Claimed. Romans mafijny - Alicja Skirgajłło - ebook + audiobook

Claimed. Romans mafijny ebook i audiobook

Skirgajłło Alicja

4,7

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Więcej adrenaliny, więcej emocji, więcej namiętności!

Związek Holly i Declana rozkwita. Była agentka znalazła wreszcie ukojenie u boku przystojnego gangstera. Wydaje się, że pod wpływem uczucia także mafioso stał się innym człowiekiem. Sielanka? I tak, i nie. Kiedy zejdzie się do przestępczego podziemia, prędzej czy później należy oczekiwać kłopotów. A Joshua, młodszy brat Declana, to prawdziwy magnes na kłopoty.

Bez dwóch zdań kłopoty kochają Joshuę. Z kolei on kocha Miley, chociaż z całych sił stara się o niej zapomnieć. Ukojenia szuka, planując małżeństwo z Graziellą, piękną córką mafijnego bossa Abelarda. Brzmi jak recepta na katastrofę? Tak w każdym razie uważa Declan, usilnie odradzający młodszemu bratu ten związek. Tyle że dobre rady to ostatnie, na co Joshua zwraca uwagę w życiu. A Abelardo jest człowiekiem bezwzględnym i okrutnym, nawet jak na mafijne standardy. I bardzo kocha córkę.

Bohaterowie znani z doskonale przyjętej powieści TrappedRomans mafijny powraca! Jakie tym razem życiowe zakręty i perypetie wymyśliła dla nich Alicja Skirgajłło? By się przekonać, wystarczy przeczytać.

Pamiętajcie tylko, że ta książka jest jak gangster - porywa i nie wypuszcza aż do ostatniej strony!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 467

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 14 godz. 24 min

Lektor: Czyta: Diana Giurow

Oceny
4,7 (96 ocen)
69
23
3
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Dariawasiela

Nie oderwiesz się od lektury

Piękna książka polecam! ❤️
00
Anna19711

Nie oderwiesz się od lektury

Jestem pod wrażeniem, tą druga część jest świetna. Trochę zabawna i teksty nie są już takie płytkie.
00
Jolanta1w

Nie oderwiesz się od lektury

lektorka nie ciekawa mogła być lepsza zero emocji w czytaniu
00
AnnaChoroszy

Dobrze spędzony czas

Dziękuję za wybór lektorki, spisała się wspaniałe. gratuluję. Dzięki jej miło spędzony czas
00
Kaskagwizdala

Nie oderwiesz się od lektury

warta uwagi książka
00

Popularność




Alicja Skirgajłło

Claimed

Romans mafijny

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.

Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.

Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.

Redaktor prowadzący: Justyna Wydra Zdjęcie na okładce wykorzystano za zgodą Shutterstock.

Helion SA ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice tel. 32 231 22 19, 32 230 98 63 e-mail: [email protected] WWW: http://editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)

Drogi Czytelniku! Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adreshttp://editio.pl/user/opinie/claime_ebook Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.

ISBN: 978-83-283-7576-5

Copyright © Helion SA 2021

Poleć książkęKup w wersji papierowejOceń książkę
Księgarnia internetowaLubię to! » nasza społeczność

PROLOG

Tydzieńwcześniej…

— Przyjedziemy, ale musimy pogadać. Wiesz, że z jej ojcem nie ma zabawy w kotka i myszkę? — Declan zaczął pouczać brata.

— Czekam na was i do zobaczenia w takim razie — uciął Joshua. — Pozdrów ode mnie Holly i dzieciaki. Pa! 

Declan po rozmowie z bratem poczuł niepokój i miał bardzo złe przeczucia.

— Kochanie, czy wszystko w porządku? — zapytała Holly, która zauważyła zmianę nastroju męża.

Spojrzał na jej twarz, pokręcił przecząco głową, ale nie odpowiedział od razu, zamyślił się. Podszedł do swojego małego synka bawiącego się w łóżeczku kolorową grzechotką. Declan, odkąd urodził się Amon, oszalał na punkcie dziecka — syn stał się jego oczkiem w głowie.

Holly podążyła za mężem i usiadła na białej kanapie, zakładając nogę na nogę.

— Joshua się zaręcza i zaprasza nas na Kubę — odezwał w końcu Declan, biorąc syna na ręce. Zajął miejsce obok żony, posadził sobie dziecko na kolanach i uśmiechnął się do niego.

— Chyba ma prawo, nie?

— Aniołku, jasne, że ma prawo, ale dlaczego akurat z córką Abelarda? — powiedział, całując przelotnie jej rozkoszne usta.

— Nie rozumiem?

— Abelardo nie jest odpowiednim człowiekiem na teścia. Znam go kupę lat i mogę powiedzieć, że Siergiej przy nim to niewiniątko. Joshua nie stanowi dobrej partii dla Gracielli, która zresztą jest bardzo młoda. Niedawno skończyła dwadzieścia lat, Abelardo ją ubóstwia. Jak znam mojego brata, to wywinie jakiś numer i w najlepszym wypadku straci fiuta, o ile nie pożegna się z życiem, a my z dobrym dostawcą.

Holly miała jednak własne zdanie.

— Jesteś chyba zbyt surowo do niego nastawiony, kochanie. Może przez ten czas Joshua się zmienił i zmądrzał? Nie ma go półtora roku, a wszystko gra. Nic nie nawywijał do tej pory i żyje. Może się po prostu zakochał i postanowił się ustatkować? — odpowiedziała, na co Declan parsknął głośnym śmiechem.

— Joshua zmądrzał? Nie wiem, ale martwię się o niego. Przez telefon nie wydawał się zbyt szczęśliwy. 

— A kiedy te zaręczyny? — zapytała, zabierając syna z jego kolan.

— Za tydzień.

— To jedźmy tam wcześniej i zobaczymy, o co chodzi. Dzieciom przyda się wycieczka, babcie odpoczną, pozwiedzają, a nam też się należy troszkę relaksu, nie uważasz? — zaproponowała, uśmiechając się do męża słodko.

Odwzajemnił jej uśmiech i wyszeptał, przygryzając jednocześnie jej dolną wargę:

— Jesteś niesamowita, kochanie. Co ja bym bez ciebie zrobił?

— To proste: zginąłbyś! — zawołała radośnie.

Holly, odkąd została żoną przystojnego mafiosa, zaczęła mu pomagać, i to z bardzo dobrym skutkiem. Zawsze była blisko i doradzała mu w różnych sprawach. Dodatkowo wzięła na siebie prowadzenie restauracji, co bardzo odciążyło Declana.

— Myślisz, że chłopaki powinni jechać z nami? — zapytała po chwili.

Declan zamyślił się. Przypominał sobie kilka sytuacji, w których Andre, brat Alfreda, groził mu i obiecywał, że pomści jego śmierć.

— Andre ostatnio szaleje i nie wiem, czy wszyscy powinni jechać. Na pewno Joshua by się ucieszył, ale ktoś musi tu zostać na czas naszej nieobecności i przypilnować interesu. Porozmawiam z nimi i ustalimy, kto pojedzie — zdecydował, wstał z kanapy, podał żonie dłoń i pomógł jej się podnieść, a następnie wziął synka na ręce.

***

— Joshua! — Declan żywiołowo witał się z bratem.

— Declan! Jak dobrze, że jesteś! — Brunet przytulił go mocno.

Wraz z Declanem, jego żoną i dziećmi na wyspę przyleciały również babcie maluchów oraz Duży Jacob i Logan. Po wylewnych powitaniach Joshua zaprosił wszystkich do swojego domu przy pięknej plaży.

— Wyglądasz kwitnąco — wyszeptał młodszy z braci do Holly, podszczypując jej pupę, na co Declan warknął i pogroził palcem.

Joshua spojrzał w jego stronę, przewrócił teatralnie oczami, by w końcu jeszcze ciszej powiedzieć do ucha bratowej:

— Stary pierdziel, nic się nie zmienił.

— Jest jeszcze bardziej zazdrosny — zachichotała blondynka, posyłając mężowi całusa.

Joshua omiótł spojrzeniem kobietę.

— Nie dziwię mu się — stwierdził. — Wyglądasz bajecznie, a po ciąży nabrałaś odpowiednich kształtów, takich, jakie faceci lubią najbardziej.

Joshua pokazał swoim gościom dom i ich pokoje, a kiedy został sam na sam z bratem i Amonem, zapytał:

— Zakochałeś się w tym małym urwisie, co?

Declan spojrzał na synka, pocałował go w główkę, po czym odpowiedział:

— To moje oczko w głowie i największy skarb. Stella też jest słodka i kocham ją bardzo, ale Amon to mój syn.

— Zwariowałeś, człowieku, normalnie zwariowałeś! — Joshua się zaśmiał, próbując zabrać małego z jego rąk.

Declan spojrzał surowo na brata, dając mu do zrozumienia, że ma się obchodzić z dzieckiem jak z jajkiem, i w końcu podał mu Amona.

— Jak sam się dorobisz dziecka, to pogadamy — powiedział, co momentalnie wywołało w młodszym bracie smutek i przygnębienie. — Joshi, przepraszam.

Brunet pokręcił głową, uśmiechnął się lekko.

— Nie mogę o niej zapomnieć i cały czas się zastanawiam, gdzie jest i co robi — wyszeptał. — Nie miałem z nią kontaktu przez prawie dwa lata, a mimo to ciągle ją kocham.

— To po co te zaręczyny? Graciella to bardzo młoda kobieta, a ty do niej nic nie czujesz. Joshua, co ty wyprawiasz? Czy ona jest w ciąży?

