59,99 zł
Czy Rosję można zrozumieć? Czy jej działania wynikają z chaosu, czy raczej z konsekwentnej polityki imperialnej? Dlaczego Rosjanie są inni. Historia mentalności rosyjskiej to książka, która bez złudzeń objaśnia rosyjski sposób myślenia i działania na arenie międzynarodowej.
Piotr Gursztyn, czerpiąc z dorobku największych sowietologów i historyków, pokazuje, że Rosja od wieków pozostaje państwem, którego strategia i cele nie zmieniają się bez względu na ustrój i władców. Jeśli chcesz naprawdę zrozumieć, dlaczego świat wciąż popełnia te same błędy w stosunkach z Rosją – musisz przeczytać tę, licząca ponad 600 stron książkę.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 945
Rok wydania: 2025
Piotr Gursztyn
Siedlce 2025
Wydawnictwo Diecezji Siedleckiej UNITAS
ul. Szkolna 22, 08-110 Siedlce
tel. 500 106 002
www.wydawnictwo-unitas.pl
W 1866 roku Fiodor Tiutczew, utalentowany poeta, dyplomata i gorliwy orędownik imperialnej potęgi Rosji, napisał słynny wiersz, w którym twierdził, że Rosji nie da się pojąć rozumem, a jedynie w nią uwierzyć:
Rozumem Rosji nie da się pojąć,
Arszynem powszechnym nie zmierzysz.
Ma swoją własną naturę —
W Rosję można tylko wierzyć.
Rosjanie do dziś chętnie cytują te słowa jako dowód na wyjątkowość swojego kraju i jego „niezrozumiałość” dla obcych. Historia Rosji jawi im się jako skomplikowana, przez co – w ich przekonaniu – „lepsza” od dziejów innych narodów. To przekonanie podtrzymuje ich poczucie wyjątkowości i misji dziejowej.
Jednak dla obiektywnych obserwatorów, zwłaszcza spoza Rosji, słowa Tiutczewa są raczej próbą usprawiedliwienia sprzeczności, hipokryzji i brutalności rosyjskiego systemu. Sam poeta dekadę wcześniej nazwał Rosję „ojczyzną wiecznego cierpienia”. Francuski historyk Alain Besançon zauważył, że rosyjska przeszłość jest doskonale zbadana i opisana – dla historyka Rosja nie stanowi większej zagadki niż Francja.
Problem tkwi jednak gdzie indziej: świat zachodni zbyt często woli posługiwać się wygodnymi stereotypami i iluzjami, zamiast sięgać po dostępne fakty. To iluzje, które Rosja – niezależnie od ustroju – chętnie pielęgnowała i wykorzystywała do budowania swojego fałszywego wizerunku.
Wprowadzenie
Miłe złego początki?
Katastrofa
Literatura
Indeks nazwisk
O autorze
Okładka
„Wiadomo, że kto z ruskim carem raz się zwadził Ten już z nim na tej ziemi nie zgodzi się szczerze I musi albo bić się, albo gnić w Sybirze”
Adam Mickiewicz, Pan Tadeusz, Ks. X.
„The Russians had no stupid prejudices
about murder”
Ian Fleming, Casino Royale
W czasach sowieckich opowiadano dowcip o amerykańskim szpiegu zrzuconym do Sowietów. Szpieg był świetnie przygotowany – mówił po rosyjsku jak przeciętny Rosjanin, znakomicie tańczył kazaczoka, pięknie śpiewał rosyjskie pieśni, pił wódkę wiadrami. Ale wszyscy mu mówili: „Misza, tańczysz jak my, śpiewasz jak my, pijesz jak my. Ale ty nie nasz?”. Misza pytał: „Dlaczego nie wasz? Co jest ze mną nie tak?”. W odpowiedzi usłyszał: „U nas Niegrow niet”, czyli: „U nas nie ma Murzynów”.
Z Rosją jest podobnie jak ze szpiegiem Miszą. Rosjanie od ponad tysiąca lat są chrześcijanami, mówią językiem indoeuropejskim, zbliżonym do języków polskiego, czeskiego, chorwackiego, są biali, od trzech wieków – czyli czasów reform Piotra I – ich kultura wysoka jest częścią dziedzictwa Zachodu. Dzisiaj ich popkultura wygląda bardzo podobnie jak rozrywki amerykańskie i zachodnioeuropejskie. Wszystko niby tak samo, ale to odmienny świat. Agresja na Ukrainę, a szczególnie masowe poparcie większości Rosjan dla jej zbrodniczego charakteru, ukazało tę sprawę dobitnie. Przynajmniej w naszej części Europy.
W ostatnich latach przed wojną rosyjsko-ukraińską dominowała optymistyczna ocena Rosji i Rosjan. Owszem, przyznawano coraz częściej, że Władimir Putin jest okropnym autokratą, ale dodawano, że Rosjanie są ludźmi takimi samymi jak reszta mieszkańców Zachodu. Mają te same pragnienia, marzenia, lęki. Uważano – i powszechnie szerzono to przekonanie – że w XXI wieku postęp i rozwój cywilizacji sprawiają, iż masowe poparcie dla zbrodniczych systemów jest anachronizmem oraz anomalią. Zatem prędzej czy później Rosja stanie się liberalną demokracją – miała to być tylko kwestia czasu. Dominował pogląd, że Rosjanie, ich elity i lud, postępują racjonalnie, tak jak racjonalność pojmowali politycy, dziennikarze i biznesmeni z Berlina, Paryża, Brukseli i innych miejsc, które możemy nazwać centrami opiniotwórczymi naszego świata. Dominował pogląd, że biznes, handel i pieniądze są w ogóle takimi pokusami, że nikt już nie będzie wszczynał wojen. Same zaś konflikty zbrojne w ich klasycznej formie miały stać się po prostu nieopłacalne. Z osławionym niemieckim konceptem Wandel durch Handel, czyli „zmiana dzięki handlowi”1, polemizowali nieliczni tylko przedstawiciele Europy Środkowej, a i to z marnym skutkiem, bo w odpowiedzi słyszeli, że są „genetycznymi rusofobami”, więc z definicji nie mogą mieć racji. Modny w chwili obecnej autor Yuval Noah Harari jeszcze niedawno przekonywał, że zbytnio wzrosły koszty wojen i spadły płynące z nich zyski: „Dziś bogactwo zawiera się głównie w kapitale ludzkim, wiedzy technicznej i złożonych strukturach społeczno-gospodarczych takich jak banki, a te trudno ot tak sobie zabrać bądź wcielić do własnego terytorium”2. 24 lutego 2022 Rosja udowodniła światu, że nie chce mieścić się w żadnym optymistycznym paradygmacie.
Rosja kusiła Zachód od stuleci, zwłaszcza złudzenie bogactw pozostających w jej dyspozycji oraz militarnej potęgi. Owo kuszenie sięga czasów sprzed panowania Piotra I. Długo więc trwa polemika między tymi, których nazywano „rusofobami”, a tymi, którzy sami niekiedy nazywali się „rusofilami”, a najczęściej „realistami”, choć w istocie ich związki z rzeczywistością były dość wątłe. Można tu zauważyć pewną prawidłowość – tymi tzw. rusofobami bardzo często – jeśli nie zawsze – byli ludzie, którzy blisko znali Rosję. Z różnych powodów. Niektórzy byli uczonymi badającymi jej dzieje i politykę. Inni byli przedstawicielami narodów uciskanych przez Rosję, wręcz jej ofiarami i długie lata życia spędzili pod jej władzą, dobrze poznając charakter państwa oraz narodu rosyjskiego. Z rusofilami jest inaczej. Jeśli nie byli agentami Moskwy, to większość z nich znała Rosję z bezpiecznej odległości, w formie spreparowanej, bo kontakt ograniczał się do oglądania spektakli baletowych, czytania Tołstoja oraz bywania na rautach wydawanych przez władze rosyjskie (zarówno carskie, jak i sowieckie). Widzieli wspaniałą fasadę, ale zazwyczaj za nią nie zaglądali, lub udawali, że nie widzą prawdziwej Rosji. Podkreślali przede wszystkim podobieństwa między Rosją a światem Zachodu. Jest ich niewątpliwie sporo, ale to różnice czynią zjawisko, więc podobieństwa niczego nie tłumaczą.
Fasada, budowana od czasów Piotra I – niech jej dosłowną egzemplifikacją będą pyszne ściany petersburskich pałaców – sprawiała, że możliwa jest trwająca trzy stulecia tragedia koszmarnych omyłek, za które płacili najbliżsi sąsiedzi Rosji (choć nie byli im winni). Oni od zawsze musieli szukać odpowiedzi na pytania: „Jaka jest Rosja?” i „Dlaczego taka jest?”. Choć z drugiej strony sąsiedztwo i mocne oddziaływanie ekspansywnej cywilizacji rosyjskiej sprawiło, że wiele cech rosyjskiego życia, absolutnie innych od norm i zwyczajów europejskich, przestało dziwić i wręcz nie są zauważane. A Rosja jest całkowicie inna – „żaden inny naród nie był tak podobny do Europejczyków, nie będąc nimi”3. Odmienna nie tylko od Francji, Hiszpanii czy Anglii. Także od Polski, Czech, Finlandii, a nawet Ukrainy. Znaczącym paradoksem jest fakt, że doskonale wyczuwają to ludzie z tych rejonów naszego globu, które kiedyś nazywano „Trzecim Światem”. Oni bowiem bardzo często myślą o Rosji z sympatią, darząc jednocześnie antypatią Zachód. Zdarza się, że dobrze znają jej historię, wiedzą o zbrodniach w jej dziejach, wiedzą też, że Rosja nigdy nie była krainą miodem i mlekiem płynącą. Wiedzą, że stale podbijała inne ludy, w tym np. bliskich im muzułmanów z Powołża, Kaukazu i Turkiestanu. Wiedzą też, że niektóre z podbijanych muzułmańskich ludów były poddawane ludobójczej eksterminacji. Rosja nie przeszła całkowitej dekolonizacji, a świat pozaeuropejski i tak darzy ją większą sympatią niż kraje północnoatlantyckie, które od dłuższego czasu nie mają już żadnych kolonii. To skądinąd przyczynek do tego, że hipokryzja jest zjawiskiem ogólnoludzkim. Ale instynkt ludzi spoza Europy wydaje się słuszny: uznali oni bowiem, że Rosjanie – choć białoskórzy – cywilizacyjnie są bardziej „ich” i w związku z tym mieli „prawo” podbijać i kolonizować. Na tej samej podstawie, według której poza zasadą dekolonizacji znalazły się Chiny gnębiące Tybet i Ujgurów z Sinkiangu, zwanego kiedyś Turkiestanem Wschodnim, czy Indonezja prześladująca Papuasów z Irianu Zachodniego.
***
Kilka zdań wcześniej wspomnieliśmy o przeoczonych cechach rosyjskiego życia, które są całkowicie inne niż ich europejskie analogie. Na pozór wydają się błahe, dotyczące rzeczy przyziemnych, nieistotne wobec licznych podobieństw między kulturą rosyjską a cywilizacją europejską. Naszym zdaniem te szczegóły wskazują, że w poprzednich wiekach życie rosyjskie biegło całkowicie innymi drogami niż rozwój Europy. I ma to konsekwencje mentalne, które wpływają na relacje Rosji z jej sąsiadami.
