne, co robi, to wprawianie w ruch ciepłego powietrza?

To trochę żałosne, że w wieku dwudziestu pięciu lat wylądowałam na kanapie w mieszkaniu przyjaciółki, bez dachu nad głową i bez faceta. Bardziej żałosny byłby jedynie powrót do rodzinnego domu, do pokoju, z którego wyprowadziłam się jako nastolatka, ale tego nie zamierzam zrobić, choćby alternatywą okazało się spanie pod mostem. I tak nie wiem, jak powiem rodzicom o rozstaniu z Patrickiem. Oni go kochają bardziej niż mnie, więc wiem, co usłyszę.

Och, kochanie, na pewno zrobiłaś coś nie tak, prawda? Mogłaś się bardziej postarać, żeby go przy sobie zatrzymać.

To na sto procent będzie coś w ten deseń.

Jakbym chciała przy sobie zatrzymać dupka, który nie potrafi utrzymać fiuta w spodniach.

Najbardziej żałuję, że poleciłam go w firmie, w której pracuję. Przez to teraz nie tylko mam kwas w zespole, lecz także zepsuty każdy poranek, bo muszę przechodzić obok recepcji, gdzie urzęduje Daisy. Gdyby nie fakt, że jestem upartą suką i nie zamierzam pozwolić im wygrać, już składałabym wypowiedzenie i szukała innej roboty.

Chrzanić to. Nie dam się nikomu zniechęcić do tej pracy.

Wolne miejsce obok mnie zostaje zajęte, ale nawet nie patrzę, kto tam siada. Jednym uchem wyłapuję, że to jakiś facet, który prosi barmana o gin z tonikiem, jaki ja sama właśnie kończę. Dopijam ostatni łyk i podchwytuję spojrzenie barmana.

– Poproszę rachunek – mówię z uśmiechem.

– Na pewno? – Barman podnosi brew. – Nie wyglądasz, jakbyś chciała już stąd wychodzić.

Wiem, że chce jedynie zarobić, ale i tak ma rację.

– Bardziej nie lubię pić w samotności – odpowiadam, śmiejąc się.

Szybko milknę, bo nawet mój śmiech wydaje mi się obcy. To zapewne dlatego, że po niedawnym zapaleniu gardła wciąż pozostała mi chrypka. A może dlatego, że w mojej obecnej sytuacji śmiech wydaje mi się czymś dziwnym.

– Więc napij się ze mną – odzywa się nagle facet obok mnie. – Też nie lubię pić w samotności. Możemy sobie nawzajem dotrzymać towarzystwa.

W końcu na niego zerkam i na chwilę tracę dech.

Podczas gdy ja jestem ubrana po barowemu, w prostą bordową sukienkę, którą kupiłam w drodze z pracy i postanowiłam od razu się przebrać, facet obok wygląda, jakby wyszedł prosto z jakiegoś zebrania. Albo z pogrzebu. Ma na sobie czarny garnitur i białą koszulę, a także idealnie zawiązany granatowy krawat. Nieco za długie czarne włosy opadają mu na najbardziej niebieskie oczy, jakie w życiu widziałam, ukryte za szkłami okularów w czarnych oprawkach. Facet nosi kilkudniowy zarost, z którym jest mu bardzo do twarzy, ma ostre rysy twarzy i złocistobrązową skórę. Jest przystojny w szorstki, męski sposób, od którego robi mi się miękko w kolanach.

Łokciami opiera się o blat, co uwydatnia jego szerokie barki. Nie widzę tego przez garnitur, ale założę się, że jest dobrze zbudowany. I sporo ode mnie wyższy.

Otwieram usta, żeby odmówić – towarzystwo takich facetów nigdy nie wychodzi mi na dobre – ale z jakiegoś powodu się waham. Chodzi chyba o coś dziwnego, co dostrzegam w tych jego niebieskich oczach. Jakby… smutek?

Tak, zdecydowanie wydaje się smutny.

– Nie mam w zwyczaju pić z obcymi facetami – odpowiadam ostrożnie.

Facet uśmiecha się seksownie, ale ten uśmiech nie dociera do jego oczu.

– Ja też nie mam w zwyczaju zaczepiać obcych kobiet w barze, ale też wyglądasz na kogoś, komu przydałoby się dzisiaj towarzystwo. – Wzrusza ramionami. – Możemy po prostu sobie pomóc.

Przekrzywiam głowę.

– Ach tak? A dlaczego ty potrzebujesz towarzystwa?

Waha się przez chwilę, ale w końcu wyznaje:

– Wracam właśnie z pogrzebu ojca.

O, cholera.

Chyba jednak trafiłam z powodem, dla którego ma na sobie garnitur.

Rozdział drugi

Nie podajemy sobie żadnych imion.

Przenosimy się spod baru do stolika w kącie pomieszczenia, a mój nowy znajomy zamawia mi kolejną porcję ginu z tonikiem, nie pozwalając za siebie zapłacić. Nawet nie protestuję, bo to całkiem miłe. Nie pamiętam, kiedy ostatnio Patrick zrobił dla mnie coś podobnego. Zawsze dzieliliśmy się wydatkami, więc było dla niego naturalne, że gdy szliśmy do restauracji, ja płaciłam cały rachunek, bo on płacił potem za coś innego.

Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że mi tego brakuje.

Mężczyzna przy moim stoliku zdejmuje marynarkę i podwija rękawy koszuli, a potem ściąga krawat. Przyglądam się temu z fascynacją, zauważając każdy detal. Ma umięśnione przedramiona. Podoba mi się, ale to dosyć oczywiste. Której kobiecie taki facet by się nie podobał?

– Więc… chcesz o tym pogadać? – pytam, bo odwrócenie uwagi od moich problemów cudzymi dobrze mi zrobi. – O twoim ojcu?

Facet wzdycha i przeczesuje włosy palcami, a ja uważnie śledzę ten ruch. Wcale nie dlatego, że przy nim mięśnie jego ręki się napinają.

– Nie chcę, żebyś robiła za darmową terapię – odpowiada tym gładkim, głębokim głosem, od którego z jakichś powodów dostaję ciarek.

Wzruszam ramionami.

– Jeśli nie chcesz, to nie naciskam. Ale nie mam nic przeciwko. Serio.

Milczy przez chwilę, wpatrując się w moją twarz, i mimo woli zastanawiam się, co na niej widzi. Rano włożyłam sporo wysiłku w swój wygląd: umalowałam się i uczesałam, prostując moje zazwyczaj poskręcane włosy, bo chciałam prezentować się w firmie jak najlepiej. Nie zamierzałam pokazać Patrickowi, że wszystko to, co mi zrobił, ma dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Ale teraz jestem po całym dniu pracy, mój makijaż nie wygląda już tak nieskazitelnie, a włosy na pewno się spuszyły. Poza tym moja kiecka kosztowała pewnie ułamek tego, co jego garnitur. Wygląda na wystarczająco drogi, by okazał się szyty na miarę. Znam się na tym, w końcu mam przyjaciółkę krawcową.

Co może we mnie widzieć taki facet? Anonimową, niewyróżniającą się z tłumu laskę, której może się zwierzyć, bo jutro i tak o niej zapomni?

Pewnie tak. Wiele osób przez lata łatwo o mnie zapominało.

– Po prostu… przyjechałem do miasta specjalnie na jego pogrzeb, a po ceremonii nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. – Mężczyzna pełnym zakłopotania gestem przesuwa dłonią po karku. – Nie ma tutaj nikogo, z kim chciałbym porozmawiać o tacie, a milcząc, czuję się fatalnie.

Posyłam mu zachęcający uśmiech.

– Więc opowiedz mnie.

– Pod warunkiem, że potem ty opowiesz, dlaczego taka dziewczyna jak ty siedzi w barze sama – odpowiada natychmiast. – To mnie ciekawi dużo bardziej.

Taka dziewczyna jak ja? A co to ma niby znaczyć?

– Spoko – odpowiadam nonszalancko. – Ale zapewniam, że ta historia nie będzie nawet w połowie tak ciekawa jak twoja.

– No nie wiem. – Śmieje się bez wesołości. – Mój tata chorował od miesięcy. Rak płuc, a w życiu nie wypalił ani jednego papierosa. Miałem czas, żeby przygotować się do myśli, że go zabraknie. A jednak… to i tak było trudne.

