Dien Bien Phu 1954 - Bogusław Brodecki - ebook + książka

Dien Bien Phu 1954 ebook

Brodecki Bogusław

4,8

Opis

Monografia stoczonej na północy Indochin bitwy, która zadecydowała o wyniku zmagań miedzy kierowaną przez komunistów partyzantką wietnamską a francuskim korpusem ekspedycyjnym i współpracującymi z nim formacjami miejscowej ludności. Bogusław Brodecki przedstawił zarówno militarne aspekty działań, polityczne manewry, jak i światowy kontekst działań. Starcie zakończyło okres kolonialnego panowania Francji w tym regionie, doprowadziło do genewskich negocjacji i - w efekcie - podziału Wietnamu na Północny i Południowy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 249

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,8 (4 oceny)
3
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




TEATR WOJNY – INDO­CHINY FRAN­CU­SKIE

Teatr wojny – indochiny francuskie

22 grud­nia 1944 r. o godz. 5.00 wie­czo­rem, w cie­niu wie­lo­wie­ko­wych drzew nie­prze­nik­nio­nej tro­pi­kal­nej dżun­gli, zebrało się 34 ludzi. „Pod czer­wo­nym sztan­da­rem ze złotą gwiazdą przy­się­gli, że poświęcą wszystko dla ojczy­zny, że w walce o jej wyzwo­le­nie zniosą wszel­kie trudy i cier­pie­nia, że mię­dzy jedną akcją a drugą, mię­dzy jedną bitwą a drugą będą uczyć się pil­nie, by po wyzwo­le­niu móc pra­co­wać dla kraju, że będą sza­no­wać lud, chro­nić lud, poma­gać ludowi”1.

Któż wtedy mógł przy­pusz­czać, że oddział utwo­rzony przez tych ludzi w lasach na pół­nocy Wiet­namu roz­ro­śnie się w wielką armię par­ty­zancką, która przej­mie w kraju wła­dzę po odej­ściu Japoń­czy­ków, która zmusi Fran­cu­zów do opusz­cze­nia Indo­chin, która wresz­cie stawi czoło naj­po­tęż­niej­szemu mocar­stwu świata – Sta­nom Zjed­no­czo­nym.

O sto­czo­nej przez tę armię bitwie pod Dien Bien Phu opo­wiada niniej­sza książka.

Wojna w Indo­chi­nach w latach 1945 (1946)–1954 miała cha­rak­ter anty­ko­lo­nial­nej wojny naro­dów tego fran­cu­skiego tery­to­rium. Obok aspektu naro­do­wego, co upo­dab­niało kon­flikt indo­chiń­ski do ana­lo­gicz­nych ówcze­snych walk w innych rejo­nach połu­dniowo-wschod­niej Azji (Fili­piny, Indo­ne­zja), była to wojna o wyraź­nie rewo­lu­cyj­nym pro­filu. W prze­ci­wień­stwie do wojny kore­ań­skiej, gdzie domi­no­wały dzia­ła­nia fron­towe, pro­wa­dzone przez woj­ska regu­larne, Wiet­nam­czycy toczyli typową wojnę par­ty­zancką, acz­kol­wiek odno­to­wano przy­padki dzia­łań o cha­rak­terze wła­ści­wym dla wojny regu­larnej.

Cha­rak­te­ry­stykę warun­ków natu­ral­nych teatru dzia­łań wojen­nych ogra­ni­czymy do tery­to­rium Wiet­namu, gdyż pozo­stałe kraje Indo­chin – Laos i Kam­bo­dża, ode­grały w kon­flik­cie rolę dru­go­rzędną. Wiet­nam to w uprosz­cze­niu wąski pas ziemi, cią­gnący się na prze­strzeni 1600 km wzdłuż wschod­nich wybrzeży Pół­wy­spu Indo­chiń­skiego. Sze­ro­kość tego pasa waha się od kil­ku­dzie­się­ciu do kil­ku­set km. Takie poło­że­nie geo­gra­ficzne było nie­ko­rzystne dla wojsk fran­cu­skich, gdyż jedyna szosa i linia kole­jowa bie­gnąca wzdłuż tego pasa mogła być prze­ci­nana przez par­ty­zan­tów, co para­li­żo­wa­łoby trans­port wojsk regu­lar­nych. Więk­szość tery­to­rium kraju zaj­mują góry, które na pół­noc­nym zacho­dzie docho­dzą do 3 tys. m. Poło­żona w pół­noc­nej czę­ści kraju wyżyna Viet Bac sta­no­wiła tra­dy­cyjną bazę powstań naro­do­wych, dawała schro­nie­nie ucie­ki­nie­rom. Zaj­mu­jące środ­kową część Wiet­namu Góry Anna­mic­kie są już niż­sze (1000–1500 m). Niziny cią­gną się wzdłuż wybrzeża oraz w dorze­czach wiel­kich rzek – Mekongu na połu­dniu i Rzeki Czer­wo­nej na pół­nocy. Wszyst­kie te góry i niziny pokrywa tro­pi­kalna dżun­gla, jesz­cze jeden atut par­ty­zan­tów, rza­dziej sawanna. Obszary rol­ni­cze, poło­żone w doli­nach rzek, poprze­ci­nane gęstą sie­cią stru­mieni i kana­łów, pod­mo­kłe zwłasz­cza w porze desz­czo­wej, rów­nież sta­no­wiły pro­blem dla wojsk regu­lar­nych, pogłę­biony wsku­tek nie­do­sta­tecz­nej sieci dróg. Tro­pi­kalny kli­mat był zabój­czy dla Euro­pej­czy­ków, a gęste chmury w porze desz­czo­wej ogra­ni­czały moż­li­wo­ści lot­nic­twa.

O ile warunki natu­ralne sprzy­jały par­ty­zan­tom wiet­nam­skim, o tyle ważny atut dla Fran­cu­zów sta­no­wiła struk­tura naro­do­wo­ściowa kraju. Ogó­łem w 1945 r. lud­ność liczyła ok. 20 mln miesz­kań­ców, z czego 80% sta­no­wili Wiet­nam­czycy. Nie w licz­bie jed­nak sprawa, ale w roz­miesz­cze­niu lud­no­ści, które było bar­dzo nie­rów­no­mierne. Wiet­nam­czycy, lud­ność rol­ni­cza, sku­piali się na nizi­nach sta­no­wią­cych zale­d­wie 30% powierzchni, a więc przede wszyst­kim w doli­nie Rzeki Czer­wo­nej, jed­nym z naj­gę­ściej zalud­nio­nych rejo­nów świata, oraz w del­cie Mekongu. Obszary wyżynne i gór­skie we wnę­trzu kraju i na pół­nocy były zde­cy­do­wa­nie sła­biej zalud­nione bądź nawet bez­ludne. Miesz­kały tu liczne mniej­szo­ści naro­dowe, zepchnięte z nizin przez Wiet­nam­czy­ków2.

Tak wie­lo­et­niczna lud­ność zróż­ni­co­wana była rów­nież pod wzglę­dem wyzna­nio­wym. Więk­szość miesz­kań­ców wyzna­wało bud­dyzm, znacz­nymi wpły­wami na połu­dniu cie­szyły się sekty Cao Dai i Hoa Hao, dys­po­nu­jące wła­snymi armiami. War­chol­skie oddziały tych sekt ode­grały nie­jed­no­znaczną rolę pod­czas wojny. W Wiet­na­mie spore wpływy zdo­był też Kościół kato­licki, popie­rany przez kolo­ni­za­to­rów3. Fran­cuzi sta­rali się pozy­skać ruch wiet­nam­skich kato­li­ków świec­kich, ale z umiar­ko­wa­nym powo­dze­niem.

Podobne warunki jak w Wiet­na­mie wystę­po­wały rów­nież w Laosie i Kam­bo­dży – z tą róż­nicą, że były to kraje jesz­cze bar­dziej zaco­fane, znacz­nie rza­dziej zalud­nione (Laos i Kam­bo­dża łącz­nie 5 mln, gdy Wiet­nam 20 mln miesz­kań­ców) i jesz­cze bar­dziej zale­sione.

