104,99 zł
Jak daleko można się posunąć w imię wielkości własnego narodu?
Prawie 1/4 lądów i niemal 700 milionów ludzi pod jedną flagą. W XX wieku władza imperium brytyjskiego rozciąga się na kilka kontynentów i zostawia rany, które po 100 latach nadal będą krwawić. Jego ambicja jest niepohamowana, a apetyt nieposkromiony. Imperium pożera słabszych, okalecza bezbronnych i rządzi bezlitośnie – w imię Ich Królewskich Mości.
Potęga imperium brytyjskiego rośnie od XVIII wieku. Wyzysk, deportacje, kary cielesne, napaści seksualne, tortury, zabójstwa, obozy koncentracyjne, wojny. Terror. Tak wygląda „misja cywilizacyjna”, którą wyspiarze niosą w świat. Brytyjczycy – naród w swoich oczach wybrany – używają przemocy, by zbudować swój raj na piekle innych.
Zwyciężczyni Nagrody Pulitzera Caroline Elkins tworzy dzieło monumentalne. Pochłonęło 10 lat jej życia i wymagało pracy na 4 kontynentach. Przerzuciła tysiące stron dokumentów – także tych skrzętnie ukrywanych, które wiele lat czekały na odnalezienie. Z chłodną precyzją prezentuje fakty, które przedstawiają nową wersję historii świata. Jest to nieznana opowieść o potędze, ambicji i krwawym rachunku, niespłaconym do dziś.
Największe imperium w historii świata staje w obliczu wyrządzonych krzywd
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 1469
Data ważności licencji: 3/2/2028
Tytuł oryginału
Legacy of Violence: A History of the British Empire
Copyright © 2022 by Caroline Elkins
All rights reserved.
Projekt okładki
Maciej Trzebiecki
Zdjęcie na okładce
PHAS/Universal Images Group via Getty Images
Dostosowanie zdjęcia na okładce z wykorzystaniem AI
Maciej Trzebiecki
Redaktor nabywający
Krzysztof Chaba
Opieka redakcyjna
Magdalena Kowalewska
Menadżer projektu
Marianna Starzyk
Opieka językowa
Agnieszka Mąka
Opieka promocyjna
Maciej Pietrzyk
Adiustacja
Jacek Ring
Korekta
Joanna Kłos, Izabela Cisek
Opracowanie przypisów końcowych i bibliografii
Kinga Kosiba
Fotoedycja
Ewelina Olaszek
Mapy
Mapping Specialists
Indeks
Tomasz Babnis
Adaptacja map
Daniel Malak, Jędrzej Malak
Copyright © for the translation by SIW Znak sp. z o.o., 2025
Copyright © for this edition by SIW Znak sp. z o.o., 2025
ISBN 978-83-8367-849-8
Znak Horyzont
www.znakhoryzont.pl
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl
Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków
Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]
Wydanie I, Kraków 2025
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotował Jan Żaborowski
Wprowadzenie
Domagać się ludzkiego losu jednocześnie odrzucając go: podobna sprzeczność grozi wybuchem*.
Jean-Paul Sartre
Posłowie do Wyklętego ludu ziemi, 1961 rok
W pochmurne popołudnie 7 czerwca 2020 roku tysiące protestujących zapełniły ulice Londynu, gdzie ich obecność uwydatniła pustkę, jaką wcześniej zionęła stolica Wielkiej Brytanii wskutek ogólnoświatowej pandemii. Brak szumu ruchu ulicznego wzmacniał głosy demonstrantów rozbrzmiewające wśród poświęconych imperium brytyjskiemu gmachów tego miasta. W istocie to właśnie imperium i jego pełna sprzeczności przeszłość podsycały żądania tłumu. Demonstranci maszerowali do Westminsteru, gdzie ogromny posąg Winstona Churchilla wzywał parlament do zatroszczenia się o liberalny ład, którego on tak mężnie bronił i nad którym sprawował pieczę w szczytowym okresie istnienia imperium brytyjskiego. Po śmierci, jak i za życia, Churchill był postacią wielkiego formatu, a jego często przytaczane wypowiedzi wytrzymały próbę czasu. „Nigdy, przenigdy się nie poddawajcie” – wyrecytował monotonnie w 1941 roku swoją słynną zachętę dla grupy łatwowiernych młodych ludzi w swojej ekskluzywnej Alma Mater, Harrow School1. Jednak tego wiosennego dnia w roku 2020 pobudzony tłum przekazał nowe przesłanie. Masy demonstrantów, odzianych przeważnie na czarno, w maskach na twarzy, zgromadziły się wokół pomnika Churchilla z wzniesionymi pięściami i zgodnym chórem raz po raz skandowały: „Churchill był rasistą”. Demonstrant z farbą w sprayu w dłoni szybko przekreślił nazwisko dawnego premiera wyryte na piedestale. Skandowane przez tłum potępiające słowa stały się jego nowym epitafium2.
Żądania sprawiedliwości rasowej przetaczały się przez Wielką Brytanię w czasie, gdy COVID-19 dotknął jej czarną ludność z równie nieproporcjonalną siłą, jaką widać było wśród więźniów i ofiar policyjnej przemocy. Churchill nie był jedyną postacią historyczną, którą teraz rozliczano. Mniej więcej wtedy, gdy pomazano jego pomnik, taki los spotkał również inny materialny dowód uznania dla imperium. W Bristolu, mieście zbudowanym na zyskach z handlu i pracy zniewolonych ludzi, demonstracje Black Lives Matter zainicjowane zostały przez ogniste podmuchy zza Atlantyku. Celem furii protestujących stał się pomnik Edwarda Colstona i nietrudno jest zrozumieć dlaczego. Colston był dyrektorem Royal African Company w czasach, gdy ta przewiozła blisko osiemdziesiąt pięć tysięcy afrykańskich mężczyzn, kobiet i dzieci w warunkach tak nieludzkich, że prawie jedna czwarta z nich zginęła, zanim dotarli do obu Ameryk. Prawie sto lat jego posąg był dla niektórych pomnikiem niezwykłego dobra, jakim Colston obdarzył to miasto. Dla innych symbolizował państwo, które wciąż napawało się imperialną dumą zbudowaną nie tylko na bezwstydnych założeniach rasowych, ale i na grzbietach niezliczonych zniewolonych i skolonizowanych ludów w całym imperium brytyjskim – imperium, które w okresie rozkwitu zajmowało jedną czwartą powierzchni ziemi i uważało siedemset milionów ludzi za swoich poddanych. Protestujący wydali swój osąd, gdy obalili posąg Colstona i wrzucili go do rzeki Avon3.
Pomnik Winstona Churchilla, Parliament Square, Londyn, 7 czerwca 2020 roku
Cisza panująca w miejscu ostatecznego spoczynku Colstona wyraźnie kontrastowała z debatami nad przeszłością, które prześladowały i dzieliły naród. W oczach wielu Wielka Brytania była dostarczycielką wzorców łagodnego imperializmu, który stanowił przykład dla wszystkich innych imperiów. Z pewnością były skazy na jego wizerunku, takie jak handel niewolnikami, ale w historycznym rozrachunku dzięki swojej szczodrości Wielka Brytania odpokutowała aż nadto za wszelkie nieuczciwie zdobyte bogactwo. Gdy imperium otworzyło się na powyzwoleńcze idee XIX i XX wieku, ta narracja się utrzymała, a jej owocem były imperialne ikony, takie jak Cecil John Rhodes. Rhodes, twórca Kompanii Południowoafrykańskiej, twardą ręką eksploatacji gospodarczej zrealizował imponującą wizję strefy brytyjskich wpływów „od Kapsztadu po Kair”. Według informacji z oksfordzkiego Oriel College był „przedsiębiorcą i specem od zawierania umów politycznych, w dążeniu do swoich celów prowadzącym wojny”4. Rhodes był także wielkim „patriotą rasy”, który zgromadził majątek, jak sam to ujął, „wykorzystując tanią niewolniczą siłę roboczą dostarczaną przez rodowitych mieszkańców kolonii”5. Przed śmiercią w 1902 roku zapisał sto tysięcy funtów szterlingów Oriel College, aczkolwiek większość tych pieniędzy trafiła do Rhodes Trust i na jego stypendia dla studentów z kolonii brytyjskich, Stanów Zjednoczonych i Niemiec. Od ponad stu lat posąg Rhodesa spogląda na oksfordzkich studentów – z których nieliczni otrzymują prestiżowe stypendium naukowo-badawcze diamentowego potentata – przechodzących obok północnej ściany Oriel College. I jest tak mimo gwałtownych wezwań do usunięcia pomnika.
Pytania o to, czy „Rhodes musi upaść”, zadawane są oczywiście w zastępstwie znacznie ważniejszych batalii toczonych o to, jak obecnie pamiętamy przeszłość. Debaty na temat znaczenia i dziedzictwa imperium brytyjskiego nie są niczym nowym. Niedawne kryzysy zwracają jednak uwagę na wieczną niesprawiedliwość i wymagają ponownej oceny tego, jak Wielka Brytania stała się tym, czym jest dzisiaj. Lecz w tych „wojnach o dzieje imperium”6 ścierają się potężne siły równoważące. W Oksfordzie profesor Nigel Biggar, szef katedry etyki i teologii, zainicjował w roku 2017 swój projekt „Etyka i Imperium”7. Oksfordzki teolog upomina tych, którzy „mają w zwyczaju zakładać, że dominacja jest ze swej istoty rzeczą złą”8. „Czasem narzucenie imperialnych rządów – podkreśla – może mieć zbawienny skutek w postaci narzucenia jednoczącego, pokojowego i praworządnego ładu ludom skłonnym w przeciwnym razie walczyć między sobą”9. Zamierzając „opracować zniuansowaną i historycznie sensowną etykę chrześcijańską imperium”, Biggar wskazuje na konsekwencje w prawdziwym świecie, o które idzie gra. „Niedopuszczenie do mieszania z błotem dziejów naszego imperium jest ważne, ponieważ jeśli rzeczywiście były one tym wszystkim, czym ich zdaniem były, a mianowicie ciągiem potworności, zniszczony zostaje autorytet moralny Zachodu”10.
Cecil Rhodes, Kolos z Rodos, „Punch Magazine”, 1802 rok
W odróżnieniu od troszczącego się o moralność Biggara Niall Ferguson skupia się na ustrojach i strukturach imperializmu. W swojej cieszącej się olbrzymią popularnością książce Imperium. Jak Wielka Brytania zbudowała nowoczesny świat ów płodny historyk broni szlachetnego i święcącego triumfy charakteru Brytyjczyków, podkreślając ich konkretne dziedzictwo na całym świecie. „(…) Imperium Brytyjskie – oświadcza – działało jak urząd do narzucania wolnego rynku, rządów prawa, ochrony inwestorów i względnie nieskorumpowanych rządów niemal w jednej czwartej części świata”. Ferguson zachęca swoich czytelników, by rozważyli historię alternatywną. Utrzymuje, że „(…) wyobraźnia wzdryga się na tak niedorzeczną sytuację jak współczesna historia bez Imperium Brytyjskiego. (…) Bez Imperium Brytyjskiego nie byłoby Kalkuty ani Bombaju, ani Madrasu. Hindusi mogą zmieniać ich nazwy tak często, jak tylko chcą – pozostaną one jednak miastami założonymi i zbudowanymi przez Brytyjczyków”. Dochodzi do wniosku, że brytyjskie ideały i instytucje napędzały bezprecedensowe społeczno-gospodarcze, prawne i polityczne przekształcenia wprowadzające znaczną część świata w erę nowoczesności. „Na pierwszy rzut oka wydaje się zatem przekonującym argumentem, że Imperium przyczyniło się do dobrobytu na świecie – innymi słowy: było dobre”11.
