65,00 zł
„Ekonomia neoklasyczna: fałszywy paradygmat” zabiera nas do świata „heretyków”, jak nazwał ich John Maynard Keynes. Razem z Keenem poznajemy bogatą tradycję ekonomicznych myślicieli, od Karola Marksa do Hymana Minsky’ego. Neoklasyczna ekonomia zawsze miała wielu krytyków. Mimo to, ta szkoła myślenia utrzymała się dzięki mocnym powiązaniom instytucjonalnym, a nie sile swoich argumentów.
Według Keena, ortodoksyjna ekonomia ignoruje większość krytycznych głosów. Prace takich ekonomistów jak Piero Sraffa, Joan Robinson, czy Augusto Graziani są rzadko omawiane w standardowych kursach ekonomii. Keen twierdzi, że ekonomia musi zmienić swój paradygmat. Jeśli ekonomiści nadal będą trzymać się statycznych modeli, grozi nam kolejny wielki kryzys.
„Ekonomia neoklasyczna: fałszywy paradygmat” proponuje otwarcie na alternatywne szkoły myślenia. Te szkoły widzą kapitalizm jako dynamiczny, niestabilny system, gdzie kredyt i dług mają kluczowe znaczenie. Jego zdaniem to bardziej realistyczne podejście, które może pomóc uniknąć kolejnej katastrofy gospodarczej.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 1010
Rok wydania: 2017
Tabela A. Prosta tabela przepływów pieniężnych
Tabela B. Empirycznie fałszywy neoklasyczny model „funduszy pożyczkowych”
Tabela 2.1. Prognozy kryzysów na rynku mieszkaniowym i recesji
Tabela 3.1. „Utyle” i zmiana ich liczby wynikająca z konsumpcji bananów
Tabela 3.2. Utyle z konsumpcji dwóch dóbr
Tabela 3.3. Dobra w eksperymencie „preferencji ujawnionych” Sippela
Tabela 4.1. Rozkład popytu dla hipotetycznego monopolu
Tabela 4.2. Koszty w hipotetycznym monopolu
Tabela 4.3. Przychody ze sprzedaży wraz z kosztami determinują poziom produkcji, który maksymalizuje zyski
Tabela 4.4. Koszty i przychody ze sprzedaży w branży „doskonale konkurencyjnej” identycznej co do skali z hipotetycznym monopolem
Tabela 5.1. Produkcja, koszty i zysk w hipotetycznej firmie
Tabela 5.2. Wykresy kosztów przeciętnych w badaniach Eitemana i Guthriego (1952, 834–835)
Tabela 5.3. Badania empiryczne nad naturą krzywych kosztów (podsumowanie Tabeli 4 w Eiteman i Guthrie 1952, 838)
Tabela 7.1. Hipotetyczna gospodarka Sraffy bez nadwyżki
Tabela 7.2. Produkcja z nadwyżką
Tabela 7.3. Związek między maksymalną i bieżącą stopą zysku a udziałem płacy w nadwyżce
Tabela 7.4. Wpływ stopy zysku na pomiar kapitału
Tabela 10.1. Hierarchia nauk Andersona
Tabela 12.1. Rzekomy „mnożnikowy proces kreacji pieniądza” (wszystkie kwoty w dolarach)
Tabela 13.1. Hipotetyczny przykład wpływu zwalniającego wzrostu zadłużenia na łączny popyt
Tabela 13.2. Faktyczny wpływ zwalniającego zadłużenia na łączny popyt
Tabela 14.1. Gospodarka czysto kredytowa z pieniądzem papierowym
Tabela 14.2. Dynamika gospodarki czysto kredytowej (nierosnącej)
Tabela 14.3. Dochody netto
Tabela 14.4. Rosnąca gospodarka czysto kredytowa z pieniądzem elektronicznym
Tabela 15.1. Procedura von Neumanna określenia liczbowych wartości użyteczności Konsument: Joan Cheng
Tabela 15.2. „Paradoks” Allaisa: eksperyment 1
Tabela 15.3. „Paradoks” Allaisa, część 2: eksperyment 2
Tabela 16.1. Rozwiązywalność modeli matematycznych (na podstawie Constanza 1993)
Tabela 17.1. Oryginalna tabela Marksa przedstawiająca proces tworzenia wartości, gdzie stopa zysku zależy od stosunku kapitału zmiennego do kapitału stałego
Tabela 17.2. Tabela podziału zysku według Marksa, gdzie stopa zysku jest teraz identyczna we wszystkich sektorach
Tabela 17.3. Hipotetyczna gospodarka Steedmana
Tabela 17.4. Tabela jednostek fizycznych Steedmana wyrażona w jednostkach wartości pracy Marksa
Tabela 17.5. Tabela cen Steedmana zgodnie z terminologią Marksa
Tabela 17.6. Stopa zysku i ceny obliczone bezpośrednio na podstawie danych o produkcji i płacach
Tabela 17.7. Przykład Marksa, w którym wartość użytkowa maszyn przekracza ich deprecjację
Rysunek 4.1. Totemy plemienia Econ według Leijonhufvuda
Rysunek 4.2. Dowód Stiglera, że pozioma krzywa popytu pojedynczej firmy jest błędna
Rysunek 4.3. Poziom produkcji branży w zależności od liczby firm w branży
Rysynek 5.1. Wykorzystanie mocy produkcyjnych w Stanach Zjednoczonych
Rysunek 5.2. Krzywe kosztów w podręczniku „zaawansowanej” mikroekonomii Variana
Rysunek 7.1. Standardowy ekonomiczny wykres „obiegu okrężnego”
Rysunek 9.1. Trajektoria jednej ze zmiennych w modelu Lorenza
Rysunek 9.2. Struktura kryjąca się za chaosem
Rysunek 9.3. Diagram blokowy modelu gospodarki Phillipsa
Rysunek 3.1. Poprawna krzywa popytu rynkowego
Rysunek 9.4. Element z Rysunku 12 Phillipsa, uwzględniający rolę oczekiwań w określaniu cen
Rysunek 9.5. Własnoręczny rysunek Phillipsa przedstawiający związek między produkcją i zmianami cen
Rysunek 9.6. Schemat blokowy współczesnego programu generującego cykle, a nie równowagę
Rysunek 9.7. Otrzymany empirycznie przez Phillipsa związek między bezrobociem a zmianami płac nominalnych
Rysunek 10.1 Hicksowski model Keynesa
Rysunek 10.2. Dane na temat bezrobocia i inflacji w Stanach Zjednoczonych w latach 1960–1970
Rysunek 10.3. Cykl świński (cena wieprzowiny/zboża)
Rysunek 11.1. Jak EMH przedstawia zachowania inwestorów
Rysunek 11.2. Jak rzeczywiście działają spekulanci
Rysunek 12.1. Zmiany M0 i bezrobocia w latach 1920–1940
Rysunek 12.2. Wielkość bazy monetarnej podczas „luzowania ilościowego” przez Bernankego w perspektywie historycznej
Rysunek 12.3. Empiryczna wartość mnożnika kreacji pieniądza w latach 1920–1940
Rysunek 13.1. Wir zadłużenia w moim modelu Minsky’ego z 1995 roku
Rysunek 13.2. Stosunek zadłużenia prywatnego do PKB w Stanach Zjednoczonych w latach 1955–2005
Rysunek 13.3. Łączny popyt w Stanach Zjednoczonych w latach 1965–2015
Rysunek 13.4. Zmiany zadłużenia załamują się, gdy zaczyna się Wielka Recesja
Rysunek 13.5. Indeks Dow Jones pikuje
Rysunek 13.6. Bańka na rynku nieruchomości pęka
Rysunek 13.7. Impuls kredytowy i zmiany zatrudnienia
Rysunek 13.8. Największy w historii spadek impulsu kredytowego
Rysunek 13.9. Dwie wielkie bańki zadłużenia
Rysunek 13.10. Załamanie popytu finansowanego zadłużeniem: dawniej i dziś
Rysunek 14.1. Neoklasyczny model wymiany barterowej
Rysunek 14.2. Prawdziwa natura wymiany w rzeczywistym świecie
Rysunek 14.3. Konta bankowe
Rysunek 14.4. Bezrobocie spada szybciej, jeśli pakiet ratunkowy trafia do rąk dłużników
Rysunek 14.5. Modelowanie Wielkiego Uspokojenia i Wielkiej Recesji – inflacja, bezrobocie i zadłużenie
Rysunek 14.6. Wielkie Uspokojenie i Wielka Recesja – faktyczna inflacja, bezrobocie i zadłużenie
Rysunek 14.7. Zadłużenie i PKB w modelu
Rysunek 14.8. Zadłużenie i PKB podczas Wielkiego Kryzysu
Rysunek 17.1. Graficzna prezentacja dialektyki Marksa
Ramka 10.1. Reguła Taylora
Ramka 13.1. Definicje bezrobocia
Grupa potencjalnych odbiorców tej książki zdecydowanie wzrosła przez ostatnie dziesięciolecie, odkąd Wielka Recesja skłoniła dużo większą liczbę ludzi do zwątpienia w pretensje konwencjonalnych ekonomistów, a też dlatego, że jestem teraz bardziej znany dzięki moim publicznym ostrzeżeniom, że kryzys, którego oni nie dostrzegli, jest blisko.
Jedną z rzeczy, których nie chciałem, było przestraszenie znacznej części tych potencjalnych odbiorców i odbiorczyń ogromną liczbą wykresów. Efekt MOSS („Moje Oczy Stają się Szkliste”) znany z matematyki odnosi się też, w mniejszym stopniu, do rysunków – to, co zostało pomyślane jako książka dla szerokiej publiczności, zostanie odebrane jako podręcznik i stanie na półce na końcu księgarni, gdzie zapuszcza się niewielu potencjalnych czytelników. Zatem nawet bardziej niż w pierwszym wydaniu starałem się wyjaśnić niedostatki pozornie zmatematyzowanej i zdominowanej przez wykresy dyscypliny bez użycia matematyki lub rysunków.
Zdaję sobie jednak sprawę, że rysunki są użyteczne dla tych, którzy nie czują się nimi zrażeni, więc nadal są one tu obecne – a nawet jest ich znacznie więcej – a dostęp do nich (w Dodatku matematycznym do niniejszej książki) można uzyskać na trzy różne sposoby przez stronę internetową książki: http://www.debtdeflation.com/blogs/debunking-economics/.
Rysunki można obejrzeć bezpośrednio na stronie.
Darmowy plik można pobrać ze strony wydawcy: www.heterodox.pl
Można zamówić wersję papierową, która jest książką wydrukowaną w takiej samej jakości jak ta.
Odnośniki do tych dodatkowych rysunków podane są w treści książki na marginesach zewnętrznych (§ 1 itd.).