— Nie! — warknął młodszy z braci, podnosząc nieco głos. — Nawet z nią jeszcze nie współżyłem — dodał już znacznie ciszej.

— Tym bardziej nie rozumiem — oznajmił Declan.

— Posłuchaj, lubię ją, ona mnie kocha, świetnie się rozumiemy, mamy wspólne zainteresowania, a ja chcę w końcu zacząć normalnie żyć, a nie wegetować. Muszę wreszcie zapomnieć o Miley i wymazać ją ze swojego serca. Choć to kurewsko trudne, chcę zrobić krok do przodu, zamiast tkwić w ciągłym zawieszeniu, bo któregoś dnia zwariuję!

Declan westchnął, słuchając brata. Nie rozumiał jego postępowania, nie mógł pojąć, dlaczego na siłę kogoś szuka.

— Chcesz się związać z dziewczyną, którą zaledwie lubisz? Czy ty siebie słyszysz?

— To tylko zaręczyny, nie żaden ślub, stary! — stwierdził Joshua z ironią w głosie, co jeszcze bardziej rozwścieczyło starszego z braci.

Declan podszedł do Joshui, przejął swojego syna, posadził go na dywanie i podał dziecku kolorową grzechotkę. Wyprostował się i choć starał się zapanować nad emocjami, nie wytrzymał. Chwycił Joshuę za koszulkę i zaczął nim szarpać. Spojrzał mu prosto w oczy.

— Zaręczyny, mój drogi, w tym przypadku to już ślub, a ty jesteś w ciemnej dupie! — powiedział. — Abelardo to nie jest człowiek, z którym można polemizować. Skrzywdzisz jego córeczkę, a strzeli ci w łeb bez mrugnięcia okiem. To nie Beverly Hills i tu nie zmienia się laski, bo ci nie pasuje, a przynajmniej nie, jeśli chodzi o córkę tego człowieka. Joshua, zastanów się, czego chcesz w życiu, bo tym razem mogę nie zdążyć ci pomóc.

Joshua wyrwał się z uścisku starszego brata i wydukał:

— Kiedyś może ją pokocham!

Spojrzenie Declana mówiło samo za siebie. W końcu starszy z braci poluźnił uścisk, by wrócić do siedzącego na dywanie synka. 

— Właściwie gdzie jest twoja przyszła narzeczona? — zapytał z wyraźną ironią w głosie.

— W swoim domu — warknął Joshua, na co Declan parsknął śmiechem.

— Widzisz? Nawet nie mieszkacie razem. To człowiek z zasadami i nie pozwoli ci jej skrzywdzić.

— To nie tak! Śpi u mnie, ja sypiam u niej. Ale skoro przyjechaliście, nie chciałem, by Graciella czuła się skrępowana.

— Masz kogoś na boku? — Declan bacznie się przyglądał zmieszanemu bratu.

— Ja? Nie, no co ty — odpowiedział od razu.

— A miałeś, odkąd tu przyjechałeś?

— Co to za przesłuchanie?! — Joshua wiedział, do czego zmierza jego brat. — Po co ci to wiedzieć? — zapytał, na co szatyn pokręcił głową.

— Próbuję cię zrozumieć — wyjaśnił. — Po rozstaniu z Miley zmieniłeś się. Nie spałeś z nikim, prawda?

— Nie. Próbowałem nie raz, ale nie wychodziło. Szukałem lasek na jedną noc, lecz kiedy miało już do czegoś dojść, odsyłałem je. Traciłem ochotę na seks. Raz spałem z jedną dziewczyną, a raczej ją pieprzyłem, bo spaniem to nie mogę tego nazwać. 

— I co? 

— Nie czułem przyjemności. Declan, ja wariuję! Wszędzie ją widzę, ciągle, cały czas! Rano, w nocy, bez przerwy! Patrzę na Graciellę, całuję jej usta, dotykam ją i jest tak, jakbym dotykał i całował moją Miley.

Starszy brat westchnął.

— Odpuść i wyjedźmy, póki jest jeszcze czas — poprosił, chwytając Joshuę za ramię. 

— Nie! Nie będę całe życie uciekał! Za tydzień odbędą się zaręczyny, a ja do tego czasu pozbawię córkę Abelarda wianuszka! — burknął, odchodząc od brata. — Zjedzmy coś, Melanie zrobiła kolację specjalnie na wasz przyjazd. Ja pójdę porozmawiać z mamą i chłopakami, stęskniłem się za nimi — dodał, zatrzymując się przy drzwiach.

Spojrzał na brata i dostrzegł na jego twarzy smutek. Jemu samemu także było smutno, ale wierzył, że u boku młodej kobiety w końcu odnajdzie swoje szczęście i zapomni o nieszczęśliwej miłości. 

— Joshi? — zatrzymał go Declan. 

— Tak?

— Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć?

— Wiem, Declan, wiem. 

***

Kolacja mijała w dobrej atmosferze z wyśmienitym jedzeniem. Joshua siedział przy stole i śmiał się z dowcipów Stelli oraz Dużego Jacoba. Dziewczynka opowiadała, że Jacob je jej z ręki i zawsze robi wszystko, o co go prosi. Joshua mógł choć na moment przestać myśleć o Miley, Gracielli i Abelardzie, by skupić się na dobrej zabawie z rodziną i przyjaciółmi, za którymi tak bardzo tęsknił.

— Jak ci idzie z alpinistką? — zagadnął Jacoba, po czym parsknął śmiechem, aż opluł sobie brodę jedzeniem. Selinę, bo o nią chodziło Joshui, Duży Jacob poznał na imprezie urodzinowej Miley. Olbrzym pomimo tego że koledzy naśmiewali się z wzrostu dziewczyny w porównaniu z nim, utrzymywał z dziewczyną kontakt.

Teraz spojrzał wrogo na bruneta, zmarszczył gęste brwi i przeczesał nerwowo dłonią włosy.

— Lepiej niż ci się wydaje — odpowiedział. — Ja przynajmniej jestem z kimś, kogo kocham, i niczego nie udaję.

Słowa przyjaciela zabolały Joshuę. Momentalnie popsuł mu się humor. Declan, widząc minę brata, czym prędzej chciał załagodzić sytuację, więc zaproponował drinka w męskim gronie, przed domem, na pięknej plaży, z równie bajecznymi widokami.

— Porozmawiam z nim — wyszeptał żonie na ucho i pocałował jej odsłonięte, opalone ramię.

Holly skinęła głową, uśmiechnęła się słodko, proponując żeńskiej części towarzystwa pyszny deser i lody.

***

— O co ci chodzi?! — Joshua fuknął na Dużego Jacoba.

Mężczyźni na plaży popijali zimne piwo i rozmawiali na różne tematy. Spacerowali brzegiem morza, wspominali stare czasy, niebezpieczne sytuacje podczas akcji, ale również te zabawne i pełne śmiechu. Wszystko było dobrze do momentu, kiedy Jacob zaczął dogryzać Joshui na temat Miley i jego wyborów życiowych, a także wypominać mu, że jest głupi i stracił palec, bo zachciało mu się wypasionego auta. Kiedyś bowiem Joshua zamiast dobić interesu z rosyjskim mafiosem, pieniądze wydał na nowy sportowy samochód, za co spotkała go od Siergieja kara.

— Panowie, spokój — jęknął Declan, próbując stanąć pomiędzy rozjuszonym bratem a rozbawionym do łez Dużym Jacobem.

— Niech ten pieprzony, wielki wybryk natury się ode mnie odpierdoli! — krzyczał brunet, wymachując zabawnie rękoma.

Olbrzym stał, ze śmiechu łapał się za brzuch, czym jeszcze bardziej denerwował Joshuę.

— Jacob, odpuść — zwrócił się Declan do rozbawionego kumpla.

— Ani mi się śni. Niech ta męska podróbka wie, jak to jest, kiedy się ktoś z niego śmieje! — powiedział Duży Jacob z zadowoleniem, dźgając Joshuę palcem w pierś, na co ten wpadł w furię.

— O ty, kurwa twoja mać!! — krzyknął wściekły Joshua, już gotowy do bicia.

Declan machnął ręką i odszedł na bok. Zbliżył się do Logana, który siedział na ciepłym piasku i popijał piwo. Usiadł koło mężczyzny, wzniósł toast i upił spory łyk alkoholu.

Tymczasem Duży Jacob wziął Joshuę na ręce, przerzucił go sobie przez ramię, by na koniec sprzedać mu mocnego klapsa w pośladek. Cieszył się przy tym jak mały chłopiec.

— Cicho, najdroższa, bo twoja dupcia będzie jak dojrzały buraczek! 

— Ty wielki chuju! — krzyczał brunet, okładając go pięściami.

— O, tak mi rób, słoneczko moje, tak mi dobrze! Twoje piąstki czynią cuda — naśmiewał się z przyjaciela olbrzym, uderzając dłonią w jego pośladki. 

Declan z Loganem nie mogli powstrzymać się od śmiechu. Aż pokładali się na piasku i pluli piwem.

— Przeproś, pańciu! — warknął Jacob, uderzając Joshuę, który po kilkunastu mocnych uderzeniach w zadek dosłownie płakał i na zmianę się śmiał.

— Wal się, King Kongu! 

— Przeproś! — Jacob ponownie uderzył Joshuę.

— Ani mi się, kurwa, śni! — wrzasnął młodszy z mężczyzn, czując na pośladku potworny ból. 

— Ja tak mogę do rana, najmilejszy, ale twoja dupcia będzie wyglądała jak u rasowej Murzynki — zaśmiał się olbrzym, ponownie uderzając bruneta. 