Fran­cuzi zaj­mo­wali Wiet­nam eta­pami w dru­giej poło­wie XIX stu­le­cia. Pod­bój nie przy­szedł im łatwo. Nie prze­wi­dy­wali, że napo­tkają w tym zakątku świata ludzi dum­nych, o świa­do­mo­ści naro­do­wej ukształ­to­wa­nej w toku wie­lo­wie­ko­wych zma­gań z Chiń­czy­kami. Zdo­bywcy doko­nali podziału kraju. Panu­jąca dotąd w Wiet­namie dyna­stia zacho­wała for­malne rządy w jego środ­ko­wej czę­ści, Anna­mie (tak nazy­wali Wiet­nam Chiń­czycy, wiet­nam­ska nazwa tej kra­iny histo­rycz­nej – Trung Bo), zamie­nio­nym przez Fran­cu­zów w pro­tek­to­rat. Podobny sta­tus uzy­skała część pół­nocna, Ton­kin (Bac Bo), a także pod­bite w tym samym cza­sie Laos i Kam­bo­dża. Wszę­dzie przy lokal­nych wład­cach usta­no­wiono fran­cu­skich rezy­den­tów, spra­wu­ją­cych fak­tyczne rządy. W połu­dnio­wej czę­ści Wiet­namu, Kochin­chi­nie (Nam Bo), zamie­nio­nej w kolo­nię, Fran­cuzi prze­jęli rządy bez­po­śred­nie. Wszyst­kie wymie­nione pro­win­cje two­rzyły fede­ra­cję indo­chiń­ską z guber­na­to­rem fran­cu­skim na czele.

Pano­wa­nie Fran­cu­zów nie prze­bie­gało spo­koj­nie. Czę­sto wybu­chały lokalne powsta­nia chłop­skie o pro­filu naro­do­wym bądź spo­łecz­nym. W okre­sie oży­wie­nia gospo­dar­czego w latach mię­dzy­wo­jen­nych utwo­rzone zostały pierw­sze par­tie poli­tyczne. 6 stycz­nia 1930 r. w Hong­kongu grupy mark­si­stow­skie powo­łały par­tię, która po paru mie­sią­cach przy­jęła nazwę Komu­ni­stycz­nej Par­tii Indo­chin. Na jej czele sta­nął Ho Chi Minh.

Po 1937 r., czyli po inwa­zji Japo­nii na Chiny, Tokio wywie­rało coraz sil­niej­szy nacisk na admi­ni­stra­cję kolo­nialną w Indo­chi­nach, doma­ga­jąc się zamknię­cia gra­nicy mię­dzy Chi­nami a posia­dło­ściami fran­cu­skimi i prze­rwa­nia dostaw dla Chin przez port w Haj­fongu. Po klę­sce Fran­cji w 1940 r. Japo­nia mogła pono­wić i roz­sze­rzyć swe żąda­nia, na które rząd Vichy, dla rato­wa­nia choćby pozo­rów fran­cu­skiej wła­dzy w Indo­chi­nach, musiał przy­stać. Do Ton­kinu przy­było kilka tysięcy żoł­nie­rzy japoń­skich, do dys­po­zy­cji japoń­skich sił powietrz­nych Fran­cuzi oddali trzy lot­ni­ska. Tego wszyst­kiego było jed­nak mało. W 1941 r. zmu­szona oko­licz­no­ściami Fran­cja pod­pi­sała z Japo­nią układ o wspól­nej obro­nie Indo­chin; Japoń­czycy wyko­rzy­stali kraj jako bazę wypa­dową prze­ciwko pobli­skim tery­to­riom angiel­skim i ame­ry­kań­skim.

Nowi przy­by­sze pro­wa­dzili w Wiet­na­mie rabun­kową gospo­darkę wojenną, dopro­wa­dza­jąc w 1945 r. do strasz­li­wej klę­ski głodu, która pochło­nęła 0,5–1 mln ist­nień ludz­kich. Fran­cu­ska admi­ni­stra­cja cywilna i woj­skowa, zdana na łaskę i nie­ła­skę moc­niej­szego najeźdźcy, zado­wo­lona jed­nak z zacho­wa­nia kon­troli nad miej­scową lud­no­ścią, lojal­nie wypeł­niała pole­ce­nia nowych wład­ców. Gdy jed­nak coraz wyraź­niej­sza sta­wała się wizja klę­ski Japo­nii, zaczęto szu­kać poro­zu­mie­nia z „wolną Fran­cją” de Gaulle’a. Podejrz­liwi Japoń­czycy posta­no­wili zapo­biec nie­spo­dzian­kom ze strony Fran­cu­zów. W nocy z 9 na 10 marca 1945 r. roz­bro­ili i inter­no­wali fran­cu­skie woj­ska kolo­nialne, choć te były równe im liczeb­nie (Fran­cuzi i Japoń­czycy mieli w Indo­chi­nach po 60–65 tys. żoł­nie­rzy), ale sła­biej uzbro­jone, zło­żone z nie­chęt­nie trak­tu­ją­cych służbę rekru­tów miej­sco­wych względ­nie pocho­dzą­cych z innych kolo­nii.

11 marca Japoń­czycy pro­kla­mo­wali nie­pod­le­głość Wiet­namu (Kochin­china chwi­lowo zacho­wała odręb­ność, ale wkrótce i ją przy­łą­czono do zjed­no­czo­nego pań­stwa), podob­nie zresztą jak i Laosu oraz Kam­bo­dży. Władcą Wiet­namu został z woli Japoń­czy­ków król Annamu Bao Dai. Utwo­rzono pierw­szy od kil­ku­dzie­się­ciu lat rząd wiet­nam­ski. Wszyst­kie trzy kraje wejść miały do two­rzo­nej pod domi­na­cją Japo­nii „wiel­kiej Azji” i „strefy wspól­nego dobro­bytu”.

Zna­cze­nia aktu z 11 marca nie należy lek­ce­wa­żyć mimo nie­su­we­ren­nego cha­rak­teru rzą­dów Bao Daja. Oba­lona została znie­na­wi­dzona wła­dza fran­cu­ska, a jej ponowne przy­wró­ce­nie stało pod zna­kiem zapy­ta­nia wobec roz­bu­dzo­nych aspi­ra­cji naro­do­wych Wiet­nam­czy­ków. Nato­miast wobec Japoń­czy­ków ogół lud­no­ści odno­sił się przy­jaź­nie, trak­tu­jąc ich jak pobra­tym­ców.

W 1941 r. z ini­cja­tywy par­tii komu­ni­stycz­nej odbyła się narada wiet­nam­skich orga­ni­za­cji lewi­co­wych, w trak­cie któ­rej posta­no­wiono utwo­rzyć Ligę Nie­pod­le­gło­ści Wiet­namu (powszech­nie znaną jako Viet­minh4 od skrótu nazwy wiet­nam­skiej). Liga, nauczona smut­nym doświad­cze­niem lokal­nych powstań z lat 1939–1940, uto­pio­nych we krwi przez woj­ska kolo­nialne, odro­czyła natych­mia­stową walkę o nie­pod­le­głość, ogra­ni­cza­jąc się do zadań samo­obrony i two­rze­nia baz rewo­lu­cyj­nych w nie­do­stęp­nych rejo­nach. Wzo­ro­wano się w tych przy­pad­kach na postę­po­wa­niu chiń­skiej par­ty­zantki rewo­lu­cyj­nej. Naj­więk­szy taki rejon wyzwo­lony powstał na wyży­nie Viet Bac, w gra­ni­czą­cej z Chi­nami czę­ści kraju. Stop­niowo rejon ten ule­gał roz­sze­rze­niu, a w grud­niu 1944. r. Viet­minh zerwał z tak­tyką defen­sywną, two­rząc pierw­szy oddział par­ty­zancki z Vo Nguyen Gia­pem na czele. Giap, póź­niej­szy dowódca Wiet­nam­skiej Armii Ludo­wej, nie miał wykształ­ce­nia woj­sko­wego. Przed wojną był nauczy­cie­lem histo­rii w liceum w Hanoi. Od mło­do­ści zwią­zany z kon­spi­ra­cją był jed­nym z naj­bliż­szych towa­rzy­szy walki Ho Chi Minha. Jego żona, rów­nież dzia­łaczka anty­fran­cu­skiego ruchu oporu, zmarła wsku­tek tor­tur zada­nych w wię­zie­niu. Giap to jeden z typo­wych dla rewo­lu­cji dowód­ców samo­uków5.

