Einsteinowie z Vista Point - Ben Guterson - ebook

Einsteinowie z Vista Point ebook

Guterson Ben

0,0
39,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Kiedy młodsza siostra Zacka ginie w tragicznym wypadku, jego rodzina przeprowadza się do małego miasteczka, aby spróbować poradzić sobie z bólem. Jedenastoletni Zack obwinia się o śmierć siostry i stara się znaleźć pocieszenie w nowym miejscu. A malownicze Vista Point wydaje się do tego idealne. Chłopca szczególnie interesuje tajemnicza kamienna wieża, a kiedy w jej wnętrzu odkrywa medalion z zagadkową inskrypcją, postanawia rozwikłać sekret tego miejsca. Z pomocą przychodzi mu mieszkająca w okolicy Ann. Dziewczynka jest przewodnikiem Zacka po jaskiniach, skrytych w lesie chatach. I choć Zack odnajduje radość w spotkaniach z Ann, jej zachowanie wydaje się chłopcu dziwne. Kiedy nagle okazuje się, że nie wszyscy w Vista Point cieszą się z obecności nowych mieszkańców, a niektórzy wręcz chcą się ich pozbyć, sytuacja Einsteinów bardzo się komplikuje. Czy Zackowi uda się w pełni zaufać Ann, znaleźć porozumienie z rodzeństwem i rodzicami, pogodzić się ze stratą i przeżyć uzdrawiającą przygodę? Autor z wyjątkową delikatnością przedstawia bohaterów, ich odmienne sposoby radzenia sobie z bólem i przeżywania przez nich czasu żałoby, i – co najważniejsze – zostawia czytelnika z przesłaniem, że bliskość, miłość i wsparcie, których doświadczamy w rodzinie, są w życiu najcenniejsze.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB

Liczba stron: 228

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



 

 

 

Zapisałem sobie kiedyś w pamiętniku cytat. Nie pamiętam, gdzie go przeczytałem. Brzmiał on tak: „Wiem więcej, niż jestem w stanie wyrazić słowami, a tego, co jestem w stanie wyrazić, nie mógłbym wyrazić, gdybym wiedział więcej”. Te słowa zawsze mi przypominają o drogim moim przyjacielu, którego straciłem.

 

Z Niezwykłego świata zapisanego w słowach! Dylana Grimesa

Rozdział 1

Dziewczynka z lasu

Zack Einstein siedział w pokoju i czytał swoją ulubioną książkę Jastrzębie i Bandyci. Uniósł na chwilę wzrok i wyjrzał przez okno. Zobaczył dziewczynkę, która szła w kierunku opuszczonej wieży. Poderwał się z łóżka, a wówczas książka spadła na podłogę z hukiem, który poniósł się echem po całym domu.

– Wszystko w porządku?! – zawołał ojciec Zacka z kuchni na parterze.

– Książka mi tylko spadła! – odkrzyknął Zack, nie odrywając oczu od dziewczynki zmierzającej w stronę odległej kamiennej budowli.

Można było odnieść wrażenie, że wyłoniła się z iglastej gęstwiny okalającej wieżę od wschodu. Coś jednak było w tym dziwnego, bo do budynku stojącego tuż przy granicy działki należącej obecnie do rodziny Einsteinów nikt przecież nie miał wstępu. Najbardziej jednak zdumiało Zacka to, że ta dziewczynka z włosami związanymi w kitkę wyglądała – w każdym razie z daleka – zupełnie jak Susan, czyli jak jego siostra, która odeszła na zawsze.

Zack nie mógł oderwać od niej oczu. Dziewczynka miała rude włosy, jasnoniebieskie dżinsy i białą koszulkę zwisającą luźno z drobnych ramion. Do złudzenia przypominała młodszą siostrę Zacka.

Dlaczego ona idzie do wieży?, przeszło mu przez myśl.

Zaraz potem do jego świadomości przedarło się drugie pytanie, którego nie chciał sobie zadawać, a które dręczyło go uparcie od dziesięciu miesięcy: Dlaczego nie dopilnowałem Susan?

Zdołał zanurzyć się w fikcyjnym świecie ukochanej książki zaledwie na pół godziny, ale teraz myśli o siostrze powróciły znów jak deszcz w słotny dzień.