– Nikt nie może nas do końca przygotować na coś takiego – mówię łagodnie. – Byliście blisko?

– Nie dość blisko, ale się kochaliśmy. – Mój towarzysz kręci głową. – Tata zawsze był zajęty, ciągle pracował do późna. Nigdy nie miał czasu dla mnie czy dla mojej mamy. Ale wiem, że robił to dlatego, żeby mieć mi co przekazać. Żeby zapewnić mi dobre życie. Wiem, że mnie kochał. Tylko… nie bardzo potrafił to okazać.

Nagle robi mi się go żal. Nie myśląc nad tym zbyt wiele, przesuwam po stoliku dłoń w jego stronę i ściskam mocno jego rękę. Mężczyzna posyła mi zdziwione spojrzenie, ale jej nie cofa. Przeciwnie, odwraca dłoń, by spleść nasze palce, a mnie z jakiegoś powodu robi się gorąco. Nie mogę oderwać od niego wzroku, a on wcale nie patrzy na mnie tak, jakby planował o mnie jutro zapomnieć.

– Gdy byłem mały, miałem… wypadek – dodaje po namyśle. – Trafiłem wtedy do szpitala. Ojciec na zmianę z mamą siedzieli przy moim łóżku. Już wtedy nie byli razem, ale potrafili dojść do porozumienia, gdy chodziło o mnie. Widziałem wtedy, jak bardzo się tym wszystkim przejął. Czuł się odpowiedzialny za to, co się stało.

Marszczę brwi.

– Miał ku temu podstawy?

– W pewnym sensie. – Mój towarzysz uśmiecha się do mnie i tym razem ten uśmiech rozświetla też jego niebieskie oczy. – Myślę, że nadal nade mną czuwa, mimo że już odszedł, i sprowadził mi ciebie, żebym mógł się komuś wygadać.

Zanoszę się śmiechem.

– Bardzo wątpię, żeby moje pojawienie się tutaj miało z tym coś wspólnego – oponuję z rozbawieniem. – Bardzo mi przykro z powodu twojego ojca, ale fakt, że tu dzisiaj jestem, to, cóż, dzieło przypadku i splotu różnych nieprzyjemnych wydarzeń.

Mężczyzna naprzeciwko mnie marszczy brwi.

– Jakich nieprzyjemnych wydarzeń?

Otwieram usta, ale waham się przez chwilę, niepewna, ile mu wyjawić. Ostatecznie postanawiam przyznać się do większości, ale powiedzieć to dość oględnie, bez podawania niepotrzebnych szczegółów.

– Narzeczony mnie zdradził – wyznaję, wzruszając ramionami, jakby to było nic takiego. – Przyłapałam go na gorącym uczynku, a on uznał, że to moja wina, bo byłam taka toksyczna, że musiał odreagować. Potem powiedział naszym znajomym, że to ja go zdradziłam, przez co teraz wszyscy mnie nienawidzą.

Mój towarzysz robi zszokowaną minę.

– Serio? Wyrzuciłaś go z mieszkania?

– To on wyrzucił mnie. – Parskam śmiechem. – Bo to jego mieszkanie. Zmienił zamki, chociaż w środku zostały moje rzeczy. Nie wiem, czy je odzyskam. Serio, to głupie, przejmować się czymś takim, kiedy inni mają poważne problemy, tak jak ty. Prawdę mówiąc, to, co mi powiedziałeś, trochę mi pomogło. Uświadomiło, że wcale nie mam tak źle. Mogło być dużo gorzej.

On tylko kręci głową.

– Nie umniejszaj swoim problemom tylko dlatego, że inni też jakieś mają – upomina mnie łagodnie. – One też są istotne i masz prawo z ich powodu czuć się źle. A twój były to skończony gnój, który nie potrafi wziąć odpowiedzialności za swoje czyny. Przykro mi, że musisz to przez niego przechodzić, ale na pewno to lepiej, że się rozstaliście. I…

Urywa, a ja podnoszę brwi, ciekawa, co takiego zamierzał powiedzieć. Mój towarzysz milczy przez chwilę, by wreszcie dokończyć:

–I cieszę się, że okazał się takim dupkiem, jeśli dzięki temu wpadłem tu na ciebie dzisiaj i mogę z tobą rozmawiać.

Och.

To naprawdę miłe z jego strony, że tak mówi, nawet jeśli nie jest szczery. Chociaż sądząc po tym, jak się zawahał, zanim dokończył, i jak wyraźnie nie był pewien, czy się do tego przyznać…

Chyba raczej mówi poważnie.

Uśmiecham się, a on z zadowoleniem kiwa głową.

– Tak lepiej. Powiedz mi, uderzyłaś go chociaż, kiedy zobaczyłaś go z tą inną dziewczyną?

Śmieję się zachrypniętym głosem.

– Nie, ale rzuciłam w niego pierścionkiem – odpowiadam z rozbawieniem. – Chyba nie mogłam go bardziej zszokować. Byliśmy ze sobą tyle lat, że wydawało mu się, że zostanę z nim, cokolwiek by się nie działo. Przyzwyczaił się, że mnie ma.

– To był jego pierwszy błąd – stwierdza mój towarzysz. – Nikt nie powinien się przyzwyczajać do posiadania w życiu takiej kobiety jak ty. Codziennie powinien cię uważać za swój cud.

Przez chwilę gapię się na niego, niezdolna do odpowiedzi. On po prostu siedzi naprzeciwko mnie, nie spuszczając ze mnie wzroku, i bawi się moją dłonią, którą ciągle trzyma w swojej, jakby to było coś totalnie normalnego. Może po prostu w jego świecie tak jest. Może każdej dziewczynie prawi takie komplementy, bo wie, że to działa.

Ale to mi się podoba. Nic na to nie poradzę. On cały mi się podoba. Sądząc po tym, z jaką intensywnością na mnie patrzy, ja jemu z jakiegoś powodu też. Nagle wracają te wszystkie szalone myśli, które tłumiłam, gdy byłam w związku z Patrickiem i podrywał mnie ktoś obcy. Nie mam już na palcu pierścionka. Nie mam nikogo, komu musiałabym być wierna. Jedyny facet, który powinien być wierny mnie, prawdopodobnie od miesięcy był nieuczciwy. Nie zauważam żadnych powodów poza własnymi skrupułami, by nie pozwolić, żeby ta znajomość doprowadziła do czegoś więcej.

O ile oczywiście mój nowy znajomy by tego w ogóle chciał.

Wygląda na zainteresowanego. Gdy po jego ostatniej uwadze oboje na chwilę milkniemy i zaczynamy się sobie przyglądać, on robi to z wyraźnym zadowoleniem. Jakby podobało mu się to, co widzi. To takie miłe. Zainteresowanie kogoś nowego, kto nie jest moim zdradzieckim byłym. Prawie już zapomniałam, jakie to przyjemne uczucie.

W pewnym momencie w przeciwległym końcu baru zaczyna grać DJ. Między innymi dlatego wybrałam to miejsce na dzisiejsze spotkanie z Cove, bo chciałam odrobinę potańczyć, co bardzo lubię robić. Mój towarzysz przyciąga moją rękę bliżej, gładząc mnie palcami po wewnętrznej części nadgarstka, aż dostaję ciarek. Jacyś ludzie mijają nasz stolik w drodze na parkiet, ale prawie nie zwracam na to uwagi. Chcę…

Jezu. Co się ze mną dzieje?

Prawie jestem gotowa przyznać mu rację, że nasze spotkanie nie było przypadkiem. Bo może właśnie tego potrzebuję. Przystojnego faceta, który patrzy na mnie tak, jakby nic innego się nie liczyło, i który rozwieje wszystkie moje wątpliwości co do tego, czy mogę się podobać mężczyznom.

Zerka gdzieś ponad moim ramieniem, a potem pochyla się w moją stronę, by przekrzykując muzykę, zapytać:

– Zatańczysz?

