44,99 zł
W obliczu światowego kryzysu, po raz pierwszy w historii przedstawiciele prastarych tradycji postanowili podzielić się swoją wiedzą z ludźmi Zachodu. Mędrcy ci nieustanie przekraczają granice dzielące tradycje od nowoczesności, balansując między różnymi stanami świadomości i podróżując – często zaopatrzeni w laptopy – jako orędownicy dawnej mądrości po całej kuli ziemskiej.
Geseko von Lüpke przeprowadził rozmowy z siedemnastoma z nich, między innymi z szamanami innuickim, peruwiańskim czy buriackim, północnoamerykańskim uzdrawiaczem oraz kapłanką Majów.
Jego książka przywołuje zapomniane, lecz wciąż aktualne prawdy, które mogą okazać się kluczowe dla naszego (prze)życia.
W pewnym momencie nowoczesna cywilizacja zredukowała postrzeganą przez nas rzeczywistość do rzeczywistości rzeczy, po to, abyśmy mogli łatwiej ją pojąć i nad nią panować. Potrzebujemy szamańskich mądrości, aby móc na nowo odnaleźć powiązanie z prawdziwą, żywą rzeczywistością. Bez tego powiązania pozbawiamy się korzeni i nie mamy wielkich szans na przyszłość. Musimy ten większy świat odkryć na nowo, aby móc swobodnie oscylować między tym, co dotykalne, a tym, co prawdziwe i żywe.
Hans-Peter Dürr, fizyk kwantowy, laureat Nagrody Nobla
Książka, zawierająca rozmowy z szamanami z kulturowych kręgów pięciu kontynentów, oferuje nam fascynujący wgląd w prastare mądrości tych podróżników po różnych stanach świadomości. W czasach, w których pilnie potrzebujemy odnowienia obrazu świata, tak aby respektował jedność życia, rozpoznawał wzajemny związek wszelkich zjawisk i połączył nas ponownie z Ziemią, możemy się z tych ponadczasowych szamańskich mądrości nauczyć wielu cennych rzeczy.
Fritjof Capra, fizyk atomowy, pisarz
Geseko von Lüpke, ur. w 1958 roku, politolog i etnolog. Autor wielu książek, niezależny dziennikarz, redaktor audycji radiowych. Organizuje i prowadzi konferencje, wykłady i otwarte debaty dotyczące kultury, nauk przyrodniczych i duchowości. Długie podróże po świecie, zwłaszcza po Azji, obudziły w nim zainteresowanie duchowym rozwojem człowieka. Od lat prowadzi seminaria poświęcone vision quests, w czasie których pomaga ludziom przechodzącym życiowy kryzys. Dzięki rozległym kontaktom na całym świecie stał się pośrednikiem i „tłumaczem” między różnymi kulturami.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 440
Dla
Xeni
badaczki magii dnia powszedniego
kobiety
partnerki
kochanki
Ta książka to współczesna opowieść o rytuałach naszych przodków. Znajdziesz w niej opisy tego, co działo się w bardzo dawnych czasach, w kręgu, przy nocnym ogniu: historie opowiadane przez starszyznę plemienną, rozmowy z mędrcami, uzdrawiaczami i szamanami. Niezwykłe jest w tej książce to, że przy jej ogniu siedzi nie jeden przedstawiciel starszyzny plemiennej, ale ponad tuzin. Owa starszyzna – szamani i uzdrawiacze – pochodzi nie z jednego i, jak to często bywało, odizolowanego od reszty świata plemienia, lecz z siedemnastu rdzennych kultur z pięciu kontynentów.
Książka ta jest też próbą podsumowania nurtu, który pojawił się przed ponad trzydziestoma laty. Kilka dziesięcioleci temu etnologowie ostrzegali świat, że kultura szamańska może wkrótce całkowicie zaniknąć. Wbrew tym przestrogom stare szamańskie tradycje znów znalazły się w centrum zainteresowania, także w świecie zachodnim. Ów cudowny ratunek dla prastarej wiedzy jest wynikiem pracy wielu ludzi z całego świata, tych, którzy rozpoznali nieocenioną wartość rdzennych obyczajów i poświęcili życie ich podtrzymywaniu.
Zachowanie wiedzy o starych rytuałach szamańskich nie jest jednak zasługą wyłącznie etnologów i antropologów, którzy zbyt często analizowali ową archaiczną wiedzę z perspektywy eurocentrycznej i publikowali swe wnioski w formie monografii czy dysertacji. Ocalenie tych skarbów jest w szczególności zasługą tych, którzy podjęli ryzyko zaproszenia przedstawicieli społeczności, w których te skarby przetrwały, do Europy, stworzyli dla nich podium, z którego mogli przemówić, i rozpoczęli z nimi wielokulturowy dialog. Byli dostatecznie „przebudzeni”, aby zrozumieć, że nowoczesny świat ma do nich wiele pytań i że po setkach lat wyzysku, świadomego niszczenia rdzennych tradycji, odbierania godności plemionom oraz kulturowej dominacji nadszedł czas zadośćuczynienia. Założone w Poci we Włoszech Shamanism & Healing Association było pierwszym stowarzyszeniem, które zaprosiło do Niemiec uzdrawiaczy z całego świata. W 1982 roku zorganizowało pierwszy kongres poświęcony prezentacji nieznanych dotąd zachodniej cywilizacji tradycyjnych szamańskich metod leczenia. W krajach niemieckojęzycznych Shamanism & Healing Association uznaje się za pioniera w tej dziedzinie. Jej znaczenie rośnie, coraz częściej staje się tematem warsztatów, konferencji, a nawet literatury fachowej.
To, że mogłem przeprowadzić wywiady z szamanami z piętnastu krajów bez przekraczania granic własnego kręgu kulturowego, zawdzięczam odwadze tych ludzi, a także tych wszystkich, którzy w ostatnich latach przemierzali podobne ścieżki. To, co wspólnie osiągają, to globalizacja w najlepszym tego słowa znaczeniu. Dzięki nim szamani i szamanki stali się czymś więcej niż tylko obiektem egzotycznych zainteresowań i badań etnologicznych. Zostali uznani za prawdziwych nauczycieli powoli ginących, starych, ale wciąż tak istotnych prawd. Z kolei dla reprezentantów rdzennych kultur jest to okazja do świadomego spotkania z nowoczesnym Zachodem, stanięcia z nim twarzą w twarz i rozpoczęcia równoprawnego dialogu. Dialog między przemysłowo rozwijającymi się społeczeństwami a tradycyjnymi kulturami plemiennymi jest zaś czymś zupełnie nowym, choć od dawna tak pożądanym.
Owe eksploracyjne spotkania z kulturą szamańską mogą też pomóc zachodniemu światu uświadomić sobie własne szamańskie korzenie. Dzięki nim nie tylko poznajemy własny rodowód, ale możemy też odkryć wyparte i zapomniane aspekty naszej kultury. Nasz stosunek do tych „przestarzałych” lub „prymitywnych” tradycji może ulec radykalnej zmianie. Takie wielokulturowe spotkania umożliwiają poszukiwanie paraleli w obrazach świata obu tradycji – a jest to droga pełna niespodzianek.
Dodatkowa wartość tej inicjatywy jest taka, że szamani, żyjący często w geograficznie odizolowanych rejonach, mogą się ze sobą spotykać. Takie kontakty między rozsianymi po całej kuli ziemskiej tradycyjnymi uzdrawiaczami, na ogół kierującymi się tymi samymi zasadami, lecz rzadko dotychczas uczącymi się od siebie nawzajem, są w szamańskiej tradycji kulturowej czymś zupełnie nowym. Kontakty te mogą służyć wielu celom – przede wszystkim umożliwiają podjęcie współpracy i narodziny solidarności między szamanami różnych tradycji. Mogą się też przyczynić do wzmocnienia zagrożonych form kulturowych szamanizmu. Wśród szamanów uczestniczących w takich spotkaniach, powołujących się dotychczas wyłącznie na swoją rdzenną i lokalnie przekazywaną wiedzę, powstaje coś, co nazwać by można międzynarodową samoświadomością. Dochodzi do wymiany między kolegami po fachu. Wreszcie mogą skonfrontować z innymi swoje tradycje.
Dzięki tej międzykulturowej współpracy praktyki szamańskie mogą się dalej rozwijać. Przede wszystkim jednak spotkania te uświadamiają nam, że szamanizm ma coś takiego jak wspólny rdzeń.
Szczególne podziękowania należą się za to wspomnianemu stowarzyszeniu, które dzisiaj jako Schamanismus und Heilen organizuje seminaria, długoterminowe studia, konferencje i spotkania z uzdrawiaczami, a także umożliwia kontakty między nimi. Stowarzyszeniu temu zawdzięczam spotkania z większością moich rozmówców. Dotychczas globalizacja zagrażała szamanizmowi, wymuszając kulturowe dopasowanie. Zmieniło się to radykalnie: globalizacja sprzyja wzmocnieniu szamanizmu, jego dalszemu rozwojowi i rozprzestrzenianiu, również w zachodnim świecie.
Klasyczna etnologia opisywała szamanizm z niemal muzealnej perspektywy, jako upadającą tradycję kulturową. Ja napisałem o niej inaczej. W swej długiej historii szamanizm zawsze dopasowywał się do zmieniających się warunków. Zawsze podlegał i wciąż podlega kulturowej ewolucji. Klasyczny szamanizm odizolowanych społeczności zniknął być może całkowicie, a to dlatego, że rdzenne społeczności – niemające kontaktu z „nowoczesnym” światem – niemal już nie istnieją. Jednocześnie jednak, szczególnie ostatnio, szamański obraz świata potwierdza swą niezwykłą myślową konsekwencję i trwałość. Na terenach niektórych byłych republik radzieckich i w Mongolii przeżywa – po siedemdziesięciu latach brutalnego gnębienia – niezwykłe odrodzenie. W wielu krajach, przez wieki kolonizowanych i nazywanych Trzecim Światem, tradycje szamańskie znów stają się ważną częścią kulturowej tożsamości. Oczywiste jest, że w niezliczonych miejscach na kuli ziemskiej stare tradycje nadal są pielęgnowane i przekazywane z pokolenia na pokolenie. Dzieje się to często w ukryciu, a towarzyszy temu ogromne ryzyko. Naturalnie przekazy te zmieniły się w czasach ucisku. Niezaprzeczalne jest jednak, że dzięki temu członkowie tych społeczności wiele się również nauczyli.
