Czyste serce - Kate Chenli - ebook + audiobook

Czyste serce ebook i audiobook

Kate Chenli

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

14 osób interesuje się tą książką

Opis

Niesamowita historia inspirowana chińską kulturą. 

 

Błyskotliwa młoda dziewczyna dostaje szansę na drugie życie. 

 

Mingshin przechytrzyła trzech książąt, ponieważ chciała pomóc ukochanemu Renowi w zdobyciu korony. Jednak on ją zdradził. Przekonała się o tym, gdy leżała w kałuży własnej krwi u stóp schodów królewskiego pałacu.

 

Umierając, dziewczyna błagała bogów, aby cofnęli czas i dali jej okazję wszystko naprawić.

 

Jej modły zostały wysłuchane. Mingshin budzi się dwa lata wcześniej. Wówczas przyrzeka, że Ren nigdy nie zostanie królem, a ona już nigdy się nie zakocha.

 

Jednak obdarzony czarną magią dygnitarz zagraża pokojowi w jej królestwie, a żądny władzy Ren okazuje się bardziej zachłanny niż sobie wyobrażała.

 

Zrządzaniem losu Mingshin sprzymierza się z innym kandydatem do tronu, księciem Jiehem. Dziewczyna doskonale wie, że nie warto oddawać mu serca, lecz w gnieździe żmij, jakim jest królewski dwór, okazuje się, że tworzą świetny zespół. Czy uda jej się odwrócić katastrofę mającą miejsce w przeszłości? Czy będzie zdolna zaufać księciu, a może nawet go pokochać? 

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia.                                                                            Opis pochodzi od wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 430

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 11 godz. 28 min

Lektor: Kim Sayar
Oceny
4,3 (275 ocen)
131
96
41
3
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
jw1502

Nie oderwiesz się od lektury

Na szczęście ta część kończy się tak, że można poczekać spokojnie na kolejną. Skończył się po prostu pewien etap przygód życiu bohaterów. Nadchodzi kolejny, dlatego niecierpliwie będę wyglądać kolejnego tomu. Świetnie poprowadzona historia, uwielbiam bohaterów i ich postawy. Jedynie co mi przeszkadza to ich wiek. Na szczęście wspomniany jest tylko na początku, bo wiedzą oraz umiejętności nie pasują mi do tak młodych ludzi. Polecam.
50
Anna1Kubica

Nie oderwiesz się od lektury

Warta przeczytania
00
Angelofbooks

Dobrze spędzony czas

Całkiem przyjemna fantastyka z wątkiem romantycznym 💖
00
Sandi98

Dobrze spędzony czas

Łatwa niewymagająca, ale z to za bardzo przyjemna. Zaczyna się z przytupem, potem trochę zwalnia i na końcu moment kulminacyjny. Irytowało mnie tylko trochę jak wszystkie wokół naszej głównej bohaterki się idealnie rozwiązywało. Wykazała się sprytem i inteligencją, ale było za perfekcyjnie. Liczyłam też na trochę więcej kultury chińskiej i więcej magii, ale mam nadzieję że to się zmieni w drugim tomie. Dużo intryg, kłamstw i sekretów więc nie da się nudzic. Dobrze się bawiłam i mam nadzieję, że w kolejnej części będzie trochę lepiej z fanatycznym światem.
00
loksodorma

Dobrze spędzony czas

Przyjemna książka, wciąga i utrzymuje tempo, dobrze się czyta.
00

Popularność




Tytuł oryginału

A Bright Heart

Copyright ©  2023 by Kate Chenli

All rights reserved

Copyright © for Polish edition

Wydawnictwo Nowe Strony

Oświęcim 2024

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Redakcja:

Alicja Chybińska

Korekta:

Sandra Pętecka

Dominika Kalisz

Estera Łowczynowska

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8362-360-3

1

Mój krzyk odbija się echem od zatęchłych murów lochu.

Przesłuchujący mnie mężczyzna nachyla się niżej, tak blisko, że mogę wyczuć jego cuchnący oddech.

– Zapytam ostatni raz. Przyznajesz się do zdrady przeciwko koronie? – syczy w moją stronę.

Ledwie podnoszę głowę z zimnej, wilgotnej kamiennej podłogi, wtem przeszywa mnie błyskawica bólu i cała izba zaczyna wirować. Mimo to patrzę oprawcy w oczy, bo nie zamierzam okazać słabości. Choć gardło boli, jakby ktoś zdarł je piachem, udaje mi się po raz ostatni wychrypieć:

– Nie.

Pluję na niego. Krwawa ślina rozpryskuje się na jego wąskich wargach, na co mężczyzna wali mnie na odlew z taką siłą, że głowa odskakuje mi w bok, a w uszach rozbrzmiewają dzwony. Zbrojny wyciera moją krew rękawem i syczy:

– Dostaniesz to, na co zasłużyłaś. Parszywa zdrajczyni.

Obraca się i pokazuje coś przyglądającym się nam strażnikom, na co dwóch dryblasów podchodzi i podrywa mnie z podłogi na bose stopy. Czuję wściekłe kłucie połamanych żeber i prawie mdleję.

Wywlekają mnie z komnaty przesłuchań, szydząc z rozbawieniem, a ich głosy docierają do mnie jak zza mgły. Gdy tylko przekraczamy próg, uderza we mnie ściana lodowatego powietrza. Wicher tnie gołe ciało niczym lodowa kosa, chłosta wściekle, przyklejając poszarpane resztki stroju do spękanej i zakrwawionej skóry. Cała się trzęsę.

Na dziedzińcu czeka powóz z woźnicą. Pada śnieg, a pośród wirującej białej masy dostrzegam wysokie, wręcz imponujące mury więzienia, górujące groźnie w oddali.

Powóz rusza, gdy tylko strażnicy wrzucają mnie na jego twardą, drewnianą podłogę, na której od razu zaczynam się kulić.

Dokąd mnie wiozą? Na egzekucję?

W mojej głowie pojawia się widok martwego ciała królewskiej damy Bai, zwisającego spod powały jej celi.

– Wszystkie umrzemy – zapowiedziała zaledwie wczoraj. – Królewskie damy, księżniczka i ty, ponieważ Ren oskarżył nas wszystkie o zdradę. – Wpatrywała się we mnie rozpalonym wzrokiem, a cała jej godność gdzieś uleciała. – Ogłosił edykt, że razem spiskowałyśmy.

Nie! Myliła się. Ren na pewno nie wierzy, że mogłabym mieć coś wspólnego z zamachem na jego życie. Zawsze powtarzał, że nikomu nie ufa tak, jak mnie.

Ale dlaczego pozwolił gwardzistom mnie aresztować i nawet nie dał mi szansy na obronę? Minęły trzy dni. Dlaczego nie przyszedł mnie odwiedzić? Nie wie, przez co muszę przechodzić?

Bulgoczący we mnie gniew przeradza się w burzę.

Dlaczego mnie nie uratowałeś, Ren? Jak po tych wszystkich przysięgach miłości możesz pozwalać, żeby tak mnie traktowali? Czy lęki nękające mnie w ostatnich miesiącach mogą być prawdziwe? Wykorzystywałeś mój umysł i moje pieniądze, żeby zdobyć koronę?

Zachłystuję się ostrym powietrzem i mam wrażenie, że chłód rozcina mi pierś. Nie, to zbyt niebezpieczna myśl, zbyt straszna. Nie mogę tracić nadziei. Nic innego mi nie zostało.

Powóz zatrzymuje się gwałtownie i dobiega mnie szybka wymiana zdań na zewnątrz, po czym ponownie ruszamy. Gdy mój przymusowy transport znów staje, słyszę głuche łupnięcie, a potem kroki. Kilka chwil później ukazuje się woźnica, otwiera drzwiczki i wyciąga mnie na zewnątrz. Spomiędzy moich spieczonych warg wyrywa się jęk cierpienia.

Ten brutal rzuca mnie na śnieg, odwraca się i odchodzi.

– Zaczekaj – wołam, drżąc. – Dlaczego… mnie tu przywiozłeś?

Nie odpowiada, tylko przyśpiesza kroku. Bez słowa, bez choć jednego spojrzenia przez ramię, wskakuje na kozioł i odjeżdża.

Mam tutaj zamarznąć? Opanowuję falę paniki i rozglądam się ostrożnie. Kolosalne budynki z drewnianymi filarami, czerwonymi belkami i dachami pokrytymi żółtymi dachówkami są połączone krętymi, brukowanymi ścieżkami, pośród których rosną wiecznie zielone drzewa i rozciągają się dziedzińce.

Przywieźli mnie do pałacu królewskiego.

