Biznes w Chinach - Radosław Pyffel - ebook + książka

Biznes w Chinach ebook

Pyffel Radosław

0,0
69,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Chiny są obecne we wszystkich branżach i sektorach oraz w wielu aspektach naszego życia. Stało się tak za sprawą bezprecedensowego wzrostu gospodarczego ostatnich dekad i dokonującej się na naszych oczach rewolucji technologicznej. W Polsce rosnące znaczenie Chin na świecie jest często przyjmowane z niedowierzaniem lub zaskoczeniem, radykalną krytyką albo bezkrytycznym entuzjazmem.

Dla przedsiębiorców XXI wieku Azja nie jest już kwestią wyboru, lecz oznacza konieczność wejścia w kontakt z tamtejszym biznesem, co bez poznania i zrozumienia wschodniej kultury, norm i wartości, instytucji, stylu prowadzenia biznesu i wyzwań z nimi związanych jest skazane na fiasko. Można tę wiedzę zdobywać przez własne doświadczenia i uczenie się na błędach, co – jak wiadomo – bywa kosztowne, czasochłonne, a nawet bolesne.

Żeby ułatwić przedsiębiorcom realizację biznesowych celów, autor przeprowadził wywiady z 20 ludźmi z różnych branż, którzy w ostatnich latach wypłynęli na chiński ocean. Moich rozmówców (Atlas, Bartosiak, Bielewicz, Domarecki, Dzikowicz, Falicki, Góralczyk, Jakimiuk, Janik, Komasa, Miszkiewicz, Orzechowski, Piątkowski, Sosnowski, Tarnowski, Wielondek, Zieliński, Ziółek, Zwoliński, Żyznowski) łączy świadomość wielkiego wyzwania, do którego potrzeba głowy, charakteru, a czasem także wiary. Zderzyli się oni z rzeczywistością Państwa Środka i przeszli pozytywnie tę weryfikację, stając się mistrzami w swoich dziedzinach. Teraz chętnie dzielą się swoimi przemyśleniami, odpowiadając na pytania:

• W jaki sposób rozmawiać z Chińczykami?

• Co wyróżnia chiński styl prowadzenia biznesu?

• Czym różni się chińska etykieta biznesowa od europejskiej?

• Na jakie wyzwania należy się przygotować, wchodząc na rynek chiński?

• Jakie są upodobania chińskich konsumentów?

• Czego spodziewają się w relacjach Polska-Chiny?

• Jaki wpływ wywrą Chiny na świat, Europę, Polskę, poszczególne branże i sektory?

Książka Biznes w Chinach jest nie tylko kompendium praktycznej wiedzy o Państwie Środka i prowadzonym w nim biznesie, lecz także kroniką zmian ostatnich dekad i zapowiedzią przyszłości. Polecamy ją każdemu, kto prowadzi Biznes w Chinach, planuje nawiązać współpracę z Chińczykami albo styka się z nimi w swojej pracy. Książka zainteresuje również wszystkich ciekawych świata, przede wszystkim pozaeuropejskiego – otwierającego zupełnie nowe możliwości i stawiającego nowe wyzwania.

Radosław Pyffel – prezes firmy konsultingowej Blue Dragon, ekspert Instytutu Sobieskiego ds. polityki międzynarodowej i Azji. W latach 2016–2018 członek Rady Dyrektorów Azjatyckiego Banku Inwestycji Infrastrukturalnych (AIIB) w Pekinie (z ramienia RP). Był pełnomocnikiem zarządu PKP Cargo ds. rynków Jedwabnego Szlaku (2018–2020), a także przedstawicielem wielu polskich i europejskich firm w Chinach i Azji Wschodniej.

Absolwent socjologii Uniwersytetu Warszawskiego (2001 r.), studia ukończył z najwyższą oceną. Stypendysta polskiego MEN na czołowych chińskich uczelniach, m.in. na Uniwersytecie Sun Yat Sena w Kantonie i Uniwersytecie Pekińskim. Przebywał też na stypendium językowym na Tajwanie. Włada językiem chińskim, angielskim, rosyjskim i niemieckim. W 2004 roku przyjęty z wyróżnieniem do Szkoły Nauk Społecznych i nominowany do nagrody Prezesa PAN. Autor kilku książek dotyczących Chin i Azji, m.in. Chiny w roku olimpiady (2008), Chińska ruletka i co dalej? (2008).

Wykładowca m.in.: Akademii Leona Koźmińskiego, Collegium Civitas, okazjonalnie Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz autor programów edukacyjnych poświęconych Azji, w tym „Chiński biznes” i „Azjatycki Wiek”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 407

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Współpraca z autorem

Konrad Rajca

Redaktor prowadzący

Urszula Gabryelska

Redakcja

Urszula Gabryelska, Elżbieta Wojtalik-Soroczyńska

Korekta

Maryla Błońska

Opracowanie ilustracyjne, graficzne, projekt okładki, layout, skład

Amadeusz Targoński, targonski.pl

Ilustracje wykorzystane na okładce i w książce

© 9comeback | shutterstock.com,© ChonnieArtwork | shutterstock.com,

© Xinling yi fang | shutterstock.com

Copyright © 2022 Radosław Pyffel

All rights reserved.

Copyright © 2022 MT Biznes Sp. z o.o.

All rights reserved.

Warszawa 2022

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Szanujmy cudzą własność i prawo!

Polska Izba Książki

Więcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.pl.

Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.

MT Biznes Sp. z o.o.

www.mtbiznes.pl

[email protected]

ISBN 978-83-8231-144-0

e-ISBN 978-83-8231-145-7 (EPUB)

e-ISBN 978-83-8231-146-4 (MOBI)

Wstęp

Gdy w czerwcu 2021 roku otrzymałem od wydawnictwa MT Biznes propozycję napisania książki o Chinach, wiedziałem, że czeka mnie ciężka rozmowa i renegocjacja kalendarza. Urlopowe plany w jednej chwili legły w gruzach, mimo to od samego początku miałem poczucie, że muszę zrobić wszystko, by napisać tę książkę. Przede wszystkim jako kompendium praktycznej wiedzy i podręcznik właściwego postępowania z partnerami z Chin i Azji.

Pracując w wielu branżach – od konsumenckiej po finansową i logistyczno-kolejową – obserwowałem świat z wielu perspektyw, czy to wschodnioazjatyckiej, czy zachodnioeuropejskiej. I widziałem, jak wielka jest w Polsce obawa przed ludźmi Wschodu – zarówno w sektorze publicznym, jak i prywatnym. Obawa często niepotrzebna i nieuzasadniona, występująca na wielu poziomach i mająca różne przyczyny. Obawa, w wyniku której proste sprawy urastają do rangi nieprzezwyciężalnych i niezrozumiałych wyzwań, a wielkie możliwości stają się wyłącznie porywającymi publikę opowieściami o tym, co można (albo czego nie można) zrobić.

Chciałem, aby ta książka zdjęła presję wielkich obaw i oczekiwań, aby pokazała, że biznes z Chinami i w Chinach, choć inny od tego, który znamy – nawet jeśli radykalnie pragmatyczny (czy nie to jest istotą każdego biznesu?) – może być na swój sposób zwyczajny. Zwłaszcza dla ludzi tak pomysłowych, odważnych i kreatywnych, jak Polacy na każdym szczeblu i w każdej branży.

Pragnąłem też pokazać Chiny i biznes przyszłości, ale nie jako zapowiadany w Polsce od 30 lat kataklizm, dziś już drugiej gospodarki świata, czy szybujące w górę wykresy wydatków kilkusetmilionowej chińskiej klasy średniej i ckliwe opowieści o sukcesie. Takie przedstawienie jest może dobre w mediach, na Twitterze albo w oficjalnych raportach. Chiny stanowią przecież wielowymiarowe wyzwanie, wielką geopolityczną i technologiczną rewolucję, której skutków doświadczamy również w Polsce i nie tylko w biznesie. Chiny to trudna i wymagająca lekcja.

W ten sposób powstała książka przypominająca wielosmakowe i charakterystyczne dla kuchni Państwa Środka danie – czasem słodkie, czasem gorzkie, momentami kwaśne albo słone. Mam nadzieję, że smaczne, ale przede wszystkim prawdziwe. I że tak ocenią je Czytelnicy.

Jako że Chiny w Polsce nadal są zjawiskiem nowym i nawet w pewien sposób zaskakującym, niczym pojawiający się co roku pierwszy śnieg dla drogowców, to uznałem, że warto napisać książkę, w której zadam ludziom, którzy sobie tam poradzili, kilka najprostszych pytań:

W jaki sposób rozmawiać z Chińczykami?Czym charakteryzuje się chiński styl biznesu?Jakie są różnice w etykiecie biznesowej między Europejczykami a Chińczykami?Jak wchodzić na rynek chiński i jakie są upodobania chińskich konsumentów?Czego spodziewają się w relacjach Polska–Chiny i jaki będzie wpływ Chin na świat, Europę, Polskę, a także na poszczególne branże i sektory.

