Drugie zabicie psa - Marek Hłasko - ebook + audiobook

Drugie zabicie psa ebook i audiobook

Marek Hłasko

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Błyskotliwa czarna komedia. W tej krótkiej, żwawej powieści Hłasko znakomicie wyważa proporcje między czarnym humorem a patosem. [Publisher’s Weekly]

 

Opowieść o dwójce przyjaciół, Robercie i Jakubie, którzy wyłudzają pieniądze od starzejących się spragnionych wielkiej miłości kobiet, spędzających wakacje w Izraelu. Ci dwaj to artyści, podnoszący oszustwo matrymonialne do rangi sztuki. Ich przekręty to spektakle, w których ważne jest każde słowo, każda pauza, każdy gest. [lubimyczytac.pl]

 

Akcja utworu rozgrywa się w latach 50. w Izraelu. Opowiada o dwójce przyjaciół, dla których źródłem utrzymania są oszustwa matrymonialne. Powieść udowadnia nam, że życie jest teatrem – egzystencja dwóch mężczyzn wędrujących z psem polega na ciągłej grze. [Wikipedia]

 

Powieść Hłaski naciera na was z każdej strony jak rozjuszony byk. [The Washington Post]

 

Dialogi tak sprawne, jakby żywcem wyjęte z amerykańskich klasyków kina. A do tego polska proza najwyższej jakości. Polecam tak bardzo, jak bardzo się da. Znakomity Hłasko nie zawodzi. To zdecydowanie jeden z najlepszych pisarzy, jakich dane mi było czytać. [klajner, lubimyczytac.pl]

 

Mocna i zabawna powieść, naprawdę warta lektury. Powszechnie uważany za olbrzymi talent, Hłasko byłby jeszcze jednym „młodym gniewnym” swojego pokolenia, gdyby nie to, że jest o wiele zabawniejszy, a jego styl czasami Kafkowski, to znów rodem z Hemingwaya – cechuje brutalny egzystencjalizm. [Yorkshire Post]

 

Powiedziałbym, że ta książka chwyta za serce, ale nie oddałoby to w pełni tego dzieła. Ono kilkakrotnie dźga cię w klatkę piersiową i pozwala dogorywać w męczarniach. [WhiteGlasses, lubimyczytac.pl]

 

Bohater – narrator i Robert stanowią parę przyjaciół. Poznali się w więzieniu, gdzie Robert odkrył u przyszłego partnera – aktora świadomość odgrywania życia. Robert to maniak, kocha teatr, szczególnie Szekspira, lecz musi się zadowolić swoim przyjacielem, który jest jego całym teatrem. Wspólnie zaczynają pracę. Są po prostu oszustami matrymonialnymi i to stanowi źródło ich zarobków. Jednak gra idzie o inną stawkę. Robert to reżyser, wyposażony w znajomość dorobku kulturalnego ludzkości, obmyśla zdarzenia, sytuacje i dobiera teksty, które prezentuje bohater – narrator w czasie pracy, by osiągnąć oczekiwane rezultaty. Już na początku Robert wypowiada zdania ujawniające jego myśli istniejące poza grą. W czasie, gdy pochyla się nad zwłokami zmarłego mężczyzny – Rumuna, mówi: „Teraz będzie miał ciszę i ciemność. Czy będzie znów czuł się rozczarowany?”. Zdradza się w takich chwilach ze swoimi pragnieniami i marzeniami, z ludzkimi tęsknotami. W czasie lektury tekstu można wychwycić tego typu wypowiedzi ujawniające cel egzystencjalnych poszukiwań bohaterów.
Bohaterowie Hłaski mają świadomość, że w świecie będącym światem pozorów, gdzie istnieją tylko zewnętrzne objawy prawdziwych uczuć, gdzie obowiązuje fałsz i zakłamanie, „prawdziwa twarz” wywołać może śmiech i litość. Ukrywają się więc ze swoimi tęsknotami. Wybierają maskę zła. To umożliwia im podjęcie gry.
Każda sytuacja, każda cecha postaci, każdy dialog – posiadają u Hłaski wielopoziomowe znaczenie, które odczytywać można bez ścisłego łączenia ich z opisem konkretnych zdarzeń. Ta cecha powieści potwierdza dojrzałość pisarską autora, potwierdza twórczy rozwój. Pisarz kieruje spojrzenia czytelnika na to, co niedostrzegalne, to czego nie zauważamy. Dodatkowy wymiar tworzy w opowieściach izraelskich miejsce akcji – Izrael. Ta szczególna przestrzeń uświęca czyny bohaterów. [Małgorzata Frąckiewicz, Drugie zabicie psa – sakralizacja świata w prozie Hłaski, bazhum.muzhp.pl]

