Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Z każdego rozczarowania rodzi się nowe marzenie!
Carlo Acutis
Jeśli pragniesz życia pełnego pasji, nadziei i radości, historia Carla Acutisa jest właśnie dla ciebie! To opowieść o zwykłym chłopaku, który jak każdy nastolatek kochał gry komputerowe, piłkę nożną i nutellę, a jednocześnie znalazł niezwykły sposób, by zmieniać rzeczywistość.
Carlo udowadnia, że świętość to nie historia sprzed stuleci, lecz coś, co jest możliwe tu i teraz. Pokazuje, jak można we współczesnym, skomplikowanym i nieprzyjaznym dla młodych ludzi świecie, także tym wirtualnym, odnajdywać sens życia i czerpać z niego pełnymi garściami.
Ta książka to nie tylko znakomita opowieść – to przepis na szczęśliwe życie. Znalazły się w niej obszerne fragmenty rozważań Carla, pierwszy raz przełożone na język polski, a także liczne świadectwa cudów, których młodzi ludzie doświadczają dzięki jego wstawiennictwu. Podczas procesu beatyfikacyjnego żartowano nawet, że Carlo sprawia Kościołowi nie lada problem – nie wiadomo, który cud wybrać!
Historia młodego człowieka ukazująca, że można żyć inaczej. Bardzo polecam!
Rafał Główczyński SDS, Ksiądz z osiedla
Marie i Jean-Baptiste Maillard - od prawie dziesięciu lat promują postać Carla Acutisa we Francji. Twórcy inicjatywy www.lightsinthedark.info, w ramach której uczą młodych właściwego korzystania z internetu i ewangelizują w świecie wirtualnym. Rodzice trojga dzieci, prowadzący edukację domową i promujący ją w ramach wielu francuskich stowarzyszeń rodzicielskich. Aktywnie działają na rzecz ochrony młodych przed pornografią.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 253
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
TYTUŁ ORYGINAŁU: Carlo Acutis, une âme de feu!
Copyright © 2025, Groupe Elidia Éditions Artège 10, rue Mercoeur – 75011 Paris 9, espace Méditerranée – 66000 Perpignan
www.editionsartege.fr
Copyright © for Polish Edition 2025 by IWR WE sp. z o.o.
PRZEKŁAD I OPIEKA REDAKCYJNA: Magdalena Kędzierska-Zaporowska
KOREKTA: Katarzyna Machowska
REDAKCJA TECHNICZNA I PROJEKT OKŁADKI: Paweł Kremer
ZDJĘCIA: archiwum rodziny Acutis
ZA ZEZWOLENIEM
Prowincjała Polskiej Prowincji Zakonu Pijarów
L.dz. 38/P/2025 z dnia 13 marca 2025 r.
Wydanie I | Kraków 2025
ISBN EBOOK: 978-83-8404-036-2
Zamawiaj nasze książki przez internet: boskieksiążki.pl
lub bezpośrednio w wydawnictwie: 603 957 111,
Wydawnictwo eSPe, ul. Meissnera 20, 31-457 Kraków
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotował Jan Żaborowski
Dla naszych dzieci,
naszej rodziny, naszych siostrzeńców i bratanków, naszych chrześniaków,
naszych kuzynów, naszych przyjaciół
i wszystkich, którzy pragną
lepiej poznać życie Carla Acutisa, aby i dla nich stał się
przyjacielem w niebie!
Z tej znakomicie napisanej biografii dowiecie się, kim był Carlo – zwykły chłopiec, który otworzył się na niezwykłość Boga. Uwielbiał bawić się z przyjaciółmi, grać w piłkę nożną i w gry wideo. Interesował się komputerami, lubił colę, pizzę i popcorn. A jednocześnie czerpał siłę z sakramentów, przede wszystkim z Eucharystii – swojej „autostrady do nieba”. To właśnie w sakramentach znajdował wszystkie nadzwyczajne łaski potrzebne, by zostać świętym. Był pełnym energii, radosnym młodym człowiekiem, który pozwolił Bogu przemienić swoją zwyczajną codzienność w coś niezwykłego.
Widząc wiarę mojego syna, sama odnalazłam drogę do życia sakramentalnego i na nowo odkryłam Eucharystię. Jego szczera pobożność była żywym świadectwem mocy Bożej miłości. To świadectwo zachwyciło także opiekuna Carla Rajesha, który pod wpływem mojego syna poprosił o chrzest, a także wielu ubogich, którym Carlo starał się na różne sposoby pomóc, wykazując się niezwykłą kreatywnością, a przede wszystkim miłością, której źródłem były sakramenty i głęboka więź z Bogiem.
Carlo nigdy nie chciał zatrzymywać tego skarbu tylko dla siebie – pragnął, by każdy mógł odkryć nieskończoną miłość Boga, obecną szczególnie w Eucharystii. Był głęboko przekonany, że każdy, kto zrozumie i poczuje tę żywą obecność Jezusa, odnajdzie prawdziwy pokój i głęboką radość, jakich sam doświadczał.