Biggar i Ferguson nie są w swoich poglądach osamotnieni. Prawie sześćdziesiąt procent Brytyjczyków, w sondażu przeprowadzonym w roku 2014, uważało, że „imperium brytyjskie było czymś, z czego należy być dumnym”; w bliższych nam czasach ponad jedna czwarta Brytyjczyków twierdzi, że chcą powrotu imperium12. W czerwcu 2016 roku Brytyjczycy głosowali nad tym, czy Wielka Brytania ma opuścić Unię Europejską. Opcja brexitu, połączenia słów British i exit, zwyciężyła z niewielką przewagą, a wspomnienia imperium odegrały w tym niemałą rolę. „Od pięciuset lat staramy się powstrzymać mocarstwa kontynentalnej Europy przed zjednoczeniem się przeciw nam” – przypomniał swojemu narodowi Boris Johnson w okresie przygotowań do głosowania w sprawie brexitu13. Taka opinia odzwierciedlała długotrwałe pojmowanie imperium w Wielkiej Brytanii i jej ambiwalentny stosunek do kontynentu. Po przystąpieniu do drugiej wojny światowej we wrześniu 1939 roku jej rozległe posiadłości zamorskie zapewne przechyliły szalę zwycięstwa na korzyść aliantów. Wykorzystując imperialne atuty, powojenny rząd Partii Pracy domagał się dla Wielkiej Brytanii statusu członka wielkiej trójki u boku Stanów Zjednoczonych i Związku Sowieckiego. W roku 1952 państwa kontynentalne położyły podwaliny pod Unię Europejską, lecz Wielka Brytania wstąpiła do EWG dopiero w 1973 roku, już po utracie większości swoich kolonii.
„Nie potrafię zapomnieć – oświadczył niedawno premier Johnson – że w ostatnich dwustu latach ten kraj kierował najazdami lub podbojem stu siedemdziesięciu ośmiu krajów, to znaczy większości państw członkowskich ONZ”14. Kampania Partii Konserwatywnej na rzecz brexitu propagowała wizję „Globalnej Brytanii”, Imperium 2.0. Odgarniając czuprynę i jąkając się, Johnson z dumą przypomniał Brytyjczykom, że „Churchill miał rację, gdy powiedział, że imperia przyszłości będą imperiami umysłu, i wyrażając nasze wartości, wierzę, że Globalna Brytania jest supermocarstwem miękkiej siły i możemy być ogromnie dumni z naszych osiągnięć”15. Zachęcił głosujących, by wcielili w życie swoje historycznie uzasadnione przeznaczenie. Jak w przededniu decyzji Brytyjczyków, by pójść swoją drogą, zauważył wpływowy dziennikarz i pisarz Neal Acherson: „Za brexitem grasuje duch imperialnej wyjątkowości, poczucie, że Wielka Brytania nie może być po prostu zwykłym państwem. Wciąż panuje opatrznościowe przeświadczenie, że Szekspirowska «wyspa w koronie» jest «twierdzą, którą wzniosła sobie samej Natura»”16.
Imperium brytyjskie zrodziło się z konfliktu i podobnie rzecz się ma z dochodzeniem do ładu z jego historią. Studiować ją to otwierać bramy pamięci przy użyciu klucza historycznych dociekań. Kiedy jednak znajdziemy się w środku, twierdza dziejów zdumiewa. Roi się w niej od chimer spłodzonych setki lat temu, kiedy Wielka Brytania rozpoczęła swój marsz ku stworzeniu największego imperium, jakie znał świat. Lecz w odróżnieniu od ziejących ogniem mitycznych potworów istoty zamieszkujące annały imperialnej przeszłości Wielkiej Brytanii nie są złudzeniem. W XIX wieku dotarł do nich ożywczy powiew potężnej ideologii liberalnego imperializmu i nowych form w strukturach i praktykach imperium brytyjskiego. Te monstra zadawały niewysłowione cierpienie, aczkolwiek czyniły to ze zręcznością, która przesłaniała ich destrukcyjne skutki w obrazach, prawdziwych i wyimaginowanych, imperialnej reformy. Pytanie brzmi, jak i dlaczego te zagadkowe stworzenia pojawiły się, rozwinęły i przetrwały. To pytanie kryje się również za tą książką, opisem przemocy w imperium brytyjskim, jego korzeni, instytucji, praktyk i wpływu na setki milionów ludzi w XIX i XX stuleciu. Opowieść, która się rozwija na stronach tej książki, nie jest całą opowieścią o przemocy w imperium. Przedstawienie jej w jednym opisie byłoby niemożliwe. Interesuje mnie za to powiązanie brytyjskiego imperializmu z liberalizmem, przemocą, prawem i wysuwaniem historycznych roszczeń oraz sposobami, w jakie ukierunkowana przez państwo przemoc w imperium brytyjskim ukształtowała duże obszary współczesnego świata.
Tezy, które stawiam, ujawniają się w tej dość długiej i przykrej opowieści, jednakże przygotowanie szerszego gruntu i objaśnienie powtarzających się terminów jest niezbędne dla zrozumienia tego, co teraz nastąpi. Najdawniejsze opowieści o imperium brytyjskim brzmią niczym upamiętnienia ustalonej z góry ekspansji, która w różnych stronach miała charakter świecki i religijny w zależności od pełnionej funkcji. Rozciągając się na rozległych terytoriach i zaprowadzając ład w „dzikim” krajobrazie i wśród „dzikich” ludzi, Wielka Brytania stała się dla nowoczesnego świata tym, czym Rzym i Grecja były dla świata starożytnego. Jak bywa z wszelkim upamiętnianiem, takie opowieści nie były wytworem czystej fikcji. W XVII i XVIII wieku ze skalistej wysepki na północnym Atlantyku wypływały statki wielomasztowe. Ich odziane w pludry załogi oraz zbieranina pasażerów podróżowały po zdradliwych morzach w poszukiwaniu fortuny i możliwości handlu oraz po to, by zajmować nowe terytoria.
Pierwsze imperium Wielkiej Brytanii, jak często się je nazywa, było w przeważającej mierze imperium zachodnim, zamieszkanym w większości przez wolnych białych, zniewolonych czarnych pracowników fizycznych oraz rdzenną ludność pozbawioną ziemi. Gdy amerykańskie kolonie wszczęły bunt, Brytania doznała upokarzającej straty, choć znalazła odkupienie w zwróceniu się na Wschód. Tam, w jej drugim imperium, ambicje imperialne były ogromne. W XIX wieku brytyjska globalna ekspansja oraz imperializm – czyli rozciągnięcie kontroli gospodarczej i politycznej na obce ziemie dzięki nieformalnym bądź formalnym środkom – stanowiły jego cechę charakterystyczną. W poszukiwaniu rynków dla swoich towarów i kapitału Wielka Brytania wolała trzymać drzwi wolnego handlu otwarte dzięki nieformalnym mechanizmom, takim jak traktaty, oraz samej sile swojej dominacji gospodarczej. W razie potrzeby anektowała jednak jakieś terytorium i sprawowała nad nim formalną kontrolę polityczną, uzyskując przewagę gospodarczą poprzez politykę protekcjonizmu, która obejmowała cła, monopole i gromadzenie rezerw w funtach dzięki dodatniemu bilansowi handlowemu. Bez względu na nieformalność czy formalność stosowanych środków imperializm różnił się co do stopnia, nie zasady. Wielka Brytania realizowała inwestycje w odległych zakątkach globu, eksportowała tam wytwarzane towary, ludzi, język i kulturę, importując surowce dla swoich fabryk, żywność dla Brytyjczyków i zyski dla „dystyngowanych kapitalistów” lub finansistów, rentierów oraz agentów ubezpieczeniowych, którzy gromadzili dochody płynące z ich usług. Poprzez brytyjskie pożyczki, inwestycje w infrastrukturę i grabieżczą bankowość leseferystyczny imperializm uczynił różne miejsca w Ameryce Łacińskiej sferą swoich wpływów w równym stopniu jak południowoafrykański przylądek Dobrej Nadziej bądź Indie – gdzie po roku 1857 formalna aneksja i protekcjonistyczna polityka utrwaliły polityczną kontrolę, drakońskie opodatkowanie oraz mnóstwo monopoli, które obejmowały produkcję i handel opium oraz solą17.
W kolejnych latach XIX wieku zmniejszała się jednak zdolność Wielkiej Brytanii do zachowania swojego imperium poprzez środki nieformalne. Zagraniczna konkurencja wymusiła brytyjską okupację i formalne rządy na odległych terytoriach, takich jak Złote Wybrzeże, Hongkong, Nowa Zelandia, Koulun, Sierra Leone, Basuto, Lagos i Natal. Niektórzy brytyjscy mężowie stanu wzdragali się przed przejmowaniem kolejnych terytoriów. Aneksje, choć uważane za niezbędne do ochrony interesów handlowych i strategicznych państwa, były kosztowne. Część tych kosztów stanowiła przemoc potrzebna, by przejąć i utrzymać nad nimi kontrolę. W XIX wieku doszło w imperium brytyjskim do ponad dwustu pięćdziesięciu odrębnych konfliktów zbrojnych i w każdym roku zdarzał się co najmniej jeden. Były wśród nich bunty na Barbadosie, w Demerarze (Gujana Brytyjska), na Cejlonie, Saint Vincent i Jamajce. Wiązały się z nimi również nieustanne próby podbicia i zdominowania – lub „uspokojenia”, jak określali to Brytyjczycy – Aszantów na Złotym Wybrzeżu, mahdystów w Sudanie, Khosa, Zulusów i Afrykanerów w Afryce Południowej, Afgańczyków w Azji Środkowej oraz Birmańczyków w Azji Południowo-Wschodniej. Rudyard Kipling nazwał te konflikty „okrutnymi wojnami o pokój”: niektóre trwały krótko, inne były przewlekłe i powtarzały się. Stały się częścią życia w imperium, zużywając brytyjskie rezerwy ludzkie i fundusze podatników, pozbawiając Brytyjczyków życia i równocześnie wyniszczając lokalną ludność18.
Panowanie na podbitych terytoriach nad setkami milionów poddanych, w większości czarno- lub ciemnoskórych i ani zniewolonych, ani wolnych, niosło nowe wyzwania. Jak Wielka Brytania mogła uzasadnić i utrzymać swoją dominację nad podbitymi ludami, w czasie gdy ideały liberalne sprawiały, że jej własne państwo narodowe stawało się coraz bardziej demokratyczne?19 Zanim przejdę do odpowiedzi na to pytanie, muszę poczynić trochę ogólnych uwag o państwach narodowych, jako że ich powstawanie i osobliwości mają konsekwencje dla naszej opowieści20. Państwa narodowe to połączenie konkretnej i subiektywnej rzeczywistości. Państwo stanowi w dużej mierze byt polityczny i geograficzny, natomiast naród jest tworem kulturowym, na który składają się idee oraz odczucia. Obecnie nowoczesne państwo jest podstawą ładu międzynarodowego. Utrzymuje ono własną suwerenność i jej broni, czyli wyłącznej i pełnej kontroli nad narodem i terytorium w swoich granicach, a suwerenność ta jest uznawana prawnie i dyplomatycznie przez inne państwa. Daje również początek złożonym urzędom z systemami prawa, opodatkowania i kształcenia włącznie. Narody są grupami ludzi posługujących się wspólnym językiem, wyznających wspólną religię i mających wspólne tradycje oraz historię – bądź tożsamość – które wiążą ich w „wyobrażoną wspólnotę”, jak nazwał ją kiedyś politolog Benedict Anderson21. Idealne państwo narodowe jest suwerennym państwem rządzącym narodem jedynym w swoim rodzaju pod względem kulturowym, a jego rząd to zbiór ludzi, za których pośrednictwem sprawowana jest władza państwa.
