Domowe biblioteki. Reportaże o prywatnych księgozbiorach. Tom 2 - Mirosława Łomnicka - ebook

Domowe biblioteki. Reportaże o prywatnych księgozbiorach. Tom 2 ebook

Mirosława Łomnicka

0,0
35,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Po znakomitym przyjęciu pierwszej części „Domowych bibliotek”, zarówno ze strony czytelników, jak i krytyków, postanowiliśmy przygotować kontynuację. Okazało się, że temat prywatnych księgozbiorów i ich właścicieli poruszył wrażliwą strunę – czytelnicy chcieli zajrzeć do kolejnych domów, poznać nowe historie, zobaczyć, jak książki kształtują ludzkie losy. Zapraszamy zatem ponownie do tej niezwykłej podróży po światach zamkniętych między okładkami – pełnych pasji, refleksji i piękna codziennego obcowania z literaturą.

Nie ma dwóch takich samych domowych bibliotek, bo nie ma dwóch takich samych dróg życia. Książki, które gromadzimy, wybieramy i zachowujemy, są jak odciski palców – zdradzają nasze pasje i przemiany. Każda biblioteka odsłania inną osobowość, inne wrażliwości.

Każdy z bohaterów tej publikacji opowiada o swoich książkowych zbiorach jak o ludziach, z którymi łączy go wieloletnia przyjaźń. Wszyscy oni potwierdzają jedną prawdę: kto ma bibliotekę, ten nigdy nie jest sam. Każda książka, nawet ta przypadkowa, zostawia w człowieku ślad – czasem drobny, czasem decydujący o jego drodze. Książki nie tylko odbijają życie swoich właścicieli, ale też je współtworzą. Uczą myśleć, czynić dobro, zachwycać się światem.

W tych prywatnych bibliotekach zapisane są biografie ludzi, którzy nie przestali pytać, szukać i czytać. A może właśnie dzięki temu wciąż potrafią się dziwić – światu, słowu i samym sobie.

W czasach, gdy tempo życia nie sprzyja skupieniu, a słowo drukowane coraz częściej przegrywa z obrazem, „Domowe biblioteki”przypominają, że czytanie to nie tylko nawyk, ale też forma wolności.

To książka o miłości do literatury, o potrzebie myślenia i o tym, że dobra biblioteka – nawet ta najmniejsza – potrafi ocalić w nas człowieka.

 Spis treści:

Droga do samodzielnego myślenia

Biblioteka Jana Strausa

Biblioteka nieścisłego naukowca
Biblioteka Andrzeja Zybały

Urządzenie do zachwytu
Biblioteka Andrzeja Ledera

Inżyniera czytanie dla przyjemności
Biblioteka Marka Lachowskiego

Najważniejsze to czytanie
Biblioteka Jerzego Bralczyka

Książki kupuję kameralnie
Biblioteka Anny Karczewskiej

Drozdowisko
Biblioteka Teresy Drozdy

Fan
Biblioteka Marka Nowowiejskiego

Biblioteka księgarza
Biblioteka Jerzego Okuniewskiego

Błądzenie po literaturze
Biblioteka Jerzego i Ewy Radziwiłowiczów

Biblioteka do weryfikacji
Biblioteka Beaty Stasińskiej

Salon u Jaskułów
Biblioteka Sławy Lisieckiej

Biblioteka bezinteresowna
Biblioteka Łukasza Maciejewskiego

Księgozbiór rockmana
Biblioteka Zygmunta Staszczyka

Biblioteka tropiciela przeszłości
Biblioteka Rafała Grupińskiego

Magazyn książek Dostojnej Makulatury
Biblioteka Włodzimierza Rudnickiego

Głód czytania
Biblioteka Waldemara Czerwońca

Rozszerzanie kontekstu
Biblioteka Adama Piskorka

Pamięć szeregowego czytacza książek
Biblioteka Stanisława Szelca

Biblioteka w głowie
Biblioteka Joanny Bator

Smakowanie, gotowanie i czytanie
Biblioteka Agnieszki Epler

Rozmowy istotne Heli Bertz
Biblioteka Agaty Bielik-Robson

Biblioteka medioznawcy, czyli porządek chaosu
Biblioteka Macieja Mrozowskiego

Galind Zegadło, czyli człowiek od czytania
Biblioteka Grzegorza Zegadły

CzytaMy
Biblioteka Beaty i Tomasza Polaków

Jestem z Muminków i z Herberta
Biblioteka Agnieszki Suchory

Biblioteka mediewistyczno-niderlandzka
Biblioteka Andrzeja Dąbrówki

Biblioteka profesora ekonomii
Biblioteka Adama Nogi

Biblioteka właściciela majątku
Biblioteka Rafała Skąpskiego

Wszystko kojarzy mi się z literaturą
Biblioteka Justyny Czechowskiej

Muzyczna biblioteka wiolonczelisty
Biblioteka Bolesława Błaszczyka

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 435

Rok wydania: 2025

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Copyright © by Mirosława Łomnicka, 2026

Copyright © Biblioteka Analiz, 2026

 

Autor: Mirosława Łomnicka

Tytuł: Domowe biblioteki. Reportaże o prywatnych księgozbiorach. Tom 2

 

Wydanie pierwsze

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody wydawcy jest zabronione i wiąże się z sankcjami karnymi.