— O kurwa, przepraszam! — Joshua w końcu się poddał.

— Grzeczna sunia — pochwalił go Jacob, a następnie puścił go na piasek.

— Moja dupa! — krzyczał Joshua, biegnąc w stronę zimnej morskiej fali i zalewając się łzami.

— Też cię kocham!

Joshua siedział dłuższą chwilę w wodzie, próbując złagodzić piekący ból pośladków, a kiedy wreszcie mu się to udało, skruszony wyszedł na brzeg. Podszedł do chłopaków i ze łzami w oczach wyznał: 

— Kurwa, brakowało mi was!

Mężczyźni jednocześnie wybuchli głośnym śmiechem i zaatakowali biednego Joshuę, tarzając go w piasku. 

Rozdział1

Przyjaciele siedzieli na plaży do późnego wieczoru. Do domu wchodzili tylko po zimne trunki i znowu wracali na zewnątrz.

W końcu zmęczony Declan pożegnał się z nimi. Pragnął jak najszybciej znaleźć się u boku swojej seksownej żony. 

Odświeżony po prysznicu cicho wszedł do pomieszczenia, położył się do łóżka i przytulił do prawie nagiego ciała Holly. Objął ją w pasie, pocałował w ramię, zaciągając się pięknym zapachem jej skóry.

Kobieta przebudziła się, gdy poczuła przy swoim boku męża. Obróciła się w jego stronę i delikatnie pocałowała jego wargi.

— Jesteś w końcu. Tęskniłam za tobą — wyszeptała, gładząc kciukiem jego policzek.

— Jestem, słoneczko — wychrypiał. 

Zamyślił się na moment i głośno westchnął. Holly przytuliła się do męża, delikatnie gładziła jego ciało.

— Co się dzieje? Martwisz się czymś? — zapytała, podgryzając jego sutek.

— Joshua wpakował się w niezłe kłopoty. Próbuję mu jakoś pomóc, przemówić do rozsądku, ale jest uparty jak osioł i nie słucha — wyszeptał, wyjął dłonie spod głowy i objął ciało kobiety, przyciskając ją mocno do siebie.

— Co znów wymyślił twój młodszy brat?

— Te zaręczyny to jakaś ściema. On to robi, żeby zapomnieć o Miley — powiedział.

Holly aż usiadła z wrażenia i spojrzała na twarz męża oświetloną przez jasny księżyc.

— Żartujesz?

— Uwierz, że bardzo bym chciał żartować — odparł szybko. — Próbuje zapomnieć o dziewczynie i myśli, że Graciella mu w tym pomoże. Ale nie zdaje sobie sprawy z tego, że jeśli ją skrzywdzi, Abelardo utnie mu łeb.

— Może nie będzie aż tak źle — stwierdziła.

Pocałowała męża w usta, wstała z łóżka i podeszła do przeszklonych drzwi tarasowych. Mężczyzna udał się w jej ślady, po drodze zabierając z komody paczkę papierosów. Ujął żonę za dłoń, a następnie wyszli na drewniany taras. Holly usiadła na wiklinowym krześle, a on odpalił papierosa, stojąc przy barierce. Patrzył przed siebie, wsłuchując się w szum morza.

— Znam Abelarda bardzo długo i nieraz byłem świadkiem, jak bez wahania strzelił do drugiego człowieka na oczach innych ludzi. To on rządzi tym miejscem. Każdy tu się go boi i traktuje jak jakiegoś boga. Jeśli Joshua nie zmądrzeje, nie wiem, jak to się dla niego skończy — wyszeptał, po czym mocno się zaciągnął dymem papierosowym.

— Może ja z nim porozmawiam? — zaproponowała Holly, podnosząc się z krzesła.

Stanęła za mężem i przywarła ciałem do jego nagich pleców, obejmując go dłońmi w pasie.

— Nie, kochanie, to jego decyzja. Jutro wezmę go na miasto, spędzimy trochę czasu razem i może uda mi się go przekonać, żeby wrócił z nami do domu. Mam nadzieję, że się zgodzi.

— Ale to będzie oznaczało koniec waszej współpracy z Abelardem — wyjąkała.

Declan wyrzucił niedopałek papierosa, pochylił się i wziął w dłonie jej twarz.

— Już dawno myślałem, żeby zakończyć z nim współpracę — przyznał szeptem. — Męczy mnie to. Mamy jeszcze innych wspólników, a szczerze mówiąc, mam już tego pomału dosyć.

Uśmiechnął się do kobiety i złożył na jej ustach delikatny, choć bardzo namiętny pocałunek. Holly nic już nie odpowiedziała, tylko przytuliła się do męża.

***

— Dawaj mi twoją furę, przetestujemy, jak się zachowuje na drodze — powiedział Declan do brata, kiedy po śniadaniu wyszli na papierosa.

Joshua się uśmiechnął.

— Mam lepszy pomysł. Weźmiemy dwa auta i się pościgamy!

— Bo ja wiem…

— Dawaj! Co, strach cię obleciał, stary pierdzielu?

— A niech stracę, chodź!

Bracia ścigali się po okolicy, a Joshua na chwilę zapomniał o kłopotach i własnych rozterkach. Skupił się na jeździe i pokonał Declana o włos.

— Muszę przyznać, że brakowało mi tej adrenaliny — stwierdził Declan, parkując samochód obok auta brata.

— Mnie też, nawet nie wiesz, jak bardzo — zaśmiał się Joshua, wychodząc z pojazdu. Declan oparł się o przednią maskę swojego auta i zdjął okulary przeciwsłoneczne.

— Joshua, wróć z nami do domu — poprosił, spoglądając na niego błagalnym wzrokiem.

Młodszy z mężczyzn odetchnął głośno i zrezygnowany pokręcił przecząco głową.

— Dlaczego?

— Mam tu swoje życie, piękny dom, interesy i…

— …kobietę, której nie kochasz. — Declan dokończył za niego.

— Ale może pokocham — wyszeptał.

Joshua chciał jeszcze coś powiedzieć, ale w tej chwili zadzwonił jego telefon. Gdy zobaczył na wyświetlaczu zdjęcie Gracielli, uśmiechnął się i odebrał.

— Cześć, stokrotko — powiedział, zerkając w stronę Declana, który ze zmarszczonymi brwiami przysłuchiwał się ich rozmowie.

Młodszy z braci zamienił kilka zdań z dziewczyną.

— Graciella przyjedzie dziś do mnie, chce was wszystkich poznać, a później zaprosić na kolację, do domu Abelarda — powiedział Joshua, gdy już zakończył rozmowę.

— Dziękujemy za zaproszenie — warknął Declan i wsiadł do samochodu. Odpalił silnik, spojrzał na brata i oznajmił: — Wracam do żony i dzieci.

— Declan… — zaczął brunet, ale brat nie zamierzał czekać i ruszył.

Wkurzony Joshua kopnął oponę swojego wozu i przeklinając brata, wybrał numer swojej przyszłej narzeczonej.

— Graciello, chcę się spotkać. Teraz! — fuknął do słuchawki. — Tak, na wzgórzu.

To tam często spędzali dnie, skacząc z klifu do przejrzystej wody. Było tam cicho i intymnie, a on tego właśnie teraz potrzebował. Musiał się przekonać na własnej skórze, czy jest w stanie zapomnieć o Miley.

Kiedy siedział w samochodzie i czekał na dziewczynę, w głowie miał miliony dziwnych myśli. Wiedział, że Declan ma sporo racji, ale nie umiał wybrać innej drogi. Był już kompletnie wykończony ciągłym wspominaniem kobiety, która od niego uciekła, a którą kochał całym sercem. Uznał, że przecież gdyby Miley odwzajemniała jego uczucia, nigdy w życiu by nie odeszła albo przynajmniej pozwoliłaby sobie wszystko wyjaśnić. 

Był wkurwiony na siebie i swoje głupie serce, które na samo wspomnienie o Miley zaczynało szybciej bić.

— Muszę o tobie zapomnieć! — krzyknął głośno, uderzając dłońmi o kierownicę.

Widząc zbliżający się samochód Gracielli, czym prędzej wysiadł z pojazdu, a kiedy dziewczyna zaparkowała, podbiegł do niej i prawie wyciągnął ją ze środka za rękę.

— Jesteś wreszcie! — syknął jej do ucha, owiewając je gorącym oddechem. Następnie natarczywie przywarł do ust wybranki, całując je mocno i zachłannie. 

„Nie myśl o tamtej, nie myśl” — powtarzał sobie, kiedy jego ręce spoczęły na jędrnych pośladkach Gracielli. 

Całował jej twarz, szyję, obojczyk. Pocałunkami schodził coraz niżej, a jego ruchy były mocne, stanowcze i dzikie.

Dziewczyna oddychała bardzo głośno, ale podobało jej się to, co Joshua robił z jej ciałem. Złapała w dłonie jego gęste włosy i pociągała lekko za ich końcówki.

— Joshi, co ty wyprawiasz? — wyjąkała, podniecona jego agresywnością. 

— Nie mogę dłużej czekać, nie potrafię — warknął, podnosząc jej sukienkę do góry, chwycił za skrawek bielizny, którą miała na sobie, i jednym szarpnięciem rozerwał.

Był podniecony, ale zarazem zły, wściekły, wkurwiony. Musiał samemu sobie udowodnić, że może zacząć żyć bez kobiety, o której nieustannie myślał.

— Chcesz to zrobić tutaj? — zapiszczała, kiedy brunet językiem przejechał po jej łonie. 