Gdy pisałem pierwsze wydanie Ekonomii neoklasycznej: fałszywego paradygmatu, globalna gospodarka zdawała się kwitnąć i ta wzbudzająca ufność sytuacja ekonomiczna utwierdzała ekonomistów głównego nurtu w przekonaniu, że ich teoria ekonomii jest poprawna. Liczne prace publikowane w owym czasie uderzały w triumfalne tony, czego wyśmienitym przykładem jest artykuł Eda Lazeara Economic Imperialism (Lazear 1999, Lazear 2000). Lazear wychwalał ekonomię jako jedyną prawdziwą naukę społeczną, na krótko zanim został przewodniczącym Rady Doradców Ekonomicznych George’a W. Busha. Orzekł, że „ekonomia jest nie tylko nauką społeczną, lecz prawdziwą nauką”, i twierdził, że osiągnęła ona pozycję „pierwszoplanowej nauki społecznej”, ponieważ nasza dyscyplina posługuje się rygorystycznym językiem, który umożliwia zapisywanie skomplikowanych pojęć w stosunkowo prosty, abstrakcyjny sposób. Język pozwala ekonomistom pozbyć się zbędnej złożoności. Złożoność być może wzbogaca opis, lecz przesłania analitykowi to, co jest kluczowe (Lazear 2000, 99–100).
Już sam tytuł niniejszej książki w oczywisty sposób wskazuje, że zdecydowanie nie zgadzałem się z tą laurkową oceną teorii ekonomii z 2000 roku, i to od dziesiątek lat – odkąd jako student we wczesnych latach siedemdziesiątych przewodziłem protestom dotyczącym programu nauczania ekonomii na Uniwersytecie w Sydney. Będąc sceptycznym wobec usuwania zbędnej złożoności, wiedziałem, że język ekonomii nie bierze pod uwagę niektórych z najważniejszych sił w rzeczywistej gospodarce kapitalistycznej. Ekonomiści głównego nurtu przypominali baśniowego nagiego cesarza: podziwiającego piękne szaty w zniekształconym, acz sugestywnym lustrze, lecz zarazem nagiego wobec tych sił, które tak naprawdę kształtują rzeczywistość gospodarczą dookoła nas. W związku z tym podtytuł pierwszego wydania brzmiał „Nagi cesarz nauk społecznych” (Keen 2001a). Był to zarazem hołd złożony mistrzowskiemu artykułowi Alana Kirmana The Intrinsic Limits ofModern Economic Theory. The Emperor Has No Clothes; zob. Kirman 1989).
Jak wyjaśniam w „Przedmowie do wydania drugiego”, pod koniec 2005 roku stało się dla mnie jasne, że siły finansowe, które język ekonomii głównego nurtu ignorował, wywołają wkrótce największą recesję od czasów Wielkiego Kryzysu. Dołączyłem do garstki kilku innych ekonomistów spoza głównego nurtu – zwłaszcza Wynne’a Godleya, Nouriela Roubiniego i Deana Bakera (pełną ich listę można znaleźć w: Bezemer 2009, 2010 oraz Fullbrook 2010) – którzy ostrzegali przed zbliżającym się kryzysem. W tym samym czasie ekonomiści głównego nurtu kontynuowali publikowanie świetlanych prognoz, utrzymując, że okres wyraźnego spokoju w gospodarce zwany przez nich Wielkim Uspokojeniem (Stock i Watson 2002; Bernanke 2004b; Smets i Wouters 2007) będzie trwać w nieskończoność.
Z chwilą wybuchu kryzysu szacunek, jakim opinia publiczna i politycy darzyli ekonomię głównego nurtu, szybko wyparował – i stąd podtytuł drugiego wydania „Nagi cesarz zdetronizowany?”. Ale choć kryzys zszokował ekonomistów głównego nurtu, nadal byli przeświadczeni, że ich podejście do modelowania gospodarki po prostu musi być poprawne. Olivier Blanchard, który był wówczas głównym ekonomistą Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW), tłumaczył, że
Jest istotne, by rozpocząć od oczywistego stwierdzenia, a mianowicie tego, że dziecka nie należy wylewać z kąpielą. Większość elementów konsensusu sprzed kryzysu, w tym główne wnioski wynikające z teorii makroekonomicznych, pozostaje w mocy. Wśród nich ostatecznym celem pozostają stabilność produkcji i inflacji. Hipoteza naturalnej stopy [bezrobocia] pozostaje w mocy, przynajmniej w dostatecznie dobrym przybliżeniu, a więc politycy nie powinni opierać polityki na założeniu, że istnieje długookresowa wymienność pomiędzy inflacją a bezrobociem. Stabilna inflacja musi pozostać jednym z głównych celów polityki monetarnej. Równowaga finansów publicznych jest kluczowa, nie tylko w perspektywie długoterminowej, ale również ze względu na jej wpływ na oczekiwania w krótkim okresie (Blanchard et al. 2010).
Niemal dekada słabego rozwoju gospodarczego, jaka upłynęła od kryzysu, stopniowo wymazała tę resztkę zaufania. Choć niektórzy ekonomiści głównego nurtu zdają się wierzyć, że rozsądną reakcją na kryzys jest powrót do stanu, w jakim ekonomia głównego nurtu była około 1970 roku (Krugman 2011, 2013a), inni zaczynają dopuszczać do siebie pogląd wcześniej nie do pomyślenia: że być może cała konstrukcja ekonomii głównego nurtu jest błędna. W związku z tym gdybym miał dziś napisać trzecie wydanie, byłoby ono zaopatrzone w podtytuł „Nagi cesarz abdykuje”.
Oznaki tej mocno spóźnionej desperacji wśród wiodących ekonomistów głównego nurtu zaczęły się pojawiać w drugiej połowie 2016 roku. W połowie lipca prezes Banku Rezerwy Federalnej w Minneapolis w okresie 2010–2015, profesor Narayana Kocherlakota, opublikował artykuł Toy Models, w którym przyznał, że ekonomia nie dysponuje „utrwaloną, udaną teorią makroekonomii”:
Przesłanką „poważnego” modelowania jest założenie, że badania makroekonomiczne mogą i powinny być zakorzenione w dobrze utrwalonej teorii. Moim zdaniem napływ bardzo zaskakujących danych statystycznych w ciągu ostatnich dziesięciu lat dowodzi, że to podstawowe założenie „poważnego” modelowania jest fałszywe: my po prostu nie mamy utrwalonej, udanej teorii makroekonomii. Rozstrzygnięcia poczynione 25–40 lat temu – wówczas z wielu doskonałych powodów – nie powinny być traktowane jak wyryte w kamieniu czy choćby zapisane piórem. Czyniąc tak, odcinamy ścieżki prowadzące do zrozumienia zagadnień makroekonomicznych (Kocherlakota 2016).
Niewiele później Blanchard, który był wcześniej prominentnym orędownikiem obecnego w ramach głównego nurtu podejścia polegającego na budowaniu „dynamicznych stochastycznych modeli równowagi ogólnej” (DSGE), opublikował dokument zatytułowany Do DSGE Models Have aFuture? (Blanchard 2016), w którym stwierdził, że „istnieje wiele powodów, aby nie lubić współczesnych modeli DSGE”:
Po pierwsze: są one oparte na nieatrakcyjnych założeniach. Nie tylko na założeniach upraszczających, jakich nie uniknie żaden model, ale na założeniach głęboko sprzecznych z tym, co wiemy na temat konsumentów i przedsiębiorstw (Blanchard 2016).
Crème de la crème tych odszczepieństw stanowiło opracowanie zatytułowane The Trouble with Macroeconomics autorstwa nowego głównego ekonomisty Banku Światowego, Paula Romera (Romer 2016). Romer karykaturował modele głównego nurtu makroekonomii w sposób, po który nawet ja bym nie sięgnął – nie dlatego, że się z nim nie zgadzam (zgadzam się z całą stanowczością), ale dlatego, że jeśli ja miałbym użyć tego samego języka, główny nurt zlekceważyłby mnie, uznając po prostu za niedouczonego. Romer, który często był uznawany za potencjalnego kandydata do tzw. ekonomicznego Nobla1, nie mógł zostać tak po prostu zignorowany (choć być może przekreślił swoją szansę na przyszłą nominację do tej nagrody).
Romer opisał modele makroekonomii głównego nurtu jako tak oderwane od rzeczywistości, że nawet nazywanie ich postmodernistycznymi jest nieadekwatne (wydaje się on gardzić filozofią postmodernistyczną, podobnie jak ja). Zamiast tego zaproponował etykietowanie ich jako „postrzeczywistych”:
Niejednoznaczne relacje z prawdą spowodowane przez te uniki metodologiczne i „mniej niż całkowite przekonanie...” oznaczające lekceważenie faktów tak daleko wykraczają poza postmodernistyczną ironię, że zasługują na własną etykietę. Proponuję „postrzeczywiste” (ibid.).
Głównym argumentem Romera było to, że modele DSGE objaśniają wahania makroekonomiczne jako powodowane przez „wstrząsy technologiczne” i „wstrząsy preferencji”, nie wyjaśniając nigdy, skąd te wstrząsy w rzeczywistości pochodzą. Reprezentatywnym przykładem jest praca Petera Irelanda, który „wyjaśnienia” kryzysu z 2008 roku upatruje w „niekorzystnych wstrząsach” preferencji konsumentów oraz technologii produkcji:
Wielka Recesja rozpoczęła się pod koniec 2007 roku i na początku 2008 od serii niekorzystnych wstrząsów preferencji i technologii, w przybliżeniu w tej samej kombinacji i mniej więcej tej samej mocy, jak te na początku poprzednich dwóch recesji w Stanach Zjednoczonych (…). Jednakże ciąg niekorzystnych wstrząsów preferencji i technologii trwał dalej przez cały 2008 rok i na początku roku 2009. Ponadto wstrząsy te nabierały coraz większej siły, przyczyniając się znacznie nie tylko do wydłużenia Wielkiej Recesji, ale także do jej pogłębienia (Ireland 2011, 48).
Można by oczekiwać, że „wstrząsy preferencji” i „wstrząsy technologiczne” na tyle potężne, aby spowodować Wielką Recesję, powinny być łatwe do zidentyfikowania post factum. Czy amerykańscy konsumenci nagle zakończyli swój romans z Apple lub być może nawet z jabłecznikiem2? Czy uderzenie meteorytu nagle rozerwało system kolei transkontynentalnej? Próżno szukać tego rodzaju identyfikacji wstrząsów w modelach DSGE, ponieważ, jak podkreśla Romer, wstrząsy te są zmyślone: są to po prostu losowe liczby, dobrane tak, aby model źródłowy wydawał się dobrze dopasowany do danych. Nie są one oparte na jakichkolwiek możliwych do zidentyfikowania zachowaniach lub zdarzeniach, więc równie dobrze można by je przypisać czarnej magii – co Romer w rzeczy samej czyni, kpiąc z modeli DSGE jako napędzanych przez „flogiston”, „eter”, „cieplik”3, „trolle” i „gremliny”:
Gdy makroekonomiści stwierdzili, że zręcznie będzie powołać się na zmyślone zmienne, dodali ich więcej. Wynikająca stąd menażeria, wraz z moimi sugerowanymi nazwami, zawiera obecnie:
• ogólny rodzaj flogistonu, który zwiększa ilość dóbr konsumpcyjnych produkowanych z danych nakładów,
• „specyficzny dla inwestycji” rodzaj flogistonu, który zwiększa ilość dóbr kapitałowych produkowanych z danych nakładów,
• troll, który losowo zmienia płace wszystkich pracowników,
• gremlin, który losowo zmienia ceny produktów,
• eter, który zwiększa skłonność do ryzyka inwestorów,
• cieplik, który sprawia, że ludzie mniej pragną wypoczynku.