Wpełzam na pierwszy stopień wysokich, szerokich schodów. Na ich szczycie znajduje się Wielka Sala Tronowa, do której Ren każdego dnia przybywa, aby zebrać się z dworem.

Słyszę chrzęst śniegu. Obracam się i widzę zbliżających się dwóch gwardzistów. Podobnie jak wcześniej strażnicy więzienni, oni też biorą mnie pod pachy i ciągną w górę schodów. Nawet bezlitosny chłód nie jest w stanie stłumić cierpienia wywołanego szuraniem ranami o lodowate kamienie.

Na szczycie schodów mężczyźni porzucają mnie i znikają równie nagle, jak się pojawili.

Podrywam się, bo dostrzegam, że ktoś stoi plecami do mnie przed Wielką Salą Tronową i jej ścianami z lśniącego marmuru. Ma na sobie szatę wyszytą w złote, pięcioszponiaste smoki… Święte stworzenia, których wizerunek może nosić na sobie jedynie władca.

Ren. Miłość mojego życia. Człowiek, któremu pomogłam zostać królem Dazhou.

W końcu się zjawił.

Rozprostowuje ręce i przechyla głowę, jakby unosił się w powietrzu gdzieś wysoko i rozkoszował się tym, że całe królestwo leży u jego stóp. Trwa w tej pozie przez kilka chwil, po czym odwraca się i kroczy ku mnie.

Przystojny jak zawsze, ma złoto-brązowe oczy, bujne, czarne włosy i profil ukochany przez rzeźbiarzy i malarzy. Uderza we mnie, że gdzieś zniknęło jego ciepło, łagodny uśmiech, który zawsze dla mnie miał, a zastąpiła go bezwzględna maska.

Moje serce, uniesione nagłym podmuchem nadziei, teraz spada, jakby z połamanymi skrzydłami.

Wyciągam zmaltretowane ręce, by dotknąć mężczyzny, który niegdyś obiecał, że zbierze dla mnie z nieba wszystkie gwiazdy.

– Wody… proszę…

Odsuwa się poza zasięg moich palców.

– Zabójca zeznał, że wynajęłaś go wraz z moimi braćmi.

Każde słowo wychodzące z jego ust tnie niczym ostry nóż. Nie wierzę, że Ren to wszystko powiedział, a jednak tak właśnie jest.

– Nieprawda. Zablokowałam jego miecz… własnym ciałem… gdy się na ciebie rzucił. Sam widziałeś. – Kiedy próbuję wskazać ranę powstałą na moim ramieniu od ostrza zabójcy, wszystkie moje mięśnie boleśnie się kurczą. Ale ten ból i tak jest nieporównywalny do tego, co czuję w środku. – Mieliśmy się pobrać – wykrztuszam, a w moim tonie słychać błaganie. – Po co miałabym cię mordować?

– Naprawdę myślałaś, że ożenię się z córką kupca? Gdy uporam się ze zdrajcami, ożenię się z Aylin i uczynię ją moją królową. Jest szlachcianką królewskiej krwi, odpowiednią do objęcia tej roli. Tak naprawdę to jej zawsze pragnąłem.

Mam wrażenie, że Ren sięgnął do mojej piersi i wyrwał mi z niej wciąż bijące serce. Zachłystuję się powietrzem, żeby powstrzymać łzy.

– Wykorzystałeś mnie, draniu. – Potrzebuję całych sił, żeby wykrztusić te proste słowa. – Czy kiedykolwiek mnie w ogóle kochałeś?

– Przez dwa lata musiałem gapić się na twoją mdłą, opuchniętą gębę, wygadywać te żałosne brednie o miłości i udawać namiętność. Mdliło mnie od tego.

Mój świat runął, pozostały po nim gruzy i proch. Podejrzewałam, że żywił do Aylin uczucia bardziej zażyłe niż tylko przyjacielskie, ale zawsze zrzucałam to na karb mojego braku pewności siebie i małostkowej zazdrości o piękną i wysoko urodzoną kuzynkę.

– Aylin mnie kocha – zapewniam go zaciekle. – Nie zrobiłaby mi tego.

Po zamachu kuzynka opiekowała się mną, gdy leżałam ranna w łożu. Co prawda, gdy gwardziści przyszli mnie aresztować, nie broniła mojej niewinności, ale założyłam, że po prostu zbyt mocno się wystraszyła.

– Właśnie szyją jej ślubne szaty – prycha Ren.

Ślubne szaty. Zamykam oczy i wyobrażam sobie jasnoczerwoną tkaninę w kolorze mojej krwi.

– Zmusiłeś ją, by zgodziła się za ciebie wyjść – cedzę przez zaciśnięte zęby.

– Wierz sobie, w co chcesz, i tak nie dożyjesz wesela. Koniec końców, zdradziłaś tron.

Odnoszę wrażenie, jakby rozstąpiła się pode mną ziemia. Chce mnie zabić. Dlaczego? Może i mnie nie kocha, ale mógłby mnie mianować na jedną z wielu królewskich dam w haremie, a potem odsunąć, pozwolić, żebym uschła w samotności i poniżeniu.

Przez moje cierpienie przebija się wrząca fala gniewu.

– Upozorowałeś zamach, wrobiłeś mnie i własnych braci. Ja tylko cię kochałam i ci pomagałam. Dlaczego tak mnie nienawidzisz?

– Opowiadają, że bez twoich bogactw i planów nigdy nie zostałbym królem – syczy, a w jego głosie rezonuje z trudem powstrzymywana złość. – Powinni zostać ukarani za tę bezczelność. Moi bracia myśleli, że są ode mnie lepsi, mądrzejsi. Tymczasem to ja tutaj stoję, a oni czekają na śmierć.

W mojej głowie niesie się echo ostatnich słów królewskiej damy Bai.

Ten szarlatan nas wszystkich oszukał. Nawet swojego nieżyjącego ojca. Podtrzymywał swoją reputację łaskawego i łagodnego księcia tak doskonale, że wszyscy uwierzyli, że jest nieszkodliwy, no i spójrzcie, jak skończyliśmy.

Ren rzeczywiście jest wybornym szarlatanem. Nic dziwnego, że w pobliżu nie czuwają żadni gwardziści… przy świadkach nie mógłby tak ze mnie drwić.

Przygryzam wargę, aż czuję krew. Jakże żałuję, że po śmierci matki łaknęłam miłości tak rozpaczliwie, że trwałam przy Renie pomimo podejrzeń, co do prawdziwości jego uczuć.

W rozpaczy łapię za kamienny wisior na swojej szyi. To pamiątka rodowa po ojcu, którą noszę od dzieciństwa. Dostałam ją, bo ojciec wierzył w moją wartość. Jest cenna jedynie dla mnie, więc strażnicy więzienni jej nie ukradli.

Nigdy wcześniej się nie modliłam. Lecz teraz, zaciskając dłoń na wisiorze, żeby zaczerpnąć z niego siły, posyłam gorące modły do wszystkich bogów, do wszystkich boskich bytów, i proszę o drugą szansę, żebym mogła zrobić wszystko jeszcze raz i naprawić całe zło wyrządzone przez Rena.

– Jesteś potworem – warczę głosem kipiącym od gotującej się we mnie nienawiści.

Gdy on tylko wzrusza lekceważąco ramionami, ta nienawiść rozgrzewa się do białości i postanawiam go sprowokować.

– Królewska dama Bai powiedziała mi, że książę Jieh zbiegł.

Zadowolenie z siebie w jednej chwili ulatuje z Rena. Łapie mnie za brodę i ściska tak mocno, że z moich ust wyrywa się jęk, na co on wykrzywia twarz.

– Złapię Jieha i zmiażdżę go tak, jak ciebie. To ja jestem prawdziwym królem. On jest tylko prochem.

Przez chwilę wydaje się, że mnie udusi, ale w końcu uśmiecha się i puszcza moją twarz.

– Wiesz, że nikogo nie nienawidzę tak bardzo jak tego śmiecia. Powiedziałaś to celowo, prawda? – Jego uśmiech staje się bardziej złowieszczy. – Pozwól, że w zamian wyjawię ci pewien sekret, dziewko. Utonięcie twojej matki wcale nie było wypadkiem, jak wmówił ci wuj. Kazał ją zabić twojemu kuzynowi Bo, gdy odmówiła przekazania kontroli nad interesami twojego ojca.

O czym on mówi? Kręcę głową, a przez całe moje ciało przechodzi dreszcz.

– Nie, nie. Łżesz. – Nigdy nie przepadałam za podstępnym charakterem wuja Yi, ale uważam, że nie byłby zdolny do zlecenia mordu na członku rodziny… Lecz gdy Ren śmieje się z pogardą, dociera do mnie, że w końcu mówi prawdę.

