Bug. Opowieści o rzece, łęgach, piachach, łąkach, starorzeczach i mokradłach, a także o życiu zwierząt i ludzi w meandry dzikiej rzeki zaplątanych. Przewodnik po krajobrazach przyrodniczo-kulturowych - Maciej Cmoch - ebook
NOWOŚĆ

Bug. Opowieści o rzece, łęgach, piachach, łąkach, starorzeczach i mokradłach, a także o życiu zwierząt i ludzi w meandry dzikiej rzeki zaplątanych. Przewodnik po krajobrazach przyrodniczo-kulturowych ebook

Maciej Cmoch

0,0

Opis

Bug kojarzył mi się głównie ze wspomnieniami starszych członków rodziny. Ten rzeczywisty płynął gdzieś daleko i widywałem go jedynie okazyjnie, najczęściej z mostu. Dopiero zainteresowania przyrodnicze sprawiły, że zacząłem regularnie pojawiać się w dolinie. Z lornetką, aparatem, autem, pieszo bądź kajakiem…
Co jest w tej rzece szczególnego? Przede wszystkim jest duża – długa i szeroka – a jednocześnie dzika, nieokiełznana. To ewenement na skalę europejską. Jest też rzeką graniczną – stanowi faktyczną granicę między trzema państwami – a jednocześnie osią pogranicza kulturowego. Różnorodność kulturowa idzie w parze z różnorodnością biologiczną. Dzika rzeka tworzy wyspy, piaszczyste ławice, odsypiska, namuliska, starorzecza i strome skarpy. Rozlewa się na łąki, mokradła i cieniste łęgi. Tworzy ogrom siedlisk dla wielkiej liczby organizmów, od grzybów przez rozmaite bezkręgowce, płazy, ptaki – zarówno drobniuteńkie (strzyżyk), jak i wielkie (bocian czarny) – na ssakach pokroju dzika czy łosia kończąc.
Łęgi, piachy, łąki, starorzecza i mokradła ciągną się wzdłuż doliny na przemian z polami, wioskami i miasteczkami. Wszystko to się w krajobrazie wzajemnie zaplata i zrasta, więc czasem trudno oddzielić jeden element od drugiego. Macka starorzecza dosięga wsi, pastwisko łagodnie przechodzi w nadbrzeżne odsypisko, a łęg w piaszczystą wyspę bądź w bujną kolorową łąkę. Rzeka i człowiek tworzą krajobraz niezwykle dynamiczny, zmienny w czasie i przestrzeni.
Pisząc tę książkę, starałem się na przykładzie Bugu pokazać, jak rzeka wpływa na obszar, przez który płynie, na ludzi, którzy zdecydowali się osiedlić w sąsiedztwie wody, na świat roślin i zwierząt, a zwłaszcza ptaków. Oddziaływania rzeki mogą być subtelne – jak unosząca się w dolinie mgła – bądź gwałtowne – niczym letnia powódź. Przedstawiłem tu moje osobiste spojrzenie na te relacje – spojrzenie fotografa przyrody, ornitologa i domorosłego regionalisty.
Zapraszam Państwa do podróży…
Maciej Cmoch

NOTA O AUTORZE:
Maciej Cmoch – siedlczanin, ur. w 1989 r.; biolog z wykształcenia, przyrodnik z zamiłowania. Autor książki Ptaki za miedzą. Opowieści o mieszkańcach pól, łąk, pastwisk i wsi (Paśny Buriat, 2021).
Zawodowo zajmuje się badaniami i ochroną ptaków. Związany z Towarzystwem Przyrodniczym „Bocian”. Uczestnik projektów czynnej ochrony, m.in. błotniaka łąkowego, kulika wielkiego, pustułki i płomykówki.
W wolnych chwilach zajmuje się fotografią przyrodniczą. Najchętniej fotografuje zarówno podporządkowaną człowiekowi naturę terenów wiejskich, jak i wciąż dziką przyrodę nieuregulowanych rzek. Czytelnik krajobrazu. Na ptaki patrzy przez pryzmat otoczenia, w jakim żyją.

FRAGMENT KSIĄŻKI:
„Czy Bug jest rzeką niebezpieczną? Pan Bolesław kategorycznie temu zaprzeczył. I prosił mnie, abym koniecznie napisał w książce, że nie można winić rzeki za głupotę człowieka. Owszem, bywa groźnie przy wysokich stanach wody lub z racji tego, że dno takiej rzeki jak Bug, czyli rzeki dzikiej, jest zmienne. Tu, gdzie kiedyś było płytko, teraz jest głęboko – i na odwrót. Ale utonięcia – jak mówił pan Bolesław – wynikają przede wszystkim z ludzkiej lekkomyślności, brawury i pijaństwa. No i należy sprawdzać dno. Jeśli ktoś chce przejść na drugą stronę, najlepiej wziąć ze sobą kijek. Historie o podwójnym dnie można włożyć między bajki.
Nadbużańscy mieszkańcy musieli się nauczyć żyć z płynącą tuż obok wielką rzeką. Mieli do niej respekt i wiedzieli, że może być źródłem nieszczęścia. Śmierć jednak bywała tylko epizodem w ich relacji z Bugiem. Owszem, tragicznym, ale zdarzającym się rzadko, więc nieprzysłaniającym korzyści wynikających z sąsiedztwa rzeki”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 226

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wstęp

 W s t ę p 

Nie pamię­tam, kiedy pierw­szy raz sta­ną­łem nad Bugiem. Było to na pewno w dzie­ciń­stwie i chyba w Gródku, na tra­wia­stym brzegu u pod­nóża skarpy. Wiem, że się bawi­łem, ale nie wcho­dzi­łem do rzeki. Może rzu­ca­łem czymś w nurt i patrzy­łem, jak spływa? Pamięć się zatarła.

W rodzi­nie rzeka zawsze była obecna, choć za moich cza­sów już tylko w roz­mo­wach, bo po woj­nie dziad­ko­wie prze­nie­śli się daleko poza dolinę. Mówiło się o wirach, topiel­cach i ukry­tych nad brze­giem skar­bach Napo­le­ona. Bug poja­wiał się we wspo­mnie­niach babci z cza­sów wojny, kiedy miesz­kała z rodzi­cami nie­mal nad samym brze­giem i przy­mu­sowo zakwa­te­ro­wano u nich nie­miec­kich ofi­ce­rów. „Gdy się golili i myli, to całe podwó­rze pach­niało mydłem, a jak potem przy­szedł ruski, to boso i kara­biny na sznur­kach” – mówiła. Tuż przed napa­ścią na Sowie­tów ofi­ce­ro­wie ostrze­gli rodzinę babci, że będzie wiel­kie „bum, bum” i trzeba kopać zie­miankę. Począ­tek kon­fron­ta­cji Hitlera ze Sta­li­nem moi przod­ko­wie oglą­dali więc z poziomu gruntu. Był huk, były bły­ski, palące się domy i wielka trwoga. Ale wszy­scy prze­żyli.