Na moje usta wypływa powolny uśmiech, bo ten facet w ogóle nie wygląda, jakby potrafił tańczyć. Raczej jak księgowy z korporacji z kijem w tyłku. Kiwam jednak głową, ciekawa, jak będzie się prezentował na parkiecie. Mój towarzysz bez wahania wstaje, po czym ciągnie mnie za rękę, aż również się podnoszę, i prowadzi w odpowiednią stronę.

Nie mogę przestać mu się przyglądać. Jest pewny siebie jak facet, który przywykł do tego, że wszystko mu się w życiu należy. Że dostaje, co tylko zechce. Ma zdecydowane, oszczędne ruchy, gdy prowadzi mnie przez bar ku parkietowi, a ludzie się przed nim rozstępują, jakby to było całkowicie normalne. I, co zauważyłam już wcześniej, gdy przenosiliśmy się do stolika, nie myliłam się: jest wysoki. Naprawdę wysoki. Należę raczej do drobnych kobiet i przy nim czuję się jak liliput. Żałuję też, że nie włożyłam do mojej bordowej sukienki jakichś szpilek, tylko czarne oxfordy. No ale to w nich byłam w pracy, więc w zasadzie nic dziwnego.

W końcu docieramy na parkiet. Mój nieznajomy przyciąga mnie do siebie jednym ruchem, aż na moment wstrzymuję oddech. Zdaje się kontrolować wszystko: to, jak blisko niego jestem, jakie kroki wykonujemy, jak daleko znajdują się inni. Obejmuje mnie ramieniem, kładąc mi dłoń na plecach, a gdy chwytam go za szyję, pochyla się nieco, by wyszeptać mi do ucha:

– Rozluźnij się. A jeśli nie chcesz tu być, wystarczy, że powiesz.

Zaciągam się jego zapachem, od którego trochę mi się kręci w głowie. Jego dotyk na moim ciele jest gorący, miękki i łagodny, i naprawdę powstrzymuję się całą sobą, żeby nie zrobić tu czegoś głupiego, a on mówi, żebym się rozluźniła? Jakby to było takie proste!

– Hej. Wszystko w porządku? – pyta, przesuwając dłonią po moich plecach. Na szczęście leci akurat jakaś wolna piosenka, więc nasza pozycja nie jest na tyle nietypowa, by ktokolwiek się tym zainteresował. – Musisz do mnie mówić. Serio.

– Wszystko okej – śmieję się. – Po prostu się nie spodziewałam…

– …że będziesz się przy mnie tak czuć? – dokańcza domyślnie, a kiedy mrugam, dodaje: – Uwierz mi, ja też nie.

Och.

Czy to oznacza, że on też to wszystko czuje?

Poruszam się w rytm muzyki, a on szybko dostosowuje się do mojego tempa, po czym narzuca własne. Chwyta mnie za biodra i okręca jednym ruchem, aż stoję tyłem do niego, a on może objąć mnie ramionami. Odchylam głowę i ocieram się o niego włosami, a on przyciąga mnie bliżej do swojej klatki piersiowej.

– Jesteś taka miękka – mruczy mi do ucha. – Twój były to nie tylko gnój, ale też ostatni palant. Gdybyś była moja, nigdy nie wypuściłbym cię z rąk.

O rany… co tu się dzieje? Przeniosłam się właśnie do alternatywnej rzeczywistości, czy jak?

Nie odpowiadam, bo nie wiem co, tylko podnoszę ręce i chwytam go za szyję, pozwalając mu błądzić dłońmi po moich bokach. Jego dotyk jest zmysłowy i łagodny, ale w żadnym razie nie staje się niestosowny. Jednak wyczynia niestworzone rzeczy z moim ciałem i z moim oddechem, który nagle zaczyna się rwać.

Kiedy ostatnio czułam się tak przy Patricku? Kiedy w ogóle tak się przy nim czułam?

Poruszamy się zgodnie, w rytm melodii, a mój towarzysz okazuje się naprawdę niezłym partnerem w tańcu. Przez cały czas prowadzi mnie pewnie, wie, co ze mną robić, jest stanowczy, ale delikatny. W chwili, gdy piosenka się kończy i przechodzi w inną, nieco bardziej skoczną, jedno wiem już na pewno.

Jeśli on będzie chciał, żebym dzisiaj pojechała do niego, na pewno się zgodzę.

Rozdział trzeci

W taksówce panuje dziwna cisza.

Zachowujemy odpowiedni odstęp, patrząc na siebie kątem oka iuśmiechając się lekko. Kiedy tylko zapytał, czy chcę jechać do hotelu, w którym się zatrzymał – w końcu przyjechał do miasta na pogrzeb ojca, nie ma tutaj stałego domu – od razu się zgodziłam.

To ktoś, kto jest w San Francisco wyłącznie przejazdem. Jutro zniknie z miasta i z mojego życia, jakby go nigdy w nim nie było. Właśnie kogoś takiego potrzebuję na dzisiejszy wieczór.

Nie wahałam się, bo wiem, że gdybym zaczęła to analizować, miałabym wątpliwości. W końcu nie znam tego faceta. Może się okazać seryjnym mordercą albo gwałcicielem. Może być z nim coś nie tak. Może ma fetysz stóp albo lubi poniżać kobiety podczas seksu.

Tylko że tak naprawdę w chwili, gdy dotknął mnie na parkiecie, przestało mnie to obchodzić. Chcę z nim być dzisiejszej nocy i nic na to nie poradzę. Jutro mogę wrócić do mojego życia, zjebanej atmosfery w pracy i byłego narzeczonego zamykającego przede mną mieszkanie, w którym wciąż są moje rzeczy, ale dzisiejszy wieczór jest odskocznią. Jest tylko dla mnie.

I wiem, że nikogo nie wykorzystuję, bo on zdaje sobie z tego sprawę. Też tym dla niego jestem. W końcu on także przeżył dzisiaj coś okropnego, musiał pochować ojca, i na pewno potrzebuje rozproszenia uwagi. Więc jeśli tym właśnie mam dla niego być, to w porządku.

Nadal nie znamy swoich imion i chcę, żeby tak pozostało. Podoba mi się urok anonimowości tej relacji. Gdybyśmy poznali się w innych okolicznościach, na przykład w mojej pracy, on pewnie też uznałby, jak reszta tych idiotów z mojego zespołu, że to ja zdradziłam Patricka i byłam najgorszą narzeczoną pod słońcem. Tylko Cove zna moją wersję i uwielbiam fakt, że mogłam się wygadać komuś innemu.

A teraz jedziemy do jego hotelu.

– Nie musimy tego robić, jeśli nie chcesz – mówi cicho, sięgając między siedzeniami po moją dłoń.

Uśmiecham się do niego i kręcę głową.

– Kto powiedział, że nie chcę?

– Wydawało mi się, że na chwilę odpłynęłaś – zauważa łagodnie. – Jeśli zmieniłaś zdanie, to w porządku. I tak zachowam w pamięci dzisiejszy wieczór.

Och. Ten facet z pewnością wie, jak bajerować kobietę. Pewnie ma w tym dużo doświadczenia, zważywszy na to, jak wygląda.

Zanim zdążę odpowiedzieć, zatrzymujemy się na miejscu. Mój towarzysz płaci taksówkarzowi, a ja wysiadam, nie czekając na niego. Ledwie jednak staję na chodniku, już czuję ciepły dotyk na plecach, gdy mężczyzna zwraca mnie w swoją stronę.

– Nic nie odpowiedziałaś.

– Nie chciałam rozmawiać przy taksówkarzu – śmieję się skrępowana. – Nie zmieniłam zdania. Przepraszam, że się nie odzywałam, po prostu… pomyślałam o czymś nieprzyjemnym. A nie chcę dzisiaj nieprzyjemnych myśli. Pomóż mi się od nich oderwać, proszę.

Mężczyzna z lekkim uśmieszkiem wyciąga w moim kierunku dłoń, którą bez namysłu ujmuję.

– Tylko jeśli ty pomożesz mnie – odpowiada, a potem ciągnie mnie do środka hotelu.

Zatrzymał się w Four Seasons na Embarcadero, co już powinno mi powiedzieć co nieco o jego statusie materialnym i mnie onieśmielić. Razem z moją sukienką z przeceny kompletnie tu nie pasujemy i zdaję sobie z tego sprawę zarówno ja, jak i obsługa, która zerka na nas w lobby, gdy zmierzamy do wind. Mam to jednak gdzieś, bo najwyraźniej właśnie zamieniłam się w taką kobietę. Zamierzam się dzisiaj dobrze bawić i niczym nie martwić.