Do sierp­nia 1945 r. oddziały par­ty­zanc­kie osią­gnęły stan 5 tys. ludzi; przy czym liczbę tę limi­to­wał nie brak ludzi, ale broni. Japoń­czycy, usi­łu­jący pozy­skać lud­ność wiet­nam­ską, trak­to­wali Viet­minh z życz­liwą neu­tral­no­ścią6, pod­czas gdy orga­ni­za­cja ta szy­ko­wała się już do powsta­nia powszech­nego, które miało wybuch­nąć w chwili przy­by­cia alian­tów do Wiet­namu bądź zała­ma­nia się Japo­nii i rewo­lu­cji w tym kraju.

Rosnąca siła Viet­minhu, aspi­ru­ją­cego do wła­dzy w Wiet­na­mie, skło­niła zain­te­re­so­wane mocar­stwa do okre­śle­nia swego sto­sunku wobec tej orga­ni­za­cji. Kuomin­tan­gow­skie Chiny pra­gnęły włą­czyć Wiet­nam do swej strefy wpły­wów i zająć w tym kraju miej­sce Fran­cu­zów. Sta­ra­nia Czang Kai-szeka zostały uwień­czone czę­ścio­wym powo­dze­niem, gdyż na kon­fe­ren­cji pocz­dam­skiej pod­jęto decy­zję, na mocy któ­rej część Wiet­namu na pół­noc od 16 rów­no­leż­nika miały zająć woj­ska chiń­skie w celu przy­ję­cia tam kapi­tu­la­cji japoń­skich sił zbroj­nych, nato­miast do czę­ści połu­dnio­wej w iden­tycz­nej misji miały przy­być jed­nostki bry­tyj­skie. Takie roz­wią­za­nie sta­no­wiło kolejny cios dla kolo­nial­nych aspi­ra­cji Fran­cji, gdyż wyklu­czało ją z udziału w pla­no­wa­nym przed­się­wzię­ciu mili­tar­nym, nie­mniej jed­nak należy pamię­tać, że decy­zja kon­fe­ren­cji pocz­dam­skiej doty­czyła zagad­nień ści­śle woj­sko­wych i nie prze­są­dzała poli­tycz­nych losów Indo­chin. W każ­dym razie Chiny, zado­wo­lone z takiego obrotu sprawy, sta­rały się już teraz pozy­skać Wiet­namczyków. Czang Kai-szek, choć zra­żony rady­ka­li­zmem spo­łecz­nym Viet­minhu, pole­cił zwol­nić prze­trzy­my­wa­nego w wię­zie­niu Ho Chi Minha i tole­ro­wać dzia­łal­ność wiet­nam­skich komu­ni­stów w połu­dnio­wych pro­win­cjach swego pań­stwa.

Rów­nież Stany Zjed­no­czone oka­zy­wały zain­te­re­so­wa­nie wal­czącą z Japoń­czy­kami orga­ni­za­cją par­ty­zancką. Waszyng­ton w okre­sie pre­zy­den­tury Roose­velta nie darzył spe­cjalną sym­pa­tią „wol­nej Fran­cji” de Gaulle’a, nie chciał więc resty­tu­owa­nia rzą­dów fran­cu­skich w Indo­chi­nach. Chęt­niej widziałby tam miej­scowe reżimy, uza­leż­nione od Sta­nów Zjed­no­czo­nych. W lutym 1945 r. w Kun­mingu (połu­dniowe Chiny) ofi­ce­ro­wie ame­ry­kań­scy pod­pi­sali z przed­sta­wi­cie­lami Viet­minhu umowę o dosta­wach broni dla par­ty­zantki wiet­nam­skiej w zamian za wpusz­cze­nie obser­wa­to­rów ze Sta­nów Zjed­no­czo­nych na tereny wyzwo­lone oraz obiet­nicę wstrzy­ma­nia się od uży­cia otrzy­ma­nej broni prze­ciwko Fran­cu­zom. Broń z tego źró­dła sta­no­wiła zna­czącą pomoc dla Viet­minhu, gdyż moż­li­wo­ści jej pro­du­ko­wa­nia w warsz­ta­tach na tere­nie Viet Bac były ogra­ni­czone7.

Zarówno więc Stany Zjed­no­czone, jak i Chiny nie zajęły przy­chyl­nego sta­no­wi­ska wobec fran­cu­skich sta­rań o powrót do Indo­chin. Jedy­nie Wielka Bry­ta­nia, sama zain­te­re­so­wana w utrzy­ma­niu kolo­nial­nego sta­tus quo, sprzy­jała zamia­rom Fran­cu­zów. Rząd de Gaulle’a po roz­bro­je­niu wojsk fran­cu­skich w Indo­chinach ogło­sił dekla­ra­cję mody­fi­ku­jącą dotych­cza­sowe sta­no­wi­sko Paryża. Pro­po­no­wano utwo­rze­nie indo­chiń­skiego rządu fede­ral­nego, zło­żo­nego zarówno z osia­dłych tu Fran­cu­zów, jak i przed­sta­wi­cieli miej­sco­wej lud­no­ści, nie­mniej jed­nak utrzy­mana zosta­łaby dotych­cza­sowa odręb­ność dziel­nic, a fede­ra­cja indo­chiń­ska wcho­dzi­łaby w skład Unii Fran­cu­skiej. Dekla­ra­cja gło­siła więc zasady sprzeczne z pro­gra­mem Viet­minhu. Mimo to Ho Chi Minh zaj­mo­wał pojed­naw­cze sta­no­wi­sko wobec nowego rządu fran­cu­skiego.

Tym­cza­sem klę­ska Japo­nii zbli­żała się wiel­kimi kro­kami. Na wieść o ofen­sy­wie wojsk radziec­kich w Man­dżu­rii i zrzu­ce­niu bomby ato­mo­wej na Hiro­szimę kon­gres Viet­minhu rzu­cił 16 sierp­nia hasło powszech­nego powsta­nia. 19 sierp­nia zostało wyzwo­lone Hanoi, do końca mie­siąca Viet­minh uzy­skał kon­trolę nad Saj­go­nem, Hue i innymi więk­szymi ośrod­kami kraju. Japoń­czycy, któ­rzy wie­dzieli już o kapi­tu­la­cji impe­rium, nie prze­ciw­sta­wiali się. Bao Dai po waha­niach zgo­dził się abdy­ko­wać i został głów­nym doradcą utwo­rzo­nego wła­śnie rządu tym­cza­so­wego. Na czele rządu sta­nął Ho Chi Minh, który 2 wrze­śnia 1945 r., na trwa­ją­cym 110 godzin wiecu lud­no­ści Hanoi, pro­kla­mo­wał utwo­rze­nie Demo­kra­tycz­nej Repu­bliki Wiet­namu. Cały kraj ogar­nęła eufo­ria wol­no­ści. Sytu­acja była jed­nak trudna, daleka od sta­bi­li­za­cji. Nowy rząd nie uzy­skał jesz­cze mię­dzy­na­ro­do­wej akcep­ta­cji, a w kraju lokalne komi­tety Viet­minhu spra­wo­wały wła­dzę samo­dziel­nie, bez łącz­no­ści z rzą­dem cen­tral­nym. Pełna nie­wia­do­mych była postawa poszcze­gól­nych orga­ni­za­cji poli­tycz­nych i wspól­not reli­gij­nych w Wiet­na­mie, przede wszyst­kim jed­nak sta­no­wi­sko Fran­cji.

Już w sierp­niu do Indo­chin przy­byli, zrzu­ceni ze spa­do­chro­nami, emi­sa­riu­sze rządu fran­cu­skiego. Zostali powi­tani z kur­tu­azją przez nowe wła­dze, ale w spra­wach kon­kret­nych obie strony zaj­mo­wały odmienne sta­no­wi­ska.