Z ewentualnym wyjątkiem flogistonu modelarze zakładali, że nie istnieje sposób bezpośredniego pomiaru tych sił (Romer 2016, 5–6).
Jak doszło do tego, że ekonomia znalazła się w takim stanie? Jak wyjaśniam w tej książce, główną przyczyną jest to, że same fundamenty „neoklasycznej” teorii ekonomii są zmyślone. Przedsiębiorstwa nie napotykają „rosnącego kosztu krańcowego”, co stanowi nieodzowny fundament pojęcia rosnącej „krzywej podaży rynkowej” – zamiast tego zdecydowana większość towarów jest produkowana w warunkach malejącego kosztu krańcowego (Eiteman i Guthrie 1952; Blinder 1998; Lee 1998). Ludzie nie decydują, co konsumować, maksymalizując funkcję użyteczności przy danym ograniczeniu budżetowym (Sippel 1997) – zresztą nawet gdyby tak było, „malejąca krzywa popytu rynkowego” nie może być uzyskana przez zsumowanie „porządnych” krzywych indywidualnego popytu (Shafer i Sonnenschein 1982). I tak jak czynniki ujęte w modelach są zmyślone, czynniki pominięte są realne i ważne. Nie można – jak próbują to czynić ekonomiści neoklasyczni – modelować gospodarki, ignorując istnienie banków, zadłużenia i pieniądza. Są one nieodzownymi elementami gospodarki kapitalistycznej, a jakikolwiek model makroekonomiczny, który je pomija, jest modelem z dziedziny fantastyki. Nie można – jak czynią neoklasycy – wykluczać określonych ścieżek dynamiki gospodarki tylko dlatego, że mogą one prowadzić do „rozwiązań brzegowych”, które są nie do przyjęcia. Gospodarka nigdy nie znajduje się w równowadze, a każdy model, który temu zaprzecza, zaprzecza rzeczywistości.
Ze względu na te zmyślone fundamenty ekonomia neoklasyczna była skazana na porażkę, gdy endogeniczne siły monetarne, tak dobrze opisane przez Hymana Minsky’ego w jego hipotezie niestabilności finansowej, doprowadziły do poważnego kryzysu, co miało miejsce w 2008 roku. Kryzys gospodarczy oznaczał zarazem kryzys teorii ekonomii, jednak ekonomiści głównego nurtu tak mocno wierzyli w swoją wizję świata, że początkowo odrzucali ten wniosek, już po wygaśnięciu pierwszej paniki spowodowanej przez sam kryzys. Jednakże niemal dziesięć lat zaskakująco niskiego wzrostu, jakie upłynęły od kryzysu, w końcu zainicjowało poważną introspekcję w gronie ekonomistów akademickich.
Choć jestem zachwycony, widząc, co się dzieje, wcale nie mam pewności, że skłoni to obecnych praktyków ekonomii do porzucenia ich podstawowych przekonań, nie mówiąc już o przyjęciu perspektywy uwzględniającej nierównowagę i pieniężną naturę kapitalizmu, co jest niezbędne do zbudowania realistycznej ekonomii. Podobnie jak obserwowani przez Maxa Plancka współcześni mu fizycy maxwellowscy w obliczu otrzymanego przez Plancka rozwiązania problemu „promieniowania ciała doskonale czarnego” owocującego mechaniką kwantową, umysły tak dogłębnie przeszkolone w paradygmacie neoklasycznej równowagi gospodarki barterowej raczej nie będą w stanie dokonać przejścia do myślenia o nierównowadze i pieniężnej naturze kapitalizmu. Keynes świetnie opisał ten problem, gdy w przedmowie do Ogólnej teorii zatrudnienia, procentu ipieniądza zauważył, że „trudność polega nie na nowości idei, ale na tym, żeby się wyzwolić od starych poglądów, które są głęboko zakorzenione w każdym, kto otrzymał takie wychowanie jak większość z nas” (Keynes 2003 [1936], 4). Większość ekonomistów głównego nurtu prawdopodobnie nigdy nie będzie w stanie uciec z tych wyimaginowanych twierdz w ich własnych umysłach.
Mam jednak nadzieję, że ta całkiem świeża pokora wśród czołowych ekonomistów neoklasycznych przekona ich, by zapewnić przynajmniej troszkę więcej miejsca dla alternatywnych analiz kapitalizmu i umożliwić swoim studentom i studentkom poznawanie innych sposobów modelowania kapitalizmu niż bezrefleksyjne stosowanie ustalonego kanonu neoklasycznego. Tej właśnie nadziei jest dedykowana ta książka.
Istnieje wiele zagadnień, które chciałbym teraz dodać do kolejnego wydania tej książki. Jej trzema dojmującymi słabościami są brak jakiejkolwiek dyskusji na temat handlu międzynarodowego, skrótowe omówienie alternatywnych wobec neoklasycznej szkół myślenia oraz skąpe potraktowanie relacji między środowiskiem naturalnym a gospodarką.
W przyszłości, w kolejnym wydaniu te braki zostaną uzupełnione, natomiast w niniejszej przedmowie ograniczę się do pokazania, w jaki sposób moje rozważania o alternatywach wobec głównego nurtu ekonomii się rozwinęły, odkąd napisałem to wydanie w 2010 roku. Przede wszystkim coraz mocniej doceniam używanie narzędzia podwójnego księgowania podczas modelowania przepływów finansowych. Kiedy skończyłem pisać to wydanie, opracowałem właśnie wyjaśnienie zysków pieniężnych (Keen 2010) i zacząłem rozwijać Minsky – publicznie dostępne (Open Source, czyli darmowe!) narzędzie analizy dynamiki systemów przeznaczone do modelowania pieniężnego (zob. https://sourceforge.net/projects/minsky/). Wspomniany artykuł (jak również pierwotna wersja Minsky) wykorzystywał do modelowania przepływów finansowych tabele z pojedynczymi zapisami, bo wówczas nie mogłem zaakceptować faktu, że spłata długu oznacza niszczenie pieniądza, mimo że wiedziałem, iż udzielenie kredytu tworzy pieniądz. Mój opór wiązał się ze stwierdzeniami takimi jak te z publikacji Hymana Minsky’ego i Augusto Grazianiego:
Pieniądz jest kreowany przez pożyczki bankowe – głównie dla przedsiębiorstw – i pieniądz jest niszczony, gdy kredytobiorcy wypełniają swoje zobowiązania wobec banków (Minsky 1982 [1963], xxi).
Tak szybko, jak przedsiębiorstwa spłacają swe długi wobec banków, pieniądz początkowo wykreowany jest niszczony (Graziani 1989, 5).
W miarę jak rozwijałem Minsky wspólnie z moim programistą i współbadaczem, dr Russellem Standishem, znaczenie metody podwójnego księgowania stało się jasne i uświadomiłem sobie, właśnie dzięki metodzie podwójnego zapisu, że moje pierwotne przekonanie, jakoby spłata długu nie niszczyła pieniądza, było błędne. W czasie gdy pisałem to wydanie, akceptowałem już fakt, że spłata długu niszczy pieniądz, niemniej nadal używałem tabel, które nie wymuszają podwójnego zapisu (Tabele 14.1–14.4 w rozdziale 14). Choć argumenty wykorzystane w tym rozdziale są nadal prawidłowe, chciałbym radykalnie przebudować te tabele tak, by wymusić podwójny zapis w nowym wydaniu książki, co byłoby zgodne z konwencją, którą przyjęliśmy, opracowując analogiczne tabele w Minsky.
Każdy przepływ środków pieniężnych gdzieś się rozpoczyna i gdzieś się kończy, jak mawiał Wynne Godley: zasada podwójnego księgowania daje pewność, że źródło i cel zostaną zarejestrowane z odpowiednim znakiem. Natomiast transakcja finansowa musi być zarejestrowana czterokrotnie, by była w pełni dokładna, ponieważ niezależnie od tego, że gdzieś się zaczyna („źródło” w terminologii dynamiki systemów) i gdzieś się kończy („ujście”), źródło stanowi składnik aktywów dla jednego podmiotu a zobowiązanie dla innego (i takoż dla obiektu „ujście”), a więc każde konto musi być również zapisane dwukrotnie. Opracowaliśmy zestaw konwencji dotyczących obsługi podwójnego księgowania w Minsky, które są analogiczne do tych opracowanych przez księgowych na potrzeby podwójnego księgowania, i mamy nadzieję, że są one mniej zdradliwe dla ekonomistów niż próby respektowania konwencji księgowania niektórych wpisów jako debet (DR), a innych jako kredyt (CR), w zależności od typu konta, którego wpis dotyczy.
Księgowi nazywają „podstawowym prawem rachunkowości” zasadę, że aktywa pomniejszone o zobowiązania są równe kapitałowi własnemu (czasami nazywanemu zwyczajnie kapitałem). Mówiąc prościej, oznacza to tyle, że gdy od tego, co posiadasz, odejmiesz to, co jesteś winien, różnica wyrażać będzie twoją wartość netto. W Minsky obowiązuje konsekwentnie zasada, zgodnie z którą aktywa są traktowane jako wielkości dodatnie (przez co dodatni wpis w aktywach zwiększa wielkość aktywów, a ujemny zmniejsza), natomiast zarówno zobowiązania, jak i kapitał własny jako wielkości ujemne (przez co ujemny wpis zwiększa wielkość zobowiązań oraz kapitału własnego, a dodatni wpis zmniejsza ich wielkości). Naturalnie jest to intuicyjnie zrozumiałe w przypadku zobowiązań (sensowne jest traktowanie tego, co jesteś winien, jako wielkości ujemnej z twojego punktu widzenia, a wielkość ta pojawi się jako dodatnia gdzie indziej, stanowiąc aktywa kogoś innego), ale zarazem sprzeczne z intuicją w przypadku kapitału własnego: czyż nie powinieneś prezentować swojej wartości netto jako liczby dodatniej?
Intuicyjnie tak właśnie powinieneś robić. Lecz dzięki zasadzie, zgodnie z którą kapitał własny jest traktowany jako wielkość ujemna, suma dowolnego wiersza poprawnie rejestrującego transakcję finansową w Minsky musi być równa zero. Jeśli w pewnym wierszu suma jest różna od zera, popełniłeś błąd. Konwencja ta pozwala więc łatwo identyfikować błędy (i im zapobiegać). Fakt ten z nawiązką rekompensuje koszty polegające na sprzecznym z intuicją traktowaniu kapitału własnego.
Konwencja ta sprawia również, że łatwo zidentyfikować inicjatora każdej transakcji finansowej: jest to dodatni zapis. Wszystkie przepływy są ukazane jako przejście od plusa do minusa. Jest to podobne do tego, co robią inżynierowie elektrycy przy projektowaniu płytek drukowanych: pokazują przepływ elektronów od plusów do minusów, mimo że (w naszym modelu energii elektrycznej) ładunkowi elektronu przypisujemy wartość ujemną.
W związku z tym, gdyby miało się ukazać nowe wydanie, tabele przedstawiające dynamikę pieniądza w obecnym wydaniu wymieniłbym na tabele takie jak Tabela A, która pokazuje podstawowe operacje pieniężne związane z kredytami, spłatami i płatnościami odsetek, wynagrodzeniami i dywidendami oraz konsumpcją.