Widoczne jest to w mowie. Język rosyjski, mimo tego, że należy do rodziny języków indoeuropejskich, pod względem pewnej logiki różni się nawet od bardzo mu bliskich języków wschodniosłowiańskich, szczególnie ukraińskiego. Rosjanie formułują podstawowe kwestie inaczej, niż robi się to w całej reszcie Europy. W ich mowie przejawia się negacja indywidualizmu. Tam, gdzie Anglik powie I have, Niemiec – Ich habe, Polak – ja mam, a wschodniosłowiański Ukrainiec – ja maju, Rosjanin musi powiedzieć: u mienia jest. Owszem, istnieje forma ja imieju, ale nie dotyczy ona kwestii własności w sensie materialnym. Przez wieki w języku rosyjskim utrwalił się fakt, że własność prywatna i osobista w Rosji była sprawą niepewną i całkowicie zależną od kaprysów władzy. Rosjanin dysponował różnymi dobrami, ale nie czuł się ich właścicielem – i to zjawisko ma odbicie w języku. Jak np. w powiedzeniu byt’ pri dieńgach, czyli „mieć pieniądze”, co dosłownie przecież znaczy, że w Rosji można co najwyżej jakiś czas być obok pieniędzy i wtedy z nich korzystać, ale nie jest pewne, czy będzie się je posiadało na stałe. Indywidualność człowieka nie została uszanowana w tak podstawowej kwestii jak to, jak dana osoba się nazywa. Język angielski z dumą podkreśla: my name is. W pozostałych językach europejskich ludzie „sami się nazywają” – je m’appelle (fr.), ich heisse (niem.), nazywam się. W Rosji „właścicielem” imienia każdego człowieka są inni ludzie – mienia zowut, czyli „mnie nazywają”. Przy czym warto zauważyć, że w Polsce nawet zwierzęta „same” się nazywają, czyli „wabią się” (pod względem logiki to oczywisty absurd, ale pokazuje, że ludzie jakby podzielili się swoją podmiotowością z innymi istotami). Zaś w Rosji sobaku zowut – tak samo jak jej ludzkiego władielca. W Europie człowiek sam musi coś zrobić – ja muszę, ich muss, I must (względnie: I have to). W Rosji człowiekowi „trzeba coś zrobić”. Imperatyw jest z zewnątrz, a nie z wewnątrz – mnie nado, choć akurat w tym przypadku człowiek rosyjski może też powiedzieć w sposób podkreślający wewnątrzsterowność – ja dołżen.
W wydanym na początku XXI wieku Wielkim słowniku rosyjsko-polskim4, zapisie całkowicie współczesnej mowy, bardzo mocno nasyconej zapożyczonymi z angielskiego makaronizmami (w większym stopniu niż we współczesnym języku polskim) zaskakująco często można spotkać formy, które wskazują na bierność postrzegania się w różnych sytuacjach: Rosjanin nie uważa, że może mieć wpływ na dotyczące go zdarzenia. Na przykład polski zwrot „nie napotkaliśmy nikogo” był oddany jako nikto nam nie wstrietiłsia, czyli „nikt nam się nie spotkał” (choć przecież po rosyjsku można też powiedzieć: my ni s kiem nie wstreczalis’). Albo mnie widiełas’ wo snie mat’ („mnie widziała się matka we śnie”) – „widziałem we śnie matkę”, choć można powiedzieć: ja widieł mat’ wo snie. Zwrot „mamy taki zwyczaj” jest oddany jako u nas tak zawiedieno, czyli „tak u nas wprowadzono”. Rosjanin woli powiedzieć, że ktoś mu się ukazał, a on za to nie odpowiada. Lub że ktoś – z pewnością niezależny od niego czynnik – coś wprowadził, ale nie on. Mnie nie czitajetsia – powie Rosjanin, gdy nie ma ochoty na czytanie, sugerując, że chciałby czytać, ale coś zewnętrznego mu w tym przeszkadza. Przy czym polskie zdanie „nie mam ochoty na czytanie” można i po rosyjsku wypowiedzieć w sposób bardziej indywidualistyczny – mnie nie choczetsia czitat’. Mieszkaniec Rosji woli asekurować się, bo nie czuje się podmiotem zdarzeń, a ich przedmiotem. Gdy Polak powie „muszę już iść”, co dotyczy decyzji wynikającej z osobistego przekonania, Rosjanin mówi, że coś niezależnego od niego każe mu iść – mnie pora idti, albo mnie nużno idti. Przy czym wschodniosłowiański Ukrainiec, podobnie ja Polak, sam podejmuje decyzje o opuszczeniu jakiegoś miejsca – ja muszu jity.
Do tych semantycznych osobliwości dodajmy informację, że najpopularniejsze rosyjskie nazwisko to Smirnow. Może ono budzić sympatię, bo kojarzy się z pewnym popularnym destylatem. Rzecz w tym, że pochodzi ono od przymiotnika smieriennyj, czyli pokorny. Zaś rzeczownik smirienije znaczy „rezygnacja” lub „pokora”. Samo zaś to pojęcie – smirienie – jest jednym z centralnych w rosyjskim światopoglądzie pozytywnych pojęć. Znane jest w Rosji powiedzenie, które zaleca stosowną postawę wobec życia: Smirienie pacze gordosti” (Pokora ponad dumę), bowiem gordost, czyli „duma” jest czymś grzesznym i złym. Zatem najczęściej nadawane w Rosji nazwisko oznacza człowieka całkowicie uległego. Odróżnia to Rosję w sposób charakterystyczny od reszty krajów Europy, bo na przykład na sąsiedniej Ukrainie najpopularniejszym nazwiskiem jest Melnyk, czyli „młynarz”. W Polsce to Nowak – czyli ktoś nowo przybyły – a po nim Kowalski; w Czechach również Novak, Niemczech Mueller, czyli też „młynarz”, a w Anglii – Smith. Prawie wszystkie tradycyjne nazwiska rosyjskie to patronimy, czyli ukute od imienia ojca (w tym najpopularniejsze Iwanow), czasem jakiejś jego cechy lub zawodu, jak np. Kuzniecow. W odróżnieniu od reszty Europy wyjątkowo rzadko występują nazwiska toponimiczne, czyli utworzone od miejscowości pochodzenia. W Polsce trzecim pod względem liczebności nazwiskiem jest Wiśniewski, czyli to znaczyło, że ludzie uważali za ważny związek danego człowieka z jakimś Wiśniewem, miejscem urodzenia, zamieszkania lub jego posiadłością. W Rosji nawet w przypadku arystokracji nazwiska ukute od nazwy miejscowości są wielką rzadkością. Nietrudno zgadnąć, że koresponduje to z opisaną wcześniej cechą języka rosyjskiego, czyli problemem nawet werbalnego podkreślenia prawa do własności. Rosyjska znat, czyli bojarzy i dworianie, nie mogli czuć silnego związku z ziemią, z której w danym momencie czerpali środki utrzymania. Nadawał ją im „gosudar”, a potem tak samo zabierał i bardzo często kazał przenosić się w inne strony. W Rosji nie mogły wytworzyć się szlacheckie nazwiska kończące się na „-ski” ani też – będące znakiem starych rodów zachodniej Europy – z przedrostkami „de” lub „von”. Oczywiście pod tym względem są w Rosji wyjątki. Kilka najstarszych rodzin wywodzących się z bocznych linii Rurykowiczów – np. Wołkońscy czy Oboleńscy – jest tego przykładem. Podobnie znajdziemy rodziny, które są zruszczonymi odroślami Giedyminowiczów – np. Chowańscy. Ale był to znak pochodzenia od dawnych rodów książęcych i nie wiązał się z potwierdzeniem jakichś szczególnych praw do posiadania majątków ziemskich. Ci pośledni Rurykowicze (z których duża część nosi też nazwiska patronimiczne – np. Lwow) i Giedyminowicze mimo imponującej genealogii pod względem bezpieczeństwa majątkowego i osobistego znajdowali się w położeniu tak samo mało stabilnym jak wszyscy inni mieszkańcy Rusi Moskiewskiej. Cała przeważająca reszta rosyjskiego „dworianstwa” nosiła nazwiska patronimiczne. W okresie przedpiotrowym ta „szlachta” nie miała własnych herbów czy zawołań – „przywiązywano tam większą wagę do pochodzenia rodowego niż do majątku nieruchomego, którego nie miało się na własność”5. To też tłumaczy fakt istnienia specyficznego zwyczaju, czyli stosowania otczestwa. W życiu Rosjan, nawet z warstw wyższych, nie było niczego stałego, poza pamięcią o tym, kto był rodzicem. Śladem tego – aż do dzisiaj – jest fakt, że zwracanie się do kogoś „po otczestwu” jest wyrazem największego szacunku. Sformułowanie gospodin Putin, czyli „pan Putin”, może być odebrane jako ironiczne. Ale już „Władimir Władimirowicz” brzmi niezwykle grzecznie. „Szlachectwo” w Rosji musiało być odnawiane w każdym pokoleniu wstępowaniem na carską służbę. Kulturowym tego efektem jest też brak w Rosji zamków i dworów – starych, dziedziczonych przez pokolenia rezydencji rodowych, tak charakterystycznych dla całej Europy (ale też Japonii)6. Rosyjska arystokracja zaczęła na szerszą skalę budować swe pałace dopiero w XVIII wieku, kiedy poczuła, że carowie nie będą już odbierać jej ziemi7. Znane powszechnie słowo „dacza” pochodzi od czasownika dawat’, czyli „dawać”. Znaczy po prostu „dawanie”, „składanie” (np. zeznań) albo nawet „porcję”. Pierwotnie dotyczyło nadań ziemskich dla arystokracji, dopiero od XIX wieku zaczęło oznaczać podmiejski dom letniskowy. W słowie „dacza” utrwaliło się rosyjskie przekonanie, że człowiek sam, własną pracą nie mógł dojść do posiadania takiej nieruchomości. Musiał zasłużyć się u władcy lub władzy, aby dostać dom. Majątek był znakiem łaskawości władzy i nie można tego przekonania traktować jako archaicznego. Jeszcze w czasach sowieckich jedną z najwyższych nagród, które władze miały dla zasłużonych funkcjonariuszy, oficerów, działaczy partyjnych, ale też artystów i naukowców, były właśnie dacze na obrzeżach Moskwy lub Leningradu.
Widzimy tutaj, że przez całe stulecia nawet warstwy wyższe w Rosji nie były pewne swojej pozycji społecznej i majątkowej. Nie mogły kumulować dóbr oraz w ogóle statusu i przekazywać ich w bezpieczny sposób następnym pokoleniom. Tym bardziej ta zasada dotyczyła warstw niższych – mieszkańców miast, a w szczególności chłopstwa, które aż do połowy XX wieku stanowiło przytłaczającą większość narodu rosyjskiego.