Ledwie dostrzegam wystrój eleganckiego holu, za to zauważam, kiedy mój towarzysz waha się przez chwilę, jakby nie wiedział, w którą stronę iść, po czym odnajduje odpowiedni kierunek, wciąga mnie do przestronnej windy i naciska przycisk czterdziestego ósmego piętra. Jakimś cudem od razu wiem, że to ostatnie, i nieco oszołomiona nie rejestruję, że kiedy zamykają się za nami drzwi, zostajemy w windzie sami.

Mężczyzna, nadal trzymając mnie za rękę, ciągnie mnie delikatnie i przytrzymuje drugą dłonią, którą kładzie na plecach, gdy udaje mu się mnie do siebie przyciągnąć. Spoglądam w górę, w jego widoczne zza szkieł okularów roziskrzone niebieskie oczy. Nie są już tak smutne jak wtedy, gdy pierwszy raz odezwał się do mnie w barze.

– Jak masz na imię? – mruczy, zbliżając wargi do mojej skroni.

Przepływa przeze mnie przyjemny dreszcz. Już zapomniałam, jak to jest być uwodzoną. Jaka przyjemna ekscytacja ogarnia wtedy człowieka. Odnoszę wrażenie, że całe moje ciało budzi się do życia i to wszystko dzięki temu facetowi.

Patrick zaniedbywał mnie już wystarczająco długo. Przynajmniej tej nocy mam dość myślenia o moim byłym.

– Żadnych imion – odpowiadam, unosząc ku niemu głowę.

Podnosi jedną brew, przez co wygląda niemalże komicznie.

– Na pewno? – pyta, pochylając się jeszcze bardziej, aż niemalże muska nosem mój. – Nie chcesz wiedzieć, jak mam na imię?

Wzruszam ramionami, udając nonszalancję.

– A po co?

– Żebyś wiedziała, kogo błagać o więcej? – podsuwa bez mrugnięcia okiem.

Otwieram usta, ale znowu nie wiem, co odpowiedzieć. Jezu, przez te lata spędzone z moim byłym zupełnie oduczyłam się flirtować!

Zaraz potem jednak biorę się w garść, przekrzywiam głowę i pytam z zaciekawieniem:

– Będzie was tam więcej, żebym musiała was rozróżniać po imionach?

Mężczyzna śmieje się chrapliwie, co sprawia, że robię się jeszcze bardziej podniecona. Wystarcza mu ułamek sekundy, by nas przesunąć; odwraca mnie tak, żebym to ja opierała się plecami o ścianę windy, a on pochyla się nade mną, więżąc mnie w pułapce swojego ciała. Może powinnam z tego powodu czuć się niepewnie, ale jakoś tak nie jest. Być może to oznacza, że całkowicie oszalałam.

– Och, ja się nie dzielę, skarbie – zapewnia mnie protekcjonalnie. – Dzisiaj jesteś moja.

Przez chwilę wpatrujemy się w siebie bez słowa, niemo prowokując się, by wykonać pierwszy krok. Zanim jednak którekolwiek z nas przegra to wyzwanie, winda zatrzymuje się na czterdziestym ósmym piętrze, a jej drzwi się otwierają. Mój towarzysz posyła mi ostatni uśmiech, po czym chwyta mnie za rękę i wyciąga na zewnątrz.

Droga korytarzem do odpowiedniego pokoju jest wystarczająco krótka, żebym nie stchórzyła i nie zmieniła zdania. Już po chwili znajdujemy się w środku, a ja kolejny raz daję się zaskoczyć, choć przecież wiedziałam, że po ostatnim piętrze Four Seasons nie można spodziewać się żadnej nory.

Zostawiam mojego towarzysza pod drzwiami i ruszam przez pokój do okien, z których rozciąga się panoramiczny widok na całą zatokę. W oddali dostrzegam nawet most Golden Gate. Jest ciemno, na pierwszym planie widzę rozświetloną połać miasta, a za nim rozciąga się ciemna woda. Ten widok jest tak piękny, że aż zapiera mi dech w piersiach.

Słyszę jego kroki, jeszcze zanim do mnie dołącza. Po chwili staje tuż za mną, aż mogę plecami oprzeć się o jego klatkę piersiową, obejmuje mnie ramionami i splata dłonie na moim brzuchu. Znowu owiewa mnie zapach jego perfum. Absolutnie uzależniający i uderzający do głowy. Takie zapachy powinny być zakazane, bo sprawiają, że kobiety tracą resztki rozumu, jak ja.

– Podoba ci się to, co widzisz? – mruczy mi do ucha.

Kiwam głową.

– Piękny widok.

– To prawda – stwierdza, ale kiedy dostrzegam nasze odbicie w szybie, zauważam, że patrzy na mnie, a nie przez okno. Z jakiegoś powodu mnie to bawi. Ten gość jest naprawdę dobry w prawieniu czułych słówek, gdy chce zaciągnąć kobietę do łóżka, i niechętnie przyznaję, że to na mnie działa. – Ale wolałbym, żebyś teraz skupiła się na mnie.

Nie będę z tym miała absolutnie żadnego problemu.

– Och, a myślałam, że przyprowadziłeś mnie tu specjalnie, żeby zrobić na mnie wrażenie – odpowiadam, zanim zdążę się ugryźć w język. – Nie chcesz mnie oprowadzić po swoich włościach?

– Nie – zaprzecza, po czym chwyta mnie za biodra i do siebie odwraca, aż muszę oprzeć się plecami o zimną szybę. – Tak. Może później, jeśli będziesz chciała. Na razie możesz mi podać swoje imię.

O rany, dlaczego tak się tego uczepił?

Pochyla się i opiera dłonie na szybie po obu moich stronach. Nagle jest tak blisko, że jego oddech miesza się z moim. Z fascynacją wpatruję się w jego niebieskie oczy, kiedy on uśmiecha się lekko.

– Twoje imię, skarbie.

Kręcę głową, niezdolna do wydania z siebie żadnego odgłosu. Gdybym teraz otworzyła usta, pewnie podałabym mu to cholerne imię.

Z jakiegoś powodu to go bawi jeszcze bardziej, jakby dokładnie wiedział, dlaczego milczę.

– Ja mam na imię…

Kładę mu dłoń na ustach, zanim zdąży dokończyć to zdanie. Milknie posłusznie, ale w jego oczach widzę przebłyski wesołości. Znowu kręcę głową, a w następnej chwili gwałtownie zabieram dłoń, gdy całuje jej wnętrze.

– Nie – proszę. – Nie chcę wiedzieć.

– Jesteś taka uparta – mamrocze, przenosząc jedną z dłoni na mój kark. – I tak się dowiem, skarbie.

Jasne. Po moim trupie.

Właściwie nie wiem, dlaczego aż tak mi na tym zależy, ale przy nim chcę być kimś innym. Nie żałosną dwudziestopięcioletnią Astrą Flanagan, którą zdradziecki narzeczony wyrzucił z mieszkania, a następnie obsmarował w firmie tak bardzo, że nikt jej tam teraz nie lubi. Nie chcę być nudną programistką, która lepiej zna się na cyfrach niż na ludziach.

Ten facet widzi we mnie kogoś innego. Seksowną, wartą zachodu dziewczynę, której chce się pokazać widok z czterdziestego ósmego piętra Four Seasons. Nigdy wcześniej nawet nie przebywałam w takim hotelu, a co dopiero mówić o spędzeniu tu nocy. Nigdy też nie byłam z aż tak seksownym facetem.

Ta noc to moja fantazja. Nie chcę jej psuć niepotrzebnymi szczegółami, takimi jak nasze imiona.

– Możesz próbować – oznajmiam, podnosząc wyżej podbródek. – Ale to i tak ci się nie uda.

On tylko śmieje się chrapliwie, a potem pochyla się w moją stronę jeszcze bardziej i wreszcie mnie całuje.