Tabela A.Prosta tabela przepływów pieniężnych
Aktywa
Zobowiązania
Kapitał własny
Operacje
Rezerwy
Kredyty
Przedsiębiorstwa
Gospodarstwa domowe
Banki
Kredyty dla
przedsiębiorstw
Kredyty
- Kredyt
Zwrot długu
- Zwrot długu
Zwrot długu
Zapłata odsetek
Odsetki
- Odsetki
Wypłata wynagrodzeń
Płace
- Płace
Wypłata dywidend
Dywidendy
- Dywidendy
Konsumpcja gospodarstw domowych
- Konsumpcja H
Konsumpcja H
Konsumpcja bankierów
Konsumpcja B
Konsumpcja B
Fakt, że udzielanie kredytów tworzy pieniądz, aspłata długu go niszczy, jest wtej tabeli oczywisty: udzielanie kredytów zwiększa aktywa systemu bankowego (kredyty) ijego zobowiązania (konta depozytowe przedsiębiorstw igospodarstw domowych) po równo; spłata długu zmniejsza je po równo. Łatwo również porównać ten prosty, ale realistyczny obraz kredytów bankowych zbajką o„funduszach pożyczkowych”, wktórą ekonomiści głównego nurtu wciąż wierzą (Krugman 2013, 2014), aktóra jest przedstawiona wTabeli B. Wtym modelu banki nie generują kredytów, lecz działają wyłącznie jako pośrednicy między oszczędzającymi (wtej tabeli są to gospodarstwa domowe) akredytobiorcami (przedsiębiorstwami). Oznacza to, że udzielanie kredytów po prostu przesuwa pieniądze pomiędzy dwoma różnymi kontami bankowymi wramach zobowiązań banków: nie powoduje zwiększenia ani zobowiązań banków, ani aktywów banków.
Tabela B.Empirycznie fałszywy neoklasyczny model „funduszy pożyczkowych”
Aktywa
Zobowiązania
Kapitał własny
Operacje
Rezerwy
Kredyty
Przedsiębiorstwa
Gospodarstwa domowe
Banki
Kredyty dla
przedsiębiorstw
- Kredyt
Kredyty
Zwrot długu
Zwrot długu
- Zwrot długu
Zapłata odsetek
Odsetki
- Odsetki
Wypłata wynagrodzeń
Płace
- Płace
Wypłata dywidend
Dywidendy
- Dywidendy
Opłata za pośrednictwo
Opłata
- Opłata
Konsumpcja gospodarstw domowych
- Konsumpcja W
Konsumpcja W
Konsumpcja bankierów
Konsumpcja B
Konsumpcja B
Ten model z dziedziny fantastyki jest źródłem znacznej części błędów w głównym nurcie makroekonomii, a gdy zostanie odrzucony, niebezpieczeństwa wynikające z nadmiernego zadłużania się sektora prywatnego staną się oczywiste. Fakt, że ekonomia głównego nurtu ukrywała przed nami tę rzeczywistość, jest głównym powodem, dla którego światowa gospodarka znajduje się w tak opłakanym stanie, i to z tego powodu populistyczne i potencjalnie demagogiczne siły rosną w odpowiedzi na kryzysy gospodarcze wywołane nadmiernym zadłużeniem sektora prywatnego. Świat zapłacił i w dalszym ciągu płaci wysoką cenę za to, że wierzy w ten elegancki, sugestywny, ale z gruntu błędny model kapitalizmu.
1 Nagroda Banku Szwecji im. Alfreda Nobla w dziedzinie nauk ekonomicznych, ufundowana przez Szwedzki Bank Narodowy, często mylona jest z Nagrodą Nobla przyznawaną przez Królewską Szwedzką Akademię Nauk i inne instytucje na mocy testamentu Alfreda Nobla. Nie obejmuje ona dziedziny ekonomii (przyp. red.).
2 Gra słów: Apple – nazwa firmy; apple pie – jabłecznik (przyp. red.).
3 Flogiston, eter, cieplik – nazwy hipotetycznych substancji postulowanych przez fizykę i chemię, zwłaszcza w XVII, XVIII i XIX wieku; teorie zakładające ich istnienie zostały obalone w naukach przyrodniczych XX wieku (przyp. red.).
Ekonomia neoklasyczna: fałszywy paradygmat nie była oczywiście pierwszą książką, która pokazywała, że ekonomia neoklasyczna jest z gruntu błędna. Jeżeli przekonująca krytyka sama w sobie miałaby obalić tę pseudonaukę, to upadłaby ona już w 1898 roku, gdy Thornstein Veblen napisał Why Is Economics Not an Evolutionary Science? (Dlaczego ekonomia nie jest nauką ewolucyjną?) (Veblen 1898). Jednak w 1999 roku, gdy zaczynałem pisać niniejszą książkę, ekonomia neoklasyczna dominowała jak nigdy wcześniej.
Powodem, dla którego postanowiłem podjąć kolejną z wielu jak dotąd bezskutecznych prób doprowadzenia do mocno spóźnionej rewolucji naukowej w ekonomii, było przekonanie, że sukces czai się za rogiem. Jak zanotowałem w ostatnim rozdziale, czułem, że nadciąga poważny kryzys gospodarczy, a gdy już uderzy, możliwe będą zasadnicze zmiany w teorii ekonomii:
Nie pragnę kryzysu gospodarczego dla dzisiejszego świata – jednak uważam, że taki kryzys został zapoczątkowany na dobre przez skumulowane procesy opisane w rozdziałach 10 i 11 [na temat finansów]. Jeśli ostatecznie pojawi się kryzys – co według neoklasycznej teorii ekonomicznej nie jest możliwe – wówczas ekonomia ponownie zostanie poddana dokładnemu i krytycznemu badaniu (Ekonomia neoklasyczna: fałszywy paradygmat, wyd. 1, 312).
Gdy skończyłem pisać Ekonomię neoklasyczną…, miałem nadzieję zacząć pracę nad książką pod roboczym tytułem Finance and Economic Breakdown (Finanse i załamanie gospodarcze), mającą przedstawić pogłębioną teorię dotyczącą sił, które mogły wywołać ten kryzys. Jednak reakcja ekonomistów neoklasycznych na rozdział 4 niniejszej książki – „Rozmiar ma znaczenie”, dotyczący neoklasycznego modelu konkurencji – była tak gwałtowna, że następne cztery lata spędziłem, rozwijając argumentację z tego rozdziału w odpowiedzi na ich ataki.
Wreszcie w grudniu 2005 roku powróciłem do pisania Finansów izałamania gospodarczego (dla wydawnictwa Edward Elgar Publishers). Niemal natychmiast ponownie zadziałały nieprzewidziane okoliczności: zostałem zaproszony jako biegły sądowy w sprawie o rabunkowe pożyczki. Jedno spojrzenie na wykładniczy wzrost poziomu zadłużenia w stosunku do PKB w Australii i Stanach Zjednoczonych przekonało mnie, że nadciąga naprawdę poważny kryzys.
Uznałem, że zaalarmowanie opinii publicznej jest ważniejsze niż pisanie akademickiego traktatu na ten temat, a więc raz jeszcze niechętnie odłożyłem pracę nad książką i skoncentrowałem się na mediach i internecie. Począwszy od listopada 2006 roku zacząłem publikować comiesięczne raporty na temat zadłużenia (Keen 2006), które wkrótce stały się na tyle popularne w mediach, iż kilku australijskich krytyków uznało, że mam „parcie na szkło”, a utworzony przeze mnie blog Debtwatch (www.debtdeflation.com/blogs) obecnie ma ponad 10 tysięcy zarejestrowanych użytkowników i użytkowniczek i co miesiąc przyciąga około 50 tysięcy czytelników (z których około połowa jest Australijczykami, a inni pochodzą w większości ze Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii). W pozostałym wolnym czasie pracowałem nad ukończeniem modelu deflacji długu, aby przedstawić go w moich publicznych komentarzach.
Kryzys gospodarczy eksplodował we wrześniu 2007 roku. Bezrobocie w Stanach Zjednoczonych w następnym roku podwoiło się, a stopa inflacji na poziomie 5% gwałtownie obniżyła się do deflacji wynoszącej 2%.
Całkowita porażka ekonomii neoklasycznej, niezdolnej do przewidzenia tego kryzysu oznaczała też, zgodnie z moimi przewidywaniami, że teoria ekonomii i ekonomiści jak nigdy wcześniej stali się przedmiotem ataku opinii publicznej. Ich obrona polegała na przekonywaniu, że „nikt nie mógł tego przewidzieć”. Schronili się za sformułowaniem, że ten kryzys był „czarnym łabędziem”, wyrywając z kontekstu to ukute przez Nassima Taleba (Taleb 2014) określenie i ignorując fakt, że ja oraz wielu innych ekonomistów nieneoklasycznych rzeczywiście przewidzieliśmy jego nadejście.
Uznałem zatem, że zarówno z przyczyn pozytywnych, jak i negatywnych niezbędne jest nowe wydanie Ekonomii neoklasycznej….
Przyczyną negatywną jest to, że nie ma lepszej okazji do zaatakowania fałszywej teorii niż wtedy, gdy doprowadziła ona do spektakularnie błędnej prognozy. Utrzymując, że gospodarka w skali makroekonomicznej weszła w permanentne Wielkie Uspokojenie („Great Moderation”,sformułowanie spopularyzowane przez Bena Bernankego do opisu pozornego obniżenia zmienności w gospodarce oraz spadków stopy bezrobocia i inflacji w latach 1975–2007), ekonomia neoklasyczna nie mogła się bardziej mylić co do najbliższej przyszłości gospodarki. Teraz nadszedł czas, by pokazać nie tylko to, że kryzys był ewidentnie możliwy do przewidzenia, ale też to, że ekonomiści neoklasyczni byli najgorzej przygotowani, aby dostrzec jego nadejście. Głównym powodem pozytywnym jest natomiast to, że skoro opinia publiczna i decydenci są obecnie bardziej podatni na alternatywne spojrzenia na gospodarkę, nadszedł odpowiedni czas na prezentację zwięzłego i przystępnego oglądu alternatywnego, realistycznego modelu gospodarki.
Od czasu pierwszego wydania w ekonomii dokonały się pewne ważne zmiany – przede wszystkim rozwój ekonofizyki oraz przyznanie przez uczonych zajmujących się finansami, że hipoteza rynków efektywnych została obalona empirycznie (Fama i French 2004).
Dodałem kilka rozdziałów dotyczących dynamiki pieniądza opartego na długu i trwającego kryzysu gospodarczego, który obecnie jest nazywany w Stanach Zjednoczonych wielką recesją (i „globalnym kryzysem finansowym” w mojej rodzinnej Australii), ale który w moim głębokim przekonaniu przez przyszłych historyków gospodarczych zostanie nazwany drugim Wielkim Kryzysem. Te nowe rozdziały wyłamują się z formuły widocznej w pozostałej części książki, w tym sensie, że nie stanowią krytyki neoklasycznej teorii niestabilności finansowej i kryzysów gospodarczych, ponieważ po prostu nie ma takiej teorii. Prezentują one natomiast, na poziomie podstawowym, nieneoklasyczne teorie deflacji zadłużenia i pieniądza endogenicznego, w których rozwoju odegrałem pewną rolę (Keen 2008, 2009a, 2009b, 2010), oraz model niestabilności finansowej, który opiszę szczegółowo w Finansach izałamaniu gospodarczym.
