Bóg jest wystarczająco duży, by obronić się sam. Apologia świadka - Léonard Amossou Katchekpele - ebook

Bóg jest wystarczająco duży, by obronić się sam. Apologia świadka ebook

Léonard Amossou Katchekpele

4,3

Opis

Bóg nie potrzebuje złotoustych adwokatów, ale ludzi, którzy będą o Nim świadczyć. Którzy nie uciekają od szorstkości chrześcijaństwa, nie mają gładkich odpowiedzi, za to dają w zastaw własne życie. Afrykański teolog Katchekpele o spotkaniu z Bogiem opowiada językiem żywym i pełnym paradoksów. Jasno określa zadanie świadka: prowadzić tego, kto Bogiem gardzi, do konfrontacji z Nim twarzą w twarz; nie przez mówienie o swoim wspaniałym życiu, tylko o tym, co się widziało i słyszało. Świętym nazywa człowieka zaskoczonego przez Pana i oddychającego Nim pełną piersią. Nie ukrywa przy tym, że to szaleństwo.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 153

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (3 oceny)
1
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Bóg jest wy­star­cza­jąco duży, by obro­nić się sam

Léo­nard Amos­sou Kat­chek­pe­le

Bóg jest wy­star­cza­jąco duży, by obro­nić się sam

Apo­lo­gia świad­ka

Prze­ło­ży­ła Ma­ria No­wak

NOWA APO­LO­GE­TY­KA

Wy­daw­nic­two W Dro­dze, Po­znań 2023

Ty­tuł ory­gi­na­łu

Dieu est as­sez grand pour se défen­dre tout seul. L’apo­lo­gie du témo­in

© Édi­tions jésu­ites, Pa­ris — Bru­xel­les, 2018. All ri­ghts re­se­rved.

© Co­py­ri­ght for this edi­tion by Wy­daw­nic­two W dro­dze, 2023

Re­dak­tor pro­wa­dząca – EWAKU­BIAK

Re­dak­cja – PAU­LI­NAJE­SKE-CHO­IŃSKA

Ko­rek­ta – AGNIESZ­KACZAP­CZYK, PAU­LI­NAJE­SKE-CHO­IŃSKA

Skład i ła­ma­nie – Sta­ni­sław Tu­cho­łka • pan­bo­ok.pl

Re­dak­cja tech­nicz­na – JÓ­ZE­FAKUR­PISZ

Pro­jekt okład­ki i lay­outu – KRZYSZ­TOFLOR­CZYKOP

ISBN 978-83-7906-603-2 (wer­sja dru­ko­wa­na)

ISBN 978-83-7906-604-9 (wer­sja elek­tro­nicz­na)

Wy­daw­nic­two Pol­skiej Pro­win­cji Do­mi­ni­ka­nów W dro­dze sp. z o.o.

Wy­da­nie I

ul. Ko­ściusz­ki 99, 61-716 Po­znań

tel. 61 850 47 52

sprze­daz@wdro­dze.pl

www.wdro­dze.pl

Wstęp

Ta nie­wiel­ka ksi­ążecz­ka to nic in­ne­go, jak sche­rzo. Au­to­ra na­szła ocho­ta, by się za­ba­wić, a przy oka­zji roz­ba­wić czy­tel­ni­ka, o ile się taki znaj­dzie. In­ny­mi sło­wy, au­tor nie pod­cho­dzi do sie­bie zbyt po­wa­żnie – ale to nie zna­czy, że mu­si­my kie­ro­wać się jego opi­nią na wła­sny te­mat. Ksi­ążka, któ­ra ude­rza w za­baw­ny ton, może trak­to­wać o spra­wach po­wa­żnych, i na­wet je­śli au­tor z wła­snej po­wa­gi się podśmie­wa, nie idźmy zbyt po­chop­nie w jego śla­dy. Mo­żna prze­cież, raz na ja­kiś czas, ca­sti­ga­re mo­res ri­den­do1… Ksi­ążka nie jest bez­war­to­ścio­wa, je­śli pi­sząc ją, au­tor zdo­łał ująć w spo­sób pre­cy­zyj­ny jed­ną czy dwie my­śli.