Podtytuł książki brzmi „rozmowy z uzdrawiaczami i szamanami XXI wieku”. Dzisiejszy szamanizm prezentuje się w nowym stroju, nowym języku i w nowych sposobach pojmowania siebie i świata. Jeszcze przed dwudziestoma laty dialogi z szamanami nacechowane były wielkim wysiłkiem zrozumienia głębokich kulturowych różnic w sposobach myślenia i postrzegania rzeczywistości, jak również językowych metafor, jakimi się szamani posługiwali. Dziś jest zupełnie inaczej. Uzdrawiacze i szamani XXI wieku to nie tylko wędrowcy między różnymi stanami świadomości – jakimi zawsze byli ich przodkowie – ale również podróżnicy między cywilizacjami, epokami, tradycyjnymi systemami wiedzy i kontynentami. Otworzyli się na obce tradycje o wiele szerzej, niż kiedykolwiek odważył się to zrobić świat Zachodu – nie wyrzekając się przy tym własnych korzeni. Dlatego właśnie stali się pośrednikami, tłumaczami i mediatorami między starym a nowym, pionierami międzykulturowej wymiany w naszej globalnej wiosce. Konieczne jest odnotowywanie tego w każdej publikacji omawiającej współczesne formy szamanizmu.
Wszyscy bohaterowie zebranych w tej książce rozmów żyją jedną nogą w nowoczesnym świecie, a drugą w swojej rdzennej tradycji. Większość z nich to aktywnie działający – zarówno w świecie zachodnim, jak i w swych rdzennych kulturach – uzdrawiacze, mędrcy i przedstawiciele starszyzny. Niektórzy zostali wyznaczeni przez swe społeczności na misjonarzy tradycyjnego przekazu i rozpowszechniania starych prawd. Inni są ostatnimi depozytariuszami wygasającej już wiedzy konkretnej umierającej tradycji. Życiorysy tych kulturowych nomadów noszą ślady licznych i często fascynujących załamań. Szamani opowiadają o tym, że czuli się zagubieni kulturowo, i o tym, jak się odnaleźli. Niektórzy mówią o przymusowej deportacji do nowoczesnego świata. Przez nią albo dzięki niej musieli przyswoić sobie nową wiedzę. Jeszcze inni równolegle do trwających długie lata procesów inicjacji szamańskiej studiowali na zachodnich uniwersytetach, pracowali w nowoczesnych ośrodkach administracyjnych czy edukacyjnych. Wielu musiało odbyć bolesną i trudną wewnętrzną wędrówkę, aby osiągnąć harmonię – dopiero wtedy mogli zostać prawdziwymi międzykulturowymi nosicielami starych mądrości. Jako dzieci dwóch światów nauczyli się nie tylko praktykować swe rdzenne tradycje, ale też rozumieć je w sposób analityczny. A to – znowu po raz pierwszy – umożliwiło prawdziwy dialog. Jeszcze niedawno uczestnicy takich rozmów – zadający pytania człowiek Zachodu i odpowiadający szaman – żyli w tak różnych światach, że jeden ledwo rozumiał pytania, a drugi odpowiedzi. Teraz mamy wspólny język, podobne metafory, porównywalne analityczne sposoby myślenia. Dialog pozorny został zastąpiony dialogiem prawdziwym. Zamiast nakładać własną interpretację na to, co niezrozumiałe, lub projektować własne poglądy, możemy rozmawiać tak długo, aż osiągniemy całkowitą jasność i obopólne zrozumienie.
Trzeba jednak przyznać, że nie można w jednej książce zawrzeć całego ogromu i złożoności szamańskich tradycji. Szamanizm jest niemal tak stary jak sam człowiek. W ciągu stuleci, a może nawet tysiącleci powstało mnóstwo jego odcieni. Każdą z siedemnastu zebranych tu rozmów potraktować można jako jedną z wielu powierzchni tego samego diamentu – zdając sobie sprawę, że jest ich nieskończenie wiele. Każda z tych powierzchni niesie informacje o strukturze i głębi całości szamańskiego przekazu. Jednocześnie nie da się w poszczególnych wypowiedziach wykluczyć ani sprzeczności, ani powtórzeń. Niemożliwe jest zaszeregowanie kompleksowej wiedzy szamańskiej w sposób, do jakiego przyzwyczaiły nas nauki ścisłe czy przyrodnicze. Nawet powtórzenia nie są tu zwykłym powielaniem tego samego. Umożliwiają raczej poznanie głównych cech szamańskiego przekazu z różnych perspektyw. W celu uzyskania większej przejrzystości książka ta podejmuje próbę podzielenia na części – w zasadzie niepodzielnej – myśli szamańskiej.
Po zatytułowanym „Szamanizm między epoką kamienia a nowoczesnością” streszczeniu całości, które można potraktować jako wprowadzenie do filozofii szamańskiej, następuje siedemnaście rozmów podzielonych na sześć obszarów. Każda z nich skupia się na jednym aspekcie wiedzy szamańskiej, a równocześnie odnaleźć w nich można wszystkie jej aspekty z różnie rozłożonymi punktami ciężkości.
W rozdziale „Szamański obraz świata” wypowiadają się inuicki szaman Angaangaq i inkaski szaman Don Oscar Miro-Quesada. Dzielą się jasnym, a jednocześnie niezwykle złożonym i wnikliwym spojrzeniem na szamańską rzeczywistość, dając przy tym praktyczne wskazówki, w jaki sposób możemy tę wiedzę wykorzystać dzisiaj.
Rozdział „Dialog ze światem natury” to rozmowy z pochodzącym z północno-zachodniej Mongolii szamanem i pisarzem Galsanem Tschinagiem, północnoamerykańskim uzdrawiaczem i przedstawicielem starszyzny Wampanoagów – Manitonquatem – oraz z zielarzem i szamanem z peruwiańskiej Amazonii Don Pedrem Guerrą Gonzalesem. Podkreślają oni silnie i czasami w cudowny sposób objawiające się powiązania szamańskiej tradycji z prawami natury. Mówią o tradycyjnych sposobach uczenia się, nauczania i uzdrawiania, opowiadają o normach i zwyczajach.
W obszernej części zatytułowanej „Jedność żyjącej jedności” głos zabierają południowoafrykański szaman i sangoma Percy Konqobe, szaman indonezyjskich Bataków Morden Sitanggang, zachodnioafrykański szaman Dagarów Malidoma Somé, gwatemalska szamanka i kapłanka Majów Doña Eufemia Cholac Chicol, buriacka szamanka Nadia Stiepanowa, koreańska szamanka tańca Hi-ah Park i maoryska szamanka Wai Turoa-Morgan. W tej części mowa jest o poszczególnych aspektach szamanizmu, od całościowej, systemowej działalności szamanów przez głębokie i ponadczasowe powiązania z mitycznymi praprzodkami. Omawiane są drogi inicjacji szamańskiej, kontakty z innymi światami, zasadnicza rola śmierci i ponownych narodzin, a także zadania stojące przed nowoczesnym szamanizmem w zachodnim świecie.
Końcowa część, „Europejskie korzenie szamanizmu”, to rozmowy z angielskimi szamanami drzew Dustym Millerem XIII i Dustym Millerem XIV, z norweskim szamanem z plemienia Saami Ailem Gaupem oraz z niemiecką kulturoznawczynią, badaczką matriarchatu i inicjatorką matriarchalnych obrządków misteryjnych Heide Göttner-Abendroth. W tej części staje się jasne, że tak jak kiedyś, tak i teraz stare tradycje szamańskie żyją na obrzeżach nowoczesnej kultury. Zostaje również postawiona, być może prowokacyjnie dla niektórych brzmiąca teza, że współczesnej wiedzy o przedchrystusowej tradycji matriarchalnej w Europie można użyć jako narzędzia do badań korzeni szamańskich naszej własnej cywilizacji.
Rozmowy z szamanami i uzdrawiaczami XXI wieku kończy część zatytułowana „Przyszłość szamanizmu”. Znajdujemy w niej rozmowy z meksykańskim szamanem i terapeutą José Lópezem Guidem i z szamanem Anasazi i Hisatsinom Josephem Standing Eagle, który odwołuje się do przekazów zanikającej kultury swojego ludu. W tej części podejmuję odważną próbę przeprowadzenia syntezy nowoczesnego zachodniego szamanizmu i archaicznych sposobów postrzegania szamańskiego świata. Jednocześnie można w niej znaleźć wizjonerskie spojrzenie na istotność niedualnej szamańskiej duchowości i na możliwości wyniesienia jej ponad ograniczenia poszczególnych kultur.
Podsumowaniem jest część „Jaka dawna mądrość na jakie nowe czasy?”. Ponieważ już sam tytuł książki sugeruje, że przekazy szamańskie są dziś niezwykle ważne, w tej części przedstawiam wybrane i streszczone istotniejsze wypowiedzi. Mowa w niej nie tylko o medycznych i terapeutycznych koncepcjach i metodach, ale również o ich zastosowaniu w filozofii, naukach społecznych i do rozwiązywania konfliktów – w świetle ich etycznego i duchowego znaczenia. Nowoczesny świat może tu znaleźć propozycje rozwiązań wielu pozornie nierozwiązywalnych problemów.
