Dla kogo jest miasto? - Magdalena Milert - ebook + audiobook + książka
NOWOŚĆ

Dla kogo jest miasto? ebook i audiobook

Magdalena Milert

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

17 osób interesuje się tą książką

Opis

Wyobraź sobie miasto, w którym czujesz się dobrze. Miasto, które nie wyklucza i otacza opieką. Tutaj nie musisz co rano sprawdzać poziomu zanieczyszczenia powietrza ani przebiegać przez pasy, bo zielone światło trwa zbyt krótko. Koła wózka, który prowadzisz, nie utykają w szczelinach, a gdy się zmęczysz, możesz usiąść na ławce skrytej w cieniu zieleni.

Magdalena Milert (@pieing) udowadnia, że codzienność może tak wyglądać. Jako architektka i urbanistka z wieloletnim doświadczeniem analizuje problemy polskich miast i prezentuje rozwiązania mogące uzdrowić naszą przestrzeń. W przystępny sposób przedstawia najnowsze badania, własne obserwacje oraz innowacje, które zmieniły na lepsze życie mieszkańców Barcelony, Waszyngtonu czy Sao Paulo.

Milert proponuje wizję miasta otaczającego opieką wszystkich mieszkańców – nie tylko silnych, sprawnych i głośno deklarujących swoje potrzeby, ale i tych, którym obecnie stosowane rozwiązania utrudniają, a niekiedy nawet uniemożliwiają uczestniczenie w życiu społeczności. Nasze miasta nie muszą być nieprzystępne, przegrzane i drogie – czas zastanowić się, jak stworzyć je na nowo. Tak, by każdy czuł się w nich mile widziany.

Ta książka zapewni ci całe spektrum emocji: od wściekłości wywołanej wykluczeniem po poczucie motywacji do wdrażania zmian. Wspólnie możemy stworzyć miasta, w których chce się żyć.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 299

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 1 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Magdalena Schejbal

Oceny
4,4 (16 ocen)
9
5
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Tynka8

Dobrze spędzony czas

3.75 Dla osób zainteresowanych tematem (a ponadto śledzących instagram @pieing) zagadnienia poruszane w książce nie będą niczym nowym, ale dla kogoś kto dopiero chce się czegoś dowiedzieć to będzie świetna pozycja na start. I super, że jest podana literatura!
00
DzikieNieogary

Z braku laku…

Fantastycznie, że jest podana literatura i ewentualne ścieżki działania dla alduzi chcących mieć aktywny wpływ na to jak wygląda miasto (albo podobijać się od ścian i dowiedzieć dlaczego nie może się zmienić). Całość ma tak pesymistyczny wydźwięk, że jest trochę nie dla mnie. Mimo tego, że mamy kilka success stories, to pozycja emanuje jakimś takim defetyzmem. Do tego niektóre kwestie, które porusza sprawiły, że uśmiechnęłam się czule. Ogólnie w porządku, bo krótka, ale spodziewałam się po niej o wiele więcej.
01



Co­py­ri­ght © Mag­da­lena Mi­lert, 2025 Co­py­ri­ght © Wy­daw­nic­two Po­znań­skie sp. z o.o., 2025
Re­dak­tor ini­cju­jący: An­drzej Szew­czyk
Re­dak­torka pro­wa­dząca: Agata Łu­gow­ska
Mar­ke­ting i pro­mo­cja: Agata Gać, Do­mi­nika Czar­ska-Ja­chi­mo­wicz
Re­dak­cja: Ad­rian Sta­chow­ski
Ko­rekta: Zu­zanna Żół­tow­ska, Ka­ta­rzyna Sarna
Pro­jekt ty­po­gra­ficzny i ła­ma­nie: Mag­da­lena Rząsa
Pro­jekt okładki i strony ty­tu­łowe: Ni­kola Hahn
Ze­zwa­lamy na udo­stęp­nia­nie okładki książki w in­ter­ne­cie.
ISBN 978-83-68479-58-4
Wy­daw­nic­two Po­znań­skie Sp. z o.o. ul. Fre­dry 8, 61-701 Po­znań tel. 61 853-99-10re­dak­cja@wy­daw­nic­two­po­znan­skie.plwww.wy­daw­nic­two­po­znan­skie.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Wstęp

