Bitwa nad Bzurą - Kowalski Włodzimierz - ebook

Bitwa nad Bzurą ebook

Kowalski Włodzimierz

0,0
12,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

"Bitwa nad Bzurą" to największa bitwa kampanii wrześniowej 1939 roku. Brały w niej udział polskie armie „Poznań" i „Pomorze" oraz niemieckie 8. i 10. Armia. Bitwa charakteryzowała się trzema fazami: polskim natarciem na Łęczycę i Łowicz, kontrnatarciem niemieckim i odwrotem polskich oddziałów ku Warszawie, w czasie którego zostały rozbite. Mimo przegranej bitwa miała istotne znaczenie strategiczne, opóźniając upadek Warszawy i wpływając na przebieg dalszych działań wojennych. Mimo upływu lat, wciąż trwają dyskusje, czy możliwe było wówczas odniesienie zwycięstwa.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



To zgrupowanie jest poświęcone

Ranek 22 sierp­nia 1939 roku był piękny, a dzień zapo­wia­dał się upal­nie. Gene­rał w sta­nie spo­czynku Faury sie­dząc na tara­sie nie­wiel­kiej willi wpa­try­wał się w nabie­ga­jącą na pobli­ską plażę falę Atlan­tyku. Eme­ry­to­wany, ale doświad­czony woj­skowy, wycho­wawca wielu rocz­ni­ków ofi­ce­rów sztabu gene­ral­nego fran­cu­skiego – a także i pol­skiego – jesz­cze do końca wrze­śnia zamie­rzał prze­by­wać tu, w Bre­ta­nii, nad morzem…

Zamie­rzał, lecz oto do furtki willi pod­jeż­dża na rowe­rze zaafe­ro­wany l’agent de police. Przy­kła­da­jąc dwa palce do daszka kepi, zde­ner­wo­wa­nym gło­sem mel­duje:

– Na nasz poste­ru­nek dzwo­nił sam gene­rał Game­lin! Pole­cił powia­do­mić pana gene­rała, że ma pan sta­wić się natych­miast w Paryżu. W Bre­ście czeka już przy­go­to­wany samo­chód…

Jesz­cze tego samego dnia Faury, już w mun­du­rze, mel­duje się w Paryżu u gene­rała Game­lina. Szef sztabu głów­nego Obrony Naro­do­wej Fran­cji ma jed­nak bar­dzo mało czasu. Powia­da­mia tylko Faury’ego, że został on powo­łany do służby czyn­nej i mia­no­wany sze­fem fran­cu­skiej Misji Woj­sko­wej w War­sza­wie. Musi tam natych­miast odle­cieć samo­lo­tem. Naj­póź­niej jutro ma być w Pol­sce.

– Roz­kaz! – odpo­wiada Faury. – Pro­szę o instruk­cje…

– Instruk­cje… – powta­rza Game­lin. Jest wyraź­nie roz­tar­gniony. – Dobrze, dobrze… Mam mało czasu, ale pro­szę ze mną jechać do Mini­ster­stwa Wojny, prze­każę je panu w dro­dze.

Samo­cho­dem jadą w trzech: Game­lin, gen. Geo­r­ges – dowódca frontu pół­nocno-zachod­niego, czyli prze­ciw­nie­miec­kiego, oraz – mię­dzy tymi dwoma „wiel­kimi sze­fami” armii fran­cu­skiej – gene­rał Faury.

– Jeśli Pol­ska sta­nie się przed­mio­tem agre­sji, to jedy­nie ofen­sywa fran­cu­ska będzie w sta­nie zmu­sić Niem­ców do zelże­nia ich duszą­cego uści­sku – to utrzy­mane w „pro­fe­sor­skim” stylu sfor­mu­ło­wa­nie nie skrywa jed­nak nie­po­koju w gło­sie nowo mia­no­wa­nego szefa Misji Woj­sko­wej. – W jakim ter­mi­nie roz­pocz­nie się ta nasza ofen­sywa?