— Wszystko mi jedno gdzie — odburknął, wstał z kolan i poprowadził dziewczynę do swojego samochodu. Położył ją na tylnym siedzeniu, rozpiął rozporek, wyjął z bokserek twardy członek i jednym, mocnym ruchem wszedł w jej ciepłe wnętrze. Graciella wydała z siebie okrzyk rozkoszy i zaraz to ona zaczęła przejmować inicjatywę. Była dzika, napalona i nienasycona, a przy tym wcale nie wydawała się onieśmielona jak typowa dziewica. Joshua przestał panować nad sobą i z rozkoszą zagłębiał się w jej wnętrze, sapiąc i warcząc jak zwierzę. 

„Nie myśl o niej, do chuja!” — krzyczał do siebie w duchu, mocno pieprząc Graciellę. 

Kilka mocnych, głębokich i szybkich ruchów wystarczyło, by poczuł się zaspokojony. W ostatniej chwili przypomniał sobie, że nie założył prezerwatywy, więc skończył na brzuchu dziewczyny. Poczuł się jak ostatni skurwiel. 

— Przepraszam, to nie powinno się było wydarzyć — wychrypiał, wyjmując z tylnego schowka paczkę chusteczek, by oczyścić dziewczynę ze swojego nasienia. 

— Było cudownie — uśmiechnęła się do niego Graciella, wycierając brzuch.

Kiedy oboje doprowadzili się do ładu, Joshua usiadł, chwycił dłonie kobiety i zapytał:

— To nie był twój pierwszy raz, prawda?

— Nie — wyszeptała, spuszczając głowę.

— Dlaczego to ukrywałaś?

— Ojciec ma na moim punkcie bzika i gdyby się dowiedział, że pieprzyłam się z jego ochroniarzem, toby mnie zabił, a jego wrzucił do wody z krokodylami. 

Joshua przełknął głośno ślinę. Po dłuższej chwili spojrzał w ciemne oczy młodej kobiety i musnął jej usta swoimi.

— Mam sprawy do załatwienia. Jedź do domu i przyszykuj się na kolację.

— Ale miałam poznać twoją rodzinę…

— To poznasz ich podczas kolacji! — warknął, po czym lekko wypchnął ją z samochodu, a sam usiadł na miejscu kierowcy i odpalił silnik. — Zadzwonię — dodał.

***

Jechał przed siebie i krzyczał na całe gardło. Był głupi i naiwny, myśląc, że Graciella jest taka niewinna i słodka. Czuł się jak kretyn, ale z drugiej strony ulżyło mu.

— Co ja robię? — zapytał sam siebie.

Gwałtownie skręcił w prawo, zajeżdżając do pobliskiego baru. Musiał się napić, pomyśleć, zastanowić się, co dalej. Usiadł na krześle przy barze i zamówił schłodzoną wódkę. Wypił, a potem poprosił o kolejną i następną. 

Był rozbity i zagubiony jak mały chłopiec. Uprawiając seks z dziewczyną, nie czuł fajerwerków. Owszem, to było przyjemne, ale jedynie zaspokoił swoje potrzeby. Nie poczuł w tym nic pięknego, ani cienia miłości czy tęsknoty. Było okej i tyle. 

— Zniszczyłaś mnie, Miley — wyszeptał i wypił kolejny kieliszek wódki. 

Coraz bardziej kręciło mu się w głowie. A przecież musiał jakoś wrócić do domu i przygotować się do tej cholernej kolacji. Musiał też przeprosić Graciellę za swoje zachowanie. Upojony alkoholem wyjął telefon z kieszeni spodni, by wybrać numer brata.

— Gdzie jesteś? — zapytał zaniepokojony Declan.

— W barze. Przyjedź po mnie, bo nie dam rady wrócić sam — wybełkotał, machając ręką na barmana, by ten uzupełnił mu kieliszek.

Potem z trudem wytłumaczył bratu, gdzie konkretnie jest. Gdy skończył, przesiadł się na wygodniejsze miejsce przy stoliku i zabrał ze sobą butelkę wódki.

***

— Muszę jechać po Joshuę. — Declan pocałował żonę w czoło. 

— Mieliśmy iść na kolację do jego przyszłego teścia. Gdzie on jest?

— Urżnął się w trupa w jakimś barze. Przyszykuj się, kochanie, ja zaraz wracam — wyszeptał w jej usta. 

— Declan, a może ja zostanę w domu? Stella nie chce nigdzie iść, a Amon jest dziś bardzo niespokojny.

— Aniele mój, sam bym chętnie się stąd nie ruszał, ale nie wypada. Poproszę babcie, to zostaną z dziećmi. Swoją drogą, kochanie, przydałaby się nam jakaś pomoc do dzieci, nie uważasz? — zapytał, stojąc przy drzwiach. Widząc wyraz twarzy żony, szybko dodał: — Wiem, że chcesz sama zajmować się naszym synkiem, ale czasami byłoby łatwiej mieć kogoś pod ręką. Będziemy tu przez kilkanaście dni, a ja chcę ci pokazać piękno tego miejsca i odpocząć przed powrotem do domu. 

Holly uśmiechnęła się do męża.

— Chyba masz rację.

— Wszystkim się zajmę, jak wrócę, a teraz zrób się na bóstwo, moja pszczółko. — Cmoknął ustami w powietrzu i wyszedł. 

Po drodze zajrzał do chłopaków.

— Jacob, pojedziesz ze mną i wrócisz do domu autem Joshui.

— Niech zgadnę: zachlał pałę i nie jest w stanie wrócić?

Na te słowa Logan wybuchł głośnym śmiechem i opluł sobie piwem ubranie. 

— Dokładnie tak — odparł Declan, zabierając ze stolika klucze od samochodu.

— Kiedy on dorośnie? 

***

Joshua siedział już w samochodzie i ledwo żywy bełkotał coś pod nosem, denerwując Declana, który prowadził auto.

— Co ty odpierdalasz?! — krzyknął starszy brat. 

— Ty przeklinasz? O ja jebię, to musiałem cię naprawdę wkurwić, co? — zaśmiał się, wymachując rękami.

— Zabieraj te grabie sprzed mojego nosa, bo ci je połamię!

— Nie wkurzaj się na mnie, braciszku… — wyjąkał młodszy, próbując się pozbyć pijackiej czkawki.

— Czemu się upiłeś? Przecież wiesz, że niebawem masz kolację u swojej dziewczyny.

Joshua wzruszył ramionami. Westchnął głośno i wypalił:

— Pieprzyłem dziś Graciellę.

Declan, zaskoczony, momentalnie zahamował i zjechał na pobocze.

— Co zrobiłeś?

— Nie mogłem już wytrzymać, musiałem sprawdzić, czy jestem w stanie zapomnieć o Miley. Nie bój się, Graciella nie jest taka grzeczna, jak by się mogło wydawać. Nie była dziewicą — wysyczał, przewracając oczami.

— Ty kretynie! Pomogło ci to? 

— Chuja mi pomogło! Kurwa mać! Pieprzyłem własną dziewczynę, a przed oczami miałem Miley! Rozumiesz to? Jestem jakiś pojebany, nie potrafię zapomnieć tamtej i ciągle ją widzę. Nawet seks z inną kobietą mi się nie podoba. Z Graciellą nie czułem nic, żadnych pieprzonych błysków, światełek ani fajerwerków! Nic, kurwa, nic! Zaspokoiłem się i tyle. Czy tak ma teraz wyglądać moje zjebane życie? Niech cię szlag, Miley! — wrzeszczał, uderzając pięściami o własne nogi.

— Znajdę ją — powiedział Declan, próbując uspokoić brata.

— Ja jej nie znalazłem, a tobie się to uda? Po co? Chyba tylko po to, żebym ją zabił! Baby to pieprzone utrapienie. Od dziś patrzę tylko na siebie i własne potrzeby. Będę korzystał z życia i chuj! Wracajmy do domu, muszę się doprowadzić do porządku.

Declan nie odezwał się już ani słowem, odpalił silnik i ruszył przed siebie.

***

W domu Duży Jacob pomógł szefowi zataszczyć Joshuę pod prysznic i doprowadzić go do stanu używalności. I choć Joshua nie do końca wytrzeźwiał, był gotowy na kolację z przyszłym teściem i swoją młodą narzeczoną. Ubrany w elegancki garnitur wsiadł do samochodu, mówiąc do siebie:

— No, stary, powiedziałeś A, to musisz powiedzieć także B…

Rozdział2

Kiedy całą ekipą zjawili się w domu Abelarda, Joshua przedstawił swoją przyszłą narzeczoną oraz teścia.

— Przejdźmy dalej — zaproponował gospodarz, zapraszając wszystkich do salonu.

Holly trzymała się kurczowo ramienia męża i nieufnie patrzyła na Abelarda i jego córkę.

— Przeproszę was na moment i porwę moją piękną kobietę — uśmiechnął się Joshua, ciągnąc Graciellę za sobą.

— Naturalnie, synu. — Starszy mężczyzna kiwnął głową na swoją służbę.

Joshua z dziewczyną weszli do jej sypialni, a brunet momentalnie wpił się w jej usta i przygniótł jej ciało do drzwi. Jego pocałunek był natarczywy i bardzo chaotyczny, ale Graciella szybko oddała tę pieszczotę, chwytając go za krocze. Joshua musiał sprawdzić, czy w dalszym ciągu nic nie czuje, i… tak, nie czuł tego, co z Miley, ale nie poddawał się.

„W końcu mi przejdzie” — powtarzał sobie w myślach.