O utworzeniu Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej – czyli nowoczesnego państwa narodowego zwanego Wielką Brytanią – często opowiada się jak o historii założycielskiej pełnej klęsk i wiary, trudu i rzezi. Po przetrwaniu wojen domowych, rewolucji chwalebnej dającej początek monarchii konstytucyjnej oraz po uchwaleniu aktów Unii łączących Anglię i Szkocję w Zjednoczone Królestwo w wieku XIX Wielka Brytania zaangażowała się w bezkrwawą batalię. Wybitni filozofowie polityczni, tacy jak Adam Smith, Thomas Carlyle, John Stuart Mill i James Fitzjames Stephen, uzbrojeni w gęsie pióra, kałamarze i nanoszone na pergamin myśli, debatowali o liberalizmie oraz jego znaczeniu politycznym, gospodarczym i prawnym. A uniwersalna filozofia zawierała obietnicę bardziej inkluzywnego państwa narodowego dzięki rozszerzeniu prawa wyborczego i ochronie praw własności, wolnego handlu oraz równości wobec prawa. Była to śmiała wizja ludzkiego postępu i nieuniknionej poprawy, w której Wielka Brytania – ze swoją suwerennością, rządami prawa i spokojnym wolnym handlem oraz kapitalistycznymi giełdami – miała przezwyciężyć dawne formy despotyzmu. Monarcha nie miałby już władzy absolutnej ani sprawiedliwość nie byłaby już arbitralna i okazywana przy użyciu odciętych głów domniemanych przestępców, zatkniętych na palach, żeby zniechęcić innych do przeciwstawiania się lokalnym władzom.
Dziewiętnastowieczni filozofowie czerpali z wcześniejszych fundamentalnych dzieł, w tym prac Thomasa Hobbesa i Johna Locke’a, których poglądy wpływały na krajowe i imperialne wyobrażenia o państwie, suwerenności i prawie. Hobbes, często uważany za autora nowoczesnej teorii tworzenia państw i suwerenności, wydał swa kanoniczną książkę, Lewiatana, w roku 1651. Pisząc ją podczas wojny domowej, wskazywał na ludzką predyspozycję do życia według „praw natury” z jego brutalnością i opowiadał się za zastąpieniem takiej anarchii silnie scentralizowaną władzą państwa. Znane są słowa Hobbesa: „Jest więc oczywiste, że gdy ludzie żyją, nie mając nad sobą mocy, która by ich wszystkich trzymała w strachu, to znajdują się w stanie, który się zwie wojną, i to w stanie takiej wojny, jak gdyby każdy był w wojnie z każdym innym”. W naturalnym anarchistycznym stanie człowieka nie ma „obliczania czasu, ani sztuki, ani umiejętności, ani sztuki słowa, ani społeczności. A co najgorsze, jest bezustanny strach i niebezpieczeństwo gwałtownej śmierci. I życie człowieka jest samotne, biedne, bez słońca, zwierzęce i krótkie”22. Dla Hobbesa „umowa społeczna”, na mocy której wolne i racjonalne osoby rezygnowały z korzystnych dla siebie praw i podporządkowywały je absolutnemu suwerenowi, był podstawą społeczeństwa obywatelskiego**. Uważał, że żaden rozsądny człowiek nie będzie wolał „stanu natury” od mediacyjnej przemocy za pośrednictwem państwa.
Podczas gdy Lewiatan przemawiał za rządami absolutnymi, Locke odrzucał niepodzielną i nieograniczoną władzę suwerena. W Dwóch traktatach o rządzie przedstawił mniej nihilistyczny pogląd na życie „bez słońca, zwierzęce i krótkie”23. Dla Locke’a stan natury nie wymagał rządu, chociaż nie brakowało w nim moralności. Do wojny dochodziło, gdy spory o własność wybuchały wobec braku cywilnej władzy, która mogłaby w nich pośredniczyć. „Wspólnoty małżeńskie”, czyli rodziny dwupokoleniowe, mogły tworzyć stowarzyszenia polityczne, gdy ich męscy przywódcy spotykali się i zgadzali przekazać swoją władzę organowi wykonawczemu, który utrzymywał pokój i wymierzał kary. Tworząc i godząc się na polityczne stowarzyszenie i rząd, ludzie tworzyli nowe porozumienie, czyli umowę społeczną z jej pożytkami w postaci przepisów, sędziów do orzekania na ich podstawie i władzy wykonawczej do ich egzekwowania. Zjednoczeni we „wspólnocie” ludzie chronili w ten sposób swoją wolność, życie, majątek i ogólny dobrostan, a przepisy temperowały przemoc, przenosząc je z prawa jednostki, czyli człowieka w stanie natury, na prawo państwa. W istocie umowa społeczna stała się fundamentalna dla zachodnich społeczeństw liberalnych i dziewiętnastowiecznych koncepcji bardziej inkluzywnego państwa narodowego.
Hobbes nie poruszał wprost kwestii rasy i imperium, chociaż ważne działania interwencyjne Locke’a w kwestii praw własności uzasadniały roszczenia Brytyjczyków do osadnictwa kolonialnego w ich pierwszym imperium24. Gdy dziewiętnastowieczny liberalizm zderzył się z rzeczywistością odległych miejsc i „zacofanych” ludzi złączonych więzami dziwnych religii, hierarchii oraz związków uczuciowych i zależności, jego uniwersalistyczne roszczenia osłabły25. Brytyjczycy uważali, że ich imperialne centrum, czyli metropolia, jest kulturowo odmienne od samego imperium, czyli kolonialnych peryferii. Kolor skóry stał się wyznacznikiem różnicy. Biali znajdowali się na jednym końcu cywilizacyjnego spektrum, czarni na drugim. Wszystkie inne odcienie ludzkości wypadały gdzieś pomiędzy i zabarwienie skóry było widocznym piętnem kulturowej odmienności. Rasa wyznaczała warunki racjonalności i jej braku, ucywilizowania i barbarzyńskości26.
W koloniach białych osadników, do których należały Kanada, Nowa Zelandia i Australia, także przyjęto takie postawy wobec lokalnej rdzennej ludności. Dziewiętnastowieczny historyk John Seeley, uważany za twórcę brytyjskiej historii imperialnej, nazwał państwo złożone z kolonii osadników, oddzielone oceanami i obejmujące różne kontynenty „Większą Brytanią”. Razem chroniły one brytyjską siłę geopolityczną, gospodarczą i kulturową w świecie rosnącej rywalizacji, zwłaszcza przed Niemcami i Stanami Zjednoczonymi27. W naszej opowieści nie skupiamy się na tych terytoriach „Większej Brytanii”, choć ich ludność poniosła potężne szkody. Skupimy się raczej na drugim imperium, z Irlandią i dwiema afrykanerskimi republikami Afryki Południowej włącznie, posiadającym kolonialne struktury administracyjne połączone bezpośrednio z Londynem. W obu tych przypadkach faktyczny kolor skóry nie był wyznacznikiem odmienności lokalnej ludności; był nim za to kolor będący konstruktem, wytworem umysłu. W rezultacie Brytyjczycy zaszeregowali Irlandczyków i Afrykanerów do odrębnej „rasy”, zrównując ich kultury z kulturami ciemnoskórych i czarnoskórych poddanych, używając czasami odczłowieczającego języka do opisu ich wyglądu fizycznego oraz warunków życiowych i wierząc, że Irlandczycy i Afrykanerzy, tak samo jak południowoafrykańscy Khosa lub Chińczycy na Malajach, są ludnością „zacofaną”, którą trzeba ucywilizować.
Pojawiła się kwestionowana, choć spójna, ideologia liberalnego imperializmu, która łączyła roszczenia brytyjskiego suwerena do imperium z potężnym przedsięwzięciem resocjalizacji jego poddanych i przeprowadzenia ich do nowoczesnego świata. W połowie XIX wieku liberalny imperializm znalazł dalszy wyraz w modelu ewolucyjnym rasizmu naukowego. Dewelopmentalizm wiernie trwał przy hierarchiach rasowych, przyrównujących kolonialnych poddanych do dzieci, które potrzebowały ojcowskich wskazówek, żeby osiągnąć pełną dojrzałość. Podobnie jak dzieci, „barbarzyńcy” imperium, jak nazywał ich John Stuart Mill, byli ulegli i brytyjskie panowanie w końcu miało uczynić ich racjonalnymi, nauczyć szacunku dla prawa oraz porządku i przygotować do udziału w nienaruszalnej umowie społecznej, która wiązała nowoczesnych ludzi i państwa w międzynarodowym ładzie światowym. „Misja cywilizacyjna”, jak nazywano realizację tego szlachetnego przedsięwzięcia, miała trwać dziesięciolecia, a może nawet wieki. Tymczasem Wielka Brytania dla dobra ludzkości wzięłaby na swoje barki odpowiedzialność za tę misję. Miała moralny obowiązek podjąć się jej. Było to, by zapożyczyć słynne wyrażenie Rudyarda Kiplinga, „brzemię białego człowieka”28.
To część naszej opowieści. Pomimo swoich reformistycznych roszczeń cywilizacyjna misja Wielkiej Brytanii była realizowana w brutalny sposób. Przemoc nie była tylko akuszerką imperium brytyjskiego, występowała powszechnie w strukturach i systemach brytyjskich rządów. Nie stanowiła jedynie okazjonalnego środka do celu liberalnego imperializmu; była środkiem i celem tak długo, jak długo imperium brytyjskie utrzymywało się przy życiu. Bez przemocy Wielka Brytania nie zachowałaby suwerennych roszczeń do swoich kolonii. Jakże bowiem mogłoby być inaczej? Zgodnie z sugestią Hobbesa socjolog Max Weber wyjaśnił w tekście Polityka jako zawód i powołanie, że monopol na środki legalnej przemocy – monopol przyznany policji, która egzekwuje prawo, i wojsku, które toczy wojny – stanowi warunek konieczny istnienia państwa29. Było to równie prawdziwe w przypadku tworzenia nowoczesnego brytyjskiego państwa, jak w przypadku jego kolonii. Państwa w trakcie tworzenia zawsze naginają swoje represyjne uprawnienia, roszcząc sobie prawo do suwerenności. Jeśli chodzi o Wielką Brytanię, despotyzm ustąpił miejsca nowo odkrytym procesom, z których żaden nie był bardziej nienaruszalny niż rządy prawa. W XIX stuleciu kodeksy prawne zastąpiły arbitralną sprawiedliwość i publiczne zadawanie bólu, zdefiniowały usankcjonowaną przemoc i stały się kluczowym instrumentem uprawomocnienia państwa. Z tego powstała biurokratyczna sieć urzędników i instytucji, które, choć z wahaniem, administrowały bardziej inkluzywnym społeczeństwem.
Myśląc o imperium, filozofowie polityczni, tacy jak Mill i James Fitzjames Stephen, twierdzili, że „dobry rząd” zresocjalizuje zacofaną ludność30. Dla nich wprowadzenie rządów prawa było najsilniejszym lekarstwem Pax Britannica. Stephen głęboko podziwiał Hobbesa i wierzył w rodzaj imperialnego Lewiatana, gdzie liberalna zgodność z prawem i monopol kolonialnego państwa na przemoc miały szerzyć pokój i cywilizować społeczeństwo. Stephen wyrażał się w tej kwestii jednoznacznie: „stworzenie systemu prawa, które reguluje najważniejszą część codziennego życia narodu, samo w sobie stanowi zdobycz moralną bardziej znamienną, trwalszą i zdecydowanie bardziej solidną niż te, które umożliwia podbój terytorialny. Wywiera ono wpływ na umysły członków tego narodu porównywalny pod wieloma względami z wpływem nowej religii. (…) Nasze prawo jest tak naprawdę sumą i istotą tego, czego musimy ich nauczyć. Jest, że tak powiem, ewangelią Anglików i jest to ewangelia obowiązkowa, która nie dopuszcza żadnego odstępstwa i żadnego nieposłuszeństwa”31.
