Bolesław Chrobry - Pleszczyński Andrzej - ebook + książka

Bolesław Chrobry ebook

Pleszczyński Andrzej

0,0
84,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Andrzej Pleszczyński przekazuje czytelnikom dzieło nowatorskie, ciekawe, pisane ze swadą i nowoczesną erudycją mediewistyczną, przerastające poprzednie dokonania w tym temacie. Bazując na najnowszych ustaleniach i imponująco szerokim materiale źródłowym, rozpoczyna opowieść od zarysowania tła początków państwa polskiego, opisu lat młodzieńczych Bolesława i –  istotnych dla budowy państwa – relacji z ojcem, Mieszkiem I. W kolejnych rozdziałach czytelnik dowiaduje się m.in. o znaczeniu męczeństwa św. Wojciecha, przebiegu Zjazdu Gnieźnieńskiego czy próbach stworzenia Cesarstwa Rzymskiego. W tomie omówione są również starania Bolesława Chrobrego o zgodę na koronację, planowanie misji skierowanej do pogan, wreszcie wojny Bolesława z cesarzem Henrykiem II i zwycięska wyprawa polskiego króla na Kijów. Autor z ogromnym znawstwem nakreśla także kontekst międzynarodowy, ukazując wydarzenia niemieckie oraz sytuację w Czechach i Italii.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 581

Rok wydania: 2025

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



RADA NAUKOWA SERII POCZET

WŁADCÓW POLSKI

Prof. dr hab. Jacek Banaszkiewicz

Prof. dr hab. Marek Barański

Dr hab. Henryk Litwin, prof. UW

Prof. dr hab. Zofia Zielińska

RECENZENCI TOMU 2

Prof. dr hab. Jacek Banaszkiewicz

Prof. dr hab. Marek Barański

PROJEKT GRAFICZNY I TYPOGRAFICZNY SERII:

Piotr Chuchla

REDAKTOR PROWADZĄCY

Michał Karpowicz

REDAKCJA

Bernadeta Lekacz

KOREKTA

Mirosława Kostrzyńska

INDEKSY I MAPA

Radosław Kierełowicz vel Kieryłowicz

WYBÓR ILUSTRACJI

Andrzej Pleszczyński, Ewa Mazur

© Copyright by Państwowy

Instytut Wydawniczy,

Warszawa 2025

Wydanie pierwsze,

Warszawa 2025

Państwowy Instytut

Wydawniczy

ul. Foksal 17

00-372 Warszawa

tel. 22 826 02 01,

e-mail [email protected]

Księgarnia internetowa

www.piw.pl

ISBN 978-83-8196-949-9

Wstęp

Mało który z władców polskich wzbudza przez wieki tyle narodowej dumy co Bolesław Chrobry. Powodów jest wiele, ale ich znaczenie i waga są różne w zależności od tego, kto co uważał za sprawy istotne i wartościowe z przeszłości ojczystej. Być może dlatego popularność postaci piastowskiego monarchy była tak duża, przejawiając się przecież w setkach nazw „Chrobry” nadawanych oddziałom bojowym, okrętom, klubom sportowym i innym stowarzyszeniom oraz obiektom, że w jej losach wielu doszukiwało się i znajdowało dla siebie kwestie ważne. Jednak dla pewnych komentatorów wartości mające rzekomo albo nawet realnie (zapisane w źródłach) cechować Bolesława Chrobrego były często różne od tych, które inni uważali za właściwe dla pierwszego polskiego króla i interesujące dla nich. Niejasność i lakoniczność źródeł pozwalała i pozwala do pewnego stopnia na snucie wielu sprzecznych ze sobą interpretacji pasujących do światopoglądu autorów i ich zapatrywań politycznych.

Dla zawziętych germanofobów zatem – a przecież lęk przed Niemcami i ich demonizowanie odcisnęło swoje mocne piętno na naszym myśleniu historycznym – Bolesław Chrobry był tym, który umiał się potędze Rzeszy przeciwstawić i w ciężkich walkach upokorzył „pychę Teutonów” oraz „wydarł im z gardła” ziemie słowiańskiego Milska i Łużyc.

Dla zwolenników współpracy z Niemcami istotne były natomiast czasy ścisłego sojuszu Bolesława Chrobrego z Ottonem III, uwieńczone zjazdem gnieźnieńskim, gdy to cesarz i jego świta w słowiańskim Gnieźnie oddawali hołd ziemskim ostatkom słowiańskiego świętego, byłego biskupa czeskiej Pragi, Wojciecha Sławnikowica. Fakt ten był przecież ewenementem i nigdy już potem aż do schyłku XX wieku nie zaistniała tak bliska współpraca i zrozumienie pomiędzy elitami politycznymi Polski i Niemiec.

Dla ludzi Kościoła, albo tylko jego historyków, Bolesław był budowniczym struktury pierwszego polskiego arcybiskupstwa – metropolii gnieźnieńskiej, która okazała się prawdziwym kręgosłupem polskiej państwowości. Wskazywano przy tym, że władca piastowski był opiewany w tekstach z epoki jako gorliwy chrześcijanin, który sam uprawiał ostentacyjną i wysublimowaną pobożność.

Ludzie nastawieni do Kościoła krytycznie, choć tych wśród badaczy polskiej przeszłości akurat nie było zbyt wielu, uwypuklali pragmatyzm polityczny Bolesława Chrobrego, podkreślając, że to jego propagowanie chrześcijaństwa – tu rzucają od razu przykład zawierania i zrywania przez Piasta kilku związków małżeńskich – było jedynie narzędziem w walce politycznej ukierunkowanej na budowanie potęgi jego władzy.

Przykłady odmienności w podejściu do interpretacji pamięci o wielkim Piaście można mnożyć: różni badacze, a także parający się pisarstwem amatorzy historii odmiennie rozkładali akcenty wydobyte ze skąpo opisanego w źródłach życia Bolesława Chrobrego, starając się uznać tego władcę za człowieka swojego, wyznawcę i realizatora ich idei wymyślonych w XIX albo w XX wieku. Ta uwaga dotyczy oczywiście raczej amatorów historii, jednak nawet profesjonalnym historykom trudno jest w ocenach uciec przed wpływem własnego światopoglądu. Sam język zresztą poprzez pewne określenia często narzuca rozumienie opisywanych sytuacji, zaistniałych w czasach Bolesława Chrobrego, w kategoriach współczesnego znaczenia tych słów. Dzieje się tak, chociaż głębsza i uważniejsza lektura źródeł uświadamia, że już takie podstawowe dla narracji historycznej terminy, jak państwo, władza, określenia etniczności (naród, lud itp.), znaczyły wtedy coś innego niż dzisiaj i takich określeń jest dużo. Tak więc przy lekturze niniejszego tekstu trzeba pamiętać, że terminy „państwo” czy „władza” oznaczają obszar panowania monarchy albo jakiejś grupy oraz eksploatacji uzależnionej ludności i nic więcej. Aż do dojrzałego średniowiecza (XII/XIII w.) nie istniał w naszym regionie Europy żaden stabilny i powszechny aparat administracyjny. Naród zaś – w sensie ludzi świadomie wspierających istnienie swojego państwa, uczestniczących w jakiejś formie we władzy – to wówczas ułamek procenta społeczności zamieszkującej terytorium tego państwa.

Kwestia interpretacji Bolesława Chrobrego i jego czasów to jednak nie tylko problem języka, ale też światopoglądu. Wielokrotnie przekonałem się o tym, że i wytrawni badacze czasami skłonni są przypisywać postaciom z odległej nawet przeszłości podstawy ideowe i pragmatyczne działań uchodzące za racjonalne współcześnie i na tej podstawie interpretują ich zachowania. Piszą o jakiejś racji stanu, rozumiejąc ją tak, jak czyni się to od XIX wieku, zaprzęgają do interpretacji wcześniejszego średniowiecza założenia szkoły prawno-historycznej, która de facto nadaje się, i to z dużą ostrożnością, do analizy polityki państwa nowożytnego, może późnośredniowiecznego. Tymczasem próba zrozumienia postaw i działania ludzi żyjących w naszym regionie przed tysiącem lat, to jak wyprawa antropologa europejskiego do ostatnich ludów słabo stykających się lub wcale z cywilizacją współczesną.

Zirytowany mnożeniem trudności Czytelnik może w tym miejscu spytać, czy w ogóle warto zastanawiać się i próbować zrozumieć działania Bolesława Chrobrego, skoro niesie to ze sobą tak duże ryzyko błędu. Odpowiedź na to pytanie, zawsze w moim przekonaniu pozytywna, może być sformułowana na wielu poziomach. Najpierw spytamy stawiającego pytanie, czy warto próbować zrozumieć podstawy niemądrych, szkodliwych społecznie decyzji współczesnych polityków. Pytanie jest oczywiście retoryczne, bo zawsze rozsądny człowiek próbuje zrozumieć racje inaczej myślących. W wypadku współczesnych złych rozstrzygnięć politycznych przeważnie, oprócz rzecz jasna sytuacji korupcyjnych, uzasadnia je światopogląd, który zawsze warto analizować, bo to nas wzbogaca, pokazuje inne opcje myślenia, nawet jeśli się z nimi nie zgadzamy. Poznanie inności uświadamia nam nasze własne podstawy konstruowania poglądów na świat i ludzi.

Narracja tej książki pozostaje jednak w sferze rozważań o zamierzchłej przeszłości, a więc – kontynuując destrukcyjny wątek – można spytać, dlaczego współcześnie warto myśleć o Bolesławie Chrobrym, skoro jest tyle wydarzeń i postaci, problemów historycznych, które są interesujące i ważne, a zaistniały w czasach znacznie nam bliższych i są lepiej udokumentowane. Tu nawet można pójść głębiej i zastanawiać się, czy w ogóle warto poznawać starszą historię, a nie skupić swoje zainteresowania tylko nad przeszłością, która ma wyraźny związek na przykład prawny, instytucjonalny ze współczesnością. Tego rodzaju sądy nie są rzadkością. Pojawiają się nawet głosy, że historia jest obciążeniem, a trzeba przecież myśleć o przyszłości, „budować lepsze jutro”. Dodaje się przy tym, że historia dzieli, pogłębia nacjonalizmy itp.

To duży problem i nie ma co go tu rozwijać, warto jedynie uświadomić sobie, że nie ma i myślę, że nigdy nie było żadnej społeczności, która w ogóle nie zajmowałaby się swoją przeszłością, również tą najdawniejszą. Nieprzypadkowo despotie i reżimy totalitarne – gdzie świadomie propagandowo konstruuje się takie wizje przeszłości, które pasują władzy – przykładają ogromną wagę do kontrolowania wiedzy historycznej. Dzieje się tak, ponieważ historia nadaje ludziom tożsamość, mobilizuje ich do określonych działań. Fakt ten uświadamia, że również społeczności rządzące sobą demokratycznie powinny zwracać uwagę na racjonalną interpretację dziejów, bowiem historia może być niezwykle groźną bronią, jeśli jest wykorzystywana przez demagogów i fanatyków. Także ta najdawniejsza.

Nie da się przecież zakazać myślenia o przeszłości. Jest tak, bowiem ludzie chcą wiedzieć, jakie są ich „korzenie”, jak to się często określa. Jest to oczywiste i normalne, a jeśli profesjonalni historycy nie dają możliwości zastanawiania się nad fenomenami historii starszej, to robią to ludzie nawiedzeni, polityczni manipulatorzy albo cyniczni poszukiwacze sensacji.