Biznes w Chinach. Jak odnieść sukces w chińskim świecie to kompendium praktycznej wiedzy o Chinach i chińskim biznesie. Jednocześnie kronika zmian ostatnich dekad i zapowiedź przyszłości. To rozmowy z praktykami, mistrzami w swoich dziedzinach.

Napisać taką książkę było mi z pewnością łatwiej niż komuś, kto nie zna Azji i tamtejszego biznesu, zapachu fabrycznych magazynów Jiangsu i Zhejiangu czy widoków rozciągających się z gabinetów ulokowanych na najwyższych piętrach szklanych wieżowców Szanghaju i Pekinu. Przez ostatnie 20 lat poznałem wielu niesamowitych ludzi, których zawodowe życie pchnęło do Chin. Różne były ich drogi. Jedni tam mieszkali i świetnie mówili lokalnymi językami, inni trafili w różnych okresach, czasem w wyniku przemyślanego planu, a czasem trochę lub zupełnie niespodziewanie. Bywało, że Państwa Środka nie udawało się w ich branżach uniknąć albo nawet same Chiny zapukały do ich drzwi.

Niezależnie od tych wszystkich różnic łączyło ich jedno. Sukces, jak powiedzieliby Amerykanie, lub mistrzostwo, jak powiedzieliby Chińczycy. Mistrzostwo w tym, co robią, niezależnie od tego, czy to IT, finanse, logistyka, nieruchomości, handel, czy stosunki międzynarodowe. Każdy z 20 rozmówców ma za sobą lata doświadczeń, co gwarantuje, że zna się na rzeczy.

To, co osiągnęli, mówi samo za siebie. Profesor Bogdan Góralczyk, autor wielu klasycznych już książek o Chinach (z moim ulubionym Chińskim feniksemna czele). Jacek Bartosiak, który widząc zachodzące w świecie zmiany, porzucił lub przynajmniej znacznie ograniczył praktykę adwokacką, stając się najbardziej wpływowym komentatorem ds. polityki międzynarodowej, bezdyskusyjnie i trwale zmieniającym polskie myślenie o świecie. Profesor Marcin Piątkowski wypowiadający się na kartach tej książki – starszy ekonomista Banku Światowego oraz autor wielu inspirujących książek.

Są szefowie polskich firm z pierwszej setki najbogatszych Polaków, którzy operując w Polsce, stworzyli globalne firmy: założyciel Seleny Krzysztof Domarecki i szef Mercatora Wiesław Żyznowski, a także rezydujący i odnoszący sukcesy w Szanghaju: Michał Bielewicz oraz Krzysztof Jakimiuk, działający na polskim odcinku Nowego Jedwabnego Szlaku – Bartosz Komasa i Bartosz Miszkiewicz, jeden z najlepiej mówiących po chińsku Polaków – Marcin Wielondek. Nie zabrakło też właścicieli polskich firm, którzy w sumie odwiedzili chyba kilka tysięcy chińskich fabryk (a może więcej?): Radosław Atlas, Paweł Falicki. Są też: Bartosz Ziółek z filmową historią pierwszej w Chinach polskiej restauracji, mecenas Łukasz Sosnowski, niezwykle doświadczony menedżer Marek Orzechowski oraz działający w nowych branżach: Grzegorz Zwoliński z SatRevolution (branża kosmiczna), Marek Dzikowicz (nieruchomości), Filip Zieliński (nowe technologie). Historie opowiedziane przez moich rozmówców są niesamowite i wiele uczące. Zresztą przekonają się Państwo sami, czytając tę książkę.

Zawsze hołdowałem zasadzie, by być najsłabszym elementem projektów, które tworzę. Tak też jest w tej książce, której bohaterowie tworzą dream team rozmówców. Mimo to Biznes w Chinach. Jak odnieść sukces w chińskim świecie ma dla mnie wymiar osobisty. Dokumentuje pewien etap w moim życiu, czyli Chiny ostatnich dwóch dekad, które w różnych rolach miałem okazję naocznie obserwować. To punkt wyjścia do przyszłości, która dzieje się teraz. Przyszłości, w której Azja i Chiny odegrają na pewno istotną rolę…

Tą książką zataczam też swoiste koło w czasie. Pierwsze książki o Chinach pisałem przed XXIX Letnimi Igrzyskami Olimpijskimi w Pekinie. Teraz historia się powtarza – w lutym 2022 roku w stolicy Chin odbędą się kolejne igrzyska, tym razem zimowe. Wiele w tym czasie wydarzyło się w moim życiu zawodowym, które było związane z Państwem Środka. Obserwowałem, jak kraj ten przeistacza się z fabryki świata w technologiczne mocarstwo, a z racji reprezentowania Polski w Radzie Dyrektorów Azjatyckiego Banku Inwestycji Infrastrukturalnych mogłem przyjrzeć się od kulis chińskiej Inicjatywie Pasa i Szlaku.

No i cóż, jako człowiek nazywany „mistrzem banału” mogę napisać, iż Chiny są dziś w zdecydowanie innym miejscu niż 14 lat temu, a mimo to są wciąż podobne… I chyba na zawsze takie pozostaną. Bo Chiny to po prostu Chiny. Cesarskie, republikańskie, maoistowskie, Chiny czasów igrzysk 2008 roku czy epoki Xi Jinpinga oraz Chiny przyszłości, o których rozmawiamy w tej książce…

Byłem przy tym wszystkim szczęściarzem; trafiłem do kraju, który w owym czasie był jednym z najbardziej otwartych w swojej liczącej kilka tysiącleci historii. Obcokrajowcy byli pożądani i hołubieni. Jako dostawcy kapitału, nowych idei czy choćby english speakers, z którymi można było pogadać. Oczywiście miałem świadomość, że to może się skończyć, bo – jeszcze raz powtórzę konkluzję mistrza banału – „Chiny to Chiny”. Ale i tak uważam, że był to swego rodzaju przywilej, mogliśmy jako obcokrajowcy – zarówno ja, jak i moi rozmówcy – przyglądać się tamtym Chinom.

Dziś wszystko się zmienia. W Chinach jednak – tak jak w przysłowiu o ślepcach dotykających słonia (盲人摸象), z których każdy dotykał wielkie zwierzę w innym miejscu i na tej podstawie wyrokował o całości – wyzwaniem zawsze pozostanie wyważenie właściwych proporcji.

Chiny to historia. Terakotowa Armia, Wielki Mur, cesarski pałac, wojny opiumowe, rewolucja kulturalna i ostatnie 40 lat bezprecedensowego wzrostu gospodarczego, najszybszego w historii ludzkości.

To migracja kilkuset milionów ludzi ze wsi do miast, rozrastająca się klasa średnia. Sześć megalopolis powyżej 10 milionów ludzi i kolejnych 14 z populacją przekraczającą pięć milionów.

To trzy z sześciu największych na świecie klastrów: 120-milionowa Delta Rzeki Perłowej na południu, 88-milionowa Delta Jangcy wokół Szanghaju i 66-milionowy region Bohai wokół Pekinu (pozostałe trzy klastry: to indonezyjska Jawa, „europejski banan” oraz region Tokio).

To gospodarka, która z nominalnego PKB na poziomie Italii, pod koniec lat 90. stała się drugą po Stanach Zjednoczonych gospodarką na świecie (Chiny uważają, że są dopiero w połowie drogi, zbudowały społeczeństwo średniego dochodu i mają jeszcze wiele do zrobienia…).

To nowoczesne technologie, elektryczne samochody, oplatająca cały kraj wielkości kontynentu sieć szybkich kolei i przenoszący się w sferę cyfrową handel, a nawet całe życie społeczne (co bywa krytykowane na Zachodzie, ale czy on przypadkiem powoli też nie zmierza w tym kierunku?).

To Nowy Jedwabny Szlak i koncepcja wyjścia poza Chiny, budowa nowej infrastruktury i tworzenie nowych korytarzy transportowych łączących Pacyfik z Europą Zachodnią, Azją i Bliskim Wschodem, a także zamieniona w wielki plac budowy Afryka…

To docierające z mediów informacje o kryzysach na rynku surowców i nieruchomości, kryzysie energetycznym, napięciach na Morzu Południowochińskim, starciach na pałki i kamienie w Himalajach oraz otwarta już rywalizacja ze Stanami Zjednoczonymi. Na każdym polu.

To kraj liczący blisko półtora miliarda ludności. I liczne, złożone problemy społeczne, demograficzne…

To realizowany samodzielnie chiński program kosmiczny, a także dotarcie po raz pierwszy w historii ludzkości na ciemną stronę Księżyca.