By móc jak największej grupie ludzi opowiedzieć o mocy Eucharystii, Carlo podjął się stworzenia wystawy o cudach eucharystycznych, które wydarzyły się na całym świecie. Miał nadzieję, że dzięki tej prezentacji serca wielu ludzi otworzą się na miłość Boga. Wierzył, że gdy tylko ludzie zrozumieją, że poprzez cuda eucharystyczne Bóg objawia swoją szaloną miłość do nas, od razu zdecydują się skorzystać z sakramentów.
W jednej ze swych medytacji (którą znajdziecie na końcu tej książki) Carlo przypomina nam słowa Jezusa o ziarnie pszenicy, które wpada w ziemię i, jeśli nie obumrze, nie przyniesie plonu. „Śmiem twierdzić, że wszyscy jesteśmy takim ziarnem pszenicy, ponieważ każdy z nas ma w sobie ten potencjał, to cenne ziarno, po którym Pan oczekuje wszystkiego, co tylko można sobie wyobrazić” – pisał Carlo. Dziś widzimy, jak wielkie owoce przynosi życie Carla. Zewsząd nadchodzą do nas informacje o licznych cudach i nadzwyczajnych łaskach wyproszonych za jego wstawiennictwem. Słyszymy również o wielu nawróceniach i duchowych uwolnieniach.
Umiłowanie Eucharystii i sakramentów to główne przesłanie Carla, jego misja. Autorzy tej książki doskonale to uchwycili, ponieważ bez tej kluczowej perspektywy łatwo byłoby przeoczyć istotę życia Carla i jego „przepis na świętość”.
Ludzie często mnie pytają: „Jak to jest mieć świętego syna?”. Odpowiadam wtedy, że najważniejsze w tym wszystkim jest dla mnie to, by każdy z nas – tak, każdy – tak jak Carlo stał się świętym, zakochanym w Jezusie, w Jego Słowie, w Matce Bożej i w sakramentach.
Uważam, że świętość Carla, jego obecność w niebie ma jeden cel – ma sprawić, byśmy idąc za jego przykładem, pokochali Jezusa obecnego w Eucharystii.
Niech ta książka, drodzy czytelnicy, zachęci was do stania się przyjaciółmi Carla, do wejścia w duchową relację z nim, do proszenia go o wstawiennictwo w waszej własnej drodze do świętości. Życzę wam, abyście i wy stali się świętymi na swój własny sposób – bądźcie nie kopiami, lecz oryginałami, których nasz świat tak bardzo potrzebuje!
Antonia Salzano Acutis
Drodzy Czytelnicy,
opowiemy wam historię życia Carla. Staraliśmy się być jak najwierniejsi jego biografii, nie pomijając trudności ani niczego nie upiększając. Wszystkie przytoczone anegdoty są autentyczne, podobnie jak cytowane wypowiedzi.
Carlo może czasem wydawać się „zbyt doskonały”, ale taka była prawda – on naprawdę był kimś wyjątkowym. Ta jego doskonałość nie sprawia jednak, że jest nam mniej bliski. Wręcz przeciwnie – powinna budzić w nas pragnienie, by go naśladować. Bądźmy jak dzieci, które tak chętnie wcielają się w swych bohaterów!
Podobnie jak inni młodzi święci Carlo czerpał wszystkie potrzebne łaski z Eucharystii i innych sakramentów. Dziś wyróżnia się w niebie, o czym świadczy imponująca liczba cudów uzyskanych za jego wstawiennictwem. Przykłady tych łask znajdziecie w ostatnim rozdziale. Carlo nigdy niczego nie odmawiał Jezusowi, więc nic dziwnego w tym, że Jezus również niczego nie odmawia jemu.
Dla nas Carlo jest świętym pełnym ciepła i radości, kimś, kto kochał modlitwę, ale też uwielbiał się śmiać. To święty radosny – i właśnie tak chcemy go wam przedstawić.
Życzymy dobrej lektury!
Na początku lat dziewięćdziesiątych państwo Acutisowie mieszkali w Londynie. Pan Andrea zajmował się biznesem, pani Antonia pracowała w redakcji, podobnie zresztą jak jej ojciec Antonio Salzano, który był związany z założonym w 1918 roku katolickim wydawnictwem Vita e Pensiero. Odegrało ono istotną rolę we włoskiej kulturze.
Rodzice Carla poznali się latem 1986 roku w Forte dei Marmi, uroczym nadmorskim kurorcie na północno-zachodnim wybrzeżu Toskanii, nad Morzem Tyrreńskim, w przepięknej krainie Versilia. Region ten słynie z eleganckich willi stojących wśród porośniętych zielenią wzgórz oraz długich, złocistych plaż, przy których znajdują się luksusowe i modne kąpieliska popularne wśród włoskiej arystokracji, celebrytów, polityków i biznesmenów z całego świata.
Andrea i Antonia zaręczyli się jeszcze w tym samym roku. Dwa miesiące później Andrea został powołany do służby wojskowej w jednostce stacjonującej w Dolinie Aosty. Jest to jedna z najstarszych formacji górskich. W swojej służbie wyróżniał się sumiennością i wieloma talentami. Później dołączył do karabinierów z jednostki Cesare Battisti w Rzymie, czyli w mieście, w którym wówczas mieszkała Antonia. Po ukończeniu służby wyjechał do Londynu, gdzie podjął pracę w bankowości. Wkrótce dołączyła do niego jego narzeczona. Postanowiła udoskonalić swoją znajomość angielskiego, by móc rozpocząć studia z zarządzania w branży wydawniczej. Wraz z przyjaciółką wynajęły piękny dom w ekskluzywnej dzielnicy Knightsbridge, niedaleko miejsca zamieszkania Andrei.