***
Niewątpliwie geografia ogromnej Niziny Wschodnioeuropejskiej miała wpływ na kształtowanie się zbiorowej psychiki rosyjskiej. Czy decydujący i przy tym taki, któremu nie można było się oprzeć? To kwestia dyskusji, ale z pewnością środowisko pozbawione naturalnych i wyraźnych granic, jednostajne w każdym zakątku tego samego obszaru, wpłynęło na Rosjan w sposób zasadniczy. „Te bezkresne równiny były przeznaczone do utworzenia na nich jednolitego organizmu państwowego” – pisał w 1898 r. Henri Jean Baptiste Anatole Leroy-Beaulieu, propagator rusofilstwa we Francji. Taki determinizm bardzo podoba się Rosjanom, ale czy tak było naprawdę? Dlaczego musiał powstać jeden etnos wielkoruski? Dlaczego nie mógł wytworzyć się obok Rusi moskiewskiej czwarty naród wschodniosłowiański, którego ośrodkiem byłby Wielki Nowogród? Dlaczego nie mogły powstać wielomilionowe niepodległe narody Mordwinów, Czuwaszy, Tatarów kazańskich (których dzisiaj w Rosji żyje ponad 5 milionów)? Czy gdyby na moskiewskim Kremlu rządziła inna rodzina, to czy tak by się nie stało? Może wtedy – ku radości filatelistów, a na pewno ofiar Imperium Rosyjskiego – na wschód od Dniepru funkcjonowałoby kilka całkiem sporych państw. Żadne z nich nie byłoby na tyle duże, aby demolować co kilka dekad połowę Europy i spory kawał Azji. Niezależnie od „geopolitycznego” determinizmu jednostajności rosyjskich równin sami Rosjanie uważali, że krajobrazowa monotonia wpływała na ich charakter narodowy. I to w bardzo negatywny sposób. Maksim Gorki pisał, że rosyjskie równiny „pozbawiały pragnień” ludzi, którzy wśród nich mieszkali: „Dość chłopu wyjść za opłotki i spojrzeć na otaczającą go pustkę, żeby pustka ta zaraz zakradła się do jego duszy. Nigdzie wokoło nie widać owoców twórczej pracy. Majątki właścicieli? Ależ jest ich niewiele i mieszkają w nich wrogowie. Miasta? Są daleko i kulturalnie nie stoją na wiele wyższym poziomie. Jak okiem sięgnąć, ciągnie się bezkresna równina, a w jej środku – nic nie znaczący, malutki człowiek pozostawiony na tej posępnej ziemi i skazany na katorżniczą pracę. A człowieka przepełnia obojętność, zabijająca jego zdolność myślenia, pamiętania o przeszłości, czerpania z doświadczeń pokoleń”8.
Ziemia na Rusi i w Rosji nie była dobrem materialnym w takim sensie, jak dzisiaj to rozumiemy. Występowała w ilościach – jak uważano – nieograniczonych. We wczesnych okresach dziejów Rosji nie trzeba było jej rozgraniczać ani jakoś szczególnie o nią dbać. Cenna była praca, dzięki której z tej ziemi można było uzyskać jakiekolwiek płody. Człowiek był środkiem produkcji, jedynym silnikiem, który mógł z niej cokolwiek wycisnąć. Jeszcze cenniejsze było bezpieczeństwo, które zapewniało możliwość spokojnej pracy. Wystąpił jednak taki paradoks, że nie szanowano ziemi jako dobra i nawet nie szanowano ludzi jako podstawowego środka produkcji, lecz ich wyzyskiwano, aby jak najwięcej – metodą rabunkową – wycisnąć z niezbyt płodnych pól. Marnotrawstwo wszelkich zasobów, w tym także ludzkich – rabsiły, czyli siły roboczej – było i jest niezmienną cechą rosyjskiego pomysłu na gospodarkę i społeczeństwo. Z całej powyższej triady szanowano jedynie bezpieczeństwo, co miało odpowiedni wpływ na kształtowanie się relacji między władzą a poddanymi.
Poczucie nadmiaru ziemi wytworzyło dwa poważne skutki. Pierwszy polegał na tym, że nie uznano za konieczne stworzenie instytucji prawnych, które by regulowały w sposób systemowy prawa własności i w ogóle rozwiązywały ewentualne konflikty. Konsekwencją tego jest to, że Rosjanie mają niską umiejętność kompromisowego rozwiązywania sporów. Gdy do nich dochodzi, wygrywa silniejszy i to często w bardzo brutalny sposób. Naturalnym odruchem słabszego jest ustępstwo, a nie obrona własnych praw wedle ustalonych społecznie reguł. Świadomość tego prowadzi do sytuacji, że każdy spór czy choćby różnica zdań, uważane są za zdarzenia wysoce niebezpieczne i niepożądane. W warunkach codziennych wytworzyło to model relacji społecznych, gdzie a priori wycisza się odmienne opinie, tym bardziej krytyczne dyskusje, i w konsekwencji nagradza się uległość wobec silniejszych. Nie jest to jednak rodzaj harmonijnego ładu, pacyfistycznej symbiozy, ale w stosownej skali odpowiednik tego, co w relacjach między supermocarstwami nazywano doktryną MAD. Posiadanie przez USA i Związek Sowiecki broni masowej zagłady w ogromnych ilościach sprawiło, że obie strony zaczęły się obawiać wzajemnego zniszczenia. Ten stan został nazwany po angielsku Mutual Assured Destruction, czyli wzajemne gwarantowane zniszczenie. Jak wiemy, wiązało się to z obopólną skrajną nieufnością, kontrolowaną dywersją, brakiem pokojowej kooperacji i normalnej wymiany handlowej. Słowem „zimną wojną”. W społeczeństwie rosyjskim w relacjach z nieznajomymi, co do których nie wiadomo, czy są słabsi czy silniejsi, obowiązuje podobna reguła. Należy omijać się wzajemnie, aby nie zaryzykować konfliktu o nieprzewidywalnych skutkach.
Drugi efekt poczucia nadmiaru ziemi to upowszechnienie się przekonania, szczególnie wśród rosyjskich chłopów, że była ona darem Bożym. Takim samym jak powietrze i woda, którego nie wolno nikomu ograniczać. Rosyjski chłop – w odróżnieniu np. od polskiego czy też ukraińskiego – zawsze był przeciwnikiem prywatnego posiadania ziemi. Przekonanie, że ziemia nie może mieć właściciela, było też powszechne wśród inteligencji rosyjskiej na przełomie XIX i XX wieku, gdy wykuwał się kształt współczesnej kultury rosyjskiej, ale jest żywe także dzisiaj. Rosyjski historyk Michaił Heller w swym utworze poświęconym dziejom imperium rosyjskiego uznał, że trzeba w nim zamieścić fragment wywiadu prasowego z 1995 r. na ten właśnie temat. Była to wydrukowana w piśmie „Zawtra” rozmowa z przywódcą frakcji agrariuszy w Dumie Państwowej Wasilijem Starodubcewem, który mówił: „Nie powinno być prywatnej własności ziemi. Ziemia nie może być środkiem kupna – sprzedaży”. Jego współrozmówca, wydawca tygodnika „Zawtra” Aleksandr Prochanow stwierdzał w tej samej rozmowie: „Ziemia jest boża, ziemia jest ludu, ziemia jest niczyja, ziemia jest państwa, ziemia jest święta, do niej odchodzą ludzie…”9.
Podobnie las i rosnące w nim drzewa były uznawane za własność niczyją. Każdy mógł pójść i ściąć tyle drewna, ile potrzebował10. Powiedzenie: „Bóg zasadził las dla wszystkich” usprawiedliwiało każdą kradzież11. W języku rosyjskim słowo lies znaczy jednocześnie „las” i „drewno” jako surowiec. W liczbie mnogiej liesa znaczy i „lasy”, i „rusztowania budowlane”. Przekonania odnośnie do „bezpańskości” ziemi i lasów były rozpowszechnione wśród rosyjskiego chłopstwa także w XX wieku, co było jednym z czynników, który wpłynął na zwycięstwo bolszewizmu. A później objawił się w relatywnie małym oporze przeciw kolektywizacji – wyraźnie słabszym w rdzennej Rosji niż np. na Ukrainie, gdzie było inne pojmowanie własności prywatnej. Patrząc szerzej na to zjawisko, trzeba też stwierdzić, że ukształtowało ono w ogóle postrzeganie przez Rosjan praw własności i małego szacunku do owoców cudzej pracy. W 1901 r. niejaki Wasilij Smorodinow, nauczyciel-rusyfikator przysłany do pracy w Królestwie Kongresowym, z poglądów szowinista rosyjski, z rozżaleniem pisał o pewnej charakterystycznej cesze swych rodaków. Jej niewątpliwym źródłem było powszechne poczucie „bezpańskości” zasobów naturalnych: „Rosjanin odnosi się do drzewostanu, w rzeczy samej, po barbarzyńsku. U nas w Rosji rzadko kiedy ktokolwiek z prostego ludu przejdzie obok chruśniaka czy drzewa, żeby nie zerwać listka lub gałązki. Stąd w naszych ogrodach publicznych i parkach nie tylko krzaki, ale i drzewa, na wysokości wzrostu człowieka, stoją połamane i bez liści. Nie należy więc się dziwić prasowemu doniesieniu, że wiejska dziewczynka, idąc do szkołyzaledwie dzień wcześniej obsadzonej młodymi drzewkami, ze wszystkich z nich, na przestrzeni dwóch wiorst, połamała górne gałązki”12.
Oprócz czynnika geograficznego na rosyjską mentalność wpłynęły wydarzenia historyczne, zazwyczaj gwałtowne i krwawe. Rwały one cywilizacyjną kontynuację, niszcząc lub degradując instytucje, zrywając więzi międzyludzkie, rujnując owoce ludzkiej pracy. „Osobliwość historii Rosji zawiera się, być może, w tym, że rozmaite burzliwe zjawiska dziejowe (niewola tatarska, działania Iwana Groźnego, okres smuty, reformy religijne patriarchy Nikona, powstania chłopskie, reformy Piotra I itd.) nie pozwalały się umocnić tradycjonalizmowi, przeorywały i obcinały jego korzenie, sprzyjając burzeniu kultury utrwalającej” – pisał jeszcze w czasach sowieckich historyk Boris Jegorow13. Za każdym razem owa przemoc i gwałt wywierały trwały wpływ na kształt rosyjskiego życia. Gdy podnosiło się ono po kolejnych orgiach okrucieństw, widać było nowe cechy w ludzkim zachowaniu i zwyczajach będące następstwem zła, które chwilę wcześniej się wydarzyło. Przemoc oznaczała dyskontynuację tego, co było dobre i pożyteczne dla dobrobytu mieszkańców Rosji. Za to wzmacniała wszystkie cechy patologiczne, ze szczególnym uwzględnieniem tyranii władzy, co może w ogóle powinno być zachętą do namysłu nad tym, jak krucha jest cywilizacja.