Dla­tego przez wiele lat Bug koja­rzył mi się głów­nie ze wspo­mnie­niami star­szych człon­ków rodziny. Ten rze­czy­wi­sty pły­nął gdzieś daleko i widy­wa­łem go jedy­nie oka­zyj­nie, naj­czę­ściej z mostu. Szybki rzut oka małego czło­wieka na wielką rzekę. Dopiero samo­dziel­ność i zain­te­re­so­wa­nia przy­rod­ni­cze spra­wiły, że zaczą­łem regu­lar­nie poja­wiać się w doli­nie. Z lor­netką, apa­ra­tem, autem, pie­szo bądź kaja­kiem. Rzeka z poziomu wody wygląda zupeł­nie ina­czej. Gdy pły­nie się nur­tem, można nie poznać zna­nych z lądu miejsc. Łęgi i wyso­kie brzegi przy­sła­niają daleki hory­zont. Punk­tami orien­ta­cyj­nymi stają się maja­czące w oddali strze­li­ste wieże kościo­łów. Czło­wiek mean­druje wraz z rzeką. Mean­druje kajak i mean­drują myśli.

Jaki byłby ze mnie przy­rod­nik, jeśli miesz­ka­jąc 30 kilo­me­trów w linii pro­stej od takiej rzeki, nie odwie­dzał­bym jej regu­lar­nie? Takiej, czyli w zasa­dzie jakiej? Co jest w niej szcze­gól­nego? Przede wszyst­kim jest duża – długa i sze­roka – a jed­no­cze­śnie dzika, nie­okieł­znana. To ewe­ne­ment na skalę euro­pej­ską. Ow­szem, są frag­menty ure­gu­lo­wane, ale głów­nie na ukra­iń­skim odcinku i sta­no­wią one raczej epi­zod w cało­ści biegu. Bug jest też rzeką gra­niczną – sta­nowi fak­tyczną gra­nicę mię­dzy trzema pań­stwami – a jed­no­cze­śnie osią pogra­ni­cza kul­tu­ro­wego. Spaja Wołyń, Chełmsz­czy­znę, Pole­sie, Pod­la­sie i Mazow­sze. Na rzekę są nani­zane różne obrządki, języki i spo­łecz­no­ści. Kie­dyś ta róż­no­rod­ność była jesz­cze więk­sza, ale dzie­jowe zawie­ru­chy zna­cząco ujed­no­li­ciły lud­ność, dopa­so­wu­jąc ją do gra­nic admi­ni­stra­cyj­nych.

Róż­no­rod­ność kul­tu­rowa idzie w parze z róż­no­rod­no­ścią bio­lo­giczną. Dzika rzeka two­rzy wyspy, piasz­czy­ste ławice, odsy­pi­ska, namu­li­ska, sta­ro­rze­cza i strome skarpy. Roz­lewa się na łąki, mokra­dła i cie­ni­ste łęgi. Two­rzy ogrom sie­dlisk dla wiel­kiej liczby orga­ni­zmów. Z racji moich pasji i zawodu podą­ża­łem głów­nie za pta­kami, a jest ich tu mnó­stwo – zarówno pod wzglę­dem wiel­ko­ści popu­la­cji, jak i liczby gatun­ków. Ptaki mokra­deł zasie­dlają sta­ro­rze­cza, zwane nad Bugiem buży­skami, oraz pod­mo­kłe obni­że­nia, będące odci­śnię­tymi w powłoce ziemi śla­dami po wiel­kim ciel­sku rzeki. To miej­sca, gdzie Bug roz­le­wał i toczył swe wody z impe­tem, rzeź­biąc w kra­jo­bra­zie roz­liczne pętle i zawi­jasy. W szu­wa­rach tych jezio­rek i pod­mo­kło­ści bąkają bąki, brzę­czą brzęczki, kwi­czą wod­niki i czkają zie­lonki. To raczej skryte ptaki, ale są też takie, które rzu­cają się w oczy. Na przy­kład błot­niaki sta­wowe, które możemy zoba­czyć, gdy zapa­dają w szu­war z mate­ria­łem na gniazdo lub pokar­mem dla mło­dych bądź gdy polują nad pobli­skimi łąkami, sunąc nisko nad zie­mią. Są też żura­wie. Ich dostojne syl­wetki widać z daleka, a wio­senne fan­fary niosą się kilo­me­trami. Po sta­ro­rze­czach pły­wają łabę­dzie nieme i krzy­kliwe, roz­ma­ite kaczki, łyski i gęgawy. Na szorst­kich dywa­nach z osoki alo­eso­wa­tej rybi­twy czarne two­rzą kolo­nie. Tam, gdzie buży­ska prze­cho­dzą w łąki i pastwi­ska, żyją kszyki, krwa­wo­dzioby, rokit­niczki i potrzosy.

Dolinę Bugu zamiesz­kuje duża popu­la­cja bociana bia­łego.

Do rzeki i jej sta­ro­rze­czy są przy­kle­jone łęgi, czyli pod­mo­kłe zale­wowe lasy. Sta­no­wią one sie­dli­sko wiel­kiej liczby orga­ni­zmów zaplą­ta­nych w gęstą i skom­pli­ko­waną sieć powią­zań. Od grzy­bów przez roz­ma­ite bez­krę­gowce, płazy, ptaki – zarówno drob­niu­teń­kie (strzy­żyk), jak i wiel­kie (bocian czarny) – na ssa­kach pokroju dzika czy łosia koń­cząc. Sieć powią­zań jest tu roz­pięta mię­dzy drze­wami, także mar­twymi, mię­dzy innymi topo­lami, wierz­bami, olszami i jesio­nami. Takie lasy są dziś nie­zwy­kle rzad­kie. W doli­nach rzecz­nych zostały zale­d­wie resztki, gdyż w ich miej­scu utwo­rzono osady, pola i łąki. Te ostat­nie, choć są two­rem sztucz­nym, który trwa tylko dzięki dzia­łal­no­ści czło­wieka, speł­niają w doli­nie bar­dzo ważną przy­rod­ni­czą funk­cję. To na nich żyją cenne gatunki pta­ków: kuliki wiel­kie, rycyki, czajki, der­ka­cze i świer­gotki łąkowe. To dzięki łąkom wio­sną i latem dolina staje się tak kolo­rowa.

Obok soczy­stych łąk leżą jęzory piasz­czysk i ławic – małe pusty­nie. One też mają wła­sny zestaw stwo­rzeń. Tam swoje lęgi wypro­wa­dzają choćby sie­weczki rzeczne i obrożne oraz rybi­twy rzeczne i bia­ło­czelne. Nad­rzeczne pusty­nie są oko­lone błot­kiem, które w cza­sie prze­lo­tów przy­ciąga migru­jące ptaki siew­kowe. Owe obszary powstają w wyniku aku­mu­la­cyj­nej dzia­łal­no­ści rzeki i muszą być regu­lar­nie prze­my­wane wodą. Ina­czej, ku ucie­sze bobrów, zaro­sną ziel­skiem i wierz­bami. W doli­nie widać także nisz­czy­ciel­ską dzia­łal­ność Bugu. Nurt rwie brzegi, wgryza się w zie­mię, zabiera grunt i powala drzewa. Ale w przy­ro­dzie siła nisz­cząca jest jed­no­cze­śnie siłą two­rzącą. Powstałe skarpy stają się domem dla drą­żą­cych nory brze­gó­wek i zimo­rod­ków.