Tym­cza­sem na teren Indo­chin zaczęły przy­by­wać, zgod­nie z poro­zu­mie­niem osią­gnię­tym w Pocz­da­mie, woj­ska bry­tyj­skie i chiń­skie w celu przy­ję­cia kapi­tu­la­cji japoń­skich sił zbroj­nych. Bry­tyj­ska bry­gada hin­du­ska gen. Douglasa Gra­ceya przy­była 6 wrze­śnia do Saj­gonu. W mie­ście spra­wo­wał wła­dzę Komi­tet Wyko­naw­czy, zależny od rządu Ho Chi Minha w Hanoi. Komi­tet, w skład któ­rego oprócz komu­ni­stów wcho­dzili rów­nież przed­sta­wi­ciele innych sił poli­tycz­nych Wiet­namu, nie w pełni pano­wał nad sytu­acją. Nie mógł więc zapo­biec wro­gim wobec Euro­pej­czy­ków incy­den­tom na tle rasi­stow­skim, wywo­ły­wa­nym przez ele­menty eks­tre­mi­styczne, zwłasz­cza bojówki sekt reli­gij­nych. Fakty te posłu­żyły gen. Gra­cey­owi za pre­tekst do ogło­sze­nia stanu wyjąt­ko­wego. W dwa tygo­dnie po przy­by­ciu do Saj­gonu uzbroił oswo­bo­dzo­nych z nie­woli japoń­skiej żoł­nie­rzy fran­cu­skich (nie­spełna 5 tys.), któ­rzy obsa­dzili budynki Komi­tetu Wyko­naw­czego, zmu­sza­jąc jego człon­ków do ucieczki z mia­sta. Pod koniec wrze­śnia Gra­cey for­mal­nie prze­ka­zał Fran­cu­zom wła­dzę w połu­dnio­wej czę­ści Indo­chin, choć nie miał prawa tego czy­nić, jako że jego kom­pe­ten­cje były ogra­ni­czone do spraw czy­sto mili­tar­nych. W stycz­niu 1946 r., gdy już wła­dza fran­cu­ska dosta­tecz­nie okrze­pła, woj­ska bry­tyj­skie opu­ściły Wiet­nam8.

W paź­dzier­niku 1945 r. do Saj­gonu przy­był dowódca fran­cu­skiego kor­pusu eks­pe­dy­cyj­nego gen. Phi­lippe Lec­lerc oraz wysoki komi­sarz ds. Indo­chin, Thierry d’Argen­lieu. Począt­kowo wsku­tek nie­do­statku sił wła­dza fran­cu­ska nie się­gała poza opłotki Saj­gonu, stop­niowo jed­nak napły­wały kolejne jed­nostki kor­pusu eks­pe­dy­cyj­nego. Do marca 1946 r. siły te opa­no­wały tereny Wiet­namu na połu­dnie od 16. rów­no­leż­nika. Jed­nostki Viet­minhu prze­szły do walki par­ty­zanc­kiej pro­wa­dza­nej pod dowódz­twem Nguyen Binha. Jesz­cze w 1945 r. Fran­cuzi opa­no­wali sytu­ację w Kam­bo­dży, gdzie dyna­stia kró­lew­ska pogo­dziła się z ogra­ni­czoną suwe­ren­no­ścią w ramach Unii Fran­cu­skiej, a na początku 1946 r. poko­nali w Laosie jed­nostki ruchu Lao Issara, oba­lili rząd księ­cia Pet­sa­ra­tha i przy­wró­cili wła­dzę dyna­stii z Luang Pra­bang.

W zaist­nia­łej sytu­acji zasięg kom­pe­ten­cji rządu Demo­kra­tycz­nej Repu­bliki Wiet­namu sta­wał się coraz bar­dziej ogra­ni­czony. Już w ostat­nich dniach sierp­nia 1945 r. na tereny wiet­nam­skie poło­żone na pół­noc od 16. rów­no­leż­nika przy­były woj­ska kuomin­tan­gow­skich Chin (ok. 200 tys. – 13 dywi­zji). Chiń­czycy for­mal­nie nie kwe­stio­no­wali praw rządu w Hanoi, w prak­tyce prze­szka­dzali w reali­za­cji rady­kal­nych zmian spo­łecz­nych. Nowi przy­by­sze pro­wa­dzili w Wiet­na­mie podob­nie rabun­kową gospo­darkę jak japoń­scy oku­panci, nic więc dziw­nego, że Ho Chi Minh w celu pozby­cia się uciąż­li­wych „gości” gotów był pójść na znaczne ustęp­stwa wobec Fran­cji.

Tym­cza­sem pro­wa­dził ela­styczną poli­tykę. Roz­sze­rzył swój rząd o przed­sta­wi­cieli orga­ni­za­cji pra­wi­co­wych – nacjo­na­li­stycz­nych, pro­chiń­skich, kato­lic­kich9. Powstrzy­my­wał zbyt rady­kalne zapędy ele­men­tów hur­ra­re­wo­lu­cyj­nych. Doce­nia­jąc eman­cy­pa­cyjne ambi­cje naro­dów Laosu i Kam­bo­dży, roz­wią­zał jed­no­litą Komu­ni­styczną Par­tię Indo­chin. Komu­ni­stom wiet­nam­skim naka­zał poświę­cić się agi­ta­cji we fron­cie naro­do­wym (Lien-Viet), two­rzo­nym w miej­sce roz­wią­za­nego Viet­minhu10, w ramach któ­rego chciał sku­pić wszyst­kie siły nie­pod­le­gło­ściowe Wiet­namu. Słał apele do sto­lic świa­to­wych o uzna­nie Demo­kra­tycz­nej Repu­bliki Wiet­namu, które jed­nak nie skut­ko­wały.

Tym­cza­sem Paryż, podob­nie jak jego przed­sta­wi­ciele w Saj­go­nie, zda­wał sobie sprawę, że bez przy­wró­ce­nia wła­dzy fran­cu­skiej na pół­noc od 16. rów­no­leż­nika zada­nie pacy­fi­ka­cji Indo­chin nie zosta­nie dopro­wa­dzone do końca, gdyż rząd w Hanoi bez prze­szkód ze strony chiń­skiej mógł wysy­łać broń i wypo­sa­że­nie dla oddzia­łów par­ty­zanc­kich. O wyrzu­ce­niu sil­nych liczeb­nie wojsk Kuomin­tangu nie mogło być jed­nak mowy. Wobec tego spró­bo­wano roz­wią­zań dyplo­ma­tycz­nych. 28 lutego 1946 r. rząd fran­cu­ski zawarł poro­zu­mie­nie z Czang Kai-sze­kiem, który, sam zagro­żony przez komu­ni­stów, porzu­cił impe­rialne marze­nia i zgo­dził się wyco­fać swe woj­ska z Indo­chin za cenę rezy­gna­cji przez Fran­cję z kolo­nial­nych przy­wi­le­jów w Chi­nach.

6 marca 1946 r. przed­sta­wi­ciel Fran­cji Jean Sain­teny, po roko­wa­niach pro­wa­dzo­nych z Viet­min­hem w Czung­kingu i Hanoi, pod­pi­sał z rzą­dem Demo­kra­tycz­nej Repu­bliki Wiet­namu tym­cza­sowe poro­zu­mie­nie, na mocy któ­rego Fran­cja uzna­wała nie­pod­le­głość Wiet­namu (na tere­nach na pół­noc od 16 rów­no­leż­nika), ale w ramach Unii Fran­cu­skiej. Do Ton­kinu miało przy­być 15 tys. żoł­nie­rzy fran­cu­skich, aby wspól­nie z oddzia­łami wiet­nam­skimi (10 tys.), pod jed­no­li­tym fran­cu­skim dowódz­twem, prze­jąć kon­trolę nad inter­no­wa­nymi Japoń­czy­kami. O przy­na­leż­no­ści połu­dnio­wej czę­ści Wiet­namu (Kochin­chiny) zade­cy­do­wać miało refe­ren­dum.

Kom­pro­mi­sowy układ nie zado­wo­lił wszyst­kich zarówno we Fran­cji, jak i w Wiet­na­mie. Zresztą natych­miast wystą­piły nie­sna­ski na tle odmien­nej inter­pre­ta­cji jego posta­no­wień. Fran­cuzi doma­gali się kapi­tu­la­cji oddzia­łów par­ty­zanc­kich w Kochin­chi­nie oraz odda­nia pod ich dowódz­two sił Viet­minhu na pozo­sta­łych tere­nach Wiet­namu, gdzie jed­nostki kor­pusu eks­pe­dy­cyj­nego przy­były w marcu 1946 r.11 Roko­wa­nia w Dalat zakoń­czyły się fia­skiem. Wobec tego Ho Chi Minh udał się na dal­sze roz­mowy do Paryża. Tam zastała go wieść, że komi­sarz d’Argen­lieu, wbrew ostrze­że­niom Lec­lerca dostrze­ga­ją­cego nie­re­al­ność roz­wią­za­nia woj­sko­wego, pro­kla­mo­wał mario­net­kową Repu­blikę Kochin­chiny, prze­kre­śla­jąc tym samym klau­zulę układu z 6 marca mówiącą o refe­ren­dum na połu­dniu. Wkrótce obrotny komi­sarz zwo­łał w Dalat kon­fe­ren­cję z udzia­łem reżi­mów: Kochin­chiny, Kam­bo­dży, Laosu i auto­no­micz­nego regionu Moi, którą komu­ni­styczny rząd w Hanoi zboj­ko­to­wał.

