Cybulski. Podwójne salto - Karaś Dorota - ebook + książka

Cybulski. Podwójne salto ebook

Karaś Dorota

0,0
34,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

BYŁO ICH DWÓCH.

Pierwszego znają wszyscy: „polski James Dean”, największy gwiazdor filmowy epoki, obiekt westchnień tysięcy kobiet. Kultowy Maciek Chełmicki w Popiele i diamencie. Ginie pod kołami pociągu, dzień po otrzymaniu propozycji zagrania w amerykańskiej telewizji.

Drugiego znali nieliczni: chłopak z nerwicą natręctw i kompleksami na punkcie swojej sylwetki, z marną dykcją i kiepską pamięcią. Jego zmagania z własnym mitem, których ofiarą padają żona i syn, trwają aż do tragicznego końca.

Dorota Karaś z reporterską dociekliwością przygląda się obu obliczom Zbyszka Cybulskiego. Jako pierwsza opisuje dzieciństwo, o którym on sam nie mógł mówić w powojennej Polsce. Odsłania kulisy działalności legendarnego teatrzyku Bim-Bom i powstawania najsłynniejszych filmów tamtej epoki. Przede wszystkim jednak pyta o cenę sławy i o to, co naprawdę zabiło Zbyszka Cybulskiego.

"Gdyby z ekranu naszych czasów pozostał wyłącznie on, wiedzielibyśmy o nas więcej niż z kronik wydarzeń i uczonych ksiąg".

Gustaw Holoubek

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 525

Data ważności licencji: 11/16/2026

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Poli, Ignacemu i Ewie

Pociąg (I)

Szanowny Kolego! Czy można się z kolegą zakoręspędować, ja zamieszkuję w Szczecinie. Nazywam się Eugeniusz (…) lubię zbierać aktorek i aktorów i lubię zbierać filmy. (…) Ja byłem na filmie pt. „Popiół i diament”, bardzo mi się podobał, ja bym chciał wystąpić w jakimś filmie, ale nie wiem, jak się tam dostać na te filmy. Kolego Zbyszku, czy można się z jakąś aktorką zapoznać, co jak można to niech kolega da jakiś adres aktorki, dobrze? (…) Czekam!!!! Genek1

Poniedziałek, 9 stycznia 1967 roku.

Jeszcze nie do końca umarł.

Elżbieta Czapp-Cecuła wyjmuje ze skrzynki kartkę pocztową: Zbyszek ściska serdecznie i przesyła spóźnione życzenia noworoczne. „Ach, te flądry!” – wspomina ryby, które jedli razem w Gdyni. Data nadania: 7 stycznia.

Wtorek. W warszawskich taksówkach tylko jeden temat: śmierć Cybulskiego. Tym, którzy wybierają się na pogrzeb, kierowcy proponują darmowe kursy.

W środę śmierć Zbigniewa odczuwa w swoim brzuchu Sławomir Mrożek. „Tak sobie siedzę tutaj przy maszynie i czuję, że brzuch mam znacznie cięższy niż przedtem. A jednak, słowo daję, nigdy bym nie przypuszczał, że to właśnie jego śmierć tak mi wskoczy do brzucha. Co za historia”2.

W nocy ze środy na czwartek nad Polską szaleją śnieżyce i zawieje. Na Śląsku pługi śnieżne brną w zaspach, pociągi odjeżdżają z opóźnieniem. Trudne dni dla kolejarzy. Mokry śnieg zasypuje urządzenia nastawcze i oblepia semafory. Trzeba wyciągać aparaty do wydmuchiwania śniegu, sprężarki powietrzne, nawet miotacze ognia.

Burza śnieżna ustaje w czwartek rano, 12 stycznia 1967 roku. Na dworzec w Katowicach wjeżdża nocny pociąg z Gdańska. Na oblodzony peron wysiada grupa młodych inżynierów, architektów, lekarzy. W jednej z walizek przywieźli duży budzik. Kierują się w stronę kaplicy cmentarnej niedaleko dworca.

Pociąg z Warszawy dopiero wyrusza do Katowic. W przedziałach: Daniel Olbrychski, Kalina Jędrusik, Lucyna Winnicka, Kazimierz Kutz, Aleksandra Śląska, Gustaw Holoubek, w salonce – partyjni dygnitarze.

Poprzedniego wieczora spiker w telewizji ogłosił, że uroczysty pogrzeb znanego aktora Zbigniewa Cybulskiego, „polskiego Jamesa Deana”, odbędzie się 12 stycznia w Katowicach.

Nie zaznaczył, że właściwie pogrzeby będą dwa.

Pogrzeb trzydziestodziewięcioletniego aktora odbywa się w Katowicach, choć Cybulski nigdy tu nie mieszkał.

Do trumny działacze Związku Młodzieży Socjalistycznej przypinają Złotą Odznakę im. Janka Krasickiego, mimo że aktor nigdy nie należał ani do partii, ani do ZMS – młodzieżowej przybudówki PZPR. Janek Krasicki był polskim działaczem komunistycznym, agitatorem stalinowskim i bohaterem sowieckich reportaży propagandowych.

Przy dźwiękach marszu żałobnego Chopina partyjni notable podchodzą do katafalku, niosąc Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. Odznaczenie nazywane jest też orderem chlebowym, bo zapewnia dodatek finansowy do rent i emerytur. Przyda się, bo po śmierci Zbigniewa Cybulskiego jego żona będzie zarabiać, malując zasłony dla spółdzielni plastyków.

Prawie pół wieku później stoję w chmurze pyłu przed katowicką katedrą. Drobinki dolomitu ze śląskich kamieniołomów, którymi pokryta jest budowla, osiadają na czarnej okładce notatnika. Robotnicy czyszczą właśnie fasadę największej archikatedry w Polsce.

W zeszycie narysowałam plan ulic, którymi szedł kondukt odprowadzający trumnę z Cybulskim. Coś mi się w nim jednak nie zgadza. Ze szkicu wynika, że żałobnicy kluczyli i nadkładali drogi, żeby dojść na cmentarz.

Podobne mapki, tyle że dokładniejsze, szkicują w pośpiechu, kilkadziesiąt godzin przed pogrzebem, partyjni towarzysze z Katowic. Zbierają się w sztabie operacyjnym, rozpisują co do minuty szczegółowy scenariusz pogrzebu. Zatwierdzić go muszą: komitet wojewódzki partii, sztab wojskowy i Służba Bezpieczeństwa.

Trasa konduktu zostaje wytyczona tak, by podczas świeckiej uroczystości żałobnicy nie mijali żadnego kościoła. To dlatego ludzie nie pójdą na cmentarz najkrótszą drogą, lecz będą oddalać się od niego, schodzić w dół, w okolice dworca, by potem znów piąć się ulicami w górę.

Antoni Cybulski, prawnik z Katowic, o śmierci brata dowiedział się w niedzielny ranek 8 stycznia. Pojechał do Wrocławia. W szpitalnej kostnicy na stołach leżało wielu zmarłych. Odkrywał jedno prześcieradło po drugim, zanim trafił na ciało Zbigniewa. Było już po sekcji.

Zdecydował, że podczas pogrzebu trumna będzie zamknięta.

– Chciałem, aby Zbyszka zapamiętano takim, jak wyglądał za życia – powie potem dziennikarzowi.

Telefon w mieszkaniu przy Czerniakowskiej w Warszawie zadzwonił późno, dopiero około dziewiątej rano. Elżbieta Chwalibóg-Cybulska pamięta, że wiadomość o śmierci męża przekazał jej obcy człowiek. Nikt z rodziny ani znajomych. Ścięło ją z nóg. Myślała, że ktoś robi sobie głupi dowcip. Ale zaraz skontaktował się z nią człowiek z partii i powiedział, że Cybulskiego chcą pochować w Alei Zasłużonych na warszawskich Powązkach. Będzie ceremonia, pomnik za państwowe pieniądze i warta honorowa.

Czy obywatelka żona wyraża zgodę?

Żona nie rozumie, czego od niej chcą, ale na wszelki wypadek mówi, że nie ma nic przeciwko temu. Przytomnie uprzedza, że rodzina męża jest religijna i będzie się domagać księdza.

Antoni Cybulski uważał, że to przedwojenna książeczka do nabożeństwa przekonała władzę wojewódzką w Katowicach do zgody na katolicki pogrzeb. Modlitewnik Ojcze nasz znajdował się w neseserze podróżnym Cybulskiego, gdy aktor wpadł pod pociąg na trzecim peronie dworca we Wrocławiu. Leżał między piżamą, kapciami, przyborami toaletowymi, paczką listów od przyjaciółki i metalowym autkiem z inicjałami jednej z ostatnich miłości.

Rok wcześniej Cybulski razem z przyjacielem Alfredem Andrysem był na pogrzebie aktorów krakowskiego Teatru Rozmaitości. Autobus wiozący artystów na występy objazdowe zderzył się czołowo z autokarem, którym jechały dzieci ze Śląska. Zginęli kierowcy i sześć osób z zespołu teatralnego – między innymi Adam Fiut, z którym Cybulski zagrał w filmie Koniec nocy. Pogrzeb odbył się z wielką pompą: trumny ustawiono na scenie, z głośników na Plantach płynął głos aktora, który przemawiając, zwracał się wprost do zmarłych.

– Cyrk – skwitował to Cybulski.

Wieczorem poszli na zamknięty już cmentarz Rakowicki. Cybulski wcisnął dozorcy banknot do ręki i poprosił o otwarcie bramy. Postał chwilę nad grobami kolegów.

– A jak umrę, chcę leżeć przy ojcu – powiedział Andrysowi.

Aleksander Cybulski, ojciec Zbigniewa, zmarł w roku 1965. Rodzina pochowała go na cmentarzu w Katowicach.

Pogrzeb największej gwiazdy polskiego filmu jest dla władzy problemem. Zwłaszcza że rodzina zaczyna domagać się katolickiego pochówku. Wiadomo, że na cmentarzu pojawią się tłumy. Państwo nie może odciąć się od uroczystości i pozwolić, by odbyła się tylko ceremonia kościelna.

