Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
237 osób interesuje się tą książką
„Beautiful Things” to wciągająca i poruszająca opowieść o pierwszej miłości, która pod wieloma względami nie powinna się narodzić. Tłem dla tej historii jest muzyka, mocna i charakterna, niczym sami bohaterowie.
Alex, przekornie nazywana Babe, to ambitna, zdolna i piękna dziewczyna. Świat leży u jej stóp. Jest tylko jeden mały problem… Wkraczając w dorosłe życie zakochuje się w przyjacielu ojca.
Rockman, Richie Montana, to zjawiskowy, dojrzały i pełen pasji mężczyzna. Zanim los postawił na jego drodze córkę Blacka, kobiety traktował wyłącznie rozrywkowo. Kiedy Alex próbuje go uwieść, początkowo broni się przed uczuciem. Niestety wydaje się ono nieuchronne. Bo Babe to nad wyraz charakterna osóbka i jak już się na coś uprze…
Między dwojgiem rodzi się głęboka więź, która szybko staje się źródłem zarówno radości, jak i wielu obaw. Główną z nich jest brak akceptacji, której spodziewają się ze strony ojca dziewczyny, a także własne lęki i wątpliwości, z jakimi niewątpliwie będą musieli się zmierzyć. Para kochanków w zaskakującym tempie odkryje, że uczucia potrafią być równie nieprzewidywalne, co piękne, ale też bolesne. Zwłaszcza gdy postawiony pod ścianą Richie, będzie musiał dokonać pewnego opłakanego w skutkach wyboru…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 301
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Redakcja
Zespół GW, Anna Szumacher
Korekta
Zespół GW, Monika Malewicz
Projekt okładki
Zespół GW Justyna Knapik | fb.com/justyna.es.grafik
Redakcja techniczna, skład i łamanie
Maksym Leki
Wydanie I, 2025
Wydawca:
Wydawnictwo Grzechu Warte
© Wydawnictwo Grzechu Warte, 2024
tekst © Katrarzyna Mak
ISBN 978-83-970671-9-6
Bo słowa mogą wypalić w sercu dziurę, której nawet czas nie zdoła załatać.
Babe
Mam tak dużo do powiedzenia, że właściwie nie wiem, od czego zacząć. Może od początku? Dobra. Postaram się to jakoś sensownie streścić.
Prawdopodobnie się zakochałam. Nie wiem tego na pewno, bo jeszcze do niedawna wydawało mi się, że chłopcy mnie nie interesują. Właśnie, „chłopcy” – nic więcej nie miałam na myśli – nie mężczyźni. A Richie Montana zdecydowanie zalicza się do tej drugiej kategorii. I to chyba stanowi największy kłopot. Nie jestem dokładnie pewna, ile ma lat – nie spytałam, nie było okazji – ale obawiam się, że może być w wieku moich rodziców. Obstawiam, że bliżej mu do mamy, która niedawno przekroczyła kolejną magiczną liczbę. Mniejsza o to, bo i wiek faceta, do którego moje serce bije szybciej, nie musi stanowić głównego źródła problemu. Ale już fakt, że jest najlepszym przyjacielem mojego ojca, owszem.
Tak, mam problem. I albo mi zupełnie odwaliło, albo rzeczywiście zakochałam się w Richiem. Dlaczego? Sama nie wiem. Bo serce nie sługa? Może coś w tym jest… Bo Richie to zajebisty gostek? To akurat jedyny pewnik. On jest po prostu świetny. Pod każdym względem. Utalentowany, dowcipny, inteligentny, błyskotliwy… Mogłabym tak wymieniać bez końca, ale czas na podsumowanie. Richie jest cholernie przystojnym facetem. Przekonałam się o tym, kiedy zgolił tę paskudną brodę, którą nosił w chwili naszego poznania – z całą pewnością dodawała mu lat. Bez zarostu wygląda zdecydowanie lepiej i… Dobra, do brzegu.
