Elektorat łyknie wszystko - Rafał A. Ziemkiewicz, Paweł Lisicki - ebook

Elektorat łyknie wszystko ebook

Rafał A. Ziemkiewicz, Paweł Lisicki

0,0
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

O wszystkim bez cenzury

Czy Polska jest do rzeczy? To pytanie zadaje sobie naród niezależnie od opcji politycznych. Ale czy Europa jest do rzeczy? A świat? Zbyt dużo informacji z każdej strony, z każdego medium. Wielokrotnie powtarzane urastają do rangi plotki, wzbudzają niepokój, tworzą chaos. Nie sposób się połapać. Gdzie prawda, gdzie fałsz? Sztuczna inteligencja nie ułatwia selekcji, wręcz przeciwnie. Daje narzędzia na usługi mocarstwom (czy to państwom, czy firmom, czy ludziom), którym na sercu leży dobro… ich własne.

W tym wszystkim Rafał Ziemkiewicz i Paweł Lisicki. Analizują, segregują, wykopują. Podają na tacy tematy ważne, dotyczące każdego człowieka, oplątane ciasną siecią niedopowiedzeń. Możesz się częstować. Możesz też tych tematów nie podjąć. Jednak żyjesz w rzeczywistości. Co warto? Wejść w dyskusję. Czego nie warto? Uciekać od prawdy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 351

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



 

CZĘŚĆ 1 Świat po Trumpie

 

ROZDZIAŁ 1 Inauguracja Donalda Trumpa

Paweł Lisicki: 20 stycznia 2025 roku Donald Trump został 47 prezydentem Stanów Zjednoczonych. Porozmawiamy nieco o jego inauguracji, która była wydarzeniem, powiedziałbym, naprawdę wiekopomnym, a później również o tym, jakie zadania musi na siebie wziąć jako prezydent USA. Inauguracja, przyznam, zrobiła na mnie naprawdę duże wrażenie. Abstrahuję już od faktu, że Amerykanie w ogóle znakomicie radzą sobie z retoryką; ale wystąpienie, jakie wygłosił Trump, przebiło wszystkie, jakie dotąd słyszałem.

Rafał Ziemkiewicz: To była inauguracja o charakterze historycznym. Chyba od czasów Johna F. Kennedy’ego nie pojawiła się taka fala emocji i nadziei związanych ze zmianą prezydenta. Wtedy oczywiście kierunek ideowy był odwrotny – Eisenhowerowska Ameryka była przekierowywana na tory, które ostatecznie doprowadziły ją do punktu Bidena i Kamali Harris.

P.L.: Czyli do punktu liberalno-globalistyczno-lewicowego.

R.Z.: Przy czym oczywiście, z perspektywy Bidena i Kamali, John F. Kennedy to byłby jakiś skrajny konserwatysta, wstecznik, rasista, homofob i w ogóle najgorszy faszysta. Tak mocno zdegenerowała się amerykańska polityka. Wracając jednak do inauguracji prezydentury Trumpa, to zwrócę na początku uwagę na dwie sprawy. Po pierwsze, strasznie mi się spodobało określenie „rewolucja zdrowego rozsądku”, którego on użył. Widać było, że mówi to śmiertelnie poważnie, to nie są jakieś puste słowa, ale zapowiedź prawdziwych zmian. Druga kwestia to fragment jego przemówienia, w którym mówił, że Bóg ocalił mu życie. Także w tym wypadku bynajmniej nie żartował. Kula minęła go o pół centymetra, raniąc tylko ucho. On to odczytuje jako znak, a w związku z tym uważa, że ma realną misję do spełnienia: uczynić Amerykę na nowo wielką. Szczerze mówiąc – dla mnie ta „wielka Ameryka” to Ameryka z pierwszych sezonów słynnego serialu „Mad Men”, czyli elegancka, zdecydowana, pełna siły i żywotności. Taka ma znowu być. Pytanie tylko, czy to jeszcze możliwe.