Na końcu książki zamieściłem listę adresów internetowych. Jeszcze niedawno nie do pomyślenia było znalezienie elektronicznego adresu szamana lub jego strony internetowej. To również wskazuje, jak nowymi ścieżkami chadza szamanizm XXI wieku. Niektórzy rdzenni uzdrawiacze mówią z uśmiechem, że wymiana, kiedyś możliwa wyłącznie na płaszczyźnie wizyjno-duchowej, obecnie możliwa jest – całkiem zwyczajnie – za pośrednictwem myszy i ekranu komputera. Na stronie 381 znajdują się odnośniki do stron internetowych oferujących warsztaty szamańskie, konferencje i spotkania. W książce mogła się oczywiście zmieścić jedynie część tych ofert. Jest ich jednak tyle, że każdy będzie mógł nawiązać kontakt z szamanem, którego wypowiedzi szczególnie go zainteresowały. Istotną rzeczą jest to, że wszyscy moi rozmówcy oferują regularne seminaria, dłuższe treningi, a czasami też szkolenia i obozy letnie. Można więc potraktować tę książkę jako drogowskaz, który przez gąszcz nie zawsze poważnych ofert prowadzi na współczesny rynek rdzennej wiedzy. Czytelnik może wyrobić sobie opinię o osobowości każdego z nauczycieli, uzyskać wgląd w ich zaplecze kulturowe i dowiedzieć się, jak konstruują swe przekazy. Osobiste rozmowy przekazują więcej niż wymienianie etnograficznych niezwykłości różnych szamańskich tradycji. Ukazują między innymi poczucie humoru szamanów, ich osobiste kryzysy, drogę cierpienia, która u tych wiecznych poszukiwaczy zawsze prowadzi do osiągnięcia harmonii. Takie szczere rozmowy okazują się najbardziej skutecznym sposobem zbliżenia i zbudowania pomostu zrozumienia ponad kulturowymi przepaściami. Odpowiedzi, nawet jeśli czasem wydają się nieco krotochwilne i niemal niemożliwe do zastosowania, nie są poddawane ocenie ani z czymkolwiek porównywane. Są uznawane za równorzędną, pełnoprawną i całkowicie prawdopodobną rzeczywistość. Odpowiadający na pytania szamani mogli mówić jak na naradach starszyzny – otwarcie i od serca.
Życzę wam, drogie czytelniczki i drodzy czytelnicy, spokoju i otwartego serca. Zasiądźcie z nami przy ogniu, aby wysłuchać tych jakże aktualnych słów z innych światów i innych czasów i przyjąć je.
Geseko von Lüpke
Olching, kwiecień 2008 roku
Od prapoczątków historii niektórzy ludzie wiodą szczególnego rodzaju podwójne życie. Z jednej strony mocno stoją na ziemi, z drugiej są silnie zakorzenieni w innych światach. Błąkają się między różnymi rzeczywistościami jak ptaki, jak posłańcy i misjonarze. Nazywamy ich szamanami, magikami, uzdrawiaczami, medykami, czarownikami, czarodziejami, prorokami.
Skąd ich znamy? Pojawiają się w naszych domach na zdjęciach z wakacji, tańczą, brzęczą, turkoczą, bębnią, uzdrawiają, bełkoczą niezrozumiałe słowa i pozostawiają nas bezradnych i zdezorientowanych.
Spotykamy ich na urlopach, w wielu miejscach na naszej coraz mniejszej planecie, w Ayers Rock w Australii, w kurortach na wybrzeżach Sri Lanki, na kenijskich sawannach, na amerykańskim południowym zachodzie, na mongolskich stepach. Są, jak się zdaje, wszędzie – od bieguna północnego po Antarktydę. Są wszędzie, ale zwykle ich nie rozumiemy. Ich dzikość nas przeraża, a ich zdolności i umiejętności – fascynują.
Czasopisma i książki opowiadające o uzdrawiaczach i czarownikach, cudach i sensacyjnych doświadczeniach powodują, że właściwie nie wiemy, z czym mamy do czynienia. Z czymś pierwotnym? Prymitywnym? Z czymś nienormalnym? Z obłąkaniem? Z oszustami? Czy może z mędrcami, prawdziwymi uzdrawiaczami i mistrzami? Trzeba też wziąć pod uwagę fakt, że szamanizm jako zjawisko jest dzisiaj bardzo modny. Bardzo wielu mieszkańców środkowej Europy eksperymentuje z indiańskimi szałasami potów, wyrusza na wizjonerskie wyprawy w rytmie bębnów, uczestniczy w warsztatach poświęconych archaicznym technikom ekstatycznym. Lekarze i pracownicy służby zdrowia licznie zjawiają się na konferencjach szamańskich i przysłuchują się uważnie mądrościom uzdrawiaczy pochodzących z rdzennych kultur. Prastare zabiegi terapeutyczne od dawna są stosowane w nowoczesnej psychoterapii. Obserwujemy eksplozję seminariów poświęconych sztuce ludowego uzdrawiania. Prawie żadne wydawnictwo nie może już liczyć na dobry obrót, jeśli nie wydaje pozycji poświęconych szamanizmowi i magii. Księgarnie muzyczne mają całe sekcje z archaiczną, rdzenną muzyką.
Jak to się stało, że zainteresowanie szamanizmem – najstarszą dyscypliną religijną, leczniczą i psychologiczną – w dobie komputerów i statków kosmicznych nagle odżyło?
Jeszcze kilka lat temu ta prastara wiedza wydawała się skazana na śmierć. Teraz zapoznają się z nią lekarze, biznesmeni i psychologowie oraz wszyscy ci, którzy spragnieni są mądrości i wskazówek na temat osobistego rozwoju.
Dla jednych szamani to godni podziwu wirtuozowie magii, dla innych – szarlatani. Jedni uważają ich prastare praktyki za źródło cennych myśli o „odczarowanej” przez naukę rzeczywistości. Inni widzą w nich hokus-pokus z epoki kamienia. Jeszcze inni twierdzą, że szamanizm istnieje wyłącznie w naszych głowach – jest projekcją tego wszystkiego, czego nam dzisiaj brakuje: szaleństwa, spontaniczności, mistyki, starych legend, związków z naturą.
Ten, kto podchodzi do szamanizmu wyłącznie z zewnątrz, bardzo szybko napotyka racjonalne, logiczne przeszkody w jego rozumieniu. W taki sposób nie da się go pojąć. Naukowe definicje szamanizmu również cechuje nieokreśloność. Ale gdy się czegoś nie rozumie, można wokół tego krążyć i akceptując napotykane po drodze niespodzianki, pomału zbliżać się do istoty rzeczy.
Co do jednego szamani i większość zachodnich badaczy wydają się być zgodni: narodziny szamanizmu należy wiązać z doświadczeniem śmierci prehistorycznych ludzi. Bezpośrednio z tym wiąże się przekonanie, że pożegnanie świata żywych nie jest pożegnaniem ostatecznym. Dla naszych przodków nie był to pretensjonalny wymysł, ale po prostu spostrzeżenie w oczywisty sposób wynikające z obserwacji natury. Nowe życie nieustannie powstaje z tego, co umiera. A jeśli początek i koniec życia są etapami cyklu, śmierć oznacza nie tylko rozpad, ale i uwolnienie się czegoś, co wykracza poza granice ciała. Od tego spostrzeżenia już tylko krok do wiary w duszę lub dokładniej: „wyobrażenia o istnieniu niezależnej od ciała duchowej energii”1. Oczywiście wierzyli w to już przodkowie homo sapiens. Wykopaliska potwierdzają, że już Neandertalczycy (żyjący od 160 tysięcy do 40 tysięcy lat przed naszą erą) grzebali bliskich w sposób wyraźnie wskazujący na ich niepodważalną wiarę w życie po śmierci. Nawiązanie kontaktu z wolną duszą zmarłej czy też żyjącej istoty – bez względu na to, czy chodzi o zwierzę, czy człowieka – było i pozostało odwieczną tęsknotą człowieka. Stąd najprawdopodobniej wzięły się rytuały i ceremonie. Miały pomóc w nawiązaniu takiego kontaktu. Na podstawie tego doświadczenia stworzono model świata, który potrafi je wyjaśnić.
Jeśli prastary mit o śmierci i ponownych narodzinach uznamy za źródło szamanizmu, zobaczymy, że staje się on kulturową i duchową kontynuacją tradycyjnych wierzeń naszych prapraprzodków ze środkowego paleolitu i pierwszych ludzi wczesnej epoki kamienia. Wyjaśnia to też istnienie starych szamańskich tradycji na całej kuli ziemskiej – od lodowych połaci północy przez tundry, prerie i obszary o klimacie umiarkowanym aż do pustyni i puszcz wschodu, zachodu, północy i południa. Wiąże się to bowiem z doświadczeniem ogólnoludzkim, niezależnym od kultury. Pierwotność szamanizmu widać również w aspekcie historycznym, kiedy potraktujemy go jako dominującą formę praktyk duchowych. W porównaniu z szamanizmem wszystkie funkcjonujące dzisiaj religie instytucjonalne z historyczno-kulturowego i historyczno-religijnego punktu widzenia są bardzo młode.
Zachodni świat stworzył wiele teorii na temat szamanizmu. Na ogół odzwierciedlają one raczej systemy postrzegania świata i sposoby myślenia samych badaczy niż prawdziwy świat szamanów.
Ponieważ szamani i szamanki żyją na całej kuli ziemskiej od co najmniej czterdziestu tysięcy lat, dla wielu są ciekawymi reliktami dawnej religijności myśliwych i zbieraczy. Historia kultury z ogromnej powszechności szamańskich praktyk wysnuła wniosek, że szamanizm jest etapem, przez który w rozwoju kulturowym przechodzi każda społeczność. Ów pogląd sugeruje pośrednio, że mówiąc o szamanizmie, mówimy o przestarzałej, „prymitywnej” formie kultury, która w „rozwiniętych” społeczeństwach musi skończyć w lamusie. Innymi słowy: jeśli chcemy się nadal „rozwijać” jako ludzkość, praktyki szamańskie muszą umrzeć. Podobne przekonania prezentują antropolodzy i kulturoznawcy. Twierdzą, że świadomość ludzka przechodzi przez różne etapy: od etapu archaicznego do magicznego, a potem od mitologicznego do racjonalnego. Taki sąd opiera się oczywiście na założeniu, że dzisiejsza racjonalna świadomość czysto materialnego świata jest najwyższą formą świadomości, a inne formy postrzegania były tylko jej zwiastunami i można je obecnie całkowicie wyeliminować. Po lekturze rozmów z szamanami, posługującymi się kompleksową wewnętrzną i racjonalną analizą, czytelnik z całą pewnością nie da wiary sądom, iż ich wiedzę należy traktować jako coś prymitywnego, archaicznego czy duchowo ułomnego.
