Dwa słowa - Anka Mrówczyńska - ebook

Dwa słowa ebook

Anka Mrówczyńska

2,8

Opis

Czy miłość może być destrukcyjnym uczuciem? Czy kochając za dwoje, można skrzywdzić? Czy nadzieja może zabić? O tym jest ta książka. O chorobliwej i nieszczęśliwej miłości oraz jej konsekwencjach. Inspiracją do napisania tego thrillera była prawdziwa sytuacja. Mimo iż bohaterowie mają swoje odpowiedniki w rzeczywistości, są oni całkowicie zmyśleni. A przedstawione wydarzenia nie miały i, mam nadzieję, nigdy nie będą miały miejsca.

 

Kinga – nieszczęśliwie kochająca, trzydziestokilkuletnia artystka, która nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć swój cel,

Piotr – psychiatra, obiekt jej chorobliwych uczuć Kingi,

Magda – jego Bogu ducha winna żona, która według Kingi stoi na jej drodze do szczęścia.

 

Kinga, piosenkarka, zrywa ze swoim narzeczonym po 10 latach związku i odzywa się do swojej dawnej, niespełnionej miłości – Piotra. Okazuje się, że został psychiatrą, ma żonę i dwóch synów. Zakochana dowiaduje się, że mieszka w Osadzie Przyjeziornej, gdzie jego żona prowadzi agroturystykę. Jedzie tam, by z ukrycia go poobserwować.

 

Thriller psychologiczny jest opowieścią o tym, jak nieszczęśliwa miłość potrafi zmienić się w obsesję. Ta z kolei jest źródłem wielkiej tragedii. Pełna niespodziewanych zwrotów akcji do ostatnich stron trzyma w napięciu, gdyż nie wiadomo, co jest prawdą, a co urojeniem i to nie tylko sennym. Zaskakujące zakończenie każe poddać w wątpliwość to, o czym czytelnik był przekonany i brał za prawdę.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 289

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,8 (14 ocen)
3
2
2
3
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Nana_13

Nie polecam

Sięgnęłam po tę książkę, bo kilkukrotnie widziałam ją jako przykład powieści z wątkiem zaburzeń borderline. Podejrzewałam, że tytuł ten wymieniany jest ze względu na autobiograficzne książki autorki, ale naiwnie wierzyłam, że może udało jej się napisać też fikcyjną opowieść na podstawie swoich doświadczeń z tym właśnie zaburzeniem. Osobowość głównej bohaterki nie ma absolutnie nic wspólnego z osobami zdiagnozowani jako BPD, a takie porównanie jest wręcz obraźliwie dla wszystkich, którzy muszą się z tym mierzyć. Wielki napis na okładce sugerujący jakoby miałby być to thriller psychologiczny to kolejne wprowadzenie w błąd. Toż to nawet przy tym gatunku nie stało, umieściłabym je raczej między harlequinem, a wattpadem. Dramat. Szkoda czasu, a przede wszystkim pieniędzy.
10
Wiosna333

Nie polecam

Bardzo, bardzo, bardzo nie polecam.
10
Marzenalesiak55

Nie oderwiesz się od lektury

Jak zawsze super, daje do myślenia co jest faktem a co tylko urojeniem. Jeżeli ktoś tego nie przeżył, ciężko uwierzyć w to co się dzieje w głowie chorego. polecam
10
Marta8347

Nie oderwiesz się od lektury

Iście sheakespeare'owski dramat 😔😥
00
Mitsuoko

Całkiem niezła

Poza tym, że jest słabo napisana (potrzebna surowsza redakcja!), to sama historia wciąga, choć nie jest odkrywcza. Kilka ostatnich rozdziałów było dobrych. Reszta przypominała wesołą twórczość na Wattpadzie i narracją mogła konkurować z komentarzami lektora Trudnych Spraw. Do zapomnienia.
00

Popularność




Anka Mrówczyńska
Dwa słowa

Wersja Demonstracyjna

Wydawnictwo Psychoskok

Anka Mrówczyńska „Dwa słowa”

Copyright © by Anka Mrówczyńska, 2021

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2021

Wszelkie prawa zastrzeżone. 

Żadna część niniejszej publikacji nie

 może być reprodukowana, powielana i udostępniana 

w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Redaktor prowadząca: Renata Grześkowiak

Korekta: Bogusław Jusiak, „Dobry Duszek”

Projekt okładki: Jakub Kleczkowski

Skład epub, mobi: Kamil Skitek

ISBN: 978-83-8119-895-0

Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.

ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-510 Konin

tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706

http://www.psychoskok.pl/http://wydawnictwo.psychoskok.pl/ e-mail:[email protected]

SŁOWO OD AUTORKI

Czy miłość może być destrukcyjnym uczuciem? Czy kochając za dwoje, można skrzywdzić? Czy nadzieja może zabić? O tym jest ta książka. O chorobliwej i nieszczęśliwej miłości oraz jej konsekwencjach.

Inspiracją do napisania tego thrillera była prawdziwa sytuacja.

Na początku 2019 roku rozstaliśmy się po raz setny z Mrówkiem, moim narzeczonym. Nawiązałam wtedy ponowny kontakt z Markiem – dawną, nieszczęśliwą miłością. Gdy dowiedziałam się, że jest żonatym ojcem, wpadłam na pomysł napisania książki. Stworzyłam trzy główne postaci: 

• Kingę – nieszczęśliwie kochającą, trzydziestokilkuletnią artystkę, która nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć swój cel,

• Piotra – psychiatrę, obiekt jej chorobliwych uczuć,

• Magdę – jego Bogu ducha winną żonę, która według Kingi stoi na jej drodze do szczęścia.

Mimo iż bohaterowie mają swoje odpowiedniki w rzeczywistości, są całkowicie zmyśleni. A przedstawione wydarzenia nie miały i, mam nadzieję, nigdy nie będą miały miejsca.

Początkowo fabuła miała mieć inny przebieg. Ale w miarę pisania okazało się, że postaci Dwóch słów mają swoje charaktery, pragnienia i przeszłości. Mimo mojej siły sprawczej, żyją własnym życiem. Przecięcie się ich dróg sprawiło, że interakcje między nimi stały się realne.

Ja zaś byłam tylko obserwatorką, która spisała tę historię…

I

– Mam cię, kurwa, dość! Koniec z nami! Pakuj się i wynoś! – krzyczała, ile sił w płucach, wypluwając przy tym maleńkie kropelki śliny, które osiadały mu na twarzy. Nie przejmował się tym jednak. Przez ponad dekadę związku zdążył się do tego przyzwyczaić, a nawet pokochać jej soczystą wymowę.

Ale wtedy? Stawiała sprawę na ostrzu noża. Ważyły się ich dalsze losy. Nagle uświadomił sobie, że Kinga dalej się na niego darła.

– …pierdalaj!

„Co? Teraz to przesadziłaś!” – pomyślał i krzyknął: 

– Nie mów tak do mnie!

– To wypierdalaj stąd!

„Skąd w tej dziewczynie tyle złości?” – zastanawiał się, przyjmując na klatkę piersiową kolejne ciosy pięścią.

– Po co ta agresja? – rzekł w końcu, mrużąc oczy po ciosie wymierzonym w policzek. Na szczęście otwartą dłonią.

– Bo cię nienawidzę! Nienawidzę! Ty dupku jeden! 

Jak mogłeś mi to zrobić?! No, jak?!

– Ale co?

– Co, co! Ty już dobrze wiesz co! – darła się na niego, ale w zasadzie sama nie wiedziała, o co się tak wściekła. Chyba tak ogólnie. O całokształt.

Wypchnęła go za próg i zatrzasnęła za nim drzwi. W końcu spokój i cisza. Tak jej tego brakowało. On by cały czas tylko gadał. Czuła się w tym związku jak w klatce. Ale w końcu była wolna. Wolna! Wolna aż do obrzydzenia! I wtedy nagle przyszedł jej do głowy pomysł.

Może odezwać się do niego? Swojej pierwszej, nieszczęśliwej, wielkiej i, jak jej się w tamtej chwili wydawało, jedynej miłości. Odnalazła go na popularnym portalu społecznościowym. Chwilę przeglądała zdjęcia. Wszystko jej się przypominało. Te słodkie godziny spędzone razem…

Napisała do niego. Nie spodziewała się jednak odpowiedzi. Widać było, że rzadko korzystał ze swojego konta. Postanowiła więc poszukać innych sposobów komunikacji. Wysłała e-mail na adres, który pamiętała z dawnych czasów, gdy jeszcze byli przyjaciółmi. Jednak i jego już pewnie nie używał.

Wpisała jego dane w wyszukiwarkę internetową. Nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Został psychiatrą i prowadził własną praktykę lekarską. Na swojej stronie internetowej podał numer komórkowy. Od razu zabrała się za redagowanie SMS-a. Miała szczerą nadzieję, że był sam i zgodzi się na spotkanie.