To kraj, w którym negowana nie tak dawno stara kultura dziś powraca na piedestał pod hasłem Wielkiego Renesansu Narodu Chińskiego i spotyka się z wielką ambicją nowoczesności, która charakteryzowała Europę w czasach Oświecenia. Najlepszym symbolem tej ambicji są nazwy chińskich działań kosmicznych – księżycowej misji Chang’e (嫦娥; od chińskiej bogini księżyca), stacji kosmicznej Niebiański Pałac (天宫空间站) z wbudowanym modułem Niebiańska Harmonia (天和号核心舱) oraz zainstalowany na Marsie (火星, planecie ognia) łazik Zhurong (祝融) – chiński bóg ognia.

Jednym słowem Chiny… Wszędzie i we wszystkich sektorach i branżach, we wszystkich aspektach naszego życia. Co z tego wyniknie, zobaczymy.

O tych zagadnieniach rozmawiamy w książce z ludźmi, którzy sobie tam poradzili. Jak mówi chińskie przysłowie, „gdy wieje wiatr zmian, jedni ludzie budują mury, a inni wiatraki (风向转变时,有人筑墙, 有造风车)”. Na tych rozmowach o biznesie skorzystać może każdy. Rozmówcy wypowiadają czasem opinie na pozór sprzeczne, ale nie chciałem niczego zmieniać. Po pierwsze, dlatego że mam szacunek do drogi, którą przebyli; po drugie, dlatego że Chiny to nie zespół prawd i dogmatów. Niczego nie narzucałem, nie używałem rozmówców do potwierdzania własnych tez. Nawet jeśli się nie zgadzałem, to starałem się nie przerywać i nie przeszkadzać. Bywało nerwowo, zwłaszcza przy redakcji i autoryzacji. Ale to ich opinie. To ich droga, którą przeszli w Chinach. Wydaje mi się, że warto to uszanować, wysłuchać i samodzielnie wyciągnąć wnioski.

Bardzo chciałem podziękować wszystkim tym, którzy na kartach tej książki się nie znaleźli, ale bez nich nie mogłaby powstać. Wielkie ukłony i podziękowania dla Akademii Leona Koźmińskiego, profesora rektora Roberta Rządcy, dr Syliwii Hałas-Dej, Agnieszki Marciniuk, Igi Bali i całego zespołu. Od 2017 roku prowadziliśmy program „Biznes chiński – jak działać skutecznie w czasach Nowego Jedwabnego Szlaku”, którego wykładowcami było wielu rozmówców tej książki. To były cztery lata ciężkiej pracy, dla wielu ludzi coś znacznie więcej niż usługa edukacyjna. Wypromowaliśmy bez dotacji program o Chinach, na co wówczas nikt nie liczył, w ciągu niespełna czterech lat ukończyło go prawie 100 osób. Dawaliśmy radę mimo wielkich globalnych zmian, które nie ominęły Polski (i które czasem miały niemalże bezpośredni wpływ na nasz program) oraz globalnej pandemii. Zawsze będę wspominał to z sentymentem.

Wielkie podziękowania dla Konrada Rajcy, bez którego książka Biznesw Chinach. Jak odnieść sukces w chińskim świecie nie miałaby szans powstać. Jego pomoc była wielka i nieodzowna.

Ukłony dla patronów: Instytutu Sobieskiego, Kongresu 590, na którym zapoczątkowaliśmy dyskusję o polskim biznesie na rynkach pozaeuropejskich, Polskiego Towarzystwa Gospodarczego.

Podziękowania również dla wydawnictwa i całego zespołu MT Biznes za cierpliwość i elastyczność. Dla Pani Urszuli Gabryelskiej, Marka Rostockiego i Łukasza Żuławnika.

Wielkie podziękowania dla mojej rodziny i dla Katii. Za wyrozumiałość i wsparcie. Dao, które da się wyrazić słowami, nie jest prawdziwym dao. Dlatego na tych kilku słowach poprzestaję, bowiem moja wdzięczność jest tak wielka, że nie wyrażą jej żadne słowa.

Jeszcze raz wielkie podziękowania dla rozmówców i wszystkich, których nie dam rady wymienić w tym wstępie, a którzy przyczynili się do powstania tej książki.

Oddaję w Państwa ręce kompendium, kronikę, komentarz do tego, co się dzieje oraz inspirację do tego, co mogą Państwo zrobić. Reszta zależy już od Was.

Biznes w Chinach. Jak odnieść sukces w chińskim świecie polecam każdemu, kto działa lub planuje działać w Chinach bądź z Chińczykami albo styka się z nimi w swojej pracy – czy to w Polsce, Europie, czy na rynkach międzynarodowych. To także książka dla wszystkich, którzy są ciekawi świata, w tym przede wszystkim świata pozaeuropejskiego, który otwiera zupełnie nowe możliwości i stawia przed nami zupełnie nowe wyzwania. Jeśli jesteś ich ciekaw drogi Czytelniku, zapraszam do kontaktu, zapraszam na wystąpienia i seminaria, które organizuję i zapraszam do lektury. Bo świat pozaeuropejski to przyszłość. Bo przyszłość to Azja.

Radosław Pyffel

Warszawa, listopad 2021 r.

Bogdan Góralczyk

Profesora sinologa, politologa, dyplomatę poznałem bodajże w 2009 roku, było to zaraz po tym, gdy zakończył misję ambasadora RP w Tajlandii i tym samym pracę w dyplomacji.

Zadziwiły mnie dwie rzeczy. Duża otwartość i chęć do rozmowy. Mógłby o Chinach dyskutować nawet na pustyni. Do tego oryginalne spojrzenie. Nie tylko wyważone, mimo widocznej pasji, ale jeszcze takie, za którym widać wykonaną pracę – godziny (dekady!) refleksji China Hand, Zhongguotong (中国通), czyli kogoś, kto Chiny zna nie tylko z „National Geographic” albo z zachodnich opracowań. I nade wszystko umiejętność opisu, wyrażenia skomplikowanych, wielowątkowych dynamicznych zdarzeń i procesów, czasem w jednym tylko, ale jakże trafnym, zdaniu…

Książkę prof. Góralczyka Chiński feniks. Paradoksy wschodzącego mocarstwa przeczytałem w kwietniu 2010 roku. Po spotkaniu ekspertów Azja–Europa utknąłem w Brukseli uwięziony przez wulkaniczny pył z islandzkich kraterów. W końcu udało mi się wydostać z miasta. Książkę pochłonąłem jednym tchem w busie przewożącym produkty spożywcze z Brukseli do Białegostoku. Autor agregował setki przypadków i zjawisk, które obserwowałem w tamtym czasie w Chinach, i zgrabnie przekładał je na słowa, zdania, całe rozdziały…

Zasadą każdego skutecznego działania jest wyważenie proporcji. Jeśli chodzi o wyważenie proporcji między tym, co starożytne i współczesne, między tym, co wschodnie i zachodnie, tym, co technologiczne i polityczne a społeczne i ludzkie, to Profesora nie mogło zabraknąć.

Przestrzeń, perspektywa, zrozumienie natury systemu społeczno-politycznego. Wielki krok w stronę zrozumienia Chin, czyli profesor Bogdan Góralczyk.

Cywilizacja ubrana w szaty państwa

Panie profesorze, jak pan trafił do Chin?

Dotarłem tam jesienią 1976 roku, kiedy odchodził Mao Zedong, a na ulicach Pekinu łapano słynną „Bandę Czworga”. To był zmierzch „rewolucji kulturalnej”. Chiny były wtedy krajem zupełnie zamkniętym, autarkicznym i potwornie biednym. Później, jako pierwszy polski stypendysta w Chinach, pojechałem tam w 1979 roku. Ze stypendium wracałem do Polski pociągiem przez Mongolię i Syberię, co trwało ponad tydzień. Odbyłem dzięki tej podróży lekcję geopolityki i stałem się specjalistą w tej dziedzinie. A więc zostałem geopolitykiem, zanim to było u nas modne, chociaż nigdy nie stałem się jej wyznawcą jako naukowiec czy badacz. Od tamtej pory z różną intensywnością zajmuję się Chinami. Od lat 90. przez dwie dekady pracowałem w dyplomacji. Wprawdzie nie byłem przedstawicielem polskiej dyplomacji w Chinach, ale jeździłem tam, gdy pracowałem w innych krajach Azji Południowo-Wschodniej.

Przyglądam się Chinom już ponad cztery dekady, co daje mi pewien dystans dotyczący ocen tego kraju. Pragnę podkreślić, że należy poważnie traktować to, co mówią Chińczycy, ponieważ oni rzeczywiście realizują to, co zapowiadają. Kiedy więc teraz mówią o „wielkim renesansie”, „zielonej” czy „innowacyjnej gospodarce”, to ja bym się temu uważnie przyglądał, co zresztą robię.

Wiosną 1989 roku byłem na placu Tiananmen. Gdyby studenci, którzy wówczas przed portretem Mao postawili kopię Statui Wolności, powiedzieli, że Chiny będą wyglądały tak jak dzisiaj, wysłałbym ich na Marsa, absolutnie bym w to nie uwierzył. A jednak Chiny, które kiedyś poznałem, i Chiny dzisiejsze to nie są dwa różne kraje, to są dwie odmienne planety.