P.L.: Mnie również uderzyła obecność religijności w jego wystąpieniu. Trump naprawdę często i bardzo dobitnie odwoływał się do Boga. Tak jak powiedziałeś, wyraźnie podkreślał, że to Bóg ocalił mu życie i że on sam jest w pewien sposób posłany czy namaszczony, wskazany przez Opatrzność. Nie mówił tego ironicznie. Przeciwnie – cała jego gestykulacja, dobór słów, ton – wszystko było całkowicie serio. To jest ktoś, kto postrzega się trochę na wzór proroka, a samą Amerykę widzi tak, jak pojmowali ją jej ojcowie założyciele. Powiedziałbym, że ten wątek religijny jest dla zrozumienia Trumpa i trumpizmu naprawdę kluczowy. Religijność jest czymś, co różni amerykańską prawicę od tego, co dzieje się dziś w Europie. Jeśli prawdziwa jest teza, że od lat sześćdziesiątych XX wieku, wskutek Soboru Watykańskiego II, Kościół katolicki uległ w dużym stopniu liberalizmowi, to nic dziwnego, że powstające nowe ruchy populistyczne w Europie, gdzie katolicyzm miał niegdyś tak duże znaczenie, są wobec religii obojętne albo nawet wrogie. Można wręcz zaryzykować tezę, że wielu europejskich przywódców populistycznych, choćby w Holandii czy Francji, odrzuca katolicyzm i poszukuje oparcia w pogaństwie, ściślej, w neopogaństwie. Jednak najsilniejszy politycznie ruch populistyczny, czyli właśnie de facto stworzony przez Trumpa ruch MAGA, w istotny sposób odwołuje się do religii. Trump nie tylko podkreśla wiarę w Boga, ale zatrudnił też na stałe w Białym Domu specjalnego doradcę do spraw religijnych, pastorkę Paulę White. Wprawdzie z naszego punktu widzenia jest to postać wyjątkowo egzotyczna, podobnie jak głoszona przez nią teologia sukcesu, ale pokazuje to na pewno jakąś potrzebę religijną. Nie jest też przypadkiem, że za Trumpem opowiedziały się wszystkie najważniejsze środowiska katolickie, zarówno tradycjonaliści, na przykład Michael Matt z „The Remnant”, jak i niedawno nawrócona czarna celebrytka Candace Owens. Najkrócej mówiąc, jeśli ruch Trumpa i w ogóle prawicowy populizm ma nie być efemerydą, to w naturalny sposób musi zacząć sięgać do korzeni tożsamości chrześcijańskiego Zachodu. Inaczej będzie on jedynie ruchem protestu, głosem wykluczonych, sprzeciwem wobec tyranii oświeconych elit. To także godne uznania, jednak bez oparcia się na religii nie wróżę prawicowemu populizmowi przyszłości. Ostatecznie jego przywódcy muszą się też ścierać z konkurencyjnymi projektami ideologicznymi, jak choćby z islamem. Co odpowiedzą? Jedyną skuteczną formą odrodzenia Zachodu może być powrót do tożsamości chrześcijańskiej, do religii katolickiej.

R.Z.: Skoro mówisz o religijności Trumpa i prorokach, to zwróć uwagę, podczas inauguracji było trzech duchownych, w tym rabin. Chwaląc Trumpa, odwołał się właśnie do proroka Jeremiasza. To jest oczywiście specyficzna poetyka protrumpowskich amerykańskich Żydów, ale nie do końca mnie to dziwi. Trump niewątpliwie ma tę cechę, którą u zwycięzców nazywamy charyzmą, a u przegranych – megalomanią. Dziś ma wszelkie dane ku temu, żeby przejść do historii jako wyraźny zwycięzca. Jego przemówienie inauguracyjne było imponujące zwłaszcza na tle wszystkich tych mdłych polityków, do których przywykliśmy: jakichś Bidenów, Scholzów, Macronów i im podobnych. To była po prostu bomba. Wchodzi facet z niesamowitą energią, z misją, z posłannictwem i jasno mówi: zrobimy to, zmienimy świat, nie bawimy się w badanie słupków sondażowych, tylko naprawdę zmieniamy świat. Cała sala była w euforii, oczywiście z wyjątkiem Kamali Harris, Joe Bidena, państwa Clintonów i grupki pracowników odchodzącej administracji. Kiedy inni bili brawo, oni siedzieli coraz bardziej naburmuszeni. Dołączyli do braw tylko w momencie, kiedy Trump mówił o pokoju na Bliskim Wschodzie.