„Cześć, Piotr! Nie wiem, czy mnie jeszcze pamiętasz… Tu Kinga, poznaliśmy się na obozie”.

Gdy przeczytała, co napisała, skasowała wiadomość.

Głupio to brzmiało.

„Hejka, Piotrek! Tu Kinga, koleżanka z obozu. Przyjaźniliśmy się kilka lat. Pamiętasz mnie jeszcze?”.

Patrzyła na migający kursor i zastanawiała się, jak by zareagowała na takiego SMS-a.

Możliwości były cztery. Numer mógł być nieaktywny. Nie odpisałby jej, choć wiadomość by dotarła.

Nie pamiętał jej. Lub kojarzyłby ją i odpisał. Oby to była opcja numer cztery! Nacisnęła „wyślij”. Od razu przyszedł raport doręczenia. A więc numer był aktywny. Odłożyła telefon na kanapę i wpatrywała się w niego.

Czy dobrze zrobiła, rozstając się z Marcinem? Właściwie od dłuższego czasu już nic do niego nie czuła. No, może poza niechęcią. Choć w sumie… była do niego przywiązana. Nie mogła powiedzieć, że nie. W końcu spędzili ponad dekadę pod jednym dachem. Przeżyli razem tyle dobrych i złych chwil. Trochę było jej szkoda tego związku.

Rozmyślania przerwał sygnał nadchodzącej wiadomości. W ułamku sekundy chwyciła komórkę. Trzęsącymi się rękoma kliknęła w Wiadomości.

„Cześć, Kinia! Jasne, że Cię pamiętam. Co tam u Ciebie?”.

Odpisał! Odpisał! Odpisał! I na dodatek ją pamiętał! Boże, jak ona go kochała. Była po trzydziestce, a od ponad piętnastu lat bujała się w nim jak szalona. Przez długi czas myślała, że to ucieczka od rutyny jej związku. Ale gdy do niego napisała, a on odpowiedział… Była pewna, że wciąż go kochała. Kochała ponad życie!

„Zostałam piosenkarką. Spełniam swoje marzenia.

A co u Ciebie?”.

Po chwili nadeszła kolejna wiadomość.

„Nie mogło być inaczej :) A u mnie bardzo dobrze. Dziękuję, że pytasz. Jestem szczęśliwy”.

Był szczęśliwy. To nie mogło wróżyć nic dobrego.

Ale raz kozie śmierć. Musiała zadać mu to pytanie.

„Żona, dzieci?”.

„Mamy dwóch wspaniałych chłopców”.

„I jeszcze ta kropka nienawiści na końcu…” – pomyślała zrozpaczona, choć to była tylko jej nadinterpretacja, a nie jego intencja.

Gdy to przeczytała, pękło jej serce. Po chwili przyszedł kolejny SMS.

„Więc przykro mi, ale z randki nici ;)”.

Bezczelny! Załamała się. Chyba pamiętał, że się w nim kochała. Mówiła mu to wielokrotnie. Nadeszła trzecia wiadomość.

„Nagrywasz coś?”.

Chwilę się zastanawiała. Tak, nagrała płytę i… Tak! 

Ten pomysł był genialny!

„Nagrałam płytę. Podaj adres, to Ci wyślę”.

„No, dalej! Odpisz!” – myślała, wpatrując się w swój smartfon, jakby chciała go zaczarować. Sama nie wiedziała, dlaczego tak bardzo pragnęła znać jego miejsce zamieszkania. Żeby pojechać go odwiedzić? A może… Chciała go zobaczyć. Po prostu zobaczyć i zamienić kilka słów. Przytulić się do niego, że niby spotkanie przyjaciół po latach…

W zwrotnym SMS-ie podał jej swój adres. Wyprowadził się z rodziną z miasta i osiedlił w wiosce zabitej dechami. Jego żona prowadziła gospodarstwo agroturystyczne. Może wybrałaby się tam na weekend? Albo lepiej na tydzień? Ciekawe, czy jego małżonka gotowałaby jej…

Postanowiła nie czekać. Cała w skowronkach zadzwoniła do swojego znajomego.

– Słuchaj, potrzebowałabym piątkę czegoś najlepszego. Masz coś godnego uwagi?

– Jasne, jak zwykle. Wpadnij za godzinę.

Ucieszyła się. Planowała zabrać ze sobą najlepsze jaranie. Dokładnie pamiętała, jak bardzo lubił palić. Te jego czerwone, przekrwione oczy… To w nich zakochała się bez pamięci. 