Knightsbridge to symbol luksusu – to tutaj znajduje się słynny dom towarowy Harrods, którego imponująca czerwona fasada i piękna wieczorna iluminacja zachwycają turystów. Znajdziemy tam ekskluzywne, przyciągające klientów z całego świata butiki oferujące odzież, biżuterię i inne luksusowe towary. W tej okolicy znajdują się także wspaniałe wiktoriańskie kamienice, eleganckie hotele i słynna ulica Sloane Street, znana ze wspaniałych witryn butików, w których wystawiane są modele z najnowszych kolekcji światowej sławy projektantów mody. W pobliżu rozciąga się Hyde Park – zielona oaza Londynu.
Narzeczeni spędzali razem dużo czasu, aż w końcu 27 stycznia 1990 roku pobrali się w rzymskiej bazylice św. Apolinarego niedaleko Piazza Navona. Miejsce to miało szczególne znaczenie dla Antonii, która spędziła w tej okolicy dużą część dzieciństwa. Rione Ponte, dzielnica leżąca na lewym brzegu Tybru, jest sercem najstarszej części Rzymu. Znajdują się tu urokliwe uliczki, zabytkowe place, renesansowe budynki, kościoły i warsztaty rzemieślnicze. To idealne miejsce, by delektować się słynnymi włoskimi lodami!
Ceremonia ślubna odbyła się w gronie rodziny i najbliższych przyjaciół. Po niej nowożeńcy udali się na skromny obiad w pobliskiej restauracji. Następnego dnia wrócili do Londynu, gdzie zamieszkali w niewielkim, ale niezwykle uroczym domku z ogrodem. Z przestronnych okien wpuszczających mnóstwo światła mogli podziwiać widok na przepiękny zakątek, pełen roślin cieszących oko zielenią przez cały rok.
I tak z miłości tych dwojga zakochanych w sobie ludzi, za sprawą łaski Bożej, narodził się jeden z największych świętych początku XXI wieku.
Rodzina Antonii miała już wśród swoich przodków świętych. Święta Katarzyna Volpicelli (1839–1894), kanonizowana w 2009 roku przez Benedykta XVI, założyła Zgromadzenie Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego i była gorliwą apostołką adoracji eucharystycznej. Całe życie poświęciła wychowaniu chrześcijańskiemu młodzieży i pomocy ubogim. Z kolei św. Julia Salzano (1846–1929), założycielka Zgromadzenia Sióstr Katechetek Najświętszego Serca, poświęciła się nauczaniu katechizmu i formacji religijnej dzieci, zwłaszcza tych z biedniejszych rodzin. Została kanonizowana w 2010 roku przez Benedykta XVI.
W historii rodziny Carla znajdziemy także ludzi o niezwykłej odwadze. Jednym z nich był Renato, ojciec jego babci ze strony matki. Nie był szczególnie religijny, choć otrzymał chrześcijańskie wychowanie w rzymskim kolegium nazaretanów. Podczas II wojny światowej musiał uciekać z Włoch, ponieważ ryzykował życie, pomagając Żydom uniknąć deportacji. Schronienie znalazł w Wenezueli.
Renato, podobnie jak później Carlo, był zapalonym sportowcem, a szczególny talent miał do narciarstwa. Poza tym wykazywał się wyjątkową odwagą. W Ameryce Południowej zaprzyjaźnił się z misjonarzem, z którym wynajęli mały samolot. Przemierzali puszczę amazońską, by głosić mieszkającym tam plemionom Ewangelię. Z tego samolotu zrzucali żywność, narzędzia, a nawet swoje własne zdjęcia, by oswoić lokalnych mieszkańców z obcymi twarzami i ułatwić przyszłe kontakty. Pewnego dnia Renato uratował indiańskie dziecko, które miało zostać złożone w ofierze podczas rytualnego obrzędu ku czci amazońskich bóstw.
Antonia bardzo ucieszyła się na wieść, że spodziewa się dziecka. Będąc w ciąży, nawiązała liczne przyjaźnie z innymi młodymi kobietami z sąsiedztwa. Z wielką radością przygotowywała się na przyjście na świat swojego pierworodnego. Przed porodem zdała sobie sprawę, że w wyprawce, którą zakupiła dla synka, jest zdecydowanie za dużo ubrań i że jej dziecko nigdy nie zdąży ich wszystkich włożyć. Postanowiła część z nich oddać potrzebującym. Wśród jej zakupów znalazł się również wózek z początku XX wieku – bardzo drogi i tak duży, że Patsy, pierwsza niania Carla, z pochodzenia Szkotka, niewiele wyższa od tego pojazdu, nie była w stanie go prowadzić… Taki starodawny wózek z pewnością wzbudzał zainteresowanie, mimo że Londyn jest jedną z najbardziej otwartych i nowoczesnych metropolii świata – miastem, w którym oryginalność można spotkać na każdym kroku i gdzie każdy może czuć się swobodnie, nawet jeśli wygląda lub zachowuje się nietypowo.