P.L.: Ja trochę ironicznie podchodzę do opowieści Elona Muska o kolonizacji Marsa i tym podobnych pomysłach, ale szczerze mówiąc, to wystąpienie Trumpa brzmiało, jakby on naprawdę przyleciał z kosmosu, w pozytywnym sensie. Tak bardzo było inne i świeże, całkowicie zrywające ze wszystkimi kanonami politycznej poprawności, do których przyzwyczaili nas z jednej strony jego poprzednicy, a z drugiej – w jeszcze większej mierze – lewicowi europejscy przywódcy, którzy zawsze mają pełne usta frazesów o prawach człowieka i liberalnej demokracji. Ich wystąpienia brzmią zawsze pusto, technokratycznie. Wciskają guzik, wychodzą na scenę i mniej lub bardziej sprawnie dukają to, co im wcześniej napisano. A tu mieliśmy człowieka z krwi i kości, autentycznego przywódcę, trochę szeryfa, trochę proroka, trochę twardziela. Wszystko tam było.

R.Z.: Bardzo ważne jest w ogóle to, że on mówił jak trybun ludowy. Rewolucja zdrowego rozsądku to jest rewolucja ludowa.

P.L.: Coś, co liberałowie nazywają populizmem.

R.Z.: Jeden z najinteligentniejszych krytyków szeroko pojętej prawicy, Slavoj Žižek, powiedział kiedyś, że Trump przemawia w imieniu ludu po to, żeby lud sam nie mógł przemówić. To bystra, choć złośliwa formuła; ale prawdę mówiąc, o każdym ludowym przywódcy można by tak powiedzieć. Bo właśnie tym charakteryzuje się lud, że sam z siebie jest niemy. Może obalać trony, może je stawiać, ale nie może na nich zasiadać. Lud sam z siebie nie wyartykułuje programu. Potrzebuje przywódców i trybunów.

P.L.: Gdyby każdy mówił w swoim imieniu, mielibyśmy kakofonię czy chaos. Wszystkie głosy by się nawzajem unieważniały. Lud potrzebuje swoich przedstawicieli, którzy wyrażają jego emocje, uczucia i potrzeby.

R.Z.: Kiedyś była taka anegdota z branży samochodowej. Zrobiono samochód marzeń, którego projekt mieli wymyślić sami ludzie. I co? To był najgorzej sprzedający się model. Trzeba zawsze zaproponować coś konkretnego. Trzeba mieć wizję. Później się okaże, czy się trafiło, czy nie. W przypadku Trumpa już widać, że się udało. Trafił w oczekiwania ludu. Wskażę od razu na jeden konkret, moim zdaniem naprawdę kluczowy. Otóż ja powiedziałbym, że Trump przywraca mentalność sprzed kilkudziesięciu lat. Jasno wskazuje zagrożenie i wroga. To Chiny, a zatem wracamy do świata bipolarnego.

P.L.: Tyle że Chiny zajęły miejsce dawnych Sowietów.

R.Z.: Związek Sowiecki się wyczerpał, dziś pełni jedynie rolę młodszego partnera w koalicji kierowanej przez Chiny. To wpływy chińskie, inicjatywa BRICS, wyznaczają dziś pole geopolitycznej konfrontacji. Ameryka musi się z tym wyzwaniem zmierzyć.

W jednej z książek Janis Warufakis powtarza, że dynamiczny rozwój Stanów Zjednoczonych w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych był skutkiem nie tylko zwycięstwa w drugiej wojnie światowej, ale również trwającej zimnej wojny. Ów konflikt, paradoksalnie, opłacał się Ameryce. Konsolidował społeczeństwo wokół jasno zdefiniowanego celu, a system zamówień publicznych intensywnie nakręcał realną produkcję.

W ostatnich dekadach, pod wpływem globalizacji, gospodarka amerykańska została zamieniona w jedną wielką szulernię. Miejsce fabryk i warsztatów zajęły giełdy, spekulacje, hazard. Produkcja została wyprowadzona poza granice. Trump chce odtworzyć dawną sytuację. Wskazuje nowego przeciwnika, ogłasza narodową misję, daje społeczeństwu cel i sens działania. A przy tym wszystkim – i to jest bardzo istotne – tworzy również przestrzeń dla nowego biznesu. Poza Elonem Muskiem podczas inauguracji na sali obecni byli jeszcze Jeff Bezos czy Mark Zuckerberg – temu drugiemu, po złożeniu spektakularnej samokrytyki, najwyraźniej przebaczono lewicowe zaangażowanie. Pojawili się też inni, pomniejsi biznesmeni, a wcześniej przed rezydencją Trumpa przez tygodnie stała kolejka rolls-royce’ów. Wszyscy chcą się wpisać w nowy model.