Wycie wydziera się z mojego gardła. Nie wiem, gdzie znalazłam na to energię, ale zrywam się z podłogi i rzucam na niego. Odskakuje, ale za wolno, dzięki czemu moje paznokcie żłobią krwawe bruzdy w jego policzkach. Szkoda, że nie wydłubałam mu oczu.

Ryczy i wbija mi pięść w bok. Lecę w tył, a moje żebra pękają. Nie, nie, na przodków, nie mogę jeszcze skonać, błagam!

Staczam się po schodach i ląduję pod stopami stojącego na dole człowieka. Leżąc na plecach, rozglądam się ostrożnie i dostrzegam moją boską kuzynkę, Aylin, w oszałamiającym – równie jak ona sama – futrze z białego lisa… ach, znam to futro. Dziewczyna patrzy na mnie, jak na roznoszącego zarazę szczura.

– Niebiosa! – krzyczę dzięki ostatniej erupcji siły woli. – Dajcie mi jeszcze jedną szansę, a wszystko naprawię!

Nagle wokół wybuchają kolorowe światła, lśnią jasno niczym małe słońca. Obmywa mnie fala mocy, która niesie się hen, hen daleko.

Tak potężna, tak silna, tak…

Zasysa mnie całkowita, nieskończona ciemność.

2

Zrywam się z krzykiem.

Co się stało? Gdzie jestem?

Mój krzyk nagle milknie.

Przez chwilę trwam w pustce, pustce umysłu i ciała.

Czy to śmierć?

Nagle skupiam się i cała spinam.

Jak wygląda śmierć?

Przyglądam się otoczeniu, słysząc w uszach charkot własnego oddechu.

Siedzę pod baldachimem w łóżku przykrytym czystym prześcieradłem, a wokół siebie mam obszywane puchowe poduszki. Widzę też pokaźną komodę, szafę i toaletkę, a obok niej znajduje się również pokoik kąpielowy. Kawałek od łóżka stoi piecyk, w którym tlą się węgle. Na wyłożonych boazeriami ścianach, z lśniącego, ciemnego porządnie wypolerowanego mahoniu, widnieją zwoje z kaligrafiami i atramentowe rysunki gór, lasów i kwiatów. Na szafce nocnej spoczywa otwarta księga w złotych okładkach.

Od stóp do głów przechodzi mnie dreszcz, bo mózg w końcu dogania wzrok i dociera do mnie, gdzie jestem. Oto sypialnia, w której mieszkałam przez dwa poprzedzające śmierć lata.

Jak to się stało, że trafiłam tu w zaświatach?

Patrzę po sobie i rozprostowuję kończyny. Dostrzegam, że wszystkie rany i urazy zniknęły. Czy dzieje się tak z każdym duchem, gdy przejdzie na drugą stronę? Przykładam dłoń do piersi i wyczuwam pod palcami rytmiczne bicie. To duchy mają serca?

Tytuł otwartej książki jest wypisany czarnym atramentem: Dzieje kontynentu. To jeden z moich ulubionych tematów i…

Drewniane drzwi zostają zamaszyście otwarte, nagle ktoś wpada do środka i krzyczy:

– Wszystko w porządku, panienko?

– Mai? – zdumiewam się, rozpoznając dziewczynę o okrągłej twarzy i sarnich oczach.

Mai była moją służką, dopóki Aylin nie przyłapała jej na kradzieży… przewinie karanej nierzadko odcięciem dłoni sprawcy.

Chłosta mnie poczucie winy, ponieważ zaufałam słowom Aylin, a nie zapewnieniom dziewczyny o jej niewinności. Pomimo wstydu błagałam Aylin, żeby nie okaleczała mojej służki. Gdy ostatnio ją widziałam, zarządca mojego wuja sprzedawał Mai kupcowi handlującemu służącymi.

Czyżbyśmy spotkały się ponownie w zaświatach?

Otwieram usta, żeby ją przeprosić, ale ona wkracza w głąb pokoju w radosnych podskokach.

– Miała panienka koszmar? – dopytuje troskliwie, po czym obraca się i kłania. – Pani – poprawia się pokornie.

Nagle ukazuje się jeszcze jedna znajoma postać, a jej widok wyciska ze mnie całe powietrze. Gwałtownie łapię się za pierś. Niebiosa, ile bym oddała, żeby ponownie ją ujrzeć!

Przez jedną nieskończoną, przecudną chwilę spoglądam w oszołomieniu na matkę, a tętno łomocze mi w uszach.

Przystaje przy mnie i pieści moje policzki obiema dłońmi, marszcząc przy tym czoło.

– Usłyszałam twój krzyk. Czy wszystko dobrze, Shin’ar?

Na dźwięk czułego określenia, którym obdarzali mnie tylko rodzice, spomiędzy moich warg wyrywa się głośny szloch. Obejmuję mamę w pasie, a łzy płyną strumieniami.

– Shin’ar, co się stało? Martwisz mnie.

– Tęskniłam, mamo – mówię głosem stłumionym donośnym łkaniem.

Głaszcze mnie po dłoni i po plecach łagodnymi ruchami.

– Głuptasie, przecież widziałyśmy się wieczorem.

To nieprawda. Straciłam ją pół życia temu. Pamiętam tę chwilę, gdy padłam na kolana przy jej napęczniałych zwłokach, zaledwie przed sekundą wyłowionych z ciemnej toni stawu. Złapałam jej napuchniętą twarz, ale była taka nieruchoma, taka zimna. Płakałam i płakałam, dopóki nie zemdlałam z żalu i wycieńczenia.

Teraz mama wydaje się realna i ciepła, a jej dotyk jest łagodny i troskliwy. Podnoszę głowę, cały czas ją obejmując, bo nie chcę jej puszczać, już nigdy. Wygląda kwitnąco, pięknie i zdrowo.

W zaświatach musiałyśmy zostać wysłane do raju. Ale dlaczego mama i Mai zachowują się, jakbyśmy wciąż żyły w przeszłości? Zerkam jeszcze raz na książkę. Gdy przeprowadziłyśmy się z mamą do domu wuja Yi, to przez kilka pierwszych miesięcy czytałam ją co noc. Jak to możliwe, że podążyła za mną w objęcia śmierci?

Rzucam okiem na lustro znajdujące się na toaletce i widzę siebie. Na mojej pospolitej twarzy widać jeszcze dziecięcą pulchność. Wyglądałam tak, gdy byłam nieco młodsza.

Przez głowę przelatują mi ostatnie chwile przed śmiercią.

Modliłam się, błagałam o drugie życie, szansę na zrobienie wszystkiego od nowa. Odpowiedziała mi erupcja oślepiającego światła emanującego potężną siłą.

Mój puls przyśpiesza, bo przychodzi mi do głowy niewiarygodny pomysł.

– Mamo, jaki mamy dzień i rok?

Dziwi się, ale odpowiada na moje pytanie:

– Rok sto piąty, miesiąc Er, dzień dwudziesty pierwszy, rządów dynastii Jin. – Przygląda mi się bacznie jeszcze raz.

Rok sto piąty. Serce łomocze tak mocno, że aż kręci mi się w głowie. Czy bogowie naprawdę odpowiedzieli na modły i cofnęli moje życie o dwa lata? Miesiąc Er, dzień dwudziesty pierwszy. Dokładnie dwa tygodnie po naszym przybyciu do Jingshi, stolicy. Zaledwie miesiąc wcześniej świętowałyśmy z mamą moje szesnaste urodziny, uroczystość przejścia w dorosłość.

– Jak się czujesz, Shin’ar? – Mama dotyka mojego czoła. – Wezwać lekarza?

– Nie, wszystko dobrze. – Biorąc pod uwagę wnikliwość mamy na pewno nie odpuści, dopóki nie podam jej jakiegoś rozsądnego uzasadnienia mojego dziwnego zachowania. – Śniłam o babie. Byliśmy razem, całą rodziną. To wszystko wydawało się takie rzeczywiste, aż zapragnęłam przenieść się w czasie, żeby nadal tu z nami był. To niepoważne… ale tęsknię za nim, mamo. – Sama od razu słyszę, ile prawdy wybrzmiewa w tych słowach. Gdyby tylko czas cofnął się jeszcze dalej i oboje moi rodzice byli wśród żywych.

Matka wzdycha.

– Też za nim tęsknię.

Pozostajemy w objęciach, dzielimy się żalem i tkliwością przez dłuższą chwilę.