Sprawą początkowo ma się zająć Edward Gierek, wówczas wszechwładny pierwszy sekretarz KW PZPR w Katowicach. Przerzuca jednak odpowiedzialność na drugą stronę katowickiego placu Dzierżyńskiego – do Urzędu Wojewódzkiego.

Jerzy Ziętek, przewodniczący Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej, również umywa ręce. Przekazuje sprawę swojemu zastępcy – Stanisławowi Kiermaszkowi.

Ścieżki w katowickich urzędach wydeptuje przed pogrzebem Antoni Cybulski. Udaje mu się wynegocjować kompromis: pogrzeb odbędzie się w dwóch odsłonach. Rano uroczystości katolickie, w południe – świeckie. Jako dowód religijności brata pokazuje w urzędach książeczkę do nabożeństwa.

W tym samym czasie rozmowy z księżmi prowadzi Ewa Cybulska, matka Zbyszka. Hierarchowie kościelni też nie palą się do wyprawienia pogrzebu aktorowi, który za życia w kościele pojawiał się rzadko. Nie tylko dlatego, że ciągle był w rozjazdach. Gdy wchodził na mszę, wierni odwracali głowy od ołtarza.

– Cybulski przyszedł – rozchodził się szept po ławkach.

Władze na wszelki wypadek zalecają, by przed południem, kiedy będzie się odbywać ceremonia kościelna, kierownictwo zakładów pracy i nauczyciele w szkołach dokładnie sprawdzali listy obecności. Skracają za to godziny pracy, by zorganizowane załogi mogły wziąć udział w oficjalnych uroczystościach pogrzebowych.

Władze Związku Artystów Scen Polskich wysyłają pismo do Ministerstwa Kultury z prośbą o pokrycie kosztów pogrzebu i transportu zwłok z Wrocławia do Katowic: „(…) mając na względzie, że Zbigniew Cybulski był czołowym aktorem filmu polskiego, jego kreacje stanowią trwały wkład do polskiej kinematografii i zyskały mu światową sławę, że tragiczna śmierć nastąpiła w czasie zdjęć do nowego polskiego filmu i że Zbigniew Cybulski nie miał stałego miejsca pracy”3.

Zdjęcie, które ukaże się w „Przekroju” kilka dni po pogrzebie, fotograf robi z góry. Może wychyla się z okna Radiowego Domu Muzyki, gdzie w południe zaczyna się państwowa ceremonia. Prawie cały kadr wypełniają głowy: w uszatkach, futrzanych czapach, kapeluszach, chustkach. Z przodu widać sztywne denka czapek orkiestry wojskowej i czako górnika dmącego w waltornię. Karawan niknie w tłumie. Wygląda, jakby ludzie go pchali.

W Katowicach nie widzieli takich tłumów od czasu pogrzebu Wojciecha Korfantego w sierpniu 1939 roku.

Na ulicach leży rozjechany śnieg. Już nie pada, ale wieje przenikliwy wiatr. Pierwsi żałobnicy pojawiają się w kaplicy cmentarnej przy ulicy Francuskiej o godzinie dziesiątej. Jest wśród nich grupa, która przyjechała nocnym pociągiem z Gdańska. To członkowie nieistniejącego już gdańskiego teatrzyku studenckiego Bim-Bom, którym Zbigniew Cybulski kierował w połowie lat pięćdziesiątych. Wystawiali programy składające się z krótkich scenek: o słupie, który unosi się przed zakochanymi trzymającymi się za ręce; o szarym człowieku, który na pogrzebie, po odejściu oficjalnych delegacji, stawia na grobie przyjaciela budzik; o posągu, który przytula nieszczęśliwego chłopaka.

Rusza pierwszy kondukt. Bimbomowcy chwytają trumnę i znoszą ją z kaplicy po śliskich schodkach. Żałobników prowadzą zakapturzeni ministranci w czarnych pelerynach, z wysoko uniesionym krzyżem. Za nimi czterech księży. Gapie, jeszcze niezbyt liczni, stoją na chodniku.

Msza żałobna odbywa się w przysadzistej katedrze Chrystusa Króla, której budowa zakończyła się zaledwie dwanaście lat wcześniej. Wzniesienia świątyni najpierw zabronili Niemcy w czasie okupacji. Po wojnie władze nie chciały zgodzić się na tak wielki budynek kościelny w centrum miasta i zażądały obniżenia kopuły o czterdzieści metrów.

Wśród kilkunastu tysięcy wiernych, którzy ledwo mieszczą się w katedrze, są funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa. Notują słowa biskupa Herberta Bednorza.

Po mszy trumnę ze zwłokami Cybulskiego przejmuje państwo. Karawan zjeżdża kilkaset metrów w dół tej samej ulicy i zatrzymuje się przed Radiowym Domem Muzyki. W środku warty honorowe pełnią Jacek Fedorowicz, Bogumił Kobiela, Aleksandra Śląska, Kalina Jędrusik, Alina Janowska i Ryszard Zaorski. Delegacje z zakładów pracy wchodzą jednym wejściem, składają wieńce i wychodzą drugim. Tłum przesuwa się przed trumną jak w letargu.

Tłumy na pogrzebie Zbigniewa Cybulskiego

W czasie przemówień nad trumną zmarłego. W tle widać ludzi wspinających się na drzewa, by lepiej zobaczyć ceremonię

W pokoju na zapleczu bimbomowcy czekają na koniec uroczystości. Pociesza ich Bogumił Kobiela, także z Bim-Bomu, przyjaciel Cybulskiego. (Dwa lata później on również zginie w wypadku).

Nad trumną przemawia Gustaw Holoubek:

„Cała (…) namiętna twórczość Zbigniewa Cybulskiego nie była niczym innym, jak demonstracją uderzeń jego własnego burzliwego serca, jego własnych gorących myśli. Osiągnął ten stopień doskonałości ludzkiej, nadał taką rangę swojej świadomości i swoim uczuciom, że mógł zatrzeć granice między kunsztem a rzeczywistością i ofiarować wszystkim ludziom siebie samego. I nie ma słów dość patetycznych, aby wyrazić, kim był. Uosobieniem prostoty i bezpośredniości, lęków i wzlotów swego pokolenia. Był tego pokolenia najdoskonalszym wcieleniem i gdyby z ekranu naszych czasów pozostał wyłącznie on, wiedzielibyśmy o nas więcej niż z kronik wydarzeń i uczonych ksiąg”4.

W pierwszym rzędzie słuchają go żona, matka i brat Zbigniewa. Kobiety prawie w identycznych pozach. Lewą dłonią podpierają głowę. Elżbieta zasłoniła włosy gładką, ciemną chustą. Ewa schowała twarz za woalką. Antoni odsunął okulary na czoło i zakrył dłonią oczy. Ubrany jest w kożuch, taki jaki miał na sobie Zbyszek, gdy zginął.

„Tajne. Informacja z odbytych uroczystości pogrzebowych tragicznie zmarłego Zbigniewa Cybulskiego”5.

Nazwisko aktora podpułkownik Pikuła, funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa, wystukał na maszynie drukowanymi literami.

Informuje, że już 9 stycznia matka Cybulskiego załatwiła wszelkie formalności związane z pogrzebem kościelnym.

Odnotowuje, że część kleru miała krytyczne uwagi: zmarły nie przestrzegał zasad etyczno-moralnych i nie spełniał obowiązków chrześcijańskich.

Melduje, że księża jednak się porozumieli i postanowili wykorzystać sytuację. Cel: spopularyzowanie religii w kręgach artystów i zbliżenie ludzi sztuki do Kościoła, przedstawienie zmarłego jako gorliwego katolika oraz stworzenie wzoru do naśladowania dla młodzieży.

Za wymowne uznaje to, że na cmentarzu obecnych było aż dziewięciu księży, a nie, tak jak ustalono wcześniej – dwóch.

Podkreśla, że w kościelnym przemarszu wzięło udział tysiąc pięćset osób, a w części świeckiej – szesnaście tysięcy. (Według innych danych ludzi było kilkadziesiąt tysięcy. Po latach będzie się mówiło nawet o kilkuset tysiącach).

Zaznacza, że „osoby sfanatyzowane” z parafii Chrystusa Króla w proteście przeciw pogrzebowi religijnemu Cybulskiego, który nie był praktykującym katolikiem, zagroziły wystąpieniem z Kościoła.

Zauważa, że „różne środowiska” wyrażają pozytywne opinie pod adresem władz wojewódzkich, chwaląc organizację uroczystości świeckich.

Załącza stenogram kazania biskupa Bednorza. W aktach IPN nie ma jednak po nim śladu.

Kondukt zajmuje już całą szerokość ulicy. Każde okno, balkon, weranda są obwieszone gapiami. Zofię Czerwińską, aktorkę, ze wszystkich stron otacza tłum. Artystka dostaje ataku lęku, musi przedzierać się na zewnątrz. Widzi ludzi, którzy mdleją.

Przy bramie cmentarza znów czekają księża. Towarzysze są zdumieni. Nad grobem kolejne przemówienia. Kiedy kończą oficjele, Służba Bezpieczeństwa szybko odłącza nagłośnienie. Kapłani są na to przygotowani – mają ze sobą własne głośniki używane na pielgrzymkach.

Na katowickim cmentarzu przy ulicy Sienkiewicza ludzie ledwo się mieszczą między grobami. Żeby mieć lepszy widok, wchodzą na drzewa. Jacek Fedorowicz, aktor i satyryk, podnosi wzrok w górę i widzi człowieka w kolejarskim mundurze wiszącego na gałęzi. Przechodzi mu przez myśl, że to scena, której nie powstydziłby się Fellini.

Jeden z operatorów kamery kieruje sprzęt na pobliskie drzewo i filmuje wolno, od dołu: widać ludzi uczepionych gałęzi prawie po sam szczyt.