 

Redakcja i korekta: Ewa Tenderenda-Ożóg

 

Projekt okładki: Łukasz Zbieranowski FAJNE CHŁOPAKI

 

Opracowanie graficzne i skład wersji do druku: TYPO 2 Jolanta Ugorowska

 

ZASTRZEŻENIE PRAWNOAUTORSKIE Niniejsza publikacja jest chroniona prawem autorskim. Publikacja może być zwielokrotniania i wykorzystywana wyłącznie w zakresie dozwolonym przez prawo lub umowę zawartą z Wydawcą. Bez uprzedniej, wyraźnej zgody Wydawcy zabronione jest zwielokrotnianie i wykorzystywanie treści publikacji w jakiejkolwiek formie w celu eksploracji tekstów i danych (text and data mining) służącej do jakiegokolwiek celu, poza dozwolonym celem niekomercyjnych badań naukowych realizowanych zgodnie z art. 262 ustawy o prawie autorskim. Bez uprzedniej, wyraźnej zgody Wydawcy zabronione jest zwielokrotnianie i wykorzystywanie treści publikacji w jakiejkolwiek formie do trenowania modeli sztucznej inteligencji.

 

Warszawa, 2026

ISBN 978-83-974230-7-7

 

Wydawca:

Biblioteka Analiz

ul. Mazowiecka 6/8

00-048 Warszawa

tel. 22 828 36 31

www.biblioteka-slow.pl

 

Facebook.com/bibliotekaanaliz

Facebook.com/WydawnictwoBibliotekaSlow

 

Przygotowanie wersji elektronicznej

Epubeum

Spis treści

Okładka

Strona tytułowa

Strona redakcyjna

Od wydawcy

Od autorki

Droga do samodzielnego myślenia. Biblioteka Jana Strausa

Punkty orientacyjne

Spis treści

Cover

Title Page

Copyright Page

Od wydawcy

Po znakomitym przyjęciu pierwszej części „Domowych bibliotek”, zarówno ze strony czytelników, jak i krytyków, postanowiliśmy przygotować kontynuację. Okazało się, że temat prywatnych księgozbiorów i ich właścicieli poruszył wrażliwą strunę – czytelnicy chcieli zajrzeć do kolejnych domów, poznać nowe historie, zobaczyć, jak książki kształtują ludzkie losy. Zapraszamy zatem ponownie do tej niezwykłej podróży po światach zamkniętych między okładkami – pełnych pasji, refleksji i piękna codziennego obcowania z literaturą.

Nie ma dwóch takich samych domowych bibliotek, bo nie ma dwóch takich samych dróg życia. Książki, które gromadzimy, wybieramy i zachowujemy, są jak odciski palców – zdradzają nasze pasje i przemiany. Każda biblioteka odsłania inną osobowość, inne wrażliwości.

Każdy z bohaterów tej publikacji opowiada o swoich książkowych zbiorach jak o ludziach, z którymi łączy go wieloletnia przyjaźń. Wszyscy oni potwierdzają jedną prawdę: kto ma bibliotekę, ten nigdy nie jest sam. Każda książka, nawet ta przypadkowa, zostawia w człowieku ślad – czasem drobny, czasem decydujący o jego drodze. Książki nie tylko odbijają życie swoich właścicieli, ale też je współtworzą. Uczą myśleć, czynić dobro, zachwycać się światem.

W tych prywatnych bibliotekach zapisane są biografie ludzi, którzy nie przestali pytać, szukać i czytać. A może właśnie dzięki temu wciąż potrafią się dziwić – światu, słowu i samym sobie.

W czasach, gdy tempo życia nie sprzyja skupieniu, a słowo drukowane coraz częściej przegrywa z obrazem, „Domowe biblioteki” przypominają, że czytanie to nie tylko nawyk, ale też forma wolności. To książka o miłości do literatury, o potrzebie myślenia i o tym, że dobra biblioteka – nawet ta najmniejsza – potrafi ocalić w nas człowieka.

Od autorki

Równo rok temu trafiła do Państwa książka „Domowe biblioteki. Reportaże o prywatnych księgozbiorach”. Wówczas jeszcze nie miałam pojęcia, że dziś nazwę ją pierwszym tomem. Tak, pierwszym – bo oto dziś dzielę się z Państwem tomem drugim. Mam nadzieję, już nie tak całkiem płonną, że tych tomów będzie więcej. Nie wypowiadam się tylko jako autorka, ale też jako obserwatorka polskiej książkowo-czytelniczej rzeczywistości. Rzeczywistości, w której średnio co trzy dni zamykana jest kolejna księgarnia i według szacunków branżowych na początku 2024 roku działało ich w Polsce zaledwie 1666 – w tym mniej niż 1000 kameralnych, niesieciowych. Po raz pierwszy w historii ich liczba spadła poniżej symbolicznej granicy tysiąca. Jednocześnie, z drugiej strony, notuje się zatrzymanie dramatycznego trendu spadku czytelnictwa, a wiele osób chwali się budowaniem swoich prywatnych księgozbiorów. Dlatego myślę, że i w przyszłości będzie co opisywać. 

Mam nadzieję, że publikacja spodoba się nie tylko książkolubom. Jest swego rodzaju świadectwem przeczącym smutnym statystykom, mówiącym o niskim poziomie czytelnictwa w Polsce. Pokazuje inną stronę medalu, tę błyszczącą: że wciąż dookoła jest sporo ludzi, którzy kochają książki, czytają je, kupują i zbierają, czasami wbrew logice warunków bytowych, w których żyją. Okazuje się, że wokół nas rozlewa się morze książek, które koniecznie trzeba mieć, przeczytać, obejrzeć. Reportaże opisują tę miłość, czasami trudną, skomplikowaną, ale zawsze nasyconą emocjami. Opisują bogaty świat, zawarty pomiędzy okładkami, zapisany drukiem na papierze (elektronicznym też), i starają się odpowiedzieć na pytanie: dlaczego jest taki pociągający? Są też wyrazem mojego wiecznego optymizmu, że książki, a wraz z nimi biblioteki, nie umrą nigdy. Teksty zaczęłam pisać w 2019 roku i nie narzekam na brak prywatnych bibliotek do opisania. Muszę przyznać, że poszukiwania robią się coraz bardziej ekscytujące, zataczają coraz szersze kręgi i coraz częściej muszę wyjeżdżać daleko od Warszawy. Mam ogromną frajdę w poznawaniu ciągle nowych właścicieli prywatnych bibliotek. A także, co najbardziej mnie zaskakuje, w odkrywaniu kolejnych filozofii zbierania książek. Tyle powodów tworzenia księgozbiorów, ile tytułów uzbieranych przez właścicieli. I chyba daleko mi do znużenia, daleko do stanu, gdy stwierdzę: taką bibliotekę już opisywałam. Nie! Za każdym razem, gdy przekraczam próg kolejnej, poznaję inną historię. Pisząc reportaże o prywatnych księgozbiorach, piszę o pasji, o życiu, o kulturze. Te, które znajdziecie Państwo w tym tomie, powstały w latach 2022–2024 i jedyne, co się może w tych reportażach powtarzać, to tytuły książek, które zawróciły w głowie moim bohaterom. Warte odnotowania!