W historii państwa i społeczeństwa rosyjskiego można wyróżnić kilka stałych i wyróżniających cech:
gromadzenie władzy w jednej ręce i funkcjonowanie Rosji jako państwa patrymonialnego. To ostatnie oznacza, że państwo i wszystkie jego zasoby, łącznie z tym, czym gospodarzą poddani, jest jednocześnie majątkiem władcy. Może on robić z tym, co chce. Zaczęło się to w końcu XV w. za panowania Iwana III, zwanego nieprzypadkowo Srogim, a trwa właściwie do dzisiaj. Wybitny znawca Rosji Richard Pipes pisał o państwie sowieckim, że było ustrojem patrymonialnym tak samo, jak monarchia Iwana III. Tę trafną uwagę należy zaktualizować stwierdzeniem, że w dzisiejszej Rosji granica między majątkiem państwowym a prywatnym prezydenta Władimira Putina jest rozgraniczeniem czysto formalnym i w praktyce fikcyjnym. Efektem tego stałego prawidła była zasada regulująca przez wieki dzieje Rosji, którą XIX-wieczny historyk Wasilij Kluczewski ujął krótko: „państwo tuczyło się, a naród chudł”.carski woluntaryzm, czyli zjawisko, które przeplata się z cechą opisaną chwilę wcześniej. Całkowicie nieograniczona wola carska pozwalała na najbardziej zaskakujące szaleństwa – od rozdzielenia całego kraju na „opriczninę” i „ziemszczynę” przez Iwana Groźnego, po rewolucję Piotra I, po pomysły Stalina, aby odwracać bieg syberyjskich rzek, wreszcie aż po agresję Rosji na Ukrainę w roku 2022. Stosunek poddanych do woluntaryzmu władców jest w Rosji pozytywny. Poddani akceptują to zjawisko jako rzecz oczywistą.bałwochwalczy stosunek do władzy i jej kult. Potępiony w 1956 roku „kult jednostki” nie był ekscentrycznym wymysłem czasów stalinowskich. Był logiczną i estetyczną kontynuacją wieków wcześniejszych. Nie zakończył się wraz z nastaniem rządów Nikity Chruszczowa. Kult „naszego Nikity Siergiejewicza” był uprawiany tak samo intensywnie, jak idolatria stalinowska. Kult przywódcy w zmodyfikowanej formie funkcjonował za rządów Leonida Breżniewa i istnieje dzisiaj pod panowaniem Putina. Nie jest to wyłącznie zjawisko narzucane społeczeństwu przez władze. Kult władcy spotyka się z przychylnym przyjęciem i jest twórczo rozwijany nawet na najniższych szczeblach hierarchii polityczno-społecznej.brak podmiotowości mieszkańców imperium i związane z tym słabe zdolności samoorganizacji.brak utrwalonej prawnie i niekwestionowanej przez władze własności prywatnej.skrajnie niska wartość życia ludzkiego, także w odniesieniu do członków własnej wspólnoty narodowej. Słynne są słowa jednego z moskiewskich „połkowodców” wziętego do niewoli przez Litwinów po bitwie pod Orszą, gdy ukazano mu pobojowisko zasłane trupami Moskali: „U nas mnogo ludiej”.nieprzerwana zaborczość i ciągły strach przed utratą najmniejszej choćby części podbitych terytoriów. Wiąże się z tym powszechna w społeczeństwie rosyjskim skrajna wrogość wobec dążeń emancypacyjnych zniewolonych przez Rosję narodów. Towarzyszy temu całkowity brak zrozumienia tego, dlaczego ktoś nie chce żyć pod władzą Moskwy. Pisarz i dziennikarz Anatolij Strielanyj tak to opisywał w 1991 roku: „Podczas moich podróży tego lata nieraz wydawało mi się, że odkryłem prawdziwą wiarę narodu rosyjskiego. Nie wierzy on w Boga. Nigdy tak naprawdę nie nauczył się w niego wierzyć przez 1000 lat. I nie wierzy w komunizm, tym bardziej – nie w kapitalizm. Ale nie żyje bez wiary, chociaż narzeka, że »Ogoniok« odbiera mu wiarę. Wierzy w państwo, a dokładniej w imperium, jego integralność. Integralność to najwyższe absolutne dobro, nie trzeba tego uzasadniać, nie trzeba tego wyjaśniać, przeciwnie, wszystko jest tym udowadniane i uzasadniane. Dlaczego trzeba było porąbać łopatami gruzińskie dziewczyny? Zagrażały integralności [chodzi o zmasakrowanie przez wojsko sowieckie demonstracji gruzińskich studentów w Tbilisi 9 kwietnia 1989 r., gdzie życie straciło 19 osób, w tym 17 kobiet – przyp. PG]. Dlaczego trzeba było powstrzymywać Estończyków? Dlatego. Dlaczego trzeba było włazić do Afganistanu? Jak dlaczego? A jednak: dlaczego? Idąc po łańcuchu pytań i odpowiedzi dojdziesz do tego, że i Afganistan był nasz od dawna i trzeba było się tam leźć, aby zachować tę samą integralność”.religijność tożsama z szowinizmem etnicznym. Czymś wyjątkowym na tle wszystkich innych narodów chrześcijańskich jest pojęcie „Świętej Rusi”, której opozycją jest cały nierosyjski świat. To podział na świat „czysty” i „nieczysty”. Uderzające jest to, że w tej dychotomii „nieczyste” są także inne kraje prawosławne, o ile nie znajdują się w granicach państwa rosyjskiego.niwelacja, wrogość do różnorodności, potępienie indywidualizmu. Wiąże się to z wielowiekowym kształtem życia politycznego i społecznego Rosji. Efektem jest m.in. brak znaczących różnic regionalnych w Rosji pod względem architektury, folkloru, dialektów języka rosyjskiego, co powinno dziwić, zważywszy ogrom przestrzeni zamieszkiwanej przez etnicznych Rosjan. Monotonię architektury rosyjskiej odnotował Feliks Koneczny, choć ujął to błędnie twierdząc, że to wpływ Bizancjum – „silny popęd do ujednostajniania; bizantynizm nie rozumie jedności bez jednostajności”14. Była to jednak cecha kultury rosyjskiej, w której od wieków kładziony był nacisk na podobieństwo i potępiano różnorodność. Kandydat do życia zakonnego, nowicjusz, nazywa się w Rosji posłusznikiem. Wśród mnichów kanonizowanych przez Cerkiew jest kategoria świętych zwanych priepodobnyje, co można przetłumaczyć jako „bardzo podobni”. Chodzi tu o osiągnięcie podobieństwa do Chrystusa, co swym pasywnym charakterem różni się od zachodniego ideału czynnego naśladowania Zbawiciela. Słowo „wykształcenie” to po rosyjsku obrazowanije, co sugeruje nacisk na upodobnienie się do powszechnie obowiązującej normy zewnętrznej15. Aby utrzymać taką jednolitość potrzebny jest przymus – dodawał Koneczny. A to już była rola wszechwładnego państwa i społeczeństwa, które nie akceptuje indywidualizmu.Poszczególne z tych nieprzyjemnych cech da się odnaleźć w życiu innych narodów. Ale występowały obok cech bardziej pozytywnych dla mieszkańców danego kraju lub jego sąsiadów i w ten sposób niwelowały choćby częściowo działanie cech złych. Odmienność Rosji wynika z ich skumulowania.
***
W 1866 r. Fiodor Tiutczew – utalentowany poeta, dyplomata w carskiej służbie i chwalca imperialnej wielkości swojego kraju – napisał słynny wiersz o tym, że Rosji nie sposób pojąć rozumem i można w nią tylko uwierzyć.
„Умомъ Россію не понять,
Аршиномъ общимъ не измѣрить:
У ней особенная стать—
Въ Россію можно только вѣрить”.
„Rozumem Rosji nie da się pojąć
Arszynem powszechnym nie zmierzysz:
U niej szczególna natura –
W Rosję można tylko wierzyć”.
Rosyjska publiczność z entuzjazmem przyjęła to, co napisał Tiutczew. Do dzisiaj wiersz jest chętnie cytowany, jako rzekomy dowód na to, że nikt z zewnątrz nie potrafi zrozumieć „specyficznej” rosyjskiej rzeczywistości. Swoją historię Rosjanie widzą jako szczególnie skomplikowaną i przez to „lepszą” niż innych narodów, które jawią im się jako „banalne”. Jest to też dla nich dowód na wyjątkowość ich narodu i potwierdzenie dziejowej misji. Cudzoziemcy – ci którzy mają pojęcie o Rosji i jej historii – uważają słowa Tiutczewa za rozpaczliwą próbę wytłumaczenia rosyjskich sprzeczności, hipokryzji i niekonsekwencji. Sam Tiutczew nieco wcześniej, w 1855 r., nazwał Rosję „ojczyzną wiecznego cierpienia”. Wybitny historyk Alain Besançon zauważył, że dzieje Rosji zostały dobrze poznane i opisane. Istnieje – jak ujął – „spora, solidna i godna zaufania biblioteka. Dla historyka Rosja nie stanowi większej zagadki niż Francja”16. Problem jest w tym, że świat zewnętrzny bardzo często woli posługiwać się stereotypami, a nie obiektywną informacją, mimo tego, że ta jest dostępna. Świat zewnętrzny wolał też często kierować się iluzjami. A było to korzystne dla Rosji, w jakimkolwiek kształcie ona w danym momencie istniała, więc tym chętniej ożywiała owe stereotypy i iluzje, szerząc swój całkowicie nieprawdziwy wizerunek.
Ludzie pragnący zrozumieć fenomen Rosji (lub jeszcze częściej – zmuszeni do tego) tworzyli diagnozy, które dałyby kompletną odpowiedź na pytanie: dlaczego Rosjanie są inni? Częstą odpowiedzią było to, że to wynik przyjęcia wiary z Konstantynopola – prawosławia. Kościół Wschodni, w odróżnieniu od Zachodniego, gdzie nie było zgody na podporządkowanie papiestwa władzy świeckiej, jest bez porównania bardziej wobec niej uległy. Prawosławie w wersji moskiewskiej znakomicie ułatwiło stworzenie Rosji takiej, jaką znamy. Ale ta odpowiedź ma poważny brak: prawosławni są też Gruzini, Grecy, Rumuni, Słowianie bałkańscy. Ich modele życia, mentalności narodowe, są zasadniczo inne niż to, co znamy z Rosji. Co więcej – prawosławie na Ukrainie mimo trzystu lat funkcjonowania pod ciężkim butem Moskwy nie sprawiło, że Ukraińcy pod względem tożsamościowym i mentalnym stali się bardzo bliscy Rosjanom. Jest wręcz przeciwnie – im kto dokładniej poznaje kulturę ukraińską, tę wysoką, a zwłaszcza ludową, tym bardziej jest zaskakiwany jej odmiennością od świata rosyjskiego. Zatem fakt przyjęcia prawosławia nie tłumaczy inności Rosji.
