Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Rok 1944 i 1945 to czas, w którym świat wstrzymał oddech, obserwując spektakularny upadek III Rzeszy. Armia Czerwona przetacza się przez wschodni front, zdobywając kolejne miasta, alianci lądują w Normandii, a Europa staje się areną jednych z najbardziej brutalnych walk w historii. W Berlinie Adolf Hitler, otoczony przez wiernych, lecz coraz bardziej zdesperowanych doradców, snuje wizje nierealnego zwycięstwa, podczas gdy jego imperium kruszy się na wszystkich frontach.
Książka ta to fascynująca i wnikliwa relacja z ostatnich miesięcy II wojny światowej, ukazująca nie tylko kluczowe bitwy i decyzje polityczne, ale również dramat tysięcy ludzi wciągniętych w wir konfliktu. Autor, Krzysztof Drozdowski, z mistrzowską dokładnością odtwarza atmosferę strachu, chaosu i zniszczenia, które towarzyszyły upadkowi nazistowskich Niemiec.
Na kartach tej książki znajdziesz m.in.:
Kulisy wielkich operacji wojskowych – od klęski Wehrmachtu na froncie wschodnim, przez aliancką inwazję w Normandii, aż po zdobycie Berlina.
Polityczne intrygi i tajne negocjacje – zdrady, spiski i próby zawarcia separatystycznego pokoju, które mogły zmienić losy świata.
Zwykłych ludzi w niezwykłych czasach – losy cywilów, żołnierzy, jeńców wojennych i ofiar wojny, które stanowią poruszającą mozaikę ludzkiego cierpienia i heroizmu.
Ostatnie dni Hitlera – dramatyczne wydarzenia w berlińskim bunkrze, gdzie dyktator odizolowany od rzeczywistości podejmuje swoje ostatnie, desperackie decyzje.
"Europa w płomieniach. Ostatnie miesiące II Wojny Światowej" to nie tylko historia wojny, ale także studium upadku totalitarnego reżimu, który przez lata terroryzował Europę. To książka, która oddaje grozę ostatnich dni wojny, ukazując zarówno wielkie bitwy, jak i osobiste dramaty tych, którzy znaleźli się w samym centrum historii.
Przeczytaj i odkryj, jak zakończyła się era nazistowskich Niemiec – i jak ukształtował się nowy światowy porządek.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 277
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dedykuję mojej żonie Karolinie
Wstęp
W tym roku mija 80 lat od zakończenia największego konfliktu zbrojnego w dziejach świata. Po zakończonej w 1918 roku Wielkiej Wojnie powszechnie uważano, że kolejny raz już nie dojdzie do takiego kataklizmu. Wystarczyło jednak, by minęło 21 lat, aby na nowo na świecie odezwały się agresywne zapędy. Był to okres kumulujący w Europie nastroje nacjonalistyczne, chęć rewanżu za przegraną wojnę – jak w przypadku Niemiec, odbudowy lub powrotu do dawnej świetności – jak w przypadku Włoch, czy też dokończenia przenoszenia komunistycznych haseł na resztę państw europejskich – jak w przypadku ZSRR. Węgrzy chcieli rozstrzygnąć zatarg z Rumunami, a w państwach bałkańskich ciągle wrzały emocje. Historia II wojny światowej to historia wielkiego konfliktu zbrojnego, w którym wzięło udział 61 państw, ale to także historia polityków z ich zakulisowymi rozmowami, układami i historia zwykłych ludzi z ich codziennymi dramatami, ludzi, którzy stali po różnych stronach barykady, a wielu z nich chciało tylko przeżyć kolejny dzień. Historia II wojny światowej to też historia nienawiści i śmierci milionów Polaków, Rosjan, Żydów, Niemców, Romów. Szacuje się, że w różny sposób wojna dotknęła 1 700 000 000 ludzi na całym świecie. A przecież część z nich została później rodzicami, przenosiła swoją wojenną traumę na następne pokolenia, przez co liczba pośrednich ofiar tego konfliktu rosła w zatrważającym tempie. Obecnie żyje na świecie już coraz mniej bezpośrednich świadków i uczestników tego konfliktu. To ostatnie chwile, by wsłuchać się w ich słowa. To ostatnia chwila, by z ich doświadczeń wyciągnąć wnioski na przyszłość. Uczmy się historii, by nie popełniać tych samych błędów – ileż to razy słyszymy to wyświechtane powiedzenie. Ale jakie właściwie wnioski wyciągnęliśmy jako społeczeństwo? W czasach gdy nauczyliśmy się uważać, że wojna jest tylko tragicznym wspomnieniem, ona puka do naszych drzwi. I, co najgorsze, nie tylko od nas zależy, czy te drzwi otworzymy. Rządzą nami politycy, dla których wojna zawsze była jedynie środkiem działania.