W końcu nadszedł moment narodzin Carla. 2 maja 1991 roku, około godziny siedemnastej Antonia i Andrea udali się do kliniki Portland. Wyglądało na to, że dziecko urodzi się lada moment, wezwano już nawet lekarza. Mimo to poród trwał ponad osiemnaście godzin i był bardzo trudny. Położnik musiał nawet użyć specjalnych kleszczy, by pomóc Carlowi wyjść na świat. Na szczęście wszystko się udało i 3 maja 1991 roku o godzinie jedenastej czterdzieści pięć pani Antonia mogła usłyszeć pierwszy krzyk swego dziecka.
Wiadomość o narodzinach Carla klinika zgodnie ze swoim zwyczajem opublikowała w dzienniku „The Times”. Kto mógł przewidzieć, że ta znana gazeta jeszcze wielokrotnie będzie wspominać o tym niezwykłym chłopcu, a niemal trzydzieści lat później opublikuje informację o jego beatyfikacji?
Carlo mierzył pięćdziesiąt siedem centymetrów i ważył trzy i pół kilograma. Mimo że umieszczono go w oddzielnej sali dla noworodków, jego mama od początku rozpoznawała jego płacz, gdy był głodny. Dwa dni później wyszli ze szpitala, jednak jeszcze przez jakiś czas położna regularnie odwiedzała ich w domu, udzielając porad i sprawdzając, czy wszystko w porządku – zarówno z mamą, jak i z dzieckiem. Niestety, szybko okazało się, że mały Carlo nie przybiera na wadze, bo jego mama nie ma wystarczająco dużo pokarmu. Zdecydowała się przerwać karmienie piersią i zacząć karmić synka z butelki. Nowe mleko powodowało jednak u Carla silne kolki, które sprawiały mu wielki ból. Każdego wieczoru, po powrocie do domu, jego tata brał płaczącego malucha w ramiona i chodził tam i z powrotem po salonie, śpiewając piosenki i wypowiadając dziwaczne okrzyki: „Banga, binga, bongo, bungu”. W ten sposób uspokojony Carlo zasypiał, niestety czasem dopiero około godziny dwudziestej trzeciej. Kąpielą Carla zajmowała się niania, ale gdy jego tata był akurat w domu, przejmował to zadanie. Była to wyjątkowa chwila bliskości ojca i syna.
Pierwszą zabawkę dla Carla Antonia kupiła w luksusowym domu towarowym u Harrodsa, oddalonym zaledwie kilka minut spacerem od domu. Chociaż uwielbiała zebry, żyrafy i psy, postanowiła kupić – sama nie wiedząc dlaczego – małego pluszowego baranka. „To był znak, przeczucie” – powie później, gdyż baranek pojawi się w życiu Carla aż czterokrotnie. Chłopiec był zresztą bardzo przywiązany do swojej maskotki.
Nadszedł dzień chrztu. Rodzina Carla od pokoleń należała do Kościoła katolickiego, choć jego rodzice nie praktykowali na co dzień wiary. Antonia przyznała nawet, że przed narodzinami syna nie była osobą głęboko wierzącą, znała zaledwie kilka modlitw, których nauczyły ją kiedyś siostry zakonne. O swojej wierze mama Carla mówi tak:
Przed narodzinami Carla byłam w kościele tylko trzy razy w życiu: w dniu mojego chrztu, podczas pierwszej komunii i na moim ślubie. Jeśli chodzi o wiarę, byliśmy analfabetami. Zazwyczaj święci mają przynajmniej jednego rodzica będącego dla nich wzorem wiary. Albo oboje rodziców, jak było w wypadku św. Teresy. W naszej rodzinie było inaczej – to Carlo doprowadził nas do Boga.
Antonia dodała jeszcze:
Byłam więźniem relatywizmu, a więc żyłam w niewoli, w zamknięciu, otoczona ograniczeniami. Egzystowałam w całkowitej ignorancji, jak ci niewolnicy, których opisuje Platon w micie o jaskini. Od dzieciństwa siedzieli przykuci w grocie, niezdolni do ruchu, więc wierzyli, że cienie rzeczy z zewnątrz odbijające się na ścianie są jedyną rzeczywistością. Pewnego dnia jeden z więźniów uwolnił się z kajdan i odkrył prawdę. To właśnie przydarzyło się mnie.
W dniu chrztu nikt nie spodziewał się, jak wielkie owoce w życiu Carla przyniesie łaska tego sakramentu. Po latach napisał piękną medytację na temat tego chrztu, przypominając, że jest on „narzędziem zbawienia i nośnikiem łaski”. Carlo ubolewał, że ludzie często opóźniają przyjęcie sakramentu, choć „Aby otrzymać nowe życie i uzyskać przebaczenie, konieczne jest zanurzenie się w wodzie, tak jak uczynił to Jezus w Jordanie”*.
Na tę ważną uroczystość zaproszono całą rodzinę. Na ojca chrzestnego rodzice poprosili dziadka Carla ze strony ojca, a na matkę chrzestną – Luanę, babcię ze strony matki. Obecni byli również pozostali dziadkowie, do Londynu przybyły też prababcia Adriana i ciocia nosząca to samo imię.