II

Nawigacja wskazywała, że za pół kilometra dojedzie na miejsce. Postanowiła zostawić samochód już w tamtym miejscu i przejść się pod jego gospodarstwo. Kiedy dotarła do sporego, nowego domu ze złotym numerem sześć na ścianie i czerwoną blachodachówką, schowała się w krzakach, które rosły przy płocie posesji. Skręciła sobie blanta. Wzięła głęboki wdech i przytrzymała dym w płucach. Przyjemne rozpieranie kazało jej zrobić wydech. Patrzyła na wijące się kłęby dymu. Chciała, żeby jego żonka rozpłynęła się w powietrzu jak on. Ten dym. Jego widok przywiódł jej na myśl refleksję, że w zasadzie chyba nigdy nie widziała, jak palił trawkę. Choć tak często był pod jej wpływem.

Po dłuższej chwili poczuła działanie THC. Nabrała większej śmiałości i… To on! To naprawdę on! Dostrzegła, że wyszedł z domu. Ubrany był w strój roboczy – zielone ogrodniczki, biały T-shirt i gumiaki. Pewnie szedł do zwierząt. Pisał jej, że ma kilka sztuk bydła, kozy, drób, króliki.

„I co, pewnie je zabijasz?” – zapytała, gdy jej o tym wspomniał.

„Już nie. Teraz zwierzaki sobie hasają, wolne i szczęśliwe” – odpisał.

Jako weganka była bardzo zadowolona z takiej odpowiedzi. Nie tolerowała przemocy wobec zwierząt.

Piotr przystanął przy wejściu do obory. Rozejrzał się. Czyżby coś przeczuwał?

Obserwowała go wnikliwie, łaknąc jego widoku. Jakby jego sylwetka mogła ugasić ten dziwny rodzaj pragnienia, którego nie dało się zaspokoić niczym innym.

Och, jakże go kochała! Była tak podniecona, że wsadziła rękę między nogi i zaczęła się pieścić.

„Ale zaraz!”. Skamieniała. Z domu wyszła kobieta. Nie jakaś tam zwykła babka, a niezła szprycha. Taka laska, jakiej nie powstydziłby się największy celebryta. Czyżby była modelką? Jak miała z nią wygrać? Ona była najwyżej przeciętna. Geny poskąpiły jej urody, bogato obdarzając w zamian talentem muzycznym.

Aż stanęła jej gula w gardle, gdy zobaczyła, jak namiętnie pocałowała Piotra. Chciałaby słyszeć, o czym rozmawiali. Niestety, była za daleko.

Skręciła drugiego jointa. Miała tylko nadzieję, że nikt nie zauważy dymu wydobywającego się z krzaków, w których siedziała.

Jej ukochany jednak nie wybierał się do zwierząt. Poszedł za oborę i zabrał się za rąbanie drewna. Obserwowała jego mięśnie napinające się pod obcisłą koszulką. Podczas każdego uderzenia siekierą długie do ramion włosy spadały mu na oczy. Zgarniał je za ucho z właściwą mężczyźnie gracją. Ileż by dała, by odgarniał tak jej kosmyki…

Znowu wsadziła rękę w majtki i wróciła do przerwanej czynności. Wyobrażała sobie, że to ręce Piotra wędrują po jej ciele. Westchnęła w przypływie przyjemnego skurczu. Boże! Jakże pragnęła go dotknąć! Poczuć jego zapach i ciepły oddech na swojej skórze.

Zastanawiała się, czy iść się przywitać. W jej głowie toczyła się walka na myśli. Bardzo chciała się do niego przytulić. Ale przecież nie mogła powiedzieć, że znalazła się tam przypadkiem. Osada Przyjeziorna znajdowała się na końcu świata. Raczej nikt nie trafiał tam przez pomyłkę. Do wioski prowadziła jedna, bardzo wąska droga, na której mógł zmieścić się jeden samochód. Gdy pojazdy chciały się minąć, jeden z kierowców musiał zjeżdżać na pobocze, które kończyło się głębokim rowem. Mieszkańcy wielokrotnie apelowali do władz gminy, by poszerzono szosę lub chociaż zasypano rowy, które czyhały na nieostrożnych, szczególnie w nocy i zimą.