Lecz nie chcę dłużej zasmucać matki, więc wypuszczam ją z objęć i uśmiecham się serdecznie.

– Nadal mamy siebie, mamo. Kocham cię. I bardzo, bardzo cię uszczęśliwię.

– Ja też cię kocham, Shin’ar. I już bardzo, bardzo mnie uszczęśliwiasz. – Stuka mnie delikatnie w pierś.

Ten znajomy, pocieszający gest ma dla mnie wyjątkowe znaczenie. Mingshin, moje imię, znaczy Czyste Serce.

Łzy kłują mnie pod powiekami, więc obracam się szybko. Dopiero wtedy zauważam młodą kobietę stojącą obok Mai. To Ning, wierna służka matki, która „przypadkiem” utonęła razem z nią. Po wyznaniu Rena jestem już pewna, że ją również zamordował we współpracy z moim kuzynem Bo.

Żadnej z was nie stracę drugi raz. A już na pewno nie oddam was tym potworom. Zaczyna przepełniać mnie zaciekła nienawiść, która aż we mnie buzuje. Spuszczam głowę, żeby nikt nie zauważył mojej rozpalonej twarzy ani pulsujących na karku żył.

Ren, wuj Yi, Aylin, Bo.Sprowadzę na was burzę zemsty. Spłynie z nieba i unicestwi każdego, kto stanie jej na drodze. Poczujcie jej potęgę.

– Czas wstawać, moja panno – stwierdza matka. – Widzimy się wkrótce. – Poklepuje mnie po policzku i wychodzi.

Mai udaje się napełnić misę wodą. Staję przed lustrem wysokim jak człowiek i ściągam koszulę nocną. Gdy się prostuję, zdumiewa mnie widok szesnastoletniej… mnie.

Czy bogowie naprawdę ofiarowali mi drugą szansę na życie? Teraz, gdy miałam już nieco czasu, żeby rozważyć to, co się dzieje, nabieram wątpliwości.

Legenda głosi, że bogowie opuścili ten ludzki padół przed wiekami i już nie zajmują się sprawami maluczkich. Głównie dlatego nigdy nie modliłam się o ich pomoc, dopóki śmierć nie zajrzała mi w oczy. Dlaczego mieliby interweniować w moim imieniu, dziewczyny bez pozycji towarzyskiej i bez znaczenia dla nikogo poza najbliższymi?

Gwałtownie nachodzi mnie pewna myśl, aż oddech grzęźnie mi w płucach. Czy jeśli ten cud nie jest dziełem bogów, to może być objawem magii?

To tak niedorzeczny pomysł, że aż kręcę głową. Tylko lud Nan’Yü jest zdolny czynić magię. Poza tym nie jestem w stanie sobie wyobrazić tak potężnych czarów, by mogły cofnąć czas.

I ta świetlna kurtyna emanująca mocą w moim ostatnim wspomnieniu… naprawdę ją widziałam, czy była tylko wizją człowieka balansującego na krawędzi śmierci? Jej moc wydawała się tak realna, niemal namacalna.

Wzdycham. Muszę rozwikłać tę tajemnicę, ale odpowiedzi na moje pytania nie przyjdą same.

Podnoszę do oczu swój kamienny wisior. Ten dar od ojca dodaje mi sił w chwilach rozpaczy. Jest bardzo prosty, ale cenię go bardziej od wszystkich najwymyślniejszych klejnotów świata.

Ojciec powierzył mi tę rodową pamiątkę, gdy miałam zaledwie trzy lata.

– Shin’ar, jesteś warta tego skarbu – powiedział. – Strzeż go dobrze. Pewnego dnia opowiem ci jego historię.

Naprężyłam się, zadarłam brodę i wyszczerzyłam do niego zęby. Od tamtego dnia ściągam wisior jedynie do kąpieli.

Niestety straciliśmy ojca w wyniku choroby i nie zdążył podzielić się ze mną historią tego podarunku.

Z całych sił staram się stłumić nadciągającą falę płaczu.

Tęsknię za tobą, baba. Spoczywaj w pokoju. Obiecuję, że będę chroniła mamę z całych sił.

Gdy Mai wraca, obmywam twarz i dłonie w misie, a potem wycieram je czystym ręcznikiem. Służka pomaga mi założyć szmaragdową wełnianą szatę obszywaną srebrnymi nićmi i obwiązuje mnie w talii aksamitnym pasem. Wczesnowiosenne poranki są jeszcze chłodne, zakłada więc na moją drobną sylwetkę okrycie z liliowego jedwabiu.

Na moją prośbę zaplata w moich włosach kilka cienkich warkoczyków i łączy je w prosty kok. Wybieram złotą spinkę, z której zwisa kilka perlistych kropli, by wpięła mi ją we fryzurę.

Gdy idę korytarzem do salonu z podążającą tuż za mną Mai, podchodzi do mnie uśmiechnięta Ning.

– Przyszła panna Aylin…

Bum. W mojej głowie eksploduje ryk. Krew napływa mi do twarzy, wszystko wokół wiruje w chmarze czerwonawych kształtów. Widzę jedynie Aylin stojącą nad moim zmaltretowanym ciałem i jej pełną pogardy minę.

Jak śmie ponownie zjawiać się w moim życiu po najpotworniejszej ze wszystkich zdrad? Jak śmie?!

– Panienko!

Stanowczy szept wyrywa mnie z transu. Odwracam się, i choć mój wzrok nadal zamglony jest szkarłatem, dostrzegam przez tę mgłę zatroskaną twarz Ning.

Otrząsam się i opanowuję. Ile razy wołała, zanim ją usłyszałam?

– Panienko, czy wszystko dobrze? – pyta z niepokojem.

Mai stoi obok naprężona jak cięciwa łuku.

Czerwona mgła się rozwiewa. Kiwam słabowicie głową, opieram się o ścianę i przymykam oczy. To moje nowe życie. Śmierć pozostaje w przyszłości, a zdradliwość Aylin nie została jeszcze przede mną obnażona. Jak udało się jej tak całkowicie mnie oszukać? Przez dwa lata zapewniała o siostrzanej miłości. Przez dwa lata zachowywała się jak zaufany przyjaciel rodziny.

Mam ochotę wpaść do salonu i zerwać jej z twarzy tę sztuczną maskę. Mam ochotę krzykiem ogłosić całemu światu jej zdradę. Mam ochotę ją uderzyć za krzywdę wyrządzoną Mai.

Lecz moi wrogowie muszą wierzyć, że mam ich za przyjaciół.

Biorę głęboki wdech i upycham gniew oraz nienawiść z powrotem do najczarniejszego zakątka duszy, a potem przyklejam sobie do twarzy szeroki uśmiech.

Ja również mogę podjąć tę grę.

3

Gdy wchodzę do salonu, Aylin przerywa rozmowę z moją matką i wstaje z długiej kanapy.

Och, moja piękna i urocza kuzynka, która niczym brylant oślepia swoją nieskazitelną skórą, połyskliwymi czarnymi włosami i uśmiechem przyćmiewającym blaskiem noszone przez nią klejnoty. Jej twarz jest idealnie owalna, oczy o kształcie migdałów ogromne i zmysłowe. Pod delikatną łodyżką nosa rozkwitają wiśniowe usta. Wiotką talię oplata wąska wstęga jedwabiu, a dopasowana różowa szata akcentuje szczupłość i delikatne krągłości jej sylwetki.

Jak to się stało, że gdy się poznałyśmy, od razu mnie oczarowała? Po części zazdrościłam jej urody, ale przede wszystkim radowałam się, że tak cudowna dziewczyna jest moją kuzynką i zostanie moją przyjaciółką.

I rzeczywiście, została nie tylko moją najlepszą przyjaciółką, ale wręcz siostrą dzielącą ze mną radości i smutki, wyszeptywała mi pod wspólną kołdrą niezliczone tajemnice i podsycała moją dziką naturę.

A potem wbiła mi nóż w plecy.

Ściska mnie w dołku aż do bólu, gdy Aylin podchodzi i bierze mnie w ramiona.

– Dzień dobry – mówi tym charakterystycznym śpiewnym tonem.

Niemal się przy tym krzywię, ale udaje mi się odwzajemnić jej uścisk z nie mniejszym entuzjazmem.

– Dzień dobry.

Aylin chwyta mnie pod rękę i prowadzi do kanapy. Patrzy na matkę, którą nazywa „ciotunią”, a potem na mnie.

– Mingshin, ojciec przysłał mnie ze wspaniałymi wieściami – oświadcza.

Wyciągam szyję jak matka, choć przecież już wiem, co usłyszymy.