– Mam nadzieję, że nic jej się nie stało – skomentował jego ojciec. Ponieważ jednak Zack nic nie odpowiedział, po chwili dodał jeszcze: – Tak tylko żartowałem, synu.

– No dobra, tato! – zawołał Zack, gdy dziewczynka wchodziła za kamienną budowlę i znikała mu z oczu. Cały czas patrzył w tamtym kierunku i czekał.

Wieża znajdowała się jakieś sto metrów na północ i wznosiła się wyżej niż drugie piętro, z którego Zack obserwował całą scenę. Stała dumnie i samotnie na skraju urwiska. Po drugiej stronie potężne wzgórze spływało ku płynącej w dole rzece. Budynek robił wielkie wrażenie. To była dziewięciokątna konstrukcja z urokliwymi, choć dość masywnymi kolumnami. Odkąd jednak trzynastoletnia Ruth – wiekiem najbliższa Zackowi, bo zaledwie dwa lata od niego starsza – powiedziała, że całość przypomina jej gigantyczny tort w szarej polewie, trudno mu było uwolnić się od tego skojarzenia. Wieża nie miała żadnej oficjalnej nazwy, a w każdym razie żadne z dzieci jej nie znało. Gdy trzy miesiące wcześniej rodzice po raz pierwszy przywieźli ich do Vista Point na pierwszą wizytę („Od lata będziemy tu mieszkać”, wyjaśniła wówczas mama), Miriam, dwa lata starsza od Ruth, zasugerowała, żeby ją nazwać „wielkim naparstkiem”. Potem jednak Ethan, najstarszy z rodzeństwa szesnastolatek, powiedział o budynku „wieża” i tak już zostało.

Gdy dziewczynka nie pojawiła się od dobrej minuty, Zack zaczął sobie wyobrażać, że stoi przed frontowymi drzwiami wieży i podziwia widok, który się z tego miejsca roztacza: szerokie na czterysta metrów rozlewisko Grand River, pasmo górskie na północnym wschodzie, gęste lasy wszędzie wokół i na drugim brzegu rzeki, a nad tym czyste niebo. Stamtąd wszystko zdawało się mieć albo głęboki odcień błękitu, albo połysk szmaragdu. Wszystko wyglądało na rozległe i bezkresne. Dziewczynka najpewniej zachwycała się właśnie widokami, tak samo jak to czynili Zack i jego rodzeństwo, odkąd pięć dni temu przeprowadzili się do Vista Point. Ich nowy dom znajdował się zaledwie godzinę drogi od Roseburga, o którym kiedyś powiedzieliby, że to ich dom, ale teraz mógłby równie dobrze leżeć nawet w innym kraju. Vista Point widniało na mapie jedynie w postaci malutkiej plamki. Miejscowość tworzyły domy rozsiane luźno pośród rozległych pól. Roseburg był zaś największym miastem w ich stanie.

„Dobrze nam wszystkim zrobi, jeśli zaczniemy od nowa”. Matka i ojciec Zacka powtarzali to zdanie przez ostatnie kilka tygodni tyle razy, że Zack zaczął się zastanawiać, czy aby na pewno w to wierzą, czy też bardzo by chcieli, aby ich dzieci w to uwierzyły.

Poprzedniej zimy rodzice trafili na ofertę sprzedaży domu do remontu. Jego dotychczasowi właściciele, starsi ludzie, nie byli już w stanie dłużej utrzymywać posiadłości – i tak oto ich przyszłość się dookreśliła. Einsteinowie mieli zaadaptować dolne piętro swojego nowego domu na pensjonat, co dla Zacka oznaczało, że będą współdzielić przestrzeń mieszkalną z gośćmi hotelowymi. Ojciec zrezygnował z pracy w firmie architektonicznej Valencia & Hartnett, aby podawać jajecznicę i zmieniać pościel. Zack za nic w świecie nie mógł pojąć, dlaczego się na to zdecydował i dlaczego jego matka tak chętnie porzuciła swoją pracę wykładowcy w szkole pedagogicznej w Roseburgu. Zack nie rozumiał, skąd się u nich wziął ten zapał do przeprowadzki i dlaczego tak wiele wysiłku włożyli w to, żeby przenieść rodzinę na zupełne odludzie.