Ho Chi Minh na­dal dążył do poro­zu­mie­nia. Dys­ku­tu­ją­cych z nim dyplo­ma­tów fran­cu­skich prze­strze­gał: „Nie odsy­łaj­cie mnie z pustymi rękami. Jeśli trzeba będzie się bić, będziemy się bili, i to wy pierwsi będzie­cie mieli dość”12. 11 wrze­śnia w Fon­ta­ine­bleau oświad­czył: „To będzie wojna mię­dzy tygry­sem a sło­niem. Jeśli tygrys zatrzyma się kie­dy­kol­wiek, słoń prze­ła­mie jego obronę. Ale tygrys nie zatrzy­muje się ani na chwilę. W dzień kryje się w dżun­gli, a opusz­cza ją tylko nocą. Będzie rzu­cał się na sło­nia i pła­tami wydzie­rał mu mięso z karku, a następ­nie skryje się w ciem­no­ści, słoń zaś zgi­nie z wyczer­pa­nia i upływu krwi”13.

14 wrze­śnia 1946 r. Ho Chi Minh zawarł nową umowę, potwier­dza­jącą waż­ność układu z 6 marca i okre­śla­jącą ter­min nowych roko­wań. Jed­nak fran­cu­scy decy­denci w Indo­chi­nach stor­pe­do­wali i to poro­zu­mie­nie. W trze­ciej deka­dzie listo­pada, wyko­rzy­stu­jąc incy­dent pod­czas próby zre­wi­do­wa­nia dżonki chiń­skiej, z któ­rej strze­lano do cel­ni­ków, fran­cu­ska arty­le­ria okrę­towa zbom­bar­do­wała port w Haj­fongu, a potem oddziały kor­pusu eks­pe­dy­cyj­nego zajęły mia­sto. Sprawa ta uświa­do­miła przy­wód­com wiet­nam­skim nie­moż­ność poro­zu­mie­nia. Z rządu zostali usu­nięci nie­ko­mu­ni­styczni mini­stro­wie; odzy­skał on mark­si­stow­ski cha­rak­ter. 19 grud­nia 1946 r. doszło do walk w Hanoi, o któ­rych spro­wo­ko­wa­nie obie strony oskar­żały się nawza­jem. Walki toczyły się do lutego 1947 r„ po czym pod napo­rem prze­wa­ża­ją­cego kor­pusu eks­pe­dy­cyj­nego (osią­gnął on wtedy stan 70 tys. żoł­nie­rzy, z czego tylko 10% prze­by­wało w Laosie i Kam­bo­dży, a reszta w Wiet­na­mie) woj­ska wiet­nam­skie wyco­fały się do tra­dy­cyj­nej bazy par­ty­zanc­kiej na wyży­nie Viet Bac. Wojna roz­go­rzała z całą siłą.

Histo­rycy wojny w Wiet­na­mie 1946–1954 sto­sują wobec niej różną perio­dy­za­cję. Nie­jed­no­krot­nie dostrze­ga­jąc podobne cha­rak­te­ry­styczne okresy – róż­nią się w ich dato­wa­niu. W niniej­szym szkicu przed­sta­wimy wła­sną próbę podziału chro­no­lo­gicz­nego, któ­rej wyróż­ni­kami będą zarówno wyda­rze­nia mili­tarne, jak i poli­tyczne14.

Nie­wąt­pli­wie pierw­szy taki okres to rok 1947, w któ­rym prze­bieg wyda­rzeń, róż­nią­cych się od póź­niej­szej typo­wej wojny par­ty­zanc­kiej, jest następ­stwem wypad­ków w Haj­fongu i Hanoi pod koniec 1946 r., a obie strony nie wypra­co­wały jesz­cze jasnej stra­te­gii poli­tycz­nej ani mili­tar­nej.

Po wybu­chu walk w Hanoi jed­nostki Wiet­nam­skiej Armii Ludo­wej zaata­ko­wały w Ton­ki­nie i Anna­mie gar­ni­zony fran­cu­skie. Kie­row­nic­two wiet­nam­skie wobec fia­ska prób poro­zu­mie­nia chwy­ciło się ostat­niej szansy odwró­ce­nia pogar­sza­ją­cej się sytu­acji repu­bliki. Dal­sze bierne ocze­ki­wa­nie gro­ziło poko­jo­wym zagar­nię­ciem przez Fran­cu­zów całego tery­to­rium pań­stwa. Łudzono się, że prze­waga liczebna oddzia­łów wiet­nam­skich (Fran­cuzi oce­niali je na 30 tys. żoł­nie­rzy) pozwoli na znisz­cze­nie znaj­du­ją­cych się na pół­nocy jed­no­stek kor­pusu eks­pe­dy­cyj­nego, które zgod­nie z ukła­dem z 6 marca 1946 r. nie mogły mieć wię­cej niż 15 tys. żoł­nie­rzy. Jed­nak wobec przy­gnia­ta­ją­cej prze­wagi tech­nicz­nej i lep­szego wyszko­le­nia tych wojsk ataki wiet­nam­skie wszę­dzie zakoń­czyły się nie­po­wo­dze­niem. Do połowy 1947 r. wszyst­kie więk­sze mia­sta zna­la­zły się pod kon­trolą rosną­cego liczeb­nie kor­pusu eks­pe­dy­cyj­nego, a oddziały Viet­minhu, roz­pro­szone, lecz nie znisz­czone, wyco­fały się do dżun­gli i w góry.

Wyda­rze­nia te nie były oce­niane jed­no­li­cie przez siły poli­tyczne IV Repu­bliki Fran­cu­skiej. Socja­li­ści i usu­nięci wkrótce z gabi­netu komu­ni­ści na­dal uzna­wali rząd Ho Chi Minha za legalną wła­dzę prze­ciw­nika, z któ­rym pro­wa­dzi się roko­wa­nia. Ponie­waż rów­nież Wiet­nam­czycy dążyli do roz­mów, pod­jęto kolejne próby osią­gnię­cia poro­zu­mie­nia. Naj­waż­niej­szą z takich prób była misja prof. Paula Musa, który w maju 1947 r. dotarł do sie­dziby Ho Chi Minha. Przy­wódca wiet­nam­ski stał na sta­no­wi­sku przy­wró­ce­nia sytu­acji sprzed 20 listo­pada 1946 r., tj. ataku Fran­cu­zów na Haj­fong, i pod­ję­cia prze­rwa­nych roko­wań w Fon­ta­ine­bleau. Dla rządu w Paryżu warun­kiem sine qua non było wyda­nie przez Wiet­nam­czy­ków jeń­ców i dezer­te­rów oraz zło­że­nie broni przez Wiet­nam­ską Armię Ludową, a więc w prak­tyce jej kapi­tu­la­cja. Na takie dic­tum Ho Chi Minh odpo­wie­dział: „W Unii Fran­cu­skiej nie ma miej­sca dla nik­czem­ni­ków. Był­bym nim, gdy­bym się zgo­dził na to”15. Ostat­nia szansa na pokój została zaprze­pasz­czona.

Tym­cza­sem dowódz­two kor­pusu eks­pe­dy­cyj­nego przy­go­to­wy­wało decy­du­jącą akcję. Jej celem było zdo­by­cie Viet Bac, poro­śnię­tego dżun­glą wyżyn­nego i gór­skiego obszaru mię­dzy deltą Rzeki Czer­wo­nej a gra­nicą chiń­ską. Na obszar ten, tra­dy­cyjną bazę ruchu rewo­lu­cyj­nego, schro­niły się wła­dze Demo­kra­tycz­nej Repu­bliki Wiet­namu i oca­lałe jed­nostki Wiet­nam­skiej Armii Ludo­wej.