Dwaj gene­ra­ło­wie mil­czą. Wresz­cie gen. Geo­r­ges roz­po­czyna ogól­ni­kowy mono­log, suge­ruje, iż armia fran­cu­ska nie jest w zasa­dzie przy­go­to­wana do ofen­sywy, jak­kol­wiek bez wąt­pie­nia dzia­ła­nia takie kie­dyś podej­mie – choćby dla­tego, że zostało to pol­skiemu sojusz­ni­kowi obie­cane. Trudno jed­nak mówić o jakichś ter­mi­nach kon­kret­nych, gdyż byłyby to aka­de­mic­kie roz­wa­ża­nia. Nie wia­domo zresztą, co uczy­nią Niemcy. Trzeba będzie dzia­łać jak naj­le­piej i w zależ­no­ści od roz­woju sytu­acji. W każ­dym razie tak długo, aż nie roz­pocz­nie się gene­ralna ofen­sywa fran­cu­ska, trzeba będzie sto­so­wać tak­tykę obronną, cho­ciaż – być może – nie są wyklu­czone ogra­ni­czone dzia­ła­nia zaczepne, jakieś wypady…

Gen. Faury nie tai swego roz­cza­ro­wa­nia.

Wtedy głos zabiera gen. Game­lin. Mówi tylko cztery słowa:

– Trzeba, aby Pol­ska trwała.

Na tym koń­czą się instruk­cje fran­cu­skiego gene­ra­lis­si­musa. Samo­chód doje­chał na miej­sce. Dwaj wielcy sze­fo­wie armii fran­cu­skiej ści­skają dłoń gen. Faury’ego. Życzą mu powo­dze­nia i zni­kają wewnątrz gma­chu…

Następ­nego dnia Faury jest już w War­sza­wie. Stara się pomóc, jak może, ale może nie­wiele. Zresztą, w gorączce przy­go­to­wań wojen­nych nikt nie ma czasu z nim dłu­żej roz­ma­wiać.

Wresz­cie nad­cho­dzi pią­tek, 1 wrze­śnia. Faury wysyła pierw­szy raport o sytu­acji do Paryża. Czy­nić to będzie codzien­nie, za każ­dym razem suge­ru­jąc koniecz­ność fran­cu­skiej akcji zaczep­nej, wska­zu­jąc, że nie­mal całość Wehr­machtu została zwią­zana w Pol­sce…

Sytu­acja z dnia na dzień staje się coraz gor­sza. Odwie­dza­jąc oddział ope­ra­cyjny sztabu głów­nego, roz­ma­wia­jąc od czasu do czasu z gen. Sta­chie­wi­czem, sze­fem sztabu i mar­szał­kiem Śmi­głym – Faury ma jej dość pełny obraz.

Czołgi nie­miec­kie pod­cho­dzą pod War­szawę. Naczelne Dowódz­two ewa­ku­uje się do Brze­ścia. Na zachód od War­szawy, odle­głe od sto­licy o dobre sto dwa­dzie­ścia kilo­me­trów, znaj­dują się dwie silne armie: nie­na­ru­szona jesz­cze w bojach Armia „Poznań” i zebrana w jed­nym rejo­nie po nad­gra­nicz­nych wal­kach Armia „Pomo­rze”. Faury dosko­nale rozu­mie, w jak trud­nym poło­że­niu znaj­duje się to zgru­po­wa­nie ope­ra­cyjne, liczące bli­sko ćwierć miliona ludzi i ponad 500 dział. Oskrzy­dlone z obu stron cofa się ku War­sza­wie. Czy zdoła do niej dojść? A jeśli, to co dalej? Jak zostaną użyte te siły?

Naczelne Dowódz­two roz­mie­ściło się w Brze­ściu, lecz fran­cu­ska Misja Woj­skowa zakwa­te­ro­wana została w Zamli­czach. Łącz­ność prze­wo­dowa i kurie­rzy nie są w tych warun­kach naj­lep­szym źró­dłem infor­ma­cji, więc 11 wrze­śnia Faury wybiera się do brze­skiej cyta­deli. Tutaj w wydziale ope­ra­cyj­nym sztabu infor­mują go, że woj­ska Kutrzeby i Bort­now­skiego poprzed­niego dnia roz­po­częły prze­ciw­u­de­rze­nie w bok sił nie­miec­kich. Szcze­góły akcji – na razie nie­znane. Dopiero jutro do gen. Kutrzeby leci samo­lo­tem ofi­cer.