Upraszczając i uogólniając kwestię do granic banalności, można stwierdzić, że w ogóle myślenie o przeszłości nadaje społeczeństwom sens transcendentalny, a to jest niezbędną podstawą budowania przyszłości. To doświadczenia i ich przemyślenie pozwalają uniknąć dawnych błędów. Stare powiedzenie podkreśla, że „historia jest nauczycielką życia”. Tyle tylko, że czerpanie wartościowej wiedzy z historii wcale nie jest proste ani łatwe, bowiem historia to zawsze czyjaś opowieść, bo nie da się, jak nawet dzisiaj czasami naiwnie się wierzy, „zrekonstruować przeszłości”. Jednak warto korzystać z opowieści, bo jeśli konstruowane są one mądrze, a przy tym my sami w ich czytaniu korzystamy z rozumu, to rozwijamy się i wzbogacamy intelektualnie oraz duchowo.

Warto tu jeszcze zauważyć, że współczesne badania nad pamięcią kolektywną pokazują, że nie ma ona charakteru zwartego, nie układa się w jakiś jednorodny, chronologicznie uporządkowany system, ale uwaga społeczna dotycząca historii skoncentrowana jest na pewnych elementach przeszłości: postaciach, wydarzeniach, ideach, obiektach posiadających jakąś wartość dla ludzi, za pomocą których starają się oni zrozumieć zmieniający się świat i swoje w nim miejsce. To te elementy, zwane czasami węzłami (miejscami) pamięci, organizują i historię indywidualną, i kolektywną różnych zbiorowości, tych mniejszych, na przykład rodzin czy miejscowości, i tych większych, na przykład wspólnot narodowych.

Bolesław Chrobry z pewnością jest ważnym elementem pamięci kolektywnej. Ma go w swojej świadomości, mniej lub bardziej, każdy Polak, ale przecież nie tylko, bo jego imię mówi coś wielu Niemcom, Czechom, Ukraińcom, często nawet Skandynawom. Wspomnienie o nim coś znaczy, warto je zatem pogłębić i lepiej zrozumieć. Postaram się w tej książce przekazać, na ile to możliwe, najbardziej pełny obraz Bolesława Chrobrego, jaki można zbudować, opierając się na pilnej i możliwie obiektywnej analizie źródeł. Przy czym jasno stawiam sprawę – jest to mój obraz, efekt wprawdzie wielu lat zainteresowania postacią oraz epoką, ale pewnie niepozbawiony wad. Nie będę jednak uciekał od odpowiedzialności i krył się za suchym przedstawieniem tekstów źródłowych, bez ich interpretacji, albo cytował szereg poglądów innych badaczy, jak to czasami się robi. Nie wierzę w pełny obiektywizm, bo zawsze nasze wypowiedzi, nawet formułowane w sposób najbardziej uczciwy, są tylko naszą narracją. Chociaż oczywiście trzeba się starać, i będę to robić, by zachować dystans do opisywanych spraw i nie kierować się żadnymi pozamerytorycznymi względami.

Zaręczam przy tym, że życie Bolesława Chrobrego warte jest refleksji. Przykłady jego wyborów, również błędnych, przy bliższym poznaniu okazują się zaskakująco ciekawe i pouczające, niektóre kwestie – jak postaram się pokazać – mają aktualne znaczenie, ważne dla formowania naszej kolektywnej przyszłości.

Przystępując do pisania tej książki, czułem dużą tremę, nawet pewną trudność przełamania niewiary, czy podołam. Było to spowodowane wieloma przyczynami. Pierwszą i najważniejszą był bohater moich rozważań. Bolesław Chrobry to przecież nie tylko ważna, pierwszorzędna postać naszej historii, ale ponadto kluczowa figura naszej mitologii narodowej. W wielu dyskursach historycznych postać pierwszego polskiego króla odgrywa nawet rolę swego rodzaju demiurga polskiej państwowości i w gruncie rzeczy kreatora narodu, a potem jego dumę.

Musiałem się od tego rodzaju postaw zdecydowanie zdystansować. Nie chodzi jednak bynajmniej o to, że chcę tu „odbrązawiać” władcę piastowskiego. Zdecydowanie tak nie jest. Powód mojego sprzeciwu wynika tu nie tylko z tego, że to współczesne „odbrązawianie” ojczystej historii jest najczęściej naiwną twórczością ludzi niepotrafiących wyjść swoją wyobraźnią poza własne pracownie, bezpieczne, ciepłe, z kubkiem kawy i parą kapci, komentujących dokonania bohaterów postawionych w sytuacjach skrajnych, obciążonych olbrzymią odpowiedzialnością. Nie wspominam tu nawet o kuriozalnych poglądach podszytych pogardą dla rzekomej „przaśności” rodzimej historii. To odrębny problem.

Z drugiej strony chciałbym też uniknąć nieprofesjonalności hurrapatriotyzmu, który pozwala kreślić wizje nadprzyrodzonych czynów narodowych herosów; to częsty grzech, obok „odbrązawiania”, naszych komentatorów przeszłości.

Uwzględniając naszkicowane wyżej zastrzeżenia, deklaruję niniejszą książkę jako wynik zapisu przemyśleń, w których niejako sam dla siebie chciałem zrozumieć postawę, wybory, działania i dyktowane nimi koleje życia człowieka „zatopionego” w swoim czasie, z właściwą mu mentalnością, nie zawsze dla nas dzisiaj łatwo zrozumiałymi regułami postępowania i skomplikowaną wielowarstwową grą różnych czynników ideowych, społecznych, ekonomicznych oraz politycznych.

Zadania nie ułatwia mi fakt istnienia kilku naukowych i popularnych prac dotyczących wielkiego Piasta. Pierwszą z nich sporządził już Karol Szajnocha, który w połowie XIX wieku opublikował studia poświęcone Bolesławowi Chrobremu1. Jednak prace lwowskiego historyka samouka, wielkiego patrioty, noszą piętno swoich czasów, w których tworzono dopiero standardy historiografii krytycznej. Wiele jest w niej treści, z którymi nie można się zgodzić, na przykład tezy o normańskim pochodzeniu Piastów i całej polskiej szlachty, czasami zresztą z dziwnym uporem lansowanej i współcześnie. Do dzisiaj w mojej opinii wciąż najbardziej pełnym, adekwatnym w stosunku do istniejących źródeł ujęciem złożonych losów Bolesława Chrobrego albo Wielkiego, jak zapowiadany autor wolał tytułować swojego bohatera, pozostaje tekst wybitnego lwowskiego historyka Stanisława Zakrzewskiego opublikowany w roku 19252. Praca ta jednak jest już przestarzała.

Po II wojnie światowej ukazało się kilka monografii, których tematem było życie Bolesława Chrobrego. Najpierw pokusił się o napisanie książki o dziejach interesującej mnie postaci Andrzej Feliks Grabski3. Na moje szczęście wybitny historyk łódzki potraktował postać władcy piastowskiego w zasadzie jedynie w kontekście jego wojen z Henrykiem II. Jerzy Strzelczyk ujął w swojej książce dzieje Bolesława Chrobrego całościowo4, charakter serii publikacyjnej sprawił jednak, że wspomniana biografia jest dość zwięzła i ma charakter popularnonaukowy. Z kolei względnie niedawno Przemysław Urbańczyk, świetny archeolog wczesnej Skandynawii, podjął próbę przedstawienia wszystkich obecnych w obiegu naukowym kwestii, również tych zupełnie świeżych, bo i takie badania archeologiczne przynoszą, wiążących się z interesującą mnie postacią, w nowy sposób5. Jest to wartościowe podejście i książka z różnych powodów interesująca. Skłonny jestem jednak interpretować odmiennie od tego autora większość z treści źródeł pisanych dotyczących osoby i czasów Bolesława Chrobrego.

Oprócz prac wskazanych wyżej istnieje wiele publikacji zawierających mniej lub bardziej udane próby charakterystyki dokonań pierwszego koronowanego Piasta, czynione już raczej z pozycji popularyzatorskich6.

Po tym może przydługim wstępie, mającym uświadomić trudności interpretacyjne, ale jednak zachęcić Czytelnika do zagłębienia się w losy bohatera tej książki, wypada zwięźle zapowiedzieć to, co w niej będzie omawiane i w jakim porządku.

Zwykle każda biografia zawiera najpierw wiadomości o dzieciństwie opisywanej postaci, ale w przypadku Bolesława Chrobrego oprócz informacji o rodzicach, przypuszczalnej dacie urodzin i kilku innych jeszcze faktach zapisanych w źródłach, aż do czasu dojścia do władzy nie mamy o jego losach niemal żadnych pewniejszych danych. Jednak każda postać historyczna dorastała w jakimś otoczeniu, które ją kształtowało, stanowiło punkt wyjściowy do jej działań. Wstępna część niniejszej książki prezentuje nie tylko informacje o rodzicach, okolicznościach narodzin i dzieciństwie Bolesława Chrobrego, ale i przedstawia w zwięzłej formie dzieje i kształt państwa zbudowanego przez jego ojca. Wszystko jedynie w zakresie niezbędnym do zrozumienia działań bohatera książki podejmowanych w czasach, gdy już został władcą.

Kolejne rozdziały chronologicznie omawiają, na tle dziejących się wówczas wydarzeń politycznych, poszczególne etapy życia Bolesława Chrobrego: dorastanie, przejęcie władzy w państwie piastowskim, w końcu zaś zostanie ukazany – w perspektywie zaangażowania naszego bohatera w jedno z najbardziej znaczących wydarzeń polskiej wczesnej historii – zjazd gnieźnieński. Przy tej okazji nie sposób uciec od analizy doniesień źródłowych o osobistej religijności władcy polskiego i w ogóle społecznego znaczenia nowej wiary w systemie władzy państwa wczesnopiastowskiego.

Następnie w dwóch rozdziałach omówiłem wojny Bolesława Chrobrego z Henrykiem II. Konflikt ten przedstawiłem na tle szerszej panoramy historycznej, ujmującej działania władcy polskiego wobec innych niż Niemcy krajów ościennych państwa piastowskiego, zwłaszcza wobec Czech. Osobny rozdział, wykraczający nieco poza przyjęty układ chronologiczny, stanowią rozważania o polityce ruskiej władcy polskiego, realizowanej w ciągu całego jego życia.

Nieodzowne było ponadto wyodrębnienie osobnej części poświęconej ostatnim latom życia i zrealizowanej w roku 1025 koronacji Bolesława Chrobrego. Kwestia ta została powiązana z analizą związków królewskiego podniesienia władcy piastowskiego zarówno z jego polityką zewnętrzną, jak i polską, zwłaszcza w sytuacji desygnacji jego młodszego syna Mieszka II na następcę tronu, pominięcia zaś najstarszego, Bezpryma. Tu znalazła się też próba bilansu rządów Bolesława Chrobrego, podsumowanie jego osiągnięć i charakterystyka problemów, jakie pozostawił on swojemu następcy.

Chciałbym podziękować za przeczytanie brudnopisu mojego tekstu synowi Michałowi oraz Joannie Sobiesiak i Piotrowi Nowakowi. Ich życzliwe uwagi, wychwycenie błędów i niejasności pomogło mi ulepszyć narrację oraz uczynić ją bardziej płynną. Bardzo dziękuję Marii za niestrudzone motywowanie mnie do pracy nad książką. No i w końcu, co nie znaczy mniejszego docenienia, wdzięczny jestem życzliwym recenzentom wydawniczym mojego tekstu: prof. Jackowi Banaszkiewiczowi oraz prof. Markowi Barańskiemu za ich bezcenne uwagi.