Ci, którzy stoją z tyłu i nie mają najlepszego widoku, napierają na stojących najbliżej grobu: rodzinę, znajomych, dziennikarzy. Do otwartej jeszcze mogiły gapie spychają dwóch fotoreporterów i operatora katowickiego oddziału Polskiej Kroniki Filmowej. Bimbomowcy muszą wziąć się pod ręce, żeby zatrzymać napierający tłum.

Mieczysław Kochanowski z Bim-Bomu wspominał:

„Ktoś, chyba Kuba Morgenstern, krzyczał i wymyślał, chłopak, z którym trzymaliśmy się za ręce, z wściekłością bił barkiem w napierających, rozpoznałem w nim wtedy nieznanego mi osobiście Daniela Olbrychskiego. (…) Za cmentarną bramą puściliśmy się z Olbrychskim biegiem w dół ulicy, ścigając się do utraty tchu i wyładowując w tym biegu całe napięcie tych godzin”6.

Daniel Olbrychski:

– Chwyciliśmy się za ręce, bo inaczej rodzinę też wepchnięto by do grobu. Nie pamiętam, żebym komuś przyłożył. Potem takie tłumy na ulicach widziałem, kiedy papież przyjeżdżał. Na pogrzebie już nigdy.

Aktorzy wracają na cmentarz wieczorem, gdy ludzie się już rozchodzą. Wypijają po kolejce, resztę wylewają na świeży grób.

Jeszcze później na cmentarz przychodzą znajomi Cybulskiego z Bim-Bomu. Wyjmują z torby budzik, który był rekwizytem w jednym z programów teatrzyku. Odgrywali tę scenę wielokrotnie: pogrzeb, oficjalne delegacje, wieńce i przygarbiony człowiek, który po odejściu wszystkich ustawia stary budzik na grobie zmarłego przyjaciela.

Milczenie

Miły Panie Zbigniewie (…)

Kochany Pan posiada czułe i złote serduszko wykładane szczerym złotem i wszelką dobrocią. Jak Pana nie lubić za tak dobre serduszko. Posiada Pan najlepsze serduszko na świecie. Nie mogę znaleźć słów, jak Pana uwielbiam. (…) pragnęłabym mieć drogiego Pana zdjęcie. Zdjęcie może być takie, jak do dowodu osobistego, aby tylko była na nim aksamitna Pana twarzyczka. Za Pana zdjęcie oddałabym wszystko, co mam najdroższego. Niech się Pan zlituje, gdyż bez tego zdjęcia żyć nie mogę. Jedyny Panie Zbigniewie, niech Pan napisze, ile za to zdjęcie, to ja kochanemu Panu zapłacę1.

Tylko dwa zdania na temat dzieciństwa. W dodatku nie całkiem prawdziwe.

„Miałem dwanaście lat, gdy zostałem sam. Moich rodziców aresztowano i osadzono w obozie koncentracyjnym”2 – mówi Zbigniew Cybulski w wywiadzie dla „Żołnierza Wolności” dwa lata przed śmiercią. Ani słowa na temat tego, co przed wojną. Jakby życie zaczęło się w roku 1945 na Dolnym Śląsku, w miasteczku Dzierżoniów, jeszcze do niedawna Reichenbach im Eulengebirge.

Wielu znajomych aktora, z którymi będę rozmawiać, dziwi się:

– To on nie był z Dzierżoniowa?

To prawda, że gdy wybuchła druga wojna, dwunastoletni Zbyszek Cybulski został bez ojca i matki. Nie był jednak sam. Opiekował się cztery lata młodszym bratem.

Nieprawda, że oboje rodziców wysłano do obozu koncentracyjnego. Ojciec, Aleksander Cybulski, uciekł przez Rumunię do Francji. Był więźniem politycznym. Matka – Ewa Cybulska – została zesłana do Kazachstanu.

O tym w powojennej Polsce Zbigniew Cybulski nie opowie nikomu.

Maciek Cybulski – krępy, w ramonesce i z pofarbowanym na czarno irokezem – ciężkim ruchem stawia na stole podniszczony karton.

Jest luty 2015 roku, Maciek ma kaca po swoich pięćdziesiątych czwartych urodzinach i chce jak najszybciej skończyć spotkanie. Zostawia mi pudło i znika.

W środku są setki zdjęć Zbigniewa Cybulskiego, jego ojca. Panowie w mundurach i panie w zasznurowanych gorsetach obok ujęć z planu filmowego. Pulchne niemowlęta między kadrami z Cannes. Narty w Zakopanem mieszają się z plażą w Sopocie, powojenny Kraków z przedwojennymi Kresami.

W osobnym pudełku plik fotosów filmowych, z których uśmiecha się Zbigniew Cybulski. Niepodpisane, nigdy nie trafiły do rąk wielbicieli.

Między fotografiami zaplątał się wytarty skórzany portfelik z numerem telefonu aktorki Ewy Lassek, w której kochał się student szkoły teatralnej w Krakowie Zbyszek Cybulski. Jest też podłużny notes z telefonami, w zielonej okładce. Wypustki z literami alfabetu pozaginane i brudne od dotykania. Numery do nieistniejącego świata: Stanisława Dygata, Zdzisława Maklakiewicza, Jeremiego Przybory, Lucyny Winnickiej, redakcji „Na Przełaj”. Wróblewski Janusz, stolarz, obok Andrzeja Wajdy.

Zielony notes z numerami telefonów do „nieistniejącego świata”

Dzielę zdjęcia na stosiki. Próbuję skojarzyć imiona babć i dziadków, ciotek i wujków z twarzami na przedwojennych zdjęciach. Rzadko znajduję podpis albo notatkę. Odtwarzanie dzieciństwa Zbigniewa Cybulskiego przypomina układanie puzzli składających się z tysiąca elementów. W niektórych częściach obrazek jest kompletny. W innych brakuje całych fragmentów albo pojedynczych elementów. Co jakiś czas kolejny kawałeczek wskakuje na swoje miejsce. Niektórych nie uda mi się znaleźć.

Całe szczęście, że Marcin Jaruzelski był nie tylko dobrym gospodarzem majątku Kniaże nad Czeremoszem, lecz także skrupulatnym kronikarzem. Dzięki jego zapiskom wiemy dziś dokładnie, jak wyglądał dwór, w którym przyszedł na świat siostrzeniec Marcina – Zbigniew Cybulski.

Z Jadwigą Jaruzelską, córką Marcina, zastanawiamy się, jak jej ojcu udało się ocalić w czasie wojny rodzinne albumy. Na długim kuchennym stole rozkładamy dzienniki, wspomnienia i przedwojenne czasopisma z opisami wzorcowego majątku w Kniażu. Przez lupę przyglądamy się szczegółom fotografii i składamy z kawalątków świat, który rozsypał się we wrześniu 1939 roku.

Do dworu z portykiem wspartym na czterech ogromnych kolumnach Józef Jaruzelski i jego żona Izabela – dziadkowie Zbyszka – wprowadzają się rok przed wybuchem pierwszej wojny światowej. Małżeństwo z trójką dzieci (w Kniażu przyjdzie na świat kolejnych troje) nie może narzekać na brak wygód. Dom ma centralne ogrzewanie, łazienkę, kabiny w.c. W większości pokoi są umywalki. Swoją toaletę i wannę ma nawet służba. Woda źródlana dopływa z pobliskiego wzniesienia – na piętro doprowadza się ją ręczną pompą. W planach jest elektryfikacja (ich realizację uniemożliwi druga wojna światowa).

„Jeżeli można kochać mur i cegły – to pokochałem ten dom”3 – napisze Zbigniew w albumie, gdy dwór już nie będzie istnieć.

Dwór w Kniażu należący do dziadków Zbigniewa Cybulskiego. Zdjęcie z czasów wojny, gdy majątek został zajęty przez Niemców

Majątek w Kniażu, liczący trzysta pięćdziesiąt hektarów, dostała w wianie Izabela, babcia Zbyszka. Majętna panna była jedyną córką i oczkiem w głowie Mikołaja Krzysztofowicza, spolonizowanego Ormianina i działacza społecznego. Dom wymagał jednak gruntownego remontu. Rozbudowa kosztowała około sześćdziesięciu tysięcy austriackich koron. Małżeństwo Jaruzelskich wprowadziło się do niego dopiero kilkanaście lat po ślubie4.

Na południe od majątku płynie Czeremosz. W sieci wpadają pstrągi, szczupaki, okonie, brzany, miętusy, czasem dorodna głowacica, nazywana łososiem Dunaju.

Po drugiej stronie rzeki jest już Rumunia. Do miasta powiatowego Śniatyń, jednego z najcieplejszych miejsc w Rzeczypospolitej, z Kniaża jest jedenaście kilometrów. Z czternastu tysięcy mieszkańców Śniatynia jedna trzecia to Polacy. Pozostałe dwie trzecie w równych proporcjach – Ukraińcy i Żydzi.

„W górę rzeki, począwszy od Kut i Kosowa, pachniała Huculszczyzna swymi kożuchami. Na drogach spotykano urocze koniki huculskie, a na ich grzbiecie lub przy nich Hucułów i Hucułki w ich barwnych strojach, wiozących berbenycie z bryndzą” – zanotuje w powojennych wspomnieniach Marcin Jaruzelski5.

(W berbenyciach Huculi przewozili owczy ser. W jednej beczułce mieściło się ponad trzydzieści kilogramów bryndzy).

W pobliskich Kutach nad Czeremoszem Ormianie sprzedają wyśmienite wędliny i egzotyczne słodycze: makagigi z miodem, makiem i orzechami, kostki nugatu i kandyzowane owoce. Obok jest Kosów, który słynie z huculskich wyrobów. Można tu kupić zdobione szkatuły, makaty, wzorzyste tkaniny, kożuchy, chusty, futrzane czapy i słomiane męskie kapelusze.

Kuracjusze z całej Polski przyjeżdżają do Kosowa do zakładu przyrodoleczniczego doktora Apolinarego Tarnawskiego. Popularne są zabiegi odchudzające. Przed pierwszą wojną światową na leczeniu przebywa tu Ewa Krzysztofowiczowa, prababka Zbigniewa Cybulskiego, chorująca na astmę. W powrocie do zdrowia nie pomagają jej papierosy, które pali w tajemnicy przed domownikami. Dla ulgi w oddychaniu korzysta ze specjalnej butli tlenowej.

