Boski smak wanilii - Dariusz Lechański - ebook + książka

Boski smak wanilii ebook

Lechański Dariusz

3,3

Opis

Marek kończy szkołę i zgodnie z wolą rodziców, którzy zaplanowali mu świetlaną przyszłość, powinien właśnie zdawać na studia prawnicze. Jednak w życiu chłopaka coraz większą rolę zaczynają odgrywać jego własne pomysły i marzenia – pod wpływem swojego dawnego nauczyciela postanawia wyjechać do Ameryki Północnej, by tam poznać tajemnice uprawy wanilii. Podróż przynosi zaskakujące owoce: chłopak znajduje nie tylko magiczną przyprawę, ale także miłość, której zupełnie się nie spodziewał. Od tej pory wskazówki zegara poruszają się dla Marka w innym rytmie. Piękna Maresol całkowicie wypełnia jego umysł i duszę, dlatego mężczyzna postanawia do niej wrócić...

Boski smak wanilii” to prosta historia pewnej miłości, która rozgrywa się na końcu znanego nam świata, z dala od reklam, telefonów komórkowych, Internetu i ciekawskiego oka satelity. To opowieść o szukaniu własnego miejsca w świecie, dojrzewaniu do miłości i odpowiedzialności, a także odwadze, która jest niezbędna, gdy chce się spełniać marzenia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 68

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,3 (3 oceny)
0
1
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
zulejkamm

Nie oderwiesz się od lektury

Zachwycająca!
00

Popularność




OD AUTORA

Lubię proste historie.

Tak, tak – nie powieści, nie nowele, nie opowiadania, lecz historie.

Myślę o moich prostych historiach, że są miniaturami.

Na dni deszczowe i te pełne słońca.

Oto jedna z nich…

1.

Chciałbym powiedzieć, że Marek miał być kimś sławnym. Zrozumcie mnie, proszę, dobrze – kimś naprawdę sławnym, a nie… tylko trochę sławnym. W dniu jego piątych urodzin jego rodzice wymarzyli sobie dla niego przyszłość. Przyszłość naukowca. I to naukowca nie byle jakiego, ale światowego, którego sława miała dawać otuchę, ciepło i potrzebne światło tym, którzy akurat tej otuchy, ciepła i światła potrzebowali najbardziej.

Tak. Świat Marka miał być dobrze poukładany.

Na przekór rodzicom, osiemnaście lat później, w wieku dwudziestu trzech lat Marek postanowił jednak zostać kimś innym.

Stwierdził, że zajmie się handlem przyprawami, a ujmując sprawę bardziej szczegółowo – importowaniem do swojego nieco zimnego kraju pewnej egzotycznej przyprawy do ciast, tortów i wszelakich deserów, znanej światu pod nieco tajemniczą nazwą wanilii.

W chwili, gdy podzielony wcześniej murem świat zaczynał się lepiej poznawać, a nawet jednoczyć, Michael Jackson był u szczytu sławy, a dziewczyna z kraju Marka została wybrana najpiękniejszą kobietą świata, miał już doskonale przygotowany plan rozwoju własnej działalności.

Nie muszę chyba dodawać, że jego rodzice nie byli z tego wyboru zadowoleni. Mówiąc wprost – byli w najwyższym stopniu niezadowoleni. Postanowił jednak zaspokoić i ich pragnienia, o czym jeszcze się później przekonacie.

W wieku dwudziestu trzech lat Marek był gotowy do swojej pierwszej wielkiej podróży.

Jego celem była Ameryka Północna, a ściślej pewna zupełnie nieznana wioska, gdzie rosła najlepszej jakości dzika wanilia.

2.

Marek zdecydował się kupować produkt nieprzetworzony, a nawet nieprzygotowany do wysyłki za ocean. Postanowił, za godziwe wynagrodzenie, kupować od wieśniaków niedojrzałe strąki wanilii płaskolistnej, które po poddaniu ich subtelnej fermentacji i suszeniu dopiero po jakimś czasie nabierały charakterystycznego koloru palonego cukrowego brązu. Laski wanilii, które znacie ze sklepów i zdjęć w kolorowych czasopismach, nie mają na tym etapie jeszcze nic wspólnego ze swoim sławnym, znanym kształtem.