Pod­eks­cy­to­wany Faury prosi o widze­nie ze Śmi­głym. Ten przyj­muje go. Tym razem, naj­zu­peł­niej wyjąt­kowo, skryty zazwy­czaj Wódz Naczelny pro­wa­dzi Faury’ego do mapy. Przed­sta­wia mu swoją kon­cep­cję:

– Odbywa się obec­nie prze­gru­po­wa­nie naszych głów­nych sił na wschód i połu­dniowy wschód, w obszar zakre­ślony linią Sanu, Wisły i dol­nego Wie­prza… Ta linia będzie bro­niona – mówi Śmi­gły. – Gros sił pol­skich znaj­dzie się więc na połu­dniowym wscho­dzie kraju. Aby jed­nak umoż­li­wić odwrót i upo­rząd­ko­wa­nie tej zasad­ni­czej czę­ści wojsk, należy powstrzy­my­wać nacie­ra­ją­cego nie­przy­ja­ciela. To zada­nie wyko­nają armie „Poznań”, „Pomo­rze” i „Łódź”, które nacie­rają na fron­cie Łódź – Skier­nie­wice. Ich dzia­ła­nie musi wywo­łać wstrząs u nie­przy­ja­ciela: zmu­sić go, aby prze­ciw tym armiom skie­ro­wał swoje główne siły. To umoż­liwi odwrót i upo­rząd­ko­wa­nie sił głów­nych…

Mar­sza­łek na chwilę urywa. Potem znów zwraca się do Faury’ego, patrząc mu pro­sto w oczy:

– To zgru­po­wa­nie zaczepne jest jed­nak poświę­cone; będzie ono wal­czyło aż do zupeł­nego wyczer­pa­nia amu­ni­cji.

Faury wypro­sto­wał się. Zro­zu­miał: pra­wie ćwierć miliona ludzi ma stać się ofiarą… Polacy wal­czą o czas, liczą dni, aby…

– Przez swoje poświę­ce­nie – głos Śmi­głego był mniej suchy niż zazwy­czaj – oddziały pol­skie trzy­mają na sobie wciąż jesz­cze pra­wie ogół czyn­nych jed­no­stek nie­miec­kich.

Tegoż dnia wie­czo­rem Faury depe­szo­wał z Brze­ścia do Paryża: „W toku jest manewr pol­ski w obsza­rze Kutna w celu odcią­gnię­cia ku zacho­dowi dywi­zji pan­cer­nych. Sytu­acja jest poważna, ale walka trwa”.

Odda­jąc radio­gram, sły­szał cią­gle jesz­cze ponure stwier­dze­nie Game­lina sprzed nie­spełna trzech tygo­dni: TRZEBA, ABY POL­SKA TRWAŁA…

Pierwszy wstrząs

Dowo­dzona przez gene­rała Wła­dy­sława Bort­now­skiego Armia „Pomo­rze” stała 1 wrze­śnia na trud­nej pozy­cji w gar­dzieli pomor­skiej. Nie­miecki klin pan­cerny w ciągu jed­nej doby roz­ciął jej siły na pół osią­ga­jąc Wisłę koło Świe­cia. Od 3 wrze­śnia armia była w odwro­cie i 5 wrze­śnia znaj­do­wała się w rejo­nie Byd­goszcz – Ino­wro­cław – Wąbrzeźno – Golub. Cię­żar wła­snych i cudzych błę­dów do tego stop­nia spa­ra­li­żo­wał wolę gen. Bort­now­skiego, że pią­tego dnia wojny marzył o tym, by odpo­wie­dzial­ność za dal­sze dowo­dze­nie prze­rzu­cić na cudze barki.

Gene­rał Tade­usz Kutrzeba dowo­dził Armią „Poznań”, która w dniu 1 wrze­śnia stała roz­rzu­cona łukiem w zachod­niej Wiel­ko­pol­sce. Niemcy nie ude­rzyli na nią sil­niej, ale wobec roz­cię­cia armii „Pomo­rze” i nie­bez­piecz­nej sytu­acji nad Wartą i ona otrzy­mała roz­kaz odwrotu.