Jak w poprzednim tomie, reportaże są ułożone chronologicznie, według czasu ich powstawania. Zaczyna je opowieść o kolekcjonerze dawnej książki, znanym bibliofilu Janie Strausie, potem trafiłam do badacza polityki Andrzeja Zybały, następnie do filozofa AndrzejaLedera i do inżyniera MarkaLachowskiego, do znanego lingwisty Jerzego Bralczyka oraz do książkowej aktywistki Anny Karczewskiej. Swoje półki pokazała mi dziennikarka i czechofilka Teresa Drozda, pojechałam do Szczytna , do największego fana science fiction Marka Nowowiejskiego i do księgarza Jerzego Okuniewskiego do Kieźlin. Z aktorem Jerzym Radziwiłowiczem rozmawiałam w jego domu pod Warszawą, a z wydawczynią i agentką literacką Beatą Stasińską – w centrum stolicy. Do tłumaczki Sławy Lisieckiej pojechałam do Łodzi, a bibliotekę Łukasza Maciejewskiego, człowieka filmu, oglądałam w stolicy, podobnie jak rockandrollowca Muńka Staszczyka i polityka RafałaGrupińskiego. Bibliofila i twórcę druków ulotnych Włodzimierza Rudnickiego odwiedziłam w Łodzi, lekarza Waldemara Czerwońca – w Warszawie, programistę Adama Piskorka – w Łazach koło Łukowa, kabareciarza Stanisława Szelca – we Wrocławiu, pisarkę Joannę Bator – w Podkowie Leśnej. Do blogerki kulinarnej Agnieszki Epler pojechałam aż do Zakopanego, do filozofki Agaty Bielik-Robson – do warszawskiego Wawra. Z medioznawcą Maciejem Mrozowskim spotkałam się na warszawskim Mokotowie, z bibliotekarzem Grzegorzem Zegadło – w Piastowie, a z teologiem Tomaszem Polakiem – w Poznaniu. Aktorka Agnieszki Suchora oprowadzała mnie po swojej słonecznej bibliotece w centrum Warszawy, mediewista Andrzej Dąbrówka – po domu w Podkowie Leśnej. Ekonomista Adam Noga, prawnik Rafał Skąpski i tłumaczka Justyna Czechowska mieszkają i mają swoje biblioteki w skrajnie różnych częściach Warszawy, a muzyk Bolek Błaszczyk – w Otwocku. Uff! 31 jedynych w swoim rodzaju księgozbiorów, a ciekawych inspiracji książkowych może starczyć na dziesięciolecia. Pamiętajmy o tym, co trafnie ubrał w słowa Umberto Eco: „Kto czyta książki, żyje podwójnie”.

 

Zapraszam do lektury!

 

Mirosława Łomnicka

Droga do samodzielnego myślenia. Biblioteka Jana Strausa

fot. archiwum Jana Strausa

Książki czytam codziennie, są dla mnie pokarmem, który pobudza ciekawość świata i zaspokaja nieustający głód myślenia. Nie potrafię nie myśleć. Zmęczony, myśleć nie przestaję, zmieniam tylko przedmiot zainteresowania.

Eleganckie mieszkanie w starej warszawskiej kamienicy mieści zasadniczą część biblioteki znanego bibliofila Jana Strausa, inteligenta w czwartym pokoleniu: prawnuka Piotra – nauczyciela łaciny w gimnazjum w Kielcach, i Augusta Haertiga – fabrykanta, właściciela największej farbiarni w Łodzi i pałacyku przy ulicy Piotrkowskiej 234, wnuka Jana – literata i przedsiębiorcy, bratanka Stefana – satyryka, historyka teatru i bibliografa, syna Jana Andrzeja – z wykształcenia ekonomisty, a z temperamentu społecznika, który ochronił przed zniszczeniem ponad stuletnią lipową aleję posadzoną przez swojego ojca w Milanówku.

Biblioteka, obfitująca w rzadkie i cenne druki, liczy kilka tysięcy tomów. Druga jej część – książki współczesne i liczne publikacje poświęcone książce – znajduje się w domu na Warmii.

– Tak do końca to nie jestem klasycznym bibliofilem, a przede wszystkim namiętnym czytelnikiem, prawie wszystkie posiadane książki dokładnie przeczytałem. Jestem również klasycznym bookhunterem. Uwielbiam rzadkie książki, pod warunkiem, że są interesujące.

Szkoła podstawowa

Jako dziecko godzinami bawił się bogato ilustrowanymi książkami historycznymi: „Ilustrowanymi dziejami Polski” Sokołowskiego, albumami Grottgera i albumem Łunińskiego „Napoleon. Legiony i Księstwo Warszawskie”, z których przez kalkę przerysowywał ryciny, niszcząc wykwintne woluminy. Dzięki tym „lekcjom rysunku” poznał narodową ikonografię, umundurowanie Wojska Polskiego. Ojciec postanowił go posłać do szkoły wcześniej, jako sześciolatka. Babcia, która się nim zajmowała, wpadła na podstępny pomysł mobilizujący go do nauki czytania: obiecała wnukowi, który uwielbiał lody, 5 złotych za każdą samodzielnie przeczytaną książkę. Już pierwsza – „Bajki koreańskie” – tak rozochociła małego chłopca, że po następne pozycje sięgał bez finansowej zachęty.