Swoją drogą Chińczycy dziś już wysyłają loty załogowe w kosmos… Dlaczego uważa pan, że tamte Chiny i dzisiejsze to dwie odmienne planety?

Dzisiaj Chińczycy chcą w połowie stulecia lecieć na Marsa, a wcześ­niej, już pod koniec tej dekady, na Księżyc. Tymczasem w Chinach u schyłku epoki Mao 83% społeczeństwa mieszkało na wsi, a dochód per capita był niższy niż w Indiach. Były to realia środkowej Afryki. Istniała przy tym duma z przeszłości i ciągłość kulturowa, oczywiście podważona przez „rewolucję kulturalną” i Mao Zedonga. Jednak po dwóch latach od jego śmierci, pod koniec 1978 roku, pozwoliło to ofiarom rewolucji, w tym Deng Xiaopingowi, zainicjować proces reform, który okazał się niezwykle skuteczny i zmienił chińską rzeczywistość. Nie był to wszakże proces linearny. Funkcjonowały przynajmniej trzy modele rozwojowe tego kraju. Odrębnie opracowano model polityczny.

Kiedy zaczynałem się interesować Chinami i uczyć chińskiego, koledzy ze studiów pukali się w głowę. Chiny były egzotyczne i leżały na końcu świata, były biedne, komunistyczne, a na dodatek jeszcze feudalne, a także trzecioświatowe. Po co więc się zajmować tym krajem? Ale dziś brak zainteresowania Chinami to dowód ignorancji, bo mamy do czynienia z drugim mocarstwem świata, które na dodatek w ostatnim czasie przestało ukrywać, że chce być numerem jeden. Niedawno mieliśmy America First, a w chińskim DNA jest Zhongguo, co oznacza, że Chiny są krajem środka i dzielą inne kraje na trybutariuszy i barbarzyńców. Od Chińczyków zależy, do którego kręgu nas zaliczą. Mamy więc przed sobą bój o prymat i o to, jak będzie wyglądał porządek światowy. Pandemia wiele zmieniła na świecie, musimy wszystko uporządkować i zastanowić się, gdzie jest nasze miejsce w nowym ładzie, czy może bardziej – chaosie.

Czym się różnią dzisiejsze Chiny od tych sprzed 30 lat – czasów pana rozmów ze studentami na placu Tiananmen w 1989 roku? Co pana najbardziej zadziwia, gdy porównuje pan te okresy?

Niedawno mieliśmy America First, a w chińskim DNA jest Zhongguo, co oznacza, że Chiny są krajem środka i dzielą inne kraje na trybutariuszy i barbarzyńców. Od Chińczyków zależy, do którego kręgu nas zaliczą.

Lata 1978–1989 w Chinach przypominają to, co siedem lat po Chińczykach zainicjował Michaił Gorbaczow w ZSRR, czyli czas reform realnego socjalizmu. Z tą różnicą, że Gorbaczow położył nacisk na pierestrojkę, a Deng na kaifang, czyli otwarcie na świat, oraz socjalistyczną gospodarkę rynkową. W ramach drugiego pojęcia, gaige, czyli poźniejszej rosyjskiej pierestrojki. Nie do końca to się udało, bo studenci i młodzież wyszli na ulice, co skutkowało w 1989 roku największym kryzysem w historii ChRL. Był on spowodowany tym, że ten model nie do końca dobrze funkcjonował i pojawiły się nowe zjawiska, takie jak bezrobocie, inflacja czy uwłaszczenie nomenklatury. Cezurą nie były jednak protesty na placu Tiananmen, jak uważamy na Zachodzie, ale upadek Związku Sowieckiego, czyli grudzień 1991 roku. Sam Deng, jako sekretarz generalny KC KPCh w latach 50., wtłaczał w głowy członków KPCh hasło: „Związek Radziecki dziś to nasze jutro”, wobec czego komuniści chińscy myśleli, że może ich czekać taki sam los, jak kolegów w ZSRR. Stanęli więc w 1992 roku przed dylematem, jak zmienić wszystko, żeby wszystko zostało po staremu, czyli jak zmienić realia tak, aby partia pozostała u władzy. No i została, i wprowadziła w latach 90. dwie wielkie strategie. Jedna polegała na niepodporządkowaniu się konsensusowi waszyngtońskiemu, czyli neoliberalnemu fundamentalizmowi rynkowemu. W Chinach zawsze rządziło państwo (czytaj partia). Jelcyn i Federacja Rosyjska przyjęli dyktat neoliberalny Zachodu, a Chiny – nie. Może też dlatego, że miały wypracowany w regionie model rozwojowy – developmental state – najpierw w Japonii, a potem w Korei Południowej, na Tajwanie, w Hongkongu i w Singapurze. Dla Chin najatrakcyjniejszy był ten ostatni i zaczęli go wdrażać u siebie.

Lata 90. to wejście Chin w globalizację. Nie mamy już do czynienia z reformami systemu socjalistycznego, ale z wkomponowaniem się w mechanizmy kapitalistycznej gospodarki globalnej. Zwieńczeniem tego procesu było przyjęcie Chin do Światowej Organizacji Handlu w 2001 roku, na czym Chińczycy bardzo skorzystali. Wchodzili w XXI wiek na siódmej pozycji w świecie pod względem wielkości PKB, a w 2010 roku stali się drugą gospodarką świata i wyprzedzili Japonię. Dla Chińczyków było to tym, czym dla Polaków byłoby prześcignięcie gospodarcze Niemców. To była dekada sukcesów i Chińczycy odcinali kupony od otworzenia swojego miliardowego rynku dla obcego kapitału. Wypracowali wtedy nowy model rozwojowy, którego siłą sprawczą był Zhu Rongji, najpierw wicepremier, a potem premier, który rozkręcił gospodarkę kraju. W tym okresie przekroczyli pierwszy bilion dolarów rezerw walutowych, stali się największą gospodarką świata pod względem siły nabywczej i państwem o największym udziale w handlu światowym, w czym wyprzedzili Niemców. W latach 80. Chiny były w nieformalnym sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi Ameryki Północnej i były najbardziej otwarte na Zachód, stąd postulat studentów na placu Tiananmen. Wtedy wrogiem był Związek Sowiecki. W latach 70. XX wieku Kissinger pojechał do Chin w czasie „rewolucji kulturalnej” po to, by pozyskać ChRL do działań przeciw ZSRR, i to się udało.

W latach 80. i 90. Chiny doświadczyły trzech szoków. Pierwszym były protesty na placu Tiananmen w 1989 roku, kiedy młodzież opowiedziała się za zachodnimi wartościami. Drugi (w Polsce zupełnie niedostrzegany) to pierwsza wojna w Kuwejcie w 1991 roku, kiedy Amerykanie wykorzystali nowoczesne technologie w konflikcie zbrojnym. Był to szok dla chińskich strategów. Trzecim szokiem był rozpad ZSRR. W tym czasie z Ameryką nadal kooperowano, ale również wskazano na nią jako największego rywala, bo ZSRR przestał już istnieć.

W 2012 roku władzę w Chinach objęła piąta generacja przywódców, z Xi Jinpingiem na czele, który po raz kolejny zmienia strategię rozwoju kraju, w szczególności państwa, a nie tylko strategię gospodarczą. Przejmując władzę, Xi rozmontował strategię Deng Xiaopinga, czyli konstytucję 28 chińskich znaków, z czego najważniejszym punktem było odbudowywanie potęgi po cichu. Robiono to skutecznie i z konsensusem elit przez ponad dwie dekady. Xi Jinping zmienił to podejście i chyba najlepiej widzieliśmy to w lipcu 2021 roku, kiedy na bramie placu Tiananmen, ubrany jak Mao Zedong, w tym samym miejscu co on, powtórzył te same słowa, które wypowiedział Mao w październiku 1949 roku, proklamując Chińską Republikę Ludową – „Chiny wstały z kolan”. Oznacza to, że mamy do czynienia z rodzącym się supermocarstwem i odradzającą się cywilizacją. W tym kontekście ważna staje się sprawa Tajwanu, bo nie będzie renesansu cywilizacji chińskiej, jeżeli po obu stronach Cieśniny Tajwańskiej są dwa podmioty z Chinami w nazwie.

Co zdecydowało o sukcesie Chin w tych trudnych czasach, po Tiananmen w 1989 roku?

Wykorzystali swój atut – 800 milionów chłopów żądnych towarów i pieniędzy, których zaprzęgli do niewolniczej pracy. Taki model funkcjonował do pierwszej dekady obecnego stulecia.