 

FILMOWY SPEKTAKL TELEWIZYJNY „DRUGIE ZABICIE PSA”:
W 1996 roku odbyła się w Teatrze Telewizji premiera „Drugiego zabicia psa” – spektaklu zrealizowanego techniką filmową w reżyserii Tomasza Wiszniewskiego. Wystąpili m.in.: Artur Żmijewski, Gabriela Kownacka i Jan Peszek. Opinia o tym spektaklu:
– Przedstawienie Tomasza Wiszniewskiego zrealizowane techniką filmową dobrze oddaje egzotykę całej opowieści. Gabriela Kownacka w roli Marii jest kwintesencją kobiecości, Marek Żmijewski to starzejący się buntownik, a Robert Pszoniak to cudowny reżyser – kabotyn, którego akceptujemy ze wszystkimi słabościami. [rp.pl]

 

PRZEDSTAWIENIE TEATRALNE „DRUGIE ZABICIE PSA”:
Teatr Polski im. Hieronima Konieczki w Bydgoszczy. Premiera w roku 2007. Opinia o tym przedstawieniu:
– „Drugie zabicie psa” w reżyserii Wiktora Rubina to teatralna próba odpowiedzi na pytanie: dlaczego najbardziej podniecają nas fikcyjne scenariusze? Dlaczego tak misternie budujemy życiowe role? Czy tylko po to, by przeżywać głębiej i intensywniej? Jakimi sposobami i w jakim celu wciągamy w nasze ciemne gry innych? Przedstawienie Rubina próbuje odważnie stawiać problem etyczny dotyczący tego, w czym teatr sam uczestniczy – manipulacji. [culture.pl]

 

TŁUMACZENIA:
Marek Hłasko to jeden z najbardziej znanych polskich pisarzy w skali światowej. Jego książki zostały przetłumaczone m.in. na angielski, niemiecki, francuski, hiszpański, holenderski, włoski, duński, węgierski, hebrajski, fiński, koreański i esperanto.

 

Nota: przytoczone powyżej opinie są cytowane we fragmentach i zostały poddane redakcji.

Tekst: Da Capo, Warszawa 1993.

Projekt okładki: Olga Bołdok.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 156

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 3 godz. 14 min

Lektor: Wojciech Masiak
Oceny
4,4 (11 ocen)
7
2
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
katamac

Nie oderwiesz się od lektury

Wartościowa
00
ArturoMalek

Nie oderwiesz się od lektury

rewelacja
00
JulitaStrzebecka

Całkiem niezła

Niestety nie jest to ten sam poziom co na przykład Pętla...
00

Popularność




Marek Hłasko

DRUGIE ZABICIE PSA

Wydawnictwo Estymator

www.estymator.net.pl

Warszawa 2023ISBN: 978-83-67769-93-8Copyright © Agnieszka Czyżewska-Stempa, Małgorzata Wolf

Tekst: Da Capo, Warszawa 1993

Julowi Godlewskiemu

Jazda z Hajfy trwała ponad dwie godziny i gdzieś w połowie drogi zobaczyliśmy, że z nim jest całkiem źle. Szofer powiedział, że już niedaleko do Tel-Awiwu, i gnał tą swoją starą taksówką z piskiem kół po zakrętach, tak że czuliśmy się trochę niby aktorzy w gangsterskim filmie. Raz nawet chciał nas zatrzymać policjant; podniósł rękę, ale szofer pojechał dalej. W lusterku widzieliśmy, że policjant zawraca do swego harleya, który stał w cieniu, a potem machnął ręką; było za gorąco. Stał tam na środku drogi zdjąwszy hełm i ocierał dłonią spoconą twarz.

– Jak z nim? – zapytał szofer nie odwracając głowy.

– Kończy – powiedział Robert. Odwrócił się do mnie. – Teraz będzie miał ciszę i ciemność. Czy będzie się znów czuł rozczarowany?

– Znaliście go? – zapytał szofer.

– Nie – powiedziałem. Musiałem trzymać naszego psa za obrożę: rwał się i warczał już od dłuższego czasu. To pewnie ten konający nie dawał mu spokoju.

Ale w Tel-Awiwie ten człowiek umarł zaraz potem, jak wynieśliśmy go z taksówki; Robert, szofer i ja. Leżał na ławce oczekując ambulansu, a ktoś litościwy przykrył mu głowę gazetą; było to ilustrowane pismo z podobizną jakiegoś aktora patrzącego teraz na nas swymi kolorowymi oczami. Robert uniósł gazetę i popatrzył jeszcze raz na twarz umarłego.