Od kiedy do­wie­dzia­łam się, że ist­nieje coś ta­kiego jak lot fu­ra­żowy, stale do­strze­gam go wo­kół sie­bie. Na pierw­szy rzut oka to je­dy­nie ter­min bio­lo­giczny – opis ru­chu pta­ków, które trosz­cząc się o swoje pi­sklęta, part­ne­rów, o całe to kru­che ży­cie w gnieź­dzie, wy­ru­szają w świat po po­ży­wie­nie. Każdy prze­lot jest sta­ran­nie prze­my­ślany, jego tra­jek­to­ria uło­żona we­dług po­trzeb i ogra­ni­czeń. Ale kiedy raz spoj­rzysz na mia­sto przez pry­zmat tej tro­ski, nie da się już tego za­po­mnieć.

Wi­dzę ją w mie­ście, gdy pa­trzę na matkę za­pi­na­jącą dziecku kurtkę pod przed­szko­lem, star­szego pana kar­mią­cego kaczki, na­sto­latkę roz­ma­wia­jącą ze swoją ko­le­żanką na przy­stanku. Te po­zor­nie zwy­czajne sceny ukła­dają się w opo­wieść o wza­jem­nej tro­sce i uwa­dze. Mia­sto, w któ­rym ży­jemy, jest pełne wraż­li­wo­ści ukry­tej w co­dzien­nych ge­stach – wy­star­czy na chwilę przy­sta­nąć, by ją do­strzec.

Mimo to przez lata sły­sza­łam zu­peł­nie inną opo­wieść o mie­ście. Tłu­ma­czono mi, jak po­win­nam z niego ko­rzy­stać, któ­rędy cho­dzić, za­zna­czano, że nie po­win­nam czuć się w nim zbyt pew­nie. Mó­wiono mi, gdzie wy­pada sia­dać, które miej­sca są bez­pieczne, po któ­rych mogę cho­dzić, gdzie prze­by­wać, a które na­leży omi­jać.

Wy­kształ­ce­nie ar­chi­tek­to­niczne na­uczyło mnie po­strze­gać prze­strzeń jako zbiór funk­cjo­nal­nych roz­wią­zań, łą­czą­cych es­te­tykę i er­go­no­mię z twar­dymi wy­tycz­nymi tech­nicz­nymi. W tej nar­ra­cji mia­sto ja­wiło się jako be­to­nowa dżun­gla albo spraw­nie dzia­ła­jąca ma­szyna, za­pro­jek­to­wana czę­sto we­dług su­ro­wych za­sad. Przed­sta­wiano mi je w taki spo­sób, jakby ist­niała tylko jedna wła­ściwa per­spek­tywa pa­trze­nia na prze­strzeń. Mó­wiono, że to struk­tura, ukła­danka funk­cji, eko­no­miczne kal­ku­la­cje i ciągi ko­mu­ni­ka­cyjne. Ten ję­zyk był mi obcy, a jed­nak go przy­swa­ja­łam – naj­pierw na uczelni, a po­tem w pracy.

Przez lata pracy w za­wo­dzie wi­dzia­łam pro­jekty pod­po­rząd­ko­wane głów­nie wy­mo­gom eko­no­micz­nym, rzadko uwzględ­nia­jące coś tak nie­uchwyt­nego jak tro­ska czy wraż­li­wość. Do­świad­cze­nie ar­chi­tek­to­niczne uczyło mnie ry­so­wać li­nie pro­ste, li­czyć me­try kwa­dra­towe i szu­kać efek­tyw­no­ści. Przez lata wi­dzia­łam, jak ła­two to, co mięk­kie – opieka, bez­pie­czeń­stwo, wspól­no­to­wość – prze­grywa z tym, co twarde: z kosz­to­ry­sami, har­mo­no­gra­mami, prze­pi­sami.