Deng Xiaoping zastosował w zasadzie trzy proste formuły: liczy się jedynie praktyka, „nieważne, czy kot jest biały, czy czarny, ważne, żeby łowił myszy” i żeby był skuteczny, czyli ważne były: ostrożność, pragmatyzm, skuteczność i gradualizm reform. Opierało się to na formule: „iść na drugi brzeg rzeki, czując kamienie pod stopami”.

W trudniejszej sytuacji znajdowały się Chiny, gdy ruszały ze zmianami w 1978 roku, bo były straszliwie biedne i zdewastowane po „rewolucji kulturalnej”. Nie było też na początku pomysłów, jak z tego wyjść, bo intelektualistów uznawano za gorszą kategorię społeczną niż szpiedzy Kuomintangu. Z doświadczeń ZSRR nie można było korzystać, bo był strategicznym rywalem, a doświadczenia zachodnie nie przystawały do chińskiej rzeczywistości. Chiny uratował więc trzeźwy pragmatyzm Deng Xiaopinga. Chińczycy nie mieli wizji i planu rozwoju, tylko chęć i wolę, żeby ich kraj znowu był wielki. Zdecydowała pamięć o tym, że Chiny to cywilizacja. Zwyciężył pragmatyzm, ostrożne reformy, bo wystarczył jeden nieuważny krok i miliardowy kolos by się wywalił.

W latach 90. zastosowali już chińskie fortele, wpuszczając obcy kapitał. Wypracowali własny model rozwojowy na podstawie doświadczeń „tygrysów azjatyckich”. Celem gospodarki miał być wzrost gospodarczy oparty na eksporcie i wielkie inwestycje infrastrukturalne. Jest takie chińskie powiedzenie: „Jeśli chcesz być bogaty, zacznij od budowy mostów i dróg” (Yao xiang fu, xian xiu lu), co zastosowali w praktyce. Wykorzystali swój duży atut – 800 milionów chłopów żądnych towarów i pieniędzy, których zaprzęgli do niewolniczej wręcz pracy. Taki model funkcjonował do pierwszej dekady obecnego stulecia. Obecnie Xi Jinping, wyciągając wnioski także z pandemii, uważa, że ten model, który dał największy wzrost gospodarczy notowany w historii świata, należy złagodzić do bardziej ostrożnego. W latach 1978–2012 przeciętny wzrost gospodarczy w Chinach wynosił 9,8%.

Teraz eksport nie jest najważniejszy, lecz rynek wewnętrzny – konsumpcja i popyt. Siłą napędową rynku ma być klasa średnia, która według Banku Światowego liczy w Chinach 400 milionów osób, czyli prawie tyle, ile jest obywateli Unii Europejskiej po brexicie.

Kolejna zmiana modelu nastąpiła w 2020 roku. Nazwali go „systemem podwójnej cyrkulacji”. Najważniejszy jest teraz nie eksport, a rynek wewnętrzny – konsumpcja i popyt. Jego siłą napędową ma być klasa średnia, która według Banku Światowego liczy w Chinach 400 milionów osób, czyli prawie tyle, ile jest obywateli Unii Europejskiej po brexicie. Wkrótce ta liczba ma się zwiększyć do 600 milionów. Zbudowanie takiej klasy średniej jest oczywiście działaniem kosztownym i długotrwałym, ale w Chinach wszystko liczy się raczej w dekadach, a nie miesiącach. Jednocześnie ma być też drugi obieg – otwarcie na świat, czyli korzystanie z rynków zewnętrznych. To nawiązanie do formuły Zhang Zhidonga z czasów dynastii Qing w końcu XIX wieku, mówiącej, że „to, co chińskie, jest podstawowe, a to, co obce, jest tylko użyteczne i do wykorzystania” (Zhong wei ti, xi wei yong). W tym nowym modelu zmieniają się także azymuty rozwojowe. Nie chodzi już o infrastrukturę, w której rozwoju Chiny wyprzedziły Stany Zjednoczone, ale o budowę bezwęglowej, zielonej gospodarki. Zobaczymy, co z tego wyjdzie, bo deklaracje władz chińskich co do wykorzystywania źródeł energii są nieco sprzeczne. Równocześnie Chińczycy ogłosili, że w 2035 roku, co wzbudza największy niepokój na Zachodzie, chcą być społeczeństwem innowacyjnym. Chcą stać się wzorcem dla świata, jak to było długo w historii cywilizacji. Misji na Marsa na podróbkach odbyć się nie da, trzeba mieć własną myśl i właśnie to tworzą.

Ostatnio, na stulecie Partii Komunistycznej, Chiny ogłosiły się „społeczeństwem średniego dochodu i umiarkowanego dobrobytu”, posługując się znanym z chińskiej starożytności terminem xiaokangshehui (小康社会). Co trzeba zrobić pana zdaniem, żeby dobrze zrozumieć Chiny? Nie zawsze to, co się tam dzieje, jesteśmy w stanie wytłumaczyć, posługując się zachodnimi kategoriami.

Żartobliwie powiem, że trzeba przeczytać moją książkę Wielki renesans, a dodatkowo planowaną na jesień Nowy Długi Marsz, w której stawiam tezę i próbuję ją udowodnić, że Chiny to cywilizacja ubrana w szaty państwa i nie da się analizować działań tego kraju, tak jak każdego innego państwa. Oni nawet w podstawówkach uczą się z książek, których treści sięgają okresu Wiosny i Jesieni czy Walczących Królestw z V wieku przed naszą erą. Dla nich to jak dla nas starożytna Grecja czy Rzym.

Chiny to odrębna, samodzielna cywilizacja. Tam jest nawet orkiestra symfoniczna złożona ze staruszków grających tylko na instrumentach chińskich. Na tych instrumentach można wykonać V Symfonię Beethovena. Nie brzmi ona może jak u Filharmoników Wiedeńskich, ale pokazuje, jak bardzo jest to rozwinięta i samodzielna cywilizacja.

Chin także nie da się zrozumieć od razu. Wymagają cierpliwości i wyrozumiałości, której my nie mamy. Nam się wydaje, że twittem czy jedną wizytą wszystko załatwiamy. Tam cywilizacja to pismo i znak, a wszystko ma podteksty i symbole, są jeszcze konfucjańskie ceremonie. Nie rozumiemy tego, wydaje nam się to śmieszne i bombastyczne. Usiłujemy narzucić swoje kody Chińczykom, a oni nie chcą podporządkować się naszej woli. Starają się wszystko sinizować, przecież ze stalinizmu i leninizmu zrobili maoizm.

Radzę pojmować Chiny jako odrębny byt kulturowy i cywilizacyjny w fazie odrodzenia. Odradzają się gospodarczo i technologicznie i co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Mają swoje wielkie korporacje, takie jak: Alibaba, Didi czy Tencent, własny system internetowy i odpowiedniki poszczególnych mediów społecznoś­ciowych, a nawet swój GPS – Baidu. My tego jednak często nie akceptujemy i chcielibyśmy, żeby byli tacy sami jak my, ale nie będą i nie chcą, bo od czterech dekad są przekonani, że robią to lepiej.

Zachód popadł w kryzys po raz pierwszy w 2008 roku i wówczas Chiny zmieniły strategię na bardziej asertywną, pewną siebie. Obecnie ustami Xi Jinpinga przedstawiają jasne cele: rok 2021, na stulecie KPCh – społeczeństwo umiarkowanego dobrobytu, 2035 rok – społeczeństwo innowacyjne, 2049 rok, na stulecie powstania ChRL – Wielki Renesans Narodu Chińskiego. Oznaczać to będzie powrót Chin jako wielkiego mocarstwa. Pytanie tylko, czy jako samodzielnego mocarstwa w postaci Pax Sinica, czyli tak, jak było w starożytności, że Chiny – Państwo Środka i centrum cywilizacyjne, były otoczone wiankiem najpierw trybutariuszy, a potem barbarzyńców. Niektórzy powrotu takiego scenariusza się obawiają, ale bardziej prawdopodobne wydaje się zastąpienie dotychczasowej „jednobiegunowej chwili” (Pax Americana) jakąś odmianą systemu wielobiegunowego. Pamiętam cytat z Konfucjusza: „Na niebie jest jedno słońce, a na ziemni jest jeden cesarz” (天无二日民无二王 – tian wu er ri, min wu er wang). Dzisiaj, z nadania obecnej dynastii, nazywa się Xi Jinping i to on jest pomiędzy niebem i ziemią. Jest też ustawodawcą i prawodawcą, Chiny nie są bowiem państwem prawa w naszym rozumieniu, ale państwem rządzonym przez prawo, a prawo nadaje partia, czyli jest to prawo partii.

Chciałbym wyjść trochę poza chiński ocean i spojrzeć na niego z lotu ptaka, wrócić do roku 1989. Czy wydarzenia na placu Tiananmen nie utrudniły nam jeszcze bardziej zrozumienia Chin?

Utrudniły, szczególnie w Polsce, bo wydarzenia na Tiananmen zbiegły się w czasie z naszymi pierwszymi częściowo wolnymi wyborami.