– Pamiętam, że bajki te opowiadały o smokach, o dobrych uczynkach. Przewijał się w nich motyw korzenia żeń-szenia, co sprawiło, że do dziś interesuję się botaniką i chętnie kupuję książki z tej dziedziny, również zabytkowe. Moim zainteresowaniom sprzyjał ogromny, pełen szlachetnych roślin, dziczejący ogród otaczający dom rodzinny w Milanówku. Aktualnie posiadam duży ogród na Warmii.

Czytał różne książki, głównie sięgał do biblioteki dziadka, którą zarządzał stryj, satyryk i historyk teatru. Odwiedzający stryja znajomi, a byli wśród nich Paweł Jasienica, Lew Kaltenbergh i Jerzy Śliziński, prowadzili zażarte dysputy. Jako mały chłopiec przysłuchiwał się im, ukryty w cieniu głębokiego klubowego fotela. W ten sposób usłyszał o „Fenomenologii ducha” Georga Wilhelma Friedricha Hegla i postanowił ją przeczytać.

– Nie rozumiałem z tej książki nic, ale konsekwentnie przeczytałem ją do końca – wspomina Jan Straus. – A z kolei czytając w wieku dziewięciu lat „Dobrego wojaka Szwejka”, śmiałem się w zupełnie innych momentach niż dzisiaj.

Nie zniechęcał się, a nawet pomimo tego dysonansu czytelniczego jego głód książek wciąż rósł. Nałogowe czytanie kolejnych pozycji z domowej biblioteki sprawiło, że kilkakrotnie przeczytał i bardzo polubił dramaty Aleksandra Fredry. Znajomość na pamięć „Zemsty” bardzo przydała mu się w siódmej klasie szkoły powszechnej i zasmakował w lekcjach polskiego. Czytał również książki przygodowe: „Winnetou” Karola Maya, Umińskiego i Verne’a, „Trylogię” Sienkiewicza („Potop” przeczytał ponad 30 razy). Bez lektury „Tajemniczej wyspy” nie zostałby później inżynierem.

Szkoła średnia

To dobre, przedwojenne Liceum im. Fryderyka Chopina w Milanówku. Języka polskiego uczyła młoda, ambitna polonistka, pragnąca przekazać uczniom interpretację klasyki zgodną z wytycznymi nowego ustroju. Potrafiła zniechęcić podopiecznych nie tylko do dzieł Żeromskiego, ale i do „Lalki” Prusa. Książkę tę i całą twórczość jej autora, m.in. „Kroniki tygodniowe” i kapitalne, jego zdaniem, „Wspomnienia cyklisty”, polubił dopiero jako człowiek dorosły. Dziś jest właścicielem bardzo rzadkiego pierwszego wydania „Lalki” z 1890 roku. Uczeń Straus czytał przede wszystkim w domu, korzystał również z bogatej, przedwojennej biblioteki szkolnej.

– Z kolegą z ławki szkolnej pobudzaliśmy się nawzajem intelektualnie. Każdy z nas na własną rękę poszukiwał ciekawych pozycji spoza listy lektur szkolnych.

Z kolegą tym o przeczytanych i potencjalnych lekturach dyskutują do dziś.

Studia

Na pierwsze poważne zakupy książkowe, z własnymi pieniędzmi w kieszeni, wybrał się tuż po maturze. Trafił do księgarni wojskowej na Krakowskim Przedmieściu, gdzie zostawił ponad trzysta złotych, co na rok 1963 było sporą kwotą. W paczce znalazły się beletrystyka i pozycje z klasyki światowej, pamięta „Stąd do wieczności” Jamesa Jonesa.

– Ekspedientka, przejęta sporymi zakupami, dołożyła mi jeszcze jedną pozycję „spod lady”: „Zwierzyniec albo świta Orfeusza” Guillaume’a Apollinaire’a, ozdobiony drzeworytami Raoula Dufy’ego, w tłumaczeniu Artura Międzyrzeckiego. Po raz pierwszy zachwyciłem się wtedy książką jako pięknym przedmiotem.

Od tego czasu prawie wszystkie pieniądze przeznaczał na książki. Od deski do deski czytał „Twórczość”, zwłaszcza przeglądy najważniejszych zagranicznych wydarzeń literackich, co ułatwiało mu dalszy wybór lektur. Kupował książki wydawane przez trzy największe wówczas oficyny w Polsce, mające środki na zakup praw autorskich za granicą: PIW, Czytelnik i Wydawnictwo Literackie. Kompletował popularne serie beletrystyczne: „Nike”, „Proza Światowa”, „Proza Iberoamerykańska”, a także tzw. „serię ceramowską”, obejmującą książki o archeologii i dawnych cywilizacjach. Tytuł inaugurujący ten ostatni cykl, czyli „Bogowie, groby i uczeni”, oraz kilka następnych tomów otrzymał od babci jeszcze jako nastolatek na imieniny. Kupował też poezję wydawaną w „serii celofanowej” PIW-u i tomy „Biblioteki Klasyków Filozofii”. Pozycje wydane wcześniej starał się dokupić w antykwariatach specjalizujących się w sprzedaży książki współczesnej. Miał wówczas zabawne przekonanie, że bez znajomości dzieł Ernesta Hemingwaya, Johna Dos Passosa, Williama Faulknera – literatura amerykańska była wówczas w modzie – czy innych światowych prozaików trudno mieć status człowieka wykształconego. Choć czytał dużo i zachłannie, to niewiele z przeczytanych wówczas książek wywarło na nim tak trwałe wrażenie jak „Czarodziejska góra” Tomasza Manna, „Gra w klasy” Julio Cortázara, „Biała gwardia” Bułhakowa czy książki Hermana Brocha i Andrieja Płatonowa.