Łęgi, pia­chy, łąki, sta­ro­rze­cza i mokra­dła cią­gną się wzdłuż doliny na prze­mian z polami, wio­skami i mia­stecz­kami. Wszystko to się w kra­jo­bra­zie wza­jem­nie zaplata i zra­sta, więc cza­sem trudno oddzie­lić jeden ele­ment od dru­giego. Macka sta­ro­rze­cza dosięga wsi, pastwi­sko łagod­nie prze­cho­dzi w nad­brzeżne odsy­pi­sko, a łęg w piasz­czy­stą wyspę bądź w bujną kolo­rową łąkę. Rzeka i czło­wiek two­rzą kra­jo­braz nie­zwy­kle dyna­miczny, zmienny w cza­sie i prze­strzeni.

Pisząc tę książkę, sta­ra­łem się na przy­kła­dzie Bugu poka­zać, jak rzeka wpływa na obszar, przez który pły­nie, na ludzi, któ­rzy zde­cy­do­wali się osie­dlić w sąsiedz­twie wody, na świat roślin i zwie­rząt, a zwłasz­cza pta­ków. Oddzia­ły­wa­nia rzeki mogą być sub­telne jak uno­sząca się w doli­nie mgła bądź gwał­towne – niczym let­nia powódź. Przed­sta­wi­łem tu moje oso­bi­ste spoj­rze­nie na te rela­cje – spoj­rze­nie foto­grafa przy­rody, orni­to­loga i domo­ro­słego regio­na­li­sty.

Przebieg

 P r z e b i e g 

Rzeki zwy­kle zaczy­nają się nie­po­zor­nie. Wypły­wają gdzieś spod wil­got­nej ziemi, ledwo prze­ci­ska­jąc się przez splą­tane korzonki i liście. W zasa­dzie nie można ich wtedy jesz­cze nazwać rze­kami, bo rzeka to prze­cież ciek poważny i kształ­tu­jący kra­jo­braz – a to naj­wy­żej stru­myki lub wręcz: ledwo ciur­ka­jące strużki. Mija wiele kilo­me­trów, nim nabie­rają powagi i siły. Z Bugiem jest jed­nak ina­czej. Zaczyna od razu z przy­tu­pem i już na samym początku wyraź­nie zazna­cza swoją obec­ność. Swoje źró­dła ma na Ukra­inie, mię­dzy innymi w Wercho­bużu. Tak opi­sano je w Słow­niku geo­gra­ficz­nym Kró­le­stwa Pol­skiego z 1880 roku: „We wschod­niej stro­nie wsi bie­rze począ­tek jeden ze źró­dla­nych poto­ków Bugu. W małej kotli­nie mię­dzy karczmą a zabu­do­wa­niami wsi wytry­ska kil­koma otwo­rami jedno z naj­sil­niej­szych źró­deł Bugu. Jest ono oto­czone cem­brzy­nami dębo­wymi; tuż nad źró­dłem, mię­dzy dwiema lipami, stoi sta­tua św. Jana Chrzci­ciela”1.

Źró­dło jest dziś obu­do­wane mur­kiem, obok tkwi krzyż, a wokół roz­ciąga się kwietny ogró­dek i stoją białe figurki świę­tych oraz anioł­ków. To jakby źró­dło i ołta­rzyk jed­no­cze­śnie. Woda źró­dlana jest zimna i czy­sta, można ją pić. Bug wypływa z cem­bro­winy pro­stym kana­li­kiem o brze­gach umoc­nio­nych kamie­niami. Są tam ławeczki, mostek i chod­nik z kostki. Można sobie przy­siąść w cie­niu roz­ło­ży­stych wierzb i posłu­chać wody, bo kil­ka­dzie­siąt metrów od źró­dła znaj­duje się nie­wielki uskok, szumi wodo­spad. Bug zaczyna się więc nieco baj­kowo.

Kozio­łek nad sta­ro­rze­czem.
Odnoga Bugu.
Widok na kościół w Dro­hi­czy­nie.
Pra­wo­sławny krzyż nad Bugiem gra­nicz­nym.

Pły­nie na początku kory­tem pro­stym i ure­gu­lo­wa­nym. Mija małe wio­seczki oraz agrarne pust­ko­wia, czyli roz­le­głe pola i łąki post­so­wiec­kich gospo­darstw molo­chów. W Stro­ni­ba­bach zasila stawy rybne. Nie­wiele dalej pod Buskiem spo­tyka się z rzeką Peł­tew. Od tego miej­sca Bug zaczyna się krę­cić, mean­dro­wać. Robi się wężo­waty jak praw­dziwa rzeka. W Zagu­mien­kach gwał­tow­nie pęcz­nieje i prze­po­czwa­rza się w coś na kształt podłuż­nego, powy­gi­na­nego jeziora. Ma ono dłu­gość ponad 10 kilo­me­trów i sze­ro­kość 500 metrów – to przez zaporę w Sta­rym Dobro­two­rze. Poni­żej zapory Bug ponow­nie staje się rzeką, choć znowu nieco ułomną, bo widać, że czę­ściowo okieł­znaną. Nie wije się już tak jak wcze­śniej.

Pod Par­cha­czem do Bugu ucho­dzi Rata. Zaraz zaczyna się Czer­wo­no­gród, gdzie wpada Soło­kija, a kra­jo­braz indu­strialny mie­sza się z bagni­skami i niskimi przed­mie­ściami. Potem są Sokal i Sta­ro­gród, a Bug zaczyna w końcu wyraź­niej mean­dro­wać. Robi się coraz dzik­szy i swa­wol­niej­szy – w takiej postaci dociera do naszego kraju. Począw­szy od pol­skiej wsi Gołę­bie, jego nurt staje się gra­nicą pol­sko-ukra­iń­ską. Nie wiem, czy na świe­cie ist­nieje druga rów­nie mean­dryczna gra­nica. Istne esy-flo­resy. A w dodatku gra­nica ta jest w cią­głym ruchu, choć jak przy­stało na admi­ni­stra­cyjne wymogi, raz usta­no­wiona powinna zostać nie­ru­choma. Ona jed­nak, wci­śnięta mię­dzy dwa pań­stwa, wierci się i pul­suje cyklicz­nymi wyle­wami.

Na pół­noc od Gołębi jest wieś Pre­ho­ryłe. Brzmi z ukra­iń­ska, bo taka też kie­dyś była. Po daw­nych miesz­kań­cach tych tere­nów pozo­stały nie­liczne cer­kwie, stare zaro­śnięte cmen­ta­rze, krzyże przy­drożne i nazwy wsi. W tym Pre­ho­ryłem kie­dyś spa­łem. W samo­cho­dzie przy nie­wiel­kim sta­ro­rze­czu, z wido­kiem na słupki gra­niczne. Długa podróż z Sie­dlec, noc­leg w tere­nie, a od rana inwen­ta­ry­za­cja błot­nia­ków łąko­wych gniaz­du­ją­cych w doli­nie i wypa­try­wa­nych z wynie­sio­nych punk­tów roz­sia­nych wzdłuż rzeki. Oczy­wi­ście mia­łem pozwo­le­nie od straży gra­nicznej. Na łąkach za wsią byłem widoczny jak na dłoni, a bez zamel­do­wa­nia się służ­bom można sobie tam naro­bić kło­po­tów. Pamię­tam, jak wie­czo­rem od ukra­iń­skiej strony docho­dziła jakaś skoczna muzyka, nieco przy­tłu­miona odle­gło­ścią. Nie­le­gal­nie prze­kro­czyła gra­nice. A obok mnie roz­brzmie­wał chór żab ze sta­ro­rze­cza.