Przy­go­to­wa­nia do akcji nie prze­bie­gały po myśli dowód­ców fran­cu­skich. Zamiast prze­wi­dzia­nych 20 tys. żoł­nie­rzy otrzy­mali do dys­po­zy­cji tylko 12 tys. Kon­cen­tra­cja jed­no­stek została dostrze­żona przez Wiet­nam­czy­ków, któ­rzy przy­stą­pili do prze­ciw­dzia­łań. Nie­liczne drogi wio­dące do Viet Bac zami­no­wano, usta­wiono na nich prze­szkody, zapory, wiele odcin­ków zde­wa­sto­wano. Mimo to pierw­sza faza ope­ra­cji, pod kryp­to­ni­mem „Lea”, przy­nio­sła Fran­cu­zom suk­cesy. Oddziały fran­cu­skie opa­no­wały miej­sco­wo­ści wzdłuż gra­nicy chiń­skiej i zamknęły prze­ciw­nika w ogrom­nym kotle o śred­nicy 150 km ze wschodu na zachód i podob­nej z pół­nocy na połu­dnie. I… na tym się skoń­czyło. Prze­cze­sy­wa­nie tak roz­le­głego, nie­do­god­nego obszaru nawet licz­niej­szymi woj­skami nie mia­łoby sensu. Oddziały wiet­nam­skie z łatwo­ścią prze­ni­kały poza luźny pier­ścień okrą­że­nia bądź wra­cały do tego obszer­nego wyzwo­lo­nego tery­to­rium.

Zasad­ni­czy cel ope­ra­cji, cią­gną­cych się do grud­nia 1947 r., nie został osią­gnięty. Wiet­nam­ska Armia Ludowa nie została znisz­czona, jej przy­wódcy pozo­sta­wali na wol­no­ści. Fran­cuzi osią­gnęli jedy­nie pewne suk­cesy tere­nowe, m.in. chwi­lowo odcięli prze­ciw­nika od Chin i opa­no­wali kraj Tajów na pół­noc­nym zacho­dzie ata­ko­wa­nego obszaru. Uła­twiła im to nie­uf­ność tej i innych mniej­szo­ści góral­skich wobec Viet­minhu. Fakt ten uzmy­sło­wił przy­wód­com wiet­nam­skim koniecz­ność poro­zu­mie­nia się z tymi naro­do­wo­ściami, gdyż ich zie­mie naj­le­piej nada­wały się do pro­wa­dze­nia wojny par­ty­zanc­kiej.

Lata 1948–1949 to następny dający się wyod­ręb­nić okres wojny wiet­nam­skiej. Poprze­dza­jące go wyda­rze­nia skło­niły obie strony do prze­ana­li­zo­wa­nia wła­snej stra­te­gii – a wła­ści­wie jej braku, gdyż do tej pory liczono na roz­wią­za­nie poko­jowe, wojna zaś była tylko uzu­peł­nie­niem prze­tar­gów dyplo­ma­tycz­nych i wypra­co­wa­nia zmie­nio­nych zasad walki. Dla Demo­kra­tycz­nej Repu­bliki Wiet­namu będzie to, mimo sta­bi­li­za­cji sytu­acji, etap trudny, etap walki o prze­trwa­nie. Przy­wódcy repu­bliki, oto­czo­nej pań­stwami wro­gimi, stra­cili złu­dze­nia co do moż­li­wo­ści rychłego zwy­cię­stwa. Opra­co­wali więc stra­te­gię dłu­go­trwa­łego oporu, powszech­nej wojny par­ty­zanc­kiej anga­żu­ją­cej cały naród, która dopiero w okre­sie wyczer­pa­nia zaso­bów zmę­czo­nego prze­ciw­nika prze­ro­dzić się miała w powsta­nie.

Trzon kie­row­ni­czy repu­bliki sta­no­wili wciąż ci sami ludzie (Ho Chi Minh, Vo Nguyen Giap, Pham Van Dong, Tru­ong Chinh), ale zre­zy­gno­wali oni z modelu scen­tra­li­zo­wa­nej wła­dzy rewo­lu­cyj­nej; ogra­ni­czali się do wyda­wa­nia gene­ral­nych dyrek­tyw, resztę wła­dzy prze­ka­zu­jąc w ręce komi­te­tów ludo­wych czter­na­stu mię­dzy­stre­fo­wych okrę­gów woj­sko­wych. Zostało to podyk­to­wane nie­bez­pie­czeń­stwem utraty łącz­no­ści z okrę­gami wobec poszat­ko­wa­nego frontu, jaki ist­niał wtedy w Wiet­na­mie, a wła­ści­wie mozaiki, tygla, gdzie mie­szały się i prze­pla­tały rejony zajęte przez Viet­minh, rejony walk, wresz­cie rejony opa­no­wane przez kor­pus eks­pe­dy­cyjny. „Front był wszę­dzie, a zara­zem ni­gdzie go nie było” – jak mawiał Vo Nguyen Giap. Póź­niej liczbę okrę­gów ogra­ni­czono, dla zro­zu­mie­nia dzia­łań waż­niej­szy będzie jed­nak podział na strefy wpro­wa­dzony przez dowódz­two Wiet­nam­skiej Armii Ludo­wej. Roz­róż­niano:

– strefy wyzwo­lone; oprócz rejonu Viet Bac były to tereny na połu­dnie od delty Rzeki Czer­wo­nej, nizina nad­mor­ska na połu­dnie od Hue, Nizina Trzcin i przy­lą­dek Camau w Kochin­chi­nie;

– bazy par­ty­zanc­kie, czyli nie­wiel­kie wyzwo­lone enklawy wewnątrz obsza­rów prze­ciw­nika, skąd oddziały par­ty­zanc­kie ata­ko­wały jego linie komu­ni­ka­cyjne;

– strefy par­ty­zanc­kie, czyli rejony wła­ści­wych walk, kon­tro­lo­wane przez Fran­cu­zów w dzień, a przez Viet­minh w nocy;

– strefy oku­po­wane, a więc delty Mekongu i Rzeki Czer­wo­nej oraz wszyst­kie więk­sze mia­sta.

Do tego rodzaju struk­tury tery­to­rial­nej dosto­so­wano podział Wiet­nam­skiej Armii Ludo­wej. Wszel­kie nowo­cze­sne uzbro­je­nie zare­zer­wo­wano dla jed­no­stek regu­lar­nych, bazu­ją­cych w stre­fach wyzwo­lo­nych. Naj­więk­szym związ­kiem tak­tycz­nym była dywi­zja. Czę­ściej for­mo­wano mniej­sze grupy, pro­wa­dzące dzia­ła­nia opóź­nia­jące w okre­sie ude­rzeń prze­ciw­nika na rejony wyzwo­lone bądź wyko­nu­jące zada­nia ofen­sywne wespół z oddzia­łami regio­nal­nymi i lokal­nymi.

Oddziały regio­nalne, naj­czę­ściej wiel­ko­ści bata­lionu, for­mo­wane były przez dowód­ców okrę­gów z naj­lep­szych par­ty­zan­tów oddzia­łów lokal­nych. Były to kla­syczne oddziały par­ty­zanc­kie, ope­ru­jące z baz. Wresz­cie nie­wiel­kie oddziały lokalne na obsza­rach oku­po­wa­nych i w stre­fach par­ty­zanc­kich zło­żone były z miej­sco­wych chło­pów, wyko­nu­ją­cych kon­kretne zada­nie w pobliżu miej­sca zamiesz­ka­nia, a następ­nie wra­ca­ją­cych do domów; na obsza­rach wyzwo­lo­nych ten naj­niż­szy szcze­bel sta­no­wiły grupy samo­obrony. W latach 1948–1949 efek­tyw­ność oddzia­łów lokal­nych była ogra­ni­czona wsku­tek nie­mal zupeł­nego braku broni pal­nej, kie­ro­wa­nej do jed­no­stek regu­lar­nych względ­nie regio­nal­nych. Ste­fan Kubiak, idący do Viet­minhu pol­ski zbieg z Legii Cudzo­ziem­skiej, tak opi­suje uzbro­je­nie pierw­szego napo­tka­nego oddziału wiet­nam­skiego: „Pożal się, Boże, co to była za broń, ale zawsze broń. Były tam jakieś dzidy czy też piki, to znów coś w rodzaju hala­bardy z zardze­wia­łym ostrzem lub sza­blica wygięta jak tatar­ski jata­gan, widziało się też dłu­gie zakrzy­wione noże, jakieś tasaki, a nawet kusze. Nie­któ­rzy mieli koł­czany zro­bione z bam­busu, z któ­rych wyglą­dały bam­bu­sowe strzały. Jak się póź­niej prze­ko­na­li­śmy, potra­fili z nich strze­lać dość cel­nie”16.