Przeredagowałem też kilka rozdziałów dotyczących spraw, w których od czasu pierwszego wydania nastąpił znaczący postęp teoretyczny. Zdecydowanie najważniejszą zmianą było tu znaczne pogłębienie krytyki teorii przedsiębiorstwa w rozdziale „Rozmiar ma znaczenie”. W rozdziałach „Rachunek przyjemności” i „Cena wszystkiego i wartość niczego” przedstawiłem też znacznie więcej informacji ilustrujących, dlaczego teoria popytu jest błędna, a w dodatku do „Cena nie jest prawidłowa” udokumentowałem odrzucenie hipotezy rynków efektywnych przez jej największych orędowników, Famę i Frencha.
Wreszcie w swej pierwszej wersji książka była prawie w całości poświęcona mikroekonomii, a teraz w niemal równych proporcjach ujmuje mikroekonomię i makroekonomię.
Widocznym pominięciem jest brak dyskusji na temat teorii handlu międzynarodowego. Powodem tego jest fakt, że choć niedostatki teorii przewagi komparatywnej są według mnie znaczne i oczywiste, to nie dokonano jeszcze szczegółowej krytyki argumentacji matematycznej ani nie przedstawiono rozsądnej alternatywy. Tego zadania mogę się podjąć po ukończeniu Finansów izałamania gospodarczego, ale nie wcześniej.
Odbiór pierwszego wydania był zarówno satysfakcjonujący, jak i przewidywalny. Satysfakcjonujący był odbiór publiczny: sprzedaż znacznie przekroczyła wielkości typowe dla tego rodzaju książek, pozycja była wciąż kupowana nawet dziesięć lat po jej wydaniu, a krytyczna odpowiedź ze strony publiki była prawie w całości pozytywna.
Przewidywalna była natomiast reakcja ze strony ekonomistów neoklasycznych. Szkalowali oni książkę w ten sam sposób, w jaki traktowali każdą krytykę – jak kiedyś stwierdził Keynes, spodziewał się, że jego praca zostanie uznana za równocześnie „zupełnie błędną i niewnoszącą nic nowego”. Moja argumentacja została potraktowana tak samo, a neoklasyków rozwścieczyła moja krytyka teorii przedsiębiorstwa.
Ich odpowiedź na tę krytykę doprowadziła mnie do jej znacznego rozwinięcia, wykraczającego poza wersję opublikowaną po raz pierwszy w 2001 roku, które wcześniej uważałem za trudne do prezentacji bez matematyki, ale które ostatecznie udało mi się łatwo wyłożyć w dodatku do rozdziału „Rozmiar ma znaczenie”. Jednak dla szczegółowego wykładu matematyka nadal jest niezbędna, więc dla każdego, kto radzi sobie z osobliwymi równaniami – i to w dużej liczbie! – najbardziej przystępnymi artykułami w czasopismach są Keen 2003, 2004; Keen i Standish 2006, 2010 oraz rozdziały książek Keen 2005, 2009a. Najłatwiej dostępny jest mój artykuł z bezpłatnego czasopisma internetowego „The Real-World Economic Review” (www.paecon.net/PAEReview/issue53/whole53.pdf), a napisany przeze mnie rozdział książki AHandbook for Heterodox Economics Education (Podręcznik ekonomii heterodoksyjnej) (pod redakcją Jacka Reardona, wydanej przez Routledge) zatytułowany „A Pluralist Approach to Microeconomics” (Pluralistyczne podejście do mikroekonomii) zawiera krytykę marshallowskiego modelu przedsiębiorstwa, przedstawioną w sposób użyteczny dla badaczy i nauczycieli.
Gdy pisałem pierwsze wydanie tej książki, wiedziałem, że jej prawdziwy cel – eliminacja ekonomii neoklasycznej i zastąpienie jej opartym na empirii, dynamicznym podejściem do ekonomii – nie może zostać osiągnięty, zanim poważny kryzys gospodarczy nie zakwestionuje Panglossowskiego spojrzenia na gospodarki rynkowe, propagowanego przez ekonomię neoklasyczną. Kryzys jest z nami, ma się dobrze i towarzyszy nam, a społeczeństwo odwróciło się od ekonomistów, tak jak się spodziewałem. Niestety, środowisko ekonomistów również zareagowało tak, jak oczekiwałem – udawaniem, że nic się nie stało.
Piszę te słowa tuż po powrocie z dorocznej konferencji Amerykańskiego Stowarzyszenia Ekonomistów (American Economic Association, AEA) w 2011 roku, podczas której prawie 10 tysięcy ekonomistów, głównie ze Stanów Zjednoczonych i przeważnie neoklasyków, spotyka się, żeby przedstawić „najnowsze” postępy w dziedzinie i o nich posłuchać. Choć odbyło się kilka sesji poświęconych Wielkiej Recesji1 oraz jej znaczeniu dla teorii ekonomii (zorganizowanych głównie przez nieneoklasyczne stowarzyszenia w AEA, takie jak Unia Radykalnej Ekonomii Politycznej), to większość profesjonalistów nadal uważa, jak kilka miesięcy wcześniej ujął to Ben Bernanke, że „obecny kryzys finansowy był niepowodzeniem bardziej inżynierii ekonomicznej i zarządzania gospodarczego niż tego, co nazwałem nauką ekonomii” (Bernanke 2010).
Przekonanie Bernankego nie mogło być dalsze od prawdy: jako sposób ujęcia zachowania skomplikowanej gospodarki rynkowej tak zwana nauka ekonomii jest mieszaniną mitów, przy których starożytny, ptolemejski, geocentryczny model Układu Słonecznego wydaje się iście wyrafinowany. To, co ujawnia ta opinia, to niezdolność jej autora do myślenia o ekonomii w sposób inny niż neoklasyczny, w którym to został wykształcony – niezdolność, którą dzieli z większością swoich kolegów.
Jeżeli zostawimy rozwój ekonomii samym ekonomistom, to najprawdopodobniej intelektualna rewolucja, której ekonomia desperacko potrzebuje, nigdy się nie wydarzy – ostatecznie opierali się oni zmianom po Wielkim Kryzysie tak skutecznie, że panująca obecnie wersja ekonomii neoklasycznej jest znacznie bardziej skrajna niż to, na co siedemdziesiąt lat temu pomstował Keynes. Pierwsze wydanie podsumowałem spostrzeżeniem, że ekonomia jest zbyt ważna, by zostawiać ją ekonomistom. Pozostaje ono aktualne także teraz.
Jeżeli ma przyjść zmiana, nadejdzie ona od strony młodych, którzy nie zostali jeszcze zindoktrynowani przez neoklasyczny sposób myślenia, oraz od specjalistów z innych dziedzin, takich jak fizyka, inżynieria i biologia, których kryzys zachęci do wkroczenia na grunt ekonomii i przejęcia pola od ekonomistów. Książka jest poświęcona tym właśnie rzeczywistym motorom zmian.
1 W polskim tłumaczeniu używane są dwa określenia: „Wielki Kryzys” odnosi się do zapaści gospodarczej z lat 1929–1933. „Wielka Recesja” to załamanie gospodarcze z przełomu pierwszych dwóch dekad XXI wieku, które zaczęło się kryzysem finansowym roku 2008 (przyp. red.).
W przedmowie do Ogólnej teoriizatrudnienia, procentu ipieniądza Keynes stwierdził, że jej pisanie wiązało się z długim procesem wyzwalania się od „utartych sposobów myślenia i wyrażania”. Wzywał swoją grupę odbiorców, zawodowych ekonomistów, aby też wyzwolili się z ograniczeń konwencjonalnego myślenia ekonomicznego, i zauważył, że „przedstawione tutaj tak mozolnie poglądy są niezmiernie proste i powinny być oczywiste. Trudność polega nie na nowości idei, ale na tym, żeby wyzwolić się od starych poglądów, które są głęboko zakorzenione w każdym, kto otrzymał takie wychowanie jak większość z nas” (Keynes 2003 [1936], 4).
To stwierdzenie było niestety prorocze. Własne wyzwolenie Keynesa było niezupełne, a pozostałości tradycyjnego myślenia zawarte w Ogólnej teorii przesłaniały wiele jej najbardziej innowacyjnych aspektów. Stojąc w obliczu mieszaniny rzeczy nowych i nieznanych ze starymi i znanymi, większości odbiorców łatwiej jest zinterpretować nowe idee jako nic więcej niż upiększenie starych. Rewolucja keynesowska obumierała powoli, ale niechybnie, w miarę jak ekonomiści odtwarzali „utarte sposoby myślenia i wyrażania” wokół niewygodnych wyłomów, jakich Keynes dokonał w dogmacie ekonomicznym. Ekonomii nie udało się dokonać wyzwolenia, do którego wzywał Keynes, a z biegiem czasu „nowoczesna” wersja dyscypliny coraz bardziej upodabniała się do „starych idei”, które zgodnie z nadziejami Keynesa miały zostać odrzucone.
Początkowo, jakieś trzydzieści lat temu, zostałem wykształcony w tej wskrzeszonej tradycji, znanej jako synteza keynesowsko-neoklasyczna. Bodziec do mojej ucieczki od tego dogmatu był niezwykle trywialny: mój wykładowca mikroekonomii na pierwszym roku zwrócił uwagę na prosty, lecz rażący błąd w zastosowaniu konwencjonalnej teorii.
Zgodnie z ekonomiczną teorią rynku jakiekolwiek zrzeszanie się każdego rodzaju, czy to pracowników w związki zawodowe, czy producentów w monopole, obniża dobrobyt społeczny. Zatem teoria prowadzi do wniosku, że bez monopoli i związków zawodowych świat byłby lepszy. Ekonomiczna teoria dystrybucji dochodu stwierdza, że gdyby pozbyć się ich obu, to ostatecznie dochody ludzi byłyby określane jedynie przez ich wkład w dobro społeczne. Świat byłby wówczas zarówno efektywny, jak i sprawiedliwy.
Co jednak w sytuacji, gdy mamy zarówno monopole, jak i związki? Czy pozbycie się tylko jednych z nich uczyni świat lepszym miejscem?
Odpowiedź jest zdecydowanie negatywna. Jeżeli usunąć tylko związki zawodowe, to zgodnie z „konserwatywną” teorią ekonomii pracownicy będą wykorzystywani: otrzymają znacznie mniej, niż wynosi ich wkład w społeczeństwo (podobnie jeżeli usunąć tylko monopole, wtedy pracownicy będą wykorzystywali przedsiębiorstwa). Jeśli masz jedno, lepiej jest też mieć drugie, a pojedynczy krok w kierunku nirwany ekonomisty nie przybliży cię do nieba, lecz do piekła1.
Uderzyło mnie, jak krucha jest teoria ekonomii, wyglądająca z zewnątrz na niedającą się podważyć. To, co wydawało się pozornie oczywiste – że dobrobyt społeczny wzrósłby po likwidacji monopoli i związków zawodowych – w pogłębionej analizie okazywało się problematyczne lub nawet niedorzeczne.