Chrzest odbył się 18 maja 1991 roku w kościele Matki Bożej Bolesnej przy Fulham Road w Londynie. W późniejszych latach Carlo, niejako odnosząc się do wezwania tej świątyni, mówił: „Od chwili narodzin nasz los w niebie jest przypieczętowany: wszyscy jesteśmy powołani do wejścia na Golgotę i niesienia swojego krzyża”.
Jednak w dniu chrztu nie było miejsca na smutek. To był czas na świętowanie. Antonia kupiła w Harrodsie wspaniały tort. Przez przypadek wybrała taki z cukrowym barankiem, pokryty białym lukrem i kremem maślanym.
* Cytowane medytacje w całości znajdują się na końcu książki.
Ósmego września 1991 roku, wkrótce po narodzinach syna, Antonia i Andrea Acutisowie wrócili do Włoch. Na miejsce zamieszkania wybrali Mediolan – jedno z najważniejszych miast Italii, stolicę Lombardii, centrum finansowe i ważny ośrodek kulturalny, światowe centrum mody, sztuki, designu i innowacji. Osiedlili się w Porta Venezia – tętniącej życiem dzielnicy pełnej parków, kawiarni i… kościołów. Ta położona blisko centrum miasta okolica słynie z eleganckiej architektury, alejek obsadzonych drzewami oraz bliskości zabytków i obiektów kulturalnych.
Antonia miała dołączyć do wydawnictwa związanego od lat z jej rodziną, a Andrea rozpocząć pracę w firmie ubezpieczeniowej. W związku z tym zdecydowali się zatrudnić dla Carla opiekunkę. Nie zamieszczali ogłoszenia w gazecie – nianię polecił im znajomy ojca Antonii, właściciel hotelu w Neapolu, w którym latem, w sezonie turystycznym często zatrzymywali się polscy studenci. Szybko okazało się, że niania została Carlowi zesłana przez Bożą Opatrzność.
Tak w rodzinie Acutisów pojawiła się Beata. Szybko zaczęto nazywać ją „błogosławioną nianią”, odegrała bowiem niezwykle ważną rolę w życiu Carla. Już pierwszego dnia wydarzyło się coś, co miało stać się początkiem wielkiej duchowej przygody tego niezwykłego chłopca.
Zaraz po powitaniu z Carlem Beata wyjęła z torby obrazek z wizerunkiem Matki Bożej Częstochowskiej – słynącej z cudów ikony Czarnej Madonny, bardzo czczonej w Polsce. Wyjaśniła swojemu małemu podopiecznemu, że to Matka Boga i wszystkich ludzi, nasza „niebieska Mama”. To właśnie polska opiekunka jako pierwsza opowiedziała Carlowi o Bogu, o Jezusie i o Maryi. Carlo słuchał jej z ogromnym zainteresowaniem i zadawał mnóstwo pytań. Beata nauczyła go modlitwy za zmarłych oraz za dusze czyśćcowe. Stopniowo pomogła mu zrozumieć, że śmierć to tylko przejście do życia wiecznego.
Beata wspierała Antonię w kształtowaniu wiary u jej syna – często rozmawiały na ten temat. Zauważyła, że Carlo jest niezwykle bystry i dojrzale myśli – zadawał pytania, które bardziej pasowały do dorosłego niż do małego dziecka. Był bardzo ciekawy historii Jezusa.
Beata często uczestniczyła we mszach świętych i pielgrzymkach. W dzielnicy, w której mieszkała rodzina Acutisów, znajdowało się kilka kościołów, więc dziewczyna mogła regularnie uczęszczać na Eucharystię. Zabierała ze sobą Carla, który bardzo szybko zaczął prosić o możliwość przystąpienia razem z nią do komunii świętej. Ponieważ był jeszcze zbyt mały, było to jednak niemożliwe. Bardzo żałował, że nie może przyjąć Jezusa do swego serca.
Po kilku latach niania Beata opuściła dom Acutisów, bo Carlo miał rozpocząć naukę w przedszkolu Parco Pagani w Mediolanie. Nie miał już komu zadawać pytań o wiarę, których w jego małym sercu pojawiało się coraz więcej. To niejednokrotnie wprawiało panią Antonię w zakłopotanie, bo nie znała odpowiedzi na wątpliwości swego synka. Zwróciła się więc po radę do przyjaciółki, która poleciła jej dobrego spowiednika – ojca Ilia Carrai, kapłana z Bolonii, uważanego wówczas za następcę Ojca Pio.
Wiosną 1995 roku mama Carla wybrała się więc do Bolonii, aby poznać polecanego jej księdza. Od tego czasu odwiedzała go regularnie, raz w miesiącu. Podczas pierwszego spotkania kapłan powiedział jej znamienne słowa: „Czekałem na panią od lat, ma pani do wypełnienia misję”. Następnie wyspowiadał ją, a wygłaszając naukę, odwołał się do wielu szczegółów z przeszłości pani Antonii. Wspomniał również o Carlu: „On został wybrany przez Boga”. W ten sposób duchowny przygotował matkę przyszłego świętego na wydarzenia, które miały nastąpić w kolejnych latach. Antonia była zdumiona tym, co usłyszała o sobie i swoim synu, ale uważnie słuchała. Ojciec Ilio poradził jej, aby pokazywała Carlowi filmy animowane i dokumentalne o życiu świętych. Była to bardzo trafna sugestia – Carlo uwielbiał poznawać biografie świętych, których nazywał „przyjaciółmi z nieba”.