Sche­rzo to for­ma mu­zycz­na lek­ka i żwa­wa, tak po­my­śla­na, by za­in­try­go­wać słu­cha­cza, za­nim ten do ko­ńca ją poj­mie. By zdąży­ła wy­brzmieć, za­nim słu­chacz sku­pi na niej uwa­gę, i sko­ńczy­ła się, gdy słu­chacz wci­ąż jesz­cze się uśmie­cha, za­chwy­co­ny po­cząt­kiem. A je­śli ta­jem­ni­cę Tego, o któ­rym ośmie­la się mó­wić ni­niej­sza ksi­ążka, da­ło­by się zde­fi­nio­wać w po­dob­ny spo­sób?

Gdy Bóg Je­zu­sa Chry­stu­sa – bo o Nim rzecz będzie, nie o ja­ki­mś pierw­szym lep­szym bogu2– po­sta­na­wia się lu­dziom ob­ja­wić, pra­wie za­wsze po­zwa­la uj­rzeć się tyl­ko z tyłu (jak Mo­jże­szo­wi, Wj33,23), albo prze­cho­dząc, jak Elia­szo­wi (1 Krl19,12). W hi­sto­rii Bóg po­zwa­la się do­strzec do­pie­ro, gdy prze­sze­dł, już prze­sze­dł, a na­wet – zsze­dł ze świa­ta ży­wych… Fi­des de ab­sen­ti­bus, wy­kła­da św. Tomasz z Akwi­nu: „Po­zna­niem przez wia­rę nie uobec­nia się zaś przed­miot wia­ry do­sko­na­le ro­zu­mo­wi. Wia­ra od­no­si się bo­wiem do rze­czy nie­obec­nych, a nie do obec­nych”3. Nie­obec­nych – nie w sen­sie, że ni­g­dy nie za­ist­nia­ły, ale po­nie­waż po­zna­je­my je za po­śred­nic­twem tego, co już się wy­da­rzy­ło (por. Hbr11,1).

Prze­jście, a więc Pas­cha, w ory­gi­na­le Pes­sa’h – to dla na­sze­go Boga ty­po­we. Mo­żna po­wie­dzieć, że nasz Bóg jest Bo­giem, któ­ry prze­cho­dzi. „Prze­sze­dł wła­śnie, i wszyst­kie ogro­dy Izra­ela drżą jesz­cze, po­ru­szo­ne Jego prze­jściem, jak go­rący­mi fa­la­mi po­dmu­chu po­tężnej eks­plo­zji. Nic już nie będzie ta­kie samo po Jego prze­jściu, a prze­jście to trwa i trwa” – pi­sze Chri­stian Bo­bin4. Wia­do­mo już, dla­cze­go ci, któ­rzy chcą Go zła­pać za rękę, uj­rzeć twa­rzą w twarz lub wręcz wy­zwać na po­je­dy­nek, albo ten, któ­re­go będę tu na­zy­wał bu­rzy­cie­lem, wci­ąż prze­ga­pia­ją mo­ment, gdy On prze­cho­dzi. Je­śli mamy mó­wić o Nim praw­dę, mu­si­my przy­znać, że będzie On za­wsze o krok do przo­du wo­bec wszyst­kie­go, co o Nim po­wie­my. Po­słu­chaj­my jesz­cze Chri­stia­na Bo­bi­na: „Nie mo­że­my o Nim po­wie­dzieć ni­cze­go, co nie by­ło­by z miej­sca przeda­to­wa­ne. On za­wsze jest już o krok da­lej. Po­dob­nie Jego sło­wo – jest w nie­ustan­nym ru­chu, bez ko­ńca w ru­chu”.

Ten Bóg to nie jest ża­den gen­tle­God (przez nie­uwa­gę omal nie na­pi­sa­łem gen­tle­mani my­ślę, że aku­rat tego okre­śle­nia by się nie wy­pa­rł). To ktoś, kto za­wsze robi to, co chce. W ko­ńcu jest Bo­giem, to On tu rządzi. Zresz­tą chrze­ści­ja­nie wła­śnie o to Go pro­szą dzień w dzień, gdy od­ma­wia­ją mo­dli­twę Oj­cze nasz: „Bądź wola Two­ja!”. Czyż wy­po­wia­da­jąc te sło­wa, nie pro­si­my Go, by za­wsze ro­bił to, co Mu się po­do­ba, nie zaś to, co po­do­ba się nam? Pro­si­my Go o to, bo mamy prze­czu­cie, że to, co się nam po­do­ba, często wca­le nie jest pi­ęk­ne. Prze­ciw­nie: ukła­dy i ukła­dzi­ki, na ja­kie je­ste­śmy go­to­wi pó­jść z wła­snym ży­ciem, by­wa­ją po pro­stu pa­skud­ne. Prze­czu­wa­my też, że na­wet ro­bi­ąc, co Mu się żyw­nie po­do­ba, Bóg ni­g­dy nas nie skrzyw­dzi. Oto dla­cze­go chrze­ści­ja­nie pro­szą Go ka­żde­go ran­ka, po wie­lo­kroć, żeby ro­bił, co Mu się po­do­ba, nie zaś to, co po­do­ba się im.