– Och, ciotuniu, ministerstwo sprawiedliwości oddaliło roszczenia przyrodniego brata twego męża do własności nad jego mieniem i interesami – obwieszcza. – Nie musisz się więcej zamartwiać.

Matka promienieje i zwraca się do dziewczyny:

– Aylin, to wszystko nie udałoby się bez pomocy twojego ojca!

Kuzynka też emanuje radością.

– Minister to dobry przyjaciel baby, więc sama rozumiesz, że nie mógł się bezpośrednio angażować w tę sprawę. Nie mógłby zbrukać nazwiska działaniem w interesie jakiegoś rodu, w innym razie jego pozycja zostałaby zagrożona. Ale jesteście naszą rodziną, więc zrobił, ile mógł. – Aylin łączy ręce. – Tak się cieszę, że udało się odciążyć was od tych bezpodstawnych roszczeń.

Niech będę przeklęta, jeśli pozwolę, żeby wuj Yi przypisał sobie wszystkie zasługi.

– Ministerstwo powinno od razu odrzucić te fałszywe roszczenia – wtrącam. – Oświadczyli, że interesy baby należały do rodu Lu, bo bez ich pożyczek i wsparcia nie dorobiłby się tych wszystkich bogactw. To kłamstwo.

Aylin wygina nadgarstki i otwiera usta, ale nie daję jej nic wtrącić.

– Baba zaczynał od zera i nigdy nie otrzymał od dalszej rodziny żadnej pomocy. Zainteresowali się nim dopiero, gdy osiągnął sukces. A teraz, gdy odszedł, chcieli po prostu zagarnąć jego własność.

Aylin mruga, ewidentnie brakuje jej słów.

Zachowałam się zbyt… inaczej? Za mocno pokazałam ząbki?

– To nie takie proste – stwierdza matka. – Wszystko, co mówisz, jest prawdą, Shin’ar, ale ministerstwo sprawiedliwości mogło wygodnie dla siebie przeoczyć fakty.

Aylin przytakuje jej z zapałem.

– W takim przypadku twoi stryjowie jako męscy krewni mieliby mocniejsze argumenty od nas. Pomimo ostatniej woli baby, w której to wszystko przekazał nam.

Matka ma rację, ale nic nie poradzę, że czuję w ustach smak goryczy.

Przeniosłyśmy się do rezydencji wuja Yi w Jingshi, stolicy królestwa, żeby bronić naszych praw do spadku. Ojciec, dzięki rozpoczętym przedsięwzięciom, zgromadził rozległe bogactwa. Był zdecydowanie jednym z najzamożniejszych ludzi w państwie. Niemniej jako kupiec na drabinie społecznej stał ledwie jeden szczebel nad chłopstwem. Podobnie jego żona i córka. Przyznaję to z bólem, ale status wuja Yi rzeczywiście pomógł wygrać sprawę przeciwko dalszym krewniakom ojca.

I, podobnie jak matka, kiedyś czułam wdzięczność wobec wuja. Choć jak na mój gust był nieco zbyt cwany politycznie, wierzyłam, że pomógł nam obronić bogactwa ze względu na własną dumę i poczucie konieczności obrony krewniaczek. Teraz już wiem, że motywowała go jedynie chęć zagarnięcia naszych pieniędzy.

Ponownie skupiam się na trwającej rozmowie i słyszę, jak kuzynka mówi:

– Och, proszę, zostańcie, ile chcecie. Jesteśmy zachwyceni, że z nami mieszkacie.

– Nie powinnyśmy dłużej was kłopotać… – zaczynam.

– Ależ to żaden kłopot – wchodzi mi w słowo. – Wasz pobyt nas cieszy. Ciotuniu, poznałyśmy się niedawno, ale ja mam wrażenie, że znam cię od dawna. Baba wiele nam o tobie opowiadał. Przekonywał, że jestem do ciebie bardzo podobna i że przypominam mu ciebie z czasów dzieciństwa. Mówił, że byłaś zadziorna. – Aylin chichocze, a potem wzdycha. – Mówił też, że chciałby lepiej poznać siostrę jako dorosłą kobietę. Dzięki niebiosom, że nasza rodzina w końcu się zjednoczyła.

Matka się wzrusza. I już wiem, że nigdzie się stąd nie wyprowadzimy. Gdy uciekła i potajemnie wyszła za mojego ojca, rodzice się jej wyparli, więc nie widziała krewnych prawie dwadzieścia lat. Ta nowo odkryta życzliwość stanowi dla niej szansę na odbudowę relacji z wujem Yi, jej bratem i jedynym ocalałym ogniwem łączącym ją z przeszłością.

Tyle że jego nie interesuje żadne odbudowywanie relacji. Jeżeli Bo, jego syn, był zamieszany w morderstwo mojej matki, to przecież musiał otrzymać instrukcje od ojca.

Gniew rozpala się we mnie na nowo.

Aylin dotyka mojej dłoni. Obracam gwałtownie głowę i piorunuję ją wzrokiem, aż podskakuje.

– Wszystko w porządku, Mingshin? Wystraszyłam cię?

Uśmiecham się szeroko, mam nadzieję, że nie dostrzegła nienawiści, która na ułamek sekundy musiała błysnąć w moim spojrzeniu.

Na szczęście kuzynka się odpręża.

– Lubię spędzać z tobą czas, Mingshin. Jestem pewna, że będziemy jak prawdziwe siostry.

Jako jedynaczka od zawsze pragnęłam rodzeństwa, najbardziej na całym świecie. Czy ona żeruje na moich najgłębszych tęsknotach? Brzmi prawdziwie i wydaje się szczera do tego stopnia, że aż się zastanawiam, czy nie wyobraziłam sobie tej całej śmierci. Nie. Naprawdę nade mną stała, a ja wyraźnie widziałam pogardę malującą się na jej twarzy.

Może w tej chwili mówi szczerze. Kiedy w poprzednim życiu zaczęła mnie zdradzać? A może jest mistrzynią maskowania własnej mrocznej duszy?

Wuj myśli, że jeśli tu zostaniemy, to będzie mógł nas kontrolować. Chciałabym, żebyśmy wyjechały stąd jak najdalej, ale jeszcze nie możemy. Jeżeli wyczuje, że dystansujemy się celowo, nakłoni krewniaków ojca do ponownego wysunięcia roszczeń, a bez jego poparcia możemy nie doczekać się uczciwego rozpatrzenia sprawy w ministerstwie.

Muszę zapewnić nam prawa do spadku innymi metodami i własnymi siłami. Nie zamierzam oddawać ani odrobiny mojego losu w obce ręce.

– Masz rację – zgadzam się najradośniej, jak potrafię. – Rzeczywiście staniemy się siostrami.

– Miło mi to słyszeć, Mingshin. Ojciec wraca dziś wcześniej z pracy, ciotuniu. Będziemy świętowali. Widzimy się więc później.

Wychodzimy z salonu we trzy. Ja i mama zatrzymujemy się na dziedzińcu i odprawiamy Aylin, która podchodzi do czekającej na nią służki, odwraca się i macha na pożegnanie.

Przez chwilę rzeczywiście widzę uderzające podobieństwo między nią a moją matką. Takie same oczy jak migdały, owalne twarze, wyraźne kości jarzmowe. Matka nie ustępuje Aylin urodą. Moja kuzynka emanuje młodzieńczą witalnością, a mama jest przykładem dojrzałej elegancji i kobiecości w kwiecie wieku.

A co ważniejsze, jest piękna na zewnątrz i w środku. Aylin zaś przypomina kwiat oleandra – miła dla oka, lecz śmiertelnie trująca.

Matka odmachuje mojej kuzynce, ale ja nie potrafię się do tego zmusić. Dziewczyna zaraz wróci do głównej rezydencji całego majątku, położonej wcale nie tak daleko od budynku gościnnego, w którym zamieszkałyśmy. Dobrze mi tu, w cichym zakątku posiadłości. Otoczona jodłami i chryzantemami nasza siedziba składa się z salonu, jadalni i dwóch sypialni.

To spokojne domostwo, ale nie jesteśmy w nim bezpieczne.

– Gdzie bliźnięta Han? – zwracam się do Mai.

– Kazano im siedzieć w kwaterach służby, dopóki nie zostaną wezwani – odparła.

Mądra taktyka wuja, który próbuje nas odciąć od naszych strażników.

– Przyprowadź ich, proszę – mówię.

– Tak, panienko – przytakuje Mai, po czym szybko rusza w kierunku wspomnianego budynku.

– Po co chcesz się z nimi teraz widzieć? – pyta matka.

– Skoro nie wiadomo, jak długo zostaniemy w Jingshi, najlepiej będzie ustalić nowe zasady.