Wizja świata odrzucająca szamanizm dość szybko traci zwolenników, nie tylko dlatego, że wynika z osądzającej, europocentrycznej perspektywy, ale też dlatego, że wymaga pominięcia faktu, iż w dominujących religiach nowożytnych obecne są nurty bardzo podobne do szamanizmu. Wystarczy przypomnieć teorie wielkich chrześcijańskich mistyków średniowiecza, na przykład teorię duchowości przyrody świętego Franciszka z Asyżu, wizję zaludnionego kosmosu Giordana Bruna czy ideę Goethego o całkowicie ożywionym świecie. Coraz mocniej utrwala się koncepcja, iż nie trzeba przezwyciężać i odrzucać pewnych form kulturowych czy świadomościowych, ale należy je wykorzystać do osiągnięcia integracji i traktować jako swego rodzaju kontinuum. Według tej koncepcji każda kolejna faza rozwoju kulturowego i forma świadomości zawiera wszystkie poprzednie. Rozwoju nie definiuje się więc jako odrzucenia „przedawnionej” przeszłości, ale jako zdolność do swobodnego poruszania się między różnymi jego fazami w procesie duchowej ewolucji, tak aby ostatecznie osiągnąć fazę integralną. Nowoczesna racjonalność zachodniego świata nie jest już więc ostatecznym celem ewolucji, ale raczej kulturową decyzją o przyjęciu określonego paradygmatu postrzegania, do której przychyliła się w pewnym momencie naszego rozwoju część ludzkości, podczas gdy inne kultury wybrały i nadal wybierają inną drogę.
Z tej perspektywy szamanizm może być traktowany jako podstawowa forma kulturowego wyrazu, a na płaszczyźnie duchowej – jako źródło lub praprzodek wszystkich religii. Nie dlatego, że trzeba w niego wierzyć, ale dlatego że właśnie od niego zaczynają się doświadczenia wskazujące drogę do duchowej jedności świata i do mistycznego doświadczenia tej jedności.
Ten, kto, jak nasi praprzodkowie, ma wiarę duchową, rozumie, że istnieje wiele płaszczyzn rzeczywistości, które się nawzajem przenikają – materialne i niematerialne, które razem tworzą jeden, nierozdzielny, niedualny świat. Dostęp do tych na pierwszy rzut oka niewidzialnych czy niepostrzegalnych płaszczyzn rzeczywistości można uzyskać tylko wtedy, kiedy jest się gotowym przekroczyć granice zwykłej codziennej świadomości. Do tego zawsze potrzebni byli specjaliści, ludzie skłonni ruszyć taką ścieżką. Określenie „szaman” pochodzi z języków tungusko-mandżurskich i oznacza dosłownie człowieka rozgorączkowanego, podnieconego. „Ten, kto jest szamanem, wprowadza się w inny stan świadomości, staje się gorący, roznamiętniony, uduchowiony” – wyjaśnia etnolog Amelie Schenk2. Świadomość przechodzi wówczas przez całą skalę stanów psychicznych, dostępnych wszystkim. Dochodzi do transformacji od stanu „normalnego” przez „intensywny” do „euforycznego”. Szamani mają ową skalę wrażliwości, uczuć i postrzegania otwartą ku górze, co umożliwia im dosięgnięcie obszaru, w którym charakterystyczne dla niego doznania jedni nazywają patologią, a inni ekstazą. Da się to być może zamknąć w słowie „niezwykłość”. O doświadczeniach, które stają się wówczas udziałem szamanów – doświadczeniach z pogranicza śmierci, narodzin, stanów pozacielesnych, podróży w inne światy, w obszary niebiańskie czy piekielne, spotkaniach z archetypami i mitologicznymi siłami, z duchami zwierząt, zwierzętami mocy i totemami – mówią mity, bajki, legendy i duchowe przekazy niemal wszystkich starych kultur.
Odbiór szamanizmu w zachodnim świecie przeszedł przez wiele etapów3. Jako jedni z pierwszych pisali o szamanach jezuici. Nazywali ich oszustami i fałszerzami. Jeśli jednak spędzili z nimi jakiś czas, przyznawali, że mają oni nadzwyczajne umiejętności i uzdolnienia. W późniejszej literaturze nie ma już mowy o oszustach, ale o dziele diabła. „Ludzie, którzy żyli wśród szamanów, szybko zaczynali w nich wierzyć – mówi Bill Lyon, antropolog i badacz szamanizmu z amerykańskiego południowego zachodu. – Kto nie wierzy w ich potęgę, ten ich nie zna. Kto z nimi mieszka, pracuje i spędza czas, wie, że naprawdę potrafią robić to, o czym mówią”.
Czy istnieją też dzisiaj zaklinacze deszczu, cudowni uzdrawiacze, wywoływacze duchów? Pokazują nam – ludziom ukształtowanym na zachodnią, nowoczesną modłę – zaczarowany świat w dosłownym tego słowa znaczeniu, dziwaczny świat, który rozbija struktury naszego postrzegania. Dla światłego mieszkańca Europy Środkowej szamani są przeciwieństwem nowoczesności, zachodniego racjonalizmu i tego, co nazywamy oświeceniem. Zachodnia nauka długo uznawała całą kulturową fazę szamanizmu za patologię, a jej przedstawicieli uważała za histeryków, neurotyków i schizofreników.
Kim są szamani i szamanki we własnych krajach? Koreańska szamanka i tancerka Hi-ah Park nazywa ich z pewną dozą autoironii „duchowymi kominiarzami”, odpowiedzialnymi za wywóz „niewidzialnych śmieci psychicznych”. Ailo Gaup, szaman Saamów, ostatniej europejskiej społeczności nomadów z północnej Skandynawii, mówi: „Myślę, że szamani to artyści. Jesteśmy jednak w tym samym stopniu gawędziarzami, co klaunami”. A inkaski uzdrawiacz Don Oscar Miro-Quesada zawodzi zbyt wielkie oczekiwania, kiedy zaczyna wyliczankę: „Murarzami, mężami, dziadkami, ojcami, ludźmi”. Tych, którzy poruszają się między codziennością a mitologicznymi światami innych świadomości, nie da się łatwo zaszufladkować. Dlatego maoryska szamanka Wai Turoa-Morgan ma dużo zrozumienia dla zachodnich sceptyków. „Myślę, że naprawdę cechuje nas coś takiego jak stan kontrolowanego szaleństwa. Chodzimy po ostrzu noża”. Szamani i szamanki są medykami, kapłanami, psychologami i terapeutami w jednej osobie, a swym plemionom służą nie tylko jako pedagodzy, sędziowie, wojownicy i myśliwi, ale też jako tancerze, śpiewacy i artyści. Mongolski szaman i książę swego plemienia, a równocześnie studiujący w Niemczech pisarz Galsan Tschinag mówi: „Szamanizm jest sumą wielości. Szaman musi umieć wszystko. Szamanem się nie zostaje, szamanem się jest. Potrzeba do tego szóstego zmysłu. Szaman to człowiek, który widzi i słyszy to, czego inni nie dostrzegają. To dar natury, ukryta zdolność, która ma tak wielką wartość jak szlachetne kamienie. Tragedia kultury europejskiej polega na tym, że człowiek, który zauważa u siebie takie zdolności, natychmiast uznawany jest za szaleńca, wariata, kogoś z zaburzeniami umysłowymi, opętanego lub wichrzyciela”.
Szlachetne, święte szaleństwo? Szamani to często archaiczni odkrywcy, podróżnicy w niematerialne światy: światy duchów i bożków, przewodników duchowych, przodków, niematerialnych bytów posługujących się intuicją i wizją. Szaman żyje pomiędzy światami. Jest budowniczym mostów, które we wszystkich niemal tradycyjnych kulturach reprezentują integrację między tym a tamtym światem. Za sprawą potęgi świadomości szamani potrafią się przemieszczać w inne rzeczywistości. Dla etnologa i botanika Christiana Raetscha szamanizm jest techniką świadomości: „To nie jest system wierzeń. Nie chodzi tu o wiarę, ale o zbiór technik związanych ze stanami świadomości oraz o dostęp do tych przestrzeni kosmosu, rzeczywistości i innych wymiarów, które zwykle są niewidzialne i niedostępne”. Tradycje całego świata nadają Wielkiemu Duchowi wiele nazw. Istnieje też wielka liczba środków pomocniczych, metod i technik, dzięki którym szamani otwierają się na ogrom nieznanej przestrzeni. Mogą to być rozmaite dźwięki, bębnienie, techniki oddychania, rytualne tańce i wchodzenie w trans, a także oddziaływanie zmieniających świadomość roślin, kontrola myśli, wizje przyszłości czy używanie symbolicznych, energetycznie naładowanych przedmiotów.
Rzetelny stosunek do badań nad szamanizmem oznacza odejście od ograniczających pojęć i wyobrażeń zachodnich religii, a także od norm i reguł „oświeconego umysłu”. Na pewne pytania zachodnia nauka zawsze odpowiadała tak samo. Aby naprawdę móc zrozumieć szamanizm, trzeba wyruszyć z szamanami w podróż do innych światów. Nie da się tego zrobić w fotelu, z książką na kolanach. Ale i taka książkowa podróż w świat pozornej irracjonalności i mistyki może nauczyć nas czegoś o korzeniach religii w ogóle, o ludzkiej psychice, o cudach życia, i objawić nam egzystencjalną prawdę.
W swych plemiennych społecznościach szamani i szamanki w jednakowym stopniu wywołują szacunek i trwogę. W odizolowanych tradycyjnych kulturach pełnią funkcję lekarzy, uzdrawiaczy, ratowników w sytuacjach kryzysowych. Są wodzami, a jednocześnie ludźmi odpowiedzialnymi za utrzymanie pokoju. Są też tymi, którzy nie boją się śmierci i odbywają podróże do krainy zmarłych. Potrafią wpływać na świat przyrody i zaczarowywać innych. W czasie rytuałów i ceremonii pokazują swym wspólnotom drogę do mitologicznych korzeni. Są więc także strażnikami kultury, z której się wywodzą. Promują zdrowie, harmonię i tożsamość, wciąż na nowo odbudowując własny obraz świata.