Za­pew­ne dla­te­go Bóg Je­zu­sa Chry­stu­sa po­zo­sta­je dla nas wiel­ką ta­jem­ni­cą. Nie da się Go opi­sać rów­na­niem ma­te­ma­tycz­nym ani ująć w sta­ty­sty­kach. Nie ogar­nie Go na­sza fi­lo­zo­fia ani me­ta­fi­zy­ka, pro­gno­zy so­cjo­lo­gicz­ne nie są w sta­nie prze­wi­dzieć Jego dzia­ła­nia. Pla­nu­jąc stra­te­gie po­li­tycz­ne, pró­żno usi­łu­je­my przy­pi­sać Mu miej­sce na sza­chow­ni­cy. Żad­ne wer­sje hi­sto­rii, ani te hi­sto­ryczne, ani hi­sto­ry­cy­stycz­ne, nie wy­da­ją się kom­plet­ne, gdy cho­dzi o Nie­go. Nie mo­żna Go ob­li­czyć ani wy­de­du­ko­wać. Kościel­na biu­ro­kra­cja ta­kże po­zo­sta­je wo­bec Nie­go bez­rad­na.

Wy­da­je się na­to­miast, że Bogu może po­do­bać się sche­rzo. Sam prze­cież przy­zna­je, że stwo­rzył Le­wia­ta­na dla za­ba­wy (Ps104,26). To jesz­cze nic. Jed­no­ro­dzo­ny Syn Boży ograł dia­bła, pod­su­wa­jąc mu przy­nętę w po­sta­ci swo­jej męki krzy­żo­wej. Sza­tan, nie do­my­śla­jąc się pod­stępu, łap­czy­wie rzu­cił się na ofia­rę… i po­łk­nął ha­czyk. Ła­kom­stwo go zgu­bi­ło5. „To wła­śnie, co było na­szym prze­ciw­ni­kiem, usu­nął z dro­gi, przy­gwo­ździw­szy do krzy­ża. Po roz­bro­je­niu Zwierzch­no­ści i Władz, jaw­nie wy­sta­wił [je] na wi­do­wi­sko, po­wió­dłszy je dzi­ęki Nie­mu w trium­fie”6 (Kol2,15). No cóż, gdy mamy do czy­nie­nia z Kimś ta­kim, sta­ty­sty­ki to ostat­nia rzecz, któ­rą będzie­my się przej­mo­wać.

Wie­my, co nie­sie wie­ść gmin­na – Bóg umie­ra. Po­wta­rza­ją to za­rów­no try­um­fu­jący ate­iści, jak i za­nie­po­ko­je­ni chrze­ści­ja­nie. Tych ostat­nich znam nie­źle, bo od paru lat je­stem ksi­ędzem. „To już nie to, co kie­dyś, pro­szę ksi­ędza. Lu­dzie stra­ci­li wia­rę, mamy la­icy­za­cję. Za mo­ich cza­sów było zu­pe­łnie ina­czej…” – bia­da­ją nie­mal ze łza­mi. Ate­iści po­wta­rza­ją to samo, ale sto­su­ją to­na­cję zu­pe­łnie od­mien­ną. Chrze­ści­ja­nie boją się, że Bóg umie­ra. Ate­iści cie­szą się, że już uma­rł. Ci pierw­si są prze­ko­na­ni, że Boga trze­ba pil­nie re­ani­mo­wać, i cza­sem prze­cho­dzą od słów do czy­nów, po­dej­mu­jąc nad­ludz­kie wy­si­łki, by Boga „zba­wić”. Ci dru­dzy spraw­dza­ją, czy grób jest od­po­wied­nio so­lid­ny, i na wszel­ki wy­pa­dek do­kła­da­ją ko­lej­ną be­to­no­wą pły­tę. I jesz­cze jed­ną. Do­brze wie­dzą, że sam ka­mień nie wy­star­czy, gdyż wy­ka­zu­je on nie­bez­piecz­ną ten­den­cję do prze­su­wa­nia się. Chrze­ści­ja­nie umie­ra­ją z nie­po­ko­ju, bo uwie­rzy­li, że ich Bogu gro­zi nie­bez­pie­cze­ństwo. Ate­istom ser­ce ro­śnie, gdy do­wo­dzą, my­ląc nie­raz wła­sne wy­obra­że­nia z rze­czy­wi­sto­ścią, że Bóg zna­la­zł się w sy­tu­acji bez­na­dziej­nej. Tak jed­ni, jak i dru­dzy uwa­ża­ją, że na­le­ży za­brać głos w miej­sce Boga, bo– z ró­żnych po­wo­dów – wąt­pią, że On to zro­bi.