Dla­tego ode­szłam. Za­miast pro­jek­to­wać prze­strze­nie, za­czę­łam o nich opo­wia­dać. Za­miast kal­ku­lo­wać me­try, udo­stęp­niam ge­sty tro­ski – te, które nie za­wsze są do­strze­galne na pierw­szy rzut oka. Może spo­tka­li­ście mnie w in­ter­ne­cie pod nic­kiem @pie­ing[1*] – to wła­śnie w sieci snuję tę opo­wieść, pró­bu­jąc po­ka­zać, że mia­sto nie jest tylko mar­twą be­to­nową struk­turą, lecz także de­li­katną tkanką re­la­cji. Wie­rzę, że mia­sto da się czy­tać ina­czej – przez pry­zmat opieki, wza­jem­no­ści i czu­ło­ści, na­wet je­śli plany urba­ni­styczne rzadko uwzględ­niają te war­to­ści.

Wraż­li­wość przez długi czas ko­ja­rzyła mi się ze sła­bo­ścią, nie­speł­nia­niem norm, nie­na­dą­ża­niem za spo­łe­czeń­stwem, od­sta­wa­niem. Sta­ra­łam się oszu­kać sie­bie i cały świat, że ja taka nie je­stem, że będę twarda, bo w końcu tak trzeba w tym za­wo­dzie, do pracy na bu­do­wie trzeba mieć jaja. Nie do­strze­ga­łam jed­nak, że świat można za­pla­no­wać ina­czej, a wi­zja, w którą wie­rzy­łam, zo­stała mi na­rzu­cona. Do­cie­rało to do mnie stop­niowo, ale praw­dzi­wym prze­ło­mem był mo­ment, kiedy oglą­da­jąc wy­wiad z moją ko­le­żanką ze stu­diów (a obec­nie wła­ści­cielką biura pro­jek­to­wego), usły­sza­łam, że za­wsze chciała iść na me­dy­cynę, ale jej tata, le­karz, od­ra­dził jej to, twier­dząc, że jest na to zbyt wraż­liwa. Wy­brała ar­chi­tek­turę.

Słow­nik PWN de­fi­niuje wraż­li­wość jako „brak od­por­no­ści”, ale też jako „zdol­ność prze­ży­wa­nia wra­żeń, emo­cji” i „zdol­ność or­ga­ni­zmu do re­ago­wa­nia na bodźce”. Sy­no­nimy dla wraż­li­wo­ści to czu­łość i de­li­kat­ność. Czy to coś złego? Czy to nie­wła­ściwe ce­chy dla osoby kreu­ją­cej prze­strzeń?

Je­śli przyj­rzymy się pro­jek­to­wa­niu usług, pro­duk­tów co­dzien­nego użytku lub opro­gra­mo­wa­nia, to okaże się, jak duże zna­cze­nie ma tro­ska o po­trzeby klien­tów, a w efek­cie two­rze­nie cze­goś, co za­miast fru­stro­wać, daje za­do­wo­le­nie. Mimo że ar­chi­tek­tura ma wiele wspól­nego z cy­fro­wym świa­tem i czymś, co w branży IT okre­śla się mia­nem user expe­rience, do pracy ar­chi­tek­to­nicz­nej taki sys­tem pro­jek­to­wa­nia ja­koś nie prze­nik­nął. To in­te­re­su­jące, po­nie­waż w naj­prost­szym zna­cze­niu ar­chi­tek­tura po­winna da­wać nam schro­nie­nie. Pier­wotne miej­sca osie­dle­nia były prze­strze­niami chro­nią­cymi przed zja­wi­skami at­mos­fe­rycz­nymi lub zwie­rzę­tami. Stwo­rze­nie ta­kiego miej­sca było ak­tem tro­ski o całą grupę miesz­kań­ców. Ar­chi­tek­tura nie była i nie jest jed­nak po­strze­gana jako forma opieki, przy­naj­mniej nie w tra­dy­cyj­nym uję­ciu. Ar­chi­tekt przez bar­dzo długi czas był twórcą, kimś, kto sta­wia bu­dynki, prze­ści­ga­jąc się z kon­ku­ren­tami w sto­so­wa­nych me­to­dach lub bi­ciu ko­lej­nych re­kor­dów.