Rozdział I Rodzice i otoczenie młodego księciawładztwo Piastów i jego sąsiedzi w czasie dzieciństwa i dorastania następcy Mieszka I (ok. 967–ok. 984)

Ramy czasowe podejmowanych w tej części książki rozważań wyznaczone zostały przypuszczalną datą narodzin Bolesława Chrobrego oraz rokiem, w którym zaszła gruntowna zmiana polityki Mieszka I, polegająca na zaniechaniu sojuszu z Czechami, a zbliżeniu do rządzącej wówczas w Niemczech dynastii saskiej. Zmiana sprzymierzeńca wiązała się z wybraniem dla pierworodnego syna odpowiedniej żony, Emnildy, która okazała się dla niego prawdziwą towarzyszką życia, chociaż niewątpliwie zawarcie tego małżeństwa podyktowane zostało potrzebami polityki, nie zaś wyborem serca.

Przechodząc do rzeczy, zauważmy, że Bolesław Chrobry urodził się ze związku małżeńskiego Mieszka, księcia polskiego, i Dąbrówki (Dobrawy), córki władcy czeskiego Bolesława I Srogiego7. Jest to jednak jeden z niewielu niepodawanych w wątpliwość faktów dotyczących najwcześniejszego okresu życia naszego bohatera. Inne sprawy pozostają mniej lub bardziej niepewne, choć zwykle w wykładzie podręcznikowym tych wątpliwości się nie zauważa.

Już samej daty przyjścia na świat Bolesława nie zapisał żaden współczesny czy chociażby niewiele późniejszy od epoki urodzin książęcego syna kronikarz ani annalista8. Na ogół sądzi się, że Dąbrówka urodziła Mieszkowi syna w roku 967, taką datę podają bowiem polskie źródła późnośredniowieczne. Zaufanie do tego przekazu osłabia jednak jego późne pojawienie się oraz inne jeszcze okoliczności. Chodzi tu zwłaszcza o podejrzanie łatwe lokowanie się wspomnianej daty w pewnej konstrukcji ideowej stworzonej przez historiografię. Rok 967 jako czas przyjścia na świat Bolesława Chrobrego mieści się bowiem doskonale we wspomnianej jeszcze przez kronikarza saskiego Thietmara (zm. 1018)9, a rozwijanej przez następnych historiografów, stylizowanej fabule opisującej okoliczności towarzyszące przyjęciu chrztu przez Mieszka I. Centralną postacią tej opowieści jest żona władcy, Dąbrówka, przedstawiona jako żarliwa chrześcijanka pragnąca wszelkimi sposobami skłonić męża do nawrócenia. Właściwie już jej zgoda na ślub obwarowana miała być obietnicą odrzucenia przez Mieszka pogaństwa. Pobożna kobieta – jak się dowiadujemy z tekstów – nie chciała dzielić z mężem łoża, dopóki nie spełni on swoich przedślubnych przyrzeczeń dotyczących przyjęcia chrześcijaństwa. W opowieści tej zastosowano dość charakterystyczny w piśmiennictwie tego czasu motyw, zwany po łacinie mulier suadens, czyli kobiety skłaniającej, chrześcijanki świadomie wychodzącej za poganina, by za pomocą swoich wdzięków przekonać go do nawrócenia10.

Zgodnie z tym schematem, dopiero gdy książę polski ochrzcił się w roku 966, jego żona mogła z czystym sumieniem współżyć z mężem i urodzić mu pierworodnego11. Prawdziwie wierna wyznawczyni Chrystusa sprawiła nie tylko to, że książę i jego lud poznali Ewangelię, ale ponadto dała im syna, który okazał się w zgodnej opinii polskich kronikarzy średniowiecznych najwybitniejszym władcą kraju, wzorem prawdziwego monarchy.

Srebrna zausznica z wyobrażeniem jeźdźca, ok. 1000 r.

Przedstawiona opowieść – niezależnie od tego, w jakim stopniu odpowiadająca realiom – odgrywała ważną rolę w chrześcijańskiej samoidentyfikacji rodzącego się narodu (politycznego)12 i nie godziło się, by była na niej jakakolwiek skaza. Niewątpliwie zaś już związek chrześcijanki z poganinem Mieszkiem byłby w zwykłych okolicznościach dla ludzi dojrzałego i późnego średniowiecza czymś niestosownym, dlatego do opisywanych dziejów kraju wprowadzono wątek seksualnej abstynencji sankcjonujący, a nawet gloryfikujący wcześniejszy postępek – poślubienie poganina. Mentalność owego czasu dopuszczała tego rodzaju ideologiczne konstruowanie historii i nie trzeba oceniać tych zabiegów zbyt surowo miarą dzisiejszej doby. Warto też pamiętać, że zawsze historia jest opowieścią i narrator, również ten profesjonalny, w założeniu obiektywny, świadomie ją konstruuje na podstawie swojej wiedzy i wyznawanych wartości13.

Chronologiczną ramą opisanej wyżej struktury fabularnej stały się trzy daty: pierwszą był rok 965, w którym córka Bolesława czeskiego przybyła na dwór Mieszka; następną rok 966, kiedy pod wpływem Dąbrówki dokonać się miało nawrócenie księcia polskiego oraz mieszkańców kraju; w końcu zaś – gdy już obyczajność chrześcijańska dozwalała – nastąpiło poczęcie i narodziny Bolesława Chrobrego. Przyjście na świat tej świetnej postaci w naturalny sposób dopełniło opowieści o początkach Polski. Ostatnia sekwencja tej konstrukcji nie mogła jednak ze względu na ideową poprawność wywodu nastąpić wcześniej niż w roku 967 – zakładając oczywiście, że chrzest miał miejsce w roku 966, bo i tu są wątpliwości. Zostawmy je jednak na boku, bo wydaje się, że wątpiący kierują się bardziej chęcią zdobycia rozgłosu niż realnymi, wynikającymi z interpretacji źródeł podstawami. Teksty średniowieczne zgodnie przyjmują datę 966 jako rok nawrócenia Mieszka i trzeba ją przyjąć.

Dzisiaj ideowy charakter opisanej wyżej fabuły jest dobrze widoczny, dlatego kwestia czasu zawarcia małżeństwa księcia polskiego z Dąbrówką często budzi kontrowersje. Zamieszanie w tej sprawie powstało za przyczyną kronikarza saskiego Thietmara (aktywnego pisarsko w latach 1012–1018), najlepszego naszego informatora, któremu jednak zdarzały się niekonsekwencje, błędy i niejasności sformułowań. W pewnym fragmencie jego dzieła, który wprawdzie nie wymienia motywu mulier suadens, czytamy, że Dąbrówka umyślnie, by zbliżyć się do męża w intencji jego nawrócenia, jadła mięso w czasie Wielkiego Postu. Autor ten od razu dodał, że zdaniem niektórych zdarzyło się to tylko raz, inni zaś podają, że miało to miejsce w ciągu trzech lat14. Z tego stwierdzenia niektórzy zatem historycy wywodzą, że ślub władcy polskiego z księżniczką czeską odbył się rok przed jego chrztem, inni zaś sądzą, że wydarzenia te dzieliły trzy lata. Sprawa jest trudna do rozstrzygnięcia i nie będziemy starać się tego robić.

Warto tu jednak zwrócić uwagę na pewien przekaz, który pośrednio poświadcza datę urodzin syna Mieszka i Dąbrówki. Na niezachowanym dzisiaj poznańskim nagrobku Chrobrego – wykonanym w XIV wieku – wyryto mianowicie epitafium zmarłego władcy. Tekst zachował się w odpisie15. Czytamy tam między innymi, że Mieszko posłał do Rzymu pukiel włosów swego potomka, jak się domyślamy, prosząc św. Piotra o opiekę nad pierworodnym. Zapiska ta – choć późna, a przez to nieraz podawana w wątpliwość co do zgodności z prawdą – świetnie lokuje się w zestawie skąpych informacji o dzieciństwie naszego bohatera.

Zauważmy bowiem, że stary słowiański zwyczaj postrzyżyn, kultywowany jednak długo po przyjęciu chrześcijaństwa, przewidywał w siódmym roku życia chłopca rytuał inicjacji, który odmieniał jego społeczny status. W trakcie tego obrzędu obcinano dziecku – utrzymuje się, że po raz pierwszy w życiu – włosy i uroczyście nadawano mu imię. Kojarzone z siłą życiową włosy zwykle palono i nietrudno się tu domyślić, że chodziło o to, by pochłonął je ogień uważany wśród Słowian i większość Indoeuropejczyków za świętość16. Obrzęd przeprowadzał ojciec albo osoba przeznaczona w rodzinie książęcej na piastuna chłopca. Po tym fakcie wychowywane dotychczas przez kobiety dziecko przechodziło pod opiekę mężczyzn, którzy wpajali mu najbardziej istotne dla jego przyszłości sprawności bojowe i społeczne17. Po kolejnych siedmiu latach chłopiec wchodził w następny etap życia, w tak zwany wiek sprawny, i był wówczas traktowany jak dorosły mężczyzna, ze wszystkimi konsekwencjami tej zmiany, a więc udziałem w walce, w przypadku zaś księcia powierzano mu zarządzanie jakimś terytorium oraz dawano możliwość wybrania sobie żony. Jednak w tym wypadku, o czym więcej za chwilę, małżeństwo to różniło się bardzo od tych zawieranych w późniejszym okresie.

Wysłanie przez Mieszka do Rzymu włosów syna po postrzyżynach, z pewnością wraz z bogatymi darami dla papieża, nie było nawet w rodzinach monarszych czymś szczególnie rozpowszechnionym. Działanie to musiało się wiązać z jakąś ważną sytuacją i coś istotnego oznaczać. Wśród niewielu znanych wydarzeń z dzieciństwa Bolesława Chrobrego wybija się jedno, które może być związane z sytuacją posłania do Rzymu pukla jego włosów postrzyżynowych. Otóż gdy w czerwcu roku 972 Mieszko rozbił wojska margrabiego Hodona atakujące posiadłości Piastów, Otto I zażądał wysłania na swój dwór, najpewniej do Magdeburga, syna księcia polskiego jako gwaranta pokoju18. Nie ma pewności, czy w istocie mały Bolesław tam trafił, bo w maju 973 roku cesarz zmarł, a żądanie wydania syna zostało postawione w marcu 973 w Kwedlinburgu na sądzie z udziałem Hodona i Mieszka. Jednak nakaz cesarski trwał niemal przez dwa miesiące, zanim po śmierci władcy zaczął się zwykły wówczas w Niemczech czas niepokojów i walk wewnętrznych.

Mieszko musiał przygotowywać pierworodnego do wyjazdu do Niemiec i jak przypuszczamy, starał się go chronić. Aktem udokumentowanym w epitafium poznańskim książę manifestował swoje przywiązanie do wiary chrześcijańskiej, a w autorytecie papieskim – nadzieje na zapewnienie bezpieczeństwa swojemu potomkowi. Był to swojego rodzaju sygnał kierowany do elit saskich, bo z pewnością fakt symbolicznego powierzenia syna św. Piotrowi został szeroko rozpropagowany.

Wracając do losów samego Bolesława, zauważmy, że syn książęcy – jak wiemy chociażby z kroniki Galla Anonima19 – podlegał powszechnie wówczas stosowanym tradycyjnym etapom wychowawczym. Nie mamy pewności, czy dopiero w czasie postrzyżyn nadano synowi Mieszka jego słowiańskie imię Bolesław. W każdym razie nawiązywało ono – nie ma w tym wypadku wątpliwości – do imion używanych przez dynastię Przemyślidów, i jak przekonują językoznawcy, znaczyło „większy sławą”20. Warto tu podkreślić, że powszechnie w społecznościach archaicznych wybór imienia dla dziecka związany był z pewnego rodzaju życzeniami rodziców co do jego przyszłych losów. Nazwa miała w opinii ówczesnych cechy wróżebno-magiczne. W przypadku nas interesującym na pewno potomka Mieszka I chciano łączyć poprzez imię z potęgą wielkiego władcy czeskiego – jego dziadka. Z pewnością inicjatorką nadania synowi imienia Bolesław była jego matka. Często zresztą tak było, że kobieta wprowadzała do rodziny swojego małżonka imiona występujące w jej rodzinie.