Do zadań spe­cjal­nych, naj­czę­ściej dywer­syj­nych, powo­ły­wano „ochot­ni­ków śmierci”, peł­nych bez­gra­nicz­nego poświę­ce­nia, wyko­nu­ją­cych owe samo­bój­cze zada­nia poje­dyn­czo lub w kil­ku­oso­bo­wych gru­pach.

Dowódz­two wiet­nam­skie przy­jęło tak­tykę cią­głego nęka­nia prze­ciw­nika, stop­nio­wego wykrwa­wia­nia jego sił, osła­bia­nia nie­ustan­nymi, choćby drob­nymi ata­kami, przy­po­mi­na­ją­cymi nie­groźne lecz bole­sne ukłu­cia (stąd okre­śle­nie: wojna moski­tów). Taka tak­tyka byłaby nie­moż­liwa bez popar­cia lud­no­ści dla Viet­minhu. Na jej barki spadł cały cię­żar wojny. Na obsza­rach zaję­tych przez Fran­cu­zów lud­ność śle­dziła ruchy prze­ciw­nika i dostar­czała stale świe­żych infor­ma­cji, bez zastrze­żeń skła­dała też podatki na rzecz Viet­minhu. Na obsza­rach wyzwo­lo­nych lud­ność, mimo bom­bar­do­wań, musiała zapew­nić apro­wi­za­cję sobie i par­ty­zan­tom. Kobiety pra­co­wały w szpi­ta­lach, nie­wiel­kich zakła­dach pro­duk­cyj­nych, warsz­ta­tach rusz­ni­kar­skich. Podob­nie jak w woj­nie kore­ań­skiej na barki lud­no­ści cywil­nej – pie­szych trans­por­tow­ców czy rowe­rzy­stów – spa­dło zada­nie dostar­cza­nia zaopa­trze­nia dla armii. Woj­ciech Żukrow­ski, który pod koniec 1953 r. jako jeden z nie­licz­nych Euro­pej­czy­ków odwie­dził strefy wyzwo­lone Wiet­namu, tak opi­sy­wał tę szcze­gólną formę trans­portu: „Brze­giem wąskiej drogi prze­su­wał się w cie­niu rząd nosi­cie­lek. Wtu­lały się w zro­szone krzaczki, żeby prze­pu­ścić maszynę, i drob­nym krocz­kiem dołą­czały do masze­ru­ją­cej kolumny. Bły­skały tylko w księ­życu ich stoż­kowe kape­lu­sze. Na ramio­nach, uwie­szone na listwie bam­bu­so­wej, koły­sały się cię­żary”. I dalej: „Jest już noc. Drogą idą rzę­dami oddziałki nosi­cieli. Więk­szość kobiet, dziew­częta chi­cho­czą, gdy je doby­wam bły­skiem latarki. Suną w czar­nych chust­kach na gło­wach, bru­nat­nych bluz­kach i czar­nych luź­nych spodniach. Na ramio­nach koły­szą zawie­szone na drąż­kach nosze. Pręty bam­bu­sów lekko skrzy­pią, ciche szepty, stą­pa­nia bosych stóp, zapach dymu i kurzu”17.

Należy pod­kre­ślić, że bez popar­cia lud­no­ści utrzy­ma­nie się par­ty­zantki nie byłoby moż­liwe.

Stałe zagro­że­nie dla Wiet­nam­czy­ków sta­no­wiło lot­nic­two fran­cu­skie, ata­ku­jące obszary wyzwo­lone. „W dzień wszelka praca i ruch są nie­moż­liwe (…). Wszel­kie prace odby­wają się prze­waż­nie pod­czas księ­ży­co­wych nocy”18. Ale i temu nie­bez­pie­czeń­stwu Wiet­nam­czycy sta­rali się zara­dzić pro­stymi, tra­dy­cyj­nymi spo­so­bami. „Kiedy nad­la­ty­wali piraci powietrzni na swych «Hur­ri­cane’ach» czy «Spit­fire’ach», wielki tam-tam swym dud­nie­niem gnał całą lud­ność do zawczasu przy­go­to­wa­nych, głę­bo­kich schro­nów, znaj­du­ją­cych się zazwy­czaj poza wsią19.

Rezul­tat ope­ra­cji w Viet Bac spo­wo­do­wał, że w kołach fran­cu­skich szybko opa­dła fala opty­mi­zmu co do per­spek­tywy szyb­kiego zwy­cię­skiego zakoń­cze­nia kon­fliktu. Strona fran­cu­ska nie miała żad­nej sta­łej kon­cep­cji dal­szego pro­wa­dze­nia dzia­łań, została zasko­czona tak­tyką przy­jętą przez Wiet­nam­czy­ków. Spo­łe­czeń­stwo było prze­ciwne kon­ty­nu­owa­niu „brud­nej wojny”. Rządy IV Repu­bliki zmie­niały się jak w kalej­do­sko­pie, w dodatku poszcze­gólni mini­stro­wie zrzu­cali na sie­bie odpo­wie­dzial­ność za sytu­ację w Indo­chi­nach.

W latach 1948–1949 bez­pie­czeń­stwo w Indo­chi­nach usi­ło­wano zapew­nić drogą licz­nych eks­pe­dy­cji prze­ciw­par­ty­zanc­kich oraz kon­troli opa­no­wa­nych tere­nów przez stwo­rze­nie sieci gar­ni­zo­nów i poste­run­ków. Ale obławy tra­fiały zwy­kle w próż­nię, gdyż ruchliwe oddziały par­ty­zanc­kie w porę wycho­dziły poza pier­ścień okrą­że­nia. W dodatku Fran­cuzi kie­ro­wali swe ataki na domnie­mane tylko pozy­cje prze­ciw­nika, gdyż jedy­nym prak­tycz­nie dostęp­nym środ­kiem roz­po­zna­nia był zwiad lot­ni­czy – dopiero póź­niej, gdy siły Viet­minhu w więk­szym stop­niu uży­wać będą radio­wych środ­ków łącz­no­ści, Fran­cuzi przy­stą­pią do prób roz­szy­fro­wa­nia depesz. Z kolei kon­trola terenu za pomocą sieci poste­run­ków pozo­sta­wała ilu­zją, gdyż stwo­rze­nie takiej sieci wyma­ga­łoby nie­pro­por­cjo­nal­nie więk­szych sił i środ­ków, co nie leżało w moż­li­wo­ściach IV Repu­bliki. Nato­miast słabe, kil­ku­oso­bowe poste­runki zamiast kon­tro­lo­wać teren, same padały łupem prze­ciw­nika, zależ­nie od jego woli. W efek­cie załogi poste­run­ków w tro­sce o prze­ży­cie ogra­ni­czały się do patro­lo­wa­nia terenu w dzień, w nocy zaś zamy­kały się na cztery spu­sty, a wła­dza nad oko­licą prze­cho­dziła w ręce Viet­minhu.

Jeden z boha­te­rów książki Gra­hama Gre­ene’a mówił: „Wojna w dżun­gli, w górach, w bagnie (…) Pola ryżowe, gdzie bro­dzi się po szyję w wodzie, a nie­przy­ja­ciel po pro­stu znika, zako­puje broń, prze­biera się za chłopa (…) Fran­cuzi panują nad głów­nymi dro­gami aż do siód­mej wie­czór; po tej godzi­nie panują na wie­żach straż­ni­czych i w mia­stach”20.

Pol­ski pisarz Miro­sław Żuław­ski, który przy­był do Wiet­namu zaraz po zakoń­cze­niu tej wojny, zapi­sał: „W pierw­szym okre­sie wojny wszyst­kie drogi, któ­rych nie trzy­mali Fran­cuzi, zostały pocięte poprzecz­nymi rowami. Cały kraj na pół­nocy, będący ośrod­kiem ruchu oporu, zamie­nił się w jedno bez­droże, po któ­rym nie można było poru­szać się ina­czej jak pie­chotą. Nawet zdo­byczne samo­chody fran­cu­skie pozo­sta­wiano na miej­scu. Zdej­mo­wano tylko opony do wyrobu san­da­łów. To już był zaawan­so­wany etap, bo przed­tem armia masze­ro­wała i wal­czyła boso. (…) W póź­niej­szym okre­sie, kiedy duże i zwarte obszary kraju zostały wyzwo­lone, pona­pra­wiano nieco drogi i wtedy nie nisz­czono już zdo­bycz­nych samo­cho­dów”21.