Przy­wy­kli­śmy my­śleć, że mia­sto to miej­sce, gdzie żyje się szybko i dy­na­micz­nie – ma się nie tyle roz­wi­jać, co wzra­stać, być ma­gne­sem przy­cią­ga­ją­cym no­wych lu­dzi i in­we­sty­cje. Pro­blem w tym, że nie każdy dąży do ży­cia w ta­kim miej­scu i suk­cesu w ta­kim du­chu. Przy­naj­mniej część z nas nie kie­ruje się tym, co jest naj­bar­dziej efek­towne albo do­star­cza naj­więk­szej ilo­ści pie­nię­dzy, sku­pia­jąc się ra­czej na re­ali­zo­wa­niu praw­dzi­wych pa­sji. Mimo wciąż tra­pią­cej nas „kul­tury za­pier­dolu” spo­łe­czeń­stwo składa się nie tylko z pra­cu­ją­cych w dra­pa­czach chmur po czter­dzie­ści osiem go­dzin dzien­nie biz­nes­me­nów.

Fi­zyczna forma miast od­zwier­cie­dla war­to­ści spo­łe­czeństw, które je zbu­do­wały, czyli po­glądy tych lu­dzi, któ­rzy mieli wła­dzę i środki, by prze­kształ­cać ota­cza­jącą nas prze­strzeń – jak ujęła to geo­grafka Jane Darke, „na­sze mia­sta to pa­triar­chat za­pi­sany w ka­mie­niu, ce­gle, szkle i be­to­nie”[1]. Układ urba­ni­styczny, na­rzu­cony przez tych, któ­rzy mieli au­to­ry­tet i ka­pi­tał, wciąż nosi ślady daw­nych war­to­ści – nie za­wsze zgod­nych z tymi, które wy­znają dzi­siej­sze spo­łecz­no­ści. Kształt mia­sta to nie tylko kwe­stia es­te­tyki czy funk­cjo­nal­no­ści, ale rów­nież na­rzę­dzie pod­trzy­mu­jące okre­ślone role spo­łeczne. Po­dział prze­strzeni od­daje struk­tury wła­dzy: ci, któ­rzy rzą­dzą, po­ru­szają się po nim li­niowo – mię­dzy pracą a do­mem, w prze­wi­dy­wal­nych sche­ma­tach dnia co­dzien­nego. Ci, któ­rzy spra­wują opiekę – głów­nie ko­biety – do­świad­czają mia­sta ina­czej.

Nie­przy­pad­kowo tak wiele aspek­tów miej­skiej in­fra­struk­tury staje się źró­dłem fru­stra­cji, gdy wcho­dzimy w rolę opie­ku­nów. Brak do­stęp­nych przed­szkoli, przy­chodni, tar­go­wisk ze świeżą żyw­no­ścią czy par­ków – zwłasz­cza na nowo po­wsta­ją­cych osie­dlach – to wy­nik my­śle­nia, w któ­rym opieka i ży­cie co­dzienne nie są prio­ry­te­tem. Przez lata praca przy­pi­sy­wana kul­tu­rowo ko­bie­tom – pro­wa­dze­nie domu, dba­nie o dzieci – po­zo­sta­wała nie­wi­doczna także dla de­cy­den­tów od­po­wie­dzial­nych za kształ­to­wa­nie prze­strzeni. Można na­wet za­ry­zy­ko­wać tezę, że gdyby obo­wiązki opie­kuń­cze były rów­nie mocno osa­dzone w mę­skim do­świad­cze­niu, pu­bliczne przed­szkola sta­łyby się oczy­wi­stym ele­men­tem każ­dego no­wego osie­dla, a mia­sto zo­sta­łoby za­pro­jek­to­wane tak, by uła­twiać ży­cie wszyst­kim, nie tylko wy­bra­nym.