Brytyjscy urzędnicy kolonialni mieli obsesję na punkcie tej „obowiązkowej ewangelii”, szczególnie na punkcie legitymizacji przemocy przez prawo. Lecz dobry rząd w imperium był gorączkowym marzeniem liberalizmu. Imperialne rządy prawa kodyfikowały odmienność, ograniczały swobody, wywłaszczały z ziemi oraz majątku i zapewniały ciągły strumień siły roboczej dla kopalń i plantacji, które zasilały krajową gospodarkę Wielkiej Brytanii. Roszczenie państwa do legalności zawsze można zakwestionować, ale przypadki takiego kwestionowania szerzyły się w imperium, gdzie Wielka Brytania narzuciła suwerenność ludności, która rzekomo nigdy nie była suwerenna. Dewelopmentalistyczne podejście do jej resocjalizacji rodziło konflikt nie tylko dlatego, że liberalny imperializm zawierał ziarna samozniszczenia kolonialnego państwa. Wielka Brytania musiałaby w końcu oddać swoje suwerenne prawa do imperium, aczkolwiek miało się to stać dopiero wtedy, gdy jej wytrawne oko uzna tych kiedyś niecywilizowanych za w pełni rozwiniętych. Jednak to wtedy było trudne do zdefiniowania. Jeśli ludność podbitego terytorium domagała się podstawowych praw do decydowania o własnych ciałach i swobodach, kolonialne państwo często uznawało, że poddani łamią prawo, traktowało ich działania – w tym wandalizm, strajki i zamieszki – jako groźby polityczne i nadawało policji uprawnienia do represji32. Był to dewelopmentalistyczny panoptykon, w którym Wielka Brytania wykorzystywała przestępstwa, czyli bezprawną przemoc swoich poddanych, jako dalsze usprawiedliwienie dla nieograniczonego horyzontu czasowego tej misji cywilizacyjnej.
Rdzenna ludność nie akceptowała biernie swojego losu. Przemoc nie dotykała bezwolnych ciał; opór i protest przejawiały się w wielu formach, od dywersyjnych działań siły roboczej, takich jak celowe opóźnianie pracy, niszczenie plonów i strajki, po posługiwanie się logiką cywilizacyjnej misji, by żądać wolności i równych praw. W całym imperium dwudziestowieczni narodowcy potępiali niespełnione liberalne obietnice Wielkiej Brytanii, tak jak czynili to ich zwolennicy w tym kraju oraz w Stanach Zjednoczonych. Te żądania nasiliły się najbardziej po drugiej wojnie światowej, kiedy stało się jasne, że zawarte w Karcie Atlantyckiej gwarancje samostanowienia nie odnoszą się do brytyjskich poddanych w koloniach. W zamian za ich niezwykły wkład i cierpienia podczas wojny setki milionów poddanych pozostały zniewolone i podlegały intensywniejszym i bardziej usystematyzowanym formom kolonialnej kontroli.
Największe napięcia towarzyszyły brytyjskim rządom, gdy te żądania ziszczenia uniwersalistycznych ideałów liberalizmu zapowiadały powstania lub przeradzały się w bunty na pełną skalę, podważające ich legalność33. Wielka Brytania obawiała się, że wtrącą one imperium w Hobbesowski świat anarchicznej przemocy i barbarzyństwa. W sytuacji, gdy trzeba było wieków, zanim poddani imperium dojrzeją do stanu racjonalnych istot, sprowadzenie ich z powrotem na dobrą drogę wymagało stosowania represji. Do pomocy kolonialnej policji usiłującej przywrócić porządek często wzywano wojsko. Policję i wojsko nazywano siłami bezpieczeństwa. Nie egzekwowały one jedynie kolonialnych przepisów, by zdławić te zagrożenia dla istnienia państwa, ale również je tworzyły.
Zwykłe kodeksy i przepisy okazały się niewystarczające w tłumieniu rebelii w imperium i uśmierzaniu upiornych lęków Brytyjczyków, więc kolonialni urzędnicy sięgali po wyjątkowe instrumenty prawne w postaci stanu wojennego i stanów wyjątkowych, czyli ustawowego stanu wojennego34. Owe stany wyjątkowe, dopóki były zgodne z prawem, dawały nadzwyczajną władzę wojsku i organom wykonawczym rządu. Podejmowanie decyzji pozostawiano ludziom na miejscu, a ich władza uznaniowa była olbrzymia. Oceniali, kiedy przemoc jest konieczna i na ile ma być intensywna, żeby chronić państwo i zachować jego prawa. Gdy siły bezpieczeństwa potrzebowały szerszego prawa decydowania lub gdy ich działania stanowiły nieusankcjonowaną przemoc, państwo często czyniło ich bezprawne działanie zgodnym z prawem, modyfikując stare przepisy i tworząc nowe. Ten tautologiczny proces tworzenia prawa – stopniowego legalizowania, biurokratyzowania i legitymizowania nadzwyczajnej przemocy ze strony państwa, gdy zwyczajne przepisy okazywały się niewystarczające do utrzymania porządku i kontroli – jest czymś, co określam mianem „zalegalizowane bezprawie”35. W kolejnych latach XX wieku zalegalizowane bezprawie stawało się powracającym zjawiskiem, a wyjątek stał się normą, gdy brytyjskie siły bezpieczeństwa używały coraz mocniejszych form systematycznej przemocy, które sprawiały, że imperium przypominało państwo działające poprzez powtarzające się podboje.
W represjach chodziło o znacznie więcej niż o przywracanie brytyjskiej władzy. Przemoc używana wobec ciał, umysłów, dusz, kultur, krajobrazów, wspólnot i historii silnie wiązała się z dewelopmentalistycznym dogmatem misji cywilizacyjnej36. Innymi słowy, nie tylko struktury kolonialnych rządów kształtowały systemy i praktyki przymusu, ale również ideologia liberalnego imperializmu. Częstokroć obsadzała ona narodowców i bojowników o wolność – bez względu na złożoność ich żądań – nie tylko w roli przestępców, ale i terrorystów ledwie zasługujących na miejsce na najniższym szczeblu człowieczeństwa. Czasami tracili je i osuwali się w piekielną otchłań dehumanizacji. Przymus miał ich poskromić i oswoić. Tak jak rodzice epoki wiktoriańskiej dyscyplinowali swoje potomstwo, tak trzeba było karać krnąbrnych dziecinnych tubylców w imperium. Wypaczając zapis z Księgi Przysłów 13,24: „Nie kocha syna, kto rózgi żałuje, kto kocha go – w porę go karci”***, siły bezpieczeństwa oraz kolonialni urzędnicy pragnęli, by ich infantylizowani poddani zobaczyli i odczuli własne cierpienie37. Chcieli, by zdali sobie sprawę, że zadawane jest ono rozmyślnie i celowo. Wielka Brytania miała na to określenie: „moralny wpływ” przemocy38.
Piszący o kolonialnym kapitalizmie odczytywali przemoc w brytyjskim imperium nie jako następstwo moralności reform, lecz jako rezultat brutalnego pozyskiwania zasobów w gospodarce. Dla autorów takich jak Włodzimierz Lenin i Walter Rodney historii imperium brytyjskiego nie dało się oddzielić od gospodarki Wielkiej Brytanii39. Z początkiem rewolucji przemysłowej zapotrzebowanie na surowce i tanią siłę roboczą potrzebną do ich wydobycia było nienasycone. Powstanie nowego globalnego ładu przemysłowego wymusiło w kolonialnych kopalniach i plantacjach katorżniczą pracę. To nieprzerwane pozyskiwanie wartości ekonomicznej i społecznej od czarno- i ciemnoskórych pracowników jest czymś, co politolog Cedric J. Robinson nazwał „kapitalizmem rasowym”. „Rozwój, organizacja i ekspansja kapitalistycznego społeczeństwa zmierzały w istocie w kierunku podziałów rasowych, tak też było z ideologią społeczną – pisał Robinson. – Można było zatem się spodziewać, że rasizm jako istotna siła nieuchronnie przeniknie struktury społeczne wynikłe z kapitalizmu”40. Opowieści o kapitalizmie rasowym oraz innych teorii imperializmu gospodarczego jest wiele i chociaż zgadzam się, że pozyskiwanie zasobów gospodarczych stanowi kamień węgielny każdej opowieści o brytyjskim imperium, nie jest ono głównym przedmiotem mojego zainteresowania. Za to w tle zawsze pozostają kolonialne gospodarki oraz dyscyplinarna przemoc wobec siły roboczej, a gdy zwykłymi kolonialnymi przepisami i nadzorowaniem ich przestrzegania nie dało się zapanować nad protestami pracowników fizycznych w imperium, znajdą się one w centrum uwagi w naszej opowieści.
Przemoc, prawo i państwo krzepły podczas powtarzających się kryzysów imperialnej legitymizacji, a owe kryzysy często miały wymiar nie tylko gospodarczy. Odchodząc od tez dotyczących jedynie nieustającej brutalności kapitalizmu, widzimy, że przemoc tkwiła w istocie liberalizmu. Zawierała się w jego reformizmie, jego roszczeniach do nowoczesności, obietnicach wolności i pojęciu prawa – dokładnie tam, gdzie normalnie nie spodziewamy się przemocy. Jeśli myślimy o przemocy w imperium brytyjskim jako wyłącznie brutalnym pozyskiwaniu zasobów gospodarczych, to nasza opowieść nie mówi nam wiele o tym, dlaczego paradoksalne właściwości liberalizmu w postaci przymusu i resocjalizacji wzmogły się z czasem w całym imperium. W istocie wieczny problem liberalizmu i przemocy leży u podstaw wielu obecnych brytyjskich wojen o dzieje imperium i tkwi we współczesnych kwestiach rasowych w Wielkiej Brytanii oraz innych liberalnych demokracjach Zachodu.
Na następnych stronach tej książki mniej zajmuję się prozaicznymi formami przymusu, choć były podstępne, a bardziej „wyjątkowymi” i dramatycznymi momentami fizycznej i epistemologicznej przemocy, która towarzyszyła kryzysom legitymizacji i wymagała zastąpienia zwykłych przepisów i nadzorowania ich przestrzegania stanem wojennym lub ustawowym stanem wojennym oraz użycia sił bezpieczeństwa. Taka przemoc obejmowała kary cielesne, deportacje, pozbawianie wolności bez procesu, wymuszone migracje, zabójstwa, napaści seksualne, tortury i towarzyszący im terror psychiczny, upokorzenie i poczucie straty. Staram się wyjaśnić, dlaczego i jak Wielka Brytania nadawała moc prawną tym zakrojonym na wielką skalę środkom, oraz wytłumaczyć, w jaki sposób Brytyjczycy rozumieli je, uzasadniali i na nowo usprawiedliwiali.
Część wydarzeń historycznych, które badam, może być czytelnikom znana: powstanie sipajów, rebelia w Morant Bay, druga wojna burska, irlandzka wojna o niepodległość, antytureckie powstanie Arabów, strajki na Karaibach, powstanie syjonistów na terytorium mandatowym Palestyny oraz stany wyjątkowe na Malajach, w Kenii i na Cyprze. Te momenty w historii, które często trwały wiele lat i były wzajemnie powiązane poprzez przenoszenie przepisów, praktyk i personelu na obszarze imperium, najlepiej uwidaczniają i obrazują opresyjne rządy Wielkiej Brytanii w koloniach, hierarchie władzy i odmienności o charakterze rasowym, systemy stosowania zalegalizowanego bezprawia oraz uzasadnienia prawne, które im towarzyszyły. W tych epizodach codzienny przymus, w który obfitowały brytyjskie rządy, ustępował miejsca niewyobrażalnym skrajnościom, które Brytyjczycy musieli dezawuować, eliminować lub jakoś pomieścić w imperialistycznej narracji o reformie i postępie.
Wszyscy mieli do odegrania jakąś rolę w obrazowaniu wyjątkowości, która przewyższała słabości imperium. „Oświadczam wobec was wszystkich, że całe swoje życie, bez względu na jego długość – zadeklarowała młodziutka Elżbieta w swoim słynnym przemówieniu radiowym z 1947 roku – poświęcę służbie wam i naszej wielkiej imperialnej rodzinie, do której wszyscy należymy”41. Podobno księżniczka płakała, czytając to przemówienie po raz pierwszy. Kiedy w dniu swoich dwudziestych pierwszych urodzin wygłaszała je z obsadzonego krzewami bugenwilli ogrodu w Kapsztadzie, określiła swoje przeznaczenie, posługując się przestarzałymi wyobrażeniami i tworząc nowe. Przyszła królowa Elżbieta II miała się stać uosobieniem Wielkiej Brytanii, Wspólnoty Narodów oraz imperium. Zdawała sobie z tego sprawę. „Jeśli wszyscy pójdziemy razem naprzód z niezachwianą wiarą, wielką odwagą i cichym sercem – zaklinała – będziemy w stanie uczynić tę wiekową wspólnotę, którą wszyscy tak bardzo kochamy, rzeczą jeszcze wspanialszą – bardziej wolną, bardziej dostatnią, szczęśliwszą i wywierającą silniejszy wpływ dla dobra na świecie – niż była w najwspanialszych czasach naszych przodków”42.