– Dziś wolniej smakuję literaturę piękną i choć generalnie zajmuje mnie inna tematyka, chętnie wracam do kilku wybranych książek. Gdy pracowałem zawodowo, w samochodzie zawsze miałem miniaturowe wydanie „Pana Tadeusza” Adama Mickiewicza. Dziś, gdy siedzę i odpoczywam, nad jeziorem, na pomoście, najchętniej sięgam po tomy „W poszukiwaniu utraconego czasu” Marcela Prousta, w przekładzie Boya. Zawsze mam jeden w torbie z ręcznikiem i kluczami.

Swoją fascynację literaturą piękną sumuje wnioskiem, że każde pokolenie ma własnych mistrzów, a literatura starzeje się równie szybko i bezlitośnie jak człowiek, który ją czyta.

– Kto dziś pamięta o książkach wydawanych w przedwojennej „Bibliotece Laureatów Nobla” Wydawnictwa Polskiego R. Wegnera? Kto czyta Rabindranatha Tagore, Maeterlincka, Grazię Deleddę, Sigrid Undset, Henrika Pontoppidana, choć to dobra literatura? Chyba tylko historycy i maniacy – stwierdza.

Sam ich książki przeczytał. Kupił serię ze względu na dobrze zachowane, zabytkowe, o dużej wartości artystycznej okładki. Dlatego też rozstał się ze swoją współczesną – gromadzoną przez 30 lat – biblioteką beletrystyczną po rozpadzie pierwszego małżeństwa. Nie żałuje jej i z tego powodu, że nie miałby już miejsca na pomieszczenie kolejnych 8 tys. tomów. Do dziś chętnie kupuje poezję, lubi ją głównie ze względu na dobrą polszczyznę. Czyta wiersze poetów młodszego pokolenia. Wyróżnia prozę Wiesława Myśliwskiego, Doroty Masłowskiej i Olgi Tokarczuk. Szczególnie poleca „Ostatnie historie” noblistki.

– Poruszające i do bólu prawdziwe. O śmierci, bo, choć to brzmi pompatycznie, z powodów naturalnych tematy ostateczne interesują mnie coraz bardziej.

Literaturę obcą do niedawna kupował i czytał w oryginale lub w przekładach z epoki. Zna cztery języki. Ma głębokie przekonanie, że literatura piękna jest osadzona w konkretnym czasie historycznym i nie zawsze jej nowsze przekłady sprawiają, że nabiera wartości większej niż tłumaczona w czasie ich powstania. Swoją tezę ilustruje pierwszym polskim wydaniem „Cierpień młodego Wertera” J.W. Goethego, opublikowanym w języku niemieckim pod koniec XVIII wieku, kiedy ta książka miała największe powodzenie. Dzieło to wywołało wówczas falę samobójstw. Czy dziś wywiera taki wpływ na czytelników?

Z pietyzmem pokazuje pierwsze polskie wydanie, z 1822 roku. Jest to prawdopodobnie jeden z nielicznych egzemplarzy znajdujących się w rękach prywatnych.

Pod koniec szkoły średniej zaczął się interesować historią sztuki i filozofią, brał udział w najrozmaitszych zajęciach, m.in. Towarzystwa Młodych Przyjaciół Muzeum Narodowego, które umożliwiły mu wędrówkę po zasobach muzealnych. Poznał wtedy sztukę współczesną.

– Uwielbiałem zajęcia sekcji sztuki współczesnej prowadzone przez Sławomira Bołdoka. Pamiętam, jak na jedno ze spotkań przyniósł nam monotypię Marii Jaremy. To było moje pierwsze spotkanie z artystką awangardową, której przyświecało przekonanie, że „sztuka rodzi się z wolności myślenia”. Bołdok wysyłał nas na wystawy sztuki współczesnej, kazał pisać recenzje.

Przejęty ciężkim losem stryja – humanisty, przestrzegany przez rodziców i pod ich presją, Straus wybrał studia techniczne. Okres studiów to również wędrówki w poszukiwaniu mistrzów. Trafił na wykłady profesora Leszka Kołakowskiego. Duży wpływ wywarła wówczas na niego „Etyka bez kodeksów”, opublikowana w marcu 1968 roku. Kołakowskiego czytuje do dziś, nauczył go braku zaufania do prawd zastanych. Wśród pozostałych mistrzów wymienia swojego opiekuna naukowego na wydziale mechanicznym Politechniki Warszawskiej, wybitnego kontynuatora polskiej szkoły mechaniki, prof. Zdzisława Marciniaka, który nauczył go postrzegania całego lasu, a nie tylko pojedynczych drzew.

Praca

Ukończył Politechnikę Warszawską, obronił doktorat. Karierę naukową zakończył w 1990 roku jako dyrektor naukowy Instytutu Mechaniki Precyzyjnej w Warszawie, potem przeszedł do biznesu. Niezłe inżynierskie zarobki sprawiły, że w pogoni za wydanymi przed wojną, a nie wznawianymi książkami (między innymi Witkacego, Micińskiego, Brzozowskiego, a także rzadkimi tomikami poetów międzywojennych) stał się codziennym gościem Warszawskiego Antykwariatu Naukowego na Świętokrzyskiej. Uganiał się za drukami futurystów i awangardą krakowską, powiązaną z pismem „Zwrotnica”.

– Hasło-manifest „Miasto, masa, maszyna” zafascynowało mnie jako inżyniera, urzekli futuryści: Tytus Czyżewski, Stanisław Młodożeniec, Anatol Stern, Aleksander Wat i Bruno Jasieński. Uwielbiam ozdobione typograficznymi okładkami Strzemińskiego i Podsadeckiego tomiki poezji Peipera, Przybosia, Brzękowskiego.