Marek zabrał w swoją pierwszą podróż mały bagaż. W wieku dwudziestu trzech lat ludzie nie mają jeszcze wielkich toreb podróżnych. Nie mają też często dzieci, rodzin, niezapłaconych rachunków czy nadmiernie wścibskich krewnych lub sąsiadów. Na szczęście dla niego, mówimy o latach przedinternetowych i przedkomórkowych. Ludzie mieli wtedy znacznie więcej czasu na inne przyjemności, takie jak kosztowanie różnych nowych smaków, poznawanie zapachów lub marzenia.

Tak, marzenia… Takie zupełnie nagłe i bez powodu. A Marek kochał swoje marzenia. I kochał spotykać je w późniejszym życiu.

Opuszczał swój zimny i nieco szary o tej porze roku kraj samolotem. Ten sam samolot wylądował mniej więcej jedenaście godzin później w egzotycznym tropiku, pełnym kolorów, ciepła i niezwykle sympatycznych mieszkańców.

Marek był zachwycony od pierwszej chwili, kiedy postawił stopę na nowym lądzie.

Za sobą nie zostawił nic, za czym mógłby tęsknić nadmiernie długo.

3.

Wybrana przez niego przyprawa, którą pokochał od pierwszego wejrzenia, a raczej skosztowania, w wieku lat dwóch i pół, była wyjątkowa i wymagała dużo miłości, cierpliwości oraz szacunku. W zamian za te trzy elementy dawała jednak dużo, dużo więcej – odrobinę szczęścia, a niektórzy twierdzili nawet, że była lekarstwem.

Ta wielość zastosowań wanilii i otrzymywanej z niej waniliny była dla Marka źródłem inspiracji. Wiedział, że wystarczy dotrzeć do ukrytej przed światem i wciąż nieskalanej cywilizacją wioski i porozumieć się z mieszkańcami, by ręcznie zapylane kwiaty wydały na świat charakterystyczne strąkowate, długie torebki, które po starannej preparacji stawały się później proszkiem na wagę złota.

Wrodzona i odziedziczona, zapewne po przodkach, cierpliwość, pomagała mu w czekaniu na pierwsze ręczne zbiory.

W jego rodzinnym mieście setki cukierników, piekarzy, kucharzy, browarników, a nade wszystko zwykłych gospodyń domowych nie wiedziały nic o jego wyprawie. Codziennie sięgali po znaną od wieków przyprawę, tak jak sięga się po gazetę, parasol czy zwykłą sól. Nie wiedzieli o chęci Marka wyhodowania wanilii doskonałej, wolnej od zanieczyszczeń chemicznych, a przez to jeszcze delikatniej pobudzającej kubki smakowe degustatorów. On zaś nie wiedział, jak jego staranie może zainspirować innych do zmiany życia.

W dniu, w którym jego pierwsza wychowawczyni żegnała kolejną grupę swoich wychowanków, Marek rozpoczął swoje pierwsze zbiory. Ręce chłopaka dołączyły do setek rąk praprzodków Indian, zamieszkujących te tereny od wieków.

Indianie pracowali w ciszy, bo tak nakazywał im szacunek do rośliny uprawianej przez nich od zawsze i pitej z czekoladą. Spośród tysięcy gatunków tej rośliny tylko ten jeden miał w sobie coś unikalnego. Jego kwiat otwierał się zaledwie na kilka godzin w roku. Pracochłonność wymagała specjalnie wybranych pracowników.

Cierpliwość Marka i jego szacunek do świata idealnie pasowały do tego miejsca.

4.

Gdyby zapytano go o pierwsze wrażenia, odparłby zapewne tak:

– To spełnienie wszystkich moich najskrytszych marzeń.

Taka odpowiedź była bardzo w jego stylu. Marek czuł się jedynie cząstką tego świata, a tym, co lubił najbardziej i co najlepiej pasowało do jego cichej natury, była zdolność obserwacji innych.

O tak, Marek kochał obserwować świat – jego wzloty, upadki i stałości. Jakkolwiek miała zakończyć się jego wyprawa po wanilię, i tak czuł się dzieckiem otaczającego go uniwersum.

Jego zegar nastawiony był na inny czas. Wskazówki tego zegara obracały się w innym, własnym tempie, bez względu na porę dnia i roku oraz wyznaczające je powtarzalne cykle.