Kniaże, wakacje 1938

Pokucie (od ukraińskiego kut, czyli kąt) to rzeczywiście najdalszy zakątek Rzeczypospolitej.

Powozy wjeżdżają do Kniaża przez bramę zamykaną na noc przed intruzami. Za nią zaczyna się park – między świerkami jesienią rośnie masa rydzów. Ciągnąca się na lewo aleja bylin kwitnie do późnej jesieni. Podwórze po prawej przed oczami mieszkańców i gości zasłonięte jest szpalerem drzew.

Z tyłu latem i jesienią owocują brzoskwinie, włoskie węgierki, czarne wiśnie o słodkim, lepkim soku i morele. Na stokach dojrzewają winogrona. Wysokiej klasy owoce deserowe, zapakowane w ażurowe skrzynie, Jaruzelscy wysyłają aż do Katowic. Wino w Kniażu produkuje się tylko na użytek domowników.

Zbyszek Cybulski z kuzynami. Załucze, wakacje 1938

Przez ogród i park przepływa szeroka na kilka metrów rzeczka Młynówka, której wody zasilają cztery okoliczne młyny.

Dzieci, które przyjeżdżają do Kniaża na wakacje do dziadków – są wśród nich bracia Zbyszek i Antek Cybulscy – szczególnie upodobały sobie drzewa dereniowe rosnące w pobliskim Załuczu, również należącym do rodziny. W cieniu rozrośniętych gałęzi Zbyszek, Antek i ich kuzyni – Andrzej i Wojtek Jaruzelscy – objadają się podłużnymi owocami o słodko-kwaśnym smaku.

Wojciech Jaruzelski, kuzyn Zbyszka, nauczyciel, wspominał:

„My – dzieciaki – dzielimy się na dwie grupy: Kniaże i Załucze (…). Bawimy się w Indian, policjantów i złodziei, podchody, zdobywanie granicy. Poza tym siatkówka, zapasy, strzelanie, konne wycieczki po polnych drogach nad Prut lub Czeremosz. Wodzem kniaskich Indian bywa Zbyszek, załuckich Jędrek, mój starszy brat.

Pamiętam, wpadłem kiedyś do niewoli Indian kniaskich. Wódz Zbyszek nakazał mnie związać i posadzić pod drzewem. Do dziś boję się mrówek.

Innym razem podczas konnej kawalkady zagrzaliśmy konie ponad miarę. W oczach Zbyszka: »Piana spływała z koni płatami«. Lubił wyraziste i mocne określenia.

Przy złej pogodzie Zbyszek – warszawiak (do wybuchu wojny mieszkał na Żoliborzu) – snuł opowieści z »wielkiego świata«… rozmowy o filmach i książkach, nie zawsze tu dostępnych.

A od czasu do czasu zaganiano nas do prac gospodarczych”6.

Józef Wincenty Jaruzelski, dziadek Zbigniewa, nie lubi, gdy domownicy siedzą bezczynnie w cieniu kolumn na tarasie, w czasie kiedy robotnicy pracują w majątku.

W tygodniu dzieci i wnuki nie mogą grać w tenisa, siatkówkę, jeździć konno ani wylegiwać się na leżakach.

Jego syn Marcin (ten od zapisków), który ma zostać spadkobiercą Kniaża, codziennie rano musi obejść majątek. Pieszo, bo jak mawia Józef Jaruzelski: „Z konia nic nie widać”. Razem z siostrą Ewą – matką Zbyszka – liczą schnące na polu snopy zboża i kopce siana, dozorują oddzielanie nasion od słomy, uczestniczą w pracach magazynowych i uczą się, jak prowadzić księgi buchalteryjne.

Na fotografii dziadek Jaruzelski – w futrzanym kołnierzu pod szyją, z krótko przyciętą czupryną i wąsem – przypomina Michała Wołodyjowskiego. Syn powstańca styczniowego, absolwent wiedeńskiej Akademii Wojskowej (ukończył ją w stopniu podporucznika) karierę wojskową po pierwszej wojnie światowej zakończył w stopniu podpułkownika.

(Z właścicielami Kniaża spokrewniony był generał Wojciech Jaruzelski. Pradziadek Zbigniewa Cybulskiego Józef Benedykt oraz dziadek generała Wojciech byli braćmi. Obaj wzięli udział w powstaniu styczniowym, obu spotkały represje. Pierwszy został skazany na śmierć, ale udało mu się zbiec do Galicji. Drugi po ośmiu latach zesłania osiedlił się na Podlasiu7. Zbigniew Cybulski i generał Wojciech Jaruzelski – starszy od krewniaka o cztery lata – spotkali się kilka razy w życiu na oficjalnych przyjęciach).

Do Józefa Jaruzelskiego ludzie zwracają się „pułkowniku”.

Dzieci boją się, gdy podnosi głos i wpada w gniew (wybuchy zdarzają mu się często). Za młodych lat uczuciowy i łagodny, po latach służby wojskowej nie znosi sprzeciwu.

Ostatecznym argumentem, który kończy każdą dyskusję, jest: „Bo ja ci tak mówię”.

W krakowskim „Ilustrowanym Kuryerze Codziennym” śledzi bieżącą politykę. Złe informacje z kraju potrafią popsuć mu humor na cały dzień.

Urządza polowania, na które zaprasza nie tylko miejscowe władze, lecz także ukraińskich chłopów.

Z Hucułami wyprawia się do Warszawy na negocjacje z rządem w sprawie granic Pokucia.

Z wnukiem Zbyszkiem Cybulskim, który spędza w Kniażu każde wakacje, święta i ferie, bawi się ołowianymi żołnierzykami. Jego zdjęcie w albumie dorosły Zbigniew podpisze: „Za tym człowiekiem mógłbym pójść w ogień”8.

Gdy Józef Jaruzelski uzna, że chłop, sąsiad, członek rodziny, ksiądz czy starosta popełnił błąd, krytykuje go przy wszystkich, nie przebierając w słowach.

Sytuacje takie łagodzi jego żona Izabela. Przed dziećmi usprawiedliwia wybuchy gniewu ojca. W domu gromadzi książki: klasykę literatury polskiej i światowej. Na półkach stoi jedna z pierwszych edycji Trylogii Sienkiewicza, wydana przez Gebethnera i Wolffa.

W czasie pierwszej wojny światowej, gdy jej mąż bierze udział w walkach, zostaje sama z dziećmi w majątku, żeby ochronić go przed zniszczeniem i grabieżami. Pola w Kniażu i Załuczu pokrywają się siecią rowów strzeleckich, ale wojska rosyjskie ani austriackie nie niszczą dworu.

W czasie konfliktu polsko-ukraińskiego Izabelę uprowadza oddział Ukraińców. Uwalniają ją żołnierze rumuńscy i polscy, którzy wkraczają na Pokucie w maju 1919 roku.

Rumuni karzą Ukraińców chłostą. Publiczne batożenie odbywa się przy młynie w Załuczu. Właścicielka Kniaża pisze karteczki ze wstawiennictwem za chłopami. Pozwalają uniknąć kary za udział w walkach.

O masło produkowane w mleczarni prowadzonej przez Izabelę, w firmowych opakowaniach z obrazkiem przedstawiającym krowy, dopominają się klienci we Lwowie, w Warszawie i Katowicach.

Na zdjęciu z lwowskiego atelier (zostało wykonane przed drugą wojną) Izabela jest już stateczną panią. Patrzy z powagą przez binokle. Włosy ściągnięte do tyłu. Loczki, które wymykają się na czoło, ujmują jej twarzy surowości.

Przed zamążpójściem Cyganka przepowiedziała Izabeli, że będzie miała sześcioro dzieci. I wróżba się sprawdza.

Pierwszy, w roku 1900, na świat przychodzi Zbigniew, który w czasie pierwszej wojny światowej zaciągnie się na ochotnika do wojska, dostanie order Virtuti Militari, będzie towarzyszył siostrzeńcom Zbyszkowi i Antkowi Cybulskim w ucieczce z Kresów do Warszawy, wróci na Pokucie, by odszukać swego ojca, i zginie w wieku czterdziestu jeden lat w rosyjskim łagrze.

Rok później rodzi się Jadwiga, której ślub z Bogusławem Horodyńskim odbędzie się w lwowskiej katedrze, a wesele w pierwszorzędnej restauracji hotelu George. Uroda jej córki ściągnie nieszczęście na rodzinę Cybulskich.

Trzecia będzie ciemnowłosa Ewa, po mężu Cybulska, urodzona w 1903 roku, kształcona w gimnazjach sióstr niepokalanek w Nowym Sączu, Jazłowcu i Jarosławcu oraz elitarnym Sacré Coeur we Lwowie. Pierworodnemu synowi da na imię Zbigniew – po ukochanym starszym bracie.

Dwa lata później pojawi się Maria, która jeszcze przed wojną zamieszka z mężem w Krakowie.

Piąty jest Marcin, przyszły dziedzic Kniaża, absolwent warszawskiej Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, kronikarz rodziny, opiekun Zbyszka i Antka Cybulskich w pierwszych latach po wojnie. Ożeni się późno, będzie miał cztery córki. W domu jednej z nich, Jadwigi, przeczytam jego wspomnienia i zapiski.

Ostatnia pojawi się na świecie Teresa, zwana Zitą. Jako jedyna z córek państwa Jaruzelskich skończy wyższe studia. Razem z matką trafi do Auschwitz, po jej śmierci – do Ravensbrück. Będzie ofiarą eksperymentów medycznych. Na zdjęciu sprzed wojny ma uśmiech filmowej gwiazdy. Tak samo śmiać się będzie Zbyszek Cybulski, tylko trzynaście lat młodszy od swej prześlicznej ciotki.