Sama Osada składała się z sześciu domów, z czego pięć pamiętało czasy poprzedniego ustroju. Jedynym nowym budynkiem był domek Piotra. Oprócz zabudowań mieszkalnych w wiosce stało jeszcze pięć obór, trzy stodoły i dwa chlewiki. Kiedyś podobno było więcej budynków gospodarczych, jednak po transformacji i burzliwych latach dziewięćdziesiątych zostały rozebrane ze względu na to, że hodowla bydła i trzody na tak małą skalę była po prostu nieopłacalna. Droga dochodząca do wsi kończyła się rondem z jednym wyjazdem, prowadzącym z powrotem w kierunku cywilizacji. Stał tam też przystanek PKS, jednak na początku nowego milenium połączenie zostało zlikwidowane. Pozostała po transporcie publicznym wiata służyła mieszkańcom za miejsce spotkań.

Kinga otrząsnęła się z zamyślenia i ostatecznie postanowiła nie zdradzać swojej obecności. Napisała za to wiadomość do niego.

„Hejka! Co ciekawego porabiasz?”.

Widziała, że sięgnął po telefon i odczytał wiadomość. Cieszyła się jak głupia, czekając na odpowiedź.

Jednak nic z tego. Schował komórkę i wrócił do przerwanej czynności.

Wściekła się. Dlaczego jej nie odpisał? No, dlaczego? Czyżby miał ją w dupie? Oho! Odłożył siekierę, wyciągnął telefon i zaczął coś klikać. A po chwili odebrała SMS-a.

„Właśnie rąbałem drewno. Teraz idę na kolację. A co u Ciebie?”.

„A więc jednak mu na mnie zależy!” – Ucieszyła się i napisała: „Drewno? Macie kominek?”.

„Tak, mamy. Właśnie będę rozpalał”.

Jakże chciała usiąść z nim przy tym ogniu! Jak kiedyś, gdy podczas ognisk na starym wysypisku śmieci siedzieli obok siebie i patrzyli sobie w oczy. Jakże ona kochała te jego przekrwione oczyska! Chciała w nich tonąć. Utonąć.

Wyobrażała sobie, że siedzi obok niego, a przygrywa im trzaskający w kominku ogień. Poczuła szczęście i narastające podniecenie. Stał tam, za stodołą, niemal na wyciągnięcie ręki. To było jak jedzenie cukierka bez odwinięcia go z papierka. Ileż by dała, żeby się do niego przytulić. Wtulić w jego silne ramiona i zapomnieć o bożym świecie. Miała ochotę wybiec z krzaków i rzucić mu się na szyję. Kiedy przypomniała sobie, jak to jest czuć jego dotyk, w oczach stanęły jej łzy. Tak bardzo żałowała, że nie zawalczyła o niego. Że nie uwiodła go wtedy, gdy był na to czas. Gdy nie miał jeszcze żony i dzieci…

„Ojej, a kto to?” – pomyślała, gdy z domu wyskoczył mały łobuziak z kijem w ręce i udawał, że strzela do taty.

– Tymusiu, wracaj do domu, bo jest zimno. Tata zaraz przyjdzie – krzyknął do chłopca.

To powinno być ich dziecko! Ich pociecha…

Przypomniała sobie, jak za studenckich czasów pragnęła zajść z nim w ciążę. Miałaby wtedy kawałek jego tylko dla siebie. Jego część kochałaby ją bezwarunkowo. Opiekowałaby się tym maluchem, kąpała go, czytała mu, dużo przytulała i wciąż powtarzała, jak bardzo go kocha. Choć to ostatnie byłoby ukrytym wyznaniem skierowanym do jego ojca. A może by tak… spełnić to marzenie? Tylko jak miała zaciągnąć go do łóżka? Musiała znaleźć sposób, by zostać z nim sam na sam. Potrzebowała dobrego planu, ale nad tym postanowiła zastanowić się już w domu.

Nagle uświadomiła sobie, że było jej zimno i dopadła ją gastrofaza. Ależ zjadłaby coś dobrego. On na pewno miał w domu jakieś łakocie. Ale co, miała wyjść z ukrycia, podejść do niego i zapytać, czy nie ma czegoś słodkiego? Uznałby ją za wariatkę, którą przecież nie była.

Kiedy Piotr zniknął za drzwiami wejściowymi, wyszła z kryjówki. Czas wracać.

Cholera! Dlaczego tak późno na to wpadła?! Przecież mogła mu zrobić zdjęcia! Była zła na siebie za to gapiostwo. No nic, w domu chyba miała jego fotki z młodości.

Dobrze pamiętała, jak je paliła. Najpierw skrapiając krwią z rozciętego nadgarstka. Chciała go zaczarować. Tak bardzo pragnęła jego miłości. Tylko czasem ból był nie do zniesienia. Każde spalone zdjęcie wywoływała na nowo. Ach, te czasy, gdy zdjęcia utrwalało się na kliszy…

Koniec Wersji Demonstracyjnej