Dla zachodniej nauki, tak chętnie odkrywającej nowe zjawiska, kategoryzującej je i wkładającej do odpowiednich przegródek, szamanizm był zawsze czymś niepojmowalnym. Nie pasuje do żadnej przegródki. Bo choć szamani żyją na całym świecie, nie ma dwóch takich samych. Każdy potrafi coś innego, każdy śpiewa swą własną pieśń, każdego prowadzą jego własne duchy, przodkowie i bożki. Są do siebie podobni – mówi etnolog Amelie Schenk – wyłącznie pod względem podejścia do świata, powagi, z jaką poświęcają się swej pracy, intensywności modlitw. Tak samo składają ofiary duchom i potrafią wychodzić poza to, co dostępne „normalnym ludziom”.
„Każdy szaman idzie własną drogą. Gdybyśmy ustawili obok siebie pięciu szamanów z tej samej tradycji, rozpoznalibyśmy oczywiście pewne cechy wspólne: w ich kostiumach, ekwipunku, oporządzeniu, ale w środku każdy jest inny, ma inne marzenia i wizje. Szamanizm jest zawsze czymś unikalnym, czymś, czego się doświadcza samemu. Nikt nie ma przed sobą prostej i przewidywalnej ścieżki. I każdy dochodzi do miejsca, w którym nie wiadomo, co dalej”.
„Szamanem się nie zostaje, szamanem się jest” – mówi Galsan Tschinag. Wielu Europejczyków chciałoby zostać szamanami, podczas gdy w rdzennych kulturach zadanie to wzbudza trwogę. Szamanizm to choroba, egzystencjalne wyzwanie, ciężki los, coś, co na człowieka spada, mówi Percy Konqobe, szaman i sangoma z południowoafrykańskiego plemienia Xhosa: „To powołanie, któremu nie można się przeciwstawić. Jeśli ktoś próbuje się opierać, dzieją się okropne rzeczy. Nie można podjąć decyzji o zostaniu sangomą. Jest się do tego zmuszonym przez szereg niewidzialnych czynników i okoliczności. Dzieją się z człowiekiem bardzo dziwne rzeczy i wielu uważa go za wariata. Szaman, który kocha to, co robi, nigdy się tak naprawdę nie poświęca. Jeśli pojawia się poświęcenie, kończy się miłość”.
Ci, którzy uczą się przez naśladowanie innych, uważani są w tradycyjnych kulturach za praktykantów, pomocników, „małych szamanów”. Etnologia wymienia dwa warunki szamańskiego powołania: genetyczne uwarunkowanie do posiadania „szóstego zmysłu” i egzystencjalny kryzys – ostry zakręt losu, który radykalnie przekształca psychikę, szok, który zmienia osobowość, zagrażający życiu wypadek, całkowita klęska finansowa lub społeczna, znalezienie się na skraju śmierci. Takim wyzwaniom muszą stawić czoło najwięksi szamani. Niemal każdy z nich przeżył coś takiego. To tak zwana choroba inicjacyjna. Chorują na nią ludzie na całym świecie – zachodnia nauka nie potrafi jej nazwać i na ogół mówi w jej przypadku o chorobie psychosomatycznej. Objawy fizyczne mogą być bardzo dotkliwe: silne bóle, poczucie ogromnego ciśnienia, gorączka, zawroty głowy, utrata przytomności. Hi-ah Park, koreańska szamanka tańca, była przez wiele miesięcy sparaliżowana. Zachodnia medycyna nie potrafiła powiedzieć dlaczego. „U nas nazywa się to chorobą duchową. W pewnym momencie wpada się w czarną, pustą otchłań i człowiek myśli, że umiera. Wtedy zaczynają się marzenia senne i wizje. To jest jak misterium. Na początku niczego się nie rozumie. A potem nagle jakoś rozumie się to, czego się nie rozumie. I zanim się człowiek zupełnie zagubi, pojawia się nie wiadomo skąd stary, doświadczony szaman. Rozpoznaje, co się dzieje, i przeprowadza inicjację. I człowiek rodzi się na nowo jako Dziecko Ducha”.
Inicjacja i nauki szamańskie są jednak czymś bardzo dalekim od tego, co nazywamy szkołą i nauką na Zachodzie. Podczas gdy księża wychodzą od koncepcji uporządkowanego obrazu Boga i świata, w szamanizmie chodzi o to, aby przełamać wszelkie przekonania i samemu, często z wielkim wysiłkiem, krok po kroku zbliżać się do bogów i duchów. Towarzyszą temu nierzadko rany i ból, izolacja i strach, ekstaza w tańcu i muzyce, post i spożywanie roślin wywołujących odmienne stany świadomości. To coś, co odbywa się na granicy szaleństwa. Zawsze muszą w tym współuczestniczyć doświadczeni szamani.
Aby uzyskać wgląd w sferę znajdującą się poza rzeczywistością materialną, adept musi odciąć się od wszelkich kulturowych wzorców zachowań, całkowicie się uwolnić od wszelkich poglądów i koncepcji. Uczenie się wymaga zrezygnowania ze wszelkiego porządku. Trzeba pozwolić zapanować chaosowi, aby jak na pustym białym ekranie mogły pojawić się wizje. „Odrzucamy rozsądek i nie boimy się paradoksów – mówi peruwiański szaman Don Oscar Miro-Quesada. – Można nawet powiedzieć, że istota szamanizmu to doskonalenie umiejętności cieszenia się cudownie nieprzewidywalną naturą życia. Im swobodniej i z większym zaufaniem podchodzi się do tego, co nieprzewidywalne, ze wszystkimi niespodziankami, z tym, co nieoczekiwane i zaskakujące, tym wcześniej można zacząć płynąć z nurtem życia i rozwijać niezwykłe umiejętności i moce”.
Z kozetką w gabinecie zachodniego terapeuty nie mają te metody wiele wspólnego. Kultury szamańskie zachowały się w tropikalnych puszczach, na suchych wydmach, w lodowatych tundrach. Wewnętrzne i zewnętrzne światy traktują jako jedno i to samo. Nakładają się one na siebie i rozpuszczają w sobie. Nasz zachodni podział na podmiot i przedmiot tam nie istnieje, a tym bardziej nie istnieje ostre rozgraniczenie między tym, co racjonalne, a tym, co nieracjonalne. Społeczności szamańskie uważają, że świata psychiki nie da się oddzielić od świata natury. Psychikę, a więc duszę i świadomość, szamani odnajdują wszędzie: w sobie i poza sobą. Duch szamana może dotknąć ducha kamienia, mówi tuwiński szaman Galsan Tschinag. „Kamień ma swojego ducha. Niebo jest moim ojcem, ziemia – moją matką. Kiedy wyrażam się z takim szacunkiem o przyrodzie, szacunek ten musi zacząć się ode mnie samego. My, którzy wywodzimy się z przyrody, rozumiemy, co ona oznacza: przyroda jest bardzo silna, przyroda oznacza moc. To, co przemawia przez szamanów, to właśnie moc przyrody”.
Szamanizm postrzega rzeczywistość zupełnie inaczej niż kultura Zachodu. Podczas gdy nowoczesna nauka rozbija świat na szereg małych odrębnych części, szamanizm uważa go za jedność. Mikrokosmos człowieka jest całym makrokosmosem. Kiedy szaman wchodzi w głębię swego wewnętrznego świata, przekracza jednocześnie granice kosmosu i odbywa kosmiczne podróże. Nie traktuje świata jak ogromnej maszyny, ale jak ocean niematerialnych pól mocy, które podlegają ustawicznym zmianom. Również materię stałą postrzega – podobnie jak współczesna fizyka – jako zagęszczoną, żywą energię. Zamiast jednak stosować terminy naukowe, szamani mówią o spirits. Spirits to nie to samo co duchy, jak my, z braku innych możliwości, dość bezradnie tłumaczymy. Spirit jest czymś pozbawionym formy, bezczasową przestrzenią, która przepływa przez wszystkich ludzi i wszystkie rzeczy. Szaman – czy jego wyższe ja – który potrafi się do tej energii przyłączyć, widzi pomiędzy, poza i pod tym, co istnieje.
Antropologowie i zachodni religioznawcy bardzo powoli zaczynają pojmować ów obcy kosmos. Etnopsycholog Holger Kalweit mówi: „Ogólnie rzecz biorąc, rozróżniamy i określamy trzy osobne obszary: świat materialny, taki, jakim go postrzegamy, świat energii, psyche, dla której każda społeczność ma własne nazwy, na którą składają się myśli i uczucia i która wytwarza materię, i naszą prawdziwą istotę, w której nie ma już myśli i uczuć, jest tylko czysty duch, bez treści”. Najróżniejsze rdzenne tradycje przywołują metaforę trzypiętrowego drzewa życia, po którym szamani wspinają się w górę i schodzą w dół: podziemny świat zmarłych, przodków i transformacji, znajdujący się w środku świat ludzi i widocznej manifestacji rzeczywistości, i górny świat niebiańskich duchów, gwiazd, Księżyca, Słońca wraz z ich boginiami i bożkami.
W wielu szamańskich tradycjach tę pionową oś uzupełnia pozioma powierzchnia koła, podzielona zgodnie z kierunkami nieba na cztery części. Jest to symbol reprezentujący koło cyklicznych, niekończących się zmian, narodzin i śmierci, stawania się i przemijania, jak również pór roku i wieku człowieka, wyzwań przed nim stojących i wglądów, jakich doświadcza. To, co znajduje się w środku kręgu uzdrawiania, dotyczy świata materialnego, a to, co przenika świat żywych z zewnątrz, pochodzi z niematerialnego, nieograniczonego świata ducha. Człowiek jest więc częścią widzialnego i niewidzialnego kosmosu, który ma wiele płaszczyzn i kierunków.
Szaman potrafi się przemieszczać po tych płaszczyznach we wszystkich kierunkach. Musi się stale oczyszczać, uwalniać od poglądów i rozpuszczać swoje ja – temu właśnie służą rytuały – aby stać się nieodłączną częścią Całości. A tam, jak mówi Galsan Tschinag, nie jest się już ofiarą sił natury, ale jej aktywnym czynnikiem sprawczym, posiadającym ogromną moc. „Całkowicie wtapiam się w przyrodę. Jestem po prostu cząstką wielkiej natury. Całkowicie się z nią identyfikuję. Kiedy człowiek zyskuje tę umiejętność, natura zaczyna mu służyć. Człowiek staje się małym punkcikiem w wielkim kole życia”.