Trudno znaleźć jakąkolwiek rysę w historii rodziny Jaruzelskich. W czasie pokoju pracują, dbają o poddanych, uczą się i modlą. Kiedy wybucha wojna, idą walczyć lub konspirują. Ich jedyną namiętnością są konie i partie brydża. Rodzina jak z kart patriotycznej broszury. Nie ma wśród nich żadnej czarnej owcy, hazardzisty, panny, która popełniła mezalians, rozwodnika ani choćby utracjusza.

Latem w Kniażu już o godzinie piątej służący roznosi kawę z mlekiem po pokojach państwa. O szóstej chłopi zbierają się na apelu, a chwilę potem rozchodzą się do prac w polu, stajniach i oborze (najsłabszych robotników w letnich miesiącach wysyła się na połoniny, by wypasali konie i podreperowali zdrowie).

Godzinę później jest śniadanie, na które schodzą się wszyscy domownicy. Po obiedzie (w południe) mieszkańcy piją kawę w saloniku obitym ciemnopurpurową tkaniną. Jego ściany są zajęte przez księgozbiór i obrazy. Portrety przodków wiszą obok holenderskich płócien przedstawiających chłopców dmuchających na rozżarzony węgielek, wizerunków Lutra oraz jego żony.

Po południu rodzina spotyka się w tym samym miejscu na filiżance herbaty z dodatkiem owoców lub słodkiego pieczywa. Na kolację o godzinie osiemnastej podaje się zazwyczaj coś gotowanego. Na długim rozkładanym stole w jadalni syczy samowar.

Po kolacji służba domowa ma już wolne. O godzinie dziewiątej milknie odbiornik radiowy. Dom pogrążony jest we śnie.

Porządek dnia się zmienia, gdy do dworu przybywają goście. Biorą udział w polowaniach, jeżdżą konno, w ciepłe dni kąpią się w Czeremoszu i do późnej nocy grają w brydża.

Latem 1926 roku w Kniażu gości Aleksander Cybulski, prawnik z Warszawy.

Nie jest trudno rozpoznać kilkunastoletnią Ewę Jaruzelską wśród gości weselnych jej siostry Jadwigi, którzy ustawili się do zdjęcia w holu lwowskiego hotelu George. Domieszka krwi ormiańskiej zaznaczyła się w jej urodzie pełnymi ustami, ciemnymi, szeroko rozstawionymi oczami i wyraźnymi kośćmi policzkowymi.

Na zdjęciu sprzed wojny wydaje się smutniejsza. Siedzi pośrodku pokoju, na prostym krześle. Za plecami ma drzwi i kaflowy piec. Ubrana w sukienkę w kratę i we wzorzysty sweter, mocno przyciska do siebie chłopczyka w marynarskim ubranku. Jakby chciała go przed czymś uchronić. Dziecko, które tak uważnie wpatruje się w fotografa, że przygryzło dolną wargę, ma na imię Zbyszek.

Ewa Jaruzelska ma dwadzieścia trzy lata, gdy na Pokucie przyjeżdża warszawska delegacja nadzorująca korektę granicy między Polską a Rumunią. Niedawno brała udział w ślubie swojej młodszej siostry Marii. Czy martwi się, że do tej pory nikt nie starał się o jej rękę? Wypłakuje się matce lub siostrom czy powierza swoje troski Bogu? A może, po latach spędzonych w szkołach prowadzonych przez siostry zakonne, zastanawia się, czy nie odczuwa powołania? Do końca życia będzie osobą bardzo religijną.

Aleksander Cybulski dobiega już trzydziestki i nie jest typem filmowego amanta. Niewielki wąsik i zaczesane do góry włosy, odsłaniające wysokie czoło i zakola, nadają mu wygląd urzędnika. Na jego twarzy często maluje się nieśmiały uśmiech. Jest sekretarzem rządowej komisji, która ustala przebieg granicy. W 1931 roku zacznie pracę w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Nie zdąży zrobić wielkiej kariery: przed wybuchem drugiej wojny dojdzie do stanowiska kierownika referatu w Departamencie Administracyjnym.

Ewa i Aleksander poznają się na balu, który odbywa się w dworze w Kniażu. Na tym samym przyjęciu Zbigniew Jaruzelski, najstarszy z rodzeństwa, wielokrotnie prosi do tańca piękną Helenę Konecką, koleżankę Aleksandra Cybulskiego. Tego samego lata, po krótkiej znajomości, obie pary staną na ślubnym kobiercu.

Nawet wymagający Józef Jaruzelski, ojciec Ewy, jest pod urokiem Aleksandra. Razem będą wyprawiać się na górskie połoniny.

Zbyszek Cybulski na rękach mamy

Aleksander Cybulski – ojciec Zbigniewa

„Jeżeli kiedykolwiek w życiu przychodzą na mnie takie chwile i przestaję wierzyć w uczucia, a zwłaszcza w miłość – to patrzę na moich rodziców i wierzę w nią znowu”9 – zapisze Zbigniew Cybulski pod zdjęciem ojca i matki w albumie.

Katarzyna Suchodolska-Smoczyńska, kuzynka Zbigniewa, pamięta wizyty wujostwa Olków w Sopocie, po wojnie.

– Ciotka była szczupła, sucha. Bardzo kontaktowa. Wuja uwielbialiśmy, był taki łagodny. Siadałyśmy mu na kolanach i słuchałyśmy jego opowieści.

Jadwiga Jaruzelska przypomina sobie, że Ewa Cybulska paliła papierosy w lufce.

– Unosił się wokół niej zapach tytoniu. Lubiłam go, kiedy byłam dzieckiem.

Z ciotką Teresą Jaruzelską w Warszawie, 1932

Komisja rządowa kończy prace w grudniu 1926 roku. Państwo Cybulscy wyjeżdżają do Warszawy, gdzie Aleksander ma posadę. Miesiąc miodowy spędzają w Bukareszcie.

Kilkanaście miesięcy później Ewa Jaruzelska jest już z powrotem w Kniażu. Spodziewając się potomka, robi kilkukilometrowe spacery po okolicy.

Niedługo przed śmiercią Zbigniew Cybulski powie dziennikarzowi:

„Mnie to zostało, ja nie mogę nigdzie zagrzać miejsca. Jestem ciągle w podróży, większość czasu spędzam w pociągu. I od tej strony jest ten zawód mi bardzo bliski, ta wieczna podróż, wieczne dążenie do czegoś nowego, przemieszczanie się z miejsca na miejsce, wieczna przygoda, niewiadoma”10.

Kronikarz rodziny, Marcin Jaruzelski, nie odnotowuje, że narodzinom pierwszego dziecka państwa Cybulskich towarzyszyły jakieś nadzwyczajne wydarzenia albo komplikacje. Nad matką i noworodkiem czuwa doktor Mikołaj Zaliwski, lekarz powiatowy ze Śniatynia i dyrektor tamtejszego szpitala.

W czwartek 3 listopada 1927 roku w Kniażu przy granicy z Rumunią, w białym dworze, w pokoju na parterze, w biedermeierowskim łożu przychodzi na świat niemowlę płci męskiej – Zbigniew Hubert Cybulski.

Mały Zbigniew Cybulski

Mały Zbigniew na ulubionym bujanym koniku

Może to dlatego, że trzewiki piją, a może z powodu słońca świecącego w oczy Zbyszek na zdjęciu ma naburmuszoną minę. Matka ubrała go w białe spodenki i koszulkę ściągniętą paskiem. Przeczesała palcami płową grzywkę, na pulchne stopy wcisnęła polakierowane buciki. Chłopiec na fotografii ma dwa latka. Jest lato 1929 roku.

W październiku tego samego roku na nowojorskiej giełdzie następuje krach, który przejdzie do historii pod nazwą czarnego czwartku. Akcje spadają na łeb na szyję, inwestorzy popełniają samobójstwa, tysiące ludzi tracą pracę. Kryzys dociera również do Polski.

W warszawskim kabarecie Morskie Oko Stanisława Nowacka po raz pierwszy wykonuje Tango milonga.

W Polsce powstaje Centrolew, który ma walczyć z sanacyjnym rządem Józefa Piłsudskiego.

W Hollywood Roosevelt Hotel odbywa się pierwsza gala Oscarów. Ceremonia trwa piętnaście minut.

Chłopiec w Kniażu wdrapuje się na srokatego bujanego konika i ugania za kotem, gdy na świat przychodzą Zdzisław Beksiński, Sergio Leone, Lucjan Kydryński i Martin Luther King.

Na kresach Rzeczypospolitej pięcioletni Zbyszek bawi się w chowanego w alejach parku. Kraków żyje rozpoczynającym się procesem Rity Gorgonowej, oskarżonej o zabójstwo siedemnastoletniej córki swojego pracodawcy.

W maju 1935 roku kilkunastokilometrowy kondukt odprowadza trumnę z ciałem naczelnika państwa Józefa Piłsudskiego na Wawel. Dwa miesiące później ziemianie z Pokucia żegnają posła Mikołaja Krzysztofowicza. Pogrzeb w Załuczu ma imponującą oprawę. Wśród żałobników jest ośmioletni Zbyszek, prawnuczek Mikołaja.

Kniaże podczas gorącego lata to raj dla kilkuletniego chłopca. Zbyszek Cybulski spędza czas, kąpiąc się w Młynówce. Pływa kajakiem po Czeremoszu. Uczy się jeździć na huculskich konikach. Odwiedza stajnie, w których dziadek uczy go imion rasowych ogierów i klaczy.

Grymasi i ssie palce, gdy na obiad jest mięso.

Gdy podrośnie, z psem Konarem wyprawi się na stepy ciągnące się wokół majątku. Czasem można w tym miejscu spotkać wędrownego ukraińskiego śpiewaka z lirą.

Ma cztery lata, gdy w Kniażu przychodzi na świat młodszy brat, Antek.

Antoni Cybulski:

„My, bracia, różniliśmy się nieomal pod każdym względem. Zbyszek powiedział kiedyś do mnie: »Zazdroszczę ci twojej systematyczności, umiejętności zorganizowania sobie zajęć, życia tego poukładania…«. W tym kontekście Zbyszek był bałaganiarzem, na tym tle nie mogliśmy dojść do porozumienia”11.