Oderwał się od Gracielli, kiedy obojgu zabrakło tchu, a on spojrzał w jej ciemne oczy.

— Przepraszam za moje zachowanie na wzgórzu — wyszeptał, całując jej nos. 

— Nie gniewam się, miałeś prawo być zły — odpowiedziała i uwiesiła mu się na szyi. — Już się nie mogę doczekać naszych zaręczyn — wyszeptała, uśmiechając się do niego szeroko.

— Ja też — skłamał. — Wracajmy do gości — dodał po chwili, biorąc dziewczynę za rękę.

Podczas kolacji przy stole panowała niezręczna cisza. Jedli, udając, że wszystko jest w najlepszym porządku. Declan powoli i bardzo dokładnie przeżuwał każdy kęs, a kątem oka obserwował zachowanie Abelarda, który jako jedyny był całkowicie rozluźniony i szczęśliwy. Joshua siedział jak na szpilkach z twarzą wlepioną w talerz, a Graciella co chwilę się uśmiechała, próbując rozładować niezręczną i sztywną atmosferę. Jacob z Loganem, niczego nieświadomi, pałaszowali i co rusz prosili służbę o dokładkę, a Holly pod stołem ściskała udo męża, czując, że ten aż kipi ze złości.

W końcu Declan nie wytrzymał. 

— Czemu tak szybko zdecydowaliście się na zaręczyny?

Joshua, usłyszawszy to, zakrztusił się winem.

— Kochanie, wszystko w porządku? — zapytała Graciella, klepiąc go po plecach. 

— Tak, serduszko — odpowiedział, całując jej drobną dłoń.

Declan westchnął i teatralnie przewrócił oczami, w dalszym ciągu czekając na odpowiedź, której nikt mu nie udzielał. Spoglądał raz na brata, raz na jego wybrankę.

— Pasują do siebie, kochają się, więc po co czekać? — Głos zabrał Abelardo. — Są ze sobą rok, a Joshua to dobry chłopak i zadba o przyszłość mojej cudownej córki. Kiedyś przejmie po mnie biznes i oboje będą rządzić na tej wyspie — dodał z szerokim i dumnym uśmiechem, klepiąc Joshuę po plecach.

— Nie żebym miał jakieś zastrzeżenia, ale Graciella ma dopiero dwadzieścia lat, a mój brat prawie trzydzieści sześć. Nie uważasz, że twoja córka powinna jeszcze się kształcić, zwiedzać świat albo poszukać sobie kogoś w swoim wieku? — Mówiąc to, Declan mocno ściskał w dłoniach sztućce. 

— Po co jej to wszystko, kiedy ma mnóstwo pieniędzy i władzy? Graciella ma najlepszych nauczycieli, którzy ją uczą w domu, i nie musi chodzić na studia. Co zaś do jej wieku, to myślę, że jest już na tyle dorosła, że sama może decydować o sobie i wyborze partnera — odparł gospodarz z lekką ironią w głosie.

— Doprawdy? Jeszcze niedawno każdy potencjalny zainteresowany twoją córką kończył trzy metry pod ziemią! — Declan nie dawał za wygraną, próbując się dowiedzieć, o co tak naprawdę chodzi jego wspólnikowi.

— No cóż, nie nadawali się dla mojej perełki. Ale Joshua jest dla niej odpowiednim partnerem. Zadba o nią i o jej potrzeby, a do tego jest dojrzałym mężczyzną, który inaczej patrzy na świat. 

Declan miał ochotę plunąć w twarz rozmówcy, ale wiedział, że musi to rozegrać w inny sposób. Musiał pomóc bratu, wyplątać go z tego pseudozwiązku jak najprędzej i zabrać z powrotem do domu, całkowicie zrywając z mafiosem kontakty.

— A jak towar, przyjacielu? — zapytał Abelardo, zmieniając temat rozmowy.

— Nie przybyliśmy tu dziś, żeby rozmawiać o interesach — odburknął zagadnięty, poprawiając się na krześle.

— Declan, uspokój się, proszę — wyszeptała Holly, coraz mocniej zaciskając dłoń na udzie męża.

Ten spojrzał w jej stronę, uśmiechając się, ucałował jej czoło, a następnie wstał. 

— Skoro już wszyscy wiemy, że ci młodzi chcą być ze sobą, to nie pozostaje mi nic innego, jak tylko życzyć im szczęścia w życiu. — Podniósł kieliszek wina, wznosząc toast za młodych. Patrzył przy tym na Joshuę, a w myślach mówił: „Nie rób tego…”.

— Za młodych! — krzyknął szczęśliwy Abelardo.

— My się już będziemy zbierać — powiedział Declan, chwytając Holly za dłoń. 

— Już? — zdziwił się Joshua, próbując zatrzymać starszego brata, ale ten miał serdecznie dosyć tego przedstawienia i jak najszybciej chciał pojechać do domu.

— Holly się źle czuje — odparł, przytulając żonę.

— Declan, co ty wyprawiasz? Nie wypada teraz wychodzić — wyszeptała mu do ucha.

— Powiedz, że boli cię głowa i musimy wracać — warknął do niej cicho.

Zrobiła to, o co ją prosił. Wszyscy przy stole wyrazili żal, że tak szybko uciekają, a Abelardo stwierdził, że poznają się lepiej na zaręczynach.

Declan pożegnał się z bratem, spojrzał w jego brązowe oczy i cicho wyszeptał:

— Będziesz tego żałował, ale wtedy może być za późno. — Po czym zapytał już znacznie głośniej: — Wracasz dziś do domu czy zostajesz z przyszłą narzeczoną?

Joshua, zmieszany, przełknął głośno ślinę i wydukał:

— Jeszcze zostanę, ale niedługo do was dołączę. Zabierzecie się sami czy mam kogoś odwieźć?

Declan spojrzał na brata surowym wzrokiem.

— Poradzimy sobie. Dobranoc, Abelardo, dobranoc, Graciello…

W drodze powrotnej Declan prowadził samochód, nie odzywając się do nikogo. Holly próbowała rozmawiać, ale jej mąż ewidentnie był nie w humorze. Duży Jacob i Logan siedzieli z tyłu.

— O co chodzi z Joshuą? — zapytał w końcu Jacob, za co Holly była mu wdzięczna.

Declan spojrzał w lusterko wsteczne.

— Mój brat to idiota, o to chodzi! — odpowiedział.

— Nie rozumiem — powiedział olbrzym, chcąc się dowiedzieć czegoś więcej.

— Nie chce mi się o tym rozmawiać, muszę ochłonąć i się uspokoić — odparł mężczyzna, wciskając gaz do dechy.

Jacob domyślał się, co jest grane, ale nie chciał jeszcze bardziej denerwować szefa, więc postanowił poczekać z rozmową, kiedy dotrą do domu Joshui.

Po powrocie Declan zdjął marynarkę i buty, wziął z lodówki kilka piw i na bosaka wyszedł przed dom, kierując się na plażę.

Nie chciał z nikim rozmawiać ani nikogo słuchać. Był zdenerwowany i musiał się uspokoić. Szedł przed siebie szybkim krokiem, popijając zimne piwo, a kiedy odszedł dostatecznie daleko od domu, usiadł pod palmą na ciepłym piasku, podwijając nogawki w swoich eleganckich spodniach. Potem wszedł po kolana do chłodnej, orzeźwiającej wody. Stał tak w wodzie, popijał piwo i patrzył na piękny zachód słońca, zastanawiając się, jak pomóc swojemu nieodpowiedzialnemu bratu wyjść z tarapatów, w które na własne życzenie się pakował. Obiecał sobie, że nie da za wygraną i znajdzie Miley.

— Znajdź mi Miley Janson — powiedział do słuchawki.

— Declan, szukaliśmy jej wiele razy…

— Nie interesuje mnie to, kobieta nie mogła się tak po prostu zapaść pod ziemię. Sprawdź wszystko jeszcze raz. Masz dostęp do jej danych, chyba gdzieś musi w końcu zapłacić kartą, wybrać pieniądze z konta i tak dalej? — warknął zły do swojego informatora.

— Sprawdzę jeszcze wszystko bardzo dokładnie. Odezwę się jutro.

***

Declan wrócił z plaży dość późno, ale nie miał ochoty jeszcze wchodzić do domu, więc usiadł na drewnianych schodkach przed domem, głośno wzdychając.

Siedział pogrążony w zadumie, kiedy coś usłyszał.

— Tatusiu, czemu jeszcze nie śpisz? — zapytała zaspana Stella, siadając na schodkach obok niego.

Declan spojrzał na nią, uśmiechnął się do niej szeroko, poklepał dłonią swoją nogę, dając dziewczynce do zrozumienia, żeby usiadła na jego kolanie. Przejechał dłonią po jej potarganych blond włosach.

— A ty, skarbie, dlaczego jeszcze nie śpisz?

— Chciało mi się pić i zeszłam do kuchni, a wtedy zobaczyłam, że siedzisz tu sam. Coś się stało? Pokłóciłeś się z mamą? — mówiła z troską w głosie, na co mężczyzna uśmiechnął się jeszcze szerzej i pocałował ją w czoło.

— Nie, kochanie moje. Z mamusią się nie da kłócić. Jest wspaniała, tak jak ty, wiesz?

— To czemu tu siedzisz sam?

— Musiałem pomyśleć, słoneczko — wyszeptał, gładząc ciepłą dłonią jej plecy.

— Tato?

— Tak, myszko?

— Utulisz mnie do snu jak kiedyś?

— No pewnie, kochanie, chodź do pokoju.