Rokrocznie przy kolejnych rocznicach spieramy się, czy dane wydarzenia miały sens. Czy było warto? Czy racjonalny był zamach na Franza Kutscherę, gdy było wiadomo, że Niemcy zemszczą się na mieszkańcach Warszawy? Czy wybuch Powstania Warszawskiego, słabo przygotowanego pod względem uzbrojenia i wyposażenia miał sens? Kwestionujemy prawie każde wydarzenie, dywagując nad jego istotą. Robimy to jednak, siedząc w wygodnym fotelu, mając lodówkę pełną jedzenia i ogrzewane mieszkanie. Czy więc wolno nam podważać powstańczy zryw ludzi, którzy często byli gotowi stracić wszystko, bo dla nich wolna Ojczyzna była najważniejsza.
Po 80 latach patrzymy na wojenne wydarzenia z zupełnie innej perspektywy, nie potrafimy sobie nawet wyobrazić cierpienia, które przeżywały osoby idące na śmierć w obozach koncentracyjnych, głodujące i umierające na ulicach, idące do walki z karabinem w ręku, odmawiające modlitwę z prośbą o przeżycie kolejnego dnia, by znów zobaczyć zostawioną daleko rodzinę.
Dziś wydaje nam się, że wiemy już wszystko o tych wydarzeniach. Zajmuję się badaniem historii piętnaście lat i z każdym rokiem wiem, że jest to pewna niekończąca się opowieść. Wciąż odkrywamy nowe dokumenty, fotografie, relacje świadków. Dorastają nowe pokolenia, które trzeba edukować, przypominać i pokazywać to, co kiedyś przeżyli nasi przodkowie. Żeby pamięć o nich i tym, czego doświadczyli, nigdy nie zginęła. Bo przecież jeśli my przestaniemy pamiętać o nich, to nie mamy prawa żądać, by kolejne pokolenia pamiętały potem o nas.
Kiedy otrzymałem propozycję napisania książki, w której omówione zostaną najważniejsze wydarzenia od zakończonego Powstania Warszawskiego do końca II wojny światowej w Europie wiedziałem, że nie będzie to wcale łatwe zadanie. Te ostatnie miesiące wojny były najbardziej intensywne, miało miejsce wówczas tyle wydarzeń, że zacząłem się zastanawiać, jak to wszystko zmieścić w jednej książce. Wątpliwości minęły wraz z momentem rozpoczęcia pracy. Po napisaniu pierwszego zdania już wiedziałem, w jaki sposób chcę opowiedzieć tę historię. I mam nadzieję, że to mi się udało, choć oczywiście końcowa ocena należy zawsze do czytelników. Pomimo że ukazało się dotąd ponad 30 książek mojego autorstwa, jeszcze żadna nie sprawiła, że stawiając ostatnią kropkę, odczułem ulgę. Były to dla mnie najbardziej intensywne miesiące w pisarskiej karierze. Ciężko by było je przetrwać bez wsparcia mojej żony Karoliny, która co pewien czas zaglądała do gabinetu sprawdzać, czy trzeba mnie w czymś wyręczyć, bym mógł skupić się na pisaniu. W każdej książce i na każdym spotkaniu autorskim powtarzam, że jestem wdzięczny żonie za tę pomoc i zrozumienie dla mojej pasji. Więc jeśli zobaczymy się kiedyś na jakimś spotkaniu autorskim, to na pewno o mojej żonie słów kilka też usłyszycie.
Dziękuję również Rafałowi Bielskiemu, czyli redaktorowi naczelnemu wydawnictwa Skarpa Warszawska, który zaproponował mi napisanie tej książki i życzliwie przyjął pod swoje skrzydła. Gdyby nie jego propozycja, to zapewne ta książka nigdy by nie powstała. A już dziś mogę zdradzić, że to nie jest moje ostatnie słowo.