Jej Królewska Wysokość Księżniczka Elżbieta przemawia z okazji dwudziestych pierwszych urodzin, Kapsztad, Republika Południowej Afryki, 19 kwietnia 1947 rok
Imperium nie stanowiło jedynie kilku nici w narodowym suknie Wielkiej Brytanii. Było tkaniną, z której powstał nowoczesny naród brytyjski, monarchia zaś tworzyła wątek dla jej osnowy, odkąd królowa Wiktoria stała się w 1877 roku cesarzową Indii43. Za żelazną bramą pałacu Buckingham znajdowała się fascynująca postać, imperialny nacjonalizm, który wyrażał głęboko esencjalistyczny i egocentryczny pogląd na świat. Dla wielu Brytyjczyków imperium nadawało powagę ich państwu narodowemu i czyniło je wyjątkowym gigantem w międzynarodowym globalnym porządku. Odczytując swoje urodzinowe przesłanie do mikrofonu BBC, księżniczka Elżbieta stwierdziła: „Nie wolno nam się zrażać lękami i trudnościami, które wojna pozostawiła każdemu narodowi naszej wspólnoty. Wiemy, że te rzeczy są ceną, jaką ochoczo zdecydowaliśmy się zapłacić za zaszczyt działania samotnie, przed siedmiu laty, w obronie wolności świata”44. To orędzie, przebłysk geniuszu kulturowego, dość dobrze maskuje to, jak brytyjska tożsamość narodowa stale dostosowywała się do zmian w imperium i w szerszym globalnym układzie, którego część stanowiło. Tak naprawdę bohaterowie imperium, jego symbole i rytuały, siła napędowa nacjonalizmu, przetrwali w burzliwych wiekach XIX i XX dzięki zdolności Wielkiej Brytanii do rozwijania i eksploatowania na jeszcze bardziej złożone sposoby znaczeń, strategii i praktyk liberalnego imperializmu.
Niektórzy mogą powiedzieć, że posługuję się terminem „liberalny imperializm” anachronicznie, że był on właściwy późnowiktoriańskim dyskusjom o imperium lub że liberalny imperializm, ze swoimi wyraźnymi pobudkami moralnymi, osłabł i przeobraził się w następstwie dwóch gwałtownych wydarzeń w XIX wieku: powstania sipajów i rebelii w Morant Bay na Jamajce45. Wówczas krytycy liberalnego imperializmu podawali w wątpliwość zdolność Wielkiej Brytanii do ulepszenia nieprzeniknionych tubylczych społeczeństw, które były przeciwne żądaniom modernizacji lub otumanione nimi. Ludzie pragmatyczni, tacy jak Stephen, domagali się nieskruszonych autorytarnych rządów. Inni przyjmowali bardziej socjologiczne podejście do zaniechania resocjalizacji. Zamiast wdrażać dewelopmentalistyczne strategie, kolonialni urzędnicy mieli rządzić za pośrednictwem odświeżonych rodzimych systemów władzy oraz „praw zwyczajowych”, które regulowały funkcjonowanie społeczeństw tradycyjnych. Było to strategiczne posunięcie w celu zabezpieczenia przed destabilizacją i zamieszkami w azjatyckich i afrykańskich koloniach. Tę nową brytyjską strukturę administracyjną nazywano „rządami pośrednimi”46.
Liberalny imperializm nie był jednak ograniczony czasowo, a rządy pośrednie nie były modelowym rozwiązaniem w podejściu Wielkiej Brytanii do imperium po epoce późnowiktoriańskiej. W imperium brytyjskim współistniały dwoiste systemy władzy i legitymizacji. Prawa zwyczajowe i lokalni przywódcy, którzy stali na ich straży, byli jedną jego częścią. Drugą stanowiły równoległe systemy prawne, które chroniły państwo i jego kolonialną gospodarkę, i to na nich skupia ta opowieść. Tak naprawdę brytyjskie rządy kolonialne nie wyzbywały się swojego monopolu na przemoc na rzecz paszów, książąt i wodzów; zamiast to czynić, Wielka Brytania legitymizowała przemoc państwa, wprowadzając ją do kolonialnego Lewiatana. Systemy prawa zwyczajowego często sytuowały rodzimych przywódców na dole kolonialnej hierarchii i nie orzekali oni w sprawie przestępstw, które naruszały umowę społeczną. Nie dyktowali również warunków, jeśli chodziło o zawieszanie zwyczajnych przepisów i używanie sił bezpieczeństwa47.
Snując tę opowieść, zbadamy, jak wydarzenia XIX stulecia zasygnalizowały narodziny liberalnego imperializmu oraz to, pod jakim względem głęboko kontrowersyjne i powtarzające się dyskusje były najbardziej odkrywcze wtedy, gdy w imperium dochodziło do gwałtownego rozłamu. Nic jednak nie ograniczało znaczenia tej ideologii. Liberalny imperializm stawał się z biegiem czasu coraz bardziej pojemny i godził poglądy plejady filozofów politycznych, brytyjskich mężów stanu i przedstawicieli imperium. Wielokrotnie dyskutowali oni na temat imperialnych strategii i praktyk, zawsze w ten lub inny sposób wiążąc je z postępowymi i represyjnymi założeniami misji cywilizacyjnej. Liberalny imperializm przetrwał, ponieważ zarówno resocjalizacja, jak i ucisk tkwiły w istocie jego frazeologii i systemów. Tocząca się w jego łonie wieczna gra uniwersalności przeciw różnicom rasowym także znajdowała oddźwięk w globalnym imperialnym porządku. Wielka Brytania mogła być dostarczycielką ideałów liberalnego idealizmu, ale istniała w systemie globalnej rywalizacji, który również dążył do dominacji nad ludnością niezachodnią.
„Myślę, że jest tylko jeden ideał, do którego Imperium Brytyjskie może dążyć pod tym względem – oświadczył Winston Churchill uczestnikom konferencji imperialnej w 1921 roku – i jest nim to, by nie było barier ze względu na rasę, kolor skóry bądź wyznanie mogących przeszkodzić jakiemukolwiek wartościowemu człowiekowi w osiągnięciu wysokiego stanowiska, jeśli tylko się na nie nadaje. (…) Lecz taka zasada musi być stosowana bardzo ostrożnie i stopniowo, ponieważ budzi to wielkie emocje na miejscu”48. Noszący cylindry i pewni siebie biali przedstawiciele imperium zebrali się za grubymi drewnianymi drzwiami i uchylonymi kotarami w Londynie, żeby naradzić się w sprawie strategii imperium. Przy stole zasiedli również dwaj ciemnoskórzy delegaci w turbanach, sir Khengarji III, król indyjskiego państwa Kaććh i były adiutant królowej-cesarzowej Wiktorii, oraz V.S. Srinivasa Sastri, indyjski mąż stanu. Obaj stanowili świetny przykład otwierających się przed tubylcami możliwości w nękanym przemocą imperium.
W gorącej konferencyjnej dyskusji o imperium uczestnicy przeszli do sprawy „kurateli”, świętego przymierza między paternalistycznymi władcami a ich poddanymi49. Był to temat, który miał komplikować przebieg innych konferencji imperialnych w następnych latach, w miarę jak kuratela rozszerzała się poza granice swojego osiemnastowiecznego brytyjskiego zalążka. To przymierze stanowiło przemyślaną strategię dla Afryki, gdy europejscy delegaci spotkali się w Berlinie w 1884 i 1885 roku, żeby podzielić ten kontynent. Zgodzili się „ustalić warunki najkorzystniejsze dla rozwoju handlu i cywilizacji (…) [i] czuwać nad ochroną rdzennych plemion oraz dbać o poprawę warunków ich pomyślności moralnej i materialnej”50. Po pierwszej wojnie światowej członkowie Ligi Narodów podzielili dawne imperia niemieckie i osmańskie. Traktat wersalski nazwał wojenne zdobycze terytoriami „mandatowymi”, które były „zaludnione (…) przez narody niezdolne jeszcze do samodzielnego ścisłego przystosowania się do nowych warunków świata”, i uświęcił zasadę, że „dobrobyt i rozwój takich narodów stanowi święte zadanie cywilizacji”51.
Druga wojna światowa oznaczała koniec systemu terytoriów mandatowych, chociaż położony w zapisie traktatu wersalskiego nacisk na kwestię „narodów niezdolnych jeszcze do samodzielnego przystosowania się” przetrwał. Żeby zabezpieczyć angloamerykański sojusz, Wielka Brytania zręcznymi manipulacjami zneutralizowała amerykańskie antyimperialistyczne żądania, zastępując przestarzałe pomysły próbami nowych reform. Kuratela stała się „partnerstwem” i Wielka Brytania wyraziła zgodę na większą partycypację polityczną lokalnej ludności w zarządzaniu imperium. Wojenny gabinet Churchilla ogłosił Ustawę o rozwoju i ochronie kolonii, przeznaczając pięćdziesiąt pięć milionów funtów w postaci dotacji i pożyczek na poprawę sytuacji materialnej kolonialnych poddanych. Do uniwersalnych praw i samorządności nadal jednak było daleko w imperium, które przeprowadziło Wielką Brytanię przez czas wojny, a po zakończeniu walk zagwarantowało zajmującemu maleńką wyspę państwu prawo do statusu członka Wielkiej Trójki. Churchill spotkał się z Franklinem Delano Rooseveltem i Józefem Stalinem zimą 1945 roku na mroźnym wybrzeżu Krymu, gdzie w rozmowach pokojowych pominięto sprawę brytyjskiego imperium. Kilka miesięcy później delegaci z pięćdziesięciu państw sprzymierzonych zgromadzili się w San Francisco, żeby rozstrzygnąć kwestię Karty Narodów Zjednoczonych. Mimo głośnych protestów narodów niezachodnich i grup interesów dokument założycielski tej międzynarodowej organizacji potwierdził miejsce imperializmu w nowym światowym porządku. Karta nazywała kolonie państw europejskich „obszarami niesamodzielnymi” i przedstawiła w skrócie „stopniowy rozwój ich wolnych instytucji politycznych, stosownie do szczególnych warunków każdego obszaru i jego ludów oraz do różnych stopni ich rozwoju”. Mocarstwa kolonialne gwarantowały również „sprawiedliwe ich traktowanie i ochronę przed nadużyciami” i „jako święte posłannictwo” przyjęły „obowiązek popierania w najwyższym stopniu dobrobytu mieszkańców tych obszarów w ramach systemu międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa (…)”52.
Słowa na papierze były puste, zwłaszcza gdy kolidowały z przyjętą przez laburzystowski rząd powojenną strategią odrodzenia imperium. W teorii bliższe partnerskie stosunki z imperium miały uratować nękaną trudnościami gospodarkę Wielkiej Brytanii i zapewnić jej status supermocarstwa, nawet jeśli oznaczało to obecność brytyjskich żołnierzy na miejscu. Stałe napięcia między uniwersalnymi prawami i różnicami rasowymi prowadziły do wybuchów. Imperium zaczęło się rozpadać, lecz praktyka i język liberalnej reformy zawsze były częścią imperialnych konfliktów. Wielka Brytania nawet najbardziej drakoński system przemocy w powojennym imperium – obozy i wioski dla internowanych na Malajach i w Kenii – przedstawiała jako zbawcze rozwiązanie. Stany wyjątkowe to nie były wojny, lecz walki o „serca i umysły” brytyjskich poddanych. Tak zwanych terrorystów oraz ich zwolenników można było zresocjalizować. Wyzwolić miały ich lekcje wychowania obywatelskiego i prac ręcznych za drutem kolczastym, podobnie jak pot i trud pracy przymusowej i niewyobrażalny ból zadawanych tortur. Na to Wielka Brytania również miała nową nazwę. Teraz nie nazywano tego „moralnym skutkiem”, ale „resocjalizacją”. W imperialnym leksykonie znalazły się również inne wyrażenia z tym związane. Nad wejściem do jednego z najsławetniejszych kenijskich obozów dla internowanych widniał napis Mwiteithia Niateithagio – „Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie”53.