Wziął dziecko na ręce i zaniósł je do sypialni. Ułożył Stellę na łóżku, przykrył cienkim prześcieradłem, a sam położył się obok i przytulił dziewczynkę mocno do siebie.

— Kocham cię, tato — wyszeptała, zamykając oczy.

— A ja ciebie, kochanie. Jesteś moją malutką córeczką i nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić, pamiętaj o tym. Kocham cię tak samo jak twojego brata, wiesz? — zapytał cichym głosem, po czym ucałował jej czoło.

— Wiem, cieszę się, że mam małego braciszka.

— Śpij, kruszynko moja.

Siedmiolatka usnęła spokojna, a Declan zasnął, leżąc obok niej.

***

Joshua wrócił nad ranem wykończony. Przechodząc przez hol, natknął się na Holly, która z Amonem na rękach szła do kuchni zrobić mu śniadanie.

— Joshua? Dopiero wróciłeś? — zapytała, ciągnąc go do kuchni.

Mężczyzna usiadł przy stole, a Holly wcisnęła mu na ręce małego Amona. Sama zajęła się przygotowywaniem posiłku.

— Abelardo poprosił mnie o pomoc i nie wypadało odmówić — wychrypiał. — Gdzie Declan? Jeszcze śpi? — zapytał po dłuższej chwili.

— Usnął przy Stelli. Wczoraj po powrocie do domu był wściekły, z nikim nie chciał rozmawiać i gdzieś zniknął. Wrócił późno i poszedł do Stelli. Joshua, czy ty na pewno wiesz, co robisz?

— Ty też przeciwko mnie? — zapytał zrezygnowany.

Holly podeszła do mężczyzny i usiadła obok.

— Wiesz, że nie. Kocham cię jak brata i nie chcę, żebyś się wplątał w jakieś tarapaty. Ty wiele razy mi pomogłeś i pragnę, żebyś wiedział, że w każdej chwili możesz na mnie liczyć. Na mnie i mojego męża. Nie będę cię oceniać, bo to twoje życie i twoje decyzje, ale bądź ostrożny.

— Declan to ma, chuj jeden, więcej szczęścia niż rozumu. Gdzie on cię znalazł? — zapytał, uśmiechając się do blondynki.

— W teatrze — zaśmiała się i wróciła do przyrządzania posiłku dla synka.

Joshua siedział przy stole, bawił się z dzieckiem, ale kątem oka obserwował Holly krzątającą się po kuchni. Zazdrościł bratu takiego skarbu.

Też chciałby mieć taką kobietę i móc cieszyć się szczęściem. Jednak jego miłość uciekła od niego i każdego dnia pluł sobie w brodę, że tamtego ranka powiedział kilka słów za dużo.

— Kochanie, wstałaś już? — Do kuchni wszedł Declan ze Stellą na rękach. Holly uśmiechnęła się do nich, podeszła i delikatnie ucałowała oboje.

— Mamo, a wiesz, że tatuś dziś spał ze mną? — zapytała Stella, gdy Declan postawił ją na ziemi. Zaraz też podeszła do Joshui, by się przywitać.

— Wiem, widziałam rano, kiedy razem z Amonem szliśmy do kuchni.

Declan z uśmiechem usiadł obok brata i zabrał od niego syna. Stella wykorzystała okazję i sama usiadła na kolanach Joshui, mocno się do niego przytulając.

— Wujku, tęskniłam za tobą. Ale mógłbyś się ogolić, bo kłujesz. Po co wam te brody? Tata też mnie bez przerwy kłuje — mówiła z pretensją. — Że też mamie to nie przeszkadza, jak go całuje… Jak ja będę miała kiedyś chłopaka, to będzie musiał chodzić ogolony!

Na jej słowa wszyscy wybuchli głośnym śmiechem. Nawet Joshua poweselał.

— Obiecuję, że po śniadaniu się ogolę, specjalnie dla ciebie, księżniczko.

— I to mi się podoba — powiedziała uśmiechnięta.

— A co powiesz na wycieczkę? — zaproponował i spojrzał pytająco na Declana i Holly.

— Mówisz poważnie? Ale tylko my we dwoje?

— Tylko my, oczywiście jeśli rodzice się zgodzą.

Declan skinął głową.

— Uważaj na nią.

— Nie jestem idiotą! — warknął.

— No, nie powiedziałbym — wyszeptał starszy z braci i opuścił pomieszczenie, zabierając z blatu kaszkę dla Amona.

— Daj mu czas, Joshua — wyszeptała Holly.

— Jasne…

Rozdział3

— Z czego się tak cieszysz, skarbie? — zapytała Holly, ocierając się nagim ciałem o męża.

Declan uśmiechnął się jeszcze szerzej. Niewiele myśląc, przygniótł Holly do miękkiego materaca i naparł na nią całym ciałem. Złapał jej dłonie, umieścił za jej głową, a następnie wychrypiał:

— Mam ochotę na dziki seks z rana, moja kurewsko ponętna żono.

Te słowa wzbudziły w niej ogromne pożądanie. Holly uśmiechnęła się lubieżnie, rozkładając szerzej uda, wypchnęła biodra do góry, po czym wyjąkała, przygryzając jego wargę:

— Nareszcie wrócił mój niegrzeczny, niewyżyty i nieokiełznany mąż. Zrób ze mną, co chcesz, ale szybko, bo płonę dla ciebie.

Declan nie pozwolił żonie długo czekać. Chwycił swój członek w dłoń, przesunął po nim dłonią w górę i w dół. Spojrzał w twarz Holly i nakierował penisa do jej gorącego wejścia, by jednym mocnym, bardzo głębokim ruchem wejść w nią, wydając z siebie głośny jęk.

— O tak! — Holly stękała, próbując wyrwać nadgarstki z uścisku mężczyzny, ale Declan tylko wyszczerzył się szerzej i mocniej zacisnął jej dłonie. A potem wchodził w nią — mocniej, głębiej, coraz bardziej dziko i chaotycznie.

— Leż i nie wyrywaj mi się, niegrzeczna! — sapnął w jej twarz.

Declan tego ranka był dziki i brutalny niczym tygrys, ale taki seks podobał się Holly.

— Zaraz wybuchnę! Pozwól mi cię dotknąć! — krzyknęła, czując zbliżający się orgazm.

— Ciii, aniele — wyszeptał, posuwając ją mocno.

Wszystkie jego mięśnie napinały się do granic, gdy raz po raz wbijał się w jej kobiecość, wywołując w jej ciele dreszcz rozkoszy. Jego pośladki zaciskały się przy każdym mocnym i głębokim ruchu, a na ciele pojawiły mu się pierwsze kropelki potu. Kilka mocnych, energicznych ruchów biodrami i przekleństw rozpalonej małżonki, a oboje doznali upragnionego spełnienia.

— Uwielbiam, kiedy podczas seksu krzyczysz brzydkie słowa — wychrypiał w jej twarz, poruszając wciąż biodrami, co doprowadziło ją do jeszcze jednego spazmu rozkoszy.

— Błagam cię, nie katuj mnie już i przestań, bo… O Boże! — zawołała głośno, na co mężczyzna zakrył jej usta dłonią. Nie przestawał się poruszać, a ona prężyła ciało w kolejnym spełnieniu.

— Dojdź jeszcze raz! — wyszeptał, uderzając swoim członkiem w jej rozpalone wnętrze. — Jesteś moja, tylko moja, tylko dla mnie!! — fuknął, doznając ponownego orgazmu, kiedy Holly z seksownym wyrazem twarzy przeniosła się w inny wymiar.

— Kocham cię! — wykrzyczała, poddając się całkowicie mężowi. Declan opadł na jej spocone nagie ciało.

— A ja ciebie, pszczółko…

***

W pięknie przystrojonej sali wynajętej specjalnie na tę okoliczność przez Abelarda zebrali się ważni goście i przyjaciele przyszłych narzeczonych. Połowy tych ludzi Joshua nie znał i gdy przyglądał się im z bliska, wcale nie miał ochoty się z nimi zapoznawać. Wokół Abelarda kręciło się mnóstwo gości, ochroniarzy, a przede wszystkim kobiet. Mężczyzna, mimo że był już po pięćdziesiątce, prezentował się bardzo dobrze.

Joshua trochę się denerwował. Obserwując gości Abelarda, zastanawiał się, jak po zaręczynach będzie wyglądało jego życie i czy faktycznie ojciec jego wybranki jest taki, jakim go przedstawił Declan. Joshua widział go kilka razy w akcji i współczuł ofiarom swojego przyszłego teścia, choć dobrze wiedział, że prowadzenie nielegalnych interesów wiąże się z okrucieństwem.

Po drugiej stronie sali dostrzegł brata, uśmiechniętego i nad wyraz wesołego w towarzystwie żony i dzieci. Patrzył na niego, a kiedy ich wzrok się spotkał, Declan mrugnął do niego, podnosząc kieliszek w górę.

— Kochanie, denerwujesz się czymś? — zapytała Graciella, chwytając bruneta pod ramię.

Joshua spojrzał na śliczną twarz dwudziestolatki, uśmiechnął się do niej szeroko i wyszeptał w jej pełne, czerwone usta:

— Chciałbym, żeby to wszystko już się skończyło i żebym mógł cię zabrać do sypialni.

— To zróbmy to i miejmy z głowy — zaproponowała, puszczając mu oczko.