Na początku to tylko muśnięcie warg, jakby mnie próbował. Jedno, drugie, potem trzecie, nieco mocniejsze, po którym wyczuwam miękkość i ciepło jego ust. Wysuwa język, oblizuje moją dolną wargę, aż sama z siebie je dla niego rozchylam. Dopiero wtedy wzmacnia pieszczotę, chwytając moją twarz w dłonie i całując mnie mocno, aż wydaję z siebie cichy jęk.

Jego język penetruje moje usta, a ja bez namysłu wychodzę mu naprzeciw. Ten facet zdaje się zagarniać mnie całą dla siebie jednym stanowczym, gorącym pocałunkiem. Teraz nawet gdybym chciała, nie byłabym w stanie podać mu swojego imienia, bo gdy tak mnie pieści, zapominam, jak się nazywam. Chcę tylko więcej i więcej, chcę, żeby mnie całował bez końca.

Odnoszę wrażenie, że żadne z nas nie chce przerwać tego pocałunku. Na początku jesteśmy zachłanni, uczymy się siebie w błyskawicznym tempie, ale potem pieszczota staje się coraz bardziej powolna i zmysłowa. Mój towarzysz robi ostatni krok do przodu, przyciska mnie do szyby za mną, i czuję, jak bardzo jest w tej chwili podniecony. Przywiera do mnie cały, gdy chwyta mnie za pośladki i podnosi. Automatycznie oplatam jego biodra udami, a ramiona zarzucam mu na szyję, żeby kurczowo się go przytrzymać. Nawet i bez tego nie straciłabym jednak równowagi, bo on przyszpila mnie biodrami do szyby i cały czas trzyma mocno za tyłek.

W końcu przerywa pocałunek i oboje z trudem nabieramy powietrza. Jego wargi szybko zsuwają się w dół, do mojej szyi i dekoltu, znacząc skórę kolejnymi gorącymi muśnięciami. Wplatam mu dłoń we włosy i przytrzymuję przy sobie, jakbym się bała, że za chwilę się odsunie.

– Zupełnie się ciebie nie spodziewałem – mruczy w mój dekolt. – Poszedłem do tego baru tylko po to, żeby napić się drinka. Jakim cudem akurat tam byłaś?

– Cóż, ja też… nie zakładałam, że ten wieczór tak się skończy. – Śmieję się zduszenie.

On na chwilę podnosi głowę, by spojrzeć mi prosto w oczy. Ma przekrzywione okulary, ale wcale nie wygląda przez to śmiesznie.

– Nie wmawiaj mi, że to przypadek – oznajmia stanowczo. – Nie ma nic przypadkowego w fakcie, że cię tam znalazłem. Jasne?

Waham się przez chwilę, ale w końcu kiwam głową. Bardziej po to, żeby się z nim nie kłócić, niż dlatego, że rzeczywiście się z nim zgadzam. Okej, miałam farta, poznając takiego faceta w barze, ale jutro o nim zapomnę, a on zapomni o mnie. Na pewno przyjdzie mu to bez trudu, podobnie jak większości ludzi w moim życiu.

Dzisiaj w nocy jest jednak tylko mój.

I zamierzam z tego korzystać.

Rozdział czwarty

W pierwszej chwili nie orientuję się, że odrywam się od ściany. Dopiero gdy przechodzimy przez pokój, rozumiem, że za chwilę znajdziemy się w łóżku. Przygotowuję się na twarde lądowanie, ale mój towarzysz kładzie mnie na materacu bardzo ostrożnie.

Co za dżentelmen.

Momentalnie podnoszę się do siadu i odrzucam na plecy moje zdecydowanie za długie kasztanowe włosy, ale zanim zdążę ściągnąć z siebie sukienkę, mój towarzysz klęka przede mną i wsuwa dłonie pod materiał. Kładzie je na moich udach i powoli przesuwa w górę, nie spuszczając ze mnie wzroku.

– Jesteś taka miękka – mruczy, a od tego głosu automatycznie chcę rozchylić nogi szerzej. – Chcę zobaczyć, co masz pod spodem.

Podciąga sukienkę wyżej, aż muszę się nieco podnieść, by mógł ją ze mnie zdjąć przez głowę. Już po chwili zostaję w samej bieliźnie – prostym czarnym komplecie. Żadnych koronek, bo naprawdę nie spodziewałam się, że ten wieczór tak się skończy.

Mężczyzna zamiera, przez chwilę po prostu wpatrując się we mnie pociemniałym spojrzeniem. Robię się czerwona na twarzy od tego, w jaki sposób na mnie patrzy. Jakby chciał mnie już widzieć nagą. Z rozłożonymi nogami. Pod nim.

W zasadzie nie miałabym nic przeciwko temu.

Nie wątpię, że mu się podobam. Nawet gdy mnie nie dotyka, to dosyć oczywiste. A wystarczy kilka uderzeń serca, by raptownie zmienił zdanie i po mnie sięgnął. Nadal kompletnie ubrany, przyciąga mnie bliżej i pochyla głowę, by pocałować mnie w zagłębienie między szyją a ramieniem. Jęczę i wplatam mu palce we włosy.

– Mogłabyś teraz wyjęczeć moje imię – mruczy prosto w moją skórę, aż parskam śmiechem. – Tak tylko sugeruję.

– Dzięki, nie skorzystam – prycham, po czym sięgam do guzików przy jego koszuli.

Pozwala mi się rozebrać, przez cały czas nie wypuszcza mnie jednak z rąk. Przytrzymuje mnie za biodra, gdy klękam, próbując zdjąć z niego koszulę, a kiedy wreszcie odkrywam nagie ciało, wzdycham z ekscytacją. Nie myliłam się. Jest świetnie zbudowany, zupełnie nie jak większość facetów z biura, których widuję na co dzień. Nie wiem, czym zajmuje się ten gość – oprócz faktu, że prawdopodobnie czymś, dzięki czemu stać go na pokój na najwyższym piętrze Four Seasons – ale na pewno nie jest programistą jak moi znajomi z zespołu.

Przesuwam dłońmi po jego klatce piersiowej, a potem pochylam się i zastępuję je ustami. Tym razem to on jęczy i wplata mi palce we włosy, przytrzymując mnie przy sobie. Uśmiecham się, bo już wiem, co za chwilę usłyszę, chociaż jeszcze nie powiedział nawet słowa.

– Teraz to ja chętnie wyjęczałbym twoje imię – odzywa się zachrypniętym głosem, a ja przesuwam się w górę jego ciała, całując szyję. – Naprawdę mi na to nie pozwolisz?

– Dlaczego ci tak na tym zależy? – pytam z rozbawieniem.

On waha się przez chwilę, aż odrywam się od niego na moment, by spojrzeć mu w oczy. Pierwszy raz tego wieczora widzę w nich zagubienie i to nieco zbija mnie z tropu.

– Lubię znać imiona ludzi, z którymi mam do czynienia – stwierdza w końcu. – To pomaga mi wszystko… uporządkować.

Marszczę brwi. Nie do końca wiem, jak to rozumieć, ale z drugiej strony jest w jego słowach coś znajomego. Ja też męczę się w kontaktach międzyludzkich. Otwarcie mówię, że wolę liczby od ludzi. Może dlatego tak często usuwam się w cień i pozwalam o sobie zapomnieć.

Ale to ja. Ten facet wygląda na pewnego siebie samca alfa, który bierze wszystko, czego tylko zapragnie. To niesamowite, że ktoś taki jak on może mieć podobne problemy do moich.

– Więc możesz mnie jakoś nazwać – proponuję w końcu. – Jak tylko zechcesz.

Patrzy na mnie z wyraźnym zainteresowaniem.

– Serio?

– Serio – potwierdzam z rozbawieniem. – To imię będzie tylko twoje.

Mruży oczy, wyraźnie się przez chwilę zastanawiając. Jego dłonie błądzą w tym czasie leniwie po moich plecach, co sprawia, że czekanie wcale nie przychodzi mi łatwo. Z każdą chwilą jestem coraz bardziej podniecona i chcę już pozbyć się reszty ciuchów.

Nagle mój towarzysz wsuwa mi palce we włosy i zaczyna je pieścić długimi, powolnymi ruchami, wyraźnie zafascynowany. Mruczy przy tym z zadowoleniem, gdy odchylam głowę do tyłu i wzdycham lekko.