To utrudnione zrozumienie Chin to chyba specyfika całego Zachodu. Czy jako człowiek, który sporą część swojego życia spędził w różnych krajach, od Stanów Zjednoczonych, po Węgry i Azję Południowo-Wschodnią, dostrzega pan tu jakąś polską charakterystykę?

Tak. Widzę polską charakterystykę. Dzień 4 czerwca był kamieniem węgielnym naszej transformacji i patrzyliśmy – my, nasze elity polityczne i medialne – na Chiny jako na autokrację, która rozjeżdża studentów czołgami, a my byliśmy świeżymi demokratami. Czegoś podobnego nie było w Czechach, na Słowacji ani na dobrze znanych mi Węgrzech. Dlatego Viktor Orbán, który od dziesięciu lat prowadzi politykę otwarcia na Wschód, żadnego oporu społecznego w tym akurat nie napotyka.

Chiny nie są bowiem państwem prawa w naszym rozumieniu, lecz państwem rządzonym przez prawo, które nadaje partia, czyli jest to prawo partii.

Natomiast cały Zachód bardzo Chiny popierał w latach 80., bo były sojusznikami w zwalczaniu ZSRR. Kiedy to się skończyło, administracja Clintona stanęła przed wielkim dylematem, ponieważ po Tiananmen wizerunek Chin się pogorszył. Promował więc politykę większego zaangażowania amerykańskiego biznesu w Chinach, myśląc, że to przyspieszy ich demokratyzację. Widzimy, czym to się skończyło. W efekcie administracja Trumpa na przełomie lat 2017 i 2018 zmieniła amerykańską strategię z zaangażowania na strategiczną rywalizację, co znalazło duży poklask w Polsce. I powtórzyła się sytuacja sprzed 20 lat. Wielu przedstawicieli elit i analityków traktuje wszystkie rozwiązania w Chinach jako autokratyczne i absolutnie nam obce. Tym razem jednak z większym uzasadnieniem, bo Xi Jinping wraca bardziej do rządów jednoosobowych i do epoki bliższej Mao Zedonga niż Deng Xiaopinga.

Pozostając w kręgu cywilizacji chińskiej, chciałbym zapytać o przyszłość. Gdzie i w jakich obszarach i dziedzinach widzi pan dziś największy wpływ Chin w świecie? Jak w przyszłości będzie się on przejawiał?

Gdybym to wiedział, otrzymałbym Nagrodę Nobla. Osobiście nie wierzę w Pax Sinica. Nie tylko dlatego, że język chiński jest trudniejszy do opanowania niż angielski, ale dlatego, że kultura chińska nie jest kulturą uniwersalną. Chiński system polityczny, który definiuję obecnie jako konfucjański leninizm, dla demokratycznego Zachodu nie jest żadną atrakcją.

Ale to może nasze zachodnie myślenie. Przecież dla silnie zhierarchizowanych Japonii i Korei Południowej demokracja też nie musiała być taka oczywista i łatwa do zaadaptowania.

Owszem. Ale zakorzeniła się od 1988 roku również na Tajwanie.

To może konfucjanizm zakorzeni się w Niemczech albo w innym kraju zachodnim?

W Niemczech to raczej silny jest Weber, czyli pracowite i punktualne społeczeństwo szanujące hierarchię, w przeciwieństwie do tego, co jest w Polsce. Natomiast w Pax Sinica nie wierzę, bo model chiński jest na Zachodzie niezrozumiały i nie do przyjęcia. Nawet w Singapurze. Zostało tam po Brytyjczykach państwo prawa, a w Chinach obowiązuje prawo partii. Natomiast na chińskim modelu rozwoju gospodarczego można się wzorować.

Jeśli chodzi o rozwiązanie ekonomiczne i technologiczne, to jak najbardziej powinniśmy rozwijać kontakty z Chinami i nie wisieć na jednej gałęzi, kiedy jest wichura.

Zostaliśmy objęci przez Chińczyków dwoma strategiami. „16 plus 1” wpadło w turbulencje, a z drugą – Pasa i Szlaku czekamy na działania po pandemii. Są one skierowane głównie do Europy. W ramach Inicjatywy Pasa i Szlaku czekamy na III Szczyt Belt and Road Initiative [gdy oddawaliśmy książkę do druku, data szczytu BRI nie była jeszcze potwierdzona – przyp. red.]. Mówi się już nie tylko o budowie infrastruktury, ale również o tym, że ma to być cyfrowy i medyczny szlak, z silną obecnością nowych technologii. Wśród ekspertów i w mediach panuje opinia, że Chińczycy wyprzedzili Stany Zjednoczone w badaniach nad sztuczną inteligencją. Polecam książkę popularnego w Chinach guru badań nad sztuczną inteligencją, Lee Kai-Fu, Inteligencja sztuczna, rewolucja prawdziwa. Chiny, USA i przyszłość świata. Pokazuje ona, że w tym obszarze mamy dwóch graczy na świecie – Stany Zjednoczone i Chiny, według niektórych kolejność jest odwrotna. Spodziewam się w przyszłości nie tyle chińskiego soft power w postaci restauracji chińskich, bo taki element będzie popularny, ale przede wszystkim w wysokich technologiach. Z tego wynika brutalna walka o 5G z udziałem m.in. Huawei. Łączą się z tym kwestie wojskowości i ekspansja kosmiczna. Europa też mówi o Chinach jako o systemowym rywalu, czego wcześniej nie robiła. Zobaczymy, jakie działania podejmą Niemcy, szczególnie po odejściu kanclerz Angeli Merkel. Będzie to arcyciekawe i arcyważne także dla Polaków, bo jesteśmy uzależnieni od gospodarki niemieckiej.

Jeśli chodzi o rozwiązanie ekonomiczne i technologiczne, to jak najbardziej powinniśmy rozwijać kontakty z Chinami i nie wisieć na jednej gałęzi, kiedy szaleje wichura. A tych wichur, ze względu na zmiany klimatyczne, jest coraz więcej. Któraś może zerwać tę jedną gałąź, na której wisieliśmy do niedawna po drugiej stronie Atlantyku. Mamy duży problem, co z tym zrobić.

Co pana zdaniem jest potrzebne w działaniach polskich instytucji i organizacji, aby efektywnie rozwijać relacje Polski z Chinami? Jakie zagrożenia geopolityczne dostrzega pan w zwiększeniu tej aktywności?

Nastąpił czas turbulencji i destabilizacji systemu światowego, a także poważnego osłabienia Zachodu. W związku z tym musimy spróbować określić, kto ma największe szanse wygrać i opowiedzieć się po jego stronie. Zawsze ład układają ci, którzy wygrali w konflikcie. Trzeba też być elastycznym, otwartym i nie grać na jednym fortepianie. To jest nauka płynąca z historii. Nie wolno opierać się na jednym partnerze, gdy wokół jest niebezpiecznie. Mamy obecnie dwa istotne zawieszenia – NATO i Unię Europejską, które należy utrzymywać. W 2008 roku, a potem w czasie pandemii, na świecie nastąpiło przesunięcie ośrodka siły, nie tylko ekonomicznej, z Atlantyku na Pacyfik. Jeżeli Amerykanie dają wolną rękę Niemcom w Europie, a w obliczu zagrożenia chińskiego przesuwają zaangażowanie na Ocean Spokojny, to my powinniśmy mieć w Polsce solidny instytut zajmujący się Azją Wschodnią.

Mamy Ośrodek Studiów Wschodnich (OSW), Polski Instytut Spraw Międzynarodowych. Czego nam jeszcze brakuje?

Ośrodek Studiów Wschodnich jest skoncentrowany na Rosji. U nas polityka wschodnia cały czas oznacza to, co się dzieje między Bugiem a Kremlem. To, co za Uralem już nas nie interesuje, a właśnie wszystko, co najciekawsze i najważniejsze dla świata dzieje się tam. My w głównym nurcie tego nie obejmujemy. Jeszcze 30–40 lat temu mogliśmy się nie zajmować Azją Wschodnią, ale dzisiaj powinniśmy to solidnie analizować w formie opracowań dla decydentów, którzy przecież też są zakodowani mentalnie. Trzeba również przygotowywać nasze elity biznesowe do kontaktów z Chinami od strony kulturowej i biznesowej. Główny problem polega na różnicach między naszym podejściem do biznesu a ich guanxi. U nich są relacje międzyludzkie, a u nas kluczowe są instytucje i dokumenty.