Joshua przełknął głośno ślinę. Po krótkim namyśle ruszył w stronę podestu, gdzie grała orkiestra. Wszedł na scenę, wziął do ręki mikrofon i poprosił wszystkich o uwagę. Jednak gdy zobaczył zwrócone na siebie spojrzenia, w tym wzrok Declana, zestresował się tak, że ręce trzęsły się mu jak galareta, a serce chciało wyskoczyć z piersi. Nie tak wyobrażał sobie własne życie i nie tak miały wyglądać jego zaręczyny, a przede wszystkim: nie tak miała wyglądać jego narzeczona.

Znów przed oczami stanęły mu cudowne chwile z Miley. Ich namiętny seks, długie pocałunki i te wszystkie wyznania, jakie sobie składali. Przypomniał sobie piękne ciało Miley i cholernie za nim zatęsknił. Nabrał ochoty, by uciec jak najdalej od tej sceny i wszystkich tych ludzi, ale nie mógł i też nie chciał, bo wciąż się łudził, że przy Gracielli odnajdzie swoje szczęście.

Zebrał w sobie wszystkie siły. Bez zająknięcia poprosił o rękę dziewczyny, a kiedy otrzymał błogosławieństwo od Abelarda, wszystkie emocje opadły. Joshua z uśmiechem ukląkł przed Graciellą, by spytać, czy zostanie jego żoną, a zaraz potem założył na jej serdeczny palec piękny pierścionek zaręczynowy.

Rozległy się gromkie brawa i okrzyki gości.

— Gratuluję, ale mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy z osobą, którą naprawdę kochasz — wyszeptał mu do ucha brat, poklepując jego ramię.

— Dziękuję, też mam taką nadzieję — odpowiedział, a później odwrócił się do Gracielli i pocałował jej usta.

— O ja pierdolę! — usłyszał nagle słowa Declana, a za chwilę huk rozbijanego szkła.

Joshua spojrzał w stronę, skąd doszedł hałas, i zamarł.

Przed nim stała ona, jego bogini i zarazem utrapienie. Kobieta, o której wspomnienie spędzało mu sen z powiek, którą kochał całym sercem i duszą.

Joshua nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Jak to możliwe, że po tak długiej rozłące i miesiącach poszukiwań nagle udało mu się ją spotkać? Nie wierzył w cuda, a oto miał przed sobą najprawdziwszy cud.

Stał jak sparaliżowany i zanurzył się w głębię jej zielonych kocich oczu, a jego serce wyrywało się do niej. Ona też nie mogła się ruszyć nawet o krok.

— Miley? To naprawdę ty… — wyszeptał.

Ale kiedy w końcu odzyskał władzę nad sobą, chciał do niej podejść i mocno ją przytulić, Declan chwycił go za ramię.

— Nie rób żadnych głupich numerów, wezmę to na siebie. Zaufaj mi… — szepnął mu do ucha.

Miley, przerażona, ze łzami w oczach, obróciła się na pięcie i wybiegła z sali.

— Co to za przedstawienie?! — wrzasnął wściekły Abelardo. — To jakaś ofiara losu. Chłopcy, zajmijcie się nią! — zwrócił się do swoich żołnierzy.

Declan natychmiast zareagował.

— Abelardo! — krzyknął. — Nie psuj sobie tego dnia, ja to załatwię. Przepraszam wszystkich.

Starszy z braci wybiegł za dziewczyną w pośpiechu, mając nadzieję, że tym razem mu nie ucieknie. Gdy zobaczył Dużego Jacoba, który wyszedł jakiś czas temu zapalić, polecił mu:

— Idź za nią, tylko błagam, zrób tak, żeby cię nie widziała. Masz się dowiedzieć, gdzie mieszka.

— To była…?

— Tak! Nie zgub jej. Ja muszę wrócić na salę i uspokoić Joshuę, bo kiedy stary się kapnie, co jest grane, stracę brata.

Declan wrócił do środka i od razu podbiegł do chwiejącego się jeszcze z emocji brata.

— Chodź, pogadamy — wyszeptał. — Porwę na moment twojego faceta, pozwolisz? — zapytał jeszcze Gracielli, po czym pociągnął za sobą Joshuę na świeże powietrze.

— Jasne! Ja pójdę uspokoić ojca — odpowiedziała.

— Te zaręczyny miały być wyjątkowe, a jakaś głupia niezdarna pizda wszystko zepsuła! — denerwował się Abelardo, zaciskając dłonie w pięści.

— Tatku, nic się nie stało. Może dziewczyna źle się poczuła i dlatego stłukła szkło. Przecież to się posprząta i wszystko będzie okej. Declan się nią zajmie, nie denerwuj się już i uśmiechnij się, bo tamte panie bardzo liczą dziś na twoje towarzystwo. — Dziewczyna wskazała głową grupkę kobiet stojących przy barze, które ewidentnie miały ochotę poznać bliżej mafiosa.

— Widziałaś Joshuę? Wyglądał, jakby się miał zaraz przewrócić, kiedy zobaczył tę dziewuchę. — Abelardo nie dawał za wygraną.

— Porozmawiam z nim, dobrze? Będziesz spokojniejszy? — zapytała z uśmiechem na ustach.

— Tak, kochanie. Dziś jest wasz dzień i nie będę go sobie psuł jakąś wieśniarą, która zaraz straci i pracę, i swoje marne życie — wyszeptał, składając na policzku córki delikatny pocałunek.

Holly z daleka obserwowała dziewczynę i jej ojca, a kiedy zauważyła, że ta szuka Joshui, czym prędzej podeszła do niej, by Declan mógł na spokojnie porozmawiać z bratem.

— Napijemy się? — zapytała z uśmiechem na ustach.

— Chciałam porozmawiać z narzeczonym — odpowiedziała lekko zmieszana Graciella.

— Oj, daj spokój, jeszcze zdążysz, a teraz chodź, pogadamy, poznamy się bliżej, w końcu niedługo będziemy rodziną, a ja nic o tobie nie wiem — przekonywała Holly.

— Może masz rację, niech sobie bracia pogadają.

— Świetnie! — klasnęła Holly z udawanym entuzjazmem.

***

— To była ona! To była moja Miley! — mruczał podekscytowany brunet, chodząc w kółko. — Muszę ją znaleźć, muszę, bo znowu mi ucieknie! Dlaczego ona wciąż ucieka? Jezu, zaraz zwariuję!

Joshua złapał brata za poły marynarki, krzyczał mu w twarz i szarpał nim jak szmacianą lalką. Zwrócił tym samym na siebie uwagę innych gości, którzy wyszli na zewnątrz, żeby się przewietrzyć.

— Uspokój się! — zawołał Declan ze złością i dodał już znacznie ciszej: — Wysłałem za nią Jacoba, niedługo będziemy wszystko wiedzieć. Ale, na Boga, zachowuj się normalnie, bo ten stary cap się czegoś domyśli.

Joshua głośno wciągnął powietrze do płuc.

— Jak mam się uspokoić, kiedy po prawie dwóch latach spotkałem kobietę swojego życia, a ta mi znowu spierdoliła? Mam ochotę ją zabić, wiesz? Dlaczego ona wciąż ucieka i nie stać jej na szczerą rozmowę? Wytłumacz mi to, do chuja! Jak to jest możliwe, że ona tu cały czas była, mieszkała, pracowała, a ja jej nie widziałem? To jakiś znak! Słyszysz: to znak, że jeszcze nie wszystko stracone! — mówił chaotycznie, wciąż potrząsając bratem.

— Joshi, uspokój się i wróć do narzeczonej — poprosił Declan, próbując go zaciągnąć do środka.

— Pojebało cię? Jadę do niej, bo zaraz znowu ucieknie, a wtedy palnę sobie w łeb! — krzyknął Joshua, próbując wsiąść do samochodu.

Starszy z braci nie miał już siły prosić i przekonywać młodszego, żeby odpuścił, musiał zareagować inaczej. Zamachnął się i z całej siły uderzył go pięścią w szczękę. Z wargi Joshui momentalnie poleciała strużka krwi.

— Zacznij się zachowywać jak dorosły człowiek i nie rób przedstawienia! Wracaj do środka, doprowadź się do porządku, a potem udawaj, że się świetnie bawisz. Zostaw wszystko mnie, a ja ci obiecuję, że jeszcze dziś ją zobaczysz i porozmawiasz z nią!

— Zwariuję, jeśli ucieknie — wysyczał Joshua, zaciskając szczękę.

— Nie ucieknie, nie tym razem. Idź.

Joshua niechętnie wrócił do środka. Najpierw obmył twarz w łazience, po czym starając się wydawać swobodnym, podszedł do narzeczonej zabawianej przez Holly.

— Co ci się stało w wargę? Czemu jest spuchnięta i rozcięta? — zapytała Graciella, dotykając palcem ust mężczyzny, co wywołało u niego lekki ból.

— Nic, kochanie. Wyszedłem z bratem się przewietrzyć i zobaczyliśmy, że naprzeciwko budynku jakiś cieć bije swoją ciężarną żonę. Chciałem jej pomóc, ale przy okazji i ja trochę oberwałem. Nic mi nie jest, tamten wygląda o wiele gorzej — kłamał Joshua, patrząc prosto w oczy dziewczyny.

— Jesteś za dobry, kochanie — wyszeptała, przytulając się.

Joshua objął ją w pasie, nie mógł jednak skrzesać w sobie ani iskierki uczucia. Stał zimny i obojętny na dotyk kobiety, pragnąc tylko jak najszybciej zobaczyć Miley. Jednak impreza zaręczynowa trwała w najlepsze, więc musiał udawać, że się świetnie bawi.