Wte­dy na sce­nę wcho­dzi ko­lej­ny pro­ta­go­ni­sta, któ­ry psu­je za­ba­wę. Oświad­cza, że ist­nie­je ta­kie zja­wi­sko, jak po­wrót do po­bo­żno­ści, czym wy­wo­łu­je iry­ta­cję ate­isty, któ­ry miał do­tąd wszel­kie po­wo­dy, by ska­kać z ra­do­ści, oraz uśmiech na twa­rzy ze­stra­cha­ne­go chrze­ści­ja­ni­na. Nie­ste­ty, za­raz do­da­je, jak na do­bre­go na­ukow­ca przy­sta­ło, że zja­wi­sko to może przyj­mo­wać ró­żne for­my i że ta na­stęp­na na pew­no będzie się ró­żnić od po­przed­niej. W tym mo­men­cie chrze­ści­ja­nin za­zwy­czaj czu­je iry­ta­cję, na­to­miast ate­ista za­czy­na się uśmie­chać. Czy­tel­nik już zro­zu­miał, że tych dwoj­ga dręczy ta sama przy­pa­dło­ść. Wie­rzą świ­ęcie, że Bogu gro­zi śmie­rć. Dia­gno­za jest jed­na, ale ka­żdy wy­ma­ga in­nej te­ra­pii.

Pierw­szy krok będzie jed­nak taki sam wo­bec oby­dwóch – na­le­ży za­sto­so­wać pew­ną dozę po­czu­cia hu­mo­ru. Za­rów­no za­tro­ska­ni chrze­ści­ja­nie, jak i trium­fu­jący ate­iści naj­częściej ude­rza­ją w bar­dzo po­wa­żne tony. Wy­obra­źmy so­bie dla od­mia­ny chrze­ści­ja­ni­na lek­ko­du­cha i za­wa­dia­kę. Może jest po­cząt­ku­jący, jesz­cze nie­za­tru­ty ci­ężką at­mos­fe­rą de­ba­ty po­mi­ędzy chrze­ści­ja­na­mi a ate­ista­mi. A może już zja­dł so­bie na tych dys­pu­tach zęby i do­ró­sł do tego, by do­strzec ich za­baw­ną stro­nę? W ka­żdym ra­zie jest to chrze­ści­ja­nin „bez na­wy­ków” – jak go okre­śla zna­ko­mi­ty to­ubab, Ro­bert Schol­tus7. Chrze­ści­ja­nin taki po­zwo­li nam zro­zu­mieć, że po­mi­mo naj­mniej przy­chyl­nych sta­ty­styk, pe­sy­mi­stycz­nych wy­ni­ków pro­gnoz opar­tych na naj­sku­tecz­niej­szych al­go­ryt­mach czy też prze­ko­nań gło­szo­nych przez Ik­si­ńskie­go, Bogu nic nie gro­zi. Być może na­wet ryk­nie śmie­chem, nie­przy­stoj­nie prze­ry­wa­jąc dys­ku­tan­tom i za nic ma­jąc ich za­bój­czo pre­cy­zyj­ne i wiel­ce uczone ar­gu­men­ty.

– Je­śli mó­wi­cie o Bogu, któ­re­go wy­zna­ję, to śpie­szę do­nie­ść, że spo­tka­łem Go nie da­lej jak wczo­raj. Wszyst­ko u Niego w po­rząd­ku.

A gdy ktoś za­żąda do­wo­dów na ist­nie­nie Boga, uśmiech­nie się prze­pra­sza­jąco:

– Wy­bacz, ale nie zro­bi­łem sobie z Nim sel­fie.