Wydaje się, że już przy chrzcie, połączonym wtedy z bierzmowaniem, które to sakramenty Bolesław otrzymał w okresie niemowlęctwa, naszemu bohaterowi nadano jakieś zachodnioeuropejskie imię chrześcijańskie. Syn Bolesława Chrobrego, Mieszko II, miał chrzcielne imię Lambert – w nawiązaniu do popularnego w tym czasie świętego lotaryńskiego, jego wnuk zaś – Kazimierz, opatrzony przez historiografię przydomkiem Odnowiciel – nazwany został przy chrzcie imieniem Karol – z pewnością na pamiątkę wielkiego władcy Franków21. Ani w przypadku Bolesława Chrobrego, ani Mieszka I ich imiona chrześcijańskie się nie zachowały (jeśli rzeczywiście one istniały).

Zwykle po postrzyżynach potomek księcia dostawał specjalnego wychowawcę – piastuna, który należał do ludzi wybitnych i ważnych dla społeczności. To na nim spoczywał obowiązek i odpowiedzialność odpowiedniego przygotowania przyszłego władcy do podjęcia spraw nań czekających. Nie było to zadanie łatwe – przywódca wspólnoty musiał bowiem posiadać różnorakie sprawności. Władca osobiście brał udział w bitwach, często w pierwszej linii nacierających, dlatego pilnie szkolono synów książęcych w umiejętnościach wojownika. Również tajniki polityki – ani tej wielkiej, zewnętrznej, ani prowadzonej w kraju – nie mogły pozostać dla potomka księcia tajemnicą. Ponadto trzeba było wprowadzić młodzieńca w delikatną materię duchowego przywództwa nad jego ludem, posiadającą źródła zarówno nowe, chrześcijańskie, jak i tradycyjne, pogańskie22. Kościół przecież dozwalał na funkcjonowanie elementów dawnej religijności, jeśli nie były one sprzeczne z jego nauką. W praktyce zatem w dużej części stara wiara funkcjonowała obok nowej, czasami się z nią mieszając. Trudno nam dziś do końca zrozumieć subtelności funkcjonowania władzy w kontekście tej ostatniej sprawy i nie będziemy na razie próbować jej dokładniej wyjaśniać (próba taka zostanie podjęta w rozdziale III), warto w tym miejscu jedynie wspomnieć, że oczekiwano od ówczesnego władcy, aby posiadał – albo potrafił przekonać poddanych, że posiada – pewne nadprzyrodzone zdolności kontaktowania się ze światem niebiańskim w celu sprowadzania na swój lud pomyślności i urodzaju23.

Czara włocławska. Fragment kielicha mszalnego ze scenami z dziejów Gedeona (Ks. Sędziów, 6-8). Uzbrojenie wojowników zbliżone do tego z czasów wczesnopiastowskich

Nie wiemy, kto był piastunem młodego Bolesława, faktem jest jednak, że wypełnił on dobrze swoje zadanie. Chrobry ujawnił wszechstronne talenty, jego poddani zwykle stali przy nim wiernie, przez długie lata los uśmiechał się do niego i wychodził z sytuacji kryzysowych obronną ręką.

Osiągnięcia jego panowania sugerują, że Bolesław Chrobry posiadał szczególnych preceptorów, dlatego często starano się powiązać sukcesy władcy polskiego z wiadomościami o jego młodzieńczym pobycie na dworze cesarskim. Sądzono zatem, że Chrobry zawdzięczał niezwykłe – wielokrotnie podkreślane przez Thietmara – rozeznanie w sprawach niemieckich i przychylność znacznej części elit Rzeszy pobytowi w otoczeniu Ottona II, podobno w Magdeburgu, a najlepiej w świetnej tamtejszej szkole dworskiej. Tam miał poznać przyszły polski monarcha św. Wojciecha, od roku 973 ucznia studium magdeburskiego, i św. Brunona, kanonika miejscowej archikatedry, z którymi to postaciami zwiążą się mocno późniejsze losy Bolesława. Brak jednak potwierdzenia tych przypuszczeń.

Przyszły pierwszy król polski miał jeszcze siostrę. Wspomniał o niej jedyny nasz informator żyjący w opisywanych tu czasach, kronikarz i biskup merseburski w jednej osobie, Thietmar. Nie wymienił on wprawdzie jej imienia, ale utyskując bardzo na Duńczyków, napisał, że jej i króla Swena Widłobrodego synowie, Harald oraz Kanut (żmijowi bracia, jak ich nazwał Thietmar)24, po śmierci ojca udali się po roku 1014 do Polski, by sprowadzić ją z powrotem do swojej ojczyzny, z której małżonek kilka lat wcześniej ją wypędził. Badacze spierają się, która postać kobieca z sag skandynawskich była w istocie Piastówną. Niektórzy zatem utrzymują, że Sygryda Strorråda (dumna, harda), inni, że Gunhilda, a jeszcze inni, że Świętosława nosiła oba te imiona, oprócz trzeciego, słowiańskiego25.

W księdze brackiej opactwa w Winchester zapisano imię siostry króla Kanuta, wówczas już króla wszystkich państw skandynawskich i Anglii, jako „Santslaue”, co zdaniem historyków i językoznawców można odczytać jako „Świętosława”26. Skoro córka siostry Bolesława nosiła takie imię, to przypuszcza się, że odziedziczyła je po matce. Inni jednak protestują i argumentują, że w ówczesnej Skandynawii panował zwyczaj nadawania dzieciom jedynie imion osób zmarłych, w praktyce dziadków. Wtedy trzeba by przyjąć, że to jej babka, żona Siemomysła, miała na imię Świętosława i po niej właśnie otrzymała imię siostra Kanuta Wielkiego27. Natomiast imię matki pozostaje niewiadome.

Niezależnie od swojego słowiańskiego imienia siostra Bolesława Chrobrego była kobietą niepospolitą, która odcisnęła mocne piętno na historii Skandynawii i upamiętniona został w wielu sagach. Jej pierwszym małżonkiem był król Szwecji Eryk Zwycięski. Wyszła za niego pomiędzy rokiem 980 a 984. W rodzinach władczych i arystokratycznych wydawano wówczas za mąż dziewczynki już po pierwszej miesiączce, zatem rzekoma Świętosława-Sygryda była młodszą siostrą Bolesława i przyszła na świat w latach 967–970.

Piastówna urodziła Erykowi syna i córkę. Owdowiała w roku 995, ale już kilka miesięcy później wyszła za króla Danii, co doprowadziło do sojuszu jej syna Olofa Skötkonuga, króla Szwecji, ze Swenem Widłobrodym28. Z tego związku urodziło się pięcioro dzieci, wśród nich kolejni królowie Danii: Harald II i Kanut Wielki. Gdy ten ostatni został w roku 1016 królem Anglii, matka miała przebywać na jego dworze. To ostatnia wzmianka źródłowa o tej niezwykłej kobiecie. Nie wiadomo, gdzie zmarła i jak długo żyła29.

Podobna niepewność towarzyszy nam, gdy zastanawiamy się nad ojcem naszego bohatera, nie wiadomo bowiem, w jakim był wieku, gdy poślubiał Dąbrówkę. Uważa się, że władca polski mógł liczyć wówczas około trzydziestu pięciu lat. Informacja ta została wysnuta ze wzmianki Thietmara o tym, iż w chwili swojej śmierci, w roku 992, książę był już „trzęsącym się starcem”30. W średniowieczu mianem starca określano już ludzi po pięćdziesiątce. Dodatkowe niemal dziesięć lat przydane w tym wypadku Mieszkowi, znajdującemu się u kresu życia, usprawiedliwiałoby zwrot użyty przez kronikarza. Bardzo niepewna to jednak rachuba. Nam tylko jedna konsekwencja zarysowanej sprawy jest potrzebna. Wybija się tu mianowicie pewien dość istotny fakt: niezależnie od szczegółowych sporów o wiek księcia polskiego w chwili pojmowania za żonę Dąbrówki, Mieszko miał liczyć sobie lat ponad trzydzieści. W tej epoce nie było do pomyślenia, aby zdrowy i w pełni sprawny mężczyzna był jeszcze w takim wieku kawalerem. Jeśli rachuby historyków są poprawne, to nie ma tu większych wątpliwości, że książę polski przed swoim chrześcijańskim ożenkiem miał już jedną lub nawet kilka żon. Nasz najdawniejszy kronikarz Gall napisał o jego siedmiu pogańskich małżonkach czy też nałożnicach31. Liczba ta jest oczywiście wymyślona – siedem oznaczało w tym czasie pełnię32. Z pewnością jest pomysłem dziejopisa albo środowiska, w którym się obracał. Z drugiej jednak strony nie kwestionuje się, że wielożeństwo w czasach przedchrześcijańskich było u Słowian dozwolone. Wydaje się jednak, że podobnie jak w wielu innych krajach pogańskich, tylko jedna z wybranek księcia była najważniejsza i jedynie ona w istocie może być określana mianem żony, inne kobiety z otoczenia władcy spełniały zaś jedynie funkcje nałożnic. Pełne prawa do dziedziczenia po ojcu miało zatem wyłącznie potomstwo ze związku z kobietą uznaną za ową najważniejszą żonę. Przynajmniej jedną taką małżonkę musiał mieć i książę polski, zanim pojął Dąbrówkę, nie dochowała się jednak do naszych czasów żadna o niej wzmianka. Nie mamy też w źródłach nawet aluzji do potomstwa Mieszka I, które byłoby starsze od Bolesława Chrobrego.

Hełm złocony przedstawiciela piastowskiej elity, X/XI w.

Nie wiemy również, w jakim wieku była Dąbrówka w chwili swojego ślubu. Kronikarz czeski Kosmas szydził z niej wprawdzie u schyłku XI wieku, twierdząc, iż była już leciwą kobietą, gdy wychodziła za księcia polskiego33, ale jak wiemy, jego słowa dotyczące spraw polskich trzeba traktować bardzo ostrożnie. Nadworny dziejopis Przemyślidów nie lubił bowiem szczerze dynastów piastowskich i zwykle starał się ich przedstawić w jak najgorszym świetle34. Zdaje się zresztą, że Kosmas pomylił Dąbrówkę z Odą, ostatnią żoną Mieszka I, bo wspomniał, że wychodząc za księcia polskiego, córka Bolesława I musiała zdjąć zawój mniszy. Podobnego faktu nie zauważył jednak świetnie poinformowany Thietmar, zawsze czuły na pogwałcenie zasad prawa kościelnego, pełniący przecież godność biskupa w chwili pisania swojego dzieła. To zdecydowanie potwierdza pomyłkę kronikarza czeskiego.

Na zakończenie rozważań poświęconych skąpym wiadomościom ze źródeł o rodzinie naszego bohatera wypada jeszcze zwrócić uwagę dociekliwego Czytelnika na niejasność odczytywania imienia matki Bolesława Chrobrego. Sprawa nie jest bynajmniej oczywista. Pamiętajmy, że wówczas piszący używali wyłącznie łaciny, nie mogli zatem poprawnie oddawać brzmienia większości nazw słowiańskich. Najstarszy znany nam przekaz – wspomniana już kronika Thietmara – zna wykładnię imienia Dąbrówki w formie Dobrawa, przy czym dziejopis saski podał nam również ułożoną przez siebie etymologię, wyjaśniając, iż imię córki księcia czeskiego pochodzi od słowiańskiego określenia „dobra”35. Rzecz całą przedstawił kronikarz po obszernym wyliczeniu chwalebnych dokonań żony Mieszka I. Dla biskupa merseburskiego wyjaśnienie znaczenia jej imienia było ukoronowaniem pewnej zwartej logicznie fabularnej całości, gloryfikującej kobietę, która doprowadziła do nawrócenia władcy i całego ludu.