Mama przytakuje i wraca do naszych pokojów, ale ja czekam na dziedzińcu.

Nie znam przeszłości bliźniąt Han. Wiem tylko tyle, że służą naszej rodzinie, odkąd ojciec uratował ich z szubienicy. Później Ren zastąpił ich swoimi gwardzistami… a ja byłam wdzięczna za jego wspaniałomyślność. Niedługo przed „utonięciem” matki okazało się, że Hanowie są półkrwi Nan’Yüan i zostali oskarżeni o paranie się magią, co zmusiło ich do ucieczki.

Może i rzeczywiście mają mieszaną krew, ale jestem pewna, że oskarżenia o związki z czarami zostały zmyślone, żeby się ich pozbyć.

W końcu pojawiają się Hanowie, pierwszy idzie brat, a za nim siostra trajkocząca z Mai.

Hui ma nieco ponad dwadzieścia lat i wydaje się tak wielki, że mógłby przebić się przez mur. Fei jest mniejsza, ale można uznać, że składa się głównie z wyrzeźbionych mięśni. Nie ma wątpliwości, że są znakomitymi ochroniarzami nie tylko ze względu na powierzchowność. Hui sprawia to osobliwe wrażenie spokoju skrywającego coś groźnego, a Fei zawsze wydaje się granitowa, twarda, niezłomna… zapewne dlatego nie czułam z nimi więzi, skoro żyłam w otoczeniu łagodnych manier Rena i przyjacielskości Aylin.

Hanowie byliby świetnymi sojusznikami, gdybym tylko nauczyła się z nimi współpracować. Nie powtórzę błędu odseparowania się od ludzi, których powinnam trzymać blisko siebie i bardzo sobie ich cenić.

– Chodźcie ze mną, proszę – mówię.

Po wejściu do środka proszę Ning, żeby zamknęła drzwi. Ja i matka siadamy, a pozostała czwórka tworzy przed nami półokrąg.

Uśmiecham się do nich, by dodać im trochę otuchy.

– Mai, Ning jesteście przy naszej rodzinie od lat i wiernie nam służycie. Hui, Fei, wy jesteście z nami krócej, ale jesteście równie oddani. Uważamy was z matką za członków rodziny, dlatego tylko wam ufamy.

Matka mi przytakuje, ale się nie odzywa.

– Pani, panienko, móc wam służyć to błogosławieństwo – zapewniają jedno za drugim Ning i Mai.

– A móc strzec małżonki i córki pana Lu to zaszczyt – dodaje Fei, a Hui kiwa głową.

Pan Lu, dlatego bliźnięta nam służą. Zapracuję na ich osobiste zaufanie.

– Dziękuję. – Spoglądam poważnie na każde z nich. – Zostaniemy w domu wuja przez jakiś czas. Będziemy bardzo ostrożni. Muszę was ostrzec, że w stolicy nikt nie jest tym, kim się wydaje. Nikt.

Zapada pełna napięcia cisza, bliźnięta wymieniają niespokojne spojrzenia. Służki stoją ze spuszczonymi głowami i dłońmi złączonymi nad kolanami. Ning jest starsza i przezorniejsza. Mai ma dobre serce, ale przy tym jest skłonna do plotkowania.

– Mai, musisz strzec języka, za to nadstawiać uszu – ostrzegam. – Nie będziesz plotkowała ani o mnie, ani o matce, ani o nikim z tej rodziny, pod żadnym pozorem. – Mój głos brzmi pewnie, surowo, nawet władczo.

Mai nieco blednie.

– Tak, panienko.

– Ale jeśli usłyszysz jakąś użyteczną plotkę o moim wuju lub kuzynostwie, natychmiast mi ją przekażesz. Zrozumiałaś?

Otworzyła szeroko oczy, zdumiona tym co powiedziałam, ale kiwnęła głową. Wiem, jak bardzo podziwia Aylin. Skręca mnie w żołądku, bo matka ściąga brwi, ale się nie odzywa. Pomimo wątpliwości nie pokaże przed służbą, że się ze mną nie zgadza.

– Mądry ruch, panienko – stwierdza Hui.

– Przy szlachcie zawsze czuję się niepewnie – dorzuca Fei.

Ciężar spada mi z barków. Wygląda na to, że uzyskałam przynajmniej częściową aprobatę.

– Hui, Fei, chciałabym, żebyście od dziś spali tutaj – oświadczam. – Powinniśmy wszyscy, jako rodzina, trzymać się blisko.

Bliźnięta zgadzają się z moim planem. Na tę chwilę nie ma znaczenia, czy rzeczywiście uważają, że powinniśmy być blisko, czy po prostu uważają kwatery służby za ciasne i zimne. Ustalamy, że Hui będzie spał na pryczy w salonie, a Fei dzieliła piętrowe łóżko w służbówce z Mai.

Cieszę się, że matka nie uznała za konieczne, by omówić ten nowy układ z wujem.

– To moi podopieczni, nie jego – oświadcza.

Pozwalam wszystkim odejść, ale proszę Fei, żeby jeszcze chwilę została.

– Mam prośbę, jeśli pozwolisz – zwracam się do niej.

– Oczywiście, panienko.

– Chciałabym, żebyś nauczyła mnie walki wręcz.

Przygląda mi się uważniej, a potem uśmiecha się szeroko.

– Jest panienka drobniutka, więc siła nie będzie panienki atutem. Ale widziałam, jak panienka biegała i bawiła się na zewnątrz. Jest panienka zwinna i zuchwała. – Namyśla się chwilę. – Nauczę panienkę, jak używać szybkości zamiast siły i wyćwiczę panienkę w używaniu broni lekkiej zamiast miecza.

Uśmiecham się szczerze, mam ochotę złapać ją w objęcia, ale się hamuję. Prowadzę ją na podwórze za domem. Rozciąga się tam mała polanka w cieniu wielkich dębów.

– Nie chcę, żeby wuj i kuzynostwo się dowiedzieli, więc potrzebne nam sekretne miejsce do treningów. Co myślisz o tym tutaj?

Fei kiwa głową.

– Powinno się nadać do naszych celów.

– Kiedy możemy zacząć?

Na widok mojego entuzjazmu uśmiecha się jeszcze szerzej.

– Przede wszystkim musimy znaleźć panience jakiś oręż. Powinien być idealnie dopasowany, stać się przedłużeniem ręki.

– Wybierzemy się jutro rano na zakupy. Dziś urządźcie się z bratem w domu.

– Dobry pomysł.

Wracam do saloniku i widzę, że matka wyciera łzy. Skręca mnie w żołądku.

– Mamo, zasmuciłam cię tym, co powiedziałam? – pytam, przysiadając się do niej na kanapie.

– Nie, bynajmniej. Masz pełną rację, stolica to niebezpieczne miasto. Powinnam była pierwsza pomyśleć o wprowadzeniu środków ostrożności. – W jej głosie brzmi żelazna nuta. – Jestem z ciebie dumna, Shin’ar. Wygląda na to, że wydoroślałaś z dnia na dzień. Ta pewność, z jaką się wyrażałaś, to opanowanie. Te mądre i rozsądne rzeczy, które mówiłaś. Dostrzegłam w tobie ojca.

– Och, mamo… – wyszeptałam. Wcześniej bardzo cię zawiodłam. – Zasłużę na twoją dumę.

Kładzie mi dłoń na ramieniu.

– Czujesz wstręt do szlachty, podobnie jak ojciec, ale nie wszyscy są źli. Ja też byłam niegdyś szlachcianką. Daj sobie czas, jeszcze polubisz wuja i kuzynostwo. Bo jest pracowity i pełen szacunku, a Aylin wyrosła na taką miłą i dobrze wychowaną młodą damę.

Matka to kuta na cztery nogi kobieta interesu, często pracowała z ojcem, ale wuj i kuzynostwo nawet ją wywiedli w pole. Wspomnienie jej zimnego, napęczniałego ciała spada na mnie z siłą lodowatej fali i na moment tracę oddech.

Spoglądam w jej pełne wyczekiwania oczy i czuję nagłą potrzebę, żeby to wszystko z siebie wyrzucić. Opowiedzieć, jak rodzina wuja Yi nas zdradziła i jak powróciłam do tego życia, żeby wziąć na nich odwet.

Ale nie. Potrząsam sobą w myślach. Wyszłabym na bredzącą wariatkę, koszmarne dziecko, które zmyśla niestworzone historie, żeby podkopać relację matki z bratem. Nie mogę sobie pozwolić na utratę jej zaufania. A nawet gdyby jakimś cudem mi uwierzyła, to czy byłaby w stanie pohamować własny gniew? Zakładając, że zgodziłaby się ze mną współdziałać, czy umiałaby zachować zimną krew? Nie mogę ryzykować, że wuj nabierze podejrzeń. Jeden fałszywy ruch i stracimy nie tylko interesy ojca, ale i życie.