– Masz takie piękne włosy – mamrocze, a potem dodaje wyraźniej: – Destiny.

Parskam śmiechem.

– Nadałeś mi imię striptizerki?

– To nie jest imię striptizerki – oburza się. – Mówiłem ci, że nie spotkaliśmy się przypadkiem. Los tak chciał. Dlatego dla mnie będziesz Destiny.

Robię sceptyczną minę.

– Los chciał, żebyśmy się ze sobą przespali? Okej.

Uśmiecha się lekko, jednym kącikiem ust.

– Nie podoba mi się twój sceptycyzm – oznajmia. – Chyba muszę ci udowodnić, że mam rację, niedowiarku.

Śmieję się.

– Ciekawe jak.

Znowu chwyta mnie za włosy i przyciąga do siebie bliżej, a jego usta opadają na moją szyję. Wyprężam się pod jego zmysłowym dotykiem, pod gorącymi pieszczotami, którymi uważnie obdarza całe moje ciało. Z pomrukiem zadowolenia ściąga ze mnie stanik, który następnie rzuca gdzieś w kąt, by wkrótce potem całą swoją uwagę skupić na moich piersiach.

Są nieduże, ale jędrne, i jestem z nich całkiem zadowolona, a sądząc po kolejnych pełnych aprobaty pomrukach mojego towarzysza, on tym bardziej. Praktycznie wdrapuję mu się na kolana, gdy on niespiesznie pieści najpierw jeden, a potem drugi sutek. Dłońmi chwyta moje biodra i kiedy orientuję się, jak łatwo przychodzi mu przytrzymanie mnie w miejscu, właściwie powinnam być tym zaniepokojona, ale z jakiegoś powodu…

Nie jestem.

Wręcz przeciwnie, kręci mnie to jeszcze bardziej, że on tak łatwo mógłby mnie zdominować, gdyby chciał. A mimo to jest taki łagodny, taki uważny, jakby sądził, że jestem ze szkła.

Chwytam za pasek przy jego spodniach i rozpinam go pospiesznie, żeby sięgnąć dłońmi głębiej. Mój towarzysz nie próbuje mnie powstrzymać, wręcz zachęca mnie, podnosząc nieco biodra, aż mogę wsunąć dłoń pod spodnie i bokserki. Nie bawię się w subtelności, od razu ściskam go mocno, by stwierdzić, że jest gorący, duży i bardzo twardy.

W następnej chwili leżę już na plecach.

Nawet nie zauważam momentu, w którym ten facet rzucił mnie na materac. Po prostu w jednej chwili siedzę na nim okrakiem, a w następnej, które dzieli jedno mrugnięcie, leżę pod nim, rozkładając szeroko nogi. On nakrywa mnie swoim ciałem z szelmowskim błyskiem w oku.

– Teraz moja kolej, Des – oznajmia, wymyślając jeszcze jakiś głupi skrót do tego głupiego imienia.

Zdejmuje okulary i rzuca je na szafkę nocną, po czym zaczyna wędrówkę ustami w dół mojego ciała. Doprowadza mnie do wrzenia, pieszcząc każdy skrawek skóry, aż wiję się pod nim i błagam o więcej. Dopiero wtedy zrywa ze mnie majtki i wsuwa we mnie język. Wystarczy kilka jego zwinnych ruchów w mojej cipce, żebym wybuchła jak fajerwerk.

Dochodzę długo, a on nie przestaje mnie pieścić. Unosi się dopiero wtedy, gdy bezwładnie opadam na materac i milknę. Jest z siebie wyraźnie zadowolony, a w moim zamglonym spełnieniem mózgu pojawia się myśl, że nikt wcześniej tak szybko i tak łatwo nie doprowadził mnie do orgazmu. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek tak szczytowała przy moim byłym.

I żebym kiedykolwiek chciała natychmiast potem więcej.

Znowu też przychodzi mi do głowy, że chyba powinnam czuć się skrępowana albo niepewna, leżąc zupełnie naga przed obcym facetem, rozczochrana i zaczerwieniona, po najlepszym orgazmie, jaki w życiu dostałam, ale z jakiegoś powodu tak nie jest. Czuję się z nim dobrze – trochę tak, jakbym go znała od dawna.

Ale przecież to, co powiedział w barze, że nie spotykaliśmy się przypadkiem, było tylko sposobem na podryw, prawda?

– Mam gumkę w portfelu, a portfel w spodniach – mówi zachrypniętym głosem. – Sięgniesz?

Prawie chcę mu powiedzieć, że jestem na pigułce, ale ostatecznie jedynie kiwam głową, bo to przecież jednak tylko przygodny seks. Nie zamierzam martwić się, że cokolwiek złapię, nawet jeśli on nie wygląda, jakby był chory na cokolwiek.

Posłusznie sięgam więc po prezerwatywę, ale mój towarzysz w tym czasie też nie próżnuje. Ściąga do końca spodnie wraz z bielizną, po czym znowu nas odwraca, aż siedzę na nim okrakiem, a on opiera się plecami o zagłówek. Chwyta mnie za włosy i przyciąga do długiego, leniwego, głębokiego pocałunku, przez który nieświadomie zaczynam poruszać biodrami. To silniejsze ode mnie.

– Już, zaraz – śmieje się. – Nie doszłaś już przypadkiem?

– To więcej mi nie wolno? – Mrużę oczy.

Patrzy na mnie zachłannie, gdy rozpakowuję gumkę i powoli na niego zakładam. Sam widok penisa tego mężczyzny sprawia, że o mało nie mdleję. Jest dokładnie tak duży, jak mi się wydawało, gdy wyczułam go palcami. Nigdy wcześniej nie miałam obsesji na punkcie czyjegokolwiek penisa, ale ten…

Przed tym mogłabym paść na kolana.

I być może później to zrobię.

W końcu mężczyzna chwyta mnie za biodra i podnosi nieco, by następnie na siebie nadziać. Jęczę i zaciskam się na nim odruchowo, gdy zaczyna mnie penetrować i rozciągać do granicy bólu. Wycofuje nieco biodra, a potem znowu na mnie napiera, aż chowa się w środku cały, ocierając o mój punkt G.

Oboje zgodnie jęczymy. Uścisk jego dłoni na moich biodrach robi się mocniejszy, kurczowy.

– Pieprz mnie – proszę. – Och, tak. Właśnie tak…

Poruszamy się zgodnie, moje biodra przy jego, całując się co chwila niechlujnie. Trzymam go mocno za kark, moje piersi ocierają się o jego tors, jest gorąco, a ja jestem blisko dojścia po raz drugi, co nigdy wcześniej mi się nie zdarzyło.

Widzę w jego niebieskich oczach mnóstwo emocji. Wydaje się mną równie zafascynowany co ja nim. Co chwila muszę sobie przypominać, że to tylko jednorazowy numerek, że po wszystkim ubiorę się i wyjdę, jak gdyby nigdy nic. Powtarzam to sobie w myślach, nawet gdy mój towarzysz zwiększa tempo i pieprzy mnie tak, że zaczynam krzyczeć z rozkoszy.

Nasze ciała są śliskie od potu, ale zupełnie się tym nie przejmujemy. To chyba głównie mi brakuje kondycji, ale o tym też teraz nie myślę. On szepcze mi do ucha kilka słów tym swoim zachrypniętym głosem, dzięki którym czuję się piękna i pożądana. Tak właśnie powinien wyglądać dobry seks i szkoda, że dopiero teraz to sobie przypominam.

W końcu dochodzimy oboje, on tuż po mnie, jakby wstrzymywał się, czekając na mój orgazm. Trwa to długo, dłużej niż zwykle, aż na jakiś czas tracę kontakt z rzeczywistością. Po wszystkim opadam na niego, trzymając się go kurczowo, jakbym bez tego mogła utonąć.

Trochę tak się czuję.

Serce wali mi jak szalone, gdy próbuję unormować oddech. Czuję na skroni ten należący do niego i z pewną satysfakcją stwierdzam, że też jest przyspieszony. Przyciskam wargi do szyi mężczyzny w leniwym pocałunku, na co on jęczy i wplata mi palce we włosy. Chyba rzeczywiście je lubi, bo przesuwa po nich dłonią w pieszczotliwym geście pełnym fascynacji. Och, jak przyjemnie.