– Mama i tata chyba chcą się przeprowadzić po to, żeby się mniej smucić z powodu Susan – powiedziała mu kiedyś Miriam, ale dla Zacka nie miało to żadnego sensu.

Chłopiec wciąż wyglądał przez okno, ale dziewczynka już się nie pojawiła. Zastanawiał się, czy mogła zejść po stoku i gdzieś poza zasięgiem jego wzroku wejść do lasu. To byłby najlepszy sposób na to, aby opuścić wieżę – albo też do niej dotrzeć – tak, aby nikt w domu tego nie zauważył. Zack zerknął na zegar. Było siedemnaście po trzeciej. Matka, brat i siostry wybrali się do pobliskiego miasteczka Thornton Falls, skąd mieli wrócić dopiero za godzinę. Nalegali, aby Zack pojechał z nimi – ojciec również, bo uważał, że dobrze by mu zrobiło, gdyby się ruszył z domu – ale jak to miał w zwyczaju od tamtej okropnej nocy zeszłego roku w sierpniu, Zack wolał siedzieć w swoim pokoju i czytać. Nie miał ochoty przebywać wśród ludzi, wśród tłumów.

– Pierwszy dzień lata to dobra pora na nowe przygody, Młody – rzucił podczas lunchu Ethan, którego od najwyższego harcerskiego odznaczenia dzieliły już tylko trzy sprawności. – Powinieneś wybrać się z nami. W miasteczku jest sklep z mapami, do którego koniecznie powinniśmy zajrzeć. – Chciał go w ten sposób zachęcić do udziału we wspólnej popołudniowej wyprawie.

– Ja zabieram piłkę do koszykówki, Zack – wtrąciła swoje trzy grosze Miriam, najbardziej usportowiona z całego rodzeństwa, gdy Zack gestem dał bratu znać, że zamierza zostać w domu. – Moglibyśmy pograć. Mogłabym ci nawet pokazać zwód, którego się ostatnio nauczyłam.

– Albo moglibyśmy usiąść w altance na rynku i pisać wiersze – zaproponowała Ruth, rzucając siostrze dobrze już wyćwiczone, mocno przesadzone entuzjastyczne spojrzenie. Doskonale wiedziała, że Miriam nie ma najmniejszej ochoty na pisanie wierszy. Miriam odpowiedziała jej równie wymownym spojrzeniem, choć cała wymiana odbyła się w zdecydowanie przyjaznej atmosferze.

Zack doskonale zdawał sobie sprawę, że brat i siostry robią, co mogą, żeby go zachęcić do wspólnego spędzania czasu. Doceniał to oczywiście i nawet go to bawiło, ale nie miał ochoty się śmiać. Ani teraz, ani w ogóle.

W tym momencie potrafił myśleć tylko o tym, że ma jeszcze godzinę dla siebie i że gdzieś tam przy wieży jest dziewczynka podobna do Susan. Odczekał minutę, a potem jeszcze jedną. Uważnie obserwował tamten punkt. Przeszło mu przez myśl, że ta dziewczynka być może się zgubiła. Albo że może próbuje się dostać do środka… Albo że coś złego jej się stało. Zaczynał się martwić, że poszła do wieży i zniknęła mu z oczu. Zack raz jeszcze rzucił okiem na zegarek, a potem na wieżę – po czym włożył buty, wyszedł z pokoju i zbiegł po schodach na parter.

– Wychodzę na chwilę, tato! – zawołał, pędząc ku frontowym drzwiom.

– Tylko nie wracaj za późno – odparł ojciec, ale Zack był już wtedy na dworze i gnał w kierunku wieży. Rzucił się przed siebie z myślą: Ta dziewczynka może potrzebować pomocy.