Średniowieczne źródła polskie i czeskie nie znają tej formy imienia żony Mieszka I, a wspominając ją, nie podają żadnej etymologii jej imienia. W kronice Galla Anonima pierwsza historyczna małżonka władcy piastowskiego występuje z mianem Dubrovka, u Kosmasa zaś Dubrauka. Znana jest ponadto ze źródeł ruskich córka księcia Konrada Mazowieckiego o imieniu Dubrawka, żona Wasylka, księcia wołyńskiego36. Późnośredniowieczna tradycja polska nie ma wątpliwości, że wykładnia imienia matki Bolesława Chrobrego winna brzmieć Dąbrówka, i w tym wypadku trzeba się z nią zgodzić. Zauważmy bowiem, że pomimo występowania interesującego nas imienia w różnych formach, wszystkie – z wyjątkiem tej jednej zapisanej przez Thietmara – zawierają rdzeń dub, to znaczy dąb. Słowiańskie imiona żeńskie często nawiązywały – tak jak chciał tego Thietmar – do określenia „dobra” (w różnych odmianach tego słowa) i gdyby rzeczywiście matka Chrobrego zwana były Dobrawą, to jej imię przetrwałoby w tej postaci.

Związek rodziców Chrobrego był następstwem pewnej koniunktury politycznej, matka Bolesława pochodziła bowiem z rodu przodującego w ówczesnej zachodniej Słowiańszczyźnie, panującego nad krajem o starych tradycjach państwowych i kulturalnych. Czechy były od dawna w orbicie wpływów cywilizacji łacińskiej, w jakiejś części zaś i bizantyjskiej. Średniowieczna tradycja czeska utrzymywała, że pierwszego historycznego Przemyślidę – księcia Borzywoja – ochrzcił osobiście sam św. Metody37. Przekonanie to świetnie łączyło się z pragnieniem objęcia przez książąt praskich ideowej spuścizny po tym imperium słowiańskim38.

Bolesław I Srogi (935–967 albo 972), dziadek bohatera tej książki, w chwili narodzin wnuka władał nie tylko Czechami właściwymi, ale i południem dzisiejszej Polski. Sławny podróżnik, kupiec żydowski z Hiszpanii Ibrahim ibn Jakub, obecny nad Wełtawą około roku 965, nazywał Bolesława „królem Pragi, Czech i Krakowa”39. Inne przekazy potwierdzają jego informacje i sugerują, że władza Przemyślidów rozciągała się już wówczas na Morawy, zachodnią Słowację, a także Śląsk i Małopolskę „aż po Bug i Styr”, jak informuje pod koniec XI wieku opis granic diecezji praskiej40.

Wspominana w źródłach pisanych obecność władzy Przemyślidów na północ od Sudetów i Karpat nie znajduje w sposób pewny swojego potwierdzenia w rezultatach badań archeologicznych. Wychodząc z tej konstatacji, niektórzy archeolodzy wykluczają możliwość kontrolowania przez Czechów całej Małopolski oraz Śląska i sugerują, że władza dynastów praskich ograniczała się najwyżej do niezbyt rozległego obszaru wokół Krakowa.

W tym wypadku jednak powinniśmy uświadomić sobie kilka podstawowych cech organizacji ówczesnego państwa w naszej części Europy, których nie uwzględniają archeolodzy, a które potrzebne będą nam również w zrozumieniu funkcjonowania państwa piastowskiego. Charakter terytorialnego władztwa wczesnośredniowiecznego różnił się znacznie od systemu administracyjnego wprowadzanego później. Obszary nominalnie pozostające pod władzą Przemyślidów (także Piastów) w X wieku nie tworzyły państwa w takim sensie, jak te organizujące się już choćby od stulecia następnego. Odpowiedni aparat urzędników, administracja intensywnie wykorzystująca gospodarczo podległy sobie obszar w najstarszym okresie zajmowała przestrzeń kilkudziesięciu kilometrów kwadratowych wokół centrów, stolic: Pragi czy też Gniezna, jeśli obrócimy naszą uwagę w kierunku Polski. Znajdowały się tam silne grody. Władza książęca organizowała w tych miejscach – często za pomocą przymusowych przesiedleń – gęste osadnictwo. Reszta ówczesnego państwa to tak zwane pertynencje, czyli obszary luźno związane z jądrem władztwa41, które były ekstensywnie czy nawet okazjonalnie eksploatowane raczej rabunkowo, na sposób koczowników. Rola Przemyślidów (także Piastów) na tych peryferyjnych terytoriach ograniczała się do pobierania danin, przywoływania pomocy zbrojnej, ewentualnie ekspedycji karnych.

Pomimo stwierdzenia luźnego charakteru ówczesnej władzy zwierzchniej nie możemy się jednak zgodzić z wysuwanymi czasami przypuszczeniami, że państwo wczesnośredniowieczne nie miało ściślej określonych granic, a jego rubieże tworzyły obszary kresowe o mgliście określonej przynależności politycznej. Już u samych podstaw tworzenia władztwa państwowego leżała przede wszystkim chęć pobierania danin, te zaś ściągano z określonych wspólnot lokalnych, które zawsze miały swój dość precyzyjnie wyznaczony obszar. Nawet jeśli te granice nie były znane w centrum, to wiedziano doskonale, jakie ludy składają Przemyślidom (czy też Piastom) daniny, i broniono ich w sytuacjach, gdy jakieś siły zewnętrzne chciały nakładać na nie swoje obciążenia.

Tak więc podstawą kształtowania się granic wczesnego państwa był zasięg kontrolowanych przez nie wspólnot lokalnych. Jednak nie zawsze wiemy, jakie społeczności zamieszkiwały ówczesne pogranicze polsko-czeskie. Nawet te wspólnoty, których nazwy uwiecznione zostały w źródłach, nie posiadają ściślej udokumentowanych granic.

Nowsze ustalenia wykazują, że w przeszłości do wyznaczania zasięgu wczesnośredniowiecznych władztw stosowano nieostrożnie realia stworzone później. Okazuje się zatem, że w czasach Bolesława Chrobrego nie było takich terytoriów jak Śląsk czy Małopolska. Nawet wspominane wyżej określenie „plemię” wydaje się dziś czymś innym, niż myślano jeszcze do niedawna. Niektórzy w ogóle odrzucają ten termin jako nieadekwatny do ówczesnej sytuacji42. W istocie wczesne struktury społeczne były niestabilne, a termin „plemię” sugeruje istnienie trwałego związku niejako genetycznego, mocnej tożsamości czy nawet osobnego języka. W istocie tak pojmowanych plemion na obszarze wczesnośredniowiecznej Polski (i chyba nawet całej Słowiańszczyzny) nie było. Jednak nie sposób nie dostrzegać tego, że leżące obok siebie skupiska osadnicze łączyły się ze sobą w różnego rodzaju związki – czasami bardziej trwałe, czasami efemeryczne. Każda z tych wspólnot chciała się jakoś nazywać i nie jest przypadkiem, że ich nazwy w podobnych brzmieniach zostały zapisane przez tak zwanego Geografa Bawarskiego około roku 900, później zaś u schyłku XI wieku w tak zwanym Dokumencie praskim (także w innych tekstach). Można oczywiście silić się na wymyślanie jakiegoś innego niż plemię, wspólnego, nowego terminu określającego te wspólnoty, tylko po co? Pozostaniemy przy tradycyjnym określeniu, uwzględniając jego lokalną specyfikę.

Na terenach położonych na północ od Sudetów dostrzeżemy w czasach przedpiastowskich trzy obszary osadnicze, zdaniem archeologów znacznie odmienne kulturowo od siebie43. Pierwszy z nich, dolnośląski, mieścił się na obszarze odgraniczonym od północy Wzgórzami Trzebnickimi (powyżej Wrocławia), od zachodu zaś Borami Dolnośląskimi (rozciągającymi się na zachód od Legnicy). Od wschodu oddzielały ten region lasy Przesieki Śląskiej (okolice biegu Nysy Kłodzkiej), od południa zaś Sudety. Ludność tego obszaru podlegała wpływom cywilizacyjnym południowo-zachodnioeuropejskim, idącym od strony czeskiej. Wiąże się ten region ze znanym ze wzmianek źródłowych plemieniem Ślężan, których głównym grodem była wówczas Niemcza. Drugi z obszarów osadniczych mieścił się na północny zachód od wskazanego wyżej, poza Wzgórzami Trzebnickimi (od dzisiejszego Żagania po Milicz), i pokrewny był kulturowo rozległej strefie obejmującej także wschodnią część Łużyc. Krzyżowały się tam wpływy zachodnie (od Słowian zza Łaby i Niemiec) oraz wielkopolskie. Z dużym prawdopodobieństwem utożsamia się go z terytorium plemienia Dziadoszan. Wreszcie trzeci, odrębny znacznie od dwu wcześniej wymienionych, obszar osadnictwa obejmował teren późniejszego Górnego Śląska, w dorzeczu Przemszy, lewego dopływu Wisły, ograniczony od zachodu Przesieką Śląską, ze słabym oddzieleniem od wschodu – granicą był jedynie dział zlewisk Wisły i Odry. W tym rejonie intensywna była infiltracja małopolska i morawska44.

Władza Przemyślidów musiała objąć Górny Śląsk, skoro ogarnęła terytorium krakowskie – ziemie te leżą blisko siebie, do obu wiedzie względnie wygodna droga z południa przez Bramę Morawską. Zdaje się, że nie trzeba również wątpić w zależność od państwa czeskiego drugiego z wymienionych wyżej obszarów osadniczego Śląska – terytorium Ślężan. Jedno ze źródeł czeskich – tekst tak zwanego Mnicha Sazawskiego (XII w.) – podaje, że około roku 990 Przemyślidzi utracili Niemczę45. Wspomniany już Dokument praski wymienia też Dziadoszan w składzie plemion podlegających jurysdykcji św. Wojciecha (biskupa praskiego w latach 983–997). Dokument jest jednak o wiek późniejszy (1086) od opisywanych w nim realiów i może w tym wypadku uzewnętrzniać czeskie aspiracje, wówczas bardzo silne, do władania Łużycami – Dziadoszanie byli raczej plemieniem łużyckim niż śląskim46.

Nie da się, nawet tak nieprecyzyjnie, jak uczyniono to wyżej, określić sytuacji polityczno-społecznej w przypadku późniejszej Małopolski. Granicą północną ekumeny krakowskiej musiały być pustkowia Gór Świętokrzyskich. Idąc dalej na wschód, również nie spotykamy jaśniej ukazujących się rozgraniczeń. Z jednej strony wiemy, że około roku 965 państwo Mieszka I musiało dotykać rubieży ruskich na znacznym obszarze, inaczej sąsiedztwa dwu tych państw nie zauważyłby Ibrahim ibn Jakub, co zostało w jego relacji podkreślone, z drugiej zaś tradycja czeska zapamiętała, że obszar wpływów Przemyślidów sięgał do Bugu i Styru.

Temat nasz wymaga chociażby szkicowego przedstawienia sprawy, by można było próbować zrozumieć bieg zdarzeń politycznych nie tylko w czasach panowania Mieszka, ale i później, już za Bolesława Chrobrego.

