Dla kogo jest miasto? - Magdalena Milert - ebook + książka
NOWOŚĆ

Dla kogo jest miasto? ebook

Magdalena Milert

0,0

10 osób interesuje się tą książką

Opis

Wyobraź sobie miasto, w którym czujesz się dobrze. Miasto, które nie wyklucza i otacza opieką. Tutaj nie musisz co rano sprawdzać poziomu zanieczyszczenia powietrza ani przebiegać przez pasy, bo zielone światło trwa zbyt krótko. Koła wózka, który prowadzisz, nie utykają w szczelinach, a gdy się zmęczysz, możesz usiąść na ławce skrytej w cieniu zieleni.

Magdalena Milert (@pieing) udowadnia, że codzienność może tak wyglądać. Jako architektka i urbanistka z wieloletnim doświadczeniem analizuje problemy polskich miast i prezentuje rozwiązania mogące uzdrowić naszą przestrzeń. W przystępny sposób przedstawia najnowsze badania, własne obserwacje oraz innowacje, które zmieniły na lepsze życie mieszkańców Barcelony, Waszyngtonu czy Sao Paulo.

Milert proponuje wizję miasta otaczającego opieką wszystkich mieszkańców – nie tylko silnych, sprawnych i głośno deklarujących swoje potrzeby, ale i tych, którym obecnie stosowane rozwiązania utrudniają, a niekiedy nawet uniemożliwiają uczestniczenie w życiu społeczności. Nasze miasta nie muszą być nieprzystępne, przegrzane i drogie – czas zastanowić się, jak stworzyć je na nowo. Tak, by każdy czuł się w nich mile widziany.

Ta książka zapewni ci całe spektrum emocji: od wściekłości wywołanej wykluczeniem po poczucie motywacji do wdrażania zmian. Wspólnie możemy stworzyć miasta, w których chce się żyć.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 299

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Co­py­ri­ght © Mag­da­lena Mi­lert, 2025 Co­py­ri­ght © Wy­daw­nic­two Po­znań­skie sp. z o.o., 2025
Re­dak­tor ini­cju­jący: An­drzej Szew­czyk
Re­dak­torka pro­wa­dząca: Agata Łu­gow­ska
Mar­ke­ting i pro­mo­cja: Agata Gać, Do­mi­nika Czar­ska-Ja­chi­mo­wicz
Re­dak­cja: Ad­rian Sta­chow­ski
Ko­rekta: Zu­zanna Żół­tow­ska, Ka­ta­rzyna Sarna
Pro­jekt ty­po­gra­ficzny i ła­ma­nie: Mag­da­lena Rząsa
Pro­jekt okładki i strony ty­tu­łowe: Ni­kola Hahn
Ze­zwa­lamy na udo­stęp­nia­nie okładki książki w in­ter­ne­cie.
ISBN 978-83-68479-58-4
Wy­daw­nic­two Po­znań­skie Sp. z o.o. ul. Fre­dry 8, 61-701 Po­znań tel. 61 853-99-10re­dak­cja@wy­daw­nic­two­po­znan­skie.plwww.wy­daw­nic­two­po­znan­skie.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Wstęp

Od kiedy do­wie­dzia­łam się, że ist­nieje coś ta­kiego jak lot fu­ra­żowy, stale do­strze­gam go wo­kół sie­bie. Na pierw­szy rzut oka to je­dy­nie ter­min bio­lo­giczny – opis ru­chu pta­ków, które trosz­cząc się o swoje pi­sklęta, part­ne­rów, o całe to kru­che ży­cie w gnieź­dzie, wy­ru­szają w świat po po­ży­wie­nie. Każdy prze­lot jest sta­ran­nie prze­my­ślany, jego tra­jek­to­ria uło­żona we­dług po­trzeb i ogra­ni­czeń. Ale kiedy raz spoj­rzysz na mia­sto przez pry­zmat tej tro­ski, nie da się już tego za­po­mnieć.

Wi­dzę ją w mie­ście, gdy pa­trzę na matkę za­pi­na­jącą dziecku kurtkę pod przed­szko­lem, star­szego pana kar­mią­cego kaczki, na­sto­latkę roz­ma­wia­jącą ze swoją ko­le­żanką na przy­stanku. Te po­zor­nie zwy­czajne sceny ukła­dają się w opo­wieść o wza­jem­nej tro­sce i uwa­dze. Mia­sto, w któ­rym ży­jemy, jest pełne wraż­li­wo­ści ukry­tej w co­dzien­nych ge­stach – wy­star­czy na chwilę przy­sta­nąć, by ją do­strzec.