Kilkuletni Antek patrzy z zazdrością na starszego brata, który rozstawia na podłodze armie składające się z dziesiątków ołowianych żołnierzyków różnych formacji. Zbyszek rzadko pozwala mu się nimi pobawić. Sam przegrupowuje oddziały i komentuje przebieg bitwy. „Reżyserował teatry wojny”12 – wspominał Antoni.

Wnukami Jaruzelskich opiekuje się dawna służąca Izabeli, panna Aniela Komorowicz, na którą we dworze wołają Paniela. Uczy dzieci śpiewu i stawia im bańki, kiedy chorują. Uwielbia koty i kawę z mlekiem.

Do zachowania Zbyszka dorośli miewają obiekcje. Przeprasza skruszony:

„Kochana Mamusiu,

W dniu Twoich imienin składam Ci najserdeczniejsze życzenia i obiecuję szczerze poprawę. Nastał oczekiwany dzień. Dziś mogę Ci wyrazić swoje uczucie, Maminderku Kochany, chciałbym bardzo być grzecznym, lecz coś jest takiego we mnie, że robię w tej samej chwili to samo (…).

Wiesz, Kochana Maminderko, nastał dzień Twoich imienin radosny i szczęśliwy, przyszedł czas, by przeprosić Cię za wszystkie moje (nasze) winy (grzechy).

(…) W nowym swym życiu, jak się wyraziłem, będę się starał być grzecznym.

Na ostatek całuję czarnotki.

Kochający bardzo Cię

Zbyszek”13

Gdy wakacje się kończą, państwo Cybulscy pakują kufry i powozem lub samochodem (przed drugą wojną Jaruzelscy posiadają dwa auta – steyra 100 i citroëna) jadą z Kniaża na stację Śniatyń-Załucze. Tam wsiadają w pociąg do Warszawy.

Jaka szkoda, że rodzina Cybulskich, związana z Warszawą od kilku pokoleń, nie miała swojego kronikarza. Nikt nie opisał, o jakich porach siadali do posiłków, nie wyliczył mebli stojących w ich pokojach, obrazów wiszących na ścianach, nie zanotował, gdzie chodzili na niedzielne spacery, i nie sfotografował krzaków róż w ogrodzie.

Po tej stronie układanki brakuje wielu części. Pustych miejsc byłoby jeszcze więcej, gdyby nie pasjonaci z Polskiego Towarzystwa Genealogicznego.

Umieszczam anons na forum genealodzy.pl z prośbą o pomoc w odnalezieniu przodków Zbigniewa Cybulskiego. Wkrótce na moją skrzynkę mailową przychodzą linki do zeskanowanych aktów chrztów i ślubów. Laikowi, takiemu jak ja, towarzystwo przypomina tajemniczą powieściową organizację, która ma swoich wysłanników w każdym archiwum i urzędzie stanu cywilnego. Czasem dokument wystawiony jest w języku rosyjskim, a z zawijasów liter wyłaniają się tylko polskie imiona i nazwiska. Dla genealogów to żaden problem. W ciągu kilku godzin przetłumaczą każde pismo.

Świadectwo ukończenia szkoły powszechnej w Warszawie z 1941 roku

Gdyby nie upodobanie przodków Zbigniewa do rzadkich imion, o wiele trudniej byłoby odnaleźć członków rodziny wśród dziesiątków innych Cybulskich z Warszawy i okolic, którzy żenili się, chrzcili dzieci i umierali. Szczęśliwie okazuje się, że prapradziadek Zbigniewa miał na imię Józefat14. A swojego syna nazwał Tyberiusz15. Dzięki temu łatwiej wyśledzić kolejnych potomków w dokumentach.

Księgi parafialne przynoszą informacje, że Adolf Cybulski – dziadek Zbigniewa – mieszkał w Warszawie przy ulicy Elektoralnej. Jego żoną została Jadwiga Rakowska. Zaślubiny odbyły się 21 sierpnia 1894 roku w parafii św. Aleksandra w Warszawie. Świadkami było dwóch studentów. Pan młody miał już lat dwadzieścia dziewięć, panna pochodziła z Łomży i skończyła lat osiemnaście. Po studiach Adolf Cybulski pracował jako urzędnik Warszawskiej Izby Kontroli.

Na jedynym zachowanym zdjęciu (wyjątkowo podpisanym) dziadek Adolf jest prawdopodobnie jeszcze studentem. Gęstą i sztywną czuprynę nosi zaczesaną do góry, szyję ściska mu krawat w paski. Do krawata przypięty jest emblemat. Zbyt mały, żeby rozpoznać, czy to ozdoba, czy znaczek uczelni.

Dwa lata po ślubie Adolfa i Jadwigi na świat przychodzi Aleksander Cybulski, przyszły mąż Ewy Jaruzelskiej i ojciec Zbigniewa.

Jego brat Bogdan (nazywany też Bohdanem; nie wiemy, czy młodszy, czy starszy) nie będzie miał dzieci.

W czasie wojny każe sobie wyrwać złote zęby. Sprzeda je, żeby wyżywić bratanków – Zbyszka i Antka.

Do niedawna podmiejska pustynia z kępkami rzadkich traw, teraz – nowoczesne osiedle mieszkaniowe. Prasa chwali, że warszawska dzielnica Żoliborz powstaje w amerykańskim tempie. Będzie tu najnowocześniejszy zakątek Warszawy. Szerokie ulice zbiegają się promieniście ku placom. W mieszkaniach budowanych z myślą o robotnikach są – kto by pomyślał! – kuchenki gazowe i krany, z których leci ciepła woda. Dla wielu proletariuszy ceny lokali okażą się wprawdzie zbyt wysokie, ale domy i tak pną się w górę. W jednym z takich spółdzielczych mieszkań żyje Wanda Jakubowska, przyszła reżyserka (niedługo po wojnie Zbigniew Cybulski o mało nie zadebiutuje w jej filmie). W żoliborskiej kolonii mieszka też Bolesław Bierut.

Pustynia zmienia się w błotne grzęzawisko, na którym stają kolejne domy. Wprowadzają się do nich urzędnicy, dziennikarze i wojskowi.

Przy ulicy Mickiewicza powstaje luksusowy budynek mieszkalny dla pracowników Powszechnego Zakładu Ubezpieczeń Wzajemnych, zaprojektowany według zasad słynnego Le Corbusiera. Warszawiacy nazywają go szklanym domem. W planach jest budowa metra i Parku Sportów Wodnych.

Dwa żoliborskie kina – Świat i Mars – zapraszają na poranki z filmami. W Marsie Zbyszek Cybulski ogląda pierwszy film z Shirley Temple. Zapamiętuje scenę, w której młoda aktorka bije kogoś obcasem w głowę.

Na estradzie kina Świat często odbywają się przedstawienia dziecięcego Teatru Kukiełek Baj, na które matki dowożą dzieci nawet z odległych dzielnic Warszawy. Teksty do przedstawień przygotowują specjalnie dla Baja pisarki Lucyna Krzemieniecka i Maria Kownacka. Gdy kukiełki zaczynają opowiadać historię Jasia Brudasia, Baja, który chodzi po ścianie, lub Kasi, co nie chciała kaszy, na widowni zamierają szepty i cichnie szelest rozwijanych cukierków. Jednym z prowadzących teatrzyk jest Jan Wesołowski. W czasie okupacji będzie jeździł wózkiem z marionetkami po podwórkach Żoliborza razem z grupką dzieci. Swój zespół nazwie Trzynastka. Zapisze się do niego Zbyszek Cybulski.

Zimą dorośli i dzieci suną na łyżwach po oświetlonej ślizgawce w parku Żeromskiego. Z głośników płynie muzyka, bufet sprzedaje gorące napoje. W pobliżu jest też trasa dla saneczkarzy.

Na Polu Mokotowskim startują balony w międzynarodowym konkursie Gordona Bennetta. Dzieci wypuszczają w niebo baloniki z podczepionymi pocztówkami, które znalazcy mają odesłać. W konkursie trzecie miejsce zajmuje Zbyszek. Jego balonik zaleciał aż w okolice Białegostoku. Zdjęcie dumnego laureata w marynarskim ubranku drukuje na pierwszej stronie magazyn „Ilustracja Polska”.

Życie na Żoliborzu ma swoje mankamenty. Mieszkańcy narzekają na tumany piasku i kurzu wzbijające się po każdym podmuchu wiatru, przejeździe furmanki czy samochodu. Dlatego każdy wolny skrawek gruntu obsiewa się trawą lub obsadza drzewami.

Państwo Cybulscy w Warszawie początkowo mieszkają najprawdopodobniej przy ulicy Mickiewicza 8. Później przenoszą się na Krechowiecką 5. Resort spraw zagranicznych wystawił tam dwa czteropiętrowe bloki dla swoich pracowników. Ale mieszkają w nich również sędziowie, prawnicy, wojskowi i fotograf. Bryła jest prosta i funkcjonalna, jak cały Żoliborz. Na kamienicę stojącą wzdłuż ulicy Słowackiego mieszkańcy mówią „biały dom”, prostopadły do niego budynek to „czerwoniak”. Do niego wprowadzają się państwo Ewa i Aleksander Cybulscy.

Na pachnącym nowością Żoliborzu jest też wstydliwy zakątek. W dawnych barakach rosyjskich żołnierzy, obok Dworca Gdańskiego, gnieżdżą się bezdomni i bezrobotni. Mieszkańcy slumsów budzą postrach wśród dzieci.

Jarosław Abramow-Newerly, mieszkaniec żoliborskiej kolonii robotniczej zbudowanej przez Warszawską Spółdzielnię Mieszkaniową, pisał o nich:

„Oczywiście prowadziliśmy lokalne wojny. Głównie między Koloniami [Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej] (…). Nieraz ten międzykolonialny konflikt rozszerzał się i wtedy walczył cały Dolny Żoliborz z naszym Górnym. Siłą rozstrzygającą byli tak zwani barakowcy – synowie bezrobotnych z baraków przy Dworcu Gdańskim. Pełnili oni rolę zagonów pancernych. Nie mieli kastetów, zwanych przez nas szpadrynami, i proc jak my – tylko żyletki i noże. Gdy taki zagon husarii biegł z rykiem po ulicy, na sam widok czmychaliśmy w popłochu na nasze podwórko. Z barakowcami nie mieliśmy szans”16.

