Celibat abp Grzegorz Ryś - abp Grzegorz Ryś  - ebook

Celibat abp Grzegorz Ryś ebook

ABP GRZEGORZ RYŚ

4,7

Opis

Czy celibat to perwersja? Relikt zamierzchłych czasów? Mit, którym i tak nikt nie żyje?
A może jednak znak proroczy?

Niektórzy wiążą jego istnienie ze skandalem pedofilskim w Kościele, dramatycznym spadkiem powołań i brakiem kapłanów na terenach misyjnych. Pojawia się więc coraz częściej postulat jego zniesienia. Słusznie? Zbliża się kres celibatu czy też jest on nierozerwalnie związany z posługą kapłańską?

Arcybiskup Grzegorz Ryś we wnikliwy sposób pokazuje, dlaczego Kościół rzymski w pewnym momencie zakazał kapłanom zawierania małżeństw i jakie towarzyszyły temu trudności. W obecnym, drugim poszerzonym wydaniu przedstawia również głęboko teologiczne i duszpasterskie spojrzenie na to, czym w istocie jest czystość i idąca za nią bezżenność kapłanów.

Wygląda na to, że historia celibatu jeszcze się nie skończyła.

Zabraniamy prezbiterom, diakonom i subdiakonom wspólnego zamieszkania z konkubinami i żonami, a także z innymi kobietami, oprócz tych, które – wyłącznie w razie konieczności – dopuścił sobór nicejski, a mianowicie: matki, siostry, ciotki i takich osób, co do których nie może powstać żadne słuszne podejrzenie.
Sobór Laterański (1123)

Być zawsze z kobietą i nie współżyć z nią jest trudniejsze niż wskrzesić kogoś z martwych. Nie potraficie uczynić tego, co łatwiejsze; mam wam uwierzyć, że potraficie to, co trudniejsze?
św. Bernard

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 155

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (9 ocen)
6
3
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




© Wydawnictwo WAM, 2019 Opieka redakcyjna: Sławomir RusinKorekta: Katarzyna Stokłosa, Strefa Słowa Małgorzata SękalskaProjekt okładki: Marcin JakubionekSkład: EdycjaISBN 978-83-277-1623-1WYDAWNICTWO WAMul. Kopernika 26 • 31-501 Krakówtel. 12 62 93 200e-mail: [email protected]Ł HANDLOWYtel. 12 62 93 254-255e-mail: [email protected]ĘGARNIA WYSYŁKOWAtel. 12 62 93 260www.wydawnictwowam.plDruk i oprawa: AMW • WrocławPublikację wydrukowano na papierze IGEPA Creamy 70 g vol. 2.0dostarczonym przez IGEPA Polska Sp. z o.o.

Zamiast wstępu

7 listopada 1550 roku w Skálholt w Islandii został zamordowany ostatni (aż po wiek XX) katolicki biskup tego kraju, Jón Arason. Islandia była naonczas (już od blisko dwustu lat) częścią Królestwa Danii. Jego władca, Chrystian III, w 1536 roku zerwał kontakty z Rzymem i zaprowadził w podległych sobie krajach luteranizm, czyniąc z Kościoła instytucję państwową. Rezydujący w Hólar (na północy) biskup Jón uważany był przez władze za głowę opozycji – zarówno antyduńskiej, jak i antyprotestanckiej. W szczególności sprzeciwiał się prawu uznającemu króla za głowę Kościoła. Jesienią 1550 roku biskup z niewielkim tylko orszakiem wybrał się w podróż na zachód wyspy. Został schwytany, przyprowadzony do Skálholt (najstarsza stolica biskupia w Islandii, już wówczas sprotestantyzowana) i pospiesznie, bez żadnego procesu sądowego, ścięty. Na jego następcę katolicka diecezja w Hólar czekała do 1929 roku.

Cała ta historia nadawałaby się zapewne na wstęp do jakiejś innej książki (np. na temat dziejów reformacji), gdyby nie fakt, że ów biskup-męczennik został zamordowany – o czym do dziś informuje obelisk wzniesiony na miejscu egzekucji – wraz ze… swoimi dwoma synami (!), a komentujący ten fakt islandzcy mediewiści podkreślają, iż w owym czasie tamtejsi duchowni powszechnie prowadzili życie rodzinne1. Co więcej, pośpiech zabójców biskupa Arasona miał być ponoć podyktowany obawą, że jeśli hierarcha zostanie jedynie uwięziony, jego poplecznicy szybko go uwolnią. Obawy nie były płonne. Wiosną następnego roku grupa katolików z północy zdobyła Skálholt i mszcząc śmierć swojego duchowego przywódcy, wymordowała wszystkich broniących go Duńczyków, wśród nich królewskiego skarbnika. Najwyraźniej fakt, że biskup miał żonę i dzieci, nie wpłynął w jakikolwiek sposób negatywnie na jego autorytet i na szacunek, jakim się cieszył wśród swoich wiernych.

„I każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca, matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne posiądzie na własność”. (Mt 19,29)

Tymczasem niemal wszystkie podręczniki historii Kościoła oraz wykorzystywane w nauce religii katolickiej katechizmy zgodnym chórem stwierdzają, że celibat – zalecany (na podstawie rad samego Jezusa i św. Pawła) już w Kościele starożytnym – ostatecznie stał się obowiązu-jącym prawem Kościoła zachodniego w trakcie tzw. reformy gregoriańskiej (XI i XII w.).