Mimo to przez lata sły­sza­łam zu­peł­nie inną opo­wieść o mie­ście. Tłu­ma­czono mi, jak po­win­nam z niego ko­rzy­stać, któ­rędy cho­dzić, za­zna­czano, że nie po­win­nam czuć się w nim zbyt pew­nie. Mó­wiono mi, gdzie wy­pada sia­dać, które miej­sca są bez­pieczne, po któ­rych mogę cho­dzić, gdzie prze­by­wać, a które na­leży omi­jać.

Wy­kształ­ce­nie ar­chi­tek­to­niczne na­uczyło mnie po­strze­gać prze­strzeń jako zbiór funk­cjo­nal­nych roz­wią­zań, łą­czą­cych es­te­tykę i er­go­no­mię z twar­dymi wy­tycz­nymi tech­nicz­nymi. W tej nar­ra­cji mia­sto ja­wiło się jako be­to­nowa dżun­gla albo spraw­nie dzia­ła­jąca ma­szyna, za­pro­jek­to­wana czę­sto we­dług su­ro­wych za­sad. Przed­sta­wiano mi je w taki spo­sób, jakby ist­niała tylko jedna wła­ściwa per­spek­tywa pa­trze­nia na prze­strzeń. Mó­wiono, że to struk­tura, ukła­danka funk­cji, eko­no­miczne kal­ku­la­cje i ciągi ko­mu­ni­ka­cyjne. Ten ję­zyk był mi obcy, a jed­nak go przy­swa­ja­łam – naj­pierw na uczelni, a po­tem w pracy.

Przez lata pracy w za­wo­dzie wi­dzia­łam pro­jekty pod­po­rząd­ko­wane głów­nie wy­mo­gom eko­no­micz­nym, rzadko uwzględ­nia­jące coś tak nie­uchwyt­nego jak tro­ska czy wraż­li­wość. Do­świad­cze­nie ar­chi­tek­to­niczne uczyło mnie ry­so­wać li­nie pro­ste, li­czyć me­try kwa­dra­towe i szu­kać efek­tyw­no­ści. Przez lata wi­dzia­łam, jak ła­two to, co mięk­kie – opieka, bez­pie­czeń­stwo, wspól­no­to­wość – prze­grywa z tym, co twarde: z kosz­to­ry­sami, har­mo­no­gra­mami, prze­pi­sami.

Dla­tego ode­szłam. Za­miast pro­jek­to­wać prze­strze­nie, za­czę­łam o nich opo­wia­dać. Za­miast kal­ku­lo­wać me­try, udo­stęp­niam ge­sty tro­ski – te, które nie za­wsze są do­strze­galne na pierw­szy rzut oka. Może spo­tka­li­ście mnie w in­ter­ne­cie pod nic­kiem @pie­ing[1*] – to wła­śnie w sieci snuję tę opo­wieść, pró­bu­jąc po­ka­zać, że mia­sto nie jest tylko mar­twą be­to­nową struk­turą, lecz także de­li­katną tkanką re­la­cji. Wie­rzę, że mia­sto da się czy­tać ina­czej – przez pry­zmat opieki, wza­jem­no­ści i czu­ło­ści, na­wet je­śli plany urba­ni­styczne rzadko uwzględ­niają te war­to­ści.

Wraż­li­wość przez długi czas ko­ja­rzyła mi się ze sła­bo­ścią, nie­speł­nia­niem norm, nie­na­dą­ża­niem za spo­łe­czeń­stwem, od­sta­wa­niem. Sta­ra­łam się oszu­kać sie­bie i cały świat, że ja taka nie je­stem, że będę twarda, bo w końcu tak trzeba w tym za­wo­dzie, do pracy na bu­do­wie trzeba mieć jaja. Nie do­strze­ga­łam jed­nak, że świat można za­pla­no­wać ina­czej, a wi­zja, w którą wie­rzy­łam, zo­stała mi na­rzu­cona. Do­cie­rało to do mnie stop­niowo, ale praw­dzi­wym prze­ło­mem był mo­ment, kiedy oglą­da­jąc wy­wiad z moją ko­le­żanką ze stu­diów (a obec­nie wła­ści­cielką biura pro­jek­to­wego), usły­sza­łam, że za­wsze chciała iść na me­dy­cynę, ale jej tata, le­karz, od­ra­dził jej to, twier­dząc, że jest na to zbyt wraż­liwa. Wy­brała ar­chi­tek­turę.