W tych dniach uwaga Kutrzeby skie­ro­wana była na wyda­rze­nia na połu­dniu. Moż­li­wość dzia­ła­nia Armii „Poznań” na korzyść sąsied­niej Armii „Łódź” dowo­dzo­nej przez gen. Róm­mla była prze­wi­dy­wana przez mar­szałka Śmi­głego już przed wojną. Kutrzeba wie­dział o tym, sam był ponie­kąd auto­rem tej kon­cep­cji, ale nie do niego nale­żała decy­zja, gdzie i kiedy takie dzia­ła­nie będzie prze­pro­wa­dzone. Miał to być zwrot dwu lub trzech wiel­kich jed­no­stek na połu­dnie i ude­rze­nie na te siły nie­miec­kie, które ata­ko­wa­łyby prawe skrzy­dło Armii „Łódź” pod Sie­ra­dzem.

Trze­ciego dnia wojny Kutrzeba doszedł do wnio­sku, że sytu­acja doj­rzała już do wyko­na­nia zamie­rzo­nej ope­ra­cji. Dnia 4 wrze­śnia nade­szły wia­do­mo­ści o bar­dzo trud­nym poło­że­niu w rejo­nie Sie­ra­dza, gdzie Niemcy zdo­łali uchwy­cić prawy brzeg Warty. Ponie­waż War­szawa mil­czała, Kutrzeba zde­cy­do­wał się na ini­cja­tywę i zapro­po­no­wał Śmi­głemu ude­rze­nie czę­ścią sił swej armii w kie­runku Kali­sza. Odpo­wiedź mar­szałka nade­szła drogą radiową 5 wrze­śnia rano: Śmi­gły odrzu­cił pro­po­zy­cję powo­łu­jąc się mię­dzy innymi na fakt, że woj­ska bro­niące Warty miały w naj­bliż­szym cza­sie uzy­skać pomoc od kon­cen­tru­ją­cej się w rejo­nie Piotr­kowa i Sule­jowa rezer­wo­wej Armii „Prusy”.

Decy­zję mar­szałka przy­jęto do wia­do­mo­ści i armia Kutrzeby kon­ty­nu­owała odwrót zgod­nie z pla­nami sztabu. Jak dotąd manewr ten prze­bie­gał bez zakłó­ceń, cho­ciaż ze względu na pano­wa­nie wroga w powie­trzu mar­sze wyko­ny­wano tylko w nocy. Nie­do­brze jed­nak było z łącz­no­ścią. Ponie­waż 3 wrze­śnia w ręce Niem­ców dostał się pol­ski szyfr szta­bowy (razem z doku­men­tami sztabu roz­bi­tej pod Czę­sto­chową 7 Dywi­zji Pie­choty), więc dal­sze posłu­gi­wa­nie się nim nie miało już sensu, a zapa­so­wego szy­fru nie przy­go­to­wano. W rezul­ta­cie nawet w roz­mo­wach z Naczel­nym Dowódz­twem ope­ro­wano w zasa­dzie otwar­tym tek­stem impro­wi­zu­jąc na pocze­ka­niu różne kryp­to­nimy i umowne zwroty, by zapew­nić taj­ność przy­naj­mniej naj­waż­niej­szych szcze­gó­łów. Jedy­nie roz­mowy juzowe pozwa­lały na jaką taką swo­bodę sfor­mu­ło­wań.

Korzy­sta­jąc ze względ­nie dobrej sytu­acji wła­snych dywi­zji gene­rał Kutrzeba zdą­żył już zło­żyć jedną wizytę Bort­now­skiemu w Toru­niu i dzięki temu sztab Armii „Poznań” uzy­skał dokładne wia­do­mo­ści o pierw­szych wal­kach w Borach Tuchol­skich. Ich nie­po­myślny prze­bieg zro­bił przy­kre wra­że­nie na ofi­ce­rach, ale dowódca armii i jej szef sztabu, puł­kow­nik Lityń­ski, uspo­ko­ili pod­wład­nych argu­men­tem, że z koniecz­no­ścią opusz­cze­nia Pomo­rza liczono się już przed wybu­chem wojny.

Dnia 5 wrze­śnia gene­rał Kutrzeba posta­no­wił poje­chać jesz­cze raz do Toru­nia, by uzgod­nić z Bort­now­skim drogi odwrotu obu armii, któ­rych woj­ska stop­niowo zbli­żały się ku sobie. Po połu­dniu, kiedy wła­śnie zabie­rał się do wyjazdu, wezwano go nagle do apa­ratu Hughesa. Śmi­gły zako­mu­ni­ko­wał o nie­po­myśl­nym roz­woju wyda­rzeń pod Sie­ra­dzem i wydał roz­kaz zor­ga­ni­zo­wa­nia natych­miast ude­rze­nia na Pod­dę­bice – Sza­dek. Uzgod­niono, że natar­cie wykona Grupa Ope­ra­cyjna gene­rała Knolla w skła­dzie dwu lub trzech dywi­zji. Kutrzeba dopil­no­wał opra­co­wa­nia roz­kazów i po ich pod­pi­sa­niu poje­chał do Toru­nia.