W latach trzydziestych naprzeciwko baraków, przy ulicy Felińskiego 15, powstaje budynek szkoły powszechnej i gimnazjum imienia Księcia Józefa Poniatowskiego. Od 1 września 1934 roku uczęszcza do niej uczeń Zbigniew Cybulski. Szczególne osiągnięcia: rola drugiego Diabła w szkolnych jasełkach i Pazia w przedstawieniu Był sobie król.

Zbyszek ma jedenaście lat, gdy wstępuje do Związku Harcerstwa Polskiego. Wielu żoliborskich harcerzy weźmie udział w powstaniu warszawskim. Zbigniew Cybulski zobaczy płonące miasto, stojąc przed domem krewnych w podwarszawskiej wsi.

Nigdy nie pomyślałabym, że po tylu latach uda mi się znaleźć kolegę z podwórka Zbyszka Cybulskiego. Nazwisko Jerzego Wecsilego pojawia się w internetowej wyszukiwarce, gdy wpisuję adres: Krechowiecka 5. Jego relację z życia na Żoliborzu przed wojną i w trakcie okupacji zamieszcza na swojej stronie Muzeum Powstania Warszawskiego.

Jerzy Wecsile wprowadził się do „czerwoniaka” w połowie lat trzydziestych. Mieszkał na trzecim piętrze, nad Cybulskimi. Wspomina:

Zaświadczenie potwierdzające przynależność do Związku Harcerstwa Polskiego

– Zbyszek to była osoba. Z szacunkiem oglądałem, jak przesuwa się po podwórku. Najczęściej chodził z jakimś małym orszakiem. Antek, jego młodszy brat, był zwykłym chłopakiem, bardziej do nas podobnym. Zbyszek ze starszymi chłopakami sprawowali w pewnym sensie władzę na podwórku. Kiedy był problem, kto obejmuje boisko, kto będzie prowadził zawody w bieganiu, oni decydowali. Zbyszek był tym, który zawsze mógł do mnie powiedzieć: „Leć do kiosku pana Gniadkowskiego po papierosy”. Czy on palił, nie wiem. Ja na pewno popalałem. Jeśli mnie zauważał, to tylko po to, żeby coś zlecić.

Dozorcą w „czerwoniaku” jest Franciszek Opiekun. Wielki i gburowaty, potrafi zmyć głowę, ale chłopcy z podwórka na Krechowieckiej za nim przepadają. Ma oko na dzieciaki, gdy szykują się do wojny z sąsiednią kolonią. W ruch idą wtedy kamienie i sznajdry, czyli rzymskie proce.

Podwórkową walutą są pocięte celuloidowe klisze. (Pochodzą prawdopodobnie z magazynu filmowego na Marymoncie). Chłopcy rozliczają się nimi, grając w zośkę, pikuty czy plomby. Te ostatnie odlewa się z ołowiu zdobytego z pociętych kabli telefonicznych. Ten, kto uzbiera najwięcej waluty, zdobywa przywilej puszczenia smroda: klisze zawija się w papier, podpala i przyciska obcasem. Efekt jest niesamowity: spod buta wydobywają się kłęby żółtego śmierdzącego dymu.

Dorośli nie wtrącają się w życie podwórkowe. Czasami organizują chłopcom zawody. Najlepsze biegi urządza pan Knapik, który mieszka w tej samej klatce co Jurek Wecsile i Zbyszek Cybulski.

– Między ludźmi, którzy mieszkali w tym domu, był duch chęci współżycia ze sobą – opowiada Jerzy Wecsile. – Dorośli spotykali się na brydżu, imieninach, przy różnych towarzyskich okazjach. Podobnie było w czasie wojny. Dzieci starano się posyłać do tych samych szkół.

Mieszkania w kamienicy przy Krechowieckiej 5 są przestronne, cztero-, a nawet pięciopokojowe. Mają po dwa balkony: jedne wychodzą na skwer i sąsiedni budynek, drugie na podwórze. W kuchniach z dużymi oknami stoją piece na węgiel. W łazienkach jest ciepła woda.

Wieczorami w swoim pokoju Zbyszek Cybulski z wypiekami na twarzy pochłania powieści Maxa Branda o Gwiżdżącym Danie. Kowboj Dan wychodzi cało z każdych tarapatów. Ma pięć stóp i dziesięć cali wzrostu, jest czarnowłosy, smukły i drobnej budowy. Jego delikatne, niemal kobiece ręce mylą przeciwników – Dan jest szybszy od najbardziej zaprawionego rewolwerowca.

Zbigniew Cybulski opowiadał dziennikarzowi:

„Był to cowboy, ale zupełnie inny od tych, którzy królują przeważnie w książkach o Dzikim Zachodzie czy w westernach. Niepozorny, utykający na jedną nogę, mówił mało i cicho; miał swoją dziwną własną osobowość. Był tak niecodzienny, że ci, którzy do niego strzelali – strzelali zawsze o ułamek sekundy za późno… Był oczywiście szlachetny, pomagał słabszym, stawał w obronie pokrzywdzonych. Miał tylko jedną wadę. Gdy na niebie pojawiał się klucz gęsi lecących na zachód – niezależnie od tego, czym byłby zajęty i jak byłby przez piękną dziewczynę kochany – siadał na konia i odjeżdżał w kierunku, w którym leciały dzikie gęsi”17.

Chłopcy z lwowskiego Korpusu Kadetów przypominają zabawkowe żołnierzyki. Rogatywki trochę za bardzo opadają na czoło, spodnie w kant i płaszcze – choć dopasowane do wzrostu – wyglądają jak zdjęte ze starszego brata.

Pierwsze przykazanie kadeta brzmi: „Nie będziesz miłował siebie samego i spraw swoich osobistych bardziej niż Ojczyzny Twojej – Polski”.

Kadra nauczycielska lwowskiego korpusu ma najwyższe kwalifikacje. Kadeci kształcą się z historii, geografii wojskowości, ze służby polowej, z rodzajów walki, musztry, szermierki i ze służby łączności. Przechodzą ponadto wyszkolenie grenadierskie, artyleryjskie i z zakresu higieny. Oczywiste jest też, że każdego dnia, na lekcjach i w czasie wolnym od zajęć, hartują ducha, kształtują silną wolę, wytrwałość, stanowczość i poczucie odpowiedzialności, by w dniu, w którym ojczyzna będzie ich potrzebować, zareagować na wezwanie.

Harcerzowi Cybulskiemu nauka w lwowskiej szkole na pewno by się spodobała. Zbyszkowi zaczytującemu się w przygodach samotnego kowboja Gwiżdżącego Dana – trochę mniej.

Latem 1939 roku Zbigniew Cybulski razem z kuzynem Andrzejem Jaruzelskim zdają egzaminy do lwowskiej szkoły kadetów. Zostają przyjęci.

Antoni Cybulski: „Nasz dziadek, emerytowany pułkownik-ułan, był z tego bardzo dumny. Zbyszek nie zdążył się nacieszyć kadeckim mundurem. Wojna nie pozwoliła mu na rozpoczęcie nauki”18.

Wśród kandydatów do korpusu jest również trzynastoletni Andrzej Wajda.

– Korpus Kadetów był bardzo elitarną placówką, wybierali się do niego chłopcy z najlepszych szkół – mówi Andrzej Wajda. – Nie miałem tam szans. Porządnie nas przepytywali, egzamin był trudny pod każdym względem, a ja miałem dysleksję i beznadziejnie pisałem. To była moja pierwsza krecha. Druga: tamci chłopcy znali języki obce, obracali się w zupełnie innym kręgu życia politycznego. Mój ojciec był oficerem prowincjonalnego pułku piechoty w Radomiu. Na moją porażkę nie powiedział ani słowa, zaprowadził mnie na Panoramę Racławicką. Nie mam żadnych pretensji, że mnie na tych egzaminach oblali, bo widziałem, że tamci umieli, a ja nie. Jeśli Zbyszek się dostał, musiał być dobrze rozwinięty.

Wakacje przed nowym rokiem szkolnym Zbyszek z rodzicami spędza jak zwykle w Kniażu. Zdjęcia w albumie Marcina Jaruzelskiego z tego lata: dojrzewające kłosy zbóż, grupka chłopców na koniach jedzie wśród pól, krzak pnącej róży. Antek i Zbyszek Cybulscy, bez koszulek, patykowaci i ogorzali od słońca, wbijają łopaty w ziemię.

Zbyszek i Antek w Kniażu, wakacje 1939

Ostatnia data: 29 sierpnia 1939 roku. Choć to dzień roboczy, wtorek, domownicy na fotografii odpoczywają na leżakach przed dworem. Dom właśnie został odmalowany.

Letnią sielankę zakłócają komunikaty podawane przez radio. Sytuacja międzynarodowa się pogarsza. Mężczyźni w wieku poborowym powinni wrócić do swoich miejsc zamieszkania.

Marcin Jaruzelski, wuj Zbyszka, notuje w dzienniku:

„30 VIII Lusia Ślaska przywozi z Kołomyi wieść o mobilizacji. W gminie Załucze oczekiwano rozkazów. Jadę z Tatkiem samochodem do gminy – obiecują w razie czego dać nam znać telefonicznie. Nie czekamy długo – wójt Kazimierz Kopczyński daje nam znać o zarządzonej mobilizacji. (…) Sezonowe dziewczęta podnoszą lament, chcą wyjeżdżać do domu (…)”19.

Pakuje się również Aleksander Cybulski, który musi wrócić do Warszawy. Dostaje zadanie przygotowania ewakuacji urzędników Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz dyplomatów ze Stanów Zjednoczonych, z Anglii i Francji. W pierwszych dniach września jedzie z nimi do Nałęczowa, gdzie z Warszawy przyjeżdża również prezydent Ignacy Mościcki z władzami państwowymi.