Za Pre­ho­ry­łem jest Kry­łów. W miej­sco­wo­ści – a raczej mię­dzy nią a Ukra­iną – stoją pozo­sta­ło­ści zamku z XVI wieku. Twier­dza, kie­dyś posa­do­wiona na wyspie nad­bu­żań­skiej, teraz ma już stałe (choć bar­dzo wąskie) połą­cze­nie z lądem. Ruiny z roku na rok są niż­sze, coraz bar­dziej podobne do tworu natu­ral­nego, powoli wta­piają się w kra­jo­braz. W dale­kiej przy­szło­ści być może zupeł­nie się roz­to­pią w nad­rzecz­nym pej­zażu, w jego gle­bie i buj­nej roślin­no­ści. Chyba sporo osób tam zajeż­dża, bo zain­we­sto­wano w infra­struk­turę. Wyty­czono ele­gancką ścieżkę, poja­wiły się ławeczki, sto­liki, mostek na dawną wyspę i nawet jakieś rzeźby.

Wsie i domo­stwa po naszej stro­nie czę­sto stoją bar­dzo bli­sko Bugu, jakby żad­nej gra­nicy nie było. Gdyby nie poroz­sta­wiane biało-czer­wone słupki, można by pomy­śleć, że Pol­ska wcale się tutaj nie koń­czy, że cią­gnie się jesz­cze kawa­łek na wschód. Na prawo od rzeki, czyli po stro­nie ukra­iń­skiej, jest bar­dziej dziko. Tam utwo­rzyło się coś w rodzaju natu­ral­nej strefy bufo­ro­wej mię­dzy Bugiem a wio­skami. Ukra­iń­ska dolina zara­sta łęgami i mnó­stwo tam pod­mo­kło­ści. Dzicz jest zapewne celowo pod­trzy­my­wana, żeby trud­niej było prze­kro­czyć gra­nicę, podob­nie jak na gra­nicy pol­sko-bia­ło­ru­skiej.

Za Kry­ło­wem jest Kosmów i ujście Buko­wej, a potem Czu­mów i Gró­dek, za któ­rymi wpada Huczwa. Przed Gród­kiem stoi wielka wieża wido­kowa. Można z niej podzi­wiać frag­ment doliny – wci­śnięte w pofa­lo­wany teren niskie bagienne łąki. Widać też łagodne wzgó­rza Ukra­iny. Za Gród­kiem leżą Husynne, Strzy­żów, Zosin i Łusz­ków. A pod Łusz­ko­wem Bug wygina się tak, że two­rzy zakole będące naj­bar­dziej wysu­nię­tym na wschód punk­tem kraju. To czu­bek tego cha­rak­te­ry­stycz­nego „dzióbka”, zna­nego nam z map przed­sta­wia­ją­cych kon­tur Pol­ski.

Bug mean­druje dalej na pół­noc. Mija Horo­dło, Mat­cze, Skry­hi­czyn, Dubienkę. Potem jest Doro­husk, Hni­szów i Wola Uhru­ska. Gdzie­nie­gdzie w doli­nie roz­po­ście­rają się roz­le­głe łąki okra­szone pod­mo­kło­ściami i sta­ro­rze­czami oraz wierz­bo­wym nalo­tem. Przed Wło­dawą rosną wiel­kie lasy sobi­bor­skie z bagni­skami i jezio­rami. Po obu stro­nach Bugu roz­po­ściera się tam Pole­sie, czyli kra­ina mocza­rów. Od Wło­dawy po pra­wej stro­nie rzeki nie ma już Ukra­iny – cią­gnie się tam Bia­ło­ruś.

Za Sła­wa­ty­czami znaj­duje się wieś Mościce Dolne. To część daw­nych kolo­nii olę­der­skich o nazwie Neu­dorf-Neu­bruch, zało­żo­nych w XVII wieku. W 1928 roku wizy­to­wał je pre­zy­dent Ignacy Mościcki i z tej oka­zji, na wnio­sek pastora tam­tej­szego zboru, nazwy osad zmie­niono na Mościce Dolne i Mościce Górne, choć pastor wnio­sko­wał o bar­dziej pole­sko brzmiącą nazwę, a mia­no­wi­cie: Mości­cze. A dla­czego osada była dwu­czę­ściowa? Jesz­cze w XIX wieku zabu­do­wa­nia leżały tylko po pra­wej stro­nie Bugu, rzeka zmie­niła jed­nak bieg i prze­ła­mała kolo­nię na dwie czę­ści. Potem przy­szła II wojna świa­towa i roz­dzie­liła gra­nicą rodziny i sąsia­dów. Miesz­kań­ców spo­tkał różny los, różne były kie­runki wywó­zek – w zależ­no­ści od tego, czy zna­leźli się pod butem hitle­row­skich Nie­miec (Mościce Dolne), czy sowiec­kiej Rosji (Mościce Górne). Te dru­gie Mościce – po stro­nie bia­ło­ru­skiej – już nie ist­nieją. Zostały wysie­dlone jesz­cze pod­czas wojny. Plama po daw­nej wsi zaro­sła tam gęstym wil­got­nym lasem. Po pol­skiej stro­nie do dziś żyją potom­ko­wie olę­der­skich kolo­ni­stów.

Kawa­łek za Mości­cami jest Jabłeczna, a na prawo od Jabłecz­nej – tuż przy Bugu i niczym wyspa wśród pod­mo­kłych łąk oraz plą­ta­niny sta­ro­rze­czy – stoi pra­wo­sławny mona­ster św. Onu­frego. Niby odlu­dzie, ale zajeż­dża tam sporo osób. Dalej znaj­duje się naszpi­ko­wany kato­lic­kimi miej­scami kultu Kodeń, a za nim Kostom­łoty i jedyna na świe­cie kato­licka para­fia neo­unicka. Tak to już jest na wscho­dzie: obrządki prze­pla­tają się wzdłuż rzeki. Pod Brze­ściem mie­ści się kolejne miej­sce kultu, tym razem po stro­nie bia­ło­ru­skiej. Twier­dza Brze­ska – bo ją mam na myśli – ura­sta tam do rangi świą­tyni Armii Czer­wo­nej. Gdy tam byłem, moją uwagę naj­bar­dziej przy­kuło stado jaskó­łek ucze­pione gigan­tycz­nej i groź­nie patrzą­cej głowy, jakby wyra­sta­ją­cej z ogrom­nej sztucz­nej skały z odci­śnię­tymi na niej sier­pem i mło­tem. Pamię­tam też, jak jakieś dzieci z czer­wo­nymi chu­s­tami i w fura­żer­kach skła­dały na prze­stron­nym placu kwiaty (oczy­wi­ście czer­wone), a rodzice robili im zdję­cia. Monu­men­ta­lizm, beto­nowa patel­nia i hula­jący po niej duch socja­li­zmu. Dobrze, że były te jaskółki. Wpro­wa­dziły w tę ciężką od czoł­gów i mar­ty­ro­lo­gii prze­strzeń tro­chę lek­ko­ści.