Gdy po moim przyjeździe z rodzicami i siostrą do Parc de Calella Richie wpadł w odwiedziny do naszego nowego domu, nie od razu rozpoznałam w nim faceta, którego miałam przyjemność poznać w Aspen. Wtedy nie wywarł na mnie aż tak wielkiego wrażenia. W zasadzie początkowo uważałam go za takiego samego starego zgreda, jak mojego biologicznego ojca, niejakiego Jesusa Alexandra vel Czarnego, oczywiście jeszcze wtedy nie mając pojęcia, kim tak naprawdę jest. Prawdę mówiąc w Aspen uśmiechałam się do nich obu tylko dlatego, że zależało mi na rozwoju i karierze, o której marzyłam. Już wtedy wierzyłam, że zajdę wysoko. Czy jestem zadufana, będąc tego w zasadzie pewna? Może. Odrobinę. Na usprawiedliwienie mam fakt, że rzekomo mam talent. Miłości do muzyki nie wyssałam z mlekiem matki, a otrzymałam w genach po tatusiu, niewyedukowanym gamoniu, facecie, który uwiódł moją matkę dwukrotnie, nie zakładając gumki i majdrując jej dzieciaki. Jednym z nich oczywiście jestem ja, a drugim moja mała siostrzyczka Lucy, którą zresztą uwielbiam. Zanim jednak i do tego dojdę, dorzucę coś jeszcze, bo nachodzi mnie pewna niepokojąca refleksja. Jeśli tych dwoje podstarzałych osobników płci przeciwnej nie zacznie się bardziej kontrolować, to wkrótce czarne stadko może się jeszcze bardziej powiększyć. Raptem wczoraj nakryłam ich na gorącym uczynku, jak kopulowali. Chryste, co to był za widok…
Wróciłam wcześniej, niż zakładałam. A tu od progu dochodzą mnie takie dźwięki. Mama starała się stłumić wydobywające się z jej ust jęki, ale innych, towarzyszących temu odgłosów, jak trzęsące się w szafce talerze … Cóż, nad tymi żadne z tych niewyżytych seksualnie maniaków nie miało kontroli.
– O fuj! – powiedziałam z obrzydzeniem, kiedy moim oczom ukazał się ten widok. – Stare, popaprane zboki.
– Nie wiesz, że się puka?
Nie mogę uwierzyć, że ojciec nawet nie odwrócił głowy. Zupełnie jakby mu nie przeszkadzało, że ma widownię. Za to twarz mamy zdawała się płonąć, choć to nie ona świeciła przede mną gołym zadkiem, a jej napalony mężuś, a mój stary.
– Wynocha! – rzucił przez ramię. – I zamknij drzwi z drugiej strony.
– Jeżu kolczasty… Ale żeby na blacie? Już nic nie tknę, a taka byłam głodna.
– Spadaj, Babe! – usłyszałam jeszcze w odpowiedzi.
Gdyby nie okoliczności, Czarny by mnie popamiętał. Ale jakoś nie miałam ochoty dłużej oglądać tego wysublimowanego pornola z udziałem moich starych, więc ewakuowałam się stamtąd jak najprędzej.
Teraz jednak nie widok gołej dupy mojego ojca zaprząta mi myśli. Moją głowę obecnie zajmuje pewien wydziarany przystojniak, który niestety udaje, że nie istnieję. Nie widzi we mnie kobiety, a dzieciaka. Cały czas tylko Babe i Babe. Nie jestem pewna, który pierwszy, on, czy mój sfiksowany ojczulek wymyślił tę ksywę, ale obaj tak na mnie mówią. Serio? Nie jestem pewna do czego właściwie piją. Nazywają mnie tak wymownie ze względu na mój wiek? Naprawdę? Za chwilę skończę osiemnastkę i będę mogła już nawet kupić sobie piwo na legalu. Ale mniejsza o to. Ojciec i jego przyjaciel przeginają. I nie wiem, którego bardziej mam ochotę udusić gołymi rękami, kiedy mi wypominają mój młody wiek. Jakby sami nigdy nie byli młodzi. Zapomnieli, że kiedyś także mieli mleko pod nosem?