Rozdział 2

Zakazana wieża

Młodzi Einsteinowie mieli absolutny zakaz wchodzenia do wieży. Mogli podziwiać z zewnątrz równo ułożone bryły szarego piaskowca i delikatne łuki nad oknami. Mogli też przesiadywać na kamiennych schodach prowadzących do potężnych metalowych drzwi. Rodzice z całą mocą podkreślali jednak, że wieża nie należy do nich, w związku z tym nie wolno im choćby nawet próbować dostać się do środka. Nie było to zresztą możliwe. Drzwi były szczelnie zamknięte (choć żadne z dzieci nie miało odwagi sprawdzić, czy aby na pewno), a w kilku miejscach na ścianie wisiały tabliczki z napisem „Zakaz wstępu”. Wieża wyglądała na całkowicie opuszczoną. Okna zostały zabite deskami, a kamień z zewnątrz gdzieniegdzie się kruszył i obłupywał, gdzieniegdzie też pokrywał plamami pleśni. Dzieci zgadzały się wszakże co do tego, że rodzice nieco przesadzili, opisując budowlę jako rozsypującą się.

– Nigdy w życiu nie widziałam fajniejszego punktu widokowego – powiedziała Ruth, kiedy w dniu przyjazdu przyszli we czwórkę obejrzeć wieżę. – Tak tu pięknie, tak romantycznie. O takim miejscu aż by się chciało pisać. – Rozejrzała się tęsknym wzrokiem, po czym zadeklamowała: Bridgette Carlisle wyjrzała z wieży w Vista Point w kierunku rzeki i w tym momencie stało się dla niej jasne, że mogłaby pokochać Thomasa Coopera już na zawsze.

– Nikt by czegoś takiego nie przeczytał – skwitował Ethan, kręcąc głową. Obrócił się i wskazał jakiś punkt znajdujący się w górze rzeki. – Ciekawe. Mount Knox widać stąd dokładnie pod kątem czterdziestu pięciu stopni. – Wyjął z kieszeni kompas i zaczął się nim bawić.

Miriam zamarkowała rzut za trzy punkty.

– Czterdzieści pięć stopni… Pod takim kątem powinnam posłać piłkę do kosza – stwierdziła, na co Ruth ciężko westchnęła. Miriam to jednak nie zbiło z tropu. – I to są zwycięskie trzy punkty! – zawołała, wpatrując się w nieistniejącą obręcz.

Po chwili jednak oderwała od niej wzrok i przeniosła go w dół rzeki, w dal. Patrzyła teraz na autostradę biegnącą równolegle do brzegu.

– Szkoda, że tam zbudowali tę drogę – powiedziała. – Tata twierdzi, że gdyby jej nie było, ludzie musieliby jeździć tą starą i nadal by się tu zatrzymywali. Wieża by wtedy nie podupadła.

Chwilowo jednak Zack nie myślał o tamtej pierwszej wizycie w wieży. Zwolnił tempo i nieco spokojniejszym krokiem zbliżył się do kamiennego budynku, wypatrując jakichkolwiek oznak ruchu. Doskonale zdawał sobie sprawę, że ojciec może go obserwować przez okno w kuchni – z domu położonego po drugiej stronie rozległego pola. Zboczył lekko na zachód, w kierunku sąsiadującego z nim lasu, który ciągnął się aż do urwiska. Skrócił sobie drogę, biegnąc wzdłuż stoku. Celowo minął wieżę, przy okazji rzucając okiem w stronę frontowych schodów. Nikogo tam jednak nie dostrzegł. Zatrzymał się i odwrócił. Dom zniknął teraz za wzgórzem, więc ojciec nie mógł go widzieć. Zack uważnie przyglądał się murowanej konstrukcji. Słońce stało wysoko i grzało mocno, wokół panowała cisza. Zack poczuł się nagle nie tylko bardzo samotny, ale trochę jakby oderwany od świata, jak gdyby jego dom znajdował się wiele kilometrów stąd.

Nieoczekiwanie przypomniały mu się wydarzenia z sierpnia ubiegłego roku.

Einsteinowie całą siódemką pojechali wtedy na Jarmark Stanu Zachodniego, który odbywał się w pobliskim mieście Hugard, położonym na południe od Roseburga. Zack i dwa lata od niego młodsza Susan zostali z matką, a pozostali rozbiegli się po okolicy, żeby korzystać z atrakcji, podziwiać widoki i próbować swoich sił w różnych konkurencjach. Ethan poszedł z ojcem, a dwie starsze dziewczynki postanowiły poradzić sobie same. O ósmej, gdy zmrok zapadał już na dobre, a z centralnie ulokowanej sceny popłynęły rzewne łkania muzyki country, matka poprowadziła Zacka i Susan – skubiących wspólną watę cukrową – w kierunku bramy i na ulicę wyznaczającą granicę jarmarku. Stali we troje za barierkami, które odgradzały chodnik od jezdni. Wokół nich rozbrzmiewały dźwięki i rozbłyskały światła, tłoczyli się ludzie, przeciskały się samochody. Stali na wprost wielkiego transparentu z napisem „WITAMY NA JARMARKU STANU ZACHODNIEGO 2001”, rozpiętego na dwóch słupach.