Trzeba się nauczyć, że odniesienie sukcesu z tamtejszymi partnerami to długi proces, a my niestety nie mamy cierpliwości, wyobraźni i wiedzy. Potrzeba też więcej informacji w mediach o tym, jak w rzeczywistości świat wygląda. Obecnie przekaz jest ograniczony do wewnętrznej walki dwóch plemion partyjnych. PO–PiS jest naszym nieszczęściem, bo od 2005 roku jesteśmy w zwarciu wewnętrznym. Ono pochłania energię i wyobraźnię naszych elit politycznych, a świat się zmienia i zmienił szczególnie szybko na skutek pandemii. Weszliśmy w nią w czasie wojny handlowej Stany Zjednoczone–Chiny, a w międzyczasie doszła jeszcze wojna technologiczna i medialna. Niedługo będzie tak, że jesteś z Wujem Samem albo z przedstawicielami Komunistycznej Partii Chin. W ramach nowej zimnej wojny będzie trudno utrzymać samodzielność myślenia, integralność swojej osobowości i bronić racji świata chińskiego.

Komentowanie rzeczywistości z uwzględnieniem spojrzenia świata chińskiego to niewdzięczna robota. Jeżeli dojdzie do tego, że ten wybór będzie jeszcze bardziej czarno-biały, stanie się to o wiele trudniejsze.

Wszystko zależy od tego, co się stanie z Tajwanem. Xi Jinping podczas uroczystości stulecia KPCh mówił jasno – Tajwan ma być częścią Chin. To nie jest jednak sprawa tylko wewnętrzna tego kraju. Amerykanie już w czasie wojny koreańskiej mówili, że Tajwan jest niezatapialnym lotniskowcem, a więc ma dla nich kluczowe znaczenie strategiczne. Wobec czego mamy tzw. pułapkę Tukidydesa, czyli bezpośrednie zderzenie interesów dotychczasowego hegemona z pretendentem do tronu. W tej chwili ten temat jest na porządku dziennym. W prestiżowym amerykańskim „Foreign Affairs” ciągle toczy się debata o tym, czy Chiny wejdą na Tajwan. Niektórzy eksperci amerykańscy nawołują już nawet, żeby odwrócić sojusze i pozyskać Rosję na rzecz Zachodu. Inni proponują otwarcie bronić Tajwanu, nawet w wymiarze militarnym. A my walczymy o stołki na Wiejskiej i tym jesteśmy zajęci. Sprawa rozwiązania kwestii Tajwanu będzie określała zachowania Zachodu. Ciekawe i trudne czasy, a także wybory przed nami.

Trzeba przygotowywać nasze elity biznesowe do kontaktów z Chinami od strony kulturowej i biznesowej. Główny problem polega na różnicach między naszym podejściem do biznesu a ich guanxi. U nich są relacje międzyludzkie, a u nas kluczowe są instytucje i dokumenty.

Obserwuje pan Chiny od dziesięcioleci. Czy jest coś, co z kultury chińskiej moglibyśmy przenieść do nas i z czego warto byłoby czerpać wzorce?

W Chinach dobrze działa to, co u nas wygląda inaczej niż tam – szacunek dla przełożonych i hierarchia. Niektórzy nazywają to paternalizmem, a inni autokracją. Kluczowy w Chinach jest szacunek dla autorytetów i dla wiedzy. Dbałość o to, żeby moje dzieci były lepiej wykształcone niż ja. Ważna jest też odpowiedzialność, nie tylko za siebie, oraz ograniczenie się w swoim egoizmie. To jest też cenne w Chinach po polityce jednego dziecka i pojawianiu się problemu „cesarzy jedynaków”, którzy są niezdolni do współpracy z zespole. U nas ważny jest indywidualizm, dlatego trudno nam się dopasować. Istotny jest też szacunek dla prawa i instytucji, jednak tam inaczej rozumiany. Najważniejsza jest chyba kultura pracy. Polacy są narodem przedsiębiorczym i biorą sprawy w swoje ręce, w czym chyba najbliżej nam do Chińczyków, szczególnie tych z południa. W Chinach następuje odbudowa kreatywności społeczeństwa. Element indywidualizmu w Chinach istnieje, dlatego małe i średnie przedsiębiorstwa znajdą tam szybko partnerów i może to być współpraca obustronnie bardzo twórcza i pożyteczna. Oni będą myśleli bardzo podobnie jak my. Widzę tu ogromne szanse. Mam nadzieję, że w przyszłym roku Chiny otworzą kraj, bo dla małego i średniego biznesu bezpośrednie kontakty i połączenia lotnicze są bardzo ważne. Ograniczeniem będą sprawy dużej polityki i wojna statusowo-wizerunkowa między Stanami Zjednoczonymi i Chinami – zimna wojna, która jednak będzie się bardzo różniła od tej z XX wieku. Zobaczymy też, czy Chiny będą miały dalszą wolę polityczną, by iść do Europy w ramach inicjatywy „16 plus 1” i Inicjatywy Pasa i Szlaku. Jeśli ten kraj coś planuje, to z reguły stara się to realizować, ale nie wiadomo, czy my dotrzymamy kroku. Przykład państw bałtyckich czy Czech pokazuje, że podejście do Chin się zmienia i może być bardzo dynamiczne. Musimy mieć oczy i uszy otwarte, bo sytuacja jest turbulentna.

Chciałbym zaapelować, by podchodzić do Chin i Azji poważnie i bardziej zainteresować się tym tematem, bo wszystkie dostępne dane pokazują, że tam się przenosi centrum gospodarcze, handlowe oraz technologiczne współczesnego świata.

Napisał pan wiele książek na temat Chin. Z której jest pan najbardziej zadowolony? Kiedy pojawią się kolejne?

Nie chciałbym sam tego oceniać. Niech ocenią to czytelnicy. A plany są ambitne. W ślad za planowanym na jesień tomem Nowy Długi Marsz, w którym zanalizuję obecną wizję rozwoju Chin prezentowaną przez chińskich przywódców i ekspertów, ukaże się przed Bożym Narodzeniem Tryptyk chiński, obejmujący książki: Chiński feniks. Paradoksy wschodzącego mocarstwa, Wielki renesans. Chińska transformacja i jej konsekwencje oraz Nowy Długi Marsz.

Chciałbym zaapelować, żeby podchodzić do Chin i Azji poważnie i bardziej zainteresować się tym tematem, bo wszystkie dostępne dane pokazują, że tam się przenosi centrum gospodarcze, handlowe, a obecnie technologiczne współczesnego świata. Jeżeli nie robimy tego dzisiaj, jest to dowód naszej ignorancji i niewiedzy. Można i należy mieć różne oceny tego, co się tam dzieje i co z tego wynika, ale trzeba na ten obszar zwracać większą uwagę. Świat o tym mówi i co rusz pojawiają się publikacje na ten temat. Są jednostki, jak Radek Pyffel, które starają się to pokazać plastyczniej. Jest ich coraz więcej. Zainteresowani mogą więc coraz łatwiej wyrobić sobie opinie w kwestiach azjatyckich. Chiny to cywilizacja ubrana w szaty państwa i wymaga większego zrozumienia, czyli cierpliwości i czasu. Na Facebooku i Twitterze Chin poznać się nie da.

Jacek Bartosiak

Doktor Jacek Bartosiak jest prawnikiem, publicystą, geostrategiem i założycielem portalu Strategy&Future. Przez wrogów jest nazywany geopolitycznym guru i szamanem, przez zwolenników – najwybitniejszym polskim myślicielem politycznym po 1989 roku. Dla mnie jest człowiekiem, który przejdzie do historii jako jedna z najważniejszych postaci w polskiej polityce międzynarodowej ostatniej dekady i bynajmniej nie ze względu na krótkie sprawowanie oficjalnych funkcji (w tym szefa spółki Centralny Port Komunikacyjny).

Spotkałem go na konferencji Europa–Azja, którą zorganizowałem w 2011 roku, i od razu zapamiętałem. Oto nagle w polskiej dość niemrawej debacie o świecie pojawił się warszawski adwokat z pasją do geopolityki. Pasją, którą zaraził zarówno masy, jak i wielu decydentów, w tym Jarosława Kaczyńskiego, który publicznie przyznał, iż czyta jego felietony.

Świetnie rozumiejący i zorientowany w świecie, zwłaszcza – co dla Polaków ważne – anglosaskim. Wyrastający z polskiej tradycji, doskonale wyczuwający nasze nadzieje i lęki, formułujący myśli z polskiej perspektywy, zarówno współczesnej, jak i historycznej. W ostatniej dekadzie poruszający kwestie, których inni w ogóle nie dostrzegali. Bagatelizowany, wyśmiewany, oskarżany o brak powagi, ale mówiący poważnie o poważnych zagadnieniach. I dlatego zyskujący uwielbienie mas i cichy, często niewypowiadany, szacunek elit. Zmienił („przeorał”) polskie myślenie o świecie, czy to tylko zmienił się świat, którego nadejście zapowiadał, kiedy jeszcze nie było to modne? To bez znaczenia… Jego fenomenu nie sposób pominąć, zwłaszcza w książce o Chinach – kraju, który w ostatnich latach był jedną z najważniejszych przyczyn wielkich zmian.