„Nikt nie opuszcza domu lub żony, braci, rodziców lub dzieci dla królestwa Bożego, żeby nie otrzymał daleko więcej [jeszcze] w tym czasie, a w wieku przyszłym – życia wiecznego”. (Łk 18,29–30)

Za rozstrzygnięcie graniczne i autorytatywne całej kwestii autorzy podręczników uznają po-stanowienia Soboru Laterańskiego II (1139). Zresztą, omawiając jeszcze poprzedzające go reformistyczne dekrety papieży (np. Leona IX, Mikołaja II czy Grzegorza VII), nie wahają się oni określać małżeństwa duchownych po prostu mianem „konkubinatu”.

„Chciałbym, żebyście byli wolni od utrapień. Człowiek bezżenny troszczy się o sprawy Pana, o to, jakby się przypodobać Panu”. (1 Kor 7,32)

Cóż więc? Czy żyjący blisko 400 lat po Lateranum II biskup (i to zgoła nieprzeciętny!) nie znał postanowień kościelnego prawa? Albo je świadomie bojkotował – podobnie jak wszyscy jego wierni? Ale może – powie ktoś – przytoczony przykład jest niezwykle egzotyczny: czy leżąca na obrzeżach średniowiecznej Europy Islandia w ogóle mogła uczestniczyć w rozpalających kontynent intelektualnych i dyscyplinarnych sporach? Czy – skazana na izolację już przez samo swe położenie geograficzne – nie żyła własnym życiem, pielęgnując własne tradycje kulturowe i instytucje religijne (także prawne)? Wprost przeciwnie! Pierwszy islandzki biskup, Ísleifur, przygotowywał się do kapłaństwa w Niemczech, a datę jego sakry (26 maja 1056) osobiście wyznaczył papież Leon IX – pierwszy papież reformy gregoriańskiej. Nic więc dziwnego, że jej postanowienia systematycznie wdrażali w XII i XIII wieku kolejni biskupi tego kraju (wśród nich jedyny oficjalnie kanonizowany przez Rzym biskup Thorlákur Thórhallsson). Nie ma wątpliwości, Kościół islandzki znał i realizował idee gregoriańskie – z kanonami Soboru Laterańskiego I (dotyczącymi celibatu) włącznie! Najwyraźniej jednak interpretował je inaczej niż dzisiejsze podręczniki…

I tak oto dochodzimy do właściwego sformułowania interesującego nas zagadnienia. Nie chodzi tylko o odpowiedź na pytanie, kiedy Kościół łaciński wprowadził celibat. Trzeba także zapytać, jak rozumiano celibat w ciągu wieków. Czy średniowieczni papieże i kanoniści pojmowali go tak samo jak dzisiejsi? A dalej: skąd czerpali swoje idee? Z Pisma Świętego? Z tradycji Kościoła starożytnego? A skąd czerpią je dzisiaj? Gdzie ostatecznie należy szukać genezy prawa celibatu? I czy rzeczywiście jest ono tylko prawem Kościoła? Czy nie kryje się za nim określona teologia lub przynajmniej duchowość kapłaństwa? A jeśli tak, to w jaki sposób pogodzić ją z deklarowanym oficjalnie szacunkiem dla odmiennej przecież pod tym względem tradycji Kościołów wschodnich? Z kolei właśnie owa tradycja – jak i kiedy się ukształtowała? Jak jest wykładana dzisiaj?

Jak się wydaje, odpowiedzi na te pytania można uzyskać jedynie poprzez ponowny przegląd i analizę źródeł.

1 Zob. G. Karlsson, A Brief History of Iceland, Reykjavík 2000, s. 30–31.

Mąż jednej żony

Wiele religii starożytnych znało ideę dziewiczego kapłaństwa. Wymagano dziewictwa od greckich kapłanek Apollona w Delfach czy Demeter w Eleusis; podobnie od rzymskich kapłanek Westy. A wymagania biblijne? Jakie w tym zakresie było nauczanie Starego i Nowego Testamentu?

Pytanie to nabiera szczególnej wagi ze względu na fakt, iż w ostatnim czasie w literaturze przedmiotu ukazały się nowe prace, niemal natychmiast uznane wręcz za „klasyczne” (dziś niemożliwe jest właściwie pisanie o historii celibatu bez jakiegokolwiek ustosunkowania się do nich), usiłujące dokonać „kopernikańskiego przewrotu” w egzegezie stosunkowo nielicznych przecież biblijnych tekstów dotyczących naszego tematu. Jezuita Christian Cochini2, działający w Wielkiej Brytanii ksiądz greckokatolicki Roman Cholij3 oraz austriacki historyk kard. Alfons M. Stick-ler4 (by wymienić tylko najważniejszych) zadali sobie wiele trudu, aby wykazać, że kwestia celibatu nie może zostać sprowadzona „do czysto ludzkiego prawa”.

„Co do spraw, o których pisaliście, to dobrze jest mężczyźnie nie łączyć się z kobietą. Ze względu jednak na niebezpieczeństwo rozpusty niech każdy ma swoją żonę, a każda swojego męża. Mąż niech oddaje powinność żonie, podobnie też żona mężowi. Żona nie rozporządza własnym ciałem, lecz jej mąż; podobnie też i mąż nie rozporządza własnym ciałem, ale żona. Nie unikajcie jedno drugiego, chyba że na pewien czas, za obopólną zgodą, by oddać się modlitwie; potem znów wróćcie do siebie, aby – wskutek niewstrzemięźliwości waszej – nie kusił was szatan. To, co mówię, pochodzi z wyrozumiałości, a nie z nakazu”.(1 Kor 7,1–6)

Nie można jej przecież postawić – twierdzą – w jednym rzędzie z takimi (również regulowanymi kanonicznie) sprawami, jak „post piątkowy, odchodzenie biskupów na emeryturę w 75. roku życia, komunia św. otrzymywana na rękę czy prawo kardynałów po osiemdziesiątce do brania udziału w konklawe”5. Przeciwnie, celibat (ale pojęty jako nakaz wstrzemięźliwości seksualnej diakonów, kapłanów i biskupów) można wyprowadzić z nauczania i postawy Kościoła apostolskiego, a wtedy – jako factum apostolicum – znajdzie on umocowanie nie tylko w kościelnym, lecz także w Boskim prawie(de iure divino)6.