Drugą odpowiedzią jest pojęcie szeroko rozumianego bizantynizmu, bliski tłumaczeniu cech Rosji przyjęciem przez nią prawosławia. Bizantynizm w tym ujęciu ma być władzą bezwzględną, niszczącą wszelką podmiotowość poddanych. Cesarz, a potem car, miał rządzić w imieniu Boga i w tymże imieniu ogłaszać prawa. Monarcha stawał się szczególnym wybrańcem Bożym17. Ale tu tak samo jak z prawosławiem: różnic jest więcej niż podobieństw. Władcy Cesarstwa Wschodniorzymskiego tracili władzę niezmiernie często, gdyż byli obalani przez swych poddanych. Ich panowanie nigdy nie było tak stabilne i długotrwałe jak rządy władców Moskwy. Nie nazywano ich „ziemskimi Bogami”, jak Rosjanie czynili wobec carów. Kościół i państwo w cesarstwie wschodnim były bardzo silnie ze sobą powiązane, ale były bytami oddzielnymi i nigdy nie doszło do takiego podporządkowania Patriarchatu Konstantynopolitańskiego władzy świeckiej, jak było z Cerkwią w Rosji. Mieszkańcy Bizancjum cieszyli się sporymi swobodami osobistymi – mogli oddawać się nauce i sztuce, podróżować po świecie, utrzymywać kontakty z cudzoziemcami, dysponować swoją własnością. Wreszcie – co bardzo ważne – nie wpadli na pomysł, aby swój kraj określać jako święty (w myśl konceptu o „świętej Rusi”), a wszystkie inne uważać za nieczyste. Mimo silnej wrogości do „Franków”, czyli Europy Zachodniej, uważali się za „Romajów” – Rzymian. Swoje państwo nazywali romajskim, czyli rzymskim, a nawet swój język – choć była to greka – nazywali mową romajską.
Wreszcie jest odpowiedź trzecia, najbardziej chyba popularna – Rosja jest częścią cywilizacji turańskiej. Jej wszystkie złe cechy, szczególnie wrogość wobec wolności i okrucieństwo, to spadek w prostej linii po imperium Czyngis-Chana i Złotej Ordzie. Wielu wybitnych autorów głosiło tę tezę. Bardzo sugestywnie brzmi bon mot markiza de Custine o tym, że gdy oskrobie się Rosjanina, to wyjdzie z niego Tatar. Ale i ta diagnoza – naszym zdaniem – jest w większości fałszywa. Owszem, niewola tatarska zrujnowała dawną Ruś. Tak jak często się zdarza, niewola promowała oportunizm, poddańczą postawę wobec opresora i brak solidarności ze współrodakami. Bezsprzecznie wpłynęła negatywnie na relacje między władzą a poddanymi oraz w ogóle stosunki międzyludzkie na wielkich obszarach Rusi. Jednak nie wszędzie w tym samym stopniu – Rusini z południa i zachodu, czyli przodkowie dzisiejszych Ukraińców i Białorusinów, nie przyjęli brutalnych wzorców relacji międzyludzkich szeroko obecnych w Rosji. Co więcej – najbardziej uprawnionym do tytułu spadkobiercy Złotej Ordy był Chanat Krymski. Tam nie trzeba było nikogo skrobać, aby znaleźć Tatara, bo chanat był państwem tatarskim. Państwo Moskiewskie ani Rosja nie mogły się równać z prawami i swobodami, którymi cieszyli się mieszkańcy prawdziwie turańskiego Chanatu Krymskiego. Władza chanów była ograniczona przez szereg czynników – silną pozycję arystokracji, autonomię podległych im plemion, wysoki status społeczny szeregowych wojowników, kodeksy honorowe i stare prawa plemienne – czyli słynną obowiązująca jeszcze od czasów Czyngis-chana jasę. Wreszcie władza chana była ograniczana i regulowana przez zasady islamu. Władza carów nie była skrępowana żadną z powyższych okoliczności ani niczym podobnym.
Tak więc ani turanizm, ani prawosławie, ani bizantynizm nie są kompleksowymi odpowiedziami – choć oczywiście są częścią wytłumaczenia. Są składnikami politycznej hybrydy, której najbardziej zasadniczym elementem był i jest woluntaryzm władzy. Carowie, a po nich generalni sekretarze, zapożyczali z zewnątrz to, co im było potrzebne do wzmocnienia ich władzy, lecz bez tych elementów, które by dawały wolność i dobrobyt poddanej im ludności. „Rosja znalazła się pod rządami bizantyjskiego rytualizmu bez bizantyjskiej czci i piękna oraz zachodniego scjentyzmu bez zachodniej wolności badań” – podsumował jej dzieje amerykański historyk kultury rosyjskiej18. To carska samowola stworzyła Rosję. Dzieje tego kraju to częściej ciąg brutalnych rewolucji niż harmonijnej ewolucji. Taką rewolucją był najazd mongolski i potem funkcjonowanie pod władzą tatarskich namiestników – baskaków – oraz podporządkowanych Ordzie miejscowych książąt. Kolejną rewolucją były rządy Iwana III, zwanego Srogim. Potem była rewolucja przeprowadzona przez jego wnuka Iwana IV, czyli Groźnego. Następnie oddolna rewolucja Smuty i znów odgórna rewolucja religijna, czyli reforma patriarchy Nikona oraz równie gwałtowna oddolna kontrrewolucja, jaką była reakcja zwolenników starego obrzędu cerkiewnego. Chwilę później swoją rewolucję przeprowadził Piotr I. A jednocześnie wybuchały chłopskie rewolty o skali masowych wojen, czyli powstania Bołotnikowa, Razina i Pugaczowa.
Przemoc była podstawową metodą regulowania konfliktów politycznych i społecznych w Rosji. Także metodą modernizacji, wedle intencji tych, którzy chcieli ją przeprowadzać. Krwawa lub tylko brutalna rewolucja była metodą zmiany. Po niej następował terror jako sposób na utrwalenie przeprowadzanych zmian i konserwowania status quo. Harmonijny rozwój zdarzał się rzadko. Okresy między wstrząsami były częściej czasem stagnacji niż ewolucji prowadzącej ku dobrobytowi i swobodzie. Oddolne rewolucje – 1905 roku, marcowa 1917, lata 1990-91 – przynosiły nieco dobra na krótki czas, ale i tak przegrywały z bezwzględnymi tyranami, którzy szybko przejmowali całkowitą władzę. Bynajmniej nie tylko brutalne elity gnębiły uciśniony lud – brutalność i okrucieństwo były zjawiskiem dwuwektorowym. „Stałego zejścia się narodu i państwa w Rosji nie ma; wręcz przeciwnie – między nimi jest ogromny dystans i próżnia, które od czasu do czasu przecinane są wybuchami krwawo-miłosnych namiętności, gdy odbywa się upuszczanie krwi to ze strony narodu (Smuta, Razin, Pugaczow, pożary rewolucji), to ze strony państwa (Groźny, Piotr, rozkułaczanie i czystka od »wrogów narodu«)” – stwierdził w 1994 r. filozof i literaturoznawca Gieorgij Gaczew.
Rozdział I
Od kiedy Rosja jest inna? Czy dawna Ruś, jeszcze przed najazdem Mongołów, też była odmienna? Inna w tym znaczeniu, nad którym tutaj się zastanawiamy – czyli w sensie ponadprzeciętnej brutalności, zaborczości, barbarzyństwa oraz braku szacunku dla wolności.
Są autorzy, którzy doszukują się korzeni negatywnych cech Rosji jeszcze w czasach sprzed najazdów mongolskich. Feliks Koneczny, komentując liczne w tamtych czasach bratobójcze walki w coraz bardziej rozrośniętej rodzinie Rurykowiczów, pisał: „Znać już było w Słowiańszczyźnie wschodniej wyraźne pierwiastki jakiejś kultury mongolsko-słowiańskiej: kult siły fizycznej, wyrodzony w brutalność, i zamiłowanie do niszczenia. Ruś dziczeje z końcem XII wieku. Niszczycielstwo przybiera rozmiary potworne: palenie i zsyłki pokonanych miast, zabieranie w niewolę kobiet i dzieci ze zdobytego miasta i sprzedawania ich itp.”19.
Tę opinię można uzupełnić malowniczą historią, której bohaterem był człowiek nazywany Giorgi Rusi, czyli Jerzy Rusin. Chodzi o kniazia Jurija Bogolubskiego, który w 1185 r. został mężem królowej Tamary Wielkiej, jednej z najwybitniejszych władczyń Królestwa Gruzji, świętej czczonej przez tamtejszą Cerkiew Prawosławną. Jurij był kniaziem bez własnego księstwa, ale z dobrego domu. Był synem władcy księstwa rostowsko-suzdalskiego Andrzeja Bogolubskiego, zabitego wiele lat wcześniej przez zbuntowanych bojarów, oraz wnukiem Jurija Dołgorukiego, który przeszedł do historii jako założyciel Moskwy. Tamara była córką króla Gruzji Jerzego III, władcy wybitnego jak później i ona. Gdy miała 17 lat, ojciec uczynił ją współwładczynią królestwa, co świadczy o jej ponadprzeciętnych przymiotach. Nie miała braci, jedynie siostrę Rusudan, która wyszła za Manuela Komnena, najstarszego syna cesarza bizantyjskiego. Jerzy III zmarł, gdy Tamara miała 24 lata i nadal była niezamężna. Wynikła wtedy paląca kwestia znalezienia jej odpowiedniego męża. Królestwo Gruzji było relatywnie silne, ale ciągle zagrożone przez potężniejszych muzułmańskich sąsiadów. Potrzebny był królewski małżonek, wódz mogący prowadzić zastępy do boju oraz ojciec następnego pokolenia rodziny panującej. Na królewski dwór doszły informacje o księciu bez ziemi, żyjącym wśród koczowniczych Kipczaków, rówieśniku Tamary. Informacje były zachęcające – przystojny, dobrze zbudowany, waleczny, sprawny jako wojownik. Kandydatura Jurija została wsparta przez jedną z dworskich koterii i wpływową ciotkę Tamary, siostrę jej ojca, także noszącą imię Rusudan. Od razu po ożenku okazało się, że między małżonkami absolutnie nie było chemii. Gruzińskie kroniki przedstawiają Jurija w najczarniejszych barwach – zarzut, że był nieokrzesanym pijakiem należy do najłagodniejszych. Miał słownie i fizycznie maltretować swoją królewską małżonkę. Zarzucono mu sodomię, czyli homoseksualizm, a nawet zoofilię i nekrofilię. Był też ponoć bardzo okrutny i skazywał na tortury ludzi, którzy popadli w jego niełaskę. Tamara od początku nie była entuzjastką małżeństwa z Jurijem, ale uległa naciskom ciotki Rusudan i wpływowych dworzan. Wytrzymała z nim dwa lata. Następnie, wbrew ówczesnym obyczajom, przeprowadziła rozwód i wypędziła swego ruskiego męża. Było to dość trudne, bowiem Jurij zdobył zwolenników w Gruzji – tę część arystokracji, której nie podobały się mocne rządy królowej Tamary. Jurij próbował odzyskać władzę, spiskując i walcząc z eks-żoną, ale został pokonany i umieszczony w klasztorze. Tu informacje o nim się kończą, więc bardzo możliwe, że tam dokonał żywota.
Pozostał w pamięci Gruzinów jako archetyp Rosjanina – pijaka i tępego brutala. Na początku XX wieku gruziński dramaturg Szałwa Dadiani napisał sztukę o Juriju. Przedstawił go całkowicie negatywnie, za co w czasach sowieckich był atakowany jako szowinista opluwający „stulecia przyjaźni rosyjsko-gruzińskiej”. W naszych czasach, już po odzyskaniu przez Gruzję niepodległości, młody pisarz Lasza Bughadze opublikował nowelę pt. Pierwszy Rosjanin. Opisał tam rozczarowanie Tamary po nocy poślubnej i wszystkie znane z kronik ekscesy oraz dewiacje seksualne Jurija. W Gruzji wybuchł skandal. Nawet w parlamencie debatowano o dziele Bughadzego. Oburzenie wynikło z tego, że autor opisał wielką i świętą monarchinię z niedostatecznym szacunkiem. Wizerunek Giorgi Rusi – jako pijaka, biseksualisty, zoofila i nekrofila – został uznany za całkowicie oczywisty.