Chińczycy realizują swoją strategię na wszystkich frontach

Jak to się stało, że jako wzięty adwokat zainteresowałeś się strategią i geopolityką?

Zaczęło się to jak wybuch miłości. W przeszłości interesowałem się historią, ekonomią, strategią i wojskowością. Wielu z nas zresztą to dotyczyło. W pewnym momencie zainteresowanie strategią i geopolityką pojawiło się niczym miłość w wyniku jednej z rozmów. Pozyskiwałem brytyjskich inwestorów z Londynu, którzy kupowali w Polsce nieruchomości w okolicach kryzysowego 2008 roku. Mówili, że mają poczucie, że żetony im wypływają z rąk, co doprowadzi do wielkiego napięcia w świecie. Zaintrygowany, postanowiłem zgłębić, o jakie napięcie chodzi. Zawsze bardziej od tego, co mówią ludzie, interesowały mnie kwestie strukturalne. Pogłębiłem analizę relacji między strukturalnymi siłami a politykami, którzy są jedynie pośrednikami tych sił. Paweł Jasienica nazywał to rzeczywistością materialną. My w Strategy&Future nazywamy to siłami strukturalnymi. W moim życiu profesjonalnym, dość mocno zakorzenionym w świecie anglosaskim, co rusz napotykałem ślady świadczące o tym, że Amerykanie przygotowują się do konfrontacji z Chinami. Zacząłem się zastanawiać, dlaczego tak jest i z jakiego powodu?

Na czym polega geopolityka i jej praktyczność?

Geopolityka jest paradygmatem, pewnym sposobem widzenia świata i jego funkcjonowania. Zakłada, że świat jest królestwem równowagi i wszyscy mają tendencję do równoważenia swoich wpływów, a prawdziwe ścięgna i mięśnie stanowi potęga w realizacji sprawczości w tej równowadze. Potęga, czyli zdolność robienia tego, co się chcę, poszerzania sobie pola manewru, często kosztem innych i wtedy pojawia się dążenie do zapewnienia równowagi. To jest podstawowy paradygmat geopolityki, która funkcjonuje w różnych przestrzeniach i domenach, dlatego że zmieniają się one w historii ludzkości.

Podstawowa przestrzeń była dwuwymiarowa, a właściwie jednowymiarowa, ludzie żyli na lądzie. Ktoś miał dostęp do drzewa, a ktoś do strumienia. Była geopolityka walki o dostęp do wody w strumieniu, więc przestrzeń fizyczna miała ogromne znaczenie. Do dzisiaj w naszym życiu przestrzeń fizyczna odgrywa dużą rolę. Krytycy geopolityki mówią, upraszczając temat, że osoby zajmujące się tą dziedziną mają tendencję do myślenia jedynie przestrzenią. Ale przestrzeń to coś więcej – ląd, morze, powietrze, kosmos, fale radiowe, świat cyfrowy.

Kiedyś gorzej się żyło w górach, lepiej nad morzem. Później ludzie opanowali domenę morską, która umożliwiła budowę bogactwa na lądzie. Dzięki morzu okręty szybciej transportowały wojska, można było stosować blokady morskie. Dlatego 500 lat temu domena morska poszerzyła pojęcie geopolityki. Natomiast 100 lat temu pojawił się kolejny zakres działania – powietrze, które też stało się elementem geopolityki. W międzyczasie powstawały wynalazki zmieniające zasady geopolityki – maszyna parowa, kolej. Potem mieliśmy spektrum elektromagnetyczne, czyli geopolitykę spektrum elektromagnetycznego – fale radarowe, radiowe i niewidzialne fale elektromagnetyczne, które też powodują zmianę układu sił, transmisji danych, rozpoznania, widzenia. Następnie pojawiła się domena kosmiczna. W tych wszystkich zasięgach w geopolityce, która zmienia strukturę świata, mieścimy się my z naszymi pomysłami makroekonomiczymi, nowymi technologiami, które, jak internet, skokowo zwiększają transmisję danych, przyspieszając rewolucję informacyjną i dając dostęp do globalnego rynku. Wynalazki technologiczne przynoszą niektórym ludziom korzyści finansowe, polityczne i geopolityczne, inni zaś na nich tracą.

Na planecie Ziemia żyją ludzie i dzielą się pracą. Nie ma równości – ktoś jest pierwszy w nowych technologiach, ktoś jest bliżej światowego oceanu, ma lepsze marże i dzięki temu ma więcej pieniędzy na nowoczesne rozwiązania. Ktoś ma dostęp do złota w górach, ropy, kosmosu. Niektórzy mają dostęp do technologii, innym się jej zabrania, np. Niemcom po II wojnie światowej. I na tym polu gry, na tej szachownicy, toczą się dzieje świata. Odbywa się podział pracy, nawiązuje się interakcje polityczne i powstają łańcuchy dostaw nowoczesnych gospodarek. I te szachy muszą się poruszać, a my wraz z nimi.

Urodziliśmy się w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, między Karpatami a Bałtykiem, w zwężeniu Niziny Środkowoeuropejskiej, w miejscu, gdzie przebiegają główne szlaki transportowe kontynentu. Jeżeli Sowieci mieliby mieć dostęp do NRD i stawiać czoła Amerykanom, gdzieś na linii Łaby, to nie mogli wypuścić Polski z rąk. Musieli mieć rząd podporządkowany, a jeśli ten rząd był w RWPG i zapewniał sowieckiemu imperium przepływy strategiczne, takie jak mięso i meble, to tym lepiej.

Na planecie Ziemia żyją ludzie i dzielą się pracą. Nie ma równości – ktoś jest pierwszy w nowych technologiach, ktoś jest bliżej światowego oceanu, ma lepsze marże i dzięki temu ma więcej pieniędzy na nowoczesne rozwiązania.

Po 1989 roku, a bardziej po 1991, system sowiecki się rozpadł. Nagle strategiczne przepływy z Zachodu (kapitałowe i towarowe) spenetrowały naszą przestrzeń. Dołączyliśmy do nowego świata, nowego rdzenia, tym razem w kierunku zachodnim. Geopolityka jest zatem matką lub co najmniej starszą siostrą makroekonomii, co widać było po reformach Balcerowicza. Ustawiła parametry, w których można projektować zjawiska ekonomiczne kraju. Widać to też po Nowym Ładzie i transferach z Unii Europejskiej, po planach Marshalla i po tym, co się dzieje z 5G. Jest czymś, co wyznacza obszar działania człowieka. To nie znaczy, że człowiek jest bezwolny. Człowiek oczywiście ma wolną wolę i jest zdolny do wielkich działań i zmian parametrów, czego wyrazem są Kanały – Panamski i Sueski, wynalezienie 5G czy starship Elona Muska. Każdy musi rozumieć siły strukturalne, bo w nich się porusza i one tworzą bariery. Czasami dla uproszczenia mówi się, że geopolityka dotyczy dostępu do miejsc zasobowych i utrzymania linii komunikacyjnych. Potrzebujemy np. dostępu do rynku niemieckiego – regulacyjnego i fizycznego, dostępu do jakiegoś surowca, do węgla ze Śląska albo do gazu przez Gdynię i Świnoujście. Aby rynek odpowiednio działał, dostęp ten zabezpieczamy politycznie, regulacyjnie, a czasami wojną. I jak to się dobrze rozłoży na czynniki pierwsze, to tak naprawdę jest sztuką zarządzania państwem, które się odziedziczyło po tacie albo dostało się w wyborach. Państwo ma określone położenie geograficzne, sąsiadów.

Jak Lee Kuan Yew [pierwszy premier Singapuru, pełnił tę funkcję ponad 30 lat – przyp. red.] zdobył władzę w Singapurze, to zobaczył tamtejszy bezmiar biedy i słabości. Singapur nie miał wody pitnej i był zależny od wszystkiego i wszystkich, w tym od Malezji. Polityk wyznaczył sobie cel i zmienił kraj. Jego wspomnienia są podręcznikiem geostrategii, czyli strategii polegającej na zrozumieniu uwarunkowań geopolitycznych, poznaniu plusów i minusów wynikających z położenia geograficznego, dostępności zasobów i zmiany zastanego układu sił.

Jak to się stało, że w 2008 roku, jako jeden z pierwszych w Polsce, zauważyłeś przesunięcie dotyczące postrzegania miejsca Chin? Uchodziłeś za człowieka bliższego Ameryce, światu anglosaskiemu niż Azji. Obsługiwałeś wielu klientów stamtąd. Bywałeś częstym gościem w Waszyngtonie i nagle w twoich rozważaniach zaczęły pojawiać się Chiny, które u nas dziesięć lat temu były egzotyczne. Jak widzisz ten paradoks?

Amerykanie mogą chcieć pozyskać Rosjan, żeby się zmierzyć z Chinami. Nie będą nas traktować inaczej niż instrumentalnie, co widać teraz przy Trójmorzu i w kwestii Nord Stream.