W Brze­ściu do Bugu wpada Mucha­wiec. Na tere­nie Bia­ło­rusi jest on połą­czony Kana­łem Kró­lew­skim z Piną, ta zaś łączy się z Pry­pe­cią, a dalej już tylko Dniepr i Morze Czarne. Ist­nieje więc moż­li­wość prze­pły­nię­cia od morza do morza – z wyko­rzy­sta­niem jesz­cze kawałka Narwi i Wisły. Z tego połą­cze­nia korzy­stają nie­które pod­wodne zwie­rzęta, które dzięki niemu kolo­ni­zują nowe obszary. W taki spo­sób do naszych wód dostały się mię­dzy innymi babka łysa i babka mar­mur­ko­wata – nie­wiel­kie ryby pocho­dzące ze zle­wi­ska Morza Czar­nego i Morza Kaspij­skiego.

W Neplach ucho­dzi Krzna, a poni­żej mie­ści się rezer­wat Szwaj­ca­ria Pod­la­ska. Przy dróżce bie­gną­cej wzdłuż rezer­watu stoi (a przy­naj­mniej stał jesz­cze kilka lat temu) pomnik-czołg T-34, czyli „Rudy”. Brzegi Bugu są tam strome, a ku rzece opa­dają scho­wane w lesie głę­bo­kie malow­ni­cze wąwozy.

W Łęgach Bug robi takie pętle, że kie­ru­nek nurtu zali­cza wszyst­kie strony świata. Wśród pod­mo­kło­ści i zara­sta­ją­cych łąk nikną tam resztki daw­nego traktu, choć na mapach z początku XX wieku widać go wyraź­nie, niczym współ­cze­sną auto­stradę. Przez rzekę był wtedy prze­rzu­cony most. Dziś wszystko przy­kryły eks­pan­sywne drzewa i krzaki, a po moście nie ma śladu.

Dalej leżą Pra­tu­lin, Zaczopki, Derło i Woro­blin, a za nimi przy­le­ga­jący do rzeki rezer­wat Łęg Dębowy z potęż­nymi i roz­ło­ży­stymi dębami góru­ją­cymi nad pod­mo­kłym lasem. Za łęgiem zaczy­nają się łąki i pastwi­ska oka­la­jące słynną stad­ninę koni arab­skich pod Jano­wem Pod­la­skim, gdzie co roku na aukcje przy­jeż­dżają oso­bi­sto­ści z całego świata. Histo­ria stad­niny sięga począt­ków XIX wieku. Tak janow­skie bło­nia opi­sy­wał Zyg­munt Glo­ger:

Ze wzgórz pra­wego wybrzeża widzisz tam, za płową wstęgą rzeki, roz­le­głe bło­nia i łąki ocie­nione tu i ówdzie gajami olszo­wymi, wśród któ­rych pasą się swo­bod­nie tabuny róż­no­ma­ści­stych źreb­ców i kla­czy ze stada rzą­do­wego w Jano­wie. Gdyby nie dłu­gie szopy na siano, po sze­ro­kich bło­niach tu i ówdzie roz­rzu­cone, to nie widząc ani pól upraw­nych, ani domostw ludz­kich, mógł­byś sądzić, że to obraz dzie­wi­czej przy­rody z cza­sów daw­nych2.

Pod Gnoj­nem (i leżą­cym po pra­wej stro­nie Nie­mi­ro­wem) Bug gwał­towne skręca w lewo. Opusz­cza gra­nicę i udaje się w głąb Pol­ski. Na zakrę­cie jest punkt wido­kowy oraz trój­styk woje­wództw – spo­ty­kają się mazo­wiec­kie, lubel­skie i pod­la­skie. Pod nie­da­le­kimi Bor­su­kami, mię­dzy sze­ro­kim sta­ro­rze­czem a Bugiem, roz­ciąga się piasz­czy­ste pastwi­sko, tak zwana Waj­kow­ska Wyspa. Ani to wyspa, ani Waj­ków, który leży po pół­noc­nej, czyli prze­ciw­nej stro­nie rzeki, ale na przed­wo­jen­nych mapach Bug pły­nie ina­czej i owa „wyspa” fak­tycz­nie przy­na­le­żała wtedy do Waj­kowa. Rzeka zmie­niła jed­nak bieg, odcięła cypel od macie­rzy­stej wio­ski, i w ten spo­sób po połu­dnio­wej stro­nie Bugu przy­było piasz­czy­stego lądu, który do dziś jest wyko­rzy­sty­wany jako pastwi­sko.

Takich pod­szy­tych pia­skiem, pach­ną­cych kro­wami i macie­rzanką wygo­nów będzie jesz­cze tro­chę po dro­dze. Według mnie są one cha­rak­te­ry­stycz­nym ele­men­tem nad­bu­żań­skiego pej­zażu, choć kie­dyś znacz­nie powszech­niej­szym. Nie­stety wiele takich pastwisk zaro­sło, gdyż od lat nikt ich nie używa. Coraz mniej jest krów na świe­żym powie­trzu, a coraz wię­cej zamknię­tych w wiel­kich prze­my­sło­wych halach. Pod Bor­su­kami widzia­łem, jak jedna z tych ostat­nich wol­nych krów ocie­liła się wprost na pastwi­sku. To, zdaje się, było bydło rasy here­ford, pocho­dzą­cej z zachod­niej Anglii i dosko­nale przy­sto­so­wa­nej do eks­ten­syw­nego wypasu na ubo­gich gle­bach.

Leżące zaraz za Bor­su­kami Ser­pe­lice to wieś let­ni­sko z mnó­stwem dom­ków wypo­czyn­ko­wych scho­wa­nych w lesie. Jakieś 4 kilo­me­try w dół rzeki, po pra­wej stro­nie, zaczyna się Miel­nik. Jest wysoki i pofa­lo­wany. Bar­dziej przy­po­mina jakieś mia­steczko z połu­dnia kraju niż typową pod­la­ską zabu­dowę, pła­sko przy­kle­joną do mono­ton­nej niziny. Miel­nik sły­nie z góry zam­ko­wej (już bez zamku), win (znowu sko­ja­rze­nie z połu­dniem Pol­ski) i kopalni kredy. Cie­ka­wostką są rów­nież murawy kse­ro­ter­miczne, czyli cie­pło­lubne zbio­ro­wi­ska roślinne, roz­cią­ga­jące się na łagod­nych wznie­sie­niach, na któ­rych pro­wa­dzi się wypas owiec (tak, zupeł­nie jak na połu­dniu). Bez tych ssa­ków murawy by zaro­sły, to zaś spo­wo­do­wa­łoby znik­nię­cie wielu rzad­kich roślin i bez­krę­gow­ców zwią­za­nych z takimi zbio­ro­wi­skami. Owce zgry­zają murawy dokład­nie i niziutko, okra­sza­jąc je mro­wiem małych bob­ków. Naprze­ciwko Miel­nika – po lewej stro­nie rzeki – leży opa­tu­lone spo­rym lasem uro­czy­sko Tro­jan. To kom­pleks zagaj­ni­ków oraz buj­nych i kolo­ro­wych łąk, które sąsia­dują z roz­le­głym i połą­czo­nym z Bugiem sta­ro­rze­czem.

Gniazdo łabę­dzia nie­mego na nad­bu­żań­skich mokra­dłach.