W epoce przedpiastowskiej terytorium późniejszej Małopolski posiadało osadnictwo wyspowe lokujące się głównie w dolinach rzecznych. Z pewną dozą niepewności można wyróżnić zespoły osadnicze. Da się zatem wyodrębnić obszar krakowski z ziemią sądecką i tarnowską utożsamiany z terytorium plemienia Wiślan47. Od wschodu, głównie na północnym brzegu Wisły, za pustką osadniczą znajdowała się słabo zaludniona Sandomierszczyzna, ograniczona w zasadzie do wideł Wisły i Sanu z kilkudziesięciokilometrową wypustką na północ – doliną Wisły. Nie wiemy, czy ludzie tam mieszkający mieli poczucie odrębnej tożsamości. Na południu archeolodzy wyróżniają dwa żyzne i przyjazne rolnictwu terytoria: rzeszowsko-przemyskie oraz jasielsko-sanockie. Najczęściej wiąże się je z terenem plemienia Lędzian, które należało do etnosu zachodniosłowiańskiego, jego nazwa dała bowiem staroruskie, węgierskie i litewskie określenie Polaków48.

Na północ od Sanu, podobnie jak to jest i dzisiaj, leżały puszcze Roztocza, wyraźnie oddzielając osadnictwo południowe od lubelskiego i zamojskiego. Te ostatnie obszary archeolodzy uważają za dość równomiernie zaludnione, choć ustępujące siłą skupienia osadnictwa terenom południowomałopolskim. Podobnie jak w rejonie Sanu i na północy, etnos zachodniosłowiański sięgał na wschód, poza Bug. Trzeba bowiem zdawać sobie sprawę z tego, że rzeki stały się granicami dopiero w okresie krzepnięcia terytorialnej władzy państwowej. Wcześniej każdy ciek wodny łączył ludzi, bo był naturalną drogą – im większy, tym ta droga była wygodniejsza i częściej użytkowana. Granice społeczności tworzyły bagna, pasma górskie, trudne do przebycia lasy; nie były one stabilne, bo rolnictwo żarowe, polegające na wypalaniu części lasu i użytkowaniu go przez kilka lat, do czasu wyjałowienia gleby, a potem opuszczaniu go, zmuszały ludzi do wędrówek. Przekształcenia terytorialne ułatwione były wspólnotą języka i do pewnego stopnia etniczności pomiędzy odległymi nawet społecznościami. Różnice pomiędzy Słowianami pogłębiły się dopiero później.

Inkrustowane miedzią i srebrem strzemię żelazne przedstawiciela piastowskiej elity z pierwszej połowy XI w.

Rekonstruowana przez badaczy granica polsko-ruska, zgodna przy tym z linią, która miała rozdzielać pierwotnie Słowian wschodnich od zachodnich i być oparta na rzece Bug, zdradza zbyt wiele podobieństw do kształtu terytorialnego Polski współczesnej, by mogła nie budzić wątpliwości. Podobnie linia oddzielająca obszar przemyski od terytoriów ruskich nie pokrywała się ze współczesnymi granicami państwowymi.

Jedynym źródłem pisanym, które daje jakiś wgląd w X-wieczne rozgraniczenia terytorialne, jest wspomniany już czeski dokument dla biskupstwa praskiego. Jednak dyplom Henryka IV, wystawiony w roku 1086 dla biskupa praskiego Jaromira-Gebharda, jest zagadką sam w sobie. Sprawa jest złożona. Tu zauważmy jedynie, że tekst cesarskiego przywileju poddawał władzy praskiego ordynariusza nie tylko Czechy i Morawy, ale także część zachodniej Słowacji – prowincję Wag (nazwaną tak od rzeki tam płynącej), pozostającą we władzy Węgrów, oraz cały piastowski Śląsk i Małopolskę z ziemią lubelską aż po terytoria leżące nad Bugiem i Styrem49.

Postanowienia te wprawiają do dziś historyków w konsternację, nie sposób bowiem ich wyjaśnić, kierując się realiami drugiej połowy XI wieku. Wspomniane w dokumencie ziemie polskie wchodziły w skład utworzonej w roku 1000 przez cesarza Ottona III – za zgodą papieską – archidiecezji gnieźnieńskiej, podobnie węgierskie ostrzychomskiej, zaś tereny nadbużańskie znajdowały się od dawna we władaniu książąt kijowskich. Nie słyszymy, by te granice w drugiej połowie XI stulecia ktoś poważnie kwestionował. Wydaje się zatem, że dokument – wystawiony w okresie słabości Polski po buncie przeciw Bolesławowi Śmiałemu z roku 1079 – poświadcza czeskie pragnienia do ekspansji i powrotu ich państwowości do stanu granic z lat siedemdziesiątych X wieku, czasów ustanowienia biskupstwa praskiego, które miały się pokrywać z północnym i wschodnim zasięgiem państwa wielkomorawskiego w okresie jego szczytowej potęgi, czyli za rządów Świętopełka (lata osiemdziesiąte i początek dziewięćdziesiątych IX w.). Historycy czescy zakładają przejęcie przez Przemyślidów schedy po Morawianach i na ogół uważają, że państwo Bolesława I (935–967) i Bolesława II (967–999) posiadało granice zgodne z obszarem diecezji praskiej określonym dokumentem Henryka IV, a wcześniej z rozległością państwa wielkomorawskiego. Przy czym utratę terenów na północ od Sudetów i Karpat w tym wypadku Czesi datują dopiero na rok 100250.

Badacze polscy natomiast, często zakładając możliwość pokrywania się zasięgu czeskiej dominacji w Małopolsce z wcześniejszymi granicami wpływów wielkomorawskich, negują aż tak długie trwanie czeskiej zwierzchności nad dzisiejszą Małopolską i skrawkiem zachodniej Ukrainy. Archeolodzy zaś, nie odnajdując obecności czeskich, także wcześniejszych wielkomorawskich tak zwanych artefaktów, jak to uczenie określają, czyli pozostałości kultury materialnej ani na dzisiejszym Śląsku, ani w Małopolsce, nie wspominając już nawet o zachodniej Ukrainie, w ogóle zaprzeczają, by mogła tam istnieć zwierzchność państwa Przemyślidów, a wcześniej Morawian51.

Archeolodzy wprawdzie nie znaleźli w Polsce żadnych pewnych śladów obecności czeskiej, ale nie dziwi to, jeśli mamy świadomość, czym w istocie było ówczesne państwo. Przemyślidzi bowiem, podobnie zresztą jak i Rurykowicze na Rusi, stworzyli w X wieku rodzaj kampanii handlowej. Luźno kontrolowany przez obie dynastie obszar był wielki, ale ich wojownicy stacjonowali jedynie w kilku kluczowych grodach, leżących obok szlaku. Przez państwo Przemyślidów przechodziła wielka transkontynentalna droga biegnąca z zachodu Europy, z muzułmańskiej Hiszpanii, przez Niemcy – Ratyzbonę, Pragę, Ołomuniec, Kraków, do Kijowa i dalej na wschód52. Nie wydaje się, by poza Krakowem wojska „okupacyjne” pilnowały stale tego rozległego terytorium. Raczej wskazaną drogę co pewien czas przemierzały oddziały czeskie wraz z zaangażowanymi przez władze kupcami, zbierały daniny w postaci cennych skórek zwierząt futerkowych, kawałków płótna, żelaza o określonej wadze. Jednocześnie handlowano, przyjmując od miejscowych przede wszystkim niewolników oraz skóry zwierząt futerkowych. Lokalnym przywódcom płacono dobrami luksusowymi, cennymi, a przez to nielicznymi i trudnymi dziś do odnalezienia. W ten sposób władza centralna i miejscowe elity uzyskiwały z istniejącego układu znaczne korzyści, stabilizujące opisaną strukturą państwową.

Nie dziwi więc w tym wypadku, pomimo obecności w Małopolsce państwa Morawian i Czechów, brak jakichkolwiek pozostałości obcych wojsk oraz – rzecz równie istotna – chrystianizacji kraju. Wiemy przecież dobrze, że średniowieczne misje uzyskiwały powodzenie przede wszystkim na obszarach scentralizowanej władzy. Tam, gdzie rządzące elity albo siłą, albo drogą perswazji i własnego przykładu wymuszały konwersje. Na południu Polski przed pojawieniem się Piastów nie było takiej władzy albo została rozbita przez najeźdźców z południa – żywot św. Metodego ze schyłku IX wieku wspomina przecież o księciu siedzącym „na Wiśle”, którego pokonali Wielkomorawianie53. Czechom, wcześniej też Morawianom, mogło nie zależeć na chrystianizacji. Współwiernych nie sprzedawało się przecież kupcom żydowskim i muzułmańskim, bo tego zabraniał Kościół.

W ten sposób zorganizowane państwo czeskie, oprócz domeny mieszczącej stolicę i kilkanaście większych grodów, słabo zaznaczało swoją obecność na całości kontrolowanego przez siebie obszaru. Było też stabilne jedynie w sytuacji ciągłej presji militarnej, jaką wywierało na elity polityczne obszarów peryferyjnych. Nie mamy wątpliwości, że Przemyślidzi posiadali odpowiednie środki, by do schyłku lat siedemdziesiątych dziesiątego stulecia trzymać w ryzach tak zarysowany, znaczny przecież obszar. Potęgę ich państwa dokumentują znane wydarzenia historyczne. Wiemy, że Bolesław I Srogi był w stanie opierać się przez kilkanaście lat (935–950) supermocarstwu owych czasów – Rzeszy Niemieckiej, zadając wojskom Ottona Wielkiego znaczne straty54. Pomimo przegranej roku 950 zależne od Niemiec Czechy zachowały znaczną część swojego potencjału. Dopiero wojna z Ottonem II toczona w latach 973–978 przyczyniła się w sposób decydujący do osłabienia sił państwa Przemyślidów, co zaowocowało wielkimi stratami terytorialnymi w następnym dziesięcioleciu.

Pierwszym następstwem przegranej wojny była utrata części posiadłości w Małopolsce już na początku lat osiemdziesiątych X wieku. Świadectwem jest tu zapiska w ruskiej Powieści minionych lat, umieszczona pod rokiem 981 (w przełożeniu bizantyjskiej chronologii na rachubę łacińską): „Poszedł Włodzimierz ku Lachom i zabrał im grody ich Przemyśl, Czerwień i inne”55. Notka ta od dawna intryguje historyków. Jedni są skłonni widzieć w niej dowód przynależności przed rokiem 981 ziem dzisiejszej Polski południowo-wschodniej do państwa Mieszkowego, inni bagatelizują ów zwrot „ku Lachom” (tj. Polakom), tłumacząc, że nazwa ta jest ruskim określeniem zachodniosłowiańskiego plemienia Lędzian lokowanego właśnie na tych terenach. Przychylam się do tego poglądu. Panowanie czeskie na interesujących nas obszarach nigdy nie zaznaczyło się jakoś mocniej i najpewniej na Rusi nikt nie pamiętał, na kim zdobyto omawiane tereny, gdy redagowano wymienioną kronikę56.

W przeciwieństwie do skromnych co prawda, ale jednak istniejących przekazów o kształcie państwa czeskiego w X stuleciu, żadne źródło nie informuje nas dokładniej, pośrednio nawet, jaki rozmiar mogło mieć władztwo Mieszka I około roku 966. Na pewno w odróżnieniu od Przemyślidów stan posiadania Piastów w połowie X stulecia przedstawiał się skromniej. Nie chodzi tu bynajmniej jedynie o wielkość terytorium, a również o tradycje polityczne, cywilizacyjne, a w połowie wieku X, zanim Czechy pogrążyły się u schyłku tego stulecia w kryzysie wewnętrznym, także i siłę militarną.