Rozdział 1
PRZEGRANE POWSTANIE
Do dziś trwają spory na temat sensowności wywołania Powstania Warszawskiego. Jedna z narracji głosi, że słabo uzbrojeni Polacy zostali skazani na śmierć przez polskie władze w Londynie i gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego, który w ostatnich dniach września został mianowany w miejsce gen. Kazimierza Sosnkowskiego Naczelnym Wodzem. Druga narracja mówi, że ciemiężeni od września 1939 roku Polacy chwycili za broń, by pokazać, że w polskiej stolicy nadal bije serce, że kraj nie podda się bez walki, a poniesione straty są trudnym, ale jednak potrzebnym świadectwem polskiego patriotyzmu. Dyskusje te nasilają się zwłaszcza w okolicy 1 sierpnia, gdy oddajemy hołd osobom walczącym w Powstaniu Warszawskim. I zgodzić się trzeba z tym, że w pewnej części rację ma każda ze stron. Już w połowie września stało się jasne, że ten zryw czeka smutny koniec. Stojąca na wschodnim brzegu Wisły Armia Czerwona nie była zainteresowana wsparciem walczących Polaków. Dla Stalina każdy polski patriota był naturalnym wrogiem dla planu wprowadzenia komunistycznego rządu złożonego z jego marionetek. Czekał więc, aż się Warszawa wykrwawi. Dla Niemców polskie powstanie rzeczywiście stało się lokalnym problemem, z którym jednak po pierwszym szoku potrafili sobie dość skutecznie poradzić. Przewaga zarówno w liczebności wojsk, jak i uzbrojeniu znajdowała się po ich stronie. Bez pomocy aliantów powstanie skazane było na klęskę. Ta klęska, niestety, nastąpiła. 30 września 1944 r. powstańcy uzyskali od Niemców zgodę na zawieszenie broni na dwa kolejne dni – 1 i 2 października w godzinach od 5.00 do 20.00. Celem zawieszenia miało być umożliwienie ewakuacji ludności cywilnej. Było to możliwe w pięciu wyznaczonych punktach: u zachodnich wylotów ulicy Grzybowskiej, Pańskiej, Pięknej i Śniadeckich przy Politechnice, a także w Alejach Jerozolimskich[1]. Tego dnia walczono do godziny 18.30. Wówczas na rozkaz Komendy Głównej Armii Krajowej odłożono broń. Praktycznie do północy kolejne oddziały składały broń, po czym maszerowały pod eskortą na teren Pionier Parku. Do niewoli trafiło około 1900 powstańców w tym 400 rannych. Następnego dnia gen. Komorowski wyznaczył płk. Kazimierza Iranek-Osmeckiego ps. „Heller”, ppłk. Zygmunta Dobrowolskiego ps. „Zyndram”, ppłk. Franciszka Hermana ps. „Bogusławski” i kapitana Alfreda Korczyńskiego ps. „Sas” jako tłumacza do prowadzenia rozmów kapitulacyjnych z Niemcami. Pułkownik Iranek-Osmecki tak wspomina te chwile:
Z trudem przedostawaliśmy się przez rozwalone ulice, idąc z budynku „Pasty” przy ul. Piusa XI, gdzie mieściła się Komenda Główna AK, do barykady pod Politechnikę. Grupy ludzi z tobołkami na plecach dążyły w tym samym kierunku, był to bowiem punkt przejścia dla uchodzących z miasta mieszkańców. Przy studniach ustawiano się z wiaderkami w szeregi. Dokoła punktów rozdzielczych gromadzono się cierpliwie po garść jęczmienia lub pszenicy, jedynego dostępnego jeszcze pożywienia. Miasto rozpoczynało swój dzień. Ale ten dzień był inny niż poprzednie. Dziś czekano na coś nieuchronnego, co jest tuż, tuż. Wyczuwano zbliżający się koniec.
Spotkanie delegacji polskiej z gen. von dem Bachem w jego Kwaterze Głównej w Ożarowie było zapowiedziane na godzinę 9. Trzeba więc było zaraz po godzinie 8 być na czołowej barykadzie pod Politechniką, gdzie mieliśmy przekroczyć linię bojową.
(...) Doszliśmy w asyście polskiego dowódcy tego odcinka ruinami ul. Śniadeckich do barykady niemieckiej przy szpitalu im. Marszałka Piłsudskiego. Oczekiwał nas tam delegat niemiecki mjr SS Fischer[2]. Powołując się na postanowienia Konwencji Haskiej, zapytał przez tłumacza, czy mamy broń. Po wyjaśnieniu, że jej nie posiadamy, odjechaliśmy wraz z nimi samochodami do niemieckiej Kwatery Głównej.