Musi sama dostrzec, jakimi są potworami.

– Poznam ich bardzo dobrze, mamo – przyrzekam.

4

Punkt czwarta Aylin przychodzi ze służką, żeby zaprosić nas na kolację. Na widok bliźniąt Han unosi brew.

– Chciałam, żeby tu z nami zamieszkali – wyjaśniam. – Mam nadzieję, że wuj nie będzie miał nic przeciwko.

Przygląda się im uważnie, ale minę ma gładką niczym jedwab.

– Oczywiście, że nie – promienieje. – Cokolwiek sobie życzysz, Mingshin.

Aylin i matka idą z przodu, gawędząc, a nasze służki maszerują z tyłu. Czuję ucisk w żołądku na widok tak dobrze mi znanych miejsc. Brukowaną ścieżkę obrasta wiecznie zielony żywopłot, co jakiś czas przez przerwy w listowiu widać sztuczny skalniak z wodospadem. Po drugiej stronie robotnicy pielęgnują wielobarwny ogród, w którym kwitną piwonie.

Majątek przekazywano z pokolenia na pokolenie i jest porządnie utrzymywany, jak to bywa w przypadku domów pracowników rządowych i ich rodzin. Niewątpliwie budzi w matce wiele wspomnień z dzieciństwa. Nic dziwnego, że nie mogła znieść wspomnienia o pospiesznym wyjeździe.

Szybko docieramy do posiadłości, gmachu z ciemnoczerwonej cegły z bordowymi belkami i dachem pokrytym fioletoworóżowymi dachówkami. Elegancko wystrojeni służący czekają po obu stronach wysokich drewnianych drzwi i kłaniają się nam, gdy wchodzimy.

Na kafelkach w westybule widnieje powtarzający się motyw kwiatowy, który wspina się po wysokich ścianach, by rozkwitnąć na suficie. Przedsionek otwiera się na rozległy hol z podłogą z polerowanego drewna. W uchwytach płoną pochodnie, czuję w powietrzu zapachy nafty i wosku. Na jednej ścianie wisi bogato wyszywany gobelin, prezentujący kwiaty wszystkich pór roku. Naprzeciwko stoją dwumetrowe porcelanowe wazy, pomalowane ręcznie we wzory przedstawiające góry i strumienie.

Aylin prowadzi nas dalej, aż docieramy do jadalni. Na środku stoi wielki, okrągły stół, przy którym siedzą wuj i kuzyn Bo. Na nasz widok wstają.

Nastawiłam się, że będę musiała panować nad emocjami, ale to trudne, ponieważ żywy gniew strzela we mnie niczym płomienie i skwierczy tuż pod skórą.

Wuj Yi jest mężczyzną średniego wzrostu o rysach twarzy podobnych do Aylin i mojej matki. Ma na sobie błękitną, sięgającą kostek tunikę, a na niej granatową szatę do kolan. Cały strój jest prostego wzoru, lecz kosztownego kroju. Nigdy nie podobał mi się jego uśmiech, kojarzy mi się z lisem uśmiechającym się do zająca. Teraz już rozumiem, że w jego chciwych oczach jesteśmy z matką zwierzyną, na którą chce zapolować.

Siedemnastoletni Bo jest blady i tyczkowaty. Ubrał się podobnie do ojca, tyle że w barwy leśnej zieleni. Jest w nim pewna niezręczność, przez którą wydaje się kruchy. Jakże to złudne.

Wuj Yi mówi, żebyśmy usiadły, a matka przekazuje wyrazy wdzięczności.

– Jesteś moją małą siostrzyczką, Lili – odzywa się wuj. – Po co te formalności? Cieszę się, że mogę pomóc, to drobiazg.

Na dźwięk tej fałszywej życzliwości skręca mnie w żołądku, ale matka wygląda na wzruszoną.

Wuj Yi wskazuje na swojego zarządcę, wysuszonego, napuszonego człowieczka, który następnie macha na inne sługi. Wyfruwają oni z pomieszczenia, a po chwili wracają z parującymi tacami pełnymi jagnięciny z rusztu, pieczonej kaczki, płatów sarniny, batatów, fasoli oraz z garem zupy z zimowego melona.

Zarządca nalewa wina ryżowego do kielichów, a służki napełniają miski i stawiają je przed nami.

Wuj Yi wznosi kielich do toastu, wszyscy pozostali robią to samo.

– Uczcijmy nasz sukces w utrzymaniu interesów szwagra w rękach jego jedynej prawdziwej rodziny. Niech jego dziedzictwo trwa. Wierzę w ciebie, Lili.

– Dziękuję, bracie – odpowiada matka, a po jej słowach bierzemy po łyku wina i rozpoczyna się obiad.

Aylin nagle nadyma się jak paw.

– Gościł dziś u nas książę Ren.

To imię jest jak cios w brzuch, pałeczki prawie wypadły mi z dłoni, a kolory odpływają mi z twarzy.

Na szczęście chyba nikt tego nie zauważył, bo wszyscy skupiają się na Aylin.

– Powiedział, że cię szuka, baba, ale przecież musiał wiedzieć, że jesteś w pracy.

Aylin wygląda na bardzo zadowoloną z siebie. Też jest młoda, tylko dwa miesiące starsza ode mnie. Nie potrafi oprzeć się pokusie chełpienia się uwagą ze strony młodego księcia.

Wuj Yi patrzy na nią z naganą, na co Aylin dodaje szeptem:

– Natychmiast go odprawiłam.

Gdy tylko się opanowałam, uruchomiły się moje instynkty i stałam się podejrzliwa. Dlaczego wuj wygląda na niezadowolonego z wizyty Rena? Kiedy – w moim poprzednim życiu – złożył księciu przysięgę wierności? Dopóki nie zakochałam się w Renie, nie zwracałam uwagi na politykę. Co wuj Yi myśli o nim w tej chwili?

– Czy książę Ren przybył szukać twojego wsparcia dla swojej matki, wuju? – pytam. – Zdanie kogoś tak ważnego jak ty zapewne jest dla króla bardzo ważne.

Wuj Yi przytakuje z aprobatą. Dobrze.

– Czy jeżeli książę Ren chce, by jego matka została nową królową, to znaczy, że sam aspiruje do statusu następcy tronu? – kontynuuję.

Wuj prycha i dodaje z wyższością:

– Wszyscy czterej książęta aspirują do przejęcia władzy. I wszyscy szukali u mnie rady.

Prędzej uwierzę, że ryby umieją tańczyć, ale udaję, że zrobiło to na mnie wrażenie.

– Wszyscy? Ale królowa może być tylko jedna.

– Tu nie chodzi o królową – wyjaśnia cierpliwie.

Za im głupszą mnie ma, tym lepiej.

Wuj Yi szepcze coś zarządcy, który macha lekceważąco na służbę. Gdy służący znikają, wuj zwraca się bezpośrednio do mnie:

– Zazwyczaj oczywistym następcą tronu jest najstarszy syn królowej, lecz nasza królowa niedawno zmarła i zostawiła po sobie tylko córkę. Królewskie damy dały naszemu królowi Reifengowi czterech synów, a on postanowił w przyszłości wynieść jedną z nich na królową, więc jej syn zostanie następcą tronu. – Wuj kręci głową. – Ale to wszystko tylko pozory. Tak naprawdę chodzi o rywalizację między książętami. Królową zostanie matka tego, którego jego wysokość uzna za godnego następcę.

Przytakuję skinieniem, jakbym dopiero teraz to zrozumiała.

– A którego księcia ty popierasz, wuju? Znasz się na ludziach. Panowie i damy będą zapraszali nas na przyjęcia i zadawali pytania. Nie chcemy się ośmieszyć ani zbratać z niewłaściwymi ludźmi i narobić ci, ministrowi piastującemu wysoki urząd, kłopotów.

– Faworytem króla jest książę Jieh. – Aylin ponownie musi popisać się wiedzą.

Kiedyś uważałam to za czarujące, bo sama lubiłam być wszystkowiedząca.

– Więc na pewno uczyni królową królewską damę Hwa, żeby to on mógł zostać następcą tronu.

– Zachowaj te głupie kobiece poglądy dla siebie – zrugał ją wuj, na co Aylin aż się wzdrygnęła.

Miło, że matka skrzywiła się na ten widok.