– Zdaje się, że to Rumun – powiedział. – Musiał niedawno przyjechać z Europy. Nie umiał jeszcze ani słowa po hebrajsku.

– Nie nauczy się już, co najśmieszniejsze – powiedziałem.

– Nie jest dobrze.

– Myślisz o nim?

– Właśnie o nim – powiedział. – Jestem przesądny. Ten gość popsuje nam cały interes. Powinniśmy pojechać pociągiem.

– Jeszcze nie ostygł w grobie, a ma nowego wroga – powiedziałem.

– Jasne – powiedział Robert. – Do trumny ze skurwysynem. – Patrzył na szofera, który pochylił się nad tamtym usiłując odczytać nazwisko aktora. – Pójdziemy już, szefie – powiedział. – Nie możemy czekać.

– To John Wayne – powiedział szofer i odwrócił się do nas. – Nie możecie jeszcze trochę poczekać? Wiecie, jak to jest z policją. Oni zawsze myślą, że było inaczej od tego, co człowiek im powie. Tak będzie lepiej dla mnie.

– Mamy interes do załatwienia – powiedziałem. – Mieszkamy na Allenby pod pięćdziesiątym szóstym. Powiedz to policji, gdyby o nas pytali.

– Na pewno będą pytać – powiedział szofer. Znów pochylił się nad tamtym. – Ale to nie John Wayne. Wayne’a widziałem w Pościgu. To ktoś inny.

Przeszliśmy na drugą stronę ulicy i weszliśmy do hotelu. Portier siedział w fotelu czytając jakąś książkę. Pomyślałem sobie o tamtym i spojrzałem na okładkę: był to jakiś cacuś mordujący kobietę. Być może zresztą, że działo się odwrotnie.

– Długo jechaliście? – zapytał portier.

– Dwie godziny. Jakiś człowiek umarł w taksówce – powiedziałem. – Leżał cały czas na Robercie.

– Skurwysyn – powiedział Robert. – Nie przyniesie nam szczęścia. Masz dla nas dwa łóżka, Harry? – Portier nie odzywał się: czytał dalej książkę, a ja znów popatrzyłem na kolorową okładkę. – Za żywy grosz – powiedział Robert.

Teraz dopiero odłożył książkę i odwrócił się.

– Długo zostaniecie?

– Nie wiem tego – powiedziałem. – Przyjechaliśmy wyjąć parę groszy. To dlatego on jest taki wściekły. Myśli, że truposz popsuje mu ten cały pomysł.

– Będziesz go znowu żenić? – zapytał portier Roberta.

– Czy źle go żeniłem do tego czasu?

Portier patrzył teraz na mnie.

– Jest stary – powiedział po chwili. – I wygląda na cholernie zmęczonego.

– Nie martw się o mnie, Harry – powiedziałem. – Zostaw to Robertowi. On już wie, jak wyjąć tę forsę.

– Pewnie, że wiem – powiedział Robert. – To tak samo jak z rysunkami. W rysunku najważniejszy jest pomysł. A ja mam dla niego jeszcze całą kupę pomysłów.

– Jest stary – powtórzył portier.

– Zostaw to mnie. Ja już wiem, co mam z nim zrobić. Ja za ten jego smutny pysk wyciągnę całą loterię pieniędzy. Masz dla nas te łóżka czy nie?

– Za psa musicie też zapłacić – powiedział portier. – Takie są przepisy.

– Już zapłaciliśmy za niego. Przy kupowaniu.

– Ile?

– Prawie sto funtów. To rasowy pies. A może myślisz, że nam go dali za darmo? I jeszcze niańkę do niego. Nie myślisz tak, nie?

– Płacicie z góry – powiedział portier. – Cztery funty. A pies niech się nie pęta po hotelu.

– Jest cały czas z nami – powiedziałem. – Chodzi tam, gdzie i my chodzimy. Nie mamy przed nim tajemnic.

Portier znów popatrzył na mnie. Widziałem, że bardzo chciał uśmiechnąć się nieprzyjemnie. Ale nic z tego nie wyszło: jego twarz drgnęła tylko; na wszystko było zbyt gorąco.

– Pewnego dnia weźmiesz za dużo i będzie koniec – powiedział do mnie portier. – Już ostatnim razem było z tobą źle. Musieli ci dawać maskę tlenową. Myślałem, że to już ostatni raz.