Chociaż zatem Ibrahim ibn Jakub pisał o państwie Mieszka jako najrozleglejszym z państw słowiańskich, to w istocie ta uwaga łączyła się z jego egzotyką, nieznajomością jego obszaru i odległym położeniem. Stąd wspomnienie o sąsiadowaniu ówczesnej Polski z krajem Amazonek, czyli, jak to udowodniono, w wyobraźni ludzi żyjących w tamtych czasach z obszarami leżącymi poza granicami cywilizacji, gdzie panują kobiety57. Właściwa jednak wielkopolska domena Polan nie ustępowała chyba rozległością czeskiej, bo zajmowała obszar mniej więcej od Poznania na zachodzie, poprzez Gniezno, do Kruszwicy na wschodzie58.

Miecz damasceński, X/XI w.

Tereny już luźniej związane z Piastami, ale kontrolowane przez nich, tak zwane pertynencje państwa polskiego, były jednak mniej rozległe od ówczesnych czeskich. W latach sześćdziesiątych X wieku Mieszko I mógł panować nad obszarem sięgającym na północy do puszcz noteckich, na zachodzie do środkowej Odry – przekraczając ją znacznie w rejonie grodu Lubusz. Pod władzą Mieszka I znajdowało się też wówczas Mazowsze, ziemia sieradzka i łęczycka oraz chyba Pomorze Gdańskie. Na wschodzie terytorium piastowskie – jak to zauważył Ibrahim ibn Jakub – posiadało długą granicę z Rusią od grodu Wizna na jej północnym skraju do środkowego biegu Bugu, przekraczając tę rzekę na nieznaną głębokość, z Brześciem w jej obrębie. Terytorium kontrolowane przez Piastów obejmowało również północną Lubelszczyznę, a dalej na zachód dotykało opisanej już wyżej strefy wpływów dynastów czeskich59.

Niewiele wiemy o tym, kiedy i w jaki sposób władza księcia Polan osiągnęła wskazany zasięg. Najstarsze materialnie uchwytne ślady działalności dynastii piastowskiej dadzą się zauważyć dopiero w latach czterdziestych X wieku60. Niektórzy przypuszczają, że punkt wyjściowy ekspansji ludu, który nazywany był później Polanami, stanowiły okolice Ostrowa Lednickiego, może Giecza. Inni utrzymują, że kolebką państwa Piastów były okolice Kalisza61. Są to jednak tylko spekulacje – rozstrzygnięć tej kwestii nie ma. Intrygujące jest to, że w źródłach najstarszych, opisujących obszar centrum przyszłego państwa polskiego, w ogóle nie pojawia się nazwa plemienia jego założycieli. Jako pierwszy występuje w źródłach przywódca wspólnoty – Mieszko, dopiero trzy dekady z okładem później zapisano nazwę ludu, któremu przewodzili Piastowie. O Polanach wspominają dopiero około roku 1000 roczniki niemieckie, piśmiennictwo Brunona z Kwerfurtu oraz Thietmar zmarły w roku 1018. Pojawia się też nazwa Polonia na monecie Bolesława Chrobrego62. Trzydzieści lat wcześniej saski kronikarz Widukind donosił, że podlegał Mieszkowi I lud Licikaviki63, nikt dzisiaj jednak nie wie, jak rozumieć tę wzmiankę. Niektórzy przypuszczają, i są ku temu istotne powody, że należy rozumieć nazwę Licikaviki jako „ludzie Lestka, Lestkowice” od imienia dziadka Mieszka I. Wspiera tego rodzaju interpretację zauważone przez Jacka Banaszkiewicza nazywanie w sagach skandynawskich poddanych Piastów, wojowników z Polski, może też i z części Pomorza, ludem Lesir64.

Tak czy inaczej, powstanie państwa wynikło z działań rodu, który stworzył dynastię i zdołał skupić wokół siebie różnych ludzi, a z czasem wykreować z nich plemię Polan. Tradycja rodu panującego – zapisana dopiero na początku XII wieku w kronice Galla Anonima – zna trzech pogańskich poprzedników pierwszego historycznego władcy Polski65. Zaistnienie dynastii stanowiło ważny element państwowotwórczy – ród panujący nadawał tożsamość różnym wspólnotom poddanym jego władzy albo nawet luźniej z nim związanym.

Legenda dynastyczna umiejscawia protoplastę Mieszka I w sercu Wielkopolski, w Gnieźnie. Czasami przyjmuje się, że tamtejszy najstarszy gród założono w rejonie pewnej pustki osadniczej, obok pogańskiego miejsca kultowego mieszczącego się na Górze Lecha. Gród ten rozlokowany był na obszarze, gdzie później stanęła katedra. Dopiero po połowie X wieku nowe obwałowania objęły teren położony wyżej na górce, zamykając w swoim obrębie pierwotne pogańskie uroczysko66. Wraz z tymi przedsięwzięciami zaludniało się centrum przyszłego państwa, którego początkową rubież zachodnią określał potężny, najsilniej umocniony spośród wszystkich warowni piastowskich gród poznański. Równocześnie z zagospodarowywaniem Wielkopolski Polanie mieli opanować Kujawy i zbudować swoje strażnice nad Wisłą67.

Warto podkreślić, że władztwo piastowskie nie opierało się tak mocno jak państwo Przemyślidów na eksploatacji szlaków handlowych – przez środkową Polskę nie przebiegała żadna poważniejsza droga europejska. Warstwa przywódcza czerpała podstawowe dochody z danin od podbitych i uzależnionych plemion. Nie znaczy to oczywiście, że Piastowie, jak wszystkie dynastie regionu, łącznie z chrześcijańskimi władcami Niemiec, nie zajmowali się handlem niewolnikami. Skarby arabskich dirhemów znajdowane w Wielkopolsce dobitnie potwierdzają istnienie tego procederu68. Jednak dochody z niego były czymś dodatkowym. Schwytanych jeńców osadzano przede wszystkim w domenie piastowskiej, przed powstaniem państwowości niemal bezludnej.

Jak wszystkie twory polityczne tego czasu, państwo piastowskie było własnością nie tylko księcia, ale i jego drużyny, w tym sensie, że zbrojni oczekiwali od władcy stałych zwycięstw i udziału w łupach, nie posiadali bowiem ziemi ani innych dochodów69. Już chyba zatem dziadek Mieszka, Lestek, podjął ekspansję, którą później kontynuowali jego następcy. Wydaje się, że w połowie lat sześćdziesiątych X wieku Mieszko znalazł się w punkcie, gdy niełatwo było mu spełnić oczekiwania swoich drużynników. Na południu granice kontrolowanych przez niego obszarów zetknęły się z potężnymi w owym czasie Czechami, z którymi ewentualna konfrontacja nie dawała Piastom szans na powodzenie. Podobnie było i na wschodzie – Ruś także nie była zbyt łatwym obiektem ataku, bo w owym czasie była dość silna. Graniczne zresztą, ubogie i obfitujące w bagna jej terytoria nie nęciły Piastów, zaś przebogaty Kijów nie był dla nich wówczas osiągalny.

Inny sąsiad państwa polskiego – ziemie pruskie – choć jak przekonują badania ostatnich lat, bardziej zamożny i cywilizowany niż dawniej przypuszczano70, również nie był wygodnym obszarem do prowadzenia ekspansji. Nie dość bowiem, że Prusowie byli waleczni, to jeszcze broniły ich terytorium trudne do przebycia puszcze i bagna. Paradoksalnie również ustrój społeczny Prusów chronił długo ich niepodległość, bo żeby podbić kraj, trzeba było pokonać wiele wspólnot.

Także za zachodnimi rubieżami państwa piastowskiego znajdował się przeciwnik, z którymi władcy polscy nie mogli się w owym czasie mierzyć. Tereny zaodrzańskie w ciągu długich i zażartych, prowadzonych od roku 929 wojen opanowali Niemcy. Do roku 965 bezsprzecznym panem Łużyc i Połabia był margrabia Geron71. W imieniu króla wprawdzie, ale posiadając władzę prawie nieskrępowaną, margrabia, budząc powszechną trwogę, trzymał w ryzach większość tamtejszych Słowian. Jedni – jak na przykład Serbowie Łużyccy – znajdowali się pod bezpośrednią władzą Gerona, inni – przykładowo Wieleci – tylko pod luźnym zwierzchnictwem. Ze wszystkich jednak sprawny aparat administracyjny Rzeszy Ludolfingów ściągał daniny. Niemiecki stan posiadania dodatkowo, oprócz siły zbrojnej, miał gwarantować rozbudowywany aparat administracyjny Kościoła72.

W roku 963 po raz pierwszy Mieszko I zetknął się z machiną militarną Rzeszy. Thietmar – nasz nieoceniony informator – napisał, że margrabia Geron dokonał wtedy podboju ostatnich niezależnych plemion łużyckich, oraz nadmienił lakonicznie, że w tym czasie rozciągnął też zwierzchność niemiecką nad krajem Polan i pobierał trybut „aż do rzeki Warty”73. Nie wiemy, czy fakt ów zaszedł bez użycia przemocy zbrojnej, czy też stało się to drogą wojny. Tak czy inaczej, wzmianki źródeł uświadamiają, że również obszary zaodrzańskie nie mogły być dla państwa Mieszka I od lat sześćdziesiątych X stulecia terenem odpowiednim do przeprowadzania dających satysfakcję piastowskim drużynom, bo zwycięskich wypraw zbrojnych.

W ówczesnej sytuacji pozostał zatem Polanom już tylko jeden możliwy kierunek ekspansji – wzdłuż Odry na Pomorze Zachodnie oraz ziemie nadodrzańskie, wolne od zwierzchności niemieckiej pogranicze wieleckie. Tereny te były bardzo atrakcyjne, choć bynajmniej niełatwe do podboju. Mieszka I i jego wojowników przyciągał przede wszystkim Wolin. Miasto – jak świadczą źródła owego czasu największe na południowym Bałtyku – było bogatą emporią handlową, ale i siedzibą morskich rozbójników74.

Wolinianie byli – jak świadczy choćby relacja Ibrahima ibn Jakuba – plemieniem wieleckim. W sytuacji zagrożenia polskiego wspierali ich zachodni pobratymcy skonfederowani w silnym sojuszu. Współcześni historycy nazywają ten X-wieczny specyficzny twór polityczny Związkiem Wieleckim. U schyłku stulecia i w wieku XI ludy związane wspomnianym sojuszem określano mianem Luciców, a ich państwo – Związkiem Lucickim.

W czasach Mieszka I oraz Bolesława Chrobrego plemieniem przewodzącym w Związku byli Redarowie, osiadli za siedzącymi nad Odrą Wkrzanami. Centrum politycznym i sakralnym całego Związku, znajdującym się na terytorium Redarów, była Radogoszcz (zniszczonej przez Niemców miejscowości nigdy nie odnaleziono – leżała ona gdzieś na zachód o dzisiejszego Neubrandenburga)75. Tam mieściło się słynne sanktuarium Swarożyca, którego kapłani odgrywali poważną rolę polityczną w Związku, ponieważ plemiona wielecko-lucickie nie posiadały u siebie władzy książęcej. Decyzje ważne dla pojedynczych wspólnot i całej konfederacji podejmowano na wiecach, które zwyczajowo wymagały jednomyślności76.

Od południa sąsiadami Związku Lucickiego byli Stodoranie z grodem stołecznym Brenną, z której wyrósł później niemiecki Brandenburg. Plemię to przynajmniej od lat trzydziestych X stulecia rządzone było przez książąt i nie należało do Związku.