Wzdycham i zerkam na zasypiające w moich ramionach dziecko. Lucy jest taka słodka. Uwielbiam ją. Początkowo, gdy dowiedziałam się o ciąży rodziców – tak, uważałam, że oboje byli w tym umoczeni po pachy – nie skakałam z radości. Żeby w ich wieku robić takie rzeczy? Uważałam, że to obciach. Teraz jednak nie umiem sobie wyobrazić życia bez tej małej. Nie wiem, może to wina buzujących we mnie hormonów? A może zwyczajnie mam już tak silnie rozwinięty instynkt macierzyński, bo chwilami, zwłaszcza gdy tulę siostrę do piersi, widzę się w roli matki. Ojcem mojego dziecka oczywiście nie mógłby być nikt inny, jak Richie Montana! Jestem pewna, że po takich rodzicach byłoby nie tylko piękne, ale i utalentowane. Już je widzę…
Chyba musiałam zbyt przeciągle westchnąć, bo Lucy na nowo otwiera oczęta. Lulam ją więc i zaczynam nucić ulubioną piosenkę:
Dzisiaj jestem tylko wspomnieniem
Echem dziecięcych lat
Kiedyś byłam twoim marzeniem
Do mnie należał świat
Świat twoich zabaw, myśli i słów
Pierwszych radości i pięknych snów*
Jej widok mnie rozczula. Jeszcze do niedawna sądziłam, że nie jestem zdolna do takich uczuć. Nawet nie wierzyłam, że mogę kogoś pokochać tak mocno. A jednak.
Uśmiecham się na tę myśl, ale wciąż nie przestaję nucić.
Dzisiaj, gdy przymkniesz oczy
Na szarym pamięci tle
Pośród wyblakłych przeźroczy
Zobaczysz właśnie mnie
Jestem twoją bajką, jestem twoją bajką
Jestem bajką twego snu
Jestem twoją bajką, jestem twoją bajką
Jestem bajką twego snu
„Jesteś – mówię bezgłośnie, patrząc na przysypiające w moich ramionach dziecko. – Jesteś”.
Nie mam już tylko na myśli Lucy, którą rzeczywiście kocham bezgranicznie. Ta mała owinęła mnie sobie wokół palca i gdybym musiała, oddałabym za nią życie. Ale czas jeszcze raz przyznać przed samą sobą: zakochałam się bez pamięci. W mężczyźnie.
Kiedy pożegnasz bajkę
Z dziecięcych lat
Zamkniesz za sobą furtkę
Zaczarowany świat
Problem w tym, że nie wiem, co zrobić z tą miłością. Kiedy pomyślę, co na to rodzice, zwłaszcza jak zareaguje ojciec… Chryste. Boję się jego reakcji. W szczególności niepokoi mnie to, jak się zachowa, kiedy dowie się, kim jest wybranek mojego serca.
Oj, biedny on, biedna ja…
Jestem twoją bajką, jestem twoją bajką
Jestem bajką twego snu
Jestem twoją bajką, jestem twoją bajką…
Jestem! A ojcu nic do mojego wyboru!
Richie
– Muszę iść – rzucam przez ramię, wciągając spodnie na goły tyłek.
– Tak szybko? – Laska, której imienia z pewnością nie zapamiętam na długo, nie ukrywa rozczarowania.
– Wypadło mi coś pilnego – odpowiadam jedynie, skupiając się na zamku od spodni, bo nie chcę przyciąć sobie klejnotów.
– To coś nazywa się Babe?
Nie odpowiadam. Nie muszę się przed nikim tłumaczyć. Zwłaszcza przed osobą, która zagląda mi do telefonu, zupełnie jakby rościła sobie do mnie prawa, jak gdyby była moją dziewczyną. Nie jest. I nigdy nie będzie. Ani ona, ani żadna inna. Życie mnie nauczyło, żeby nie ufać kobietom, a i bycie singlem mi odpowiada.
– Zadzwonisz chociaż? – pyta, podciągając się na łokciach i patrząc na mnie wyczekująco.
– Postaram się. – Oczywiście kłamię. Nie chcę się z nią dłużej spotykać.
Wkładam podkoszulek i sięgam po buty. Te zamierzam włożyć w korytarzu.
– Dzięki. Było miło.
Wiem, chujowy tekst, ale nie mam ochoty silić się na uprzejmości. Alex chce się ze mną spotkać, więc musi to być coś ważnego. Do pracy od zawsze podchodziłem bardzo poważnie, a że to zlecenie od samego Blacka, jej ojca, to traktuję sprawę priorytetowo.
– Cześć, Babe – rzucam do telefonu, przytrzymując go ramieniem. Jestem już poza hotelowym pokojem i właśnie wkładam buty. Boso nie zamierzam prowadzić.
– Możesz mnie tak nie nazywać? Nie jestem dzieckiem.
Nie komentuję tego, tylko wchodzę do windy i wduszam parter.