W końcu jednak dociera do mnie rzeczywistość. Powinnam się zbierać, prawda? Nie mogę nagle stać się pijawką, która nie potrafi odlepić się od faceta po dobrym orgazmie. Bo to było tylko tym. Naprawdę dobrym pieprzeniem.

Niczym więcej.

– Dokąd się wybierasz? – pyta niezadowolony, gdy niemrawo próbuję się wyplątać z jego ramion.

– Do domu – odpowiadam sennie i bardzo niechętnie. – Powinnam wracać do domu.

– Zostań – prosi, choć ton jego głosu przypomina bardziej rozkaz. Jakby był przyzwyczajony do ich wydawania. Zaciekawiłoby mnie to, gdybym miała choć odrobinę więcej siły. – Zostań na noc.

– Ale…

– Daj mi przynajmniej tyle – przerywa mi, odsuwając się nieco, by spojrzeć na mnie tymi niebieskimi oczami. – Proszę.

To ostatnie słowo pokonuje mnie na tyle, że tracę zapał do dalszych protestów. Brakuje mi też siły na sprzeczanie się, więc tylko kiwam głową. Mogę zostać.

Rano wrócę do rzeczywistości.

Rozdział piąty

Rzeczywistość uderza mnie rano z siłą rozpędzonej ciężarówki.

Budzę się w obcym łóżku, w obcym pokoju hotelowym, przyklejona do obcego faceta, który wczoraj zerżnął mnie trzy razy. W dodatku po pierwszym okazało się, że w trakcie pękła nam prezerwatywa, więc i tak musiałam go zapewnić, że jestem na pigułce oraz że jestem zdrowa, on powiedział mi to samo (to znaczy, pomijając pigułkę), a potem już poszliśmy na całość.

A teraz jest mi dziwnie z myślą, że nawet nie dopadł mnie moralniak.

Nie żałuję ani sekundy z wczorajszej nocy. Miałam pięć zajebistych orgazmów, co nigdy wcześniej mi się nie zdarzyło, i skutecznie wybiłam sobie z głowy wszystkie toksyczne myśli o Patricku i o tym, w jaki sposób i dlaczego zakończył się nasz związek. Udowodniłam sobie, że wcale nie jestem zdystansowana i oziębła, jak próbował mi wmówić, wkładając równocześnie dresy na gołą dupę, i że to nie we mnie jest problem (nawet jeśli Cove wielokrotnie wcześniej mi to powtarzała). Po prostu potrzebowałam takiej nocy, a mój nowy przypadkowy znajomy spadł mi z nieba.

Może nasze spotkanie rzeczywiście nie było przypadkowe, tak jak twierdził.

Otwieram oczy i pozwalam sobie przez chwilę przyglądać mu się bezkarnie, podczas gdy on nadal głęboko śpi. Jezu, jest taki przystojny. Z tym śladem zarostu na ostro zarysowanej szczęce, opaloną skórą i rozczochranymi ciemnymi włosami zupełnie nie wygląda jak facet, który byłby w moim zasięgu. Pragnę go obudzić i zainicjować kolejne zbliżenie, bo na sam jego widok robię się podniecona.

Resztki zdrowego rozsądku mówią mi jednak, że to nie byłby dobry pomysł. To, co stało się w nocy, na tym powinno się skończyć. Jeśli rano będę to ciągnąć, może się okazać, że nie będę potrafiła przestać. Nigdy wcześniej nie przeżyłam przygody na jedną noc i nie wiem, czy umiałabym tak po prostu odejść, gdyby to trwało dłużej.

Wzdycham cichutko i niechętnie odwracam wzrok od mężczyzny, by rozejrzeć się po pokoju. Nasze ciuchy leżą rozrzucone po meblach i podłodze i pamiętam, że wczoraj mój kochanek zdarł ze mnie majtki. Okej, więc ich raczej już nie włożę. Sukienka też niespecjalnie się nadaje, poza tym nie widzę jej nigdzie na otwartej przestrzeni. Na szczęście w torbie mam ciuchy na zmianę, w których wyszłam wczoraj z pracy, zanim się przebrałam przed wizytą w barze. Torba zaś leży na podłodze koło drzwi wejściowych.

Facet, którego imienia nadal nie znam, oplata mnie ściśle ramieniem, przyciągając do swojego boku nawet nieświadomie, przez sen. Odsuwam je powoli i ostrożnie, nie chcąc go obudzić. Może pryskanie rano z pokoju przypadkowego partnera seksualnego nie jest najmądrzejszą decyzją, na jaką wpadłam w życiu, ale z pewnością pomoże mi uniknąć niezręcznego porannego spotkania, a przecież i tak nigdy więcej się nie zobaczymy. On nawet nie mieszka w San Francisco. Dzisiaj albo jutro pewnie stąd wyjedzie i o mnie zapomni.

Nawet jeśli ja nie zapomnę. Noc z pięcioma orgazmami zniszczyła mnie dla innych mężczyzn.

Udaje mi się w końcu wyczołgać z łóżka, nie budząc mojego partnera, więc chwytam szybko stanik wiszący jakimś cudem na lampce na stoliku nocnym, wkładam go, po czym niemalże naga przebiegam na palcach do mojej torby. Drżącymi rękami wyciągam stamtąd dżinsy i T-shirt, w których byłam w pracy, wkładam je, po czym związuję włosy gumką w kucyk, żeby nie było widać, jak bardzo są rozczochrane. Przy oknie z widokiem na zatokę znajduję moje buty, więc biorę je do ręki i kieruję się do wyjścia. Zerkam na siebie kontrolnie w lustrze – na szczęście prawie nie miałam wczoraj makijażu, więc nie rozmazał się za bardzo przez noc – po czym uciekam.

Dopiero na pustym korytarzu wzuwam buty i ruszam do windy. Staram się przybrać pewną siebie minę, jakbym miała pełne prawo tutaj być i wcale nie uciekała z łóżka faceta, którego imienia nie znam. Serce wali mi jak szalone, jak gdyby on mógł nagle wyskoczyć z pokoju i oskarżyć mnie o kradzież czy coś.

Albo uznać, że ostatnia noc była pomyłką.

Dopiero w windzie udaje mi się odetchnąć. Opieram się o ścianę, dając odpocząć drżącym nogom, i wyciągam komórkę. Zauważam na niej kilka wiadomości od Cove, której dałam wczoraj znać, że nie wrócę na noc.

✉Cove: Obudziłaś się już? Musisz mi opowiedzieć, jak było!

✉Cove: Jeśli nie odezwiesz się do południa, wzywam gliny.

✉Cove: Wiem, do którego pokoju cię zabrał, więc jeśli znajdą tam twoje zwłoki, zostaniesz pomszczona.

Wariatka.

Zbieram się, żeby odpisać, ale zupełnie nie wiem co. Przymykam oczy i przypominam sobie szczegóły ostatniej nocy. Po pierwszym intensywnym zbliżeniu mój partner z przepraszającym uśmiechem przyznał, że nosił tę prezerwatywę w portfelu tak długo, że mogła się przeterminować i dlatego pękła. To w zasadzie dobrze o nim świadczy – najwidoczniej też nieczęsto zdarzają mu się podobne jednonocne przygody. Potem zabrał mnie do ogromnej łazienki, w której razem wzięliśmy prysznic, a później wróciliśmy do łóżka i poszliśmy spać. Nie na długo, bo w środku nocy obudził mnie ponownie.

Robi mi się gorąco na samo wspomnienie tamtych chwil. Wracam jednak do rzeczywistości, gdy słyszę sygnał kolejnej wiadomości.

✉Cove: Serio, Astra, na dwunastą idziemy do fryzjera. Lepiej, żebyś się nie spóźniła!

Wzdycham, po czym wreszcie jej odpisuję.

✉Astra:Żyję, już wracam do domu. Nie spóźnię się.

✉Cove: OPOWIADAJ!!

Moja przyjaciółka powinna sobie znaleźć kogoś poza Furdinandem.

✉Astra: Było zajebiście i to wszystko, co mam na ten temat do powiedzenia.