Gdybym spostrzegł tę kruchość pod koniec moich studiów magisterskich lub na studiach doktoranckich, kiedy to studenci ekonomii zazwyczaj uczą się takich rzeczy, najprawdopodobniej byłbym skłonny przejść nad tym do porządku dziennego, jak robi to większość ekonomistów. Skoro jednak dowiedziałem się tego „bez zachowania kolejności”, natychmiast stałem się podejrzliwy wobec uproszczonych sformułowań zasad ekonomicznych. Jeśli tak łatwo można było obalić podstawowe koncepcje konkurencyjności i dystrybucji dochodu, to co jeszcze złego działo się w państwie ekonomii?
Ten sceptycyzm zapoczątkował stopniowy proces poznawania, który uświadomił mi, że to, co uprzednio uważałem za wykształcenie w dziedzinie ekonomii, było w rzeczywistości niewiele lepsze od indoktrynacji. Ponad dziesięć lat przed rozpoczęciem przeze mnie studiów rozgorzała poważna batalia teoretyczna dotycząca słuszności teorii ekonomii2. Jednak żadne jej rezultaty nie znalazły odzwierciedlenia w standardowych programach studiów I i II stopnia – chyba że tematyka była przedstawiana przez jakiegoś dysydenckiego wykładowcę. Istniały też całe szkoły myślenia przeciwstawiające się tradycyjnej ekonomii, które również zupełnie ignorowano, o ile wśród kadry wykładowczej nie było dysydentów.
Trzydzieści lat po rozpoczęciu mojej sceptycznej drogi intelektualnej jestem całkowicie wolny od „utartych sposobów myślenia i wyrażania”, które tak martwiły Keynesa. Istnieje wielu nieortodoksyjnych ekonomistów, takich jak ja, którzy próbują przyczynić się do wypracowania nowego, głębszego podejścia do ekonomii.
Wciąż jednak uniwersytety na całym świecie masowo produkują ekonomistów, którzy wierzą na przykład, że świat byłby lepszym miejscem, gdybyśmy tylko mogli pozbyć się związków zawodowych lub monopoli.
Co gorsza, przez ostatnie trzydzieści lat politycy i urzędnicy na całym świecie zaczęli uważać teorię ekonomii za jedyne źródło mądrości na temat tego, jak należy zarządzać nowoczesnym społeczeństwem. Świat został stworzony na nowo zgodnie z wizją ekonomisty.
Wpływ teorii ekonomicznej nie sprawił, że świat ten stał się lepszym miejscem. Zamiast tego uczynił już osłabione społeczeństwo jeszcze gorszym: bardziej nierównym, bardziej niestabilnym i mniej „efektywnym”.
Dlaczego ekonomiści obstawali przy teorii, która w całej rozciągłości okazała się błędna? Dlaczego, mimo swego destrukcyjnego wpływu na politykę gospodarczą, ekonomia nadal jest narzędziem, które politycy i urzędnicy stosują do prawie wszystkich problemów społecznych i gospodarczych?
Odpowiedź tkwi w sposobie nauczania ekonomii na uniwersytetach na całym świecie.
Gdy zostałem ekonomistą uniwersyteckim, uświadomiłem sobie, że bardzo niewielu z moich kolegów posiada jakąkolwiek wiedzę na temat burzliwych nurtów w myśli ekonomicznej. Większość po prostu lekceważyła jakiekolwiek próby krytyki myślenia ortodoksyjnego i podobnie lekceważąco podchodziła do tych badaczy, którzy wykazywali tendencje do niekonwencjonalnego myślenia.
Nie wynikało to stąd, że ci konwencjonalni ekonomiści byli antyintelektualni – wręcz przeciwnie. Nawet jeśli konwencjonalna ekonomia ma wady, to – jak wkrótce zobaczycie – wciąż potrzebne są intelektualne muskuły, by opanować jej zasady. Jednak ekonomiści nadal odmawiali wzięcia pod uwagę jakiejkolwiek krytyki teorii ekonomii, nawet gdy pochodziła ona od innych ekonomistów i spełniała rygorystyczne standardy intelektualne.
Nie wynikało to ze złych intencji – większość badaczy i badaczek omawianego pokroju szczerze wierzyła, że gdyby tylko ludzie postępowali zgodnie z zasadami teorii ekonomii, świat byłby lepszym miejscem. Jak na grupę ludzi związanych z filozofią indywidualistycznego hedonizmu, wydawali się oni wysoce altruistyczni w swoim przywiązaniu do tego, co uważali za dobro wspólne. Jednak nieekonomistom zalecana przez nich polityka wydawała się często raczej niszczyć, niż wzmacniać gmach społeczeństwa.
Odrzucali oni też z miejsca wszelkie sugestie, że kierują się ideologią. Byli naukowcami, a nie aktywistami politycznymi. Promowali rozwiązania rynkowe nie dlatego, że byli osobiście prokapitalistyczni, ale dlatego, że teoria ekonomii dowodziła, iż rynek jest najlepszym mechanizmem rozwiązywania problemów gospodarczych. Jednak właściwie wszystko, co proponowali, ostatecznie wydawało się faworyzować bogatych kosztem biednych, kapitalistów kosztem pracownic, uprzywilejowanych kosztem pozbawionych praw.
Doszedłem do wniosku, że powód, dla którego wykazywali takie antyintelektualne, jawnie destrukcyjne społecznie i jawnie ideologiczne zachowania, leży głębiej niż jakiekolwiek powierzchowne osobiste zaburzenia. To sposób, w jaki zostali wykształceni, nadał im cechy raczej fanatyków niż beznamiętnych intelektualistów.
Jak wie każdy, kto próbował pogawędzić ze zwolennikiem jakiejś ezoterycznej religii, nie ma sensu dyskutować o podstawowych prawdach z fanatykiem. Po wielu podobnych doświadczeniach z ekonomistami porzuciłem jakiekolwiek złudzenie, że mógłbym przekonać zaangażowanych ekonomistów, by posłuchali głosu rozsądku (choć istniały rzadkie wyjątki od tej zasady). Zamiast tego wolę spędzać mój czas na rozwijaniu alternatywnego podejścia do ekonomii, przy okazji przekonując innych, aby nie dali się nabrać na powierzchownie sugestywne, lecz zasadniczo błędne argumenty konwencjonalnej teorii.
Stąd wzięła się ta książka, skierowana do szerszego kręgu odbiorów niż tylko koledzy ekonomiści, do których zwracał się Keynes. Zamiast nich moją grupą docelową są ci ludzie, którzy czują, że zostali skutecznie uciszeni przez ekonomistów. Jedną z wielu przyczyn tego, dlaczego ekonomistom udało się przejąć politykę społeczną, jest to, że utrzymywali oni, iż reprezentują wyższy poziom intelektualny niż ktokolwiek, kto sprzeciwiał się ich wskazówkom. Celem tej książki jest pokazanie, że te deklaracje są nieuzasadnione.
Choć jestem jedynym autorem, a więc odpowiadam za wszystkie błędy i pominięcia, nie mogę wziąć na siebie całości uznania za zalety tej książki. W szczególności mam olbrzymi dług wdzięczności wobec pionierów krytycznego myślenia o ekonomii.
Najważniejszy wśród nich jest Piero Sraffa – nazwisko praktycznie nieznane nieekonomistom i znane zaledwie kilku ekonomistom. Jest też wielu innych, których nazwiska pojawiają się na kolejnych stronach – John Blatt, Pierangelo Garengani, Richard M. Goodwin, Michał Kalecki, Nicholas Kaldor, John Maynard Keynes, Hyman Minsky, Thorstein Veblen, by wymienić tylko niektórych. Jednak żaden z nich nie wywarł na mnie takiego wpływu jak Sraffa.
Wiele osobiście zawdzięczam tym kilku wykładowcom, którzy byli, jak ja obecnie, dysydentami w morzu wyznawców. Najważniejszy tu jest Frank Stilwell – mój wykładowca na pierwszym roku, który wiele lat temu zapoznał mnie z pierwszym z bardzo wielu błędów w konwencjonalnej ekonomii. Z wdzięcznością doceniam też wpływ, jaki na mój rozwój intelektualny wywarł Ted Wheelwright ze swą wszechstronną wiedzą na temat wielu nurtów ekonomii. Również moi koledzy z HETSA (History of Economic Thought Society of Australia, Australijskie Stowarzyszenie Historii Myśli Ekonomicznej) sprawili, że bardziej doceniłem wiele „dróg niepodjętych” przez ekonomię głównego nurtu.
Od kolegów i koleżanek z całego świata otrzymałem odpowiedzi na przedstawione tu argumenty. Żadne z nich nie jest odpowiedzialne za to, co dalej przedstawiam, ale wszyscy mieli na to wpływ: albo bezpośrednio, w dyskusji, albo tworząc forum, w ramach którego mogły rozwijać się poglądy heterodoksyjne. Kieruję podziękowania do Tronda Andersena, George’a Argyrousa, Tony’ego Aspromorgousa, Joanne Averill, Aldo Balardiniego, Billa Barnetta, Jamesa Dicka, Marchessy Dy, Geoffa Fishburna, Johna Gellesa, Rica Holta, Julia Huata, Alana Issaca, Jamesa Junipera, Gerta Kohlera, Johna Legge’a, Jarry’ego Levy’ego, Henry’ego Liu, Basila Moore’a, Marca-Andre Pigeona, Clifforda Poirota, Jasona Pottsa, Barkleya Rossera, Gunnara Tomassona, Seana Tooheya, Roberta Vienneau, Grahama White’a i Karla Widerquista za przeczytanie i skomentowanie maszynopisu tej książki. Zwłaszcza chciałbym podziękować Karlowi Widerquistowi za szczegółowe sugestie dotyczące zawartości i sposobu argumentacji, Johnowi Leggemu za pomoc w udowodnieniu niektórych twierdzeń, Alanowi Isaacowi za pomoc w weryfikacji wielu tez z początkowych rozdziałów oraz Geoffowi Fishburnowi za wiele lat inteligentnych i krytycznych dyskusji na temat teorii ekonomii.
Joyce Hitchings dostarczyła wielu cennych informacji, jak uczynić argumenty i kontrargumenty zawarte w książce bardziej dostępnymi dla czytelników i czytelniczek nieposiadających wcześniejszego przygotowania ekonomicznego.
Ogromnej zachęty i wsparcia udzielili mi moi wydawcy, Tony Moore z Pluto Press i Robert Molteno z Zed Books. Mój redaktor, Michael Wall, wykonał kawał porządnej roboty, czyniąc ostateczną wersję bardziej zwięzłą i przystępną niż początkowy maszynopis.
Urlop naukowy przyznany przez University of Western Sydney dał mi czas wolny od codziennych wymogów życia akademickiego, potrzebny do ukończenia książki. Jerome Levy Institute w Bard College w Nowym Jorku oraz Norweski Uniwersytet Nauki i Technologii w Trondheim uprzejmie dały mi dach nad głową na czas nadawania ostatecznego szlifu maszynopisowi.
A zatem do dzieła.