– Gdzie oni są? – odezwała się po chwili matka Zacka, wypatrując pozostałych członków rodziny. – Powinni już tu być.

Susan urwała kawałek waty, okręconej wokół papierowego patyczka, który trzymał Zack. Oboje się śmiali i wygłupiali. Zack czuł, że usta i policzki kleją mu się od różowego cukru. Matka rozglądała się wokół wyraźnie zaniepokojona.

– Poczekajcie tutaj, dobrze? – rzekła, surowo spoglądając na Zacka. Wskazała dłonią wyjście znajdujące się po ich prawej stronie. – Może myśleli, że mamy się spotkać przy bramie, ale w środku. – Rzuciła Zackowi jeszcze jedno wymowne spojrzenie, po czym dodała: – Stójcie tu przy barierkach, dobrze? Ja zaraz wracam.

Susan była zajęta watą cukrową, ale nagle przestała ją skubać, zerknęła z ukosa na Zacka i powiedziała:

– Susan widzi mężczyznę w fioletowych klapkach.

Uniosła przy tym podbródek ku niebu, jak to miała w zwyczaju robić podczas tej zabawy, żeby zmylić brata.

– Tam! – wykrzyknął Zack niemal natychmiast, wskazując mężczyznę, który właśnie ich mijał… w fioletowych klapkach.

Oboje uwielbiali tę zabawę także dlatego, że resztę rodzeństwa doprowadzała ona do szału.

– A teraz Zack widzi kobietę, która trzyma dwa jabłka w karmelu i hot doga – powiedział.

– Widzę ją! – zawołała Susan. – Rany, a pamiętasz, jak w zeszłym roku zjadłeś dwa hot dogi, a potem wsiadłeś do rollercoastera?

Zack teatralnym gestem złapał się za brzuch.

– Nie przypominaj mi o tym.

Susan wyciągnęła rękę po następny skrawek waty cukrowej, ale właśnie w tym samym momencie zza drewnianego stojaka z programem imprezy wyłonił się mały kot.

– Patrz! – rzuciła Susan, wskazując malutkiego szarego futrzaka.

Zack przyglądał się, jak siostra kuca, żeby pogłaskać zwierzątko. Wyciągnęła jednak rękę nieco zbyt gwałtownie i je wystraszyła.

– O nie…! – westchnęła, gdy kociak zniknął między nogami ludzi tłoczących się na chodniku.

Zack ani się obejrzał, a ona już pędziła za nim.

– Hej! – krzyknął, ale jej już nie było. Pobiegła za kotkiem.

I to był ostatni raz, gdy widział swoją siostrę – jak w niebieskich szortach i ulubionym białym sweterku biegła za kociakiem. Potem jego wspomnienia wypełniły już dziwnie pochmurne niebo, pisk opon, okropnie głuchy łoskot i krzyk jakby tysięcy gardeł rozbrzmiewający wszędzie wokół niego.

Wszystko, co się wydarzyło potem, zatarło się w jego wspomnieniach i tworzyło już tylko nieprzenikniony chaos. Zack nie potrafił sobie przypomnieć, jak to się stało, że matka – a potem ojciec i rodzeństwo – znów znaleźli się przy nim, ani w którym momencie uświadomił sobie, że Susan się zgubiła, że wszyscy wokół płaczą, panikują i okazują inne niezrozumiałe dla niego emocje. Próbował sobie przypomnieć cokolwiek, co się wydarzyło, gdy Susan pobiegła za kotkiem, ale nie potrafił tego ogarnąć umysłem. Jak właściwie wrócili wtedy do domu i co było wieczorem? Nic z tego nie pamiętał. Nastały dni dziwnego smutku, a po nich pogrzeb. Potem Zack tygodniami przesiadywał w swoim pokoju i leżał w łóżku. Nadal nie potrafił sobie przypomnieć, co się stało ani co on wtedy robił, w końcu jednak wrócił do szkoły i kolejne dni popłynęły jeden za drugim. Zack wiedział tylko, że Susan już nigdy nie wróci. Jednocześnie był przekonany, że to dlatego, że wtedy pozwolił jej pobiec za tym kotkiem. Coś musiał w tamtym momencie zaniedbać, na pewno w jakiś sposób przyczynił się do tego, co się stało.