Patrząc na gotujące się do owocowania kwiaty wanilii i jej dzikie liany, czuł się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Nie dziwił go nawet fakt, że młode owoce wanilii pozbawione są zupełnie zapachu i smaku. Nie zastanawiał się, dlaczego liczenie mikroskopijnych ziarenek sprawiało mu zawsze tyle radości i satysfakcji.

Z każdego zbioru, w którym Marek uczestniczył, zostawiał sobie po kilka ziaren i wkładał je do osobnego dzbanka, który umieszczał na najwyższej półce w pokoju swojego nowego domu.

5.

Nie trzeba było pytać Marka, dlaczego postanowił zająć się wanilią i otrzymywaną z niej waniliną. Odpowiedź wydawała się oczywista. Wanilia była dodatkiem magicznym, a wiemy przecież, że bez odrobiny magii nasze życie stałoby się jeszcze bardziej nudne. Ten drobny, bezwonny i bezzapachowy początkowo element z czasem stawał się fundamentem dobrego smaku, a nawet gustu sięgającego po niego znawcy lub zwykłego zjadacza chleba. Sprawiał, że nawet przypadkowy poczęstunek stawał się królewską degustacją.

O tak, Marek zdecydowanie kochał odrobinę magii w życiu. Mimo młodego wieku postanowił poświecić się jej, a nawet… dostarczać ją innym.

Najprostszym sposobem było dla niego rozsmakowanie w wanilii jak największej liczby osób.

Marek wiedział, że wciąż istniały na świecie miejsca, gdzie smak wanilii był mało znany. Wiedział nawet, że były miejsca, gdzie wanilii nie używano wcale.

6.

– Wcale – powtórzył cicho Marek. – Zupełnie nieznana… – dodał, otwierając rano okiennicę i patrząc na swoją plantację i słońce, które zaczynało ją mocnej ogrzewać.

W 1989 roku w wielu miejscach świata wanilia była luksusem, na który nie każdy mógł sobie pozwolić. Niektórzy mogli wciąż tylko pomarzyć o smaku pokruszonej laski waniliowej i zadawalali się syntetycznymi esencjami jedynie trochę ją przypominającymi.

7.

Kiedy Marek poznał Jana, swojego dużo starszego mentora, ledwo kończył szkołę podstawową. Czyli po prostu taką, która dawała wiedzę elementarną na temat na przykład języka ojczystego, języków obcych, matematyki, biologii czy geografii. Jan był nauczycielem biologii i geografii i to on właśnie zaraził małego Marka swoją nieukrywaną pasją do odległych krain oraz niedostępnych smaków. Marek dobrze pamiętał, jak pewnego dnia uśmiechnięty nauczyciel przyniósł na zajęcia niepozorną roślinę, która wyglądała na dawno umarłą, a przynajmniej na źle zakonserwowaną.

– Czy wiecie, co to jest? – zapytał Jan swoich uczniów.

– Nie wiemy! – krzyknęły podniecone i zaciekawione nowością dzieci.

– To rzadka i niezwykle cenna przyprawa, znana już w królestwie Azteków, a rozpropagowana pod przybraną nazwą przez niejakiego pana Plumiera. Pewnie nie wiecie, kim był ojciec Plumier. Był francuskim minimitą żyjącym w XVII i XVIII stuleciu. To jemu zawdzięczamy dzisiejszą nazwę tej nieziemskiej przyprawy, bez której pewne smaki i zapachy byłyby jedynie ziemskie i łatwe do zapomnienia. – Tu Jan przerwał na chwilę i zerkając na swoich zaciekawionych uczniów, dodał jedynie, pozostawiając w powietrzu mgłę tajemnicy: – Trzeba być człowiekiem niezwykle cichym, skromnym i pokornym, by dać światu świadectwo takiego smaku. Boskiego smaku…

Taki właśnie był nauczyciel Marka. Pełen tajemnic. Zawsze kiedy Markowi i innym uczniom wydawało się, że już go odrobinę znają, robił na lekcji coś, co kolejny raz przyprawiało ich gęsią o skórkę. Wybałuszali wtedy zazwyczaj oczy, z ich ust zaś wydobywało się coś na kształt „wow” i znów milkli.

Tamtą lekcję z wanilią Marek