– Stało się coś? – Zerkam w otaczające mnie lustrzane ściany. Pomadkę laski, której imię rzeczywiście wyleciało mi z głowy, mam na całej twarzy. Zadzieram koszulkę i brzegiem próbuję zetrzeć czerwone ślady z policzków.
– Muszę się z tobą zobaczyć.
– Jesteś w Barcelonie?
– Tak.
Nie dociekam, co tu robi, tylko odpowiadam:
– Za piętnaście minut w studiu.
– Dobrze. Będę. – Rozłączam się i uparcie ścieram szminkę, którą naznaczyła mnie tamta dziewczyna. – Permanentna? Serio? – Uparcie pocieram twarz materiałem.
Na szczęście nie. Uff.
***
Alex czeka na mnie pod drzwiami studia nagraniowego jej ojca. Mam półgodzinną obsuwę. Na mieście, o tej godzinie, panują straszne korki.
– Co cię sprowadza, Babe? – pytam, przepuszczając ją w progu. – Wybacz spóźnienie.
Nie odpowiada, więc chyba znów się na mnie złości za tę dziecinę. Udaję, że tego nie dostrzegam. Jak tylko wchodzimy do środka, zapalam światło i rzucam kluczyki od auta na pobliski stół.
Zerkam na nią. Musiało ją tu ściągnąć coś ważnego, skoro nadprogramowo zjawia się w oddalonej o pięćdziesiąt kilometrów od jej domu Barcelonie. Próbę mieliśmy zaplanowaną na jutro. A może coś mi się pomieszało? Zaraz się o tym przekonam.
– Alex?
Przyglądam się jej uważniej. Wygląda inaczej. Nie jestem pewien, czy to tylko kwestia samego ubioru, choć przyznaję, że jej dzisiejszy outfit nie przypomina tego, w którym zwyczajowo się pokazywała. Poprzecierane i sprane czarne rurki zamieniła na krótką spódniczkę w kolorze głębokiej czerwieni; rozwleczony, także czarny T-shirt na opinający jej piersi biały top; zaś toporne glany ustąpiły miejsca jakże zwyczajnym conversom. Niemniej coś jeszcze wyraźnie przykuwa moją uwagę. Alex, jak dotąd, robiła ostry, przesadnie rzucający się w oczy makijaż. A teraz ciemny cień do powiek i kocią, mocno wywiniętą kreskę zastąpiła tuszem do rzęs, zaś purpurową, niemal wpadającą w czerń szminkę zamieniła na cielisty błyszczyk.
– Odpowiesz, czy każesz mi zgadywać?
– Mogę poprosić o coś do picia?
– Oczywiście – odpowiadam bez cienia zakłopotania. Ale fakt, mogłem o tym pomyśleć. Dziś jest wyjątkowo ciepły dzień, więc rzeczywiście trzeba było od razu zaproponować jej wodę albo sok. – Wolisz wodę czy…?
– Z chęcią napiję się piwa.
Przyglądam się jej z uwagą. Nie jestem pewien, czy żartuje i tylko mnie wkręca, czy raczej testuje moją lojalność wobec jej rodziców. A może jedno i drugie? Możliwe, że chce mieć na mnie jakiegoś haka, którym potem będzie mogła mnie szantażować przed ojcem. Ale niby po co miałaby to robić? Przecież dogadujemy się dość dobrze. Czy tylko mi się wydaje?
– Niestety nie mam bezalkoholowego.
– Takiego nawet bym nie tknęła. Chce się po nim tylko siku. Poza tym…
Unoszę brew, gdy na moment nabiera wody w usta. Zabawna jest i zdaje się, że chciała dodać coś jeszcze. A że zżera mnie ciekawość, zachęcam ją:
– Poza tym?
– Nie wiesz, że piwo bezalkoholowe jest jak wibrator?
– Wibrator? – Robi się coraz ciekawiej.
Babe uśmiecha się powściągliwie i kiwa głową, a potem od razu objaśnia:
– Tylko, że bez baterii. Niby wchodzi gładko, ale nie ma tego pierdolnięcia – wali prosto z mostu, ani trochę nie owija w bawełnę. Po takich rodzicach, nie mogło być inaczej.
A ja? Cóż, wybucham głośnym śmiechem. Mija jakiś czas, zanim się opanowuję i jestem w stanie kontynuować tę rozmowę.
– Nie mogę dać ci piwa, bo Black by mnie…
– On nie musi się o niczym dowiedzieć.