✉Cove: Słucham??

✉Cove: Nie przyjmuję tego do wiadomości. Żądam szczegółów!

W dodatku jest wariatką, ale prawdopodobnie właśnie dlatego ją kocham.

✉Astra: Co DOKŁADNIE chcesz wiedzieć? Nie powiem ci, ile miał cali.

✉Cove: Psujesz zabawę.

✉Cove: To chociaż powiedz, czy orgazm był dobry!

Znowu wzdycham, przypominając sobie, jak we mnie wchodził, jak mnie pieprzył i jak troszczył się o to, żebym za każdym razem doszła pierwsza. Raz albo nawet dwa. Nie pozwolił mi się odwdzięczyć, nie udało mi się wziąć go do ust, i już teraz żałuję, że nie byłam bardziej stanowcza. Przegapiłam jedyną taką w życiu okazję.

Ale pięć orgazmów, serio? To nigdy wcześniej mi się nie zdarzyło. Wydawało mi się, że z Patrickiem miałam dobre pożycie, ale też nigdy nie oczekiwałam fajerwerków. Przyjaźniliśmy się od dziecka, nasze rodziny się znały, moi rodzice traktowali go jak syna, którego nigdy nie mieli. W którymś momencie to okazało się naturalne, że staliśmy się parą. Sądziłam, że to przejście od przyjaciół do związku sprawiło, że nigdy nie wybuchła między nami duża namiętność.

Dopiero teraz dochodzę do wniosku, że może po prostu wybrałam niewłaściwego faceta.

Winda zatrzymuje się na parterze, zanim jestem gotowa zmierzyć się z rzeczywistością. Na dole czeka sporo ludzi, więc wysiadam i ruszam do wyjścia, po drodze zamawiając sobie ubera. Dopiero gdy wychodzę na zatłoczoną, głośną ulicę, zaczynam żałować, że nie zapytałam tego faceta choćby o imię. Mogłabym go dzięki temu wspominać jakoś bardziej personalnie.

Ale może to i dobrze. Ta noc powinna pozostać czymś w rodzaju snu, fantazji, która jakimś cudem się spełniła. Bo nigdy nie będzie niczym więcej.

Tylko wybrykiem, o którym nigdy nie zapomnę.

– Zabrał cię do Four Seasons? – pyta cicho Cove, gapiąc się na mnie z niedowierzaniem. – Na najwyższe piętro?!

Kiwam głową, wymieniając z nią spojrzenia w lustrze naprzeciwko stanowisk, przy których siedzimy. Obie mamy już na głowach nałożone farby, nasi fryzjerzy chwilowo zostawili nas w spokoju, więc wreszcie możemy porozmawiać.

Cove jest moim totalnym przeciwieństwem: to smukła, dosyć wysoka blondynka o bursztynowych oczach, której słodki uśmiech robi wrażenie na każdym facecie. Jakimś cudem zaprzyjaźniłyśmy się na studiach, gdy trafiłyśmy do tego samego pokoju w akademiku, chociaż ona studiowała literaturę, a ja – informatykę. Ona jest umysłem humanistycznym, ja – ścisłym, ona jest ekstrawertyczką, a ja raczej introwertyczką, ale to nigdy nie przeszkadzało nam się zaprzyjaźnić.

Bo to nie tak, że jestem nieśmiała czy nie lubię ludzi – po prostu po interakcjach z nimi wolę wrócić do domu i tam w spokoju odpocząć.

Jeszcze nie wiem, co dokładnie będę miała na głowie, gdy zakończymy te nasze metamorfozy, ale wiem, że Cove zażyczyła sobie fioletowe pasemka. Będzie z nimi wyglądała ekstra.

– Czterdzieste ósme – mówię przyciszonym głosem. – Widok stamtąd był…

– Stara, mam w dupie widok – przerywa mi Cove gwałtownie. – Bardziej mnie interesuje fakt, że to musi oznaczać, że jest dziany. Wiesz, kim jest? Czym się zajmuje? Skąd się wziął w San Francisco?

Wzruszam ramionami.

– To była jednonocna przygoda, a nie poszukiwania męża – przypominam jej. – Nie chciałam wiedzieć i nadal nie chcę.

Cove mruży oczy.

– Nie jesteś nawet ciekawa?

– Oczywiście, że jestem – śmieję się. – Mogłam mu zajrzeć do portfela, zanim wyszłam, i przez moment mnie to korciło. Ale nie o to w tym wszystkim chodziło. Nie musiałam robić takiej konspiracji, opowiedziałby mi o sobie więcej, gdybym tylko zapytała. Po prostu tak to chciałam zapamiętać. To była jednorazowa sprawa, więc nie potrzebuję wiedzieć nic więcej.

Moja przyjaciółka przez chwilę gapi się na mnie tak, jakby wyrosła mi druga głowa. W końcu jednak wzrusza ramionami.

– Widocznie właśnie tego potrzebowałaś.

– Tak, potrzebowałam tego – potwierdzam stanowczo. – Nie masz pojęcia, jak rozstanie z Patrickiem popieprzyło mi w głowie. Wiem, że to nie ja zawiniłam, że to on zdradził, a mimo to zaczęłam się zastanawiać. Może gdybym była bardziej namiętna, gdybym częściej coś między nami inicjowała, gdybym się bardziej starała… może on nie szukałby pocieszenia u Daisy. Wiem, że to porąbane, ale zastanawiałam się nad tym. Że może po prostu nie mam tego… czegoś.

Cove posyła mi potępiające spojrzenie.

– Masz wszystko, czego potrzebujesz, Astra.

– Po tej nocy też tak uważam – przyznaję z entuzjazmem. – Naprawdę, wyleczyłam się z myślenia o Patricku. Właśnie tego potrzebowałam. Ten facet pojawił się w idealnym momencie.

Moja przyjaciółka się śmieje.

– Więc może się nie mylił i to naprawdę nie był przypadek, że się spotkaliście.

Z rozbawieniem kręcę głową, ale w żaden sposób jej nie odpowiadam. Nie zamierzam przyznać, że to spotkanie było czymkolwiek poza przypadkiem. Nie wierzę w takie rzeczy.

Potem staram się przekierować rozmowę na inne tory, bo mam dość, że moja przyjaciółka chce rozmawiać tylko o tajemniczym nieznajomym z baru, a po chwili wracają nasi fryzjerzy i to pomaga nam w porzuceniu zbyt prywatnych tematów. Sama przed sobą muszę przyznać, że to wszystko bardzo poprawia mi humor. Jest weekend, nie muszę iść do pracy ze zjebaną atmosferą, za to jestem porządnie zerżnięta i za chwilę będę mieć nową fryzurę.

Życie czasami jednak może być dobre.

Tkwię w tym przekonaniu przez kilka godzin. Fryzjer Gus, do którego zabrała mnie Cove, diametralnie skraca moje włosy, aż sięgają łopatek, przednie pasma zostawia jeszcze krótsze, po czym farbuje część z nich na rudo, dzięki czemu po jakimś czasie nie mam już kasztanowych włosów. Z nowym kolorem jest mi bardzo do twarzy i zachwycam się tym, jak część rudych pasm rozświetla całą fryzurę.

Cove jest tym równie zachwycona, chociaż trochę lamentuje nad utraconą długością. Ja jednak mam to gdzieś. Wprawdzie pamiętam, jaki oczarowany moimi włosami był mój nowy znajomy z hotelu, ale przecież to nie ma znaczenia. Więcej go nie zobaczę, a już po rozstaniu z Patrickiem obiecałam sobie, że nie będę trzymać fryzury dla żadnego faceta. To ja powinnam czuć się dobrze ze swoim wyglądem, a nie on.

Cove również wygląda uroczo z fioletowymi pasemkami i kiedy wychodzimy w końcu z salonu, jesteśmy w naprawdę dobrych humorach. Planujemy jeszcze zakupy, a później jakieś drinki, gdy dostaję wiadomość z numeru, który powinnam już dawno zablokować.

✉Patrick: Wystawiłem twoje rzeczy przed dom.

✉Patrick: Przyjedź po nie albo zabiorą je bezdomni.

Kurwa.

Ten gnój nawet po rozstaniu potrafi uprzykrzyć mi życie.