W przeszłości nieraz formułowano opinie o rzekomym zacofaniu cywilizacyjnym Słowian połabskich. Zdaje się, że u podstaw tych sądów leżało przekonanie, że tylko państwo tak naprawdę może nieść społeczności postęp i pomyślność. Dopiero późniejsze badania archeologów i uważniejsze studia historyczne pokazały, że terytoria wieleckie były bardzo dobrze rozwinięte. Obszarowi temu nie przeszkadzała w osiągnięciu powodzenia gospodarczego religia pogańska, ale z pewnością nie ułatwiała ona konsolidacji politycznej, której brak w obliczu zagrożenia ze strony monarchii chrześcijańskich zaważył później na słabości militarnej, utracie niezależności i w konsekwencji na wymarciu ludów zamieszkujących te tereny.

Nowsze studia przekonują, że nadodrzańską część terytorium Pomorza Zachodniego i ziemie wieleckie łączyła jakaś wspólnota kulturowo-plemienna77. Jej bliższa struktura nie jest już niestety uchwytna. Nieco odrębne od opisanych terytoriów były obszary wschodnie, które zamieszkiwała ludność bardziej pokrewna mieszkańcom Pomorza Gdańskiego. Wprawdzie niezbyt może ostra, ale czytelna granica przebiegała w okolicach dzisiejszego Koszalina78.

Strefa bałtycka była silniej zaludniona i miała bogatszą kulturę materialną od obszarów interioru, który był w zasadzie jej peryferią. Nie dziwi fakt, że pierwsze wzmianki źródłowe (z lat 963–968) o państwie polskim podkreślają jego ekspansję w kierunku bliskiego etnicznie, a łatwo dostępnego drogą wodną, bogatego obszaru przy ujściu Odry oraz zachodniego brzegu tej rzeki. Jednak w okresie wcześniejszym sytuacja była zgoła odmienna, archeolodzy przed połową X stulecia obserwują bowiem znaczne wyludnienie zachodniej i północno-zachodniej Wielkopolski, przy jednoczesnym powstawaniu tam silnych grodów79. Uważa się, że powodem powstania tych obwarowań były rajdy Słowian bałtyckich podejmowane w celu pozyskania niewolników – podstawowego wówczas towaru eksportowego regionu. Z drugiej strony z pewnością późniejsza aktywność militarna Piastów skierowana ku Pomorzu też w dużym stopniu wiązała się z tym zyskownym procederem80.

Wspomniany już tu kronikarz Widukind informuje, że około roku 963 Mieszko I poniósł dużą porażkę ze strony Wieletów. Mnich z klasztoru w saskiej Korbei śledził losy swojego krewniaka Wichmana, pochodzącego z wybitnego rodu spokrewnionego z domem królewskim, który skłócony z cesarzem, przebywał u Wieletów. Tam „…[Wichman nacierał] w częstych walkach na dalej w głębi mieszkających barbarzyńców. Króla Mieszka, którego władzy podlegali Słowianie zwani Licicaviki, pokonał za dwoma nawrotami, jego brata zabił, wielką zdobycz mu zabrał”81.

Przytoczone wzmianki uświadamiają, że ekspansja monarchii piastowskiej została zatrzymana. Wiemy, że podstawa ówczesnego władztwa oparta była przede wszystkim na rzeszach wojowników – drużynników – skupionych wokół księcia, jego rodziny i zaufanych. Ci ludzie stacjonowali w rozrzuconych po kraju grodach i wszystko, co im było potrzebne do życia, otrzymywali od władzy i od wspólnot rolniczych zamieszkujących okolice ich rezydowania82. Status książęcych wojowników wymagał specjalnych warunków życia. Miejscowy system gospodarczy nie mógł im tego zapewnić. Mało wydajne rolnictwo mogło dać tylko podstawy przetrwania. Rzemiosło zlokalizowane we wsiach, rzadziej na podgrodziach, produkowało wyroby zwykłe, codzienne i siermiężne. Tylko obcy kupcy mogli dostarczyć towary zbytku pożądane przez drużynników, podkreślające ich pozycję społeczną, budujące prestiż. Aby móc je nabyć, trzeba było za nie zapłacić łupami, dlatego system ówczesnego państwa środkowoeuropejskiego do przetrwania wymagał zwycięskich wojen, które przynosiły dochody wyrównujące stały deficyt całej struktury ekonomicznej państwa. Dłuższy okres niepowodzeń militarnych był niebezpieczny dla władzy i groził nawet całkowitym jej upadkiem. W takiej sytuacji znalazły się Czechy w latach 1002–1004, później prawdopodobnie państwo piastowskie u schyłku rządów Bolesława Chrobrego, a na pewno po roku 1031, co spowodowało wybuch buntu. W obu wypadkach państwa przetrwały, bo zdołały wykształcić związek jakiejś części społeczności z rodziną, która od pokoleń dzierżyła władzę, z dynastią. To jej istnienie po interwencji Niemiec, które były zainteresowane stabilnością chrześcijańskich monarchii leżących u swoich granic, umożliwiało odbudowę władzy państwowej.

Jednak Mieszko po roku 963 był poganinem i w tej sytuacji musiał liczyć tylko na siebie i na ludzi ze swojego bliskiego otoczenia. Nie zawiódł się wówczas na nich – elita władzy wsparła go w trudnej chwili i decydującej dla dalszych losów państwa i dynastii decyzji. On również sprostał wyzwaniom i znalazł skuteczne rozwiązanie groźnej dla niego sytuacji.

Działania polityczne władcy polskiego w latach sześćdziesiątych i później były konsekwencją jego realistycznej oceny swojej pozycji. Zdając sobie sprawę z własnej słabości, Mieszko postanowił związać się z kimś silniejszym od siebie, by wzmocnić się pod osłoną obcej potęgi. W tym kontekście należy chyba rozumieć wiadomości Thietmara o oddaniu się Piasta – już w tym samym roku, w którym poniósł klęski w starciach z Wieletami – w zależność od margrabiego Gerona i płaceniu Niemcom trybutu83. Już wkrótce też czytamy o jego sojuszu z potężnym władcą Czech Bolesławem I i ożenku z jego córką, w końcu zaś o chrzcie uzyskanym za pośrednictwem południowych sąsiadów, ale przecież na pewno za przyzwoleniem i nawet pomocą Ottona I84.

Nie upłynęło wiele czasu i czeska konnica wydatnie przyczyniła się do porażki wieleckiej w roku 96785. Uciekający z pola bitwy Wichman, i tym razem obecny w szeregach Słowian nadbałtyckich, został osaczony i zabity przez polskich wojowników. Szczegółowe informacje o jego śmierci dotarły do nas dzięki Widukindowi. W plastycznym opisie kronikarza wybija się pewien motyw, który musimy tu podkreślić. Ciężko poraniony, ale jednak świadomy swojego wysokiego pochodzenia banita saski nie chciał przed nikim złożyć broni, mówiąc, że tylko sam Mieszko, który jest „przyjacielem cesarza” (amicus imperatoris), jest godzien otrzymać jego miecz. Cała ta teatralna nieco relacja jest kreacją Widukinda uczynioną post factum, ale jednak oddaje sytuację polityczną w chwili spisania tekstu, a więc około roku 970.

Kronikarz poświadcza, że Mieszko I był wówczas podległy władzy Ottona I, do którego został przekazany miecz Wichmana. Określenie „przyjaciel cesarza” oznaczało pewną formę zależności politycznej86. Była ona jednak honorowa – nie wiązała się z płaceniem trybutu, a ranga władcy polskiego w systemie władzy, na którego czele stał cesarz, była wysoka. Zbliżenie polityczne zaistniało w wyniku decyzji elit Rzeszy, które musiały znać realia rywalizacji pomiędzy ciążącym ku pogaństwu oligarchiczno-republikańskim Związkiem Wieleckim a monarchią Piastów zdecydowanie stawiającą na chrześcijaństwo.

W tym miejscu doszliśmy do momentu, w którym trzeba zwrócić uwagę na kilka okoliczności związanych z decyzją Mieszka I o przyjęciu chrztu. Sprawa ta jest ważna, bowiem okoliczności konwersji stworzyły pewnego rodzaju bazę kulturowo-polityczną, na której opierał później swoją politykę Bolesław Chrobry. Zauważmy, że w polskiej literaturze problemu, zwłaszcza starszej, wybija się przede wszystkim podkreślanie faktu rzekomego odsunięcia od udziału w nawracaniu Polan ludzi rządzących wówczas Rzeszą, czyli władców saskich czy nawet czasami Niemców w ogóle. Przyjmowano, że poprzez Czechy Mieszko uzyskał kontakt bezpośrednio z samym Rzymem, co miało zaowocować przysłaniem ze Stolicy Apostolskiej biskupa misyjnego87, a później wiązało się z oddaniem kraju pod papieską protekcję, której świadectwem jest słynny dokument Dagome iudex oraz zwyczaj płacenia Rzymowi przez Polskę świętopietrza88.

W istocie wymienione wyżej fakty układają się w pewien logicznie uporządkowany szereg, jednak żaden element tego zestawu nie mógł zaistnieć bez wiedzy i zgody cesarza rzymskiego Ottona I, a później jego następców. Papiestwo nie prowadziło wtedy żadnej osobnej wobec cesarstwa polityki w Europie Środkowo-Wschodniej. Sojusz z Czechami i ewentualny impuls chrztu, jaki mógł dać Piastom dwór Przemyślidów, nie oznaczał też separacji od Niemiec, bowiem w naszym regionie wszystkie państwa chrześcijaństwa zachodniego znajdowały się w związku politycznym z jakimiś siłami w Rzeszy. Czechy z różnych powodów orientowały się bardziej na Bawarię i tamtejszą gałąź Ludolfingów – rodu panującego w Niemczech, ale przecież nie oznaczało to zerwania zależności politycznej od cesarstwa.

Przynależność do systemu politycznego, na czele którego stał władca Rzeszy, wiązała się ze wzmocnieniem pozycji państwa piastowskiego wobec Związku Wieleckiego, jego głównego przeciwnika u schyłku X wieku. Chrzest Mieszka I był zatem konsekwencją porażki w walkach z Wieletami – podobnie jak jego sojusz z chrześcijańskimi Czechami oraz Niemcami. Nie chodziło tu bynajmniej jedynie o czeskie posiłki i odciągnięcie Przemyślidów od współpracy z poganami nadbałtyckimi. Chrześcijaństwo w sposób wyraźny, o wiele mocniejszy od rodzimej wiary, oddzielało Polan od ich konkurentów. Pamiętajmy, że religijność tamtych czasów miała w dużym stopniu charakter utylitarny – chodziło o zapewnienie doczesnej pomyślności. Możliwe więc, że w sytuacji, gdy rodzimi plemienni bogowie zawiedli w roku 963 i Polanie ponieśli klęskę, Piastowie chcieli skorzystać z pomocy innej siły nadprzyrodzonej, której Wieleci i ich niebiańscy opiekunowie ulegali. Bóg „niemiecki” dawał nadzieję na pokonanie wroga, bo przecież w owym czasie Słowianie połabscy odnosili w walkach z chrześcijanami ciężkie porażki i musieli im płacić trybut89.

Zwycięstwo roku 967 na pewno umocniło Mieszka w dokonanym wyborze, utrwaliło też świeże, polskie chrześcijaństwo. Związek z Rzeszą oznaczał podległość cesarzowi i pozostawiał na uboczu panów niemieckich marchii słowiańskich, spadkobierców władztwa Gerona. Sytuacja więc stwarzała okazje do zadrażnień pomiędzy nimi a Mieszkiem I, który – dodajmy – prowadził przy poparciu Czechów intensywną ekspansję na Pomorze Zachodnie i częściowo samo Połabie, a więc w jakiejś mierze w kierunku stref wpływów grafów niemieckich.