Słow­nik PWN de­fi­niuje wraż­li­wość jako „brak od­por­no­ści”, ale też jako „zdol­ność prze­ży­wa­nia wra­żeń, emo­cji” i „zdol­ność or­ga­ni­zmu do re­ago­wa­nia na bodźce”. Sy­no­nimy dla wraż­li­wo­ści to czu­łość i de­li­kat­ność. Czy to coś złego? Czy to nie­wła­ściwe ce­chy dla osoby kreu­ją­cej prze­strzeń?

Je­śli przyj­rzymy się pro­jek­to­wa­niu usług, pro­duk­tów co­dzien­nego użytku lub opro­gra­mo­wa­nia, to okaże się, jak duże zna­cze­nie ma tro­ska o po­trzeby klien­tów, a w efek­cie two­rze­nie cze­goś, co za­miast fru­stro­wać, daje za­do­wo­le­nie. Mimo że ar­chi­tek­tura ma wiele wspól­nego z cy­fro­wym świa­tem i czymś, co w branży IT okre­śla się mia­nem user expe­rience, do pracy ar­chi­tek­to­nicz­nej taki sys­tem pro­jek­to­wa­nia ja­koś nie prze­nik­nął. To in­te­re­su­jące, po­nie­waż w naj­prost­szym zna­cze­niu ar­chi­tek­tura po­winna da­wać nam schro­nie­nie. Pier­wotne miej­sca osie­dle­nia były prze­strze­niami chro­nią­cymi przed zja­wi­skami at­mos­fe­rycz­nymi lub zwie­rzę­tami. Stwo­rze­nie ta­kiego miej­sca było ak­tem tro­ski o całą grupę miesz­kań­ców. Ar­chi­tek­tura nie była i nie jest jed­nak po­strze­gana jako forma opieki, przy­naj­mniej nie w tra­dy­cyj­nym uję­ciu. Ar­chi­tekt przez bar­dzo długi czas był twórcą, kimś, kto sta­wia bu­dynki, prze­ści­ga­jąc się z kon­ku­ren­tami w sto­so­wa­nych me­to­dach lub bi­ciu ko­lej­nych re­kor­dów.

Przy­wy­kli­śmy my­śleć, że mia­sto to miej­sce, gdzie żyje się szybko i dy­na­micz­nie – ma się nie tyle roz­wi­jać, co wzra­stać, być ma­gne­sem przy­cią­ga­ją­cym no­wych lu­dzi i in­we­sty­cje. Pro­blem w tym, że nie każdy dąży do ży­cia w ta­kim miej­scu i suk­cesu w ta­kim du­chu. Przy­naj­mniej część z nas nie kie­ruje się tym, co jest naj­bar­dziej efek­towne albo do­star­cza naj­więk­szej ilo­ści pie­nię­dzy, sku­pia­jąc się ra­czej na re­ali­zo­wa­niu praw­dzi­wych pa­sji. Mimo wciąż tra­pią­cej nas „kul­tury za­pier­dolu” spo­łe­czeń­stwo składa się nie tylko z pra­cu­ją­cych w dra­pa­czach chmur po czter­dzie­ści osiem go­dzin dzien­nie biz­nes­me­nów.

Fi­zyczna forma miast od­zwier­cie­dla war­to­ści spo­łe­czeństw, które je zbu­do­wały, czyli po­glądy tych lu­dzi, któ­rzy mieli wła­dzę i środki, by prze­kształ­cać ota­cza­jącą nas prze­strzeń – jak ujęła to geo­grafka Jane Darke, „na­sze mia­sta to pa­triar­chat za­pi­sany w ka­mie­niu, ce­gle, szkle i be­to­nie”[1]. Układ urba­ni­styczny, na­rzu­cony przez tych, któ­rzy mieli au­to­ry­tet i ka­pi­tał, wciąż nosi ślady daw­nych war­to­ści – nie za­wsze zgod­nych z tymi, które wy­znają dzi­siej­sze spo­łecz­no­ści. Kształt mia­sta to nie tylko kwe­stia es­te­tyki czy funk­cjo­nal­no­ści, ale rów­nież na­rzę­dzie pod­trzy­mu­jące okre­ślone role spo­łeczne. Po­dział prze­strzeni od­daje struk­tury wła­dzy: ci, któ­rzy rzą­dzą, po­ru­szają się po nim li­niowo – mię­dzy pracą a do­mem, w prze­wi­dy­wal­nych sche­ma­tach dnia co­dzien­nego. Ci, któ­rzy spra­wują opiekę – głów­nie ko­biety – do­świad­czają mia­sta ina­czej.