Spowiednik zachęcił Antonię do studiowania teologii, aby mogła lepiej zrozumieć i pogłębić wiarę. Posłuchała tej rady i zapisała się na kurs na wydziale teologii, na który uczęszczała z wielkim zaangażowaniem.
Dzięki temu była lepiej przygotowana do wspierania syna w jego rozwoju duchowym. Carlo już wtedy wyrażał swoją miłość do Jezusa, całując krzyż wiszący w domu lub figurkę Dzieciątka Jezus z Pragi. Czasami przerywał zabawę, by pomodlić się przed krzyżem. Podczas spacerów zbierał kwiaty i zanosił je do kościoła jako dar dla Matki Bożej. Zdarzało mu się zaglądać do świątyni tylko po to, aby „przywitać się z Jezusem” w tabernakulum. Podobnie jak inni święci przed nim, a także jak wiele dzieci w jego wieku, Carlo bawił się w kapłana, naśladował gesty księży i „odprawiał” mszę świętą.
Rodzice, widząc jego głęboką wiarę, postanowili podarować mu złoty łańcuszek z medalikiem szkaplerza Matki Bożej z Góry Karmel. Był to ten sam medalik, który jego prababcia ofiarowała Antonii w dniu jej chrztu. Od tego momentu Carlo nigdy się z nim nie rozstawał, mówiąc: „W ten sposób Jezus i Maryja zawsze będą blisko mojego serca”.
Carlo z zamiłowaniem przeglądał ilustrowaną Biblię, którą otrzymał od dziadków. Był to wstęp do regularnej lektury Pisma Świętego. Gdy dorósł, co rano wybierał krótki fragment, który stawał się dla niego duchową wskazówką na dany dzień. Powiedział później: „Naszym kompasem powinno być słowo Boże, do którego musimy się nieustannie odnosić” oraz: „Znajdźcie Boga, a znajdziecie sens swojego życia. Wszystko przemija…”.
Antonia coraz bardziej dostrzegała niezwykłą duchową dojrzałość swojego syna. Mimo że był jeszcze dzieckiem, miała wrażenie, że znacznie wyprzedza ją w rozwoju duchowym.
W tym samym czasie Carla spotkała nieprzyjemna przygoda, która wiele mówiła o jego wczesnym rozwoju, w tym duchowym. Wraz z mamą czekali przed supermarketem, podczas gdy babcia i Beata robiły zakupy. Nagle zbliżyła się do nich mała dziewczynka o rudych, kręconych włosach, trzymająca niebieską piłkę. Podeszła do Carla, który siedział w wózku, i rzuciła w niego piłką – może dla zabawy, choć wyglądało to tak, jakby zrobiła to złośliwie. Zaczęła także próbować zdjąć kocyk, którym Antonia przykryła synka. Carlo jednak pozostał niewzruszony. Wówczas niezadowolona dziewczynka zrobiła grymas, pokazała mu język i dalej mu dokuczała. Carlo patrzył na nią z wielką łagodnością i się uśmiechał. Antonia, mimo że minęło tyle lat, wciąż pamięta zdziwioną twarz tej dziewczynki, która nie mogła zrozumieć takiego spokojnego zachowania chłopca.
Carlo miał bardzo silny charakter i wiedział, czego chce. Swoje życie opierał na przyjaźni z Jezusem i zawsze odnosił się do Niego, gdy musiał zdecydować, jak się zachować. Jezus był jego stałym punktem odniesienia. Czuł Jego obecność, bliską i namacalną. Gdy Antonia opowiedziała Beacie, co się wydarzyło, niania zaczęła jej wyjaśniać, że choć stara się nauczyć Carla odpowiednich reakcji na zaczepki, chłopiec i tak robi, co chce. Podobno raz ją nawet pouczył: „Droga Beato, Jezus nie byłby szczęśliwy, gdybym odpowiedział złością!”.
Kiedy Carlo miał cztery lata, odszedł jego ukochany dziadek, nazywany z włoska „Nonno”, czyli „dziadziuś”. Zmarł na zawał serca w wieku pięćdziesięciu dziewięciu lat. Był to wielki cios dla całej rodziny. Beata, kierując się swoją niezachwianą wiarą, pomogła Antonii przejść przez ten trudny czas. To wydarzenie jeszcze bardziej umocniło Carla w jego duchowej podróży.
Mimo że Carlo szczerze wierzył w życie wieczne, śmierć Nonno bardzo wpłynęła również na niego. Mieli ze sobą szczególną więź. Carlo spędzał dużo czasu z dziadkiem i babcią w ich domach w Rzymie oraz nad morzem.
Gdy jego Nonno odszedł do nieba, Carlo twierdził, że ich relacja będzie trwać nadal, choć w inny sposób, jakby podtrzymywana przez „nić miłości”, której nic nie może przerwać.