– Król nie kieruje się emocjami. Jego wysokość jest mądry i dalekowzroczny. Chce, żeby jego następca był godny sprawowania władzy.

– Zatem książę Ren ma takie same szanse jak pozostali – stwierdzam z fałszywą naiwnością.

– To nie takie proste – przyznaje wuj. – Tego rodzaju długotrwała rywalizacja będzie wymagała silnego wsparcia rodów ze strony matki każdego z książąt. Im potężniejszy ród, tym ma więcej zasobów i tym większe może wywierać wpływy. Matka księcia Rena jest zaledwie córką gubernatora, matki pozostałych trzech są dalece lepiej urodzone.

I właśnie dlatego Ren potrzebował moich pieniędzy. Wuj jedynie powtarza niskie opinie o księciu podzielane przez innych szlachciców. Ren je później wykorzysta, żeby bracia go zlekceważyli i stracili wobec niego czujność.

Wuj zarysował przed swoją córką, że czeka ją przyszłość w roli królowej. Oczywiście, że nie skacze z radości na myśl o bliskości Aylin i Rena. Gdy ja zaręczyłam się z księciem, ludzie szeptali za moimi plecami, że nie jestem dość dobra dla potencjalnego dziedzica tronu. Wuj Yi mnie wówczas zachęcał, zapewniał, że jego siostrzenica nadaje się dla każdego. Może przemawiała przez niego duma, ale spoglądałam wtedy na niego nieco przychylniej.

Teraz wuj przygląda nam się bacznie. Jego mina i głos robią się poważniejsze, jakby wygłaszał jakieś oficjalne oświadczenie.

– Pomimo wszystkiego, co właśnie powiedziałem, muszę podkreślić, że pozostaję neutralny w tej całej sprawie. Oddam pełne wsparcie i lojalność każdemu, w kim jego wysokość będzie pokładał wiarę. I proszę was, jako członków rodziny, abyście poszli za moim przykładem.

Cóż za stek bzdur. Deklaruje bezstronność tylko dlatego, że jest za wcześnie, żeby przewidzieć, który książę okaże się zwycięzcą. Gdy Ren objął kontrolę nad interesami mojej rodziny, a król zaczął mieć o nim wysokie mniemanie, wuj Yi musiał wyczuć zmianę kierunku politycznych wiatrów i wziąć jego stronę. Teraz zadbam, żeby ich sojusz nie miał okazji się narodzić.

– Proszę was również, żeby ta rozmowa pozostała między nami – dodał.

Wszyscy kiwamy głowami, a matka zwraca się do Bo:

– Słyszałam, że zapisałeś się do prywatnej szkoły, żeby przygotować się do egzaminu urzędniczego.

– Tak, ciotuniu – odpowiada i się rozpogadza. – Liczę, że szybko rozpocznę karierę we władzach, tak jak baba.

– Czy nie byłoby miło poznać temat egzaminu z wyprzedzeniem? – pytam.

Bo drapie się powoli po głowie.

– Byłoby, ale nawet gdyby udało się nakłonić nadzorców do przyjęcia łapówki, żeby zdradzili temat, to zażądaliby za tę przysługę pieniędzy, jakich na pewno nie mamy.

– Dureń! – szczeknął wujek Yi i wycelował w syna palec. – Nieważne, czy pójdzie ci świetnie, czy oblejesz, musisz postępować uczciwie. Jeżeli usłyszę jeszcze słowo o oszukiwaniu, to osobiście cię wybatożę.

Bo krzyżuje ręce na piersi i pochyla głowę.

– Wstydzę się, ojcze. Dziękuję za twe niezmordowane nauki.

Matka poklepuje go po plecach. Aylin pociąga nosem, ma łzy w oczach. A ja robię, co mogę, żeby nie zwymiotować na środek stołu.

W moim poprzednim życiu Bo znalazł się wśród trzydziestu najlepszych zdających. Biorąc pod uwagę jego brak talentu, jestem pewna, że wraz z ojcem przekupili nadzorców wyłudzonymi od nas pieniędzmi.

Po powrocie z obiadu mama poświęciła wieczór na sporządzenie listu do zarządcy naszego majątku, w którym informowała, że nasz pobyt się przedłuży. Zarządca jest godnym zaufania człowiekiem i pracuje dla naszej rodziny od dwudziestu lat. Zajmie się domem i służbą pod naszą nieobecność.

Podczas gdy matka siedzi zaabsorbowana w rogu salonu, a Ning trze dla niej kamień pisarski, ja proszę Mai, żeby wydobyła z mojego bagażu zestaw do gry w go.

A jednak gdy stawia misternie rzeźbioną planszę na stoliku przed kanapą, ten znajomy widok sprawia, że ból przeszywa mi serce. Niemalże widzę siedzącego naprzeciw ojca, jak ze mną gra i jak uczy, bym nieustannie chciała się doskonalić.

Przełykam ślinę przez ściśnięte gardło, a potem siadam przed planszą i otwieram słoik z białymi i czarnymi kamykami.

Głównym celem gry jest stworzenie własnych terytoriów za pomocą swoich kamieni, poprzez zajmowanie wolnych pól na planszy i przejmowanie wrogich poprzez ich otoczenie. Grając, wyobrażam sobie, że to dłoń Rena, a nie moja, rozmieszcza na planszy czarne kamyki. Znam jego strategię – zakraść się do rywala z każdej strony i uderzyć. Ale ja konsekwentnie rozwijam moje terytoria od samego dołu.

– Grasz sama przeciwko sobie, panienko? – odzywa się Mai.

– Tak – odpowiadam, nie przerywając. Układ kamyków obu stron zdążył się już mocno skomplikować.

– To dość niezwykłe.

– Pomaga mi to zrozumieć punkt widzenia przeciwnika. Chcąc wygrać, musisz go znać równie dobrze, jak siebie.

– Eee… rozumiem – mówi Mai.

Matka przerywa pisanie i podnosi wzrok.

– Brzmisz coraz bardziej jak twój baba.

Uśmiecha się do mnie, lecz nagle się odwraca. Światło lamp naftowych rzuca złoty blask na jej smutne oblicze. Znowu rozmyśla o ojcu.

Ja też za nim tęsknię. Był najmądrzejszym, najżyczliwszym i najwierniejszym mężczyzną, jakiego znałam. Po mnie matka nie mogła mieć więcej dzieci, ale nie wziął sobie żadnej młodszej żony, choć współpracownicy szydzili i wyśmiewali, że nie ma męskiego potomka.

Odziedziczyłam po matce elegancki nos i podbródek, ale poza tym przejęłam wygląd po ojcu. Głęboko osadzone oczy, grube kruczoczarne włosy i skórę ciepłą jak lato. Nie jestem ani brzydka, ani ładna, zajmuję przeciętną przestrzeń pomiędzy. Ojciec zawsze podkreślał, że to współczucie i inteligencja czynią mnie wyjątkową.

Dzięki wierze, jaką we mnie pokładał, zawsze miałam nadzieję, że odnajdę taką miłość, jaką przez czas wspólnego życia dzielili z matką. Gdy poznałam Rena, myślałam, że moje marzenia się ziściły. Wydawało się, że naprawdę docenia mój umysł i zawsze słucha moich politycznych rad. Zamiast ślinić się na widok mojej oszałamiającej, dobrze urodzonej kuzynki, jak pozostali mężczyźni, pewnego dnia powiedział: „Cnotą kobiety jest to, co czyni ją wartościową w oczach bogów, a moje serce rozgrzewa jej wewnętrzne piękno”.

Nic dziwnego, że się w nim zakochałam, pomimo oporów wynikających z jego zachłanności na władzę. Obiecał nawet, że nie weźmie sobie innych partnerek – królewskich dam – o ile tylko będę jego królową.

Ach, jakże on pogrywał słowami. O ile. Okazało się, że nigdy nie miałam zostać królową, on nie musiał więc dochować przysięgi.

Próbuję stłumić te okropne wspomnienia, ale nikczemna zdrada i okrutne słowa Rena wracają z siłą huraganu. Czuję się, jakby przeszył mnie miecz. Rozrywa mnie w środku na strzępy, mojej duszy nie uda się już zaleczyć.

Biorę głęboki wdech i stanowczo opanowuję emocje. W tym momencie przysięgam, że już nigdy się nie zakocham. Już nigdy nie oddam żadnemu mężczyźnie takiej władzy nad sobą.

Wracam do gry. Obie strony wkrótce zderzą się w brutalnej bitwie. Rozgrywka kończy się dopiero, gdy jedna strona unicestwi drugą lub skapituluje.

Tyle że w prawdziwym życiu nie da się skapitulować. Gdy przegrywasz, to umierasz.