Argumentując, wyżej wymienieni autorzy wskazują przede wszystkim na listy św. Pawła – w szczególności 7. rozdział Pierwszego Listu do Koryntian oraz fragmenty tzw. listów pasterskich (1 i 2 Tm oraz Tt). Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, iż owe teksty poddają oni egzegezie jakby ex post, tzn. przez pryzmat znanych sobie, bo potwierdzonych źródłowo faktów i instytucji Kościoła w III i IV wieku, a także wypowiedzi papieży tego czasu (kard. Stickler określa je zręcznie jako „oficjalną”, tzn. „urzędową” interpretację „danych biblijnych”7). Nie kwestionując zasadniczo użyteczności tej metody (jej wartość podkreśla zresztą ostatnio współczesna biblistyka), nie od rzeczy chyba będzie przypomnieć, że pierwszym kontekstem, w którym należy rozważać poszczególne fragmenty Pisma Świętego, jest nauczanie samej Biblii, traktowane jako integralna całość.

Stary Testament nie tylko nie zna kapłanów celibatariuszy, ale – co więcej – porównując małżeństwo z dziewictwem, wyraźnie przyznaje pierwszeństwo temu pierwszemu. To z małżeństwem jest związane Boże błogosławieństwo, zgodnie z obietnicą daną Abrahamowi: „Twoje zaś potomstwo uczynię licznym jak pył ziemi; jeśli ktoś może policzyć pył ziemi, policzone też będzie twoje potomstwo” (Rdz 13,16). Dziewictwo niewiele różni się od bezpłodności, a ta w świecie dziedziców Abrahamowej obietnicy uchodzi za poniżenie i hańbę. Tak mówi o niej umiłowana żona Jakuba, Rachela, kiedy po wielu latach niepłodności rodzi wreszcie syna: „Zdjął Bóg ze mnie hańbę!” (Rdz 30,23). Podobnie Anna, żona Elkany, której „Pan zamknął łono”, modli się do Niego usilnie, by „wejrzał na jej poniżenie” (1 Sm 1,5.11). Córka Jeftego, skazana na śmierć nierozważnym ślubem ojca, skoro ma umrzeć bezpotomnie, prosi go: „Pozwól mi uczynić tylko to jedno: puść mnie na dwa miesiące, a ja udam się w góry z towarzyszkami moimi, aby opłakać moje dziewictwo” (Sdz 11,37). U progu Nowego Testamentu Elżbieta, kiedy w „swej starości” poczęła Jana Chrzciciela, mówi: „Pan (…) wejrzał łaskawie, by zdjąć ze mnie hańbę wśród ludzi” (Łk 1,25). Powtarza zdanie Racheli, wypowiedziane siedemnaście wieków wcześniej! Niełatwo jest przełamać schematy myślenia spetryfikowane w ciągu tysiąca siedmiuset lat, tym bardziej że owa tradycja jest przecież nośnikiem Bożego objawienia.

Zgoda, Stary Testament zna przypadki osób, które – zwłaszcza owdowiawszy – decydują się na życie wstrzemięźliwe. Do nich należą w szczególności Judyta (Jdt 8) i Debora (Sdz 5), które realizują w ten sposób swe duchowe macierzyństwo wobec całego ludu wybranego. Zasadniczy przekaz idzie jednak wyraźnie w inną stronę.

Najbardziej wymowny pod tym względem pozostaje zapewne przykład proroka Jeremiasza. „Pan skierował do mnie – mówi prorok – następujące słowo: »Nie weźmiesz sobie żony i nie będziesz miał na tym miejscu ani synów, ani córek«” (Jr 16,1–2). Mamy więc wyraźne wezwanie do celibatu. Jego wymowa jest jednak szokująca. Dziewicze życie Jeremiasza nie ma w sobie nic z oblubieńczego związku miłości z Bogiem. Przeciwnie, ma być znakiem grożącej Izraelowi kary. Ponieważ naród wybrany okazał się niewierny, Bóg cofa swoje błogosławieństwo – skazuje go na niepłodność. Jego matki i dzieci wyginą: „Tak bowiem mówi Pan o synach i o córkach, które się narodzą na tym miejscu, i o matkach, które je urodzą (…): posłużą za nawóz na polu. Wyginą od miecza i z głodu, a zwłoki ich staną się żerem ptaków podniebnych i zwierząt lądowych” (Jr 16,3–4). Stanowczo dziewictwo Jeremiasza nie jest znakiem błogosławieństwa, lecz przekleństwa! Nie jest też wynikiem wolnego wyboru – prorokowi nie wolno doświadczyć małżeńskiego szczęścia8. Jego życie samotne ma być wcielonym upomnieniem; jeszcze mocniejszym niż (również nakazane przez Boga) małżeństwo proroka Ozeasza z prostytutką.