P.L.: W opowieści Trumpa, tak jak ją zaprezentował podczas inauguracji, były jeszcze inne ważne wątki. Po pierwsze – granica. Trump bardzo wyraźnie zaznaczył, że odpowiedzialność państwa zaczyna się od troski o własnych obywateli, a to wymaga pilnowania granic. Uderzył w ideologię imigracjonizmu, która od dziesięcioleci niszczy Zachód. Skrytykował koncept wymiany społecznej, ten neomarksistowski zamysł zastępowania rdzennych społeczeństw masami migrantów z innych kontynentów. Po drugie – suwerenność. Trump deklarował: wycofujemy się z amerykańskiego odpowiednika Zielonego Ładu, natychmiast kończymy z tym obłędem; wycofujemy się z paryskiego porozumienia klimatycznego. Trump mówił też, że Kanał Panamski należy się Ameryce i jego utrata była błędem. Niezależnie od tego, które postulaty zostaną zrealizowane i w jakim zakresie się to stanie, kluczowe jest jedno – sposób myślenia o państwie. Państwo nie jest pojęciem abstrakcyjnym. Ma interesy, granice, obywateli.

R.Z.: To jest jasny odwrót od głupoty i pobłażliwości poprzednich administracji. Trump mówił o tym bardzo jasno. Jeszcze chyba nigdy żaden prezydent USA w inauguracyjnym przemówieniu aż tak ostro nie rozprawiał się z poprzednikami. Nawet Ronald Reagan powstrzymywał się od podobnej krytyki, chociaż dokonał radykalnego zwrotu po rządach Jimmy’ego Cartera. Przyznawał, że teraz będzie inaczej, ale zachowywał kurtuazję. Trump nie zostawia na poprzednikach suchej nitki. A jednocześnie pokazuje wizję Ameryki z epoki Eisenhowera – silnej, zdecydowanej, suwerennej.

P.L.: Jest jeszcze jeden element, który warto podkreślić. Coś, co dziś brzmi jak banał, a jednak okazało się sensacją. Otóż Trump zadeklarował, że istnieją tylko dwie płcie. Szok, prawda? Nie wiem, czy pamiętasz, ale jakiś czas temu w Niemczech kibice jednego z klubów wywiesili transparent z takim hasłem. Co się stało? Natychmiast rzuciły się na nich media, politycy, organizacje – oskarżenia, nagonka, kary. Tymczasem w samym centrum zachodniego imperium Trump ogłasza z mocą: są mężczyźni i kobiety, a płeć jest wpisana w dokument tożsamości w chwili narodzin, kropka.

R.Z.: Istnieje na przykład pewna grupa ludzi, u których stwierdza się zaburzenia tożsamości. Stanowią bardzo niewielki odsetek społeczeństwa; jakiś promil. Nikt nie wpadł jednak na pomysł, by uznać, że jedna osoba może posiadać wiele tożsamości i nosić przy sobie na przykład kilka paszportów, choć byłoby to przecież sytuacją analogiczną wobec ruchu transgender. Mamy tu do czynienia z przypadkiem, kiedy ewidentne schorzenie zostaje podniesione do rangi normy, do której wszyscy mają się dostosować. Dlatego zgadzam się, że ta deklaracja Trumpa jest bardzo symboliczna.

P.L.: Tym więcej, że Trump niezwykle mocno podkreślił, iż od tej pory jego administracja będzie się kierować wyłącznie kryterium kompetencji, kwalifikacji i merytorycznej przydatności. Koniec z całą tą polityką „diversity, equality, inclusion”…

R.Z.: Albo, jak ja to mówię, z polityką „umieraj”, bo celowo przestawiam litery, żeby stworzyć akronim DIE. Ta polityka to była zaraza. Preferowanie mniejszości, uprzywilejowanie ludzi uznanych za dyskryminowanych, ignorowanie prawdziwych kompetencji… To wszystko dziś się rozpływa, bo Trump odwołuje się do zdrowego rozsądku. Nie wchodzi w żadną ideologię, wręcz przeciwnie. W kwestiach rasowych niemal cytuje Martina Luthera Kinga, którego postulaty stały się dziś dla establishmentu faszystowskie. Hasło, że Ameryka ma być ślepa na kolor skóry, było przecież fundamentem jego myśli, a to zostało zanegowane przez lewicę – zamiast równości wprowadzono dyskryminację białych.