W tym całkowicie uduchowionym świecie duchy i przodkowie zajmują centralne miejsce. Z szamańskiej perspektywy są już częścią całości, znają już drogę. Szaman, który nawiązuje z nimi kontakt, zawsze działa na styku życia i śmierci. Umiera w normalnym świecie, wkracza – wolny od ego – w obszar pomiędzy i wraca narodzony na nowo. Szamani koreańscy twierdzą, że w tej unio mystica stają się jednością z bogiem i przez potęgę przemiany zostają natchnieni Duchem.
Percy Konqobe mówi: „Przodkowie niosą posłannictwo do wyższych istot, znają drogę. Są tymi, którzy nas uczą, którzy pomagają nam działać, podejmować decyzje, tworzyć to, co ma być stworzone. Są jak nasze cienie: tam, gdzie jesteśmy my, zawsze są i oni”.
Duchy, przewodnicy duchowi, zjawy zawsze utrudniali zrozumienie szamanizmu. Tu zderza się bowiem zachodni rozsądek z tradycyjną mistyką. Dla kultury szamańskiej zjawy i duchy przodków nie są wymyślonymi metafizycznymi figurami, ale namacalnymi pomocnikami, istotami, z którymi można nawiązać kontakt podczas rytuałów, transów czy seansów spirytystycznych. Co więcej, są tymi, którzy udzielają szamanowi sił i zdolności określanych przez krytyczny umysł jako magia czy egzorcyzmy: uczą, jak uzdrawiać, wróżyć, odbywać podróże pozacielesne, odprawiać czary ochronne, wpływać na warunki atmosferyczne i pomyślność łowów.
W opisach praktyk szamańskich pojęcia „przodek” i „duch” czasem się zamazują. Wyłania się jednak absolutne przekonanie, że dzięki sile świadomości człowiek może dotknąć całkiem innych, nowych doświadczeń i posiąść wiedzę, która leży po drugiej stronie czasu i przestrzeni. Do tego służą kontakty z przodkami, które można by tłumaczyć jako rodzaj „genetycznej pamięci”. „Moja tradycja jest bardzo stara, a ja jestem tak stary jak ona – mówi inuicki szaman Angaangaq. – Sam z siebie nie mogę zrobić nic. Mój mózg jest bardzo mały, a na dodatek wykorzystuję jedynie niewielką jego część. (…) Sam mam minimalną wiedzę, cała reszta pochodzi od przodków”. Mowa tu o tożsamości, która wykracza daleko poza pojedyncze istnienie. I rzeczywiście szamani twierdzą, że potrafią swobodnie przemieszczać się w czasie – podróżować w przyszłość i przeszłość. Nauka Zachodu, a konkretnie biologia ewolucyjna, próbuje rozszyfrować zapis genetyczny, jaki w sobie nosimy. Szamani, kiedy to słyszą, mówią, że oni po prostu wykorzystują swą jaźń, aby uzyskać dostęp do genetycznej „spiżarni” pamięci komórkowej, a dzięki pomocy duchów przodków mają dostęp do całej zbiorowej wiedzy wszystkich tych, co żyli przed nimi. Zachodni psychologowie nie kwestionują faktu, że niektóre zachowania ich pacjentów mają korzenie w uwarunkowaniach poprzednich generacji. Szamani mówią, że to, co uzdrawiamy w sobie, uzdrawiamy też w swoich przodkach, a uzdrawianie przodków poprawia nasz stan fizyczny i psychiczny. Twierdzą więc ni mniej, ni więcej, że możliwe jest wykraczanie poza nasz linearny czas i działanie w przeszłości, i wpływanie w ten sposób na teraźniejszość. Wszystkie te na pierwszy rzut oka nieprawdopodobne wypowiedzi wymagają od nas rozszerzenia strefy tolerancji umysłu, wytrenowanego w określony sposób.
Ci, którzy interesują się szamanizmem i niewyjaśnionymi dla nas zdolnościami szamanów, muszą – wbrew całej mocy krytycznego umysłu – ze zdziwieniem stwierdzić, że zdolności te naprawdę mają moc sprawczą. Etnolog Bill Lyons wyraża opinię wielu kolegów po fachu: „Kiedy idziesz na ceremonię zaklinania deszczu i spędzasz na niej dwa, trzy dni, zaczyna padać deszcz! Zawsze! To działa za każdym razem! Nie rozumiemy, jak to się dzieje, ale się dzieje. Nie powinniśmy traktować tych ludzi jak głupców. Nie odprawialiby tych ceremonii od tysięcy lat, gdyby to nic nie dawało. Tacy głupi nie są!”.
Można by wysnuć wniosek, że ludzie, którzy z czystej ignorancji nie chcą uznać skuteczności tych praktyk, muszą się wiele nauczyć – i jest to być może ich najmniejszy wspólny mianownik.
Szamanizm wymaga od nas co najmniej przyznania, że nasz światły, rozsądny sposób pojmowania świata ma ograniczenia. I że naprawdę istnieje coś, co wykracza poza materialną rzeczywistość. Wymaga od nas rezygnacji z naszego ulubionego albo-albo. Szamani ukazują nam świat wielkiej kreatywności, świat potencjału i nieograniczonych możliwości. Jest w nim – jak w naszym życiu – wiele różnych prawd, czasami sprzecznych. Jeśli rozum – wygenerowany z widzialnego świata – przestaje być jedynym kryterium prawdy, racjonalność i irracjonalność mogą istnieć obok siebie i wskazywać drogę do transracjonalnego świata, leżącego po drugiej stronie tego autokratycznego podziału.
Oznacza to też, że prowadzić nowoczesne badania szamanizmu możemy tylko wtedy, kiedy pozwolimy się zaprowadzić do krainy nieograniczonych możliwości naszej świadomości. Jeśli chcemy naprawdę zrozumieć szamanizm, musimy go doświadczyć, mówi Wolf Wies, jeden z pionierów dialogu między starymi tradycjami a nowoczesnym światem. „Jeśli człowiek Zachodu ma się otworzyć na te rzeczy, musi sam je przeżyć. Kogo jednak od początku przepełniają sceptycyzm i wątpliwości, kto podchodzi do nich, kierując się wyłącznie rozumem, ten nie uzyska do nich dostępu. Ludzie, którzy choćby raz przeszli przez szamańskie doświadczenie, nie czują potrzeby jego tłumaczenia – jego wartość staje się dla nich oczywistością. Nawiązują kontakt z nową płaszczyzną świadomości i mogą go później odtwarzać, nie potrzebując pomocy szamana”.
Jak w każdym zespole specjalistów każdy szaman potrafi coś innego. Żaden nie potrafi wszystkiego. Tylko niewielu jest w stanie racjonalnie wytłumaczyć swoje zdolności. Prawie żaden nie uważa, że to potrzebne. Ważne jest tylko to, że ich ceremonie i rytuały przynoszą pożądane skutki. „Droga szamana nigdy się nie kończy – stwierdził studwuletni Don Jose Matsuwa z meksykańskiego plemienia Huiczoli. – Jestem bardzo starym człowiekiem, a jednocześnie małym dzieckiem, które stoi przepełnione trwogą przed wielkim misterium życia”. Wypowiedź ta ukazuje podstawową myśl szamanizmu: pomimo ogromu wiedzy psychologicznej, mitologicznej, duchowej i medycznej szaman zawsze uważa się za kogoś, kto nieprzerwanie się uczy, czerpiąc mądrość z samego bytu. Niektórzy z szamanów przyznają, że obok siły ducha dysponują całym arsenałem różnych trików i iluzji – korzystają z niego, by zrobić wrażenie na tych, którzy ich oglądają, albo zwyczajnie po to, aby wyrwać się monotonii codzienności, którą są przesiąknięte również rdzenne kultury. To jednak tylko niewinne sztuczki.
Nowoczesne badania nad szamanizmem nie wykluczają już tego, że nasi przodkowie rzeczywiście mieli dostęp do tych regionów świadomości, o których my już dawno zapomnieliśmy. Odkąd nowoczesna fizyka usiłuje odszyfrowywać zdolności szamanów, zdumiona paralelami między prastarym i najnowszym spojrzeniem na świat, nie wyklucza się już, że głębią ludzkiej duszy rządzą inne prawa niż racjonalną logiką. Renesans szamanizmu doprowadził do zakwestionowania naszego obrazu świata i postawił przed nami zadanie przestawienia pali granicznych wokół dotychczasowego postrzegania rzeczywistości.
Podczas gdy szamańskie spojrzenie na świat, techniki zmieniania stanu świadomości i inne metody magicznego wpływania na rzeczywistość wciąż spotykają się we współczesnym świecie z nieufnością, odrzuceniem, a często i drastycznym sprzeciwem, stosunek medycyny do prastarej wiedzy szamanów ewidentnie się zmienił. Przykładem są nie tylko etnofarmaceuci, którzy na zlecenia wielkich firm farmaceutycznych przemierzają puszcze i tropikalne lasy naszej planety, aby szybko opatentować to, co tam znajdą lub czego się nauczą – nierzadko od szamanów. Udział w warsztatach i kursach prowadzonych przez rdzennych uzdrawiaczy jest obecnie ceniony tak wysoko, że studenci medycyny otrzymują za to punkty niezbędne do dalszej edukacji. Podczas licznych konferencji i seminariów medycznych zasiadają obok siebie lekarze i szamani. Pojawiły się też ambulanse szamańsko-medyczne, w których chorzy na raka lub cierpiący na zaburzenia umysłowe mogą uzyskać pomoc od obu medycznych światów. Wydaje się więc stosowne wspomnieć o powiązaniach szamanizmu i leczenia.
Każda społeczność ma własne poglądy na temat zdrowia, choroby, jej przyczyn i terapii. Każda tradycja wykorzystuje własne metody i środki lecznicze. Neurozy mogą się więc okazać duchami czy demonami, lekarze – szamanami, bakterie – karmą albo winą, a to, co nazywamy czarami – złożonym rytuałem leczniczym mającym moc uzdrawiania indywidualnego i globalnego, przynoszącym korzyści choremu i całej społeczności. Metody te sprawdzają się od tysięcy lat.