„Nie wezmą za żonę nierządnicy lub kobiety pohańbionej. Nie wezmą kobiety wypędzonej przez męża, bo [kapłan] jest poświęcony Bogu. (…)Za żonę weźmie tylko dziewicę. Nie we-źmie za żonę ani wdowy, ani rozwiedzionej, ani pohańbionej, ani nierządnicy: żadnej z takich nie weźmie, ale weźmie dziewicę spośród swych krewnych. Nie zbezcześci potomstwa między krewnymi, bo Ja jestem Pan, który go uświęca!” (Kpł 21,7.13–15)

W takim kontekście nie dziwi absolutnie, że starotestamentowi kapłani nie znali celibatu, tym bardziej że samo kapłaństwo było przekazywane z ojców na synów w ramach pokolenia Lewiego. Stąd Księga Kapłańska przynosi nam detaliczny rejestr zasad, na jakich powinny się opierać małżeństwa (a następnie rodziny) kapłańskie. Kapłanowi nie było wolno więc wiązać się z kobietą, która trudniła się nierządem lub otrzymała od męża tzw. list rozwodowy. Kapłan wyżej postawiony w hierarchii winien pojąć za żonę jedynie dziewicę (wykluczona była nie tylko nierządnica i rozwiedziona, ale także wdowa), i to wyłącznie z rodu Lewiego.

„Nie wezmą za żonę nierządnicy lub kobiety pohańbionej. Nie wezmą kobiety wypędzonej przez męża, bo [kapłan] jest poświęcony Bogu. (…)Za żonę weźmie tylko dziewicę. Nie weźmie za żonę ani wdowy, ani rozwiedzionej, ani pohańbionej, ani nierządnicy: żadnej z takich nie weźmie, ale weźmie dziewicę spośród swych krewnych. Nie zbezcześ-ci potomstwa między krewnymi, bo Ja jestem Pan, który go uświęca!” (Kpł 21,7.13–15)

Przepisy te – o czym warto pamiętać – stoją na straży kapłańskiej świętości. Nie jest tu ona wszakże żadną kwalifikacją moralną, lecz po prostu czystością rytualną: kapłan ma unikać „wadliwego” małżeństwa, tak jak unika dotknięcia zwłok (nawet swoich najbliższych) albo spożywania zakazanych pokarmów. Wymóg czystości rytualnej nakazuje mu także powstrzymać się od współżycia z żoną w dni, w które podejmuje funkcje kultyczne: „Jeżeli mężczyzna obcuje z kobietą, wylewając nasienie, to oboje wykąpią się w wodzie i będą nieczyści aż do wieczora” (Kpł 15,18) – do tej zasady będą wielokrotnie nawiązywać teoretycy celibatu, szczególnie w starożytności i we wczesnym średniowieczu. Nie nawiąże natomiast do nich Nowy Testament, w którym pojęcie „czystości” przejdzie głęboką transformację i interioryzację – z płaszczyzny obrzędowej i legalistycznej w rzeczywistość głęboko duchową i moralną: „Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby go uczynić nieczystym; lecz to, co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym. (…) Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym” (Mk 7,15.21–23).

Zanim jednak wejdziemy w analizę (rzecz jasna, skrótową) tekstów z Nowego Testamentu, trzeba jeszcze przynajmniej wspomnieć o przynależącej do tzw. okresu międzytestamentowego wspólnocie esseńczyków, znanej dzięki odkryciom archeologicznym w Qumran, a także dzięki pismom żydowskiego historyka Józefa Flawiusza. To właśnie Józef w dziele pt. Wojna żydowska napisał o owym ugrupowaniu: „Ci ostatni [esseńczycy] cieszą się powszechnie opinią świątobliwych (…). Od przyjemności zmysłowych odwracają się jak od występku, a wstrzemięźliwość i panowanie nad sobą uważają za cnotę. Małżeństwo jest przez nich nisko szacowane, lecz przyjmują cudze dzieci jeszcze w wieku podatnym do nauki, traktują je jak swoich krewnych i kształtują podług swoich zasad”9.

Tak oto wreszcie mamy wyrastające jeszcze ze Starego Testamentu ugrupowanie religijne znające celibat (lepiej powiedzieć: życie w dziewictwie). I trudno się dziwić, że historycy poszukujący genezy tej praktyki w Kościele dość często wskazują właśnie na esseńczyków. Wszak ich qumrańska wspólnota rozproszyła się dopiero w trakcie tzw. pierwszej wojny żydowskiej (66–70). Była więc znana pierwszemu pokoleniu chrześcijan; co więcej, według niemal powszechnej opinii biblistów, z Qumran był związany zapewne św. Jan Chrzciciel, a być może także sam Jezus.

Nie miejsce tu na dogłębne roztrząsanie owych hipotez; warto natomiast zwrócić uwagę na charakterystyczne cechy owego bezżeństwa esseńczyków.

Po pierwsze, nie było ono praktyką obowiązującą wszystkich. Chociaż Qumran niewątpliwie było klasztorem celibatariuszy (o czym dobitnie świadczą wyłącznie męskie szkielety znalezione na przyległym doń cmentarzysku), to jednak Flawiusz wyraźnie stwierdza, że esseńczycy „nie odrzucają w ogóle małżeństwa i zapewnienia sobie przez nie potomstwa, lecz obawiają się rozwiązłości kobiet, przekonani, że żadna z nich nie dochowuje wierności jednemu mężczyźnie”. Co więcej, w tym właśnie punkcie przebiega wyraźnie linia zdecydowanych podziałów w łonie ugrupowania. Józef pisze wręcz o „drugim zakonie” esseńczyków, „którego zwolennicy zgadzają się z innymi w poglądach na tryb życia, obyczaje i prawa, lecz odmiennie od nich zapatrują się na małżeństwo. Uważają bowiem, że ci, którzy nie żenią się, rezygnują z ważnej strony życia – rozmnażania, i co więcej, gdyby wszyscy przyjęli taki pogląd, rychło wymarłby rodzaj ludzki. Przyszłym żonom każą przechodzić przez trzyletnie próby i dopiero wtedy je poślubiają, gdy przez trzykrotne oczyszczenie dadzą dowód, że są zdolne rodzić. Nie utrzymują z nimi stosunków, kiedy są brzemienne, i w ten sposób wykazują, że żenią się nie dla rozkoszy, lecz aby mieć potomstwo”10.