Nie­przy­pad­kowo tak wiele aspek­tów miej­skiej in­fra­struk­tury staje się źró­dłem fru­stra­cji, gdy wcho­dzimy w rolę opie­ku­nów. Brak do­stęp­nych przed­szkoli, przy­chodni, tar­go­wisk ze świeżą żyw­no­ścią czy par­ków – zwłasz­cza na nowo po­wsta­ją­cych osie­dlach – to wy­nik my­śle­nia, w któ­rym opieka i ży­cie co­dzienne nie są prio­ry­te­tem. Przez lata praca przy­pi­sy­wana kul­tu­rowo ko­bie­tom – pro­wa­dze­nie domu, dba­nie o dzieci – po­zo­sta­wała nie­wi­doczna także dla de­cy­den­tów od­po­wie­dzial­nych za kształ­to­wa­nie prze­strzeni. Można na­wet za­ry­zy­ko­wać tezę, że gdyby obo­wiązki opie­kuń­cze były rów­nie mocno osa­dzone w mę­skim do­świad­cze­niu, pu­bliczne przed­szkola sta­łyby się oczy­wi­stym ele­men­tem każ­dego no­wego osie­dla, a mia­sto zo­sta­łoby za­pro­jek­to­wane tak, by uła­twiać ży­cie wszyst­kim, nie tylko wy­bra­nym.

Tym­cza­sem obecny kształt wielu miast wciąż od­zwier­cie­dla utarte sche­maty. Je­ste­śmy przy­zwy­cza­jeni do ulic i pla­ców two­rzo­nych pod dyk­tando jed­nej wi­zji, igno­ru­ją­cej po­trzeby osób bar­dziej wraż­li­wych lub mniej uprzy­wi­le­jo­wa­nych. Na­dal zbyt czę­sto mia­stem rzą­dzą plany po­wie­la­jące je­den mo­del miesz­kańca – mło­dego, spraw­nego męż­czy­zny, pew­nego swo­ich kro­ków i obec­no­ści w prze­strzeni. Nic dziw­nego, że w ta­kich ra­mach bra­kuje prze­strzeni dla ko­biet, dzieci, se­nio­rów czy osób z nie­peł­no­spraw­no­ściami. Dla tych, któ­rzy po­ru­szają się wol­niej i ostroż­niej, miej­sca jest jakby mniej.

To nie jest przy­pa­dek. Wie­lo­let­nie za­nie­dba­nia spra­wiły, że nie każdy czuje się w mie­ście mile wi­dziany i bez­pieczny. Sama nie­raz od­czu­łam na wła­snej skó­rze, jak miej­skie prze­strze­nie po­tra­fią wy­klu­czać – czy to przez brak oświe­tle­nia na osie­dlo­wej uliczce, nie­do­stęp­ność chod­nika, czy nie­obec­ność ławki.

Wie­rzę, że można ina­czej. Można spoj­rzeć na mia­sto jak na wspólny dom – miej­sce, które dba o wszyst­kich. My­śle­nie o mie­ście jako o wspól­nym, ży­wym domu ozna­cza pro­jek­to­wa­nie go z uwzględ­nie­niem po­trzeb róż­no­rod­nych grup i co­dzien­nych do­świad­czeń (nie tylko lu­dzi). In­nymi słowy, po­trze­bu­jemy no­wej per­spek­tywy: odej­ścia od mia­sta bu­do­wa­nego dla jed­nego ro­dzaju miesz­kańca ku mia­stu otwar­temu na wszyst­kich – nie­za­leż­nie od płci, wieku czy spraw­no­ści. Cho­dzi o pro­ces, w któ­rym pla­no­wa­nie uwzględ­nia wraż­li­wość na to, co drobne, co­dzienne i ludz­kie.

Za­pra­szam więc na spa­cer po mie­ście wi­dzia­nym mo­imi oczami – a po czę­ści także oczami od­bior­ców mo­ich opo­wie­ści. Bę­dzie to po­dróż – mam na­dzieję – pełna em­pa­tii i cie­ka­wo­ści, pod­czas któ­rej zaj­rzymy w za­ułki po­mi­jane przez ofi­cjalne prze­wod­niki. Ra­zem spró­bu­jemy od­czy­tać mia­sto na nowo.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Przy­pisy

Wstęp

[1] J. Darke, The Man-Sha­ped City, [w:] Chan­ging Pla­ces: Wo­men’s Li­ves in the City, red. C. Bo­oth, J. Darke, S. Yean­dle, Lon­dyn 1996, s. 88. Cyt. za: L. Kern, Mia­sto dla ko­biet, przeł. M. Tom­czak, Wo­ło­wiec 2023, s. 22.
[1*]Pie­ing to rzu­ce­nie cia­stem – akt pu­blicz­nego nie­za­do­wo­le­nia, ale to także cza­sow­nik, który ozna­cza, że mo­żesz ro­bić wszystko.