Można mieć jednak wątpliwości, czy opisana wyżej historia nieszczęsnego kniazia i opinia Konecznego o wczesnych korzeniach barbarzyństwa są dostatecznymi dowodami na to, że Ruś zawsze była „inna”. Opinie Konecznego można przenieść na wiele krajów Europy różnych epok. Wojny z albigensami czy Wojna Trzydziestoletnia też pasują do jego opisu. Sprzedaż w niewolę kobiet i dzieci z podbitych miast to obraz – kropka w kropkę – klasycznej Hellady z czasów największego rozkwitu jej cywilizacji. Życie na dawnej Rusi było bardzo brutalne, ale nie brakowało tam jednocześnie wolności. Historia z Gruzji nie jest jednoznaczna. Jurij miał z pewnością charakter, który dzisiaj nazwalibyśmy trudnym. Dorastał w patologicznych warunkach. Ojciec – skądinąd okrutny tyran – został zamordowany, gdy Jurij miał około 14 lat. Młody książę musiał uciekać z rodzinnych włości. Bezskutecznie szukał sobie miejsca na Rusi, w końcu udał się na wygnanie. Z pewnością był brutalem, ale przecież tego oczekiwali Gruzini, gdy szukali odpowiedniego kandydata na królewskiego małżonka. Tu Jurij spełnił oczekiwania, bo poprowadził dwie zwycięskie wyprawy gruzińskich wojsk, zanim musiał pożegnać się z Tamarą. Opisy dewiacji seksualnych mogą być tylko propagandą, choć zarzut pijaństwa i braku okrzesania można uznać za więcej niż prawdopodobny. Ale taka była uroda ówczesnych młodych książąt całej Eurazji, a zwłaszcza tych, którzy mieczem musieli wyrąbywać swoje miejsce pod słońcem. Rzec można: „widziały gały, co brały”.
Opinię Konecznego i dzisiejszy gruziński odbiór przypadku niedobranego małżeństwa sprzed 800 lat można uznać za typowy ahistoryzm – ocenę post factum, na którą wpłynęło to wszystko, co wiemy o Rosji wieków późniejszych. Jej osobliwe dzieje wywierają tak sugestywny wpływ, że łatwo przychodzi doszukiwać się analogii w czasach sprzed najazdu tatarskiego. W rzeczywistości dzieje dawnej Rusi mogły potoczyć się w zupełnie różnych kierunkach. Dynamika jej historii była tak zmienna, wręcz chaotyczna, że wszystko mogło się tam zdarzyć. Dawna Ruś była zbiorowiskiem różnorodnych krain, których ludność nie wykazywała skłonności do poddania się silnej władzy. Wręcz przeciwnie – ziemie ruskie przypominały jedno wielkie pogranicze, gdzie każdy mógł nagle zniknąć, pojawić się gdzie indziej i zacząć tam nowe życie.
***
Fragment ziem dawnej Rusi jest najprawdopodobniej praojczyzną Słowian. Spośród wszystkich hipotez najczęściej wskazuje się tereny środkowego Naddnieprza i Polesia, czyli obszary należące dzisiaj do Ukrainy i Białorusi. Stąd miały wyjść kolejne fale nadzwyczaj dynamicznej ekspansji, która w początkach średniowiecza szła na zachód oraz południe i doprowadziła finalnie do powstania narodów polskiego, czeskiego, słowackiego, łużyckiego, słoweńskiego, chorwackiego, serbskiego i bułgarskiego. Inni słowiańscy „konkwistadorzy” i osadnicy szli na północ oraz północny wschód, kolonizując ziemie zamieszkane przez liczne, ale niezbyt ludne plemiona ugrofińskie, asymilując je stopniowo i tworząc w ten sposób krainę zwaną potem Rusią. Efektem tej wędrówki na północ, a zwłaszcza na północny wschód, jest obecna Rosja. Tereny, gdzie wytworzył się etnos wielkoruski, czyli dzisiejsi Rosjanie, aż do wczesnego średniowiecza były zamieszkane przez ludy ugrofińskie. W następnych stuleciach zostały wyparte lub zeslawizowane, stając się częścią nowego narodu rosyjskiego.
Plemiona wschodniosłowiańskie od początku odnotowanych dziejów wykazywały się wielką dynamiką demograficzną. Rozwijały się w krainie niemalże nieograniczonych możliwości. Zasoby ziemi były bezmierne – to przecież ludzi brakowało, aby ją uprawiać. Lasy obfitowały w dobra, na które był popyt w całym ówczesnym świecie – futra, miód, wosk. Wielkie rzeki, z Dnieprem na czele, tworzyły znakomitą infrastrukturę komunikacyjną i ułatwiały zyskowny tranzyt między odległymi krainami. W skandynawskich sagach północ późniejszej Rusi nazywano Gardarikki – królestwo miast. Nazwa wynikła z obserwacji, że było tam wiele całkiem ludnych grodów, solidnie ufortyfikowanych wałami i palisadami. Ta ówczesna forma urbanizacji świadczyła o tym, że przede wszystkim handel był źródłem bardziej kuszących zysków niż żmudna praca na roli. Kupcy tamtych czasów łączyli handlowanie z uprawianiem łupiestwa i rabunków, gdy tylko nadarzała się okazja. Taki był wtedy „skandynawski model pracy”, czyli sposób działania wikingów. Z pewnością kupcy innych nacji, w tym wschodni Słowianie, również oddawali się podobnym praktykom, zależnie od okoliczności. Ta wyższość handlu nad rolnictwem była ważnym czynnikiem, który utrudniał stabilizację i konsolidację ziem zwanych później ruskimi. Służył za to rozwojowi warownych grodów, gdzie można było schronić się z uzyskanymi na różne sposoby bogactwami.
Historiografia rosyjska przedstawia dzieje Rusi i Rosji według prostego schematu, że już u zarania średniowiecza plemiona ruskie były bardzo blisko ze sobą związane, a jedyną kwestią było jak najszybsze ich zjednoczenie i unifikacja. Szkodliwymi anomaliami, wynikającymi ze złej woli, knowań zewnętrznych, głupoty i egoizmu lokalnych wielmożów, miały być te zdarzenia, gdy któreś plemię, region lub gród walczyły o swoją samodzielność. Ale podziały wewnątrz Słowian wschodnich były bardzo silne i wyraziste, nie wynikały jedynie z lokalnych partykularyzmów i czyichś intryg. Powstawanie wielkich i żywotnych ośrodków miejskich, wielkie odległości, różnice przyrodnicze i wynikające z tego odmienne sposoby gospodarowania, inni sąsiedzi i różne interesy zewnętrzne, kierowały rozwój Słowiańszczyzny Wschodniej w stronę policentryzmu. Miał rację najsłynniejszy historyk ukraiński Mychajło Hruszewski, pisząc, że dawna Ruś była konfederacją, a nie jednolitym organizmem. Rzeczą naturalną było wykształcenie się osobnych narodów wschodniosłowiańskich, a rosyjskie twierdzenia o ciągłym istnieniu jednego ruskiego etnosu z ośrodkiem najpierw w Kijowie, a potem w Moskwie można uznać za imperialistyczną uzurpację. Jest charakterystyczne, że plemiona wschodniosłowiańskie nie miały nawet dla siebie jednej wspólnej nazwy – tak samo jak nie miały ich i nie mają dla siebie Słowianie Zachodni czy Południowi. Jako zbiorcze określenie „Ruś” wschodni Słowianie przyjęli obcy skandynawski termin. Szwecja po fińsku nazywa się „Ruotsi”, ale Rosjan Finowie nazywają „Venalaiset”. Według kolejnego z przypuszczeń nazwa Ruś może pochodzić od szwedzkiego regionu Roslagen, skąd mieli przybywać normańscy wojownicy, którzy przejmowali władzę we wschodniosłowiańskich grodach i tworzyli tam dla siebie księstwa. Z pewnością w IX i X wieku termin „Rusowie” nie oznaczał Słowian. Odnosił się do dobrze zorganizowanych grup wojowników, które nawet jeśli miały wieloetniczny charakter, to dominowali w nich i nadawali im swój charakter Skandynawowie. „Naród słowiański i ruski to jedno i to samo, przecież od Waregów nazwali się Rusią, a dawniej byli Słowianami” – pisał Nestor, najwybitniejszy kronikarz ruskiego wczesnego średniowiecza. Zapisał to na początku XII wieku, czyli ponad 200 lat od przybycia Ruryka i w momencie, gdy normańscy przybysze byli już całkowicie zeslawizowani.
Aby to wytłumaczyć, trzeba wrócić do wielkich rzek wschodniej Europy. Zapraszały one żeglarzy tak dobrych jak Skandynawowie do ich dalekiej eksploracji. Wpływając w Dźwinę i rzekę Wołchow, łatwo można było dotrzeć do przewłok umożliwiających przeciągnięcie łodzi dalej do Dniepru i Wołgi. Ta druga rzeka, największa w Europie, umożliwiała Normanom łatwe dopłynięcie do Morza Kaspijskiego i tym samym – do Persji. W celach zarówno handlowych jak i rabunkowych. Nieporównanie ważniejszy był szlak prowadzący od Zatoki Fińskiej, rzekami Wołchow i Łowat’ do Dniepru, a stamtąd przez Morze Czarne do Miklagardu, czyli Konstantynopola. W sagach i wykuwanych w kamieniach inskrypcjach runicznych nazywany był Austrvegr, czyli szlak wschodni. Słowiańscy autorzy dawnych latopisów nazywali go barwniej i precyzyjniej – drogą od Waregów do Greków. Ta pradziejowa magistrala przyciągała Normanów i zachęcała do zainteresowania się korzyściami z osiedlenia się na ziemi Słowian.