„Gdy wyjdziesz rozbić namioty naprzeciw twego wroga, będziesz się wystrzegał wszelkiego zła. Jeśli się znajdzie wśród ciebie człowiek nieczysty z powodu zmazy nocnej, wyjdzie z obozu i do obozu twego nie wróci. Pod wieczór wymyje się, a o zachodzie słońca może wrócić do obozu”.(Pwt 23,10–12n)

Po drugie – na co wskazują już własne teksty wspólnoty z Qumran – celibat esseńczyków ma silną dominantę eschatologiczną. Oto świat jest sceną ostatecznej walki między „synami światła” a „synami ciemności”. W walce tej obowiązują – jak w czasie każdej świętej wojny – nakazane w Torze zasady czystości rytualnej11. Trzeba przyznać, że ów eschatologiczny kontekst, więcej: motywacja wyboru życia wstrzemięźliwego rzeczywiście dobrze się komponuje z wymową niektórych tekstów Nowego Testamentu, zwłaszcza z nauką Pierwszego Listu do Koryntian, w którym św. Paweł swoją nieco prowokacyjnie sformułowaną radę: „dobrze jest mężczyźnie nie łączyć się z kobietą” uzasadnia ostatecznie rozpoznaniem dopełniającego się czasu: „Mówię [wam], bracia, czas jest krótki. Trzeba więc, aby ci, którzy mają żony, tak żyli, jakby byli nieżonaci” (1 Kor 7,1.29). Tak u esseńczyków, jak i w pierwszym pokoleniu chrześcijan w Koryncie celibat/niepłodność nie jest już wcieleniem przekleństwa; przeciwnie, stały się radykalnym znakiem gotowości na nadchodzący Dzień Pański.

Starotestamentowym zwiastunem owego przełomu jest w zgodnej opinii biblistów fragment księgi proroka Izajasza: „Rzezaniec (…) niechaj nie mówi: «Oto ja jestem uschłym drzewem». Tak bowiem mówi Pan: «Rzezańcom, którzy przestrzegają moich szabatów i opowiadają się za tym, co Mi się podoba, oraz trzymają się mocno mego przymierza, dam w moim domu i w moich murach stelę oraz imię lepsze od [imienia] synów i córek, dam im imię wiekuiste i niezniszczalne» (Iz 56,3–5). To właśnie do tego tekstu mógł nawiązywać Jezus w sławnym logionie o „bezżennych”: „są niezdatni do małżeństwa [dosł. „eunuchowie”], którzy z łona matki takimi się urodzili; i są niezdatni do małżeństwa, których ludzie takimi uczynili; a są także bezżenni, którzy ze względu na królestwo niebieskie sami zostali bezżenni” (dosł. „eunuchowie, którzy eunuchami zrobili sami siebie z powodu królestwa niebios”; Mt 19,12).

Można sobie jedynie wyobrażać, jak szokująco musiały zabrzmieć owe słowa w uszach słuchaczy. Tym bardziej że stanowiły one jasną wykładnię zarówno obranego przez samego Jezusa stylu życia, jak i radykalnych wymagań stawianych przezeń Jego uczniom: „Jeśli ktoś przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. (…) Nikt nie opuszcza domu albo żony, braci, rodziców lub dzieci dla królestwa Bożego, żeby nie otrzymał daleko więcej [jeszcze] w tym czasie, a w wieku przyszłym – życia wiecznego” (Łk 14,26; 18,29–30; podkr. autora). Nie były one chyba do końca oczywiste jeszcze w następnym pokoleniu, a już na pewno w gronie chrześcijan wywodzących się z judaizmu. Zapewne nie bez powodu św. Mateusz (piszący głównie z myślą o nich swoją Ewangelię) umieścił Jezusową „pochwałę trzebieńców” bezpośrednio obok sceny, w której Chrystus błogosławi przynoszone doń dzieci. Przekaz jest czytelny: celibat nie jest niepłodnością, a już z całą pewnością nie musi być tak przeżywany. Przeciwnie, otwiera on przed podejmującym go człowiekiem szeroką perspektywę ojcostwa przeżywanego w wymiarze duchowym.

„Wtedy przyniesiono Mu dzieci, aby położył na nie ręce i pomodlił się za nie; a uczniowie szorstko zabraniali im tego. Lecz Jezus rzekł: «Dopuśćcie dzieci i nie przeszkadzajcie im przyjść do Mnie; do takich bowiem należy królestwo niebieskie». Położył na nie ręce i poszedł stamtąd”. (Mt 19,13–15)