Po­tem, po­wa­żnie­jąc, opo­wie mu swoją hi­sto­rię.

Świ­ęty To­masz twier­dzi z prze­ko­na­niem wła­ści­wym chrze­ści­ja­nom z glo­bal­ne­go Po­łud­nia, do któ­rych na­le­żę (a mówi się, że wia­ra prze­nio­sła się wła­śnie tu­taj i że tu naj­wi­ęcej jest chrze­ści­jan „bez na­wy­ków”8): Ge­ne­ra­tio fi­de­lium for­tior est quam mun­dum (Po­ko­le­nie wie­rzących jest sil­niej­sze niż świat)9. Ja­kież to pre­ten­sjo­nal­ne! Ow­szem. Pre­ten­sjo­nal­ne jak moja wia­ra. Mam czel­no­ść twier­dzić, że dzi­ęki niej będę prze­no­sił góry. Fakt, że na ra­zie żad­nej jesz­cze nie prze­nio­słem, zu­pe­łnie mnie nie znie­chęca. Ka­żde­go ran­ka za­czy­nam próbo­wać od nowa.

Dro­gi po­cząt­ku­jący chrze­ści­ja­ni­nie, chcia­łbym przede wszyst­kim prze­strzec cię przed pu­łap­ką, jaką bu­rzy­cie­le za­sta­wia­ją na ta­kich jak ty. Otóż będą oni usi­ło­wa­li cię prze­ko­nać, że mu­sisz mia­no­wać się ad­wo­ka­tem Boga. Zro­zum, że to bez­ce­lo­we. Boga nie trze­ba bro­nić, na­wet przed tymi, któ­rzy ro­bią wo­kół Nie­go niezdrową at­mos­fe­rę.

Bóg to duży chło­piec i na­praw­dę po­tra­fi sam osie­bie za­dbać.

– Sko­ro tak – za­py­ta ktoś – to po co w ogó­le chrze­ści­ja­nie mają za­bie­rać głos, je­śli nie po to, żeby sta­wać w obro­nie Boga?

Od­po­wie­dź jest pro­sta. Bóg nie po­trze­bu­je ad­wo­ka­tów, tyl­ko świad­ków. Bo co­kol­wiek by się dzia­ło, Bóg na­dal prze­cho­dzi. Pod­czas gdy my, lu­dzie, upra­wia­my szer­mier­kę na ar­gu­men­ty, sta­ra­jąc się za wszel­ką cenę do­wie­ść swo­ich ra­cji, On zdążył już prze­jść i spra­wił, że ci, któ­rzy zdo­ła­li Go do­strzec, cho­ćby od tyłu, au­nque es de no­che10, uśmie­cha­ją się szczęśli­wi. Cza­sem ktoś do­ma­ga się od tych uśmiech­ni­ętych do­wo­du. Mają wy­ka­zać, że Bóg ist­nie­je, mają Go po­ka­zać, po­sta­wić twa­rzą w twarz z wąt­pi­ącym. Oso­bi­ście od­ra­dzam wda­wa­nie się w tego typu gier­ki, to da­rem­ny trud. Ow­szem, Bóg może ze­chcieć zwró­cić ku ko­muś swo­je ob­li­cze, ale nikt z nas nie jest w sta­nie Go do tego zmu­sić. Je­dy­ny Bóg, ja­kie­go mo­że­my po­ka­zać świa­tu, to Ten, któ­ry prze­sze­dł. Któ­ry w Je­zu­sie Chry­stu­sie prze­sze­dł ze śmier­ci do ży­cia i jako zwy­ci­ęz­ca wy­sze­dł z otchła­ni. My, chrze­ści­ja­nie, je­ste­śmy świad­ka­mi Tego, któ­ry prze­sze­dł (por. 1 J1,1).

Za­da­nie świad­ka do skom­pli­ko­wa­nych nie na­le­ży. Trze­ba po pro­stu mó­wić o tym, co się wi­dzia­ło. Mamy opo­wia­dać o Bogu, któ­ry prze­sze­dł, ale zdąży­li­śmy do­strzec Go od tyłu… Opo­wia­dać ka­żde­mu, kto ze­chce po­słu­chać, o tym, co się sta­ło, gdy Bóg prze­sze­dł przez na­sze ży­cie. A je­śli ktoś nie chce słu­chać, tyl­ko do­ma­ga się, że­by­śmy tu i te­raz po­ka­za­li mu ob­li­cze Boga? Cóż, mo­że­my prze­ka­zać Bogu jego ży­cze­nie i umó­wić ich na spo­tka­nie… twa­rzą w twarz.