– To dlatego, że nie zjadłem przedtem porządnej kolacji – powiedziałem. – Każdy może zrobić błąd, Harry.

– Ale ty już zrobiłeś to przedtem w Jerozolimie – powiedział. – A potem musieli cię trzymać na psychiatrii. Pokój czternaście.

Podszedłem do tablicy i zdjąłem klucz.

– Wyjąłem wtedy całą kupę pieniędzy – powiedziałem.– Właśnie wtedy w Jerozolimie.

– Jesteś stary – powiedział. Wziął książkę do ręki i odwrócił się. Pieniądze wzięte od nas schował do biurka; nie chciało mu się nawet porządnie zamknąć szuflady.

– Wrócicie wcześnie?

– Wrócimy przed dwunastą – powiedziałem. – Teraz idziemy się trochę umyć i już nas nie ma.

– Macie własny ręcznik? – zapytał Harry.

– Nie – powiedziałem.

– Dwa ręczniki… to będzie pół funta.

– Nie pękniemy bez tego pół funta – powiedziałem.

Harry wyciągnął dwa ręczniki z szuflady, a ja je wziąłem. Robert wyrwał mi jeden ręcznik i podał Harry’emu z powrotem.

– Wystarczy nam jeden – powiedział.

– Jeśli mam być szczery, to wolałbym mieć ręcznik dla samego siebie – powiedziałem.

– Naucz się oszczędności w małych rzeczach – powiedział Robert. – Inaczej nigdy nie dojdziesz do forsy. Czytałem niedawno, że kanclerz Adenauer kazał sobie zapłacić za wywiad telewizyjny, wziął forsę od tego reportera i schował ją do kieszeni, a osiem milionów Niemców patrzyło na to. Tak trzeba żyć.

Weszliśmy w ciemny korytarz, na którego końcu siedział garbus i czytał. W słabym świetle żarówki padającym z boku spojrzałem na jego twarz; miała fałszywy, bolesno-słodki wyraz, jaki często spotykamy u kalek. Potem spojrzałem na książkę, którą czytał: był to żywot świętego Pawła z Tarsu.

– Jeszcze jeden katolik – powiedziałem. – I to nie z idealizmu. A w dodatku garbus.

– Dlatego przeszedłem na katolicyzm, że księża obiecali mi pomoc przy uzyskaniu wizy kanadyjskiej – powiedział garbus. – I co u ciebie słychać? Żyjesz jeszcze?

– Nie bój się o mnie – rzekłem. – A ty siedzisz w dalszym ciągu przed sraczem, nie? Nic się nie zmieniło?

– Tu mam bliżej – powiedział wskazując na drzwi toalety, przed którą siedział. – Jak mnie przyciśnie, to mam tylko jeden krok. O co ci chodzi?

– Znam go już trzy lata – powiedziałem do Roberta. – I przez cały czas siedzi przed sraczem. Dobry jest, nie?

– Może by go można jakoś wykorzystać – powiedział Robert.

– Masz jakiś pomysł?

– Może coś wymyślę. Garbus nie jest zły – powiedział Robert. – Teraz idziemy się umyć.

– Ty, blondie – powiedział do mnie garbus. – W końcu tygodnia dostanę forsę od moich księży. Skombinuj mi jakąś dziewczynę.

– To będzie cię kosztować trzydzieści, może czterdzieści funtów – powiedziałem.

– A dlaczego od innych biorą tylko po dwadzieścia?

– Jesteś w końcu garbus, nie?

– Moi księża obiecali mi forsę, jak skończę naukę katechizmu. Przykazania wykułem już na gładko. A teraz czytam żywot świętego Pawła. – Podniósł się nagle; przez twarz jego przeszedł jakby skurcz bólu. – Przepraszam – powiedział. – Znowu się zaczyna.

Wszedł do toalety i zatrzasnął drzwi za sobą.

– Co z nim jest? – rzekł Robert.

– Nie mógł wytrzymać upałów i pił surową wodę – powiedziałem. – To było w czasie takiego chamsinu, który trwał osiem dni. W ten sposób przeziębił sobie żołądek. Lekarze dają mu węgiel i jeszcze inne medykamenty, ale to nic nie pomaga. A teraz jeszcze chce dziewczyny.

– Jasne – rzekł Robert. – Jego życie erotyczne to nieśmiałe próby onanizmu zakończone fiaskiem. A teraz idziemy się myć.

