Dary mędrców - Opracowanie zbiorowe - ebook + audiobook

Dary mędrców audiobook

Opracowanie zbiorowe

0,0

Opis

Dary mędrców” to zbiór pięknych opowiadań świątecznych, które idealnie sprawdzą się na zimowy wieczór. Cztery mało znane historie, które pozwalają poczuć świąteczny nastrój, ale również wzruszają i skłaniają do refleksji.

  • Dary mędrców, O. Henry
  • Niezwykłe święta Papy Panowa, Lew Tołstoj
  • W świąteczny czas, Antoni Czechow
  • Święta włamywacza, Elizabeth L. Seymour

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 1 godz. 7 min

Lektor: Artur Ziajkiewicz

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Julia_mistrz

Dobrze spędzony czas

Zwykłe opowiadania.
00



DARY MĘDRCÓW

O. Henry

Jeden dolar i osiemdziesiąt siedem centów. To wszystko. Z czego sześćdziesiąt było w jednocentówkach, odkładanych po jednej lub dwie po upominaniu się w warzywniaku i u rzeźnika, aż policzki czerwieniły się od cichego posądzenia o skąpstwo, które implikowało takie liczenie co do grosza.

Della przeliczała trzy razy. Jeden dolar i osiemdziesiąt siedem centów, a Boże Narodzenie już jutro.

Nie pozostało nic innego jak rzucić się na rozpadającą kanapę i wyć. Tak więc zrobiła. To wzbudza do moralnej refleksji, że życie składa się ze szlochów, pociągnięć nosem i uśmiechów, z przewagą tych drugich.

Podczas gdy pani domu stopniowo przechodzi z tych pierwszych w drugie, spójrzmy na mieszkanie. Umeblowane lokum za osiem dolarów tygodniowo. Może nie jest to całkowity obraz nędzy, ale z pewnością do bezdomnych już całkiem blisko.

Na klatce na dole znajdowała się skrzynka na listy, do której jednak listy nigdy nie przychodziły, oraz dzwonek do drzwi, którego żaden śmiertelnik nigdy nie wcisnął. Znajdowała się tam również tabliczka z nazwiskiem: Pan James Dillingham Young.

„Dillingham” było czytelne tylko w okresie wcześniejszego dobrobytu, gdy jego imiennik zarabiał trzydzieści dolarów tygodniowo. Teraz jednak, gdy dochód skurczył się do mizernych dwudziestu dolarów, litery nazwiska były niewyraźne, jakby chciały je skrócić do skromnego i nic niemówiącego „D.” Ale ilekroć pan James Dillingham Young wracał do domu i wchodził do mieszkania, witało go zwykłe „Jim” i mocny uścisk pani Dillingham Young, przedstawionej już wyżej jako Della. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego.

Della skończyła płakać i zaczęła maskować czerwone policzki szmatką do pudru. Stała przy oknie wpatrując się tępo w szarego kota idącego po szarym płocie do szarego podwórka. Jutro Boże Narodzenie, a ona miała tylko jednego dolara i osiemdziesiąt siedem centów, żeby kupić Jimowi prezent. Od miesięcy oszczędzała każdy możliwy grosz i taki był tego rezultat. Za dwadzieścia dolarów tygodniowo niewiele można. Rachunki okazały się wyższe, niż obliczyła. Zawsze są. Tylko dolar i osiemdziesiąt siedem centów, żeby kupić prezent Jimowi. Jej Jimowi. Wiele przyjemnych godzin spędziła na rozmyślaniu, co mogłaby mu kupić. Coś ładnego, nietuzinkowego i szlachetnego – coś, co choć trochę byłoby godne posiadania przez Jima.

Między oknami pokoju znajdowało się wysokie lustro. Możecie sobie wyobrazić, jak wyglądało takie lustro w mieszkaniu za osiem dolarów tygodniowo. Bardzo szczupła i zwinna osoba mogła, obserwując swoje odbicie w sekwencji podłużnych pękniętych kawałków, uzyskać całkiem dokładny obraz swojego wyglądu. Della była szczupła i opanowała tę sztukę.