Trump podkreśla z jednej strony ludowy zdrowy rozsądek, z drugiej – narodowy solidaryzm. Gdy mówi, że interes Ameryki jest ponad wszystko, to znaczy, że interes amerykańskiego pracownika, amerykańskiego biznesmena, musi być częścią interesu narodowego. To naprawdę jest rewolucyjne. Tu nie chodzi tylko o odwrócenie globalizacji; projekt jest jeszcze głębszy. Ja już jakiś czas temu mówiłem, że największym problemem Trumpa nie będzie wcale usunięcie politycznych złogów po Bidenie i Obamie, bo to w systemie amerykańskim da się zrobić dość łatwo. Co prawda CNN wyje dziś wniebogłosy, że wszystko będą zaskarżać do sądów, ale to już tylko rozpaczliwe próby zahamowania rzeczy, które są nie do zatrzymania. Poparcie społeczne dla Trumpa jest miażdżące. Dlatego moim zdaniem największe wyzwanie Trumpa to nie przeciwnicy polityczni, lecz starcie z potęgą „bigów”: big pharmą, big money, big tech. Wydaje się, że właśnie znalazł na to sposób. Jak klasyczny biznesmen: daje Dolinie Krzemowej i Wall Street kij i marchewkę. Kij to choćby cła, o których mówił dużo i konkretnie. A marchewka? Cóż, dobrze, zarobiliście fortuny na redukcji emisji CO2, teraz możecie zarabiać na jej zwiększaniu. Zrobiliście krocie na niszczeniu wartości – dziś możecie zrobić kolejne, na ich odbudowie. Albo wchodzicie w ten układ, jak Zuckerberg czy Bezos, albo gińcie.

P.L.: W sferze gospodarki Trump mówi równie jasno: będziemy wiercić. Bo ropa to bogactwo Ameryki, więc zrobimy wszystko, by z tego bogactwa korzystać. Twierdził, że Ameryka leży na największych złożach energetycznych świata, co akurat nie do końca jest prawdą, ale zostawmy to na osobną dyskusję.

R.Z.: Na szelfach rzeczywiście coś się znajduje, zwłaszcza na szelfach kanadyjskich, a trochę również w rejonie Grenlandii, z której Dania nie korzysta, sparaliżowana absurdalną polityką klimatyczną. Swoją drogą, cały świat się oburza, że Trump śmie sobie rościć pretensje do Grenlandii, tymczasem jeszcze na krótko przed inauguracją jego prezydentury opublikowano dość wymowny sondaż. Wynikało z niego, że ponad 60 procent ankietowanych Grenlandczyków wolałoby być obywatelami Stanów Zjednoczonych niż Danii. Duńczycy zresztą nie palą się szczególnie do walki o Grenlandię. Uważają, że dokładają do interesu i utrzymują Inuitów, nic w zamian nie otrzymując. Surowców i tak nie mogą wydobywać.

P.L.: Przy okazji kwestii surowców zwrócę uwagę na ciekawe dane. W latach dziewięćdziesiątych światowe wydobycie węgla wynosiło 3,6 miliarda ton, a obecnie osiąga 8,6 miliarda. Tymczasem w Polsce w tym czasie zlikwidowaliśmy praktycznie całe nasze górnictwo, w przeciwieństwie zresztą do Niemców. Zalaliśmy kopalnie, bo takie było nasze zobowiązanie. Pan rozkazuje, a sługa musi się podporządkować i grzecznie wykonuje. Trump ze swoim „drill, baby, drill” pokazuje, że możliwa jest jednak zupełnie inna droga rozwoju energetycznego.

R.Z.: U nas do posłuszeństwa dochodzi jeszcze entuzjazm typowego harcerza, co to chce się wyróżnić, jak Rafał Trzaskowski w opowieściach Michała Żebrowskiego. Musimy być europejskimi prymusikami. Zburzyliśmy niemal już gotową elektrownię w Ostrołęce, zniszczyliśmy kopalnie… Część z nich, na szczęście, to były kopalnie głębokie, z których wydobycie było nieopłacalne – więcej energii zużywano, niż uzyskiwano; tak czy inaczej polityka energetyczna, jaką prowadzi się w naszym kraju od lat, jest dla Polski zła. Szkody są ogromne – i ktoś powinien za to odpowiedzieć przed sądem.