Słowo „leczyć” w języku niemieckim pochodzi od słowa „święty, całościowy”. Uzdrowienie jest możliwe – w co wierzy nie tylko większość tradycyjnych kultur, wierzyli w to także nasi przodkowie – kiedy zajmiemy we wszechświecie właściwe miejsce, kiedy przestrzegamy prawideł życia, pamiętamy o starych mądrościach, czcimy przodków i zadowalamy bogów.
Uzdrowienie jest powrotem do całości, jedności z naturą – zarówno w przypadku jednostki, jak i całej wspólnoty. Szamani zawsze byli mistrzami radzenia sobie z trudnościami, mistrzami przemian, tymi, co przywracają jedność. Aby dokonywać takich przemian, szamani pełnili role tych wszystkich, których dzisiaj nazywamy psychoterapeutami, kapłanami, gawędziarzami, poetami, śpiewakami, artystami, tancerzami, mistrzami ceremonii, mediatorami i negocjatorami, tymi, co uprawiają przyrodolecznictwo i są mistrzami iluzji. Choroba jest według nich zaburzeniem działających w człowieku i kosmosie sił, które u zdrowych ludzi działają wspólnie i w pewien określony sposób. Chorujemy, kiedy to siły życiowe nie mogą swobodnie przez nas przepływać.
Zaburzenia sprawiają, że w całościowym systemie ciała i ducha osadzają się negatywne lub niezrównoważone energie, które przejmują kontrolę i uwidaczniają się jako symptomy choroby.
Zadanie uzdrawiacza polega na tym, aby usunąć z systemu te negatywne energie, rozpuścić supły energetyczne i przywrócić ciału równowagę. Choroba nie jest więc wrogiem, którego trzeba pokonać. Jest mającym pełne prawo do istnienia bytem, który po prostu zbłądził. Szamani nie walczą z chorobą, jak to robią nasi lekarze. Podchodzą do tej energii, tego stanu, tego ducha ze współczuciem. Rozumieją, że zajął w ciele pacjenta niewłaściwe miejsce. Uzdrawianie indywidualne, polegające na kierowaniu wszystkich energii we właściwe miejsca, wykracza więc poza granice leczenia jednostki i staje się równocześnie uzdrawianiem całej struktury kosmosu, jak mówi szaman Saami Ailo Gaup: „Te siły gdzieś przynależą i po prostu się zagubiły, gdzieś mają sens i cel. Kiedy więc powrócą na swoje miejsce, człowiek odzyskuje równowagę”. Szamani i szamanki nie likwidują również bólu, ale uważają go za byt, który poprzez swoją obecność budzi Ducha i domaga się zmiany. Szamani dysponują całym spektrum rytualnych działań, które sprawiają, że ból opuszcza ciało, przy czym zawsze uzdrawiają równocześnie ciało, umysł i duszę. Zamiast koncentrować się na usuwaniu objawów, stawianiu diagnozy za pomocą skomplikowanego sprzętu i przeprowadzaniu konkretnych terapii tradycyjne metody leczenia bazują na całościowym obrazie świata i człowieka. Korzystają z technik rytualnych i transowych, przywracają choremu harmonię z samym sobą i własnym środowiskiem. Uzdrawiając ciało, ducha i umysł, szamani korzystają z pomocy bogów, duchów i wyższych istot, które traktują jako swoje kulturowe dziedzictwo.
Szamanizm jest więc odzyskiwaniem harmonii ze wszystkimi siłami kosmosu. Pojęcie zdrowia daleko wykracza poza fizyczne zdrowie pojedynczego człowieka. Ceremonie uzdrawiania, na ogół otwarte, mają na celu umożliwienie choremu powrotu do pełnoprawnego życia w społeczności. Przypominają też uczestniczącej w rytuałach wspólnocie o przestrzeganiu duchowych i kulturowych reguł zdrowego życia. Uświadamiają jednostce i społeczności, że każda żyjąca istota ma prawo do zdrowia – czyli do zachowania równowagi między mikrokosmosem i makrokosmosem. O tym właśnie przypomina się w rytuałach, często mocno udramatyzowanych. Uzmysławia się też choremu, że sam przyczynił się do utraty równowagi w swoim organizmie, sam jest więc odpowiedzialny za jej przywrócenie. Kiedy pacjent zaczyna żyć w zgodzie z własnymi celami, nadziejami i potrzebami – odzyskuje zdrowie. Kiedy tych warunków nie spełnia, choruje. Definicja ta podobna jest w obszernych fragmentach do nowoczesnej definicji Światowej Organizacji Zdrowia, według której zdrowie to stan całkowitego fizycznego, psychicznego i społecznego dobrostanu człowieka, a nie tylko brak choroby.
Największa różnica między szamanem a zachodnim lekarzem polega na tym, że szaman, zanim przystąpi do leczenia innych, musi najpierw uzdrowić się sam. Jeśli nie przeżyje choroby inicjacyjnej, nie utraci orientacji i poczucia porządku, nie doświadczy problemów, chaosu i choroby. Szaman jest tym, który, wolny od uwikłań codzienności, musi potrafić rozpoznać przyczyny i związki między wszelkimi zjawiskami. „Trzeba samemu przeżyć i poznać wszystkie problemy, żeby pomagać je rozwiązywać innym – mówi sangoma Percy Konqobe. – Trzeba samemu przez to przejść, a nawet przez znacznie więcej, niż przechodzi pacjent. Nie ma innego wyjścia”.
Szaman jest więc archetypem „rannego uzdrawiacza”, który z jednej strony podchodzi do pacjentów ze współczuciem i znajomością cierpienia, z drugiej jest świadomy procesu wzrostu i dojrzewania, jaki towarzyszy każdej chorobie.
Przed rozpoczęciem leczenia trzeba oczywiście – jak u nas – postawić diagnozę. Jest ona jednak o wiele szersza i o wiele bardziej wielostronna. Szaman zna nie tylko pacjenta, ale i jego środowisko, wie o pojawiających się w nim problemach i napięciach. Czasami uzdrawiacz zatapia się w transie, nawiązuje kontakt z przodkami i pomocnikami duchowymi i pozwala im się prowadzić. Przy stawianiu diagnozy nigdy nie ma miejsca na zgadywanie, domniemywanie czy spekulacje. Szaman albo wie, albo nie wie. Zawsze wyrabia sobie spojrzenie na całość. Przyczyną cierpienia nigdy nie jest pojedynczy organ, dlatego diagnoza wykracza poza granice jednostki – co w nowoczesnej terminologii określa się jako podejście systemowe. Objawy fizyczne są zawsze wyrazem innej głębokiej przyczyny. W uzdrawianiu uczestniczy nie tylko chory, lecz także cała jego wspólnota. Szaman wskazuje drogę przemiany. Lekiem są jednak nie tylko rytuały, zaklinanie duchów czy wyciągi z ziół. Czasami, jak mówi Galsan Tschinag, jest nim koktajl słów. „Jeśli mam pozostać wierny swojej funkcji, zanim zacznę coś leczyć, muszę najpierw coś zburzyć. Zanim przystąpię do uzdrawiania człowieka, muszę najpierw zniszczyć ogarniające go odrętwienie, skostnienie. Potem dopiero przychodzi czas na inne słowa”. Chodzi o przekraczanie granic, o zmianę postrzegania siebie samego, o otwarcie nowych przestrzeni, mówi etnopsycholog Holger Kalweit. „Szaman pokazuje pacjentowi, że jego pojęcie psyche jest zbyt wąskie. Człowiek musi rozszerzyć się do granic możliwości – wówczas wszystkie problemy znikają. Ciasnota, wąskość oznacza chorobę. Obszerność, przestronność oznacza zdrowie”.
Dzięki słowom, rytuałom, ceremoniom, śpiewom, tańcom, podróżom sennym czy żywym mitom ludzie muszą doświadczyć przemiany, umrzeć w starych rolach i narodzić się na nowo zdrowymi. W wielu szamańskich tradycjach jako wehikułu do podróży w inne rzeczywistości używa się tajemniczych mocy roślin i innych substancji zmieniających świadomość. Transformacja i ponowne nawiązanie związku są sprawami kluczowymi. Nawiązanie relacji z przeszłością to po łacinie religio. W szamanizmie rozpuszczają się granice między tym, co święte, a tym, co zdrowe, między duchem a materią. Dziewięćdziesiąt procent szamańskich środków leczniczych to rośliny: kora drzew, liście, płatki. Nic jednak nie jest nieświęte, wszystko jest uduchowione. Nawet jeśli leczenie polega wyłącznie na stosowaniu ziół i nie wspomina się o duchach, i tak są one obecne.
Bezpośredni wpływ na życie i przetrwanie człowieka mają nie tylko rośliny. Oddziałują na niego również strony świata i pory roku. Rozciągnięci między niebem a ziemią zawieramy i odczuwamy żywioły wody, powietrza, ognia i ziemi. Świat natury i stan jej zdrowia jest zawsze integralną częścią zdrowia człowieka. Wewnętrzne krajobrazy duszy odzwierciedlają zewnętrzne krajobrazy natury. Strona świata – na przykład północ – może reprezentować wewnętrzne zimno i skostnienie, wewnętrzny odwrót lub śmierć. Lekarstwem mogą być duchy zwierząt, gór i rzek. Człowiek jest więc z jednej strony związany ciasną siecią z żywą, uduchowioną naturą, z drugiej jest w tej naturalnej sieci zawarty i przez nią niesiony.
Duchy i bogowie innych rzeczywistości, z którymi szamani są zawsze tak bardzo związani, nie ukrywają się w tajemniczych światach – wysoko w niebie czy głęboko w podziemiach. Są – jak mówi religioznawstwo – immanentne: egzystują w obszarze świadomości, przenikają szamana jak mgła, szaman zawsze może w nie „wkroczyć”. W ten sposób staje się częścią boskiej mocy. Żaden z wielkich szamanów uzdrawiaczy nie uważa swoich niezwykłych umiejętności za oznakę osobistej mocy. Wręcz przeciwnie: szczególna siła uzdrawiania objawia się dopiero wtedy, kiedy odrzuci się wszelkie osobiste, egoistyczne motywy. „Kiedy odda się boskiemu porządkowi swoje ja, obraz tego, co możliwe, staje się jaśniejszy – wyjaśnia szamanka Hi-ah Park. – Człowiek staje się jednym i tym samym co spirit, a jednocześnie sługą boskich sił”.