Udało mu się zgromadzić kolekcję druków polskiej awangardy, która należy do największych w polskich zbiorach prywatnych. Egzemplarze z jego kolekcji ozdabiały wystawy Muzeum Narodowego i Zachęty w Warszawie oraz Muzeum Sztuki w Łodzi. Częste wizyty w Warszawskim Antykwariacie Naukowym, początkowo na Świętokrzyskiej, a później w Alejach Ujazdowskich, to również ciągły kontakt z napotykanymi w nim kolekcjonerami: Wacławem Zawadzkim, Józefem Rybickim, Stanisławem Szenicem, Juliuszem Wiktorem Gomulickim, Ludwikiem Kasińskim, Rafałem Nowackim, Januszem Duninem. Wymienia niektórych, w jego życiu najważniejszych.

– Rozmowy o książkach z nimi to był najlepszy uniwersytet, fenomenalna szkoła kultury i książki.

Wielu z nich należało do Towarzystwa Miłośników Książki, kontynuującego tradycje Towarzystwa Bibliofilów Polskich w Warszawie. Od 1972 roku Straus regularnie uczęszczał na spotkania Towarzystwa i wkrótce stał się jednym z aktywniejszych jego członków. Za namową wprowadzającego go Andrzeja Bednarczyka wziął udział w pierwszej powojennej wystawie książki secesyjnej pt. „Sztuka książki 1900”. Szukał książek w oryginalnej szacie graficznej. Najczęściej były to pierwodruki lub szlachetne wydania arcydzieł literatury polskiej. Powiększana systematycznie kolekcja wykwintnych druków młodopolskich dziś liczy ponad 500. Około 300 druków pokazuje w swojej ostatniej książce „Teraz okładka!”. Zbudował też o wiele od niej liczniejszą kolekcję druków najlepszych polskich międzywojennych oficyn wydawniczych. Pokazał je na wystawie „Polska książka literacka 1919-1939” w 1986 roku w Muzeum Literatury. Jako przykład demonstruje monumentalne, dwutomowe wydanie „Popiołów” Żeromskiego, ozdobione licznymi winietami i całostronicowymi ilustracjami E. Bartomiejczyka. To jeden ze stu egzemplarzy wydanych na specjalnym, mirkowskim papierze czerpanym.

Pasja

Na książki historyczne i krajoznawcze przyszedł czas po nasyceniu się literaturą piękną. Czytając je, doszedł do wniosku, że nawet najwięksi historycy, piszący z wielkim kunsztem o historii XIX wieku, jak np. Michał Bobrzyński w dziele pt. „Dzieje Polski w zarysie” czy Ludwik Kubala, autor „Szkiców historycznych”, który sam był uczestnikiem powstania styczniowego, nie są wolni od subiektywnych emocji i zwykle reprezentują stanowiska szkół historycznych, np. krakowskiej czy warszawskiej. Walerian Kalinka, XIX-wieczny duchowny i historyk, chciał z kolei w swoich dziełach moralizować i pouczać czytelników, opisując przyczyny rozbiorów Polski.

– Miałem ochotę dotrzeć do istoty kultury polskiej nieprowadzony przez innych, drogą samodzielnego czytelnika, poprzez dogłębne poznanie czasów i ludzi, relacji z „pierwszej ręki”. Zacząłem czytać pamiętniki i zbierać tak zwane dokumenty życia społecznego, bo nawet najlepszy podręcznik historii zawsze pisany jest z pozycji osobistej autorów, odzwierciedla ich emocjonalne czy ideologiczne spojrzenie. A ja chciałem dotrzeć do źródeł, poznać pobudki, które kierowały zwykłymi ludźmi w przełomowych momentach historycznych. Wiele wstydliwych w naszej historii faktów, w zależności od potrzeb propagandowych epoki, przecież skwapliwie ukrywano. Działo się tak choćby w przypadku powstania styczniowego, które zakończyło się naszą sromotną klęską. Pamiętniki z powstania styczniowego oraz z zesłania na Sybir są do dziś moimi konikami historycznymi. Posiadam prawie wszystkie wydania wspomnień zesłańców, nawet wydania najrzadsze, te z końca XVIII wieku. Z władzą ludową miałem na bakier od marca 1968 (strajk na Politechnice Warszawskiej), uznałem wówczas, trochę w żartach, że każdy Polak, który myśli niepoprawnie, prędzej czy później trafi na jakiś Sybir. Więc dobrze się zorientować, jak tam jest.

Ma też i pamiętniki z czasów wcześniejszych, m.in. XVII-wieczne, które posłużyły Sienkiewiczowi przy pisaniu „Trylogii”, oraz niemal wszystkie z XVIII wieku. Ceni pamiętniki staropolskie, przy czym te Kitowicza, Paska, Duklana, Ochockiego uważa za najpiękniejsze. Fascynują go, choć są trudne do skompletowania. Posiada pełny zbiór wspomnień i notatek Niemcewicza.

Efektem tego zbieractwa jest ściana w przedpokoju w całości zabudowana półkami bibliotecznymi – zastawionymi memuarami. Jan Straus jest właścicielem arcyrzadkich, wydanych w Petersburgu w latach 1907 i 1917, pamiętników Stanisława Augusta, sporządzonych przez króla w języku francuskim. W Polsce, w zbiorach publicznych, drugi komplet tego monumentalnego dzieła znajduje się tylko w Bibliotece Narodowej, przy czym drugi tom od niedawna, co przez przeszło 200 lat stało na przeszkodzie w wydaniu całości tych memuarów w języku polskim.

– Udało mi się zebrać około tysiąca egzemplarzy pamiętników wydanych przed 1939 rokiem, skatalogowanych według „Bibliografii pamiętników polskich i Polski dotyczących” Edwarda Maliszewskiego. Przynajmniej drugie tyle w mojej kolekcji stanowią pamiętniki, głównie obyczajowe, wydane po roku 1945. Ciekawe i warte uwagi są pamiętniki pisane przez kobiety. To zapiski często o prywatnym czy wręcz intymnym charakterze, przebija z nich wielki talent literacki autorek.