Na­da­jąc ksi­ążce tej pod­ty­tuł Apo­lo­gia świad­ka11, nie chcia­łem dać do zro­zu­mie­nia, że świad­ka trze­ba bro­nić. Je­stem pe­wien, że po­ra­dzi so­bie sam. Cho­dzi­ło mi o mowę ob­ro­ńczą, któ­rą świa­dek mó­głby wy­gło­sić. Ktoś za­raz mi wy­tknie, że to non­sens – świad­ko­wie prze­cież nie wy­gła­sza­ją mów ob­ro­ńczych, ro­bią to ad­wo­ka­ci. Ow­szem, to praw­da, ale po­sta­ram się prze­ko­nać czy­tel­ni­ka, że ta kon­kret­na sy­tu­acja sta­no­wi wy­jątek od re­gu­ły. Gdy po­zwa­nym jest Bóg, mowę ob­ro­ńczą po­wi­nien wygło­sić świa­dek.

Z Bo­giem Je­zu­sa Chry­stu­sa ja­koś tak już jest, że tu u nas, na ni­sko­ści, co i rusz lądu­je na ła­wie oska­rżo­nych. Cza­sy się zmie­nia­ją, ale On po­zo­sta­je sobą. Nie­odmien­nie przy­cho­dzi do swo­ich, a swoi Go nie przyj­mu­ją. Mało tego, osądza­ją Go i wy­da­ją na śmie­rć. Nie zmie­ni­my tego.

On zresz­tą też nie za­bie­ga o to, by bro­ni­li Go ad­wo­ka­ci. Pi­ła­to­wi, któ­ry pró­bu­je uświa­do­mić Mu, ja­kie ma opcje: „Czy nie wiesz, że mam wła­dzę uwol­nić Cie­bie i mam wła­dzę Cie­bie ukrzy­żo­wać?”, uprzejmie za­my­ka usta…

Mamy więc z jed­nej stro­ny ad­wo­ka­ta, któ­ry spo­koj­nie wra­ca do domu na ko­la­cję, nie­za­le­żnie od tego, czy jego klient zo­stał unie­win­nio­ny, czy też ska­za­ny, a z dru­giej świad­ka, któ­ry nie ma po­jęcia, jak po­ra­dzi so­bie w krzy­żo­wym ogniu py­tań i dla­cze­go kto­kol­wiek ma mu uwie­rzyć, sko­ro on sam nie jest pe­wien, czy na pew­no trzy­ma stro­nę Po­zwa­ne­go… Nie będzie­my de­cy­do­wać, kto jest bar­dziej god­ny Boga – czy ten, któ­re­mu wszyst­ko ucho­dzi na su­cho, czy ra­czej ten, kto lądu­je w ta­ra­pa­tach. Nie mamy do tego upraw­nień. Czy­tel­nik szyb­ko jed­nak się do­my­śli, w czy­im imie­niu wy­po­wiada się au­tor.

1Śmie­chem po­pra­wiać oby­cza­je – przyp. tłum.

2Oso­bom, któ­re chcia­ły­by odświe­żyć swo­je wia­do­mo­ści na ten te­mat, po­le­cam lek­tu­rę ksi­ążki Re­mie­go Bra­gue, Du Dieu des chrétiens et d’un ou deux au­tres, Flam­ma­rion 2008.

3Św. To­masz z Akwi­nu, Sum­ma fi­lo­zo­ficz­na, ks. III, rozdz. XL, Kra­ków 1933. Por. Sum­ma con­tra gen­ti­les, przeł. Z. Wło­dek, W. Zega, 3 t., W dro­dze, Po­znań 2003–2011.

4Chri­stian Bo­bin, L’hom­me qui Mar­che, Le Temps qu’il fait, Co­gnac 1995.