Tu trzeba wybiec do roku 1749 i jednego z posiedzeń cesarskiej Akademii Nauk w Petersburgu. Etatowy nadworny historyk Gerhard Friedrich Mueller wygłaszał swój wykład. Wydawało się, że będzie to wydarzenie rutynowe, jeszcze jedna prelekcja przedstawiana na posiedzeniach Akademii. Tematem były początki narodu rosyjskiego oraz pochodzenie jego nazwy. Mueller nie był pionierem badań w tym zakresie. Powołał się na ustalenia Theophilusa Siegfrieda Bayera, również uczonego z Akademii petersburskiej (zmarłego kilka lat przed wykładem Muellera). Prelegent stwierdził, że Ruś Kijowska powstała dzięki udziałowi Normanów. Nie dokończył wykładu, bo przeszkodziły w tym okrzyki oburzenia. Astronom Popow, także członek Akademii, zarzucił Muellerowi, że obraża naród rosyjski. Wybuchła awantura, którą musiała rozstrzygać sama caryca Elżbieta. Powołana została komisja z udziałem m.in. najwybitniejszego rosyjskiego uczonego tamtej epoki Michaiła Łomonosowa. Stwierdził on jednoznacznie, że Niemiec Mueller szkodzi interesom państwa rosyjskiego. Za karę prace Muellera zostały skonfiskowane i zniszczone, a on sam otrzymał zakaz badania wczesnej historii Rosji, mimo jego wielkich zasług w opracowywaniu i wydawaniu źródeł do jej dziejów20. Był bowiem pionierem w tej dziedzinie21. Jeśli chodzi o Łomonosowa to miał chwilę satysfakcji, bo od lat gardłował przeciw dominacji Niemców w ówczesnej nauce rosyjskiej, za co nawet raz został ukarany kilkumiesięcznym aresztem. Satysfakcja była jednak krótka, bo mimo incydentu z Muellerem Niemcy nadal dominowali – zresztą nie mogło być inaczej, uwzględniwszy ogólny stan oświaty i kultury XVIII-wiecznej Rosji. Wiele lat później, już za panowania następnej carycy, Łomonosow stanął przed jej obliczem i usłyszał słowa uznania pod swoim adresem. Caryca Katarzyna, czystej krwi Niemka, zapytała, jak może go nagrodzić za jego wybitne osiągnięcia naukowe. Łomonosow wypowiedział słynne słowa: „Matuszka, proizwiedi mienia w Giermancy”, czyli „Mateczko, mianuj mnie na Niemca”22. Teoria normańska dotycząca początków Rusi nadal jest w Rosji traktowana jak herezja. Ukraińcy i Białorusini podchodzą do niej spokojniej, co innego uważając za istotne w opisach własnej etnogenezy. Przy okazji widzą w teorii normańskiej potwierdzenie więzi z Europą, co z kolei dla nastawionych niechętnie wobec Zachodu Rosjan jest kamieniem obrazy. W Rosji, a wcześniej w Związku Sowieckim, teoria normańska wywołuje kompulsywne reakcje. Dziesiątki autorów, w tym historycy naprawdę wybitni, wydatkują ogrom energii na udowadnianie, że udział Waregów był bez znaczenia, przypadkowy, a najbardziej zapiekli twierdzą wręcz, że Ruryk i jego drużyna byli czystej krwi Słowianami. W Związku Sowieckim teoria antynormańska była doktryną obowiązkową, a gdy któremuś z autorów zdarzyło się napisać kilka słów za dużo na temat obecności Normanów, to ponosił tego nieprzyjemne konsekwencje. W dzisiejszej Rosji presja oczywiście nie jest tak duża, ale i tak nie ma zbyt wielu chętnych, aby popierać teorię normańską.
W sumie – jeśli chodzi o sprawczą moc Waregów – nie ma powodów do wstydu. Normanowie stworzyli państwo w północnej Francji, czego pamiątką jest nazwa regionu Normandia. Później nawet na Sycylii. Tworzyli własne królestwa w Irlandii, Szkocji, wyspie Man i w ogóle Wielkiej Brytanii. Widać, że mieli państwowe „know-how”, które wykorzystywali najpierw wbrew podbitym tubylcom (choć w przypadku Rusi zazwyczaj za zgodą i przy współudziale miejscowej ludności), ale potem szybko byli wchłaniani, aż do całkowitej asymilacji. Już w IX wieku jacyś Rusowie opływali morza u brzegów Europy i próbowali napadać na najbogatsze miasta. W roku 844 zaatakowali arabską wtedy Andaluzję i usiłowali zdobyć Sewillę. W tym przypadku pod pojęciem Rusów nie mogli skrywać się słowiańscy żeglarze znad Dniepru czy rzeki Wołchow, lecz jedynie Skandynawowie23. W 860 r. flotylla Rusów pojawiła się po raz pierwszy pod Konstantynopolem. Przypłynęli na dwustu łodziach i oblegli cesarską stolicę. Po tygodniu zwinęli oblężenie i odpłynęli w siną dal. W rosyjskiej wersji historii to wydarzenie jest przedstawiane jako wyczyn bezpośrednich przodków – niemalże oficjalny początek rosyjskiego „Wojenno-morskogo fłota”. Jest jednak więcej niż wątpliwe, aby owi Rusowie byli Słowianami. Jak zaznacza w swej fundamentalnej pracy Richard Pipes, we wszystkich źródłach historycznych z tej epoki – wytworzonych przez Bizantyjczyków, Arabów, czy też kronikarzy z Zachodniej Europy – Rusowie w każdym przypadku oznaczali Skandynawów24. Ale jednocześnie w tym samym okresie splotły się losy Normanów, zwanych Waregami, i wschodnich Słowian, co w rezultacie zaowocowało powstaniem Rusi takiej, jaką znamy. Staroruski latopis zwany „Powieścią minionych lat”, „Powieścią doroczną” lub „Kroniką Nestora” podaje, że w roku 862 władzę w Nowogrodzie Wielkim przejął Wareg Ruryk, zaproszony do objęcia władzy przez miejscową ludność. Ruryk to słowiańska wersja normańskiego imienia, które prawdopodobnie brzmiało Hroerikr. Nowogród, zamieszkały w większości przez Słowian, był od dawna dobrze znany Skandynawom, którzy nazwali go po swojemu: Holmgard. Wcześniej rządzili w Nowogrodzie-Holmgardzie jacyś inni Waregowie, ale zostali wypędzeni. Potem jednak miejscowym nie udało się wyłonić lokalnej trwałej władzy. Postanowili znaleźć nowych, lepszych Waregów. W poselstwie, które miało wezwać Ruryka-Hroerikra, byli przedstawiciele Słowian Ilmeńskich, Krywiczów, Czudzi i Weś – czyli dwóch północnych plemion wschodniosłowiańskich i dwóch plemion ugrofińskich. Nie była to reprezentacja całej późniejszej Rusi. „Powieść doroczna” tak objaśniała początki państwa ruskiego: „I wygnali [Słowianie] Waregów za morze i nie dali im dani i poczęli sami sobą władać, i nie było u nich prawdy i powstał ród na ród i były wśród nich zamieszki i poczęli sami siebie wojować. I powiedzieli sami sobie: Poszukajmy sobie kniazia, żeby władał nami i sądził według prawa. I poszli za morze ku Waregom ku Rusi i powiedzieli: Ziemia nasza wielka i bogata, a porządku w niej nie ma. Pójdźcie kniażyć i władać nami. I wybrali się trzej bracia z rody swoimi, wzięli ze sobą wszystką Rus i przyszli: starszy Ruryk siadł w Nowogrodzie, a drugi Sineus w Białoozierze, a trzeci Truwor w Izborsku. I od tych Waregów przezwała się ziemia ruska”. Kronikarz odnotował też słowa, którymi wysłannicy zachęcali Waregów do objęcia władzy: „Ziemia nasza wielka jest i obfita, a ładu w niej nie ma. Przychodźcie więc rządzić i władać nami”25.
Jednocześnie na pozostałych terenach wschodniej Słowiańszczyzny inni Waregowie szukali swojego miejsca do życia. Dwa lub trzy lata po zaproszeniu Hroerikra do Nowogrodu dwaj Skandynawowie Askold, czyli właściwie Haskuldr i jego towarzysz Dir (Dyre) zdobyli Koenugardr, jak po normańsku nazywał się Kijów. Ponoć byli drużynnikami Hroerikra i za jego zgodą pożeglowali na południe. Po zainstalowaniu się w Kijowie Askold i Dir od razu podjęli łupieżczą wyprawę na Konstantynopol, ale bez żadnego sukcesu odbili się od jego potężnych murów. Hroerikr vel Ruryk zajął szczególne miejsce w ruskiej, a potem rosyjskiej mitologii narodowej jako ojciec nie tylko dynastii, ale też w ogóle całej Rusi-Rosji. Jak Rosjanie godzą zwalczanie teorii normańskiej z kultem Ruryka? To jeden z przykładów ich schizofrenicznej skłonności do łączenia rzeczy i osób, których zgodnie z rozsądkiem i logiką nie powinno się łączyć. Rosja jest jednak krajem, gdzie na manifestacjach niesie się obok siebie ikonę z przedstawieniem rozstrzelanego przez bolszewików cara Mikołaja II jako świętego i obok takiż sam święty obraz z Józefem Stalinem z aureolą wokół głowy. W każdym razie Hroerikr miał dwie zasługi: jedną tę, że przybył do Nowogrodu, drugą – że w chwili śmierci zostawił małoletniego syna Ingvara, czyli drugie pokolenie potężnej w przyszłości dynastii. Ingvar do historii przeszedł pod zeslawizowanym imieniem Igor26.
Rurykowiczów, a może w ogóle Rusi, nie byłoby, gdyby nie lojalność i zdolności człowieka o imieniu Helgi, który do historii Rusi przeszedł jako Oleg, zwany też Olegiem Wieszczym, czyli Mądrym. Był to krewny, a może tylko powinowaty Hroerikra, któremu ten powierzył państwo i wychowanie małego Ingvara. Helgi nie skorzystał z okazji, aby po śmierci Hroerikra pozbyć się chłopca i samemu posiąść królestwo. Okazał się być jak dobry sługa z ewangelicznej przypowieści o talentach. Pomnożył włości Hroerikra i przekazał je Ingvarowi. Śmierć Hroerikra jest datowana na 879 r., a już trzy lata później Helgi podporządkował sobie Smoleńsk, a wkrótce i Kijów. Tam napotkał trudność w postaci obecności Askolda i Dira – zapewne jego dobrych znajomych z czasów wspólnej służby w drużynie Hroerikra-Ruryka. Helgi-Oleg pozbawił ich obu życia, głosząc, że nie pochodzili oni z odpowiednio szlachetnego rodu, by móc panować nad grodem takim jak Koenugardr-Kijów: „Wy nie jesteście kniaziami, ani z rodu kniaziowego, lecz ja jestem kniaziowego rodu”27. Po ich śmierci Helgi-Oleg osiadł w Kijowie, a miasto stało się stolicą formującego się państwa. Stamtąd podjął wyprawy na niepodległe plemiona wschodniosłowiańskie Drewlan, Siewierzan i Radymiczów. Ci ostatni płacili daniny potężnemu Kaganatowi Chazarskiemu. Kroniki odnotowały prosty i bezpretensjonalny komunikat Olega odnośnie do tego, komu Radymicze powinni płacić dań: „Nie dawajcie Chazarom, jeno mnie dajcie”28. Kilkanaście lat później, w 907 r., Helgi-Oleg wyprawił się na Konstantynopol. Według latopisu wziął ze sobą „mnóstwo Waregów, i Słowien [ilmeńskich], i Czudzi, i Krywiczów, i Merian, i Drewlan, i Radymiczów, i Polan, i Siewierzan, i Wiatyczów, i Chorwatów, i Dulebów, i Tywerców”. Rusowie plądrowali wybrzeże, mordowali i torturowali mieszkańców. Wyprawa wystraszyła Bizantyńczyków, więc Helgi przybił swoją tarczę do wrót Konstantynopola na znak, że tam dotarł, a następnie zawarł korzystny układ z cesarzem. Niedługo potem, w 911 r., Helgi-Oleg zawarł nowy pakt przyjaźni z Bizancjum. Co ciekawe prawie wszyscy posłowie Rusów – kilkunastu ludzi – mieli normańskie imiona, a dwaj fińskie. Słowiańskich imion nie odnotowano29. Jednocześnie inna wyprawa Rusów dotarła na Morze Kaspijskie i spustoszyła wybrzeża Persji.