Z dawnych tekstów jako lekturę obowiązkową poleca przede wszystkim pamiętniki Ewy Felińskiej, Klementyny z Tańskich Hoffmanowej, a z nowszych: Zofii Nałkowskiej, Marii Dąbrowskiej, Zofii Stryjeńskiej, Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, Karoliny Lanckorońskiej.

– Pokazują one prawdziwe życie, o którym nie można przeczytać w żadnej powieści, są znakomicie napisane i czyta się je naprawdę wyśmienicie. To rozdzierające duszę świadectwa życia wewnętrznego.

Ze wspomnień współczesnych chwali lekturę „Pamiętników” Stefana Kieniewicza. Opowiadają one o życiu człowieka, który w trudnych czasach kierował się zasadą „nie wychylać się”.

– Tylko tyle i aż tyle, by sobie zasłużyć na miano nie tylko wybitnego naukowca, ale i człowieka przyzwoitego, jak mawiał Władysław Bartoszewski, wybitny członek Towarzystwa Bibliofilów Polskich. Nie trzeba było bohaterstwa.

Kolejną pasją kolekcjonerską Jana Strausa są opisy Polski. Z epoki. Pierwsze relacje dotyczące miejscowości i ziem dawnej Rzeczpospolitej, pierwsze monografie miast, pierwsze przewodniki po naszym kraju, głównie z XIX wieku. One również ułatwiają zrozumienie ludzi, którzy kiedyś żyli, pobudki ich działania. Najstarszy przewodnik to „Podróżujący po Polsce” Krasińskiego, z rycinami z roku 1820. Rarytas na rynku antykwarycznym. Przedwojenne krajoznawstwo to kolejne tysiąc pozycji na półkach. Warto podkreślić, że swoją pasję Jan Straus realizował z inżynierską precyzją i z cierpliwością naukowca. Zaczynał swoje poszukiwania od wertowania dawnych katalogów antykwarskich, sporządzania prywatnych bibliografii, ze szczególnym uwzględnieniem rynkowej rzadkości poszukiwanych dzieł. Owoc takich działań stanowi wydany w 2011 roku katalog wystawy „Ślady Kresów”, na której pokazał najrzadsze kresowiana.

Dzięki podobnemu postępowaniu rzadko przepłacał. Kupując, wykorzystywał mody kolekcjonerskie: najrzadsze varsaviana nabył w okresie mody na druki kresowe, najrzadsze kresowiana – gdy wymarli ich kolekcjonerzy, a wracała moda na druki warszawskie. Zbierał awangardę, gdy nie była jeszcze poszukiwana. Druki skamandrytów skompletował, gdy moda na nie trochę już przeminęła. Polował na okazje. Wykorzystywał błędy w opisach aukcyjnych, zdarzające się zwłaszcza na Allegro, częsty brak wiedzy u pokątnych handlarzy książką. Zapytany, co teraz zbiera najchętniej, odpowiada, że wszelkiego typu rara i curiosa, kicze: intelektualne, poetyckie, graficzne, anachroniczne pomysły techniczne, zabawne słowniki i poradniki.

– Mam książkę „O konduktorach słomianych”. W Polsce, po ogłoszeniu wynalazku Franklina, wymyślono, że piorunochron można zrobić z warkoczy splecionych ze słomy, które – zmoczone – staną się przewodnikiem. Skuteczność tego urządzenia była pewno niewielka, ale jest to świadectwo nie tylko naszej „myśli naukowej”, ale także zaradności w polskiej biedzie XVIII wieku.

W miniaturowym plastikowym pudełku trzyma unikatowy egzemplarz flirtu towarzyskiego z lat osiemdziesiątych XVIII wieku. Wyciąga, by pokazać kolejno: pierwszy polski podręcznik do gry w wista (pierwowzór brydża); wydany w 1839 roku „Traktat o wiście”; dawny podręcznik savoir-vivre’u zatytułowany „O cnotach towarzyskich i występkach im przeciwnych”, ozdobiony zabawnym wierszykiem, ułożonym w 1822 roku przez jej pierwszego właściciela, niejakiego Rybińskiego, ostrzegającym złodzieja tej książki przed piekielnymi konsekwencjami; wytłoczony w 1840 roku traktat „Duch hydropatyi”, czyli wykład na temat metody leczenia zimną wodą, praktykowanej przez słynnego Priessnitza z Grafenbergu, praojca najzwyklejszego łazienkowego prysznica. Jan Straus przyznaje, że to, co go dziś w rzadkich książkach naprawdę pociąga, to ludzie, a zwłaszcza historie związane z ich poprzednimi właścicielami. Te historie układa i gromadzi jak detektywistyczne puzzle.

Trzy życia. Własna twórczość

Pierwsze to życie prywatne, drugie to kolekcjonerstwo i czytanie, trzecie – spożytkowanie zdobytej wiedzy. Często bodziec stanowią prelekcje, które wygłaszał w Towarzystwie Bibliofilów Polskich. Opowieść o błędach i korektach drukarskich, wzbogacona zabawnymi przykładami errat, stała się kanwą książki pt. „Przygoda z erratą”. Historia powstania książki związana jest z Witkacym. Straus długo szukał pierwszego wydania „Pożegnania jesieni”. Egzemplarza kompletnego, ze wspaniałą erratą pióra samego Witkacego. Gdy w końcu książkę zdobył, postanowił o swoich perypetiach opowiedzieć kolegom bibliofilom. Druga pozycja jego autorstwa pt. „Cięcie” traktuje o fotomontażu. Narodziła się z pokazu druków awangardowych w warszawskiej galerii fotografii prowadzonej przez Rafała Lewandowskiego. Książki Jana Strausa są nie tylko dla historyków sztuki, wydawców, redaktorów, bibliofilów i miłośników rzadkiej książki. Napisane ze znawstwem i swadą, doczekały się wielu pozytywnych opinii i zachęciły autora do wydania kolejnego, tym razem bardzo obszernego, dwutomowego dzieła z zakresu historii polskiego projektowania graficznego „Teraz okładka!”. Zapytany, czemu wykonał tę pracę właśnie on, a nie zespół naukowców, kwituje:

– Polskie biblioteki publiczne, nie wyłączając Biblioteki Narodowej, lekceważą sobie stronę graficzną książki. W katalogach, przy opisach bibliograficznych, nie jest zaznaczone, czy książka posiada okładkę, czy nie. A nawet jeżeli znajduje się taka informacja, to nie wiemy, kto był autorem projektu. Polski historyk książki, historyk sztuki ma więc bardzo trudne zadanie, jeżeli chce zająć się tym zagadnieniem, nie wie, gdzie szukać materiału do badań. Bywając przez lata prawie codziennie w antykwariatach, najciekawsze pod względem graficznym okładki zbierałem, kupowałem, opisywałem. W końcu nadszedł czas, by swoją wiedzę podsumować i przekazać innym.

„Teraz okładka!” zawiera ponad 2000 podobizn okładek powstałych od końca XVIII wieku do wybuchu drugiej wojny światowej. Skomponowana w trzech częściach: Wiek XIX, Młoda Polska, Dwudziestolecie międzywojenne. Opowiada o książce klasycystycznej, romantycznej, eklektycznej, awangardowej, artdecowskiej, prezentuje sztukę książki modernistycznej końca lat trzydziestych, nie zapominając o książkach dla dzieci. W rozdziałach: „Inną kreską”, „Kuchenne schody Nowej Sztuki”, „Chamuły Awangardy”, „Bal architektury” autor porusza tematy mało znane lub pomijane w dotychczasowych, częściowych ujęciach tematu. By ułatwić zrozumienie zachodzących w sztuce książki przemian, przywołuje fragmenty najważniejszych dla danej epoki manifestów artystycznych, fragmenty tekstów literackich, do których prezentowane okładki stanowią komentarz i ilustrację. Większość reprodukcji pochodzi ze zbiorów prywatnych autora. Projektantami okładek bywali nasi najwięksi twórcy, nie tylko malarze, ale również pisarze: Norwid, Kraszewski, Gerson, Juliusz Kossak, Wyspiański, Mehoffer, Witkacy, Makowski, Skoczylas, Stryjeńska, Gronowski, Strzemiński, Stażewski, Schulz, Tomaszewski. Nie brakuje jednak i nazwisk mało znanych, dla sztuki projektowania graficznego bardzo ważnych, dotychczas pomijanych w polskich słownikach biograficznych. Jan Straus stara się również pokazać rolę okładki w przemianach obyczajowych i społecznych zachodzących w naszym kraju – okładka jest przecież ich świadkiem i je upowszechnia. Opowiada o wpływie wydawców i nowych technik na szatę graficzną polskiej dawnej książki. Tekst ubarwia licznymi anegdotami. Stara się opowiedzieć jak najwięcej o kulturze polskiej. Autorem okładki do „Teraz okładka!” jest sam Wilhelm Sasnal.

Temperament Jana Strausa nie traci na sile, pasja czytelnicza nie gaśnie, ciągle szuka nowych ścieżek. Jest raczej malkontentem niż człowiekiem zadowolonym ze swoich sukcesów. Snuje plany napisania kolejnych książek, nie wie tylko, czy starczy mu czasu, cierpliwości i siły. Byłyby związane z jego wiedzą i zainteresowaniami, ale też i kolekcją. Straus ceni swoją wolność kolekcjonerską i możliwość swobodnego doboru coraz to nowych tematów. Zapytany o los swojego księgozbioru, odpowiada:

– Nie stworzyłem kolekcji godnej zachowania w całości. Bibliotek, które powinny być przez państwo polskie ocalone, widziałem tylko kilka w swoim życiu. Moja kolekcja nie jest jednorodna, jest odbiciem zbyt wielorakich pasji. Zresztą polskie biblioteki nie są gotowe na przyjęcie podobnych zbiorów. Dlatego też najciekawsze polskie prywatne księgozbiory po śmierci właścicieli najczęściej „emigrują” za granicę. Tak się też stało z unikatową kolekcją Rafała Nowackiego. Chciałbym jednak, by moje książki trafiły w dobre ręce, to znaczy takie, które nie tylko je uszanują, ale i sprawią, że zaowocują. Dobre ręce wiedzą bowiem, że są tylko depozytariuszem fragmentu dziedzictwa narodowego. Książki muszą „rodzić” nowe książki, a ich właściciele spłacać dług wobec naszej kultury. Doceniają ten fakt kolekcjonerzy i antykwariusze. Nie raz interesując się rzadką, wydawałoby się niedostępną książką, usłyszałem: „Sprzedam ją tylko panu. Niech idzie w dobre ręce”.

Jednym z jego mistrzów jest profesor Stanisław Pigoń, historyk literatury, chyba najwybitniejszy znawca Mickiewicza. Niestety Jan Straus zna go tylko z lektur. Był pod wrażeniem jego pamiętników: „Z Kombornii w świat” i „Wspominki z obozu w Sachsenhausen”. Uczą go one szacunku dla innych i miary wszelkiej rzeczy.

– Książki czytam codziennie, są dla mnie pokarmem, który pobudza ciekawość świata i zaspokaja nieustający głód myślenia. Nie potrafię nie myśleć. Zmęczony, myśleć nie przestaję, zmieniam tylko przedmiot zainteresowania.

Magazyn Literacki KSIĄŻKI 1/2022