P.L.: Nie chodzi oczywiście o to, by wydobywać dla samego wydobycia, ale by kierować się zdrowym rozsądkiem. Tego u nas jednak nie ma.

R.Z.: To prawda. Wróćmy jednak do inauguracji Trumpa. Ja przyznam, że oglądałem to wydarzenie wcale nie w mediach prawicowych, ale w lewicowych. Włączyłem TVP Info, bo chciałem usłyszeć wycie komentatorów. Faktycznie nie wiedzieli, jak się w tym odnaleźć…

P.L.: Ja oglądałem w TVN24 – również po to, by zobaczyć reakcje.

R.Z.: O, w przypadku TVN24 byłem przekonany, że gdy tylko zakończą transmisję, w studio pojawi się Anne Applebaum i zacznie krzyczeć: „To faszyzm! Przemawiał jak Mussolini! Jak Hitler! Słyszę Hitlera! To Hitler mówił, że są tylko dwie płcie”. Zaraz potem prezenterka popadnie w histerię i zacznie pytać: „A co teraz z kobietami? A konkretnie: co z kobietami z penisem?!”. Ostatecznie jednak tak źle nie było… Rozmowa okazała się zaskakująco spokojna. Widać, że w TVN24 pamiętają, jaki jest kapitał… Zresztą dało się wyczuć, że dla lewicowych dziennikarzy i publicystów inauguracja to był autentyczny szok. Trump po prostu wierzy w to, co mówi. To się rzadko dziś zdarza, dlatego nie wiedzieli nawet, jak to skomentować.

P.L.: To jest kluczowa różnica między Trumpem a lewicowymi politykami. Tak jak powiedziałeś, on naprawdę wierzy w to, co mówi, a co może jeszcze ważniejsze: to, w co wierzy, pozostaje w skrajnej sprzeczności z tym, co lewicowym dziennikarzom i komentatorom przez lata wpajano i co sami propagowali. Całe ich życie, cały ich przekaz został zbudowany na czymś zupełnie przeciwnym. Wyobraź sobie teraz zderzenie tej wizji Trumpa z… Donaldem Tuskiem. Ani jeden element tej przemowy nie przystaje do czegokolwiek, co głosi Tusk. Nie ma między nimi żadnej kompatybilności. To jest w ogóle niesamowite, jak bardzo Tusk nagle się politycznie zestarzał. Przekaz, na którym Platforma wygrała wybory, dziś brzmi jak echo dawnych czasów. To retoryka starych liberałów. Trump niesie coś całkowicie nowego.

R.Z.: Mamy zatem cały tłum sierot po Michniku. Choć sam Michnik, ze względu na wiek, już raczej nie odegra tu większej roli. Przypomina mi to wszystko sieroty po komunizmie. Pamiętam takich zwariowanych starców, co to z uporem twierdzili, że Stalin miał rację, a Jaruzelski był wielkim polskim patriotą, który nas ocalił. Teraz podobne zjawisko zaczyna się szerzyć w internecie. Skleroza ideologiczna. Ci bardziej sprytni będą zapewne kombinować, jak się z tego wykręcić, jak zmienić barwy partyjne.

P.L.: Pierwszy raz od dawna zrobiło mi się ich po ludzku żal. Zatkało ich kompletnie. Nie wiedzą, co powiedzieć. Ta nowa rzeczywistość ich po prostu przerosła. Sądzę jednak, że to wcale nie koniec, bo od dłuższego czasu obserwujemy coraz większą popularność partii czy ruchów prawicowych w wielu krajach Zachodu. Lewica mówi często o „prawicowym populizmie”. Coś takiego faktycznie istnieje. Powiedziałbym, że to jest ogół ruchów społecznych, których głównym motywem działania jest sprzeciw wobec panującego establishmentu. Inaczej: współcześni tak zwani populiści to ci, którzy w imieniu pomijanego i lekceważonego demosu, to jest ogółu obywateli, bronią ich praw przed lewicowo-liberalną oligarchią. Konkretnie oznacza to na przykład opór wobec tendencji globalistycznych, wobec klimatyzmu czy imigracjonizmu. Populiści to inaczej autentyczni demokraci.

Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że w języku demoliberalnych elit populizm ma znaczenie pejoratywne. Populiści to ci, którzy nie rozumieją rzeczywistości i znajdują proste, a właściwie prostackie odpowiedzi na bardzo skomplikowane problemy, odwołując się do zawiści, do pogardy, do wykluczenia, itd., itp. Populistami nie są za to przedstawiciele demoliberalnych elit, jedyni wyposażeni w wiedzę, jedyni dysponujący rozumem i zdolnością przewidywania przyszłości. Tylko oni wiedzą, co jest naprawdę dobre dla społeczeństwa, bo poznali przyszłość. Dlatego wiedzą, że Ziemia płonie, gorzeje, że z roku na rok jest coraz cieplej, że wszystko to jest efektem działalności człowieka, rozwoju gospodarczego, eksploatowania Ziemi. Dlatego próbują narzucić niesfornemu społeczeństwu jedynie słuszne rozwiązania: ograniczyć prawo własności, zlikwidować swobodę podróżowania, wymusić przyjęcie takich rozwiązań, które uchronią planetę przed katastrofą. W ich oczach człowiek, ludzkość jest zagrożeniem dla Ziemi i dlatego należy ściśle reglamentować jego życie i działalność. Najbardziej skrajnym przejawem demoliberalnej inżynierii społecznej jest dążenie do podmiany starych społeczeństw na nowe, a więc masowa migracja. Dziwnym trafem wszystkie te pomysły pozwalają zachować kontrolę i władzę demoliberalnym elitom i uderzają w zwykłych ludzi. Stąd bierze się opór i popularność tak zwanych populistów, którzy po prostu odwołują się do zdrowego rozsądku. Populiści są głosem coraz bardziej ciemiężonej większości, od której oderwały się elity władzy.

W obecnej sytuacji zatem uważam populizm za ruch pozytywny, za formę samoobrony społeczeństwa przed zakusami oligarchii. Można się zastanawiać, czy ruch ten bywa niebezpieczny. Ważnym elementem ruchów populistycznych jest przywódca, charyzmatyczny lider, właśnie jak Donald Trump. Można sobie zawsze wyobrazić, że korzystając z zaufania, taki przywódca nadużyje swojej władzy. Tyle że nic, co ludzkie, nie jest doskonałe i wszystko jest podatne na zepsucie. Można zatem zawsze obawiać się, że pojawi się lider, który posunie się w swojej walce za daleko, ale na razie takiego niebezpieczeństwa nie dostrzegam. Dlatego tak zwane ruchy populistyczne uważam za zjawisko pozytywne.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

COPYRIGHT © by Paweł LisickiCOPYRIGHT © by Rafał A. ZiemkiewiczCOPYRIGHT © by Fabryka Słów sp. z o.o., 2025

WYDANIE I

ISBN 978-83-8375-197-9

Kod produktu: 4000668

Wszelkie prawa zastrzeżoneAll rights reserved

Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

REDAKTORKA PROWADZĄCAJoanna Orłowska

REDAKCJAPaweł Chmielewski

KOREKTAAgnieszka Pawlikowska

PROJEKT OKŁADKISzymon Wójciak

W PROJEKCIE WYKORZYSTANO CYTAT Z OBRAZUPieter Bruegel (starszy) – Ślepcy Copyright – Domena Publiczna

SKŁAD WERSJI [email protected]

PRODUCENTFabryka Słów sp. z o.o.ul. Poznańska 9105-850 Ożarów [email protected]

DANE DO KONTAKTUFabryka Słów sp. z o.o.ul. Chmielna 28B/400-020 Warszawawww.fabrykaslow.com.plbiuro@fabrykaslow.com.plwww.facebook.com/fabrykainstagram.com/fabrykaslow/

WYDAWCARobert Łakuta

DYREKTORKA WYDAWNICZAIzabela Milanowska

MARKETINGLuiza Kwiatkowska Urszula Słonecka

SPRZEDAŻ INTERNETOWA

ZAMÓWIENIA HURTOWEDressler Dublin sp. z o.o.ul. Poznańska 9105-850 Ożarów Mazowiecki tel. (+ 48 22) 733 50 31/32www.dressler.com.pl [email protected]