Z analizy zjawiska, jakim jest szamanizm, z analizy jego obrazu świata, jego sposobów uzdrawiania i jego pozornie magicznych transcendentalnych umiejętności, psychodelicznych podróży w zaświaty i kontaktów z duchami wyłania się umiejętność zupełnie nieznana w nowoczesnej zachodniej kulturze, a mianowicie umiejętność przemieszczania się w inne stany świadomości. Jak twierdzi amerykański psycholog i badacz świadomości Stanislav Grof, zachodni świat jest jedyną kulturą na świecie, która dotychczas nie zajmowała się badaniem odmiennych stanów świadomości. „W tradycyjnej psychiatrii wszelkie doświadczenia odmiennych stanów świadomości automatycznie nazywa się psychozami. Znaczy to, że praktycznie całą duchową kulturę człowieka uznajemy za patologię. Wszystkie stare i przedindustrialne wspólnoty podchodziły do tych stanów z wielką czcią”.
Współczesna psychologia zaczyna pomału stosować nowe metody: wprowadzanie w trans, w stan ekstazy, hipnozy, medytacji – metody, które kultury szamańskie stosują od tysięcy lat. Nauka krok po kroku demaskuje te pozornie paranormalne osobliwości, określając je jako „poszerzoną normalność”. Im dalej na tej otwartej skali, tym osobliwsze spostrzeżenia. To, co nazywamy halucynacjami, staje się realnością.
Wiele tajemnic prastarych tradycji szamańskich pozostało nam jeszcze do odkrycia. Mogą one całkowicie zmienić nasze spojrzenie na możliwości i zdolności człowieka.
Szamańskie uzdrawianie polega na ponownym nawiązaniu kontaktu – na poziomie wewnętrznym i zewnętrznym – z całością natury i całością własnej duszy. Szamani zawsze byli pionierami tych wewnętrznych i zewnętrznych podróży. Powstała nieograniczona różnorodność rytuałów i ceremonii, w czasie których można, korzystając z pomocy bębnów, tańca, śpiewu czy widowiska, opuścić codzienną rzeczywistość. Dlatego wszelkie formy leczenia związane są z mitologią konkretnej społeczności. Bo uzdrawianie – trzeba to raz jeszcze podkreślić – oznacza zawsze zespolenie wewnętrznego i zewnętrznego świata. Stąd bierze się ta niezwykła różnorodność szamańskiej wiedzy na temat uzdrawiającej siły natury, ziół i innych roślin, wykorzystywanych dzisiaj, jak wspomniano wcześniej, również przez współczesną farmakologię. Szamani uprawiają przyrodolecznictwo, są terapeutami, kosmologami i aktorami, szalonymi mędrcami i tymi, którzy przekraczają nieprzekraczalne granice. Wstępują w rejony, których ludzie na ogół unikają, mówi koreańska szamanka Hi-ah Park: „Sprawiają, że to, co niewidzialne, staje się widzialne. Proces uzdrawiania polega na wyprowadzaniu na światło tego, co ciemne, niewidoczne”.
Statystycznie rzecz biorąc, szamańskie metody uzdrawiania na całej kuli ziemskiej są bardzo skuteczne i w wielu dziedzinach dorównują sukcesom tradycyjnej medycyny. Nie ulega wątpliwości, że nie obejmują składania złamanych nóg czy usuwania wyrostka robaczkowego. Dlatego szamani nie uważają się za konkurencję dla klasycznej medycyny, ale za jej uzupełnienie. Ich głównym zadaniem zawsze było zmienianie subiektywnego odczucia choroby czy innego problemu, likwidowanie urazów psychicznych, przełamywanie izolacji społecznej, przywracanie poczucia sensu i bezpieczeństwa, a więc aktywizowanie sił samouzdrawiania. Szamani nie oddzielają chorych od tego, co zdrowe i pełne życia. Prowadzą ich z powrotem do świętej całości, do sił życiowych przenikających wszystko, do mitologii, sensu życia i śmierci.
Między niebem a ziemią znaleźć można znacznie więcej, niż sądzi nowoczesny świat. Szaman może być oknem na te nieznane rejony. To dlatego terapeuci, lekarze i psychologowie tak często ostatnio wyruszają na pielgrzymki do szamanów. „Ponad osiemdziesiąt procent ludzi, którzy przyjeżdżają na nasze konferencje i warsztaty z szamanami, to pracownicy służby zdrowia – mówi Wolf Wies, założyciel i do niedawna prezydent stowarzyszenia Schamanismus und Heilen. – Coraz więcej lekarzy, psychoterapeutów i pracowników służby zdrowia otwiera się na tę wiedzę”.
Tak oto „prymitywni histerycy” i „oszuści” stali się nauczycielami, żywym przypomnieniem dawno zapomnianej symbiozy świętości i zdrowia. Szaman – paradoksalnie – wciąż pozostaje między pogardą a czcią.
Każdy, kto interesuje się dzisiaj szamanizmem, powinien zadać sobie pytanie, czy jego nadzieja na znalezienie odpowiedzi na gnębiące go egzystencjalne pytania w szamanizmie nie bierze się z czystej fascynacji egzotyką tej osobliwej kultury – i tym samym, czy nie jest to ucieczka od odpowiedzi, które może znaleźć tuż za własnym progiem. Należałoby zmierzyć się z pytaniem, czy idealizowanie uzdrawiaczy z dalekich, dziwnych stron nie wynika z niemożności odnalezienia mądrości w sobie samym.
Nowozelandzka szamanka Wai Turoa-Morgan wierzy, że Niemcy to pewnie jedyny kraj na całym świecie, „w którym pamięć o własnych starych mądrościach jest tak wypłowiała”. Ogromna fala zainteresowania szamanizmem ma źródło właśnie w tej pustce. Żaden z odwiedzających kraje niemieckojęzyczne szamanów nie jest zainteresowany przekazywaniem własnych rdzennych tradycji. Ich celem jest przede wszystkim niesienie pomocy i wskazówek co do tego, jak odnaleźć rodzimy rodowód i powrócić do własnych tradycyjnych korzeni. Kto wyruszy w taką wędrówkę wstecz, szybko odczuje płynące z niej korzyści w codziennym życiu.
Kto ich nie zna – niezliczonych drobnych zaklęć i formułek, nieszkodliwych powiedzonek wymierzonych przeciwko siłom ciemności czy gestów zapewniających szczęście? Kto jednak dziś pamięta, że jemioła, którą wieszamy w grudniu na drzwiach, jest prośbą o przychylność, mającą moc odpędzania złych duchów i czarownic, i sięgającą aż do tradycyjnych obrządków celtyckich druidów?
Kto myśli jeszcze o czarach i szamanach, kiedy przebiegnie mu drogę czarny kot? Kto pamięta, że czeremcha (drzewko majowe) jest symbolem płodności związanym z mitem zielonego człowieka i duchów przyrody? Bardzo wiele nazw, jakimi określamy zjawiska naturalne, wiąże się z szamańską czcią dla boskości natury. Kto wie, że rzeka Dunaj wzięła imię od celtyckiej bogini matki Danu? Kto by przypuszczał, że federalny orzeł, berliński niedźwiedź czy bawarski lew nie są niczym innym jak szamańskimi zwierzętami mocy, pozostałościami po starych klanach? Coraz mniej pamiętamy i w coraz mniej chcemy wierzyć. Ale nasze korzenie sięgają daleko i głęboko w mitologiczne praczasy, od których tak chętnie się odcinamy, nazywając je epoką kamienia.
„Jesteśmy głęboko zakorzenieni w praszamanizmie – mówi antropolog Wolf Dieter Storl. – Tutejsi ludzie też dziewięćdziesiąt procent życia poświęcali polowaniu lub zbieractwu. Byli zakorzenieni w naturze i żyli z nią w zgodzie”.
Oznacza to, że korzeń i pień naszej kulturowej ewolucji ma naturę szamańską i tylko najmłodsze gałązki reprezentują filozofię czystego rozumu. Zaprzeczanie istnieniu tej ogromnej historycznej przestrzeni w naszej pamięci genetycznej jest tak absurdalne, jak cieszenie się z przemalowania samochodu, kiedy zapominamy o całym złożonym mechanizmie, który tkwi pod lakierem. Powrót do szamańskich doświadczeń nie jest też na ogół trudny – wystarczy przebić się przez zewnętrzną warstwę lakieru. Badania Foundation for Shamanic Studies wykazują, że „dziewięćdziesiąt procent ludzi Zachodu znajduje łatwy dostęp do tych światów”.
Długo – obok religii – tylko artyści, aktorzy i muzycy poświęcali uwagę magii niewidzialnego świata. Nie bez przyczyny artystów – na przykład Josepha Beuysa – nazywano współczesnymi szamanami, którzy w swych prymitywnych formach przełamywali kulturowe normy, a w swych dziełach wydźwigali to, co pospolite, do poziomu nadzwyczajności, a to, co normalne, do poziomu świętości. Zainteresowanie szamanizmem uzmysławia też, że wiele zjawisk dzisiejszego świata ma sens tylko wtedy, gdy spojrzymy na nie z perspektywy szamańskiej. Wówczas spostrzegamy, że na przykład muzyka rave ze swoim szybkim, monotonnym rytmem może być wyrazem tęsknoty za stanem transu, a coraz powszechniejsze nadużywanie narkotyków – rosnącej potrzeby niewłaściwie rozumianych poszukiwań duchowych.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Klaus Müller, Schamanismus, Heiler, Geister, Rituale, Beck Verlag, München 1997. [wróć]
Jeśli nie zaznaczono inaczej, wszystkie cytaty pochodzą z rozmów przeprowadzonych przez autora. [wróć]
Zagadnienie bardzo dobrze przedstawione w książce Jeremy’ego Narby’ego Shamans Through Time. 500 Years on the Path to Knowledge (Jeremy P. Tarcher/Penguin, Los Angeles 2001). [wróć]