Zeszliśmy potem na ulicę i weszliśmy do pierwszej z brzegu kawiarni. Było tu trochę chłodniej; gumowe skrzydła wentylatora chłeptały cicho powietrze. Można było patrzyć na nie, i to dawało złudzenie chłodu. Ale złudzenie też jest coś warte po dniu, który spalał się czerwonym blaskiem przez szesnaście godzin. Robert zamówił dwa piwa i kelner przyniósł je po chwili.

– Denerwuje mnie – powiedziałem.

– Kelner?

– Nie. Harry. Nasz portier. Co on wie? Ile wyjąłem w zeszłym roku?

– Nie musisz o nim wcale myśleć. Myśl o narzeczonej.

Popatrzyłem na naszego psa, który leżał nieruchomo wyciągnąwszy przed siebie grube łapy.

– Może miał i rację – powiedziałem. – Jestem już stary. Nie bardzo wierzę, żeby nam się udało tym razem, Bobby. Pewnego dnia zauważą mnie zbyt późno i będzie spokój.

– Nie.

– Wiesz przecież, że może tak się zdarzyć.

– Nic ci nie będzie. Musisz jeść. Zawsze przedtem musisz zjeść porządną kolację. A poza tym twój organizm przyzwyczaił się już.

– Boję się, czy już nie za bardzo – powiedziałem. – Z tymi, co są niby przyzwyczajeni, jest właśnie najgorzej. Pewnego dnia może być całkiem kiepsko. Wiesz przecież o tym.

– Pewnie, że może być źle – powiedział. – Ale ja nie jestem na tyle mądry, żeby cię ubezpieczyć z polisą i tymi całymi historiami. Nie jesteś amantem filmowym, a ja nie jestem twoją wdową.

– Nie – powiedziałem. – Jak Boga kocham, że nic takiego nie przyszło mi nigdy do głowy.

– Zresztą nie robisz tego dla przyjemności – powiedział. – I ja też nie. Nigdy nie myślałem, że wpadnę na ten pomysł. Moja specjalność to Szekspir. Po to chodziłem na anglistykę, żeby go czytać w oryginale. I to jest właśnie to, co bym chciał robić.

– Nie mów o tym, Bobby.

– Mogę o tym śmiało mówić. Czy mówiłem ci już, jaki mam pomysł na Makbeta?

Nie odpowiedziałem mu. Mówił mi o tym ze sto razy; mówił mi o tym w Jerozolimie, w Hajfie i w czasie tych wszystkich dróg, które zrobiliśmy razem; i w czasie tych wszystkich nocy, w ciągu których nie można było spać. To właśnie wtedy, kiedy o tym mówił, jego brzydka twarz poczynała żyć. Pomyślałem sobie, że teraz przyjdzie to najgorsze.

– Czy mówiłem ci już o tym? – powtórzył. Był natarczywy jak każdy maniak.

– Znam tę sprawę – powiedziałem i było mi go trochę żal. – Jesteś dobry, Robert. Przykro mi, że twój cały teatr to ja. A teraz jestem już do niczego. Wyglądam kiepsko. Nie wierzę, żeby ta dziewczyna na to poszła. Przykro mi, ale nie.

– Pójdzie na to – powiedział. – Bądź spokojny. To już ja od tego, że ona na to pójdzie. A po drugie, to ona była dziewczyną w czasie wojny rosyjsko-japońskiej. I nie myśl więcej o swojej twarzy. To po prostu tak samo jak z Szekspirem. Jego nie wolno grać. Trzeba tylko umieć powiedzieć tekst. Najgorsze jest właśnie to, że ludzie uparli się go grać, a to jest straszne. Jak można zagrać tę scenę, kiedy Hamlet choleruje się z bratem Ofelii nad jej otwartym grobem? Olivier chciał grać Szekspira i zrobił z niego teatr. A Szekspir nigdy nie był teatrem.

– Nie mów tego głośno.

– Tobie to mówię – powiedział. – Ty po prostu wyszczekasz swój tekst i zejdziesz ze sceny. Nie potrzebujesz wcale grać. Zresztą przejdziemy tę całą sprawę od początku.

– Teraz?

– Nie. Odpoczniemy trochę. Wypijemy to piwo i pójdziemy szukać forsy. Teraz jest już trochę chłodniej. – Umilkł na chwilę, a potem zapytał: – Co ten gość powiedział?

Nie zrozumiałem.

– Kto?

– Ten w taksówce. Zrozumiałeś jego ostatnie słowa?

– Nie bardzo. Zdaje się, że „módlcie się za moją duszę” czy coś w tym rodzaju.

– On to powiedział po niemiecku?

KONIEC BEZPŁATNEGO FRAGMENTU

ZAPRASZAMY DO ZAKUPU PEŁNEJ WERSJI