5Te­mat roz­wi­ja­ny przez oj­ców Ko­ścio­ła, np. w Ka­za­niu 263św. Au­gu­sty­na na świ­ęto Wnie­bo­wstąpie­nia Pa­ńskie­go czy­ta­my: „Ra­do­wał się sza­tan, kie­dy uma­rł Chry­stus i przez tę śmie­rć Chry­stu­sa sza­tan zo­stał po­ko­na­ny, jak­by chwy­cił po­karm po­da­ny w pu­łap­ce. Cie­szył się ze śmier­ci, jak­by był prze­ło­żo­nym nad śmier­cią. Cie­szył się z tego, co mu gro­zi­ło. Pu­łap­ka na sza­ta­na – to krzyż Pana. Po­karm, przy po­mo­cy któ­re­go zo­stał schwy­ta­ny – śmie­rć Pana” (przeł. J. Ja­wor­ski, cyt. za: https://wiez.pl/2019/03/25/zwia­sto­wa­nie-czy­li-przy­ne­ta-na-dia­bla/; data do­stępu wszyst­kich źró­deł in­ter­ne­to­wych: li­piec 2022). Wi­ęcej zob. René Gi­rard, Wi­dzia­łem sza­ta­na spa­da­jące­go z nie­ba jak bły­ska­wi­ca, przeł. E. Bur­ska, In­sty­tut Wy­daw­ni­czy PAX, War­sza­wa 2002.

6Cy­ta­ty bi­blij­ne za: Bi­blia Ty­si­ąc­le­cia, bi­blia.deon.pl.

7Che­ster­ton pi­sze w Or­to­dok­sji, że jest coś za­baw­ne­go w hi­sto­rii że­gla­rza, któ­ry sądził, że jako pierw­szy od­krył An­glię, a osta­tecz­nie się prze­ko­nał, że wie­le osób do­ta­rło tam przed nim. Mnie też wy­da­wa­ło się, że je­stem sza­le­nie ory­gi­nal­ny, gdy pra­co­wa­łem nad tek­stem ni­niej­szej ksi­ążki. Mia­łem już spo­ro na­pi­sa­ne i wte­dy tra­fi­łem na Pe­tit chri­stia­ni­sme d’in­so­len­ce Schol­tu­sa (Les­sius, Na­mur–Pa­ris 2015). Czy­ta­jąc tę ksi­ążkę, po­czu­łem się jak w domu. Będę więc ją często i bez że­na­dy cy­to­wał, uro­czy­ście, jak­bym wzno­sił kie­lich, ni­czym syn czczący pa­mi­ęć ojca, któ­ry pod­jął trud upra­wy zie­mi, by po­tom­ko­wie mo­gli bez­tro­sko miesz­kać w ży­znej kra­inie, jaką im po­da­ro­wał. Wy­raz to­ubabw gwa­rze za­chod­nio­afry­ka­ńskiej ozna­cza bia­łe­go. W kon­te­kście ko­lo­nial­nym wy­raz ten ko­ja­rzył się, jak mo­żna so­bie wy­obra­zić, z bo­ja­źnią i drże­niem, ale za­ra­zem nió­sł bar­dzo sma­ko­wi­tą su­ge­stię lek­ce­wa­że­nia, gdy wy­po­wia­da­ło się go pó­łgło­sem, by na­zwać ob­ce­go po na­sze­mu. Aż tu pew­ne­go dnia mo­żna od­kryć, że z to­uba­bem łączy nas po­kre­wie­ństwo, i za­czy­na­my wi­dzieć w tym ob­cym wła­sne­go przod­ka.

8W tym mo­men­cie mo­żna za­dać so­bie py­ta­nie o po­trze­bę kul­ty­wo­wa­nia „na­wy­ków” i wła­snych tra­dy­cji, któ­rą na­po­ty­ka się tak często w lo­kal­nych wspól­no­tach, a któ­ra od­bie­ra tę lek­ko­ść, na jaką nam po­zwa­la fakt, że li­czy­my so­bie za­le­d­wie sto lat… ale to już te­mat na inną roz­mo­wę.

9Por. To­masz Ga­łusz­ka OP, Św. To­masz z Akwi­nu. Lec­tu­ra Su­per Ma­theum cap. i–II, Esprit, Kra­ków 2011.

10„Choć po­śród nocy”, frag­ment wier­sza św. Jana od Krzy­ża Znam do­brze źró­dło – przyp. tłum.

11W ory­gi­na­le po­ja­wia się tu sło­wo „obro­na”. Po­jęcie „apo­lo­gia” jest nie­co szer­sze, za­wie­ra w so­bie za­ra­zem uspra­wie­dli­wie­nie i po­chwa­łę, od­da­je jed­nak myśl au­to­ra – przyp. red.