Pod koniec lat pięćdziesiątych XX wieku okrucieństwa, których dopuszczano się w Kenii, ujawniły perfidię liberalizmu i Wielka Brytania musiała się publicznie tłumaczyć krytykom imperium w kraju i za granicą. Ten dwudziestowieczny skandal nie był pierwszym. Dochodziło do innych – w Afryce Południowej, Indiach, Irlandii, Palestynie, na Malajach i Cyprze. Każdy przypadek wywoływał nowe dyskusje, a Wielkiej Brytanii zawsze jakoś udawało się godzić logikę koniecznej przemocy ze swoją misją cywilizacyjną. Lecz nagromadzenie tych skandali niszczyło mechanizmy obronne Wielkiej Brytanii i prawne uzasadnienie jej polityki. Rodziły one również pytania o koszty gospodarcze imperium. Czy brytyjska powojenna strategia jego odrodzenia była rozsądna? Czy nacjonalizm szkodził fiskalnej logice? Powtarzające się i przewlekłe wojny w imperium kosztowały brytyjskich podatników miliony funtów szterlingów. Do tego dochodziły koszty utraconych korzyści. Żołnierze przydaliby się gospodarce w kraju i być może Wielka Brytania byłaby w lepszej sytuacji z imperium nieformalnym, jak to dziewiętnastowieczne. Przeorganizowana jako Brytyjska Wspólnota Narodów, białych dominiów takich jak Kanada i Australia razem z koloniami gotowymi stanąć na własnych nogach, tworzyła wspólnotę polityczną i kulturową, zobowiązaną do lojalności wobec królowej. Wspólnota Narodów miała być triumfalną kodą największego imperium w dziejach świata.
„Ne sous inquiétez pas. W porównaniu z Francuzami w Algierii jesteście aniołami miłosierdzia” – powiedział Henri Junod brytyjskiemu urzędnikowi kolonialnemu, zapoznając się z systemem ośrodków dla internowanych w Kenii w 1957 roku54. Junod, delegat Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża, nie był jedyną osobą czyniącą takie porównanie. Kilka lat wcześniej słynna teoretyk polityki Hannah Arendt opublikowała Korzenie totalitaryzmu, traktat oparty na dziełach Hobbesa oraz innych filozofów. Arendt szybko zwróciła uwagę, że w Lewiatanie „nie ma nic ze współczesnych doktryn rasowych. (…) Hobbs jednak przynajmniej dostarczył myśli politycznej warunku wstępnego wszystkich doktryn rasowych, to znaczy wykluczył ideę humanitaryzmu jako jedyną ideę regulującą prawo międzynarodowe. (…) Rasizm może oczywiście przynieść kres świata Zachodu i – co za tym idzie – całej ludzkiej cywilizacji”55. Chociaż Arendt uważała, że w imperium „Francuzi obejmą rolę dowódców force noire, kiedy Anglicy przemienią się w «białych ludzi»”, to wiernie trwała przy założeniu brytyjskiej wyjątkowości56. „To śmiałe [francuskie] przedsięwzięcie pociągnęło za sobą szczególnie brutalną eksploatację zamorskich posiadłości w imieniu narodu – pisała. – (…) W porównaniu z tym ślepym, desperackim nacjonalizmem brytyjscy imperialiści godzący się na kompromis w sprawie systemu mandatowego byli niemal strażnikami samostanowienia narodów”57. Niektórzy historycy uczestniczący w niedawnych wojnach o dzieje imperium zgadzają się z tym: „Francuskie wojny zawsze były bardziej krwawe od tych brytyjskich”58. „Tak jak skala wojen Francji związanych z dekolonizacją była znacznie większa od skali wojen toczonych przez Wielką Brytanię, tak też liczniejsze były i chyba bardziej systematyczne nadużycia ze strony sił bezpieczeństwa”59. Francuskie imperium kolonialne nie jest ich jedynym punktem odniesienia: „Stojąc w obliczu podobnych zajść, inne mocarstwa imperialne reagowały znacznie ostrzej niż Brytyjczycy. (…) Nie usprawiedliwia to brytyjskich nadużyć (…) ale zapewnia kontekst porównawczy”60. Chociaż w XX wieku skolonizowaną ludnością władały Niemcy, Hiszpania, Portugalia, Włochy i Belgia, na tle tych europejskich państw Francja zawsze była przez Brytyjczyków stawiana za przykład bête noire.
Rozważanie historycznego bilansu, żeby ustalić, które europejskie imperium było bardziej brutalne od innych, może być niewdzięcznym zajęciem. Historycy podają obiektywne dane, żeby przekonać do swoich racji: liczba ofiar śmiertelnych, liczba żołnierzy na miejscu, oficjalne meldunki. Wszystkie świadectwa są jednak subiektywne, zwłaszcza te, które są przekazywane za pośrednictwem administracji państwowej. Junod jest tego dobrym przykładem. Na osobności powiedział on kenijskiemu gubernatorowi, że internowani potrzebują „gwałtownego szoku” – jest on „ceną, jaką trzeba zapłacić” za ich uległość i resocjalizację. Ów „gwałtowny szok” nazywano „techniką rozcieńczania”, Junod nie wspomniał jednak o niej w swoim raporcie końcowym, który jest skatalogowany w urzędowym archiwum”61. W liczbach również nie da się znaleźć prawdy. Rządy rutynowo upiększały dane liczbowe, zaniżając je lub zawyżając stosownie do politycznego zapotrzebowania.
Wiemy jednak to, że wszystkie imperia stosowały przemoc. Przymus miał kluczowe znaczenie dla początkowych aktów podboju i dla utrzymania władzy nad niegodzącą się z tym ludnością. Tę wolność systematyzowano, stosowano i rozumiano w różny sposób. Na przykład w krwawych rządach króla Belgii Leopolda II w Kongu nie było nic reformatorskiego. W 1885 roku przejął kontrolę nad rozległym pasem afrykańskiego interioru i przez dwie dekady pozwalał koncesjonariuszom zmuszać Afrykanów do pracy przy użyciu straszliwych metod, żeby pozyskiwać kauczuk62. W Afryce Południowo-Zachodniej wojsko niemieckie zniżało się do „przemocy w skrajnej patologicznej postaci”, omal nie unicestwiając ludów Herero i Nama, o czym opowiada nam historyczka Isabel V. Hull. Konstytucja przygotowana przez kanclerza Ottona von Bismarcka odcinała armię od zewnętrznego nadzoru oraz krytyki i jej militaryzm narastał w niemieckim imperium i wpłynął na nadejście faszyzmu63. Arendt nazwała to „efektem «bumerangowym»” i nie ograniczał się on wyłącznie do dojścia Hitlera do władzy. Patrzyła na myślenie w kategoriach rasy w Europie oraz „bestialskie morderstwa” i „najokrutniejsze rzezie” w koloniach i dostrzegała w nich korzenie europejskiego totalitaryzmu. „Kiedy europejski motłoch odkrył, jak «cudowną zaletą» może być w Afryce biała skóra, kiedy angielski zdobywca stał się w Indiach administratorem – pisała Arendt – który (…) był przekonany o własnej wrodzonej zdolności do rządzenia i dominowania, kiedy pogromcy smoków przeobrazili się czy to w «białych ludzi» o «wyższym pochodzeniu», czy to w biurokratów i szpiegów (…), wydawało się, że scena już jest przygotowana dla wszelkich możliwych okropności. Każdy miał pod nosem wiele elementów, które, zebrane razem, mogłyby stworzyć rząd totalitarny oparty na podstawach rasizmu”64.
Imperium brytyjskie i totalitarne reżimy nie były tożsame, nawet jeśli niektórzy naoczni świadkowie informowali o uderzających podobieństwach65. Tak naprawdę imperium Wielkiej Brytanii najbardziej przypominało imperium francuskie. Obydwa zmagały się z liberalnymi ideałami oraz rasową odmiennością, a ich reformizm zawierał koniec imperium, chociaż ich struktury władzy i struktury kolonialne się różniły. „Francja nie jest krajem czterdziestu milionów, jest krajem stu milionów” – oznajmił premier Raymond Poincaré w 1923 roku66. Francuskie imperium kolonialne zostało włączone w strukturę polityczną państwa, gdy ciemnoskórzy delegaci z kolonii zajęli miejsca we francuskim parlamencie, a Algieria stała się departamentem Francji. Jednakże fraternité oraz idee wspólnej francuskiej cywilizacji niełatwo było pogodzić z rasą, poddaństwem i zapotrzebowaniem Francji na siłę roboczą dla gospodarki i wojska67. W przypadku Wielkiej Brytanii kolonialni poddani, z wyjątkiem Irlandczyków przez pewien czas, nie mieli reprezentacji w Londynie. Bez względu na to, jak racjonalni i cywilizowani się stawali, nigdy nie mieli być Brytyjczykami. Przemoc była powszechna w obu tych imperiach, jednak to Wielka Brytania stała się określeniem metonimicznym imperialnej wyjątkowości. Nie był to przypadek. „(…) legenda o Imperium Brytyjskim – twierdzi Arendt – miała niewiele wspólnego z realiami brytyjskiego imperializmu. (…) Niewątpliwie żadna struktura polityczna nie mogła bardziej sprzyjać powstawaniu legendarnych opowieści i usprawiedliwień niż Imperium Brytyjskie (…)”68.
Imperium brytyjskie mieści się w obszarze moich zainteresowań, ponieważ przybrało szczególną formę, w której z upływem czasu stosowano coraz większą przemoc, zachwalając zalety liberalizmu w sposób mogący legitymizować epizody skrajnego przymusu jako niefortunne wyjątki od reguły ewolucyjnego triumfu nowoczesności. Nie było to oczywiście jedyne państwo, którego przedstawiciele mówili o misji cywilizacyjnej i zaletach rządów prawa. Czyniono to również gdzie indziej, zwłaszcza we Francji. Wielka Brytania była jednak państwem szczycącym się stworzeniem największego w dziejach imperium, którego bohaterowie i ich usprawiedliwienia sprowadzili wielu na manowce. Spuścizna pozostawiona przez imperium brytyjskie miała istotny wpływ na jedną czwartą obszaru świata, gdzie w tyglu przemocy rodziły się narody. To świat, w którym poddani państwa kolonialnego rzadko uznawali jego prawowitą władzę. Umowa społeczna była im narzucana, a nacjonalizm i niezależne państwa, które stworzyli kolonialni poddani, nadal zawierały wiele sprzeczności liberalizmu. Przedstawiając sugestywną krytykę kolonializmu w Wyklętym ludu ziemi, Frantz Fanon, filozof polityki z francuskich Antyli, twierdził, że ludzie z dawnych kolonii nigdy się nie wyzwolą, dopóki nie wyjdą poza liberalne państwo narodowe i jego paradoksy69. Ta kwestia przenika stopniowo do świadomości obywateli we współczesnej Wielkiej Brytanii oraz innych demokracjach zachodnich. Jednak w czasie gdy niektórzy Brytyjczycy domagają się imperialnego rozrachunku, większość narodu opowiada się za wizją Imperium 2.0 premiera Borisa Johnsona. Imperialny nacjonalizm Wielkiej Brytanii przetrwał i gwarantuje jej przekonanie, że kraj położony na tej maleńkiej wyspie to olbrzym gotowy przedstawić swoje historycznie uzasadnione roszczenie światu. W żadnym innym współczesnym państwie narodowym imperialny nacjonalizm nie trwa z tak wyraźnymi następstwami społecznymi, politycznymi i gospodarczymi. Ta trwałość aż prosi się o wyjaśnienie.