Na wstępie wręczyliśmy pismo gen. Bora-Komorowskiego w języku polskim i niemieckim, upoważniające nas do przeprowadzenia pertraktacji i podpisania umowy o złożeniu broni przez oddziały AK walczące w Warszawie.
Po przeczytaniu pisma Bach, wyraźnie podniecony, wstał i z przejęciem, starając się nadać chwili jak najbardziej uroczysty charakter, rozpoczął przemowę. Pierwsze jego słowa „meine Herren”, akcent, jaki im nadał – miały specjalny wydźwięk. Dał wyraz przeświadczeniu o zdolnościach dowódczych gen. Bora-Komorowskiego, o bitności powstańców, o słuszności decyzji złożenia broni, co uwolni ludność od okropności, jakie musiałby zastosować, gdyby walka miała trwać dłużej. Gdy usiadł, nie dopuszczając tłumacza do głosu, rozwijał dalej swe myśli pełne nieukrywanego tryumfu.
(...) Poleciłem kpt. „Sasowi” odczytać następne pytanie: Czy Bach potwierdza, że żołnierze AK zostali uznani przez rząd niemiecki za kombatantów i czy będą mieli zapewnione wszelkie prawa zgodnie z Konwencją Genewską z 27 sierpnia 1929 r.?
Bach potwierdził uznanie żołnierzy AK za kombatantów i rozwodził się długo nad tym, że uznanie to jest jego zasługą.
(...) W miarę posuwania się pertraktacji stawał się coraz rozmowniejszy i upajał się własną swadą. Kazał podać kanapki i kawę, zachwalał, że jest prawdziwa i że pochodzi ze zrzutów amerykańskich, które wpadły w ręce niemieckie; pojawił się na stole i jakiś alkohol[3].
Spotkanie generała „Bora” z SS-Obergrupenführerem Erichem von dem Bach-Zelewskim w Ożarowie Mazowieckim (4 października), źródło: domena publiczna
2 października w Ożarowie podpisano układ o zaprzestaniu działań wojennych w Warszawie. Ze strony niemieckiej akt podpisał SS-Obergrupenführer Erich von dem Bach-Zelewski[4], stronę polską reprezentowali płk Iranek-Osmecki oraz ppłk Dobrowolski. Podpisy złożono o godzinie 2.00 3 października. Niemcy zapewnili, że powstańcy zgodnie z konwencją genewską zostaną potraktowani tak jak żołnierze regularnej armii idący do niewoli, ludność cywilna miała możliwość opuszczenia miasta, zabierając ze sobą swój dobytek. Mienie publiczne i prywatne miało podlegać ochronie. W ciągu dwóch kolejnych dni ludność cywilna miała ewakuować się z miasta. Ewakuacja jednak nie była dobrowolna. Łącznie w wyniku powstania od 500 tys. do 550 tys. mieszkańców stolicy oraz około 100 tys. osób z miejscowości podwarszawskich zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów. Z tego grona blisko 60 tys. osób zostało deportowanych do obozów koncentracyjnych, a kolejnych 90 tys. – na roboty przymusowe w głąb Rzeszy. Po upadku powstania Niemcy wbrew postanowieniom umowy kapitulacyjnej przystąpili do systematycznego wypalania i wyburzania miasta, co spowodowało dodatkowe 30% zniszczeń na lewobrzeżnej części Warszawy.
Zakończone Powstanie Warszawskie rozpoczyna końcowy okres II wojny światowej, przynajmniej z polskiej perspektywy. W trakcie trwającego powstania doszło w polityce europejskiej do pewnych strategicznych przetasowań. Alianci na Zachodzie, zachęceni sukcesem operacji „Overlord”, rozpoczęli największą w historii operację powietrzno-desantową „Market Garden”. Walcząca dotąd u boku III Rzeszy Finlandia podpisała 19 września rozejm z ZSRR, przystępując do wojny z dotychczasowym sojusznikiem[5]. Było to już kolejne po Rumunii odwrócenie sojuszy. Również węgierskie poparcie chwiało się w posadach. Praktycznie jedynym sukcesem, którym mogli Niemcy podnieść swoje morale, było udane wystrzelenie rakiety V-2 na Londyn, co nastąpiło 8 września 1944 r.
Przypisy