Nagle odwróciła się od okna i stanęła przed lustrem. Z jej jasnych oczu bił jakiś blask, ale po chwili z twarzy odszedł cały kolor. Szybko rozpięła włosy i pozwoliła im opaść na całą długość.

Tak, istniały dwie rzeczy w posiadaniu państwa Dillingham Young, które oboje z nich napawały dumą. Pierwszą z nich był złoty zegarek Jima, który należał do jego ojca, a wcześniej dziadka. Drugą były włosy Delli. Gdyby królowa Saby żyła w mieszkaniu po drugiej stronie szybu wentylacyjnego, Della wystawiłaby któregoś dnia swoje włosy przez okno do wyschnięcia, tylko po to, aby zaniżyć tym wartość klejnotów i prezentów Jej Wysokości. A gdyby król Salomon był dozorcą, który strzeże wszystkich skarbów przechowywanych w piwnicy, Jim wyciągałby zegarek za każdym razem, gdy go mija, tylko po to, żeby zobaczyć jak z zazdrości wyrywa sobie włosy z brody.

Teraz więc piękne włosy Delli opadały wokół niej, falując i błyszcząc niczym kaskady brązowych wód. Sięgały poniżej jej kolan, otaczając ją niczym płaszcz. Po chwili nerwowo i szybko je upięła je ponownie do góry. Zawahała się na minutę i stanęła w bezruchu, łza lub dwie spłynęły po jej policzku i rozprysły się na wytartym czerwonym dywanie.

Wdziała znoszoną brązową kurtkę i stary brązowy kapelusz. Z trzepotem spódnicy i wciąż obecnym błyskiem w oku wybiegła przez drzwi i po schodach na ulicę.

Gdy się zatrzymała, miała przed sobą napis: Madame Sofronie. Produkty do włosów wszelakiego rodzaju. Della wbiegła jedno piętro i przystanęła, łapiąc oddech. Madame Sofronie, duża, chłodna i o zbyt jasnej karnacji, nie wyglądała tak, jak sugerowałoby jej egzotyczne nazwisko.

– Czy kupi pani moje włosy? – zapytała Della.

– Kupuję włosy – odparła Madame. – Zdejmij kapelusz i niech no rzucę okiem.

Brązowa kaskada włosów spłynęła w dół.

– Dwadzieścia dolarów – rzekła beznamiętnie, podnosząc banknot wyćwiczonym ruchem.

– Biorę – powiedziała krótko Della.

I tyle, następne dwie godziny minęły jak z bicza strzelił. Pomińmy nawet tę mylącą metaforę. Della przetrząsała sklepy w poszukiwaniu prezentu dla Jima.

W końcu go znalazła. Z pewnością został stworzony dla Jima i nikogo innego. Nie było takiego drugiego nigdzie indziej, a przecież wywróciła wszystkie sklepy do góry nogami. Był to platynowy łańcuszek do zegarka, prosty i skromny w swej budowie, prezentujący wartość sam w sobie, bez złudnej ornamentyki – tak jak powinny wyglądać wszystkie dobre przedmioty. Dorównywał wręcz zegarkowi. Gdy tylko go zobaczyła, wiedziała, że musi należeć do Jima. Idealnie do niego pasował. Niepozorny, ale wartościowy – tak można by opisach ich obu. Kosztował ją dwadzieścia jeden dolarów, wróciła więc do domu zachowując osiemdziesiąt siedem centów. Z takim łańcuszkiem przy zegarku, Jim mógłby dumnie co chwilę sprawdzać godzinę w każdym towarzystwie. Choć sam zegarek był wspaniały, Jim czasami spoglądał na niego ukradkiem, bo miał do niego stary skórzany pasek zamiast łańcuszka.

Kiedy Della wróciła do domu, jej upojenie łańcuszkiem ustąpiło miejsca rozwadze i rozsądkowi. Wyciągnęła lokówkę, zapaliła gaz, by ją nagrzać, i zaczęła minimalizować spustoszenie, które kosztowała ją ta hojność dodana do miłości. Taka hojność, mój drogi czytelniku, jest zawsze trudnym gestem, niezwykle trudnym.

W ciągu czterdziestu