Kawa­łek za Tro­ja­nem cią­gnie się uli­cówka Stare Mierz­wice. Podobno odbył się tam jeden z ostat­nich pochów­ków wam­pi­rycz­nych na zie­miach pol­skich. Zło­żono tam nie­ja­kiego Frelka, sta­rego kawa­lera i domo­krążcę, który opu­ścił ten padół łez nagle, a gdy już wyzio­nął ducha, z jego zwło­kami zaczęły się dziać dziwne rze­czy. Mówiono, że po pogrze­bie oko­liczne psy ucie­kły w pola. Powia­do­miono o tym księ­dza, który ponoć naka­zał posy­pać podwó­rze popio­łem. Następ­nego ranka ludzie dostrze­gli na nim ślady ogrom­nych kurzych stóp. A co było dalej? W 1914 roku pani Szy­mań­ska, jako sze­ścio­let­nia dziew­czynka, była świad­kiem roz­ko­py­wa­nia grobu stra­szy­dła. Przy­to­czę frag­ment opo­wie­ści wnuka Szy­mań­skiej, która została zamiesz­czona w jed­nym z antro­po­lo­gicz­nych opra­co­wań:

Tego jesz­cze dnia ksiądz, wraz ze wszyst­kimi miesz­kań­cami wsi, udał się na cmen­tarz i kazał roz­ko­pać grób domnie­ma­nego upiora. Po ode­rwa­niu desek wieka trumny uka­zały się plecy nie­bosz­czyka. Jak opo­wia­dała bab­cia, ciało miał wiot­kie, leżał na brzu­chu i „zja­dał się”, gdyż palce poob­gry­zane miał ze skóry. Pod­czas gdy ksiądz modlił się za potę­pieńca – rydlem odcięto głowę nie­bosz­czy­kowi i wło­żono pomię­dzy nogi. Grób zasy­pano, a o całej spra­wie ludzie bali się nawet nawza­jem sobie opo­wia­dać3.

Za Sta­rymi Mierz­wi­cami Bug mija roz­le­gły las, liche poletka i most kole­jowy we Fro­no­ło­wie. Potem opływa jesz­cze kilka wyse­pek i wpada do niego Sarenka – taka rzeczka, a nie ssak z kopy­tami. Za nią widać most dro­gowy spi­na­jący Pod­la­sie Połu­dniowe z woje­wódz­twem pod­la­skim, a Bug dociera do wsi Kózki. Tam roz­po­ściera się kolejne piasz­czy­ste pastwi­sko, będące jed­no­cze­śnie rezer­wa­tem i miej­scem wypasu owiec w ramach czyn­nej ochrony rzad­kich sie­dlisk. Poła­cie pia­chu, strze­li­ste jałowce i mikre sosenki dobrze widać z mostu, który góruje nad wygo­nem. Ale nie radzę zbyt­nio zwal­niać, bo ruch jest tam dosyć spory. Przed mostem do Bugu ucho­dzi mała i mean­dru­jąca Kamionka. Za mostem leży zaś tury­styczna Wólka Nad­bużna, a dalej Ogrod­niki. Tam też roz­cią­gało się oka­załe ubo­gie pastwi­sko, ale zupeł­nie już zaro­sło lasem. Zdję­cie lot­ni­cze z lat 50. poka­zuje pod­la­ską pusty­nię mie­rzącą 2 kilo­me­try. To musiało być wspa­niałe miej­sce dla sie­we­czek i kulo­nów, czyli pta­ków zwią­za­nych z pia­chem, o któ­rych będę jesz­cze wspo­mi­nał w tej książce. Dziś na skraju tam­tej­szego drze­wo­stanu spo­mię­dzy zaro­śli wyzie­rają jesz­cze spła­chetki pia­chu – pozo­sta­łość po otwar­tym i syp­kim kra­jo­bra­zie.

Pod Draż­nie­wem wiją się jedne z naj­dłuż­szych sta­ro­rze­czy w doli­nie, a nurt Bugu zasi­lają wody Tocz­nej, pły­ną­cej leni­wie z głębi Pod­la­sia Połu­dnio­wego. Potem po pra­wej stro­nie widać Dro­hi­czyn i góru­jącą nad rzeką górę zam­kową. To stare mia­sto, zało­żone praw­do­po­dob­nie w XI wieku, prze­cho­dziło z rąk do rąk. Pano­wali w nim na prze­mian Polacy, Rusini i Litwini. W 1253 roku koro­no­wano tu księ­cia Rusi Daniela I Roma­no­wi­cza, a w XVI wieku Dro­hi­czyn został sto­licą ówcze­snego woje­wódz­twa pod­la­skiego.

Mię­dzy Dro­hi­czy­nem a Star­cze­wi­cami znaj­duje się leśny rezer­wat Prze­kop, a do Bugu wpada Koło­dziejka. Jej ujście ledwo widać z racji bary­kad z powa­lo­nych drzew. Na pół­noc od Star­cze­wic, za Bugiem, leży wiel­kie pół­ko­li­ste sta­ro­rze­cze – pozo­sta­wiony w kra­jo­bra­zie dowód na swa­wol­ność rzeki. Bug jakiś czas temu zmie­nił tam bieg i odciął od wsi roz­le­głe bło­nia, prze­ka­zu­jąc je pół­nocnej stro­nie. Nie było żad­nej umowy, żad­nego nota­riu­sza, tylko gwał­towny napór wody: fizyka i geo­gra­fia.

Kawa­łek przed mostem łączą­cym Fran­ko­pol z Ton­kie­lami ucho­dzi nie­wielka Myśla, a mię­dzy jej ujściem a szosą wznosi się olbrzy­mia skarpa, z któ­rej aż strach patrzeć w dół. Nieco za mostem, po lewej stro­nie, bie­leją zabu­do­wa­nia daw­nego pra­wo­sław­nego klasz­toru w Wiro­wie. Po pra­wej leżą zaś nie­wi­doczne z rzeki, bo odsu­nięte od niej Chut­ko­wice i Chro­ło­wice. Kie­dyś mie­ściły się nad samym Bugiem, ale przy­wo­łane już fizyka i geo­gra­fia spra­wiły, że obec­nie wio­ski mają pod nosem tylko sta­ro­rze­cze. Dalej znaj­dują się Moło­żew i aż dwa rezer­waty: piasz­czy­sty wygon Wydma Moło­żewska oraz kolejny bar­dzo wysoki brzeg – Skarpa Moło­żewska.

Potem jest wieś Gró­dek, a w niej resztki śre­dnio­wiecz­nego gródka. Istot­nymi punk­tami w miej­sco­wo­ści są też ośro­dek wypo­czyn­kowy oraz drew­niany kośció­łek, który kie­dyś był cer­kwią. Wieś leży na wynie­sie­niu, z któ­rego roz­ta­cza się widok na leżące po dru­giej stro­nie łąki, na nich zaś można się natknąć na koli­ste ślady po śre­dnio­wiecz­nym umoc­nie­niu. Jego wały są już mocno wypłasz­czone, a całość ledwo odzna­cza się w kra­jo­bra­zie. Za Gród­kiem, po lewej stro­nie rzeki, cią­gną się podłużne skrawki gęstego łęgu. Potem łęg prze­cho­dzi na drugą stronę i zaraz do Bugu wpada mała, ale silna rzeczka Silna. Prze­bija się przez dłu­gie półkoli­ste sta­ro­rze­cze, gdzie obser­wo­wa­łem kie­dyś krwa­wo­dzioby, pła­sko­nosy i cyranki, a sły­sza­łem kro­piatki. Tuż za nią z lewej wpada Turna.