Wró­cił krótko przed pół­nocą. Puł­kow­nik Lityń­ski na powi­ta­nie wrę­czył mu bez słowa krótki radio­gram z War­szawy: „Do dowódcy Armii „Poznań”. Odwo­łuję poprzedni roz­kaz w spra­wie natar­cia na połu­dnie. Armia „Poznań” roz­pocz­nie natych­miast odwrót na War­szawę. Naczelny Wódz”.

– Kiedy to przy­szło? – zapy­tał Kutrzeba ponuro wpa­tru­jąc się w tekst depe­szy.

– O dwu­dzie­stej pierw­szej – odparł zmę­czo­nym gło­sem Lityń­ski. – Roz­kazy odwo­ław­cze wysła­li­śmy po pół godzi­nie…

Dzień 5 wrze­śnia utkwił głę­boko w pamięci ofi­ce­rów sztabu Armii „Poznań”. W osiem­na­ście lat póź­niej jeden z nich, major Win­centy Iwa­now­ski, tak pisał o tych wyda­rze­niach:

„Przy­krym prze­ży­ciem i wstrzą­sem moral­nym dla sztabu były trzy różne roz­kazy Naczel­nego Dowódz­twa wydane 5 wrze­śnia, a doty­czące akcji na połu­dnie na korzyść Armii „Łódź”. Prze­czu­wało się coś bar­dzo nie­do­brego, gdyż tego rodzaju posu­nię­cia na naj­wyż­szym szcze­blu są w ogóle czymś trud­nym do zro­zu­mie­nia”.

Decyzja

Dni 6 i 7 wrze­śnia upły­nęły w kwa­te­rze Armii „Poznań” na bez­owoc­nych wysił­kach nad­ro­bie­nia straty czasu wywo­ła­nej nie­for­tun­nymi roz­ka­zami. Mimo iż oddziały – wbrew dotych­cza­so­wej prak­tyce – masze­ro­wały także w dzień, opóź­nie­nie odwrotu o jedną dobę stało się fak­tem. Ślę­cząc nad mapami gen. Kutrzeba umoc­nił się osta­tecz­nie w prze­ko­na­niu, że roz­kaz mar­szałka do „odwrotu na War­szawę” nie może być wyko­nany bez bitwy. Drogi odwrotu obu pol­skich armii oraz droga mar­szu 8 Armii nie­miec­kiej zbli­żały się codzien­nie ku sobie i wystar­czyło wykre­ślić na mapie ich prze­dłu­że­nie, by stwier­dzić, że gdzieś w rejo­nie Łęczycy lub Łowi­cza te woj­ska zde­rzą się ze sobą. Gene­rał zde­cy­do­wał prze­nie­sie­nie kwa­tery sztabu do fol­warku Lesz­cze pod Kło­dawą, by sku­tecz­niej kon­tro­lo­wać ruchy oddzia­łów. Wie­czo­rem przed wyjaz­dem prze­pro­wa­dził roz­mowę juzową z mar­szał­kiem. Śmi­gły pod­kre­ślił z naci­skiem koniecz­ność przy­spie­sze­nia odwrotu i na zakoń­cze­nie powtó­rzył: „Zakli­nam pana o szybki marsz na War­szawę”.

Nie­stety zało­że­nie kwa­tery w Lesz­czach oka­zało się nie­moż­liwe, gdyż fol­wark był zbom­bar­do­wany. Prze­nie­siono ją do Mchówka pod Izbicą.

W Mchówku upo­rczy­wie pona­wiano próby nawią­za­nia radio­wego kon­taktu z Naczel­nym Dowódz­twem. Gdy kil­ku­go­dzinne wysiłki nie dały rezul­tatu, Kutrzeba dał za wygraną i pole­cił szu­ka­nie kon­taktu przy wyko­rzy­sta­niu kra­jo­wej sieci tele­fo­nicz­nej. Rozu­miał wiel­kie ryzyko tkwiące w poro­zu­mie­niu się tą drogą, ale nie było innego wyj­ścia.