Napisałam tę książkę, ponieważ moja poprzednia książka, Rozliczenie z imperium. Przemilczana historia brytyjskich obozów w Kenii, wywołała pozostawione bez odpowiedzi pytania o przemoc w imperium brytyjskim. Udokumentowałam w niej systematyczną przemoc, do której dochodziło w obozach internowania w Kenii podczas powstania Mau Mau (1952–1960). Zbieranie informacji do Rozliczenia z imperium było żmudne, gdyż w urzędowych archiwach w Londynie i Nairobi brakowało mnóstwa dokumentów. Spędziłam wiele lat, selekcjonując pozostałe fragmenty świadectw, zgromadziłam też inne źródła historyczne z prywatnych zbiorów dokumentów, archiwów gazet oraz setek wywiadów, które przeprowadziłam z dawnymi urzędnikami kolonialnymi i osobami przetrzymywanymi w ośrodkach dla internowanych. W trakcie tych dociekań zdałam sobie sprawę, że dla wielu brytyjskich urzędników i członków służb bezpieczeństwa konflikt w Kenii nie był pierwszą wojną kolonialną, a dla innych nie miał być ostatnią. Niektórzy sugerowali, że społeczność osadników w Kenii i ich zajadły rasizm czyniły tę kolonię wyjątkową. A może Kenia nie była taka wyjątkowa? Czułam, że natrafiłam na historyczny moment, który stanowił część szerszej łącznej opowieści o przemocy imperialnej po drugiej wojnie światowej, która zaczęła się w Palestynie i przeniosła na Malaje, do Kenii, na Cypr i do Adenu. To właśnie tę opowieść zaczęłam badać ponad dziesięć lat temu.
Późniejsze losy Rozliczenia z imperium także wywołały pytania i stworzyły nowe wyzwania. W 2009 roku pięcioro ocalałych z kenijskiego systemu ośrodków internowania pozwało w londyńskim Royal Courts of Justice brytyjski rząd za systematyczną przemoc i tortury, od których ucierpieli w latach pięćdziesiątych70. Moje badania dostarczyły świadectw dla ich bezprecedensowego roszczenia, a ja przydałam się jako biegła sądowa powołana w imieniu powodów. Sprawa trwała cztery lata, a w ramach odkrycia prawnego brytyjskie Foreign and Commonwealth Office (FCO), wskazane jako pozwany w procesie, złożyło zdumiewające oświadczenie. „Odkryło” ono trzysta skrzyń z niepublikowanymi uprzednio aktami w Hanslope Park, w dobrze strzeżonym budynku rządowym nazywanym „centralą szpiegowską”, ponieważ przechowywano tam również ściśle tajne akta MI5 oraz MI6. W trakcie dekolonizacji kolonialni urzędnicy spakowali te świeżo odkryte kenijskie akta i wywieźli je z Afryki. Razem z tymi skrzyniami pracownicy FCO znaleźli również osiem tysięcy osiemset akt z trzydziestu sześciu innych kolonii, które podobnie zabrano i przywieziono do Londynu pod koniec istnienia imperium. Nowo opublikowane akta z Kenii miały wielkie znaczenie dla sprawy powodów. Wywarły również olbrzymi wpływ na zbieranie informacji do tej książki, zwłaszcza nowych świadectw rzucających światło na proces niszczenia dokumentów. Te świadectwa ujawniły, jak brytyjscy urzędnicy selekcjonowali i palili akta w przeddzień dekolonizacji. Podobnie jak przemoc stosowana wobec ujarzmionej ludności, ich metody niszczenia dokumentów z biegiem czasu stawały się bardziej systematyczne i intensywne. Te archiwa okazały się częścią szerszej historii, którą starałam się opowiedzieć o powojennym imperium brytyjskim71.
Skłoniły mnie one również do ponownego przemyślenia kwestii horyzontu czasowego tej książki. Rozszerzyłam swoje historyczne dociekania, by objąć nimi dekady poprzedzające drugą wojnę światową, sądząc, że uzupełni to luki w archiwach i naświetli potrzebne odpowiedzi. Ta zmiana ujawniła to, jak druga wojna światowa stała się nieco arbitralną linią podziału w longuedurée idei, strategii i praktyk imperium brytyjskiego. To, co miało być rozdziałem wprowadzającym, przekształciło się w prawie połowę tej książki, gdy rozciągnęłam jej ramy czasowe na chwile XIX, a nawet XVIII wieku, które przygotowały grunt pod logikę przemocy wspierającej imperium w XX wieku. Ta logika zakorzeniona niejako w liberalnym imperializmie rozwijała się z upływem czasu i często trafiała z jednej części imperium do drugiej wraz z przenoszonymi ludźmi – czy to funkcjonariuszami policji niskiego szczebla, czy to kolonialnymi zarządcami lub innymi znamienitymi bohaterami z imperialnej przeszłości, takimi jak feldmarszałkowie Herbert Kitchener i Bernard Montgomery. Kodeksy prawne, które zabezpieczały imperium, również były przekazywane w ten sposób. Jeden gubernator lub wysoki komisarz zapożyczał je od drugiego, gdy starał się odrzucić żądania buntowników oraz wolę popierających ich cywili, umożliwiając stosowanie środków bezpieczeństwa dzięki prawnej strategii wyjątkowości. Tajni agenci wywiadu także przemierzali świat i przywozili ze sobą udoskonalane z czasem metody skłaniania kolonialnych poddanych do współpracy.
W liberalnym imperializmie nigdy jednak nie chodziło tylko o tych, którzy sprawowali władzę polityczną. Była to również historia żądań oddolnych – żądań godności i praw, które w następstwie zwycięstwa aliantów nad siłami faszyzmu i wezwań, by „nigdy więcej” nie doszło do jego odrodzenia, były zakodowane w uniwersalnych deklaracjach i konwencjach praw człowieka, jak również w zaktualizowanych przepisach prawa humanitarnego. Ów reżim praw człowieka nie był jednak zapewniony tym, którzy mieszkali w imperium. „Wojna, pomimo oświadczeń mężów stanu – pisał z głębokim oburzeniem George Padmore – z pewnością nie pasuje do Demokracji”72. Pozostając w centrum radykalnej myśli czarnych Brytyjczyków, Padmore należał do globalnej sieci antyimperialistycznych pisarzy i działaczy wzywających do sprawiedliwości rasowej i likwidacji imperium. „Podbiliśmy Niemcy (…) ale nie ich idee” – wściekał się W.E.B. Du Bois podczas negocjacji w sprawie Karty Narodów Zjednoczonych. „Nadal wierzymy w białą supremację, wskazując Murzynom ich miejsce w szeregu i kłamiąc o demokracji, gdy mamy na myśli imperialną kontrolę nad siedmiuset pięćdziesięcioma milionami istot ludzkich w koloniach”73. W 1945 roku czarna diaspora zebrała się w Manchesterze na Kongresie Panafrykańskim i przewidująco ostrzegła, że „w ostateczności [Afrykanie] mogą być zmuszeni odwołać się do argumentu siły w próbie uzyskania Wolności, nawet jeśli siła zniszczy ich oraz świat”74.
W całym imperium język wolności zawierał uniwersalne prawa. Deklaracja praw człowieka uchwalona przez Zgromadzenie Ogólne ONZ mówiąca o „przyrodzonej godności” i „niezbywalnych prawach” była bardzo ambitna, aczkolwiek stanowiła jedynie deklarację75. Jednak z chwilą ich podpisania i ratyfikacji powojenne konwencje praw człowieka dało się wyegzekwować i reżimy imperialne zdawały sobie z tego sprawę. Przed podpisaniem Europejskiej Konwencji Praw Człowieka brytyjscy urzędnicy skrupulatnie redagowali i poprawiali jej projekty, by odmówić gwarancji praw buntowniczej ludności. Wydarzenia w imperium miały zakwestionować brytyjskie próby zabezpieczenia jego wyjątkowości prawnej w prawie międzynarodowym, gdy w koloniach wybuchały protesty i wojny o niepodległość na pełną skalę. Choć idealizowanie uniwersalnych i narodowych walk może być kuszące, rzadko łączyły się one ze sobą. Wielka Brytania nie tylko tworzyła konflikty wewnętrzne poprzez swoje strategie dzielenia i rządzenia w całym imperium, ale i pozostawiała takie konflikty za sobą.
Opowiadam w tej książce pewną historię imperium brytyjskiego. Nie jest to historia reformy konstytucyjnej, ekonomii politycznej, strategii militarnej ani studium porównawcze imperiów, aczkolwiek one będą się od czasu do czasu pojawiać. Nie jest to historia kolonialnego kapitalizmu, chociaż mająca charakter rasowy gospodarka imperium jest w niej stale obecna i czasami będzie napędzać fragmenty mojej narracji. Książka ta jest raczej historią tego, jak i dlaczego wyjątkowa, ukierunkowana przez państwo przemoc rozwijała się w całym drugim imperium i na jakie sposoby jego systemy były tworzone, wcielane w życie, doświadczane, rozumiane i usprawiedliwiane zarówno w koloniach, jak i w Wielkiej Brytanii. Tę opowieść spinają klamrą dwa procesy: ten osiemnastowieczny, w którym postawiono w stan oskarżenia Warrena Hastingsa i który w brytyjskim parlamencie wystawił na próbę korupcję w Indiach i odpowiedzialność urzędników za nią, oraz niedawna sprawa Mau Mau w londyńskim Royal Courts of Justice. W ciągu dzielących je dwustu lat powracające pytania o imperialną przemoc i odpowiedzialność uprzykrzały życie kolejnym brytyjskim rządom.
Nie byłam w stanie odnieść się do nich wszystkich. Prześledziłam za to ocalałe świadectwa historyczne dokumentujące kryzysy, rzeczywiste i dostrzegane, w imperium brytyjskim. Mimo wszystko musiałam dokonywać wyborów, by wykazać, jak i dlaczego przemoc nie była właściwa żadnemu miejscu ani okresowi, lecz raczej nierozerwalnie związana z misją cywilizacyjną Wielkiej Brytanii. W tych wyborach kierowałam się także ludźmi, którzy krążyli po całym imperium, przynosząc ze sobą brutalne metody oraz przepisy na nie pozwalające. Wybrałam konkretne miejsca, gdyż pokazują one wyraźnie, jak przepływ wędrownych przedstawicieli imperium oraz idei nacjonalistów i żądań spełnienia obietnic liberalizmu łączyły Afrykę Południową z Indiami, Palestynę z Bengalem, Irlandię z Cyprem i tak dalej. Gdyby go sobie wyobrazić, ten ruch ludzi, idei, praktyk i systemów prawnych w imperium Wielkiej Brytanii wyczarowuje pajęczą sieć, której ostateczną ogromną postać można dostrzec jedynie cofając się, żeby ogarnąć ją w całości. W miarę jak rozwija się nasza opowieść, miejsca, zdarzenia i procesy, które trafiły na te strony, zespolone w jedną narrację ujawniają obraz tej pajęczyny. To opowieść, która obnaża skalę i zakres przymusu w imperium brytyjskim, reakcje kolonialnych poddanych na te systemy przymusu oraz tkanki łączące przemoc i jej dziedzictwo.