Póki co dolina jest raczej wąska i wci­śnięta w suchą rol­ni­czą nizinę. Pola pod­cho­dzą bli­sko brzegu, a cha­rak­te­ry­styczne dla dolin rzecz­nych łęgi, łąki i pastwi­ska są w mniej­szo­ści.

Przed Gran­nem przy niskim sta­nie wody wyła­niają się z nurtu resztki podłuż­nej kon­struk­cji. Ster­czą tam trzy sze­regi cią­gną­cych się od brzegu pali wbi­tych w rzeczne dno i w usy­pane z kamieni pod­łoże, będące jakby wypłasz­czo­nym wałem. Tajem­ni­cza kon­struk­cja obja­wiła się pod­czas gorą­cego lata 2015 roku, kiedy wody w Bugu było nad­zwy­czaj mało. Miej­scowi mówili, że to resztki mostu, któ­rym prze­pra­wiał się Napo­leon. Szcze­gó­łowe bada­nia wyka­zały jed­nak, że są to raczej pozo­sta­ło­ści po ostro­dze, która na początku XIX wieku chro­niła brzeg i port rzeczny przed pod­my­wa­niem.

Za Gran­nem, jakieś 10 kilo­me­trów w dół rzeki, do Bugu z pra­wej strony wpada cał­kiem spory Nurzec, pły­nący od gra­nicy Pol­ski z Bia­ło­ru­sią, gdzie wysiąka spod pod­mo­kłych łąk oko­lic Cze­rem­chy. Z lewej strony – pra­wie naprze­ciwko Nurca – wpada zaś nie­wielka Cety­nia. Bug więc stop­niowo puch­nie, wchła­nia­jąc kolejne mniej­sze i więk­sze cieki. Jest coraz szer­szy i coraz wię­cej w nim miej­sca na wyspy, ławice i boczne odsy­pi­ska. Cał­kiem spore wyspy potwo­rzyły się jesz­cze przed ujściem Nurca, a dokład­niej pod Gło­dami. Naj­dłuż­sza ma pra­wie 800 metrów.

Po lewej stro­nie rzeki bie­gnie wał odgra­dza­jący od Bugu Krze­mień, Wie­skę, Kamień­czyk, Bia­ło­brzegi i Kieł­pi­niec. Pod Kieł­piń­cem wałami odcięto też sta­ro­rze­cze z bobro­wym żere­miem, kolo­niami rybitw czar­nych, lęgo­wymi błot­nia­kami sta­wo­wymi i ukry­tymi w szu­wa­rach zie­lon­kami oraz wod­ni­kami. Po pra­wej na wynie­sie­niu cią­gną się Muraw­skie Nad­bużne. Są tuż nad brze­giem, tak jak nie­od­le­gły Nur. Gospo­dar­stwa pod­cho­dzą pod sam Bug – jeśli ktoś ma kury, to musi uwa­żać, żeby mu nie powpa­dały do wody.

Za mostem pod Prze­wo­zem Nur­skim leży Dłu­gie Kamień­skie z roz­cią­gnię­tym, roba­ko­wa­tym sta­ro­rze­czem. Nie­stety, ono rów­nież zostało odcięte od macie­rzy­stej rzeki. Tak jak kolejne kisz­ko­wate jeziorko pod wsią Dłu­gie Gro­dziec­kie. Po pra­wej stro­nie znaj­duje się wieś Zuzela, wpada Pukawka i leży plac­ko­waty las, któ­rego kil­ka­dzie­siąt lat temu nie było, a zamiast drzew roz­cią­gała się tam piasz­czy­sta goli­zna.

Pod Ryte­lami-Olech­nami wał oddala się od Bugu i rzeka ma miej­sce na sze­ro­kie roz­la­nie się po łąkach. Fakt ten, w połą­cze­niu z pod­mo­kło­ściami, wygię­tym sta­ro­rze­czem i mean­dru­jącą Buczynką prze­ci­ska­jącą się przez owo jeziorko, spra­wia, że jest to obszar tęt­niący pta­sim życiem.

Po dru­giej stro­nie góruje Zgle­czewo, gdzie u pod­nóża łagod­nych, choć wyso­kich skarp roz­ciąga się kolejny wygon, a krowy mielą kopy­tami rzeczny piach i błoto. Cza­sem tam zajeż­dżam, by popa­trzeć na swo­bodny wypas i kłę­biące się nad wyspą rybi­twy. W rosną­cej na skar­pie sosno­wej drą­go­wi­nie miesz­kają pustułki i uszatki.

Potem Bug rzeźbi w pej­zażu gigan­tyczną literę S i cią­gnie dalej na zachód. Robi się coraz mniej pod­la­ski, a coraz bar­dziej mazo­wiecki. Pod Ryte­lami wije się wąska połu­dniowa odnoga, którą do czasu powsta­nia wałów prze­ciw­po­wo­dzio­wych pły­nął nurt. Wały odnogę prze­cięły i teraz mamy wężo­wate sta­ro­rze­cze. A gdyby nie nasyp, być może znaj­do­wa­łaby się tam naj­więk­sza wyspa na Bugu.

Za wszyst­kimi Ryte­lami (jest ich kilka – Olechny, Suche, Wszołki, Święc­kie, a kie­dyś były i Rybaki, po któ­rych zostały tylko roz­wa­la­jące się pod­mu­rówki i piw­niczki), za prze­stron­nymi łąkami i rosną­cymi na nich lichymi zagaj­ni­kami, na skraju roz­le­głego lasu tkwią pozo­sta­ło­ści obozu zagłady w Tre­blince. Ale jesz­cze przed Tre­blinką do Bugu ucho­dzi nie­po­zorna Kosówka. Mię­dzy Tre­blinką a Pro­sty­nią leży spore sta­ro­rze­cze, dobre miej­sce na obser­wa­cje rybitw czar­nych, które co roku się tam gnież­dżą. Dalej dolina robi się szer­sza i coraz bar­dziej zale­wowa. Pola odda­lają się od koryta, a prze­strzeń od Tre­blinki do Brańsz­czyka to istne morze łąk – połać zie­lo­nego długa na ponad 30, a sze­roka miej­scami na 6 kilo­me­trów. Pełno tam zagaj­ni­ków, sta­ro­rze­czy i mean­drycz­nych pod­mo­kło­ści. Można by długo wymie­niać żyjące w tym pta­sim raju gatunki. Naj­waż­niej­sze to rycyk, kulik wielki, kro­piatka, podróż­ni­czek, der­kacz, rybi­twa czarna i bia­ło­skrzy­dła, a nawet skraj­nie rzadki dubelt. Część tej kra­iny przyj­muje wylewy, a część jest scho­wana za bary­kadą wałów.