Kutrzeba posta­no­wił przed­sta­wić pro­jekt zwrotu zaczep­nego przez górną Bzurę na Ozor­ków w celu roz­bi­cia lub przy­naj­mniej zdez­or­ga­ni­zo­wa­nia lewego skrzy­dła nie­miec­kiej 8 Armii i zatrzy­ma­nia jej ruchu na War­szawę. Dla gene­rała było jasne, że zbrojne star­cie z woj­skami hitle­row­skiej 8 Armii jest nie­unik­nione i że szansę suk­cesu ma ten, kto narzuci dru­giej stro­nie czas i miej­sce tego poje­dynku. Tylko bitwa mogła jesz­cze zapew­nić armiom „Poznań” i „Pomo­rze” drogę do War­szawy, postawa bierna musiała dopro­wa­dzić do wyprze­dze­nia ich przez Niem­ców i następ­nie odcię­cia od sto­licy.

Zada­niem dowód­ców było teraz zna­le­zie­nie odpo­wie­dzi na trzy pyta­nia: gdzie, kiedy i jakimi siłami ude­rzyć na 8 Armię? Tylko na pierw­sze z nich gene­rał miał gotową odpo­wiedź: powin­ni­śmy ude­rzyć z rejonu Łęczycy na Ozor­ków i Stry­ków, gdyż tutaj wąska i płytka Bzura nie może sta­no­wić poważ­nej prze­szkody… Następne dwa pyta­nia rodziły w umy­śle Kutrzeby dwie alter­na­tywne kon­cep­cje. Zarówno wybór jed­nego z czło­nów tej alter­na­tywy, jak i sama decy­zja doko­na­nia zwrotu zaczep­nego musiały oczy­wi­ście zostać roz­strzy­gnięte na szcze­blu wyż­szym niż dowódz­two armii…

Przed prze­pro­wa­dze­niem ocze­ki­wa­nej roz­mowy gene­rał musiał poko­nać jesz­cze jedną dodat­kową trud­ność. Nale­żało tak umie­jęt­nie zaszy­fro­wać pod­sta­wowe ele­menty kon­cep­cji, ażeby nie mogła ona być zro­zu­miana przez pod­słu­chu­ją­cego – być może – wroga i jed­no­cze­śnie była jasna dla Naczel­nego Dowódz­twa. Cho­dziło o wybór kilku kryp­to­ni­mów, któ­rych pra­wi­dłowe odczy­ta­nie miało zale­żeć od bystro­ści i doświad­cze­nia Szefa Sztabu, gene­rała Wacława Sta­chie­wi­cza. Słowa „Tade­usz” i „Wła­dy­sław” mogły z powo­dze­niem ozna­czać obie armie, „Syrena” – War­szawę, ale jak na pocze­ka­niu zaszy­fro­wać kie­ru­nek Łęczyca – Ozor­ków? Dwie małe, pro­win­cjo­nalne mie­ściny…

Poszu­ku­jąc wła­ści­wego kryp­to­nimu Kutrzeba nagle przy­po­mina sobie grę wojenną, którą pro­wa­dził kie­dyś na kur­sie dla ofi­ce­rów szta­bo­wych. Tere­nem „roz­gry­wa­nych” na mapie dzia­łań był wtedy teren na zachód od War­szawy, mię­dzy Pilicą a Wisłą… Sta­chie­wicz był obecny jako obser­wa­tor z ramie­nia Gene­ral­nego Inspek­tora…

Pamięć gene­rała uka­zuje na swym ekra­nie dużą salę zasta­wioną kil­koma wiel­kimi sto­łami, przy któ­rych sie­dzą jacyś ofi­ce­ro­wie. Na wprost, na ścia­nie, wisi wielka mapa tego samego obszaru, a na niej widać… „głowę bydlęcą”…

Jakie to pro­ste! Wystar­czy po pro­stu pocią­gnąć czer­woną kredką grubą linię wzdłuż Wisły od ujścia Pilicy do ujścia Bzury, następ­nie wzdłuż Bzury aż do Łęczycy, stąd jesz­cze kawa­łek na zachód i następ­nie wzdłuż Neru na połu­dnie aż do źró­deł tej rzeki. Potem wzdłuż Wol­borki do Pilicy pod Toma­szo­wem i wresz­cie Pilicą do Wisły.

