Ciapek na wakacjach - Małgorzata Leczycka - ebook

Ciapek na wakacjach ebook

Małgorzata Leczycka

0,0

Opis

Pełna humoru książka dla najmłodszych.

Opowieść o przygodach sympatycznego kundelka Ciapka, który wraz ze swoimi właścicielami wyjeżdża na wakacje.

Czy można się przyjaźnić z kotem?

Kto zawróci Ciapkowi w głowie?

Kto wyjdzie obronną ręką z szarpaniny?

Odpowiedzi na te i inne pytania znajdziecie w książce "Ciapek na wakacjach".

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 46

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Rozdział 1

Jesteśmy w leśniczówce

Samochód zatrzymał się przed samym gankiem. I to tak gwałtownie, że znalazłem się na plecach Roberta. Diana spadłaby pod fotel, gdyby tam nie było walizek.

Jak tylko Robert otworzył drzwi, wyskoczyłem na podwórko. I co to? Hurrra, kury! Wiem, że to kury, bo takie podobne były w parku. Wtedy Kasia powiedziała:

- O, jakie duże gołębie, prawie jak kury.

Ojej, już sam nie wiem. Ale na wszelki wypadek wpadłem w środek kur, a rudej o mało co nie złapałem za dziób.

Zanim Diana wygramoliła się z volvo – bo nasz pan ma volvo – obleciałem dookoła całe podwórko. I, oczywiście, natychmiast zaznaczyłem swój teren. Niech mi tu żaden włóczęga nie odważy się zajrzeć! Cóż, niestety, mogę tylko tak mówić i to do siebie. Tam bowiem, gdzie  pokaże się moja kochana siostrzyczka Diana, kroczą całe stada wielbicieli. Ja zaś muszę sobie z nimi radzić, jakbym był muszkieterem.

Owszem, nawet mi się to podwórko spodobało. Piasek nie przyczepia się do futerka, tylko przelatuje między pazurami. Zielony mech jest delikatny i pachnący, a drzewa wprost bajeczne! Przy ganku rośnie olbrzymi dąb. Próbowałem wskoczyć na najniższą gałąź, ale nic z tego nie wyszło.

- Ciapciu, a co to, jesteś kozą? - roześmiała się Kasia.

Ha-ha-ha! - pokazałem jej język.

Nieco dalej rosną brzozy. A ja brzozy uwielbiam! W ogóle lubię wszystko, co piękne. Kasia mówi, że jestem estetą. Nie wiem, co to znaczy, ale skoro Kasia tak mówi, to jest to prawda.

Wzdłuż płotu stoją zielone krzaki. A na nich są różowe i czerwone kuleczki. Te najbardziej czerwone są najsłodsze. O, fiu-fiu, pod tymi krzakami jest wcale ładny tunelik! I to nawet długi. Biegnie pod jeżynami, bzem i paprociami, aż na łąkę. A tu, ależ pięknie! Trawa po czubek nosa, kolorowe kwiaty, motyle i tyle słońca! O, są też krowy!

Wróciłem na podwórko. Lubię poznawać świat stopniowo. Chcę też mieć na wszystko oko. No tak, moja kochana siostrzyczka Diana leży, oczywiście w cieniu. Kasia postawiła jej przed nosem miskę z wodą. O moim nosie zapomniała. Diana, nie ruszając się, wyciągnęła język i wypiła trzy łyki, spokojnie, dostojnie.

- Starczy, starczy! - krzyknąłem i zanurzyłem język w lodowatej, pysznej wodzie. I jeszcze-jeszcze-jeszcze! Ale cudo! Ojej, a co to, język mi zamarzł? Tak samo jak wtedy, gdy zjadłem cały pojemniczek lodów. Kasia zawołała:

- Robert, on zjadł kilo lodów, musimy iść do weterynarza!

Chciałem jej powiedzieć, że nic mi nie jest, ale nie mogłem, bo miałem sopel zamiast języka. Teraz zacząłem prychać i wystawiać język na słońce, żeby się szybciutko ogrzał. Niestety, przy tym dość dokładnie ochlapałem Dianę.

Spojrzała na mnie z odrazą swymi pięknymi brązowymi oczyma, podniosła się i bez słowa weszła na ganek. A tu, no nie, trzymajcie mnie sroki, wskoczyła na fotel i ułożyła się na poduszce. W taki upał! Zamiast zakopać się w mokrym piasku. I to ma być moja siostra z rodu wilkowatych! Po prostu wstyd!

- Uważaj, bo ci zleci na łeb! - krzyknął Robert.

Zdążyłem uskoczyć za fotel. W miejscu, gdzie stałem, znalazła się torba mojego starszego pana, wyładowana książkami, którą ktoś postawił na poręczy. Oczywiście, torba spadła, bo ktoś postawił ją krzywo. Wiem, nawet kto, ale nie będę wskazywał łapą, nie chcę robić Robertowi przykrości. Tym bardziej, że mnie ostrzegł.

Zaraz, zaraz, za fotelem był niedawno jakiś futrzak. Może myszka albo jeżyk? Tak, niech no głębiej wciągnę powietrze i mocniej zamknę oczy. Tak, ten futrzak to myszka. O, tam jest dziura. A przy desce, co trzeszczy, jeszcze jedna. I pod progiem dwie.

W domu pachnie żywicą. Nasze dwa pokoje wydały mi się jednakowo przytulne. Nie wiedziałem, który wybrać na swoje siedlisko. Ale... już wiem, lubię, jak moja sypialnia ma solidny dach, ściany i duże okno. Wybrałem kanapę oraz podkanapie, skąd miałem widok na dwa pokoje, kuchnię i sień. Stąd mogłem mieć wszystko i wszystkich na oku.

Kiedy Kasia pokazała się w zasięgu mego wzroku z dwoma walizkami, zawołałem:

- Hej, jestem tutaj!

I Kasia, tak jak ją nauczyłem, poszła grzecznie po kocyk i rozłożyła pod kanapą. No, teraz trochę się zdrzemnę. Oczy mi się zamykały, a ziewanie kłuło w szczękę. Wreszcie sobie poszło, a wtedy przytuliłem brodę do pachnącego kocyka. Poczułem stare dobre perfumy, to był karp czy śledź? Nie pamiętałem już, ale Kasi nie udało się tego zapachu całkowicie wyprać. Jeszcze raz wciągnąłem pachnące powietrze i nic już nie było w stanie mnie zainteresować.

Rozdział 2

Lubię gonić kury i ludzi

Coś mnie nagle ogrzało. Otworzyłem jedno oko. Nie mam w zwyczaju trudzić od razu obu i zobaczyłem coś długiego, żółtego i ciepłego, na którego końcu było kawałek podwórka i płotu. Na płocie kura darła się wniebogłosy: kukuryku, kukuryku! Otworzyłem drugie oko, bo ta kura wydała mi się podejrzana. Coś jakby kura-nie-gołąb-nie-kura.

No tak, to coś długiego, żółtego i ciepłego znałem od urodzenia. To mój ukochany słoneczny promyk. Podwórko z daleka zachęcało do zwiedzania. Tym bardziej, że trzeba było dać nauczkę temu krzykaczowi na płocie. Opuściłem swoją sypialnię pod kanapą, chwilę się gimnastykowałem, po czym skoczyłem w kierunku sieni.

Stanąłem na werandzie i oniemiałem. Na podwórku działo się tyle ciekawych rzeczy! Przed otwartą oborą stały krowy i koń. Pod stodołą gospodyni karmiła kury i gęsi. Syn gospodarza odciągnął na bok furtkę i krzyczał:

- No, Baśka, no!