Przed Bro­kiem do Bugu wpada rzeka Brok, a za Bro­kiem jest zato­piony, mie­rzący 40 metrów wrak parowca, pocho­dzący zapewne z cza­sów I wojny świa­to­wej. Z wody wystaje głów­nie jego kocioł. Reszta nik­nie w odmę­tach pia­chu i nurtu. Latem 2015 roku, kiedy było bar­dzo sucho, a rzeki odsła­niały swoje pod­wodne tajem­nice, można było zoba­czyć także boczne koła (a raczej ich powy­gi­nane resztki) parowca oraz mnó­stwo pokła­do­wego żela­stwa. Cią­gnęły tam wów­czas wycieczki aż z War­szawy, a na odsło­nięty pokład dało się wejść przez pły­ci­znę. Oczy­wi­ście nie mogło zabrak­nąć dzien­ni­ka­rzy. Powstały wtedy pro­gramy tele­wi­zyjne i repor­taże o wraku.

Kra­jo­braz pod Szu­mi­nem two­rzą jasne piasz­czy­ste skarpy, sosnowe bory i powa­lone w nurt drzewa. Widać w nim pewną świe­żość i dyna­mikę. Nic dziw­nego, ponie­waż wyda­rzyła się tam naj­młod­sza duża zmiana biegu rzeki. Jesz­cze w latach 90. ubie­głego wieku Bug był tam wygięty w pałąk z gar­bem skie­ro­wa­nym ku pół­nocy. Póź­niej wody zna­la­zły sobie kolejne, nieco krót­sze koryto i rzeka zaczęła pły­nąć dwoma odno­gami. Powstała w ten spo­sób cał­kiem spora wyspa (ponad 80 hek­ta­rów) z lasem i łąkami. W 2011 roku pół­nocne koryto zaczęło zani­kać, a główny nurt skie­ro­wał się do połu­dnio­wej odnogi. Od 2016 roku nie możemy już mówić o wyspie. Osta­tecz­nie Bug zde­cy­do­wał się na nowe koryto, skra­ca­jąc sobie w ten spo­sób drogę. Stare łoży­sko jesz­cze przez pewien czas jaśniało w pej­zażu gołym pia­skiem, ale roślin­ność zapeł­niała je z roku na rok i obec­nie nie­mal zupeł­nie przy­kryła. To rzecz naprawdę wspa­niała i nie­spo­ty­kana, że w środku Europy pły­nie rzeka, która w tak dużym stop­niu może kształ­to­wać kra­jo­braz wokół sie­bie.

Za Brańsz­czy­kiem jest Kamień­czyk, a pod Kamień­czykiem – dawną osadą fli­sacką – wpada Liwiec, który na ujścio­wym odcinku mean­druje wśród ukry­tych w lasach let­ni­sko­wych osie­dli. Tuż przed jego ujściem leży cał­kiem spora, poro­śnięta dzi­kim łęgiem wyspa. Liwiec to sto­sun­kowo długa rzeka, cią­gnąca się przez ponad 140 kilo­me­trów. Jej wody oddają Bugowi cząstki zbie­rane na olbrzy­mim obsza­rze pogra­ni­cza Mazow­sza i Pod­la­sia. Od Kamień­czyka dolina znowu zaczyna się zwę­żać. Przy Wyszko­wie Bug nieco okieł­znano, tem­pe­ru­jąc jego siłę i dyna­mikę zębami ostróg. Mię­dzy Wyszko­wem a Mły­na­rzami, w cie­niu ubo­gich lasków, ukry­wają się osie­dla domów jed­no­ro­dzin­nych, które pod­cho­dzą pod sam brzeg. Za Mły­na­rzami dolina łapie oddech i kra­jo­braz łąkowo-pastwi­skowy z licz­nymi sta­ro­rze­czami i bagien­kami znów sze­roko się otwiera. Pod Słop­skiem wpada malow­ni­czy Fiszor, a pod Ślę­ża­nami nie­po­zorny ciek, który przy ujściu gwał­tow­nie roz­sze­rza się w długą i skom­pli­ko­waną zatokę. Mię­dzy nim a Bugiem wykształ­cił się kom­pleks atrak­cyj­nych przy­rod­ni­czo szu­wa­rów, łąk i pod­mo­kło­ści.

Za Ślę­ża­nami znaj­duje się cał­kiem spora wyspa (1,5 kilo­me­tra dłu­go­ści), kie­dyś gładka i pia­skowa, a dziś szorstka i zie­lona. Może i tam Bug nie­długo wybie­rze sobie jedno koryto i wyspa prze­sta­nie być wyspą? Po dru­giej stro­nie widać Bar­cice. Przed i za nimi roz­ta­czają się roz­le­głe wygony. Dalej, wciąż po pra­wej stro­nie, są Jac­kowo i dwa Popowa – Kościelne i Par­cele. Na połu­dnie od Popowa-Par­celi leży kolejna duża wyspa. Jej wnę­trze to pra­wie 150 hek­ta­rów pod­mo­kło­ści, łęgu i cze­goś na kształt sawanny, po któ­rej wędrują krowy. Z brze­giem łączy ją beto­nowa gro­bla, która przy wyso­kich sta­nach wody nik­nie i tylko prze­le­wa­jąca się kipiel zdra­dza wtedy jej obec­ność.

Naj­więk­sza wyspa mie­ści się jed­nak pod Kuli­go­wem, po lewej stro­nie Bugu. Od pół­nocy opływa ją główny nurt, a od połu­dnia wąska odnoga. Jej wnę­trze o powierzchni ponad 150 hek­ta­rów jest podobne do wnę­trza wyspy popo­wskiej – mazo­wiecka sawanna z bydłem i swoj­skie moczary okra­szone wierz­bami. Zresztą tak wygląda duża część nad­rzecz­nego pej­zażu oko­lic Kuli­gowa. Nic więc dziw­nego, że w 2019 roku zawi­tał tam na chwilę ibis kasz­ta­no­waty – egzo­tyczny wodno-błotny ptak z Afryki i połu­dnia Europy. Za pta­kami cią­gną ich obser­wa­to­rzy, więc dość czę­sto można tam spo­tkać ludzi z przy­kle­jo­nymi do oczu lor­net­kami i lune­tami.

Ujście Bugu do Narwi jest cia­sno zabu­do­wane wałami, które odci­nają rzekę od wyrzeź­bio­nego przez nią nie­gdyś pej­zażu. Zła­pano tam rzekę za pysk, ujarz­miono i teraz jej wody wpa­dają gigan­tyczną rynną do przed­sionka Zalewu Zegrzyń­skiego. Ale na szczę­ście to tylko epi­zod. W więk­szo­ści swego biegu Bug pozo­staje two­rem dzi­kim i żywym.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1.Słow­nik geo­gra­ficzny Kró­le­stwa Pol­skiego i innych kra­jów sło­wiań­skich, t. 1, nakł. Filipa Suli­mier­skiego, Bro­ni­sława Chle­bow­skiego, Wła­dy­sława Walew­skiego, War­szawa 1880–1914, s. 221. [wróć]

2. Z. Glo­ger, Doli­nami rzek. Opisy podróży wzdłuż Nie­mna, Wisły, Bugu i Bie­brzy, Nakład Fer­dy­nanda Hösicka, War­szawa 1903, s. 171. [wróć]

3. P. Szy­mań­ski, Rzecz o Frelku z Mierz­wic Sta­rych [w:] Cza­row­nice. Fune­ra­lia Led­nic­kie – spo­tka­nie 2, red. J. Wrze­siń­ski, „Akme” Zdzi­sław Wiśniew­ski, Poznań 2008, s. 118. [wróć]