Kiedy zamkniemy obwód czer­wo­nej linii, otrzy­mu­jemy kon­tur bydlę­cej głowy zwró­co­nej „nosem” na zachód. W jej przed­niej czę­ści (na „nosie”) leży Ozor­ków, a Ozor­ków, to prze­cież „ozór” – można powie­dzieć „część bydlę­cej głowy”…

Sta­chie­wicz na pewno pamięta tę grę wojenną, ponie­waż oma­wiali ją potem ze Śmi­głym. Wszyst­kim się wtedy podo­bał dow­cipny kryp­to­nim, przy pomocy któ­rego dowódca jed­nej z „wal­czą­cych” na mapie stron zaszy­fro­wał okre­śle­nie terenu swej akcji.

Drzwi do pokoju dowódcy otwie­rają się i staje w nich szef łącz­no­ści.

– Panie gene­rale, jest War­szawa…

Kutrzeba pod­cho­dzi do tele­fonu. Bez trudu roz­po­znaje zna­jomy głos Sta­chie­wi­cza i z miej­sca przy­stę­puje do oma­wia­nia sprawy:

– Więc, panie gene­rale. Ponie­waż ja nie dojdę do „Syreny” bez walki, idzie o to, że chciał­bym kop­nąć w kie­runku przed­niej czę­ści „głowy bydlę­cia”, a jak się spło­szy, ruszę do pana. Czy pan akcep­tuje kop­nię­cie? Jeśli tak, to cho­dzi o wybór mię­dzy dwoma kon­cep­cjami: albo „Tade­usz” kop­nie sam; niech to będzie mała akcja, albo… – zawa­hał się chwilę – „Tade­usz” będzie kopał razem z „Wła­dy­sła­wem”; nazwijmy to dużą akcją. Oczy­wi­ście „Wła­dy­sław” kop­nie jako drugi. Czy pan mnie rozu­mie?

– Głowa bydlę­cia? – odpo­wiada Sta­chie­wicz. – Chwi­leczkę… Rozu­miem, moim zda­niem pomysł kop­nię­cia jest dobry, a jeżeli… to „duża akcja”. Tylko… Pan rozu­mie, że to jest kwe­stia, którą może roz­strzy­gnąć on sam. Ja decy­zji pod­jąć nie mogę i muszę się uprzed­nio z nim porozu­mieć. To będzie trudne…

Kutrzeba zasta­na­wia się chwilę. A więc – orien­tuje się – mar­szałka nie ma chyba w War­sza­wie1, jeśli trudno z nim się poro­zu­mieć.

– Kiedy, panie Wacła­wie – odzywa się wresz­cie – my tu nie możemy cze­kać! Jeżeli jakie­kol­wiek dzia­ła­nie ma mieć sens, musi być zarzą­dzone już dzi­siaj…

Sta­chie­wicz decy­duje się szybko.

– Zgoda, panie kolego, może pan przy­go­to­wać „kop­nię­cie” razem z „Wła­dy­sła­wem”. Kie­ru­nek: część „głowy bydlę­cia”. O ile do nocy nie będzie innych zarzą­dzeń, pro­szę wyko­ny­wać. Dzię­kuję, koniec.

Kutrzeba z ulgą odkłada słu­chawkę na widełki. Zgoda Sta­chie­wi­cza na zwrot zaczepny w kie­runku Ozor­kowa, aby odrzu­cić Niem­ców i otwo­rzyć sobie drogę do War­szawy, roz­wią­zuje mu ręce. Zgoda ta jest co prawda warun­kowa, ale dobre i to…

Roz­mowa Sta­chie­wi­cza z Kutrzebą zakoń­czona została około godziny 12.30. Puł­kow­nik Kli­mecki, szef Oddziału Ope­ra­cyj­nego Naczel­nego Dowódz­twa, krótko zano­to­wał jej treść, a następ­nie zażą­dał połą­cze­nia ze szta­bem gen. Bort­now­skiego.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. O oko­licz­no­ściach wyjazdu Rydza-Śmi­głego do Brze­ścia por. tomik Szosa piotr­kow­ska. [wróć]