Tym­cza­sem obecny kształt wielu miast wciąż od­zwier­cie­dla utarte sche­maty. Je­ste­śmy przy­zwy­cza­jeni do ulic i pla­ców two­rzo­nych pod dyk­tando jed­nej wi­zji, igno­ru­ją­cej po­trzeby osób bar­dziej wraż­li­wych lub mniej uprzy­wi­le­jo­wa­nych. Na­dal zbyt czę­sto mia­stem rzą­dzą plany po­wie­la­jące je­den mo­del miesz­kańca – mło­dego, spraw­nego męż­czy­zny, pew­nego swo­ich kro­ków i obec­no­ści w prze­strzeni. Nic dziw­nego, że w ta­kich ra­mach bra­kuje prze­strzeni dla ko­biet, dzieci, se­nio­rów czy osób z nie­peł­no­spraw­no­ściami. Dla tych, któ­rzy po­ru­szają się wol­niej i ostroż­niej, miej­sca jest jakby mniej.

To nie jest przy­pa­dek. Wie­lo­let­nie za­nie­dba­nia spra­wiły, że nie każdy czuje się w mie­ście mile wi­dziany i bez­pieczny. Sama nie­raz od­czu­łam na wła­snej skó­rze, jak miej­skie prze­strze­nie po­tra­fią wy­klu­czać – czy to przez brak oświe­tle­nia na osie­dlo­wej uliczce, nie­do­stęp­ność chod­nika, czy nie­obec­ność ławki.

Wie­rzę, że można ina­czej. Można spoj­rzeć na mia­sto jak na wspólny dom – miej­sce, które dba o wszyst­kich. My­śle­nie o mie­ście jako o wspól­nym, ży­wym domu ozna­cza pro­jek­to­wa­nie go z uwzględ­nie­niem po­trzeb róż­no­rod­nych grup i co­dzien­nych do­świad­czeń (nie tylko lu­dzi). In­nymi słowy, po­trze­bu­jemy no­wej per­spek­tywy: odej­ścia od mia­sta bu­do­wa­nego dla jed­nego ro­dzaju miesz­kańca ku mia­stu otwar­temu na wszyst­kich – nie­za­leż­nie od płci, wieku czy spraw­no­ści. Cho­dzi o pro­ces, w któ­rym pla­no­wa­nie uwzględ­nia wraż­li­wość na to, co drobne, co­dzienne i ludz­kie.

Za­pra­szam więc na spa­cer po mie­ście wi­dzia­nym mo­imi oczami – a po czę­ści także oczami od­bior­ców mo­ich opo­wie­ści. Bę­dzie to po­dróż – mam na­dzieję – pełna em­pa­tii i cie­ka­wo­ści, pod­czas któ­rej zaj­rzymy w za­ułki po­mi­jane przez ofi­cjalne prze­wod­niki. Ra­zem spró­bu­jemy od­czy­tać mia­sto na nowo.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Przy­pisy

Wstęp

[1] J. Darke, The Man-Sha­ped City, [w:] Chan­ging Pla­ces: Wo­men’s Li­ves in the City, red. C. Bo­oth, J. Darke, S. Yean­dle, Lon­dyn 1996, s. 88. Cyt. za: L. Kern, Mia­sto dla ko­biet, przeł. M. Tom­czak, Wo­ło­wiec 2023, s. 22.
[1*]Pie­ing to rzu­ce­nie cia­stem – akt pu­blicz­nego nie­za­do­wo­le­nia, ale to także cza­sow­nik, który ozna­cza, że mo­żesz ro­bić wszystko.