Trzeba wszakże wyraźnie stwierdzić, że swojego stylu życia w dziewictwie Jezus nie przekształca w normę bezwzględnie obowiązującą Jego uczniów. Wyraźnie stwierdza, że „nie wszyscy to pojmują, lecz tylko ci, którym to jest dane” (Mt 19,11); znaczy to, że – mówiąc językiem teologii – celibat/dziewictwo jest charyzmatem (a więc darmowym Bożym darem). Jedni go otrzymują, inni – nie. To samo stwierdzi później św. Paweł: „każdy jest obdarowany przez Boga inaczej: jeden tak, a drugi tak” (1 Kor 7,7). Dlatego też w najbliższym Jezusowi gronie apostołów zapewne większość uczniów, wśród nich Piotr, zdążyła przed swym powołaniem pozakładać własne rodziny. Tradycja rzymska przechowała nawet imię córki „pierwszego papieża” – Petronilli. Jej przedstawienie – dowód niegasnącej popularności i kultu – odnajdujemy na datowanym na 2. połowę IV wieku fresku w katakumbach Domitylli12: w arcosolium nad grobem niejakiej Venerandy (pochodzącej zapewne z arystokratycznej rodziny) anonimowy artysta sportretował zmarłą właśnie w towarzystwie Petronilli. Święta jedną rękę w niezwykle ciepłym, wręcz intymnym geście kładzie na ramieniu Venerandy, drugą zaś wskazuje na sakwę wypełnioną zwojami, tzn. na Pismo Święte. Lekcja jest czytelna: „postępuj zgodnie ze Słowem Bożym, a osiągniesz życie wieczne”. Nie chodzi w tym momencie o to, w jakim stopniu owa tradycja identyfikująca córkę Piotra „ma rację”; ważne jest, że wyraża ona poglądy rzymskich chrześcijan z IV wieku. Jedno jest pewne – życie rodzinne apostoła (żona, dzieci) nie oznaczało dla nich niczego niestosownego.

Notabene, trwałość owej tradycji w Rzymie może zdumieć każdego krytycznego badacza. „Cmentarz św. Petronilli”(cymiterium S. Petronillae) gromadził wiernych jeszcze w VIII stuleciu. Przy końcu swego pontyfikatu papież Stefan II (752–757) podjął ideę przeniesienia relikwii świętej męczenniczki do Watykanu. Co więcej, uczynił to najwyraźniej pod wpływem władcy Franków, Pepina Krótkiego (mamy więc świadectwo kultu Petronilli wykraczającego swym zasięgiem daleko poza teren Włoch). W Watykanie, tuż obok Bazyliki św. Piotra, papież wybudował zapewne niewielką, ale bogato zdobioną bazylikę ku czci jego córki13. Translacji relikwii dokonał już jednak jego następca, papież Paweł I (757–767). Natrafiono wtedy na – jak stwierdzono – pierwotny sarkofag męczenniczki, z napisem wykonanym ręką samego Ojca (!): AVREAE PETRONILLAE ­FILIAE DULCISSIMAE („Najdroższej i najsłodszej córce Petronilli”)14. Wiek później papież Leon IV (847–855) w prezbiterium Bazyliki św. Piotra umieścił srebrny medalion z przedstawieniem Apostoła i jego córki15.

Wróćmy jednak do zasadniczego nurtu naszych rozważań. Zgoda – mówią zwolennicy apostolskiej genezy celibatu – Piotr i inni (wśród nich być może także Paweł16) byli żonaci, zanim poznali Jezusa. Jednak od momentu powołania ich „dotychczasowe życie małżeńskie nie wchodziło już w rachubę. Pozostawili oni swoje żony w domach. Były one tam pod opieką rodów, tak że ich mężowie mogli się bez zastrzeżeń przyłączyć do Jezusa”17. Być może zresztą w chwili pójścia za Chrystusem byli już wdowcami. Jakkolwiek by było, moment radykalnego wyboru Jezusa oznaczał dla nich także wybór całkowitej wstrzemięźliwości seksualnej.

Biblijnym argumentem za tak sformułowaną tezą mają być zdania zawarte w listach pasterskich: Pierwszym Liście do Tymoteusza oraz Liście do Tytusa. Czytamy tam: „Biskup więc powinien być bez zarzutu, mąż jednej żony, trzeźwy, rozsądny, przyzwoity, gościnny, sposobny do nauczania, nieprzebierający miary w piciu wina, nieskłonny do bicia, ale opanowany, niekłótliwy, niechciwy na grosz, dobrze rządzący własnym domem, z całą godnością trzymający [swoje] dzieci w uległości. (…) Diakoni niech będą mężami jednej żony, rządzący dobrze dziećmi i własnymi domami” (1 Tm 3,2–4.12). „[Prezbiterem może zostać], jeśli ktoś jest bez zarzutu, mąż jednej żony, mający dzieci wierzące, nie obwiniane o rozpustę lub niekarność” (Tt 1,5–6).

Przytoczone tu teksty posiadają ogromną literaturę; egzegeci wyjaśniają je na wiele, nierzadko sprzecznych, sposobów. Ogniskową całej dyskusji jest, oczywiście, zwrot „mąż jednej żony”(unius uxoris vir). Zapewne chodzi w nim o coś więcej niż tylko o prosty zakaz poligamii (ten przecież obowiązywał wszystkich, a nie tylko duchownych). Na pewno chodzi o podkreślenie małżeńskiej wierności. Większość komentatorów skłania się jednak do stwierdzenia, że sformułowano tu wymóg, aby kandydat do święceń był żonaty tylko raz. Za taką interpretacją zdaje się przemawiać analogiczne sformułowanie odniesione w Pierwszym Liście do Tymoteusza do wdów: „Do spisu należy wciągać taką wdowę, która ma co najmniej lat sześćdziesiąt, była żoną jednego męża, ma za sobą świadectwo o [takich] dobrych czynach: że dzieci wychowała, że była gościnna, że obmywała nogi świętych, że będącym w ucisku przychodziła z pomocą, że pilnie brała udział we wszelkim dobrym dziele” (1 Tm 5,9–10). Aby pełnić oficjalną funkcję w gminie chrześcijańskiej, wdowa musiała być – jak widać – zamężna jedynie raz. Najprawdopodobniej więc zbliżone wymaganie stawiano diakonom, prezbiterom i biskupom. W tym kierunku zresztą – o czym później – poszła cała tradycja (także prawna) Kościoła.