W Nałęczowie nie jest zbyt bezpiecznie. Dyplomaci i rząd wyruszają w podróż na wschód, w kierunku granicy z Rumunią. Aleksander Cybulski doskonale zna te strony. Pomaga w zakwaterowaniu urzędników i ambasadorów w pensjonatach zakładu leczniczego doktora Tarnawskiego w Kosowie, tego samego, w którym kurowała się babka jego żony.

Ewa i chłopcy mają się nie martwić, uspokaja Aleksander. Przewaga militarna Niemców jest wprawdzie przytłaczająca, ale gdzie, jeśli nie na dalekich kresach Rzeczypospolitej, rodzina będzie bezpieczna – zapewnia. Trzeba to przeczekać, Francja i Anglia za chwilę przyjdą Polsce z pomocą. Już przecież wypowiedziały Niemcom wojnę.

Z wyjazdem Zbyszka do szkoły we Lwowie na razie trzeba się wstrzymać – uzgadnia z żoną.

Podobnie myślą inni. Dwory, wille, hotele i pensjonaty na Pokuciu są przepełnione. Do kresowych rodzin ściągają krewni, pociotkowie i znajomi z centralnej Polski. Na podwórkach stają kuchnie polowe. Ciągnące drogami samochody korpusu dyplomatycznego pozostawiają za sobą tumany kurzu.

14 września przed okazałym dworem w Załuczu Dolnym (należy do rodziny Krzysztofowiczów, skoligaconej z Jaruzelskimi) zatrzymuje się kawalkada eleganckich aut. Z samochodów wysiadają prezydent Mościcki wraz z żoną, córką i kilkunastoosobową asystą.

– Gdzie jesteśmy i kogo mamy prosić o gościnę? – pyta zdenerwowany prezydent20.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

Sam pośród miasta

Dostępne w wersji pełnej

Koniec nocy

Dostępne w wersji pełnej

Trzy starty

Dostępne w wersji pełnej

Pokolenie

Dostępne w wersji pełnej

Cała naprzód

Dostępne w wersji pełnej

Niewinni czarodzieje

Dostępne w wersji pełnej

Popiół i diament

Dostępne w wersji pełnej

Kochać

Dostępne w wersji pełnej

Giuseppe w Warszawie

Dostępne w wersji pełnej

Ich dzień powszedni

Dostępne w wersji pełnej

Rozwodów nie będzie

Dostępne w wersji pełnej

Salto

Dostępne w wersji pełnej

Pociąg (II)

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

PODZIĘKOWANIA

Dostępne w wersji pełnej

DODATKI

KALENDARIUM (z uwzględnieniem ról teatralnych i filmowych)

Dostępne w wersji pełnej

PRZYPISY

Pociąg (I)

1 Jerzy Afanasjew, Okno Zbyszka Cybulskiego, Warszawa 2008, s. 107.

2 Sławomir Mrożek, Dziennik, t. 1, Kraków 2010, s. 450.

3 Teczka osobowa Zbigniewa Cybulskiego w Instytucie Teatralnym w Warszawie.

4 Jan F. Lewandowski, Zbyszek Cybulski w Katowicach, Katowice 2004, s. 13.

5 Meldunki i notatki informacyjne z jednostek terenowych SB dot. działalności duchownych katolickich i uroczystości kościelnych w woj. katowickim, Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej w Katowicach, sygn. IPN Ka 056/71.

6 Mieczysław Kochanowski, Radość poważna, Gdańsk 1989, s. 53, 54.

Milczenie

1 Jerzy Afanasjew, Okno Zbyszka Cybulskiego, Warszawa 2008, s. 106.

2 Bohdan Świątkiewicz, O sobie i sztuce, która stała się jego zawodem, mówi w specjalnym wywiadzie dla „Żołnierza Wolności”Zbigniew Cybulski, „Żołnierz Wolności” 1965, nr 31.

3 Jerzy Afanasjew, Okno Zbyszka Cybulskiego, dz. cyt., s. 32.

4 Mikołaj Krzysztofowicz (oryginalne ormiańskie nazwisko – Chaczikjan), pradziadek Zbigniewa Cybulskiego, był jednym z najbogatszych ziemian na Pokuciu, doktorem praw i posłem na Sejm Galicyjski. W Sejmie walczył o zwiększenie liczby wiejskich gimnazjów, edukację rolników i kobiet. O okolicznościach poznania się i zaręczynach Izabeli Krzysztofowicz i Józefa Jaruzelskiego pisał we wspomnieniach ich syn Marcin Jaruzelski: „Matka nasza opowiadała, że w Załuczu, gdy była jeszcze młodą panienką, Cyganka przepowiedziała jej, że wyjedzie za granicę i wracając, pozna młodego człowieka, wojskowego, że wyjdzie za niego i będzie miała sześcioro dzieci. Sprawdziło się to dosłownie, gdyż po zerwanych zaręczynach babka Ewelina wyjechała z nią w podróż do Londynu. Wracając z zagranicy, zostały zaproszone na bal czy jakieś przyjęcie do rodziny babki (…). Tam właśnie poznali się mój ojciec i matka, przypadli sobie bardzo do gustu. Ślub ich odbył się w Załuczu 5 VIII 1899. Sakramentu ślubu udzielił biskup obrządku ormiańskiego ks. Isakowicz. Uczta weselna odbyła się w ogrodzie, pod wielkim namiotem. Całe przyjęcie i uroczystość były podobno, dzięki gustowi mojej babki, wspaniałe. Wydanie swej córki nie za Ormianina było wielką niespodzianką dla ziemian pokuckich. Mój ojciec był bardzo kochanym zięciem”. Dziennik Marcina Jaruzelskiego z lat 1939–1951, z archiwum prywatnego Jadwigi Jaruzelskiej.

5 Dziennik Marcina Jaruzelskiego 1939–1951, z archiwum prywatnego Jadwigi Jaruzelskiej. Wszystkie opisy dworu w Kniażu i szczegóły dotyczące życia mieszkańców pochodzą z tego źródła.

6Cześć, starenia! Cybulski we wspomnieniach, red. Mariola Pryzwan, Warszawa 2014, s. 11–13.

7 Por. Stanisław Sławomir Nicieja, Kresowa Atlantyda. Historia i mitologia miast kresowych, t. 6: Stryj, Kuty, Rybno, Baniłów, Kniaże,Załucze, Opole 2015, s. 260.

8 Jerzy Afanasjew, Okno Zbyszka Cybulskiego, dz. cyt., s. 30.

9 Wojciech Kass, Zderzenia. Rzecz o Mironie Białoszewskim, Czesławie Miłoszu, Klausie Kinskim, Zbigniewie Cybulskim, Ryszardzie Milczewskim-Bruno, Andrzeju Dudzińskim, Agnieszce Osieckiej i innych, Sopot 1995, s. 32.

10 Rozmowa ze Zbigniewem Cybulskim – aktorem – na temat jego roli w filmie pt. Cała naprzód, styczeń 1967, Rozgłośnia Centralna Polskiego Radia w Warszawie, w zbiorach Narodowego Archiwum Cyfrowego.

11 Wojciech Kass, Zderzenia, dz. cyt., s. 94.

12 Tamże.

13 Jerzy Afanasjew, Okno Zbyszka Cybulskiego, dz. cyt., s. 371.

14 „Kurjer Warszawski” z 2 czerwca roku 1884 żegna obywatela ziemskiego Józefata Cybulskiego, prapradziadka Zbigniewa: „Nekrologja. Śp. Józefat Konrad Cybulski, b. obywatel ziemski, opatrzony św. sakramentami, przeżywszy lat 90, zakończył życie dnia 2 bm. Pozostali synowie i wnuki zapraszają krewnych, przyjaciół i znajomych na żałobne nabożeństwo w dniu 5 bm., we czwartek, o godzinie 10-ej z rana, w kościele św. Boromeusza przy ulicy Chłodnej, oraz na wyprowadzenie zwłok tegoż dnia i z tegoż kościoła, o godzinie 4-ej po południu, na cmentarz Powązkowski”.

15 Jego żoną została Bronisława Zielonka. Ślub odbył się 20 czerwca 1855 roku w Warszawie. Akt ślubu Tyberiusza Cybulskiego i Bronisławy Zielonki, archiwum parafii pw. Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny w Warszawie, wpis 236.

16 Jarosław Abramow-Newerly, Lwy mojego podwórka, Warszawa 2002, s. 33.

17 Stanisław Janicki, Elżbieta Czyżewska i Zbigniew Cybulski mówią o sobie, „Kino” 1966, nr 1.

18 Za: Wojciech Kass, Zderzenia, dz. cyt., s. 95.

19 Dziennik Marcina Jaruzelskiego z lat 1939–1951, z archiwum prywatnego Jadwigi Jaruzelskiej.

20 Monika Agopsowicz, Kresowe Pokucie. Rzeczpospolita Ormiańska, Łomianki 2014, s. 219.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

ŹRÓDŁA ILUSTRACJI

Dostępne w wersji pełnej

INDEKS OSÓB(NIE OBEJMUJE DODATKÓW)

Dostępne w wersji pełnej

Projekt okładki

Michał Pawłowski

Fotografia na okładce

Popiół i diament, reż. Andrzej Wajda, 1958, fot. Wiesław Zdort, © SF KADR

Opieka redakcyjna

Daniel Lis

Wybór ilustracji

Iwona Kołodziej, Daniel Lis

Korekta

Joanna Forysiak, Iwona Huchla, Anna Miecznikowska, Klaudia Dróżdż / e-DYTOR

Indeks

Iwona Karwacka / e-DYTOR

Copyright © by Dorota Karaś

© Copyright for this edition by SIW Znak sp. z o.o., 2016

ISBN 978-83-240-4583-9

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl

Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl

Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37

Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]

Wydanie I, 2016. Printed in EU

Plik opracował i przygotował Woblink

woblink.com