***

Miley biegła czym prędzej do domu, a z oczu ciurkiem leciały jej łzy. Nie mogła uwierzyć w to, że właśnie tu się spotkają, ani tym bardziej, że Joshua o niej zapomniał i zaręczył się z córką największego mafiosa na wyspie.

Myślała, że po ciągłej gonitwie i częstych przeprowadzkach uda jej się w końcu zagrzać gdzieś miejsce na dłużej. Liczyła, że to tu osiądzie. Jakże się myliła! Znowu musi uciekać. Żyła samotnie przez prawie dwa lata, wychowując córeczkę. Było jej ciężko, ale jakoś musiała sobie radzić. Kiedy przyjechała na Kubę, do dalekiego krewnego, i poznała innego mężczyznę, miała nadzieję, że jej uczucie do bruneta wyparowało. Dziś, kiedy go zobaczyła po tak długim czasie, a on całował usta innej, jej serce pękło na miliony kawałków. Zdała sobie sprawę, że nadal kocha Joshuę, nawet jeszcze mocniej niż wcześniej.

***

Duży Jacob na prośbę Declana śledził Miley. Działał ostrożnie, dzięki czemu udało mu się dowiedzieć, gdzie mieszka. To była niewielka chatka zbudowana z drewna, która znajdowała się blisko rzeki i była otoczona przez bujną roślinność. Dziewczyna zatrzymała się u wujka, który zajmował się drobnymi pracami remontowymi. Jego dom leżał poza miastem i droga Miley z pracy do chatki wujka zajmowała co najmniej godzinę. Dziś pokonała ją biegiem.

Miley wpadła do domu jak burza i przewróciła się w progu drzwi prowadzących do niewielkiej kuchni, próbując unormować oddech.

— Ciszej, obudzisz Biankę — powiedział mężczyzna wchodzący do kuchni.

Kiedy jednak zobaczył na podłodze dziewczynę, szybko do niej podbiegł, starając się dowiedzieć, dlaczego płacze. Miley leżała, kuląc się, i dławiła się łzami.

— Boże święty, co się stało? — Wystraszony mężczyzna ukląkł obok dziewczyny. Miley patrzyła na wujka i łapczywie łapała oddech.

— Nic mi… Nic mi nie jest… Ja tylko… — Nie mogła nic powiedzieć.

— Uspokój się i powiedz, co jest. Ktoś cię skrzywdził? Miley…

Dziewczyna zebrała się w sobie. Mocno przytuliła się do mężczyzny całym ciałem i objęła jego szyję. Ten próbował ją uspokoić.

Kiedy Miley doszła do siebie, oderwała się od wujka, przecierając dłońmi spuchnięte, mokre od łez oczy. Skłamała, że w miasteczku wpadła na bandę tutejszych chuliganów i musiała uciekać.

— Poczekaj tu, sprawdzę, czy na zewnątrz nikt się nie kręci — powiedział do niej cicho i wyszedł na ganek, by się rozejrzeć. Jacob, widząc starszego mężczyznę, szybko schował się w krzaki, a kiedy tamten wszedł do środka, wyjął telefon ze spodni i wybrał numer Declana.

— Namierzona — powiedział, wciąż głośno dysząc.

— Świetnie! Pilnuj jej.

***

Miley długo nie mogła się uspokoić. Wciąż się zastanawiała, co powinna zrobić. Na tej wyspie była spalona, ale czy Joshua będzie jej szukał? Przecież dziś się zaręczył, znalazł odpowiednią partię dla siebie, więc po co miałby zawracać sobie nią głowę? To, co było między nimi, minęło, wyparowało, uleciało w nieznane i każde poszło w swoją stronę.

— Muszę znowu uciekać — wyszeptała do siebie, spoglądając przez okno w kuchni.

— Miley, jak tam? — zapytał wujek. — Kochana, wszystko jest w porządku, nie musisz się bać, sprawdziłem na zewnątrz i nikogo nie ma — dodał, podchodząc do wystraszonej dziewczyny.

— Przepraszam, miałam ciężki dzień.

— Dasz sobie radę? Ja muszę wyjść, bo staremu Jenkinsowi spróchniały schody i prosił, bym je naprawił.

Miley spojrzała na zegarek wiszący na ścianie.

— Przecież zaraz będzie ciemno.

Mężczyzna uśmiechnął się tylko, kręcąc głową.

— Nie znasz tego starego dziada? Przecież jak nie pójdę do niego, sam tu przylezie i… sama wiesz.

— Okej — zaśmiała się, widząc już oczami wyobraźni starego sąsiada, który dobija się do ich drzwi i marudzi, dopóki nie dopnie swego.

— Bianka śpi, niedługo wrócę — powiedział i pocałował ją w czoło. — Spotkałem dziś twojego adoratora w mieście i pytał o ciebie — dodał jeszcze na odchodne, na co brunetka się zaczerwieniła.

— To tylko kolega, wujku. Byłam z nim raz na kolacji i…

Nie pozwolił jej dokończyć.

— I to wystarczy, żeby dać mu nadzieję, dziecko. To fajny chłopak i dobry, a Bianka potrzebuje ojca — powiedział, patrząc Miley w oczy.

— Ona już ma ojca — wyszeptała i spuściła wzrok na swoje buty.

— Który nie wie o jej istnieniu. Miley, dorośnij w końcu.

Dziewczyna głośno westchnęła i zrezygnowana poszła do pokoiku, gdzie spała jej malutka córeczka. Stanęła przy łóżeczku i patrzyła na śpiące cudo.

— Myślisz, że twój tatuś chciałby cię poznać? — Pochyliła się nad dzieckiem i ucałowała je.

Zmęczona udała się pod prysznic. Musiała się zrelaksować i zapomnieć o dzisiejszym spotkaniu.

***

Joshua spędził resztę dnia wśród nudnych gości, udając, że świetnie się bawi. Uśmiechał się i żartował, ale w środku czuł niepokój. Nie mógł się już doczekać, kiedy ponownie zobaczy Miley. Bił się z myślami, co powinien zrobić, co jej powiedzieć, jak się zachować. Przecież widziała, jak całował inną. Zastanawiał się, czy może ona także już kogoś poznała i czy o nim nie zapomniała. Musi ją zobaczyć, musi się dowiedzieć, dlaczego go skreśliła i zwyczajnie uciekła… 

— O czym myślisz, kochanie? — zapytała Graciella, chwytając bruneta pod ramię, kiedy wreszcie wracali do siebie po przyjęciu.

— Yyy… Jestem zmęczony, chciałbym już pojechać do domu — odpowiedział jakby nieobecny.

— Do domu, teraz? Chyba żartujesz… Joshua, jedziesz do mnie, prawda? — zapytała, po czym zacisnęła mocniej dłoń na jego przedramieniu.

— Jestem od ciebie sporo starszy i nie kręcą mnie już takie długie imprezy, kwiatuszku — wyszeptał w jej usta i pocałował je przelotnie.

— Mówisz poważnie?

— Wiedziałaś, z kim się wiążesz, prawda? Padam z nóg, kochanie, naprawdę.

— To jedź chociaż do mnie i razem pójdziemy spać. Chciałabym się do ciebie przytulić, tak po prostu, tak zwyczajnie przytulić — nalegała dziewczyna.

— Kwiatku, obiecuję ci, że jutro zostanę u ciebie albo jeszcze lepiej: ty przyjedziesz do mnie i wtedy ci wszystko wynagrodzę, ale dziś naprawdę jestem trup, a obiecałem jeszcze małej Stelli, że opowiem jej bajkę na dobranoc. Wiesz, jakie są dzieci… Dziś przytul się do misia, którego dostałaś ode mnie, i wyobraź sobie, że to ja, a jutro to nadrobimy. — Joshua miał nadzieję, że Graciella odpuści, bo naprawdę nie miał ochoty dłużej się z nią spierać.

— No dobrze, ale jutro ci nie daruję — zgodziła się w końcu dziewczyna.

— Odwiozę cię do domu — wyszeptał z ulgą i pociągnął ją w stronę samochodu.

— Nie trzeba, pojadę z ludźmi taty, a jutro się zobaczymy. Idź do brata i wracaj do domu. — Pocałowała mężczyznę w usta, a następnie pobiegła do ochroniarzy ojca.

Joshua odetchnął i zmierzał w stronę swojego samochodu, kiedy zatrzymał go szept Declana.

— Joshi!!

— Gdzie ona jest? — Joshua natychmiast się ożywił.

— Jacob ją obserwuje — odparł starszy z braci.

— Jedziemy tam! — warknął Joshua i z piskiem opon ruszył z miejsca.

— Abelardo niczego nie podejrzewa?

— Wymyśliłem jakąś bajeczkę i uwierzył w nią. Zresztą mam to teraz głęboko w dupie. Chcę zobaczyć Miley.

— Co zamierzasz? — zapytał Declan. — Wiesz, że Abelardo chciał ją sprzątnąć tylko dlatego, że upuściła tacę z alkoholem? Joshua, jesteś zaręczony, a kiedy on się dowie, że…

— Nie dowie się, a teraz się zamknij na moment, bo próbuję zebrać myśli — warknął na niego Joshua.

Kiedy dojechali na miejsce, Joshua zaparkował samochód na uboczu, żeby nie wzbudzać podejrzeń kobiety. Duży Jacob wyłonił się zza krzaków, pokazując im dom Miley.

— To tamta stara chata. Mieszka tam z jakimś starszym facetem, ale teraz go nie ma, więc myślę, że jest sama. Stoję tu cały czas jak ten dekiel i obserwuję.

Joshua poczuł złość. Jak to, Miley mieszka z facetem?