1 Jest to właściwie zastosowanie „teorii rozwiązań suboptymalnych” (Lancaster i Lipsey 1956). W skrócie, Lancaster i Lipsey pokazali, że dowolny pojedynczy krok w kierunku tego, co ekonomia przedstawia jako rozwiązanie idealne, może obniżyć dobrobyt, jeśli potrzeba więcej kroków, aby przejść od sytuacji obecnej do idealnej.
2 Tzw. spór wokół teorii kapitału (Cambridge Capital Controversy), patrz rozdział 7 (przyp. red.).
Główną motywacją do napisania pierwszego wydania tej książki było moje przeczucie z 2000 roku, że zbliża się poważny kryzys ekonomiczny i że wobec tego nadszedł odpowiedni moment na wyjaśnienie szerszemu, nieakademickiemu gronu odbiorców nie tylko tego, jak bardzo teoria ekonomii jest ze swej natury błędna, ale też tego, w jaki sposób przyczyniła się do katastrofy, której się spodziewałem. W tamtym czasie uważałem, że pęknięcie bańki internetowej wyznaczy początek kryzysu – choć byłem ostrożny z tym stwierdzeniem, ponieważ moja praca nad modelowaniem hipotezy niestabilności finansowej Minsky’ego (Keen 1995) potwierdziła jeden z aspektów jego teorii: możliwość uniknięcia dzięki wydatkom rządowym kryzysu zadłużenia, który pojawiłby się w gospodarce opartej jedynie na kredycie.
Stwierdzenia, że kryzys może nastąpić, zostały usunięte z tego wydania, ponieważ kryzys nastąpił – po tym, jak w końcu pękła1 bańka kredytów subprime, która w czasie rozrostu bańki internetowej była obecna tylko na drugim planie. Jednak te stwierdzenia z czasów sprzed kryzysu pozostają ważne, ponieważ wskazują, że bez klapek, które teoria neoklasyczna nakłada na oczy ekonomistów, kryzys, znany obecnie jako Wielka Recesja, nie był niemożliwym do przewidzenia „czarnym łabędziem”, ale wręcz oślepiająco oczywistym pewnikiem. Jedynym znakiem zapytania było nie to, czy się zdarzy, ale kiedy.
Ten krótki rozdział przedstawia zatem fragmenty z pierwszego wydania dotyczące prawdopodobieństwa kryzysu, tak jak wyglądało to z punktu widzenia ekonomii nieneoklasycznej – a w szczególności hipotezy niestabilności finansowej Minsky’ego – w 2000 i na początku 2001 roku. Mam nadzieję, że te przedkryzysowe obserwacje przekonają was do rozwiania zasłony dymnej, w myśl której „nikt nie mógł przewidzieć tego, co nadchodzi”. Wielka Recesja była nie czarnym, lecz białym łabędziem, niewidocznym dla ekonomistów neoklasycznych, ponieważ ich teoria kazała im ignorować kluczowe czynniki, które wywołały kryzys: zadłużenie, nierównowagę i czas.
Przekonanie, że gospodarka kapitalistyczna ze swej natury się stabilizuje, jest również jednym z tych, za które uczestnicy gospodarek rynkowych mogą w przyszłości drogo zapłacić. Tak jak to było początkowo podczas Wielkiego Kryzysu, również dziś ekonomiści mogą być główną siłą przeszkadzającą we wprowadzeniu środków zapobiegawczych w razie jakiegokolwiek załamania gospodarczego w przyszłości. Ekonomia może sprawić, że nasze recesje będą głębsze, dłuższe i trudniejsze do pokonania, podczas gdy ludzie mają prawo oczekiwać, że dyscyplina ta będzie przynosić dokładnie przeciwny rezultat.
Na szczęście dla ekonomistów gospodarka w skali zagregowanej – przynajmniej w Stanach Zjednoczonych – pod koniec 2000 roku wydaje się funkcjonować całkiem dobrze. Ekonomiści mogą więc wierzyć i głosić prawie wszystko, ponieważ mają możliwość wygodnie korzystać z całkowicie przypadkowej okoliczności, że warunki makroekonomiczne wydają się sprzyjające.
Jednak ten przypadkowy sukces może nie potrwać długo, jeśli presja, która w oczywisty sposób narasta w finansowej części gospodarki, doprowadzi ostatecznie do wybuchu (Keen 2001a, 213).
Jeśli kryzys pojawi się po tym, gdy bańka internetowa ostatecznie pęknie, może się to stać w sytuacji niskiej inflacji (wzrost cen ropy naftowej nie doprowadzi do spirali inflacji). Przedsiębiorstwa prawdopodobnie zareagują na ten kryzys, obniżając swoje marże, aby pozbyć się towarów lub by próbować utrzymać swoje udziały na rynku kosztem konkurencji. Takie zachowanie może zatem zmienić niską inflację w deflację.
Istnieje więc możliwość, że Stany Zjednoczone raz jeszcze nawiedzi deflacja długu – choć jej dotkliwość może zostać stłumiona przez nieunikniony wzrost wydatków rządowych wywołany takim kryzysem. USA mogą zatem dołączyć do Japonii na liście „lekko rannych” gospodarki światowej – pogrążyć się w wywołanej długiem recesji, przy stabilnych lub spadających cenach i wyraźnie trudnym do uniesienia ciężarze prywatnego zadłużenia (ibid., 254).
Jedynie czas pokaże, czy pęknięcie bańki internetowej doprowadzi do tak strasznych skutków jak Wielki Kryzys. Z pewnością pod względem wielu wskaźników bańka lat dziewięćdziesiątych pozostawiła w cieniu swoją poprzedniczkę sprzed siedemdziesięciu lat. Stosunek cen do wynagrodzeń wzbił się na poziom półtora raza wyższy niż w 1929 roku. Stosunek zadłużenia prywatnego i długu przedsiębiorstw do produkcji jest chyba trzykrotnie wyższy niż był przed Wielkim Kryzysem, a ceny, choć w niektórych branżach rosną, są na ogół stabilne. Z tych wszystkich względów Fishera teoria wielkich depresji spowodowanych deflacją długu wydaje się wskazywać możliwy wynik.
Z drugiej strony Minsky twierdził, że „duży rząd” może ustabilizować niestabilną gospodarkę, zapewniając przedsiębiorstwom przepływy pieniężne pozwalające im na finansowanie ich zobowiązań pomimo załamania się wydatków prywatnych. Z pewnością rząd Stanów Zjednoczonych w 2000 roku jest „duży” w porównaniu ze swoim odpowiednikiem z lat dwudziestych, a jego automatyczne działania i polityczne interwencje najprawdopodobniej osłabią każde załamanie gospodarcze i sprowadzą do postaci czegoś znacznie łagodniejszego niż Wielki Kryzys. W Ameryce w erze postinternetowej bardziej prawdopodobna wydaje się długotrwała recesja, przypominająca tę, której doświadcza Japonia od czasów załamania się jej rozdmuchanej gospodarki w 1990 roku.
Makroekonomia jest w najwyższym stopniu polityką gospodarczą, ale teoria ekonomii sama w sobie dotarła już prawie do punktu, w którym nie ma miejsca dla polityki makroekonomicznej. Najlepszym tego przykładem jest Traktat z Maastricht, zgodnie z którym warunkiem członkostwa w Unii Europejskiej jest ograniczenie deficytu budżetowego do poziomu nieprzekraczającego 3% PKB. Choć możliwe były pewne krętactwa, aby umożliwić członkostwo, to gdy kryzys gospodarczy ostatecznie uderzy, rządy europejskie mogą być zmuszone do narzucenia ograniczeń na gospodarki, które będą rozpaczliwie potrzebować stymulacji (ibid., 212–213).
[Zgodnie z hipotezą rynków efektywnych] wzorzec zachowań rynku giełdowego powinien przypominać prawie wygasły wulkan. Jednak nawet w latach sześćdziesiątych, gdy powstał artykuł [Sharpe’a], rynek giełdowy zachowywał się jak bardzo aktywny wulkan. Od tego czasu uaktywnił się jeszcze bardziej, a w 1987 roku przypominał Krakatau, choć tylko przez krótki czas. W 2000 roku widzieliśmy 25-procentowe wahania na przestrzeni tygodnia. Październik 2000 roku dorobił się zasłużonej reputacji miesiąca rynku byka. Bogowie tylko wiedzą, jak dotkliwa będzie zmienność, gdy bańka wreszcie pęknie (ibid., 232).
Cóż mogę powiedzieć? Przez upowszechnianie hipotezy rynków efektywnych, zgodnie z którą każdy inwestor ma zdolności przewidywania godne Nostradamusa, teoria ekonomii zachęciła świat do niebezpiecznej gry w spekulacje na rynku akcji. Gdy gra się skończy, to przede wszystkim Stany Zjednoczone najprawdopodobniej znajdą się w sytuacji tak dotkliwego obciążenia zadłużeniem, jakiego doświadczała Japonia przez poprzednią dekadę. Ten pożar spekulacji mógł był zapłonąć tak czy inaczej, ale nie ma wątpliwości, że ekonomiści raczej dolewali oliwy do ognia, niż gasili pożar. Gdy kryzys uderzy, konwencjonalni ekonomiści będą ostatnimi ludźmi na Ziemi, od których można oczekiwać mądrych rad w kwestii tego, jak przywrócić koniunkturę – o ile oczywiście, jak często się zdarza w takich okolicznościach, nie porzucą swoich teoretycznych dogmatów na rzecz zdrowego rozsądku.
Gdy krach z 1929 roku doprowadził do Wielkiego Kryzysu lat trzydziestych, wielu niegdysiejszych bohaterów rynków finansowych znalazło się na ławie oskarżonych. Jest mało prawdopodobne, aby jakikolwiek konkretny ekonomista został postawiony w stan oskarżenia, ale nie ma wątpliwości, że teoria ekonomii odpowiada za współudział w zachęcaniu inwestujących Amerykanów i Amerykanek do ponownego okłamywania się prowadzącego do kryzysu (ibid., 256).
Deregulacja sektora finansowego nie była jedyną przyczyną niestabilności finansowej ostatnich dwudziestu lat. Jednak z pewnością przyczyniła się do jej dotkliwości, usuwając pewne ograniczenia w stosunku do zachowań cyklicznych, jakie istnieją w systemie poddanym regulacjom.
Deregulacje te zostały przedstawione przez ich orędowników jako „reformy”, ale w rzeczywistości był to krok wstecz, który naraził nasz system finansowy na prawdziwy kryzys. Mogę jedynie mieć nadzieję, że jeśli kryzys będzie wystarczająco poważny, rozważone zostaną autentyczne reformy sektora finansowego. Oczywiście reformy nie uczynią kapitalizmu stabilnym, ale mogą usunąć te elementy naszego systemu korporacyjnego, które najbardziej przyczyniają się do niestabilności.
Głównym winowajcą instytucjonalnym musi być sam sektor finansowy, a w szczególności te elementy rynku giełdowego, które sprawiły, że zaczął się on przypominać kasyno, a nie miejsce rozsądnych kalkulacji (…).
Z pewnością, gdy bańka internetowa naprawdę pęknie, przyjdzie czas, aby przyznać, że podstawowym defektem rynku zorganizowanego tak, jak obecnie, jest możliwość powstawania na nim kosmicznie wysokich wycen (ibid., 255–256).