Wszakże, począwszy od IV wieku, poddała ona również omawiane wskazania listów pasterskich kompletnej reinterpretacji. Jak się wydaje, twórcą nowego podejścia był papież Syrycjusz. W dekretale Cum in unum (ok. 386) stwierdził on m.in.: „Polecamy, ponieważ jest to rzeczą godną, czystą i szlachetną, aby kapłani i lewici nie współżyli ze swoimi żonami, ponieważ [skoro otrzymali] urząd, są związani koniecznymi wymaganiami codziennej posługi. Wszak w Liście do Koryntian Paweł pisze: «Powstrzymajcie się [od współżycia], abyście byli wolni dla modlitwy» (1 Kor 7,5). Jeśli więc ludziom świeckim nakazana jest wstrzemięźliwość, by mogli być wysłuchani w swych modlitwach, jakżeż kapłan nie miałby być związany – i to o wiele bardziej – wymaganiem czystości, skoro w każdej chwili winien być gotowy, by sprawować Eucharystię albo chrzcić (…). Należy w to mocno wierzyć, ponieważ jest napisane: «mąż jednej żony» (1 Tm 3,2). Nie mówi [Paweł] o kimś, kto trwa w pożądaniu dalszego potomstwa, lecz ze względu na przyszłą wstrzemięźliwość”18.

Propter continentiam futuram („ze względu na przyszłą wstrzemięźliwość”) – oto dlaczego (według Syrycjusza) listy pasterskie wymagają od kandydata do kapłaństwa, by był tylko raz żonaty. Obowiązkiem diakona, prezbitera i biskupa – rozumuje papież – jest żyć w całkowitej abstynencji seksualnej. Powtórne małżeństwo wyklucza kandydata, gdyż dowodzi jego braku umartwienia i opanowania w dziedzinie seksu. Niepotrafiący wytrwać w swym wdowieństwie człowiek wyraźnie pokazuje, że jest niezdolny do życia wstrzemięźliwego.

Wywody Syrycjusza niespełna dwadzieścia lat później powtórzy papież Innocenty I, co więcej, uzupełni je o nową argumentację. Przecież nawet starotestamentowi kapłani (na co wskazuje choćby przykład Zachariasza) opuszczali swe żony na czas służby w świątyni – napisze papież w liście do Witrycjusza, biskupa Rouen (406). W nowym przymierzu kapłani pełnią swą służbę nieustannie; są więc zobowiązani do równie nieustannej wstrzemięźliwości, tym bardziej że nowotestamentowe kapłaństwo nie jest przekazywane na drodze dziedziczenia19.

W kolejnym liście Innocentego – do Eksuperiusza, biskupa Tuluzy (405) – egzegeza została już przełożona na język prawny: oto niewstrzemięźliwi duchowni, którzy spłodzili dzieci już po otrzymaniu święceń, powinni być pozbawieni wszelkich godności kościelnych (omni honore ecclesiastico priventur). Kapłaństwo jest bowiem takim urzędem, który można wypełnić jedynie we wstrzemięźliwości (ministerium, quod sola continentia oportet impleri). Najważniejszym dowodem całego rozumowania jest w dalszym ciągu zasada „mąż jednej żony”, sformułowana w listach pasterskich „ze względu na wymaganie przyszłej wstrzemięźliwości”20. Warto jeszcze zwrócić uwagę na rangę całego zagadnienia: na omawiany list składa się siedem rozdziałów. Rozdział poświęcony niewstrzemięźliwości kapłanów(De incontinentia sacerdotium vel levitarum) jest pierwszy w kolejności (!); rozdział definiujący kanon biblijny – siódmy…

Taką interpretację wyrażenia unius uxoris vir (to właśnie ją kard. Stickler nazywa „urzędową wykładnią danych biblijnych”) można jeszcze odnaleźć w postanowieniach synodów u kresu starożytności, a także w pismach niektórych ojców Kościoła. Na Wschodzie zna ją np. św. Epifaniusz z Salaminy (zm. 402), na Zachodzie – św. Ambroży. Biskup Mediolanu precyzuje jednak: nakaz abstynencji seksualnej duchownych nie oznacza, że uprzednio nie wolno im się żenić. Tego prawa – stwierdza Ambroży – nie można nikomu odebrać kościelnym przykazaniem(nam hoc supra legem praecepti est)21.

Po piętnastu stuleciach od Syrycjusza i Ambrożego autorzy, tacy jak Cochini, Cholij, Stickler czy Heid, postanowili nie tylko przywrócić naukowej dyskusji tamtą egzegezę, ale jeszcze wykazać – właśnie na jej podstawie – apostolskie pochodzenie celibatu, pojmowanego jako wstrzemięźliwość seksualna duchownych (wszystko jedno – żonatych czy samotnych). Zasadniczą ocenę prawomocności takiego rozumowania należy, rzecz jasna, pozostawić biblistom. Z punktu widzenia historyka można wszakże podnieść kilka wątpliwości.