W ukazaniu owych ścięgien imperium w ich istocie chodzi o ludzi, ich czyny oraz o wybory, których dokonywali w warunkach, w jakich żyli i działali. Bez względu na to, czy byli wybitnymi postaciami, takimi jak Churchill i Rhodes, czy mniej znanymi aktorami, jak wysoki komisarz Malajów Henry Gurney i kenijski urzędnik kolonialny Terence Gavaghan, słudzy imperium prowadzili swoją misję cywilizacyjną w sposób, który kształtował również i określał Brytyjczyków w kraju. Kultura popularna i dobra konsumpcyjne wzmacniały zbiorowe poczucie imperialnej wielkości i siły, a hagiografie imperium – czy to w postaci książek dla dzieci, relacji misjonarzy, czy to w formie historii pisanych przez nauczycieli akademickich z Oksfordu i Cambridge – przypominały młodym i starym o niepowstrzymanym dążeniu ich narodu do postępu. Obywatele wszelkiej maści, w tym przeintelektualizowani torysi w Belgravii i górnicy w Durham, dzielili się „brzemieniem białego człowieka”, które zostało włączone do monarchii, i razem tworzyli brytyjską tożsamość. Rzeczywiście nic nie podsycało płomieni ich dumy narodowej tak, jak królewski przepych w pełnej okazałości z dosłownymi i symbolicznymi śladami imperium. Takie rytuały rozgrywały się również na odległych jego krańcach, gdzie raz po raz przypominały brytyjskim poddanym o życzliwej dłoni, która nimi rządziła. W takich wizjach pojawiał się jednak dysonans. Dla setek milionów, które żyły na obszarze brytyjskiego imperium, jego aksamitna rękawiczka skrywała aż nadto znajomą żelazną pięść.
W tej książce rozewrę zaciśniętą pięść imperium i dokładnie przyjrzę się trwałym bliznom, jakie zostawiła ona na ciałach i umysłach poddanych. Przemoc, której się dopuszczała, nie była abstrakcyjna. Przybierała postać elektrowstrząsów, podtapiania w wodzie lub fekaliach, kastracji, przymusowej ciężkiej pracy, wtykania w odbyt stłuczonych butelek i robactwa, przymusowych marszów przez pola minowe, miażdżenia piszczeli, wyrywania paznokci oraz publicznych egzekucji. Niezmierzenie się z tymi praktykami mąci nieprzetworzony obraz przeżytych doświadczeń w imperium i ich dziedzictwa. Będę czasem szczegółowo opisywać epizody pełne przemocy, żeby czytelnicy mogli zobaczyć i poczuć ich skutki oraz skumulowane nasilenie. Tylko wówczas normalizacja przymusu w ramach brytyjskiej nacjonalistycznej narracji o postępie jest w pełni zrozumiała. Zapisy historyczne pokażą również, że nie wszyscy zgadzali się z roszczeniami Wielkiej Brytanii do wyjątkowości. Żydowscy i nonkonformistyczni chrześcijańscy dysydenci, działacze na rzecz pokoju, imigranci z imperium i Europy oraz skrajnie lewicowi członkowie Partii Pracy nie potrafili się pogodzić z logiką koniecznej przemocy. Domagali się urzędowych dochodzeń, podejmowali własne śledztwa, prowadzili dzienniki, pisali zjadliwe listy do gazet i inne do swoich odbiorców. Najbardziej wstrząsające oskarżenia padały ze strony poddanych w koloniach. Razem uczynili niewiele, by zmienić ucisk jako instrument kontroli nad imperium, pozostawili jednak szereg świadectw, które dzisiaj podważają oficjalną narrację zawartą w starannie budowanym państwowym archiwum Wielkiej Brytanii.
Zastanawiając się nad sprawą Mau Mau, przypominam sobie szok, jaki poczułam, kiedy dowiedziałam się o skali oraz intencjonalności niszczenia i usuwania dokumentów w imperium. Dzisiaj zastanawiam się, ilu Brytyjczyków naprawdę wie o paleniu i czyszczeniu świadectw przeszłości ich państwa. Ilu z nich zdaje sobie sprawę, jaką rolę ich bohaterowie i fachowcy w służbie cywilnej odgrywali w próbach oddziaływania na sposób pisania historii? Musimy ponownie zgromadzić popioły i fragmenty pozostawione przez imperium, żeby napisać opowieści, które nie tylko pokażą perfidię liberalizmu, ale i wyjaśnią jej źródła. Znajdująca się na następnych stronach tej książki opowieść jest tego próbą. Mam nadzieję, że objaśni ona dzisiejsze wojny o dzieje imperium oraz walki o równość rasową, skłaniając do dyskusji o tym, czy imperium brytyjskie było rzeczą dobrą, czy złą, czy było lepsze, czy gorsze od innych imperialnych przedsięwzięć, oraz do pytań, jak i dlaczego jego przeszłość nadal kształtuje teraźniejszość.
Nie jestem pierwszą osobą, która porusza część z tych kwestii. Nowe pokolenie historyków rzuciło światło na luki w brytyjskich archiwach i na to, jak te luki wypaczały wcześniejsze opisy imperium. Jestem wdzięczna im wszystkim, jako że zaproponowali nowe sposoby rozumienia długo obrabianych i nowo opublikowanych świadectw – które studiowałam z szerokim wachlarzem zebranych pierwotnie przeze mnie informacji. Zebrane w kilkunastu krajach na czterech kontynentach w ponad dwudziestu archiwach oraz w setkach wywiadów z osobami z wielu stron kolonialnego podziału, jeszcze lepiej objaśniły odpowiedzi, których szukałam. Kiedy moje badania obnażyły niedostatki zasobów archiwalnych z końca imperium, zwróciłam się ku szerszym polom dociekań, łącznie z teorią polityki i historią społeczną kultury metropolii, jak również z ekonomią imperium i postkolonializmu. Zajęłam się też dawnymi kanonami historii imperialnej, brytyjskiej i międzynarodowej, choć w tej opowieści tylko pobieżnie omawiam część wydarzeń i światowych systemów, które one opisują szczegółowo. Ich wnioski nie zawsze są zgodne z moimi zapatrywaniami, ale mimo wszystko jestem wdzięczna za te dzieła, tak samo jak jestem wdzięczna za dzieła poetów, powieściopisarzy i dramaturgów, którzy tak często oddają przemijającą teraźniejszość bez upiększeń i z prawdomównością niepojętą dla wielu innych. Dlatego też ta książka jest w równej mierze wynikiem moich własnych badań zasobów archiwalnych co starciem z rozmaitymi poglądami na temat imperium często wzajemnie odizolowanymi. Dzięki połączeniu tych rozbieżnych podejść i źródeł może pojawić się pełniejsze zrozumienie imperialnej przeszłości Wielkiej Brytanii. Mam nadzieję, że na kolejnych stronach ta historia brytyjskiej kolonialnej przemocy objaśni struktury, systemy i przeżyte doświadczenia z czasów imperium oraz powody, dla których dzisiaj nadal się je kwestionuje.
Dalsza część w wersji pełnej
* Fragment posłowia w przekładzie Hanny Tygielskiej, Warszawa: PIW, 1985, s. 226 (przyp. tłum.).
** Zob. Paweł Załęski o błędnym tłumaczeniu „civil society” jako społeczeństwa obywatelskiego (przyp. tłum.).
*** Fragment Biblii Tysiąclecia, Poznań–Warszawa: Wydawnictwo Pallotinum, 1980, s. 720 (przyp. tłum.).
Przypisy
WPROWADZENIE
1 Winston Churchill, Never Give in, Never, Never, Never, 29 października 1941, https://www.nationalchurchillmuseum.org/never-give-in-never-never-never.html.
2 Zob. na przykład Winston Churchill Memorial Defaced with ‘Was a Racist’ During London Black Lives Matter Protest, „Evening Standard”, 7 czerwca 2020.
3 Zob. na przykład Gurminder K. Bhambra, A Statue Was Toppled: Can We Finally Talk About the British Empire?,„New York Times”, 12 czerwca 2020. Obalenie pomnika Colstona nastąpiło po dwóch dekadach debat na temat jego usunięcia i żądań tegoż. Zob. Ana Lucia Araujo, Slavery in the Age of Memory: Engaging the Past, London: Bloomsbury, 2021, s. 70–79.
4 Oriel College, Oxford University, Cecil John Rhodes (1853–1902), https://www.oriel.ox.ac.uk/cecil-john-rhodes-1853-1902#:~:text=By%20the%201890s%20Rhodes%20was,in%20his%20will%20%5B7%5D.
5 Duncan Bell, Reordering the World: Essays on Liberalism and Empire, Princeton: Princeton University Press, 2016, s. 193; oraz Stephen R. Bown, Merchant Kings: When Companies Ruled the World, 1600–1900, New York: St. Martin’s Press, 2009, s. 249.
6 W sprawie zaciętej potyczki w ramach „wojen o dzieje imperium” zob. Maya Jasanoff, Operation Legacy, „New Yorker”, 2 listopada 2020. Zob. również Dane Keith Kennedy, Imperial History Wars: Debating the British Empire, London: Bloomsbury, 2018; oraz Stuart Ward, Astrid Rasch, Embers of Empire in Brexit Britained. Stuart Ward, Astrid Rasch, London: Bloomsbury Academic, 2019 , s. 1–14.
7 W sprawie pełnego opisu debaty zainicjowanej przez Biggara zob. Richard Harry Drayton, Biggar vs Little Britain: God, War, Union, Brexit and Empire in Twenty-First Century Conservative Ideology, w: Embers of Empire in Brexit Britain, ed. Stuart Ward, Astrid Rasch, London: Bloomsbury Academic, 2019, s. 143–156.
8 Nigel Biggar, Less Hegel, More Histories! Christian Ethics and Political Realities. „Providence”, 18 maja 2016, https://providencemag.com/2016/5/less-hegel-historychristian-ethics-political-realities/.
9 Nigel Biggar, Between Kin and Cosmopolis: An Ethic of the Nation, Eugene, OR: Cascade Books, 2014, s. 91.
10Ethics and Empire, McDonald Centre for Ethics, https://www.mcdonaldcentre.org.uk/ethics-and-empire; oraz Andrew Gimson, Interview: Nigel Biggar Says Human Rights Are Not Enough and the British Empire Was Good as Well as Bad, „Conservativehome”, 16 września 2020, https://www.conservativehome.com/highlights/2020/09/interview-nigel-biggar-says-human-rights-are-not-enough-and-the-british-empire-was-good-as-well-as-bad.html.
11 Niall Ferguson, Imperium. Jak Wielka Brytania zbudowała nowoczesny świat, przeł.Beata Wilga, Kraków: Wydawnictwo Literackie, 2013, s. 18–20. W sprawie doskonałego przeglądu szerszej debaty na temat liberalizmu oraz imperium zob. Andrew Sartori, TheBritish Empire and Its Liberal Mission „Journal of Modern History” 2006, Vol. 78, No. 3, s. 623–642.
12 W całej książce korzystam z wyników sondaży opinii publicznej i towarzyszących im statystyki zawartych w: Richard J. Evans, History Wars, „New Statesman”, 17 czerwca 2020; oraz w: Robin Booth, UK More Nostalgic for Empire than Other Ex-Colonial Powers, „Guardian”, 11 marca 2020.
13Boris Johnson Exclusive: There Is Only One Way to Get the Change We Want – Vote to Leave the EU, „Telegraph”, 16 marca 2016.
14 Tamże; oraz Full Text: Boris Johnson’s Conference Speech, „Spectator”, 1 października 2016.
15The Rest of the World Believes in Britain. It’s Time That We Do Too, „Telegraph”, 15 lipca 2018; oraz Full Text: Boris Johnson’s…, dz. cyt.
16Neal Acherson, From Great Britain to Little England, „New York Times”, 16 czerwca 2016.
17 John Gallagher, Ronald Robinson, Imperialism of Free Rade; oraz Peter J. Cain, A.G. Hopkins, Gentlemanly Capitalismand British Overseas Expansion, „Economic History Review” 1986, Vol. 39, No. 4, s. 501–525, oraz: „Economic History Review” 1987, Vol. 40, No. 1, s. 1–26.
18The White Man’s Burden, „McClure’s Magazine”, 12 lutego 1899; Byron Farwell, QueenVictoria’s Little Wars, New York: Harper & Row, 1972; oraz Nathan K. Hensley, Forms of Empire: The Poetics of Victorian Sovereignty, Oxford: Oxford University Press, 2016, s. 1, 2.
19 Dążenie do zwiększonego udziału w demokracji bezpośredniej w Wielkiej Brytanii wywoływało wielkie napięcia i w dziewiętnastowiecznej Wielkiej Brytanii „zacofanie” pewnych okręgów wyborczych stanowiło równie istotny problem jak w przypadku ludności w imperium. Zob. na przykład pracę Garetha Stedmana Jonesa