– Nie powinnam była was dwojga zostawiać samych – powtarzała często matka, gdy przytulała go ze łzami w oczach. – Nie powinnam była…

Zack przypuszczał, że mówiła tak tylko dlatego, bo brała na siebie winę, żeby jemu nie było przykro. Ale on wiedział, jak było naprawdę. Nie dopilnował należycie swojej młodszej siostry. Matka, ojciec, Ethan i dziewczyny mogli sobie mówić, co chcieli. On znał prawdę.

Zack wpatrywał się w płynącą w dole Grand River. Na wschodzie przepasał ją most, jedyny w odległości trzydziestu kilometrów w tę i w drugą stronę. Znajdował się znacznie niżej i na tyle daleko, że samochody przesuwały się po nim bezgłośnie i przypominały zabawki na malutkim torze. Woda widziana z góry też wyglądała tak, jakby niemal się nie przesuwała. Rzeka przypominała przez to długą, nieruchomą błękitną wstęgę, ciągnącą się po horyzont. Wzgórza po drugiej stronie porastał gęsty las, ale z tej odległości drzewa zlewały się po prostu w zieloną plamę. Zack raz jeszcze spojrzał na wieżę. Dziewczynka musiała wejść z powrotem do lasu, zdecydował.

W promieniach zachodzącego słońca szary budynek prezentował się dostojnie, jednocześnie imponował rozmiarami i zachwycał wdziękiem. Zack pomyślał, że musiał być naprawdę wspaniały, zanim okna zostały zabite deskami, a dachówki pokruszyły się i poluzowały. Odwiedził to miejsce już kilkakrotnie i ciągle nie mógł się nadziwić, że ktoś pozostawił taki budynek bez należytej opieki. Zmrużył oczy, żeby łatwiej mu było wyobrazić sobie, jak mógł wyglądać kiedyś.

W środku coś się poruszyło.

W oknie na górnym poziomie – jednym z nielicznych, które nie miały potłuczonych szyb i nie były zabite deskami – nagle pojawiła się postać. Mignęła tylko i zaraz zniknęła. Zack nie mógł być pewien, czy wzrok nie spłatał mu figla. Wpatrywał się w budynek jeszcze przez chwilę, ale nic się nie wydarzyło. Zrobił parę kroków w kierunku wieży, cały czas obserwując górne okna. Gdy podszedł do schodów, odkrył coś, czego zupełnie się nie spodziewał: drzwi do kamiennego budynku były lekko uchylone.

Zack powoli pokonał kilka pierwszych stopni. W prześwicie między skrzydłami drzwi dostrzegł fragment wnętrza, otulony cieniem i tonący w półmroku, oświetlony tylko nieśmiałymi promieniami światła wpadającymi przez okna wysoko w górze. Zack położył dłoń na jednym ze skrzydeł drzwi i nadstawił uszu. Nic jednak nie usłyszał. Wejrzał nieco bardziej do środka, a wtedy zauważył przytłumione światło odbijające się od marmurowej posadzki. Raz jeszcze zerknął w kierunku rzeki, po czym powoli odchylił drzwi i wszedł do środka.

 

 

 

BEN GUTERSON

 

Autor książki Hotel Winterhouse, która została uhonorowana Edgar Award i znalazła się wśród finalistów Agatha Award oraz na liście Indie Next List Pick. Napisał również książki Sekrety hotelu Winterhouse oraz Zagadka hotelu WInterhouse. Cała seria dostępna jest obecnie w dziesięciu językach na całym świecie. Ben mieszka z rodziną u podnóża Gór Kaskadowych na wschód od Seattle. Zachęca do odwiedzenia swojej strony internetowej benguterson.com.