Nie jest to z pewnością pierwsza książka atakująca wiarygodność ekonomii i najprawdopodobniej również nie ostatnia. Jak stwierdził Kirkman, teoria ekonomii przetrwała wiele ataków nie dlatego, że była na tyle silna, by się im przeciwstawić, ale dlatego, że była na tyle silna, by je zignorować.
Część tej siły ma swoje źródło w tym, że ekonomia jest dyscypliną zupełnie abstrakcyjną. Aby stworzyć gospodarkę, nie potrzebujesz trafnej teorii ekonomicznej w takim sensie, jak potrzebna jest trafna teoria na temat napędu, żeby zbudować rakietę. Gospodarka rynkowa zaczęła się rozwijać długo przed wymyśleniem nazwy „ekonomia” i z pewnością będzie się rozwijać dalej bez względu na to, czy dominująca teoria ekonomiczna jest poprawna. Zatem tak długo, jak sama gospodarka ma jakąś podstawową siłę, jest sprawą dyskusyjną, czy jakiekolwiek wyzwanie wobec ekonomii ortodoksyjnej ma szanse powodzenia.
Jednak, choć do pewnego stopnia abstrakcyjna, ekonomia nie jest „przeważnie nieszkodliwa”. Wzbudzone przez nią fałszywe zaufanie do stabilności gospodarki rynkowej zachęciło polityków do rozmontowania pewnych instytucji, które początkowo pojawiły się po to, by utrzymać w ryzach niestabilność gospodarki. „Reformy gospodarcze” podejmowane w przeświadczeniu, że pomogą społeczeństwu sprawniej funkcjonować, zamiast tego uczyniły współczesny kapitalizm gorszym systemem społecznym: o większych nierównościach, bardziej kruchym i bardziej niestabilnym. A w pewnych przypadkach, jak w Rosji, naiwna wiara w teorię ekonomii doprowadziła do skutków, które gdyby zostały osiągnięte raczej metodami zbrojnymi niż politycznymi, zaprowadziłyby ich sprawców przed Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości.
Jednak nawet klęska na tak dużą skalę, jak w Rosji, wydaje się mieć niewielki wpływ na rozwój teorii ekonomii. Okazuje się, że aby ekonomia się zmieniła, sprawy muszą „pójść źle” w skali globalnej, w sposób, który dominująca teoria uważała za niemożliwy. W XX wieku miały miejsce dwa takie okresy.
Pierwszym i najdotkliwszym był Wielki Kryzys i to podczas tej katastrofy Keynes przewrócił teorię ekonomii do góry nogami. Jednak, jak pokazuję w rozdziale 10, jego teoria została szybko podważona. Dominująca stała się „ekonomia keynesowska”, ale z pewnością nie była to ekonomia Keynesa.
Drugim takim okresem był „kryzys stagflacji” – równoczesne pojawienie się w latach siedemdziesiątych niskiego wzrostu, rosnącego bezrobocia i wysokiej inflacji. Ten kryzys doprowadził do ostatecznego obalenia wykastrowanego tworu, jakim stała się ekonomia keynesowska, i zastąpienia jej ekonomią ortodoksyjną, która była jeszcze bardziej żywotna niż wersja, na którą złorzeczył Keynes.
Krok w przód i dwa kroki wstecz – przy czym pierwszy krok wstecz wykonano, gdy gospodarka miała się dobrze po kryzysie i drugiej wojnie światowej, a więc wtedy, gdy bezładne poczynania ekonomistów można było łatwo zignorować.
Ten historyczny dowód jest zarówno pocieszający, jak i niepokojący. Zmiana w ekonomii jest możliwa, ale zazwyczaj tylko wtedy, gdy wydają się zagrożone same podstawy społeczeństwa, a zmiany niepołączone z kryzysami zazwyczaj wiążą się z odejściem w niepamięć ostatnich dokonań.
Jest zatem możliwe, że teoria ekonomii może nadal funkcjonować głównie jako substytut ideologii gospodarki rynkowej, aż do dnia w jakiejś odległej przyszłości, gdy społeczeństwo przekształci się w coś tak bardzo odmiennego, iż nie będzie już usprawiedliwienia dla określania go mianem „kapitalistycznego”.
Mam wszakże nadzieję, że wydarzenia potoczą się inaczej. Nie pragnę kryzysu gospodarczego w dzisiejszym świecie – jednak uważam, że taki kryzys został już zapoczątkowany na dobre przez skumulowane procesy opisane w rozdziałach 10 i 11. Jeśli kryzys – taki, który neoklasyczna ekonomia uważa za niemożliwy – ostatecznie nastąpi, wówczas ekonomia raz jeszcze zostanie poddana dokładnej i krytycznej analizie (ibid., 311–312).
Tym razem istnieją większe szanse, że z kryzysu wyłoni się coś nowego i zasadniczo różnego od rozpowszechnionej wiedzy. Jak pokazała ta książka, krytyczni ekonomiści są znacznie bardziej niż w czasach Keynesa świadomi wad konwencjonalnej ekonomii, nieortodoksyjne metody analizy są lepiej rozwinięte, a dokonania w wielu innych dziedzinach nauki są w zasięgu ręki, aby przekonać ekonomię – siłą argumentów – do porzucenia obsesji związanej z równowagą.
Pierwszy z tych czynników może oznaczać, że linia podziału pomiędzy starą a nową ortodoksją będzie znacznie bardziej wyraźna. Kolejne dwa mogą zaś powodować, że techniki stosowane przez starą ortodoksję staną się raczej niemodne niż stymulujące dla młodego pokolenia ekonomistów, nauczonego teorii złożoności i teorii ewolucyjnej.
Ale ostatecznie edukacja jest zarówno odpowiedzią, jak i problemem. Jeżeli nowa ekonomia ma się rozwinąć, musi uczynić to w skrajnie wrogim środowisku – w czasopismach naukowych i na wydziałach ekonomii i finansów, gdzie od dawna władzę dzierży ortodoksja neoklasyczna2. Zadanie pielęgnowania nowego sposobu myślenia o ekonomii może pozostać w rękach tych, którzy sami okazują się niezdolni do porzucenia dziewiętnastowiecznej perspektywy.
Istnieją dwa środki zdolne złagodzić to niebezpieczeństwo. Pierwszym jest opracowanie przez nieortodoksyjnych ekonomistów i ekonomistki żywotnego alternatywnego podejścia do analizy gospodarki, opartego raczej na realizmie niż idealizmie. Takie dokonanie pokazałoby może, że istnieje alternatywa wobec myślenia o gospodarce w kategoriach neoklasycznych, oraz stanowiłoby dla przyszłych studentów ekonomii nowy i miejmy nadzieję ekscytujący program badawczy, w który mogliby się włączyć.
Drugim jest poinformowane i czujne społeczeństwo. Jeżeli dotrwacie do końca tej książki, dość dobrze pojmiecie problemy konwencjonalnej myśli ekonomicznej oraz konieczność wypracowania alternatywnych podejść do ekonomii. W zależności od waszej sytuacji możecie wykorzystać tę wiedzę na różne sposoby jako środek nacisku.
Jeżeli posiadacie jakąś władzę w sektorze publicznym lub prywatnym albo doradzacie osobie, która taką władzę posiada, powinniście już wiedzieć, że nie przyjmuje się porad ekonomistów na wiarę. Zdecydowanie zbyt łatwo uzyskali oni status niekwestionowanych ekonomicznych mędrców. Zadajcie kilka wnikliwych pytań i sprawdźcie, czy aby król nie jest nagi. A gdy przyjdzie pora wyznaczenia doradcy w sprawach ekonomicznych, przepytajcie kandydatów, w jakim stopniu i zakresie doceniają alternatywne metody „myślenia ekonomicznego”, i poszukajcie raczej heterodoksyjnej myślicielki niż tylko ekonometrycznego technika.
Jeśli macie dziecko, które ma zacząć studiować ekonomię lub zarządzanie, możecie naciskać na potencjalne szkoły, aby przyjęły pluralistyczne podejście do edukacji ekonomicznej. Szybki rzut oka na broszurę z planem studiów i treściami przedmiotów powinien wystarczyć, by przekonać się, jakie podejście przyjmują obecnie.
A jeżeli jesteście teraz studentami? Cóż, wasza sytuacja jest dosyć złożona – musicie przecież zdać egzaminy! Mam nadzieję, że po przeczytaniu tej książki będziecie do tego lepiej przygotowani. Ale będziecie też przygotowani do „zakłócenia równowagi” zarówno waszych kolegów oraz koleżanek, jak i nauczycieli, jeżeli sami są nieświadomi spraw poruszanych w tej książce.
Macie głos, który być może był niesłyszalny w sprawach ekonomicznych, ponieważ w przeszłości ulegaliście autorytetowi ekonomistów. Nie ma powodu, by siedzieć cicho.
Na początku książki postawiłem tezę, że ekonomia jest zbyt ważna, by zostawiać ją ekonomistom. Kończę tą samą uwagą (ibid., 312–313).
Jak podkreślają przywołane fragmenty, niekończący się kryzys, który usidlił Stany Zjednoczone, a obecnie znaczną część OECD, nie był „czarnym łabędziem”. Jego nieuchronność była oczywista dla każdego, kto zwracał uwagę na rozmiar spekulacji finansowanych zadłużeniem i zastanowił się, co stanie się w gospodarce, gdy ta napędzana długiem impreza się skończy. Fakt, że znaczna większość ekonomistów nie zwracała uwagi na te wszystkie sprawy, wyjaśnia, dlaczego zostali zaskoczeni.
Ktoś, kto nie jest ekonomistą, może być zdumiony, dowiadując się, że konwencjonalnie wyedukowani ekonomiści ignorują rolę kredytu i zadłużenia prywatnego w gospodarce – i szczerze mówiąc, faktycznie jest to zaskakujące. Jednak taka właśnie jest prawda. Nawet dziś tylko garstka najbardziej buntowniczych „neoklasycznych” ekonomistów głównego nurtu – ludzi takich jak Joe Stiglitz i Paul Krugman – zwraca uwagę na rolę zadłużenia prywatnego, ale i oni robią to z perspektywy teorii ekonomicznej, w której pieniądz i zadłużenie nie odgrywają istotnej roli. Teoria ekonomiczna, która ignoruje rolę pieniądza i zadłużenia w gospodarce rynkowej, najprawdopodobniej nie może mieć sensu w złożonej, opartej na pieniądzu i kredycie gospodarce, w której żyjemy. A jednak to ta teoria zdominowała ekonomię w ostatnim półwieczu. Jeżeli gospodarka rynkowa ma mieć przyszłość, ten powszechnie przyjęty, ale zasadniczo złudny model należy wyrzucić za burtę.
1 Choć stało się to nieco później, niż mi się wydawało, ponieważ nieustanny wzrost bańki kredytów subprime i nasilenie interwencji Systemu Rezerwy Federalnej (Fed) przesłoniły pęknięcie bańki internetowej.
2 Duży opór stawiany będzie również ze strony agencji rządowych i administracji banków centralnych, gdzie wypromowani zostali ci, którzy podtrzymują ekonomiczną ortodoksję.