Kilka miesięcy później oznajmił rodzicom, że Nonno ukazał mu się we śnie. Był ubrany na niebiesko i powiedział: „Czuję się dobrze, jestem bezpieczny, ale potrzebuję twojej modlitwy, ponieważ znalazłem się w czyśćcu”. Carlo opowiadał o tym z rozbrajającą prostotą i nadzieją, jakby wiedział, że po prostu wystarczy się modlić za dziadka. Ten sen głęboko go poruszył. Wzbudził w nim potrzebę modlitwy w intencji Nonno i innych dusz czyśćcowych. Dla Carla była to dodatkowa motywacja, by uczestniczyć w Eucharystii, ponieważ uważał, że jest to „najważniejsza modlitwa, jaką można ofiarować, by pomóc duszom wydostać się z czyśćca”. Modlił się także za swoich jeszcze żyjących dziadków, aby uniknęli cierpienia w czyśćcu.
Mimo młodego wieku Carlo zawsze odznaczał się wielkim posłuszeństwem – cnotą wspólną dla wszystkich świętych, niezbędną, by doświadczyć łaski zbawienia. Kościół zwraca na to szczególną uwagę podczas procesów kanonizacyjnych – zawsze bada się, czy kandydat na ołtarze zachował posłuszeństwo wobec rodziców, wobec przełożonych zakonnych, wobec biskupa… Carlo był tak posłuszny, że nigdy nie targował się z rodzicami, gdy o coś go prosili. Nigdy nie musieli na niego podnosić głosu ani go upominać. Kiedy dawali mu jakieś polecenie, zawsze wykonywał je szybko i bez protestów. Gdy miał jakiś pomysł, najpierw pytał o zgodę na jego realizację – rodziców, babcię, a jeśli ich nie było, opiekunkę. Antonia wspomina, że już gdy miał półtora roku, zanim czegoś dotknął, wskazywał na przedmiot, patrząc na nią, jakby chciał się upewnić, czy może go wziąć. Jeśli mu pozwalała, brał go; jeśli nie – nie nalegał i się nie żalił.
Ponieważ często towarzyszył swojej „błogosławionej niani” w kościele, coraz bardziej chciał przyjąć komunię. Nieraz wspominał o tym rodzicom, ale ci nie mogli zaspokoić jego pragnienia, bo był jeszcze za mały. Antonia wiedziała, że w ich parafii do pierwszej komunii przestępują dzieci w wieku dziewięciu lat. W każdą niedzielę ze smutkiem obserwowała, jak bardzo Carlo jest zawiedziony, że nie może „przyjąć swojego Jezusa”.
To pragnienie bycia blisko Jezusa i upodobnienia się do Niego powoli zmieniało jego zachowanie. Okazywał coraz większą życzliwość i dobroć, zwłaszcza przyjaciołom i ludziom, którzy go otaczali. Jego naturalna wrażliwość ułatwiała mu to zadanie. Już jako małe dziecko interesował się ubogimi i okazywał im współczucie. Beata opowiadała, że gdy spotykał na ulicy bezdomnych, podchodził do nich, pytał, jak się czują, i mówił im coś miłego.
Był hojny nie tylko wobec ubogich, ale i bliskich. Jego rodzice mieli dom na wsi w Cilento, w Kampanii, na południu Włoch, gdzie można było podziwiać wspaniałe krajobrazy – masyw górski, lasy, gaje oliwne i śródziemnomorskie plaże. Były tam także ruiny starożytnej Elei, urokliwe średniowieczne wioski i starożytne świątynie w Paestum.
Jednego lata Beata musiała zrezygnować z wakacji i zostać w Mediolanie, bo nie było jej stać na żaden wyjazd. Carlo, słysząc o jej trudnościach, przekonał rodziców, by zaprosili ją i jej syna Konrada na całe lato do Cilento. Chciał nawet oddać im swój pokój, by mogli spać razem. Beata ze wzruszeniem wspomina tamto lato – chodzili z Carlem do kawiarni i lodziarni, gdzie zawsze witał wszystkich z charakterystyczną dla ludzi Południa otwartością i… gadatliwością. Potrafił od razu nawiązać kontakt zarówno z dziećmi w swoim wieku, jak i z dorosłymi.
Był także niezwykle empatycznym dzieckiem. Uwielbiał Lego, nieco mniej klocki Playmobil, ale jeśli ktoś nie miał pieniędzy na zabawki, Carlo był gotów podarować mu jedną ze swoich. Żeby nie przeszkadzać dorosłym, potrafił godzinami zajmować się sam sobą, rysując sceny z ulubionych kreskówek.
Pewnego dnia usłyszał o misji Braci Kapucynów w Mediolanie, pomagającej tysiącom ubogich poprzez wydawanie posiłków i oferowanie im dodatkowego wsparcia. Zainspirowany ich działalnością postanowił pomóc bezdomnym i żebrakom, o których codziennie się troszczyli. Spotkał się z ojcem Giuliem Savoldim, kapłanem zaangażowanym w pomoc biednym. Carlo, mając zaledwie pięć lat, oddał mu wszystkie swoje oszczędności ze skarbonki. Ojciec Giulio był poruszony jego wrażliwością i później wspominał, że nigdy nie spotkał dziecka tak zatroskanego o los ubogich.