Znów patrzę na nią ogłupiały. W co pogrywa?
– Nie chcę kłopotów, Babe – mówię poważnie.
– Nie będziesz ich miał – odpowiada przekonującym głosem, podchodzi bliżej, patrzy mi głęboko w oczy, a następnie wskakuje na blat i mości się na nim wygodniej. – Proszę.
I jeszcze patrzy na mnie tymi ślepiami jelonka z kreskówki. Kiedyś, w dokładnie taki sam sposób, jej matka patrzyła na Blacka. W sumie nadal tak robi, gdy czegoś od niego chce. I mimo upływających lat, na mojego przyjaciela działa to niezmiennie – ulega jej i zgadza się na wszystko. Ale Babe to nie Blondie, a ja nie jestem Blackiem.
Uśmiecham się powściągliwe do własnych myśli, kręcę głową i w sumie nie wierzę, że to robię, ale podchodzę do lodówki, wyjmuję z niej zimne piwo, otwieram butelkę i podaję ją wymachującej nogami prawie osiemnastoletniej dziewczynie. Mam nadzieję, że jej ojciec mnie z tego nie rozliczy.
– Możesz wziąć tylko kilka łyków – ostrzegam, kiedy upija pierwszy wprost z butelki. A już miałem zapytać, czy nie potrzebuje szklanki. – Nie chcę, żebyś się upiła. Black by mi…
– Nie mówmy o moim ojcu.
– Masz rację. Co cię sprowadza?
Alex nie odpowiada, tylko upija kolejny spory łyk, a potem następny. Odbieram z jej rąk butelkę i sam popijam piwo, które smakuje… truskawkami? Krzywię się. Nie znoszę smakowego piwa, zwłaszcza truskawkowego. Szybko odkrywam jednak, że w tym wszystkim nie chodzi o smak piwa, a szyjkę butelki upapraną błyszczykiem.
– Coś nie tak? – pyta Babe, nawijając pasmo włosów na palec.
Nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że Alex jest dziś jakaś… nieswoja. Gdybym jej już trochę nie znał i gdybym nie wiedział, ile ma lat, pomyślałbym, że mnie kokietuje.
– Twój – pokazuję wymownie na jej usta – błyszczyk został na szkle – wyjaśniam i kolejny już raz tego samego dnia używam koszulki, by zaradzić problemowi.
– Nie lubisz truskawek?
– Kto powiedział, że nie lubię? Ale mazidła o ich smaku już niekoniecznie.
– Gustujesz w innych? – Bystra jest, bo chyba zauważyła niezeszłe do końca czerwone plamy po szmince.
Nie odpowiadam, tylko zerkam na nią. Widzę, że jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa.
– A może chciałbyś spróbować, jak smakuje na moich wargach? – dodaje.
– Nie wiem, co brałaś, ale proponuję, żebyś to odstawiła.
Wtedy Babe zeskakuje z blatu i podchodzi do mnie. Dzielą nas centymetry. Jest drobna, niewysoka, więc żeby spojrzeć mi w oczy, musi zadrzeć głowę, co czyni z niebywałą pewnością siebie. Naprawdę nie wiem, w co ze mną pogrywa i właściwie, po co to robi, ale coraz mniej mi się to podoba. Już widzę minę Blacka, gdyby zastał nas w takiej sytuacji.
– Podobasz mi się, Montana – mówi nagle zmysłowym, niepodobnym do siebie głosem.
Zakładam, że muszę mieć nietęgą minę, ale to i tak nie powstrzymuje Alex przed wypowiedzeniem na głos kolejnej bzdury. Bo to, że pieprzy mi tu teraz jakieś głodne kawałki jest aż nazbyt oczywiste!
– I chyba się w tobie zakochałam.
Doświadczony i całkiem dorosły ze mnie mężczyzna, ale gdy to słyszę, odruchowo odsuwam się od wlepiającej we mnie wzrok dziewczyny, w dodatku możliwie jak najdalej. Zupełnie jakbym wierzył, że dzięki temu ta farsa zakończy się raz na zawsze, a właściwie zanim rozpocznie się na dobre.
Oj, jak bardzo się myliłem, bo to był dopiero początek.
* Sanah, Jestem twoją bajką, [z:]„Akademia Pana Kleksa”, Magic Records, Open Mind One, Sony Music Entertainment Poland, 2023