Helgi zmarł w 912 r., ponoć ukąszony przez żmiję. Do tego czasu syn Ruryka Ingvar-Igor zdążył już dorosnąć. Był żonaty z Helgą, która do ruskiej i rosyjskiej historii przeszła jako Olga – czczona przez Cerkiew prawosławną jako święta „równa Apostołom”. Nic dokładnego nie wiadomo o jej pochodzeniu poza tym, że też pochodziła z wareskiego rodu. Ale ona i jej mąż Ingvar Hroerikson, czyli Igor Rurykowicz, musieli być już w jakimś stopniu zeslawizowani. Swojemu synowi, następnemu władcy Rusi, nadali czysto słowiańskie imię – Światosław. Ingvar-Igor kontynuował agresywną politykę swojego wychowawcy Olega. Wysłał kolejną wyprawę przeciw Persji. Rusowie złupili trzy perskie prowincje o egzotycznych nazwach Gilan, Szirwan i Tabaristan, ale nie zdołali dowieźć łupów do domu, bo w drodze powrotnej zostali napadnięci i wybici przez Chazarów. W tym czasie Ingvar wojował z Drewlanami, którzy nie chcieli płacić większych danin, niż robili to za Olega. Jednocześnie walczył z koczowniczym plemieniem Pieczengów, którzy wówczas po raz pierwszy pojawili się na stepach czarnomorskich i przez kilka stuleci odgrywali ważną rolę w dziejach Rusi, Bałkanów, a także Węgier. Rusowie dalej najeżdżali Persję, a jeszcze częściej bizantyńskie prowincje położone nad Morzem Czarnym. Wyprawy wiódł osobiście Igor, pustosząc Bitynię i Paflagonię. Tym razem Rusom poszło znacznie gorzej niż w czasie wcześniejszych wypraw. Bizantyńczycy przywitali ich flotę ogniem greckim, co zakończyło się straszną klęską Rusów: „Coś jak błyskawice z niebios mają Grecy u siebie, i puszczając ją, popalili nas, przeto nie zwyciężyliśmy ich”30. Ingvar-Igor poczuł się zmuszony do zawarcia porozumienia z Bizancjum.
Ostatecznie zgubiła go zachłanność. Jego wojowie zaczęli skarżyć się na to, że drużynnicy Swenelda, namiestnika Ingvara na ziemi Drewlan, żyją lepiej niż oni. A to dzięki dostatkom ziemi drewlańskiej. Namówili Ingvara, aby „wyrównać” im to ponownym pobraniem daniny od Drewlan: „Pachołkowie Sweneldowi przyodziali się w oręż i odzież, a my nadzy. Pójdź, kniaziu, z nami po dań, a i ty dobędziesz, i my”31. Doszło do grabieży Drewlan, ci w odpowiedzi zaatakowali i zniszczyli wyprawę Ingvara, zabijając jego samego – „Jeżeli zasmakuje wilk w owcach, to wyniesie całe stado, jeśli nie ubiją go; jeżeli nie zabijemy go, to wszystkich nas wygubi”32. Było to w roku 945. Rządy przejęła wdowa. Helga-Olga okazała się władczynią sprawną. Bardzo szybko po śmierci męża najechała na ziemię Drewlan, okrutnie mszcząc jego śmierć. Później jednak rządziła spokojniejszymi metodami. Nie prowadziła wypraw łupieżczych tak jak Ingvar czy wcześniej Helgi – być może tylko z tego powodu, że była kobietą, więc trudno było jej być wodzem. Zacieśniały się w tym czasie więzi Kijowa z Konstantynopolem. „Bezrobotni” z powodu pokojowej polityki Olgi wojowie zaciągali się na służbę cesarzy bizantyńskich. W 955 lub 956 r. Olga przyjęła chrzest, ale była to tylko jej indywidualna decyzja. Nie oznaczało to chrztu Rusi. W 957 r. jej syn Światosław doszedł do takiego wieku, że mógł objąć samodzielne rządy. „Emerytowana” władczyni Helga-Olga postanowiła odwiedzić Konstantynopol. Została tam jednak przyjęta w sposób – jej zdaniem – nie dość dostojny. Cesarz Konstanty VII Porfirogeneta widział w niej władczynię państwa wasalnego, a chrzest Helgi w obrządku wschodnim był dla niego tego dowodem33. Urażona Helga dwa lata później wysłała posłów na Zachód, aby uzyskać stamtąd biskupa, który by zorganizował metropolię w Kijowie podległą papieżowi, a nie Konstantynopolowi. Król Niemiec, później też cesarz Świętego Cesarstwa Rzymskiego Otton I, wysłał do Kijowa mnicha Adalberta, ale tenże się nie sprawdził i Światosław odesłał go do domu. W ten sposób chrześcijaństwo zachodnie straciło szansę na chrzest Rusi w obrządku łacińskim. Z drugiej strony może w ogóle nie było to możliwe – nie było przecież żadnej rzeki takiej jak Dniepr, którą można było szybko i często przemieszczać się z Kijowa do Rzymu. Ówczesna komunikacja z Konstantynopolem była o niebo łatwiejsza. Syn Olgi książę Światosław nigdy się nie ochrzcił, był gwałtownym człowiekiem, kochał podboje i wyprawy, żył tak jak jego drużynnicy życiem prostego wojownika. Nosiło go po świecie. Pierwsze wyprawy przedsięwziął na podległe mu plemiona wschodniosłowiańskie, aby przypomnieć im, komu mają płacić daniny. Ale już w roku 964 ruszył na potężnego przeciwnika – Kaganat Chazarski. Zdobył stolicę Itil, zdemolował silne do tej pory państwo Chazarów i aby podkreślić swą potęgę, Światosław przyjął tytuł kagana. Był to ówcześnie ważny element prestiżu, bo tytułem tym posługiwali się też syn i wnuk Światosława – Włodzimierz Wielki i Jarosław Mądry.
Dla Światosława było to mało. Cztery lata później wyprawił się, aby podbić ziemie bułgarskie i tam stworzyć dla siebie zupełnie nowe państwo. „Nie lubię Kijowa, chcę zamieszkać nad Dunajem, tam spływają wszelkie bogactwa” – oznajmił kniaź swoim wojom i rozpoczął ciężką dlań wojnę z Bizancjum, bowiem cesarstwo władało wówczas na tamtych ziemiach. Cesarz Jan I Tzimiskes odparł atak. Następnie osaczył Światosława i jego wojsko w naddunajskiej twierdzy Dorystolon. Oblężenie trwało przez kilka miesięcy roku 971. Obie strony walczyły zażarcie. Rusowie, wtedy jeszcze poganie, próbowali uprosić wsparcie swych bogów najcenniejszymi ofiarami. Składali im krwawą tryznę z niemowląt i najlepszych rumaków. Bogowie jednak nie przyjęli ofiar i nie odmienili biegu wojny. Światosław został zmuszony do zawarcia pokoju, czyli do całkowitego opuszczenia ziem naddunajskich i rezygnacji z planów, aby tam tworzyć dla siebie państwo. Jeden ciekawy szczegół z tamtego czasu warto podać, bo nieustannie zapładniał on wyobraźnię malarzy i rysowników w Rosji, a jeszcze bardziej na Ukrainie. Według opisu bizantyńskich kronikarzy Światosław wyglądał malowniczo – głowę miał ogoloną z wyjątkiem długiego czuba, czyli jakby nosił osełedec, długie wąsy mu zwisały, a w ucho miał wbity kolczyk. Czyli prezentował się niemal tak samo jak zaporoski Kozak z XVII wieku. De facto możemy być pewni, że Światosław – mimo słowiańskiego imienia – tak jak inni Waregowie z jego otoczenia mieli ziemie ruskie głęboko w nosie. Byli konkwistadorami, których interesowały szybko zdobywane bogactwa. Państwa tworzyli niejako przy okazji, tam, gdzie nie było takiej organizacji, aby zabezpieczyć sobie spokój przy pomnażaniu dóbr. Waregowie byli przede wszystkim spółką handlową w stylu Kompanii Wschodnioindyjskiej z XVII wieku, a dopiero potem – bardziej z musu niż własnego planu – żywiołem państwotwórczym.
Bułgarska awantura Światosława odbyła się rok po śmierci Helgi-Olgi. Czyżby rozsądna matka, pamiętając los swojego równie narwanego męża, powstrzymywała syna przed nadmiernym awanturnictwem? Wygląda na to, że Światosław bardzo chciał wyrwać się z nielubianego przezeń Kijowa. Przed wyprawą nad Dunaj podzielił swoje władztwo między trzech synów – najstarszy Jaropełk miał rządzić w Kijowie, średni Oleg otrzymał ziemię Drewlan, a najmłodszy, małoletni jeszcze wtedy Włodzimierz, dostał Nowogród. W ten sposób kniaź uruchomił mechanizm stałych walk bratobójczych, które nękały Ruś przez kilka następnych stuleci. Czy można go za to winić? Podziały dynastyczne były częstym obyczajem w ówczesnych monarchiach, a Ruś była tak rozległa i różnorodna, że nie miała szans na funkcjonowanie jako jednolite państwo. Do konfliktu między braćmi doszło bardzo szybko, bo Światosław nie wrócił już do Kijowa. Stracił życie w drodze powrotnej z wyprawy bułgarskiej, zabity przez Pieczengów, gdzieś nad Dnieprem. Walkę o tron zaczął Jaropełk, atakując Olega, który zginął w bratobójczej walce. Po wyeliminowaniu średniego brata Jaropełk ruszył na najmłodszego. Z początku odniósł zwycięstwo, a młodziutki Włodzimierz, zwany po normańsku Valdamarr, uciekł z Rusi najpewniej do kraju przodków, czyli Skandynawii. Dość szybko jednak wrócił wzmocniony zamorskimi posiłkami pod wodzą Hakona Sigursdsona, późniejszego władcy Norwegii. Jaropełk przegrał i zginął z rąk wojów Włodzimierza. Zwycięzca osiadł w Kijowie i zaczął politykę taką, jaką prowadzili jego przodkowie.
Pierwszym celem był Połock. Paltejsborg, jak zwali ten gród Waregowie. Połock, położony nad rzeką Dźwiną, miał łatwy dostęp do Bałtyku i Skandynawii. Ulokowała się w nim i stworzyła własne państewko inna rodzina Waregów, niespokrewniona z rodem Hroerikra. W Połocku rządził niejaki Ragnvaldr, zwany po słowiańsku Rogwołodem. Miał córkę Ragnheid, którą w ruskich kronikach zapisano jako Ragnedę. I wydarzył się typowy wczesnośredniowieczny dramat: Włodzimierz zażądał jej ręki, Ragneda nie chciała za niego wyjść, a co gorsza obraziła go, nazywając „synem niewolnicy”. Ojciec wsparł córkę