Po pierwsze, tak naprawdę nie sposób wykazać ciągłości owej koncepcji wstecz – od papieża Syrycjusza aż do listów pasterskich. Nie pozwala na to zwłaszcza niemal kompletne milczenie na ten temat źródeł z II wieku. Sam Heid określa II stulecie mianem „saeculum obscurum dyscypliny kleru”22. Ciszę przerywają dopiero teksty Tertuliana i Klemensa Aleksandryjskiego – ich wymowa, jeśli chodzi o kwestię małżeństwa duchownych, daleka jest jednak od jednoznaczności.

Po drugie, w takim kontekście nawet najmniejsze skrawki tradycji zasługują na rozważenie albo przynajmniej odnotowanie. Trzeba więc choćby wspomnieć, że według niektórych apokryfów Piotr doczekał się potomstwa do-piero po Wniebowstąpieniu Pana23; najwyraźniej więc nie wszyscy wczesnochrześcijańscy pisarze przyjmowali pogląd o jego bezwzględnej abstynencji seksualnej od momentu pójścia za Chrystusem.

„Następnie wędrował przez miasta i wsie, nauczając i głosząc Ewangelię o królestwie Bożym. A było z Nim Dwunastu oraz kilka kobiet, które zostały uwolnione od złych duchów i od chorób: Maria, zwana Magdaleną, którą opuściło siedem złych duchów; Joanna, żona Chuzy, rządcy Heroda; Zuzanna i wiele innych, które im usługiwały [udzielając] ze swego mienia”.(Łk 8,1–3)

Po trzecie, przynajmniej jeden fragment Nowego Testamentu może sugerować, że Piotr w jakiejś mierze godził pracę apostolską z życiem rodzinnym. Chodzi mianowicie o sławne zdanie Pawła zawarte w Pierwszym Liście do Koryntian: „Czyż nie wolno nam brać z sobą niewiasty-siostry, podobnie jak to czynią pozostali apostołowie oraz bracia Pańscy i Kefas?” (1 Kor 9,5).

Oczywiście, znów mamy tu do czynienia z tekstem wieloznacznym. „Niewiasta-siostra” mo-że oznaczać dowolną chrześcijankę wspierającą apostoła w działalności misyjnej, na podobieństwo niewiast, które towarzyszyły w drodze samemu Jezusowi i „usługiwały [Jemu oraz Jego uczniom] ze swego mienia”. Klemens Aleksandryjski nie widział jednak żadnego problemu w tym, by przyjąć, że chodzi tu po prostu o żonę. Jeśli tak, to skąd czerpać pewność, że prowadziła ona ze swoim mężem życie wstrzemięźliwe? Niektórzy egzegeci upatrują jej w tym, że owa żona została określona mianem siostry, co miałoby sugerować jedynie siostrzano-braterskie relacje między małżonkami. Rozumowanie to zdają się uprawomocniać znowu teksty patrystyczne (np. Grzegorz Wielki w Dialogach wielokrotnie wspomina kapłanów, którzy kochają swe żony „jak siostry”24). Z drugiej jednak strony, w Piśmie Świętym określenie żony mianem siostry nie jest czymś wyjątkowym. Tak właśnie Tobiasz nazywa Sarę, a czyni to w modlitwie poprzedzającej podjęcie z nią współżycia.

„A teraz nie dla rozpusty biorę tę siostrę moją za żonę, ale dla prawdziwego związku. Okaż mnie i jej miłosierdzie i pozwól razem dożyć starości!” (Tb 8,7)

Jest wreszcie najbliższy kontekst obu wypowiedzi z listów pasterskich. Nie nasuwa on raczej skojarzeń dotyczących pożycia małżeńskiego czy rezygnacji z niego. Owszem, w bezpośredniej bliskości Pierwszy List do Tymoteusza mówi o fałszywych (!) nauczycielach „o napiętnowanym sumieniu”, którzy „zabraniają wchodzić w związki małżeńskie” (1 Tm 4,2–3). Samo zaś przykładne życie rodzinne przyszłego duchownego („mąż jednej żony, dobrze rządzący własnym domem, trzymający [swoje] dzieci w uległości”) ma być gwarancją raczej (sformułowanych wyraźnie) umiejętności przewodzenia Kościołowi niż (jedynie domyślnej) wstrzemięźliwości. Apostoł pisze: „Jeśli ktoś bowiem nie umie stanąć na czele własnego domu, jakżeż będzie się troszczył o Kościół Boży?” (1 Tm 3,5).

„Słyszeliście, że powiedziano: Nie cudzołóż! A Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa. Jeśli więc prawe twoje oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało być wrzucone do piekła. I jeśli prawa twoja ręka jest ci powodem do grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało iść do piekła”. (Mt 5,27–30)

W sumie, jak się wydaje, nie tylko Stary, ale także Nowy Testament niczego ostatecznie nie przesądza w kwestii celibatu. Nieliczne teksty, które mogą być w tej sprawie przywoływane, są otwarte na różne interpretacje, przede wszystkim zaś uderzają swą powściągliwością. Owa powściągliwość świetnie się zresztą wpisuje w całość Jezusowego nauczania na tematy związane z miłością i płciowością człowieka. Chrystus nie poświęcił tej tematyce zbyt wiele miejsca. Oczywiście, w sposób jasny i zdecydowany uczył o małżeństwie. Wzywał do spojrzenia na nie w świetle „początku”, tzn. dzieła stworzenia; „Od początku tak nie było” – powiedział, gdy pytano Go o możliwość rozwodu (Mt 19,1–9). Jednoznacznie oceniał cudzołóstwo, mając jednocześnie wiele wyrozumiałości dla tych, którzy się go dopuścili. W celnikach i nierządnicach odnajdywał uczniów bardziej pojętnych niż uczeni w Piśmie i faryzeusze.