Sła­bo­ścią kor­pusu eks­pe­dy­cyj­nego był jego skład naro­do­wo­ściowy. Z powodu pro­te­stów spo­łe­czeń­stwa fran­cu­skiego nie­wielu człon­ków kor­pusu pocho­dziło z metro­po­lii. Fran­cuzi peł­nili naj­czę­ściej funk­cje ofi­cer­skie i podofi­cer­skie w kor­pu­sie bądź instruk­tor­skie w for­ma­cjach baoda­jow­skich. Był to jedyny ele­ment, względ­nie zaan­ga­żo­wany ide­owo w wojnę, na któ­rym mogło pole­gać dowódz­two kor­pusu. Ważną funk­cję peł­niła Legia Cudzo­ziem­ska, zło­żona z róż­nej maści obie­ży­świa­tów, zabi­ja­ków, nie­bie­skich pta­ków. Po II woj­nie świa­to­wej bar­dzo wzrósł w Legii odse­tek żoł­nie­rzy pocho­dze­nia nie­miec­kiego. W sytu­acjach groź­nych legio­ni­ści bili się do upa­dłego, gdyż jak ognia oba­wiali się nie­woli. Czę­ściej jed­nak, obo­jętni na wynik wojny, sta­rali się dotrwać bez­bo­le­śnie do końca dwu­let­niej służby w Indo­chi­nach. Nie­któ­rzy z nich z roz­ma­itych powo­dów dezer­te­ro­wali do Viet­minhu22. Wresz­cie naj­licz­niej­szą masę w kor­pu­sie sta­no­wili pobo­rowi z Afryki Pół­noc­nej bądź miej­scowi, z Indo­chin. Z fran­cu­skiego punktu widze­nia ich przy­dat­ność była nie­wielka. To wśród nich dezer­cje do Viet­minhu zda­rzały się naj­czę­ściej.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. B. Wier­nik, Rok tygrysa. War­szawa 1964, s. 37. [wróć]

2. Dokładna ana­liza struk­tury naro­do­wo­ścio­wej Wiet­namu jest tema­tem nazbyt roz­le­głym jak na roz­miary niniej­szej pracy. Wię­cej uwagi poświę­cimy jedy­nie ludom zamiesz­ku­ją­cym dolinę Dien Bien Phu i jej oko­lice. [wróć]

3. Lud­ność fran­cu­ska w Indo­chi­nach była nie­liczna – ok. 30 tys. osób, głów­nie urzęd­ni­ków admi­ni­stra­cji kolo­nial­nej, ofi­ce­rów i człon­ków ich rodzin. [wróć]

4. Przyj­mu­jemy za piśmien­nic­twem anglo­ję­zycz­nym pisow­nię „Viet­minh”; choć w pra­cach auto­rów fran­cu­skich wystę­puje forma „Viet-Minh”. [wróć]

5. J. Roy, La bata­ille de Dien Bien Phu, Paris 1963, s. 68. [wróć]

6. Już po kapi­tu­la­cji Japo­nii żoł­nie­rze cesar­scy nie­jed­no­krot­nie ucie­kali z obo­zów jeniec­kich do Viet­minhu, któ­remu słu­żyli jako instruk­to­rzy. Patrz: P. M. Dunn, The first Viet­nam War, New York 1985, s. 264. [wróć]

7. Znaczne ilo­ści broni prze­jęto nato­miast od inter­no­wa­nych jed­no­stek fran­cu­skich, a póź­niej od kapi­tu­lu­ją­cych Japoń­czy­ków. Tamże, s. 358. [wróć]

8. O przy­by­ciu sil gen. Gra­ceya do Saj­gonu i jego wpły­wie na wyda­rze­nia patrz: tamże, s. 140–161. [wróć]

9. „W Wiet­na­mie wielu anty­ko­mu­ni­stycz­nych nacjo­na­li­stów w zwy­cię­stwie Fran­cji dostrze­gało kon­ty­nu­ację jej kolo­nial­nych wpły­wów, nato­miast w zwy­cię­stwie komu­ni­stów, mimo zagro­że­nia oso­bi­stej wol­no­ści tychże nacjo­na­li­stów, pewien rodzaj naro­do­wej nie­pod­le­gło­ści”, B. Fall, Viet­nam wit­ness 1953–1966, Lon­don 1966, s. 40. [wróć]

10. W pracy na­dal będziemy uży­wać przy­ję­tej, utar­tej nazwy „Viet­minh”. [wróć]

11. Dopiero wtedy zostali uwol­nieni jeńcy fran­cu­scy, uwię­zieni przez Japoń­czy­ków rok wcze­śniej. Doszło do incy­den­tów mię­dzy jed­nost­kami fran­cu­skimi a wyco­fu­ją­cymi się woj­skami chiń­skimi. [wróć]

12. H. de Turenne, Krótka histo­ria dru­giej wojny, „Forum” 1975, nr 22, s. 12. [wróć]

13. Roy, op. cit., s. 69. [wróć]

14. Naj­peł­niej­szą rela­cję z prze­biegu tej wojny (spo­śród auto­rów pol­skich) przed­sta­wił S. Zapol­ski, Wojna par­ty­zancka w Wiet­na­mie 1946–1954, War­szawa 1976. [wróć]

15. J. Che­sne­aux, Wiet­nam. Zarys histo­ryczny, War­szawa 1957, s. 295; por. W. Góral­ski, Walka o Wiet­nam, War­szawa 1961, s. 70–71. [wróć]

16. S. Kubiak, Zbieg z fortu Nam Dinh, oprac. J. Budziń­ski, War­szawa 1974, s. 94. [wróć]

17. W. Żukrow­ski, Dom bez ścian, War­szawa 1955 (wyd. II), s. 80, s. 126–127. [wróć]

18. Kubiak, op. cit., s. 15. [wróć]

19. Tamże, s. 91. [wróć]

20. G. Gre­ene, Spo­kojny Ame­ry­ka­nin, War­szawa 1956, s. 37. [wróć]

21. M. Żuław­ski, Drza­zgi bam­busa, War­szawa 1956 s. 27–28. [wróć]

22. Histo­rię Ste­fana Kubiaka (Ho Chi Thuan – przy­brany syn Ho Chi Minha), Polaka, zbiega z Legii Cudzo­ziem­skiej, przy­bliża nam jego wspo­mi­nany już pamięt­nik. Jest też boha­te­rem powie­ści B. Wier­nika, Spo­tka­nie w dżun­gli, War­szawa 1963. Sporo pisze o nim A. Fie­dler w opowie­ści z podróży do Wiet­namu, Dzi­kie banany. U buj­nych Tajów i męż­nych Meo, War­szawa 1960. Z auto­rów cudzo­ziem­skich wspo­mina o nim J. Doyon, Les sol­dats blancs de Ho Chi Minh, Paris 1973, s. 76–77, jako o naj­sław­niej­szym ze wszyst­kich Euro­pej­czy­ków – zbie­gów do Viet­minhu, oraz B. Fall, Dien Bien Phu. Un coin d’enfer, Paris 1968, s. 307 – ten ostatni z powo­ła­niem się na nie­miecki prze­kład książki Fie­dlera (Lipsk 1967). <p>Ste­fan Kubiak jako młody czło­wiek zbiegi po wyzwo­le­niu Pol­ski ze szkoły ofi­ce­rów poli­tycz­nych (przy­czyną były kło­poty oso­bi­ste – zawie­dziona miłość). Przez Niemcy dostał się do Fran­cji. Tra­fił tu do Legii Cudzo­ziem­skiej i został wysłany do Wiet­namu. Już w 1947 r. wraz z kil­koma kole­gami zbiegł do Viet­minhu. Słu­żył w jed­nost­kach arty­le­ryj­skich, odzna­czył się pod Hoa Binh w latach 1951–1952, doszedł do stop­nia kapi­tana.</p> [wróć]