Jego babcia wspomina też inną sytuację, która ukazuje tę „więź z bliźnimi”, jaką Carlo nawiązał już w wieku sześciu lat. Podczas spaceru w parku zauważył, że opiekunka znajomego chłopca ma zapłakane oczy. Gdy zapytał, co się stało, opowiedziała mu, że jej dom na Filipinach został zniszczony przez tajfun, a jej matka została poważnie ranna. Carlo natychmiast zebrał pieniądze od rodziny i oddał jej całą swoją skarbonkę. Kobieta rozpłakała się i przytuliła go, mówiąc, że jest jedyną osobą, która jej pomogła.
Oprócz współczucia Carlo odznaczał się także cierpliwością. Nigdy nie narzekał na opóźnienia w posiłkach i jadł wszystko, co mu podano, nawet jeśli mu nie smakowało.
To Beata jako pierwsza opowiedziała Carlowi o Jezusie, ale to on sam rozwijał swoją więź z Bogiem. Jego rodzice nie od razu to rozumieli. To Carlo zbliżył ich do sakramentów i prowadził ku głębszej wierze. Antonia przyznała później: „Bez Carla nic z tego by się nie wydarzyło – albo przynajmniej nie w taki sposób”.
Kiedy Carlo miał pięć lat, Antonia zabrała go do kliniki De Marchi na rutynowe szczepienie. To miejsce było także szpitalem onkologicznym dla dzieci. Widząc cierpienie matek, których dzieci były śmiertelnie chore, nie wiedziała jeszcze, że dziesięć lat później sama znajdzie się wśród nich, towarzysząc swojemu synowi w ostatnich chwilach jego życia.
W 1997 roku rodzice Carla zatrudnili Hindusa jako pomoc domową. Nazywał się Rajesh. Urodził się na Mauritiusie w rodzinie należącej do najwyższej kasty – braminów. Jego ojciec był hinduskim kapłanem i przywódcą wspólnoty hinduistycznej na Mauritiusie. Nauczył swojego syna wszystkich modlitw hinduistycznych, kultury i historii hinduizmu.
W wieku szesnastu lat Rajesh został wysłany do Indii, do stanu Gujarat, rodzinnego miasta Gandhiego, aby tam kontynuować naukę. Po tej podróży powiedział: „Odwiedziłem tak wiele świątyń, znalazłem w nich spokój, ale moje życie się nie zmieniło. Szukałem żywego Boga”*.
Po przyjęciu na uniwersytet w Radżastanie uzyskał dyplom z fizyki. Gdy chciał zapisać się na studia magisterskie w Anglii, dowiedział się o śmierci ojca. Zmuszony do powrotu na Mauritius, aby pomóc rodzinie borykającej się z problemami finansowymi, pełen gniewu i goryczy, uciekał się do modlitwy hinduistycznej, ale nie potrafił odnaleźć spokoju.
W połowie lat osiemdziesiątych, szukając stabilnego zatrudnienia, wyemigrował do Włoch. Pewnego dnia skontaktowano go z rodziną Acutis, która szukała opiekuna dla chłopca. Gdy się spotkali po raz pierwszy, Carlo podbiegł do niego i poczęstował go gumą do żucia.
Rajesh stał się prawdziwym przyjacielem Carla. Swoją pierwszą wypłatę wydał w całości na ubrania. Ponieważ był podobny do Shah Rukh Khana, słynnego indyjskiego aktora, strojem starał się naśladować swojego idola i nieustannie prosił Carla, aby robił mu zdjęcia. Carlo wykazywał się dużą cierpliwością i starał się być wobec niego życzliwy. W tajemnicy napisał nawet list do Jezusa z prośbą: „Panie, spraw, aby Rajesh był mniej próżny!”. Już wtedy w głębi swojego serca modlił się za innych. Modlitwa za Rajesha była dla Carla czymś oczywistym, konkretną rzeczą, którą mógł dla niego zrobić. Później napisał: „Ludzie tak bardzo troszczą się o piękno swojego ciała, a nie o piękno swojej duszy!” oraz „Piękno fizyczne szybko przemija. Czas nieuchronnie je zabiera. Nic z niego nie pozostaje. Natomiast piękno duchowe nie przemija, lecz trwa na wieczność”.
A to właśnie wieczność była celem, do którego dążył od samego początku swojego życia. Eucharystia, którą regularnie adorował przy tabernakulum, miała wkrótce umożliwić mu jeszcze większy duchowy rozwój.
Wykorzystał wszelkie możliwe środki, aby szerzyć wiarę i miłość do Jezusa, na przykład internet. Już w wieku sześciu lat Carlo świetnie obsługiwał rodzinny komputer. W domu przebierał się w zbyt duży fartuch laboratoryjny i w zabawkowe okulary. Przypinał też sobie plakietkę z napisem „Naukowiec informatyk”.
Carlo już wtedy był otwarty na łaskę Bożą, dlatego Bóg obdarzył go nią w obfitości. W wieku sześciu lat wyznał rodzicom, że usłyszał wewnętrzne przesłanie od swojego anioła stróża: „Nie miłość własna, lecz chwała Boża”. Później podsumował to słowami: „Nie ja, lecz Bóg”.
Dalsza część w wersji pełnej
* Cyt. za: Courtney Mares, Blessed Carlo Acutis: A Saint in Sneakers, San Francisco: Ignatius Press, 2023.